Odcień północy - L.J. Shen - ebook + audiobook + książka

Odcień północy ebook i audiobook

L.J. Shen

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Nowa, samodzielna powieść z gatunku współczesnego romansu bestsellerowej autorki L.J. Shen.

To miało być łatwe. Potrzebowałam pieniędzy. On potrzebował opiekunki, która powstrzyma go przed zaćpaniem się na śmierć. Zostałam wybrana specjalnie dla niego. Jestem odpowiedzialna. Optymistyczna. Ciepła. Niewinna. Powinnam być mądrzejsza. Alex Winslow. Brytyjska gwiazda rocka. Seryjny łamacz serc. Casanova o oczach w kolorze whiskey. „Nie zbliżaj się do diabła w skórzanej kurtce. On cię wykorzysta i zostawi”. I wiecie co? Nie posłuchałam. Podpisałam umowę. Trasa koncertowa po całym świecie. Trzy miesiące. Cztery kontynenty. Sto występów. Nazywam się Indigo Bellamy i zaprzedałam duszę wytatuowanemu bóstwu. Problem w tym, że Alexowi Winslowowi moja dusza nie wystarczyła. Wziął również moje ciało. A potem serce. Zabrał mi wszystko.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 403

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 31 min

Lektor: Karolina Kalina

Oceny
4,6 (111 ocen)
79
23
7
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Lidkai

Całkiem niezła

Historia fajna, ale główna bohaterka jest tak naiwna ze aż trzeszczy za uszami
20
AgaWiktoria

Całkiem niezła

Ogólnie ok, ale ileż można jedno i to samo. On co chwile ze ja przeleci a ona ze nigdy się z nim nie prześpi 🙄🙄🙄
11
madlenna1

Nie oderwiesz się od lektury

Moja pierwsza i ukochana książka od L.J
00
ASzlazak75

Nie oderwiesz się od lektury

jak wszystkie książki L.J. Shen i ta była świetna.
00
Marchewka1980

Całkiem niezła

Bardzo dobry romans, który wykorzystuje motyw od nienawiści do miłości. Zachowanie Alexa mnie momentami irytowało tak później stało się to już bardziej znośne. Pozostaje poruszony ważny temat, choć jest tylko wspomniany gdzieś tam w tle to miło że został użyty i nie odczułam żeby było to zrobione na siłę. Końcówka nietypowa ale bardzo dobra. Polecam przeczytać bo ta książka ma w sobie coś co mnie urzekło.
00

Popularność




Playlista

Gimme Shelter – The Rolling Stones

Daddy Issues – The Neighborhood

Love Song – The Cure

Young God – Halsey

An Honest Mistake – The Bravery

Cigarette Daydreams – Cage the Elephant

One – U2

Shake the Disease – Depeche Mode

What You Know – Two Doors Cinema Club

Do Re Mi – Blackbear

April – Deep Purple

London Calling – The Clash

Handsome Devil – The Smiths

Brianstorm – Arctic Monkeys

Jak się ma dzisiaj twoja dusza?

Oto mój sekret. Jest bardzo prosty: dobrze widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidzialne dla oczu.

Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę (tłum. Marta Malicka)

Dla Amandy Soderlund i Lin Tahel Cohen

Prolog

Alex Winslow zalicza kolejne załamanie. Aresztowany za prowadzenie pojazdu w stanie nietrzeźwym i posiadanie kokainy

Beth Stevenson, „The Daily Gossip”

Brytyjski piosenkarz Alex Winslow został z wtorku na środę zatrzymany po raz kolejny za jazdę pod wpływem alkoholu i posiadanie kokainy. Dwudziestosiedmiolatka wypuszczono z posterunku policji California’s Lost Hill po nocy spędzonej w areszcie. Miał ponoć uderzać w kraty celi i pisać na ścianach słowa piosenki Wild Heaven niebieskim mazakiem, który dostał od oczarowanej nim pracownicy posterunku (później użył tego pisaka, by złożyć autograf na jej piersiach).

Idol został przyłapany na posiadaniu trzech gramów kokainy, którą znaleziono w schowku jego niebieskiego cadillaca vintage, a także oskarżony o próbę wymigania się od zarzutów poprzez uwiedzenie funkcjonariuszki, gdy zatrzymano go wczesnym rankiem na autostradzie Pacific Coast. Trzymał w ramionach prawie pustą butelkę po whiskey.

Dwunastokrotny zdobywca nagrody Grammy posłał rzekomo funkcjonariuszce, matce trojga dzieci, swój uśmiech jak milion dolarów i oznajmił: „Kochanie, naprawdę jesteś, k…, porywająca, ale to ja cię dzisiaj porwę i zakuję w kajdanki”.

Ten wykonawca piosenki Man Meets Moon został aresztowany osiem tygodni temu za uderzenie Stevena Deltona, właściciela strony Simply Steven, i za kradzież statuetki Grammy. Winslow wpadł na scenę w trakcie przemowy brytyjskiego wokalisty Williama Bushella, który otrzymał nagrodę za najlepszy album, wyrwał mu statuetkę, zapalił papierosa i rozpoczął tyradę:

„Dobrze się bawicie? Podnieście ręce, jeśli naprawdę głosowaliście na tego palanta i nikt wam za to nie zrobił dobrze. No poważnie. Kurwa. Poważnie. Cały jego album brzmi jak tło muzyczne z McDonald’sa. Bez urazy. To znaczy, nie chcę urazić McDonald’sa, tylko Bushella. Na całej płycie nie usłyszałem ani jednej kreatywnej piosenki. Co więcej, gdyby kreatywność spotkała tego gościa w ciemnej alejce, uciekłaby w drugą stronę, krzycząc wniebogłosy. Zabieram to ze sobą. Nie jest fajnie, gdy ktoś kradnie coś twojego, co, koleś? Cóż, mówi się, kurwa, trudno. Takie jest życie. Tego mnie nauczyłeś”.

Bushell i Winslow byli przyjaciółmi i współlokatorami, którzy pokłócili się dwa lata temu o modelkę/celebrytkę Fallon Lankford i od tamtego czasu są uważani za wrogów. Obaj Brytyjczycy wydali oświadczenia, w których oznajmili, że doszło między nimi do spięcia. Ostatni album Winslowa Cock My Suck – który zdobył dziewiąte miejsce na liście „Billboardu” i niedługo potem z niej zniknął, uznany za najgorszy w karierze piosenkarza – prawdopodobnie wpędził go w alkoholizm i uzależnienie od kokainy.

Niedługo po tym, jak ogłoszono, że Winslow wylądował w areszcie, Simply Steven opublikowała artykuł zatytułowany Alex Winslow. Koniec epoki. Prawdopodobnie pan Delton zamierza pozwać Winslowa za to, że ten uderzył go w twarz po tym, jak Delton zapytał go o nowy obiekt zainteresowania Fallon Lankford, czyli o Willa Bushella.

Kilka godzin po wyjściu z celi Winslow wystosował przeprosiny w oświadczeniu podpisanym przez swoją długoletnią agentkę Jennę Holden:

„Alex Winslow bardzo żałuje wszystkich złych rzeczy, których się dopuścił, i jest mu wstyd. Chciałby przeprosić funkcjonariuszkę, która go aresztowała, a także jej męża, dzieci i Kościół, którego jest członkinią. Winslow przyznaje, że jego niekontrolowane zachowanie nie może być dłużej ignorowane i ze względu na swoich ukochanych fanów, i siebie samego, postanowił zapisać się do Centrum Leczenia Uzależnień w stanie Nevada. Uprzejmie prosimy o uszanowanie jego prywatności, gdy będzie toczyć bardzo osobistą walkę ze swoimi demonami”.

Były rzecznik prasowy Winslowa, Benedict Cowen, który zrezygnował z pracy dla niego po wybryku na gali Grammy, nie skomentował tych słów.

Komentarze (1937)

xxLaurenxx

Totalnie mu odbiło. Ale i tak jest totalnie seksowny.

Pixie_girl

Ludzie, muzyka jak z McDonald’sa? A to dobre. Ostatni album Winslowa był tak kiepski, że po przesłuchaniu go uszy mi krwawiły przez dwa tygodnie.

Cody1984

#ZostawcieAlexaWSpokoju

(Tylko żartuję. Pewnie wetknie palec do gniazdka lub coś, jeśli nie będziemy mieć go na oku)

James2938

Ten facet to jakiś socjopata. Widać to w jego sztuce.

BellaChikaYass

Podzielam tę opinię… Ale i tak bym go przeleciała ;)

xxLaurenxx

Ja też! Lol

Pixie_girl

Ja, niestety, też.

James2938

I dobrze, bo to nie jest facet, który może wam zaoferować coś więcej niż szybki numerek. Ten facet to kłopoty. DOSŁOWNIE.

Rozdział pierwszy

Indie

(sześć miesięcy później)

Stuk. Stuk. Stuk, stuk, stuk, stuk, stuk.

Podeszwy moich butów uderzały o granitową posadzkę jak natarczywy dzięcioł. Musiałam wbić palce w uda, by nogi przestały podrygiwać w rytm mojego głupio niespokojnego serca.

Zamknij się.

Wyluzuj, serce.

Przestań się przejmować, serce.

Nie muszę panikować. W ogóle. Wcale.

Dostanę tę pracę.

Uniosłam głowę, posyłając kobiecie siedzącej naprzeciwko mnie jak najszerszy, najbardziej entuzjastyczny uśmiech.

– Kiedy zamieściliśmy ogłoszenie o wolnej posadzie osobistej asystentki, tak jakby, hm, poniekąd… Jakiego słowa powinnam użyć…? Skłamaliśmy. – Zatrzasnęła klapę macbooka. Położyła na niej swoje kościste wypielęgnowane palce, błyskając pierścionkiem, który musiał kosztować tyle, że można by za niego wykupić większą część mojego rozwijającego się osiedla.

Przełknęłam z trudem ślinę i wygładziłam podniszczoną ołówkową spódnicę. Właściwie nie należała do mnie, tylko do Natashy, żony mojego brata, i była za duża w talii o dwa rozmiary.

Oddzwaniano do mnie wyłącznie z sieciowych restauracji, a że na takie rozmowy nie musiałam się stroić, dzisiaj byłam zmuszona improwizować. Ukryłam pod krzesłem skrzyżowane kostki, żeby rekruterka nie zobaczyła srebrnych oxfordów. Wyrażały moją prawdziwą osobowość, ale zapomniałam je zmienić.

Wszystko w biurze tej kobiety kojarzyło się z przepychem: jej białe smukłe biurko, krzesła obite alabastrową skórą, żyrandol z brązu, wiszący nad nami niczym ciekłe złoto. Przez sięgające od podłogi do sufitu okno widać było znak Hollywoodu, w całej jego obiecującej, pięknej i wiążącej się ze zniszczonymi marzeniami chwale. Znajdował się tak blisko, że widać było brud na białych literach. Gabinet rozmiarem przypominał salę balową. Nie widziałam tu ani odrobiny osobowości, i to na pewno nie był przypadek.

Jenna Holden.

Znana agentka największych gwiazd Hollywoodu. Właścicielka JHE Group. Nie miała czasu spoufalać się z ludźmi. A już na pewno nie z takimi jak ja.

– Nie szuka pani osobistej asystentki?

Wymuszony uśmiech na mojej twarzy zaczął znikać. Potrzebowałam tej pracy, tak jak Mark Wahlberg potrzebował pokazać swój prawdziwy sprzęt w Boogie Nights. Naprawdę bardzo, bardzo mocno.

Sprawa miała się następująco: mieszkałam z moim bratem, jego żoną i dzieckiem, i chociaż mnie kochali, byłam pewna, że woleliby nie dzielić dłużej swojego dwupokojowego mieszkania z dwudziestojednoletnią ekstrawagancką bałaganiarą. Moim jedynym środkiem transportu był rower, co w L.A. oznaczało, że jeździło się od punktu do punktu, jak po żółwich skorupach.

– Szukam… czegoś. – Jenna przechyliła głowę i uniosła mocno wyregulowaną brew. – To może wiązać się z asystowaniem…

Moja cierpliwość zawisła na włosku. Byłam gotowa dać sobie spokój. Dokuczał mi głód, chciało mi się pić i rozpaczliwie potrzebowałam pracy. Jakiejkolwiek. Lato kopnęło mnie w tyłek i zaoferowało wszystkie dorywcze fizyczne zajęcia pryszczatym nastolatkom.

Ubiegając się o tę tajemniczą posadę, pojawiłam się w JHE już po raz trzeci w tym miesiącu. Najpierw spotkałam się z dziewczyną z działu HR, na którą czekałam czterdzieści minut, bo przesunęła się jej wizyta u kosmetyczki. Potem osobista asystentka Jenny wymęczyła mnie do tego stopnia, że poczułam się tak, jakbym wróciła z obozu przetrwania. W końcu spotkałam się ze znaną agentką osobiście. A ona mówi mi, że przez cały ten czas byłam oszukiwana?

– Powiedz mi, Indigo, czy uważnie przeczytałaś anons? – Jenna rozparła się na krześle i złączyła palce.

Miała na sobie śnieżnobiałą koszulę i czarne jedwabne spodnie, a na twarzy zadowolony uśmieszek. Jej włosy w szampańskim odcieniu blondu zostały związane w ciasny kok. Mnie od samego patrzenia bolał skalp.

– Tak uważnie, że mogłabym go recytować z pamięci.

– Naprawdę? A zatem słucham.

Moje nozdrza zafalowały. Postanowiłam rozbawić ją po raz ostatni. Zanim zabiorę swoją torebkę i resztki godności, a potem wyjdę.

„Poszukujemy osobistej asystentki. Powinna być: odporna na stres i krytykę, cierpliwa. Niepijąca, NIEBIORĄCA NARKOTYKÓW, z zamiłowaniem do sztuki i życia. Jeśli jesteś na czasie, masz oko do szczegółów i nie przeszkadzają ci długie godziny pracy, nawet w nocy, to czekamy właśnie na ciebie. *Wymagana niekaralność. Zostanie zweryfikowana”.

Podsunęłam kopię mojego podania i postukałam w nią palcem.

– To ja. Poza byciem na czasie. I miewam migreny. A teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego tu jestem.

– Tak naprawdę szukam wybawicielki. Niani. Przyjaciółki. Odpowiadasz naszym wymaganiom najlepiej, ale szczerze mówiąc, to wszystko będzie trochę jak przeszczep organu. Nie będziemy wiedzieć, czy się nadajesz, dopóki nie spotkasz się z tą osobą.

Zamrugałam, przyglądając się Jennie, jakby była mitycznym stworzeniem. Jeśli to był żart, to oficjalnie straciłam poczucie humoru.

Wstała i zaczęła krążyć z rękami założonymi za plecy.

– Mam pewnego klienta. Nie pewnego. Bardzo ważnego klienta. To najbardziej znana osoba w branży w tej dekadzie. Ostatnio w jego życiu zrobiło się gorąco i potrzebuje wiadra zimnej wody, by się ochłodzić. Narkotyki, kobiety, ego wielkości Chin… Wymień, co chcesz, a na pewno będzie do niego pasować. Nie rezerwowałabyś lotów i nie robiła kawy. On ma od tego arsenał ludzi. Ale jeździłabyś z nim w trasy. Dostosowywałabyś się do jego emocjonalnych potrzeb. Upewniałabyś się, że nie wciągnie koksu za sceną, nie zniknie na całą noc, nie przegapi koncertu. Byłabyś przy nim, by złapać go za rękę i odciągnąć, gdy wda się w kłótnię z dziennikarzem czy paparazzo. Mówiąc w skrócie: twoją pracą byłoby dbanie o jego zdrowie i życie przez następne trzy miesiące. Podejmujesz się takiego wyzwania?

Jej słowa były tak ostre i szczere, że wbiły się w moją skórę niczym zęby.

Wybawicielka. Niania. Przyjaciółka.

– To… duża odpowiedzialność. Wygląda na to, że ten ktoś ma poważne problemy.

– Problemy to jego drugie imię, część jego uroku i powód, dla którego cały czas noszę w torebce tabletki uspokajające. – Jenna uśmiechnęła się gorzko.

Za dużo informacji.

– Skoro nie jest w stanie jechać w trasę, dlaczego to robi?

– Miał wyjechać sześć miesięcy temu, ale musiał odwołać tournée ze względów osobistych. Jeśli znów odwoła, będzie musiał zapłacić wytwórniom trzydzieści milionów dolarów. Ubezpieczenie tego nie pokryje, bo powodem odwołania będzie pławienie się w takiej ilości kokainy, że można by upiec z niej pięciopiętrowy ślubny tort.

Postukałam butem w błyszczącą podłogę i zagryzłam dolną wargę.

Jenna przestała się kręcić. Stała teraz przede mną, a jej cienki złoty pasek od Prady mrugał niczym smutny księżyc podczas zaćmienia.

– Trzy miesiące w trasie. Prywatny odrzutowiec. Najlepsze hotele na świecie. Jeśli w tym mieście udało ci się jakimś cudem zachować resztki niewinności i chcesz je zatrzymać, to odradzam. Ale jeśli jesteś twarda i chcesz posmakować przygody, wiedz jedno – ta praca zmieni twoje konto bankowe, drogę i życie.

Brzmiało to tak, jakby mówiła poważnie. Jakby się martwiła. Każde jej słowo miało ciężar gatunkowy i uciskało moje serce.

– Będziesz musiała podpisać umowę o zachowaniu poufności. To, co zobaczysz, zabierzesz ze sobą do grobu. I zarobisz grubą mamonę.

Grubą mamonę? Kto tak mówi?

Najwyraźniej ludzie show-biznesu z L.A.

– Grubą mamonę? – zapytałam.

– Sto tysięcy dolarów za każdy miesiąc zatrudnienia.

Puk.

Puk.

Puk.

Moje serce zabiło trzykrotnie, zanim wypuściłam powietrze i przypomniałam sobie, jak się oddycha.

Gdzieś w oddali słyszałam pracowników śmiejących się kpiąco przy automacie z jedzeniem. Drukarka wypluwała papiery. Łyżeczka brzęczała o kubek. Mocniej zagryzałam wargę, jak zawsze, gdy nerwy brały górę. Poczułam w ustach metaliczny posmak.

Trzysta tysięcy dolarów.

W trzy miesiące.

Znikłyby moje finansowe problemy.

– Kim on jest? – Podniosłam głowę. Głos mi się łamał jak pękające drzewo.

Czy to miało znaczenie? Nie bardzo. W tej chwili mógłby być nawet Lucyferem, a ja i tak dotrzymałabym mu towarzystwa do samego piekła. Rachunki Natashy i Craiga były coraz większe. Ziggy potrzebował operacji kanalików słuchowych – mój bratanek płakał i krzyczał przed zaśnięciem każdej zimy. Musieliśmy mu obwiązywać małe piąstki skarpetkami, żeby nie drapał uszu do krwi. Jego pulchne nóżki wciąż utykały między szczebelkami i nie mógł ich wyciągnąć, a nas nie było stać na nowe łóżeczko dla niego.

Ta praca to łatwizna. Jedyny problem to rozstanie z rodziną, ale i ono byłoby teraz ulgą. Ostatnio nie żyło się łatwo z moim bratem.

Poza tym niańczyłam dwuletniego dziś Ziggy’ego od chwili narodzin. A ten facet jest dorosły. Zajmowanie się nim nie powinno być chyba trudne?

– To Alex Winslow – odparła Jenna.

Miałam odpowiedź. Bardzo trudne. Niemal niewykonalne.

Winslow był bardzo znany. Jego piosenki nieustannie puszczano w każdej stacji, jakby był jedyną osobą ze strunami głosowymi na świecie. Ale tak naprawdę martwiło mnie to, że facet wydawał się okropnie arogancki. Alex Winslow patrzył przez ludzi, jakby ignorowanie ich było dyscypliną olimpijską, a on chciał zaimponować królowej. I dlatego miał na pieńku z każdą chyba osobą w Hollywoodzie. Wszyscy to wiedzieli, nawet ja, chociaż wolałam unikać plotek. Gdziekolwiek szedł, ciągnął się za nim sznur dziennikarzy i podnieconych fanek. Oberwałoby mi się, gdyby mnie zauważyły. Paparazzi podążali za nim wszędzie, poza łazienką. Kiedyś przeczytałam w jakimś magazynie – w poczekalni przed gabinetem dentystycznym – że pewna dziewczyna musiała usunąć swoje konto na Instagramie po tym, jak imprezowała z Winslowem, bo ciemna strona internetu wyznaczyła nagrodę za jej głowę. Zebrano dwadzieścia tysięcy dla tego, który przewidzi datę jej śmierci. „Spełnienie tej przepowiedni jest opcjonalne” – mówiono.

Poza tym Winslow był najbardziej zbuntowanym sławnym człowiekiem w Hollywoodzie. Nie tak dawno został aresztowany za jazdę pod wpływem, a ja nienawidziłam narkotyków ani alkoholu, gardziłam i brzydziłam się nimi. Co oznaczało, że nasz „przeszczep organu”, jak nazwała to Jenna, spotka się z odrzutem i będzie porażką.

Przyłożyłam dłonie do twarzy i odetchnęłam.

– To jest moment, w którym powinnaś coś powiedzieć. – Usta Jenny, w kolorze wiśniowej czerwieni, drgnęły.

Odchrząknęłam i wyprostowałam się.

Czas zachować się jak osoba dorosła i pozostać nią przez następne trzy miesiące. Mimo że facet wygląda tak, że Sean O’Pry mógłby być jego mniej seksownym bratem.

– Obiecuję, że zadbam o niego i dopilnuję, by był bezpieczny, pani Holden.

– Dobrze. Och. Powiem to tylko raz, żeby mieć czyste sumienie: nie zakochuj się w tym chłopaku. To nie jest typ, który zapewni ci domek z białym płotem. – Jenna machnęła ręką i przesunęła palcem po ekranie telefonu. A potem nacisnęła przycisk i wykonała połączenie.

– Postaram się. – Z trudem przełknęłam ślinę.

Alex Winslow był równie piękny jak sztormy – czyli z daleka. I tak jak one miał moc, by zmyć mnie z powierzchni i zniszczyć, a ja byłabym zbyt zajęta walką o przetrwanie, by cieszyć się tym huraganem.

– Jeśli naprawdę się postarasz, nic ci nie będzie. Każę asystentce wydrukować dokumenty. Masz jakieś pytania?

Jenna przez telefon zarzuciła poleceniami wspomnianą asystentkę, a potem ruszyła do drzwi.

– Kiedy wyjeżdżamy w trasę? – Obejrzałam się przez ramię, wbijając palce w podłokietnik.

– We środę.

– To za dwa dni.

– Umiesz liczyć! – prychnęła. – To niespodziewana zaleta. Zajmę się dokumentami. Trasa nazywa się „Listy od umarłych” i powinna wskrzesić jego karierę. Zaraz wrócę.

Przypomniałam sobie piosenkę o tym tytule. Była jak ścieżka dźwiękowa mojego ostatniego roku w liceum, kiedy wszystko wydawało mi się takie ostateczne i niewłaściwe.

„Miłość to tylko interes ciemny,

Wybacz mi, że jestem tak cholernie bezczelny,

Prosiłaś mnie, bym wiarą się wykazał,

Ale ja bym to najchętniej z pamięci wymazał”.

Gdy Jenna zamknęła za sobą drzwi, rozparłam się na krześle i dmuchnęłam, by pozbyć się z twarzy niebieskiego kosmyka włosów. Do gardła podszedł mi szaleńczy śmiech, który chciał się wydostać.

Zarobię trzysta tysięcy dolarów i spędzę trzy miesiące z największą gwiazdą rocka na świecie!

Podniosłam głowę, a żyrandol – chyba – mrugnął do mnie łobuzersko.

Uznałam to za dobry znak.

Rozdział drugi

Alex

Moja dusza umierała.

I to nie było wyolbrzymienie.

Krwawiła moimi nadziejami i marzeniami na klejącą podłogę, brudną od popiołu z papierosów i soków z cipki.

Moja komórka zapiszczała, oznajmiając nową wiadomość, i przez to musiałem oderwać wzrok od sufitu.

Nieznany: Cześć, Alex!

Ja: Zdjęcie dupy/cycków/twarzy.

Nieznany: ???

Ja: Masz mój numer. A to znaczy, że ktokolwiek Ci go dał, musiał Ci powiedzieć, że nie będę się wymieniać z nieznajomą osobą sprośnymi tekstami, jeśli wcześniej nie zobaczę jej walorów.

Nieznany: Z tej strony Elsa z klubu Brentwood. Masz się dziś pojawić na zbiórce pieniędzy, którą organizujemy dla dzieci z wadą serca. Napisałam do Ciebie bezpośrednio, żeby wyrazić Ci swoją wdzięczność…

Zamierzałem zrobić dzisiaj coś za darmo? A dlaczego? Zazwyczaj nie robiłem niczego, nawet dla pieniędzy. Właściwie ostatnio nic nie robiłem. W ogóle.

Ale niech się ostro pieprzą mój menedżer Blake i moja agentka Jenna, i moje życie za to, że musiałem wyjść z pokoju, z tego sanktuarium, osobistej przestrzeni! I niech się pieprzy też Elsa, która teraz zna moje prawdziwe oblicze: pięćdziesiąt odcieni kutasa.

– Hej, Waitrose. Jest nowa charytatywna sprawa. – Rzuciłem telefonem w Lucasa, który złapał go w powietrzu i jęknął.

Tak naprawdę Lucas był moim perkusistą, więc nie musiał mnie kryć. Ale Luc – nazywany również Waitrose’em, po znanej i drogiej sieci supermarketów, w których od jakiegoś czasu było go stać na zakupy – był notorycznie miły dla Garniaków. Ja ich nienawidziłem. Gardziłem nimi. Bo gdy jest się gwiazdą rocka i zarabia kupę hajsu, to każdy chce kawałek tego tortu. Tortu, który upiekłeś ty. Ze składników, które ty kupiłeś. Żadnego z Garniaków nie obchodziłem, gdy wysiadywałem całymi dniami przed stacją King’s Cross z Tanią, moją gitarą akustyczną, i śpiewałem, błagałem, wciskałem ludziom dema. A potem patrzyłem, jak wyrzucają je do najbliższego kosza na śmieci. Żadnego z Garniaków nie było przy mnie, gdy dobijałem się do drzwi w ulewie, błagałem w śnieżycy, targowałem się, wykłócałem, załatwiałem sobie przesłuchania. Nie było ich przy mnie również wtedy, gdy przez trzy lata wyśmiewano mnie w Glastonbury, kiedy grałem jako suport przed bardziej znanymi kapelami albo gdy rzucano we mnie niemal pustymi puszkami po piwie dla jaj, albo gdy pijana dziewczyna zrzygała się na moją jedyną parę butów tuż przed tym, jak mi powiedziała, że brzmiałem jak tania podróbka Morriseya.

Nie było ich przy mnie, gdy zaprzedałem swoją duszę innym Garniakom, którzy uważali, że mam talent, ale chcieli czegoś „uroczego, krótkiego, chwytliwego, z iskrą!”, a ja się ugiąłem i takie piosenki im dałem. Mówiłem, że moja dusza umiera. A może po prostu należała do innych ludzi? W każdym razie potrzebowałem nowej.

Niestety, to jedna z niewielu rzeczy, jakiej nie mogę kupić za swoje pieniądze.

Nienawidziłem wszystkich, z którymi pracowałem: wytwórni muzycznych, kierowników, producentów, ludzi od PR-u, tych z marketingu, dużych korporacji wykorzystujących mnie jako swojego rzecznika. I w sumie każdej pizdy, która poprosiła o podwyżkę, bo myślała, że jest taka ważna dla marki Alexa Winslowa.

Wiadomość z ostatniej chwili: to ja jestem marką samą w sobie.

Ja kupiłem składniki.

Ja upiekłem tort.

I teraz ten pieprzony tort zjem.

W całości. Do ostatniego okruszka. Zliżę z palców resztki kremu. Wszystko.

Moja niechęć do dzielenia się była, między innymi, tym, przez co w mediach uchodziłem za dupka o złej reputacji. Powiedzenie, że gówno mnie to obchodziło, było obrazą dla gówna. Tabloidy nie należały do moich przyjaciół. Dzień, w którym poproszę jakiegoś paparazzo o zrobienie mi zdjęcia, będzie dniem, w którym piekło zamarznie, a Katy Perry wypuści niezły kawałek. Mimo to trzeci rok z rzędu głosowano na mnie w konkursie na „Najbardziej zaprzyjaźnionego z fanami celebrytę”. I to była najprawdziwsza prawda. Kochałem swoich fanów. Mocniej niż pieniądze, sławę czy cipki, które się z nimi wiązały.

– Koleś. Nie wierzę, że wysłałeś zboczonego esemesa do sześćdziesięcioletniej przewodniczącej organizacji charytatywnej. Czy ty nie masz wstydu? – Lucas szturchnął mnie w ramię nogą.

Jego palce już gorączkowo stukały w wyświetlacz. Przepraszał wylewnie za moje zachowanie. Nawet nie miałem pojęcia dlaczego. W tej chwili mój image był równie przyjazny co serbska strefa wojenna i ludzie o tym wiedzieli. Waitrose prychnął, ale i tak po mnie posprzątał. Między innymi dlatego pozostawał na mojej liście płac.

Nie lubiłem go. Po tym, co zrobił dwa lata temu, ledwie go tolerowałem.

Wszyscy leżeliśmy rozwaleni na mojej aksamitnej kasztanowej sofie. Mówię „moja”, ale tak naprawdę ona należy do Chateau Marmont. Zatrzymywałem się w pokoju w stylu wiejskiego domku za każdym razem, gdy byłem w L.A., co zdarzało się przez siedem miesięcy w roku, ale i tak nie chciałem nazywać tego miejsca swoim domem. Los Angeles było jak prostytutka klasy B. Taka, co to wpuszcza między nogi wszystkich, wygląda gorzej niż przeciętnie, a gdy już się w niej znajdziesz, dociera do ciebie, że ruch był za duży, a wszyscy przed tobą zostawili po sobie bałagan. Jeśli dodać do tego zanieczyszczenia i gwiazdki o białym uśmiechu, które chcą wykorzystać wszystko, co twoje – fiuta, reputację, czarną American Express – co otrzymujemy?

Moją własną definicję piekła.

Zapaliłem kolejnego papierosa i zacząłem skakać po kanałach.

Reality show. Program kulinarny. Program o metamorfozach. Program plotkarski. O grupie ludzi, którzy odnawiają dom, a później ktoś z tego powodu ryczy. O jakiejś spalonej na solarze dziuni, załamanej z powodu zaproszeń ślubnych, które już zostały wysłane, a okazało się, że były w złym odcieniu różu.

Rzuciłem pilotem. Uderzył w płaski ekran, na którego powierzchni pojawiła się pajęcza sieć pęknięć. Nikt nawet nie mrugnął okiem.

Alfie, grający w moim zespole na basie, pierdnął. A potem powiedział:

– Muszę się podrapać po dupie, ale jestem zbyt padnięty, by się ruszyć.

– Ja muszę zaruchać, ale jestem zbyt zmęczony, by iść do hotelowego baru – odparł Blake kłamliwie.

Jego interesowała tylko jedna dziewczyna, i to ta niewłaściwa.

– Jestem pewien, że Lucas jest chętny. Bycie ruchanym to dla niego sport narodowy. – Alfie prychnął, a Blake w odpowiedzi pstryknął go w ucho.

Nie miałem pojęcia, dlaczego byli tak wykończeni. Ostatnio kolekcjonowaliśmy godziny snu jak zabytkowe maszyny do pisania – sumiennie, wytrwale. Następne trzy miesiące będą ciężkie.

Wziąłem swoją komórkę, bo Lucas z powodzeniem ugasił kolejny pożar, który wznieciłem, i przejrzałem listę kontaktów. Miałem kilkadziesiąt numerów do dziewczyn z L.A., do których dzwoniłem regularnie, ale nie chciałem jeść z nimi kolacji. I to był problem. One wszystkie wyrobiły sobie jakąś karierę celebrytki i wszystkie chciały, żebym chodził z nimi za rękę przy The Grove albo z uwielbieniem głaskał po policzku przy The Ivy. Niestety, wolałbym wcisnąć fiuta do puszki z poharatanym otworem, niż spełnić ich sny millennialsek. Przez co moje życie seksualne było równie ekscytujące co ściana pomalowana na beżowo. Nie bzykałem się z moimi groupies – zbyt szanowałem fanów – nie bawiłem się w romanse. Miałem za sobą eksdziewczynę z piekła rodem, o czym później, a to oznaczało, że zazwyczaj decydowałem się na coś, co nazywałem „cipkowym kompromisem”: na samotną stewardesę, karierowiczkę po trzydziestce siedzącą przy barze w Chateau czy turystkę, która nie wiedziała, kim jestem. Nie zawsze wyglądały zjawiskowo, ale przynajmniej dzięki nim nie czułem się jak plastikowy produkt, w który zmieniła mnie moja wytwórnia.

Rozległ się dzwonek do drzwi. Może Bóg mnie wysłuchał i przysłał mi cipkę bez ciała? To kolejna rzecz, za którą słono bym zapłacił, jednak nie było tego w sprzedaży. Muszę zapamiętać, by później wygooglować kieszonkową cipkę. Najwyraźniej istnieje coś takiego.

– Spodziewacie się kogoś? – Alfie zebrał w gardle flegmę i splunął do popielniczki znajdującej się na stoliku do kawy. Ten ćwok był równie obrzydliwy co zużyty tampon.

Zignorowałem go, dalej przeglądając coś w telefonie.

– Stary. – Leżący naprzeciwko mnie Lucas szturchnął mnie stopą w pierś (znowu) i użył jednej ze swoich pałeczek, by podrapać się po plecach pod koszulką. – Jesteś zbyt sławny, by odpowiadać na czyjeś pytania? Kto przyszedł?

– Ponury Żniwiarz. Albo Jenna. Na jedno wychodzi. – Upiłem łyk coli. Niestety, nie było to nic mocniejszego. A mój palec zawisł nad imieniem w telefonie.

Fallon.

Pieprz się, Fallon!

Cóż, jeśli nie ona siebie, to ja zamierzałem ją pieprzyć. Znowu. Ale tym razem na czterech, po tym jak już wytatuuję jej moje imię na kostce. Niczym kajdany. To będzie kara za to, co zrobiła. Miałem całą listę rzeczy, których chciałem od Fallon Lankford, i ona da mi wszystko, bo w głębi duszy wciąż mnie kocha. To widać na jej twarzy. Twarzy, która zmieniała się przez lata, by dopasować się do standardów Hollywoodu: pełniejsze usta, mniejszy nos, dłuższe rzęsy. Pamiętałem dziewczynę, która kryje się za tą maską, i to, jak za mną szalała. Problem w tym, że bardziej szalała za sławą.

Blake wstał i podszedł do drzwi. Wyglądał, jakby wybierał się na wojnę; każdy jego mięsień był napięty. Blake i Jenna nigdy za sobą nie przepadali, a ja nigdy nie miałem zamiaru zmuszać ich do grzecznej zabawy.

Usłyszałam dobiegające od progu mamrotanie. Warknięcia, prychnięcia, a potem metaliczny chichot, który wydawała Jenna, kiedy chciała splunąć komuś w twarz. Dwie sekundy później oboje weszli do pokoju.

Za nimi podążał ktoś trzeci.

Dziewczyna.

Nie znałem jej.

Kolejna pieprzona niania!

Zjawiła się w mieszkaniu, stanęła na błyszczącej podłodze z ciemnego drewna. Jasne żółte światło pochodzące z wielu lamp oświetlało jej twarz w kształcie łezki. Myślałem tylko o tym, jak szybko się jej pozbyć.

Wyglądała… nieźle. Nie w moim typie. Jenna dbała o to, by nie zatrudniać zbyt ładnych, żebym nie zechciał ich przelecieć, ale ta i tak była na tyle ładna, by ją tolerować. W dodatku wyglądała na znacznie mniejszą niż normalny człowiek. Wielkości Calineczki, o oliwkowej skórze, płaskiej klatce piersiowej i z małym sterczącym noskiem. Długie włosy w kolorze niebieskim. Gdybym chciał mieć hipsterkę, wybrałbym jakąś spośród tysięcy krzyczących fanek, które próbowały przecisnąć się za scenę. Nie byłem pewny, co ma na sobie, ale chyba tak naprawdę za to nie zapłaciła. Pomarańczowa sukienka vintage z rozszerzanymi rękawami i kwiecistym haftem ledwie sięgała jej kościstych kolan.

Zastanawiacie się, skąd znam takie określenia? Bo mój bezduszny tyłek brał udział w kampaniach Armaniego i Balmaina, dzięki którym mogłem wspierać mój narkotykowy nałóg. Przy mnie Charlie Sheen był jak grzeczny skaut.

Witaj w moim piekle, Nowa. Od tej chwili twoja droga będzie wyboista.

Upiłem kolejny łyk coli, a potem zgrzytnąłem zębami. Nowa najwyżej za tydzień będzie już Stara, tak samo jak pozostałe na jej miejscu. Byłem tego pewny. Niemal nacisnąłem kciukiem na imię Fallon – niemal – ale jednak schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni. Zmarszczyłem brwi.

Nie teraz.

Nie tutaj.

Nie przy tych wszystkich dupkach.

Jenna, największa jędza w Ameryce Północnej, założyła ręce na piersi i nagrodziła mnie spojrzeniem, które mogło zamrozić piekło i pobliskie okolice.

– Cześć, Al. Zamierzasz kontynuować ten konkurs pierdzenia na kanapie czy przywitasz się z nowym pracownikiem?

Szanowałem Jennę. Była jedynym Garniakiem, który nie prosił mnie o seksualną przysługę, zboczone zdjęcie ani o pieprzonego kucyka na urodziny. Dlatego właśnie godziłem się na znalezienie mi przez nią niani na trasę „Listów od umarłych”. Ta posada miała być zajęta już dwa miesiące temu, kiedy wyszedłem z odwyku, ale pierwsze dziewięć dziewczyn doprowadziłem do płaczu i odeszły, a jedna przeprowadziła się do innego stanu, by zwiększyć dystans między nami. Miałem nadzieję, że przy ósmej Jenna w końcu zrezygnuje z pomysłu. Lecz ona nie miała w zwyczaju się poddawać.

Tyle że ja też byłem upartym dupkiem.

Niechętnie zwlokłem tyłek z kanapy i ruszyłem w ich stronę.

– Gwoli jasności – wydmuchnąłem dym z papierosa przez nozdrza, niczym wściekły byk – to Alfie odpowiada za ten wątpliwy zapach. Kiedy jest w L.A., nie potrafi trzymać się z daleka od meksykańskiego jedzenia.

– Masz cholerną rację. – Siedzący na sofie Alfie zaśmiał się i potwierdził moje słowa pierdnięciem. – Taco w zamian za pokój na świecie! Powinienem założyć organizację non-profit.

Podałem Nowej rękę.

Miałem ponad metr osiemdziesiąt. Ona mogła mieć równo metr pięćdziesiąt. Jej wzrok znajdował się niemal na wysokości mojego krocza, co byłoby bardzo wygodne, gdyby nie to, że nie chciałem mieć z nią nic wspólnego.

Uniosła głowę, by spojrzeć mi w oczy. Jej tęczówki, w przeciwieństwie do włosów, miały ciemny odcień niebieskiego. I były dzikie. Głębokie jak dobrze napisana zwrotka.

Nie jest taka nijaka. Nieźle, kochanie.

– Alex Winslow.

– Indie Bellamy.

– Masz na imię Indie? – Zmierzyłem ją wzrokiem od stóp do głów.

Próbowała uścisnąć swoją małą spoconą dłonią moją dużą i zimną.

– Indigo. Jak ten kolor.

– Nie brzmi lepiej – rzuciłem.

Oficjalnie straciłem nią zainteresowanie.

Wyrzuciłem niedopałek przez otwarte okno i oparłem się ramieniem o ścianę, grzebiąc w myślach, bo musiałem sobie przypomnieć, o co chciałem zapytać Jennę. Chodziło o jakąś reklamę, do której robiono mi zdjęcia w połowie tego roku. Dla Versacego? Pepsi? W sumie to nie miało znaczenia.

– Cieszę się, że tak uważasz. Nie mogłam się doczekać, aż usłyszę, co myślisz o moim imieniu – odparła.

Wciąż tu była.

I w dodatku mi się odgryzła.

Co jest, kurwa?

Kątem oka dostrzegłem, że Jenna się poruszyła i wyjęła telefon z torebki od Hermèsa, po czym wskazała komórką przestrzeń między nami.

– Zapoznajcie się ze sobą, ale bez przesady. I lepiej, żebyście mieli przy tym na sobie ubrania. Muszę zadzwonić. Zaraz wracam.

Jej szpilki stukały głośno o podłogę przez całą drogę na taras.

Indigo patrzyła na moją twarz, ale nie wzrokiem szczeniaczka. Odwzajemniłem spojrzenie, bo byłem żałosnym gnojem i najwyraźniej zawody w mierzeniu się spojrzeniem były w moim stylu. Tak samo jak molestowanie starszych przewodniczących organizacji charytatywnych esemesami.

– Hej. – Pochyliłem się, by odnaleźć ustami ucho Nowej. Nie zadrżała, inaczej niż większość niań. To mnie trochę zbiło z pantałyku, ale nie na tyle, żebym zaniechał swojej misji. – Chcesz poznać tajemnicę?

Nie odpowiedziała, więc wziąłem to za zgodę.

– Moczę się w nocy – kontynuowałem. – Każdej. Ale podczas trasy, gdy mam tremę, sikam wszędzie. Czasami miesza się to ze spermą po ostatniej dziewczynie, którą miałem w łóżku. Czasami dodatkowo dochodzą do tego jej soki. Zawsze proszę moje asystentki, by pościeliły mi łóżko, bo w przeciwieństwie do pracowników hotelu one podpisują klauzulę poufności. Myślisz, że dasz sobie z tym radę, mała?

Wyprostowałem się, przyglądając się jej twarzy. W tej chwili wszystkie nianie wytrzeszczały oczy, otwierały usta ze zdziwienia i bladły.

Ale nie ta. Nie. Uśmiech Nowej był jasny jak słońce i słodki jak cukierek.

– Panie Winslow, z radością kupię panu opakowanie pampersów. Właściwie myślę, że to rozwiązanie idealne, biorąc pod uwagę pana zachowanie.

Gdzie Jenna znalazła tę dziewczynę i czy mogłem ją odesłać do dziury, z której przybyła, zanim wejdzie z nami na pokład samolotu we środę? Prychnąłem, wciąż opierając się łokciem o ścianę, i przeczesałem włosy zgrubiałymi palcami.

– Czy ty w ogóle wiesz, w co się pakujesz? – zrezygnowałem z rozbawionego tonu.

Czas na zabawę się skończył w chwili, gdy ona postanowiła pyskować.

– O dziwo, wiem. – Zrobiła krok w moją stronę. – Dzięki temu poprawi się moja kiepska sytuacja finansowa, a to oznacza, że pana przytyki mnie nie ruszą. Potrzebuję pieniędzy. Przeżyję te trzy miesiące. I za wszelką cenę zadbam o to, żeby był pan trzeźwy.

– Nie wiesz dokładnie, o co w tym chodzi, więc na twoim miejscu nie składałbym żadnych obietnic.

Teatralnie wytrzeszczyła oczy. Zaczynałem tracić do niej cierp­liwość.

– A jednak. Składam obietnicę. Proszę mnie pozwać, panie Winslow.

Nie kuś mnie, kurwa, Nowa.

Zrobiłem krok, zmniejszając przestrzeń między nami, i teraz jej małe cycki muskały mój brzuch. W jej oczach płonęło tyle determinacji, że mogłaby spalić ten hotel. Już miałem wyrzucić ją gołymi rękami przez balkon, gdy Święty Lucas, ksywka Waitrose, pojawił się za mną, wyciągnął rękę i uratował sytuację.

– Lucas Rafferty. Perkusista. – Uśmiechnął się tym swoim superjasnym uśmiechem w stylu bardziej uprzejmego Brada Pitta.

Jej groźne nastawienie natychmiast znikło, zastąpione uśmiechem. Uwolniła rękę z mojego uścisku i ujęła jego dłoń. Dopiero wtedy zauważyłem, że nasz dotyk trwał przez trzy minuty.

A zatem Nowa była też dziwaczką.

Nieźle, Jenno. Na święta dostaniesz worek na śmieci i skandal w tabloidach.

– Indie.

– Rodzice hippisi?

Cichy chichot Waitrose’a zapewne rozpuścił jej wnętrzności niczym pianki nad ogniskiem. Lucas potrafił oczarować nawet pieprzony zszywacz. I chociaż wolał zachowywać dla siebie swoje życie osobiste, kobiety lubiły się na niego rzucać. Co za ironia. Lucas nawet na nie nie zasługiwał.

Wzruszyła ramionami.

– Nie. Nazwali mnie Indigo ze względu na mój kolor oczu.

Na jej szyję zakradł się rumieniec, potem sięgnął policzków i linii włosów. Pokręciłem głową i podszedłem do stołu jadalnego, oparłem się o niego biodrem i włożyłem do buzi garść herbatników.

– Oczy noworodków mogą się zmienić do czwartego roku życia – wytknął Lucas za moimi plecami.

Czyżby brali udział w konkursie na najnudniejszą rozmowę świata? Na pewno bym na nich zagłosował.

– Chyba lubili podejmować ryzyko. – Pomieszczenie wypełnił jej gardłowy śmiech.

– Lubili?

– Już nie żyją – zamilkła. – Zginęli w wypadku samochodowym.

– Przykro mi to słyszeć. – Wytworny, niczym z prywatnej szkoły, brytyjski akcent Lucasa zadzwonił w moich uszach.

Przepełnił mnie świeży gniew.

Jakby naprawdę go to zabolało! Ja też się nie ucieszyłem z tego, że Nowa jest sierotą. Ale Lucas taki był. Dosłownie łączył się z nią w bólu, jak to robią dzieci, zanim dorosną i życie je zahartuje. To najbardziej obrzydliwie szczery człowiek, jakiego poznałem. Z tego, co wiem, byłem jedyną osobą na świecie, którą oszukał. Co według niektórych mówiło wiele o poziomie zarówno mojej dupkowatości, jak i sympatyczności. Lub braku tej ostatniej.

Jenna wróciła z tarasu. Telefon upychała w torebce. Jej uśmiech mówił, że jeśli myślę o zrezygnowaniu z Nowej, ona wyrzuci moją żałosną dupę na bruk. Na świecie było pełno dobrych agentów, równie potężnych jak Jenna, ale tylko ona mogła wyciągnąć mnie z więzienia o trzeciej w nocy, kiedy postanowiłem zagrać w cykora z policjantką przy Pacific Highway, a potem zakończyć noc autografem na cycku recepcjonistki. Nie mogłem polegać na moim perkusiście, menedżerze i basiście w kwestii spuszczenia wody w toalecie, a tym bardziej w sytuacji, gdy coś ostro spierdoliłem. Kochałem swoich przyjaciół tak, jak kocha się zwierzaki domowe – mocno, ale nie oczekując wzajemności. Moja rodzina… Cóż, to zupełnie inna historia, w którą nie chciałem się zagłębiać.

– Cześć – powiedziała.

Skinąłem jej krótko głową.

– Ta się odzywa, Jenno. – Wskazałem podbródkiem na dziewczynę.

– Ostatnia tego nie robiła i nie wytrwała w tej pracy czterech dni. Musiałam spróbować czegoś nowego. – Moja agentka wzruszyła ramionami.

Zaciągnąłem się milionowym papierosem w tym dniu i zignorowałem ją jak resztę wszechświata. To była moja ulubiona rozrywka od chwili, gdy wróciłem z odwyku.

– Czy mogę ci coś powiedzieć? – Jenna poprawiła krwistoczerwoną szminkę w lusterku, które wyciągnęła z torebki.

– Dobre maniery do ciebie pasują. – Retoryczne pytania budziły we mnie agresję.

– Musisz zacząć myśleć o następnym albumie, Alex. Cock My Suck źle się sprzedawał i skończył ci się urlop zdrowotny. Byłam zaskoczona, gdy usłyszałam, że niczego nie napisałeś, gdy siedziałeś w ośrodku.

Przekrzywiłem głowę, unosząc brew.

– Czy ty kiedykolwiek byłaś na odwyku, Jenno?

– Nie. – Zatrzasnęła lusterko.

– Może i miałem nadmiar wolnego czasu, ale byłem zbyt zajęty łażeniem po ścianach jak wariat i powstrzymywaniem się od oderwania sobie ciała od kości.

– Kokaina nie prowadzi do fizycznego uzależnienia – oznajmiła, nawet nie mrugnąwszy.

– Czy ty kiedykolwiek brałaś kokę, Jenno? – zapytałem. Tym samym tonem co wcześniej.

– Nie.

– Odpowiedź brzmi tak samo.

Ponownie rozległ się dzwonek do drzwi. Blake otworzył – znowu – minąwszy Lucasa rozmawiającego z Nową. Członkowie mojego zespołu i menedżerka przyzwyczaili się już do jej obecności tutaj. Albo chociaż wydawali się na tyle uprzejmi, by ją ignorować. Zupełnie jakby była paskudną wazą, której nikt nie śmie ruszyć. Oczywiście nikt, nie licząc Waitrose’a, który z wkurzania mnie uczynił sztukę.

– Kto zamówił meksykańskie? – zawołał Blake.

– Głupie pytanie, stary! – odparł Alfie z sofy.

– O cholera. Mamy przerąbane – powiedział Lucas, przeciągając słowa.

Odnosił się do brzucha Alfiego, który nie podzielał uwielbienia właściciela do kuchni meksykańskiej.

Odwróciłem się, skupiając uwagę na Jennie.

– A więc… Gdzie znalazłaś tę małą wojowniczkę? – Pomasowałem aksamitną część jej ucha.

Kobiety rozpływały się pod moim dotykiem jak masło. Moja agentka reagowała tak samo. Różnica była taka, że ona ze mną nie spała, bo miała wystarczająco dużo komórek mózgowych, by wiedzieć, co z tego wyniknie.

Jenna przyglądała się swoim paznokciom.

– Czy to naprawdę ma znaczenie? – zapytała. – Wiedz tylko, że nie ufam ci na tyle, żeby zostawić cię samego. Bo wiem, że się upijesz. Jesteś niestabilny, wkurzony i zgorzkniały. A ona ma zbyt wiele do zyskania i do stracenia jednocześnie, by przegrać, jeśli sytuacja nie rozwinie się tak, jak tego chcę. Przykro mi, Al. Ona jest gotowa na wojnę.

– Jenno. – Cmoknąłem, muskając kciukiem dolną wargę. – To nie będzie wojna. Ledwie sport.

– Jeśli tak, to obiecaj mi, że będziesz grać czysto. Ona jest wyszczekana, ale jednak bardzo młoda.

– Takiego słowa jak „czysto” nie ma w moim słowniku. – Nawet nie próbowałem żartować.

– Powiedz to którejś z tych swoich dziewczyn na jedną noc. Jestem pewna, że i tak zechcą wskoczyć ci do łóżka. – Jenna tak mocno przewróciła oczami, że chyba przeskoczyły do innego wymiaru. Musnęła ramieniem moją pierś i tanecznym krokiem wyszła z pomieszczenia.

Indigo podążyła za nią, prostując plecy.

Moja agentka odwróciła się na chwilę przed wyjściem.

– Skomponuj album, Al. Ma być spektakularny i wyrównać rachunki między tobą a Willem Bushellem.

Gdy tylko wymówiła to nazwisko, poczułem chęć mordu.

Nie było żadnych rachunków do wyrównywania. Wypuściłem tylko jeden kiepski album. Każdemu może się przytrafić, nawet Bad Religion. Ale oczywiście nie zamierzałem się bronić. Ani przy niej, ani przy nikim innym. A już na pewno nie przy moim zespole i tej małej smerfetce, którą Jenna wprowadziła do mojej jaskini.

– Zaczęło się. – Zmrużyłem oko i strzeliłem do niej z palców. Po czym odwróciłem się, żeby nie zauważyła gniewu na mojej twarzy.

Drzwi się zamknęły.

Rzuciłem meksykańskim żarciem Alfiego o ścianę. Czarna fasola prysnęła i narobiła bałaganu. Guacamole przykleiło się i walczyło z grawitacją. Czułem niepokój, ale nie miałem pojęcia dlaczego.

Nowy album?

Nowa trasa?

Nowa dziewczyna?

Will Bushell?

Wszystko się zmieni. Tyle że tym razem nie będę mieć magicznego proszku, by to załagodził.

Tytuł oryginału: Midnight Blue

Copyright © 2018 by L.J. Shen

Copyright for the Polish Edition © 2019 Edipresse Kolekcje Sp. z o.o.

Copyright for the Translation © 2019 Sylwia Chojnacka

Edipresse Kolekcje Sp. z o.o.

ul. Wiejska 19

00-480 Warszawa

Dyrektor Zarządzająca Segmentem Książek: Iga Rembiszewska

Senior Project Manager: Natalia Gowin

Produkcja: Klaudia Lis

Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk, Beata Gontarska

Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska

Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51), Beata Trochonowicz (tel. 22 584 25 73), Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)

Redakcja: Ewa Charitonow

Korekta: Słowne Babki, Agnieszka Piotrowicz, edytorial.com.pl Izabela Jesiołowska

Projekt okładki: Letitia Hasser, RBA Designs

Skład i łamanie: Typo Marek Ugorowski

Biuro Obsługi Klienta

www.hitsalonik.pl

mail: [email protected]

tel.: 22 584 22 22

(pon.-pt. w godz. 8:00-17:00)

www.facebook.com/edipresseksiazki

facebook.com/pg/edipresseksiazki/shop

www.instagram.com/edipresseksiazki

ISBN 978-83-8164-118-0

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.