Odwieczne zło - Gian Franco Svidercoschi - ebook

Odwieczne zło ebook

Gian Franco Svidercoschi

4,5

Opis

Kościół. Świętość i grzech. Nadzwyczajne dobro i Odwieczne zło.

Od starożytności chrześcijaństwo zmaga się z dwoma demonami: klerykalizmem i pedofilią. Ten piekielny związek, który wyrządził wiele krzywd, został rozbity całkiem niedawno. A towarzyszyło temu wielkie zgorszenie. Gian  Franco Svidercoschi, jeden z najwybitniejszych watykanistów, odkrywa przed czytelnikiem, w jaki sposób to zło zadomowiło się w Kościele, w jego strukturach. Pokazuje, jak doszło do tego, że myślenie o dobru oprawców i instytucji stało się w pewnym momencie ważniejsze od myślenia o ofiarach.

Książkę uzupełniają wstęp ks. Adama Bonieckiego MIC i Krótka historia zmagań Kościoła z wykorzystaniem seksualnym małoletnich opracowana przez o. Adama Żaka SJ, koordynatora ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 101

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (2 oceny)
1
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MariaWojtkowiak

Dobrze spędzony czas

Jeśli wszyscy przedstawiciele kleru mający coś wspólnego z pedofilią chociaż trochę wierzą w to,co głoszą z ambon,to piekło na nich czeka z miejscówkami dla szczególnie zasłużonych. A jeśli nie wierzą to też czeka. Kryją się nawzajem od wieków i zwalają winę na ofiary. Dlaczego prawo karne tak mało ich dotyczy? Są ponad światem nadal,mimo że twierdzi się coś innego. Warto przeczytać,by zobaczyć jak nic się nie zmieniło.
00

Popularność




Tytuł oryginału:Chiesa liberati dal male By Gian Franco Svidercoschi© 2019 - Rubbettinowww.rubbettinoeditore.it© Wydawnictwo WAM, 2019Opieka redakcyjna: Sławomir RusinRedakcja: Marta StęplewskaKonsultacja merytoryczna: Adam Żak SJKorekta: Strefa Słowa Małgorzata SękalskaSkład: Anna KrawiecProjekt okładki: Bogna Hamryszczak-GłowaczFot. na okładce: ©Depositphotos.com (5529655)ISBN 978-83-277-2244-7WYDAWNICTWO WAMul. Kopernika 26 • 31-501 Krakówtel. 12 62 93 200e-mail: [email protected]Ł HANDLOWYtel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496e-mail: [email protected]ĘGARNIA WYSYŁKOWAtel. 12 62 93 260www.wydawnictwowam.plDruk i oprawa: READ ME • ŁódźPublikację wydrukowano na papierze Ecco book cream 90 g vol. 2.0dostarczonym przez Antalis Poland Sp. z o.o.

Książkę tę dedykujęMarie Collins – z myślą o strasznej zbrodni, której padła ofiarą, i o niezwykłym świadectwie, które wciąż składa

Wstęp do polskiego wydania

Gian Franco Svidercoschi to dziennikarz i pisarz, znany także polskim czytelnikom z książek omawiających życie Kościoła od Soboru Watykańskiego II przez kolejne pontyfikaty aż do papieża Franciszka. Jan Paweł II w uznaniu dla jego zasług mianował go zastępcą naczelnego redaktora „L’Osservatore Romano” i zaprosił do współpracy nad książką Dar i tajemnica (Wydawnictwo WAM). Jest autorem około dwudziestu książek, z których ostatnia, o papieżu Franciszku, ukazała się także w Polsce (Papież, który zapalił świat, ZNAK).

Autor książki, którą trzymacie Państwo w rękach, całe życie służył Kościołowi. Jako jeden z nielicznych w pierwszych latach pontyfikatu Jana Pawła II tłumaczył czytelnikom dziennika „Il Tempo”, kim jest ten nietypowy papież „z dalekiego kraju”. Przybliżał im też Sobór Watykański II i pomagał zrozumieć wspólnotę kościelną w burzliwym okresie posoborowym. Svidercoschi zna i rozumie Kościół jak mało kto. Jest on jego życiową pasją – i to nie ten oglądany z zewnątrz, chłodnym okiem dziennikarza-obserwatora, lecz widziany oczami wierzącego katolika.

Sprawę pedofilii w Kościele potraktował z właściwą sobie pasją. W swojej książce skupił się na słowach, które Benedykt XVI pozostawił jako swój testament: „Powinniśmy zapytać się, jaki błąd popełniliśmy w naszym przepowiadaniu, w całym naszym sposobie kształtowania życia chrześcijańskiego, że tego rodzaju rzecz mogła się zdarzyć”1. „[P]ytanie, które brzmi niezmiernie realistycznie, a zarazem proroczo” – napisał Gian Franco Svidercoschi i zaczął szukać odpowiedzi.

Sięgnął do historii Kościoła, by odkryć ze zdumieniem, że przez stulecia aż do obecnych czasów żaden papież nie podjął wprost tematu pedofilii w kościelnych strukturach. Czy najwyżsi hierarchowie nie zdawali sobie z niej sprawy – pyta autor, lub, co gorsza, minimalizowali problem aż do papieży naszych dni, którzy z coraz większą surowością ogłaszają zasadę „zero tolerancji”? Może Ojcowie Święci byli niedoinformowani…? Nawet Jan Paweł II zbyt późno zareagował na kryzys związany z pedofilią księży, który wybuchł w Stanach Zjednoczonych w latach osiemdziesiątych XX wieku. Władza Benedykta XVI okazała się nie dość silna, by wymóc na lokalnych episkopatach stosowanie ważnych przepisów w tej materii. A papież Franciszek z uporem bronił chilijskiego biskupa Juana Barrosa, którego uważał za człowieka godnego zaufania, nie mogąc uwierzyć w stawiane mu zarzuty.

Pedofilia istniała od zawsze. A Kościół milczał. Autor przypomina, co o pedofilii – jeszcze tak nie nazwanej – napisał św. Piotr Damiani w dziele Liber Gomorrhianus (1051). Potępił on w nim najsurowiej jak potrafił księży, którzy molestują dzieci, opisał też straszliwe konsekwencje psychiczno-moralne, jakie ponoszą ofiary. Problem istniał więc już od dawna. Dalej Svidercoschi przytacza – niedawno odkrytą – historię założyciela pijarów, żyjącego na przełomie XVI i XVII wieku św. Józefa Kalasancjusza. Otóż jako przełożony wspólnoty dowiedział się on, że jeden z jej członków, ks. Stefano Cherubini, dopuścił się gwałtu na kilku wychowankach szkoły. Święty rozpoczął (w ramach wspólnoty, nie publiczny) proces, tymczasem brat przestępcy, ważna persona w Kurii Rzymskiej, zagroził mu, że jeśli jego krewny zostanie ukarany, to on zniszczy zakon. Święty nie chciał ryzykować i odesłał pedofila do innego miejsca i do innej pracy, bez kontaktu z dziećmi. Kilka lat późnej, gdy postanowiono powołać następcę założyciela (św. Józef Kalasancjusz jeszcze wtedy żył), wizytator papieski, jezuita Silvestro Pietrasanta, wyznaczył właśnie Stefana Cherubiniego na przełożonego, nie bacząc na ciążące na zakonniku oskarżenia.

Książka ta, choć wiele w niej reminiscencji historycznych, nie jest historią pedofilii w Kościele. Już raczej historią świadomości ludzi Kościoła, zresztą nie tylko. Pedofilia, zwłaszcza w rodzinach, istniała od zawsze i pozostawała jakby „ukryta w trzewiach ludzkości”. Może dlatego, pisze Svidercoschi, że jej okropieństwo zawsze budziło poczucie winy. Długo nie miała nawet własnej nazwy. Kościół jednak nie zrobił nic od czasu, kiedy po raz pierwszy owa zgnilizna wyszła na jaw za sprawą Piotra Damianiego i jego dzieła. Może dlatego, że był wówczas zajęty sprawami poszerzania (doczesnego) stanu posiadania sposobami właściwymi dla innych państw. „Bóg tego chce” – krzyczał papież Urban II w listopadzie 1095 roku do ogromnego tłumu duchownych, rycerzy oraz mieszczan zgromadzonych na równinie za murami Clermont w Owerni. Tak wyglądał uroczysty początek wyprawy krzyżowych.

Zgłębiając przyczyny zdumiewającego milczenia Kościoła, nasz autor odrzuca zbyt łatwe odwoływanie się do „mentalności tamtych czasów”, a nawet ma do papieża Franciszka żal, że wypowiadając się w sprawie odkrycia skandalicznych zachowań duchownych w Pensylwanii, sięgał po zwodniczy termin „hermeneutyka epoki”. Brzmi to – napisał Svidercoschi – jak usprawiedliwienie księży pedofilów.

Autor szkicuje równocześnie obraz tworzenia się „piramidalnej” struktury władzy w Kościele. Kiedy zbliża się do czasów współczesnych, do głosu dochodzi jego talent reportera. W takim stylu pisze o nieudanych zabiegach Jana XXIII, by wznowić zapomniany dokument Świętego Oficjum z roku 1922 Crimen sollicitationis, w którym wreszcie mowa o zbrodni wobec nieletnich. Najpierw uznano (kto uznał? – pyta Svidercoschi), że należy z tym poczekać do Soboru, potem, że do reformy Kodeksu Prawa Kanonicznego. W przypadkach pedofilii – po staremu – albo nie robiono nic, albo kierowano winnego księdza na terapię, albo przenoszono go do innej parafii. „W ten sposób utrwalała się mentalność kasty – pisze Svidercoschi. – Unikano skandali, które splamiłyby instytucję Kościoła”.

Dalej następuje relacja o tym, co miało miejsce we wczesnych latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia: „ruszyła gigantyczna machina prawdy”. Jak stwierdza autor, jakkolwiek do tego doszło, „była to niewątpliwie ręka Opatrzności, nawet jeśli ludzkie «narzędzia» nie zawsze były najdoskonalsze”. Najpierw bardzo powoli, jako niepowiązane ze sobą wiadomości, pojawiły się informacje o pojedynczych skandalach w różnych miejscach na świecie. Ale „lawina już ruszyła. (…) W ten sposób w murze milczenia powstawał coraz szerszy wyłom: na powierzchnię zaczął wypływać strumień zgnilizny, który zdawał się nie mieć końca”.

Dalsze rozdziały książki to kronika bliższych naszym czasom wydarzeń. Niemal reporterskie relacje o zmaganiach kolejnych papieży, od Jana Pawła II do papieża Franciszka, z wyniszczającą Kościół gangreną, o oporze niektórych kurialistów i części episkopatów, o papieskich rozczarowaniach, kiedy zawodzili ludzie (w tym kardynałowie), którym – jak się wydawało – można było ufać, oraz o eksplozjach kolejnych przerażających informacji na temat tego, co dzieje się w różnych lokalnych wspólnotach. Wydarzenia związane z pedofilią autor umieszcza na tle wydarzeń, które – choć ukazane tylko w zarysie – odcisnęły wyraziste piętno na Kościele i świecie. Wydarzenia te – w znacznej części znane z lektury codziennej prasy na przestrzeni kilku lat – zebrane razem, uświadamiają nieporównywalny z niczym w historii kryzys Kościoła. Pod znakiem zapytania stawiają jego wiarygodność i, co gorsza, ukazują straszną chorobę wyniszczającą instytucję, od której oczekiwano uzdrowienia świata.

Książka jednak na tym się nie kończy. Na szczęście. Dla czytelnika, który utożsamia się z „Kościołem grzesznych ludzi”, będącym mimo wszystko zawsze „Kościołem świętym”, ta eksplozja brudu ukrytego dotąd pod warstwą milczenia byłaby nie do zniesienia. Svidercoschi docenia fakt, że wśród wszystkich struktur dotkniętych plagą pedofilii tylko Kościół podjął wyzwanie i stanął do walki. Docenia, że uwaga skupiona przez stulecia na ochronie wizerunku instytucji nareszcie ustąpiła miejsca trosce o los ofiar. Że na nowo usłyszano słowa Jezusa: „kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu lepiej by było kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza” (Mt 18,6)2.

Gian Franco Svidercoschi zawsze umiał dostrzec w Kościele to, co mądre i piękne. I tym razem ostatnie w książce rozdziały, te z nutą nadziei, rozpoczyna od wypowiedzi Blaase’a Cupricha, mianowanego przez papieża Franciszka arcybiskupem Chicago, a do niedawna biskupa diecezji Spokane. Czytamy: „kilka lat temu, jako biskup Spokane, pozwolił sobie na bardzo odważną wypowiedź, mówiąc, że należy przypuścić frontalny atak na plagę pedofilii, którą uznał nie tylko za tragedię w wymiarze moralnym, lecz także za sygnał alarmowy na poziomie eklezjologicznym, dla całego Kościoła. Według Cupricha każda próba odnowy wspólnoty katolickiej pozostanie daremna, absolutnie daremna, jeśli najpierw nie zmieni się (jak to określił) «wypaczonego rozumienia», które od wieków zniekształca samą naturę kapłaństwa, będącego żywotnym centrum Kościoła. Mówiąc konkretniej, stwierdził, że wobec licznych problemów, z którymi boryka się formacja przyszłych kapłanów, należy tę formację przemyśleć, uwzględniając przy tym przede wszystkim uwarunkowania modelu kapłaństwa pozostającego pod negatywnym wpływem klerykalizmu”. Dalej nasz autor sugeruje efekt tych przemyśleń. Jego zdaniem muszą one prowadzić do zmiany struktury i sposobu funkcjonowania seminariów tak, by nie „produkowały” ludzi emocjonalnie i seksualnie niedojrzałych.

I sprawa kluczowa: „Nie sposób rozpocząć żadnej, choćby nawet najdoskonalszej reformy, jeśli najpierw nie usuniemy nowotworu, który od wieków toczy ciało Kościoła; inaczej zablokuje on i zatruje wszystko, wyjaławiając nie tylko życie wspólnot chrześcijańskich, lecz także samą wiarę. Tym odwiecznym złem jest klerykalizm”.

Tu nasz autor spotyka się z papieżem Franciszkiem, który w Liście do Ludu Bożego wskazał właśnie klerykalizm jako praźródło także nadużyć pedofilskich. Svidercoschi rozwija ten wątek. Zarezerwowanie w kościelnej wspólnocie wszelkiej władzy, od proboszczowskiej po papieską, dla osób należących do kleru stało się źródłem wszystkich nadużyć i dewiacji „klasy” klerykalnej. Należy więc usunąć fałszywie usakralizowany obraz księdza i wrócić do ideału opisanego w Liście do Hebrajczyków (7,26) kapłana „świętego, niewinnego, nieskalanego”, uwalniając Kościół od starodawnej wady, której na imię „nieustanna potrzeba władzy” i powracając do postulowanego przez Sobór Watykański II Kościoła bardziej ewangelicznego, bardziej charyzmatycznego, bardziej ludu Bożego, Kościoła-komunii.

Ogromna większość ludu Bożego, to jest świeccy, zawsze pozostaje w drugim rzędzie, szczególnie kobiety. Czyli Kościół bez ludu, jak mówił Jan Paweł II, to „błąd antyewangeliczny i antyteologiczny”3. Owa antysymetria stwarza podatny grunt dla wszelkich nadużyć władzy, co może się objawiać także w dziedzinie zachowań seksualnych. Księża, którzy się czują wszechmocni, biskupi zachowujący się jak szefowie firm, świeccy na pozycjach rezerwowych kleryków, konsultowani z okazji synodów, a nawet mający swą małą reprezentację na zgromadzeniach synodalnych, kompletnie natomiast pomijani w momencie podejmowania decyzji w swoich diecezjach, choć mogliby mieć udział choćby w wyborze nowego biskupa czy w sprawach gospodarczych.

Trzeba zejść głębiej, bo do wykorzenienia zła nie wystarczą żadne nowe sankcje wobec przestępców ani żadne – nawet skądinąd pożyteczne – inicjatywy. Po tak wielkim upokorzeniu „klasa klerykalna” nie może już dłużej traktować spraw kościelnych jako dotyczących tylko jej. Przeżywane dziś przez Kościół straszliwe doświadczenie może stać się czasem nadziei. „Kościół, wreszcie oczyszczony, przywdziewając na nowo szatę ewangeliczną, [może] pociągnąć za sobą społeczność ludzką i pomóc jej uwolnić się od tej strasznej plagi, czającej się w jej najmroczniejszych zakamarkach. (…) Kościół rzymski nie może nie odpowiedzieć na te wyzwania” – kończy swoją książkę Gian Franco Svidercoschi.

Ukazuje się ona w momencie, w którym w Polsce, podobnie jak w innych krajach – u nas za sprawą filmu braci Sekielskich4 – sprawa księży pedofilów dotarła do świadomości najszerszej opinii publicznej. Z pewnością ta spokojna, a jednocześnie pełna pasji publikacja jest nam dziś bardzo potrzebna.

Ks. Adam Boniecki MIC

1 Benedykt XVI, Przemówienie do kardynałów, arcybiskupów i biskupów Kurii Rzymskiej, 20 grudnia 2010 roku, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/benedykt_xvi/przemowienia/kuriarzym_20122010.html (dostęp: 11.06.2019).

2 Cytaty biblijne za: Biblia Tysiąclecia. Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu, wyd. 5, Poznań 2003.

3Katechezy Ojca Świętego Jana Pawła II,Kościół, Kraków-Ząbki 1999, s. 305.

4Tylko nie mów nikomu, reż. T. Sekielski, Sekielski Brothers 2019.

Wstęp

Ciało Kościoła od wieków toczy zagnieżdżony w nim nowotwór. Często niezauważany, niedostatecznie kontrolowany, a w każdym razie nigdy nieuleczony i niezaatakowany wprost przez hierarchię kościelną, wciąż obecny jest w historii wspólnoty katolickiej. Nowotwór ten doprowadził w końcu do stworzenia sytuacji, która niszczy tę wspólnotę, podważając wiarygodność przesłania, które ma ona głosić, autorytet instytucji, a nawet samą wiarę ludzi wierzących.

Oczywiście mówimy tu o tym samym złu, które, ze swymi niezliczonymi, rozgałęzionymi mackami, zawsze czaiło się w mrocznych głębiach ludzkiej społeczności, tocząc zwłaszcza życie rodzinne. Jednak pedofilia – bo o nią tu chodzi – powinna być Kościołowi całkowicie obca. Jest ona całkowicie obca przede wszystkim Ewangelii, tak często odwołującej się do niewinności i prostoty życia dzieci, do więzi, jaka łączy czystość serca, ciało i wiarę.

Mimo to byli i wciąż są ludzie Kościoła, którzy zdradzili daną Bogu przysięgę wierności i swoją świętą posługę. Ludzie ci, popełniając tę straszliwą zbrodnię, w ohydny sposób nadużyli swego autorytetu i powierzonej im władzy, którą sprawowali jako przewodnicy duchowi w parafiach, w grupach młodzieży czy w szkołach.

Pedofilia jest również konsekwencją klerykalizmu, który ewoluował i wzmocnił się, wstrząsając katolicyzmem, zatruwając struktury, programy i niestety także ludzi. Niebezpieczeństwo to znakomicie wyraził Benedykt XVI, mówiąc, że „największe prześladowania Kościoła nie pochodzą z zewnątrz”, lecz rodzą się „z grzechów, jakie są wewnątrz niego samego”5.

Chodzi tu o grzech, o prawdziwy grzech, w najgłębszym religijnym rozumieniu tego słowa. Grzech przeciwko Bogu, przeciw Jego nieskończonej dobroci, przeciw Jego miłości miłosiernej. Jest to grzech przeciwko dzieciom całego świata, tym żyjącym dawniej i tym obecnym, gdyż, jak powiedział Jezus, „Bóg daje swoje królestwo tym, którzy są im podobni”. Tymczasem wiele z tych dzieci padło ofiarą podwójnego zła: najpierw pogwałcono niewinność ich małych ciał i sprofanowano ich ducha; następnie zaś zostały one zapomniane, zignorowane przez tych, na których spoczywała odpowiedzialność i obowiązek chronienia ich i udzielania im pomocy.

5 Cyt. za: http://www.kosciol.pl/article.php?story=20100511153741259 (dostęp: 10.06.2019).

Grzech zbiorowy

Jak zatem wierny świecki ma reagować na to, co dzieje się w jego Kościele, w Kościele, który kocha? Czy jedynie modlitwą? Czy ma informować odpowiednie organy o możliwych nadużyciach, o zachowaniach, które uzna za niestosowne? Czy ma tłumić w sobie uczucia cierpienia, bólu, niedowierzania, zdumienia, a wreszcie także i gniewu – ogromnego gniewu, który obecnie z pewnością odczuwa większość ludu Bożego? Wzbiera w nas potrzeba wypowiedzenia na głos, wykrzyczenia tego, co czujemy, obnażenia haniebnych czynów. Powiedzenia – bez popadania w purytanizm – że, niezależnie od odpowiedzialności osobistej, jest to najcięższy zbiorowy grzech całego duchowieństwa.

Oczywiście przede wszystkim zgrzeszyli sami przestępcy. Ale nie tylko. Zgrzeszyli również ich współbracia, którzy udawali, że nic nie widzą i nie słyszą, a nawet bronili sprawców, kłamiąc i ukrywając ich czyny. By pójść jeszcze wyżej w hierarchii: jakże wielu biskupów ukrywało skandaliczne czyny swoich kapłanów, często ograniczając się do przeniesienia ich do innej parafii, tym samym umożliwiając im popełnienie kolejnych nadużyć, krzywdzenie kolejnych ofiar i wywoływanie kolejnych skandali.

Całe episkopaty – jak w przypadku biskupów chilijskich, którzy wszyscy podali się do dymisji – milczały, nie powiadamiając o niczym wymiaru sprawiedliwości ani nie informując Stolicy Apostolskiej. Biskupi ci troszczyli się bardziej o „dobre imię” instytucji kościelnej i swoich diecezji, dbając bardziej o klerykalną kastę niż o los ofiar i ich rodzin. Najbardziej gorsząca jest przy tym mafijna solidarność tych grup episkopalnych, przywodząca na myśl zasadę omerty. Żaden biskup nigdy się jej nie przeciwstawił, nie zdecydował się na przerwanie zmowy milczenia, nie ujawnił się i nie zdobył na odwagę, by przemówić.

Na tym jednak nie koniec. Członkowie kolegium kardynalskiego, zamieszani w historie z przeszłości, albo są osobiście winni, albo oskarża się ich o ukrywanie przestępstw niektórych swoich kapłanów. Sięgając jeszcze wyżej, tak wysoko, że wyżej już nie sposób: przez całe wieki – przez wieki! - papieże nie zauważali niczego bądź, co gorsza, umniejszali wagę problemu. Aż po współczesnych Ojców Świętych: także ci, którzy interweniowali z coraz większą stanowczością i toczyli walkę ze złem, wprowadzając zasadę „zero tolerancji”, dźwigają brzemię błędów i zaniechań. Dzieje się tak bardzo często dlatego, że byli odpowiednio informowani o czynach swoich współpracowników, albo – co gorsza – dlatego, że byli wprowadzani w błąd przez swych rzekomych „przyjaciół”.

Zdarzyło się to Janowi Pawłowi II, nazbyt wolno reagującemu na kryzys, który wybuchł w Stanach Zjednoczonych na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Podobnie było z Benedyktem XVI, który nie zawsze miał dość siły, by zmusić lokalne episkopaty do wdrożenia ważnych, zaordynowanych przez niego rozwiązań. To samo można też powiedzieć i o Franciszku, który – uwierzywszy osobom uznanym za pewne i godne zaufania – bronił chilijskiego biskupa Juana Barrosa, na którym ciążyły poważne i, jak się potem okazało, słuszne zarzuty.

Gdzie są dawne „radary”?

Wiele ataków na papieża Franciszka, łącznie z tym, który przypuścił były nuncjusz Carlo Maria Viganò, zawiera aż nadto wyraźny instrumentalny wątek polityczny. Nie należy zapominać, że ogromna większość oskarżeń o molestowanie przez duchownych i osoby zakonne dotyczy zdarzeń, które miały miejsce dwadzieścia, trzydzieści, a nawet czterdzieści lat temu. Jednak choć pierwsze skandale wokół tych tragicznych wydarzeń wybuchły pod koniec ubiegłego wieku, na jaw wychodzą kolejne afery, i to o coraz silniejszym wydźwięku, towarzysząc upublicznianiu wyników dochodzeń cywilnych i kościelnych. Wychodzi na wierzch sięgająca dalekiej przeszłości zgnilizna, która wydaje się szerzyć bez końca.

Nieco zaskakujące wydaje się więc, że – po publikacji minionego lata raportu Wielkiej Ławy Przysięgłych w Pensylwanii, opisującego czyny 301 kapłanów winnych molestowania tysiąca nieletnich, co stanowi dopiero początek lawiny oskarżeń – papież Franciszek postanowił wezwać do siebie przewodniczących konferencji episkopatów całego świata dopiero pod koniec lutego 2019 roku. Czy nie należałoby oczekiwać szybszego działania, które skłoniłoby najwyższe władze kościelne do podjęcia bardziej stanowczych kroków?

Coraz częściej można odnieść wrażenie, a może nawet więcej niż wrażenie, że Kościół katolicki w coraz większym stopniu traci swą zdolność profetyczną, to jest wrodzoną mu, fundamentalną zdolność antycypowania nadchodzących czasów, a przede wszystkim umiejętność interpretowania obecności Boga w historii, w życiu ludzi, w następstwie epok. Inaczej mówiąc, wydaje się, że Kościół zatracił niezwykle czułe niegdyś „radary”, dzięki którym „odbierał” dotąd pojawiające się na horyzoncie nowe kwestie, nie dając się zepchnąć z obranej drogi i nie ulegając dyktatowi owych nowości.

Gdy ktoś chce zabrać głos, jak to widzimy na przykładzie obecnego pontyfikatu Jorgego Bergoglia – który może uchodzić za kontrowersyjny, ale jest bez wątpienia aktywny, odważny i pod wieloma względami rewolucyjny – staje często w obliczu sprzeciwów, przeszkód i trudności, zwłaszcza ze strony duchowieństwa.

Dlatego stojąc w miejscu, w którym się znaleźliśmy, musimy przynajmniej dostrzec drogę, którą Kościół powinien podążyć, by wyjść z obecnego dramatycznego kryzysu. Kryzysu, który nie ogranicza się tylko do kwestii seksualnego molestowania dzieci, lecz który właśnie poprzez tę kwestię niesie ze sobą coraz poważniejsze konsekwencje dla całego chrześcijaństwa. Taki właśnie jest cel tej książki, która zarazem chce złożyć hołd tysiącom kapłanów i licznym biskupom za ich wzorowe życie i nadzwyczajną misję, jaką sprawują na całym świecie.

Nowy model kapłaństwa

Przede wszystkim trzeba sobie bardzo szczerze powiedzieć, że być może dotąd padło zbyt wiele słów, zabrakło za to faktów. Teraz wszyscy oczekują konkretów. By pokonać kryzys, nie wystarczy „oczyszczenie” Kościoła, choćby nawet drastyczne i prowadzone systematycznie, z księży i zakonników, którzy dopuścili się haniebnych czynów, i z biskupów, którzy, ukrywając ich zbrodnie, są równie winni. Musimy zreformować całą strukturę seminariów (zaczynając od ich otwarcia, już w ramach praktyk pastoralnych, na otaczające je wspólnoty chrześcijańskie), przede wszystkim zaś proces przygotowywania kandydatów do kapłaństwa (od wstępnego rozeznania po dojrzewanie na wszystkich etapach i we wszystkich dziedzinach, łącznie ze sferą seksualności; mogłoby to bardzo pomóc w pogłębionym, spokojniejszym i bardziej świadomym przeżywaniu celibatu).

Krótko mówiąc, konieczne będzie po pierwsze głębokie przemyślenie nowego modelu kapłaństwa, powiązane z rewizją jego statusu, owego poczucia „wyłączności”, którą wciąż cieszy się ono w sprawowaniu „władzy rządzenia i uświęcania”, po drugie zaś uwolnienie duszpasterstwa od coraz bardziej niestosownej sakralizacji nieograniczonej władzy, która rzekomo mu przysługuje. Stan ten, jak się o tym niestety przekonaliśmy, może doprowadzić kapłana lub zakonnika, zwłaszcza jeśli wewnętrznie jest już zdeprawowany, do popełnienia ohydnych czynów, i to w stosunku do najmłodszych!

Tak właśnie rodzi się i szerzy zgubny moloch klerykalizmu. Klerykalizm ów jest jeszcze bardziej szkodliwy od tego, który znamy z historii, gdyż wytworzył on swoisty „system” klerykalny z klerykalną kulturą, klerykalną mentalnością, a nawet z klerykalnymi wzorcami zachowań. Co najgorsze, dysponuje on też wypaczającą sens i cel prawdziwej władzy kapłańskiej władzą: w parafiach, tam, gdzie rozciąga się autorytet biskupów, w kurii rzymskiej i w samej Stolicy Apostolskiej, która i w obecnych czasach sprawia niekiedy wrażenie instytucji funkcjonującej wedle modelu piramidy – odpowiedzialnej jedynie przed sobą i niezamierzającej dzielić się władzą ze świeckimi, a zwłaszcza z kobietami.