O chłopcu, który zgubił szczęście - Nela Nielsen - ebook

O chłopcu, który zgubił szczęście ebook

Nela Nielsen

4,2

Opis

Od chwili, gdy Natan spadł ze skarpy prosto w wir rzeki i stoczył z żywiołem walkę o własne życie, przydarzają mu same utrapienia, tak jakby przyciągał do siebie zło. I chociaż zawsze wychodzi z opresji obronną ręką, wydaje się, że chłopiec zgubił szczęście. Tymczasem zło czai się wokół Natana z nadzieją, że będzie on tym, który otworzy złu wrota piekieł.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (14 ocen)
10
1
1
0
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Nela Nielsen

O chłopcu, który zgubił szczęście

IlustratorYael Weiss/123RF.com

© Nela Nielsen, 2021

© Yael Weiss/123RF.com, ilustracje, 2021

Od chwili, gdy Natan spadł ze skarpy prosto w wir rzeki i stoczył z żywiołem walkę o własne życie, przydarzają mu same utrapienia, tak jakby przyciągał do siebie zło.

I chociaż zawsze wychodzi z opresji obronną ręką, wydaje się, że chłopiec zgubił szczęście. Tymczasem zło czai się wokół Natana z nadzieją, że będzie on tym, który otworzy złu wrota piekieł.

ISBN 978-83-8245-090-3

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Rozdział 1. Odwieczna walka dobra ze złem

Od zarania dziejów Anioły walczyły z siłami zła. A stawka w tej walce była bardzo wysoka. Demony, znając słabość ludzkiego charakteru, podszeptywały ludziom niegodziwe myśli, namawiały do złych uczynków, a wszystko po to, aby sprowadzić człowieka na złą drogę, posiąść ludzką duszę, zniewolić ją i zamknąć na wieki w diabelskich czeluściach. Pragnęły udowodnić Niebu, jaką słabą istotą jest człowiek. Wykazać, że jest to najsłabsze ogniwo na całej planecie. A potem go zniszczyć. I były bliskie osiągnięcia celu. Przez ciągłe wojny, przez zło, jakie szerzyło się na Ziemi, przez ludzką podłość w stosunku do innych gatunków zamieszkujących planetę Niebiosa straciły swą cierpliwość do człowieka.

Anioły pragnęły pomóc rodzajowi ludzkiemu. Chciały ochronić ludzi przed gniewem Boga, a tym samym odsunąć wizję zniszczenia tych istot. One również dostrzegały słabość w człowieku, ale wciąż miały nadzieję, że jest dla niego szansa. Postanowiły zadbać o to, aby dać ludziom czas. Żyjąc bez złych podszeptów, mieli szansę rozwijać się, dostrzec prawdę, zrozumieć ogrom swych win, wziąć odpowiedzialność za własne czyny i odzyskać przychylność Nieba. W tym celu Anioły zagoniły wszystkie Demony z powrotem do czeluści piekielnych, a przejście pomiędzy światami starannie zapieczętowały. Tytanitowy klucz, zamykający przejście pomiędzy światami, nie mógł nigdy wpaść w niepowołane ręce. Dlatego wtopiły go w kamień, a następnie rzuciły kamieniem na oślep, wprost w głębiny oceanu, żeby nikt nigdy go nie odnalazł. Na Ziemi zapanował spokój.

Rozdział 2. Natan

W małym miasteczku na przedmieściach żył sobie chłopiec. Miał na imię Natan. Był on wesoły, skory do zabaw i psot. Wszyscy lubili Natana za jego życzliwość i dobre serce. Był bardzo miłym dzieckiem. Rodzice byli z niego ogromnie dumni. Chłopiec nie przeszedł nigdy obojętnie obok czyjegoś nieszczęścia, zawsze każdemu pomagał. Gdy spotykał sąsiadkę idącą z zakupami, momentalnie podbiegał do niej i pomagał jej nieść torby. Gdy widział zmarzniętego kotka, natychmiast zabierał go do domu i szukał nowych opiekunów dla zwierzątka. Gdy znajdywał rannego ptaka, zabierał go do weterynarza, a potem opiekował nim tak długo, aż ptaszek nabierał sił i odlatywał. Rodzice zawsze wspierali go w jego działaniach, ponieważ byli bardzo mądrymi ludźmi i dostrzegali w tym, co robił, dobro, szlachetność oraz piękno jego duszy. Natan cieszył się popularnością wśród przyjaciół i każdy chciał być jego znajomym. Dziewczęta patrzyły na niego z zachwytem, a nauczyciele podziwiali jego inteligencję i łatwość, z jaką przychodziło mu zdobywanie nowej wiedzy. Był bardzo dobrym uczniem. Jednocześnie zawsze miał czas na zabawę, grę w piłkę i spędzanie wspólnych chwil z przyjaciółmi na świeżym powietrzu. Jego najlepszą przyjaciółką była Oliwia. To z nią spędzał najwięcej wolnego czasu i w jej towarzystwie czuł się najlepiej.

Pewnego razu Oliwka spojrzała na niego zadziornie i powiedziała:

— Wiesz, myślę, że nie ma na całym świecie dwóch takich wariatów jak my. — Zaczęła się śmiać i zalotnie spoglądać spod swoich długich i pięknych rzęs.

Miała oczy jak brylanty. Piękne, wyraźne, błyszczące i przepełnione radością. Lubił z nią spędzać czas. Wnosiła w jego życie całe mnóstwo radości. Czasami myślał, że bez niej nigdy nie byłby taki szczęśliwy, ba, wręcz czułby się wybrakowany i taki nijaki. To ona nadawała rytm jego życiu, to ona była aspiracją do ich wspólnych przygód.

— Wariatów? — odpowiedział z przekornym uśmiechem. — To mało powiedziane! Dwóch takich szaleńców jak my nie ma w całym kosmosie! — Uniósł głowę i zaczął krzyczeć tak głośno, jakby chciał, żeby cały świat o tym wiedział, i mocno się tego trzymał. — Jesteśmy ostoją tego świata!!! Bez nas świat rozpadłby w pył!

— Wariat — rzuciła z przekąsem Oliwka i zaczęła chichotać swoim cienkim głosikiem. — Co będziemy dzisiaj robili? — zapytała w końcu.

— Zgodnie z planem idziemy nad rzekę. Będziemy obserwować ptaki.

W ubiegłym roku pod choinkę Natan dostał od Mikołaja upragniony prezent. Długo o niego prosił. Ale wreszcie się udało. Był to aparat fotograficzny. Mały i poręczny, a jednocześnie robiący przepiękne fotografie. Natan uwielbiał robić zdjęcia. Oliwka towarzyszyła mu w wyprawach, podczas których obserwowali dzikie zwierzęta i uwieczniali je na zdjęciach. To była wspaniała zabawa. Udawali przyrodników, którzy zakradają się w największym skupieniu do siedlisk nie zawsze znanych im stworzeń, a następnie robili zdjęcia oraz obserwowali życie i obyczaje dzikich zwierząt. Tego dnia wybierali się na obserwację nad pobliską rzekę. Teren był niebezpieczny, ponieważ należało najpierw przejść przez urwisko. Dlatego wspólnie postanowili, że nie powiedzą rodzicom, dokąd idą. Obawiali się, że rodzice nie wyrażą zgody na tak niebezpieczną wyprawę. Zgodnie przystali na to, że zachowają tę wiedzę dla siebie.

Zabrali ze sobą tylko niezbędne rzeczy, nic ponadto, co wydawało się konieczne. Cieszyli się na tę wyprawę, wiedząc, że po powrocie będą snuć barwne opowieści i zyskają jeszcze większą popularność w szkole. Humor ich nie opuszczał. Jak zawsze świetnie się bawili. Dotarłszy nad urwisko, zaczęli się zastanawiać, jak najbezpieczniej zejść z tej skarpy i dotrzeć na skraj rzeki. Nie było innej drogi. Musieli zdobyć się na wysiłek i pokonać ten kawałek osuwiska.

— Ja pójdę pierwszy — powiedział Nat.

— Tylko proszę cię, bądź ostrożny. Nie chcę żadnych kłopotów — odparła Oliwka.

— No co ty… Ja i kłopoty…? Chyba żartujesz. — Odwrócił się w jej kierunku i puścił do niej oko.

Uśmiechnęła się trochę niepewnie w odpowiedzi na ten gest. Patrząc na urwisko, nie miała pewności, czy zejście nad rzekę to na pewno dobry pomysł. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że ta przygoda może się dla nich źle skończyć. Bała się. Przez myśl przeleciała jej wizja siniaków, obić i złamanej nogi w gipsie. Ale nie powiedziała o tym głośno. Zachowała tę wizję dla siebie. Natan powoli, trzymając się gałęzi, krok po kroku schodził coraz niżej. Ziemia była piaszczysta i łatwo się osuwała. Przytrzymywał się zarośli i powoli, lecz konsekwentnie posuwał się naprzód. Oliwka patrzyła z góry. Nie mogła przekonać samej siebie, żeby zrobić pierwszy krok. Z góry wyglądało to przerażająco i złowieszczo.

— Natan, może nie powinniśmy tam iść? — rzuciła drżącym głosem.

— No co ty, Oliwka, pękasz już? A nawet nie zrobiłaś pierwszego kroku. — Stał i patrzył na nią z drwiącym uśmiechem na ustach.

Nie spodobało jej się to. Było jakby rzuconym w jej kierunku wyzwaniem. Patrząc na niego, nie mogła stać bezczynnie. Przytrzymała się więc gałęzi drzewa i przesunęła prawą nogę dwadzieścia centymetrów niżej, potem dosunęła lewą. W tym momencie poczuła, jak ziemia obsuwa się jej spod stóp, i ślizgiem poleciała w dół. Przewróciła się i tylko trzymana gałąź uratowała ją przed zjazdem na sam dół urwiska.

— Uważaj — krzyknął Natan. Poderwał się lekko w kierunku koleżanki, chcąc przyjść jej z pomocą, i w tym momencie sam stracił grunt pod nogami, zaczął się osuwać coraz niżej i niżej, aż potknął się o wystający z ziemi korzeń, przewrócił i poleciał prosto w dół, obijając się po drodze o wystające kamienie i korzenie drzew. Oliwia obserwowała to przerażona.

— Natan!!! Nieee!!!

Droga na dół była długa, wyboista i bolesna. Kręcił się jak dziecięcy bączek puszczony w ruch. Spadając, obijał ciało z każdej możliwej strony. Próbował się czegoś chwycić, ale siła pędu wprowadziła go w ruch tak gwałtowny, że nie był w stanie dostrzec niczego, czego mógłby się chwycić. Ale to jeszcze nie było najgorsze. Na końcu tej wyboistej drogi czekało go mokre spotkanie z wodą. Nie był w stanie wyhamować, stoczył się prosto do rzeki.

Uderzyło go porażające zimno wody. Nie spodziewał się, że o tej porze roku woda może być tak lodowata. Był w ubraniu, a siła pędu wepchnęła go głęboko w toń rzeki. Prądy zaczęły nim rzucać na wszystkie strony i ciągnąć w nieznanym kierunku. Czuł się jak uwięziony. Jakby wpadł w szpony jakiejś siły, która trzyma go mocno za nogi i wciąga coraz głębiej. Uporczywie machał rękami, chcąc wypłynąć na wierzch i zaczerpnąć powietrza. Nie było to jednak łatwe. Walka z żywiołem to niestety walka, którą ławo przegrać. Po chwili udało mu się wypłynąć na wierzch i złapać pierwszy oddech. Aż bolał ten brak oddechu. Zaczął gwałtownie nabierać w płuca powietrze. Ale najbardziej przeraził go widok, który zobaczył. Siła prądu zniosła go daleko od brzegu, na którym stała mała dziewczynka i coś krzyczała w niebogłosy. Machał rękami, usiłował płynąć w jej kierunku, ale jakimś dziwnym zrządzeniem losu był coraz dalej i dalej, a dziewczynka, stojąca na skraju rzeki, stawała się odległym i coraz mniejszym punktem na horyzoncie.

Rozdział 3. Walka o życie

Prądy rzeki porwały ciało chłopca. Siła wiru nieustannie wciągała go w głąb rzecznej toni. Walczył z całych sił, żeby utrzymać się na powierzchni, ale za każdym razem woda zalewała mu gwałtownie twarz, nie pozwalając złapać oddechu. To utrudniało zmagania z tak wielką siłą Matki Natury. Czuł zmęczenie. Całe jego ciało wykończone było nierówną i niekończącą się walką z żywiołem. Przegrywał tę walkę. W pewnym momencie jego ciało się poddało. Długotrwały wysiłek wyczerpał cały zapas energii. Nie był w stanie ruszyć ręką, nogą ani żadnym mięśniem. Nawet nie był w stanie zamknąć powiek. Zaczął opadać bezładnie na dno rzeki.

Rzeka musiała być głęboka, ponieważ opadał i opadał, i nie było końca tej podróży. Nad jego głową, przez taflę wody, przebijało światło słoneczne. Wokół zrobiło się tak pięknie, spokojnie i cicho. Odczuwał niesamowity spokój. Promienie słońca tańczyły wokół niego, a on nie czuł nic poza rozlewającym się po jego ciele poczuciem spokoju, beztroski i odprężenia. Nagle poczuł coś pod nogami. Ten fakt przywrócił mu świadomość. To nie było dno. Coś podpłynęło pod jego nogi i zaczęło pchać chłopca ku górze. Kropelki wody naprzeciw jego twarzy niespodziewanie zaczęły tańczyć, wibrować, przyciągać się do siebie, aż przybrały kształt niespotykanie pięknej twarzy. Anielska postać patrzyła mu prosto w oczy. I wtem w swojej głowie usłyszał nakazujący głos: „Walcz, inaczej tu zginiesz!”. Ogromna ryba pod jego stopami pchała go nieustannie ku powierzchni wody. Spojrzał w górę. Był już blisko. Czując grunt pod nogami, organizm poczuł przypływ energii. Chłopiec odbił się od głowy ryby i z impetem wyskoczył ponad taflę wody, nabierając jednocześnie w płuca dużą dawkę świeżego powietrza. Opadł na powierzchnię wody i zrobił kolejny głęboki wdech. „Walcz! Inaczej tu zginiesz!” — słowa odbiły się echem w jego myślach. Więc zgodnie z nakazem zaczął walczyć. Gwałtownie i mocno uderzał rękami o taflę wody, z całych sił machał nogami i płynął. Stracił poczucie czasu, przestrzeni oraz własnego istnienia. Tak jakby był tylko energią unoszącą się w próżni kosmosu.

Dotarł do brzegu, nie pamiętając, jak tego dokonał i ile czasu to trwało. Wyszedł na brzeg. Woda ociekała z jego ubrań litrami. Czuł drżenie każdej cząstki swojego ciała. Czuł, że trzęsie się w nim nawet dusza. Był potwornie zmęczony. Wysiłek był tak wielki, że czuł się ledwo żywy. Zrobił kilka kroków, upadł i zasnął.