Powrót do siebie prawdziwej - Iwona Majewska-Opiełka - ebook + książka

Powrót do siebie prawdziwej ebook

Iwona Majewska-Opiełka

4,3

Opis

Ta książka zachęca do fascynującej podróży do siebie samej, do swojej autentycznej duchowej tożsamości. Do źródła radości, czułości i zrozumienia dla siebie. Do autoterapii.



Życie jest jak otwieranie kolejnych drzwi, za którymi czeka nas mniejsza lub większa niewiadoma. Nie każdy lubi tę niepewność. Żyjąc świadomie i korzystając z tego, co w tobie najlepsze, możesz to oswoić, a nawet – polubić. A wtedy kładziesz rękę na klamce, otwierasz drzwi i... łagodnie przechodzisz do nieco innej rzeczywistości.

Przeczytaj i poczuj się lepiej... Obojętnie, na jakim życiowym etapie teraz jesteś.Ta książka zachęca do fascynującej podróży do siebie samej, do swojej autentycznej duchowej tożsamości. Do źródła radości, czułości i zrozumienia dla siebie. Do autoterapii.


Życie jest jak otwieranie kolejnych drzwi, za którymi czeka nas mniejsza lub większa niewiadoma. Nie każdy lubi tę niepewność. Żyjąc świadomie i korzystając z tego, co w tobie najlepsze, możesz to oswoić, a nawet – polubić. A wtedy kładziesz rękę na klamce, otwierasz drzwi i... łagodnie przechodzisz do nieco innej rzeczywistości.

Przeczytaj i poczuj się lepiej... Obojętnie, na jakim życiowym etapie teraz jesteś.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (3 oceny)
1
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Au­torka: Iwona Ma­jew­ska-Opiełka
Re­dak­cja: Syl­wia Wa­cho­wicz
Ko­rekta: Ka­ta­rzyna Zioła-Ze­mczak
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Emi­lia Pryśko
Pro­jekt gra­ficzny ma­kiety i skład: Iza­bela Kruź­lak
Re­dak­tor pro­wa­dząca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz
Re­dak­tor pro­jektu: Agnieszka Fi­las
Kie­row­nik re­dak­cji: Agnieszka Gó­recka
© Co­py­ri­ght by Iwona Ma­jew­ska-Opiełka © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Żadna część tej książki nie może być po­wie­lana lub prze­ka­zy­wana w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgody wy­dawcy, z wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­menty tek­stu.
Biel­sko-Biała 2023
Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o. ul. Za­pora 25 43-382 Biel­sko-Biała tel. 338282828, fax 338282829pas­cal@pas­cal.plwww.pas­cal.pl
ISBN 978-83-8317-233-0
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Wstęp

Mam na­dzieję, że pod­ty­tuł cię za­in­try­go­wał, ale i roz­ba­wił. Skąd się wziął? Na jed­nym z wielu ame­ry­kań­skich szko­leń, na które cha­dza­łam z wiel­kim en­tu­zja­zmem w la­tach 90. ubie­głego wieku, usły­sza­łam kla­sy­fi­ka­cję wieku ko­biety, która bar­dzo przy­pa­dła mi do gu­stu. Zmo­dy­fi­ko­wa­łam ją nieco, tak aby jesz­cze le­piej słu­żyła mnie i in­nym ko­bie­tom. Ko­bieta jest:

• do 25. roku ży­cia – prze­sad­nie młoda,

• od 26. do 35. roku ży­cia – bar­dzo młoda,

• od 35. do 45. roku ży­cia – młoda,

• od 46. do 55. roku ży­cia – wciąż młoda,

• od 56. roku ży­cia – młoda, ale bez prze­sady.

Za­wsze to wła­śnie ten ostatni okres po­do­bał mi się naj­bar­dziej, wszak brzmi to po pro­stu opty­mal­nie. Kiedy pierw­szy raz usły­sza­łam ten niby żar­to­bliwy po­dział by­łam bar­dzo młoda. Z wie­kiem znaj­do­wał on so­bie w moim sercu co­raz cie­plej­sze i pew­niej­sze miej­sce. I wcale nie uwa­żam, że jest żar­tem, mimo że śmia­łam się, sły­sząc go, a po­tem śmiały się uczest­niczki mo­ich szko­leń. Trzy razy zmie­nia­łam ka­te­go­rię i te­raz już wiem, że z wie­kiem mło­dość ko­biety jest co­raz bar­dziej na­gra­dza­jąca i fa­scy­nu­jąca. Przy­cho­dzi pew­nie czas, kiedy trzeba użyć słowa „sta­rość”. To do­bre słowo, nie ma w nim ni­czego, co na­ka­zy­wa­łoby mó­wić je szep­tem. To spo­łe­czeń­stwo, nie wie­dzieć czemu, za­biera temu okre­sowi cały splen­dor, ja­kim mógłby być oto­czony. Ten okres wciąż przede mną i je­stem prze­ko­nana, że je­śli będę żyć, tak jak do­tąd, bę­dzie to rów­nież piękny czas.

Jest li­piec 2022 roku. W lip­cowe środy czy­tam dla od­bior­ców mo­jego ka­nału YouTube książkę Na­wyki sku­tecz­no­ści. Jak w 30 dni zmie­nić ży­cie na lep­sze. To tylko pięć śród i pięć roz­dzia­łów, ale uświa­do­miły mi one, dla­czego ta książka cie­szyła się po­wo­dze­niem. To były moje do­świad­cze­nia, w które wple­ciona była teo­ria. Efek­tem jest wy­jąt­kowa książka. Pi­sa­łam ją jakby dwa razy: jako młoda czter­dzie­sto­let­nia ko­bieta i po­tem jako wciąż młoda... pięć­dzie­się­cio­let­nia ko­bieta. Każdy roz­dział koń­czy się re­flek­sją na te­mat tego, jak zmie­niło się moje ży­cie przez te kil­ka­na­ście lat i jak da­lej prze­biega mój roz­wój oso­bi­sty. Książka uka­zała się naj­pierw pod ty­tu­łem Ku do­sko­na­ło­ści. 30 dni pracy nad sobą. Po­pro­si­łam o zmianę ty­tułu, kiedy przy­go­to­wy­wano ko­lejną edy­cję. Mia­łam już wtedy po­nad 60 lat... Zmie­nił mi się sto­su­nek do do­sko­na­ło­ści, nie wie­rzy­łam już tak bar­dzo w to, że warto jest pro­wa­dzić swoje ży­cie pod ta­kim sztan­da­rem. Zbyt dużo jest nie­po­ro­zu­mień zwią­za­nych z poj­mo­wa­niem do­sko­na­ło­ści i dą­że­niem do niej. W pierw­szej chwili chcia­łam do­pi­sać ko­lejny krótki tekst do każ­dego roz­działu. Zre­zy­gno­wa­łam jed­nak z tego, gdyż jedną z do­brych stron tej książki jest jej wła­ściwa ob­ję­tość. Nie wszy­scy lu­bią dłu­gie wy­wody, na­wet gdy są war­to­ściowe. Po­sta­no­wi­łam za­tem na­pi­sać ko­lejną, nie­zbyt ob­szerną książkę opi­su­jącą ko­bietę do­bie­ga­jącą sie­dem­dzie­siątki, która żyje po­nad 35 lat w zgo­dzie z za­sa­dami opi­sy­wa­nymi we wspo­mnia­nej książce, a także w co naj­mniej w 20 in­nych książ­kach mo­jego au­tor­stwa[1].

Po­dob­nie jak za pierw­szym ra­zem, są to tek­sty wy­jęte z mo­jego pa­mięt­nika i do­pra­co­wane tak, by two­rzyły spójną ca­łość da­jącą oprócz przy­jem­nego do­świad­cze­nia prze­by­wa­nia w czy­imś ży­ciu rów­nież kon­kretną wie­dzę na te­mat tego, co na­zwa­łam au­to­te­ra­pią po­zy­tywną i per­ma­nentną. Ni­gdy nie by­łam spe­cjalną wiel­bi­cielką psy­cho­te­ra­pii, choć mam świa­do­mość, że cza­sem jest ona nie­zbędna... Cza­sem. Nie tylko wie­rzę, że je­ste­śmy w sta­nie zna­ko­mi­cie po­ra­dzić so­bie sami, ale mam na to do­wody w po­staci ży­cia wielu mo­ich klien­tów, któ­rzy bez te­ra­pii we­szli na ścieżkę speł­nie­nia i szczę­ścia. Sama rów­nież sa­mo­dziel­nie uło­ży­łam się ze swoją prze­szło­ścią, na­uczy­łam żyć w te­raź­niej­szo­ści i zdo­by­łam kom­pe­ten­cje po­zwa­la­jące mi spo­koj­nie spo­glą­dać w przy­szłość. Wiem, że w więk­szo­ści żyć jest to moż­liwe. Wy­star­czy au­to­te­ra­pia i do tego po­zy­tywna, czyli taka, która nie wy­maga roz­dra­py­wa­nia ran i szu­ka­nia w so­bie uczuć, które po­noć stłu­mi­li­śmy i te­raz trzeba dać im upust. Nasz sys­tem sa­mo­po­mocy wie, co robi.

Na­prawdę cza­sem le­piej za­ufać pod­świa­do­mo­ści niż Freu­dowi.

A bez żar­tów – le­piej uwie­rzyć, że na­sza pod­świa­do­mość czę­sto le­piej wie, co robi, niż wy­kształ­cony psy­cho­te­ra­peuta. Nie wszyst­kie po­tyczki z ży­cio­wymi wy­zwa­niami wy­ma­gają psy­cho­te­ra­pii, cza­sem wy­star­czy zdo­by­cie pew­nej kom­pe­ten­cji, na­ucze­nie się tech­niki, a cał­ko­wi­tym re­me­dium jest na­wią­za­nie peł­nej współ­pracy z ser­cem. To ro­zu­mie tylko psy­cho­te­ra­peuta, który kie­ruje się bar­dziej in­tu­icją niż wie­dzą, i je­śli trafi się wła­śnie na ta­kiego, może być po­mocny. Można na­to­miast stać się ta­kim psy­cho­te­ra­peutą dla sie­bie. Zwłasz­cza, że – no cóż – nie każ­dego stać na psy­cho­te­ra­pię.

Moje książki za­wsze za­wie­rają wska­zówki do au­to­te­ra­pii po­zy­tyw­nej, ale też per­ma­nent­nej. Książka, którą za­czy­nasz czy­tać, jest nie­mal w ca­ło­ści jedną wielką pod­po­wie­dzią.

W póź­niej­szych la­tach ży­cia czę­sto bar­dziej po­trze­buje się te­ra­pii niż roz­woju oso­bi­stego. Jest po temu wię­cej oka­zji i... wię­cej czasu. Te­ra­pia to ina­czej le­cze­nie czy przy­wra­ca­nie do peł­nego zdro­wia fi­zycz­nego lub psy­chicz­nego. Je­śli wcze­śniej nie ze­tknę­li­śmy się z do­brą drogą roz­woju oso­bi­stego, ten okres bywa przy­kry. Jed­nak na­wet, kiedy przez więk­szość ży­cia po­dą­żało się ścieżką roz­woju oso­bi­stego, do­cho­dząc do do­brego kon­taktu z wła­sną du­szą, w po­po­łu­dniu ży­cia zda­rzają się oka­zje, aby wy­ko­rzy­sty­wać wie­dzę z za­kresu au­to­te­ra­pii. Pro­gramy ota­cza­ją­cego świata zbyt mocno wdru­ko­wane są w na­szą pod­świa­do­mość, aby­śmy mo­gli się od nich cał­ko­wi­cie uwol­nić. Ja sama mam z tym wy­zwa­nia, o któ­rych tu prze­czy­tasz.

Je­stem star­szą pa­nią, kiedy mowa o ka­len­da­rzu... i ciele, jed­nak i moje ży­cie, i umysł są wy­star­cza­jąco młode, abym mo­gła tra­fiać prze­ka­zem tej książki do lu­dzi w róż­nym wieku. Choć pi­sana jest z per­spek­tywy ko­biety mło­dej, ale bez prze­sady, to wiele z opi­sy­wa­nych tu sy­tu­acji do­ty­czy każ­dego, także męż­czyzn. Młod­sze osoby nie tylko znajdą tu­taj coś dla sie­bie do za­sto­so­wa­nia od za­raz, ale mogą dzięki tej książce le­piej przy­go­to­wać się do przy­szło­ści, mogą za­cząć ro­bić już te­raz coś, co za­owo­cuje po­tem lep­szym ży­ciem. Mam też na­dzieję, że prze­czy­taw­szy ją, będą się spo­dzie­wać w okre­sie zwa­nym sta­ro­ścią wszyst­kiego do­brego. To na­prawdę ko­lejny piękny okres do­brze pro­wa­dzo­nego ży­cia.

Fi­ranka na wie­trze, czyli wy­ma­rzony dzień

Od wielu lat na po­czątku roku opi­suję swój wy­ma­rzony dzień. Wy­ma­rzony, czyli taki, jaki chcia­ła­bym, aby był, gdyby wszystko było moż­liwe. Nie chcę pod­wa­żać żad­nych praw przy­rody, by­naj­mniej, nie ży­czę so­bie, abym była wy­soką, dłu­go­nogą prze­sad­nię młodą blon­dynką z peł­nymi ustami, ani nie chcę umieć la­tać. Nie ma­rzę o by­ciu pri­ma­ba­le­riną czy ko­smo­nautką. Jed­nakże wszel­kie uwa­run­ko­wa­nia fi­nan­sowe, cza­sowe czy for­malne w moim wy­ma­rzo­nym dniu nie ist­nieją. Nie uwa­żam, by co­kol­wiek mo­gło mnie po­wstrzy­my­wać przed ży­ciem ta­kim, ja­kiego na­prawdę pra­gnę. Opi­suję w nim to, co chcia­ła­bym na­prawdę ro­bić, to czego pra­gnę, a nie to, co mogę ro­bić czy na co po­zwolą mi re­alia. Mimo że pi­szę to co roku, te dni róż­nią się od sie­bie. A to z kilku po­wo­dów. Przede wszyst­kim przez 30 lat speł­ni­łam wiele swo­ich ma­rzeń, zre­ali­zo­wa­łam setki ce­lów, sporo osią­gnę­łam, a jesz­cze wię­cej do­sta­łam od ży­cia w pre­zen­cie. Ostat­nio otrzy­ma­łam w pre­zen­cie spe­cjalny ze­szyt na tak zwaną buc­ket list, czyli li­stę rze­czy, które chcia­ła­bym zro­bić przed śmier­cią. Swoją drogą, miły pre­zent. Uważa się, że po­winno to być 100 rze­czy, zda­rzeń, wy­zwań. Zaj­muję się tą li­stą, od­kąd do­sta­łam ten ze­szyt, i nie mam na­wet 20 rze­czy. Nie dla­tego iż są­dzę, że nie star­czy mi czasu. Tego nie bie­rze się pod uwagę, ma­rząc czy two­rząc ta­kie li­sty. Po pro­stu wiele już zro­bi­łam, a także zmie­nił mi się sto­su­nek do róż­nych spraw. Każdy wiek ma swoje prawa.

Na­wet wtedy, kiedy nie czu­jemy, ile mamy lat, du­sza ste­ruje na­szym pro­ce­sem ocze­ki­wań i pre­fe­ren­cji tak, że pew­nych rze­czy nie chce się już tak bar­dzo, jak kie­dyś.

Gdy­bym tego nie wie­działa i nie ro­zu­miała, dzi­wi­łoby mnie pew­nie to, że nie mam wiel­kiej ochoty na po­dróże. Moje ma­rze­nia sprzed lat w nie ob­fi­to­wały. Mia­łam całą li­stę miejsc, które chcia­łam zo­ba­czyć, i suk­ce­syw­nie zmie­nia­łam ich sta­tus – z ma­rze­nia sta­wały się ce­lem. A po­tem ja­koś tak się wszystko ukła­dało, że znaj­do­wa­łam się w tym wy­ma­rzo­nym miej­scu. By­łam w 28 kra­jach w po­nad 100 miej­scach, które mia­łam na li­ście, a i Pol­skę zwie­dzi­łam dość do­brze. Cza­sem mocno wi­dać w tym było współ­pracę Wszech­świata i Prawa Przy­cią­ga­nia. Tak było na przy­kład z moim rej­sem pro­mem do Nor­we­gii. Zro­bi­łam cel z tego, że chcę zo­ba­czyć fiordy. Na­pi­sa­łam: Ra­zem z któ­rąś z có­rek oga­damy fiordy nor­we­skie. Aby był to cel, a nie ma­rze­nie, da­łam czas na to do końca roku. Mia­łam za­tem 12 mie­sięcy na jego zre­ali­zo­wa­nie. Za­czę­łam – jak zwy­kle w ta­kich sy­tu­acjach – po­świę­cać temu ce­lowi uwagę. Ku­pi­łam prze­wod­nik i czy­ta­łam o Nor­we­gii, pa­trzy­łam, jak wy­gląda tam ży­cie, na­wet po­zna­wa­łam słowa. Ku­pi­łam so­bie rów­nież kilka rze­czy z prze­zna­cze­niem na tę wy­cieczkę. To wszystko spra­wiało, że pra­gnę­łam po­dróży jesz­cze bar­dziej, a mo­men­tami czu­łam się tak, jak bym już jej do­świad­czała. Wtedy nie wie­dzia­łam, że ro­bię do­kład­nie to, co jest nie­zbędne do uru­cho­mie­nia siły Prawa Przy­cią­ga­nia. Dziś to wiem i świa­do­mie w róż­nych sy­tu­acjach z tego ko­rzy­stam. A jaki był efekt? Nie tylko po­pły­nę­łam na piękny rejs i zo­ba­czy­łam dwa z naj­pięk­niej­szych nor­we­skich fior­dów, ale nic za to nie za­pła­ci­łam, a na­wet za­ro­bi­łam pie­nią­dze. Wpraw­dzie tylko na kie­szon­kowe, ale to dla­tego że w ra­mach za­płaty za­bra­łam ze sobą moją córkę. Bu­si­ness Cen­tre Club za­pro­po­no­wał mi po­pro­wa­dze­nie szko­le­nia dla grupy pol­skich biz­nes­me­nów, któ­rzy wraz z ro­dzi­nami wy­brali się na ten rejs. Czyż nie piękne?! Ni­gdy nie za­po­mnę cu­dow­nej chwili za­chwytu mo­jej sie­dem­na­sto­let­niej wów­czas córki, kiedy wy­szły­śmy rano na śnia­da­nie na po­kład za­cu­mo­wa­nego w fior­dzie promu. Ja także by­łam za­uro­czona, oczy­wi­ście, ale to jej za­chwyt prze­szedł do mo­jej hi­sto­rii. We­ro­nika rów­nież to pa­mięta, na­wet roz­ma­wia­ły­śmy o tym kilka dni temu... 20 lat póź­niej.

W moim wy­ma­rzo­nym dniu były różne miesz­ka­nia, domy, sa­mo­chody i wy­dane książki. Domy i miesz­ka­nia zmie­niały się w za­leż­no­ści od mo­ich po­trzeb i gu­stów, ale za­wsze był je­den mo­tyw... okno, z któ­rego jest piękny wi­dok, a gdzieś bli­sko niego moje biurko. Była też taka scena: sie­dzę przy biurku ład­nie choć wy­god­nie ubrana, świet­nie się czuję i z uśmie­chem na ustach bęb­nię w kla­wia­turę, pi­szę książkę... be­st­sel­ler. W oknie po­wiewa lekka mu­śli­nowa fi­ranka i od czasu do czasu do­la­tuje do mnie za­pach lata. Wiele już było okien, wiele za­pa­chów lata, prze­pro­wa­dza­łam się wszak w swoim ży­ciu już 15 razy. Ni­gdy jed­nak nie było fi­ranki! Nie kom­po­no­wało się to z wy­stro­jem po­koju, naj­czę­ściej za oknem było zbyt ład­nie, by wie­szać fi­rankę. Zwy­kle były to ża­lu­zje, za­wsze ta­kie, że po­wie­wać ra­czej nie mo­gły. Ale wła­śnie dzi­siaj moje ma­rze­nie się speł­niło. Da­lej nie mam fi­ranki, bo wi­dok za oknem jest prze­piękny. Jed­nak okno wy­cho­dzi na wschód i gdy rano pra­cuję, przy­sła­niam je za­słoną z de­li­kat­nej kre­mo­wej tka­niny lekko ob­cią­żoną na dole, ro­dza­jem ża­lu­zji. I dziś był ten mo­ment, kiedy uświa­do­mi­łam so­bie, że oto speł­nia się moje ma­rze­nie: Pi­szę uśmiech­nięta... i tak da­lej... a w oknie po­wiewa wpraw­dzie nie fi­ranka, ale de­li­katna ża­lu­zja, która może na­wet jesz­cze bar­dziej na mnie działa, po­nie­waż, po­wie­wa­jąc, wy­daje lek­kie przy­po­mi­na­jące o tym, co się dzieje, stuk­nię­cie. To ta scena za­chę­ciła mnie do zro­bie­nia za­pisu w pa­mięt­niku. Swoją drogą to ten Wszech­świat musi się cza­sem na­gim­na­sty­ko­wać, żeby speł­nić ży­cze­nia, które do sie­bie nie cał­kiem przy­stają, tak jak choćby piękny wi­dok z okna i fi­ranka. Wiem, że nie można ży­czyć so­bie zu­peł­nie sprzecz­nych rze­czy, bo po pro­stu się zniosą i nic z tego nie wyj­dzie, ale z ta­kimi drob­nymi spra­wami Wszech­świat so­bie ra­dzi, czę­sto w za­dzi­wia­jący spo­sób. Tak było też z moim in­nym ma­rze­niem: bzem pod oknem. W za­sa­dzie wszę­dzie, gdzie miesz­ka­łam, bez rósł bar­dzo bli­sko. Ważne jest tu to, że kiedy zmie­nia­łam te miesz­ka­nia, nie zwra­ca­łam uwagi na to, aby on był. Tak się ja­koś działo. W War­sza­wie w jed­nym miej­scu rósł przy wyj­ściu z klatki, w dru­gim w ogródku pod moim ta­ra­sem, ale zbyt da­leko, bym czuła za­pach z miesz­ka­nia. Wą­cha­łam go, wy­cho­dząc i wra­ca­jąc do domu albo rano wy­glą­da­jąc z ta­rasu i za­cią­ga­jąc się mocno po­wie­trzem z ogródka są­siada. Od pię­ciu lat miesz­kam znowu w To­ronto. W pierw­szym miesz­ka­niu bez był przy wej­ściu do klatki, w dru­gim pod moim oknem, a jakże, ale tak w li­nii pro­stej w od­le­gło­ści ja­kichś 15 me­trów. Spo­ty­ka­li­śmy się, kiedy cze­ka­łam na au­to­bus. Trzeba do­dać, że bez wy­stę­po­wał w każ­dym wy­ma­rzo­nym dniu, w tym opi­sa­nym w 2022 roku także. Dzień opi­sy­wa­łam w stycz­niu, kiedy to już od li­sto­pada miesz­ka­łam w obec­nym apar­ta­men­cie. Mam tu duży bal­kon, a za­tem po­sta­no­wi­łam mieć bez na bal­ko­nie. Od­ra­dzano mi to, z róż­nych po­wo­dów. Zna­la­złam jed­nak od­mianę, która do­brze się miewa na bal­ko­nach i ta­ra­sach, taką tro­chę kar­ło­watą. I tak, mam bez. Pięk­nie za­kwitł, cu­dow­nie pach­niał. Za­pach czuło się w po­koju dzien­nym, a za­wsze mo­głam usiąść w jego są­siedz­twie na bal­ko­nie i na­pa­wać się ulu­bio­nym za­pa­chem. Jest piękny także bez kwia­tów. Znajdę spo­sób za­bez­pie­cze­nia go przed zimą, tak by wio­sną znów cie­szył mnie swo­imi kwia­tami.

Wszech­świat w końcu so­bie po­ra­dził. Mo­gła­bym opi­sać cały pro­ces, jak do tego do­szło, wszak za­wsze jest ja­kiś pro­ces. Za­wsze też po­trzebna jest cier­pli­wość i wiara. Na­tych­mia­stowe ma­te­ria­li­za­cje zda­rzają się rza­dziej, choć też się zda­rzają. Ale czy warto to opi­sy­wać? Mam bez! Mam wio­senne wy­ma­rzone dni. To jest naj­waż­niej­sze.

AU­TO­TE­RA­PIA

• Opisz swój wy­ma­rzony dzień[2].

• Zwróć uwagę, czy nie masz sprzecz­nych ze sobą pra­gnień.

• Przyj­rzyj się swo­jemu ży­ciu. Ileż to ma­rzeń w nim się speł­niło. Opisz ja­kieś w pa­mięt­niku.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Li­stę ksią­żek mo­jego au­tor­stwa znaj­dziesz w do­datku nr 1.
[2] Py­ta­nia do stwo­rze­nia wy­ma­rzo­nego dnia są w do­datku nr 2.