Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Piia Pierniczek wprowadza się wraz z rodzicami i kotem Gąbką do przytulnego domu przy alei Topolowej. Czy znajdzie w nim przyjaciół, z którymi będzie mogła spędzać czas?
Na szczęście okazuje się, że w nowym miejscu aż roi się od barwnych postaci! Na najwyższym piętrze mieszka Mirjam z grubym bernardynem Baronem, w bańkach mydlanych ukrywają się małe zwierzaczki, w szafie – mól, a z Kanady przyjeżdża Jack, który uwielbia niedźwiedzie. Jest też ulubiony wujek Rasmus, który zabierze Piię do zoo i pomoże jej rozwiązać pewną zagadkę… Życie na Topolowej na pewno nie będzie nudne.
Ciepła i wesoła opowieść o rodzinie i przyjaźni. Jest w niej magia i fantazja i – uwaga – niejedno zwierzę będzie miało tu coś do powiedzenia!
Książka składa się z krótkich rozdziałów, a każdy jest oddzielną przygodą. Świetnie ilustrowana, pełna humoru – to świetna propozycja zarówno do wspólnego czytania z młodszymi dziećmi, jak również do samodzielnego czytania dla tych starszych.
Książka wydana w ramach projektu KSIĄŻKI NIOSĄCE NADZIEJĘ.
Wydanie książki jest współfinansowane przez Unię Europejską w ramach programu Kreatywna Europa, który powstał między innymi po to, żeby Europejczycy mogli poznawać pisarzy z innych krajów Unii Europejskiej i ich literaturę oraz kulturę.
Przygotowanie aplikacji do programu Kreatywna Europa dotyczącej projektu „Książki niosące nadzieję” zostało dofinansowane przez Polską Agencję Rozwoju Przedsiębiorczości.
Partnerami projektu są:
Tłumaczenie i druk książki zostały dofinansowane przez Cultural Endowment of Estonia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 78
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
PRZEPROWADZKA PIERNICZKÓW
Na podwórzu rozległ się pisk opon.
– Przyjechali! – zawołała Piia, wyglądając przez okno.
Spomiędzy pudeł dochodził trzask taśmy klejącej i ciche przekleństwa. Mama z tatą na łapu-capu pakowali resztę rzeczy. Całe mieszkanie już od góry do dołu wypełniały pudła, a między nimi wiły się ścieżki. Aby przejść z dużego pokoju do kuchni, należało na przykład wybrać ścieżkę po lewej stronie i przepełznąć po walizce. Do toalety można było się dostać tunelem po prawej, a do pokoju Piii – przeczołgując się pod stołem kuchennym.
– Istna krecia nora – westchnęła mama, ale to oczywiście nie była prawda. Na ulicy Owocowej nie mieszkał przecież ani jeden kret – tylko Piia, mama i tata.
No i, ma się rozumieć, jeszcze Gąbka, która leżała sobie właśnie na stosie walizek i wcinała parówki. Jak to w zwyczaju kotów bywa, nie śpieszyła się nigdzie i z zadowoleniem kołysała łapkami. Pośpiech – to coś dla ludzi, parówki i wylegiwanie się – dla kotów. Gąbka zamierzała właśnie podrapać się po brzuchu, kiedy rozległo się pukanie do drzwi.
Piia otworzyła drzwi panom od przeprowadzek, a oni znieśli pudła do ciężarówki. Najpierw zniknęły te z napisami „KSIĄŻKI”, „PRZEWODY” i „NACZYNIA”, a na samym końcu: „MAIA – ŚCIŚLE TAJNE: NIE RUSZAĆ”.
Pudło z napisem „NIE RUSZAĆ” należało do mamy i bardzo interesowało tatę. Każdego wieczora okrążał je kilka razy, ale dotknąć się nie odważył. Gdy panowie teraz podźwignęli to pudło, w oczach taty pojawił się błysk tęsknoty.
W końcu drzwi furgonetki się zatrzasnęły i Pierniczkowie wsiedli do samochodu. Szary blok stawał się coraz mniejszy, aż całkowicie zniknął im z oczu.
– No, dziewczyny, zaczyna się! – Tata obrócił się na przednim siedzeniu. – Pomyślałem, że w ogrodzie mógłby być hamak. I stół do ping-ponga, i grill też.
– I jeszcze drewno na opał – dodała mama. – Tam dopiero przyjdzie nam palić! Stuletni drewniany dom...
– Bułka z masłem! – zawołał tata. – Najlepszy w świecie drwal rozprawi się z tym raz-dwa. Narąbię ci z samego rana górę drew! Jak tylko zamontuję stół do ping-ponga.
– Jeśli tam w ogóle będzie z kim pograć – westchnęła Piia i przytuliła Gąbkę.
– O to nawet się nie martw! – Tata pogłaskał córeczkę po głowie.
I tym razem się nie pomylił. Ponieważ kiedy samochód skręcił z zaśnieżonej topolowej alejki na podwórze przed zielonym domem, w oknie na najwyższym piętrze pojawiła się kudłata głowa psa. Bernardyn chuchał na szybę, wycierał ją łapą i przyglądał się badawczo wyskakującym z samochodu Pierniczkom.
ALEJA TOPOLOWA 5
Nowy dom Pierniczków znajdował się przy alei Topolowej. Dwupiętrowy drewniany budynek był stary i krzywy, ale za to przytulny i z dużym ogrodem. Wąski pochyły komin kopcił na dachu, za oszronionymi oknami buchał ogień z pieców kaflowych. Pomiędzy piętrami wiły się wąskie drewniane schody i gładkie poręcze, które były jakby stworzone do zjeżdżania. Mieszkanie Pierniczków było na pierwszym piętrze, za wielką jabłonią.
Rankiem Piię obudziła Gąbka, która z doniczki na parapecie wysypywała na łóżko ziemię.
– Co ty wyprawiasz! – krzyknęła Piia. – Zwariowałaś czy co? Natychmiast przestań!
Gąbka obrzuciła Piię pełnym wyrzutu spojrzeniem i poklepała się łapą po brzuchu.
– Ahaa! – zrozumiała dziewczynka, wzięła kotkę pod pachę i podreptała na bosaka do pachnącej kawą kuchni.
– Gąbka jest głodna! – zawołała w drzwiach i stanęła jak wryta. Tata, cały spocony, stał w majtkach przed chybocącym się regałem.
– Dlaczego mnie nikt nie zapyta, czy nie jestem głodny? Ja chyba zwrócę to barachło do sklepu!
– Ile części tym razem ci zostało? – zapytała Piia ze współczuciem.
– Siedem – odezwała się mama zza drzwi. – Ale wczoraj wieczorem było tego ze czternaście.
Tata rzucił mamie groźne spojrzenie.
Piia wyciągała właśnie z lodówki parówki dla Gąbki, kiedy ktoś zapukał do drzwi. W progu stała młoda piegowata kobieta, a obok niej olbrzymi pies.
– Dzień dobry! – Uśmiechnęła się szeroko. – Pomyślałam, że wpadnę przywitać się z nowymi sąsiadami. Mam na imię Mirjam. A to jest Baron.
Bernardyn pomachał ogonem i przyjrzał się parówkom. Następnie spojrzał na Gąbkę i kiwnął grzecznie głową.
Kotka wzięła od Piii parówkę i pomachała nią powoli przed nosem Barona. Potem odchyliła głowę i połknęła przysmak za jednym zamachem. Pies podwinął ogon między nogi i schował się za plecami Mirjam. Gąbka uśmiechnęła się triumfująco.
– Mam na imię Piia – przedstawiła się dziewczynka. – A w kuchni są jeszcze mama i tata, ale teraz składają meble.
Mama podeszła bliżej.
– Maia. Miło mi cię poznać.
– Mnie również! – ucieszyła się Mirjam. – Mieszkam nad wami, na drugim piętrze i uczę się właśnie do egzaminów. Jestem na ostatnim roku mechaniki. – Skierowała wzrok na tatę, który otarł rękawem pot z czoła. – Może będę mogła pomóc?
Piia skinęła głową i pociągnęła Mirjam w stronę kuchni.
– Możesz pomóc. Tata jest wszechstronnie uzdolniony, ale na składaniu regałów się nie zna. Pobawię się w międzyczasie z twoim psem.
Baron szczeknął przyjaźnie i Piia przytuliła go z całej siły.
Mirjam weszła do kuchni, rzuciła okiem na pomiętą instrukcję, po czym uśmiechnęła się do taty.
– Złożyłam właśnie taki sam przed kilkoma tygodniami. Miał idiotyczną konstrukcję, ale w końcu wyszedł całkiem niezły.
Tata włożył spodnie i z wdzięcznością podał dziewczynie rękę.
– Paul Pierniczek, bardzo mi miło.
– I Gąbka, również bardzo mi miło – rozległ się głos z góry. Kotka siedziała na lodówce, z łapkami jedna na drugiej i machała do Mirjam.
TAJEMNICZY SĄSIAD Z PARTERU
– Kto mieszka na parterze? – zapytał tata, gdy regał był już złożony i wszyscy razem pili w kuchni herbatę.
– Siim Szpenio wraz z dziadkiem stryjecznym – odpowiedziała Mirjam i oblizała łyżeczkę od miodu.
– Siim Szpenio... ten sam Szpenio? Nie może być! – Tata zrobił wielkie oczy.
– Kto to jest, ten Szpenio? – dopytywała się Piia, kołysząc nogami.
– Młody polityk i doradca prezydenta miasta. Straszny krętacz! – odparł tata.
– Paul, nie musisz tak od razu... – zganiła go mama. – Przecież go nie znasz.
– Ależ Paul ma rację – uśmiechnęła się Mirjam. – Ten typ to prawdziwe kuriozum. Wychodzi z domu wczesnym rankiem ulizany i wypucowany, a wraca dopiero po północy, szary i wymizerowany na twarzy.
Jak na zawołanie zatrzeszczała furtka i do środka wśliznął się kościsty chłystek. W garniturze i z błyszczącą teczką pod pachą, przemknął ścieżką, a Pierniczkowie pochylili się nad parapetem przy kuchennym oknie. Tymczasem człowiek ten jakby rozpłynął się w powietrzu! Na świeżym śniegu nie było po nim śladu.
– Mówiłam, że to nie jest normalne – odezwała się Mirjam. – On się pojawia i znika... Nie zostawia śladów ani na śniegu, ani w błocie. Nawet deszcz go nie zmoczy, robi unik to w prawo, to w lewo, lawirując pomiędzy kroplami. Coś niesamowitego, jakby był kosmitą.
– A dziadek stryjeczny? – zapytała mama.
– Też taki dziwny. Siedzi całymi dniami w domu, nie otwiera drzwi. W ciągu dnia nawet wody w toalecie nie spłukuje... Nie wiem, czy on naprawdę żyje, czy jest jakimś duchem. Gdy Szpenio kandydował na prezydenta miasta, w gazetach pisano co prawda, że mieszka z dziadkiem stryjecznym – że dziadzio każdego ranka mówi mu, co ma robić w pracy. Ale ja ani razu nie widziałam tego człowieka żywego. Tylko odgłos kroków przed domem, cienie w oknach...
– Siim Szpenio prezydentem miasta, tego jeszcze brakowało! – Tata potrząsnął głową. – Niech lepiej wyjedzie jak tata Pippi Pończoszanki na wyspę Kurrekurredutt i mianuje się jej królem, jeśli ma ochotę, ale żeby rządzić miastem...
– Zobaczycie, jeszcze się z nim zaprzyjaźnię. – Piia była pewna swego.
Mirjam zachichotała i zeskoczyła z krzesła.
– Daj mi znać, jak go złapiesz! Ale ja już zmykam do siebie na górę, mam jeszcze wiele rozdziałów do przeczytania.
– Miło było cię poznać. Dzięki, że wpadłaś. I wielkie dzięki za pomoc przy składaniu regału – powiedziała mama.
– Mirjam, czy przypadkiem nie grasz w ping-ponga?! – zawołał tata.
– Oczywiście, że gram! – odkrzyknęła Mirjam z klatki schodowej. – Ale miej się na baczności! Jestem najlepszą zawodniczką w alei Topolowej!
– Jeszcze się przekonamy – rzucił tata. – W pierwszy ciepły dzień wiosny urządzimy mecz.
Całą noc tata rozmyślał tylko o tym, jak młody polityk Szpenio radzi sobie w grze w ping-ponga. Mirjam ani dziadkiem stryjecznym nie zaprzątał sobie głowy, ale taki człowiek, którego nie imają się krople deszczu... To było co najmniej podejrzane.