Oszuści. Sekrety Greystone'ów, tom 2 - Margaret Peterson Haddix - ebook

Oszuści. Sekrety Greystone'ów, tom 2 ebook

Margaret Peterson Haddix

0,0
34,99 zł

-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Dopóki ich mama nie zniknęła, Chess, Emma i Finn nie wiedzieli nic o drugim równoległym świecie, który zdaje się odbiciem naszego – tyle że w złowieszczym, krzywym zwierciadle. Greystone’owie oraz ich starsza koleżanka Natalie zrobią wszystko, by uratować więźniów tamtego świata, w tym własne matki. Wracają więc w to przerażające miejsce, gdzie za mówienie prawdy płaci się najwyższą cenę. Drugi tom serii kontynuuje trzymającą w napięciu historię rodzeństwa Greystone’ów i bada moc prawdy i kłamstw, mogących zmienić życie, społeczeństwo, a nawet całą rzeczywistość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 307

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Jeden

FINN

Każdego dnia po szkole Finn Greystone bawił się z panem Mayhew w łapanie piłki.

Uwielbiał to, odkąd był na tyle duży, aby poradzić sobie ze złapaniem piłki baseballowej. Z przyjemnością patrzył, jak okrągły biały kształt zatacza łuk na tle niebieskiego nieba, a potem ląduje z głuchym odgłosem w jego rękawicy. A teraz podobało mu się także, że ojciec Natalie woła: „Niezły chwyt jak na ośmiolatka!”, nawet kiedy piłka przeleciała nad głową Finna i wylądowała poza jego zasięgiem.

Prawda była taka, że Finn uwielbiał większość gier.

Ale od czasu, kiedy dwa tygodnie temu zniknęła jego matka, wszystko nabrało podwójnego znaczenia. Łapanie piłki nie było już tylko zabawą.

To była praca Finna.

Miał pilnować, aby pan Mayhew był zajęty. Albo „czymś zaprzątnięty i niczego niepodejrzewający”, jak to określiła Emma, siostra Finna, kiedy dzielili się zadaniami.

‒ Tylko ty potrafisz teraz zachowywać się radośnie – stwierdził brat Finna, Chess.

Chessowi zawsze się udawało poprawić mu nastrój. Dziesięcioletnia Emma była przypuszczalnie geniuszem i świetnie jej szło łamanie kodów. Chess, dwunastolatek, najlepiej pamiętał to, co się działo, kiedy byli naprawdę mali, a ich ojciec nadal żył – było tak, jakby Chess miał głowę pełną wskazówek. No i jeszcze trzynastoletnia Natalie, córka pana Mayhew, która, choć nie była spokrewniona z Finnem, zmusiła ojca do przyjęcia pod swój dach trójki Greystone’ów, kiedy nie mieli dokąd pójść. Świetnie radziła sobie z komputerami, telefonami komórkowymi i, cóż, sekretami. Najlepiej jej szło dochowywanie tajemnicy.

Ale w ustach Chessa zabrzmiało to tak, jakby umiejętność Finna była najważniejsza.

Co zabawne, pan Mayhew żywił pewnie przekonanie, że to on odwraca uwagę Finna. Tata Natalie nie chciał, aby Greystone’owie za dużo myśleli o tym, że ich matka pozostawała zaginiona, że na ich podwórku doszło do eksplozji i że policja nie była w stanie znaleźć także matki Natalie.

A pan Mayhew nie wiedział nawet połowy tego, co się naprawdę wydarzyło. Nie wiedział o sekretnym kodzie, który dzieci musiały złamać, aby odzyskać matki. Nie wiedział, że każdego popołudnia, kiedy Finn grał z nim w piłkę, pozostałe dzieci próbowały odnaleźć drogę do drugiego świata, miejsca, w którym kryły się znane, jak i nieznane niebezpieczeństwa.

Finn wymógł na starszych dzieciach obietnicę, że nie wrócą tam bez niego.

‒ Nie mów Natalie – odezwał się pan Mayhew, kiedy rzucił kolejną piłkę w kierunku rękawicy Finna. – Ale właśnie tak wyobrażałem sobie bycie tatą, zanim się urodziła. Wspólne gry, noszenie jej na barana… Te wszystkie rzeczy, na które jest już za duża, w każdym razie tak twierdzi. W ogóle nie myślałem o tym, że bycie tatą oznacza także zmienianie pieluch, sprzątanie wymiocin i wycieranie zmiksowanego szpinaku, który, mówię ci, zawsze uważałem za najpaskudniejsze jedzenie dla dzieci…

Natalie była najładniejszą dziewczyną, jaką Finn w życiu widział. Miała długie, ciemne włosy opadające falami na plecy, a kiedy klasa Finna czytała w szkole opowieść o eleganckiej królowej, i jego przyjaciel Tyrell szturchnął go w bok i szepnął: „Co to znaczy ‘elegancka’?”, Finn odszepnął: „No wiesz, taka jak Natalie”.

Poza tym Natalie była silna, twarda, zawzięta i potrafiła wystukać kciukami całą wiadomość, nawet nie patrząc przy tym na telefon i robiła to szybciej, niż Finn myślał. A kiedy czegoś chciała, wystarczyło, że przechyliła głowę albo uniosła brew i jej tata od razu mówił: „Och, masz rację! Powinniśmy zamówić na kolację pizzę!”.

Natalie była potężna. To słowo określało ją nawet lepiej niż „elegancka”.

Więc owszem, przypuszczalnie nie chciałaby usłyszeć, jak jej tata mówi o zmienianiu pieluch i sprzątaniu wymiocin, kiedy była mała.

Piłka uderzyła w rękawicę Finna nieco zbyt wysoko i zsunęła się. Finn musiał rzucić się przed siebie i ją złapać, zanim wpadnie do znajdującego się pośrodku parku stawu.

‒ Można by pomyśleć, że taki ojciec, z którym można się pobawić, to coś fajnego – powiedział pan Mayhew, kiedy Finn wrócił na swoje miejsce. – Można by pomyśleć, że ludzie tego właśnie oczekują.

Przez twarz pana Mayhew przebiegł cień. Była mocno opalona po wielu godzinach spędzonych na polu golfowym, gdzie sprzedawał sportowe samochody. Finn znał pana Mayhew dopiero od dwóch tygodni i nadal nie rozumiał, co gra w golfa ma wspólnego ze sprzedażą samochodów.

Rozumiał za to, co oznaczają cień na twarzy mężczyzny i przygarbione ramiona. To oznaczało, że zacznie mówić o matce Natalie, pani Morales. Pan Mayhew i pani Morales nie byli już małżeństwem, ale wyglądało na to, że bardzo mu jej brakuje.

A może brakowało mu po prostu małżeńskich kłótni.

‒ Nie uważasz, że dzieci i rodzice powinni się razem dobrze bawić? – zapytał pan Mayhew. I zasłonił usta dłonią, jakby właśnie sobie przypomniał, że rozmawia z Finnem, którego matka zaginęła, a ojciec nie żyje. – To znaczy dzieci i dorośli powinni się razem dobrze bawić. Tak jak my teraz. Ty i ja. Życie powinno być fajne.

Czasami Finn miał ochotę pokazać panu Mayhew kartę wyników, jakby był on sportowcem na olimpiadzie, a Finn mógł go oceniać za to, jak mu się udaje wybrnąć z powiedzenia czegoś niewłaściwego. Przed chwilą poradził sobie całkiem nieźle.

To naprawdę nie wina pana Mayhew, że istnieje tak wiele niewłaściwych rzeczy, które aktualnie można powiedzieć do Finna, Emmy, Chessa i Natalie.

‒ Jest okej – odparł Finn, odrzucając piłkę.

Poczuł lekkie szarpnięcie w mięśniach ręki, a potem obserwował, jak piłka szybuje przez niebo. Zmusił się do uśmiechu i wydało mu się to niemal prawdziwe. Na chwilę pozwolił sobie zapomnieć, że Emma, Chess i Natalie nie poczynili żadnych postępów, szukając sposobu na uratowanie ich matek. Równie dobrze mogli każdego popołudnia w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie robić nic oprócz grania w piłkę z Finnem i panem Mayhew.

‒ O tym właśnie mówię! – oświadczył pan Mayhew.

Często używał tych słów. Uśmiechnął się do Finna. Ze swoimi jasnobrązowymi włosami, opaloną skórą i białymi zębami wyglądał jak facet z reklamy pasty do zębów.

Może uśmiech pana Mayhew był równie sztuczny jak uśmiech Finna. Finn zerknął ponad ogrodzeniem oddzielającym drzewa, trawę i utwardzone ścieżki w parku od drzew, trawy i ścieżek na wielkim podwórku pana Mayhew. Popatrzył w górę, na żaluzje zasłaniające okna znajdującego się na piętrze pokoju Natalie. Finn miał z pozostałymi dziećmi umowę – żaluzje pozostawiali opuszczone, kiedy chcieli powiedzieć: Bawcie się dalej. Pan Mayhew ma jeszcze nie wracać do domu. Kiedy kończyli danego popołudnia, unosili żaluzje.

Finn musiał przysłonić dłonią oczy, bo patrzenie na dom pana Mayhew oznaczało także patrzenie na słońce. Dlatego przez chwilę nie mógł uwierzyć w to, co widzi.

Żaluzje pozostawały opuszczone, ale nie były płaskie i nieruchome, jak przez większość popołudnia i przez większość każdego popołudnia każdego dnia w ciągu minionych dwóch tygodni. Zamiast tego poruszały się – otwierały, zamykały, otwierały, zamykały – w sposób, który Finnowi przywodził na myśl trzepoczące skrzydłami motyle. Albo kilkadziesiąt motyli jednocześnie trzepoczących skrzydłami.

To był trzeci kod. Taki, który Finn widział tylko raz, kiedy go ćwiczyli.

Ten kod oznaczał: Natychmiast wracaj! Coś znaleźliśmy!

Dwa

EMMA, KILKA CHWIL WCZEŚNIEJ

Policjant zadzwonił do drzwi, po czym zrobił krok w tył i stał w kompletnym bezruchu, jakby był posągiem, który spadł z nieba przed dom pana Mayhew. Emma westchnęła, oglądając na laptopie widok z kamery przed domem, który przywołała, kiedy tylko usłyszała podjeżdżający samochód.

‒ Policja, ale… tylko jeden funkcjonariusz – poinformowała Chessa i Natalie. – I jest taki młody, że nie mam nawet pewności, czy już się goli. Jego mundur wydaje się całkiem nowy, jakby pierwszy raz go założył. Czyli… to Miły Policjant. Nie ktoś, kto ma do przekazania wieści na temat mamy i pani Morales.

Emma chętnie by wymieniła kolejne detale, dzięki którym nabrała pewności, że zajrzał do nich nowicjusz, a nie doświadczony detektyw, który natrafił na ważny trop. Policjant patrzył prosto przed siebie, nie rozglądając się w poszukiwaniu potencjalnego niebezpieczeństwa. Stojący na podjeździe radiowóz wyglądał tak, jakby jego kierowca bez pośpiechu zaparkował, dbając o to, aby zachować ze wszystkich stron kąt dziewięćdziesięciu stopni. (Emma naprawdę wolałaby zobaczyć, jak radiowóz wjeżdża pospiesznie na krawężnik, a policjant wyskakuje z niego w pośpiechu.).

Miała jednak pewność, że ten policjant nic nie wie, ponieważ… to było niemożliwe. Cała policja uważała, że ich zaginione matki znajdują się gdzieś na planecie Ziemia, w tym samym wymiarze, co oni sami. I tylko tam ich poszukiwano.

Gdyby Emma była w lepszym nastroju, być może nawet wyobraziłaby sobie reakcję policjantów na informację, że muszą rozszerzyć poszukiwania na zupełnie inny wymiar.

Ale od dwóch tygodni nie miała dobrego nastroju. Tak było od czasu, kiedy się odwróciła we własnej piwnicy i ujrzała ścianę połamanych półek i gruz w miejscu tunelu, który najprawdopodobniej był jedynym połączeniem między dwoma światami.

A jeśli to oni zniszczyli jedyną drogę powrotu do drugiego świata i możliwość uratowania swoich matek?

Albo jeśli istniało inne przejście, którego nigdy nie znajdą?

‒ To… miłe, że policja chciała, abyśmy się lepiej poczuli – powiedział słabo Chess, starszy brat Emmy.

Rozsiadł się z drugim laptopem na należącym do pana Mayhew rozkładanym fotelu z podnóżkiem. Chess ostatnio spędzał tyle czasu zaszyty w domu, gdzie wpatrywał się w komputery i kody, że jego skóra przybrała niezdrowy odcień bladości.

Siedząca na sofie Natalie tylko prychnęła.

‒ Finna tu nie ma, wiesz? – powiedziała Emma.

Zazwyczaj to jego wysyłali, aby rozmawiał z policją albo ogólnie z dorosłymi. Jak stwierdził pan Mayhew, Finn „potrafił oczarować nawet farbę na ścianie”.

‒ No dobra – burknęła Natalie. – Zajmę się tym gliniarzem.

Podniosła się z sofy, na której leżała z głową przechyloną poza krawędź, trzymając laptopa na poziomie oczu.

‒ Eee, Natalie? – Emma udała, że przygładza włosy, ponieważ czarne pukle Natalie były w wyjątkowym nieładzie.

‒ No tak, tak – mruknęła Natalie i drepcząc do drzwi wejściowych, przeczesała palcami włosy.

Tego dnia, kiedy Emma poznała Natalie, Chess powiedział, że to Błyszczykowa Dziewczyna – jedna ze starszych dziewczyn ze szkoły, która bardzo przejmuje się tym, jak wygląda. Świat rzeczywiście stanął na głowie, skoro to Emma musiała jej przypomnieć o odpowiednim wyglądzie.

Jednak gdy tylko Natalie otworzyła drzwi, przekształciła się w Imponującą Natalie, Natalie Biorącą Sprawy w Swoje Ręce. Wbrew sobie Emma bacznie słuchała i patrzyła, jakby obserwowała eksperyment naukowy. Kiedy już odzyskają swoje matki, Emma zamierzała wrócić do wypełniania życiowego celu, jakim było dokonanie tylu matematycznych i naukowych odkryć, ile tylko się da. Nie zazdrościła Natalie jej zupełnie innych talentów, ale zżerała ją ciekawość – jak właściwie ta dziewczyna to robi?

‒ Och, pan policjant… Dutton! – wykrzyknęła Natalie, dodając nazwisko tak szybko, że biedny funkcjonariusz przypuszczalnie pomyślał, że go zapamiętała, a nie że zerknęła na przytwierdzony do munduru identyfikator. – Ma pan jakieś wieści? Znaleźliście moją matkę? Albo panią Greystone?

‒ N-n-nie – wydukał policjant, jakby Natalie była jego przełożoną, a on bał się bury. – Staramy się jednak. Zapewniam, że się staramy.

Emmie zrobiło się go żal. Wiedziała, jak to jest bardzo się starać, a mimo to nie odnosić sukcesów.

‒ Och. – Natalie wyraźnie oklapła.

Emma znała ją na tyle dobrze, aby wiedzieć, że zachowuje się grzecznie, podczas gdy tak naprawdę miała ochotę tupać i krzyczeć na całe gardło i domagać się powrotu swojej matki.

Wiedziała, bo sama miała na to ochotę za każdym razem, kiedy rozmawiała z policją o zaginięciu.

„Policja nie jest w stanie nic zrobić”, pomyślała Emma. „Wszystko w rękach Chessa, Finna, Natalie i moich”.

‒ Przykro mi – powiedział policjant. – Przywiozłem tylko to. – Uniósł dwa duże, białe worki na śmieci. – Wiem, że ty i twój tata kazaliście wszystkie kwiaty przekazać organizacjom dobroczynnym, ale ludzie zostawiają na miejscu eksplozji także maskotki i zabawki. No i cóż, chłopaki z komisariatu pomyśleli, że dzieci może będą chciały wybrać coś dla siebie, nim resztę oddamy… Jutro mogę wrócić po to, czego nie będą chciały…

„On mnie uważa za małe dziecko”, pomyślała Emma. „Kiedy mówi ‘dzieci’, ma na myśli mnie i Finna”.

To także sprawiło, że miała ochotę tupać i krzyczeć.

Nie była przyzwyczajona do tego, że cały czas jest zła. Przed zniknięciem matki Emma potrafiła policzyć na palcach jednej ręki, ile razy była naprawdę wkurzona. Teraz uczucie wściekłości pojawiało się w najdziwniejszych momentach.

Czasami złościła się nawet na liczby. Dwanaście – tyle minęło dni, odkąd po raz ostatni widziała mamę. Trzysta siedemdziesiąt dwa – tyle razy próbowała złamać sekretny kod pozostawiony przez mamę.

I… jeden. Emma była przekonana, że to jest liczba właściwych odpowiedzi. Jedna na nieskończoną liczbę możliwości.

Nic dziwnego, że była wściekła.

Nic dziwnego, że miała problem z jedzeniem i spaniem, i… nawet liczeniem.

Usłyszała dźwięk zamykających się drzwi i dotarło do niej, że się wyłączyła i ominęła ją reszta rozmowy między Natalie a policjantem.

‒ No dobra – powiedziała Natalie. Rzuciła worki na podłogę w holu i zaczęła w nich grzebać. – Chwila przerwy. Jedno dla ciebie… ‒ Rzuciła coś żółto-pomarańczowego w stronę Chessa. – I jedno dla ciebie. – Emma zobaczyła, że w jej kierunku frunie fioletowo-różowa plama.

Emma uniosła ręce, aby odrzucić to coś. Kiedy odbiło się od jej palców, zobaczyła, że Chess łapie małego tygryska.

‒ Och, eee, dzięki – szepnął jej brat i się zaczerwienił. Posadził maskotkę obok siebie, jakby to był jego największy skarb.

„Serio?”, pomyślała Emma. „Oooch…, bo wybrała to dla niego Natalie?”.

Czasami Chess nieco dziwnie się zachowywał wobec Natalie. Czasami Emma miała ochotę potrząsnąć nim i zawołać: Weź się w garść!

A czasami miała ochotę potrząsnąć Natalie i oświadczyć jej: Cokolwiek robisz, nie rań mojego brata! Nawet jeśli nie zadurzyłaś się w nim tak, jak on w tobie, bądź dla niego miła!

Co było szalone, bo przecież Natalie była miła dla całej trójki Greystone’ów. To znaczy teraz. Nie była taka, kiedy się poznali.

‒ Emmo, ty nawet nie spojrzałaś na to, co ci rzuciłam – poskarżyła się Natalie, udając, że się dąsa. – To jest takie błyszczące – wiem, że będziesz zachwycona!

To był żart. Emma spojrzała na podłogę. Leżała tam różowa poduszka wyszywana cekinami. Ale… w sumie była to interesująca różowa poduszka z cekinami. Cekiny były dwustronne i naszyto je w taki sposób, że można je było odwracać. Emma miała już okazję widzieć coś podobnego: jeśli przesunęła ręką po poduszce w jednym kierunku, cekiny układały się w opalizujące białe serce. Przesunięcie ręką w drugim kierunku przemieniało cekiny w fioletowe.

Kiedy jednak Emma zrzuciła poduszkę na podłogę, wylądowała tak dziwnie, że połowa serca była biała, a połowa fioletowa, zaś pośrodku jeden rząd cekinów stał prosto, jakby nie mogły się zdecydować, w którą iść stronę. Jeden czy dwa były nawet zepsute – zgięły się tak, że raczej nie ułożą się już równo, tak jak pozostałe. Emma przyjrzała się w zamyśleniu wąskiej, poszarpanej linii, która nie była ani biała, ani fioletowa, lecz bezbarwna i przejrzysta.

A potem zerwała się z sofy, porwała z podłogi różową poduszkę i wykrzyknęła:

‒ To jest to! Wskazówka, która nam była potrzebna! Teraz już wiem, jak znaleźć mamę!

Trzy

CHESS

Emma najwyraźniej postradała rozum.

‒ Yyy, Emmo, fakt, że poduszka ma kształt serca, nie oznacza, że zostawił ją Joe – powiedział Chess. I choć starał się, aby brzmiało to krzepiąco i tak, jakby potrafił się wszystkim zająć, głos miał po prostu pełen smutku. Ostatnio ciągle tak było.

Po raz enty w ciągu minionych dwóch tygodni pożałował, że ich ostatnie chwile z dostępem do drugiego świata nie zakończyły się w inny sposób. Co by było, gdyby Chess nie pociągnął za dźwignię, która na zawsze zamknęła tunel do drugiego świata? Co by było, gdy zaprowadził wszystkie pozostałe dzieci – i panią Morales – w bezpieczne miejsce, a potem zawrócił, aby doprowadzić do konfrontacji z tymi okropnymi ludźmi, którzy ich ścigali?

Co by było, gdyby Chess zawrócił i odnalazł Joego, tajemniczego mężczyznę, który pomógł im w ucieczce i obiecał, że uratuje także ich matkę?

Chess miał pewność, że Joemu się nie udało. Gdyby on i mama dali radę uciec z innego wymiaru, mama natychmiast by się tu zjawiła.

‒ Wiem, że ono nie jest od Joego! – oświadczyła Emma. Praktycznie podskakiwała, trzymając w ręce różową poduszkę niczym trofeum. – Serce, które nam pokazał, było czerwone i zostało narysowane przez Finna. Joe używał go jako symbolu. A to serce oznacza najwyżej: „Biedne dzieci straciły swoje mamy”. Nie próbowano przekazać nam niczego więcej. Ale te cekiny, cekiny – one pomogły mi wszystko rozgryźć!

Chessa bolały oczy, kiedy widział, że Emma porusza się tak szybko, podczas gdy sam czuł się taki ospały. Ale w końcu dotarło do niego znaczenie jej słów.

‒ Wszystko? – szepnął.

‒ Tak! – Emma wykonała obrót, jakby poduszka była jej partnerem do tańca. – Widzicie, sposób, w jaki myślałam o tamtym świecie był błędny. Uważałam, że znajduje się pod ziemią i dlatego musimy znaleźć inny tunel. Z inną dźwignią, która go otworzy i innym obracającym się pokojem, który nas tam przeniesie.

‒ A nie tego właśnie potrzebujemy? – zapytała Natalie.

‒ Nie. To znaczy gdybyśmy znaleźli coś takiego, pewnie by się udało, ale już dwa tygodnie próbujemy i jest to jak szukanie igły w stogu siana. Albo jednego tunelu w piwnicy na planecie z milionami piwnic. Nie wiemy nawet, czy istnieje drugi tunel. Ale mamy to, czego potrzebujemy, aby wrócić do drugiego świata. Cały czas mieliśmy. Tak jak Dorotka, która praktycznie przez cały czas, kiedy przebywała w Oz miała czerwone buciki, które mogły ją zabrać z powrotem do Kansas.

Chess odruchowo zerknął na stopy siostry. Znajdowały się na nich jej ulubione czerwone trampki. Ale nie sądził, aby to właśnie miała na myśli.

‒ Pomyślcie o naszym świecie i tym drugim jak o tym sercu – powiedziała Emma. – Powiedzmy, że my jesteśmy fioletowi, a oni biali. – Przesuwała dłonią po cekinach, zmieniając kolory, biały na fioletowy, fioletowy na biały. – Te światy znajdują się pod sobą, ale także nad sobą i obok siebie. Każda cząsteczka ich świata jest wciśnięta między cząsteczki naszego świata. Tak jak białe strony cekinów znajdują się pomiędzy fioletowymi. Każdy cekin to dwa w jednym. A pomiędzy jest przezroczysty. Istnieje część cekina, która dotyka zarówno białej strony, jak i fioletowej. Więc każda część naszego świata jest połączona z drugim światem!

Czasami przez Emmę Chessa bolał mózg. W szkole doskonale sobie radził na matematyce i przedmiotach ścisłych – nauczyciele zawsze go chwalili jako dobrego ucznia. Ale nie potrafił wywrócić swojego mózgu na lewą stronę i myśleć w tak szalony sposób jak Emma.

A jednak patrzenie na poduszkę okazało się pomocne. Rozumiał, na jakiej zasadzie działają dwustronne cekiny. Rozumiał, jak serce zmienia kolor z jednego na drugi i że każdy cekin ma środek, który nie jest ani biały, ani fioletowy.

‒ Okej – powiedział powoli. – Ale co to ma wspólnego z mamą i…

‒ To oznacza, że z każdego miejsca możemy wrócić do drugiego świata! – oświadczyła Emma. – Możemy się tam wczołgać przez dowolny cekin!

Chess zerknął na Natalie, licząc, że ta potrafi czytać mu w myślach. „Proszę, nie mów Emmie, że oszalała. Proszę, przytakuj jej. Pamiętaj, ona ma tylko dziesięć lat”. Natalie przyglądała się poduszce równie intensywnie jak Emma.

‒ Próbuję zrozumieć – powiedziała Natalie. – Naprawdę. Ale jest tak, jak kiedy jedziemy z mamą do Meksyku, a jej krewni mówią po hiszpańsku z prędkością stu kilometrów na godzinę, a ja nie nadążam. Przetłumacz, por favor. Te dwie strony cekinów oznaczają dwa światy, a sposobem na „wczołganie się” z jednej strony na drugą jest… jest…

Chess widział, że Emma stara się nie wyglądać na rozczarowaną nim i Natalie.

‒ Dźwignia – rzekła Emma. – Dźwignia, którą wyrwaliśmy ze ściany, kiedy zamknęliśmy tunel. Ona jest kluczem, połączeniem między dwoma światami, czymś, co otwiera przejście. Sama dźwignia nie jest uszkodzona, jedynie jej lokalizacja pozostaje niedostępna. Tak jak w przypadku tego cekina. – Stuknęła w jeden z zepsutych cekinów, zbyt wygięty, aby zmieniać kolory. – Ta dźwignia jest jak biegnący przez środek most, z jednej strony na drugą. I będzie nadal działać w innych miejscach poza naszą piwnicą. Jestem tego pewna!

Chess i Natalie przez długą chwilę wpatrywali się w Emmę, w końcu Chess powiedział łagodnie:

‒ Emmo, nie dysponujemy tą dźwignią. Pozostała w naszym domu.

‒ No tak – przyznała Emma. – Dlatego musimy przekonać tatę Natalie, aby nas tam zabrał. – Rzuciła na ziemię poduszkę z sercem i zaczęła ciągnąć Natalie w stronę schodów. – Chodź. Przekażmy Finnowi sygnał, aby wrócił tu razem z twoim tatą!

Chess patrzył, jak obie dziewczyny wbiegają po schodach. Nie potrzebowały jego pomocy przy żaluzjach. Ale wyprostował się, czując pierwszą od dwóch tygodni iskierkę nadziei. Wierzył, że teoria Emmy jest… przynajmniej możliwa. Podniósł z podłogi upuszczoną przez siostrę poduszkę i zaczął przesuwać palcami po cekinach. Sposób, w jaki przeskakiwały z jednego koloru w drugi, mógł oznaczać wiele rzeczy.

„Fioletowy, biały… Ten świat, tamten świat… Nadzieja, strach…”, myślał.

Chess poczuł ściskanie w żołądku. Kiedy ostatnim razem udali się do drugiego świata na ratunek mamie, skończyło się to utratą pani Morales i Joego.

A jeśli tym razem wydarzy się coś jeszcze gorszego?

Cztery

FINN

‒ Jaki jest plan? – szepnął Finn do Natalie w czasie, kiedy pan Mayhew poszedł odłożyć rękawice i piłkę. – W jaki sposób się wymkniemy? A może opowiemy wszystko twojemu tacie i zabierzemy go ze sobą?

‒ Nie będziemy narażać taty na niebezpieczeństwo – oświadczyła stanowczo Natalie. – I… nie damy mu szansy na to, aby był nadopiekuńczy i nie pozwolił nam ruszyć mamom na ratunek. Nic mu nie powiemy.

‒ Okej… ‒ zgodził się Finn i czekał. Czasami Natalie bywała jak generał wydający rozkazy swojemu oddziałowi. Nie należało jej popędzać.

Pan Mayhew wrócił z garażu. Natalie, Chess i Emma stali w holu. Cała trójka miała błysk w oczach i zarumienione policzki – zupełnie nie przypominali posępnych, oklapniętych dzieci sprzed kilku chwil.

Finn szturchnął Natalie, a ona miała na tyle rozumu, aby się lekko przygarbić. Podbiegł do Chessa i Emmy i ich objął.

‒ Stęskniłem się! – udał, że jęczy. – Jak dobrze, że nie zniknęliście tak jak mama!

Obejrzał się szybko przez ramię. Pan Mayhew przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Podczas jednej z ich wspólnych zabaw powiedział Finnowi, że nigdy nie wie, co robić, kiedy ktoś płacze.

‒ Hej! – powiedział głośno pan Mayhew. – Macie ochotę zjeść kolację na mieście? Myślę, że w Rusty Barrel byłoby fajnie. Co wy na to?

Natalie wzięła tatę pod ramię.

‒ Świetny pomysł! – orzekła. – Ale czy możemy zatrzymać się po drodze? Muszę na jutro dokończyć projekt o liściach, a za pewne gatunki są dodatkowe punkty. Chess i Emma opowiadali mi o jakichś dziwnych drzewach rosnących nad stawem niedaleko ich domu, może tam właśnie znalazłabym potrzebne mi liście.

Finn wypuścił z objęć Emmę i Chessa i zobaczył, że pan Mayhew ściąga brwi.

‒ Nie jestem pewny, czy powinniśmy… ‒ zaczął.

‒ Martwi się pan o nas? – zapytała Emma. – Niepotrzebnie. Powrót w naszą okolicę to dla nas żaden problem. Możemy zaczekać w samochodzie.

Emma była naprawdę dobra w jakichś dziewięciu miliardach rzeczy, ale aktorstwo do nich nie należało. Finn nie znał jeszcze planu, wiedział jednak, że jego siostra nie zamierza czekać w samochodzie.

Na szczęście Natalie popychała właśnie tatę w stronę drzwi i przypuszczalnie nic nie zauważył.

‒ Jedźmy, zanim się ściemni! – oświadczyła Natalie.

Pan Mayhew nie miał SUV-a, jak mama Natalie, ani samochodu kombi jak mama. Miał małe czerwone auto sportowe z mocno ograniczonym miejscem z tyłu. To znaczyło, że kiedy Natalie siadła z przodu obok taty, trójka Greystone’ów musiała się wcisnąć w miejsce zapewne nieprzeznaczone dla czegoś większego od aktówki. Chess miał tak długie nogi, że jego zgięte kolana sięgały uszu Finna; Emma rozwiązała problem z przestrzenią, zwijając się w kulkę i obejmując Finna w pasie.

Finnowi podobała się jazda na tylnym siedzeniu samochodu pana Mayhew, a zwłaszcza bycie wciśniętym między Chessa a Emmę. Dzięki temu czuł się tak, jakby wszyscy byli wtulającymi się w siebie szczeniętami albo kociętami. Jakby nadal byli rodziną, nawet bez mamy.

Ułatwiało to także szeptanie.

‒ Wszyscy wślizgniemy się do naszego domu, tak? – szepnął do Emmy, której ramiona były dla niego jak drugie pasy. – Jak…

‒ Ćśś. – Emma zerknęła niespokojnie w stronę przednich foteli. – Tylko Chess i ja. Ty i Natalie zostaniecie przy stawie razem z panem Mayhew i aż do naszego powrotu będziecie odwracać jego uwagę.

‒ Zawsze muszę to robić! – zaprotestował Finn. – Obiecaliście… ‒ Nie potrafił się powstrzymać.

Jego jęk okazał się głośniejszy niż muzyka, którą pan Mayhew puszczał zawsze w samochodzie. Dzisiaj była to piosenka o kimś poszukiwanym, żywym lub martwym.

‒ Proszę się nie martwić! – zawołał Chess w stronę przedniego siedzenia. – Razem z Emmą zajmujemy się Finnem.

Pan Mayhew kiwnął głową. Ale możliwe, że po prostu kiwał nią w rytm muzyki.

‒ Nikt jeszcze nie wraca, aby ratować mamę – syknęła Emma do ucha młodszego brata. – Idziemy jedynie po… narzędzia. Po właściwe narzędzie.

Czy Chess i Emma wiedzieli, za pomocą jakiego narzędzia uda im się przedostać do drugiego świata i uratować mamę? Rozgryźli to?

To wystarczyło, aby Finn uśmiechnął się promiennie do Emmy. A potem musiał się schylić i ukryć uśmiech.

Kiedy jednak zatrzymali się obok stawu blisko ich domu, Finnowi dziwnie zabulgotało w żołądku. Kiedy po raz ostatni widział ten staw, była to jego wersja z drugiego świata, a Finn, Emma, Chess i Natalie uciekali z tego budzącego strach miejsca razem z trójką dzieci, które zostały porwane.

Z tymi drugimi dziećmi wiązała się tajemnica, o której Finn nie lubił myśleć. Te dzieci, które się nazywały Rocky, Emma i Finn Gustano, zostały porwane i zabrane do drugiego świata, ponieważ jacyś źli ludzie sądzili, że to są dzieci ich mamy. Gdyby ci źli ludzie rzeczywiście wiedzieli, co robią, porwaliby zamiast nich Chessa, Emmę i Finna Greystone’ów.

Mama dzieci Gustano i mama Finna były dwiema wersjami tej samej osoby. I to Greystone’owie, nie Gustano, należeli do tego paskudnego drugiego świata.

Finn starał się odsuwać od siebie te myśli. Jedyne, o czym pragnął myśleć, to o odzyskaniu mamy.

Nie – tak naprawdę pragnął myśleć o tym, że mama już wróciła. Finnowi nie przeszkadzałoby, gdyby przeskoczyli w czasie do przodu, omijając to całe niebezpieczeństwo wiążące się z powrotem do drugiego świata i uratowaniem mamy. Byłoby ekstra, gdyby mieli już ten ratunek za sobą, wrócili do normalnego życia w tym świecie i wyrzucili z pamięci istnienie tego drugiego.

Podobnie jak dzieci Gustano, którym udało się wrócić do normalnego życia razem z rodzicami. Oni nie musieli już myśleć o tym drugim świecie.

„Nie przejmuj się stawem”, powiedział sobie w myślach Finn. „To tylko woda. Nie boisz się wody. Umiesz pływać!”.

Ten staw był ładny i otaczały go kwitnące krzewy, stoły piknikowe, a nawet huśtawka. Wersja stawu, jaką widzieli w drugim świecie była martwa i ponura – możliwe nawet, że tamten zbiornik został zatruty, ponieważ nic wokół niego nie rosło.

W żołądku Finna bulgotało nie dlatego, że chłopiec bał się tego stawu, lecz dlatego, że przebywanie w jego pobliżu przypominało mu to, jak bardzo się bał w tamtym drugim świecie.

Skoro głupi staw potrafił go tak przestraszyć, to w sumie cieszył się, że nie musi wracać z Chessem i Emmą do ich domu.

„Ale zrobiłbym to, gdybym musiał”, zapewnił siebie. „Zrobiłbym wszystko, byle odzyskać mamę”.

Pan Mayhew zgasił silnik, a Natalie odwróciła się do Finna.

‒ Chess, Emma, szybko wrócimy, obiecuję – powiedziała. – Finn, ty nigdy nie lubisz siedzieć w jednym miejscu, prawda? Nie poszedłbyś z nami? Tata mógłby cię podnieść, żebyś zerwał liście z najwyższych drzew. Zgadzasz się?

‒ Będzie fajnie! – wykrzyknął Finn.

Natalie pomogła mu się wygramolić z tylnego siedzenia. Kiedy tylko stanął na chodniku, wziął głęboki oddech. W powietrzu unosił się zapach bzu, a nie paskudny smród z tamtego świata.

‒ Nie mam pewności, jak długo zejdzie Chessowi i Emmie – szepnęła Natalie, nachylając się ku niemu. – Możliwe, że będziemy musieli zachowywać się naprawdę głupio podczas szukania właściwych drzew. Ty będziesz stał na czatach i dasz mi znać, kiedy Chess i Emma wrócą do samochodu. ‒ W tym momencie obok nich znalazł się pan Mayhew i Natalie wykrzyknęła: ‒ A ty znasz się na drzewach, tato? Możesz mi powiedzieć, które z nich są nietypowe?

Gdy Natalie ciągnęła tatę w stronę stawu, Finn obejrzał się przez ramię. Chess i Emma zdążyli już wysiąść z samochodu i teraz przygarbieni biegli chodnikiem. Finn poczuł ściskanie w żołądku, mimo że ufał rodzeństwu w stu procentach. Skoro powiedzieli, że nie udadzą się do drugiego świata bez niego, to tego nie zrobią. O ile decyzja będzie należała do nich.

„A jeśli coś się stanie i to nie będzie ich decyzja?”, zastanawiał się. „A jeśli uznają, że tylko zabierają to, co jest potrzebne, ale tunel znowu się otworzy, kiedy nie będą się tego spodziewać i przez pomyłkę zostaną wessani do drugiego świata? A potem oni także w nim utkną?”.

Finn wiedział, że powinien się odwrócić i pomóc Natalie dopilnować, aby jej tata przyglądał się drzewom i liściom. Ale przez chwilę jeszcze patrzył za siebie.

I w taki oto sposób zobaczył, jak w oddali parkuje czarny samochód. Wysiadł z niego mężczyzna z krótko obciętymi włosami i zaczął robić ćwiczenia rozciągające. O maskę samochodu oparł najpierw jedną, potem drugą nogę i nachylał się, dotykając brodą kolan.

W głowie Finna pojawiła się myśl, że te ćwiczenia zapewniają mężczyźnie idealną pozycję do obserwowania samochodu pana Mayhew i biegnących Chessa i Emmy.

I jeszcze taka, że jego sportowe ubranie jest granatowo-pomarańczowe. Wszyscy źli ludzie w tamtym świecie nosili ubrania w kolorze granatowym i pomarańczowym.

„I co z tego? Czasami ludzie w tym świecie także noszą granatowe i pomarańczowe ubrania”, powiedział sobie Finn. „To mógł być po prostu – jak to się mówi? – zbieg okoliczności”.

Mimo to chłopiec uznał, że musi pozostać blisko ulicy i mieć oko na tego człowieka, który zdawał się tylko udawać, że ćwiczy.

Znad stawu dobiegł do niego głos Natalie:

‒ Nie, nie wydaje mi się, żeby to była zwykła wierzba. Przytrzymaj mi tę gałąź, żebym mogła ją sfotografować i sprawdzić za pomocą obrazu w wyszukiwarce. Finn? Co robisz? Możesz przyjść nam pomóc?

‒ Za chwilkę – odparł Finn. – Rozwiązał mi się but.

A potem rzeczywiście przykucnął i udał, że gmera przy sznurówkach. Szkoda, że nie mógł odkrzyknąć: Robię tu coś znacznie ważniejszego! Sama musisz zająć swojego tatę!

Kiedy się wyprostował, zerknął najpierw w stronę Chessa i Emmy, którzy znajdowali się już dwie przecznice dalej. Kiedy Finn im się przyglądał, skręcili za róg i zniknęli.

A jeśli za rogiem czaił się drugi facet w granatowo-pomarańczowym ubraniu? A jeśli to kolejny porywacz? Finn nie zniósłby, gdyby coś się stało jego rodzeństwu.

Naprawdę by nie zniósł, gdyby coś się stało jego rodzeństwu, a on mógł do tego nie dopuścić – tyle że tego nie zrobił.

Zerknął na rozciągającego się mężczyznę. Teraz stał na ugiętej nodze, a stopę drugiej opierał o kolano, jakby chciał usiąść w powietrzu po turecku.

„To tylko zwykły biegacz szykujący się do treningu”, powiedział sobie Finn. „I tyle. Facet z tego świata, robiący normalne rzeczy”.

Mężczyzna skończył się rozciągać i zaczął biec w stronę Finna – i w stronę ulicy, w którą skręcili Emma i Chess.

„Zaczekam, aż przebiegnie przez tę ulicę i nie skręci, tak bym miał pewność, że nie śledzi Chessa i Emmy”.

Mężczyzna był coraz bliżej. Finn schował się za samochodem pana Mayhew, nadal jednak widział go przez szyby.

Jego twarz wydawała się znajoma: ciemne brwi, szare oczy, wydatny nos i małe usta.

„Nie jest to sąsiad”, pomyślał Finn. „Ani tata kogoś ze szkoły. Nie jeden z policjantów…”.

I właśnie myśl o policjantach pomogła mu rozgryźć, gdzie już widział tego mężczyznę. Miał wtedy na sobie uniform strażnika i stał na scenie. Ogłaszał początek procesu, oznajmiając, że matka Finna jest winna.

To był mężczyzna z tamtego świata.

Przez długą chwilę Finn stał jak skamieniały, zbyt przerażony, aby się poruszyć. Dało to mężczyźnie czas na przyspieszenie, znalezienie się daleko od samochodu pana Mayhew – a potem skręcenie w tę samą ulicę, co Chess i Emma.

Finn zaczął krzyczeć.

Pięć

EMMA

Emma miała wątpliwości.

Och, była pewna, że ma rację co do tego, że dwa światy pasują do siebie jak dwustronne cekiny na poduszce. I była pewna, że do drugiego świata można się dostać z naprawdę wielu miejsc. Ale co, jeśli się myliła i dźwignia z ich piwnicy wcale nie jest kluczem do wszystkiego? A jeśli niepotrzebnie narobiła nadziei Chessowi, Finnowi i Natalie?

Metoda naukowa – zezwalająca na mnóstwo prób i błędów – była świetna, kiedy chciało się jedynie dowiedzieć, czy jakaś hipoteza jest poprawna. Kiedy miało się nieograniczoną ilość czasu, a rozgryzanie wszystkiego mogło być dobrą zabawą.

Inaczej było, kiedy twojej matce groziło niebezpieczeństwo, a czas uciekał.

‒ Chess… ‒ zaczęła Emma, gdy biegli w stronę ich przecznicy.

Chess jedynie mruknął coś w odpowiedzi. Ich oczom ukazał się właśnie rodzinny dom. Nadal otaczała go policyjna taśma z wielkimi czarnymi literami na żółtym tle, ułożonymi w powtarzający się napis: „TAŚMA POLICYJNA ZAKAZ WSTĘPU”. Do drzwi przytwierdzono dwa nowe plakaty. Na jednym napisano „WSTĘP WZBRONIONY” i coś tam jeszcze małym drukiem; na drugim widniał napis: „NAGRODA!”, pod nim zaś widniały dwa zdjęcia.

‒ Ooch – jęknęła Emma, kiedy dotarło do niej, że na tych zdjęciach są jej mama i pani Morales.

Policja, o czym Emma wcześniej nie wiedziała, oferowała nagrodę za informacje dotyczące miejsca pobytu obu kobiet.

Wyglądały przez to jak przestępczynie. Albo… osoby, które już na zawsze zniknęły.

„Ale mywiemy, że przebywają w tym drugim świecie”, przypomniała samej sobie Emma. „Mama dysponuje informacjami, które ją tam chronią – dlatego uratowaliśmy dzieci Gustano, a nie ją. Dlatego że dzieci nie były chronione. A pani Morales… jest sprytna. Umie zatroszczyć się o siebie. Tak samo jak Joe”.

Nawet gdyby miała stuprocentową pewność, że jej matka, pani Morales i Joe są bezpieczni, to i tak niechętnie oglądałaby swój dom w takim wydaniu. Policyjna taśma i plakaty sprawiały, że wyglądał, jakby należał do kogoś obcego.

Wydawał się niemal tak samo obcy, jak ta zniszczona i podupadła wersja ich domu, którą widzieli w tamtym świecie.

Gdzieś w oddali Emma usłyszała krzyk. Przypuszczalnie dźwięk ten wydawały bawiące się dzieciaki – w ich okolicy było sporo dzieci i szczególnie koledzy Finna na okrągło krzyczeli na cały głos. Ale dzisiaj odgłos ten sprawił, że po plecach Emmy przebiegł dreszcz.

‒ Cieszę się, że Finn nie musi na to patrzeć – mruknęła do Chessa, wskazując na plakaty na drzwiach.

‒ Wejdziemy przez garaż – zdecydował jej brat.

Pokazał jej zapasowy klucz, który mama zazwyczaj chowała w doniczce za domem. Emma poczuła przypływ miłości do Chessa, który dwa tygodnie temu pośród tego całego zamieszania zachował na tyle przytomności umysłu, aby niepostrzeżenie zabrać klucz. Chess już taki był: ogarniał wszystko po cichu.

Emma albo Finn zaraz by się przechwalali: Widzicie, jaki byłem sprytny? Widzicie, co zrobiłam?

Rodzeństwo przeszło na koniec podwórka, gdzie wiosną rosła czterolistna koniczyna. Rok temu Emma wydzieliła kwadraty i sporządziła wykres prezentujący miejsca, gdzie rośnie jej najwięcej. Towarzyszyły temu teorie na temat tego, co jest przyczyną różnic: jakość gleby, słońce czy opady.

Emma miała wrażenie, że przed rokiem była zupełnie inną osobą. Kto by się teraz przejmował czterolistną koniczyną?

‒ Zaczekaj – szepnął Chess, kładąc rękę na ramieniu siostry.

Rozejrzał się. To była spokojna ulica i nikogo nie było widać, ale w sumie ktoś mógł się ukryć za jednym z samochodów zaparkowanych na podjazdach i wzdłuż ulicy. A może nie. To była ta pora, kiedy wszyscy rodzice zdążyli już wrócić do domu i wołali swoje pociechy na kolację.

„Czy to więc nie dziwne, że przed chwilą usłyszałam, jak jakieś dziecko krzyczy, bawiąc się kilka ulic stąd?”, zastanawiała się Emma.

Odsunęła od siebie tę myśl i pchnęła lekko Chessa.

‒ Miejmy to za sobą, tak by Natalie i Finn nie musieli bez końca odwracać uwagi pana Mayhew – powiedziała.

Zakradli się w stronę drzwi z boku budynku. To był ich chodnik, ich podjazd, ich trawa, ale oboje poruszali się jak intruzi. Jakby to nie był znany teren.

Przed drzwiami Chess jeszcze raz się rozejrzał, i dopiero potem włożył klucz do zamka.

‒ Chess, zachowujesz się jak paranoik! – zaprotestowała Emma. – Pospiesz się!

Przekręcił klucz, a ona wyciągnęła rękę, by jak najszybciej obrócić gałkę.

I wtedy nie wiadomo skąd pojawił się mężczyzna w ciemnym ubraniu i powalił ich na ziemię.

Sześć

CHESS

‒ Puść mnie! – krzyknął Chess.

‒ Puszczaj! – zawtórowała mu Emma.

Chess próbował kopać i odpychać napastnika i był przekonany, że Emma także to robi. Ale mężczyzna wiedział, jak przyszpilić oboje do ziemi, bez względu na stawiamy opór.

‒ Natrafiłem właśnie na dwoje dzieci, które próbowały włamać się do domu…

Mówił to chyba do schowanej w kieszeni krótkofalówki, a może do jakiegoś mikrofonu. Chess obrócił się na tyle, aby zobaczyć, że mężczyzna nachyla głowę w stronę kołnierzyka. Reszty twarzy nie było widać.

‒ My się nie włamujemy! – zaprotestowała Emma. – Mieszkamy tutaj! A raczej mieszkaliśmy! Mamy klucz!

Chess pokręcił bezgłośnie głową.

„Och, Emmo”, pomyślał. „A jeśli nie chcemy, aby ten człowiek wiedział, kim jesteśmy?”

W tym momencie usłyszał nadjeżdżający szybko samochód, pisk opon i odgłos biegnących stóp.

‒ Hej, hej! To Greystone’owie! Proszę ich puścić!

To był głos pana Mayhew.

‒ Przestań robić krzywdę mojemu rodzeństwu! – krzyknął Finn.

‒ Tato! Czy ten człowiek to policjant? – zawołała Natalie. – Zaraz, czy on dla ciebie pracuje?

Chess poczuł, że nic go już nie trzyma. Mimo to nadal leżał na ziemi. Nie zdążyli jeszcze wrócić do drugiego świata, a on już się czuł pokonany i bezsilny.

Nie udało mu się ochronić Emmy. Gdyby nie zjawili się pan Mayhew, Finn i Natalie – Chess nie do końca rozumiał, skąd wiedzieli, że muszą tu przyjechać – wtedy ten człowiek mógłby zrobić wszystko, co tylko by chciał.

Mógł porwać Chessa i Emmę.

Mógł zabrać ich do drugiego świata, a Finn i Natalie nawet by o tym nie wiedzieli.

Finn zaczął ciągnąć brata za ramię, próbując go obrócić.

‒ Chess! Chess! Żyjesz?

Tak właśnie wołał, kiedy Greystone’owie bawili się w udawanki – że grozi im niebezpieczeństwo, że potrzebują pomocy, że ledwie sobie poradzili w paskudnej walce z piratami, bandytami albo innymi zmyślonymi złoczyńcami.

Chess skrzywił się, dlatego że Finn wołał to teraz na poważnie. On rzeczywiście się zastanawiał, czy jego brat przeżył.

Chess odwrócił się na plecy, a potem wstał.

‒ Nic mi nie jest, chłopie. – Zmusił usta do ułożenia się, jak miał nadzieję, w uśmiech. Nogi mu się trzęsły, ale zablokował kolana i stał wyprostowany. – Jestem po prostu… zaskoczony. Skąd wiedzieliście, że trzeba nas ratować?

Finn zerknął na pana Mayhew i pokręcił ostrzegawczo głową.

„Okej, czyli to tajemnica”, pomyślał Chess. „Kolejna rzecz, o której nie wolno nam rozmawiać w obecności pana Mayhew”.

Emma zdążyła już wstać i teraz przypuszczała atak na mężczyznę, który ich zaatakował.

‒ Często pan tak powala ludzi na ziemię bez żadnego powodu? – rzuciła wyzywająco. – Nie wie pan, że ludzie mają prawa?

‒ To było nieporozumienie – odparł mężczyzna, zerkając na pana Mayhew, jakby się spodziewał, że tata Natalie to wyjaśni.

On jednak był zbyt zajęty odpieraniem ataku swojej córki.

‒ Skarbie, proszę – mówił właśnie. – Wynająłem dodatkową ochronę do obserwowania domu Greystone’ów, aby wszystkich chronić. I może rozwiązać też zagadkę. Wiesz, że twoja matka, cóż…

‒ Moja matka co? – zapytała ostro Natalie.

‒ No wiesz, niektóre osoby, z którymi współpracowała, miały powiązania z… szemranym elementem – zakończył słabo pan Mayhew.

‒ Moja matka pomagała kobietom, którym groziło niebezpieczeństwo! – wybuchła Natalie. – Kobietom, których partnerzy i mężowie byli źli. To nie znaczy, że mama miała powiązania z szemranym elementem! To znaczy, że była bohaterką! Jest bohaterką!

Mówiła to z taką mocą, że ochroniarz zrobił krok w tył.

Chess się rozejrzał. Wieczór był ciepły i sąsiednie domy miały pootwierane okna. Wyobrażał sobie, jak ich mieszkańcy zastygają nad talerzami, po czym wyglądają, aby sprawdzić co to za zamieszanie.

A jeśli nie tylko sąsiedzi ich słyszeli, ale także… inni? Szpiedzy z drugiego świata?

‒ Moglibyśmy wejść do środka? – zapytał cicho. Ujął ramię Natalie i pociągnął ją w stronę garażu.

‒ Dobry pomysł – stwierdził ochroniarz i zaczął zaganiać do garażu pozostałe osoby.

Chess dostrzegł, że mężczyzna ma na czarnej koszuli naszywkę z napisem „Agencja ochrony As”. Miał także rozbudowane, napierające na materiał rękawów mięśnie. Chłopak poczuł się jeszcze bardziej bezradny – jemu i Emmie nie udałoby się obezwładnić ochroniarza.

Jego siostra miała przynajmniej tyle odwagi, aby na niego nakrzyczeć.

Chess zapalił światło w garażu. Była to żarówka energooszczędna, która początkowo słabo świeciła i potrzebowała kilku sekund, aby się rozjarzyć, więc wszystko w garażu wydawało się ciemne i upiorne.

Podszedł do Emmy i Finna i ich objął. Finn pociągnął nosem i starł kurz z szyby samochodu ich mamy.

‒ Dziwnie widzieć tutaj auto mamy – powiedział. – Bez mamy.

Chess wiedział, że fakt, iż samochód mamy pozostaje w garażu, jest jednym z powodów, dla których policja nie do końca uwierzyła w to, że przed zniknięciem wyjechała służbowo. Może niepotrzebnie Chess, Emma i Finn powiedzieli o tym, że zazwyczaj jeździła na lotnisko własnym samochodem?

Tego dnia, kiedy policja uznała, że doszło do naturalnego wybuchu gazu, Natalie cicho szkoliła Greystone’ów w sztuce kłamstwa: Kłamcie tylko wtedy, kiedy musicie. Poza tym mówcie jak najwięcej prawdy. To oznacza, że będziecie mieli do zapamiętania mniej kłamstw i zminimalizujecie ryzyko ewentualnych potknięć.

Chessa w sumie niepokoiło to, że Natalie tak wiele wie na temat kłamania.

‒ Tato, dlaczego mi nie powiedziałeś, że wynająłeś ochronę do pilnowania domu Greystone’ów? – zapytała teraz ostro.