Porządne dziewczyny. Zbrodnia i hańba w Indiach - Sonia Faleiro - ebook

Porządne dziewczyny. Zbrodnia i hańba w Indiach ebook

Sonia Faleiro

3,7

Opis

W maju 2014 roku Sonia Faleiro zobaczyła w mediach społecznościowych zdjęcie: ciała dwóch młodych dziewczyn wiszące na drzewie. Internauci pisali, że dorastające w Indiach kuzynki, czternastoletnia Lalli i szesnastoletnia Padma, zostały zgwałcone i zamordowane przez mężczyzn z wyższej kasty. Śledztwo prowadzone przez miejscowych policjantów było pełne nieścisłości. Rzeczy osobiste nastolatek zniknęły z miejsca przestępstwa, a świadkowie wielokrotnie zmieniali zeznania.

Faleiro rekonstruuje wydarzenia, by odpowiedzieć na pytanie, dlaczego Padma i Lalli zginęły. Wyszły nocą na dwór, bo w domu nie miały toalety. Brakowało też dostępu do bieżącej wody, gazu i elektryczności. Były zależne od ojców i braci, a krewni już myśleli o wydaniu ich za mąż. Wiedziały, że po ślubie staną się własnością kolejnego mężczyzny, a jego imię zostanie im wytatuowane na skórze.

Czerpiąc z historii innych ofiar – zabitych, zgwałconych i wykorzystanych – a także z raportów i licznych badań, Faleiro pokazuje skalę problemu. Pomaga zrozumieć, co oznacza życie w dzisiejszych Indiach: konserwatywnych, kastowych i patriarchalnych. Indyjska kobieta nigdzie nie jest bezpieczna. Może stracić życie w miejscu publicznym, ale śmiertelne niebezpieczeństwo grozi jej także we własnym domu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 337

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (40 ocen)
9
15
12
4
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AniaKicia

Całkiem niezła

Jednym słowem: straszne jest życie w Indiach
10
BardaC

Nie oderwiesz się od lektury

Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
00

Popularność




W serii ukazały się ostatnio:

Jelena Kostiuczenko Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji (wyd. 2)

Marek Szymaniak Zapaść. Reportaże z mniejszych miast

Roman Husarski Kraj niespokojnego poranka. Pamięć i bunt w Korei Południowej

Paweł Smoleński Irak. Piekło w raju (wyd. 3)

Ola Synowiec Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk (wyd. 2 poprawione)

Marcelina Szumer-Brysz Izmir. Miasto giaurów

Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 5)

Lidia Ostałowska Cygan to Cygan (wyd. 3)

Jacek Hołub Beze mnie jesteś nikim. Przemoc w polskich domach

Jenny Nordberg Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie (wyd. 3)

Anna Maziuk Instynkt. O wilkach w polskich lasach

Paweł Smoleński Wnuki Jozuego (wyd. 2)

Barbara Demick Zjadanie Buddy. Życie tybetańskiego miasteczka w cieniu Chin

Maciej Wasielewski, Marcin Michalski 81 : 1. Opowieści z Wysp Owczych (wyd. 3)

Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Armenia. Karawany śmierci (wyd. 2 zmienione)

Barbara Demick W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy (wyd. 3)

Wojciech Górecki Planeta Kaukaz (wyd. 4)

Szymon Drobniak Czarne lato. Australia płonie

Paweł Smoleński Oczy zasypane piaskiem (wyd. 2)

Ewa Winnicka Angole (wyd. 3)

Remigiusz Ryziński Hiacynt. PRL wobec homoseksualistów

Maja Hawranek, Szymon Opryszek Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju (wyd. 2)

Marcin Kącki Maestro. Historia milczenia (wyd. 2)

Jacek Hołub Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera (wyd. 2 poprawione)

Linda Polman Karawana kryzysu. Za kulisami przemysłu pomocy humanitarnej (wyd. 3)

Aneta Pawłowska-Krać Głośnik w głowie. O leczeniu psychiatrycznym w Polsce

Paweł Smoleński Syrop z piołunu. Wygnani w akcji „Wisła” (wyd. 2)

Bartek Sabela Wszystkie ziarna piasku (wyd. 2 zmienione)

Anna Bikont Cena. W poszukiwaniu żydowskich dzieci po wojnie

Magdalena Kicińska Pani Stefa (wyd. 2)

Anna Sawińska Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej

Mariusz Surosz Ach, te Czeszki! (wyd. 2)

Tomáš Forró Apartament w hotelu Wojna. Reportaż z Donbasu (wyd. 2)

W serii ukażą się m.in.:

Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen (wyd. 4)

Adam Robiński Pałace na wodzie. Tropem polskich bobrów

Piotr Bernardyn Hongkong. Powiedz, że kochasz Chiny

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Tytuł oryginału angielskiego The Good Girls. An Ordinary Killing

Projekt okładki Ola Szpocińska na podstawie projektu serii Agnieszki Pasierskiej

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś

Fotografia na okładce © by Hindustan Times / Getty Images

Copyright © 2021, Sonia Faleiro

All rights reserved

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Czarne, 2022

Copyright © for the Polish translation by Hanna Jankowska, 2022

Opieka redakcyjna Przemysław Pełka

Redakcja Paulina Piądłowska

Konsultacja merytoryczna Maria Puri

Korekta Edyta Chrzanowska / d2d.pl, Iwona Łaskawiec / d2d.pl

Skład Robert Oleś

Mapy Emily Maffei

Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl

ISBN 978-83-8191-474-1

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Wołowiec 2022

Wydanie I

Dla UM

IFM i ZFM

Kobiet należy szczególnie strzec przed złymi skłonnościami, jakkolwiek błahe [mogłyby się wydawać]. Jeśli się ich nie strzeże, to przyniosą zmartwienia dwóm rodzinom.

Księga Manu

Wykaz osób

Wieś Katra

Padma Śakja, szesnastolatka

Ojciec Padmy Dźiwan Lal, rolnik, i jej macocha Sunita Dewi

Ram Sakhi, biologiczna matka Padmy, która zmarła, kiedy dziewczynka miała dwa lata

Lalli Śakja, czternastolatka

Ojciec Lalli Sohan Lal, patriarcha rodu Śakjów, starszy brat Dźiwana Lala i Rama Babu; jego żona Sija Dewi i czworo ich pozostałych dzieci: córka Phulan oraz synowie Wirender, Parweś i Awneś. Lalli to ich młodsza córka

Ram Babu, stryj Padmy i Lalli; jego żona Guddo i siedmioro ich dzieci

Ram Dewi, babka Padmy i Lalli od strony ojca. Mieszka z Dźiwanem Lalem i rodziną

Mandźu Śakja, dwunastoletnia kuzynka, która spędza letnie wakacje u rodziny Lalli

Babu „Nazru” Ram, dwudziestosześcioletni kuzyn braci Śakjów. Mieszka z rodziną na polach przy wsi Katra

Radźiw Kumar Jadaw, sąsiad, który zwraca uwagę Nazru na zachowanie dziewcząt na polach

Jogendra Singh Śakja, zamożny kuzyn braci Śakjów, do którego często zwracali się o pomoc

Prem Singh Śakja, brat Jogendry. W dniu zaginięcia Lalli widział ją, jak rozmawiała przez telefon

Ojciec Jogendry i Prema Neksu Lal

Przysiółek Dźati

Darweś „Pappu” Jadaw, dziewiętnastoletni hodowca arbuzów

Ojciec Darwesia Wirpal „Wire” Jadaw, matka Dźhalla Dewi i dwudziestokilkuletni bracia Awdeś i Urweś

Basanta, żona Awdesia, i ich córeczka Śiwani

Radźu, kuzyn i bliski przyjaciel Pappu. Pappu często sypiał w jego szałasie

Wieś Nabigandź

Ram Ćander, wuj Padmy, najstarszy brat jej nieżyjącej matki

Ram Awtar, osiemnastoletni syn Rama Ćandera

Młodszy brat Rama Ćandera Kanhaija Lal, któremu przytoczono sen zapowiadający, co się stanie z dziewczętami

Pozostali trzej bracia Rama Ćandera. Razem z rodzinami jest to około trzydziestu osób mieszkających wspólnie

Policjanci

Podinspektor Ram Wilas Jadaw, pięćdziesięciosiedmioletni szef posterunku we wsi Katra

Ćhattrapal Singh Gangwar, pięćdziesięciosześcioletni funkcjonariusz awansowany niedawno na sierżanta

Posterunkowy Sarweś Kumar Jadaw, trzydziestodziewięciolatek, oskarżony o zaniedbanie obowiązków wobec rodziny Śakjów

Posterunkowy Raghunandan Singh Jadaw, funkcjonariusz, który pomógł rodzinie

Posterunkowy Satinder Pal Singh Jadaw, potulny funkcjonariusz, który robi to, co mu każą

Inspektor Ganga Singh Jadaw, szef komisariatu policji w Usehacie, pierwszy oficer śledczy

Mukeś Kumar Saksena, wpływowy w okolicy funkcjonariusz, który stanął na czele specjalnej grupy dochodzeniowej

Komisarz Maan Singh Ćauhan, najwyższy rangą funkcjonariusz obecny w dniu znalezienia ciał

Zespół przeprowadzający sekcję zwłok

Lala Ram, były sprzątacz, który przeprowadził sekcję

Doktor Radźiw Gupta, lekarz ogólny ze Szpitala Okręgowego w Budaunie, który nadzorował sekcję

Doktor Puśpa Pant Tripathi, ginekolożka i położniczka z Okręgowego Szpitala Kobiecego w Budaunie

Towarzyszący im doktor Awdeś Kumar, starszy chirurg ze Szpitala Okręgowego w Budaunie, i A. K. Singh, szpitalny farmaceuta

Politycy

Narendra Modi, nowy premier Indii zaprzysiężony 26 maja 2014 roku, dwa dni przed znalezieniem dziewcząt

Akhilesh Yadav[1], premier stanu Uttar Pradeś, któremu podlega policja stanowa

Mayawati Prabhu Das, przywódczyni dalitów, ciesząca się w Uttar Pradeś ogromną popularnością

Bhagwan Singh Śakja, członek Indyjskiej Partii Ludowej, przywódca społeczności Śakjów

Sinod Kumar Śakja, członek partii Mayawati wybrany do stanowego zgromadzenia ustawodawczego. Jego wyborcami byli członkowie rodu Śakjów, a on był ich zaufanym człowiekiem

Śarif Ahmed Ansari, bliski współpracownik Sinoda Kumara. Występował w imieniu swojego szefa i udzielał wszelkiej możliwej pomocy rodowi Śakjów

Centralne Biuro Śledcze

Widźaj Kumar Śukla [Vijay Kumar Shukla], śledczy

Anil Girdhari Lal Kaul, oficer nadzorujący śledztwo

Zespół medyczny

Doktor Adarś Kumar, profesor z Departamentu Medycyny Sądowej i Toksykologii Indyjskiego Instytutu Nauk Medycznych w Nowym Delhi

Współpracujący z nim doktor Maniś Kumath i doktor Sunil Kumar

Prolog

Wkrótce nadejdą dobre dni

Nazywano je Padma Lalli[2], jakby były jedną osobą.

– Padma Lalli?

– Padma Lalli!

– Ktoś widział Padmę Lalli?

Szesnastoletnia Padma była dwa lata starsza od kuzynki. Mierzyła zaledwie metr pięćdziesiąt, czyli i tak prawie o osiem centymetrów więcej niż Lalli. Miała migdałowe oczy, gładką skórę i wystające kości policzkowe. Długie czarne włosy zwilżała i ciasno zaplatała w warkocze, żeby nikt nie powiedział złego słowa.

Kamiz Lalli wisiał na niej jak pranie na sznurze. Dziewczynka o okrągłych ramionach i dziecięcej twarzy była spokojną romantyczką. Czytała na głos wiersze. Padma rzuciła szkołę, ale Lalli powiedziała ojcu, że chce się uczyć i podjąć pracę. Choć lubił wspominać tę rozmowę, to oboje już wtedy wiedzieli, że nigdy do tego nie dojdzie. Szkoła, do której chodziła Lalli, mieściła się pod dachem, ale pomieszczeń miała za mało – wiele lekcji odbywało się na dworze, na ziemi, a na czterystu uczniów i uczennic przypadało siedmiu nauczycieli. Jednak nawet gdyby szkoła była inna, o losie dziewczyny decydował mąż.

Zajęcia w szkole skończyły się upalnego majowego popołudnia. Wszystkie dzieci zebrały się w sadzie Ramnatha, gdzie krzyczały, biegały i wspinały się na drzewa. Lalli podbiegła do Padmy. Podczas gdy inni objadali się zielonymi owocami mango, nastolatki trzymały się na uboczu. Zawsze były razem, z dala od wszystkich.

Katrę Sadatgandź, wioskę w dystrykcie Budaun w zachodnim Uttar Pradeś, zamieszkiwało około trzech tysięcy osób stłoczonych na niespełna trzech kilometrach kwadratowych. Rankiem, kiedy przychodził czas wiosennych zbiorów, wszyscy wylegali na pola. Kobiety zakasywały sari, a mężczyźni podwijali spodnie. O ósmej rano ziemia była zasłana liśćmi tytoniu, a świeżo zerwane główki czosnku roztaczały ostry zapach.

Nawet małe dzieci włączały się do pracy. Płoszyły wrony opadające na pola jak wielkie czarne sieci i przeganiały rezusy o długich kończynach, myszkujące w tobołkach z obiadowymi porcjami roti sabzi, placków z warzywami.

Tamtego lata temperatura dochodziła do czterdziestu dwóch stopni Celsjusza. Wśród tumanów kurzu z nor wypełzały kobry, ale bosonodzy chłopcy i dziewczęta nic sobie z nich nie robili. Zbiory były dla ich rodzin jedyną okazją, by zarobić trochę pieniędzy.

Rozwój gospodarczy kraju sprawił, że płace poszły w górę, a wybory przynosiły ze sobą co pięć lat obietnice, że będzie jeszcze lepiej. W przeddzień zbiorów, 26 maja, został zaprzysiężony charyzmatyczny nowy premier Narendra Modi, głoszący hasło nie do podważenia: Aććhe din aane waale hain. Wkrótce nadejdą dobre dni.

Większość ludzi w Katrze, w oczekiwaniu na ich nadejście, obywała się bez elektryczności, gazu, bieżącej wody i toalet. Kupowali panele słoneczne. Zanurzali wiadra w studniach. Zbierali nawóz na opał. Załatwiali się w kucki na polach, podciągając kolana do piersi i przewijając zawartość ekranów telefonów.

Wśród mieszkańców wsi byli stolarze i krawcy, inni zajmowali się załatwianiem różnych spraw dla polityków, swataniem lub wulkanizacją, prowadzili tongi – lekkie dwukółki konne. Sprzedawali warzywa, kurczaki i miejscowy bimber. Łamiąc prawo, wydobywali piasek z brzegów rzek. Kilka zamożnych rodzin miało traktory, które wypożyczało. Co trzeci mężczyzna posiadał własny kawałek ziemi. Było to zaledwie kilka bigha, nigdy więcej niż pół hektara, ale należało do nich.

Ziemia zapewniała bezpieczeństwo, dawała wszystko – od dalu w katori, miseczkach, po przyodziewek na grzbiecie. Ziemia była potęgą. Przyciągała odpowiednie kandydatki na żony, które mogły wnieść suty posag. To dawało dodatkowe zabezpieczenie i wyższą pozycję społeczną. A przede wszystkim ziemia określała tożsamość. Dzięki niej byli rolnikami. Bez niej musieliby wieść żywot robotników rolnych, wędrujących za byle pracą za płacę, jaką im oferowano. Można by ich porównać do pasterzy bydła ze społeczności Jadawów z sąsiedniej wioski, o których powiadano, że nie są nigdzie zakorzenieni i na nikim im nie zależy.

Mężczyźni z Katry prawie cały dzień spędzali na polach. Dzieci uczyły się w pobliżu, ponieważ dobra szkoła, z angielskim, znajdowała się zaraz koło sadu. Wieczorami, kiedy chmury zaczynały się rozpływać, a chłodny powiew kołysał zboża, kobiety przychodziły ze wsi, żeby zaczerpnąć wody i poplotkować. Chłopcy dokuczali kulawym psom, a kulawe psy goniły za szczurami. Dziewczęta zbijały się w grupki. W gorącym powietrzu pachniało plewami i bawolim nawozem.

Kiedy zapadała noc, mężczyźni przyciągali na pola swoje ćarpai, łóżka z plecionki, i siadali w kucki okryci kocami, z bambusowymi kijami pod ręką, tak jak rolnicy w całym okręgu o tej porze roku. Jak przyjdzie co do czego, będą bronić swoich zbiorów do ostatniej kropli krwi, czy to przed uzbrojonymi w karabiny bandytami, którzy rabują motocykle, czy to przed stadami nilgau, szukających ziarna i roślin.

Wszystko było tam. Wszystko działo się tam. I nie należy się dziwić, że to właśnie tam, na polach, zrodziła się plotka.

RabiWiosna 2014

Oskarżenie

Radźiw Kumar dorabiał na boku jako nauczyciel w szkole państwowej, ale jego główne zajęcie stanowiło rolnictwo. Gdy pracował na swoim polu, obserwował Padmę i Lalli. Były podobne do siebie jak dwa ziarnka ryżu. Cały dzień spędzały na polach. Teraz zauważył, że jedna z nich, ale nie potrafił odróżnić która, trzyma telefon przy uchu. Nie spodobało mu się to.

W części wsi stanu Uttar Pradeś niezamężnym kobietom zabroniono korzystania z telefonów komórkowych1. Telefon, przez który można prowadzić rozmowy i wysyłać wiadomości, był kluczem do drzwi prowadzących poza wieś. Jej mieszkańcy obawiali się konsekwencji wyjścia kobiet przez te drzwi. Mogłyby się zarazić różnymi pomysłami, na przykład dotyczącymi kandydatów na mężów.

Według danych statystycznych dziewięćdziesiąt pięć procent Indusów[3] nadal zawierało małżeństwa w obrębie swojej kasty2, a kto się wyłamywał, zwracał na siebie uwagę. W 2013 roku młoda kobieta z Katry wyjechała z mężczyzną z innej kasty. Powiadano, że jej ojciec tak się tego wstydził, że przestał się pokazywać publicznie. Kobieta wyszła za mąż wbrew jego woli, z miłości, a nie za partnera wybranego przez ojca. Naruszyła kodeks honorowy i nigdy więcej nie zobaczyła rodziców – ze względu na bezpieczeństwo ich oraz, oczywiście, swoje. Kilka miesięcy później w jej ślady poszła dziewczyna z sąsiedniego przysiółka Dźati.

Wieści o tych ucieczkach krążyły jak chmara brzęczących owadów. Osiadały tu i tam, aż wszystkie okoliczne wsie zostały ostrzeżone: nadchodzi zmiana, trzeba mieć się na baczności, być gotowym do działania.

W 2014 roku Narodowe Biuro do spraw Przestępczości (National Crime Records Bureau) po raz pierwszy uwzględniło w swoich statystykach dane o zabójstwach honorowych. Odnotowano ich w całym kraju dwadzieścia osiem3, ale wszyscy wiedzieli, że naprawdę były ich setki, jeśli nie tysiące. Dziewczęta zabijano za poślubienie mężczyzn z innej kasty lub innego wyznania, a czasami wystarczający powód stanowił seks przedmałżeński. Po takim zabójstwie rodzina odzyskiwała honor albo przynajmniej innym mieszkańcom wsi dawano do zrozumienia, że poważnie potraktowano naganne zachowanie i rodzina zrobiła, co w jej mocy, by naprawić zło. Pewien ojciec oskarżony o zabicie córki powiedział, że konstytucja funkcjonuje zaledwie od kilkudziesięciu lat, podczas gdy hinduistyczne wierzenia mają tysiące lat4.

W Katrze obowiązywała zasada, że chłopcy mogą mieć telefony, ale dziewczęta muszą dostać pozwolenie, by z nich korzystać.

Mimo to Padma i Lalli lepiej wiedziały, jak się posługiwać telefonem, niż ich matki, które nie znały ani liter, ani cyfr. Padma często dzwoniła do swoich wujków, by odwzajemnić starania, jakich dokładali w podtrzymywanie kontaktu po śmierci ich jedynej siostry, matki dziewczyny. Lalli wysyłała esemesy do starszego brata, który pracował z dala od domu w fabryce części samochodowych. Obie używały latarki w telefonie, żeby nocą oświetlić sobie drogę w nieprzejrzanych ciemnościach.

Radźiw Kumar o tym nie wiedział, ponieważ nie znał dziewcząt. Nie znał nawet ich rodziców, z którymi wymieniał tylko zwyczajowe pozdrowienie: „Sab thik? Wszystko dobrze?”, ale życie każdej dziewczyny interesowało całą społeczność. Kumar uznał, że musi spełnić swój obowiązek. Jego działka sąsiadowała z ziemią należącą do bliskiego krewnego dziewcząt, Babu „Nazru” Rama. Nazru, ostrzyżony na garnek, z zębami zabarwionymi od żucia betelu, uśmiechający się jakby od niechcenia, łatwo nawiązywał znajomości. Miał dwadzieścia sześć lat, niewiele więcej niż dziewczęta.

– Nie powinny się pokazywać publicznie z komórką – powiedział Radźiw Kumar w języku bradź bhasza, rozpowszechnionym w tym regionie. – Kto wie, z kim rozmawiają.

Choć pola przylegały do wsi, to dom Śakjów dzieliło od sadu co najmniej dziesięć minut spaceru. Sadu nawet nie dało się dojrzeć z domu znajdującego się w labiryncie uliczek. Aluzje Radźiwa Kumara były jasne. Dziewczęta wybrały właśnie tę porę, ponieważ były same, wybrały to miejsce, ponieważ leżało na uboczu. Aby nie pozostawić wątpliwości, użył słowa ćakkar – afera. Tym samym dał do zrozumienia, że dzieje się coś podejrzanego, że coś jest nie tak.

– Dziewczęta z twojej rodziny z kimś romansują.

Nazru przyznał, że nie wygląda to dobrze.

– Powinieneś zawiadomić ich rodziców – dodał Radźiw Kumar.

Po kilku dniach znowu zobaczył, jak rozmawiają przez telefon. Znów odszukał Nazru, który stwierdził, że skarga może mieć nieoczekiwane skutki. A nuż rodzice dziewczyn oskarżą go o oszczerstwo. Powiedzą, że plotki są jak motyle. Jeśli wieść się rozejdzie, to kto się ożeni z Padmą? Kto weźmie Lalli?

Nazru rozumiał, że gadanie Radźiwa Kumara to jedno. Gdy jednak krewny, bliski kuzyn, wysuwa tak poważne oskarżenie, to już całkiem inna rzecz. W grę wchodziła jeszcze jedna kwestia, mianowicie to, że był zależny od rodziny dziewczyn. Nikomu z mieszkańców wsi nie żyło się łatwo, ale on miał pod opieką chorego na astmę ojca i brata, którego ludzie nazywali wariatem. Śakjowie zatrudniali czasem Nazru do robót w polu. Jeśli było naprawdę ciężko, to mógł liczyć, że go wspomogą finansowo.

Nazru nic więc nie powiedział, ale świadomy swojego obowiązku zaczął obserwować dziewczęta.

Nie uszło to ich uwagi.

– Obleśnie się na nas gapi – z odrazą powiedziała Padma do przyjaciółki.

To podczas tych obserwacji Nazru zauważył szczupłego chłopaka z dużą głową. Katra była niewielka, Nazru znał wszystkich jej mieszkańców, ale tego chłopca dotąd nie widział. Chłopiec pasł bawoły, nie mógł więc przybyć z daleka. Przypuszczenie, że to ktoś z Jadawów z sąsiedniej wioski, samo się nasuwało.

– Jak masz na imię? – zawołał do niego Nazru.

– Pappu.

Naprawdę chłopak nazywał się Darweś Jadaw. Miał ostry nos i gęste, kruczoczarne włosy. Przezywano go Pappu, ponieważ był drobny jak dziecko. Miał na sobie za dużą koszulę i spodnie, w uchu – kółko, na nogach – kauczukowe klapki.

Choć wyglądał na wylęknionego, to wiódł życie dostatniejsze niż większość mieszkańców wioski Dźati. Jego ojciec uprawiał arbuzy i zgromadził dość oszczędności, żeby wybudować jeden z niewielu ceglanych domów w osadzie pełnej nędznych chat. Matka Pappu hołubiła go, był najmłodszym dzieckiem. Życie rodziców skupiało się w okolicy piaszczystego brzegu rzeki, gdzie znajdowało się ich pole, nie zabraniali jednak dzieciom poza sezonem szukać pracy z dala od domu – przy wyszukiwaniu w śmieciach rzeczy nadających się do przetworzenia albo noszeniu cegieł na budowach, nawet w odległym Delhi.

Dzięki temu Pappu zobaczył inny świat poza tym, w którym tkwili jego rodzice – świat, gdzie drogi były pełne samochodów, a nie zwierząt hodowlanych, gdzie wznosiły się wysokie budynki oraz żyli ambitni mężczyźni i kobiety, zajmujący się czymś więcej niż wciąż tym samym zgodnie z odwiecznym zwyczajem. Poznał nowoczesne Indie, gdzie była szansa zrzucić z siebie ciężary i wyzwolić się z pułapek, w których ugrzęzły całe pokolenia jego rodziny nadal żyjącej w epoce zbierania krowiego nawozu. Można było o tym wszystkim zapomnieć. Co prawda Pappu nie znał nikogo, kto by na zawsze opuścił wieś, ale ten nowy świat obiecywał wiele. Wolność była blisko.

Lecz chłopak, choć dobiegał dwudziestki, potrafił się tylko podpisać. Oczekiwano od niego pomocy rodzinie. Ojciec i syn mieli układ – dopóki Pappu dokładał się do rodzinnego budżetu, dopóty mógł w wolnym czasie robić, co chciał.

Nazru się to nie podobało.

– Jeśli twoje bawoły zjedzą moją trawę, to co będą jadły moje? – krzyknął. – Przestań tu przychodzić!

Ojciec Lalli kupuje telefon

Dwunastoletnia chudziutka kuzynka o imieniu Mandźu uśmiechała się promiennie i była bezpośrednia jak wszystkie kobiety Śakjów. Mieszkała z rodziną w Noidzie, mocno zanieczyszczonym mieście przemysłowym odległym od Katry o kilka godzin drogi, w zatłoczonym budynku ze wspólnymi łazienkami. Ściany domu drżały od przejeżdżających z łoskotem ciężarówek.

Kiedy Sohan Lal, ojciec Lalli, zadzwonił, by zaprosić ją do Katry na wakacje, Mandźu nie posiadała się z radości. Była pora zbiorów mango. Zobaczy swoją kuzynkę, którą pieszczotliwie nazywała meri wali didi, siostrą. Stryj powiedział, że razem z żoną i najmłodszym synem jedzie na pielgrzymkę:

– Lalli będzie sama.

Rozumiało się samo przez się, że Mandźu, choć młodsza od Lalli, będzie miała na nią baczenie.

Przed wyjazdem Sohan Lal poszedł kupić nowy telefon w firmie Keshav Communications, znajdującej się na bazarze za warsztatem wulkanizatora, gdzie naprawiano przebite dętki rowerowe, naprzeciwko sklepiku z przekąskami, w którym serwowano coca-colę z przenośnej lodówki. U drzwi czekał jego kuzyn, Jogendra Singh. Pot kroplami spływał mu po twarzy. Był to bezpośredni w obyciu młodzieniec z rozwichrzoną brodą, ubrany – jak wszyscy mężczyźni ze wsi – w koszulę z kołnierzykiem i solidne spodnie z jasnej tkaniny, dobrej na upał.

Przez sklep Keśawa cały dzień przewijali się klienci. Przeglądali asortyment chińskich telefonów. Niektóre oferowały funkcje nie zawsze dostępne nawet w tych markowych. Ponieważ kupujący nie mieli dostępu do internetu, prosili Keśawa, żeby ze swojego komputera wgrał im przez USB najnowsze piosenki z bollywoodzkich filmów. Większość nie miała też w domach prądu, więc za kilka rupii klienci doładowywali sobie telefony. Czekając, napawali się chłodnym podmuchem warczącego wentylatora i gapili się na uporządkowane półki, na których stały stosy pudełek z zapakowanymi w folię aparatami i akcesoriami. Keśaw był nowoczesnym przedsiębiorcą, chłopaki ze wsi go podziwiały.

Tego popołudnia nie miał zbyt wielu klientów zabiegających o jego uwagę, ale nawet gdyby tak było, obsłużyłby w pierwszej kolejności nowo przybyłych. Kuzyn Sohana Lala był synem właściciela lokalu wynajmowanego przez Keśawa, co w wioskowej hierarchii czyniło go odpowiednikiem syna szefa sprzedawcy telefonów.

Sohan Lal poprosił o aparat z baterią, która długo trzyma. Powiedział, że wybiera się na pielgrzymkę. Nadszedł czas, by po raz pierwszy ogolić głowę najmłodszemu synowi i pokłonić się bogini matce.

Keśaw wyjął spod szklanej lady kilka telefonów. Sohan Lal uważnie je oglądał, ale najwięcej mówił jego kuzyn rozpytujący o różne funkcje. Wybrali błyszczący czarny aparat ze złotą i czarną klawiaturą. Sohan Lal chciał też kupić kartę SIM. Kiedy jednak sprzedawca poprosił go, zgodnie z prawem, o dowód tożsamości, powiedział, że nie ma go przy sobie. Kuzyn spojrzał na niego pytająco.

Dwudziestoletni sprzedawca szybko sobie wszystko skalkulował. Tylko w Katrze mógł sobie pozwolić na prowadzenie własnej firmy. Płacił pięćset rupii za wynajem lokalu, co stanowiło korzystną cenę. Był zadłużony u wuja, który pomógł mu stanąć na nogi, a jako że miał owdowiałą matkę, musiał zarabiać. Zapewnił więc klientów, że nie ma problemu. Wyjął kopię cudzego dowodu tożsamości i wpisał dane na rachunku dla Sohana Lala. Ponieważ ten ostatni był analfabetą, Keśaw podpisał się za niego. Co jest prawdopodobniejsze – że w sklepie zjawi się policja czy że syn właściciela pogniewa się na niego za to, że nie zrobił tego, o co go proszono?

Keśaw wiedział, że mieszkańcy wsi mają dowody tożsamości, potrzebne przy zakupie subsydiowanych przez państwo zbóż i podczas wyborów, ale zdawał sobie sprawę, że te cenne dokumenty przechowuje się w bezpiecznym miejscu w domu. Często oddawał klientom takie przysługi i nigdy go nie przyłapano. Nie miał powodów, by przypuszczać, że tym razem będzie inaczej.

Sohan Lal nie zabrał nowego telefonu na pielgrzymkę. Dał go swojej bratanicy Padmie. Choć wtedy raczej o tym nie wiedziała, to aparat miał funkcję, która przyniosła mu szczególną popularność wśród wścibskich rodziców. Mógł nagrywać rozmowy i je zapamiętywać.

Kuzynka Mandźu zauważa coś dziwnego

Od kilku lat w rodzinie Śakjów panowała niezgoda. Mężczyźni uważali, że to wina kobiet, które oddają się błahym sprzeczkom. Zajmujące dziesięć arów obejście podzielono na trzy części odseparowane od siebie niskimi murkami z gliny.

Odtąd każda z rodzin gotowała posiłki w swojej kuchni, pompowała wodę z własnej studni, a bawoły o czarnych brzuchach i białe kozy trzymała w oddzielnej zagrodzie. Gdyby członkowie tych rodzin korzystali z toalet, wybudowaliby trzy. Oni jednak, jak większość ludzi z okolicy, załatwiali się na polach, ponieważ marnotrawstwem byłoby płacić za coś, co można mieć za darmo.

Śakjowie z uporem twierdzili, że wciąż są jedną rodziną. Dziedziniec służył wszystkim osiemnaściorgu jej członkom, a także psom. Rodzice jednego z dzieci byli rodzicami wszystkich. Padma nazywała Siję Dewi badi-ma, starszą matką, a ona sama była dla Sii Dewi hamari baćći, ich córeczką. Sohan Lal, najstarszy z braci, czterdziestosiedmioletni, był głową domu. Dwaj młodsi bracia, po trzydziestce, zdawali się na niego, gdy należało podjąć ważne decyzje. Jako mężczyźni spędzali całe dnie poza domem. Kobiety przeważnie go nie opuszczały. Gotowały dla mężczyzn, jadły po nich i siadały niżej niż oni. Gdy mężczyźni rozsiadali się na ćarpai, ich żony zadowalały się miejscem na podłodze.

Jednakże, jak powiadali Śakjowie, trochę przestrzeni i niezależności poprawia każdemu jakość życia. To samo dotyczy edukacji. Pokolenie rodziców było niepiśmienne, ale synów i córki posyłali do szkoły koło sadu. Dziewczynki zabierano stamtąd po ósmej klasie, kiedy nauka nie była już darmowa ani obowiązkowa. Wydawano je wtedy za mąż. Dla ich bezpieczeństwa – powiadali Śakjowie – żeby akceptowało je społeczeństwo. Kobieta umiejąca czytać i pisać miała dodatkowy powab, przyciągała lepszego męża.

W porze zbiorów Dźiwan Lal i jego żona Sunita Dewi szli każdego ranka na swoje poletko mięty. Padmę zostawiali pod opieką babki, z którą dzielili niewielki ciemny pokój, przedzielony na dwie części prześcieradłem zawieszonym na gwoździach. Stara kobieta w białym wdowim sari pozostawała prawie niesłyszalna i niewidoczna. Mimo że była przywiązana do wnuczki i w znacznej mierze odpowiedzialna za opiekę nad nią, Padma, rzecz jasna, często wymykała się do kuzynki mieszkającej w sąsiednim pomieszczeniu.

Dwoje starszego rodzeństwa Lalli, siostra Phulan i brat Wirender, nie mieszkało już w rodzinnym domu. Pod nieobecność rodziców, Sohana Lala i Sii Dewi, którzy najmłodszego syna Awnesia zabrali ze sobą na pielgrzymkę, nastolatka zajmowała się bratem Parwesiem, zwierzętami i domem.

Na drugim końcu dziedzińca trzeci mężczyzna z rodu Śakjów, brzuchaty Ram Babu, i jego żona Guddo o dźwięcznym głosie prowadzili swoje dzieci na pole kolokazji. Wracali dopiero w porze wieczornych modlitw, które odprawiali przed domowym ołtarzykiem.

Dzieci pozostałych w domu nikt nie nadzorował, porządek dnia został wywrócony. Wychodziły i wracały, kiedy chciały.

Gdy ojciec Mandźu się o tym później dowiedział, był oburzony.

– Ghar pe koi nahin tha – powiedział. Nikogo nie było w domu. – A to przecież dzieci!

W zachowaniu starszych dziewcząt dało się poza tym zauważyć coś dziwnego – nie chciały mieć małej Mandźu koło siebie.

– Idziemy ścinać miętę – wołała Lalli, gdy wychodziły z domu. – Po co masz z nami iść?

Padma ją ignorowała. Mandźu tłumaczyła później:

– Nigdy nie pytała o mnie. Kiedy próbowałam zacząć rozmowę, odpowiadała: „Co cię to obchodzi?”.

Po powrocie dziewczęta okazały się jeszcze mniej skłonne do rozmowy. Powodem nie mogło być zmęczenie, bo i przedtem ciężko pracowały. Zachowując się, jakby Mandźu była niewidzialna, przez cały czas rozmawiały ze sobą. – Nie to nie – burczała dziewczynka.

Zauważyła, że ojcu Padmy też się nie podobało to zachowanie. Kiedy wracał z pola i widział dziewczęta siedzące koło siebie, okazywał swoje niezadowolenie.

– Dobra, dobra – mruczał pod nosem. – Marnujcie czas.

Mimo że Padma i Lalli nieustannie pracowały.

Gdy słońce było już wyżej, siadały przy paleniskach, każda w swoim domu, i podpalały wysuszone placki nawozu, by te utworzyły płonącą stertę. Rozgrzewały olej i zagniatały ciasto. Wracały na pola, niosąc roti sabzi dla ciężko pracujących członków rodziny. Potem wlokły się do domu, żeby szorować naczynia popiołem. Później znów wychodziły na pola z kozami. Wracały, żeby wydoić bawolice. Zamiatały podwórze. Prały ubrania. Szarpały za ciężką metalową rączkę pompy w górę i w dół, w górę i w dół, żeby napełnić wiadro i się umyć. Przygotowywały kolację. Jeszcze raz zamiatały podwórze. Potem znowu coś. Robocie nie było końca, zawsze coś się znalazło.

Wrony przeraźliwie krakały, słońce paliło żywym ogniem. W upale od stert śmieci zawiewało smrodem zgnilizny. Pył osiadał na ubraniach, twarzach, językach i stopach. Dziewczęta z rodziny Śakjów nie przerywały pracy.

Kuzynka Mandźu była przyzwyczajona do prac domowych. Miała dopiero dwanaście lat, ale to ona codziennie gotowała kolację. Ojciec kupił jej podnóżek, żeby mogła dosięgnąć kuchenki. Kiedy czuła się wykończona, włączała schładzacz powietrza. Słuchała muzyki z telefonu. Wolno jej nawet było wyjść z mieszkania, pod warunkiem że została na frontowych schodach. Ciotki-sąsiadki ją pozdrawiały. Chłopcy szczerzyli zęby w uśmiechu. Koleżanki spacerujące ze starszymi siostrami zatrzymywały się, żeby poplotkować o okropnych pracach domowych i wrednych nauczycielach.

W weekendy ojciec zabierał dzieci na lody. Oglądały wystawy sklepowe. Paplały, chichotały, a czasem kłóciły się jak gołębie walczące o garść ziarna – i to też było fajne.

Czym zajmowały się kuzynki Mandźu, kiedy obrobiły się z częścią obowiązków domowych? Dziewczyna na wsi nie miała żadnych rozrywek. Dzień dłużył się jak tysiąc lat.

Padma siedziała w domu. Niedługo odstawią ją na próg domostwa nowej rodziny jako żonę mężczyzny, którego w życiu nie widziała. Za dwa lata przyjdzie kolej Lalli.

Młodsza dziewczynka odnosiła wrażenie, że jej życie różni się od życia kuzynek jedynie tym, że jest skłaniana do ciężkiej pracy, by kiedyś stać się dobrą żoną. Starsze dziewczęta harowały natomiast tak, jakby już były żonami i matkami. Brzemię, jakim je obarczono, wydawało się jej zbyt wielkie. Była przekonana, że nie mają czasu na myślenie.

Zbijająca w domu bąki Mandźu uznała, że dość już tego. Kiedy pewnego popołudnia starsze dziewczęta udały się na pole, poszła za nimi. Tego dnia i następnego zauważyła coś, co wydało się jej dziwne.

Nastolatki miały ścinać miętę na trzech poletkach należących do rodziny, które razem liczyły niespełna pół hektara. Dziewczęta chodziły jednak tylko na jedno z nich – to będące własnością ojca Padmy i przylegające do sadu.

– Codziennie przychodzicie tylko tutaj. Kjun? Dlaczego? – zapytała.

– Cicho bądź! – warknęła Lalli.

Później Mandźu podpatrzyła, że Lalli wpisuje do zeszytu wiersze. I że Padma potajemnie maluje usta.

Co wieczór po kolacji dzieci wychodziły po raz ostatni, żeby załatwić się na polach. Padma i Lalli czekały, aż młodsza kuzynka wybierze sobie jakieś miejsce, ale potem pędziły gdzie indziej. Mandźu było przykro. Po polu pełzały żmije. Trafiały się szakale. A co, jeśli jakiś chłopak oświetli ją telefonem? – Chodźmy już! – jęczała, rozglądając się ostrożnie wokół, gdy zawiązywała tasiemkę od salwaru.

Padma i Lalli nigdy nie były gotowe.

– Po co ten pośpiech? – mówiły jednym głosem, a ich śmiech dźwięczał w ciemności. – Jest mnóstwo czasu.

Nazru też to widzi

Nazru mieszkał wśród ogromnych jak słoniowe uszy liści kolokazji na poletku koło sadu. W małej murowanej chatce jego ojciec siedział wyprostowany na ćarpai, z trudem łapiąc powietrze. Bywały noce, kiedy po zrobieniu sobie zastrzyku z lekarstwa mającego oczyścić drogi oddechowe tracił przytomność. Nastoletni brat Nazru, któremu nadano imię dawnego gwiazdora Bollywood, był, według określenia ojca, „słaby na głowę” i wszyscy woleli, żeby nie pokazywał się ludziom. Starszy brat uciekł do innego stanu, gdzie skończył jako formierz w jeszcze bardziej bezlitosnym świecie ceglarni. Pomagała mu żona, a pięcioro dzieci biegało wokół w palącym słońcu. Matka starała się zapobiec rozpadowi rodziny, ale Nazru ciągle popadał w jakieś tarapaty.

Pewnej nocy usłyszał, że bandyci plądrują dom sąsiada. Zamiast trzymać się z daleka, co w takiej sytuacji zrobiliby pozostali, stawił im czoła. Postrzelili go w ramię. Innym razem zabił kozę sąsiada. W jego działaniach nie było logiki, a przynajmniej nie potrafił się wytłumaczyć w przekonujący sposób. Kiedy mu zadano proste pytanie, ryknął tylko śmiechem. Mieszkańcy wsi zmusili go, żeby przeprosił właściciela kozy i zapłacił odszkodowanie. Raz po raz udzielali mu rady: Apne kaam se kaam rakho. Pilnuj swojego nosa.

Ale czy mógł?

Młody mężczyzna we wsi nie miał żadnych rozrywek. Czasami Nazru spotykał się z kolegami, żeby się napić, czasami palili trawkę. Jeden raz przejechał się samochodem, ale niewiele z tego zapamiętał, bo zdarzyło się to wtedy, gdy wieziono go do szpitala po postrzale w rękę. Był za stary, żeby przestawać z nastolatkami wpatrującymi się w telefony, i zbyt niedojrzały, by przebywać w towarzystwie swoich rówieśników, już żonatych i dzieciatych.

Niektórym ludziom się wydawało, że go trafnie zaszufladkowali: Dar naam ka ćiz usko nahin hai. Niczego się nie boi. Inni, którzy przyuważyli go podczas jednej z wieczornych wypraw, uznali, że jest po prostu wścibski.

W wieku dwudziestu kilku lat młodzi mężczyźni z Katry wkraczali w etap życia hindusów określany jako gryhastha – stawali się panami domu, zakładali rodziny. Nazru uważano za dziwaka, ale przecież ciężko pracował. Jeden brat wyjechał, drugi był chory, ojciec nie wstawał z łóżka. Na niego spadł cały ciężar ich utrzymania, a do tego zajmowania się jedynym bawołem i całym poletkiem tytoniu. Robił to, co należało. Dlaczego więc się nie ożenił?

Kawalerstwo dwudziestosześcioletniego Nazru stanowiło temat nieustających dociekań mieszkańców wsi, których ten stan rzeczy zwyczajnie irytował. Jedni twierdzili, że ma romans z żoną sąsiada. Powiadano, że kiedy sąsiada nie było w domu, Nazru wślizgiwał się do jej łóżka. Zdaniem drugich kręcił z żonami kilku innych mężczyzn. Ktoś utrzymywał, że Nazru nosi w portfelu zdjęcia nieletnich dziewczynek, co by wskazywało, że jest zboczony.

Bliscy krewni uważali te plotki za bzdury. Biedny chłopak nie jest żadnym zboczeńcem – to hidźra. Doszli do tego wniosku, gdy zobaczyli, że kuca w trakcie sikania. Plotki się mnożyły, zapytano więc wreszcie ojca Nazru.

– Mój syn – odparł wycieńczony chorobą starzec – nie jest ani mężczyzną, ani kobietą.

Nazru zostawiono więc w spokoju. Co wieczór po kolacji wychodził z domu. Zwierzęta, załatwiające się kobiety, rozrabiające nastolatki – nikt nie mógł się ustrzec przed migającym światłem jego chińskiej latarki.

– Widziałem Padmę i Pappu – powiedział później. Byli na jego polu. – Dawali sobie znaki.

Zobaczył ich razem jeszcze drugi i trzeci raz.

– Nie spodobało mi się to – stwierdził. – Takie zachowanie mogło zaszkodzić reputacji całej naszej rodziny.

Obmierzłe typy

Reputacja przylegała do człowieka jak skóra. Mieszkańcy sąsiedniego przysiółka Dźati nie mogli swojej zrzucić. O ich reputacji przesądziło nie tyle to, co mówili i robili, ile stereotypowe wyobrażenia o ich kaście, Jadawach.

Jadawowie, podobnie jak Śakjowie, należeli do szerokiej kategorii „innych klas upośledzonych” (Other Backward Classes – OBC). Były to niższe kasty, konsekwentnie utrzymywane w zacofaniu przez te wyższe. Jadawom z Uttar Pradeś, przypisanym kiedyś siłą do pracy na roli, nie wolno było nawet usiąść na ćarpai, jeśli zasiadł na nim bramin należący do wyższej kasty. Po uzyskaniu przez Indie niepodległości mieli się stać beneficjentami polityki akcji afirmatywnej.

Śakjów i Jadawów powinna połączyć wspólna sprawa, gdyby nie to, że ci drudzy mieli obecnie silną pozycję polityczną. Ich społeczność, stanowiąca około dziewięciu procent ludności Uttar Pradeś, zawsze głosowała strategicznie, jednym blokiem. Ich przywódcy wchodzili w sojusze z innymi grupami z niższych kast. Kierowana przez Jadawów Partia Socjalistyczna (Samajwadi Party) stosowała politykę rozdawnictwa przywilejów – zarzucano jej, że rozdawała potencjalnym wyborcom ubrania, naczynia kuchenne, a nawet gotówkę5. W 2014 roku partia miała pod kontrolą rząd stanowy i szerokie wpływy w lokalnym aparacie urzędniczym i policji.

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy końcowe

Rabi. Wiosna 2014

1 R. Rai, UP panchayat bans love marriages, bars women from using mobile phones, indiatoday.in, bit.ly/3BtI3k7, dostęp: październik 2021.

2 S. Rukmini, Just 5% of Indian marriages are inter-caste: survey, thehindu.com, bit.ly/3aptNge, dostęp: październik 2021.

3 Ministry of Home Affairs, Honour killings,pib.gov.in, bit.ly/3iPojQB, dostęp: październik 2021; HT Correspondent, 792% spike in honour killing cases, UP tops the list: Govt in Parliament, hindustantimes.com, bit.ly/3Anck2A, dostęp: październik 2021.

4 J. Yardley, In India, castes, honor and killings intertwine, nytimes.com, nyti.ms/3FItuvB, dostęp: październik 2021.

5 D. Gidwani, Mulayam caught ‘bribing’ voters, dnaindia.com, bit.ly/3v1PtII, dostęp: październik 2021.

Przypisy

[1] W książce przyjęto polską transkrypcję słów z języka hindi oraz imion i nazwisk indyjskich. Wyjątek stanowią nazwiska osób, głównie polityków, stosujących – ze względów zawodowych lub innych – ustaloną formę zapisu w alfabecie łacińskim (przyp. red.).

[2] Imiona dziewcząt zmieniono zgodnie z indyjskim prawem, które wymaga utajnienia tożsamości ofiar części przestępstw (przyp. aut.).

[3] W książce na oznaczenie mieszkańca Indii została przyjęta nazwa Indus(-ka), zgodna ze współczesną terminologią w naukach orientalistycznych i z zaleceniami Komisji Standaryzacji Nazw Geograficznych, mimo wciąż powszechnego używania nazwy Hindus(-ka) (przyp. red.).