Żeby zrobić coś... Zasada 5P - Iwona Majewska - Opiełka - ebook

Żeby zrobić coś... Zasada 5P ebook

Iwona Majewska-Opiełka

4,0

Opis

W jaki sposób kształtować relacje z otoczającymi nas ludźmi? Stawiać sobie wciąż nowe cele, czy konsekwetnie dążyć do realizacji jednego, wielkiego planu życiowego? Co zrobić, by zwiększyć poczucie własnej wartości? To pytania, które zadajemy sobie codziennie, często bezskutecznie szukając odpowiedzi.

W swojej najnowszej książce Iwona Majewska-Opiełka, autorka bestsellerów poświęconych rozwojowi osobistemu, przedstawia zasadę 5P – zbiór zasad, które przyczynią się do ukształtowania Twojego życia w świadomy i satysfakcjonujący sposób. Oto one:

  • Poczucie spójności wewnętrznej
  • Poczucie własnej wartości
  • Poczucie obfitości
  • Proaaktywność
  • Pozytywne myślenie

Poświęć kilka godzin na lekturę tej książki, a korzyści z niej wyniesione odczuwać będziesz przez wiele lat.

Moja pierwszą książkę w wersji elektronicznej

dedykuję Wszystkim Wspaniałym Ludziom,

którzy jeszcze nie odkryli do końca swojej siły, ale już czują, że ja mają.

Namawiam do wspólnej pracy.

Okaże się być przyjemnością.

Iwona Majewska-Opiełka

Książka Żeby zrobić coś... dostępna jest wyłącznie w formie elektronicznej w księgrni Legimi.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 257

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (30 ocen)
13
9
2
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dorrr

Nie oderwiesz się od lektury

Ekscytująca , jak Midas każda myśl zamienia się w złoto .
00

Popularność




Iwona Majewska-Opiełka

Żeby zrobić coś…

Zasada 5P

AKADEMIA SKUTECZNEGO DZIAŁANIA

Moja pierwszą książkę w wersji elektronicznej dedykuję Wszystkim Wspaniałym Ludziom, którzy jeszcze nie odkryli do końca swojej siły, ale już czują, że ja mają.

Namawiam do wspólnej pracy.

Okaże się być przyjemnością.

Dziękuję Kasi Domańskiej, że namówiła mnie do tego żeby wydać tę książkę, Annie M. Damasiewicz, że błyskawicznie zrobiła projekt okładki Marcie Bednarz – mojej prawej ręce za redakcję techniczną.

ROZDZIAŁ I

PO CO TO WSZYSTKO? I DLACZEGO TAK?

Zawsze jest właściwy czas, by zrobić to, co właściwe.

Martin Luther King, Jr.

Każdy ma coś do zrobienia na tym świecie.

Nawet, jeśli nie tworzy sobie świadomie celów i planów ich osiągania, nawet jeśli nie odkrył jeszcze własnego posłannictwa życiowego i sposobu, w jaki może podążać za tym głosem… Każdy z nas jest TU po coś. Każdy ma na Ziemi jakieś zadanie. To nie jest również przypadek, że czytasz tę książkę.

Ja już wiem, co mam do zrobienia. Wiem czego mogę uczyć i czego mam się nauczyć sama; wiem, kim są moi główni nauczyciele. A czy Ty to wiesz?

Zwykle nasze dzieci są dla nas tymi, którzy uczą nas najwięcej, ale nie tylko… Warto się rozejrzeć dookoła i zobaczyć kto z naszych bliskich – rodziny i znajomych – regularnie wywołuje w nas określone zachowania – niekoniecznie miłe – i jak na nie reagujemy. Czy w wyniku różnych doświadczeń uczymy się czegoś, czy wciąż powtarzamy ten sam niesłużący nam schemat?

Czy za sprawą zachowań otaczających nas ludzi – szczególnie tych niemiłych – rozumiemy coś więcej o sobie, zmieniamy się na lepsze, uczymy nowych zachowań? I jeszcze jedno pytanie, na które odpowiedź jest niezwykle ważna: Czy potrafimy wzbudzić w sobie wdzięczność dla tych ludzi za zachowania, których nam dostarczają?

Wdzięczność. Ta część nauki jest zwykle najtrudniejsza. Jak mam być wdzięczna/y tym, którzy wystawiają na próbę mój cały system nerwowy?! Jak mam być im wdzięczna/y, skoro często są świadkiem mojej przegranej, mojego wybuchu złości, czy innych objawów słabości? Ano tak. Mamy im być wdzięczni. Myślę, że praca nad jakąś cechą jest naprawdę na bardzo zaawansowanym poziomie, jeśli tę wdzięczność potrafimy wzbudzić dokładnie w tym samym momencie, w którym jeszcze parę miesięcy temu czuło się wyłącznie złość, niesprawiedliwość, przykrość czy rozczarowanie.

A chyba praca jest już zakończona, kiedy czujemy wyłącznie wdzięczność…

Mamy też w życiu wzory. Czasem prowadzą nas jedynie przez fragment naszej drogi i, odchodzą. Bywa, że to rozstanie wcale nie jest miłe. Często zostawiamy ich (albo oni nas zostawiają) z powodów kryzysów, których na poziomie rozwoju, na jakim było każde z nas, nie udało się rozwiązać inaczej. Nie zmienia to faktu, że przez chwilę podobali się nam, chcieliśmy do nich dorosnąć, imponowali nam, uczyli nas…

Czasami nauczyciele odchodzą w sposób naturalny, bo taka jest kolej rzeczy. Warto o nich wspominać. Warto pamiętać to, czego dzięki nim się nauczyliśmy. I zatrzymać w sobie to, co tak bardzo nam w tamtym momencie imponowało; zatrzymać i rozwinąć. Stać się lepszą wersją naszych Mistrzów.

Mogą być nimi ludzie tak jak i my niedoskonali. Uważnie jednak patrzmy i nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Nie skreślajmy zasług człowieka, który wśród ich tysiąca ma jedną wpadkę. To, że ktoś w jakimś momencie nie spełnił naszych oczekiwań czy nawet je zawiódł, nie umniejsza jego zasług w innych dziedzinach.

Proszę pamiętać także, że nasze nieprzyjemne doświadczenia bardzo często powodowane są naszymi własnymi niedoskonałościami, brakami, nieuprawnionymi oczekiwaniami…

Żeby zrobić coś potrzebujemy wewnętrznej siły i potrzebujemy innych ludzi: wzorów, nauczycieli, katalizatorów.

Potrzebujemy wewnętrznej siły, która płynie z naszego charakteru, z tego jacy naprawdę jesteśmy, także wtedy, kiedy nikt na nas nie patrzy.

5 cech niezbędnych do tego, by zrobić nasze COŚ:

Poczucie własnej wartości

Proaktywność

Poczucie obfitości

Pozytywne myślenie

Poczucie spójności wewnętrznej

Są one jak palce jednej ręki – każdy pojedynczo niewiele zdziała, natomiast razem mogą zrobić niemal wszystko. W Mojej Akademii Skutecznego Działania, znanej też jako ASDIMO, nazywamy te cechy standardem ASDIMO lub piątką ASDIMO, ale mówimy o nich także „ręka Violetty” jako, że to ona pierwsza z wielką pasją mówiła o tej łączności pomiędzy tymi cechami.

Żeby zrobić coś, trzeba być kimś.

Nie wystarczy nawet największe pragnienie, sama praca w żadnym wypadku nie zapewni nam szczęścia i działanie bez obecności zasad gwarantujących skuteczność nie doprowadzi nas do celu. Trzeba być kimś, czyli trzeba mieć odpowiedni charakter i znać te zasady, a wtedy pragnienie i praca mogą nam zagwarantować niemal wszystko.

Ta książka jest o charakterze, o pięciu cechach zaczynających się od litery „p” a moim celem jest poprowadzenie Czytelników tak, by odkryli i umocnili w sobie te cechy.

Jeden warunek: proszę koniecznie robić wszystkie ćwiczenia. Bez tego nic się nie zadzieje. Spraw sobie ładny zeszyt, taki żebyś lubił/a w nim pisać… i kolorowe pisaki, żeby było ciekawie i niebanalnie… I weź się do pracy! Pracy, która daje najlepsze efekty, do pracy nad sobą.

ZADANIE:

Proszę się zastanowić kim są Twoi Nauczyciele. Uświadom sobie ich imiona, nazwiska. Uważnie ich obserwuj albo wspominaj.

Proszę przypomnij sobie osoby, które imponowały Ci kiedyś; zabierz ze sobą w dalszą podróż to, co wciąż chciałbyś/abyś posiadać, a co oni mieli.

Zachęcam do stworzenia własnego zespołu – autentycznego lub wirtualnego, który będzie towarzyszył Ci w życiu. Można się takich ludzi radzić czy choćby sobie wyobrażać co oni zrobiliby w takiej sytuacji, jak by się zachowali.

Proszę stworzyć ideał: wypisać cechy, które chciałbyś mieć, gdyby to od Ciebie zależało.

Nie czytaj kolejnego rozdziału zanim nie zrobisz tych ćwiczeń.

***

Jest tylko około pół tuzina rzeczy, które są przyczyną 80 procent różnic w każdej dziedzinie naszego życia.

Jim Rohn

Ciekawa jestem ile wypisałeś tych cech. Dużo? To dobrze. W końcu ma to być ideał.

Trwa dyskusja czy człowiek zależy bardziej od genów a mniej od wychowania czy odwrotnie.

Logodydaktyka®, stworzona przeze mnie spójna koncepcja wspierająca rozwój jednostek i firm zakłada, że

– potencjał człowieka zależy w pewnym stopniu od genów,

– wychowanie ma wpływ na kształtowanie nawyków rozwijających poszczególne potencjalne właściwości,

– jednak najważniejsze jest to, co człowiek sam robi ze sobą i swoim życiem.

Akurat cechy, które związane są z charakterem można wypracować samodzielnie, niezależnie od tego w jakim stanie się znajdują. I można to zrobić w każdym wieku.

Czy ktoś by mi uwierzył, gdybym oświadczyła, że znakomita większość przypisywanych ideałowi cech da się stworzyć z pięciu podstawowych cech charakteru, zaś całą resztę można sobie zapewnić przez budowanie odpowiednich kompetencji i zdobywanie umiejętności? Że są i takie cechy, gdzie potrzebne jest jedynie właściwe zrozumienie życia i… wytworzenie kilku nawyków?

A jednak to powiem:

Wystarczy 5 cech, by stworzyć większość zalet wymienionych w tej długiej liście.

To ta piątka, którą już wymieniłam. Każda z tych cech jest jednakowo ważna, choć są one w różnym stopniu przydatne w różnych sytuacjach. Każda z nich wzmacnia inne. Brak którejkolwiek z nich jest osłabieniem systemu. Wzrost w zakresie każdej, choćby minimalny, powoduje lepsze efekty działania. To dlatego porównujemy je do ręki.

Koncepcja logodydaktyki® zasadza się na budowaniu charakteru i postępowaniu w zgodzie z przyjętymi pryncypiami. Charakter tworzą wymienione tu cechy. Budując je, tak naprawdę zapewniamy sobie zdolność do skutecznego działania.

ZADANIE:

Proszę podkreślić te, nad którymi chcesz pracować czytając tę książkę.

***

Nasz charakter tworzą głównie nasze nawyki

Stephen R. Covey

Charakter buduje się na drodze nawyków. Jedna siła pokonuje inną. Siła działania – inercję, bezwład. Moc powtórzeń, wzmacnianie osłabia stare przyzwyczajenia.

To nawyki stanowią o naszym względnie stałym sposobie zachowania. Najpierw wdrażają nas do jakichś nawyków rodzice i inni opiekunowie, potem już my sami o tym decydujemy. Choć „decydujemy” to może w odniesieniu do niektórych za mocno powiedziane; często bowiem działamy bez zastanowienia, na zasadzie szybkiej reakcji na jakiś bodziec. Trudno tu mówić o decyzji:

Poczujemy choćby lekki bodziec z żołądka i już jemy cokolwiek jest na podorędziu. Nie chce nam się czegoś robić, odpuszczamy, a kiedy ktoś zachowuje się nie po naszej myśli – irytujemy się.

Wystarczy jednak, że wybierzemy sobie zasadę, którą chcielibyśmy się w życiu kierować, na przykład – świadomy wybór odpowiedniej reakcji na dany bodziec – zwolnimy i będziemy postępować w zgodzie z nią, i wytworzymy w końcu nawyk proaktywnych zachowań. Da nam to w efekcie głęboką jakość – cechę charakteru zwaną proaktywnością czy prawdziwą odpowiedzialnością. W gruncie rzeczy poczucie własnej wartości to tak naprawdę też nawyk traktowania siebie (i innych) z szacunkiem, dbanie o własną godność, nawyk zdrowej troski o ciało i o ducha. To nawyk mówienia o sobie dobrze, czy przynajmniej nie mówienia w terminach negatywnych, a także sięganie po nowe. Pozytywne myślenie to nawyk szukania we wszystkim drugiego dna… dobrego, to wydobywanie z każdego dnia, z każdej chwili czegoś wartościowego. Poczucie spójności wewnętrznej to postępowanie w zgodzie z zasadami (pryncypiami), w które się wierzy. Jeśli powtarza się to raz po raz, tworzy się nawyk.

Horace Mann porównał nawyki do lin utkanych z pojedynczych włókien, które dokładane do siebie pojedynczo tworzą splot tak silny, że trudno go rozerwać. Mann sądził nawet, że nie da się tego w ogóle zrobić. Doświadczenie jednak pokazuje, że jest to możliwe, choć wymaga sporo pracy i czasami samozaparcia.

Znacznie lżej można tego dokonać, jeśli włączy się do tej pracy podświadomość i wesprze to działanie odpowiednim programem. To znacznie ułatwia pracę nad charakterem. Może się okazać, że bardzo przeszkadza nam nawyk reaktywnej – czyli takiej bez świadomego wyboru i zastanowienia się, co w danej sytuacji byłoby naprawdę najlepsze – odpowiedzi na działania innych. Albo, że już nie chcemy mówić niedobrze o sobie czy innych, czy też chcemy mówić tylko prawdę i bez specjalnych oporów opuszczać strefę komfortu, kiedy sytuacja tego wymaga. Na pewno zachowania zgodne z nawykiem, który chcielibyśmy wypracować są tu szczególnie ważne, jednak wsparcie afirmacjami, wizualizacją i odpowiednim słownictwem może nam to znacznie ułatwić.

Budowanie nawyków to powtarzanie, to dołączanie kolejnej nitki do splotu. Nie wystarczy chcieć coś zrobić i nawet wiedzieć jak, ale trzeba jeszcze mieć siłę powtórzyć to wystarczająco wiele razy.

Żeby stworzyć właściwy nawyk potrzebna jest wiedza – co robić i dlaczego, umiejętność – jak to robić i pragnienie – nasz motyw: chcę to robić, bo…

Podobno 30 dni jest taką liczbą, choć niektórzy twierdzą, że tak naprawdę ta liczba to 45. Covey twierdzi, że jeżeli przez 30 dni będzie się postępowało proaktywnie to nie tylko wejdzie nam to w krew, ale nawet nie będzie chciało nam się wracać do dawnego zachowania.

Sprawdziłam to. Zabrało mi więcej niż 30 dni, ale niewiele więcej.

Wiem natomiast na pewno, że wystarczy 30 dni żeby wejść w nawyk codziennej gimnastyki. Zaś nawyk codziennej gimnastyki bardzo ułatwia budowanie spójności wewnętrznej i zaufania do siebie. Kiedy mnie samej udaje się pokonać magiczną liczbę 30 kolejnych dni rozpoczętych gimnastyką, z łatwością i naprawdę nawykowo przechodzę z łóżka przez łazienkę do pokoju, w którym ćwiczę.

Covey nazywa charakter wartością pierwotną, osobowość – wtórną. I namawia do budowania nawyków zapewniających opieranie własnego działania o tę pierwszą wartość. Ta książka ma podobne credo.

ZADANIE:

Proszę znaleźć jeden nawyk, który będziesz wprowadzać w życie począwszy od wyznaczonej daty. Jaka to data?

Proszę napisać czego chcesz się pozbyć, jakiego nawyku. Czym chcesz go zastąpić?

***

Siej myśl – zbieraj działanie; siej działanie – zbieraj nawyk; siej nawyk – zbieraj charakter; siej charakter – zbieraj los – głosi maksyma.[1]Stephen R. Covey 7 nawyków skutecznego działania

Działania nawykowe to tak naprawdę często postępowanie nieuświadamiane, niemal automatyczne. Dobrze wykształcony nawyk jest wdrukowany do naszej podświadomości i dlatego nawet niełatwe zadania wykonuje się bez wysiłku. Tak, jak czasami prowadzi się samochód i nawet nie zauważa, kiedy staje się przed bramą własnego domu, myje zęby bez zastanowienia czy nawet niemal automatycznie robi poranną kawę, tak samo robi się pewne działania związane z charakterem, na przykład mówi dobrze o sobie, choćby żartami czy… nawet żartami nie mówi się o sobie niedobrze… nie ma się takiego nawyku.

Jeśli chodzi o pracę nad sobą, sprawa ma się podobnie. Gdybyśmy chcieli budować charakter jedynie na drodze świadomych starań, byłoby to naprawdę zadanie wymagające sporo pracy. Tak pracował na przykład Beniamin Franklin. Wypisał sobie wszystko, co chciał w sobie poprawić i nad każdą kolejną pozycją pracował tak długo, aż mu się to udawało.

Covey również proponuje metodę świadomej pracy. I on nawołuje do wysiłku budowania 7 nawyków, które zagwarantują skuteczne działanie i szczęśliwe życie.

Mówi, że człowiekowi do wypracowania odpowiednich nawyków budujących charakter wystarczy:

Samoświadomość

Sumienie

Wyobraźnia

Wola

Prawdę mówiąc – największy nacisk kładzie na wolę.

To prawda, za sprawą podświadomości zdajemy sobie sprawę z tego, jacy naprawdę jesteśmy; sumienie ocenia to w kategoriach – właściwie/niewłaściwie, chcemy tak/chcemy inaczej; wyobraźnia pomaga nam stworzyć obraz właściwego zachowania; wola odpowiada za wypracowanie nawyku takiego zachowania.

W tym wypadku świadomość jest nieoceniona i trudno sobie wyobrazić pracę nad sobą bez świadomego zaangażowania jej mechanizmów.

Koncepcja logodydaktyki® przyjmuje tę część pracy Coveya. Świadomość pełni w niej istotną rolę, to w końcu za jej sprawą poznajemy siebie, dokonujemy oceny własnego zachowania, wyboru pryncypiów i wartości. To ona kontroluje proces budowania nawyków i charakteru. Jednakże logodydaktyka® wykorzystuje również świadome programowanie własnej podświadomości. To bowiem znacznie ułatwia i uprzyjemnia pracę nad charakterem i odpowiednimi dla niego nawykami.

Wiliam James uważał, że największym osiągnięciem psychologii jego czasów było odkrycie, iż człowiek może świadomie kontrolować swoją podświadomość.

Szczególnie język jest tutaj sprzymierzeńcem. Nie tylko tworzy właściwe afirmacje, ale również buduje w podświadomości odpowiedni nastrój – wspierający pracę. Oczywiście dalej potrzebujemy świadomości, a w niej szczególnie – woli, aby chociażby wykonać obiecane wizualizacje czy powtórzyć afirmacje. Kiedy jednak to zrobimy, podświadomość będzie nam ułatwiać kolejne działania. I tak dalej.

ZADANIE:

Proszę odpowiedzieć na pytania:

Co jest dla mnie największym wyzwaniem. Co stanowi największe wyzwanie we mnie samej, we mnie samym?

Jakie cechy chciałbym/chciałabym w sobie wypracować?

Czy mam wystarczająco dużo silnej woli?

Czy wierzę w moją pracę z podświadomością?

ROZDZIAŁ II

POCZUCIE WŁASNEJ WARTOŚCI

Nie zapominaj kochać siebie.

Soren Kierkegaard

Kiedy jeszcze w ubiegłym wieku przyjeżdżałam do Polski z Kanady albo Stanów Zjednoczonych (mieszkałam w obu tych państwach i z obu latałam na szkolenia do Polski) i mówiłam – najczęściej przedstawicielom kadry kierowniczej – że trzeba kochać siebie, bardzo często słyszałam: A to nie jest egoizm? Czasami nie pytano, stwierdzano po prostu: Ależ to egoizm, narcyzm! Sporo sceptycznych postaw obserwowałam przez kilka następnych lat, a i dziś nie jest to tak, że wszyscy ze zrozumieniem i akceptacją przyjmują takie zalecenia.

Tymczasem kochać siebie trzeba, nie tylko dla siebie samego, ale także po to właśnie, aby lepiej rozumieć innych ludzi i ich prawo do miłości dla siebie.

Nie wiem czy można tak naprawdę kochać drugiego człowieka, nawet własne dzieci, jeśli nie kocha się siebie.

Ludzie, których nazywamy egoistami, czyli tacy, którzy jedynie swoje własne dobro mają na względzie, czy egocentrycy – zajęci głównie sobą i do siebie wszystko odnoszący – to nie są ludzie, którzy siebie kochają. Ci ludzie dlatego właśnie potrzebują więcej uwagi innych, więcej ich troski i dowodów ważności, że sami tego w swoim wnętrzu nie mają, że sami siebie nie kochają.

A miłość jest potrzebna.

Do rozwoju, do działania, do zdrowia… Nawet do ładnej sylwetki.

Co to jednak znaczy kochać siebie?

Po czym poznamy, że ktoś siebie kocha?

Dla mnie takim wzorem miłości jest to, jak traktuje się małe dziecko.

A skąd będziemy wiedzieli, że ktoś inny niestety nie kocha siebie?

W końcu człowiek dorosły to nie dziecko, innego wymaga traktowania, zatem może i inne dowody miłości są potrzebne. Jakie?

ZADANIE:

Proszę podać jeden sposób traktowania siebie świadczący o miłości dla siebie i jeden o jej braku.

***

Miłość matki to spokój. Nie trzeba jej zdobywać, ni na nią zasłużyć.

Erich Fromm

Co to znaczy kochać siebie? Tak, jak pisałam: dla mnie miłość do siebie porównywalna jest z miłością do małego dziecka… oczywiście tego, które ma szczęście być dzieckiem chcianym, oczekiwanym i mającym potrafiących kochać rodziców.

To smutne, ale już na poziomie pierwszych kontaktów z dzieckiem można zauważyć różnice pomiędzy matkami, które kochają siebie, a tymi które tego nie potrafią. A od matki w wielkim stopniu zależy jak będzie zachowywał się ojciec dziecka.

Matki niekochające siebie reagują na dwa sposoby:

Pierwsza grupa objawia brak chęci do noszenia na rękach, zabaw z dzieckiem czy nieuświadamianą niechęć do karmienia piersią, która objawia się czasem brakiem pokarmu. Bywa, że reaguje zniecierpliwieniem czy wręcz krzykiem na nieco większe wymagania dziecka; takie kobiety często opowiadają o tym jakie to „wyjątkowo wymagające są ich dzieci, bardziej niż inne…” I faktycznie… często są, bo domagają się miłości. Bywa jednak i tak, że szybko przyzwyczajają się do tej porcji uczuć, którą dostają, uczą się bezradności i przestają walczyć o uwagę.

Czasem takie matki perfekcyjnie dbają o dziecko, podporządkowują się wszelkim wymaganiom wybranej książki czy temu, co mówi o wychowywaniu i opiece nad dziećmi akceptowany autorytet.

W zasadzie robią wszystko co trzeba… choć na pewno nie emanują tą pełną miłości energią, jaką kochająca siebie kobieta może przekazać dziecku.

Druga grupa matek niepotrafiących siebie kochać jest na drugim krańcu zachowań macierzyńskich: poświęca się całkowicie, wszak „ma wreszcie kogoś, komu na pewno jest potrzebna i kto ją będzie kochał”. No i na tę miłość stara się ze wszech miar zasłużyć. Często nie rozstaje się wręcz z dzieckiem, zajmuje się z nim non stop. Nie dośpi, nie doje, nie zadba o siebie… tylko dziecko się liczy. Nie spuszcza go na chwilę z oczu i nie zostawia na chwilę samego w łóżeczku czy kojcu; bywa, że wciąż je zagaduje albo na okrągło się z nim bawi. Takie matki rzadziej objawiają zniecierpliwienie w stosunku do dzieci, częściej w stosunku do innych. Raczej nie zostawiają dziecka z nikim, jeśli to na chwilkę. Czasem pod różnymi pozorami nie dopuszczają nawet ojca do dziecka. Oczywiście zawsze karmią piersią i są na każde życzenie dzieci. Te matki, choć zachwycone swoimi dziećmi, także opowiadają o tym, jak bardzo wymagające są ich dzieci i jak bardzo one same poświęcają się temu wychowaniu. Takie dzieci bardzo często czują, że matka zrobi wszystko dla ich miłości, zatem wykorzystują to nieświadomie, a z czasem niestety także świadomie.

To oczywiście wielkie uogólnienie i uproszczenie, zachowania macierzyńskie są bardzo różnorodne. Jednakże pokazuje to pewną prawidłowość.

A jak zajmuje się dzieckiem kochająca siebie matka?

Spokojnie, z pełnym szacunkiem dla małego człowieka, jego duszy i jego potrzeb i ale z takim samym szacunkiem dla własnych potrzeb. Odczuwa wielką przyjemność w kontakcie z dzieckiem, ale nie spędza z nim non stop czasu. Daje mu przestrzeń i czas dla siebie, bo wie jak ważne jest to dla niej samej. Dziecko usypia w łóżeczku, nie na rękach, nie jest noszone więcej niż trzeba; zabawa jest częścią wzajemnych kontaktów, jednak pozwala mu również na to, by bawiło się samo podczas kiedy ona zajmuje się czymś, co jest również ważne dla jej życia. W dużym stopniu kieruje się intuicją, nie jest na każde żądanie dziecka i nie wykonuje perfekcyjnie zaleceń podręcznika czy… własnej matki. Nie boi się, że dziecko nie będzie jej kochać, nie po to wszak je ma, by ją dopełniło ale po to, by wspierać je w rozwoju i cieszyć razem z nim życiem. Pieści dziecko i odczuwa w tym wielką przyjemność: masuje jego ciałko, drapie delikatnie, głaszcze, obsypuje pocałunkami. Spokojnie podchodzi do rozwoju dzieci: nie przyśpiesza go, ale wspiera. Łagodnie zachęca do kolejnych czynności, do nowych zachowań. Nie irytuje się, jeśli dziecku coś nie wychodzi i nie porównuje go z dzieckiem koleżanki, ale cierpliwie zachęca do dalszych prób. Rozumie, że ma swoje własne tempo.

Matka, która kocha dziecko ubiera je wygodnie w miłe tkaniny, pielęgnuję ciało malucha. Nie poświęca wygody dziecka dla jego wyglądu. Karmi go najlepszym jedzeniem, jakie może mu zaofiarować. Dba żeby nie było głodne, ale żeby się także nie przejadało. Kupuje mu zabawki i pozwala się bawić. Wdraża do pewnych czynności związanych z higieną i porządkiem. Pilnuje aby było wyspane, wypoczęte. Kiedy widzi, że jest z nim coś nie tak, bada temperaturę, idzie z dzieckiem do lekarza, a potem przestrzega jego zaleceń. Urządza mu ładnie pokoik, dba o czystość i ładny wystrój.

Z radością wita każdą nową zdobycz rozwojową swojego dziecka, obwieszcza bliskim ( i nie tylko) czego to jej skarb się znowu nauczył. Patrzy na nie z miłością i jest przekonana, że jest śliczne.

Jeśli popatrzą Państwo na to, to okaże się, że bardzo łatwo można te macierzyńskie zachowania przełożyć na zachowania w stosunku do siebie samego… jeśli tylko właściwie siebie kochamy.

***

Złe słowo wyszeptane odbije się echem na sto mil

Przysłowie chińskie

Jakoś tak w kwietniu 2012 roku pojawiły się plakaty rożnych działań związanych z Akcją Kretyn[2]. Przepraszam, że użyłam tego słowa. Nie dało się inaczej odnieść do tego tematu. Chcę tu pisać o miłości dla siebie i prawdziwej miłości dla dziecka, ale także dotknąć idei dobrego słowa, którą upowszechniam tak na Facebooku jak i w życiu. Cieszę się, że powstają kolejne akcje tego rodzaju. Im większa świadomość roli, jaką pełnią w naszym życiu słowa, tym lepiej. Jednakże czasem jest tak, że idea jest słuszna lecz sposób, w jaki próbuje się ją głosić jest niewłaściwy.

Czyż rodzice również w imię najważniejszy spraw, dla dobra dziecka nie używają słów, które wcale tej idei nie służą? Tak jest również w tym wypadku. Już sama nazwa akcji budzi mój sprzeciw. Jak można tak rozpowszechniać to słowo.

Niechciane słowo oryginalnie powstało jako nazwa obrazu fizycznego i intelektualnego jaki daje wrodzony niedobór jodu; dziś nie jest już stosowana jako, że choroba niemal nie występuje. Zostało natomiast jako obraźliwe słowo podważające czyjś intelekt czy w ogóle zdolność do rozsądnego zachowania.

Słowo to ma obraźliwy, raniący, negatywny zakres emocjonalny. Niestety jest ono dość często używane w odniesieniu do innych i siebie. Stosują je do dyscyplinowania sfrustrowani rodzice, podobno – aż nie chce mi się wierzyć – nauczyciele ale również koledzy i koleżanki.

Jest nawet wiersz Gałczyńskiego traktujący o mężczyźnie tak właśnie siebie oceniającym; piosenkę z tego zrobiono, Fronczewski ją śpiewał.

Mamy dość luźny stosunek do takich słów. Bawimy się nimi. I może, kiedy jest to tylko zabawa, nie ma w tym nic groźnego, ale kiedy nazywany kogoś w taki sposób istniej poważne zagrożenie:

Po pierwsze godzimy w jego godność osobistą. Każde wyzwisko, szczególnie to rzucane ze złością nadweręża godność danej osoby. Kiedy robi się to często, można znieczulić człowieka nie tylko na takie, ale także na inne podważanie jego prawa do osobistej godności. Może się potem nie szanować, nie cenić, a już na pewno nie będzie siebie kochał. Mówiąc tak nie tylko nie uczymy dziecka miłości dla siebie, ale pozbawiamy go elementarnego szacunku dla siebie… I uwaga… dla innych.

Nie można szanować innych ludzi, jeśli jest się traktowanym bez szacunku.

Stosunek do osoby, która go tak bez szacunku traktuje, uogólnia się w podświadomości dziecka i przenosi na innych ludzi. Nie jest potem łatwo przekonać takiego młodego człowieka, że nie wszyscy dorośli są tacy sami.

Po drugie takie słowa – jak zresztą głosi hasło wspominanej akcji – ranią na całe życie. Owo ranienie polega na tym, że jeśli do podświadomości wejdzie odpowiednio dużo słów o podobnym pejoratywnym znaczeniu, będą one w znaczący sposób wpływały na samoocenę, nie tylko dziecka – w momencie, w którym się je wypowiada – ale i wiele lat później. Czasami trzeba się dobrze starać aby odrobić działanie takich określeń.

Sięga się przez to często po mniej, wybiera grupy, przed którymi nie czuje się poczucia niższości czy gorszości, próbuje się wyróżnić, być zauważonym niekoniecznie we właściwy sposób, albo nigdy nie jest się zadowolonym z tego, co się osiąga, wciąż udowadnia się coś… nie wiedzieć komu. Sposoby, w jaki ludzie objawiają braki w samoocenie czy poczuciu własnej wartości mogą być różne.

Nie używajmy żadnych pejoratywnych słów do określania innych ni siebie, aby nie osłabiać poczucia własnej wartości.

Jestem też za tym, żeby nie rozpowszechniać takich ostrych słów również na plakatach. Wbijają się nam w podświadomość i tkwią tam. Możemy być potem zdziwieni dlaczego tak łatwo wychodzą z naszych ust. Mówienie odbywa się w znacznym stopniu na zasadzie podświadomości. Czasami dopiero słyszymy co powiedzieliśmy.

Nie chcę oglądać niewinnych twarzy chłopców z wypisanym na czole słowami kretyn czy innymi równie przykrymi… Wolałabym by akcja odbywała się na przykład pod hasłem:

Tato, mamo nie mów tak do mnie, proszę…

ZADANIE:

Bardzo proszę o zapamiętanie tego o czym tu piszę. Jeśli znajdziesz się w sytuacji, w której ktoś będzie się tak zwracał do dziecka, lub kogoś innego… może warto zareagować.

W każdym razie proszę nie przyjmować tych słów do własnego słownika.

***

Tylko miłość wyzwala zamkniętego w ciele ducha.

Lew Tołstoj

A oto lista dowodów miłości dla siebie stworzona przez czytelników mojego bloga:

regularnie uprawiać sport, prawidłowo się odżywiać, dbać o zdrowie

być dla siebie jak matka

pojechać na krótką wycieczkę rowerową, z mężem

po 29 latach mieć odwagę powiedzieć niedobremu mężowi panu już dziękuję

akceptować swoje potrzeby, reakcje emocjonalne i dawać sobie przestrzeń na zaistnienie tych emocji i potrzeb.

słuchać intuicji i podążać za nią

wybaczać sobie

obserwować reakcje ciała na zdarzenia i rozpoznawać je; słuchać ciała

pójść na pilates lub jogę po pracowitym dniu,

dopieszczać siebie kulinarnie

spożywać najlepsze produkty, wyszukiwać różności aby „fundować emocje podniebieniu”

Niewiele tego i sporo o jedzeniu. Mam nadzieję, że Czytelnicy tej książki znaleźli więcej tych dowodów i… niekoniecznie odnoszących się do spraw fizyczności.

Fakt, to jak się odżywiamy ma wiele wspólnego z miłością: wynika albo z miłości dla siebie albo z jej braku.

Nie pomylmy jednak miłowania siebie z rozpieszczaniem czy rozpuszczaniem. Jeśli poświęca się czemuś zbyt wiele uwagi, to może być właśnie kompensowanie braku miłości dla siebie.

Ponadto zajęci ciągłą troską o żywieniowe czy inne fizyczne potrzeby, możemy nie dostrzegać innych, lub… zabraknie nam czasu na ich spełnienie.

Prawdziwa miłość dla siebie pilnuje, aby pozostałe obszary: emocje, intelekt i duch także były traktowane z miłością.

Zajmijmy się dziś jednak dowodami miłości dla siebie związanymi z ciałem.

Człowiek, który kocha siebie… przyznaje się do tego – to po pierwsze; także do tego, że kocha swoje ciało. Kocha je, akceptuje – uznaje za swoje, z przyjemnością dotyka, patrzy na nie szukając w nim piękna i… znajduje je. Chce być ze sobą jak najdłużej, dlatego dba o własne zdrowie i życie.

Siłownia, bieganie, sporty? Z umiarem. To nie jest miłość, kiedy ktoś ćwiczy z zaciśniętymi zębami, liczy spalone kalorie czy przebiegnięte kilometry, a nie czuje w tym żadnej przyjemności. Forsowanie, nawet jeśli nie jest niedobre dla zdrowia, nie ma nic wspólnego z miłością do siebie.

Człowiek, który siebie kocha „wyprowadza siebie na spacery”, dostarcza sobie ruchu, dba o wygodę. Daje sobie tyle snu, ile potrzebuje… ale nie więcej. Dba o wygodne łóżko, możliwie najlepszą pościel.

Dba o ciało, pielęgnuje z delikatnością, zdobi ale… nie robi niczego, co sprawia prawdziwy ból. Nie krępuje ciała zbyt ciasnymi strojami, nie poświęci jego dobra dla ładnego wyglądu. Ważny jest dotyk: sposób, w jaki się czeszemy, myjemy, ubieramy, nakładamy krem…

Robimy to cierpliwie, tak, jak ubieralibyśmy dziecko lub pośpiesznie i bez przyjemności. Oczywiście, to ten pierwszy sposób charakteryzuje ludzi, którzy kochają siebie.

Ktoś, kto siebie kocha, nie głodzi się i nie objada. Odżywia się pokarmami, o których wie, że są dla niego dobre.

Kochająca siebie osoba przygotowuje sobie potrawy z miłością: poświęca na to spokojnie czas i ładnie sobie jedzenie podaje. Nigdy z jej ust nie padnie stwierdzenie, że dla siebie nie chce jej się gotować. Proszę pomyśleć: Jak się czuje nasze ja, kiedy słyszy coś takiego?

Ktoś, kto wie o szkodliwym działaniu jakichś substancji i pomimo tego, wkłada je do własnego ciała, nie może siebie kochać. Nawet jeśli sprawia mu to przyjemność.

Nie każda rzecz robiona dla przyjemności jest dowodem miłości dla siebie. Znam mnóstwo ludzi po uszy skąpanych w przyjemnościach właśnie dlatego, że siebie nie kochają.

Kiedy dbamy o dziecko, robimy dla niego także te rzeczy, które specjalnie przyjemne nie są i nie na wszystkie przyjemności mu pozwalamy.

Wreszcie, kochając siebie nie pozwala się innym na złe traktowanie naszego ciała. Osoba kochająca siebie nie pozwoli się bić czy molestować. Nie będzie też tego robić w stosunku do innych.

Tylko ktoś, kto nie kocha siebie może mieć wątpliwość w kwestii: wolno czy niewolno bić dzieci.

ZADANIE:

Przez cały dzień, cokolwiek będziesz robić ze swoim ciałem i dla ciała, proszę zapytaj: „Czy to jest dowód miłości”?

Może czasem uda Ci się z czegoś zrezygnować? Albo zamienić na inną czynność

***

Nikt nie jest mnie w stanie zranić bez mojego udziału

Eleonora Roosevelt

Najdziwniejszy i najbardziej fantastyczny fakt dotyczący negatywnych emocji to to, że ludzie właściwie je czczą.

Peter D. Ouspensky

Co to znaczy kochać siebie na poziomie emocjonalnym?

Ktoś powiedział, że to „dawać przestrzeń dla swoich emocji” No cóż? Wszystko zależy od tego, jak się tę przestrzeń wykorzysta, co będzie się w niej działo.

Kochać siebie to znaczy rozumieć swoje emocje, pozwalać im dochodzić do głosu i właściwie korzystać z roli, jaką pełnią. Myślę także, że kochać siebie, to także dbać o to, by w naszym życiu przeważały emocje będące źródłem przyjemnych doznań: radość, przyjemne podniecenie przy wykonywaniu zadań, zainteresowanie, ciekawość, podziw, czułość, wzruszenie, zachwyt, nawet ekstaza.

Znowu jednak ważne jest, aby nie pomylić miłości dla siebie z jakimś nieupoważnionym sądem, że mam prawo wszem i wobec oznajmiać w jakim stanie emocjonalnym się znajduję, a także w sposób niekontrolowany ów stan przeżywać.

Taka postawa to nie miłość dla siebie ale niechlujność psychologiczna. Przepraszam za to mocne określenie, ale zależy mi na tym, aby miłość do siebie była właściwie rozumiana: Chodzi o to, aby być świadomym siebie i kochającym się człowiekiem, nie narcyzem ni pewnym siebie nieczułym egoistą.

Obawiam się niestety, że pewne teoretyczne podejścia do rozwoju są przyczyną tego, iż niektórzy ludzie są nieco zagubieni w sprawie emocji. Popularne książki na temat psychologii, szczególnie te pisane przez terapeutów, zachęcają do objawiania swoich emocji innym, zapominając, że życie to nie gabinet psychoterapeutyczny, a odbierający je ludzie to nie przygotowani do tego (i opłacani) psychoterapeuci, ale zwykli ludzie, którzy mogą nie wiedzieć, co zrobić z naszymi emocjami.

Moim zdaniem świadomy siebie i kochający się człowiek przeżywa emocje tak, by wyciągać z nich istotne dla siebie informacje. Korzysta z cechy, która nazywa się proaktywnością, i na samym początku zmienia je tak, by nie niosły niechcianych odczuć. A tymi niedobrymi nie obarcza innych.

Po co afirmować niepożądane emocje?

Po co obwieszczać światu: czuję złość, kiedy zachowujesz się w taki sposób? Nie lepiej zaraz po odczuciu tej złości zastanowić się dlaczego ją czujemy i podejść do sprawy raczej merytorycznie. Może wcale tej złości czuć nie będziemy, jeśli dobrze się nad tym zastanowimy. Może to my coś możemy zmienić…

Co my sami możemy poradzić na to, że ktoś inny czuje złość?

A nawet jeśli możemy, to czy po takiej wypowiedzi, będziemy chcieli?

Co innego, kiedy ktoś powie mi dlaczego tak się czuje, z czego ten jego gniew się bierze. Może wtedy zechcę mu pomóc, ale postępując tak najpewniej sam znajdzie odpowiedź. Proszę mi wierzyć, często najlepsza rada dla takiej osoby to: zadbaj o poczucie własnej wartości.