47,99 zł
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego tak mało kobiet pojawia się na kartach podręczników? Albo kto naprawdę stoi za największymi odkryciami naukowymi i technologicznymi?
Leonie Schöler w swojej przełomowej książce ujawnia zaskakującą historię kradzieży intelektualnych na masową skalę, których ofiarami były ONE – kobiety.
Od Rosalind Franklin, bez której struktura DNA wciąż mogłaby pozostać tajemnicą, po Milevę Marić, której geniusz matematyczny był fundamentem powstania teorii względności Einsteina.
Schöler przedstawia poruszające historie kobiet, które miały odwagę zmieniać świat, mimo że świat często odmawiał im uznania. Nie tylko odkrywa losy tych zapomnianych pionierek, ale także obnaża mechanizmy wykluczania kobiet z przestrzeni intelektualnej i kulturowej.
To lektura budząca wiele emocji, prowokująca do refleksji, wciągająca jak najlepsza powieść, ale opisująca to, co wydarzyło się naprawdę. Dzięki wyjątkowej narracji i ogromnej dbałości o szczegóły Leonie Schöler przywraca należne miejsce tym „niewidzialnym bohaterkom” historii.
Książka idealna dla każdego, kto pragnie zrozumieć prawdziwe dzieje ludzkości – w ich pełnym wymiarze.
Leonie Schöler jest historyczką i dziennikarką. Na swoich popularnych kanałach na TikToku i Instagramie (@heeyleonie) dzieli się wiedzą historyczną i regularnie informuje ponad 230 000 obserwujących o ekscytujących zdarzeniach z przeszłości i bieżących wydarzeniach politycznych. Okradzione to jej pierwsza książka – w Niemczech stała się bestsellerem.
Spróbuj wymienić dziesięć znanych naukowczyń. Nie, nie możesz dziesięciokrotnie powtórzyć „Maria Skłodowska-Curie”. Czy to trudne zadanie? Dla 99% respondentów pewnego angielskiego badania takie właśnie było. Nie dlatego, że nie istniały genialne kobiety w nauce, sztuce i polityce. Dlatego, że wiele z nich zostało okradzionych ze swoich osiągnięć i pozbawionych miejsc w podręcznikach do historii. Ta doskonała książka jest właśnie o nich – i dla nich. Leonie Schöler opowiada historie zapomnianych kobiet i tropi przyczyny tej niesprawiedliwości zarówno w dawnych, jak i współczesnych społeczeństwach. Tym samym pozwala nam zrozumieć przeszłość, ale również zmienić przyszłość. To lektura obowiązkowa dla każdego, kto chce piękniej myśleć. Bardzo polecam.
Janina Bąk, statystyczka, autorka książek popularnonaukowych, influencerka
Uniwersalna historia? To bujda! To zawsze historia rodzaju męskiego. Najwyższa pora, żeby wreszcie opowiedzieć ją wielogłosem – uwzględniając cały kalejdoskop perspektyw.
Leonie Schöler przedstawia wiele fascynujących, niesłuszne zapomnianych artystek, aktywistek, żołnierek, naukowczyń, o których powinno się czytać w podręcznikach. Czy wiecie, co osiągnęła fizyczka Jocelyn Bell Brunell? A agentka wywiadu Noor Inayat Khan? Wiecie coś o Eleanor Marks? O Lucii Moholy-Nagy? No właśnie.
Polecam tę książkę absolutnie wszystkim, których ciekawią herstorie i historia, patriarchat bowiem zaciemnił nam dzieje na tyle skutecznie, że musimy dziś poznawać przeszłość od nowa. Zacznijcie od „Okradzionych” i przygotujcie na wiele olśnień oraz słuszny gniew.
Karolina Sulej, dziennikarka i reporterka
Kobiety niczego nie wynalazły? Kobiety nie potrafią tworzyć wielkiej sztuki? Kobiety nie nadają się do nauk ścisłych? Dzięki tej książce będziecie wyposażeni (i wyposażone) w szereg argumentów na bzdurność takich tez. Leonie Schöler przeprowadzi was przez historię, ale będzie to zupełnie inna podróż nie te, które dotychczas mieliście okazję odbyć. Pełniejsza, ponieważ uwzględniająca CAŁĄ ludzkość, nie zaś tylko jej połowę.
Martyna F. Zachorska, znana jako Pani od Feminatywów
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 465
Data ważności licencji: 5/27/2029
Tytuł oryginału: Beklaute Frauen. Denkerinnen, Forscherinnen, Pionierinnen: Die unsichtbaren Heldinnen der Geschichte by Leonie Schöler
© 2024 by Penguin Verlag, a division of Penguin Random House Verlagsgruppe GmbH, München, Germany
Copyright © for this edition by Wydawnictwo Otwarte 2025
Copyright © for the translation by Artur Kożuch
Opieka wydawnicza: Ewelina Tondys
Opieka redakcyjna: Anna Małocha, Dagmara Małysza
Przyjęcie tłumaczenia: Agata Teperek
Adiustacja: Bogumiła Ziembla / Wydawnictwo JAK
Korekta: Maria Armata / Wydawnictwo JAK, Bogumiła Ziembla / Wydawnictwo JAK
Promocja i marketing: Martyna Dziadek
Projekt okładki: Patrycja Niewiadomska
ISBN 978-83-8135-550-6
www.otwarte.eu
Wydawnictwo Otwarte sp. z o.o. ul. Smolki 5/302 30-513 Kraków
Wydanie I, 2025
Dystrybucja: SIW Znak. Zapraszamy na www.znak.com.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Dla moich matek, moich sióstr i mojej wielkiej miłości
Dawno, dawno temu żyli sobie łowcy-zbieracze, przy czym łowcami byli mężczyźni, a zbieraczami były kobiety. Kiedy ci pierwsi wyruszali razem na polowanie, te drugie szukały jadalnych nasion, orzechów, ziół i korzonków. Kiedy oni siedzieli w swoim gronie i wyrabiali broń z kamienia, one zajmowały się przyrządzaniem pożywnych posiłków i opieką nad potomstwem. Obowiązywały jasne reguły – role, które odgrywali we wspólnocie przedstawiciele jednej i drugiej płci, wynikały z ich zdolności i z biologicznych różnic między nimi. Pierwsi ludzie, wędrujący po ziemi około 2,2 miliona lat temu, z dzisiejszego punktu widzenia może i znajdowali się na prymitywnym etapie rozwoju, ale już wtedy rozumieli naturalny porządek rzeczy. Mężczyźni i kobiety. Yin i yang. Przeciwieństwa się przyciągają!
Z grubsza takiej historii naszych praprzodków uczono mnie w szkole. Przypuszczam, że większości osób czytających te słowa przekazano ją w podobnej formie. W książkach, filmach czy muzeach historię łowców-zbieraczy do dziś ukazuje się głównie przez pryzmat płci. Na ilustracjach z życia w epoce kamienia widać mężczyzn z włóczniami i toporkami w dłoniach, którzy krzycząc na całe gardło, gonią za grubym zwierzem, podczas gdy kobiety siedzą sobie spokojnie w gromadce i obiema piersiami karmią niemowlęta. „I co z tego? – spyta ktoś. – Przecież taka jest prawda. Już dawno temu potwierdziły to wykopaliska archeologiczne”. Faktycznie, znaleziska dowodzą, że porządek oparty na binarności płci najwyraźniej towarzyszy ludzkości od samego początku. To trochę przykra wiadomość dla wszystkich feministów*I, którzy bredzą o równości płci, a jeszcze bardziej przykra dla tych, którzy zakładają istnienie więcej niż dwóch płci biologicznych. Czy historia nie uczy nas wszystkiego, co powinniśmy wiedzieć o wspólnym funkcjonowaniu mężczyzn i kobiet?
Otóż teoretycznie tak. W praktyce jednak sprawa jest bardziej skomplikowana, bo nawet gdy patrzymy w przeszłość, trudno nam się pozbyć wyuczonych schematów myślowych i uprzedzeń. Jeśli dotyczą one płci, w nauce mówi się o gender bias, czyli uprzedzeniu ze względu na płeć – seksistowskie przesądy i stereotypy wywierają tak silny wpływ na nasze myślenie, że zniekształcają sposób postrzegania przez nas świata. Na przykład dziewiętnastowieczni zwolennicy teorii ewolucji, którzy badali początki życia człowieka, mieli jasne poglądy na temat płci. Karol Darwin w dziele Dobór płciowy pisał:
Według mnie głównym dowodem istnienia pewnej różnicy w umysłowych władzach między płciami jest to, że mężczyzna, do czego by się tknął, wszystko doprowadzi wyżej aniżeli kobieta, i to bez względu na to, czy praca jego wymaga myślenia, czy rozumu, czy wyobraźni, czy wreszcie prostego zastosowania zmysłów i rąk1.
Tak szczerze – kto po przeczytaniu powyższego cytatu może sądzić, że Darwin był zdolny do rzetelnych naukowych ustaleń na temat kobiet? Ale tak właśnie myśleli przedstawiciele dziewiętnastowiecznego, zdominowanego przez mężczyzn świata nauki. Większość badaczy historii i biologii człowieka kierowała się takimi samymi uprzedzeniami jak Darwin i niestrudzenie szukała dowodów na wyższość mężczyzn nad kobietami. Pozornie wyraźny podział ról u łowców-zbieraczy znakomicie nadawał się do przyjęcia takiego założenia. Argumentowano, że stosunki między obiema płciami muszą się opierać na porządku naturalnym, który wynika z ich biologicznych cech. Pogląd ten potwierdzały pierwsze prace archeologiczne. W grobach mężczyzn składano broń służącą do polowania oraz narzędzia, natomiast do grobów kobiet trafiała biżuteria. W następnych dekadach dalej kopano i kopano, wygrzebując całe mnóstwo mniej lub bardziej oczywistych dowodów na poparcie takich wyobrażeń o życiu ludzi. Koniec kropka!
Ojej, tylko nie zamykajcie jeszcze tej książki! Przecież to dopiero wstęp! Może lepiej zacznijmy od początku zamiast od końca. A zatem – od kilku lat inaczej patrzymy na nasze dzieje. W 2018 roku w peruwiańskich Andach odkryto bogato wyposażony w broń grób wojownika. Przy użyciu najnowszych technologii przeprowadzono analizę genetyczną liczących około dziewięciu tysięcy lat kości, czyli wykonano test DNA. Przyniósł on zgoła niewiarygodny wynik: szkielet należał do kobiety2! Musiała zajść jakaś pomyłka, prawda? Uznano więc, że trzeba wysłać do laboratorium próbki kości z innych wykopalisk. I co się okazało? Od trzydziestu do pięćdziesięciu procent badanych szczątków, które na podstawie znalezionych w grobie narzędzi i broni zidentyfikowano wcześniej jako męskie, okazało się szczątkami kobiet3. Dalsze przeprowadzone na całym świecie badania wykazują, że określanie płci na podstawie darów grobowych dawało w przeszłości błędne rezultaty4. Ostatnio archeolodzy* zrewidowali poglądy na temat sensacyjnego znaleziska z 2008 roku. W południowej Hiszpanii, w okolicach Valenciny, odkryto wtedy grób potężnego władcy z epoki miedzi. Nazwano go Ivory Man w związku z obecnością wspaniałych narzędzi i broni z kości słoniowej, które wyraźnie różniły się od artefaktów w innych miejscach pochówku z tego samego czasu. Jednak wykonane w 2023 roku testy DNA dowiodły, że Ivory Man był w istocie… Ivory Lady. Mało tego, w opublikowanych wynikach badań naukowcy zawarli następujące stwierdzenie:
była ona jedną z najważniejszych postaci w czasach, w których żaden mężczyzna nie zajmował nawet w przybliżeniu tak ważnej pozycji społecznej. Wydaje się, że równie wysoko w hierarchii stały wyłącznie kobiety, które niedługo później pochowano (…) w innej części tego samego cmentarzyska5.
Widocznie pięć tysięcy lat temu w regionie, o którym mowa, przywództwo sprawowały wyłącznie kobiety. Czyżby u naszych przodków nie obowiązywał surowy podział ról na męskie i żeńskie?
Proponuję, abyśmy w tym miejscu zrobili krótki wypad z powrotem do tu i teraz. W 2023 roku przeprowadzono badanie antropologiczne polegające na bardzo dokładnej obserwacji trzystu dziewięćdziesięciu jeden współcześnie żyjących wspólnot łowców-zbieraczy. Ze zgromadzonych danych wynika, że w osiemdziesięciu procentach tych społeczności w polowaniach uczestniczą kobiety, i to na całym świecie6. Ogólnie rzecz biorąc, role płciowe są w rdzennych kulturach wyraźnie mniej sztywne, niż można by się spodziewać, i nie wynikają wyłącznie z binarnego podziału na mężczyzn i kobiety7. Z kolei na to, że w dziejach człowieka tożsamości płciowe zawsze były złożone, wskazują groby – odkryte również na całym świecie – zawierające przedmioty z obu porządków. Archeolodzy* biorący udział w badaniach doszli do wniosku, że znaleziska podważają nasze zachodnie, binarne rozumienie płci8.
Na razie ustalmy jedną rzecz: przez długi czas przyjmowaliśmy za pewnik, że same przedmioty w miejscu pochówku danej osoby pozwalają określić jej płeć. Szczątki znalezione w grobach, które zawierały broń lub wskazywały na to, że zmarły pełnił za życia funkcję przywódczą, przez całe stulecia automatycznie identyfikowano jako męskie. Dopiero od niedawna zaczęto prowadzić badania, które kwestionują ten oparty na binarności i seksistowskich uprzedzeniach obraz funkcjonowania człowieka. Okazuje się, że wszyscy jesteśmy podatni na gender bias – że silnie oddziałuje on na nasz sposób myślenia, także o historii. Temu, jak silny jest to wpływ, będziemy się dokładnie przyglądać w dalszej części książki.
Ludzie często zadają mi pytanie, dlaczego tak bardzo interesuję się historią. Zwykle odpowiadam, że przeszłość fascynuje mnie, bo wyjaśnia naszą teraźniejszość. Wszystko jest, jakie jest, ponieważ było, jakie było. Gdy przyglądamy się uważnie, historia dostarcza nam masę odpowiedzi na pytania dotyczące współczesności. Możemy dostrzec, że pewne spory i dyskusje się powtarzają. Możemy porównać, jak radziliśmy sobie z wyzwaniami w przeszłości, i zastanowić się, czy dziś powinniśmy postąpić tak samo, czy może jednak inaczej. Możemy ostrzegać, jeśli problematyczne schematy myślenia i zachowania dalej trwają albo się powtarzają. Zajmowanie się historią przypomina mi też pracę detektywa – wciąż pozostaje mnóstwo niewyjaśnionych kwestii i brakujących puzzli, które tylko czekają, by je odszukać i ułożyć w całość. To zadanie nie zawsze jest łatwe, często bowiem nie doceniamy faktu, że historii używa się także jako narzędzia władzy. Kto współdecyduje o tym, jak myślimy o przeszłości, o kim coś wiemy, jakie przyjmujemy perspektywy, jakich narracji słuchamy i czyje głosy pozostają niesłyszalne? Już pierwsze strony tego wstępu pokazują, że każdy – świadomie lub nieświadomie – może sobie sklecić taką wersję przeszłości, jaka mu odpowiada, bo sięganie do historii po to, by udzielać prostych odpowiedzi na złożone pytania dotyczące współczesności, a tym samym utwierdzać się we własnych przekonaniach, sprawdza się znakomicie. No tak, właśnie to zarzucą mi niektórzy, kiedy usłyszą o tej książce. Kolejna kobieta, która nie może znieść, że świat to dzieło mężczyzn. Kolejna feministka, która tak długo nagina przeszłość, aż wciśnie ją w ramy swojej ideologii! Wiem, że pojawią się takie zarzuty, bo i wcześniej kierowano je pod moim adresem. Jako dziennikarka i prezenterka już od jakiegoś czasu realizuję materiały filmowe na tematy historyczne. Od końca 2020 roku udzielam się też w mediach społecznościowych i publikuję widea, w których opowiadam o różnych kwestiach związanych z historią. Chcę w ten sposób zarazić entuzjazmem do tej dziedziny wiedzy jak najwięcej ludzi. Ponadto w pracy zależy mi, by mówić o przeszłości przede wszystkim z perspektywy tych, którzy przez długi czas nie mieli swojego miejsca w dziejopisarstwie opartym na męskim i europocentrycznym punkcie widzenia: kobiet, osób queer, people of color i innych mniejszości. Takie podejście postrzegam jako korektę, ponieważ przedstawienie przeszłości tak, jakby ważne rzeczy zrobili, powiedzieli lub wymyślili wyłącznie bialiII mężczyźni, po prostu mija się z prawdą – a jednak ta narracja kształtuje nasze postrzeganie historii. Nie tylko w wypadku łowców-zbieraczy! Przyzwyczailiśmy się, że „wielcy ludzie” to mężczyźni. Wystarczy o nich nie wspomnieć i od razu pada zarzut o chęć pomniejszania ich dokonań albo pisania historii na nowo. Nie raz i nie dwa słyszałam, że nie jestem historyczką, lecz aktywistką – tylko dlatego, że mówię, iż kobiety, osoby queer, people of color i inne mniejszości współtworzyły przeszłość nas wszystkich. Z pewnością też dlatego, że do tej pory głównie aktywistom* przypadało zadanie rewidowania narracji o przeszłości tych grup i walki o ich większą widoczność w dyskursie historycznym. Ale niektórzy wciąż nie potrafią sobie wyobrazić albo pogodzić ze swoim światopoglądem, że nie tylko biali mężczyźni zasiadają na tronie dziejów. Na szczęście coraz więcej ludzi jest gotowych patrzeć uważniej i kwestionować prawdziwość wersji historii, którą nam przedstawiano. W wielu książkach popularnonaukowych i przyczynkach do dyskusji podważa się dyskryminujące wzorce myślenia, dopuszczając pomijane perspektywy i oddając głos lekceważonym osobom. Ponadto w ostatnich latach miałam okazję rozmawiać z dyrektorami* muzeów, szefami* redakcji, profesorami* uniwersyteckimi oraz innymi historykami* i zauważam, że rośnie zainteresowanie opowiadaniem historii w bardziej zróżnicowany sposób. Także feedback, jaki dostaję w komentarzach pod moimi filmikami i na profilach innych twórców* internetowych, nastraja mnie optymistycznie. Wydaje się, że świadomość potrzeby ponownej oceny przeszłości, w której uwzględni się wszystkich pomijanych dotychczas ludzi, jest dziś większa niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy powstał pomysł napisania książki, szybko zdałam sobie sprawę, o czym powinnam opowiedzieć.
Ale zacznijmy od początku. 28 lutego 2021 roku zamieściłam na swoich kanałach pod nickiem @heeyleonie pierwsze wideo na temat, który – o czym z góry wiedziałam – wymagał całej serii filmików: „Kobiety, którym mężczyźni ukradli ich osiągnięcia, dzięki czemu sami stali się sławni”. Przybliżyłam w nim postać brytyjskiej biochemiczki Rosalind Franklin i pokazałam, w jaki sposób jej dwaj koledzy dostali Nobla za jej pracę. Do tej pory wrzuciłam na swój profil szesnaście filmików pod hasłem „Okradzione kobiety”. I cóż mogę powiedzieć, podobnych biografii jest tyle, że wypełniły całą książkę. Biografii kobiet, które dokonały czegoś ważnego albo coś ważnego wymyśliły, powiedziały lub wywalczyły, a których nazwiska popadły w zapomnienie bądź zostały przesłonięte przez postacie „wielkich mężczyzn”. Nieraz słyszy się banał: „Za każdym mężczyzną sukcesu stoi mądra kobieta”. Sądzę, że należy odłożyć to powiedzenie do lamusa, bo nadaje otoczkę romantyzmu akurat tej roli, którą w przeszłości przypisano wyzyskiwanym kobietom. Miały działać gdzieś w tle, nie zaprzątać mężczyzny powszednimi obowiązkami, wspierać go w pracy i pod żadnym pozorem nie narzekać, ba, jeszcze mu dziękować, że się nimi wyręcza, nawet tego nie doceniając. Trzeba jednak przyznać, że jest coś w tym truizmie. Za wieloma „wielkimi mężczyznami” faktycznie stały kobiety (nierzadko nawet kilka za jednym), bez których nigdy nie dokonaliby tego, czego dokonali. Lecz rolę tę wybrały nieliczne kobiety, a odgrywanie jej wiele z nich zdruzgotało, bo nie umiały się wyrwać z nijakiego życia w czyimś cieniu. Dlatego mam wielką nadzieję, że uda mi się w tej książce przynajmniej w jakimś stopniu przywrócić im głos i przyczynić się do tego, że po latach odzyskają uwagę i uznanie, na które zasłużyły za życia.
Chciałabym jednak wyraźnie zaznaczyć, że w kolejnych rozdziałach w gruncie rzeczy nie chodzi o indywidualne losy, lecz o stojący za nimi system. Przytoczone wyżej powiedzenie powinno brzmieć: „Za każdym mężczyzną sukcesu stoi system, który go wspiera, przed resztą ludzi stoi system, który ich hamuje”. Zobaczymy, w jaki sposób ten system ugruntował się w Europie w ciągu ostatnich dwustu lat i jak dziś wpływa na nasze wartości społeczne, debaty polityczne i regulacje prawne. Zdecydowałam się na ograniczenie przestrzenne, tak by przedstawić i ocenić rozwój struktur patriarchalnych nie tylko wycinkowo, lecz również w historycznej ciągłości. Bo nawet jeśli patriarchat w obecnym kształcie istnieje na całym świecie (dziękujemy ci, kolonializmie!), to historyczne warunki ramowe, polityczne relacje władzy i dyskusje wokół gender nie wszędzie są identyczne. Może podam konkretny przykład: w Iranie kobiety stanowią około siedemdziesięciu procent studiujących przedmioty ścisłe lub matematyczne9. Podobnie wygląda sytuacja w innych państwach arabskich. W Niemczech taka dominacja dziewczyn w przedmiotach zwanych MINT (skrót od matematyka, informatyka, nauki przyrodnicze i technika) z pewnością stanowiłaby dowód na postępującą równość szans, w Iranie jednak – odkąd w 1979 roku nastał reżim mułłów – kobiety nie decydują swobodnie nawet o tym, jakie ubrania mogą nosić w przestrzeni publicznej. Korzenie tych pozornych sprzeczności w równouprawnieniu płci tkwią w historii. Z badań wynika, że rygorystyczny rozdział płci w krajach muzułmańskich oraz surowe przepisy dotyczące szkolnego ubioru sprawiły, że dziewczynki uczące się przedmiotów ścisłych, takich jak fizyka, często nie miały poczucia, że są nie na miejscu lub że widzi się w nich tylko kobiety. W latach 1980–1988, podczas wojny iracko-irańskiej, kobiety, zwłaszcza w Iranie, zaczęły wkraczać do zdominowanego przez mężczyzn świata zawodowego. W książce historycznej takie tendencje należy ukazać w ich ciągłości i osadzić w kontekście przeszłości geopolitycznej. Jest wielu znakomitych historyków*, dziennikarzy*, działaczy* na rzecz równouprawnienia kobiet oraz innych ekspertów*, którzy mają głęboką wiedzę kulturową i historyczną, odpowiednią perspektywę oraz znają języki i którzy napisali takie właśnie książki. Należy do nich pakistańska ekonomistka i dyrektorka generalna Światowego Forum Ekonomicznego Saadia Zahidi, która w swojej opublikowanej w 2018 roku pracy popularnonaukowej Fifty Million Rising. The New Generation of Working Women Transforming the Muslim World przedstawiła biografie różnych muzułmanek i pokazała, w jaki sposób kobiety walczą o swoje miejsce w świecie pracy i wpływają na kształt gospodarki (obszerna lista polecanych lektur znajduje się na końcu książki). Sama specjalizuję się w nowożytnej historii społecznej Europy i dlatego o niej piszę. Również między innymi dlatego zdecydowałam się na ograniczenie czasowe. Zaczynam od Wiosny Ludów (1848–1849), na której sztandarach widniały postulaty dopuszczenia obywateli do uczestnictwa w polityce i ustanowienia demokracji. Kobiety brały żywy udział w rewolucjach, ale w przeciwieństwie do mężczyzn zamiast uzyskać więcej praw, miały ich na koniec jeszcze mniej. W związku z tym w dalszej części przedstawię wiele postaci, na których losie odcisnęła piętno wyznaczona im społeczna rola kobiety. Znaczenie miały również inne czynniki, takie jak pochodzenie, kolor skóry, przynależność religijna lub etniczna, orientacja seksualna bądź tożsamość płciowa, które determinowały ich plany życiowe przynajmniej w takim samym stopniu jak płeć biologiczna. W miarę zbliżania się do teraźniejszości natrafiamy na coraz więcej przekazów kwestionujących zdefiniowany w połowie XIX wieku ideał człowieka, którym był biały mężczyzna, chrześcijanin i mieszczanin. A im bardziej się cofamy, oddalając się od współczesności, tym trudniej będzie nam je znaleźć. Przez długie lata europejskiej historii kobiety, Żydzi*, people of color,robotnicy*, migranci*, osoby z niepełnosprawnością, osoby ze społeczności LGBTQIA+, muzułmanie* i wiele innych grup pozostawali niewidoczni. Można obrazowo powiedzieć, że nie dostali swojego kawałka tortu. Tak naprawdę nie mogli uczestniczyć w dyskursie politycznym. Odebrano im możliwość postrzegania siebie jako części społeczeństwa, wstawienia się za sobą i zadbania o swoje interesy, a jeśli już to zrobili, z całą mocą odczuli działanie aparatu politycznego, który ich tłamsił. Nie chcę zbytnio wybiegać naprzód, ale pragnę wskazać już teraz, że „aparat polityczny” nie oznacza jakiejś złowieszczej elity za kulisami, lecz nas wszystkich. Wszyscy stanowimy część społeczeństwa, które wspólnie kształtujemy. Niektórzy jednak, zarówno kiedyś, jak i dziś, dysponują znacznie większymi zasobami niż inni. Są uprzywilejowani, stają się więc słyszalni, forsują swoje interesy i tak formułują zasady społeczne, by działały na ich korzyść. Cofnijmy się o ponad dwieście lat i przenieśmy się do Europy, gdzie trwa zaciekła walka o uczestnictwo w polityce i gdzie wiele spraw mogło się potoczyć inaczej.
I Gwiazdka wskazuje, że dany rzeczownik ma szersze znaczenie – obejmuje wszystkie rodzaje gramatyczne (przyp. tłum.).
II W tej książce słowo „biały” zapisuję kursywą, nie chodzi mi bowiem o określenie koloru skóry, lecz o zwrócenie uwagi na pozycję polityczną i społeczną oraz związaną z nią władzę. Słowo „Czarny” piszę wielką literą – w taki sposób politycznie świadome ofiary rasizmu względem czarnoskórych używają go w stosunku do siebie.
Mężczyzno, czy jesteś zdolny do tego, by być sprawiedliwym? Pytanie to stawia kobieta. Nie będziesz przynajmniej mógł pozbawić jej tego prawa. Powiedz mi, kto nadał ci despotyczną władzę uciskania mojej płci?1
OLYMPE DE GOUGES, francuska filozofka,Deklaracja praw kobiety i obywatelki, 1791
Ryba psuje się od głowy
„Wersal ucztuje, Paryż głoduje!” – tak brzmiał bojowy okrzyk, który niósł się echem po ulicach Paryża w deszczowe przedpołudnie 5 października 1789 roku2. Tysiące kobiet uzbrojonych w rożny i noże zgromadziło się przed ratuszem3. Były to robotnice i przekupki, boleśnie odczuwające skutki niedawnego gwałtownego wzrostu bezrobocia oraz coraz wyższych cen chleba, przez co ledwie udawało im się przeżyć4. Na domiar złego król ogłosił, że z powodu nieurodzaju sprzedaż pieczywa w ogóle ma zostać wstrzymana, podczas gdy on sam opływał we wszystko i dalej wydawał huczne przyjęcia5. Skandujący hasła tłum ruszył pieszo do pałacu w Wersalu, by przedstawić Ludwikowi XVI swoje żądania. Rewolucja tak bardzo podgrzała nastroje we Francji, że do sześciogodzinnego marszu protestacyjnego przyłączyło się kilka mieszczanek oraz rebelianci z Gwardii Narodowej. Król przyjął delegację demonstrantów* w swoim pałacu i zapewnił, że obniży ceny chleba, ale zgromadzeni – którzy na widok swojej liczebności poczuli siłę – nie zamierzali od razu się rozejść. Co więcej, kobiety chciały zmusić Ludwika XVI do podpisania dwóch ważnych aktów, które dwa miesiące wcześniej uchwaliło powołane do życia w czerwcu 1789 roku Zgromadzenie Narodowe: Deklaracji praw człowieka iobywatela oraz zniesienia przywilejów szlachty6. Po wielogodzinnych protestach, które przeciągnęły się do późna w noc, Ludwik XVI złożył podpis pod obydwoma dokumentami. Było to tak wielkie osiągnięcie rewolucji, że do Wersalu udali się nawet członkowie Rady Miejskiej Paryża oraz Zgromadzenia Narodowego, ażeby poprzeć ostatnie żądanie: przeprowadzki króla wraz z żoną i synem do stolicy. Cała rodzina królewska miała mieszkać blisko ludu, który znajdował się w stanie politycznego wrzenia. We wczesnych godzinach porannych długi pochód wyruszył w drogę powrotną do Paryża. Tym razem wykrzykiwano hasło: „Przyprowadzamy piekarza, piekarzową i piekarczyka!”7.
Pozbawienie szlachty przywilejów, zniesienie społeczeństwa stanowego oraz Deklaracja praw człowieka i obywatela – oto w skrócie zdobycze rewolucji francuskiej. Marsz kobiet na Wersal stanowił punkt zwrotny, który przyniósł ważne skutki: podpisanie Deklaracji praw i zapoczątkowanie końca monarchii. Kobiety nie tylko wzięły w nim udział, jak wcześniej w wielu ważnych wydarzeniach rewolucyjnych, ale wyraźnie były jego siłą napędową. Dlatego w kolejnych dniach i tygodniach demonstrantki entuzjastycznie witano i odznaczano. Ponadto po raz pierwszy dopuszczono kobiety do Zgromadzenia Narodowego, a nawet na krótki czas (wierzyć się nie chce) przyznano im prawo do zabierania głosu na oficjalnych obradach. Chociaż uczestniczki „marszu chlebowego” w zaledwie półtora dnia osiągnęły więcej niż niejeden pompatyczny rewolucjonista w ciągu dziesięciu lat, protest nie przyniósł trwałej poprawy ich sytuacji politycznej. Jeszcze za życia szydzono z nich oraz z ich działań. Nazywano je „poissardes”, „rybiary”, co stanowiło pogardliwą aluzję do faktu, że handlowały żywnością, a w tygodniach największego głodu niektóre z nich były zmuszone uprawiać nierząd. Kobiety, robotnice i prostytutki na czele rewolucji? Oczywiście takiego wizerunku nie życzył sobie żaden szanujący się Francuz. I chociaż w tamtym czasie powstało wiele obozów politycznych, to politycy, dziennikarze, rewolucjoniści i mieszczanie w Zgromadzeniu Narodowym szybko zgodzili się co do jednego: rewolucji nie wolno zostawić w rękach przekupek. Wprawdzie świeżo podpisana Deklaracja praw człowieka i obywatela głosiła: „Ludzie rodzą się i pozostają wolni i równi w swoich prawach”8, lecz wielu wpływowym mężczyznom zaczęły działać na nerwy wszystkie te baby i cały ten motłoch dopominający się o prawo głosu w polityce. Wobec tego już wkrótce pojawiły się relacje i rysunki, które zawierały odmienną interpretację wydarzeń z 5 października. Mieszczanie* kreowali siebie na przywódców* marszu i twierdzili, że poissardes tylko do nich dołączyły jako łatwe do podburzenia proletariuszki. Demonstrantki przedstawiano jako te, które przynoszą wstyd płci żeńskiej, a w przemówieniach, artykułach prasowych i wierszach besztano je za niemoralność9. Kampania oszczerstw okazała się nad wyraz skuteczna: szybko cofnięto pozwolenie na uczestnictwo kobiet w publicznych wydarzeniach, zakazano działalności wszystkich ich stowarzyszeń, a krnąbrne bojowniczki o prawa kobiet trafiły za kratki albo na szafot. Tadam! Rewolucja znów należała do mężczyzn.
W ostatnich latach na wizerunku wielkich mężczyzn rewolucji francuskiej i ich osiągnięć dla ludzkości pojawia się coraz więcej rys. I absolutnie słusznie! Ponieważ ich osiągnięcia wcale nie służyły całej ludzkości, lecz tylko nielicznym – tym, którzy po odebraniu władzy arystokracji wynieśli siebie do rangi nowej przywódczej elity. Deklaracja praw człowieka nie dotyczyła kobiet, mniejszości etnicznych czy proletariatu, lecz białych mężczyzn, porządnych mieszczan. Historia „rybiar” wyraźnie pokazuje, że na początku rewolucji robotnice witano jako sojuszniczki, kiedy jednak zaczęły domagać się równych praw, za pomocą ustawy wyrugowano je ze sfery publicznej. Ponieważ pozostawały w ekonomicznej zależności od burżuazji i przez dłuższy czas nie miały jak się przebić ze swoimi postulatami, na tej walce o polityczny wpływ wyszły jak Zabłocki na mydle. Z kolei wysiłki mieszczanek domagających się takich samych praw jak mężczyźni nierzadko znajdowały tragiczny finał.
Uzbrojone przekupki, na których czele kroczy zamożna mieszczanka. Ta ilustracja marszu na Wersal powstała około 1800 roku i pokazuje, w jaki sposób burżuazja po fakcie rościła sobie prawo do odgrywania przewodniej roli w społeczeństwie.
Dla przykładu, o Madame Roland, która regularnie uczestniczyła w obradach Zgromadzenia Narodowego i prowadziła słynny salon polityczny, napisano:
Pani Roland (…) była potworem pod każdym względem. Matkowała dzieciom, lecz zaniedbywała swe naturalne powinności, pragnąc wznieść się ponad nie. Chęć bycia sawantką sprawiła, że zapomniała o niewieścich cnotach. I zapomniawszy o nich, a to zawsze niesie ze sobą niebezpieczeństwo, skończyła na szafocie10.
Stracono również do dziś najbardziej znaną orędowniczkę praw kobiet z czasów rewolucji francuskiej, Olympe de Gouges. W 1791 roku napisała tekst Deklaracji praw kobiety i obywatelki, domagając się uwzględnienia go w Deklaracji praw człowiekai obywatela: „Kobieta rodzi się jako istota wolna i pozostaje równa mężczyźnie we wszystkich prawach”11. Tyle że jej postulat spełzł na niczym. Za to dwa lata później jej głowa trafiła pod ostrze gilotyny, co w ówczesnej prasie skomentowano następująco:
Chciała zostać mężem stanu i wygląda, jakby prawo ukarało tę konspiratorkę za to, że zapomniała o cnotach właściwych jej płci12.
W latach 1792–1794 prześladowano i stracono wielu „wrogów rewolucji”, jednak ich publiczna ocena znacznie się różniła w zależności od płci. Podczas gdy mężczyzn pociągano do odpowiedzialności za działalność polityczną, kobiety karano przede wszystkim za niewypełnianie ich rzekomo naturalnej funkcji gospodyń domowych i matek. Piętnowano je jako „furie piekielne”13, a ich zła reputacja przetrwała wieki. Chociaż powyższe cytaty wyrażają przede wszystkim pogardę wobec kobiet, między wierszami da się wyczytać pewną prawdę: o tych, które w przeszłości wywierały wpływ na politykę lub społeczeństwo, mówiono źle, po czym o nich zapominano. Można to ująć w kilku punktach:
1. Nazwiska większości kobiet, które za życia dokonały czegoś istotnego lub próbowały tego dokonać, zostały zapomniane.
2. Jeśli ich nazwiska zostały zapomniane, to albo zapomniano też o ich dokonaniach, albo przypisano je mężczyznom.
3. Jeśli mimo wszystko jakiejś kobiecie udało się zapisać w pamięci, to omawia się raczej jej charakter i styl życia niż jej działalność.
4. Jeśli omawia się charakter i styl życia kobiety, robi się to zawsze w bezpośrednim odniesieniu do jej płci i tego, jak bardzo odpowiada wyobrażeniom o niej – albo i nie.
Zachęcam was, czytających tę książkę, abyście przez cały czas mieli te zdania w pamięci. Zaznaczcie sobie to miejsce zakładką albo podkreślcie ten fragment markerem, ponieważ te cztery zdania będą nam towarzyszyć w każdym rozdziale. Każda osoba, której historię opowiem, rzuca im wyzwanie. Mam na myśli nie tylko kobiety wymienione w tej książce z imienia i nazwiska. Przyglądając się dwóm pierwszym stwierdzeniom, uświadomimy sobie, że wiele kobiet pozostanie anonimowych i obecnych jedynie w postaci liczb, statystyk lub w jakiejś grupie. O Olympe de Gouges mogłabym napisać osobną książkę, lecz te, które nazywa się „rybiarami”, są anonimowe. To samo dotyczy Wiosny Ludów. Dziesiątki tysięcy kobiet walczyło w rewolucjach na różne sposoby i miało nadzieję na emancypację społeczeństw, ale też własną. Przyjrzyjmy się, ile dokonały, a jak je uczczono i jak zapamiętano ich dokonania.
Na barykadach – kobiety w czasie Wiosny Ludów
W 1848 roku, kiedy w dużej części Europy zapłonął ogień rewolucji, a w każdym większym mieście piętrzyły się barykady, młody prawnik i bojownik o prawa człowieka Gyula Sárossy uznał, że ma obowiązek walczyć. Na długo przedtem, zanim przyszedł na świat, jego ojczyznę, Węgry, wcielono do Cesarstwa Austrii, co ludność węgierską i słowiańską pozbawiło jakiegokolwiek prawa do współdecydowania. Teraz nastał czas buntu! Pragnąc upadku monarchii Habsburgów i przywrócenia autonomii ziemiom na wschodzie, Gyula zgłosił się na ochotnika do armii węgierskiej. Przydzielono go do 27. Batalionu stacjonującego w Nagyvárad (obecnie to Oradea w zachodniej Rumunii)14. Toczyły się tam zaciekłe walki, lecz Gyula stawiał czoło wojskom cesarskim, wykazując się odwagą i nadzwyczajnymi umiejętnościami fechtunku. Szybko piął się więc w hierarchii wojskowej i po paru tygodniach mianowano go wachmistrzem, co upoważniało do dowodzenia własnym oddziałem15. Jednak w czasie jednej z misji Gyula Sárossy został ciężko ranny. Towarzysze broni zaciągnęli go, z dwiema ranami kłutymi w klatce piersiowej i odłamkami granatu w plecach, do lazaretu, gdzie lekarze ocalili jej życie. Na tyle, na ile się dało, usunęli odłamki, zszyli rany i… Chwila moment. Lekarze ocalili jej życie? Przecież Gyula był mężczyzną, nie?
Owszem, Gyula był mężczyzną i nawet rzeczywiście istniał. Tyle że osoba, która zgłosiła się do armii pod jego imieniem i nazwiskiem, nim nie była. On sam zmarł młodo w wyniku choroby, na wiele miesięcy przed wybuchem rewolucji. Pozostawił po sobie niewiele: trochę pieniędzy, dokumenty tożsamości i małżonkę Júlię Bányai, którą poślubił tuż przed śmiercią16. Júlia pochodziła z Siedmiogrodu, z ubogiej rodziny robotniczej, występowała jako woltyżerka w wędrownym cyrku, a w wieku zaledwie dwudziestu czterech lat została wdową17. Zapewne mogła wrócić do pracy i zarabiać na swoje utrzymanie, zdecydowała się jednak wziąć udział w walkach rewolucyjnych. Istniała tylko jedna przeszkoda: Júlia była kobietą, a kobietom nie wolno było walczyć. Nie zwlekając, chwyciła dokumenty zmarłego męża, włożyła jego ubranie i podszywając się pod Gyulę, zgłosiła się do służby. Najwyraźniej nie tylko biegle posługiwała się bronią, ale też miała talent do maskarady. Prawda o jej płci wyszła na jaw dopiero po tym, jak została ranna i poddana badaniom fizykalnym18. Ponieważ Júlia udowodniła swoją wartość w boju, a w toku rewolucji oddziały niepodległościowe potrzebowały nie tylko każdego gotowego do walki mężczyzny, lecz również każdej gotowej do walki kobiety przebranej za mężczyznę, pozwolono jej pozostać. Za tę zdolność do metamorfozy została nawet uhonorowana: awansowano ją do rangi kapitana i wielokrotnie wykorzystywano jako szpiega. Przebrana za konduktora, handlarza mydłem czy francuską tancerkę, zdobywała poufne informacje od wrogów do samego końca powstania19. Miała szczęście! Kiedy inne kobiety chciały czynnie uczestniczyć w rewolucji węgierskiej, sprawie szybko ukręcano łeb. W mieście Koloszwar położonym w Siedmiogrodzie (obecnie Kluż-Napoka w Rumunii) grupa miejscowych obywatelek zgłosiła się na ochotnika do służby w batalionie zwiadowczym, co z miejsca ukrócił odpowiedzialny komisarz László Csányi:
Służba kobiet pod bronią nie [może być] akceptowana (…). Zamiast tego kobiety powinny wykonywać kobiece prace, odpowiednie dla ich sił i płci, takie jak szycie, pranie i opieka nad chorymi20.
W tamtym czasie Węgry należały do Cesarstwa Austrii, istniejącego – z krótkimi przerwami – od 1804 do 1867 roku. Następnie weszły w skład monarchii austro-węgierskiej, która rozpadła się dopiero w 1918 roku, wraz z końcem pierwszej wojny światowej. Dynastia Habsburgów władała rozległym terytorium obejmującym dzisiejsze: Austrię, Węgry, Czechy, Słowację, Słowenię, Chorwację, Bośnię i Hercegowinę, a także część Rumunii, Czarnogóry, Polski, Ukrainy, Włoch i Serbii. Podczas gdy w innych europejskich krajach tworzyły się narody, w monarchii współistniało wiele różnych kultur i wspólnot językowych. Mimo że ludność słowiańska stanowiła wśród nich większość, nie miała prawa do autonomii ani współdecydowania. W epoce nacjonalizmu ten ucisk wywołał wiele konfliktów, które w jakimś stopniu przetrwały do dziś.
Mimo to do bojowników o wolność dołączały inne kobiety w męskim przebraniu: Mária Nyáry, Janka Szentpáli, Apolonia Tochman (Jagiełło) i Mária Csizmárovits – to kilka nazwisk znanych z przekazów historycznych. Jednak duże znaczenie miało utrzymanie pozorów. Kobiety zwykle wiedziały, że jeśli ktoś przejrzy ich maskaradę, to nawet we własnych szeregach będą postrzegane wyłącznie jako przedstawicielki swojej płci. Ponieważ nie obowiązywały jednolite przepisy, konkretne decyzje podejmowano w poszczególnych przypadkach: niektórym kobietom pozwalano pełnić służbę, dopóki chodziły w męskim ubiorze, inne przenoszono na tyły frontu albo degradowano i zwalniano ze służby, a niekiedy nawet karano więzieniem. Taki los spotkał Marię Lebstück, która w 1848 roku, jako osiemnastolatka, obcięła włosy i za ostatnie pieniądze kupiła żołnierski mundur21. Maria była córką niemieckiego kupca, urodziła się w Zagrzebiu, w należącej do Cesarstwa Austrii Chorwacji. W chwili wybuchu rewolucji została „Karlem” i walczyła na Węgrzech w różnych legionach, freikorpsach i kawaleriach. Karl (vel Maria) wykazywał ogromny ferwor w walce, uzyskał rangę porucznika, a nawet nadporucznika22. Jednak dobra passa się skończyła, gdy Maria – która w międzyczasie wzięła ślub – zaszła w ciążę23. Kiedy nie dało się już ukryć, że dzielny Karl to w rzeczywistości kobieta, zarówno ją, jak i jej męża osadzono w więzieniu. On został skazany na dwadzieścia lat odsiadki i zmarł w więzieniu, ją i jej syna deportowano do Chorwacji i mogli tylko się przyglądać klęsce rewolucjonistów. Może należało przyjąć do oddziałów więcej kobiet!
Ilustracja prawdopodobnie przedstawia Marię Lebstück, w mundurze i z odznaczeniami wojskowymi u kołnierza.
Lata 1848–1849 stanowiły datę graniczną w historii znacznej części Europy. Niecałe pięćdziesiąt lat po rewolucji francuskiej znowu odezwały się dążenia rewolucyjne. W ich wyniku wybuchły walki zbrojne we Francji, Włoszech, w Czechach, Polsce, Austrii, na Węgrzech i w krajach Związku Niemieckiego, czyli konfederacji „niepodległych księstw i wolnych miast”24 z cesarzem Austrii i królami Prus, Danii i Niderlandów, nastąpił także upadek wielu monarchii. Uprzemysłowienie oraz umocnienie pozycji politycznej mieszczaństwa przyniosły większości krajów głęboki przełom polityczny i ekonomiczny, który trwał już od dłuższego czasu, a teraz znajdował gwałtowne ujście. Na przykład rozległe obszary Europy Środkowo-Wschodniej należące do cesarstwa austriackiego walczyły o niepodległość, w tym samym czasie państwa Związku Niemieckiego dążyły do narodowego zjednoczenia. Rewolucyjne procesy wiązały się bezpośrednio z „kwestią społeczną”, czyli bolączkami będącymi skutkiem industrializacji25. Chociaż rewolucja przemysłowa w drugiej połowie XIX wieku zaowocowała boomem gospodarczym, proletariat cierpiał głód, biedę i coraz większą niedolę. Wraz z przejściem od społeczeństwa rolniczego do przemysłowego miasta zaczęły pękać w szwach, a niedobór mieszkań i bezrobocie przybrały horrendalne rozmiary. Nawet jeśli ktoś miał pracę, zwykle harował w katastrofalnych warunkach, dostając za to zarobek z trudem wystarczający na życie. W wielu wypadkach pierwsze protesty i zamieszki były spontanicznymi akcjami robotników*. W miastach dochodziło do „burd chlebowych”, „niepokojów kartoflanych” czy „tumultów targowych”26. W dużej mierze popierały je lub stawały na ich czele proletariuszki, które z powodu wzrostu cen i niedostatku artykułów spożywczych stopniowo traciły możliwość wyżywienia swoich rodzin. Głodne, zdesperowane i świadome, że tak czy owak nie mają nic do stracenia, pustoszyły miejskie spichrze, organizowały siedzące protesty i demonstrowały przed bramami domów wpływowych mieszczan*, krzycząc na całe gardło27. „Wśród rozszalałej ciżby znajdowało się wiele bab” – jak można przeczytać w raportach sporządzonych w marcu 1848 roku dla urzędu miejskiego w Heilbronn28.
Jedną z pierwszych barykad na niemieckim obszarze językowym wzniesiono przy moście nad Ruhrą w Mannheim w marcu 1848 roku. Kobieta na czele tłumu to prawdopodobnie robotnica Lisette Hatzfeld, którą przedstawiano jako przywódczynię rewolucjonistów także na innych rycinach.
W kolejnych miesiącach rewolucyjny zryw ogarnął znaczną część Europy. Ludzie wznosili barykady, okupowali instytucje polityczne, protestowali na ulicach przeciwko władzom państwowym i domagali się wolności, demokracji i samostanowienia narodów. W Pradze, Wiedniu czy Berlinie, w Barcelonie, Sztokholmie czy Wenecji kobiety i mężczyźni, mieszczanie* i robotnicy* walczyli ramię w ramię o swoje prawa i o demokrację. Zwoływano zgromadzenia narodowe, przeprowadzano pierwsze wybory i luzowano przepisy ograniczające wolność prasy i zgromadzeń. Jednak po krótkiej fazie początkowego entuzjazmu udział robotników* i kobiet stał się solą w oku wielu rewolucjonistów (po raz kolejny!). Ci nie chcieli być zrównani w prawach ani ze swoimi pracownikami, ani ze swoimi żonami – w ich oczach zmiana statusu społecznego powinna przynieść korzyść tylko im. Ponieważ to oni rozdawali karty, jeśli chodzi o pozycję społeczną i ekonomiczną, rewolucje narodowe szybko zaczęły zmierzać w tę stronę. Nowo wybrane parlamenty składały się w głównej mierze z mieszczan i tylko nielicznych robotników; nie zasiadała w nich ani jedna kobieta. Im dłużej trwały walki i im lepiej były zorganizowane, tym wyraźniej rysowała się linia podziału według klasy i płci albo też uprawiano politykę służącą tylko mężczyznom należącym do warstwy mieszczańskiej. A przecież konflikty wyrosły na gruncie kwestii społecznej, która dotykała przede wszystkim robotników*! Nastąpił rozłam między mieszczaństwem i proletariatem oraz między mężczyznami i kobietami, co doprowadziło do zaostrzenia stanowisk, a także wyraźnie wskazało przegranych*. Na przykład latem 1848 roku nowo powołany rząd Austrii wprowadził tak zwane roboty interwencyjne, tworząc w ten sposób nowe miejsca pracy. Ernst Schwarzer Edler von Heldenstamm, minister robót publicznych, wydał polecenie zatrudnienia do prac ziemnych dziesięciu tysięcy mężczyzn, ośmiu tysięcy kobiet i kilku tysięcy dzieci29. Wszyscy mieli przez dwanaście godzin dziennie kopać ziemię, aby przyspieszyć rozbudowę sieci kolejowej. Za ciężką fizyczną pracę dorosłym płacono dwadzieścia krajcarów, a dzieciom – piętnaście. Były to dosłownie głodowe wynagrodzenia, gdyż jeden ciepły posiłek kosztował około szesnastu krajcarów30. Mimo to 19 sierpnia pan minister obciął i tak już nędzne zarobki kobiet i dzieci o pięć krajcarów31. Przypuszczalnie spodziewał się, że taki środek ograniczenia wydatków państwa zostanie przełknięty bez mrugnięcia okiem – no bo jak garstka ubogich kobiet i wyrostków mogła się przeciwstawić decyzji polityka ze szlacheckim „von” w nazwisku? Cóż, oni tymczasem odłożyli grabie i łopaty i wspólnie demonstrowali na ulicach, domagając się poprawy warunków zatrudnienia. Mało tego, z robotnicami solidaryzowali się ich koledzy, wsparło je także kilkaset mieszczanek. Dzień po dniu grupa protestujących maszerowała przez wiedeński Prater, głośno skandując hasła i domagając się nie tylko lepszych warunków pracy, ale i równych płac dla kobiet. Prasa się oburzała: „Zwłaszcza babsztyle zachowywały się jak furie. Lżyły gwardzistów w najbardziej prymitywny, oburzający i nieprzyzwoity sposób”32. Właśnie w takim kontekście 21 sierpnia 1848 roku odbył się pierwszy oficjalny wiec kobiet w Austrii. Przewodziła mu arystokratka Karoline von Perin, która w przemowach podkreślała, jak ważny jest demokratyczny udział kobiet: „Na koniec Perin wygłaszała z barykad odczyty na temat kobiecej godności!” – donosiło jedno z czasopism33. Trwające cztery dni protesty nie skłoniły ministra Schwarzera do zmiany zdania. Wprost przeciwnie, potwierdził cięcia płac, mówiąc: „Już prędzej każę zastrzelić dziesięć tysięcy robotników, niż odstąpię od podjętej decyzji”34. I tak się stało: 23 sierpnia Gwardia Narodowa, burżuazyjna organizacja, która miała dbać o porządek i bezpieczeństwo podczas rewolucji, chwyciła za broń i krwawo stłumiła marsze protestacyjne. W tak zwanej bitwie o Prater zginęły dwadzieścia dwie osoby, a dwieście osiemdziesiąt dwie zostały ranne. Podział w szeregach rewolucjonistów* na burżuazję i robotników* pogłębił się jak nigdy dotąd.
Karoline von Perin nie dała za wygraną, chociaż od tej pory nie skupiała się już na sprawach robotnic, lecz na emancypacji kobiet z burżuazji. Dlatego też pięć dni po bitwie o Prater powołała do życia Pierwsze Wiedeńskie Demokratyczne Stowarzyszenie Kobiet. Była to pierwsza organizacja w Austrii, w której mieszczanki zrzeszały się, żeby prowadzić działalność nie tylko charytatywną, lecz również polityczną, i wysuwały konkretne postulaty: propagowania „zasad demokracji we wszystkich środowiskach kobiecych”, dążenia do „równouprawnienia kobiet” poprzez powszechną edukację, a także wypłaty odszkodowań dla „wszystkich ofiar rewolucji”35. Po tym jak założyła stowarzyszenie, Karoline von Perin stała się znaną postacią polityczną w Wiedniu, przez co bardzo podpadła mężczyznom ze swojej klasy społecznej. O skali niechęci wobec siebie przekonała się 17 października 1848 roku. Ona oraz około trzystu kobiet – w większości członkiń stowarzyszenia – wymyśliły na ten dzień coś wyjątkowego. Demonstrantki niosły petycję z tysiącem podpisów, którą zamierzały przekazać do Sejmu Ustawodawczego. Domagały się w niej zwołania landszturmu,aby móc stawić opór nacierającym siłom imperialnym36. Kiedy jednak kobiety przedstawiły swoje żądania posłom wiedeńskiego parlamentu, spotkały się z drwinami i szyderstwem. „Wielka procesja kobiet i dziewcząt” sprawiała „żałosne wrażenie”, oficer Gwardii Narodowej Wenzeslav Dundar określił ją jako „zuchwałe wtargnięcie” i pytał: „Co kobieta ma do roboty w polityce?”37. To, że przedostały się do parlamentu, wywołało tak wielkie zamieszanie, że o treści samej petycji nawet nie dyskutowano – panowie posłowie z miejsca ją odrzucili. W następnych tygodniach Karoline von Perin określano w prasie i w przestrzeni publicznej mianem „politycznej przekupy” i uznano za „rozedrganą, nieobliczalną i szaloną”38.
Landszturm, inaczej pospolite ruszenie, to powołanie pod broń wszystkich poborowych. Często był to ostateczny środek umożliwiający odparcie ataków wroga. W tamtym czasie chodziło o zmobilizowanie ludności do walki z wojskami cesarskimi.
Zaledwie w kilka tygodni później armia Habsburgów zdołała odbić Wiedeń i krwawo stłumić rewolucję w samym mieście oraz w pozostałych częściach Austro-Węgier. Chyba jednak baby aż tak bardzo nie przesadzały ze swoimi żądaniami! Jednak ich protest na nic się zdał – rewolucja zakończyła się fiaskiem. Także w Niemczech, we Francji, Włoszech i tak dalej walka o władzę w szeregach rewolucjonistów* ułatwiła wojskom cesarskim i królewskim odzyskanie pozycji. Pierwsze Wiedeńskie Demokratyczne Stowarzyszenie Kobiet, tak jak wszystkie organizacje i związki zawodowe z czasu Wiosny Ludów, zostało rozwiązane 31 października 1848 roku. Było jedyną organizacją polityczną kobiet w Europie i w kolejnych kilkudziesięciu latach działały tylko stowarzyszenia nielegalne. Nie wiadomo, co się potem stało z jego członkiniami; znamy imiennie Karoline von Perin i jest ona jedyną, o której wiemy coś więcej. Ona i jej życiowy partner Alfred Becher zostali aresztowani 4 listopada 1848 roku. Rewolucjonistę Bechera rozstrzelano zgodnie z prawem obowiązującym członków jego stanu, Karoline von Perin torturowano i molestowano w więzieniu policyjnym39. Jeszcze w czasie pobytu w areszcie została uznana za „chorą psychicznie”. Skonfiskowano jej majątek, pozbawiono ją również prawa do opieki nad trójką dzieci40. Wielu mężczyzn widziało w tym sprawiedliwą karę dla kobiety, która odważyła się wedrzeć do świata polityki. W czasopiśmie „Bohemia” podsumowano: „Niech pojmie, że kobiety winny wypełniać obowiązki macierzyńskie i że nie ma dla nich miejsca w awangardzie mobilnego wojska”41. Po dwudziestu trzech dniach Karoline von Perin została wypuszczona na wolność i udała się na wygnanie do Monachium. Tam próbowała zdystansować się od rewolucji i roli, jaką w niej odegrała, a także zacząć życie na nowo. Niemniej we wspomnieniach pisała:
Moi wrogowie nie omieszkali (…) rozpowszechniać najbardziej niedorzecznych i oszczerczych kłamstw na mój temat (…). W prasie obrzucano mnie błotem (…). Owi koryfeusze zemsty i złośliwości oczerniali mnie bez krzty litości, drwiąc z zasad człowieczeństwa, ze wszystkiego, co nie zniżało się do ich nikczemnych poglądów. Historia, ta nieubłagana sędzia, pewnego dnia należycie im się odpłaci42.
Chciałoby się życzyć Karoline von Perin, aby miała rację i jej nazwisko było dziś powszechnie znane, tak samo jak nazwiska innych zniesławianych w tamtym czasie kobiet. Niestety, historia zwykle nie jest nieubłaganą sędzią, ponieważ piszą ją z reguły ci, którzy mają władzę polityczną. W Europie przez bardzo długi czas pisali ją Kościół i szlachta. W XVIII i XIX wieku tak długo wstrząsano podstawami tego układu sił, aż zmienił się na korzyść nowej politycznej figury, która zdefiniowała siebie „ponadklasowo”: białego mężczyzny. Określenie „stary biały mężczyzna” stało się zbitką słowną, czasem funkcjonuje jako obelga, a nawet obraz wroga, i stoi w centrum dyskusji o tym, kto w naszym społeczeństwie cieszy się specjalnymi przywilejami. Ludzie lubią udawać, że termin „stary biały mężczyzna” ukuły bezczelne feministki* do spółki z wyczulonym politycznie Pokoleniem Z. Jednak biały mężczyzna został wymyślony dużo wcześniej – przez samych białych mężczyzn.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Wstęp
1 K. Darwin, Dobór płciowy, t. 2, tłum. L. Masłowski, Lwów 1876, s. 220. (W cytacie ortografia została uwspółcześniona – przyp. tłum.).
2 R. Haas, Female hunters of the early Americas, „Science Advances” 2020, nr 45(6), DOI 10.1126/sciadv.abd0310 (dostęp 11 października 2023).
3 Tamże.
4 R. Gibson, Theorizing with incorrect data. A new look at the historical inaccuracies of the bioarchaeology of corsets, „American Anthropologist” 2023, nr 125(3), s. 723.
5 M. Cintas-Peña, M. Luciañez-Triviño, R. Montero Artús i in., Amelogenin peptide analyses reveal female leadership in Copper Age Iberia (c. 2900–2650 BC), „Scientific Reports” 2023, nr 13, art. nr 9594, DOI 10.1038/s41598-023-36368-x (dostęp 11 października 2023).
6 A. Anderson, S. Chilczuk, K. Nelson i in., The myth of man the hunter. Women’s contribution to the hunt across ethnographic contexts, „PLOS One” 2023, nr 18(6), s. 6.
7 Por. M. Walley, Exploring potential archaeological expressions of nonbinary gender in pre-contact Inuit contexts, „Études Inuit Studies” 2018, nr 42(1), s. 269–289; Quality of Human Resources. Gender and Indigenous Peoples, red. E. Masini, Paris 2009.
8 E. Pape, N. Ialongo, Error or minority? The identification of non-binary gender in prehistoric burials in Central Europe, „Cambridge Archaeological Journal” 2023, DOI https://doi.org/10.1017/S0959774323000082 (dostęp 11 października 2023).
9 G.M. Rezai-Rashti, G. Mehran, S. Abdmolaei, Women, Islam and Education in Iran, London 2019, s. 26.
Rozdział 1 (Nie)obywatelka
1 O. de Gouges, Deklaracja praw kobiety i obywatelki, tłum. R. Michalski, Gdańsk 2018.
2 A. Hirsch, Die Dinge. Eine Geschichte der Frauen in 100 Objekten, Zürich 2022, s. 183.
3 W. Doyle, The Oxford History of the French Revolution, Oxford 1980, s. 121.
4 Ch. Hibbert, The Days of the French Revolution, New York 1980, s. 97.
5 S. Schama, Der zaudernde Citoyen. Rückschritt und Fortschritt in der Französischen Revolution, München 1989, s. 459.
6 Tamże, s. 465.
7 A. Hirsch, dz. cyt., s. 184.
8Deklaracja praw człowieka i obywatela z 26 sierpnia 1789, https://libr.sejm.gov.pl/tek01/txt/konst/francja-18.html (dostęp 8 października 2024).
9 Ch.E. Paschold, A. Gier, Die Französische Revolution. Ein Lesebuch mit zeitgenössischen Berichten und Dokumenten, Leipzig 1989, s. 115–116.
10 „National Gazette”/„Le Moniteur universelle”, 19 listopada 1793 (autor nieznany), s. 237, Digitalisat Bayerische Staatsbibliothek, https://www.digitale-sammlungen.de/de/view/bsb10487372_00453_u001?page=,1&q=roland (dostęp 11 października 2023).
11 O. de Gouges,dz. cyt., s. 21.
12 „National Gazette”/„Le Moniteur universelle”, dz. cyt.
13 Por. E. Burke, Rozważania o rewolucji we Francji i o debatach pewnych towarzystw londyńskich związanych z tym wydarzeniem, wyrażone w liście, który miał zostać wysłany do pewnego gentlemana w Paryżu, tłum. D. Lachowska, Kraków–Warszawa 1994, s. 87.
14 T. Szigeti, Júlia Bányai. The woman in men’s clothes who became a military hero in the Revolution of 1848, „Hungary Today”, 16 marca 2018, https://hungarytoday.hu/julia-banyai-woman-mens-clothes-became-military-hero-revolution-1848/ (dostęp 11 października 2023). (dostęp 11 października 2023).
15 Tamże.
16 Ch.P. Potholm, Hiding in Plain Sight. Women Warriors throughout Time and Space, Lanham 2022, s. 188.
17 Tamże.
18 T. Szigeti, dz. cyt.
19 Tamże.
20 Tamże.
21 S. Zimmermann, Die bessere Hälfte? Frauenbewegungen und Frauenbestrebungen im Ungarn der Habsburgermonarchie 1848–1918, Wien 1999, s. 21.
22 Benda, Maria Lebstück, [w:] Österreichisches Biographisches Lexikon 1815–1950, t. 5, Wien 1972, s. 68.
23 M. Lanzinger, R. Sarti, Eine Löwin im Kampf gegen Napoleon? Die Konstruktion der Heldin Katharina Lanz, Wien 2022, s. 316.
24 Deutsche Bundesakte, [w:] Gesetz-Sammlung für die Königlich-Preußischen Staaten;(od 1907) Gesetz-Sammlung für Preußen; (od 1911) Gesetzsammlung für Preußen, 1818, aneks nr 23, s. 143–155.
25 E. Pankoke, Sociale Bewegung, sociale Frage, sociale Politik. Grundfragen der deutschen „Socialwissenschaft” im 19. Jahrhundert, Stuttgart 1970, s. 71.
26Schimpfende Weiber und patriotische Jungfrauen. Frauen im Vormärz und in der Revolution 1948/49, cz. 2, red. C. Lipp, Baden-Baden 1986, s. 54–55.
27 Tamże.
28 Archiwum miasta Heilbronn, E 146, Bü 1929, 1930, 1931.
29Österreichisches Städtebuch, t. 7, Die Stadt Wien, red. O. Pickl, Wien 1999, s. 217.
30 H. Schmölzer, Revolte der Frauen. Porträts aus 200 Jahren Emanzipation, Klagenfurt am Wörthersee 2008, s. 282.
31 Tamże.
32 Cyt. za: H. Schmölzer, dz. cyt.
33 G. Hauch, Frau Biedermeier auf den Barrikaden. Frauenleben in der Wiener Revolution 1848, Wien 1990, s. 155–157.
34 Cyt. za: M. Koch, Lebenswege großartiger Frauen aus der Leopoldstadt. Broschüre zur Ausstellung, Wien, Bezirksmuseum Leopoldstadt, s. 5.
35Statuten des Ersten Wiener demokratischen Frauenvereins,Wien 1848, s. 5, Digitalisat Österreichische Nationalbibliothek, https://onb.digital/result/106FDEB2 (dostęp 11 października 2023).
36 G. Hauch, dz. cyt., s. 157.
37 Cyt. za: G. Hauch, dz. cyt.
38 Tamże, s. 158.
39 G. Hauch, Perin-Gradenstein, Karoline Freifrau von, [w:] Neue Deutsche Biographie, t. 20, 2001, s. 186 (wersja online), https://www.deutsche-biographie.de/pnd138743479.html#ndbcontent (dostęp 14 października 2023).
40 Tamże.
41 „Bohemia”, 7 listopada 1848, Digitalisat Bayerisches Staatsarchiv, https://digipress.digitale-sammlungen.de/view/bsb10485313_00449_u001/1 (dostęp 11 października 2023).
42 Cyt. za: G. Hauch, Perin-Gradenstein, dz. cyt., s. 158.
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
