Podniebna poczta Kiki - Eiko Kadono - ebook

Podniebna poczta Kiki ebook

Kadono Eiko

0,0
32,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Kiki ma 13 lat i chce zostać czarownicą, jak jej mama. Aby tego dokonać, musi przejść okres praktyki – rocznego zamieszkania w miejscu, gdzie nie ma ani jednej czarownicy. Już od pierwszej chwili po osiedleniu się w, zdawałoby się, idealnym mieście – malowniczym nadmorskim Koriko – rezolutna dziewczynka musi stawiać czoła najróżniejszym wyzwaniom. Jaką pracę może wykonywać czarownica, która umie jedynie latać na miotle? Jak przezwyciężyć uprzedzenia wobec magii i pozyskać sympatię ludzi? W jaki sposób podołać najniezwyklejszym zleceniom, takim jak uratowanie noworocznej tradycji czy przewiezienie na miotle zestawu instrumentów dętych?

Poznaj powieść, która zainspirowała Hayao Miyazakiego do nakręcenia słynnej animacji z 1989 roku!

Przekład z języka japońskiego: Aleksandra Przybysz
Ilustracje: Magdalena Danielewicz

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 180

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kiki’s Delivery Service

Text by Eiko Kadono ©

Illustrations by Magdalena Danielewicz ©

Originally published by Fukuinkan Shoten Publishers, Inc., Tokyo, Japan, in 1985 under the title of „Majo no Takkyūbin”

The rights arranged with Fukuinkan Shoten Publishers, Inc., Tokyo

All rights reserved

© for Polish translation and edition by Wydawnictwo Kirin

Przekład z języka japońskiego:

Aleksandra Przybysz

Opracowanie graficzne, edycja i korekta:

Marta Kowalczyk, Adrianna Wosińska

Wydawca, sprzedaż hurtowa i wysyłkowa:

Wydawnictwo Kirin

tel. 51 636-78-55

www.kirin.pl

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa:

www.ksiegarniajaponska.pl

Wydanie I elektroniczne

Bydgoszcz 2023

ISBN 978-83-66627-33-8

Rozdział 1: Początek opowieści

W pewnym miejscu, pomiędzy głębokim lasem a łagodnym zboczem Trawiastej Góry, leżało małe miasteczko.

Wyrastało ono na wzgórzu, które delikatnie opadało na południową stronę, a niewielkie dachy tworzących je domów miały barwę spalonego chleba. Niemal dokładnie pośrodku znajdował się dworzec, a nieco dalej, zebrane w jednym miejscu – urząd miasta, posterunek policji, remiza strażacka oraz szkoła. Było to więc zupełnie zwyczajne miasteczko, niczym nieróżniące się od innych.

A jednak, jeśli uważniej się przyjrzeć, można było w nim dostrzec coś raczej niespotykanego w zwyczajnych miasteczkach.

Na przykład na samym szczycie wielkiego drzewa wisiał srebrny dzwoneczek. Niekiedy brzęczał głośno, nawet jeśli nie było burzy. Wówczas mieszkańcy wymieniali porozumiewawcze spojrzenia i mówili ze śmiechem:

– Ojej, mała Kiki znowu spadła!

Dokładnie tak! Kiki, o której w ten sposób rozmawiano, również nie była zwyczajna. Przecież chociaż była małą dziewczynką, to za jej sprawą zaczynał dzwonić dzwoneczek wiszący na wielkim drzewie! Przenieśmy się zatem nieco na wschód od miasteczka i zajrzyjmy na chwilę do domu, w którym mieszkała.

„Z przyjemnością podzielimy się lekarstwem na katar” – brzmiał napis na drewnianej tabliczce, zawieszonej od strony ulicy na filarze bramy, której zielone skrzydła stały szeroko otwarte. Po przejściu przez nie trafiało się do rozległego ogrodu, w głębi którego po lewej stronie znajdował się jednopiętrowy dom. W samym ogrodzie w zgrabnych rządkach rosły różnego rodzaju zioła – i z dużymi, i ze spiczastymi liśćmi – a całą jego powierzchnię wypełniał mocny, aromatyczny zapach. Prowadził on aż do wnętrza domu, a najbardziej odczuwalny stawał się przy miedzianym garnku w kuchni.

Z tejże kuchni miało się idealny widok na przednią ścianę pokoju gościnnego, na której zamiast obrazów czy zdjęć, które często zdobią to miejsce w innych domach, wisiały dwie drewniane miotły zrobione ze związanych gałęzi – mała i duża. Powiedzmy, że to odrobinę dziwne.

Ojej, słychać rozmowę rodziny! No tak, przecież akurat czas na popołudniową herbatkę.

– Kiedy masz zamiar wyruszyć, Kiki? Mogłabyś mi już powiedzieć, wiesz? Nie możesz tego przeciągać w nieskończoność. Musisz podjąć decyzję – mówił niezadowolony kobiecy głos.

– Znowu to samo… Nic się nie martw, mamo, jestem przecież twoją córką. I kandydatką na czarownicę. Poważnie się nad tym zastanawiam – odpowiedział mu lekko poirytowany głos dziewczynki.

– Kochanie, myślę, że powinnaś zaufać Kiki. Ile byś nie naciskała, dopóki sama się nie zdecyduje, nic nie wskórasz – tym razem zabrzmiał spokojny męski głos.

– Pewnie masz rację, ale ja się po prostu martwię. Trochę odpowiedzialności! – Kobieta, którą nazwano „mamą”, podniosła nieco głos.

Chyba już wszystko jasne. W tym domu mieszka rodzina czarownic. A konkretniej – mama, Kokiri, jest najprawdziwszą czarownicą, pochodzącą z klanu o długiej tradycji, podczas gdy tata, Okino, to zwykły człowiek, folklorysta, który zajmuje się badaniem legend i opowieści ludowych na temat wróżek i czarownic. Kiki z kolei jest ich trzynastoletnią, jedyną córką, a rozmowa, która tego dnia się toczyła, dotyczyła chwili, kiedy dziewczynka miała się usamodzielnić.

Kiedy w małżeństwie czarownicy i człowieka rodzi się córka, najczęściej ona również zostaje czarownicą. Ale ponieważ zdarza się, że niektórym dziewczynkom to nie odpowiada, ustalono, że każda będzie mogła sama o tym zdecydować po swoich dziesiątych urodzinach. Jeśli postanowi zostać czarownicą, będzie się uczyć magii od swojej mamy, a w roku swoich trzynastych urodzin wybierze noc, gdy księżyc jest w pełni, by się usamodzielnić.

Owo usamodzielnienie polega na tym, że dziewczynka opuszcza rodzinny dom, by szukać miasta lub wioski, gdzie nie ma ani jednej czarownicy, i sama się tam osiedla. To oczywiście bardzo trudne dla tak młodej osoby, jednak w czasach, kiedy siła magii tak bardzo osłabła, a liczba czarownic tak drastycznie się skurczyła, jest to bardzo ważny zwyczaj. Poza tym jest to też dobry sposób, by uświadomić choć o jedno miasto czy jedną wioskę, a nawet choć o jedną osobę więcej, że czarownice wciąż jeszcze istnieją.

Kiedy Kiki miała mniej więcej dziesięć lat, postanowiła zostać czarownicą i zaczęła uczyć się magii od swojej mamy. Kokiri posiadała dwie magiczne umiejętności: hodowanie ziół, z których następnie wyrabiała lekarstwo na katar, oraz latanie na miotle.

Latanie od samego początku wychodziło Kiki dobrze. Jednak jako że weszła już w wiek dorastania, gdy była w powietrzu, wiele rzeczy ją rozpraszało: na przykład duży pryszcz, który wyskoczył jej koło nosa, albo wybór sukienki, którą miała założyć na urodziny koleżanki… A wtedy, o rany! – miotła nagle zaczynała spadać. Pewnego razu, kiedy jedyne, o czym myślała, to koronkowa bielizna, którą założyła po raz pierwszy, nie zauważyła nawet, że leci coraz niżej, i uderzyła w słup telegraficzny. Miotła kompletnie się roztrzaskała, natomiast sama Kiki nabiła sobie trzy guzy – po jednym na czubku nosa i na obu kolanach. I właśnie dlatego na najwyższym z drzew w miasteczku Kokiri zawiesiła dzwoneczek – aby jego brzęczenie przywróciło Kiki do rzeczywistości, gdyby znowu się zamyśliła i zaczęła obniżać lot. Na szczęście ostatnio rozbrzmiewał on coraz rzadziej…

Jeśli zaś chodzi o robienie lekarstw, to nie można powiedzieć, by Kiki lubiła się tym zajmować. Może była to kwestia braku cierpliwości, ale hodowanie ziół, szatkowanie na drobno liści i korzeni, a na koniec czasochłonne gotowanie ich – tego akurat nie potrafiła zrobić dobrze.

– Wygląda na to, że zniknie kolejna magia… – żaliła się Kokiri. Dawno temu czarownice potrafiły posługiwać się różnymi rodzajami magii, jednak zaczęły one zanikać jeden po drugim, a teraz nawet najprawdziwsza na świecie czarownica, jaką była Kokiri, władała jedynie dwoma. Jej reakcja na wybrzydzanie Kiki była więc całkiem zrozumiała.

– No ale przecież latanie jest dużo fajniejsze niż mieszanie w garnku! – Kiki nie widziała, w czym problem.

W takich chwilach Okino włączał się do rozmowy:

– Nic na to nie poradzimy. Zresztą nie jest powiedziane, że nie będzie potrafiła posługiwać się jednym z rodzajów magii, które zostały utracone. A poza tym przecież ma czarnego kota.

Czarne koty od dawien dawna towarzyszyły czarownicom; być może to również był jeden z rodzajów magii.

Kiki także miała swojego małego kociaka o imieniu Jiji, a kot, który kiedyś towarzyszył Kokiri, nazywał się Meme. Kiedy czarownicy rodzi się córka, jej mama znajduje kociaka, który przyszedł na świat w podobnym czasie, i wychowuje ich razem. Z czasem maluchy uczą się ze sobą porozumiewać, a kot, z którym dziewczynka może dzielić zarówno smutki, jak i radości, staje się dla niej najcenniejszym towarzyszem. Ostateczne jednak, kiedy młoda czarownica dorasta i spotyka człowieka, który od tej pory będzie dla niej najważniejszy, zastępując jej czarnego kota, wychodzi za niego za mąż, zaś zwierzak znajduje sobie partnerkę – i oboje zamieszkują oddzielnie.

ROZDZIAŁ 2: Kiki postanawia wyruszyć w podróż

Po herbatce Kokiri i Okino wyszli z domu, by pozałatwiać jakieś sprawy, a Kiki wraz z Jijim usiedli u wejścia do zalanego słońcem ogrodu. Dziewczynka pogrążyła się w myślach.

– Wygląda na to, że niedługo będę musiała wyruszyć w drogę… – powiedziała jakby do siebie.

– Zgadza się. Chyba nie masz zamiaru nagle stwierdzić, że jednak nie chcesz być czarownicą, co? – Jiji podniósł łebek i spojrzał na Kiki.

– W życiu! To przecież była moja własna decyzja – odparła stanowczo dziewczynka. Zaraz też przypomniała sobie swój pierwszy lot na miotle i uczucie ekscytacji, jakie temu towarzyszyło.

Do dziesiątego roku życia Kiki wychowywała się jak całkiem zwyczajna dziewczynka. Co prawda zdawała sobie sprawę z tego, że jej mama jest czarownicą, w związku z czym ona sama będzie musiała w pewnym momencie zdecydować, czy pójść w jej ślady, ale nie przywiązywała do tego zbytniej wagi. Jednak krótko po tym, jak skończyła dziesięć lat, usłyszała, jak jej koleżanka mówi: „Zamierzam zostać fryzjerką, jak moja mama” – i nagle naszła ją myśl, żeby też zostać kimś „jak mama”. Co więcej, przeczuwała, że Kokiri by tego pragnęła. Z drugiej strony nie chciała zostać czarownicą tylko dlatego, że jej mama nią jest. Wolała myśleć: „Będę robić w życiu to, co mi się spodoba. Sama o tym zdecyduję”.

Tymczasem pewnego dnia Kokiri zagadnęła ją słowami:

– Nie chciałabyś spróbować polatać?

Przygotowała nawet dla niej małą miotłę.

– Ja? Latać?

– Jesteś córką czarownicy, powinno ci się udać.

Kiki miała wprawdzie niejasne przeczucie, że za tą propozycją kryje się próba podpuszczenia jej przez Kokiri, ale jednocześnie nie mogła się oprzeć tak niezwykłej perspektywie. Zaraz więc, gdy tylko mama pokazała jej kilka prostych technik na wzbijanie się w powietrze i lądowanie, naśladując ją, nieśmiało usiadła na miotle i odbiła się od ziemi.

W tym samym momencie poczuła, że jej ciało staje się lżejsze… a ona sama unosi się w powietrzu!

– Ja latam! – wykrzyknęła Kiki mimowolnie.

Znajdowała się zaledwie trzy metry ponad dachem, ale i tak to było coś niesamowitego. Z tego miejsca nawet niebo wydawało się bardziej niebieskie. Dziewczynka zamarzyła o tym, by wzbić się jeszcze wyżej, i wyżej, i wyżej… Co stamtąd widać? Co tam jest? Chciała wiedzieć więcej, i więcej. Narastało w niej dziwne zaintrygowanie, które zdawało się wznosić w górę zarówno jej ciało, jak i duszę. I tak oto w mgnieniu oka pokochała latanie.

Postanowiła więc zostać czarownicą.

– Jednak masz to we krwi. – Kokiri nie kryła zadowolenia, podczas gdy jej córka powtarzała sobie, że to nie jest jedyny powód. Że zupełnie samodzielnie podjęła tę decyzję.

Kiki podniosła się zdecydowanie i zakomenderowała:

– Chodź, Jiji! Pójdziemy rzucić okiem na wiesz co, póki mamy nie ma. – Wskazała podbródkiem na szopę stojącą w rogu ogrodu.

– Po co w ogóle robić z tego taką tajemnicę przed panią Kokiri? – zapytał Jiji zniecierpliwionym tonem.

– No bo mama robi za duże zamieszanie z tego mojego usamodzielniania się. I zawsze do każdej sprawy musi się wtrącić, co tylko wszystko komplikuje.

– Niech ci będzie… powiedzmy. Ale wiesz, że to musi długo postać na słońcu?

– Wystarczy chwilka.

– Doprawdy? Jak ją znowu weźmiesz ze sobą do łóżka, to zapleśnieje tak samo jak poprzednia.

– Wiem przecież. A ty mógłbyś mi trochę bardziej pomagać. Wkrótce będziemy zdani tylko na siebie! – mówiąc to, Kiki zwinnie przedzierała się przez sięgające jej do pasa zioła rosnące na zagonie, a następnie wślizgnęła się bokiem w szczelinę pomiędzy szopą a ogrodzeniem.

– No spójrz tylko! – wykrzyknęła w następnej chwili z radością. Pod okapem szopy wisiała długa, smukła miotła. W promieniach słońca, które już skłaniało się lekko ku zachodowi, zdawała się świecić jasnym blaskiem.

– Jest taka piękna! Na pewno musi dobrze działać – stwierdziła Kiki, choć jej głos lekko przy tym zadrżał.

– Wygląda na to, że tym razem się udało. – Stojący u jej stóp Jiji zadarł łebek, wpatrując się w miotłę szeroko otwartymi oczami. – Hej, a co powiesz na próbny lot? Masz nawet dobrą pogodę.

– Wykluczone. – Kiki pokręciła głową. – Nie użyję jej, dopóki nie nadejdzie ten dzień, ale to już niedługo. Chcę mieć wtedy wszystko zupełnie nowe: ubrania, buty, miotłę – wszystko. No wiesz, jakbym się na nowo narodziła. Mama pewnie zaraz powie, że jestem czarownicą z rodu o wielowiekowej tradycji, więc powinnam cenić stare rzeczy… Ale ja to ja. Jestem nowoczesną czarownicą.

– A ja? Jak mam w takim razie stać się nowy? – prychnął Jiji, na znak urazy strzygąc wibrysami.

– Nic się nie martw. Rozczeszę ci sierść tak dokładnie, że będzie pięknie błyszczała. Będziesz wyglądał jak świeżo zrobiony.

Jiji fuknął pod nosem.

– „Świeżo zrobiony kot” brzmi jak jakieś danie; nie mów tak. Nie tylko ty będziesz się usamodzielniała, wiesz?

– Masz rację. Przepraszam. – Kiki powstrzymała śmiech i spojrzała kotu w oczy. – Ciekawe, jak to będzie, kiedy wyruszymy z domu.

– Ty pewnie się rozryczysz.

– Nieprawda, nie będę płakała!

– A tak w ogóle, to kiedy w końcu masz zamiar to zrobić? – Jiji ponownie popatrzył na dziewczynkę.

– Teraz to już mogę kiedykolwiek. Dobra, zatem niech będzie w najbliższą pełnię!

– Najbliższą??

– Tak, tę za pięć dni. Kiedy coś postanowisz, najlepiej zrobić to od razu, nie?

– Wiesz, jakie zamieszanie z tego wyniknie? Jak zwykle…

– Powiem mamie i tacie jeszcze dziś wieczorem. Ciekawe, do jakiego miasteczka trafimy, co nie, Jiji? – Kiki ponownie uniosła wzrok ku niebu; czuła się teraz odrobinę doroślejsza.

– Trochę się martwię naszą najbliższą przyszłością. O wszystkim decydujesz pod wpływem chwili.

– Ach tak? Ja za to nic a nic się nie martwię. Na zmartwienia przyjdzie czas, jeśli coś się wydarzy. Tymczasem czuję się podekscytowana, zupełnie jak przy otwieraniu prezentu! – oznajmiła Kiki z werwą, po czym trąciła dłonią miotłę. Ta zakołysała się w powietrzu, jakby przytakując jej słowom.

Jeszcze tego samego wieczoru przy kolacji Kiki wstała i zwróciła się do Okino i Kokiri:

– Już nie musicie się zamartwiać. Zdecydowałam, kiedy wyruszę.

Na te słowa Kokiri zerwała się z krzesła.

– Naprawdę?! Kiedy?

– W czasie najbliższej pełni.

Kokiri w zaskoczeniu spojrzała na kalendarz na ścianie.

– Ale to przecież już za pięć dni! Nie żartuj sobie. Poczekaj do kolejnej pełni!

Kiki nadąsała się i wzruszyła ramionami.

– No i znowu wynajdujesz problemy. Jak się guzdram i nie mogę zdecydować, to jesteś zła, a jak już coś postanowię, to też ci się nie podoba.

– Ona ma rację, kochanie. Jesteś niekonsekwentna – wtrącił Okino.

– Nawet jeśli tak jest, to przecież to wymaga wielu przygotowań! Dla matki taki dzień to też wielkie wyzwanie!

Kokiri oblała się rumieńcem z zakłopotania. Kiki nachyliła się w stronę mamy, zakołysała biodrami i odparła śpiewnym tonem:

– Więcej wiary we własną córkę! Więcej wiary! Wszystko mam już gotowe! – po czym zwróciła się do kota: – Prawda, Jiji? – na co ten machnął w odpowiedzi ogonem.

– Doprawdy? – Kokiri aż otworzyła usta ze zdziwienia, po czym spuściła wzrok. – A co dokładnie masz gotowe?

– Miotłę. Zrobiłam sobie nową; Jiji mi pomógł. Poczekaj, zaraz ci pokażę!

Kiki otworzyła z rozmachem drzwi i wypadła na zewnątrz. Po chwili wróciła i zaprezentowała rodzicom miotłę, którą wcześniej tego dnia podziwiała.

– Oto ona!

– O kurczę. Niezła jest! – stwierdził z uznaniem Okino, mrużąc powieki.

– Namoczyłam wierzbową gałąź w rzece, po czym wystawiłam ją na słońce do wyschnięcia. Prawda, że jest dobrze zrobiona, mamo? – Kiki pomachała miotłą.

Kokiri pokręciła z wolna głową.

– Jest piękna, ale na nic ci się nie przyda.

– Dlaczego? Nie chcę już tej małej miotły, której używałam do tej pory. Skoro latanie jest moją jedyną umiejętnością, to chcę to robić na nowej miotle, takiej, jaka mi się podoba najbardziej!

Kokiri znowu pokręciła głową.

– Właśnie dlatego, że potrafisz tylko latać, powinnaś bardziej cenić swoją dotychczasową miotłę. Co zrobisz, jeśli ta nowa, do której nie jesteś jeszcze przyzwyczajona, zacznie ci sprawiać problemy podczas lotu? Początki zawsze są trudne, a usamodzielnienie się to nie taka prosta sprawa. Dostaniesz od nas niewiele pieniędzy, tylko tyle, by móc wyżywić się przez rok, a to i tak tylko wtedy, gdy będziesz oszczędzała. Po tym czasie czarownica musi być w stanie utrzymać się dzięki tej dziedzinie magii, jaką włada. Dlatego w trakcie tego roku musisz koniecznie znaleźć sposób, by móc pracować jako czarownica – dokładnie tak samo, jak ja to robię, służąc mieszkańcom naszego miasteczka poprzez przygotowywanie leków. Poleć na miotle, którą ja ci zrobiłam. Doskonale umiesz już się nią posługiwać i latasz na niej pewnie.

– Nie, nie chcę! Jest cała brudna i czarna od sadzy. Wygląda jak szczotka do czyszczenia komina. A do tego jej trzonek jest gruby i ciężki, przez co jest strasznie nieporęczna! Prawda, Jiji? – Kiki szukała poparcia u kota, który ze swojego miejsca u jej stóp obserwował cały przebieg tej dyskusji. Teraz odwrócił się częściowo od niej i wydał z siebie głośny pomruk.

– Widzisz? Jiji się ze mną zgadza. Mówi, że na takiej miotle to każdy pomyli czarnego kota z chmurą deszczową. A na wierzbowej będzie wyglądał jak pan młody w szklanej karocy!

– Wy to jesteście…! – Kokiri roześmiała się. – Mimo wszystko wciąż jeszcze jesteś dzieckiem, a miotła to nie zabawka. Ta, którą dla ciebie zrobiłam, też się kiedyś zniszczy, i wtedy będziesz mogła używać takiej, jaka ci się tylko spodoba. Do tego czasu zresztą będziesz już dorosła.

Kokiri zamknęła oczy, jakby nad czymś się zastanawiała. Kiki wydęła usta, postukując przy tym miotłą o podłogę.

– A tak się starałam, żeby ją zrobić… I co z nią teraz będzie?

– Ja będę jej używać zamiast ciebie. Czy takie rozwiązanie ci odpowiada?

Kiki wpatrywała się przez chwilę w swoją miotłę, po czym podniosła głowę i odrzekła:

– Zgoda, może tak być. Ale w takim razie pozwól mi wybrać takie ubrania, jakie chcę. Widziałam idealną sukienkę na witrynie w sklepie przy głównej ulicy, taką w kwiatki kosmosu. Kiedy ją założę, będzie to wyglądało tak, jakby łąka unosiła się na wietrze!

– Wyglądałabyś przeuroczo, ale na to też nie mogę się zgodzić. – Kokiri znowu przybrała zmartwiony wyraz twarzy. – Współczesne czarownice nie noszą już co prawda spiczastych kapeluszy ani długich peleryn, ale od dawien dawna przyjęło się, że ich ubrania są wyłącznie czarne. Nie można tego zmienić.

Te słowa wprawiły Kiki w jeszcze bardziej ponury nastrój.

– To takie staroświeckie! Czarna czarownica z czarnym kotem – wszystko tylko czarne i czarne!

– Nic na to nie poradzimy, że to staroświeckie. Pochodzimy z rodziny o wielowiekowej tradycji. Ale wiesz co? Czarne ubrania też mogą być ładne, wszystko zależy od kroju. Zaufaj mi, uszyję ci coś na szybko.

– I znowu ta „wielowiekowa tradycja”… – wymamrotała Kiki i ponownie wydęła wargi.

– Nie możesz wciąż tylko myśleć o wyglądzie zewnętrznym. Najważniejsze jest i tak to, co masz w środku.

– Ale ja to wiem, mamo! O to, co mam w środku, nie musisz się martwić. Problem w tym, że nikt tego nie widzi… – odparła Kiki z rezygnacją, po czym zwróciła się do Okino. – Tato, ale radio mogę, prawda? Chcę móc słuchać muzyki w czasie lotu. Chciałabym takie czerwone.

– Dobrze! Zlecenie przyjęte! – Okino pokiwał głową ze śmiechem. Tym razem Kokiri również się uśmiechnęła, zaraz jednak obróciła się do Kiki.

– No dobrze, wystarczy na dzisiaj. Pora spać! – oznajmiła, a następnie uniosła prawą dłonią rąbek fartucha, którym ukradkiem otarła z oka łzę.

ROZDZIAŁ 3: Kiki zsiada z miotły w dużym mieście

Z wieczora na wieczór księżyc stawał się coraz okrąglejszy, aż nastała pełnia, a wraz z nią noc, którą Kiki wybrała na początek swojej podróży.

Od momentu, kiedy słońce zaczęło powoli chylić się w stronę zachodu, Kiki, ubrana w sukienkę, którą uszyła dla niej Kokiri, przeglądała się w lustrze. Bardzo przejęta, obracała się na wszystkie strony, robiąc przy tym spore zamieszanie. Jiji u jej stóp nie pozostawał za nią w tyle; także co i rusz spoglądał na swoje odbicie, to prężąc grzbiet, to zwijając się w kulkę. Następnie oboje zaczęli sprawdzać, jak prezentują się z profilu na miotle, którą przygotowała dla Kiki mama.

– Już, już, moi drodzy, wystarczy tego pozowania! Spójrzcie tylko na zachodnie niebo, wieczorne kolory już znikają! – zawołała Kokiri, uwijając się jak w ukropie.

– Mamo, możesz mi jeszcze trochę skrócić tę sukienkę? – poprosiła Kiki, wspinając się na palce i unosząc nieco brzeg swojego stroju.

– Dlaczego? Przecież ładnie tak wyglądasz.

– Ale będzie ładniej z bardziej odsłoniętymi nogami.

– Z taką długością sukienki będziesz wyglądała bardziej elegancko. Lepiej sprawiać wrażenie dobrze wychowanej; i bez tego dużo ludzi plotkuje o czarownicach. Proszę, prowiant na drogę!

Kokiri poklepała córkę po ramieniu i położyła obok niewielkie zawiniątko.

– Dodałam do niego zioła, żeby nie zepsuł się zbyt szybko. Dobre jedzenie to podstawa! Do dziś pamiętam prowiant, który moja mama przygotowała dla mnie w noc, kiedy opuściłam dom. Umiała rzucać zaklęcie na zioła, których używała do upieczenia chleba, tak że nie psuł się ani nie czerstwiał. Jaka szkoda, że ten rodzaj magii już przepadł!

– Ciekawe, dlaczego nie udało się go dalej przekazać? To przecież nie wydaje się specjalnie trudne… – rzekł Okino, który wyszedł właśnie ze swojego gabinetu z książką w ręce. – Chciałbym pojąć przyczynę, dla której niektóre rodzaje magii zanikają… A może to też jest rodzaj magii?

– Wiesz, to dziwne, że nawet ja, sama będąc czarownicą, tego nie wiem, ale… Niektórzy mówią, że to dlatego, że nie ma już całkowicie ciemnych nocy ani całkowicie bezdźwięcznej ciszy. Wystarczy jedno światło albo jeden, najcichszy dźwięk i nasza koncentracja pryska, przez co nie umiemy już korzystać tak sprawnie z magii…

– No cóż, w porównaniu z dawnymi czasami niewątpliwie obecnie noce są dużo jaśniejsze – przyznał Okino. – Zawsze gdzieś pali się jakieś światło.

– Dokładnie tak. Świat się po prostu zmienił. – Kokiri pokiwała głową, ale Kiki, która nie przestawała przeglądać się w lustrze, nie wydawała się przekonana:

– Naprawdę tak sądzicie? – odezwała się, odwracając się do rodziców. – Ja tam nie uważam, że znikanie magii to wina świata. Myślę, że to czarownice same na siebie nakładają zbyt dużo ograniczeń. Nawet ty, mamo, ciągle powtarzasz, że musimy być grzeczne i powściągliwe. Nie chcę całe życie tylko przejmować się tym, co mówią inni. Chcę robić to, co mi się podoba!

– O rany, nie przebierasz w słowach, co? – Okino zrobił oczy jak spodki.

– Posłuchaj, Kiki. Dawniej nie tylko my, czarownice, potrafiłyśmy posługiwać się magią. Istnieli inni ludzie, którzy posiadali różne niezwykłe moce. Niestety, zwykli ludzie przeważnie uważali to za coś złego i wierzyli, że tacy jak my ściągną na nich same nieszczęścia.

– No tak, to możliwe. – Okino również skinął głową z namysłem.