Pamiętnik nastolatki 10. Julia III - Beata Andrzejczuk - ebook

Pamiętnik nastolatki 10. Julia III ebook

Beata Andrzejczuk

4,6

Opis

Jestem już w trzeciej gimnazjum. To nie przelewki. Muszę się solidnie zacząć przygotowywać do egzaminów. A tu jeszcze sprawa Ali. Nie odpuszczę jej sobie! Czy ta kwestia poróżni mnie z Eliaszem? A może całkiem serio wyrasta mi inna, prawdziwa rywalka? Z Eliasza też nigdy nie zrezygnuję. To miłość mojego życia! Im jestem starsza, tym moje problemy stają się poważniejsze. Ale i tak gdzieniegdzie świeci słońce. Cieszę się jego przebłyskami.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 305

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (13 ocen)
11
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




1 września

Julia! – dogonił mnie i chwycił za rękę, a potem zastąpił mi drogę, stając na wprost mnie i mocno przytrzymując za ramiona. – Julia – powtórzył już spokojniej, ale zdyszanym głosem. – Nawet nie zapytasz, kim ona jest?

Wpatrywałam się w jego oczy, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa.

– Nawet nie zapytasz, kim ona jest? – powtórzył.

Tak było 30 czerwca. Był to najgorszy dzień mojego życia. 11 czerwca utraciłam Alę, a teraz miałam stracić Eliasza i to jeszcze w tak upokarzający sposób.

To było dwa miesiące temu. Dziś znów przestąpiłam próg mojej szkoły – z jednej strony szczęśliwa, że spotkam się z dziewczynami, a z drugiej smutna, że wakacyjny czas beztroski już za nami. To będzie ciężki rok. W końcu ostatnia klasa i egzamin gimnazjalny. Co potem? Czy nasze drogi się rozejdą? Czy nadal będę się przyjaźnić z Kaśką i Pauliną? Byłam pewna, że tak. W końcu nasza przyjaźń przetrwała wiele ciężkich prób, a wciąż jesteśmy razem. Mimo to czułam psychiczny ból.

– Cześć – zawołała uradowana na mój widok Kaśka i rzuciła mi się na szyję. Szybko odwzajemniłam jej uścisk.

– Cześć, dziewczyny – teraz podeszła Gabi i uścisnęła nas kurtuazyjnie. Ot, taki stosowny gest. Kiedyś bardzo się przyjaźniłyśmy, a potem oddaliłyśmy się od siebie.

– Schudłaś – Gabi spojrzała na Kaśkę spod pokrytych grubą warstwą tuszu rzęs. – A ty, Julka, pięknie opalona – wysiliła się na grzeczność.

– Prawie całe wakacje spędziłam w Juracie, więc nie było szans, by się nie opalić, nawet gdybym się przed słońcem chowała – odparłam.

– Dziewczyny, po szkole wybieramy się na ploty – dobiegł do nas głos Wiolki. – Pójdziemy do parku. Ciekawa jestem, co u was. To znaczy, co u Kaśki, to wiem, bo ostatnie dwa tygodnie spędziłyśmy razem. Pilnowałam jej, żeby nie przytyła po tym obozie odchudzającym – roześmiała się.

– A Paulinę ktoś widział? – spytałam.

– Jest koło sali gimnastycznej – odparła Kaśka. – Gdy weszła do szkoły, wyglądała jak zbity pies.

– No, ja rozumiem, że ona się najbardziej z nas wszystkich dołuje rozpoczęciem roku szkolnego, ale mogłaby się przyjść chociaż przywitać.

– Chodźmy do niej – zaproponowała Kaśka.

Paulina chodziła po korytarzu w tę i z powrotem. Wyglądała rzeczywiście nie najlepiej. Wysiliła się jednak na uśmiech i podeszła, a potem uścisnęła najpierw mnie, a następnie Wiolkę. Nie zdążyłyśmy zamienić nawet kilku słów, bo rozległ się dzwonek i trzeba było wejść na salę, na uroczysty apel i przemówienie pani dyrektor. Jak co roku! Wciąż to samo. Po apelu poszliśmy do klasy wysłuchać przywitania i życzeń na nowy rok szkolny wygłoszonych przez naszą wychowawczynię nazywaną Rudą i dopiero potem mogłyśmy się udać do parku.

Dzień był słoneczny i ciepły i nigdzie nie było widać śladów zbliżającej się jesieni. Paulina początkowo chciała wracać do domu.

– Zwariowałaś – zdenerwowała się Kaśka. – Jeszcze nic nam nie zadali, więc chyba twoja mama wściekać się nie będzie.

– Nie chodzi o moją mamę. Jeszcze jest w pracy. Chociaż o nią także. – Paulina nie mogła się zdecydować.

Usiadłyśmy na wciąż zielonej trawie.

– To mów, o co chodzi – nalegała Wiolka.

– Bo mnie się wydaje, że całe życie będę miała takie nieudane – odparła. – Wakacje się skończyły, więc zaraz się zacznie: „Ucz się, ucz się. To trzecia klasa. Musisz dobrze napisać egzamin”. – Paulina naśladowała głos swojej matki. – Żadnych innych słów nie usłyszę, aż do następnych wakacji. Myślałam, że łatwiej będzie mi to przetrwać, bo kogoś poznałam po powrocie z Londynu... – opowiadała.

– Robi się coraz ciekawiej. – Wiolka zamrugała powiekami. – Nasza Paulina i chłopak? Co na to mama?

– Wiolka, to wcale nie jest śmieszne. – Paulina popatrzyła jej w oczy. – Mama nic nie wie.

– Gdzie się poznaliście? – wtrąciła Kaśka.

– Banalnie, w sklepie. Robiłam zakupy. Nie zdążyłam jeszcze dobrze odejść od kasy, gdy pękła mi reklamówka i rozsypały się wszystkie ziemniaki.

– Ziemniaki to ty masz kupować u mojej rodzicielki, a nie w hipermarkecie – powiedziałam żartobliwie.

– Prawie zawsze kupuję u twojej mamy, ale tym razem miałam sporo innych zakupów i nie chciało mi się z ciężkimi torbami biegać po osiedlu – wyjaśniła.

– No, mów dalej – zachęcała Wiolka.

– Podszedł i pomógł mi pozbierać te wszystkie ziemniaki, a potem, mimo że protestowałam, zatargał moje zakupy pod sam dom. Dobrze, że mama była w pracy.

– Jak ma na imię? – spytałam.

– Marcin – odpowiedziała. – Podziękowałam mu za pomoc i chciałam iść, ale zatrzymał mnie i zaproponował wspólny wypad do kina. Odparłam, że popołudniami nie bardzo mogę wychodzić. No bo oczywiście chodziło o moją mamę. Musiałabym się tłumaczyć, gdzie, z kim i po co. Na okrągło od niej słyszałam, żebym może sobie lektury poczytała, bo w roku szkolnym to będzie mało czasu na wszystko. Nie chciało mi się z nią spierać.

– To poszliście do tego kina czy nie? – zaciekawiła się Kasia.

– Poszliśmy na 10.45 – odparła.

– Na 10.45? – spytała z niedowierzaniem Wiolka i wybuchnęła śmiechem.

– Skoro to takie zabawne, to nic już wam więcej nie powiem. – Paulinie nie było do śmiechu.

– Przepraszam – zreflektowała się Wiolka, ale wciąż miała rozbawioną minę.

– To mam mówić czy nie? – zdenerwowała się Paulina.

– Zamieniam się w słuch. – Wiolka starała się być poważna.

– No więc zaczęliśmy się spotykać w tych godzinach, gdy mama była w pracy. Był taki cudowny. Zawsze, gdy coś źle o samej sobie powiedziałam, natychmiast protestował. „Jesteś cudowna – powtarzał – i taka mądra. Zabraniam ci źle o sobie mówić, a nawet myśleć”. Oglądaliśmy filmy, chodziliśmy na spacery, przytulaliśmy się. Bardzo mnie dowartościowywał, ale przeszkadzało mu, gdy byłam smutna albo gdy płakałam. A ja potrzebowałam czasami po prostu odreagować sytuację w domu.

– No ale przecież to były wakacje – zauważyła Kaśka. – Twoja mama chyba też bardziej wyluzowana była.

– Tak, co nie oznacza, że wszystko się pięknie układało.

– Przecież słyszałyście, że nawet w czasie wakacji Paulina musiała lektury czytać – wtrąciłam.

– No dobra, mów dalej – zachęciła Paulinę Kasia.

– Ale ja tak mam, że już myślałam o tym, co będzie później. Wybiegałam myślami w przód i się stresowałam. Płakałam. On tego nie rozumiał. „Jak można płakać bez powodu?” – pytał. – Tłumaczyłam mu, że mam powody. Potem on wyjechał na dwa tygodnie. I wszystko się skończyło.

– Jak to? – spytała Wiolka.

– Zostawił mnie. Gdy pisaliśmy, był inny, oschły.

– Próbowałaś z nim o tym rozmawiać? – spytała znów Wiola.

– Z nim się nie da rozmawiać – odparła.

– No przecież wcześniej wam się układało – stwierdziłam.

– Próbowałam, ale on dla mnie jest teraz bardzo chłodny. A z innymi pisze i rozmawia normalnie. Gdy go widzę na zdjęciu roześmianego z koleżanką, to serce mi pęka, albo na Asku, gdy wymieniają się głupawymi pytaniami, to się duszę, duszę się własnym oddechem.

– Może to takie pozory, a ten uśmiech to maska? Może ma jakieś problemy i dlatego cię w taki sposób traktuje? – próbowałam jakoś pocieszyć Paulinę.

– Nie sądzę. Ja już nie mogę wytrzymać. Naprawdę. Nie wiem, co robić. Chciałabym, żeby tylko zadzwonił, rozśmieszył mnie, a on siedzi i patrzy, jak cierpię. Przyglądał się wtedy i przygląda teraz. Musi to widzieć. Wystarczy wejść na mojego Tumblra.

– Spróbuj jeszcze raz z nim porozmawiać. Powiedz mu to wszystko, co nam teraz mówisz – zaproponowała Kaśka.

– Nie potrafię. Próbowałam, ale jego obojętność mnie paraliżuje. Raz zadzwonił na Skype’a. Bardzo cieszył się z nowej książki. Miałam wrażenie, że w tamtym momencie kochał ją bardziej ode mnie.

– Jak to? – zareagowała natychmiast Wiola. – Gdy się spotykaliście, powiedział ci, że cię kocha?

– Tak – wyznała Paulina i oblała się rumieńcem.

– Co było potem? – wtrąciłam.

– Gadałam z którąś z dziewczyn i miałam gorszy humor, a on rzucił mi tekstem: „Przyszedłem na Skype’a w poszukiwaniu miłości”. Ja mu odparłam: „Ja szukałam jej cały czas, gdy cię nie było”. Płakałam. Nie widział lub udawał. Nie wiem, co mam robić.

– Pogadać z nim – zachęcałyśmy ją wszystkie.

– To na tym polega miłość? Na staraniach jednej osoby? Nienawidzę go teraz, choć oddałabym za niego życie – mówiła chaotycznie. – Kocham go, ale nienawidzę za to, co mi robi. Jest samolubny. Rozumiem, że czasem trzeba zrobić coś dla siebie, ale mógłby choć jedną rzecz zrobić dla mnie.

Słuchałam Pauliny i byłam przerażona. Zakochała się po raz pierwszy. Miotały nią sprzeczne uczucia. Nie miałam pojęcia, że tak będzie wyglądał nasz pierwszy wspólny dzień po zakończeniu wakacji. Wyobrażałam sobie, że pójdziemy do parku, będziemy opowiadać sobie zabawne historie i śmiać się do upadłego, a tu sprawy przybrały zupełnie inny obrót.

– Chciałabym, żeby poczuł to, co ja czuję. Wiem, że to okrutne, ale tego pragnę.

– Widzisz jakieś wyjście z tej sytuacji? – spytała zawsze logicznie myśląca Kaśka.

– Nie widzę. Jestem w pułapce. Każdej nocy topię się we własnej pościeli, dławię myślami. Nie widzę wyjścia.

– To co zamierzasz? – nie odpuszczała Kasia.

– Nic, czyli to, co teraz. Będę siedziała, płakała, obwiniała się, dodawała obrazki na Tumblra, śledziła go w necie i znów płakała.

– Ja chyba nie umiem ci pomóc – wtrąciła zrezygnowana Wiolka.

– Paradoks polega na tym, że tylko on mógłby mi pomóc.

W tym momencie rozdzwoniła się komórka Pauliny. Spojrzała na wyświetlacz i nie odebrała. Domyśliłyśmy się, że to jej mama.

– Chodź – powiedziała stanowczo Kaśka. – Odprowadzimy cię. Mało masz kłopotów? Potrzebna ci jeszcze awantura w domu?

Paulina wzruszyła ramionami, jakby wszystko jej było obojętne. Kasia podeszła, przytuliła ją, a potem stanowczo pociągnęła za rękę. Odprowadziłyśmy ją pod sam dom. Wracałyśmy w smętnych nastrojach. Trudno nam było uwierzyć, że nasza przyjaciółka mogła się w coś takiego wpakować. No ale miłość nie wybiera. I nikt nie da nam gwarancji, że zakochamy się szczęśliwie.

10 września

W naszej klasie trochę zmian. Doszły dwie bliźniaczki: Julita i Martyna. Nie było ich na rozpoczęciu roku, ale zjawiły się w szkole już następnego dnia. Może to głupie, ale wszyscy dyskretnie się im przyglądają. Ja też. Nigdy nie znałam bliźniaczek i to jeszcze jednojajowych. Jak dla mnie, wyglądają identycznie i nigdy nie wiem, która jest która. Są bardzo sympatyczne. Ubierają się tak samo. Gdy Kaśka zadała im kiedyś pytanie, to równocześnie na nie odpowiedziały i to w ten sam sposób. Bardzo mnie to intryguje. Kaśkę też, bo zapytała je:

– Chyba się nie obrazicie, gdy o coś spytam?

– No coś ty! Pytaj! – odparła Julita albo Martyna.

– Celowo ubieracie się tak samo?

– Raczej nie. Po prostu każdego dnia mamy ochotę założyć dokładnie te same ciuchy. Zdarza się, że ja ubieram się w pokoju, wychodzę z niego, a siostra jest ubrana identycznie.

– Niesamowite! – Kasia z niedowierzaniem pokręciła głową.

– Czyli to prawda, że między bliźniaczkami jest tak duża więź?

– To już drugie pytanie. – Roześmiałam się.

– Chętnie odpowiemy. – Siostry także były rozbawione. – Tak, to prawda. My nie potrafimy bez siebie żyć. Wszystko lubimy robić razem i na ogół to samo.

– Niezwykłe! – Kaśka wciąż nie mogła wyjść z podziwu.

– W czwartej klasie podstawówki napisałyśmy walentynkę do tego samego chłopaka – powiedziała jedna z nich i się roześmiała.

– Tak! – wykrzyknęła druga. – Do Wiktora. Pamiętam!

– No!

– Jak was odróżnić? – wtrąciła Wiola.

Julita i Martyna popatrzyły po sobie, wzruszyły ramionami i roześmiały się radośnie.

– Może z czasem się nauczycie – odparła jedna z sióstr.

– Nic z tego – Wiolka była nieubłagana. – Będziemy musiały wymyślić jakiś sposób.

Zastanawiałyśmy się nad tym, wracając do domu. Pauliny nie było z nami. Gdy tylko rozległ się dzwonek na przerwę, popędziła ile sił w nogach. W szkole próbowałyśmy ją jakoś zagadywać, rozśmieszać, ale na niewiele to się zdało. Wiedziałyśmy też, że oprócz kłopotów sercowych, jej mama zaczęła szaleć, choć to dopiero drugi tydzień nauki. Przez ostatni czas nasza przyjaciółka zachowywała się irracjonalnie: albo wybiegała ze szkoły, nie czekając na nas, albo trudno ją było w ogóle z niej wyciągnąć. Gdy w domu włączyłam laptopa, weszłam od razu na jej Tumblra. Przejrzałam dodane przez nią teksty.

I następny wpis:

Poniżej gify. Same dołujące. Fotki też. I kolejny wpis:

Poniżej znów depresyjna fota i następny wpis:

Uciekłam z depresyjnego Tumblra Pauliny, szukając Pale Tumblrów. Wolałam jasne, blade, a nie te czarne. Potem ogarnęłam fejsa, ale nic ciekawego się nie działo. Otworzyłam więc folder ze zdjęciami z wakacji. Cudowna Jurata! I po raz kolejny mój umysł wypełniły wspomnienia.

– Julia – dogonił mnie i chwycił za rękę, a potem zastąpił mi drogę, stając na wprost mnie i mocno przytrzymując za ramiona. – Julia – powtórzył już spokojniej, ale zdyszanym głosem. – Nawet nie zapytasz, kim ona jest?

Wpatrywałam się w jego oczy, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa.

– Nawet nie zapytasz, kim ona jest? – powtórzył.

– Po co? – odparłam lodowatym tonem, choć czułam, jakby ktoś serce rozdzierał mi na pół. – Chyba wszystko jest jasne.

– Dla mnie tak, ale nie dla ciebie. To moja siostra Kinga. – Nie spuszczał ze mnie wzroku i wciąż mocno przytrzymywał.

Poczułam, jakby odpłynęła ze mnie cała krew. W głowie wciąż słyszałam jego słowa, ale jakby dobiegały z oddali. Po chwili wróciłam do rzeczywistości. Serce przyspieszyło radośnie i już nie czułam bólu. Spojrzałam w jego oczy. One również się śmiały. Przytulił mnie mocno. Trwaliśmy tak jakiś czas. Potem przedstawił mi Kingę. Była uprzejma, ale poczułam, że jeśli chodzi o mnie, to jest to taka udawana uprzejmość. Tak czułam przez cały pobyt w Juracie, choć starałam się tym za bardzo nie przejmować. W końcu miałam Eliasza. Tylko do nas należały wspólne spacery brzegiem morza, pocałunki i chwile, gdy mogłam się do niego przytulić i wsłuchać w bicie jego serca. Tego nam Kinga zabrać nie mogła. Zresztą, nie zrobiła niczego, co mogłoby mnie w jakikolwiek sposób urazić. Po prostu czułam intuicyjnie, że coś jest nie tak. Eliasz sprawiał jednak, że za dużo o tym wówczas nie myślałam. Byłam szczęśliwa... i jestem, bo wciąż go mam.

18 września

Dziś po zakończeniu lekcji, gdy wyszłam ze szkoły, czekał na mnie Eliasz. Czułam się z nim bardzo związana. Od pobytu w Juracie wiedziałam już, że nie łączy nas przyjaźń, a coś więcej. Nie wiedziałam tylko, czy on mnie kocha. Od dawna mi tego nie powiedział. Coś się zmieniło. Chciałabym to usłyszeć, ale jednocześnie zdawałam sobie sprawę, że być może to jeszcze za wcześnie po tym wszystkim, co się wydarzyło, że mógł nie być pewien swoich uczuć. Co więc do mnie czuł? Wiele oddałabym za to, żeby się dowiedzieć. Nie wystarczało mi, że jestem dla niego ważna, bo przecież byłam ważna już jako przyjaciółka.

– Siema, słońce – podszedł i pocałował mnie.

– Cześć – odparłam. – Byliśmy umówieni na 17.00 – przypomniałam. – Coś się stało?

– Spotykam się z Wiktorią o 17.00 – powiedział niepewnie, bacznie mnie obserwując.

– Rozumiem – odparłam, próbując zebrać myśli. – To znaczy, że nadal masz obowiązek bycia pod nadzorem? – spytałam, bo nigdy wcześniej nie rozmawialiśmy, jak długo miało to trwać.

– No coś ty, głuptasie. – Uśmiechnął się. – Nie mam już żadnego nadzoru nad sobą. Jestem czysty i wolny.

– To dlaczego chcesz się spotkać z Wiktorią? – Czułam ogromny niepokój.

– Julia – Eliasz, swoim zwyczajem, zastąpił mi drogę – działam w wolontariacie już kilka lat. Pomogłem Wiki rozkręcić to stowarzyszenie.

– Bo musiałeś – wtrąciłam pospiesznie.

– Tak, masz rację. Musiałem, żeby ZHR za mnie poręczył – wyczułam wyraźne zdenerwowanie w jego głosie – ale potem już niczego nie musiałem. Pracowałem tam, pomagałem tym dzieciakom, bo sprawiało mi to ogromną przyjemność. Czułem się potrzebny. Czułem, że w końcu robię coś dobrego. Odnalazłem jakiś cel w życiu.

– I chcesz to robić nadal? Po tym wszystkim, co przeżyliśmy z Alą? – Nie mogłam wprost uwierzyć.

– Pomogliśmy jej otworzyć się, nawiązać przyjaźnie w szkole, uwierzyć w siebie. Pokazaliśmy nauczycielom, że jest ponadprzeciętnie uzdolniona – wymieniał jednym tchem. – To mało?

– Sporo – przyznałam. – Ale wyrządziliśmy jej także wielką krzywdę. Nigdy nie zapomnę słów, które wykrzykiwała wtedy u mnie, w ogrodzie: „Julka, ja nie chcę się z tobą rozstawać! Nie chcę! Słyszysz! Obiecałaś, że mnie nigdy nie zostawisz!” – zacytowałam Eliaszowi słowa Małej.

– Pamiętam – westchnął głęboko. – Ale tak działa ten program. Pomagamy dziecku przez rok, potem przechodzi ono w ręce innego wolontariusza, a my bierzemy pod opiekę następne dziecko.

– Wiem, wiem – znów przerwałam mu, coraz bardziej zła. – Wiktoria mi tysiąc razy tłumaczyła, że to po to, by nie zaangażować się emocjonalnie. Tylko to jest jakieś szaleństwo. Być może wolontariuszom da się to wytłumaczyć, ale tym małym dzieciom to już chyba nie!

Eliasz milczał. Na chwilę uciekł wzrokiem.

– Dlatego my powinniśmy robić wszystko, by dzieciaki nas lubiły, ale nie angażowały się emocjonalnie aż tak bardzo – powiedział po chwili. – To jest trudne. Wiem o tym.

– Aha, więc to moja wina! Tak? To, że Ala nie chciała się z nami rozstawać, to jest moja wina! To chciałeś powiedzieć?! – Byłam już naprawdę wściekła.

Nie odpowiedział. Chciał mnie przytulić. Wyrwałam się.

– Wiesz co?! Gdzieś mam ten wasz program! Rób, co chcesz! Najlepiej zaraz popędź do Wiktorii. Ja obiecałam Ali, że jej nie zostawię, że znajdę sposób, abyśmy mogły się spotykać, i zamierzam słowa dotrzymać! – krzyknęłam, odwróciłam się i zaczęłam odchodzić pospiesznym krokiem.

– Julka! Nie możesz tego zrobić! Skrzywdzisz ją jeszcze bardziej! – Eliasz szedł za mną.

– A kto mi zabroni?! Nie jestem już w wolontariacie! Mam prawo się z nią spotykać prywatnie.

– Nie masz prawa. Dla jej dobra! – Próbował mnie chwycić za rękę.

– Zostaw mnie! – Wyrwałam się. – Skrzywdzę ją, gdy nie dotrzymam słowa.

– Julia, nie wściekaj się. Porozmawiaj ze mną! – Szedł już obok mnie. – Myślałem, że wrócisz do wolontariatu, że nie popełnisz tych błędów, co z Alą.

– Nie uważam, żebym popełniła jakiekolwiek błędy – odparłam już spokojniej.

– Chodzi mi o tak duże zaangażowanie emocjonalne. Ja i Wiki myśleliśmy, że po historii z Alą wyciągniesz wnioski i wrócisz do nas – powiedział z nadzieją w głosie.

– To źle myśleliście – odparłam. – Nie chcę już rozmawiać na ten temat. Wolałabym zostać sama. Idź do Wiki.

– Mam jeszcze czas. Odprowadzę cię.

– Nie musisz.

– Nie muszę, ale chcę. – Był stanowczy. – Julka, ja nie chcę się z tobą kłócić.

– To się nie kłóć i pozwól mi podejmować własne decyzje – burknęłam. – Ja ci nie zabraniam spotkać się z Wiktorią.

– Nie zabraniasz, ale cię to irytuje. I myślisz, że dobrze mi z tym? – spytał nieswoim głosem.

– Mam udawać, że mnie to cieszy? Nie mam nic przeciwko innym dzieciom, ale myślałam, że nadal będziemy pomagać Ali – próbowałam go przekonać.

– Wiesz, że to niemożliwe – powiedział cicho.

– Ja z tego nie zrezygnuję – odparłam.

– Julia, Ala wyjechała dwa razy na kolonie, dostała nowe rzeczy, mogła uczestniczyć w życiu pozaszkolnym, które wymaga nakładów finansowych. To miała dzięki stowarzyszeniu. Gdyby nie była objęta programem, wakacje spędziłaby we Wrocławiu i pewnie nawet na basen by pójść nie mogła, bo jej rodziców nie stać na bilet – tłumaczył. – Chcesz jej to odebrać? Przecież jeśli nie będzie miała innej wolontariuszki, to nikt tej rodzinie nie pomoże finansowo.

– Nie mam nic przeciwko temu, żeby miała inną wolontariuszkę, ale to chyba nie wyklucza, że mogę się z nią od czasu do czasu spotkać. – Próbowałam zbić jego argumenty, bo o sprawach finansowych rzeczywiście nie pomyślałam.

– Jeżeli spotka się z tobą choćby kilka razy, nie będzie chciała mieć żadnej innej wolontariuszki. Dobrze o tym wiesz – powiedział.

Doszliśmy do mojego domu.

– Coś mi się zdaje, że nie zaprosisz mnie dziś do środka? – bardziej oznajmił, niż zapytał.

– Nie gniewaj się, ale naprawdę chcę być teraz sama.

Przytulił mnie mocno i chciał pocałować. Odwróciłam głowę w bok. Cmoknął mnie więc w policzek.

– Cześć – powiedziałam, delikatnie wysuwając się z jego objęć.

– Do zobaczenia – odparł, ale nie odchodził. Stał i patrzył tak długo, póki nie zniknęłam za drzwiami.

Weszłam do salonu, rzuciłam plecak szkolny na podłogę, zdjęłam kurtkę i niedbale cisnęłam ją na fotel. Byłam kompletnie rozbita. Nie wiedziałam, co robić. Poszłam do swojego pokoju. Włączyłam laptopa. Chciałam na chwilę zapomnieć, nie myśleć o całej tej sytuacji. Ogarnęłam Tumblra, zreblogowałam kilka cytatów:

Zreblogowałam też kilka fotek i gifów.

Następnie weszłam na Instagram i Aska. Nic ciekawego oprócz naszych produkujących się wszędzie fejm, czyli Gabi i Filipa, nie zauważyłam, więc zalogowałam się na fejsa i przejrzałam posty:

Przejrzałam też fotki Estery. Jak zwykle – enigmatyczne, magiczne i piękne.

Właściwie na fejsie też nic ciekawego się nie działo. Głównie fotki, jeszcze z wakacji, pojedyncze posty, mało komentarzy, a jeśli już, to głupkowate.

Nic to wszystko nie pomogło. Moje myśli wciąż krążyły wokół Ali. Obiecałam, że jej nie zostawię. Tylko że jeżeli się z nią spotkam, to pozbawię ją pieniędzy. Przeklęta forsa. Już wiele razy słyszałam – od Maksyma? Natalii? Cioci Ani? Wujka Wojtka? – Nie wiem, od kogo, nie pamiętam, ale utkwiły te słowa w mojej głowie, że pieniądze szczęścia nie dają, lecz ich brak może być przyczyną wielu nieszczęść. Co robić? Co począć w tej sytuacji? Dlaczego to wszystko musi być tak bardzo trudne?! Nie, to nawet nie jest trudne. To jest okrutne. Tak bardzo w tej chwili cierpiałam, tak bardzo bolała mnie moja dusza.

Położyłam się na łóżku, skuliłam w kłębek. Po policzku pociekły mi pierwsze łzy. Zamknęłam oczy. Nie chciałam myśleć o niczym. Nie chciałam, żeby bolało.

30 września

Od ostatniego wpisu minęło zaledwie dwanaście dni, a tak dużo się wydarzyło. Eliasz przygotowuje się do opieki nad nowym dzieciakiem. Program rusza zawsze 1 października. Trudno było mi się pogodzić, gdy się dowiedziałam, co zamierza, ale przecież nie mogłam mu zabronić angażowania się w coś, co jest dobre, biorąc pod uwagę jego epizod z przeszłości. Teraz jest mi znacznie łatwiej, a to za sprawą Maksyma i Natalii. Wrócili ze Stanów, bo rozpoczynał się rok akademicki. Po powrocie już następnego dnia byli u nas. Bardzo ucieszyłam się na ich widok. Szybko zorientowali się, że coś jest nie tak. Natalia wyciągnęła ze mnie wszystko, co dotyczyło Ali.

– A jak z Eliaszem? – spytał Maksym.

– Niby dobrze – odparłam – ale wtedy, gdy poszedł jednak na spotkanie z Wiki, czułam się okropnie. Z jednej strony miałam świadomość, że on nie robi nic złego, a z drugiej nie chciałam, żeby tam szedł.

– Skąd ja to znam? – roześmiała się Natalia.

– Ale co? – nie zrozumiałam.

– Był okres w moim życiu, gdy czułam się zupełnie tak samo, jak ty – wyjaśniła. – Z jednej strony tak, a z drugiej tak. – Znów się roześmiała. – Wciąż targały mną przeciwstawne uczucia.

– A jak jest teraz? – dopytywał Maksym.

– Po całej tej akcji Eliasz też chyba czuł się niezręcznie. Następnego dnia przysłał SMS-a:

– I taka była nasza pierwsza wymiana SMS-ów po tym, jak Eliasz poszedł na spotkanie z Wiki.

– Co było dalej? – dopytywał Maksym.

– Zadzwonił następnego dnia, znów prosząc o spotkanie.

– Zgodziłaś się? – wtrąciła Natalia.

– Tak, ale poprosiłam, byśmy o wolontariacie ani Ali nie rozmawiali.

– Uszanował twoją prośbę?

– Tak. I niby jest OK, ale tak nie do końca. To wisi nad nami jak chmura gradowa. Ja już dawno byłabym u Ali, gdyby nie te sprawy finansowe. Nie chcę, by straciła przeze mnie pomoc materialną. Stowarzyszenie organizuje dużo akcji charytatywnych i pieniądze przeznaczane są na takie dzieci jak Ala.

– Z tego, co pamiętam, w ubiegłym roku też organizowałaś takie akcje. – Natalia uśmiechnęła się.

– Owszem, mecz i koncert.

– Wspaniała inicjatywa – pochwalił Maksym. – Jesteś pewna, że nie chcesz wrócić do wolontariatu?

– Tak – odparłam z przekonaniem.

Potem rozmawialiśmy o różnych sprawach, głównie o pobycie Natalii i Maksyma w Stanach. Dostałyśmy z mamą wiele niezwykłych pamiątek, a ja dwie wspaniałe sukienki dostosowane do mojej większej figury. Przy Eliaszu zaczynałam ją akceptować, ale chyba tylko przy nim. Gdy go nie było i szłam ulicą z przyjaciółkami, mijając szczupłe dziewczyny, często robiło mi się przykro. Chciałabym wyglądać tak jak one.

– Teraz mów, co w szkole – zwróciła się do mnie Natalia.

– Zaczynają cisnąć, bo mówią, że w tym roku nie ma żartów, ale w szkole, jak to w szkole, czasem zabawnie bywa. Ostatnio Gabi wrobiła Koniarę. Ruda przyszła na lekcję i pyta, kto chce odpowiadać. W klasie cisza jak makiem zasiał. Ruda mówi, że jak nikt się nie zgłosi, to sama wybierze. Wszyscy w strachu, bo temat był jakiś nie do ogarnięcia. I wtedy Gabi powiedziała do Koniary, że ma w koszulce dziurę pod pachą. Koniara, żeby zajrzeć i sprawdzić, musiał rękę do góry podnieść. Ruda pomyślała, że się zgłasza, i wzięła go do odpowiedzi. Cała klasa zwijała się ze śmiechu. Ruda nie wiedziała, o co chodzi. Na szczęście biedny Koniara jakoś sobie poradził i trzy z minusem dostał. Potem to nawet był wdzięczny Gabi. Na ogół rok szkolny zaczynał od jedynek.

Maksym z Natalią zaczęli się śmiać.

– Sprytna ta Gabi – powiedziała Natalia.

– Z kolei na geografii okazało się, że Skała nie może poprowadzić lekcji, bo wypadło mu coś ważnego, i przysłał na zastępstwo taką młodą nauczycielkę. Chyba pierwszy rok uczy w naszej szkole. Przyszła kilka minut po dzwonku i zapytała, czy to my jesteśmy trzecią C? Wszyscy do niej, że nie, że jaka trzecia C, że my dopiero w drugiej gimnazjum jesteśmy. Powiedziała, że rozumie, i zapytała, czy nie wiemy przypadkiem, gdzie jest trzecia C. Odparliśmy, że nie mamy zielonego pojęcia. Poszła więc szukać. Wróciła po jakimś czasie, trochę już wściekła, i pyta: „Jesteście w końcu tą trzecią C czy nie?”. Ktoś się sypnął, że no tak, że jesteśmy. Kazała nam wchodzić czym prędzej do klasy. Wtedy Wiolka powiedziała, że mogliśmy się wszyscy w toaletach pochować. Nauczycielka to usłyszała, zrobiła się czerwona na twarzy i zaczęła wrzeszczeć, że jesteśmy nienormalni, że o jakim chowaniu my w ogóle mówimy i że przez nas straciła pół godziny, bo nas po szkole musiała szukać, a my jak gdyby nigdy nic pod klasą sobie siedzieliśmy.

Opowiadałam im te historie i tak bardzo się cieszyłam, że wrócili, że znów ich będę miała przy sobie.

Następnego dnia czułam się jednak zdecydowanie gorzej. Po szkole chciałam pogadać z Pauliną, bo wciąż była w fatalnej kondycji psychicznej. Na przerwach rozmawiałyśmy normalnie, ale znałam ją i wiedziałam, że to tylko maski, które codziennie na siebie zakłada. Po tylu latach potrafiłam odróżnić, kiedy jest naprawdę wesoła – co zdarza się stosunkowo rzadko – a kiedy udaje, że jest wesoła. Na necie jej nigdy nie było, a komórki nie odbierała. Domyślałam się więc, że to sprawka jej mamy. Paulina jednak ulotniła się i nie było szansy na taką rozmowę. Za to z Kaśką było coraz lepiej. Po tym obozie odchudzającym jakby nabrała więcej wiary w siebie. Zauważyłam też, że całkiem dobrze dogaduje się z Wiolką. Nie byłam zazdrosna o to. Cieszyłam się, tym bardziej, że czułam, że wciąż jestem dla Kaśki ważna. Nie odstawiła mnie na boczny tor.

W domu dopadł mnie jakiś dół. Po podgrzanym przez mamę obiedzie, gdy tylko wróciła do warzywniaka, rzuciłam się na łóżko. Nie wiedziałam, czy Eliasz przyjdzie, bo komórka wciąż milczała. Założyłam słuchawki na uszy. Tak bardzo chciało mi się płakać. Sama już nie wiedziałam, z jakiego powodu. Bo Eliasza nie ma? Bo tak bardzo tęskniłam za Alą? Bo wszystko wydawało się nie takie, jak chciałabym, żeby było?

Chyba się zdrzemnęłam. Nagle poczułam, że ktoś delikatnie szarpie mnie za ramię. Otworzyłam oczy i nie mogłam uwierzyć w to, co zobaczyłam. Byłam pewna, że nadal śnię, do momentu, gdy ktoś rzucił się na mnie, objął mnie za szyję i mocno się we mnie wtulił.

– Julka, tak bardzo tęskniłam! – usłyszałam piskliwy głosik.

– Ala, skarbie! Nawet nie masz pojęcia, jak ja tęskniłam! – Łzy wzruszenia zaczęły spływać mi po policzkach.

– Dlaczego płaczesz? – usłyszałam. – Powinnaś się cieszyć.

– Ależ ja się cieszę, Alu. Pamiętasz, rozmawialiśmy kiedyś o łzach.

– Pamiętam – przerwała mi. – To są łzy szczęścia. – I rozpłakała się także.

10 października

Z Alą widziałam się już dwa razy. Jestem taka szczęśliwa. Przywozi ją do mnie Maksym. On też zorganizował to pierwsze spotkanie.

– Nie martw się. Ala nadal będzie objęta opieką wolontariatu. Zawarliśmy umowę. Prawda, Alu?

– Tak – odpowiedziała, robiąc poważną minkę. – Bo chcę do ciebie przychodzić.

– No, na początku się buntowałaś – roześmiał się Maksym.

– Bo to wszystko jakieś pokręcone, co mi tłumaczyłeś.

– Fakt, dla ciebie może było poplątane. – Uśmiechnął się szelmowsko. – Nieważne. Mała ma świadomość, że jeśli chce się z tobą widywać, musi mieć wolontariuszkę.

Wiedziałam doskonale, że Maksym wymógł na Ali tę obietnicę, by wciąż była objęta programem stowarzyszenia i by mogła korzystać z pieniędzy, które ono zdobywało czy to z organizacji imprez charytatywnych, czy też z innych źródeł. Dlatego też on ją do mnie przywoził, aby nikt się nie czepiał.

Dzięki pewności, że będę widywała Małą, łatwiej mi przyszło zaakceptować dalszą działalność Eliasza w wolontariacie. Na nowo zaczęło się nam układać, choć wiedziałam, że od kilku dni ma pod opieką dziesięcioletniego Eryka. Skoro Eliasz już ma podopiecznego, to zapewne Ala również ma wolontariuszkę. Postanowiłam wypytać Małą o to przy następnym spotkaniu. Pragnęłam, by trafiła na kogoś, kogo polubi i kto będzie dla niej dobry. Z drugiej strony, co tu dużo mówić, byłam trochę zazdrosna. Tłumaczyłam sobie jednak, że najważniejsze jest dobro Ali.

Eliasz wiedział o wszystkim, ale staraliśmy się nie rozmawiać na ten temat. Wczoraj byliśmy w parku. To było niezwykłe popołudnie. Dzień był słoneczny, niebo błękitne i wolne od chmur, a drzewa skąpane w jesiennym słońcu mieniły się bogactwem kolorów. Coraz więcej liści spadało, tworząc wielobarwny kobierzec. Eliasz trzymał moją dłoń w swojej dłoni i nie wypuszczał jej ani na chwilę. Przyglądał mi się cały czas, czym wprawiał mnie w zakłopotanie, zwłaszcza gdy nic nie mówiliśmy. Było mi dobrze, gdy czułam jego dotyk. Taki błogi spokój i poczucie bezpieczeństwa ogarniało mnie. W pewnym momencie Eliasz zastąpił mi drogę, wziął obie moje dłonie w swoje – poczułam ciepło jego rąk.

– Julia – powiedział.

– Tak?

– Popatrz na mnie.

Lekko zawstydzona spojrzałam mu w oczy, ale on nic nie mówił, tylko wciąż patrzył na mnie. Chciałam uciec spojrzeniem, ale nie pozwolił mi. Powiedział łagodnie:

– Nie.

Na jego twarzy dostrzegłam przebłysk wesołości. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Potem uniósł jedną rękę do góry i palcami dotknął mojej twarzy. Pogładził mnie delikatnie po policzku, wciąż zaglądając mi w oczy. Dotknął moich ust i pogładził drugi policzek.

– Chodź, bo niedługo zacznie się ściemniać – szepnął.

Wziął mnie za rękę i wolno ruszyliśmy w stronę domu. Milczeliśmy. Z trudem przełykałam ślinę, bojąc się, że robię to tak głośno, iż zakłócę ciszę w parku. Serce łomotało mi tak bardzo, jakby zaraz miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Milczeliśmy, ale Eliasz nadal wpatrywał się we mnie. Gdy żegnaliśmy się pod moim domem, czule mnie pocałował.

– Nawet nie wiesz, jaki jestem szczęśliwy, że jesteś ze mną – szepnął i pozwolił mi odejść.

Niby nic, ale całe to popołudnie było dla mnie niezwykłe. Niby nic, a ten czas był zaczarowany, wręcz baśniowy.

15 października

Czasem nie wierzę, że jestem w trzeciej gimnazjum. Od czasu do czasu niektórzy wariują jak w podstawówce. My zresztą też. Wczoraj czekałyśmy z Esterą na świetlicy, bo jechała do babci, a do odjazdu autobusu miała z godzinę czasu. Marcel nie mógł z nią zostać, ponieważ spieszył się na korki. Chłopaki z trzeciej B grali w piłkarzyki. Dookoła hałas i gwar.

– Idę do ubikacji – powiedziała w pewnym momencie Kaśka i zostawiła nas.

– Dziewczyny, idziemy popatrzeć? – spytała nagle Estera.

Wybuchnęłyśmy śmiechem. Estera po chwili także zrozumiała, jak to zabrzmiało, i zaczęła się śmiać, bo tak naprawę chodziło jej o to, abyśmy poszły popatrzeć, jak chłopaki grają w piłkarzyki.

Kilka dni temu z kolei, Ruda się wściekła, bo Maciek użył wulgaryzmu na lekcji.

– Nie życzę sobie takich wyrazów! – krzyknęła, a potem spokojniej dodała: – Nie lepiej zastąpić takie słowo ładniejszym?

– Na przykład „kuchnia”! – zawołał uradowany Koniara.

Rzeczywiście, Ruda, gdy była zła albo coś jej się nie udawało, mówiła „kuchnia”. Na przykład: „Znów jesteście nieprzygotowani! Mam tego dość! Kuchnia, tak nie może być dalej! Chcecie porządnie napisać ten egzamin gimnazjalny czy nie?”.

No i dziś na kartkówce Kinga, czytając pytania zapisane przez Rudą na tablicy, zrobiła wielkie oczy, rozdziawiła usta ze zdziwienia, a potem zawołała:

– Nosz kuchnia! Z tego się nie przygotowałam!

Mina Rudej bezcenna, a cała klasa oczywiście w śmiech.

Po szkole odpaliłam laptopa. Na GG ustawiłam status: „widoczna” i chciałam zalogować się na fejsa. W tym momencie dostałam wiadomość od Moniki.

Monika zaintrygowała mnie tą grupą. Czy w ogóle miała prawo podawać mi jej nazwę, skoro to tajna grupa? Chyba mi ufała. W sumie, jeśli zajmę się czymś dodatkowym, to nie będę wciąż myślała o egzaminach i o jakiejś nowej wolontariuszce Magdalenie. Nie umknęło mi to, co napisała Monika. Przeczytałam jej słowa i poczułam ukłucie w okolicach serca. Czy Wiki nie mogła zostać jej koordynatorką? Doskonale wiedziałam, że nowym wolontariuszkom poświęca się bardzo dużo uwagi, pomaga i spędza z nimi sporo czasu. Sama byłam przecież w takiej sytuacji. Eliasz nie odstępował mnie na krok, choć Wiktoria kiedyś powiedziała, że od dawna mogłabym opiekować się Alą samodzielnie, a Eliasz jest przy mnie, bo po prostu tego chce. Ta sytuacja trochę się różniła, co nieznacznie mnie uspokoiło. W ubiegłym roku Eliasz nie pomagał żadnemu dzieciakowi. Zajmował się mną i Alą. Teraz miał pod opieką Eryka, a Magdalena – Malwinę. No tak, ale czy w tym całym zamieszaniu on znajdzie czas dla mnie?

17 października

Wreszcie udało mi się porozmawiać na spokojnie z Pauliną.

Dziewczyny zostały z Esterą na świetlicy, a ja to wykorzystałam i pobiegłam za Paulą.

– Poczekaj! – zawołałam.

Zatrzymała się.

– W ogóle nie można z tobą pogadać – stwierdziłam.

– Przecież gadamy na każdej przerwie – odparła.

– Paulina, przyjaźnimy się, tak? – spytałam.

– No tak.

– Możesz chyba więc mi powiedzieć, co się dzieje. Przecież widzę, że na przerwach śmiejesz się i udajesz, że wszystko jest w porządku, ale w gruncie rzeczy tak nie jest. Nie można się do ciebie dodzwonić, nie ma cię na necie. Od czasu do czasu wrzucisz coś na Tumblra i to wszystko. Co z Marcinem?

– Nic. – Wzruszyła ramionami.

– Próbowałaś z nim rozmawiać?

– Tak, ale pozostał obojętny i oschły. Powiedział, że nie potrafi być z kimś, kto płacze bez powodu i wiecznie chodzi smutny, bo to go obciąża. To chyba była nasza ostatnia rozmowa.

Przytuliłam ją mocno.

– Nie płakałam bez powodu. Wciąż myślałam o tym, że wakacje się skończą, że koszmar z moją mamą zacznie się od nowa, że znów nic nie będzie dla niej ważne, tylko nauka. Bałam się, że go wtedy stracę, a straciłam wcześniej.

– Paulina, znajdziesz kogoś, kto cię pokocha taką, jaka jesteś – powiedziałam.

– Nie wierzę w to. Ale to nieprawda, że ja wciąż przy nim płakałam. Były chwile, gdy o wszystkich złych rzeczach zapominałam i byłam szczęśliwa – dodała jakby na swoje usprawiedliwienie. – To chyba jedyne chwile w moim życiu, gdy byłam szczęśliwa.

– Będzie ich jeszcze wiele. Zobaczysz.

– Nie sądzę, Julka. Nie wiem, czy w ogóle takie będą.

– Jestem przekonana, że tak – powiedziałam zdecydowanie, a potem jak najdelikatniej spytałam: – A jak w domu?

– Masakra – odparła. – Dobrze wiesz, dlaczego nie ma mnie na necie ani nie możesz się do mnie dodzwonić.

– Wiem.

– Mama zabiera mi telefon i laptopa. Drze się, że jestem niezorganizowana, że się nie uczę, że nic nie robię. W ostatni czwartek zaczęła krzyczeć, że nie dotrzymuję obietnic. W końcu sama chyba nie wytrzymała, bo się popłakała. Płakała tak długo, aż przyszła Elka. Powiedziała jej, że ja niby krzyczałam, że nie mam tu domu i że nie chcę tu mieszkać – opowiadała – a ja nic takiego nie powiedziałam. Chciałam po prostu pojechać na dwa, trzy dni do babci, bo już nie wyrabiałam. I obie na mnie naskoczyły. Mama tak się nakręciła, że kazała mi jechać do ojca. Potem krzyczała, że ja nie mam uczuć.

– Jejku, Paulina, tak mi przykro.

– Później była na mnie obrażona – ciągnęła dalej Paula. – Twierdzi, że powinnam przemyśleć swoje zachowanie. Julka, ale co ja mam przemyśleć? Mama wszystko zwala na mnie. Uważa, że to moja wina, a przecież to ona ma ciągle pretensje. Przychodzi do domu i już od progu się wścieka, gdy się uczę i gdy się nie uczę.

– Wytrzymaj do osiemnastki, a potem postaw te granice, o których mówiła pedagog.

– Mama też powiedziała, żebym wytrzymała do osiemnastki, rzuciła szkołę i poszła do sklepu na kasę pracować, a potem dodała, że tam mnie też nie przyjmą. Nie ogarniam jej, Julka. Ona wszystko psuje. Gdy dostałam jedynkę, od razu zadzwoniła do Eli, poskarżyć się, a gdy dostałam piątkę i szóstkę z matmy, a potem dwie piątki z angielskiego, to nie powiedziała ani słowa. Norma dla niej. Tak ma być. Potem był sprawdzian z chemii, wiesz, ten kilka dni temu.