41,99 zł
Prowokująca lektura o potędze ludzkiej inteligencji
W dobie sztucznej inteligencji Manuel Martín-Loeches stawia istotne pytanie:
Czy człowiek korzysta z całego potencjału swojego umysłu?
Światowej klasy badacz inteligencji odkrywa fascynującą prawdę o naturze ludzkiego rozumu. Udowadnia, że często dajemy się uwieść fałszywym narracjom i podejmujemy nieracjonalne decyzje. Rzuca nowe światło na naturę ludzkiego poznania i odsłania podobieństwa międzysposobem myślenia ludzi i zwierząt. Pokazuje choćby mądrość delfinów, empatię słoni czy pomysłowość kruków.
Po co nam inteligencja? to nie tylko opowieść o naszych zaskakujących (i zawodnych!) umysłach. Loeches zaprasza nas do zmierzenia się z wyzwaniami, przed którymi stoi ludzkość.
„Nadszedł czas, aby gatunek Homo sapiens w pełni wykorzystał swoją inteligencję, choćby po to, by wyświadczać dobro samemu sobie”.
---
Manuel Martín-Loeches – profesor psychobiologii i neuronauki na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Uznany badacz procesów poznawczych i ewolucji ludzkiego umysłu. Autor bestsellerowych książek i ponad 100 publikacji naukowych. Charyzmatyczny popularyzator nauki, którego wykłady i wystąpienia medialne inspirują tysiące odbiorców na całym świecie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 425
Data ważności licencji: 2/27/2031
Pamięci mojego ojca,
niesprawiedliwie niewykorzystanego wielkiego umysłu
Umysł będący samą logiką jest jak nóż, będący wyłącznie ostrzem. Skrwawia dłoń, która się nim zechce posłużyć.
Rabindranath Tagore*
* R. Tagore, Zbłąkane ptaki, tłum. R. Stiller, Warszawa 1961, s. 128.
Gdy studiowałem psychologię w latach osiemdziesiątych, zdecydowanej większości moich kolegów z roku, jeśli nie wszystkim, przyświecał jeden cel: otworzyć poradnię i zostać psychologiem klinicznym. Chcieli poświęcić życie leczeniu zaburzeń behawioralnych i łagodzeniu zaburzeń psychicznych. Ze mną było inaczej. Dla mnie psychologia była wyłącznie sposobem na poznanie człowieka, zrozumienie jego umysłu, tęsknot, myśli oraz mechanizmów, które nimi kierują. Pragnąłem zrozumieć siebie, ale pod tym względem nie byłem chyba wyjątkowo oryginalny, ponieważ podobne pragnienie było dość powszechne wśród innych studentów psychologii. W każdym razie nie zamierzałem zajmować się poradnictwem, lecz poświęcić się badaniom nad ludzkim umysłem.
Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że wiele odpowiedzi, których poszukiwałem, można znaleźć w biologii behawioralnej, którą wykładano w ramach psychobiologii. Przedmiot nosił nazwę „biologiczne mechanizmy zachowań”, być może dość pretensjonalną, lecz bardzo trafną, i właśnie ta dziedzina mnie zafascynowała. Hormonalne, genetyczne i neuronalne mechanizmy zachowania wydawały mi się czymś pasjonującym, całym światem czekającym na odkrycie i zasobem wiedzy o ogromnym potencjale. Miałem wrażenie, że zawiera się w niej wszystko. A na pewno to, co najbardziej mnie interesowało. Posłuszny tym odczuciom, już na czwartym roku studiów, które wówczas trwały pięć lat, zgłosiłem się – i zostałem przyjęty – na staż w laboratorium wydziałowym zajmującym się psychofarmakologią. Tam zacząłem wstrzykiwać substancje chemiczne, takie jak fizostygmina i skopolamina, do otrzewnej białych myszy, które wcześniej trenowałem, żeby obserwować, jaki jest wpływ owych zastrzyków na pamięć i uczenie się zwierząt. Nauczyłem się skrupulatnie zbierać dane, zapisywać wszystko w dzienniku laboratoryjnym, tworzyć tabele i wykresy oraz stosować statystykę do samodzielnie uzyskanych danych doświadczalnych. W czystym i starannie wyprasowanym białym kitlu czułem się dumny i szczęśliwy. Swoją przyszłość wiązałem właśnie z psychobiologią.
I miałem słuszność. Wkrótce po ukończeniu studiów porzuciłem myszy i zająłem się ludźmi. Rozpocząłem studia doktoranckie w Zakładzie Fizjologii jednej z uczelni medycznych, gdzie wykorzystywano bardzo nowatorską na owe czasy technologię, zwaną mapowaniem mózgu. Technologia ta, której używam nadal trzydzieści lat później, polegała na tworzeniu kolorowych map ludzkiej głowy w zależności od ilości napięcia wytwarzanego przez neurony w różnych częściach mózgu. Owe mapy uzyskuje się poprzez rejestrowanie elektrycznej aktywności mózgu, a wykonywano je wówczas za pomocą komputerów, cieszących się od niedawna popularnością, które precyzyjnie analizowały sygnał elektroencefalograficzny i umożliwiały jego przetwarzanie statystyczne. Obcowanie z tą technologią było spełnieniem jednego z moich dziecięcych marzeń. W dzieciństwie wykonywałem bowiem osobliwe rysunki własnego wynalazku, jakim był metalowy hełm z antenkami. Z końcówek anten wychodziły kable podłączone do urządzenia. Dzięki niestworzonym, nieznanym mechanizmom umożliwiało ono wyraźne obserwowanie myśli badanej osoby. Bardzo przypominało to badania związane z moją pracą doktorską, choć – rzecz jasna – proporcje uległy zmianie.
Wybór psychobiologii jako sposobu na poznanie istoty ludzkiej okazał się chyba jedną z niewielu trafnych decyzji, jakie w życiu podjąłem. Tak się złożyło, że wkrótce po tym jak rozpocząłem studia doktoranckie, w roku akademickim 1988–1989, rezolucją prezydenta George’a Busha z 25 lipca 1989 roku dekada lat dziewięćdziesiątych została ustanowiona Dekadą Mózgu. Mózg stał się więc modny i sporo inwestowano w jego poznanie. W wyniku tych wysiłków poczyniono znaczne postępy w rozwoju technologii umożliwiającej badanie mózgu żywych, zdrowych ludzi bez konieczności rozcinania głowy. Narodziły się techniki, które pozwalały obserwować aktywność mózgu danej osoby podczas wykonywania przez nią dowolnego zadania. Zaowocowało to lepszym i głębszym zrozumieniem języka, pamięci i uwagi oraz innych procesów poznawczych. Dostępność i wszechstronność tych technik sprawiły jednak, że wkrótce zaczęto badać wszelkiego rodzaju zjawiska psychiczne, także te mało znane i poniekąd graniczne, uważane wręcz za tabu. Tak więc z wielkim zaangażowaniem śledzono „biologiczne mechanizmy” zjawisk tak ludzkich i fascynujących zarazem jak wierzenia religijne, sztuka, estetyka, świadomość, medytacja, idee polityczne czy decyzje moralne. Pojawiły się także możliwości badania tego, co się dzieje, gdy odczuwamy emocje, nawet te bardziej skomplikowane, charakterystyczne wyłącznie dla człowieka. Poczucie winy, wstyd, miłość, zazdrość, nienawiść, współczucie stały się przedmiotem badań naukowych. W ciągu dziesięcioleci, które upłynęły, odkąd rozpocząłem studia doktoranckie, dokonała się rewolucja w badaniu i rozumieniu podstawowej natury człowieka i jego umysłu. Miałem wielkie szczęście być świadkiem tej zmiany, od której nie ma już odwrotu.
Postęp nastąpił nie tylko w technologii badania mózgu, lecz także w rozpowszechnianiu się eksperymentalnych badań z zakresu psychologii poznawczej i społecznej, zgłębiających podobnie pionierskie zagadnienia. Wiedza o nas samych wzrosła wykładniczo. To oznacza, że wyobrażenia na temat ludzkiego umysłu, które ukształtowały się w ostatnich dziesięcioleciach, bardzo różnią się od stanu wiedzy aktualnego w trakcie moich studiów. W tamtych czasach ludzki umysł postrzegano jako coś zimnego, mechanicznego, kojarzono go ze Spockiem z serii Star Trek. Podejmował on wykalkulowane decyzje, a przede wszystkim nie potrzebował emocji. Były one raczej przeszkodą, konsekwencją naszej zwierzęcej przeszłości i równie dobrze mogłyby zniknąć. Świat poznania i świat uczuć nie miały ze sobą nic wspólnego, a zainteresowanie tym, co emocjonalne, ograniczało się do minimum.
W 2002 roku psycholog Daniel Kahneman, autor, o którym będziemy musieli opowiedzieć w tej książce, otrzymał Nagrodę Nobla w dziedzinie ekonomii za wykazanie, że ludzkie decyzje nie opierają się na matematycznych obliczeniach, a u ich podłoża leżą najczęściej dość zaskakujące przyczyny. I że popełniamy błędy, wiele, wiele błędów; o wiele więcej niż powinniśmy, biorąc pod uwagę nasz potencjał. Zdaje się jednak, że ich popełnianie jest wpisane w ludzką naturę. Proszę mi wybaczyć tę opinię, ale nie, człowiek nie myśli tak, jak nam się zdawało dziesiątki lat temu. Ponadto w dzisiejszych czasach emocje odzyskały należne im główne miejsce. Uświadomiliśmy sobie, że są siłą napędową wszystkiego, jednym z prawdziwych powodów działania i że bez nich, być może, nie warto byłoby żyć. A inteligencja, to, co nas, ludzi, jak się zdaje, tak bardzo wyróżnia, jest zaledwie narzędziem, które wykorzystujemy do wytwarzania pozytywnych emocji i unikania tych negatywnych. Po to nam właśnie inteligencja. Można śmiało powiedzieć, że inteligencja jest niewolnikiem w służbie naszych emocji.
Po tym jak dowódca misji Apollo 11 Neil Armstrong postawił stopę na Księżycu 21 lipca 1969 roku i wypowiedział słynne zdanie: „To jest mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”, z lądownika wysiadł drugi uczestnik misji, astronauta Buzz Aldrin. Stanął na powierzchni naszego satelity i zaczął rozmowę z dowódcą statku kosmicznego:
Aldrin: Piękny widok.
Armstrong: Nieźle, co? Wspaniałe widoki… Czy to nie zabawne?
Były to pierwsze słowa wypowiedziane przez dwie istoty ludzkie, które postawiły stopę na Księżycu.
Moim zdaniem wiele mówią o tym, jaki jest człowiek, stworzenie, u którego emocje wiodą prym. Armstrong i Aldrin znajdują się 400 tysięcy kilometrów od domu, od swoich rodzin, ryzykują życiem, a mówią, że jest zabawnie, i zachwycają się krajobrazem. To, że emocje odgrywały główną rolę nawet podczas pierwszej misji, w której człowiek dotarł na Księżyc, stało się jeszcze bardziej widoczne w krótkiej rozmowie, którą dwaj astronauci odbyli z prezydentem Richardem Nixonem kilka minut później, po wykonaniu niektórych powierzonych im prac, takich jak zebranie próbek, rozstawienie czujników, umieszczenie tablicy i zatknięcie amerykańskiej flagi:
Prezydent Nixon: Witajcie, Neil i Buzz, telefonuję do was z Gabinetu Owalnego Białego Domu i jest to prawdopodobnie rozmowa telefoniczna o największym historycznym znaczeniu ze wszystkich, które odbędę z Białego Domu. Nie potrafię wyrazić, jak bardzo jesteśmy dumni z tego, co właśnie osiągnęliście. Dla każdego Amerykanina to zapewne dzień największej dumy w życiu, podobnie jak dla ludzi na całym świecie. Jestem pewny, że łączą się w radości z Amerykanami i mają świadomość, jak ogromne jest to osiągnięcie. Dzięki temu, co zrobiliście, niebo stało się częścią świata ludzi. A wasze słowa kierowane do nas z Morza Spokoju inspirują nas do jeszcze większych wysiłków, by na Ziemi zapanował pokój. W tej wyjątkowej w historii ludzkości chwili wszystkie narody Ziemi są zjednoczone. Zjednoczone dumą z tego, czego dokonaliście. I zjednoczone w modlitwach o wasz bezpieczny powrót na Ziemię.
Armstrong: Dziękuję, panie prezydencie. To dla nas wielki zaszczyt i przywilej, że możemy tu być, reprezentując nie tylko Stany Zjednoczone, ale dobrych ludzi wszystkich narodów. Zainteresowanych, ciekawych, z wizją przyszłości. To zaszczyt móc uczestniczyć w tym, co się tu dzisiaj dzieje*.
I tutaj znajdujemy klucz do zrozumienia, dlaczego Armstrong i Aldrin znaleźli się na Księżycu. Program Apollo stanowił element zaciekłej walki między dwoma krajami, dwoma światowymi mocarstwami, które w tamtym czasie prowadziły jedną z najbardziej zajadłych rywalizacji w historii – Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Radzieckim. Wymagał wysiłku setek tysięcy ludzi z wielu części świata i zainwestowania wielu miliardów dolarów. Był to dobry przykład na to, że człowiek jest zdolny do niewiarygodnych wyczynów i odysei, że pociągają go sprawy wykraczające poza jedzenie, spanie czy rozmnażanie. W programie Apollo odnajdujemy ambicję, rywalizację, dumę, honor, zainteresowanie, ciekawość, wizję, zabawę… nawet religię (prezydent Nixon mówi o modlitwach). Znajdziemy też inteligencję, mnóstwo inteligencji. W służbie wszystkiego innego.
Dowody mieliśmy przed nosem, a jednak przez długi czas w kręgach akademickich istniał pewien opór przed przyjęciem tej koncepcji ludzkiego umysłu, którą teraz odkrywamy. Niedawno zdobyta wiedza na jego temat oznacza rewolucję.
W tej książce starałem się przedstawić współczesne spojrzenie na człowieka, będące wynikiem badań prowadzonych przez dziesięciolecia. Miałem ogromne szczęście, że moja praca polegała na analizowaniu ludzkiego zachowania i mózgu. Wraz z tysiącami innych naukowców z całego świata mogłem wnieść swój wkład, bardzo skromny, w uaktualnienie postrzegania umysłu naszego gatunku. Prace nadal trwają, jeszcze ich nie zakończyliśmy, a na tych stronach przedstawiam w zasadzie to, co na bieżąco odkrywamy. Myślę, że jesteśmy już w stanie wyjaśnić, dlaczego przedstawicielom gatunku znanego ze swej wielkiej inteligencji zdarza się popełniać skandaliczne błędy.
W tej publikacji prezentuję własne spojrzenie na omawiane zagadnienia. W nauce zawsze jest miejsce na debatę i żadne kwestie nie są zamknięte ani ostateczne. Skłaniam się ku pewnym stanowiskom i punktom widzenia, i to właśnie one zajmują tutaj główne miejsce, ale jeśli istnieją inne interpretacje, zawsze starałem się o nich wspomnieć. Wiele tajemnic wciąż nie zostało odkrytych – i to właśnie w tych obszarach mogłem przedstawić własne koncepcje i podjąć próby uzupełnienia niekompletnego obrazu. Czytelnik może mieć jednak pewność, że zdecydowana większość tego, co zostało tu powiedziane, bazuje na ustaleniach naukowych.
W tej książce dużo i szczegółowo opowiadam o inteligencji. Czym jest lub czym może być i jak wygląda u innych gatunków czy też u rodzaju Homo. Choć z tej linii nie pozostał już nikt oprócz nas, dysponujemy wskazówkami, które pozwalają nam zrozumieć, jak mogli myśleć przedstawiciele innych gatunków człowieka. Możemy zadawać sobie wiele ciekawych pytań, takich jak to, czy naprawdę jesteśmy inteligentniejsi od nich, a jeśli tak, to czy dlatego, że cechują nas większe zdolności intelektualne, czy też dlatego, że mamy bogate zaplecze w postaci kultury i wiedzy. Inteligencja, zwłaszcza ludzka, skrywa wiele niuansów, zależności, anomalii i dziwactw. Warto je poznać, żeby zrozumieć, z jakiego powodu i w jakim celu jesteśmy bystrzy. Poza opowieścią o tym, jaka jest nasza inteligencja i czym różni się od inteligencji innych gatunków na naszej planecie, obecnych i wymarłych, będę musiał powiedzieć także o tym, co sprawia, że częściej, niż bylibyśmy skłonni przyznać, popełniamy błędy, także te rażące. Jakie czynniki wpływają na to, że nie zawsze możemy w pełni wykorzystać nasz potencjał? Aby to wytłumaczyć, pokażę, co nami kieruje i w jaki sposób. Dzięki temu będziemy mogli uzupełnić obraz nas jako ludzi, ponieważ czasami wydajemy się w swych działaniach bardzo dziwni, a nawet nieco absurdalni. Świadomość zarówno naszych możliwości, jak i ograniczeń pozwoli nam zrozumieć jeden z najważniejszych wytworów człowieka: jego narrację. Człowiek funkcjonuje dzięki narracjom i dla narracji, które sobie opowiedział i opowiada. Żyje w nich i z ich powodu, one kierują jego postępowaniem i odpowiadają za największe osiągnięcia. Wyścig kosmiczny i lądowanie człowieka na Księżycu to tylko jeden z przykładów; były one konsekwencją niektórych z tych narracji. Bez opowieści nigdy nie wyłonilibyśmy się z jaskiń. Jak się przekonamy, narracja jest niezaprzeczalnym owocem wspaniałej ludzkiej inteligencji oddanej w służbę naszych najbardziej fundamentalnych emocji. Narracje bywają jednak niebezpieczne i szkodliwe i uważam, że powinniśmy zdawać sobie sprawę z zagrożeń, jakie niosą.
Mam nadzieję, że ta książka pozwoli nieco lepiej zrozumieć człowieka. Nie jest to łatwe – jesteśmy najbardziej nieprzewidywalnym gatunkiem na Ziemi. Ale to, co udało się do tej pory zbadać, jest w dużej mierze zaprezentowane na kolejnych stronach.
* Dane na temat szczegółów misji Apollo 11 za stroną: https://www.nationalgeographic.com.es/llegada-del-hombre-a-la-luna/asi-fue-conversacion-historica-sobre-llegada-hombre-luna-pequeno-paso-para-hombre-pero-gran-salto-para-humanidad_14354 (dostęp: 23.12.2024) – przyp. tłum.
Czy naprawdę jesteśmy tacy mądrzy? Czym jest ludzka inteligencja?
Żeby móc odpowiedzieć na pytanie, na co nam inteligencja, musimy najpierw wyjaśnić dwie rzeczy: co to znaczy być inteligentnym i czy naprawdę tacy jesteśmy. Zaczniemy więc od omówienia tego, jak inteligentnym jesteśmy gatunkiem w porównaniu z ewolucyjnymi poprzednikami w naszym własnym drzewie genealogicznym. Bardzo społeczne i rozwinięte naczelne, zdolne do wytwarzania narzędzi i opanowania ognia. A to jeszcze nic. Być może jednym z powodów stanowiących o naszej mądrości jest język, który zapewnia nam pojęcia do przemyśliwania i pozwala przekazywać swoje pomysły i wnioski innym. Dlatego będziemy musieli opowiedzieć o tej istotnej zdolności i zastanowić się: czy ludzie mówili już dwa miliony lat temu? Odpowiedź na to pytanie bez wątpienia ma wielkie znaczenie, podobnie jak różnica między nami a innymi gatunkami spoza linii ludzi. Tego wszystkiego dowiemy się w trakcie lektury tej książki. Wygląda na to, że inteligencja nie jest wyłącznym dziedzictwem ludzkości. Oprócz pozostałych naczelnych, takich jak małpy człekokształtne, przejawy inteligencji zauważymy u ssaków: słoni czy orek, a nawet u przedstawicieli innych, bardziej odległych klas królestwa zwierząt, choćby u wron czy ośmiornic. Ale najpierw musimy sprawdzić, czy to prawda, że bycie inteligentnym może mieć swoje ciemne strony, na przykład w tym sensie, że czyni nas świadomymi pewnych aspektów rzeczywistości, które nam się nie podobają, lub też bardziej podatnymi na zaburzenia psychiczne. Być może to tylko mit. Czy istnieje jeden typ inteligencji czy też różne jej rodzaje? To kontrowersyjny temat, jednak warto go zgłębić, choćby po to, by zrozumieć samych siebie i dowiedzieć się, dlaczego wydajemy się tacy. Tacy mądrzy, a jednocześnie tak emocjonalni i społeczni. Jesteśmy także istotami z niezwykłą pamięcią – zawdzięczamy jej właściwie to, czym jesteśmy. Nawet jeśli myli się ona częściej, niż nam się wydaje.
Wyjątkowi w naszym gatunku
My, ludzie, mieliśmy świadomość swojej inności od zawsze, od zarania dziejów, od czasów tak zamierzchłych, że nie sięga do nich pamięć naszego gatunku. Wyróżniamy się pośród innych stworzeń, jesteśmy wyjątkowi: one wszystkie mieszczą się w naszym umyśle, który je nazywa. Nauka, nadając nam nazwę, posłużyła się naszą najbardziej wyjątkową cechą. Karol Linneusz w 1758 roku nazwał nas Homo sapiens. Należymy do rodzaju Homo (po łacinie: człowiek) i jesteśmy również sapiens – rozumni. Wiemy wiele, ponieważ jesteśmy bardzo inteligentni. Wyjątkowo bystrzy. Jesteśmy także jedynymi homo na planecie, pozostaliśmy sami z całego rodzaju, co w królestwie zwierząt jest osobliwością i rzadkością. Żadnym innym gatunkom nie zabrakło współplemieńców.
Więc może jednak wcale nie jesteśmy tak inteligentni. Albo jesteśmy zbyt inteligentni i dlatego pozbyliśmy się konkurencji.
Z pewnością wiemy więcej niż jakikolwiek inny gatunek żyjący na naszej planecie, zwłaszcza odkąd opisujemy świat w sposób naukowy. Być może jednak kiedyś nasza wiedza nie różniła się zbytnio od wiedzy innych gatunków z rodzaju homo, z którymi przez pewien czas wspólnie zamieszkiwaliśmy ziemię. Weźmy na przykład neandertalczyków. Ten gatunek naszych kuzynów został nazwany Homo sapiens neanderthalensis, ponieważ uznano go za tak podobny do nas, że można go było wziąć za podgatunek, a nawet jednego z naszych przodków. My zatem bylibyśmy Homo sapiens sapiens: rozumni podwójnie, czyli w pewnym sensie nieco inteligentniejsi niż podgatunek neandertalski. Pierwsze dane, jak się zdawało, wskazywały na to, że istniały dwa podgatunki Homo sapiens, jeden nieco inteligentniejszy i mądrzejszy od drugiego. Z czasem jednak okazało się, że to nie takie pewne, a wręcz można zakładać, że w tamtym okresie umysły nasze i neandertalczyków nie różniły się tak bardzo i choć byliśmy dwoma różnymi gatunkami, cechował nas bardzo podobny sposób myślenia i postrzegania świata. Tak jak, dajmy na to, wilki i kojoty albo lwy i tygrysy. Rzecz jasna, porównywanie nas z neandertalczykami wymaga zadania paru zasadniczych pytań o naszą intelektualną wyjątkowość. Subtelna różnica między ich umysłem a naszym oznacza, że owa wyjątkowość, która tak bardzo nas charakteryzuje, nie jest zbyt oczywista. Czy kiedy my i neandertalczycy wykazywaliśmy takie podobieństwo, byliśmy najmądrzejszymi ludźmi na planecie, nawet w porównaniu z innymi gatunkami z rodzaju homo? I czy po jakimś czasie staliśmy się inteligentniejsi od neandertalczyków i dlatego oni wyginęli, a my wygraliśmy walkę o przetrwanie?
Ewolucja jest zasadniczo procesem stopniowym. Niewielkie modyfikacje czegoś, co już istnieje, powoli prowadzą do powstania nowych cech. Tak widział to sam Darwin, ale obecnie nie wszyscy naukowcy zgodziliby się z podobnym stwierdzeniem, przynajmniej w odniesieniu do niektórych właściwości. Postawa dwunożna, na przykład, mogła się pojawić w wyniku pojedynczej istotnej mutacji genetycznej i możliwe, że podobnie rzecz się miała z językiem, zgodnie z pewnymi tezami, którym przyjrzymy się później. Jeśli jednak chodzi o zdolności intelektualne naszego gatunku, bardzo prawdopodobne, że rzeczywiście rozwijały się one stopniowo.
Niełatwo określić złożoność intelektualną mózgu wymarłego gatunku. Pewne wskazówki możemy znaleźć w narzędziach lub przyborach kamiennych. Ich istnienie i sposób wytwarzania dostarczają nieocenionych informacji służących do oszacowania zdolności poznawczych danego gatunku. W tym miejscu należy zwrócić uwagę na różnicę pomiędzy wytwarzaniem narzędzi a ich używaniem. Niektóre naczelne, zwłaszcza małpy człekokształtne (szympans, bonobo, orangutan, goryl), dość często używają narzędzi: kamieni do rozłupywania orzechów lub gałązek do wydobywania termitów z ich kopców. Nie wytwarzają ich jednak, co najwyżej częściowo modyfikują przedmiot pochodzenia naturalnego – na przykład oczyszczają gałęzie, którymi polują na termity. Wytwarzanie narzędzi stanowi wyzwanie umysłowe innego rodzaju. Zaobserwowano co prawda, że niektóre szympansy w niewoli potrafią wykonać prymitywne kamienne narzędzia tnące, należy to jednak traktować jako dowód anegdotyczny. W innych grupach ewolucyjnych dostrzeżono z kolei pewną zdolność do wytwarzania narzędzi lub przynajmniej do przeprowadzania stosunkowo skomplikowanych i precyzyjnych modyfikacji niektórych przedmiotów. Na przykład wrony z kanadyjskiej Nowej Kaledonii wykorzystują dzioby i palce do wybierania małych kawałków drutu i zginania ich w bardzo precyzyjne, ostre haki, dzięki którym łatwiej im się dobrać do zdobyczy. Mówimy o małych zwierzątkach z niewielkimi mózgami, które stworzyły jednak narzędzie ułatwiające polowanie, co oznacza, że skutecznie rozwiązały pewien problem, a co więcej, wzięły pod uwagę to, co dopiero się wydarzy. Ten fakt daje do myślenia.
Czy inne gatunki homo tworzyły narzędzia, aby poradzić sobie z trudnościami? Cofnijmy się znacznie w naszej linii ewolucyjnej i zacznijmy od taksonu Australopithecine, którego przedstawiciele pojawili się w Afryce około 4 milionów lat temu i wykazywali znacznie więcej podobieństw do innych naczelnych niebędących ludźmi niż do nas, pod względem zarówno zachowania, jak i wyglądu. Raczej nie byli szczególnie biegli, jeśli chodzi o wytwarzanie narzędzi, choć niektóre osobniki mogły przejawiać takie zdolności. Cechowała ich jednak, podobnie jak nas, postawa wyprostowana, mieli zatem wolne ręce (proszę zapamiętać ten szczegół, wrócimy do niego). Przed Australopithecine istniały inne gatunki związane z naszą ewolucją, które były wyprostowane, ale pozbawione umiejętności tworzenia narzędzi. Jednak zapis kopalny związany z tymi zamierzchłymi czasami jest bardzo rozproszony, fragmentaryczny i skąpy i przypomina wielką układankę z wieloma brakującymi elementami.
Przenieśmy się w czasie do przodu. Między 2,3 a 1,6 miliona lat temu po Afryce wędrował Homo habilis, wciąż nieco przypominający małpę, wywodzący się co prawda od Australopithecine, ale oficjalnie należący już do rodzaju ludzkiego (choć są naukowcy, którzy to kwestionują i nadal zaliczają go do taksonu Australopithecine). Habilis wykonywał, regularnie i często, bardzo prymitywne narzędzia kamienne, zaliczane do tak zwanej kultury olduwajskiej, charakteryzującej się tym, że kamień jest ociosywany w celu uzyskania krawędzi tnącej, bez szczególnej dbałości o kształt narzędzia. Następnie w tej historii, około 1,9 tysiąca lat temu, pojawia się Homo erectus lub Homo ergaster (wydaje się, że są gatunkiem podobnym, lecz noszą różne nazwy ze względu na obszar występowania). Homo erectus/ergaster był bardzo podobny do nas, zarówno pod względem anatomicznym, jak i – niemal – pod względem zachowania. W jego technologii obróbki kamienia widać umiejętność wyszukanego i symetrycznego ociosywania materiału, a także stosowanie przemyślanego planu do wytworzenia narzędzia.
Drzewo genealogiczne człowieka
Wyroby takie, zaklasyfikowane do kultury aszelskiej, wytwarzane były w ten sposób przez wiele lat i przez różne gatunki. To prawdopodobnie proces stopniowej, postępującej ewolucji Homo erectus doprowadził do pojawienia się neandertalczyków i sapiens około 300 tysięcy lat temu. Te ostatnie gatunki były spadkobiercami kultury aszelskiej, której technologię na różne sposoby udoskonaliły i rozwinęły.
W początkowym etapie rozwój ten zarówno w przypadku sapiens, jak i w przypadku neandertalczyków przebiegał bardzo podobnie, przy czym nasz gatunek wkrótce zaczął przeżywać rozkwit, jeśli chodzi o rodzaje narzędzi, a także wykorzystanie różnorodnych materiałów, takich jak kości lub poroże zwierząt, dzięki czemu wytwory Homo sapiens coraz bardziej różniły się od typowych dzieł neandertalczyków. Należy wspomnieć, że postęp ten stał się szczególnie wyraźny już po wyginięciu naszych dalekich kuzynów. Patrząc z perspektywy, na podstawie badań wytwarzanych narzędzi, dochodzimy do oczywistego wniosku, że inteligencję, która charakteryzuje nas jako gatunek, zdobywaliśmy stopniowo na przestrzeni setek tysięcy lat. Neandertalczycy i sapiens na końcu wspólnej drogi byli do siebie podobni, lecz ostatecznie ich prześcignęliśmy. Czy doszło do tego wskutek różnic w zdolnościach poznawczych czy też dzięki rozwojowi kulturowemu? Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto się przyjrzeć mózgowi obu gatunków, ponieważ zdolności poznawcze lub intelektualne w dużej mierze zależą od jego kształtu i wielkości.
Mówiąc o skamielinie mózgu, mamy na myśli jego obudowę: w czaszce znajduje się jedynie ślad po materii organicznej, która tworzyła mózg, sama materia nie ulega jednak fosylizacji. Czaszka dostarcza nam wielu informacji na temat zdolności poznawczych gatunku, zwłaszcza jeśli skupimy się na jednej linii ewolucyjnej, czy to w obrębie rodzaju, czy też innej grupy biologicznej. Zasadniczo wskazuje, jak duży był mózg, a więc jaką miał objętość. Istnieje wiele dowodów na to, że im większa objętość mózgu, tym większa złożoność poznawcza lub intelektualna gatunku. Niektórzy naukowcy uważają, że znaczenie ma bezwzględna objętość mózgu, czyli naturalna, bez uwzględniania innych czynników. Wielu innych twierdzi z kolei, że liczy się rozmiar względny, a więc odniesiony do czegoś, na ogół do rozmiaru ciała. Tak jakby do zawiadowania ciałem o określonym rozmiarze konieczne było posiadanie proporcjonalnie dużego mózgu, gdyby zaś jego objętość była większa, dodatkowa tkanka neuronalna służyłaby rozwojowi funkcji intelektualnych.
Wcześniej wspomniałem, że inteligencja naszego gatunku rozwijała się przez setki tysięcy lat, a teraz muszę dodać, że rozmiar mózgu w trakcie naszej ewolucji wzrastał w sposób niezwykły, zarówno bezwzględnie, jak i względnie, zwłaszcza od czasu Homo habilis i Homo ergaster/erectus. Powód jest zaskakujący i wszystko wskazuje na to, że wiąże się on ze stosowaniem ognia do gotowania potraw. Żaden inny gatunek zwierząt nie poddaje żywności obróbce cieplnej. Okazuje się, że gotowanie sprzyja lepszemu wykorzystaniu kalorii zawartych w pożywieniu, dzięki czemu na jedzenie można poświęcić mniej czasu, niż gdyby mózgi tak duże jak nasz żywić pokarmem surowym.
Mózg szympansów ma objętość około 330 cm³, natomiast mózg przedstawicieli taksonu Australopithecine miał około 450 cm³: zawsze coś. Objętość mózgu pierwszych przedstawicieli naszego rodzaju (Homo habilis) dochodziła do 700 cm³ – był to mózg duży jak na naczelne ich rozmiarów, u Homo ergaster/erectus nastąpił jednak spory skok – do około 1000 cm³. W przypadku Homo neanderthalensis i Homo sapiens mózg osiągnął około 1400 cm³, przy czym u neandertalczyka jego objętość zwykle nieznacznie przekraczała nasze wartości, ale ze względu na korpulentne ciało naszych krewniaków wielkość mózgu obu gatunków w kategoriach względnych byłaby równa.
Wynik badania wielkości mózgu potwierdza więc tezę wysuniętą na podstawie dowodów w postaci kamiennych narzędzi z naszej najodleglejszej przeszłości i nasuwa ten sam wniosek: nasza inteligencja wzrastała w trakcie ewolucji w sposób, który nie wydaje się nagły, lecz raczej stopniowy, małymi krokami, prowadzącymi do obecnej postaci. Jednak nie przyjrzeliśmy się jeszcze wszystkiemu.
O zdolnościach intelektualnych, poza rozmiarem mózgu, może decydować także jego wewnętrzna organizacja. Mam na myśli liczbę neuronów obecnych w określonych miejscach oraz ilość i jakość połączeń między różnymi częściami mózgu. Niestety, nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć, jak wyglądały te cechy u gatunków, które już nie istnieją, ponieważ – jak już wspomniałem – materia mózgowa nie ulega fosylizacji. Niektórzy naukowcy bagatelizują znaczenie tej luki informacyjnej, uważają bowiem, że jeśli badamy tę samą grupę ewolucyjną, możemy założyć, że zdolności intelektualne gatunku determinuje objętość mózgu. A to dlatego, że wewnętrzna organizacja jest w tej grupie zawsze taka sama, różnice w wielkości mózgu wynikają zaś z różnic w liczbie neuronów, a zatem tylko to decyduje o zróżnicowanych poziomach inteligencji. Nasz mózg miałby budowę mózgu naczelnych, ale byłby bardzo duży. Inne zwierzęta, takie jak słonie lub wieloryby, mają mózgi większe, jednak zbudowane inaczej niż mózgi naczelnych, stąd różnica intelektualna. W grupie naczelnych nasz mózg jest zdecydowanie największy, a zatem również najinteligentniejszy.
Pęczek czołowo-potyliczny dolny, który łączy płaty potyliczne i skroniowe z płatem czołowym
Płaty mózgowe i ich główne bruzdy
Niemniej jednak dla innych specjalistów połączenia neuronalne i większe lub mniejsze skupiska neuronów w pewnych miejscach są równie istotne co objętość mózgu, a może nawet bardziej. Moim zdaniem mają rację. Okazuje się na przykład, że u ludzi występuje grupa aksonów – połączeń mózgowych między neuronami – których nie znajdujemy u innych naczelnych, być może z wyjątkiem szympansów. Mam na myśli tak zwany pęczek czołowo-potyliczny dolny, łączący płaty potyliczne i skroniowe (gdzie przetwarzane są głównie informacje wizualne) z leżącą najbardziej z przodu częścią płata czołowego (przedczołową), czyli tym obszarem mózgu, który odpowiada za procesy poznawcze, takie jak uwaga, kontrola lub planowanie. U naczelnych, u których pęczek ten nie występuje, a więc u zdecydowanej większości, istnieje kilka różnych połączeń między wspomnianymi regionami, ale nie ma jednego, który jednoczyłby je wszystkie. Z kolei pęczek łukowaty i inne połączenia pomiędzy okolicami ciemieniowymi i czołowymi, wykorzystywane do porozumiewania się, w ludzkim mózgu są znacznie bardziej rozwinięte niż u jakiegokolwiek innego gatunku naczelnych. Niewiadomą stanowi, jak te i inne połączenia w mózgach habilis, erectus lub neandertalczyków wypadałyby na naszym – ludzkim – tle.
W grupie naukowców, którzy uważają, że w celu oceny zdolności intelektualnych gatunku należy brać pod uwagę nie tylko objętość, lecz także organizację mózgu, zwrócono również uwagę na pewne różnice w kształcie owego organu. Mózgi innych gatunków naszej linii ewolucyjnej, niezależnie od wielkości, są bardziej wydłużone i węższe, nasz zaś ma kształt kulisty, zaokrąglony, o większej objętości zwłaszcza w obszarach ciemieniowych i skroniowych. Nie jest jednak pewne, czy ta modyfikacja kształtu ludzkiego mózgu ma związek z jego zmianami funkcjonalnymi lub organizacyjnymi, czy też jest jedynie konsekwencją ogólnego przeobrażenia naszej czaszki i mniej wystającej twarzy.
Dobrze, wiemy zatem, że nasza inteligencja pojawiała się stopniowo. Ponadto możemy przypuszczać, że neandertalczycy byli równie inteligentni jak my, ponieważ rozmiar ich mózgu był podobny do naszego, a ich przemysł* również bardzo przypominał ten z naszych początków. Można zatem sądzić, że wewnętrzna organizacja mózgu neandertalczyków nie różniła się zbytnio od naszej. Oba gatunki były zdolne do wytwarzania narzędzi, które pozwalały ich przedstawicielom polować na znacznie większe od nich, niebezpieczne zwierzęta, rozpalać ogień w celu obróbki cieplnej potraw i wykorzystywać skóry zwierzęce, by przetrwać w mroźnym klimacie. Na tym nie koniec. Byliśmy prawdopodobnie dwoma najinteligentniejszymi gatunkami na Ziemi, co w połączeniu z naszymi niezwykłymi dłońmi, pochodzącymi od naczelnych, lecz bardzo rozwiniętymi po wielu tysiącach lat wytwarzania narzędzi, pozwalało nam efektywnie wykorzystywać zasoby naturalne. Zostało zasiane ziarno dominacji jednego gatunku nad światem. Albo dwóch. Nie można orzec jednoznacznie. Większość naukowców uważa, że neandertalczycy i sapiens to dwa odrębne gatunki i że pierwszy z nich wyewoluował w Europie z erectus lub jakiegoś innego gatunku pośredniego, który przybył na te tereny dawno temu, a drugi pochodził przede wszystkim z Afryki (choć i w tej kwestii nie ma zgodności). Pewne jest jednak to, że oba gatunki krzyżowały się genetycznie i płodziły wspólne potomstwo, a niezwykłe podobieństwa umysłowe lub intelektualne ich przedstawicieli skłoniły nawet niektórych do przekonania, że – mimo licznych sporów – niewykluczone, że mamy właściwie do czynienia z jednym gatunkiem.
Co ciekawe, im więcej dowiadujemy się o neandertalczykach, tym bardziej wydają się do nas podobni pod względem zachowania, a więc i umysłowości. Zakłada się, że pojawiała się u nich, w szczątkowej formie, sztuka, a ponadto, między innymi, ozdabiali ciało i stosowali technologie o pewnej złożoności. Wiadomo, że nasz gatunek ostatecznie przewyższył neandertalczyków we wszystkich tych aspektach, ale było to być może jedynie działanie czasu na bardzo rozwinięty biologicznie mózg, którego możliwości rosły, podczas gdy świat neandertalczyków chylił się ku końcowi, co ostatecznie nastąpiło około 40 tysięcy lat temu lub nieco później.
Wielu naukowców widzi jednak niepodlegającą dyskusji barierę, Rubikon pomiędzy naszym umysłem a resztą umysłów – lub mózgów – królestwa zwierząt, także tych z rodzaju homo, a nawet samych neandertalczyków, pomimo łączących nas podobieństw. Fakt, że neandertalczycy i sapiens na początku zbytnio się nie różnili, oznaczałby, że nie posiedliśmy jeszcze wtedy zdolności tak charakterystycznej dla naszego gatunku: myślenia symbolicznego. Jeśli uznać, że nasz gatunek liczy od 200 do 300 tysięcy lat, myślenie symboliczne mogło się pojawić dopiero 100 lub nawet 50 tysięcy lat temu. Wraz z nim pojawiłoby się wiele elementów wyróżniających nas jako gatunek: język, religia, sztuka. Umysł symboliczny jest całkowicie odmienny od wszystkiego, co znano do tej pory. Wyróżnia nas spośród innych stworzeń.
Neandertalczycy wykazywali jednak zachowania będące przejawem domniemanego myślenia symbolicznego, przynajmniej w bardzo podstawowym zakresie. Ponadto odnaleziono szczątki datowane na okres jeszcze sprzed spotkania się obu gatunków w Europie około 45 tysięcy lat temu, co wskazywałoby, że neandertalczycy przekroczyli już granicę myślenia symbolicznego albo że ta granica w ogóle nie istnieje. Ta druga możliwość wydaje mi się bardziej prawdopodobna. Definicje umysłu symbolicznego, tego, co się przezeń rozumie, są bardzo niejednoznaczne i niekonkretne i nie ma w tej kwestii wyraźnej zgody. Zdaniem niektórych naukowców określenie „symboliczny” jest synonimem nieużytkowego; dla innych wiąże się z duchowością, a jeszcze inni wspominają o jego związku z komunikacją i z językiem.
Język, sztuka i religia jako aspekty zachowania nie muszą być efektem jednego mechanizmu umysłowego, lecz różnych zbiegów rozmaitych sposobów pojmowania rzeczywistości. Innymi słowy, umysł symboliczny, czymkolwiek jest, nie sprawiałby, że wierzymy w bogów, wykonujemy malowidła ścienne czy mówimy. Z poznawczego punktu widzenia myślenie symboliczne oznaczałoby po prostu zdolność operowania symbolami, czyli pewnymi wyobrażeniami, które nie mają nic wspólnego z tym, jak wygląda rzeczywisty świat. W innym miejscu tej książki wspomnę, że być może nasza wiedza nie jest wyrażana w ten sposób. Istnieje jednak odmienne podejście do postrzegania symboli. Symbol byłby rodzajem wyobrażenia, które odnosi się do innej rzeczywistości. Flaga jest symbolem kraju. Słowo „statek” odnosi się do tego, co znamy jako statek. W tym sensie nasz umysł, owszem, posługuje się symbolami, na przykład używając języka (słowa są symbolami). Nie ma pewności, czy neandertalczycy nie posługiwali się językiem takim jak nasz; jest wręcz całkiem prawdopodobne, że mieli swój język. Istnieją gatunki, które – jak się wydaje – posługują się symbolami lub można je tego nauczyć. Myślenie nie polega jednak na używaniu tego rodzaju symboli, czyli słów bądź flag, ale zrozumieniu, do czego się one odnoszą. Mówienie o umyśle symbolicznym jako o charakterystycznej i unikalnej cesze naszego gatunku wydaje się zatem bardzo nieprecyzyjne. Być może to kolejna fałszywa granica między nami a wszystkimi innymi gatunkami, kolejna sztuczna kreska, która tak naprawdę niczego nie rozdziela. Wrócę do tego później. Szukajmy dalej.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
* Przemysł – termin archeologiczny określający zespół narzędzi kamiennych charakteryzujących się identycznymi lub zbliżonym parametrami, takimi jak: kształt, jakość obróbki, technika wykonania, wielkość, sposób użytkowania itd. Termin przemysł jest używany szczególnie w stosunku do wczesnych odcinków paleolitu, w których narzędzia kamienne są często jedyną kategorią zabytków. Cyt. za: https://muzeumostrowiec.pl/krzemionki/slownik-terminow-archeologicznych-geologicznych-przyrodniczych-i-gorniczych/ (dostęp: 6.11.2024) – przyp. red.
Tytuł oryginału
>¿De qué nos sirve ser tan listos?: Descubre cómo piensa y se emociona nuestro cerebro
¿De qué nos sirve ser tan listos?: Descubre cómo piensa y se emociona nuestro cerebro
© 2023, Manuel Martín-Loeches
The Polish edition is published by arrangement with Manuel Martín-Loeches
c/o MB Agencia Literaria S.L. through Book/lab Literary Agency
Projekt okładki
Krzysztof Rychter
Zdjęcie autora na skrzydełku
Raquel Asiain
Ilustracje
Michał Jakubik
Redaktorka nabywająca
Dorota Gruszka
Redaktorka prowadząca
Justyna Skalska
Opieka redakcyjna
Katarzyna Mach
Konsultacja merytoryczna
dr n. med. Artur Tarasiewicz
Adiustacja
Aleksandra Kiełczykowska
Korekta
Barbara Gąsiorowska
Justyna Jagódka
Copyright © for the translation by Ewa Ratajczyk
Copyright © for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-8367-383-7
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Plik opracował i przygotował Woblink
woblink.com
