NIEULEGŁA - A. November - ebook

NIEULEGŁA ebook

A. November

0,0

Opis

„Nieuległa” to kulminacja dramatycznej historii Abigail Doe – kobiety, która po raz ostatni staje do walki z bezwzględnym złem. Na szali nie leży już tylko jej życie – stawka jest znacznie wyższa, niż mogłoby się wydawać.


W tej odsłonie odkryjecie źródło mrocznych wydarzeń, poznacie sekrety przeszłości i otrzymacie odpowiedzi, które od początku czaiły się w cieniu.

Czy każdy bohater doczeka się sprawiedliwości?
Czy Abigail – już nie „nieznana” i nie „niewidzialna” – pozostanie nieuległa?

 

Udowodnię Wam, że najokrutniejsze oblicze zła… ma ludzką twarz.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 425

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Dla Bartosza Sebastiana Mateusza

mojego jedynego syna.

Jesteś dla mnie wszystkim.

Nie urodził się bowiem mężczyzna,

który by posiadł kobietę na własność.

I taki, który tego żąda, jest szaleńcem,

a taki, który wierzy, iż posiadł, jest głupcem.

Waldemar Łysiak

 

PROLOG

 

Jedyny dogmat, który w pewien sposób odnosi się do szatana, mówi, że jest to stworzenie Boże, dobre z natury, które odwróciło się od swego Stwórcy.

W takim razie, w jaki sposób działa szatan? Co tak naprawdę może? Czy może kusić, chociaż ponoć nie ma dostępu do naszych myśli?

Pokusa. Manipulacja. Strach.

Są powszechnie znane. Działacie pod ich wpływem.

Ja osobiście uwielbiam je wywoływać, ponieważ jednak większość traktuje je jako zaburzenia, moje zdolności do kontrolowania ich i wykorzystywania nie muszą mieć pochodzenia szatańskiego. Te trzy działania są bowiem po prostu związane z materią, z naszym ciałem. Dla mnie są one niezbędną częścią do osiągnięcia satysfakcji seksualnej.

A czy kiedykolwiek czułeś zarówno miłość, jak i nienawiść w tym samym momencie? Prawdopodobnie tak. One współistnieją w twojej psychice. Jeśli nigdy do tej pory nie zdałeś sobie sprawy z tego, że mogłeś odczuwać obie jednocześnie, prawdopodobnie nie wiedziałeś, jak sobie poradzić w momencie, gdy połączyły się w jedno uczucie.

Zazdrość.

A co z miłością od pierwszego wejrzenia? Czy jest możliwa?

Nie sądzę.

Problem jednak w tym, że większość z was myli miłość z pożądaniem. Ja zawsze byłem ponad tym. Potrafiłem zapobiec tej pomyłce i pozbyć się tego, co mogłoby mnie ograniczać. A wy jesteście po prostu słabi. Wpadacie w zachwyt, jesteście zdezorientowani, manipulowani, kupujecie czekoladki i biegacie z kwiatkami, które po kilku dniach więdną. Tak jak to, co wam się wydawało miłością. Dlatego będziecie musieli w końcu samodzielnie podjąć jakąś decyzję, jeśli chcecie pozbyć się uczucia, z którym czujecie się źle.

Miłość. Nienawiść. Zazdrość. Pożądanie.

Ja pozbyłem się tego, co mogłoby mnie określić jako słabego. Szatan bowiem nie ma słabości.

A z którego ty zrezygnujesz? Kim tak naprawdę jesteś?

***

Stałem schowany za drzewem i przyglądałem się jej. Była kompletnie przemoczona i nawet z tej odległości mogłem dostrzec zarys jej cudownych piersi, które odznaczały się pod mokrym materiałem. Nie mogłem się powstrzymać i tak bardzo chciałem ją dotknąć. Tęsknota rozrywała mnie od środka, miażdżąc serce. Oddychałem ciężko, myśląc tylko o tym, jak będę się nią delektował, spijając jej soki. Wyobrażałem sobie jej zapach i smak. Tylko od samego patrzenia na nią, traciłem zmysły, więc co się ze mną stanie, kiedy jej skosztuję? Była moja, jest i będzie, ponieważ to przeznaczenie postawiło ją na mojej drodze. Tak miało być od samego początku i żaden przypadek nie miał w tu miejsca bytu. Wyszedłem zza drzewa i opierając się o jego pień, mocno przywarłem do niego plecami. Czułem przez mokrą koszulkę wbijające się w ciało nierówności kory. Jednak to nie było istotne w tym momencie, ponieważ coś sobie uświadomiłem. Zapatrzony w nią, zapomniałem kompletnie, że nie powinno jej tu być! Byłem tu po to, żeby jej o tym przypomnieć. Odepchnąłem się od drzewa i skupiony, wolno zbliżałem się do linii, gdzie kończył się las, a zaczynały mury Raven. Nie spuszczałem z niej wzroku. W pewnym momencie zaczęła wpatrywać się w mrok, który nadal mnie osłaniał. Sądziłem, że mnie nie zauważy, ale gdy błyskawica przecięła niebo, wzdrygnęła się i dostrzegła moją postać pośród drzew. Widziałem wyraźnie, jak jej ciało sztywnieje i zastyga w miejscu. Nie miałem po co dłużej czekać i wyłoniłem się z cienia lasu. Byłem coraz bliżej i czułem już jej strach, ale dopiero gdy przed nią stanąłem, zobaczyłem w tych pięknych oczach przerażenie. I dokładnie to chciałem w nich widzieć.

Już znała prawdę. To oczywiste, dlatego odezwałem się do niej, będąc całkowicie spokojnym:

– Gdzieś się wybierasz? – Uśmiechnąłem się, przygryzając wargę, i po chwili dodałem: – Jesteś bardzo nierozważna, siostro.

 

ROZDZIAŁ 1

 

Miłość i nienawiść nie są ślepe. Zostały po prostu oślepione przez ogień, który niosą same ze sobą

Nietzsche

 

Abigail

 

Stał bez ruchu, jakby był wykuty z kamienia. Mokra od deszczu twarz lśniła, kiedy błyskawice szalały na granatowym niebie. Z długich rzęs kapały krople wody i płynęły po jego policzkach, schodząc się tuż przy brzegach pięknych ust. Delikatnie wysunął język i przejechał nim po wargach, zlizując z nich kaskady kropli. Patrzyłam na niego i nie byłam w stanie nawet mrugnąć, a przez deszcz zalewający moje oczy, obraz jego posępnej twarzy, stawał się coraz bardziej rozmazany.

Wpatrując się w każdy mięsień na jego ciele, zastanawiałam się, jak mężczyzna wyglądający tak jak on może kryć w sobie tyle mroku i pozwolić, by zawładnęło nim czyste zło?

Odpowiedź na to pytanie sama osiadała mi na języku i musiałam się powstrzymywać, by nie opuściła moich ust. Była nieskomplikowana i bardzo trafna.

To on był czystym złem i przejmował kontrolę nad każdym, kogo chciał skrzywdzić. Okrutny, bezwzględny i pozbawiony skrupułów, a co najgorsze – ze skłonnościami nie do zaakceptowania. Widziałam na własne oczy i odczułam to na sobie, że nie miał żadnych zahamowań ani słabości.

Diabeł był jego marną imitacją w swoim pozbawionym empatii życiu. Ktoś, kto stworzył Daniela Corowa, mocno przesadził i uważam, że to naprawdę musiał być sam szatan we własnej osobie. Powoli przekonywałam się, że Wouter, pomimo swoich preferencji seksualnych oraz upodobań do stosowania przemocy, był innym człowiekiem. Nie wiedziałam jeszcze, gdzie go umiejscowić, ale na pewno już nie na pierwszym miejscu mojej czarnej listy. Tam, na samym szczycie, uplasował się Daniel, pomiot szatana z krwi i kości. Co najbardziej mnie dobijało, to prawdopodobieństwo, że obaj byli moimi braćmi.

Potok czarnych myśli, przerwał mi jego głos, który mnie zaskoczył:

– Gdzieś się wybierasz?

Przez mały ułamek sekundy poczułam coś, czego nie powinnam. Tęsknotę? Nie. To za Kellanem tęskniłam, a nie za nim. I wtedy kolejna, tym razem już nawałnica myśli zalała moją głowę. Jeśli on tu był, to co się stało z Kellanem? To pytanie zostało natychmiast zepchnięte na dalszy plan, kiedy wypowiedział, kolejne zdanie:

– Jesteś bardzo nierozważna, siostro.

Złość przybrała kolor czerwieni i zalała moje oczy. Ogarnęła mnie furia i byłam pewna, że ten człowiek musiał umrzeć. Wkrótce.

– Zamilcz! – krzyknęłam tak głośno, że chowająca się za moimi plecami Anouk drgnęła, obejmując mnie mocno w pasie.

Pomimo szalejącej burzy i zapadającej nocy, pochłaniającej nas przy murach zamku, widziałam zachodzącą zmianę w wyrazie jego twarzy. Nawet nie zdążyłam pomyśleć, co to może dla mnie oznaczać, gdy złapał mnie dłonią za gardło i zaciskając palce na mojej szyi, miażdżył mi krtań. Moja twarz zrobiła się czerwona i paliła, a łzy napływały do oczu, kiedy histerycznie szarpałam napierającą na szyję dłoń. Czułam narastającą panikę, bo zwątpiłam w to, że nie mógłby mnie zabić. Mógł. Jedną ręką w kilka minut. Przed oczami zrobiło mi się czarno i miałam wrażenie, że poczułam obok mnie szepczącego mi do ucha Kellana. Nie zrozumiałam, co mówił, i traciłam przytomność. Krzyk Anouk huczał w mojej głowie i oddalał się, jakby dziewczyna odpływała. Tymczasem to mnie pochłonęła ciemność.

Ocknęłam się z głową pochyloną w przód i miałam problem z otworzeniem oczu, cisnęło mnie coś potwornie w skronie i uwierało w nos. W momencie uświadomiłam sobie, że mam zawiązaną przepaskę na oczach, a szczęk łańcuchów, ciasno oplatających moje ciało nie pozostawiał mi złudzeń. Oczywiście byłam skuta i tym razem przywiązana do jakiegoś słupa.

– Kurwa! Czy to jest nieodzowny element, po kolejnym cudownym przebudzeniu? – powiedziałam sama do siebie i rzuciłam mocno ciałem, chcąc się wyrwać.

– Masz tendencję do nieposłuszeństwa – odezwał się pomiot szatana.

Szarpnęłam głową w stronę, z której padło zdanie.

– Gdzie jest Kellan? – Słyszałam, jak się zbliżał. – Gdzie on jest? – powtórzyłam.

– Tak właściwie to, kurwa, mogłem się spodziewać, że się domyślisz… – Usłyszałam w jego głosie moment zawahania. – Zanim powiesz coś, czego możesz pożałować, lepiej się zastanów. Najlepiej to zamknij się, bo naprawdę nie mam nastroju.

– Kim jesteś, żebym musiała wykonywać twoje polecenia?

– Nie ułatwiasz nam tej sytuacji i …

– Nazywasz to sytuacją?! – parsknęłam i wezbrała we mnie taka złość, że miałam wrażenie, że zaraz rozerwę te łańcuchy.

– Jesteś cholernie irytująca! – warknął.

– A ty wkurwiający! – odparłam.

Dotarł do mnie jego warkot i nagle przepaska została zerwana z mojej głowy wraz z kilkoma pasmami włosów. Zaczęła szczypać mnie skóra i to dopiero doprowadziło mnie do furii.

– Widzę, że zadawanie bólu jest jednak w twoim kodzie genetycznym – zaczęłam spokojnie mówić, ale ten spokój był ułudny i jeszcze mocniej pompował krew w moich żyłach.

Nie bałam się szatana, zupełnie. Miałam złe przeczucia co do jego pojawienia się tutaj i to potęgowało pragnienie walki z nim.

– W naszym kodzie – zaśmiał się. – Czyżbyś zapomniała, że z zimną krwią zabiłaś Caroline i jednego z moich ludzi?

– To nie zalicza się do zadawania bólu. Ja uwolniłam od nich świat, a to zdecydowana różnica.

– Mylisz się, Abigail Crow. Jesteśmy tacy sami.

– To ty jesteś w błędzie, szatanie, a nazywam się Masters i nigdy nie byłam Crow!

– Twoje przezwiska są przezabawne. Lubisz się droczyć, ja również i nie masz racji – zaprzeczył i przysunął się jeszcze bliżej mnie.

– Ależ mam – szepnęłam, przekręcając lekko w bok głowę, niczym psychopatyczny morderca, świdrujący swoją ofiarę. – Jesteśmy zupełnie do siebie niepodobni…, no może mamy oczy w tym samym kolorze. – Cmoknęłam.

Był zaskoczony moją postawą i lekki uśmiech podniósł moje wargi.

– Twoje są jaśniejsze, jak jej. Przynajmniej takie mam wspomnienie, choć miałem sześć lat, kiedy zniknęła. – Jego wzrok był bardzo poważny, a mój uśmiech zamarł na twarzy.

Wezbrał we mnie żal na myśl o mojej matce i zaczynałam mu współczuć, ale przez to jakim stał się człowiekiem nie zasługiwał na to. Nie zasługiwał również na to miano i nadal szokowało mnie, że jest moim bratem. Obaj, Szatan i Diabeł.

– Wiesz, co zapamiętałem? – Ujął w palce pasmo moich włosów i przysunął do nosa. – Zapach jej włosów. – Parsknął drwiącym śmiechem. – Możesz sobie to wyobrazić? Przez dwadzieścia trzy lata wciąż pamiętam ten cholerny zapach i nigdy więcej przez ten czas nic nawet mi go nie przypominało w najmniejszym stopniu. – Wypuścił mój kosmyk i dodał rozczarowany: – Nawet ty i te twoje włosy, które wyglądają identycznie jak jej.

– Nie dotykaj mnie więcej – zakomunikowałam mu, choć było to bzdurą.

Mógł mnie nawet zabić i nie miałabym na to żadnego wpływu, ale odniosłam wrażenie, że taka słowna walka z nim wytrącała go z równowagi i tracił kontrolę. Wtedy moja odwaga stawała się jeszcze większa.

– Napawasz mnie obrzydzeniem. – Splunęłam mu pod nogi. – Jesteś tym, czego by z pewnością nie chciała. Szkoda, że nie wie, kim się stałeś!

– To właśnie przez nią! – ryknął tak głośno, że aż zmrużyłam oczy.

Jak to?

Odsunął się ode mnie i zaczął krążyć wokół, jak hiena szykująca się do uczty. Miałam dreszcze i czułam, że teraz wydarzy się coś okropnego. Nie spuszczał ze mnie oczu. Nawet na sekundę nie spojrzał gdzie indziej, tylko wbijał wzrok w moją twarz. Obserwowałam go. Za każdym razem okrążając mnie, znikał na moment za moimi plecami. Nie mogłam znieść tego oczekiwania na to, co miało się za chwilę wydarzyć. Wolałam, aby to się już stało, i gdy już zamierzałam zapytać, dlaczego uważając mnie za swoją siostrę, więzi mnie, chcąc zmusić do kazirodczych kontaktów, on zaczął swój wywód.

– Musiała dowiedzieć się, że jest w ciąży i dlatego uciekła. Nie ma na jej zachowanie innego wytłumaczenia. Przez ciebie zostawiła mnie z ojcem. Powiedział mi, że nie żyje!

– Chyba nie narzekałeś, co? Przecież baron się tobą zaopiekował! – odparłam ironicznie.

– Tak, kochał mnie. On jeden. Domyślam się, że miałaś rozmowę z naszym bratem.

– Chryste, jakie to powalone. On kochał ciebie, Diabeł był jego pasierbem, macie wspólnego ojca, który zabił jego matkę i pieprzycie swoje siostry. Czy ktoś jest w stanie to ogarnąć?

– Co ty powiedziałaś? – znieruchomiał i pobladł.

– A konkretnie?

– Nie pieprzyłem cię, Abigail. – Zbliżył swoją twarz do mojej i wydawało mi się, że ujrzałam w jego oczach przez ułamek sekundy… ból?

Zupełnie zapomniałam o niecnym planie Woutera bycia pierwszym.

– Nie miałam na myśli siebie tylko Caroline – odpowiedziałam i zaskoczyłam tym kłamstwem samą siebie. Dlaczego kryłam Diabła?

– Wszyscy jesteśmy rodziną, nie zapominaj o tym.

– Otóż nie jesteśmy. DNA nic tu nie wnosi i ktoś mi ostatnio powiedział, że przecież nie dorastaliśmy razem, więc nie dramatyzuj!

– Czyli nie będziesz mieć nic przeciwko temu, że zerznę cię i zrobię ci dziecko, a potem weźmiemy ślub?

Sama zagoniłam się w kozi róg, dlatego spojrzałam na niego, jakby to nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia i odpowiedziałam:

– To się nie wydarzy. Jestem mężatką.

– Już nie.

Co?!

– Co? – Zaschło mi w gardle, bo moje podejrzenia, że coś się stało Kellanowi, nabrały na sile.

– I tu padnie odpowiedź na twoje pierwsze pytanie: „Gdzie jest Kellan?”.

– Co ty zrobiłeś? – wyszeptałam, czując, jak strach zaczyna ściskać moje serce.

– Wyprostowałem sprawy i przywróciłem na właściwy tor.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– Jesteś wdową, kochana siostro. Czeka nas przyjęcie zaręczynowe, trzeba zaprosić gości…

Wytrzeszczyłam oczy, ale nic nie widziałam i nie słyszałam. Cienie i kropki pod powiekami przesłaniały mi widok, a okropny krzyk, jaki dotarł do moich uszu, zdezorientował mnie. Brakowało powietrza i w momencie gdy chciałam złapać oddech, nie mogłam tego zrobić. Dotarło do mnie, że to ja krzyczałam. Zanim zadałam sobie sprawę z tego, dlaczego krzyczę, poczułam silne uderzenie w twarz i odrzuciło moją głowę mocno w bok. Znajome chrupnięcie kręgów i pieczenie policzka, spowodowało, że natychmiast umilkłam, łapiąc powietrze jak karp. Zamknęłam oczy i pozwoliłam swoim łzom popłynąć.

Widziałam w głowie obrazy, za którymi tak bardzo tęskniłam. Mój stary Starbucks, a w nim piątka wspaniałych facetów. Wśród nich ten jeden jedyny, zachwycający, odważny i tylko mój. Uśmiechnięty i wpatrzony we mnie najpiękniejszymi oczami jakie widziałam, przepełnionymi nieskończoną miłością.

– Kellan – szepnęłam i wciągnęłam w płuca duży haust powietrza.

Zacisnęłam powieki, pozbywając się ostatnich łez, i otworzyłam oczy. Przysięgłam sobie w tym momencie, że zrobię wszystko, aby ten skurwysyn zapłacił za to, co zrobił mojemu mężowi. Panowała zupełna cisza i słyszałam tylko swój poszarpany oddech, zmagający się z resztkami szlochu. Bardzo powoli odwróciłam głowę, skanując przy tym obskurne pomieszczenie wokół mnie i odkryłam, że jestem zupełnie sama. Nie na długo.

Drzwi otworzyły się z impetem i Szatan dosłownie wpadł do środka, ciągnąc za sobą płaczącą Anouk. Na ten widok moje oczy otworzyły się szerzej i przełknęłam głośno ślinę. Wepchnął ją do sali, trzymając jej włosy w mocnym uścisku. Gwałtownie szarpnął jej głową i wypuścił włosy z dłoni, dziewczyna od razu upadła na kolana przyjmując pozycję uległej. Spojrzał na mnie i nie spuszczając ze mnie wzroku, skierował pytanie do dziewczyny:

– Anouk, dlaczego to zrobiłaś?

Z gardła dziewczyny wyrwał się jeszcze większy szloch. Patrzyłam na jej dłonie zaciśnięte w pięści i na pobielałe kostki. Drżała na całym ciele.

– Pytam po raz drugi i ostatni. Dlaczego to zrobiłaś?

Nie podniosła głowy i dalej płacząc, wyszeptała:

– Wybacz, panie! Wybacz mi, błagam!

– Nadal nie uzyskałem odpowiedzi od ciebie. Wstań!

Posłusznie wykonała rozkaz i stanęła na chwiejnych nogach, trzymając dalej opuszczoną głowę. Nie czekając na jakiekolwiek wyjaśnienia dziewczyny, pociągnął ją za ramię i pchnął w moją stronę. Ustawił ją naprzeciw mnie i powiedział:

– Ciebie nie będę pytać, bo to oczywiste, jaki miałaś zamiar. Na dodatek chciałaś zabrać coś, co należy do mnie. – Zerknął na Anouk i przerzucił jej włosy z ramienia na plecy.

– Coś? – zapytałam, marszcząc brwi. – Tak, dla ciebie to nie człowiek, nie dziecko, a coś. Zabawka, którą bijesz i gwałcisz!

Budowała się we mnie taka nienawiść do niego, że mogłabym bez wahania wydrapać mu oczy. On jednak, bez żadnej reakcji na moje słowa, spokojnie zakomunikował:

– Abigail, popełniłaś wielki błąd.

Uniósł lekko brodę dziewczyny i przystawiając jej ostrze noża do szyi, jednym ruchem podciął jej gardło. Otwarte szeroko z zaskoczenia oczy dziewczyny spojrzały na mnie po raz ostatni. Szok, jaki mnie ogarnął, sparaliżował mnie w pierwszych sekundach, ale kiedy z jej ust zamiast słów wydobył się bulgot krwi zmieszanej ze spienioną śliną, a z otwartej rany trysnęła na mnie jej gorąca krew, zaczęłam krzyczeć tak bardzo, że zdzierałam sobie gardło. Nie mogłam przestać. Szarpałam się w łańcuchach, raniąc swoje ciało:

– Nie! Nie! Nieee!!!

Moje słowa mieszały się z rykiem, a łzy zalewały twarz i spływały wprost do bolącego gardła. Byłam tak bardzo przerażona, że kiedy brakowało mi powietrza, krztusiłam się i łapałam je w płuca tak mocno, że aż kuło. Oczy Anouk zastygły na mojej twarzy, co oznaczało, że dziewczynka odeszła.

Przeze mnie.

Gdy pojawiłam się w tym miejscu, karał ją za mój bunt i nieposłuszeństwo. Bił ją mocniej i gwałcił, brutalniej niż zazwyczaj. Mogłam jej pomóc, gdybym była tylko bardziej ostrożna. Gdybym wiedziała, że ją więzi od lat. Nie zdążyła zaznać wolności, miłości i normalnego życia. Naraziłam ją, chcąc zabrać i uratować. Co ja najlepszego zrobiłam? Co? Chciałam umrzeć. Natychmiast! Nie maiłam Kellana, nie było już Anouk. Umarła, a mój szloch zamienił się w niekontrolowane drgawki całego ciała. Nie mogłam oderwać od niej wzroku, krew zalewała jej pierś, tworząc kałużę pod naszymi stopami. Szatan trzymał w pozycji pionowej jej bezwładne ciało i kiedy w końcu oderwałam od niej oczy, spojrzałam w jego. Ta twarz nie okazywała, żadnych uczuć, jakby stał w kolejce za kawą. Nic. Pusty, obojętny wzrok. Nie byłam w stanie zrozumieć, co właśnie się wydarzyło i kogo mam przed sobą. Jego zakrwawiona dłoń trzymająca nadal nóż, opadała z ramienia dziewczynki, a druga odepchnęła w bok jej ciało, jakby była przeszkadzającym wieszakiem na ubrania, który zagradzał mu drogę. Następnie słowa, które padły z jego ust, wypaliły się w moim mózgu jak piętno.

– Za każdy twój brak posłuszeństwa, ktoś zapłaci taką właśnie cenę. Uwierz mi. Będziesz zaskoczona.

– Kim ty, kurwa, jesteś? Bo na pewno nie człowiekiem – udało mi się wyszeptać, starając się zachować zdrowe zmysły.

– Twoją przyszłością – odparł, ot tak!

– Chory skurwysynu…

Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, ponieważ znów uderzył mnie tak mocno, że myślałam, że wybił mi wszystkie zęby. Zadźwięczało mi w uszach. Miał perfekcyjne dopracowane ciosy, dlatego nie mogłam się powstrzymać i musiałam się odezwać:

– Praktyka czyni mistrza, co?

– Ty mała suko! – warknął i złapał dłonią w silny uścisk moje policzki, odwracając głowę w swoją stronę.

Udało mi się zebrać ślinę w ustach i splunąć mu prosto w twarz. Przymknął oczy i wytarł się ramieniem drugiej ręki. Był wściekły, a mnie zaczęła krążyć adrenalina we krwi, czułam, jak rwie przez moje żyły. To efekt mojej frustracji, szoku i świadomości, że każda rzecz, dzięki której mogłam mu dopiec, podnosiła moją determinację.

– Teraz coś ci powiem i lepiej uważnie posłuchaj – przemówił do mnie ostro z zaciśniętą szczęką. – Przez chwilę myślałem, że możesz być kimś więcej niż moją… krwią. Zachwyciłem się tobą i zachłysnąłem, ale pokazałaś mi, że nie jesteś tego warta. Właściwie, to nasze pokrewieństwo mogłoby stworzyć dla mnie zagrożenie, ale teraz prócz mnie i Woutera, nikt więcej o tym nie wie. Ty zabiłaś Caroline, a ta marna imitacja żołnierza zabiła Johana.

Rozszerzyłam oczy na tę informację i pomimo sytuacji oraz teg,o co się tutaj stało przed chwilą, moje serce ożyło. Chciałam się dowiedzieć, co się stało z Kellanem. Co ten pomiot szatana mu zrobił? Jak w ogóle znalazł chłopaków? Czyżby opuścili gardę?! Zupełnie mi to nie pasowało i ta myśl napełniła mnie nadzieją. Przecież on jest manipulującym socjopatą i mógł mnie okłamać. Kellan nie mógł się tak po prostu dać mu pokonać, to nie możliwe! Z kolei może go zaskoczył, może było coś czego nie przewidział? Ta burza myśli została przerwana, gdy Daniel dokończył swój monolog.

– Dasz mi to, czego od ciebie chcę, ponieważ jesteś środkiem do celu. Potem nie będziesz mi więcej potrzebna.

– A co, zabijesz mnie? – parsknęłam mu w twarz.

– Tak – odpowiedział.

W tym momencie naprawdę mu uwierzyłam. Miał to wypisane na twarzy.

 

ROZDZIAŁ 2

 

Jakże smutna byłaby miłość i nienawiść w tym samym momencie!

Lew Tołstoj

 

Miałem ją w garści i przejmowałem nad nią kontrolę. Gdybym mógł, kąpałbym się w jej strachu. Była cholernie nieposłuszna, ale wszystko przed nami. Byłem pewien, że będzie moją uległą i wiedziałem, że kiedy pokażę jej, co mogę zrobić, przemyśli swoje zachowanie, zanim ponownie odważy się mi postawić. Miałem jeszcze w zanadrzu mały sekret, o którym wiedziałem tylko ja. Nie był prezentem ślubnym, ale gwarancją, że nigdy więcej ode mnie nie ucieknie i zrobi to, co jej powiem. Na samą myśl, jaka będzie jej reakcja, zacierałem ręce, a już świadomość tego, że będzie bezsilna, jeszcze bardziej mnie podniecała. Byłem twardy i musiałem się zaspokoić. Ciągnęło mnie tam i nie mogłem się temu oprzeć. Kiedy byłem wściekły, uspakajało to moje szalejące w głowie myśli. Jednak kiedy byłem czymś podekscytowany, odczuwałem euforię. I tego mi najbardziej brakowało. Spełnienia. Zostawiłem ją związaną łańcuchem. Uwielbiałem go na niej i mógłbym wtedy patrzeć na nią godzinami. Wbijałby się w jej ciało, raniąc, a ja zlizywałbym z jej pięknego ciała krople krwi. Przymknąłem oczy, kiedy mijałem salę z lustrami i dotknąłem swojego krocza.

– Nie! – warknąłem do siebie, upominając się.

Nie mogłem tak szybko dać się ponieść emocjom. Jeszcze chwila i miałem poddać się całkowicie temu, co dawało mi ukojenie. Zbiegłem szybko do lochów, które pamiętały jeszcze czasy, kiedy Belgia była częścią Burgundii. Było tu więzienie, ale przetrzymywano tu w większości nieletnich za swoje przewinienia. Zawsze słyszałem tu szczękanie łańcuchów i płacz dzieci. Tak bardzo czułem ten strach w tym miejscu, że chciałem go odtworzyć. Było to dla mnie inspiracją, kiedy chciałem tu mieć swoje miejsce. Gdy schodziłem coraz niżej, do moich uszu docierały dźwięki i byłem dumny, że udało mi się to uzyskać. I to całkiem niedrogo. Wystarczył jeden transport na miesiąc. Tyle wytrzymywały. Te silniejsze. Natomiast te słabsze, to odpady i trafiały do piwnicy, gdzie pierwszy raz spojrzałem na moją siostrę. Przystanąłem na chwilę i przymknąłem oczy. Kłamałem, mówiąc jej, że nie spotkałem zapachu podobnego do tego, jaki pamiętam, mając przed oczami obraz naszej matki. Abigail cała była nim przesiąknięta, dlatego tak cholernie mnie to irytowało. Wystarczyło, że spojrzałem na nią i pozbawiała mnie oddechu oraz logicznego myślenia, a ja chciałem nią zawładnąć. Kontrola była tym, co utrzymywało mnie spokojnym i nie czułem się zagrożony. Nigdy więcej nie mogłem dopuścić do jej utraty. Jakiejkolwiek. Zrobiłem to tylko raz, kiedy przyjechałem ze Stanów z Johanem i Wouterem, tuż przed śmiercią naszego ojca. Myślałem, że skoro jest chory na serce i jego czas jest policzony, mogę przestać być przy nim czujny. Ale on do samego końca, nawet będąc jedną nogą w trumnie, chciał umieścić we mnie swojego fiuta. Nigdy po nim nikomu na to nie pozwoliłem, to do mnie należało ostatnie słowo.

Nie chciałem więcej o tym myśleć i przyspieszyłem, wchodząc w korytarz odgrodzony od kamiennych schodów metalowa kratą. Wyszperałem z kieszeni spodni klucz i otworzyłem stary zamek. Skrzypniecie zardzewiałych zawiasów było dość głośne i płacz zaczął cichnąć. Wiedziały, że idę. Czułem ich strach.

Tak!

To właśnie sprawiało, że czułem się niezwyciężony i trzymałem w rękach władzę. A ponieważ najgorzej docierało się do umysłu dziecka, to bardzo łatwo było uzyskać nad nim kontrolę, poprzez strach. Idealne szlifowanie umiejętności wywierania perswazji. Nie było istotne, czy chciałem się tym szczycić, czy złamałem prawo. Te specyficzne bodźce zbliżały mnie do satysfakcji i uwalniały od strachu, przed byciem zastraszanym. To właśnie zaszczepił we mnie mój ojciec, zanim oddał mnie w ręce Johana.

Zaciągnąłem się głęboko powietrzem i mijając pojedyncze cele, ruszyłem w głąb korytarza. Choć miałem ogromną ochotę zabrać jedno na górę, będą musiały chwilkę poczekać. Musiałem nacieszyć się jeszcze czymś. Dotarłem do ostatnich drewnianych drzwi, przyłożyłem do nich głowę i nasłuchiwałem. Panowała cisza. Poklepałem lekko dłonią stare drewno i się odepchnąłem.

– Niedługo do ciebie wrócę – mruknąłem pod nosem, uśmiechając się zadowolony.

Odwróciłem się i wybrałem pierwsze drzwi po prawej stronie. Odsunąłem zasuwę i wszedłem do środka. Światło z korytarza wpadło prosto na materac leżący na podłodze, a gdy się zbliżyłem, oświetliło ładną twarz dziewczynki. Ukucnąłem i przyjrzałem się jej.

– Hoe heet je? – zapytałem po niderlandzku, jak się nazywa.

– Yara – odpowiedziała.

Miała może cztery lata i doskonale wiedziałem, jakiej jest narodowości. Osobiście sprowadziłem te bękarty do Raven.

– Jesteś bardzo ładna. – Dotknąłem jej blond pukli okalających brudną buzię. – Pójdziemy do mojego pokoju i umyjemy cię. Co ty na to? – Ładnie się do niej uśmiechnąłem, co odwzajemniła.

To było zdumiewające, jeden uśmiech i wyciągnięta w dobrym geście dłoń, a lgnęły do człowieka jak pluskwy.

– W takim razie chodź. – Wyciągnąłem do niej dłoń, a gdy podała mi swoją, wstałem i podciągnąłem ją z materaca.

Prowadziłem ją prosto do mojego apartamentu. Obserwowałem ją i układałem sobie w głowie plan wyszkolenia jej. W końcu nie było już nudnej Anouk, która mnie wkurwiała, odkąd Abigail pojawiła się w Raven. Zamierzałem się jej pozbyć, była już za stara i zużyta, a Yarę upatrzyłem sobie, kiedy tylko dotarłem do miejsca odbioru.

– Podoba ci się mój dom? – zapytałem ją.

– Jest duży. – Uniosła na mnie swoje oczy.

Robiłem się coraz bardziej podniecony i chciałem się w końcu odstresować. Miałem kupę roboty, a pod moim dachem było czterdzieścioro bękartów w większości z Europy Wschodniej. Ludzie są czujni i dbają o swoje dzieci, ale są nieostrożni. Są i tacy co za odpowiednie kwoty oddają je, byle tylko zniknęły im z oczu. Tę małą tak właśnie zdobyłem. Byłem cholernie zmęczony psychicznie i fizycznie. Musiałem je jeszcze wycenić i przyczaić się z nimi na kilka dni, zanim urządzę aukcję. Nie chciałem ryzykować nalotu psów, które po akcji w willi Laurenta, węszyły ze zdwojoną siłą. Musiałem wszystko zorganizować w Raven. Przez Mastersa i jego gnoi wszystko się popierdoliło. Na dodatek Johan był martwy. Ogrom spraw miałem teraz na głowie, a zdrada Cassandry pozbawiła mnie masę kasy i utratę mojej drogiej siostry. Jej użyteczność przydała się tylko w momencie, kiedy Johan namierzył Abigail ponownie w Stanach. Choć i tak wyszło to słabo. Zmuszony do współpracy snajper Kanadyjczyk, którego dobrze znałem z armii, miał zabić, a nie ranić rycerza, który podstępem zabrał ją z aukcji… gdybym tylko wtedy wiedział, że to Masters. Kurwa! Dobrze, że na koniec wszystko się ułożyło i podłożony w broni przez tę zachłanną sukę GPS, sprowadził moją zdobycz do mnie. O mały włos, a bym ją stracił, być może bezpowrotnie. Masters by już o to zadbał.

Teraz musiałem zająć się tą małą. Wprowadziłem ją do apartamentu i zaprowadziłem do łazienki. Przygotowałem wodę do kąpieli i zacząłem powoli rozbierać. Dotykając jej dziecięcego ciała, moje dłonie drżały z ekscytacji. Nie czułem jeszcze jej strachu, całkowicie mi ufała. Dobrze. Mamy czas.

– Wiesz, jesteś bardzo ładną dziewczynką – powiedziałem, zsuwając jej bieliznę.

Nie mogłem się już doczekać, kiedy będzie moja. Musiałem ją szybko przygotować i zająć się tą szarańczą. Posegregować ich. Nagle w kieszeni spodni odezwała się moja komórka. Kurwa, właśnie w tym momencie. Bardzo chciałem ją zignorować, ale intuicja podpowiadała mi, że to może być coś ważnego. Wyjąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz. Litteken, człowiek z blizną, którego musiałem wysłać do Stanów.

– Mów! – odezwałem się zirytowany.

– Książę, mam ich – zameldował.

– Świetnie! Gdzie sią?

– Tak jak pan podejrzewał.

– Wiesz, co masz robić?

– Tak. Jest tylko jeden problem.

– Nie mam czasu na twoje problemy, Litteken!

– Szefie, to ważne. Oni mają pomoc nie tylko od swoich.

– Jak to? Kto to jest?

– Ktoś ważny.

– Jak bardzo?

– Ważny na całe wschodnie wybrzeże.

Zastanowiłem się chwilę i zmieliłem przekleństwo w ustach.

– Mają wsparcie w tym momencie? – zapytałem.

– Na razie nie.

– Obserwuj. Jeśli znajdzie się ktoś obok nich, będziesz musiał uruchomić kilka swoich kontaktów.

– Taki miałem zamiar.

– W porządku Litteken. Działaj.

– Tak jest, książę.

Zakończyłem połączenie, rzucając telefon obok umywalki. Spojrzałem na siebie w lustro i byłem wkurwiony. Ta zgraja zawsze spadała na cztery łapy i na dodatek mieli po swojej stronie pierdoloną mafię. Odetchnąłem głęboko i otworzyłem szafkę, w której trzymałam swój zapas kokainy. Wyjąłem wszystko i zdjąłem okulary, kładąc je obok na blacie. Przygotowałem sobie dwie solidne kreski i wciągnąłem w niedługim odstępie. Po karku przeszedł mnie dreszcz, a w oczy zakuły łzy. Rozmasowałem nasadę nosa, która odczuwała jeszcze skutki walki z tym żołnierzykiem. Naprawdę nie sądziłem, że uda mi się go załatwić. Pech dla niego, dla mnie fart. Patrząc na swoje odbicie, rozpiąłem kołnierzyk pod szyją, bo zaczynało mi się robić gorąco. Moje myśli przyspieszyły i w głowie już organizowałem sobie kolejne zadania. Głównym celem po wyjściu stąd będzie zajęcie się bękartami. Odpady trafią do piwnicy i pójdą na organy. Na resztę mam już stałych kupców.

– Cholera! – syknąłem pod nosem, przypominając sobie, że w piwnicy jest dwójka z poprzedniej dostawy. Możliwe, że było już po nich i nic nie będzie się nadawało na sprzedaż. Musiałem jak najszybciej zwiększyć ich liczbę, żeby nie stracić klientów. Przez wybuch na „Read Ocean” miałem opóźnienie, ponieważ kontenery, które miały płynąć do Charlestone, były napakowane semtexem. Ten mylący manewr okazał się strzałem w dziesiątkę. Uśmiechnąłem się do siebie, klepiąc się mentalnie po ramieniu. Chociaż myślałem, że miałem część ekipy sealsów z głowy i pomimo, iż w mediach zawrzało, na temat próby zamachu na mój statek, oni wciąż byli jak jebany świerzb. Pocieszyłem się tym, że gdy już otrzymam odszkodowanie od ubezpieczyciela, sfinansuje mi to porządną dostawę kobiet, na które mam już zamówienie z Emiratów. Arabowie uwielbiają Europejki, ale kochają wyzwolone Amerykanki. Teraz kiedy Cassandrę skubią ryby w Atlantyku, będę musiał przez jakiś czas płacić za dostawę dziewczyn, a ceny poszły w górę. Moje rozważania przerwał mi słaby głos dziecka.

– Jest mi zimno – odezwała się.

– Wskakuj do wanny. – Odwróciłem się od lustra i pomogłem jej wejść do ciepłej wody.

Przyglądałem się jej przez chwilę, jak próbowała łapać w swoje niezdarne palce pianę, i zacząłem się rozbierać.

 

ROZDZIAŁ 3

 

Więź między przyjaciółmi nie może zostać zerwana przez przypadek; żaden odstęp czasu ani przestrzeni nie może jej zniszczyć. Nawet śmierć nie może rozstać się z prawdziwymi przyjaciółmi

Jan Kasjan, teolog

 

Ashton

 

Wpatrywałem się w wielką dziurę w pokładzie statku, w której leżały szczątki rozerwanego kontenera oraz kliku innych, które podczas wybuchu stały najbliżej. Dookoła fruwały kawałki kartonów i produktów, które kiedyś zawierały. Były to rowery, garnki, ryż, który był dosłownie wszędzie i jakieś plastiki. Ludzie z doków i ekipy ratunkowe biegali w amoku, po prostu jeden wielki chaos. Podążyłem wzrokiem w stronę pawilonu, gdzie na wysokości piętra ziała dość spora wyrwa. Prócz kawałków powyginanego metalu, wystawały z niej jakieś szkielety regałów. To był magazyn i nie było w środku nikogo. Wiedziałem o tym, ponieważ właśnie stamtąd wróciłem. Jedyne, co znalazłem na miejscu, to ślady walki i spora ilość krwi prowadząca do wyrwy. Tuż przy niej na ścianach pomieszczenia odkryłem krwawe odciski dłoni i palców. Zrobiłem kilka ujęć telefonem. Przeszukałem każdy kąt pawilonu i niestety, nie znalazłem nigdzie Corowa, a co najgorsze, na całej łajbie nie było śladu Kellana. Podczas walki jeden z nich lub obaj, zostali ranni, ale jak to się stało, że zniknęli? Nasuwała mi się tylko jedna odpowiedź i wpadłem na nią, stojąc wtedy w tej wyrwie. Spoglądając na spokojne wody Atlantyku tuż o wschodzie słońca, byłem przekonany, że obaj są w tej chwili razem. Z moich rozważań wyrwała mnie dłoń, którą nagle ktoś położył na moim ramieniu. Zerknąłem lekko w bok i dostrzegłem sylwetkę Bronxa.

– Ash, co jest? –zapytał, marszcząc lekko brwi.

Przyjrzałem się jego twarzy, ponieważ wyglądał jak osmolony sadzą maszynista lokomotywy.

– Nie wiem. Jeszcze. – Odwróciłem się całkiem w jego stronę. – Lepiej powiedz, co z Cooperem?

– W czepku urodzony. Oderwało mu kawałek ucha.

– Skubany, zawsze spada na cztery łapy – parsknąłem, uśmiechając się. – Będzie przeżywał, jakby mu urwało kawałek kutasa.

– Już jęczy. Jego wizerunek nieskazitelnego kalifornijskiego surfera został poważnie naruszony.

– Chryste, będziemy go słuchać tygodniami.

– Nie wiem, czy nie lepiej by było, gdyby poległ w tej dziurze.

– Nieee, on jest niezniszczalny! Nie masz o czym marzyć.

Spojrzeliśmy po sobie i w innej sytuacji pewnie śmialibyśmy się, ale nie w tym momencie. Bronx z troską wypisaną na twarzy włożył dłonie w kieszenie swoich bojówek i poważnym tonem zadał mi pytanie, którym odniosłem wrażenie, chciał siebie uspokoić:

– On nie umarł, prawda?

Co miałem na to odpowiedzieć?

– Bronx… – kucnąłem i złapałem się za głowę, zastanawiając się, co powinienem teraz mu powiedzieć, żeby samemu nie zwariować.

Przyszło mi coś na myśl i zapytałem go:

– Co czułeś, kiedy trafiła go kula w górach?

– Co masz na myśli? Chodzi ci o to, że się bałem, że umrze?

– Tak. Czułeś, że to ten moment, kiedy odejdzie?

– Za chuja, nie! Nie dlatego, że zlekceważyłem to, bo nie dopuszczałem do siebie tej możliwości, że może nie przeżyć, ale czułem to tutaj! – Uderzył pięścią w swoją pierś. – Czułem, że nie opuści nas i tak, to nie był tamten moment. Nie jego czas.

– A co czujesz teraz?

– Kurwa… – Spojrzał na mnie bardzo trzeźwo.

– Właśnie… – Chciałem coś dodać, ale wytrącił mnie dzwoniący w mojej kieszeni telefon.

Wyjmując go, spojrzałem na wyświetlacz i odwróciłem go w stronę Bronxa, żeby zobaczył rozmówcę. Zmarszczył brwi i zapytał:

– Gasto? Skąd ma twój numer? – Sięgnął do kieszeni, wyszukując swój telefon, a ja odebrałem.

– Don Roberto, czy pan zabawia się w hakera?

– Nie Reynolds, mam od tego ludzi.

– Zatem muszą być dobrzy.

– Zaiste. Szybciej można namierzyć owsika w dupie niż któregoś z was.

W tym momencie Bronx podstawił mi pod nos telefon z wyświetlonymi kontaktami, w których wpisany był Gasto. Włączyłem w swoim telefonie głośnik, żeby Bronx słyszał rozmowę.

– Ciekawa uwaga, uznam to za komplement. Jak mogę pomóc?

– Gdzie jest Kellan? Nie odbiera i stąd też mój telefon do ciebie.

– Nie odbiera? Chce pan powiedzieć, że telefon jest włączony?

– No tak! Po pięciu sygnałach włącza się poczta głosowa.

– Lepszej wiadomości w dniu dzisiejszym się nie spodziewałem, może ją tylko przebić ta, że Kellan jest żywy. Dał mi pan teraz nadzieję.

– Masz na myśli, że może być martwy?

– Don Roberto, ja nawet o tym nie myślę!

– Ja nawet nie dopuszczam do siebie takiej informacji. – Ściszył głos, po czym za chwilę dodał wzburzony: – Uch… Co wyście tam naodpierdalali?! Chcieliście zatopić tę cholerną łajbę? Na dodatek zgubiliście waszego dowódcę? Co się z nim stało, na Boga?!

– To była zasadzka i ten skurwysyn, któremu deptaliśmy po piętach wziął pod uwagę, że możemy się tu znaleźć.

– Kto?! – przerwał mi capo.

– Crow, kolega z wojska.

– Słucham?

– Porucznik Daniel Crow. Prawdopodobnie krewny świętej pamięci barona Van den Rooya.

– Hmm… Ciekawa sprawa.

– Też tak uważam. Nie wiem, czy to przypadek, zrządzenie losu, czy siła wyższa.

– Chłopcze, Boga w to nie mieszaj, ja bym się tu skłaniał ku mocom piekielnym. Ale będąc poważnym, to te puste kontenery, które przejęli moi ludzie…

– Nie tylko one były puste – wszedłem mu w zdanie. – W zasadzie to te na łajbie nie były. Zawierały semtex. Cooper o mało nie stracił życia, uratowały go wyrwane drzwi od kontenera. Zasłoniły go przed ogniem i falą uderzeniową.

– Czy wszystko z nim w porządku?

– Tak.

– To dobrze. W takim razie, czy sądzisz, że ten cały Crow odpuścił sobie przerzut uprowadzonych ludzi ze Stanów na Stary Kontynent tylko po to, żeby ustawić zasadzkę?

– Nie wiem, don Roberto. Ale naraził się na koszty. Pomimo ubezpieczenia to jednak duży nakład sił i finansów.

– Nie podoba mi się to, ten człowiek jest zdesperowany.

– Na to wygląda.

– Czy chodzi mu o handel żywym towarem, czy może żona Kellana aż tyle dla niego znaczy?

Przez chwilę znieruchomiałem i musiałem przyznać, że capo zadał dobre pytanie. Spojrzałem na Bronxa, by zobaczyć jego reakcję na słowa Gasto i widząc jego minę oznaczającą coś w stylu; „Kurwa! Nie pomyślałem o tym!”, uświadomiłem sobie, że to nie wygląda dobrze.

– Rzeczywiście, walka o Blue od samego początku jest bardzo zacięta. Najpierw baron porywa ją dwukrotnie, teraz Crow robi prowokację z wysadzeniem połowy własnego kontenerowca, żeby nas do niej nie doprowadzić. Sądziliśmy, że ta obsesja na jej punkcie jest spowodowana tym, że jest piękną kobietą i bardzo przez nich pożądaną. Jednak teraz, rzeczywiście nabiera to innego znaczenia. Wiemy już, że ta cała otoczka sekty to tylko przykrywka, ponieważ preferują się pieprzyć z wszystkimi i to najlepiej naraz. To są chorzy ludzie, don Roberto. – Zerknąłem znowu w stronę Bronxa.

Tym razem patrzył gdzieś przed siebie, myśląc nad czymś intensywnie. Znałem go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że złapał jakiś trop.

– Reynolds, moja intuicja podpowiada mi, że owszem, ten cały Crow jest cholernym handlarzem żywym towarem, ale ja na jego miejscu już dawno bym odpuścił, choćby ze względu, na zagrożenie utraty prowadzenia tego niecnego procederu.

– Taaa… – zastanowiłem się głośno. – To są cholerne miliony.

– Synu, miliony to mam ja na broni i prochach.

– Kellan mówił, że kwoty na licytacji, której był świadkiem, wahały się w granicach od stu tysięcy do ponad pół miliona euro za dziewczynę.

– To wyobraź sobie kwoty za dziewice lub dzieci.

– Nie wiem, czy chcę – wymamrotałem pod nosem. – W każdym razie dziękuję za naprowadzenie.

– Informuj mnie i na Boga, znajdź tego superbohatera! Jemu się chyba popierdoliło życie z komiksem.

– Ymm, oczywiście. Dam znać. Zaczniemy namierzać jego komórkę.

Musiałem przyznać, że uwagi Gasto, były całkiem trafne. Kellan był narwańcem.

– Potrzebujecie czegoś?

– Na ten moment, trudno mi coś sprecyzować.

– Podwózki! – rzucił do telefonu Bronx, który pojawił się przy moim boku jak zjawa.

Poderwałem na niego głowę i odchyliłem zdziwiony, marszcząc brwi.

– A dokąd ma być ta podwózka? – odezwał się równie zaskoczony capo.

– Do Albuquerque w Nowym Meksyku.

– Po co? – wtrąciłem pytanie.

– Do naszego brata z armii. Od niego najszybciej uzyskamy to, co nam będzie niezbędne.

– Okej. Za godzinę wyślę wam namiary na miejsce zbiórki i kierowcę.

– Lotnisko, don Roberto. Autem sami możemy się tam dostać, ale nie mamy ani minuty do stracenia – nalegał Bronx. – Musimy odnaleźć Kellana.

– Ale do lotniska w Charlotte czy Asheville też jest kawałek.

– Niech pan nie gada, że nie ma swojego helikoptera, żeby nas podrzucił na lotnisko.

Przyjrzałem mu się z niedowierzaniem, że z taką śmiałością rozmawiał z szefem chicagowskiej mafii. Bronx wywrócił oczami na moją reakcję

– No w sumie mam. Dobrze. Za godzinę podam wam współrzędne.

– Zapłacimy za paliwo i dziękuję.

– Masters mi podziękuje. – Zakończył połączenie.

– Po moim trupie – odezwaliśmy się obaj z Bronxem w tym samym momencie.

Pokiwałem na to głową, nadal nie będąc pewny, o co mu chodziło. Musiałem się dowiedzieć, zanim szlag mnie trafi z nerwów.

– Chcesz się spotkać ze Stingiem?

– Musimy się dostać do niego jak najszybciej.

Usłyszeliśmy za sobą kroki i gwałtownie odwróciliśmy się z bronią w dłoniach. Byliśmy tak nakręceni po tych wydarzeniach, że wystarczył czyjś mały błąd i mogło się to skończyć tragicznie.

– Ej, ej! Spokojnie! To my! –Trace odezwał się pierwszy, wyciągając dłonie przed siebie.

Zza niego wyłonił się Cooper z zabandażowanym prawym uchem i połową głowy oraz z grymasem na twarzy oznaczającym: „Nie gap się tak i spierdalaj!”.

– Gdzie i do kogo mamy się dostać jak najszybciej? – zapytał.

– Do Albuquerque – oznajmił nam Bronx.

– Chyba żartujesz?! Masz zamiar odwiedzić Stinga? – zaśmiał się Trace.

– Chcesz polatać na spodku, który trzymają pod ziemią w Dulce? – dorzucił Cooper – Czy może myślisz, że K. porwało UFO?

– Życzyłbym sobie, żeby było, jak mówisz – odezwałem się. – Obawiam się jednak, że jeżeli nie zjadły go rekiny, to może być w niebezpieczeństwie. Możliwe, że jest ranny.

– Kurwa – zaklął.

– Jeśli żyje, to poradzi sobie. A żyje na pewno – dodał Bronx.

– Wiem – odparłem zgodnie z prawdą. – I żyje.

Chłopcy przytaknęli. Jeśli tylko jest przytomny, będzie siał zniszczenie. Pierdolony zwiastun apokalipsy, jak już kiedyś wspomniałem.

– Dobra, to w takim razie, jakie masz plany związane z wizytą w Albuquerque? – dopytywał Trace.

– Trzeba będzie się podłączyć do satelity, żeby namierzyć IP telefonu K. oraz zajrzeć komuś w papiery – powiedział Bronx.

– W sensie, prześwietlić na wylot – dodał Cooper.

– Wiemy, co to znaczy, Coop! – zirytował się Trace.

– Myślałem, że nie wiecie. Ostatnio jesteście jakby troszkę ograniczeni.

– Czy ty sugerujesz, że któryś z nas jest głąbem?! – obruszył się.

– Dlaczego od razu insynuujesz mi, że kogoś obrażam? Trace!

– Dosyć! – warknąłem. – Nie zaczynajcie. To nie jest dobry moment. Bronx – zwróciłem się do brata. – Komu chcesz zaglądać w papiery, przecież wiemy wszystko na temat Crowa, to co jest nam niezbędne?

– Nie o niego mi chodzi.

– A o kogo?

Spojrzał na każdego z nas z osobna, co już mi się nie podobało. Był zbyt poważny i ledwie pomyślałem o tym, że może nas w tej chwili zaskoczyć, odpowiedział:

– O Blue.

 

ROZDZIAŁ 4

 

Życie nie jest sprawiedliwe i być może to dobra wiadomość dla większości z nas.

Oscar Wilde

 

Abigail

 

Na człowieka spada jedynie to, co może udźwignąć. Nawet gwałt można przeżyć z godnością, bo tej nic nie jest w stanie odebrać. Przez moment, kiedy Diabeł mi to zrobił, przeszło mi przez myśl, jakbym to ja sama go sprowokowała, a przecież byłam przywiązana do łóżka i przytrzymywana przez jego kumpla od pieprzenia. Wytłumaczyłam sobie, przypominając zajęcia z uczelni, że poczucie winy oraz wstyd, jakie pojawiają się tuż po zdarzeniu, utrzymują się jeszcze jakiś czas i większość kobiet tkwi w tych przekonaniach, nie mając odwagi zgłosić się na policję, czy powiedzieć o tym rodzinie. Nie miałam takiego momentu, ponieważ to, co spotkało mnie w Raven, nie dało mi ani sekundy czasu na obwinianie się. Najpierw dopadła mnie rozpacz na wieść, a właściwie niewiedzę o tym, co stało się z Kellanem, później non stop przed oczami widziałam Anouk z poderżniętym gardłem, by dojść do momentu, w którym dopiero teraz moje życie zamieniało się w koszmar.

Tkwiłam zaciśnięta w tych cholernych łańcuchach jeszcze kilka godzin po wyjściu Szatana. Obok mnie leżała martwa dziewczyna. Nikt nie przyszedł po jej ciało i gdy w pierwszych minutach, zostając z nią sama, czekałam na kogoś, to po około dwóch godzinach straciłam nadzieję. Na dodatek moja wyobraźnia zaczęła bardzo sobie ze mną pogrywać, podsuwając mi w głowie obrazy oddychającego i szeptającego do mnie martwego ciała. Musiałam sobie uzmysłowić, że to tylko złudzenie i przestałam patrzeć w tamtym kierunku. Intensywnie myślałam, jak bardzo byłam głodna, i kombinowałam, jak mam się załatwić. Oczywiście nic nie wskórałam i najzwyczajniej dwukrotnie zsikałam się pod siebie. Kiedy usłyszałam w końcu otwieranie drzwi, zobaczyłam samego sprawcę tego okrucieństwa, dumnie kroczącego w moją stronę. Bez słowa odpiął mnie od słupa i zdjął część ciężkiego łańcucha. Gdy na siebie spojrzałam, to co pozostawił, obejmowało tylko górę mojego ciała i biodra. Nogi miałam wolne i mogłam przywrócić w nich krążenie, ale ramiona zostały przełożone do przodu. Poczułam krótką ulgę przy zmianie pozycji stawów i mięśni, zanim założył mi na nadgarstki metalowe kajdany. Przypiął je do łańcucha na brzuchu, zarzucił na szyję znaną mi już obrożę i pociągnął mnie za sobą. Sztywna od wyschniętego moczu koszula nocna, ocierała się o skórę nóg i dosłownie kleiłam się z brudu. Byliśmy w piwnicach. Wchodziliśmy schodami, które widziałam pierwszy raz. Prowadziły one jednak nie tylko w górę. Zdążyłam zauważyć, że prowadziły dwa poziomy niżej. Cały Raven to jeden wielki labirynt i bałam się pomyśleć co skrywa, skoro kilkaset jardów obok w innych piwnicach znalazłam dzieci, w tym jedno ledwo żywe. Zaprowadził mnie wprost do swojego apartamentu, w zachodniej części zamku. Jego wnętrze za cholerę nie przypominało kilkusetletniej budowli. Urządzone minimalistycznie i nowocześnie przypominało loft. Wprowadził mnie do łazienki, w której panował bałagan. Mokre ręczniki i jakieś brudne ubrania, walały się na błyszczącej marmurowej podłodze. Na środku łazienki stała spora wanna, w której była woda zabarwiona na lekko różowy kolor i gdy wepchnął mnie pod prysznic, na jej brzegach zobaczyłam krople spływającej krwi. Przełknęłam głośno ślinę, a na widok czyiś brudnych majtek, leżących tuż obok, umarłam w środku. Modliłam się, aby to nie było to, o czym pomyślałam. Jednak ich rozmiar, nie pozostawiał cienia wątpliwości. Przytknęłam dłoń do ust by powstrzymać wyrywający się szloch i szarpnęłam się, wyrywając mu tym samym z dłoni łańcuch.

– Nie wyrywaj się? – warknął i ponownie złapał za niego, przyciągając mnie do siebie.

Zauważyłam na swoim biodrze niewielki karabińczyk, który właśnie odpinał, i zrzucił w dwóch ruchach misternie oplecione wokół mojego ciała żelastwo. Na szyi została tylko obroża, od której odpiął smycz. Jednym ruchem rozerwał moją koszulę i pozostawioną nago pod prysznicem, dosłownie wepchnął mi w dłonie butelkę z jakimś płynem.

– Wyszoruj się. Cuchniesz – oznajmił beznamiętnie.

I krew mnie zalała. To skurwysyn! Trzymał mnie w izolacji, jak zwierzę. Bez picia i jedzenia, zmuszoną pływać we własnym moczu! Przyprowadził mnie w miejsce, gdzie zrobił coś okropnego i śmiał wytknąć mi, że śmierdzę?!

– Spierdalaj morderco! – rzuciłam mu w twarz.

Jego puste ciemno niebieskie oczy zrobiły się granatowe. Czerwień zalała mu twarz i pchnął mnie mocno na ścianę kabiny. Uderzyłam głową w twarde kafle, aż szczęknęły mi zęby.

– Przypomnij sobie, co powiedziałem ci tam na dole. Dobrze ci radzę, chyba że Anouk była za słabym argumentem, do przekonania cię, że nie żartuję.

– Nie złamiesz mnie – wysyczałam.

– Zobaczymy! – Drwiący uśmiech pojawił się na jego twarzy. – To się okaże, a teraz umyj swoją upartą dupę. – Wycofał się z kabiny i zamykając szklane drzwi, dodał: – Przy umywalce są kosmetyki. Zrób się na bóstwo. – Po czym opuścił łazienkę.

Stałam chwilę jak słup soli i wpatrywałam się w butelkę trzymaną w dłoniach. Przeczytałam napis na etykiecie: „Szampon do włosów przetłuszczających się”.

– Kurwa, nie wierzę! – powiedziałam do siebie. – Co za bezczelny typ!

Moja złość objawiła się energicznym odkręceniem kranu w ścianie kabiny i potrząśnięcie butelką. Weszłam pod strumień ciepłej wody i jęknęłam z przyjemności, jaka zalała moje ciało. Myjąc się, prawie podrapałam skórę do krwi. Kiedy już osuszyłam ciało i włosy, zbliżyłam się do umywalki. Było tam lustro i znowu cholernie bałam się w nie zajrzeć. Na blacie leżały kremy i kosmetyki do makijażu. Chciałam ich dotknąć, ponieważ od dawna nie widziałam takiego luksusu. Palce mi zadrżały, więc złożyłam dłonie razem i rozcierałam, by trochę rozluźnić napięte ścięgna. Był to zapewne efekt długiego skrępowania rąk. Drugie podejście było lepsze i wzięłam słoiczek z podkładem. Oczywiście była to bardzo droga i popularna marka, ale nie miałam zamiaru użyć żadnej z tych rzeczy. Odłożyłam kosmetyk i palcem przesunęłam kolejny słoiczek, tym razem z kremem do twarzy. Przyjrzałam się uważnie i zobaczyłam, że był wcześniej używany. Przesunęłam wzrokiem po kosmetykach, które nie były nowe. Znieruchomiałam, bo uzmysłowiłam sobie, że należały do Anouk. Żółć podeszła mi do gardła, a przed oczami stanęła zalana krwią dziewczyna. Odruchowo zabrałam dłonie od blatu, jakby przedmioty były skażone, ale tak naprawdę zawładnęło mną przedziwne uczucie strachu pomieszanego z żalem. Jak mogłam używać tak osobistych rzeczy osoby, która na moich oczach została zamordowana? Łzy podeszły mi do oczu i potwornie zaszczypały w powieki. Potarłam je palcami i niechcący spojrzałam w lustro. Moja twarz wyglądała zupełnie inaczej niż ostatnim razem. Nie była poraniona i zakrwawiona, ani przyozdobiona kolorowymi siniakami. Byłam blada i miałam zapadnięte policzki. Szare kręgi pod oczami uwidaczniały jeszcze bardziej fiołkowy kolor moich oczu, ale te nie błyszczały. Były jakby matowe i nienaturalnie duże. Jak martwe. Blizna nad brwią była szeroka i czerwona, a przysuwając twarz bliżej lustra zauważyłam liczne, ale blednące już drobne zadrapania. Moje usta straciły kształt i przybrały kolor wymoczonego kawałka mięsa. Obejrzałam dokładnie całe ciało i z przykrością stwierdziłam, że straciłam dobre pięć funtów. Odsunęłam się od umywalki i owijając ciało w mokry ręcznik, wycofałam się pod drzwi łazienki. Zanim je lekko uchyliłam, nasłuchiwałam odgłosów z apartamentu. Moje uszy nic nie wychwyciły i wyszłam po cichu, przemierzając jasno oświetlony korytarz. Stopy jeszcze nie w pełni zagojone, klapały mi po drewnianej podłodze, więc zwolniłam. Weszłam do salonu, ale tam panowała zupełna ciemność i cisza. Na dworze zapadła noc. Wycofałam się szukając innych pomieszczeń, a w szczególności sypialni. Szatan powinien mieć tam szafę. Musiałam się w coś ubrać, byłam przemarznięta i nawet kąpiel w dość ciepłej wodzie, nie rozgrzała mnie. Dotarłam do drzwi i delikatnie otworzyłam. Wsadziłam głowę i nie widząc zupełnie nic, weszłam do sypialni. Zamknęłam za sobą drzwi i błądząc ręką po omacku przy ścianie, przyzwyczajałam swój wzrok do ciemności. Po chwili kształty w pokoju wyostrzyły się i zobaczyłam po stronie prawdopodobnie olbrzymiego łóżka, ciemną wnękę. Poszłam w tamtym kierunku i szybko weszłam w nią, szukając włącznika światła na ścianie. Znalazłam go po chwili i gdy zrobiło się jasno, zmrużyłam oczy. Faktycznie trafiłam do sporej garderoby, ale i tu spotkał mnie szok. Obok męskich rzeczy, na wieszakach wisiały damskie. Ale jakieś dziwne. Podeszłam bliżej i przyjrzałam się im uważnie. Były to różnego rodzaju i koloru gorsety, krótkie, falbaniaste sukienki oraz koronki i tiule. Boże jak z koszmarnej opery. Przytknęłam drżącą dłoń do ust i znowu wezbrały we mnie emocje. Nie chciałam płakać, więc zamrugałam szybko powiekami i schyliłam się w poszukiwaniu szuflad z bielizną. Znalazłam i z ulgą stwierdzałam, że jest w nich nieużywana bielizna z metkami oraz kilka takich samych podkoszulek. Złapałam jedną z nich i majtki, które jak na złość były całe z koronki. Miały mniejszy rozmiar od mojego, ale obecnie praktycznie nie posiadałam bioder i leżały na mnie jak ulał. Podkoszulka zakrywała pośladki i byłam szczęśliwa, mając tyle materiału na sobie. W szufladach znalazłam jeszcze nowe męskie skarpety. Kiedy je naciągnęłam na stopy, sięgały mi aż do kolan. Nagłe bicie w dzwon dochodzące gdzieś z sypialni, poderwało mnie do góry i z ręką na sercu liczyłam uderzenia. Okazało się, że zegar wybił pięć razy, co w połączeniu z szarówką na dworze i jeszcze letnią porą roku wskazało na piątą rano. Poczułam nagle ogromne mdłości i zmęczenie. Zaczęło mną szarpać, ale nic nie zwymiotowałam, bo i czym, będąc bez posiłków chyba ponad dwie doby. Nawet już nie odczuwałam głodu ani pragnienia. Ogarnęło mnie ziewanie i zrobiłam się senna. Zawładnęła mną zupełną obojętność i postanowiłam położyć się do łózka. Było to jego łóżko i zawahałam się, bo nie maiłam pojęcia, co i z kim tu wyczyniał. Zerknęłam w stronę łazienki i pomyślałam, że jeśli tu było dziecko, to nie sądziłam, ze zabrał je do łózka. Krew na wannie tłumaczyła wszystko. Byłam zdruzgotana, ale moje zmęczenie przysłoniło mi zdolność logicznego myślenia i właściwie resztkami sił wdrapałam się na nie, padając na brzuch i odpływając w niebyt.

Nie wiem, jak długo spałam, ale w momencie, gdy otworzyłam oczy, wydawało mi się, że kilka minut. Spojrzałam w okno i zorientowałam się, że ktoś nade mną stoi. Nadal było szaro na zewnątrz, ale poderwałam się, wyskakując z łóżka jak oparzona.

– Chryste! – krzyknęłam, uderzając plecami w ścianę.

Tuż przy łóżku zaświeciła się lampka i ujrzałam w jej świetle rozbawioną twarz.

– Wouter! – krzyknęłam, sama nie wiedziałam, czy z zaskoczenia, czy z poczucia ulgi, że to nie Szatan.

– Ciii! – szepnął i przystawił palec do ust.

– Co ty tu robisz? – zapytałam go ściszonym głosem.

– Mieszkam – odpowiedział, rozkładając ręce i patrząc w sufit.

Wywróciłam oczami i zapytałam:

– Po co przyszedłeś do jego pokoju i gdzie on jest?

– Wyjechał z zamku, ale wziął auto, które wynajęła na lotnisku Camilla, co oznacza, że niedługo się pojawi.

Miałam w głowie zupełny chaos i mnóstwo pytań. Jednak zanim cokolwiek sensownego sobie ułożyłam, Diabeł odezwał się pierwszy.

– Już drugi raz odezwałaś się do mnie po imieniu.

– Co? – Nie mogłam zebrać myśli.

– Powiedziałaś moje imię. Ponownie.

– Ach, to! Możliwe. Zaczynam chyba wariować.

– Nie. Jeszcze nie – stwierdził. – Ale jest to całkiem realne.

Spoważniałam i przez chwilę obserwowałam go, jak z kolei on mi się przygląda z uwagą. Ogarnął mnie wielki smutek i poczułam pragnienie powiedzenia mu wszystkiego, co mnie spotkało, odkąd wrócił ten cholerny pomiot szatana. Zbliżył się do mnie, nie spuszczając ze mnie oczu, ujął mój podbródek w palce i uniósł.

– Zgwałcił cię?

– Prócz ciebie to jeszcze nikt mi na szczęście tego nie zrobił – parsknęłam.

– Oj, ale jesteś pamiętliwa – cmoknął. – Żartowałem – dodał szybko.

Odsunęłam się od niego i podeszłam do łóżka. Byłam tak zmęczona, że nie przejmując się jego obecnością, wczołgałam się na nie z powrotem.

– Nigdy ci tego nie wybaczę – mruknęłam pod nosem, ale na tyle głośno, żeby mnie słyszał.

– Nie oczekuję, że to zrobisz. Mam tylko nadzieję, że zapomnisz.

– Tak, to jestem w stanie zrobić, ale tylko wtedy, jeśli znikniesz z mojego życia.

Opuścił głowę na pierś i wpatrywał się w swoje dłonie wsparte na oparciu. Nie wiem dlaczego i za cholerę nie mogłam tego zrozumieć, ale było mi go szkoda. Kurwa! Sprowadził mnie tutaj, pozwolił molestować napalonej zgrai zboków i wziął mnie siłą, a mnie dopadały jakieś wątpliwości. Nie mogłam w ten sposób myśleć i musiałam pozbyć się tego uczucia. Nigdy, żadnemu z nich nie będę współczuć i żeby wstrząsnąć sama sobą, postanowiłam przywołać sobie obraz zabitej dziewczyny.

– Czy zabrał ktoś z dołu Anouk? – Miałam łzy w oczach.

– Co masz na myśli? – Uniósł głowę, marszcząc czoło.

– Jej ciało. To mam na myśli. Czy ktoś zabrał jej ciało? – powtórzyłam.

Zmarszczka na jego czole momentalnie zniknęła i unosząc w zaskoczeniu brwi, jego ciało zesztywniało.

– Ciało Anouk? Co masz na myśli?

Usiadłam na łóżku zdezorientowana.

– No tak! Wouter, czy ty… ty nic nie wiesz? Jak to?

– Nie wiem, o czym mówisz… To znaczy mówisz o Anouk. Kurwa! – ryknął i szybko dodał: – Co się jej stało, mów, Abigail?!

– Odeszła – szepnęłam i zakryłam dłonią drżącą brodę.

– Masz na myśli, że ona…?

Pokiwałam głową, aby nie musiał wypowiadać na głos tego, o czym oboje dobrze wiedzieliśmy. Wouter patrzył na mnie oniemiały i przez chwilę panowała w pokoju zupełna cisza. Widziałam zmiany zachodzące na jego twarzy i po chwili pierwszy raz na własne oczy ujrzałam nieskrywany ból. Byłam zszokowana tym widokiem.

– Chryste! – Przetarł dłońmi udręczona twarz i zapytał: – Przecież przysłałem ją wczoraj wieczorem do ciebie i … – przerwał na moment, zbliżając się do mnie. Usiadł na łóżku i się przysunął. – Pojechałem do Brukseli i wróciłem godzinę temu. Abigail, co się stało?

Wpatrywał się w moje oczy, szukając tam odpowiedzi, więc przełknęłam ślinę i opowiedziałam mu, co się wydarzyło. Minuta po minucie.

– Czy wiedziałeś, że ona planowała uciec? I że wcześniej już to zrobiła?

Pokiwał twierdząco głową, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Zauważyłam w jego oczach zbierające się łzy. Byłam w totalnym szoku. Wouter Russo, pozbawiony uczuć gwałciciel, płakał nad brutalnie zabitą przez jego brata nastoletnią niewolnicą. Wyjął z kieszeni spodni telefon i zadzwonił do kogoś. Po drugiej stronie usłyszałam niski, zapewne męski głos. Wdał polecenie, które brzmiało: „Czyściciel do piwnic w Raven. Musisz znaleźć miejsce pochówku”.

– Diable, przerażasz mnie – wyszeptałam, nie mogąc oderwać wzroku od jego zasmuconej twarzy.

– Jestem Diabłem. Tak, teraz to widzę. Tyle razy z nią o tym rozmawiałem. Odradzałem jej, ale nic, kurwa, nie zrobiłem.

– Dlaczego z tobą rozmawiała?

– Miałem z nią sesje. Kiedy nie było w pobliżu… – zawiesił głos, a ja dokończyłam za niego:

– Jego.

– Tak. – Ucisnął palcami nos u nasady. – Kiedy była młodsza i gdy on był w wojsku, a potem w Afganistanie. Teraz, odkąd tu jestem, przychodziła do mnie codziennie.

– Trudno mi jest cię zrozumieć.

– Nie musisz mnie rozumieć. Nie potrzebuję tego.

– Czyżby? A może ty nie wiesz, czego potrzebujesz?

– Doskonale wiem! – warknął i wstał, podchodząc do okna.

Zamaszystym ruchem ramienia odsunął firanę i otworzył na oścież okno. Sięgnął do kieszeni bluzy i wyjął paczkę papierosów.

– Denerwujesz się, a to znaczy, że trafiłam w sedno. Bronisz się, zachowując jak urażony bachor. Sam potrzebujesz pomocy. Znalezienia przyczyny powstawania u ciebie preferencji sadystycznych. Czy uważasz, że twoja agresja seksualna wynika z twojego charakteru?

– Czy ty mnie, z naciskiem na „mnie”, analizujesz? Widzisz tu, kurwa, gdzieś kanapę? To ja jestem psychologiem! – Odpalił papierosa i głęboko się nim zaciągnął.

– W takim razie jesteś do dupy! – Zerwałam się z łóżka na równe nogi.

– Czego ty ode mnie chcesz, co?! – krzyknął.

– Przyznania się do tego, że wcale nie jesteś tym, kim próbujesz być!

– Gówno o mnie wiesz!

– No, fakt. Gówno. – Spuściłam oczy na dłonie.

– I się nie dowiesz – burknął pod nosem i wypuścił dym z ust, prosto w moją twarz.

– Kutas! – Zakaszlałam, krztusząc się dymem.

– Tak. Jestem nim i jest mi z nim dobrze.

Zrobiło mi się mdło i zakręciło w głowie. Musiałam przytrzymać się parapetu, ale dorzuciłam jeszcze to, co miałam na języku.

– Jesteś tchórzem i też powinno ci być z tym dobrze.

– Wiesz co? – zapytał, w ogóle na mnie nie patrząc. – Pierdol się, Abigail!

– Ty też!

Ledwie mu odpowiedziałam i pociemniało mi w oczach. Horyzont zaczynał się przechylać i poczułam mrowienie wokół oczu. Przed uderzeniem w podłogę, uratowały mnie silne ramiona Diabła. Posadził mnie na łóżku i kazał głęboko oddychać nosem. Po chwili mogłam otworzyć oczy i zobaczyć jego zmartwioną twarz.

– Jestem pewny, że nie dał ci nic do jedzenia. To jego metoda podporządkowywania sobie dzieci.

– Jezu! Nawet nic mi na ten temat nie mów. – I w tym momencie przechyliłam się na bok, ponieważ zaczęło szarpać moim żołądkiem.

– Zaraz coś dostaniesz.

– Byłabym wdzięczna – wydyszałam.

– Uważaj, bo wezmę sobie to do serca.

– Ty nie masz, kurwa, serca. Pamiętasz?

Nic nie odpowiedział, tylko przyłożył komórkę do ucha i wstał. Obserwowałam go, podczas gdy z kimś grzecznie rozmawiał o dostarczeniu mi sporej ilości jedzenia i picia. Był taki zmienny i niedostępny. Widać było, że ma problemy i ewidentnie ma skłonności do przemocy. Takie zachowanie może powstać u osoby, która w okresie dzieciństwa była upokarzana i karana w niewłaściwy sposób. Byłam pewna, że Diabeł zaczął utożsamiać się ze sprawcą, odtwarzając zachowania, które wywołały u niego ból i cierpienie. Trwał w tym, krzywdząc kobiety, i właśnie na to stwierdzenie coś przyszło mi do głowy. Musiałam zadać mu pytanie, bo właśnie skończył rozmowę.

– Kiedy ty i Vivienne poznaliście Camillę?

Usiadł znowu obok i spojrzał na mnie zakłopotany. On był zakłopotany!

– Zaraz po piątych urodzinach. Czemu cię to interesuje?

– Znęcała się nad wami?

– Nie chcę z tobą o tym mówić.

– Tak tylko zapytałam.

Przymrużył oczy, chcąc coś powiedzieć, ale znów musiałam przechylić się na bok, ponieważ szarpnęło mnie na wymioty.

– Nie podoba mi się to, że ciągle chce ci się wymiotować.

– Mnie też.

Chciałam się podciągnąć w górę i oprzeć o zagłówek łóżka, ale łokieć mi ujechał na śliskiej satynowej pościeli. Opadłam na ten sam bok i poczułam ból piersi. Odruchowo położyłam na nich moje dłonie, lekko masując. Po chwili dotarł do mnie głos Diabła:

– Jesteś w ciąży, Abi.