Pamiętnik nastolatki 3 - Beata Andrzejczuk - ebook

Pamiętnik nastolatki 3 ebook

Beata Andrzejczuk

4,5

Opis

Najwspanialsze wakacje w moim życiu dobiegły końca. Co teraz? Trochę się boję. Nie ogarniam tego, co się dzieje. Jestem z Jackiem. Czy ten związek przetrwa próbę czasu? Tęsknię za Maksymem. Czy on wróci? Czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę? Na dodatek przede mną widmo egzaminów gimnazjalnych! Wciąż rozkminiam, co to będzie? Czy dam radę? Jeśli chcesz być ze mną w chwilach trudnych i szczęśliwych, zapraszam do przeczytania mojego pamiętnika. Znajdziesz w nim zapewne swoje własne problemy. Ja nie będę z nimi sama i Ty też nie...Razem zawsze raźniej!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 236

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (41 ocen)
23
16
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Aquilar1980

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowita
00

Popularność




1 września

Od miesiąca chodzę z Jackiem. Dziś dostałam od niego czerwoną różę. Szkoda, że wakacje już się skończyły. To będzie ciężki rok: egzaminy gimnazjalne i wybór szkoły średniej. Mamy nowych uczniów w klasie: Blankę i Olka. Chłopak nie przypadł mi do gustu. Jest bardzo chamski i wulgarny. Szybko podporządkował sobie grupkę z naszej klasy, a z resztą w ogóle nie gada. Blanka jest mistrzynią Polski w biegu na sto metrów, Olek na czterysta. Doszli do naszej klasy z powodu Kosy. On będzie ich trenował przez ten rok po to, by przekazać przygotowanych zawodników trenerom z klasy sportowej w liceum.

– Oni nie muszą się martwić o egzaminy gimnazjalne. Miejsce w klasie sportowej mają zaklepane – powiedziała Donia z zazdrością. – A ty, co? Będziesz chodziła do Kosy?

– Tak, rozmawiałam z rodzicami i twierdzą, że także powinnam się starać o klasę sportową na wypadek, gdyby słabo poszły mi egzaminy. Mama mówi, że jest to dla mnie jakaś szansa.

– To zupełnie tak jak moja – westchnęła Donia. – Wiesz, najchętniej przespałabym ten rok i obudziła się, gdy będzie już po wszystkim.

– A Adrian? – zapytałam o wakacyjną miłość przyjaciółki.

– Obiecał, że będzie przyjeżdżał w każdy weekend – odparła. – W końcu z Oleśnicy daleko nie ma.

– A więc wakacyjnej miłości ciąg dalszy?

– Bardzo mi na nim zależy – przyznała.

– Kiedy go poznam?

– Wkrótce. Może nawet w sobotę.

– Świetnie, nie mogę się doczekać.

– Widziałaś? – Donia szturchnęła mnie w bok, pokazując Agnieszkę. – Wróciła do poprzedniego wcielenia. Ale tapetę na twarz nałożyła!

– No, trochę przesadziła – skomentowałam i w tym momencie poczułam na sobie wzrok Agnieszki. Miałam nadzieję, że nie zorientowała się, że o niej rozmawiałyśmy. Ostatnio nieźle nam się układało. W końcu to od niej pierwszej dowiedziałam się, że zerwała z Jackiem. Wprawdzie rozmawiałyśmy wyłącznie na Tlenie, ale pogodziłyśmy się. Wolałabym tego nie zepsuć.

Pech chciał, że wracając do domu wpadłam na nią po raz drugi i to w chwili, gdy Jacek objął mnie ramieniem.

– Wciąż się spotykamy – powiedziała, mierząc mnie wzrokiem. Do Jacka się nie odezwała. Potem był milczący, nawet podczas wyprawy do Galerii Dominikańskiej na moją ulubioną straciatellę. Było mi smutno. W końcu to nasza rocznica. Byliśmy razem od miesiąca.

– O czym myślisz? – zapytałam.

– Nieważne – odparł.

– Od chwili spotkania z Agnieszką dziwnie się zachowujesz.

– A uważasz, że powinienem nad tym przejść do porządku dziennego? – zapytał z wyrzutem. – Byliśmy razem, dużo nas łączyło, a ona nawet nie powiedziała mi „cześć”.

– Dlaczego ty jej nie powiedziałeś? Jesteś w końcu chłopakiem.

– I tak by nie odpowiedziała. Nawet na mnie nie spojrzała.

– Jacek, mamy dziś małą rocznicę. Jesteś tutaj ze mną, twierdzisz, że mnie kochasz, a myślisz o tym, że Aga na ciebie nie spojrzała?

– To ty zaczęłaś temat – stwierdził.

– Owszem, bo trochę inaczej sobie ten dzień wyobrażałam. Chcę wrócić do domu.

– Dobrze – odparł. – Chyba nie jestem dziś w odpowiednim nastroju.

W drodze powrotnej milczał. Odprowadził mnie pod bramę, pocałował w policzek i już go nie było. Tylko czerwona róża w wazonie przypominała, że dziś minął miesiąc odkąd jesteśmy razem.

4 września

Czy Agnieszka już zawsze będzie stała między nami? Nie ogarniam tego. Przecież ze sobą zerwali. Wczoraj napisała do mnie na Tlenie:

Miała rację. Skłamałam. Obgadywałyśmy jej koszmarną tapetę na twarzy. Dlaczego się nie przyznałam? Wydawało mi się, że to może tylko pogorszyć sytuację. Nie zrobiłam tego z tchórzostwa, ale miałam do siebie żal. Skoro stać mnie na plotkowanie, to powinno mnie było stać na wywalenie jej całej prawdy. Westchnęłam i zalogowałam się na Facebooku. Oprócz postów dotyczących rozpoczęcia roku szkolnego były i inne wpisy.

Zamyśliłam się chwilę nad tymi słowami. Wszystko prawda, ale rzeczywistość często nie była taka różowa. Z własnych przeżyć wiedziałam, jak trudna może być miłość do matki.

„Bartosz jest wolny” – przykuło moją uwagę. To mnie akurat nie zdziwiło. Bartosz zaskakiwał mnie jednak swoją aktywnością na Facebooku. Dawniej nie przywiązywał do portali społecznościowych żadnej wagi, wręcz je ignorował, zupełnie jak Jacek i Maksym.

Dodałam sobie do profilu aplikację: Formspring. Czarnymi literkami wytłuszczone było polecenie: „Ask me anything”. Aplikacja polega na tym, że ludzie anonimowo mogli zadawać pytania, a ja powinnam szczerze na nie odpowiadać. Ciekawa byłam, jakie pytania padną. Następnie zerknęłam na Tlena. Jacek nadal był niedostępny. Wczoraj i przedwczoraj odprowadził mnie do domu, ale jego nastrój pozostawiał wiele do życzenia, a ja się zaparłam. Nie będę do niego pierwsza wydzwaniała i prosiła go o spotkanie.

* * *

W końcu przyszedł SMS.

– Wychodzisz gdzieś? – zapytała mama.

– Umówiłam się z Jackiem.

– A lekcje odrobiłaś?

– Mamo, dopiero co zaczął się rok szkolny – odparłam poirytowana. – Nie mam zadanych lekcji, a dziś jest sobota.

– Masz chyba świadomość, że w trzeciej klasie trzeba pracować od początku, żeby nie było zaległości.

– Co roku powtarzasz mi to samo, bez względu na to, czy to jest trzecia klasa, druga czy szósta podstawówki.

– A ty sobie co roku lekceważysz! – podniosła głos.

– Czy ja wagaruję? Siedzę po dwa lata w jednej klasie?! Nie! To o co ci chodzi?

– Do ciebie naprawdę nic nie dociera! – zaczynała być widocznie zła. – To jest trzecia klasa. Nie dostaniesz się do liceum, jak nie będziesz się uczyć!

– To pójdę do zawodówki! Przykro mi, że nie masz w domu geniusza! – krzyknęłam i wybiegłam, zatrzaskując za sobą drzwi. Po „wakacyjnej”, spokojnej mamie nie było już ani śladu.

– Co się stało? – zapytał Jacek, wyczytując z mojej twarzy złość.

– Widocznie któreś z nas musi być w złym nastroju – rzekłam. – Mama czepia się, że mam się uczyć.

– Dopiero początek roku, ale już niedługo to trzeba będzie się wziąć solidnie do pracy.

– Jacek, zamierzam się uczyć tak jak do tej pory, a uczyłam się w miarę systematycznie.

– Oceny miałaś przeciętne – zauważył. – Nie zależy ci na lepszych?

– Nie – powiedziałam zła. – A ty co? Trzymasz z moją mamą?

– Nie – roześmiał się. – Tylko takie oceny mogą nie wystarczyć do dobrego liceum.

– Nie chcę iść do dobrego liceum. Chcę iść do normalnego – powiedziałam, kładąc nacisk na słowo „normalnego”.

– Myślałem, że będziemy się razem starać o te najlepsze – zdziwił się, że nie podzielam jego zdania.

– Nie sądzę, że dam sobie radę w którymś z najlepszych liceów. Chcę się dostać do zwyczajnego i zdać maturę.

– Szkoda, że nie masz większych ambicji, lecz mam nadzieję, że to się zmieni – westchnął.

– Jacek, od kilku dni, odkąd zaczęła się szkoła, wciąż się o coś kłócimy. Nie podoba mi się to.

– Mnie też nie – przyznał.

– To chodź pogadamy o czymś zupełnie innym.

– Dobrze – odparł. Rozmowa znów nam się nie kleiła. Spacerowaliśmy jeszcze z godzinę, ale w markotnych nastrojach. Było mi smutno. Pod koniec spaceru demonstracyjnie założyłam słuchawki na uszy i włączyłam iPoda.

13 września

Ostatni tydzień okazał się fantastyczny. W końcu było tak jak być powinno. Jacek miał dobry humor, a w szkole jeszcze zbyt dużo nie zadawali. Mamy nowego fizyka. Jest lekko zakręcony.

– To jest kosz na śmieci – pokazał na kubeł stojący w kącie sali. – To mój kosz na śmieci i nie wolno wam tu nic wrzucać.

– Dlaczego? – zdziwił się Franek.

– Bo pani sprzątaczka musi po was sprzątać – wyjaśnił.

Wszyscy popatrzyli po sobie zdziwieni.

– I nie opierać się o ściany. To są atrapy. Wystarczy, że popchniecie i wszystko się przewróci. To biurko to też atrapa i to krzesło – dodał i usiadł na swoim obrotowym krześle.

– A pan na nim siedzi – zauważył Franek.

– Ja także jestem nieprawdziwy, ale jedynki, które wam wpiszę do dziennika, będą jak najbardziej prawdziwe. Ty, chłopcze – wskazał na Jędrka. – Powiedz mi, co wiesz o filozofii.

– Nic nie wiem – odparł zaskoczony Jędrek.

– Nie ma takiej odpowiedzi. Na pewno wiesz. Pomyśl tylko.

– W takim razie zapomniałem – wydukał Jędrek.

– O widzisz, już lepiej – ucieszył się fizyk. – Filozofia dzieli się na wiele działów – roześmiał się. – Nas będzie interesowało to, co ma związek z fizyką, a właściwie z filozofią przyrody. Dialektykę i etykę odłożymy na razie na bok.

– Ale tego nie ma w programie – wtrącił Franek.

– Od teraz jest – odparł fizyk. – Na następną lekcję macie znaleźć informacje dotyczące filozofów, którzy wysnuwali swoje wnioski na podstawie obserwacji przyrody. To ma być na kartkach i w głowie – polecił.

Rozmawialiśmy o nim z Jackiem i śmialiśmy się do łez. W ogóle ten tydzień należał do zabawnych, a wczoraj byliśmy w Parku Szczytnickim. Tylko we dwoje. Dzień był ciepły. Usiadłam przy pergoli i wpatrywałam się w tryskającą fontannę. Oparłam się plecami o Jacka. Objął mnie i wtulił głowę w moją szyję.

– Dobrze mi z tobą – powiedział.

– Mnie z tobą także.

– Życie dziwnie się układa – westchnęłam. – Do tej pory wciąż się mijaliśmy.

– Najważniejsze, że teraz jesteśmy razem.

– Wierzyłeś, że tak się może stać?

– A ty?

– Ja wierzyłam. Na swój sposób walczyłam o ciebie.

– Kłócąc się z Agnieszką? – roześmiał się.

– Było mi bardzo ciężko pogodzić się z tym, że kogoś masz. Wolałam już, gdy nie chciałeś ze mną być, ale byłeś sam – wyznałam. – Twoje zaangażowanie w związek z Agą bardzo mnie raniło.

– Przecież ty byłaś z Bartoszem – zauważył.

– Bartek nigdy tak do końca nie był na poważnie. Zawsze to czułam, ale teraz wiem to na pewno.

– A ja? Jestem na poważnie? – zapytał zaczepnie.

– Tak – powiedziałam i odepchnęłam szybko na bok wątpliwość, która od czasu wakacji dość często pojawiała się w mojej głowie. Wiedziałam, że dokonałam wyboru i tego powinnam się trzymać, że dość już dziecięcych zagrywek.

– Kocham cię – powiedział, przesuwając się przede mnie, a potem długo się całowaliśmy.

25 września

Z Jackiem wciąż układa się jak w bajce. Znów spacerujemy naszymi literackimi uliczkami, rozmawiamy o wszystkim i o niczym. Całujemy się. Donia trochę się wścieka, bo chciała nam przedstawić Adriana, a Jacek wciąż się wykręca, mówiąc:

– Zdążymy go poznać, a teraz chcę cię mieć tylko dla siebie.

– On cię izoluje od nas! – zawołała któregoś dnia Donia. – Nie widzisz tego?

– Chyba jesteś zazdrosna – wypaliłam. – Po prostu chce być tylko ze mną.

– Natka, ja to rozumiem, ale bez przesady. Oprócz Jacka masz jeszcze przyjaciół i nie powinnaś nas odtrącać z jego powodu.

Zaczęłam się nad tym zastanawiać i w myślach przyznałam Doni rację.

– Jutro nie dam rady, bo dziś ciocia Kasia przywozi Kacpra. Zostanie z nami przez klika dni i będę musiała się nim opiekować, ale obiecuję, że za tydzień chętnie poznam Adriana.

– Nie wiem, czy za tydzień Adrian będzie mógł – powiedziała z przekąsem, ale po minie widać było, że ją trochę udobruchałam.

Wieczorem poszłam z Jackiem i Kacprem nad Odrę, by się psiak wybiegał. Od wakacji ten puchaty, biało-czarny kudłacz, był moim oczkiem w głowie i lubiłam, gdy ciocia zostawiała go pod moją opieką. Wiedziała doskonale, że zadbam o niego dużo lepiej, niż wujek czy Marcin. Kacper stał się też przyczyną awantur z mamą, ponieważ pozwalałam mu wskakiwać do mojego łóżka. Ba! Kochałam to, gdy wysuwając rękę czułam jego miękką sierść i równomierny oddech albo budząc się rano słyszałam ciche sapanie koło ucha. Był najsłodszy na świecie!

– Pies nie powinien spać z ludźmi! – krzyczała mama.

– To nie pies, to Kacper – broniłam się.

– A Kacper to krowa?

– Nie, Kacper to mój pies.

– Nie twój, tylko cioci Kasi.

– Mój też, bo ciocia woli go zostawić ze mną niż z Marcinem.

– Bo ty masz świra na jego punkcie – śmiała się Zuza.

– Czasem jeden pies potrafi być lepszym przyjacielem, niż dziesięciu ludzi.

– Ale on ma zarazki!

– Ludzie też mają zarazki!

– Wojtek! – mama wołała tatę na pomoc. – Natalia mnie w ogóle nie słucha i jeszcze pyskuje.

Tata próbował wypracowywać jakieś kompromisy, ale gdy tylko mama szła do pokoju i gasiła światło, Kacper wskakiwał do mojego łóżka i spaliśmy razem. Rano, by nie drażnić mamy, delikatnie kładłam go na dywanie.

– Myślisz, że jestem głupia?! – wołała. – I tak wiem, że z tobą spał!

Zupełnie jej nie rozumiałam. Widziałam czasem, jak bawiła się z nim ukradkiem, a więc lubiła go. Gdy wydawało jej się, że nikogo nie ma, to do niego mówiła. Sama słyszałam, gdy zapomniałam wziąć komórkę i nieoczekiwanie wróciłam do domu.

1 października

– To co, mogę jutro poznać Adriana? – zapytałam Donię.

– Tak, myślę, że tak – ucieszyła się, że pamiętałam. – Przyjdziesz sama, czy z Jackiem?

– Mam nadzieję, że z Jackiem. Pogadam z nim o tym dzisiaj.

– Jeszcze tego nie zrobiłaś?

– Nie gniewaj się, Donia. Nie było kiedy.

– Obiecaj, że tym razem nie wystawisz mnie do wiatru.

– Będę na pewno.

– A jeśli Jacek się nie zgodzi?

– Przyjdę sama.

– A dlaczego nie było go dziś w szkole?

– Nic ważnego – odparłam. – Jakieś badania miał zrobić, czy coś w tym stylu. Będzie u mnie wieczorem.

– OK – powiedziała.

Czekając na Jacka, weszłam na Formspring. Przez ostatnie tygodnie odpowiadałam na zwyczajne pytania w stylu:

→ CO LUBISZ ROBIĆ W WOLNYM CZASIE?

→ JAKIEJ MUZYKI SŁUCHASZ?

→ CZY LUBISZ TRENINGI Z KOSĄ?

→ JAKICH PRZEDMIOTÓW NIE LUBISZ?

I tym podobne. To, co ujrzałam tym razem, wywołało u mnie irytację pomieszaną ze złością:

→ CZY UWAŻASZ, ŻE JESTEŚ INTELIGENTNA? BO JA MAM WĄTPLIWOŚCI CO DO FUNKCJONOWANIA TWOJEJ MÓZGOWNICY.

→ DLACZEGO CHWALISZ SIĘ TYMI OBLEŚNYMI ZDJĘCIAMI?

→ PO CO JESTEŚ Z JACKIEM, SKORO NA NIEGO NIE ZASŁUGUJESZ? PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ POZNA SIĘ NA TOBIE I CIĘ ZOSTAWI.

Było tego całkiem sporo. Ktoś sobie po prostu po mnie jeździł. Nie wiedziałam, czy mam odpowiadać, czy to wykasować. Postanowiłam odpowiedzieć: Napisałam, że jestem inteligentna, że uważam, że moje zdjęcia są całkiem dobre i myślę, że będą jeszcze lepsze. Napisałam też, że jestem z Jackiem, bo się kochamy, oraz że na Formspring zadaje się pytania, a nie wpisuje opinie.

Nie minęła godzina, gdy dostawałam kolejne komentarze zamiast pytań. Ktoś usiłował mi wmówić, że jestem samotna, nieszczęśliwa, głupia, brzydka i że nic nie potrafię porządnie zrobić. Myślałam, że w trzeciej klasie gimnazjum nie będę prowadziła rozmów na takim poziomie. A jednak! Usunęłam wszystkie wpisy, zostawiając informację:

„Jeśli zamierzasz mnie nadal obrażać, to powiedz mi to prosto w oczy, a nie anonimowo”.

– Hej – usłyszałam głos Jacka. – Co się stało? – zapytał, widząc moją minę.

Opowiedziałam.

– Podejrzewasz kogoś?

– Tylko jedna osoba przyszła mi do głowy – szepnęłam nieśmiało.

– Kto? – nie zrozumiał w pierwszej chwili.

– Nie wiesz?

– Nie! Aga taka nie jest – odparł pospiesznie. – Jak mogłaś w ogóle tak pomyśleć?

– Kłóciłam się już z Agą kilka razy i wiem, jaka potrafi być.

– Znam ją lepiej – powiedział stanowczo.

– Czasem wydaje mi się, że w ogóle jej nie znasz – wypaliłam. – Już nie pamiętasz, jak ona i jej koleżanki wyśmiewały moje zdjęcia zamieszczone na Digarcie? Nie pamiętasz kłótni między nami, w której Aga napisała z ironią, że przefarbuje się z Czerwonym na blond, to będzie mądrzejsza? Nie pamiętasz, jaki był poziom tych rozmów? Bo ja bardzo dokładnie pamiętam, że przekopiowałam je dla ciebie, ale wtedy też stanąłeś po stronie Agnieszki, że to niby ja zaczęłam. Tylko że to ona zaczęła – wyrzucałam z siebie słowa. – I wyobraź sobie, że poziom tych dzisiejszych komentarzy jest bardzo podobny do tych z tamtego roku.

– Nie masz pewności, więc nie możesz nikogo oskarżać – powiedział oschle.

– Nie oskarżam. Zapytałeś, czy kogoś podejrzewam, a więc podejrzewam Agę, ale pomiędzy podejrzeniami a oskarżeniem jest różnica. Dlaczego wciąż jej bronisz?

– Nie bronię jej – odparł. – Powiedziałem już. Znam ją lepiej niż ty.

– A ja powiedziałam, że ci się wydaje. Ona zmieniła się dla ciebie, bo chciała z tobą być. Z wyzywającej dziewczyny stała się szarą myszą. Nawet zachowanie zmieniła. Wszyscy ci o tym mówili, a ty upierałeś się, że ona dojrzała, że z potrzeby serca zaszły w niej te zmiany – byłam zła i przez mój ton przebijała kpina.

– Nie wszyscy mi mówili, tylko ty – zauważył.

– To już nie ma znaczenia, bo i tak się myliłeś. Gdyby zrobiła to z potrzeby serca, to nie paradowałaby teraz po szkole z toną tapety na twarzy, czerwonymi pazurami i na szpilkach.

– Co cię ugryzło? – zapytał również wyraźnie zły.

– Nic! Po prostu mówię to, co myślę, a nie to, co chciałbyś usłyszeć.

– Idę do domu – powiedział nagle. – Spotkamy się, jak ci przejdzie.

– Poczekaj – złagodniałam. – Donia chce, byśmy poznali jutro Adriana.

– Mamy się spotkać we czwórkę?

– Nie, ma być jeszcze Karolina i Blanka, bo one też nie zdążyły go poznać.

– Jeśli będzie Blanka, to ja nie idę – stwierdził.

– Dlaczego? – zdziwiłam się.

– Nie znoszę Blanki. Jest pusta i głupia.

– To Donia nas prosi o spotkanie, nie Blanka – zauważyłam. – Z Donią się kumplujesz.

– Nie mam ochoty przebywać w towarzystwie takich tępych panienek jak Blanka.

– W takim razie pójdę sama – powiedziałam, zagryzając z wściekłości wargi.

Jacek obrócił się na pięcie i wyszedł. Wtuliłam twarz w poduszkę. Płakałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego mi to robił. Przecież był teraz ze mną, nie z Agą, a gdy przychodziło co do czego, to stawał po jej stronie. I to jeszcze dziś, gdy stuknęły nam dwa miesiące bycia razem. Z tą Blanką też wypalił jak nienormalny! Wiedziałam, że za nią nie przepada, lecz mógł się zgodzić na to spotkanie ze względu na Donię. Nikt od niego nie oczekiwał, że będzie słodził Blance.

5 października

Dzień pod znakiem filozofii. Dostałam dwie jedynki, bo nie przygotowałam nic, co zadowoliłoby fizyka.

– Wpisałem ci je ołówkiem. Poprawię jednak długopisem, jeżeli tego nie zrobisz jak najszybciej – powiedział.

Zaczęłam szperać po internecie i wertować stronice książek znalezionych w domu. Chciałam opisać Sokratesa. Zaprosił kiedyś do domu bogatych ludzi. Ksantypa wstydziła się, że nie będzie czym ich ugościć. Wówczas Sokrates powiedział, że jeśli bogaci są ludźmi rozsądnymi, to będą zadowoleni z tego, co otrzymają. Jeśli zaś okażą się pospolitymi głupcami, to nie warto się nimi przejmować. Innym razem Aischines powiedział do Sokratesa, że jest biedny i może mu ofiarować jedynie siebie. Sokrates odparł: „Czyż nie widzisz, jak wielki jest twój dar?” A kiedy mu powtarzano, że ktoś źle o nim mówi, twierdził, że widocznie dobrze mówić nie potrafi. Przeczytałam też historię o czerwonym płaszczu; „Kiedy Sokrates miał wypić cykutę, Apollodor ofiarował mu piękny płaszcz, żeby go włożył przed śmiercią. «Jakże – powiedział Sokrates – to mój płaszcz był dosyć dobry, żeby w nim żyć, a nie jest wystarczająco dobry, żeby w nim umrzeć?». Oczekując w więzieniu na śmierć, do samego końca prowadził wzniosłe rozmowy”. Fajny gość był z Sokratesa.

O dziwo, nie byłam nawet zła, że źle trafiłam.

16 października

Dość długo nie pisałam, ale nie było o czym. Jacek wciąż zachowywał się dziwnie. Niby ze mną rozmawiał, a jednocześnie udawał obrażonego. Nie ogarniałam, o co mu chodzi. W końcu zapytał, czy spotkamy się we czwartek.

– Przecież wiesz, że we wtorki i w czwartki mam SKS-y z Kosą – powiedziałam. – Są tylko dwa razy w tygodniu, bo to trzecia klasa. Młodsi chodzą trzy razy.

– Nie możesz się urwać z jednych zajęć? – zapytał.

– Jacek, gdy ty twierdziłeś, że nie dasz rady się ze mną spotkać, bo musisz się uczyć, to nie prosiłam cię, żebyś sobie jedno popołudnie odpuścił, prawda?

– Jak możesz porównywać naukę z fikaniem koziołków?

– Słucham? – aż mnie zatkało. – Nie wkurzaj mnie! – podniosłam głos. – Przecież ci mówiłam, że będę składała papiery do klasy sportowej. Muszę mieć wzorową frekwencję. Nasze gimnazjum współpracuje z klasami sportowymi w liceum, a Kosa z tamtejszymi trenerami. Od jego opinii będzie bardzo dużo zależało.

– No dobrze już. Uspokój się. Wciąż mam nadzieję, że zmienisz plany. Mówiłaś też coś o profilu historycznym. Wolałbym, żebyś o tę klasę walczyła.

– Ona będzie klasą drugiego wyboru w liceum – wyjaśniłam. – Myślę logicznie. Chcę się dostać do liceum, w którym sobie poradzę. Zależy mi, żeby je skończyć.

– Przecież jesteś świetna z historii – zauważył.

– Ale tamto liceum ma dużo wyższy poziom i nie wiem, czy dam sobie radę z innymi przedmiotami. Chcę mieć poprzeczkę dopasowaną do swoich możliwości, a nie podniesioną zbyt wysoko.

– To weź się do nauki zamiast tracić czas na SKS-ach.

– Nie rozumiem cię. Myślałam, że szanujesz moje wybory.

– Wolałbym mieć dziewczynę uczącą się w klasie historycznej niż sportowej.

– A ja wolałabym się dostać do sportowej, niż do historycznej.

– Głupio myślisz – skwitował.

– Dzięki za opinię – powiedziałam.

Tego dnia wracałam do domu tylko z Donią. Znów nic nie układało się tak jak powinno. Na dodatek dostałam dwie jedynki z matmy i jedną z chemii. Będę musiała jak najszybciej porozmawiać z tatą o korkach. Donia z kolei wciąż zachwycała się tym swoim Adrianem. Poznałam go i nie przypadł mi do gustu. Blance i Karolinie też nie. Wolałyśmy jej jednak nic nie mówić. Była tak zakochana, że i tak negatywnych opinii nie przyjęłaby do wiadomości. Zresztą, czy można sobie wyrabiać zdanie po jednym spotkaniu? Tak naprawdę nie znałyśmy Adriana. Niewiele o nim wiedziałyśmy. Ot, zwyczajnie nie wywarł na nas dobrego wrażenia i trudno właściwie było powiedzieć dlaczego. Może dlatego, że był dla nas przesadnie miły? Nadskakiwał nam tak samo jak Doni.

26 października

Mam już korki z Mateuszem. Z chemii pomaga mi kolega taty. Uczę się sporo, bo nie dość, że muszę być na bieżąco, to jedynek wciąż nie poprawiłam. Dwa razy w tygodniu chodzę do Kosy na SKS-y, w ostatni weekend znów opiekowałam się Kacprem i zrobiłam masę fotek. Wyszły nieźle.

Jacek po ostatniej kłótni trochę złagodniał. Stara się być dla mnie bardziej wyrozumiały. Przyszedł po mnie nawet dwa razy na SKS, żebyśmy wspólnie wrócili do domu. Sobotę i niedzielę też spędziliśmy razem. Poszliśmy na długi spacer z Kacprem. Było już chłodno. Letnie, ciepłe powietrze pozostało tylko wspomnieniem.

– Zapnij się – powiedział i zasunął mi zamek do samego końca. – Nie chcę, żebyś mi się rozchorowała.

Lubiłam go takiego. Patrzył mi wtedy głęboko w oczy i czułam, że o mnie dba.

– Kacper! – krzyknęłam nagle, widząc, że pies wbiegł do wody za nie swoją piłeczką. – Kacper! – zawołałam raz jeszcze i zaczęłam biec w kierunku brzegu Odry.

Kacper chwycił piłeczkę i zaczął zawracać. Na brzegu czekał na niego wielki czarny doberman. Warczał. Kacper wyskoczył z wody i rzucił się przed siebie. Pies za nim. Zanim zorientowałam się, zaatakował go. Kacper nie miał żadnych szans. Byłam bezradna. Serce waliło mi jak oszalałe.

– Kacper! Kacper! – wołałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. Bałam się podejść, rozdzielić dwa zacięcie walczące ze sobą psy. Na szczęście przybiegł właściciel dobermana.

– Odys! Odys, noga! − zawołał.

Pies puścił Kacpra i posłusznie usiadł przy nodze właściciela.

– Przepraszam pana. Proszę, tu jest piłeczka – podniosłam z ziemi zieloną piłkę, która podczas walki wypadła Kacprowi z pyska.

– Psy trzeba układać – zwrócił mi uwagę właściciel dobermana. – Inaczej zawsze będziesz miała z nim kłopoty. Foksteriery są uparte. Czasem czują, że nie mają szans z przeciwnikiem, a mimo to potrafią walczyć na śmierć i życie.

– Jeszcze raz przepraszam – odparłam zawstydzona.

– Musisz go wziąć do domu. Krwawi – zauważył właściciel dobermana. Podszedł do Kacpra i fachowym okiem obejrzał ranę. – Nic poważnego, ale trzeba to odkazić.

Kacper podniósł się powoli. Kulał na przednią prawą łapę. Biała sierść w okolicach łapy, mordki i ucha zabarwiła się na czerwono. Przypięłam Kacprowi smycz.

– Wracamy – powiedziałam, rozglądając się za Jackiem. Stał tam, gdzie go zostawiłam, i przyglądał się całemu zajściu z boku. Znów poczułam się osamotniona, bo nie było go przy mnie.

W domu zasiadłam do filozofii przyrody. Włączyłam muzykę i zaczęłam czytać wiadomości dotyczące Talesa z Miletu. Kolejny mądry gość i jego przemyślenia:

„Najstarszą z rzeczy istniejących jest Bóg; jest bowiem niezrodzony.

Najpiękniejszą – świat; jest bowiem dziełem Boga.

Największą – miejsce; wszystko bowiem w sobie mieści.

Najszybszą – myśl; poprzez wszystko bowiem przebiega.

Najsilniejszą – konieczność; wszystkim bowiem rządzi.

Najmądrzejszą – czas; wszystko bowiem ujawni”.

Na pytanie o to, co jest trudne, Tales odpowiadał, że poznanie samego siebie. Co jest łatwe? „Udzielać rad bliźniemu”. Co jest najprzyjemniejsze? „Osiągnąć to, czego się pragnęło”. Co jest boskie? „To, co nie ma początku ani końca”.

Mówił też, że nie twarz należy upiększać, ale być pięknym przez swoje postępowanie i o tym, że jaką wdzięczność ty okażesz rodzicom, takiej spodziewaj się od swoich dzieci.

Zajmował się filozofią przyrody. Fizyk powinien być zadowolony. Ja jestem. Zaczynają mnie interesować poglądy słynnych filozofów!

6 listopada

Mama zapowiedziała, że od stycznia w każdy weekend będę rozwiązywała testy egzaminów gimnazjalnych z ubiegłych lat. Zobowiązała się wydrukować wszystkie z internetu.

– OK – wzruszyłam ramionami.

– Przepraszam, a ty co? – zirytowała się. – Łaskę mi robisz? Przecież to tobie powinno zależeć, a nie mnie.

– No właśnie – odezwałam się. – Masz słuszność.

– Ale widzę, że tobie nie zależy! – krzyknęła. – Więc co? Mam się temu spokojnie przyglądać?! Mam patrzeć, jak moja córka zakończy edukację na poziomie gimnazjalnym, bo do żadnej szkoły jej nie przyjmą?

– Czy ty zawsze musisz przesadzać? Wszystko wyolbrzymiasz! – nie mogłam się opanować i też podniosłam głos. – Czy ja powiedziałam, że nie będę rozwiązywała tych testów?! Nie! Nic takiego nie powiedziałam, a ty jak zwykle, tylko drzeć się na mnie potrafisz!

– Natalia! W tej chwili się uspokój! Nie życzę sobie, żebyś odzywała się do mnie takim tonem!

– Ale ty możesz, tak?! Tobie wszystko wolno?! Czasem boję się przy tobie oddychać, bo mam wrażenie, że to też może cię wyprowadzić z równowagi! – weszłam pospiesznie do pokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Wiedziałam, oczywiście, że to nie koniec awantury. Mama przyszła do mnie i zaczął się monolog. Starałam się tego w ogóle nie słuchać, a ona mówiła. Mówiła ze złością w głosie i końca nie było widać. Gdy już myślałam, że skończyła, bo wyszła, zamykając za sobą drzwi, to po chwili znów je otworzyła, bo chyba coś ważnego jej zdaniem zapomniała dodać. I tak przez następne pół godziny. Otwierała drzwi do mojego pokoju, mówiła przez pięć minut, zamykała drzwi, po dziesięciu minutach wracała, znów otwierała i znów coś mówiła! Dom wariatów! Nie wiem, ile jeszcze będę w stanie to znosić. Ucieknę z domu! Nie wytrzymam tego dłużej! Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam płakać. Wciąż ostatnio przez nią płaczę. Czy tak powinny wyglądać normalne relacje między matką a dorastającą córką?

Wieczorem przyszedł tata. Usiadł na brzegu łóżka.

– Mam szlaban? – zapytałam.

– Nie, choć mama uważa, że powinnaś mieć.

– To dlaczego nie mam?

– A co źle zrobiłaś?

– Pyskowałam mamie. Nie jestem w stanie normalnie z nią rozmawiać. Mama o wszystko się czepia! Rozumiesz? Cokolwiek nie powiem, czegokolwiek nie zrobię, ona od razu krzyczy. We własnym domu czuję się jak w szkole albo jeszcze gorzej. Bez przerwy muszę się kontrolować. Jeśli wzruszę ramionami, jeśli coś nie tak odpowiem, to od razu jest awantura. To gdzie ja mogę być sobą? Gdzie mogę się naturalnie zachowywać? Czy dom nie powinien być tym miejscem?

– Powinien. Masz prawo czuć się dobrze, być sobą – powiedział spokojnie. – Jednak nawet w domu należy się tak zachowywać, by nie ranić innych osób.

– Ale mama mnie też rani.

– Mama prosiła, abym porozmawiał z tobą wcześniej, ale zbliżała się uroczystość Wszystkich Świętych i nie było na to czasu – westchnął. – Mimo wszystko odłożyłem tę rozmowę na później i mamy kolejną awanturę.

– Chyba nie masz wyrzutów sumienia? – zdziwiłam się. – To nie twoja wina, tato. Między mną a mamą jest z miesiąca na miesiąc coraz gorzej. To trwa od początku nauki w gimnazjum. W czasie wakacji było nieźle, ale to chyba tylko dlatego, że nie było szkoły.

– Sytuacja w domu jest napięta, ponieważ mama bardzo przeżywa twoje egzaminy. Mama nie chce źle. Pragnie dla ciebie jak najlepiej – powiedział.

– Wiem, tato, tysiąc razy to słyszałam, tylko jej przeżywanie moich egzaminów w taki sposób w niczym mi nie pomaga. Uwierz. To mi wręcz szkodzi. Tracę do czegokolwiek ochotę i zapał.

– Widzę – westchnął. – Tylko mnie źle nie zrozum, bo matka jest twoją matką, nie koleżanką i ma prawo zwrócić ci uwagę, jeśli widzi, że nie wywiązujesz się z obowiązków lub jej zdaniem coś źle robisz. Chciałbym tylko, żebyście porozumiewały się ze sobą w innej formie.

– Ja też.

– Słuchaj, córeczko, a czy ty możesz mi powiedzieć, czy płaczesz tylko przez mamę?

– Nie rozumiem, o co ci chodzi.

– No, chciałbym zapytać, jak układa ci się z Jackiem?

– Czasem jest fantastycznie, a czasem do bani – odparłam szczerze.

– Kiedy jest do bani? – spytał ciepło.