Płacz niemymi łzami - Joe Peters - ebook + książka

Płacz niemymi łzami ebook

Peters Joe

4,7

Opis

Kiedy Joe był mały, tata chronił go przed okrucieństwem matki, która biła go, wyzywała, raz przytknęła mu gorące żelazko do ręki, raz chciała wyrzucić go przez okno…
Kiedy Joe miał pięć lat, ukochany ojciec zginął w płomieniach na jego oczach. I Joe stracił mowę.
Odtąd matka mogła już być bezkarna…
Kazała mu spać na podłodze w pokoju sadystycznych braci, jeść pod stołem resztki z podłogi.
Niebawem wtrąciła go do ciemnej, zimnej, cuchnącej piwnicy. Głodny, niemyty i codziennie bity przez matkę spędził tam trzy lata…
Kiedy Joe miał siedem lat, pojawił się przyjaciel matki. Mężczyzna gwałcił chłopca na jej oczach.
Chłopiec krwawił, cierpiał, ale nie mógł ani mówić, ani nawet krzyczeć.
Najgorsze miało jednak dopiero nastąpić…

Ta wstrząsająca historia niesie pomimo wszystko nadzieję: katowany, molestowany chłopiec znalazł siłę, by przezwyciężyć niemożliwą wręcz podłość i obojętność ludzi, i odzyskał mowę. Teraz mówi w imieniu dzieci wykorzystywanych seksualnie, prowadząc własną fundację.

Historia jego dzieciństwa Płacz niemymi łzami pozostawała przez wiele tygodni w Anglii bestsellerem numer 1.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 279

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (126 ocen)
99
18
8
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tuptusia1978

Nie oderwiesz się od lektury

Poruszająca opowieść. Nie ma co tutaj za bardzo komentować. Koszmar, którego nikt z nas nie chciałby przeżyć. Ogromnie współczuję Joemu.
00
Sikorka612

Nie oderwiesz się od lektury

Przerażająca historia. To, że ten człowiek pozbierał się po takim dzieciństwie jest niesamowite. Ciężko uwierzyć, że na to całe cierpienie skazała go własna matka....
00
stotkoada

Nie oderwiesz się od lektury

Mocna książka, na pewno nie dla ludzi o słabych nerwach, ale warta przeczytania.
00
Lex17

Nie oderwiesz się od lektury

wstrząsająca...
00
IzabelHerb

Nie oderwiesz się od lektury

wstrząsająca..
00

Popularność




Redakcja stylistyczna

Izabella Sieńko-Holewa

Korekta

Barbara Cywińska

Renata Kuk

Projekt graficzny okładki

Małgorzata Cebo-Foniok

Zdjęcie na okładce

© itanistock/Alamy

Tytuł oryginału

Cry Silent Tears

Copyright © Joe Peters 2008

Original published in the English language

by HarperCollins Publishers Ltd. under the title Cry Silent Tears

All rights reserved.

For the Polish edition

Copyright © 2020 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-7232-0

Warszawa 2020. Wydanie IV

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja

Michelle, mojej

Przeciąganie liny

Nigdy nie wątpiłem, że ojciec kochał mnie bardziej niż cokolwiek czy kogokolwiek na świecie i od kiedy tylko potrafiłem, całym sercem odwzajemniałem to uwielbienie. Ojciec był wysokim, przystojnym mężczyzną o wesołych oczach. Lubiano go wszędzie, gdzie się pojawił, i czułem się przy nim jak król świata w każdej sekundzie, jaką spędzaliśmy razem. Byłem jego pierwszym dzieckiem, jego dumą i radością, i wiem, że byłem dla niego równie ważny, jak on dla mnie. „Mój mały Joe” – mawiał czule, sadzając mnie na kolanie i czochrając moje kasztanowe, kręcone włosy.

W prawie wszystkich wczesnych wspomnieniach stoję przytulony do jego długich nóg i oglądam świat spomiędzy nich albo siedzę w jego samochodzie, albo na trawiastym poboczu koło auta i obserwuję go przy pracy. Pracował jako mechanik u pewnego Irlandczyka o imieniu Graeme, który miał warsztat samochodowy w Norwich. Tata zaczynał u niego jeszcze jako praktykant, zaraz po szkole. Cała rodzina Graeme’a traktowała go, jakby był ich synem, a tata stukrotnie odwdzięczał im się za tę wiarę w niego. Stopniowo zasłużył sobie na coraz większe zaufanie i dostawał coraz bardziej odpowiedzialne zadania. Aż w końcu właściwie kierował warsztatem, kiedy Graeme’a nie było na miejscu, i wszyscy ogromnie go cenili. Urok taty działał tak na każdego, a ja grzałem się w tym blasku, kiedy byłem przy nim. W pobliżu taty czułem się bezpieczny i szczęśliwy.

Za to matka mnie przerażała. Była prawie tak wysoka jak ojciec, miała kruczoczarne włosy i wiecznie gniewną minę. Wydawało mi się, że cały czas jest o coś zła, a przede wszystkim wściekała się na tatę i na mnie. Moi trzej starsi bracia, dzieci z jej pierwszego małżeństwa, mogli robić, co chcieli, ale jeśli ja byłem w pobliżu, matka napadała na mnie – biła po głowie, kopała, popychała. Wyzywała mnie słowami, których nie rozumiałem, i wrzeszczała, aż przerażony kuliłem się w kącie.

Ojciec wiedział o jej gwałtownym charakterze i nienawiści do mnie, dlatego pilnował mnie od świtu do zmierzchu. Chodziłem wszędzie tam gdzie on. Kiedy byłem małym szkrabem, praktycznie nie spuszczał ze mnie oka. Zabierał mnie ze sobą nie tylko do pracy, ale nawet do toalety. A mnie nie trzeba było szczególnie zachęcać – chciałem być tak blisko niego, jak to możliwe. Łączyła nas wyjątkowa więź i tata z przyjemnością spełniał każdą moją zachciankę. Miałem ochotę na płatki z miodem? Proszę bardzo, kupował mi pudełko dziennie i pozwalał schrupać wszystkie. Matka dostawała szału, kiedy dowiadywała się o takich rzeczach.

– Rozpuszczasz go! – krzyczała. – I podważasz mój autorytet, kiedy mu mówię, że nie może czegoś mieć!

– Może mieć, co chce – odpowiadał ojciec tonem, który ucinał dyskusję.

We wczesnym dzieciństwie nie miałem pojęcia, dlaczego toczy się ta nieustająca, zaciekła bitwa o mnie, ale dopóki mogłem być z tatą, nie przeszkadzało mi to. A kiedy zaczęliśmy pomieszkiwać w domu jego przyjaciółki Marie, zamiast z matką, byłem jeszcze szczęśliwszy. Marie miała długie, rudawe włosy, była ładna, miła i zawsze bardzo dobra dla mnie. Podobało mi się, jak ze mną rozmawiała, jak w prosty sposób wyjaśniała mi różne rzeczy i zawsze liczyła się z moimi uczuciami. Przez te lata, kiedy ją znałem, chyba nigdy nie podniosła głosu. Ale kiedy mieszkaliśmy u Marie, matka robiła się jeszcze bardziej wściekła i przychodziła o każdej porze dnia i nocy, próbując zmusić ojca, żeby mnie oddał. Przerażało mnie to i przyczepiałem się do niego jak pijawka, kiedy ci dwoje krzyczeli na siebie.

Któregoś dnia, kiedy miałem cztery lata, tata z jakiegoś powodu nie mógł zabrać mnie ze sobą do pracy, więc zostawił mnie u swojej siostry Melissy, z przykazaniem, żeby pod żadnym pozorem nie oddawała mnie matce. Ale matka jakimś cudem dowiedziała się, gdzie jestem, zjawiła się u ciotki i uparła się, że zabierze mnie ze sobą do domu. Melissa dzielnie walczyła, ale matka nie odpuszczała. A ja stałem w korytarzu i trząsłem się, słuchając, jak wrzeszczą na siebie i obrzucają się obelgami.

– Kurwa! To nie twoje dziecko! – darła się matka. – Zadzwonię po policję i każę cię zamknąć za porwanie, ty pieprzona krowo!

– Nie nadajesz się na matkę! – odgryzła się Melissa. – Popatrz na siebie, jesteś urżnięta już o jedenastej rano! Zobaczymy, co policja na to powie!

Przycisnąłem dłonie do uszu, żeby odciąć się od tych wrzasków, ale zanim się obejrzałem, matka złapała mnie za rękę i wyciągnęła na ulicę.

– Ty suko! – krzyczała Melissa, ale pozwoliła mnie zabrać. Może wiedziała, że nie ma wyjścia, bo nie jest moją matką.

– Nie, mamo, nie! – wrzeszczałem głośno, przerażony, kiedy matka ciągnęła mnie ulicą. Wiedziałem, że mnie ukarze, chociaż nie miałem pojęcia za co.

Gdy tylko znaleźliśmy się w domu matki, uderzyła mnie pięścią w twarz. Poleciałem na podłogę. Chwyciła mnie za włosy, żeby postawić na nogi, i zaczęła z furią okładać po twarzy i całym ciele. Wrzeszczałem ile sił w płucach, wykręcałem się, ale nie mogłem obronić się przed ciosami, którymi mnie zasypywała.

– Zamknij się, ty mały gnoju – syknęła. Trzymając za włosy, poderwała mnie z podłogi i zakręciła mną w powietrzu, aż nogi obiły mi się o ścianę. Kiedy mnie puściła, osunąłem się na podłogę, oszołomiony i półprzytomny po tym biciu.

Ale ona jeszcze nie skończyła. Rozejrzała się po pokoju. Szukała czegoś, czym mogłaby wymierzyć karę, która utkwiłaby mi w pamięci. Jej wzrok padł na żelazko stojące na desce. Widocznie prasowała, kiedy ktoś zadzwonił do niej, że jestem u Melissy i, wychodząc w pośpiechu z domu, nie wyłączyła żelazka. Chwyciła mnie za rękę i powlokła przez pokój, a potem przycisnęła mi dłoń do rozgrzanego metalu, aż zaskwierczało. Wrzeszczałem bez opamiętania z szoku i niewyobrażalnego bólu, jakiego nie czułem nigdy w życiu.

– Jesteś rozwydrzonym gnojkiem! – rzuciła jadowicie matka. – I już nigdy nie zobaczysz swojego pieprzonego tatusia.

Pchnęła mnie. Osunąłem się na podłogę. Szlochałem i ściskałem przypaloną, pulsującą z bólu dłoń. Byłem przerażony. Naprawdę urządzi wszystko tak, żebym już nigdy nie zobaczył taty?

– Tato… – chlipałem. – Tato, ratuj.

Kiedy matka porwała mnie z domu ciotki, spanikowana Melissa zadzwoniła do ojca, żeby powiedzieć, co się stało. Rzucił narzędzia w warsztacie i przybiegł natychmiast, ale kiedy dotarł do domu, zastał mnie płaczącego histerycznie, z podbitym okiem i czerwoną, poparzoną dłonią. Kiedy tylko go zobaczyłem, czmychnąłem za jego nogi, obejmując je kurczowo zdrową ręką i trzęsąc się ze strachu. Byle tylko znaleźć się dalej od matki.

– I zobacz, co mu robisz! – krzyknął ojciec. – Boi się własnej matki jak ognia!

– To nie ja mu robię! To ty! – odwrzasnęła. – Ty i ta twoja dziwka! Nastawiliście go przeciwko mnie!

– Co on sobie zrobił w rękę, do cholery? – spytał gniewnie tata. Patrzył z przerażeniem na jaskrawoczerwoną, pokrytą pęcherzami skórę.

– Och, dotknął żelazka – skłamała matka. – Rozrabiał jak zwykle.

– A te siniaki na twarzy?

– Przewrócił się.

– Zabierz mnie stąd, tatusiu – błagałem. – Proszę cię.

Matka chwyciła mnie za jedną rękę, więc ojciec szybko złapał za drugą i zaczęli mnie ciągnąć, jak psy walczące o kość. Ciągnęli tak mocno, że myślałem, że za chwilę ramiona wyskoczą mi ze stawów. W końcu ojciec wyszedł z siebie ze złości i uderzył matkę pięścią, żeby mnie puściła. Kiedy rozluźniła chwyt, porwał mnie na ręce i wybiegł z domu. Tulił mnie do siebie tak mocno, jakby miał już nigdy nie puścić. A ja tylko krzyczałem i szlochałem histerycznie. Zapakował mnie do swojego forda capri i zawiózł na izbę przyjęć w szpitalu, żeby opatrzyli mi rany.

Pamiętam, że nie mogłem przestać się trząść, nawet kiedy pielęgniarki podały mi środek przeciwbólowy. Chyba byłem w szoku.

– Koniec – powiedział tata ponurym tonem do Marie, kiedy wróciliśmy do jej bezpiecznego domu. – Nie zostawię go więcej z nikim innym. Ani z tobą, ani z Melissą, z nikim. Od tej pory wszędzie chodzi ze mną.

Poczułem ogromną ulgę. Tata się mną zaopiekuje. Nie dopuści do mnie mamy. Teraz już wszystko będzie dobrze.

Niedługo po tym wszystkim Marie usiadła ze mną i próbowała wyjaśnić, skąd biorą się problemy między mamą i tatą. Przede wszystkim powiedziała, że Lesley, moja matka, pochodziła z bardzo surowej rodziny. Dziadek był wojskowym, a babka, która pracowała w fabryce, trzymała w domu żelazną dyscyplinę. Widocznie matka uważała, że bicie i zastraszanie dzieci to normalna rzecz. Może sądziła, że wszystkie dzieci są tak wychowywane.

Słuchałem Marie i przypomniałem sobie wizyty ze starszymi braćmi w domu babki. Bardziej przypominało to musztrę wojskową niż rodzinną wizytę. Wszystko było zakazane i za wszystko można było oberwać. Jeśli któryś z nas choćby drgnął, łamał taką czy inną zasadę i karano go krzykiem albo klapsem. Z czasem moja matka coraz częściej i chętniej stosowała przemoc. Została jej ona wszczepiona przez babkę, która nieraz sprawiła lanie własnej córce.

Nie pamiętam, w jaki sposób Marie wyjaśniła czterolatkowi skomplikowane relacje między moimi rodzicami a nią samą. Może powiedziała po prostu: „Twoja mama jest zła, bo tata chce mieszkać ze mną, a nie z nią”. Ale z upływem lat posklejałem sobie ich historię ze strzępów informacji, które zasłyszałem tu i tam.

Matka jeszcze jako nastolatka wyszła za swoją szkolną sympatię. Została zmuszona do małżeństwa przez rodzinę, kiedy zaszła w ciążę. Wally był pierwszym z trójki dzieci młodej pary, a w ciągu paru lat przyszło na świat jeszcze dwóch chłopców, Larry i Barry. Kiedy Lesley zaczęła już rodzić dzieci, stała się gospodynią domową na pełny etat i zajęcie to szybko stało się raczej obsesją niż stylem życia. Jej dom był zawsze utrzymywany w nieskazitelnym stanie i biada każdemu, kto upuścił choćby paproch na dywan.

Z tego, co słyszałem, małżeństwo było dość udane od samego początku, choć dzieci wychowywane były równie srogo, jak babka wychowywała moją matkę. Ale śmierć czwartego dziecka podczas porodu sprawiła, że Lesley i jej mąż oddalili się od siebi. Od tej chwili ich małżeństwo zaczęło się szybko rozpadać i zakończyło się rozwodem. Lesley została sama z trójką dzieci na wychowaniu, zła i wrogo nastawiona do całego świata.

Właśnie wtedy zaczęła pić na całego, by stłumić ból po stracie dziecka, aż w końcu ojciec chłopców zniknął z ich życia na dobre. Ale problem z piciem jest taki, że choć alkohol pomaga złagodzić ból, to podsyca gniew, który tli się w ukryciu. A Lesley miała w sobie całe mnóstwo złości, która tylko czekała na podpałkę. W alkohol wsiąkają też wszelkie pieniądze, jakie są w rodzinie, przez co te same problemy, od których próbujesz uciec dzięki piciu, rozrastają się jeszcze bardziej.

Lesley nie miała najmniejszego zamiaru siedzieć jak więzień w domu. Zaczęła chodzić do pubów i na imprezy. Ostatecznie ciągle była młodą kobietą – miała dwadzieścia parę lat – i chciała się trochę zabawić. Niedługo po rozwodzie poszła na przyjęcie, które wydała Marie, jej dawna szkolna przyjaciółka, z okazji rocznicy swojego ślubu z Frankiem. Lesley była żywiołową, atrakcyjną dziewczyną i tego wieczoru miała zamiar się dobrze bawić. Na przyjęciu poznała mojego ojca, Williama, przyjaciela Frankiego i Marie. William nie był z nikim związany i wydawało się, że zainteresował się Lesley. Matka nie wiedziała wtedy, że Marie i William byli w sobie zakochani, ale ukrywali się z tym, bo żadne z nich nie chciało zdradzić Frankiego, którego William uważał za swojego najlepszego przyjaciela. Lesley, przekonana, że po prostu świetnie się bawi, tak naprawdę pchała się na oślep w miłosny trójkąt, który był już o włos od wybuchu.

Z Williama był podobno niezły czaruś, który potrafił rozruszać całe towarzystwo. Tego wieczoru mógł przebierać w kobietach, ale był zakochany w Marie i nosił się z myślą, czy jednak nie odbić jej kumplowi. Najpierw oczywiście musiał się upewnić, że Marie odwzajemnia jego uczucia i jest równie chętna, jak on.

Przyglądał im się wtedy, jak świętowali rocznicę ślubu, i poczuł się odrzucony. Chciał wzbudzić zazdrość Marie. Postanowił uwieść Lesley, która prawdopodobnie wypiła już dość, by wyglądać na obiecującą zdobycz. Miał chyba nadzieję, że Marie – kiedy zobaczy jego zainteresowanie przyjaciółką – zda sobie sprawę z tego, jak bardzo go kocha, i zdecyduje się zostawić Frankiego. Taka gra nie mogła się skończyć dobrze, ale przecież ludzie rzadko kiedy zastanawiają się nad konsekwencjami, gdy są młodzi i wypiją parę drinków na imprezie. Być może flirt między Williamem a Lesley zaczął się zupełnie niewinnie, od wygłupów na parkiecie, ale jedno doprowadziło do drugiego i miesiąc czy dwa później moja matka zorientowała się, że jest w ciąży.

Nie sądzę, by tata kiedykolwiek czuł coś do matki, bo zawsze kochał wyłącznie Marie, nawet w noc mojego poczęcia. Był jednak przyzwoitym człowiekiem i kiedy się dowiedział, że dziewczyna, z którą spędził noc, jest w ciąży, uznał, że ślub to jedyne honorowe wyjście. Jego zapał trochę przygasł, kiedy się dowiedział, że Lesley ma już troje dzieci z pierwszego małżeństwa – o czym nie wspomniała, gdy poznali się na przyjęciu – ale pochodziła z katolickiej rodziny i ojciec zdawał sobie sprawę, że wyglądałoby to fatalnie, gdyby nie założył obrączki na jej palec. Tyle że fakt, że był skłonny poślubić Lesley, nie zmienił jego uczuć do Marie. A plan, by podsycić jej zainteresowanie i wzbudzić zazdrość, zadziałał. Marie zdecydowała się wreszcie na romans z moim ojcem, choć tata oficjalnie zaręczył się z jej przyjaciółką i wciąż był przyjacielem jej męża. Więc jeszcze zanim wyjrzałem z matczynego brzucha, moje życie było potencjalnym polem bitwy. I cokolwiek stałoby się później, mało prawdopodobne, by ta trójka mogła być szczęśliwa.

Namiętność sprawiła wreszcie, że tata i Marie zapomnieli o ostrożności i któregoś dnia Frankie wrócił niespodziewanie do domu i zastał swoją żonę i przyjaciela razem w łóżku. Nie wiedział, co powiedzieć zdradzieckiej parze, więc zawrócił na pięcie i wyszedł z sypialni bez słowa. Ojciec, przerażony i zawstydzony, szybko włożył spodnie i pobiegł za nim, ale było już za późno na ratowanie przyjaźni. Zaczęli się kłócić, aż w końcu pobili się na ulicy. A kiedy Frankie wreszcie wrócił do domu, resztę gniewu wyładował na Marie. Tego dnia pełnego zdrady i przemocy ich małżeństwo rozpadło się z hukiem. Ojciec, wściekły, że ktoś ośmielił się uderzyć jego ukochaną, znów poszedł szukać Frankiego. Teraz już wszyscy usłyszeli, co się dzieje, włącznie z Lesley. Ale dla niej nie było już odwrotu – miała dziecko w drodze i męża, który wdał się w romans z jej najlepszą przyjaciółką. Została publicznie upokorzona i była z tego powodu naprawdę wściekła.

Kiedy urodziłem się w 1973 roku, Frankie zdążył już zniknąć na dobre, a ojciec biegał w tę i z powrotem między Lesley, matką jego uwielbianego pierwszego syna, a Marie, miłością swojego życia. A ja? Urodziłem się w beczce prochu i byłem iskrą, która wysadziła wszystko w powietrze. I zniszczyła raz na zawsze. Gdybym nie został poczęty, ojciec z pewnością nigdy nie ożeniłby się z matką. Zeszliby się z Marie i pewnie oboje byliby bardzo szczęśliwi. Ale pojawiłem się na świecie i to wszystko zmieniło.

Pole bitwy

Warsztat, w którym pracował ojciec, był małym zakładem w bocznej ulicy – raptem dwa stanowiska z podnośnikami, na których windowało się samochody, kiedy mechanicy potrzebowali dostać się pod spód; do tego obskurne biuro i poczekalnia dla klientów obok hali. Ściany umazane były oleistymi odciskami dłoni. Uwielbiałem odgłosy i zapach tego miejsca, kiedy wszyscy zajmowali się pracą. Jeśli samochodów nie trzeba było stawiać na podnośniku, tata czasami naprawiał je na dworze, na trawiastym poboczu przy drodze, gdzie Graeme trzymał kilka starych gratów, wypucowanych i ustawionych w rządku na sprzedaż po okazyjnych cenach. Tata lubił pracować na świeżym powietrzu i ja też to wolałem – byliśmy tylko my dwaj, samochody i świat, który przesuwał mi się przed oczami.

Zawsze go pytałem, czy mogę mieć usmarowaną twarz jak on. I piszczałem z zachwytu, kiedy przeciągał palcami po brudnym silniku, a potem smolił mi nos i policzki, jakby namaszczał mnie na członka jakiegoś tajnego masońskiego klubu mechaników. Jeśli pracował pod samochodem, wsadzał mnie do swojego capri, które stało zaparkowane po drugiej stronie podjazdu. Kazał mi siedzieć w samochodzie i bawić się, dopóki nie skończy. Ale kiedy pracował przy silniku od góry, przysuwał wysoki stołek, sadzał mnie koło siebie i pozwalał grzebać pod maską. Często bardziej mu przeszkadzałem, niż pomagałem, ale nigdy się nie złościł, kiedy coś popsułem, zawsze żartował i mnie rozśmieszał.

Domyślam się, że tak bardzo lubił chodzić do pracy dlatego, że odrywało go to od codziennych kłopotów. Żaden mężczyzna, który usiłuje zadowolić dwie kobiety jednocześnie, nie będzie miał łatwo z żadną z nich, choćby był najbardziej czarujący na świecie. Oczywiście sam się tak urządził, ale przez to nie było mu ani trochę łatwiej radzić sobie z tym na co dzień. Żarty z kolegami z pracy musiały być dla niego wypoczynkiem w porównaniu z tym, co się działo w domu.

W tamtych czasach już chyba nic nie zdołałoby uczynić z matki osoby łatwej we współżyciu. Jeśli była wściekła na świat po utracie dziecka i rozpadzie pierwszego małżeństwa, to teraz wściekała się jeszcze bardziej, wiedząc, że jej obecny mąż otwarcie sypia z jej najlepszą przyjaciółką i jasno daje do zrozumienia, że woli towarzystwo kochanki. Ojciec raczej nie ukrywał uczuć do Marie i matce na pewno trudno było to znosić. Ale też wątpię, znając jej temperament, żeby jakoś szczególnie się starała wkupić w jego łaski. Zawsze trudno jest się zorientować, co się dzieje w czyimś związku. A ja z pewnością byłem za mały, żeby zrozumieć cokolwiek z tego emocjonalnego tornada szalejącego wokół mnie przez pierwsze pięć lat mojego życia. Wiedziałem tylko, że tata jest moim obrońcą, podczas gdy mama spuszczała mi manto bez powodu, jeśli tylko mnie nie pilnował. Może moi starsi bracia doświadczali takiego samego „wychowania”, kiedy byli mali, ale wtedy taty jeszcze nie było w ich życiu i nie mógł dla nich nic zrobić. To nie oni byli jego problemem. Główną troską taty było, jak ochronić mnie przed gniewem matki. I robił to, trzymając mnie przy sobie przez cały czas.

Ponieważ zawsze byliśmy razem i ojciec nigdy nie robił tajemnicy z tego, jak bardzo mnie kocha, matka zaczęła mnie traktować, jakbym był tatą. Widziała we mnie członka spisku przeciwko niej; wroga, który należał do obozu ojca i Marie, element swojej upokarzającej sytuacji. Wiedziała, że jestem dla ojca największym skarbem, i wykorzystywała mnie przeciw tacie, kiedy tylko miała okazję. Pewnego dnia, gdy byłem jeszcze niemowlakiem, złapała mnie za nogę i dyndała mną z okna na piętrze. Ojciec właśnie wypadł z domu po awanturze, a ona krzyknęła za nim przez okno:

– To nie chcesz tego gnojka?

Ojciec wpadł w panikę, widząc, że wiszę głową w dół cztery i pół metra nad chodnikiem, i pobiegł z powrotem. Wybił kopniakiem frontowe drzwi i popędził na górę, żeby mnie ratować. Pewnie zdawał sobie sprawę, że w takiej chwili matka jest zdolna naprawdę upuścić mnie z okna. Zanim wpadł do pokoju, już podciągnęła mnie w bezpieczne miejsce, bo osiągnęła dokładnie to, czego chciała. O ile wiem, potem była dzika kłótnia, z której ona wyszła ze spuchniętą wargą, a on z dwojgiem podbitych oczu. Mówił, że nigdy przedtem nie podniósł ręki na kobietę, ale ona przeciągnęła strunę, ryzykując w taki sposób moje życie. Wyszedł z domu, tuląc mnie do piersi, i przysiągł sobie, że już nigdy nie zostawi mnie z nią samego.

Po tym wszystkim matka zadzwoniła na policję. Oskarżyła ojca, że mnie porwał, i poprosiła o pomoc w odzyskaniu dziecka. Potrafiła świetnie kłamać, kiedy rozmawiała z policjantami. A z posiniaczoną twarzą pewnie bez kłopotu przekonała ich, że to ona – porządna i obowiązkowa matka, której leży na sercu dobro dziecka – jest pokrzywdzona, podczas gdy ojciec to gwałtownik i kobieciarzi nie powinno mu się powierzać opieki nad dzieckiem. Bijąc ją i zabierając mnie, niechcący dał matce atut do ręki – wyszła przez to wszystko na niewinną ofiarę brutalnego męża. Policja nakazała oddać mnie matce, co oznaczało, że ojciec też musiał wrócić, jeśli nie chciał mnie z nią zostawić. To musiał być dla niego trudny wybór i z pewnością znienawidził matkę jeszcze bardziej za to, że przyparła go do muru.

Z punktu widzenia matki, oczywiście, ten szantaż, który miał zmusić ojca do rezygnacji z Marie, chwilowo się opłacił. Tata miał świadomość, że będę potrzebował ochrony przed złością matki i nie miał innego wyjścia, jak tylko wrócić do domu. Matka postawiła wszystko na jedną kartę, licząc, że ojca bardziej przerazi perspektywa utraty syna niż Marie. I wygrała, choć nie na długo. Ojciec musiał się czuć rozdarty; nie umiał zrezygnować ani ze mnie, ani z Marie, ale nieustannie bał się, co może zrobić matka. Chociaż zamieszkał z powrotem w domu, i tak bał się zostawiać mnie z nią w jednym pomieszczeniu. Wszędzie zabierał mnie ze sobą – przede wszystkim do pracy, ale też do Marie, kiedy nie mógł się już oprzeć pokusie, by z nią być.

Matka szybko się zorientowała, że jej plan nie zadziałał i że tata nie potrafi trzymać się z daleka od Marie, jeśli tylko wie, że mnie nic nie grozi. Z pewnością dostawała szału na myśl, że jej mąż woli kochankę. A we mnie widziała jego wspólnika, jeszcze jednego wroga, choć byłem za mały, by rozumieć, co się dzieje między dorosłymi obecnymi w moim życiu.

Mimo wybuchowej natury związku moich rodziców, a może właśnie dzięki niej, chwilami dogadywali się na tyle dobrze, że matka zaszła w ciążę jeszcze dwa razy i osiemnaście miesięcy po mnie urodziła córeczkę, Ellie, a potem chłopca, Thomasa, który był prawie trzy lata młodszy ode mnie. Widocznie w ich małżeństwie oprócz całego tego gniewu musiało być trochę namiętności, skoro między nieustannymi bitwami mimo wszystko powiększali rodzinę.

Od dnia swoich narodzin Ellie stała się ulubienicą matki, jej małym aniołkiem – matka jakoś nigdy nie krzywdziła jej tak jak mnie. Thomasa traktowała źle, ale nie czuła do niego aż takiej nienawiści i pogardy, jakie czuła do mnie. Jakaś wypaczona logika kazała jej obwiniać o występki ojca mnie, ale już nie tę dwójkę. Może dlatego, że byłem do niego taki podobny.

Ludzie, którzy znali naszą rodzinę w tamtych czasach, opowiadali mi, że ojciec nigdy nie miał takiej obsesji na punkcie mojego rodzeństwa jak na moim. Może wiedział, że dla nich matka nie jest aż tak niebezpieczna. Może wyczuwał, że jej niechęć przekracza wszelkie racjonalne normy, tylko jeśli chodziło mnie. Może celowo trzymał pozostałą dwójkę dzieci na dystans, w nadziei że Lesley zwiąże się z nimi mocniej, jeśli nie będzie ich kojarzyła z nim i Marie. A może po prostu lubił mnie mieć przy sobie, bo byłem trochę starszy i kochałem go bez reszty. Kiedy już miał chłopca, który był jego nieodłącznym towarzyszem, może nie potrzebował nikogo więcej. Nie mam pojęcia, co myślał i czuł przez pierwsze lata mojego życia. Wiem tylko, że był moim bohaterem, kumplem i obrońcą.

Niedługo po narodzinach Thomasa matka i ojciec postanowili naprawić swoje małżeństwo raz na zawsze. Tata niechętnie rozstał się z Marie i wrócił do domu, by spróbować być ojcem dla całej naszej szóstki; łącznie z trójką pasierbów. Ale wciąż nie spuszczał mnie z oka ani na chwilę. Przerażony tym, że matka w każdej chwili może mi spuścić lanie, lgnąłem do niego coraz bardziej. A im bardziej go nie odstępowałem, tym bardziej matka złościła się na mnie. Jej nienawiść zdawała się narastać z każdym dniem. Próba pogodzenia się spaliła na panewce i kiedy miałem cztery lata, ojciec i ja właściwie na stałe mieszkaliśmy już u Marie. Rozpaczliwe próby matki, by utrzymać drugie małżeństwo, nic nie dały. Traciła Williama na dobre. Ojciec wystąpił o rozwód, a ona mogła tylko pomstować na nas przed każdym, kto chciał słuchać. Wydaje mi się, że sporo osób jej współczuło, bo przecież to ona została porzucona. Ale każdy, kto wiedział, jaka jest za drzwiami własnego domu, raczej nie był zaskoczony, że ojciec wybrał Marie.

Tata postanowił zrobić wszystko, żeby nie oddać mnie w jej łapy, więc wniósł sprawę o przyznanie opieki i zeznał w sądzie, że Lesley jest dla mnie złą matką i że groziłoby mi niebezpieczeństwo, gdyby mnie z nią zostawił. Były przesłuchania, dyskusje z opieką społeczną, a siostra ojca, Melissa, powiedziała mi nawet później, że sama zaczynała wierzyć, że ojciec jest nadopiekuńczy i dostał obsesji na moim punkcie. Nikt z zewnątrz nie miał pojęcia, jak naprawdę traktuje mnie własna matka.

W pewnym momencie ich stosunki tak się pogorszyły, że ojciec zaczął wierzyć, że Thomas nie jest jego synem. Chyba nie miał racji, ale widocznie ktoś mu powiedział, że widział matkę z jakimś innym mężczyzną. A kiedy tata już raz nabrał podejrzeń, nie potrafił się ich pozbyć. Może podświadomie chciał, żeby Lesley go zdradzała, bo wtedy nie miałby takiego poczucia winy przez swój romans z Marie. A może myślał, że Thomas będzie bezpieczniejszy, gdyby się okazało, że jest synem kogoś innego. Może wtedy matka by się na nim nie mściła.

Marie musiała być bardzo zakochana w ojcu, skoro znosiła to wszystko i ciągle przyjmowała go z powrotem, nawet kiedy zafundował żonie jeszcze dwójkę dzieci. Gdy wrócił do Marie na dobre, obiecał, że się rozwiedzie. Rzekomo pod pretekstem zdrady Lesley, chociaż nie mam pojęcia, w jaki sposób zdołałby to udowodnić. Marie powiedziała mi bardzo ucieszona, że ona i tata niedługo wezmą ślub i zostaniemy szczęśliwą rodziną. Byłem zachwycony i nie mogłem się doczekać, kiedy wreszcie to załatwią, ale dla wszystkich zainteresowanych dorosłych musiał to być bolesny i burzliwy czas.

Niedługo potem Marie też zaszła w ciążę. Dodała w ten sposób jeszcze jeden powód do gniewu i goryczy do wszystkich poprzednich, które matka hodowała w głowie. Ta ostatnia zniewaga przebrała miarkę i Lesley wyruszyła szukać Marie. Planowała zemstę jak jakiś dziwaczny rewolwerowiec z Dzikiego Zachodu. Kiedy znalazła kochankę ojca, pobiła ją okrutnie, wkładając w ciosy całą swoją nienawiść. Trudno byłoby przecenić siłę mojej matki, kiedy traciła panowanie nad sobą; w tamtych czasach była jeszcze szczupła, ale przy jej wzroście nikt nie był dla niej godnym przeciwnikiem, kiedy się wściekła. W oczach nas, dzieci, narażonych na jej ciosy, wydawała się opętana przez demony.

Po tym jak Lesley ją pobiła, Marie zrobiła się jeszcze bardziej nerwowa; bała się wchodzić matce w drogę i wolała nie wkurzać jej bardziej niż to konieczne. Czasem, kiedy byłem z Marie, myliłem się i nazywałem ją „mamą”. Bo dla mnie była mamą – miała w sobie o wiele więcej macierzyńskich uczuć niż kobieta, która wydała mnie na świat. Ale Marie poprawiała mnie szybko i kazała się nazywać „ciocią Marie”, przerażona, że jeśli matka się dowie, oszaleje już do reszty i uzna, że Marie oprócz męża próbuje jej ukraść także dziecko. Bo choć matka wcale mnie nie chciała, to nie miała najmniejszego zamiaru dać Marie tej satysfakcji, że dostanie także i mnie.

Kiedy tata i Marie czekali, aż prawny młyn przemieli wreszcie sprawę rozwodową, Marie zmieniła nazwisko na Peters, żebyśmy bardziej przypominali rodzinę. Zaczęła nawet nosić obrączkę, bo w tamtych czasach i w tamtym środowisku niezamężne matki wciąż były naznaczone w oczach wielu ludzi.

Ale cień matki i jej dzikiej, gwałtownej natury wciąż wisiał nad tatą i Marie. Każde z nich przeżywało stres na swój sposób, wiecznie oglądając się przez ramię, wiecznie spodziewając się, że Lesley zaatakuje lada moment, że zacznie rzucać obelgi i wymachiwać pięściami. Ja i moje młodsze rodzeństwo byliśmy ogniwami łańcucha, na którym ojciec był uwiązany już na zawsze, i przez który nie mógł uciec od swojego głupiego, młodzieńczego romansu.

Pewnego dnia matka zadzwoniła, by powiedzieć, że Thomas, który nie miał jeszcze dwóch lat, został zabrany do szpitala z poparzeniami. W tamtym czasie tata widocznie pogodził się już z faktem, że Thomas jest jego synem, bo popędził prosto do szpitala. Thomas został przyjęty na oddział intensywnej terapii z poparzeniami na całej połowie ciała, od głowy do pasa.

– Na kuchence stał garnek z wrzątkiem – powiedziała matka, kiedy ojciec zapytał ją, co się stało. – Thomas siedział na podłodze. Larry się pośliznął i strącił garnek prosto na niego.

Wątpiłem, czy tata uwierzył w tę historyjkę, choć pewnie opowiadała ją bardzo przekonująco. Ale nie mógł jej udowodnić kłamstwa. Dopiero później mój najstarszy brat przyrodni, Wally, powiedział, jak to się stało. Thomas nie przestawał płakać, więc matka w przypływie złości wrzuciła go do wanny z gorącą wodą. Jakakolwiek była prawda, Thomasowi zostały straszne blizny i przez kolejne lata przeszedł liczne przeszczepy skóry. Ojciec był wystarczająco wściekły nawet po tym, jak usłyszał wersję matki, i pytał ją, dlaczego nie pilnowała uważniej tak małego dziecka. Kiedy poznał wersję Wally’ego, natychmiast zabrał Ellie, żeby mieszkała z nami u Marie; Thomas leżał jeszcze w szpitalu i walczył o życie. Tata może i nie czuł się tak mocno związany z Ellie i Thomasem jak ze mną, ale przecież nie zostawiłby ich na łasce kobiety, która była zdolna zrobić coś takiego bezbronnemu, małemu dziecku.

Ale matka nie zamierzała mu pozwolić, by zabrał jej ukochaną Ellie. Ciągle przychodziła do domu Marie – łomotała do drzwi, klęła, domagała się oddania dzieci i rzucała się na ojca i Marie z pięściami, kiedy tylko miała okazję. Wzywała też pracowników opieki społecznej i przekonywała ich, że powinni pozwolić jej zatrzymać dzieci, a nie oddawać je dziwce jej męża. Nie było mowy, żeby dała sobie spokój, więc ostatecznie ojciec musiał pójść na kompromis i pozwolił jej zabrać Ellie, bo matka nigdy nie zrobiła jej krzywdy. Kiedy Thomasa wypuścili wreszcie ze szpitala, matka i jego zabrała do domu, a tata nie mógł nic na to poradzić. Ale mnie nie zamierzał oddać. Przez jakiś czas wydawało się, że matka się tym zadowoli i przestanie o mnie walczyć, ale nie trwało to długo.

Wtedy, kiedy zabrała mnie od ciotki Melissy, zaciągnęła do domu i przypaliła rękę żelazkiem, ojciec zgłosił to opiece społecznej i urzędnicy przyszli do matki na rozmowę. Ale ona znów zdołała ich przekonać, że to ojciec jest agresywny, nie ona. Mogła im nawet pokazać siniaki, które nabił jej, kiedy o mnie walczyli. Potrafiła być naprawdę przekonująca, jeśli tylko chciała. Zupełnie jakby siedziały w niej dwie osoby – ta, która pokazywała światu słodki uśmiech, i potwór, który wyskakiwał z niej, kiedy tylko zamykały się drzwi. Okazywała się genialną aktorką, jeśli trzeba było kogoś przekonać – nauczycieli czy pracowników socjalnych – że jest wspaniałą matką, która dzielnie boryka się z samotnym wychowywaniem dzieci. Przed takimi ludźmi grała zawodowo, a każdy, kto znał ją lepiej, za bardzo się jej bał, żeby zaprzeczać jej słowom. Nikt nie zerwał z niej tej szacownej maski.

Tak więc byłem z ojcem zawsze i wszędzie i absolutnie mi to nie przeszkadzało. A jego pracodawcy z wielką wyrozumiałością godzili się na moją obecność w warsztacie, nawet kiedy nabroiłem – tak jak tego dnia, kiedy spuściłem ręczny hamulec capri, w którym tata zamknął mnie, żebym się pobawił. Doskonale pamiętam jego przerażoną minę, kiedy samochód zaczął się powoli staczać w stronę głównej ulicy. Ojciec rozpaczliwie próbował go zatrzymać, krzyczał do mnie, żebym odblokował drzwi, by mógł wsiąść. A ja zanosiłem się ze śmiechu, zachwycony, że wzbudzam tyle uwagi, i radośnie podskakiwałem na siedzeniu. Miałem wtedy ze trzy… może cztery lata.

– Grzeczny chłopak! – krzyczał tata. – Otwórz drzwi! Otwórz drzwi!

Dopiero kiedy znaleźliśmy się na ulicy, zdałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa. Ale wtedy było już za późno i samochód jechał zbyt szybko, żeby ojciec mógł do niego wskoczyć, nawet gdybym zdążył otworzyć drzwi. Ludzie wiali na wszystkie strony, słysząc krzyki taty, który dosłownie wisiał na zderzaku. Na szczęście udało nam się przeciąć ulicę bez zderzenia z jakimś samochodem czy rozjechania pieszego. W końcu zatrzymał nas mur z żywopłotem. Uderzenie wyrzuciło mnie do przodu i huknąłem głową o deskę rozdzielczą. Ojciec nie chciał mnie zostawiać, żeby biec po kluczyki, a ja, mocno oszołomiony, wciąż nie otwierałem drzwi, więc w końcu rozbił szybę i sam odblokował zamek. Kiedy wreszcie wyciągnął mnie z auta, uściskał mnie tak mocno, że ledwie mogłem oddychać. Płakał z szoku po całym tym zdarzeniu i nie powiedział mi złego słowa. Prawdopodobnie zawsze był dla mnie bardziej pobłażliwy, niż powinien, ale ja z pewnością na to nie narzekałem.

Nikt w warsztacie nie miał nic przeciwko mojej obecności – ojciec pracował tam od tak dawna, że był praktycznie szefem – ale dużo trudniej było im przymykać oko, kiedy do zakładu zaczęła przychodzić matka. Wszczynała awantury i bójki, próbując mnie odebrać, wyzywała ojca od kidnaperów i wygłaszała tyrady na temat jego dziwki. Jestem pewien, że wcale mnie nie chciała, chyba że ze względu na zasiłki. Po prostu nie życzyła sobie, by ojciec i Marie mieli coś, co według niej było jej własnością. Kiedy usłyszała o przygodzie z hamulcem, próbowała to wykorzystać jako dowód, że ojciec jest nieodpowiedzialny i naraża mnie na niebezpieczeństwo, zabierając do pracy. Nigdy nie przegapiła żadnej okzaji w tej nieustającej wojnie.

Do warsztatu najczęściej przychodziła pijana i prawie zawsze rwała się do bijatyki, jeśli tylko zdołała sprowokować ojca. Kiedy tylko tata widział, że matka wtacza się przez drzwi, wołał do chłopaków, żeby zabrali mnie do biura, i stamtąd, przez brudne okna, obserwowaliśmy, jak moi rodzice się kłócą. Wtedy już wiedziałem, że nie lubię własnej matki. Bałem się jej i obserwowanie jej w akcji jeszcze bardziej utwierdzało mnie w przekonaniu, że wolę zostać z tatą i Marie.

– Chodź do mamusi – mówiła i wyciągała ręce, jakby się spodziewała, że przybiegnę radośnie w jej objęcia. Ale ja nie byłem w stanie się ruszyć, sztywny ze strachu na sam jej widok. Nawet kiedy wiedziałem, że tata jest blisko i mnie obroni, sikałem w majtki, kiedy zaczynała na mnie krzyczeć. A zawsze wrzeszczała. Atakowała każdego, rzucała kluczami i innymi narzędziami. Jeśli udawało jej się podejść dość blisko, drapała ojca po twarzy, usiłując dobrać się do oczu, a on z trudem ją powstrzymywał.

Jeśli tylko mógł, starał się unikać bicia matki. Zwykle dzwonił po Melissę, która mieszkała niedaleko, i prosił, żeby przyszła i rozprawiła się z Lesley zamiast niego. Ciotka Melissa uwielbiała tatę, tak jak wszyscy, i zrobiłaby wszystko, żeby chronić swojego młodszego braciszka. Więc pędziła z odsieczą i staczała z matką prawdziwe bitwy na podwórku warsztatu – ciągały się za włosy, biły i kopały z całej siły. Ciotka Melissa zawsze wygrywała, więc po jakimś czasie matka wiała na sam jej widok. Dawała nura do samochodu jednego z kumpli od kieliszka, który akurat ją przywiózł, i odjeżdżali z rykiem silnika jak bandyci uciekający po napadzie na bank. Wydaje mi się, że matka po prostu uwielbiała urządzać takie teatralne sceny.

To nękanie nie miało końca. Matka wiecznie wydzwaniała do domu i warsztatu, wiecznie przychodziła szukać guza. Rysowała lakier na samochodzie ojca, rozwalała okna Marie cegłami – robiła wszystko, co tylko wpadło jej do głowy, przepełniona nienawiścią i żądzą zemsty. W końcu miarka się przebrała i Graeme, właściciel warsztatu, powiedział tacie, że te awantury muszą się skończyć, bo niepokoją ludzi i psują mu interes. Nie mógł pozwolić na coś takiego, bo nieustanne sceny zaczynały odstraszać klientów. Któregoś wieczoru zadzwonił i poprosił, żeby ojciec następnego dnia przyszedł do niego na rozmowę, co z tym dalej zrobić. Tego wieczoru tata i Marie długo o tym rozmawiali.

– To nie jest dobre dla Joego, że ciągle jest świadkiem tych scen – stwierdziła Marie. – Musisz zostawiać go w domu, ze mną. Ma pięć lat i niedługo i tak zacznie szkołę, a do tej pory ja mogę mieć na niego oko.

– Nie, nie – upierał się tata. – Jeśli go zostawię, Lesley przyjdzie tu, żeby go zabrać. A poza tym on lubi chodzić do warsztatu.

Marie