Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.III - Piotr Zychowicz - ebook + audiobook

Niemcy. Opowieści niepoprawne politycznie cz.III ebook i audiobook

Piotr Zychowicz

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najbardziej niewygodne prawdy o niemieckiej historii, kontynuacja bestsellerowych „Żydów” i „Sowietów”

Trzecia po bestsellerowych Żydach i Sowietach książka z niepoprawnego politycznie cyklu autora Obłędu ’44 i Paktu Ribbentrop–Beck. W Niemcach Piotr Zychowicz jak zwykle zmusza czytelnika do przemyślenia i ponownej oceny spraw – jak nam wmawiano – nie podlegających dyskusji. Burzy mit Hitlera ultraprawicowca, w rzeczywistości zatwardziałego lewaka. Pisze o fatalnych błędach Niemców we wschodniej Europie, gdzie początkowo witani jak wyzwoliciele, swoją ludobójczą polityką zaprzepaścili szansę na błyskawiczne pokonanie Sowietów. Szuka źródeł niemieckiego rasizmu w południowej Afryce i spiera się z Davidem Irvingiem, historykiem skazanym za negowanie Holokaustu. Pisze o Polakach w Afrikakorps, domu publicznym w Auschwitz oraz o hinduskich esesmanach. Prowadzi czytelnika przez pola bitew i obozy śmierci, zagląda do gabinetów nazistowskich ideologów i sztabów sił zbrojnych. A nade wszystko zastanawia się, jak do tego wszystkiego mogło dojść… 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 523

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 16 godz. 7 min

Lektor: Bartosz Głogowski

Oceny
4,5 (26 ocen)
14
12
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
adamzabka

Nie oderwiesz się od lektury

to już kolejna książka Zychowicza, która mną pomraz kolejny wstrząsnęła. Propaganda kojarzy się z sowietami, ale druga strona też była nie lepsza
00

Popularność



Podobne


Piotr Zycho­wicz w REBI­SIE

PAKT PIŁ­SUD­SKI-LENIN

PAKT RIB­BEN­TROP-BECK

OBŁĘD '44

OPCJA NIE­MIECKA

SKAZY NA PAN­CER­ZACH

WOŁYŃ ZDRA­DZONY

GER­MA­NO­FIL

NIEMCY

SOWIECI

ŻYDZI

ŻYDZI 2

ALIANCI

Jacek Bar­to­siak i Piotr Zycho­wicz

NAD­CHO­DZI III WOJNA ŚWIA­TOWA

Jak Pan Bóg chce kogo uka­rać, to mu naj­pierw rozum odbiera.

Fio­dor Dosto­jew­ski, Idiota

Wstęp

Książka, którą trzy­mają pań­stwo w rękach, poświę­cona jest naj­bar­dziej ponu­remu i tra­gicz­nemu okre­sowi w histo­rii Nie­miec – rzą­dom Adolfa Hitlera i jego par­tyj­nych towa­rzy­szy. Opo­wiada o ich zbrod­niach, sza­leń­stwach i strasz­li­wej klę­sce, którą spro­wa­dzili na Niemcy, Pol­skę i Europę.

W takim razie dla­czego pań­ska książka nie nazywa się Nazi­ści? – mógłby zapy­tać docie­kliwy czy­tel­nik.

Dla­tego, że nie zno­szę okre­śle­nia „nazizm”. Uwa­żam je za kamu­flaż, który ma wyprzeć pra­wi­dłową, uży­waną w tam­tych cza­sach, nazwę ide­olo­gii stwo­rzo­nej przez Adolfa Hitlera – czyli „naro­dowy socja­lizm”. Cho­dzi o ukry­cie tego, że była to ide­olo­gia lewi­cowa, a nie – jak nam się wma­wia – „skraj­nie pra­wi­cowa”.

Dla­czego w takim razie – mógłby drą­żyć temat wspo­mniany czy­tel­nik – nie zaty­tu­ło­wał pan książki Naro­dowi socja­li­ści?

Dla­tego, że tylko nie­wielka część opraw­ców, któ­rzy doko­ny­wali maso­wych mor­dów pod zna­kiem swa­styki, miała legi­ty­ma­cje par­tyjne NSDAP i była fana­tycz­nymi wyznaw­cami bru­nat­nej dok­tryny. Więk­szość była zwy­kłymi ludźmi. Zwy­kłymi Niem­cami.

Nie przy­pad­kiem uży­łem aku­rat tego okre­śle­nia. Moim naj­więk­szym auto­ry­te­tem w kwe­stiach doty­czą­cych III Rze­szy jest bowiem ame­ry­kań­ski histo­ryk pro­fe­sor Chri­sto­pher Brow­ning. A jedną z naj­waż­niej­szych ksią­żek, jakie czy­ta­łem, są jego Zwy­kli ludzie. 101. Poli­cyjny Bata­lion Rezerwy i „osta­teczne roz­wią­za­nie” w Pol­sce.

Tytu­łowy bata­lion był jed­nostką poli­cyjną z Ham­burga zło­żoną z pod­ta­tu­sia­łych panów w śred­nim wieku, któ­rzy zostali odrzu­ceni przez komi­sje pobo­rowe Wehr­machtu. Uznano ich za zbyt sła­bych i za sta­rych, aby mogli znieść trudy służby fron­to­wej. Odse­tek człon­ków NSDAP był w jej sze­re­gach zni­komy, byli to wybrani przy­pad­kowo prze­ciętni oby­wa­tele. W więk­szo­ści – powszech­nie sza­no­wani ojco­wie dzie­ciom.

Gdy w Gene­ral­nym Guber­na­tor­stwie roz­po­częła się ludo­bój­cza akcja „Rein­hard” – czyli wielka ope­ra­cja eks­ter­mi­na­cyjna, od któ­rej roz­po­częło się „fabryczne” mor­do­wa­nie Żydów – nie­miec­kie wła­dze poli­cyjne posta­no­wiły rzu­cić do akcji 101. Bata­lion. Wyni­kało to z pro­ble­mów kadro­wych, po pro­stu nikogo lep­szego nie było pod ręką.

Gdy bata­lion musiał wyko­nać pierw­szą egze­ku­cję kobiet i dzieci – było to 13 lipca 1942 roku w Józe­fo­wie w oko­li­cach Bił­go­raja – jego dowódca, major Wil­helm Trapp, pła­kał. Głos mu się łamał, był wyraź­nie wstrzą­śnięty otrzy­ma­nymi roz­ka­zami. Mimo to nie odmó­wił ich wyko­na­nia. Podob­nie było ze zde­cy­do­waną więk­szo­ścią jego ludzi.

Choć to, czego się dopu­ścili, poważ­nie nimi wstrzą­snęło – ojczul­ko­wie z Ham­burga doko­nali maso­wego mordu.

Z każ­dym tygo­dniem, z każdą pacy­fi­ka­cją i masa­krą coraz bar­dziej obo­jęt­nieli. Prze­le­wa­nie nie­win­nej krwi robiło na nich coraz mniej­sze wra­że­nie. Aż stali się bez­li­to­snymi, zawo­do­wymi zabój­cami Żydów i Pola­ków. Co naj­cie­kaw­sze, więk­szość z nich nie tylko nie była naro­do­wymi socja­li­stami. Więk­szość nie była nawet anty­se­mi­tami. Byli po pro­stu zbrod­nia­rzami.

Major Wil­helm Trapp już na wstę­pie zapo­wie­dział, że każdy poli­cjant, który nie czuje się na siłach mor­do­wać, nie musi brać udziału w tym pro­ce­de­rze. Przez cały czas trwa­nia ludo­bój­czej ope­ra­cji wytyczne te pozo­stały w mocy. Ten, kto nie chciał naci­skać na spust, był z tego obo­wiązku zwol­niony i nie wycią­gano wobec niego żad­nych kon­se­kwen­cji. Mimo to udziału w eks­ter­mi­na­cji odmó­wiło zale­d­wie 20 pro­cent rezer­wi­stów ze 101. Bata­lionu. Reszta zaka­sała rękawy i wzięła się do „roboty”.

Podob­nie było z nie­miec­kimi pie­lę­gniar­kami i leka­rzami doko­nu­ją­cymi euta­na­zji upo­śle­dzo­nych i nie­ule­czal­nie cho­rych. Oni także nie byli naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nymi fana­ty­kami. A mimo to na dyżu­rach apli­ko­wali pacjen­tom śmier­telne zastrzyki i wypi­sy­wali sfał­szo­wane świa­dec­twa zgonu.

Podob­nie było z nie­miec­kimi kole­ja­rzami, urzęd­ni­kami, żoł­nie­rzami i przed­sta­wi­cie­lami nie­zli­czo­nych innych pro­fe­sji. Holo­kaust i inne nie­miec­kie zbrod­nie nie byłyby moż­liwe bez udziału setek tysięcy zwy­kłych Niem­ców. Winy za to wszystko, co się stało, nie spo­sób tak po pro­stu zrzu­cić na Hitlera, Him­m­lera i garstkę naro­do­wo­so­cja­li­stycz­nych przy­wód­ców.

Dla­tego wła­śnie posta­no­wi­łem, że ta książka będzie nosiła tytuł Niemcy.

Nie ozna­cza to oczy­wi­ście, że cały naród nie­miecki pono­sił winę za strasz­liwe krzywdy, jakie wyrzą­dziła ludz­ko­ści III Rze­sza. Zawsze pod­kre­ślam, że jestem prze­ciw­ni­kiem zasady odpo­wie­dzial­no­ści zbio­ro­wej. Doty­czy to także naro­do­wego socja­li­zmu.

Naród nie­miecki, tak jak każdy inny, nie wyłą­cza­jąc pol­skiego, nie sta­no­wił mono­litu. Wśród Niem­ców było wielu zbrod­nia­rzy, ale było rów­nież wielu ludzi przy­zwo­itych i boha­te­rów. Żeby wymie­nić choćby kon­ser­wa­tyw­nych ofi­ce­rów Wehr­machtu, któ­rzy pod­jęli kilka prób zabi­cia Adolfa Hitlera i doko­na­nia pra­wi­co­wego zama­chu stanu.

Naro­dowy socja­lizm był ide­olo­gią repre­zen­tu­jącą wszystko to, co w naro­dzie nie­miec­kim naj­gor­sze. Gdy Hitler prze­jął wła­dzę i doko­nał swo­jej nihi­li­stycz­nej rewo­lu­cji, posta­wił Niemcy na gło­wie. Tak jak bol­sze­wicy posta­wili na gło­wie Rosję. Tra­dy­cyjne elity musiały ustą­pić pola, a na wierzch wypły­nęły szu­mo­winy.

Niemcy to książka o tych szu­mo­wi­nach.

Uważny czy­tel­nik dostrzeże, że jedy­nie mar­gi­nal­nie poru­szam w niej pro­blem cier­pień, jakie stały się udzia­łem narodu nie­miec­kiego pod­czas II wojny świa­to­wej i po jej zakoń­cze­niu. Cho­dzi przede wszyst­kim o ludo­bój­cze bom­bar­do­wa­nia dywa­nowe doko­nane przez alianc­kie lot­nic­two. A także dra­styczne zbrod­nie, któ­rych na nie­miec­kiej lud­no­ści cywil­nej dopu­ścili się Sowieci oraz pol­scy i cze­cho­sło­waccy komu­ni­ści.

Brak tej tema­tyki nie ozna­cza, że uwa­żam, iż nie­mieccy cywile „zasłu­żyli sobie na ten los”. Prze­ciw­nie. Pogląd taki, który nie­stety czę­sto sły­sza­łem z ust roda­ków, uwa­żam za obrzy­dliwy i haniebny. Każde cier­pie­nie nie­win­nych ludzi, nie­za­leż­nie od tego, czy mówili po pol­sku, rosyj­sku, ukra­iń­sku, w jidysz czy po nie­miecku, zasłu­guje bowiem na taką samą empa­tię i współ­czu­cie. A ich sprawcy na potę­pie­nie.

Sprawy te trak­tuję więc mar­gi­nal­nie nie dla­tego, że są mi obo­jętne, ale dla­tego, że mam nadzieję sze­rzej poru­szyć je w innej publi­ka­cji.

Niemcy są trze­cią – po Żydach i Sowie­tach – czę­ścią cyklu „Opo­wie­ści nie­po­prawne poli­tycz­nie”. Tak jak poprzed­nie zawie­rają wywiady i arty­kuły, które w ostat­nich kil­ku­na­stu latach opu­bli­ko­wa­łem w gaze­tach i które chciał­bym oca­lić od zapo­mnie­nia. Tym razem jed­nak znaczną część książki sta­nowi pre­mie­rowy, ni­gdy do tej pory nie publi­ko­wany mate­riał.

Piotr Zycho­wicz

Część I

ROZMOWY O NIEMCACH

Norym­berga, 1936. Führer prze­ma­wia do towa­rzy­szy w mun­du­rach.

1

Niemieckie ludobójstwo w Afryce

Roz­mowa z połu­dnio­wo­afry­kań­skim histo­ry­kiem CASPREM W. ERICH­SE­NEM

W Pol­sce i całej Euro­pie panuje prze­ko­na­nie, że pierw­szy nie­miecki obóz kon­cen­tra­cyjny powstał wio­sną 1933 roku w Dachau.

To nie­prawda. Pierw­szy obóz kon­cen­tra­cyjny, a wła­ści­wie całą sieć obo­zów, Niemcy zbu­do­wali w roku 1904 w Nie­miec­kiej Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej, czyli w obec­nej Nami­bii.

Kogo w nich zamknęli?

Przed­sta­wi­cieli dwóch afry­kań­skich ludów – Herero i Nama.

Co się działo w tych obo­zach?

Pro­wa­dzono w nich masową, nie­zwy­kle bru­talną i bestial­ską eks­ter­mi­na­cję. Było to pie­kło na ziemi, w któ­rym odby­wało się ludo­bój­stwo. Obozy te nazy­wały się Kon­zen­tra­tion­sla­gern.

Brzmi zna­jomo.

One rze­czy­wi­ście wyglą­dały bar­dzo podob­nie do tych, które kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej w Euro­pie zbu­do­wał Hitler. Skła­dały się z sze­regu pry­mi­tyw­nych chat, czę­sto sza­ła­sów skle­co­nych z paty­ków i szmat. Oto­czono je poste­run­kami uzbro­jo­nych straż­ni­ków i dru­tem kol­cza­stym. Albo zwa­łami ścię­tych suchych krze­wów naje­żo­nymi kol­cami, któ­rych do dziś rośnie bar­dzo dużo na nami­bij­skiej sawan­nie.

Jakie pano­wały tam warunki?

Potworne prze­lud­nie­nie, brak wody, koców, lekarstw, ubrań. A przede wszyst­kim żyw­no­ści. Ludzie byli gło­dzeni. Cza­sami rzu­cano im jakieś odpadki albo wyda­wano po gar­ści ryżu. Nie pomy­ślano jed­nak przy tym, żeby zaopa­trzyć ich w garnki, więc ryż ten był zja­dany na surowo. Zamiast ubrań wydano worki po mate­ria­łach budow­la­nych, w któ­rych wyci­nano dziury na głowę i ręce. Efekty nie­trudno sobie wyobra­zić. Cho­roby, robac­two, gni­jące rany. A wresz­cie masowe zgony. Śred­nia życia w nie­miec­kich obo­zach w Afryce nie prze­kra­czała kilku mie­sięcy.

Jak zacho­wy­wali się straż­nicy?

Jak „rasa panów”. Herero i Nama byli trak­to­wani gorzej niż zwie­rzęta. Kato­wa­nie, wrza­ski, tor­tury, mor­der­stwa. Wyko­rzy­sty­wa­nie sek­su­alne mło­dych kobiet i dziew­cząt. Wszy­scy więź­nio­wie byli uży­wani do nie­wol­ni­czej pracy przy budo­wie infra­struk­tury nie­miec­kiej kolo­nii. Dróg, kolei, budyn­ków. Ten, kto nie mógł podo­łać nie­zwy­kle cięż­kiej pracy, był bity, zabi­jany.

Naj­gor­szy ze wszyst­kich obo­zów znaj­do­wał się na Shark Island – Wyspie Reki­nów.

Shark Island to nie­wielka skała poło­żona w pobliżu por­to­wego mia­steczka Lüderitz. Z lądem łączył ją wtedy nie­wielki mostek. Straszne miej­sce. Bez drzew, bez żad­nego schro­nie­nia. Zimą z powodu lodo­wa­tych prą­dów oce­anicz­nych, wia­trów i roz­bi­ja­ją­cych się o wyspę fal jest tam nie­zwy­kle zimno. Niemcy umie­ścili na niej kilka tysięcy tubyl­ców. Męż­czyzn, kobiet i dzieci. Wyko­rzy­sty­wali ich do budowy nabrzeża. Więź­nio­wie cały dzień bro­dzili w lodo­wa­tej wodzie. Nad­zorcy byli przy tym wyjąt­kowo bru­talni. Nie­kiedy więź­nio­wie woleli sobie roze­rwać gar­dło gołymi rękami, niż tra­fić na Shark Island.

Jaka była śmier­tel­ność w tym obo­zie?

Nie­mal wszy­scy więź­nio­wie zgi­nęli. Warunki były ludo­bój­cze, eks­ter­mi­na­cyjne. Wyjąt­kowo dra­styczne jest to, że ciała zmar­łych i zamor­do­wa­nych wrzu­cano pro­sto do morza. I czę­sto dry­fo­wały one wzdłuż wspa­nia­łego, roz­świe­tlo­nego nabrzeża Lüderitz, na któ­rym w licz­nych piwiar­niach i eks­klu­zyw­nych restau­ra­cjach bawili się Niemcy. Więź­nio­wie na Shark Island sły­szeli docho­dzącą stam­tąd muzykę i kobiecy śmiech…

Jest jesz­cze jeden aspekt funk­cjo­no­wa­nia nie­miec­kich obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych w Afryce. Eks­pe­ry­menty medyczne…

To rów­nież brzmi zna­jomo, prawda? W Afryce wyglą­dało to tak: na początku w obo­zach nie było żad­nych leka­rzy. Ludzie po pro­stu umie­rali. Ewen­tu­al­nie pomoc mogli nieść tylko misjo­na­rze, któ­rych cza­sami wpusz­czano za bramy. Dopiero póź­niej poja­wili się nie­mieccy leka­rze woj­skowi i… zro­biło się jesz­cze gorzej.

Dla­czego?

Bo nie inte­re­so­wało ich rato­wa­nie życia Herero i Nama. Uznali, że ist­nie­nie obo­zów i wysoka śmier­tel­ność więź­niów są dla nich oka­zją do pro­wa­dze­nia eks­pe­ry­men­tów medycz­nych. Robili rze­czy dra­styczne. Wstrzy­ki­wali ludziom roz­ma­ite sub­stan­cje, otwie­rali brzu­chy. Przo­do­wał w tym wzbu­dza­jący prze­ra­że­nie dok­tor Hugo Bofin­ger. Naj­bar­dziej haniebne było jed­nak masowe pre­pa­ro­wa­nie frag­men­tów ciał więź­niów.

Masowe…?

Na nie­miec­kich uni­wer­sy­te­tach zapa­no­wała wów­czas moda na bada­nia rasowe. Mie­rzono czaszki, kości, mózgi i wycią­gano z tego bzdurne wnio­ski o wyż­szo­ści jed­nych ras nad dru­gimi. Zastępy naukow­ców i stu­den­tów, któ­rzy się tym zaj­mo­wali, potrze­bo­wały pre­pa­ra­tów. Wła­dze Nie­miec­kiej Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej posta­no­wiły im je tanio dostar­czyć. Pocho­dziły one oczy­wi­ście z obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych.

Co wysy­łano do Nie­miec?

Wszystko: mózgi, wątroby, dło­nie, uszy, oczy, narządy rodne, penisy. Wszystko wycięte i zape­klo­wane w sło­jach. Przede wszyst­kim wysy­łano jed­nak czaszki. W obo­zie Swa­kop­mund zmu­szono więź­niarki do goto­wa­nia obcię­tych głów, a następ­nie oskro­by­wa­nia ich z resz­tek mięsa kawał­kami szkła. Te głowy czę­sto nale­żały do naj­bliż­szych krew­nych tych kobiet. Czaszki tra­fiały do insty­tu­tów nauko­wych, ale rów­nież do pry­wat­nych kolek­cjo­ne­rów. Do dzi­siaj w zbio­rach w Niem­czech można zna­leźć wiele cza­szek i zasu­szo­nych głów Herero i Nama.

Obozy kon­cen­tra­cyjne, o któ­rych mówimy, były ele­men­tem wojny mię­dzy Niem­cami a tubyl­cami, która wybu­chła w roku 1904. Według ówcze­snej nie­miec­kiej prasy spi­ralę prze­mocy nakrę­cili Herero, któ­rzy mor­do­wali oraz gwał­cili białe kobiety i dzieci.

To zwy­kła pro­pa­ganda. Przy­czyny wojny były znacz­nie bar­dziej skom­pli­ko­wane. Przed wojną Niemcy w Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej znaj­do­wali się w kiep­skiej sytu­acji. Choć przy­jeż­dżało ich coraz wię­cej, mieli bar­dzo mało ziemi. Więk­szość pastwisk i grun­tów nada­ją­cych się pod uprawę nale­żała do Herero i Nama. Podob­nie było ze sta­dami bydła, które sta­no­wiły główną gałąź gospo­darki kolo­nii. Nie­mieccy far­me­rzy musieli dzier­ża­wić zie­mię od tubyl­czych wodzów…

Co zapewne nie bar­dzo im się podo­bało.

Deli­kat­nie mówiąc. Niemcy bowiem byli przy tym nasta­wieni skraj­nie rasi­stow­sko. Uwa­żali Nama i Herero za Unter­men­schen, a sie­bie za Übermenschen. Trak­to­wali więc tubyl­ców nie­zwy­kle aro­gancko. Bili ich, okra­dali, czę­sto gwał­cili ich kobiety. Wszystko to powo­do­wało, że sytu­acja sta­wała się nie­zwy­kle napięta. Niemcy chcieli zagra­bić zie­mię Herero i Nama. Herero i Nama mieli dosyć upo­ko­rzeń ze strony przy­by­szy zza oce­anu.

Wystar­czyła jedna iskra, żeby doszło do powsta­nia.

Tak. W końcu Herero, a potem Nama chwy­cili za broń i wystą­pili prze­ciwko Niem­com. Wra­ca­jąc do pań­skiego poprzed­niego pyta­nia – przez całą wojnę, która trwała do 1908 roku, tubylcy zamor­do­wali czworo dzieci i jedną czy dwie nie­miec­kie kobiety. Zda­rzało się, że po zabi­ciu lub prze­pę­dze­niu z jakiejś farmy męż­czyzn wojow­nicy kon­wo­jo­wali nie­miec­kie kobiety i dzieci do naj­bliż­szego mia­steczka.

A jak postę­po­wała z nimi druga strona?

W samych obo­zach kon­cen­tra­cyj­nych Niemcy wymor­do­wali około 20 tysięcy kobiet i dzieci. Do tego trzeba dodać masa­kry i pacy­fi­ka­cje osad oraz wio­sek. Mówimy o dzie­siąt­kach tysięcy ludzi. Życie Herero i Nama – nie­za­leż­nie od tego, czy był to wojow­nik, kobieta czy dziecko – nie miało dla Niem­ców naj­mniej­szej war­to­ści. Oce­nia się, że w sumie wymor­do­wali 80 pro­cent całej popu­la­cji Herero i 50 pro­cent Nama. A mówimy o ludach, które liczyły odpo­wied­nio ponad 100 tysięcy i 20 tysięcy człon­ków.

To zakrawa na para­doks: „cywi­li­zo­wani” Euro­pej­czycy zacho­wy­wali się jak bar­ba­rzyńcy, a „dzicy” tubylcy pro­wa­dzili wojnę w spo­sób przy­zwo­ity.

Tak, może się to wyda­wać zaska­ku­jące. Rdzenni miesz­kańcy tej czę­ści Afryki nie byli jed­nak dzi­ku­sami, ale ludźmi, któ­rzy prze­strze­gali zasad wojny. W dużej mie­rze miała na to wpływ wie­lo­let­nia dzia­łal­ność misjo­na­rzy oraz pra­stare tra­dy­cje. W nami­bij­skich woj­nach ple­mien­nych pro­wa­dzo­nych na długo przed przy­by­ciem Niem­ców zda­rzało się, że wie­czo­rem, po bitwie, prze­ciw­nicy razem sia­dali przy ogni­skach i spo­ży­wali wie­cze­rzę. Rano wra­cali do walki.

A dla­czego Niemcy nie prze­strze­gali praw wojny?

Bo dla nich Herero i Nama nie byli rów­no­rzęd­nymi prze­ciw­ni­kami. Byli pod­ludźmi, wobec któ­rych nie obo­wią­zy­wały żadne zasady. Uwa­żali, że do „dzi­ku­sów” może prze­mó­wić tylko naga, bru­talna siła. Niemcy pro­wa­dzili prze­ciwko Herero i Nama wojnę totalną, na wynisz­cze­nie. Nie dopusz­czali naj­mniej­szej myśli o porażce czy rozej­mie. Cho­dziło o względy pre­sti­żowe: Niemcy bali się, że jeżeli nie zdła­wią bru­tal­nie rebe­lii, staną się pośmie­wi­skiem całego świata.

Wojna jed­nak wcale nie oka­zała się spa­cer­kiem.

Tak, tubylcy mieli broń palną. Świet­nie znali teren, byli mistrzami walki pod­jaz­do­wej. 11 sierp­nia 1904 roku pod Water­ber­giem doszło do wal­nej bitwy mię­dzy Herero a siłami nie­miec­kimi gene­rała Lothara von Tro­thy. Niemcy pla­no­wali uni­ce­stwić prze­ciw­nika, ale afry­kań­scy wojow­nicy – wraz z kil­ku­dzie­się­cioma tysią­cami kobiet i dzieci oraz sta­dami bydła – wyrwali się z okrą­że­nia. Niemcy wów­czas wypchnęli ich na strasz­liwą pusty­nię Oma­heke.

Co się stało na tej pustyni?

Ludzie nie mieli wody, padali jak muchy. Pili krew swego bydła, ale powięk­szało to tylko pra­gnie­nie. Cała pusty­nia była usłana tru­pami. Naj­pierw umarli starcy i dzieci. Powrotu nie było, bo gene­rał von Tro­tha wydał tak zwany roz­kaz eks­ter­mi­na­cyjny.

Słu­cham?

Roz­kaz eks­ter­mi­na­cyjny. To jeden z nie­wielu wypad­ków w dzie­jach, gdy zbrod­niarz pozo­sta­wił na piśmie coś takiego. Tro­tha w ode­zwie do tubyl­ców, którą wydał 3 paź­dzier­nika 1904 roku, stwier­dził, że każdy czło­nek ludu Herero, który zosta­nie napo­tkany na tery­to­rium Nie­miec­kiej Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej, zosta­nie zastrze­lony. Nie­za­leż­nie od tego, czy nosi broń, czy nie. Roz­kaz ten stał się kata­li­za­to­rem rzezi. Nie­miec­kie patrole zaczęły polo­wać na Herero. Masa­kro­wano wio­ski i osady, mor­do­wano całe rodziny i klany. Przy oka­zji z roz­pędu zabi­tych zostało wielu tubyl­ców nie nale­żą­cych do Herero. Niemcy – szcze­gól­nie ochot­nicy, któ­rzy przy­byli nie­dawno na wojnę z Europy – nie bar­dzo bowiem roz­róż­niali tubyl­ców… To wła­śnie Herero, któ­rzy prze­żyli tę orgię mor­dów, tra­fili do obo­zów kon­cen­tra­cyj­nych.

Czy cesarz Wil­helm II wie­dział, co wyra­biają jego gene­ra­ło­wie w Afryce?

Nie ma co do tego wąt­pli­wo­ści. Był naczel­nym zwierzch­ni­kiem sił zbroj­nych. Regu­lar­nie otrzy­my­wał raporty o tym, co się dzieje w jego kolo­nii. Gdy von Tro­tha wró­cił do Nie­miec, otrzy­mał od kaj­zera naj­wyż­sze woj­skowe odzna­cze­nie – order Pour le Mérite – i pochwałę za wiel­kie zasługi dla ojczy­zny.

Kiedy zakoń­czyła się gehenna Herero i Nama?

Wojna skoń­czyła się w 1908 roku, a nowe – nieco libe­ral­niej­sze – wła­dze kolo­nii naka­zały zamknąć Shark Island. Nie­do­bitki Herero i Nama zostały roz­par­ce­lo­wane po nie­miec­kich far­mach i przed­się­bior­stwach jako tania siła robo­cza. Przy­wódcy Nama, któ­rzy prze­żyli Shark Island, zostali jed­nak skie­ro­wani do innego obozu, znaj­du­ją­cego się w głębi lądu. Trzy­mano ich jesz­cze sześć lat w strasz­li­wych warun­kach w staj­niach. Uwol­niły ich dopiero woj­ska bry­tyj­skiego Związku Połu­dnio­wej Afryki (dziś RPA), które zajęły nie­miecką kolo­nię w 1914 roku, gdy wybu­chła I wojna świa­towa. Nami­bia znaj­do­wała się pod pro­tek­to­ra­tem RPA do roku 1990.

Czy wojna z Herero i Nama była dla Niem­ców wojną o Leben­sraum?

Bez wąt­pie­nia. To było zresztą sfor­mu­ło­wa­nie, któ­rego wów­czas ofi­cjal­nie uży­wano. Okre­śle­nie Leben­sraum wywo­dzi się wła­śnie z tego kolo­nial­nego okresu w histo­rii Nie­miec. Stwo­rzył je słynny nie­miecki geo­graf Frie­drich Rat­zel. Na prze­ło­mie XIX i XX wieku w nie­mieckim świe­cie inte­lek­tu­al­nym zapa­no­wała moda na dar­wi­nizm spo­łeczny. Zgod­nie z nim słab­sze rasy i narody powinny ustą­pić miej­sca rasie ger­mań­skiej. Rze­sza była wów­czas prze­lud­niona i w Ber­li­nie marzono o zdo­by­ciu nowej prze­strzeni życio­wej w Afryce.

Kil­ka­dzie­siąt lat póź­niej Hitler szu­kał jej w Pol­sce, na Ukra­inie i Bia­ło­rusi.

Nie ma żad­nych wąt­pli­wo­ści, że wszyst­kie eks­pan­sjo­ni­styczne teo­rie rasowe roz­wi­jały się w Niem­czech na długo przed tym, nim kto­kol­wiek usły­szał o Hitle­rze. Przy­wódca NSDAP czer­pał peł­nymi gar­ściami z nie­miec­kich doświad­czeń w Afryce. Był pro­duk­tem swo­ich cza­sów, ukształ­to­wa­nym przez ducha epoki. Sam w jed­nym z prze­mó­wień stwier­dził, że Europa Wschod­nia będzie dla Niem­ców kolo­nią. To nie było przy­pad­kowe prze­ję­zy­cze­nie. Hitler pró­bo­wał w Euro­pie Wschod­niej zre­ali­zo­wać te same cele co jego poprzed­nicy w Afryce. I uży­wał do tego takich samych metod.

Czy są jakieś bez­po­śred­nie związki mię­dzy Nie­miecką Afryką Połu­dniowo-Zachod­nią a NSDAP?

Oczy­wi­ście. Pierw­szym nie­miec­kim guber­na­to­rem tej kolo­nii był Hein­rich Ernst Göring, ojciec przy­szłego dowódcy Luft­waffe. Nie ma wąt­pli­wo­ści, że w dużej mie­rze ukształ­to­wał on syna. Przede wszyst­kim jed­nak – szcze­gól­nie w pierw­szym okre­sie ist­nie­nia NSDAP – przez sze­regi par­tii Hitlera prze­wi­nęło się wielu wete­ra­nów wojny z Herero i Nama. I nie były to wcale posta­cie dru­go­pla­nowe.

Na przy­kład?

Franz von Epp. Nie­miecki ofi­cer, który brał czynny udział w ludo­bój­stwie Herero i Nama, a po I woj­nie świa­to­wej stwo­rzył słynny mona­chij­ski Fre­ikorps. Jego pod­wład­nym był mię­dzy innymi przy­wódca SA Ernst Röhm. Epp był jed­nym z fila­rów, na któ­rych oparł się Hitler. To on wyło­żył pie­nią­dze na kupno „Völkischer Beobach­ter”, czo­ło­wej gazety naro­do­wych socja­li­stów. Mało kto wie, ale to von Epp dostar­czył NSDAP słynne bru­natne koszule. Pocho­dziły z… kolo­nial­nych mun­du­rów, które miały zostać wysłane do Afryki Połu­dniowo-Zachod­niej i zale­gały w maga­zy­nach.

A eks­pe­ry­menty naukowe na więź­niach obo­zów? Ana­lo­gia wręcz się narzuca.

Tu także wystę­puje cią­głość. Jeden z „naukow­ców”, któ­rzy eks­pe­ry­men­to­wali na dzie­ciach Herero i Nama, nazy­wał się Eugen Fischer. W III Rze­szy stał się on czo­ło­wym spe­cem od higieny rasy Hitlera. Zaan­ga­żo­wany był w pro­gram ste­ry­li­za­cji i zabi­ja­nia nie­peł­no­spraw­nych oraz w „osta­teczne roz­wią­za­nie kwe­stii żydow­skiej”. Warto pod­kre­ślić, że w Afryce Połu­dniowo-Zachod­niej wpro­wa­dzono ustawy rasowe zabra­nia­jące zawie­ra­nia mie­sza­nych mał­żeństw i szy­ka­nu­jące kolo­ro­wych „pod­lu­dzi”.

Co nie prze­szko­dziło Niem­com gwał­cić kobiet Herero i Nama.

Tutaj rasi­stow­ska ide­olo­gia musiała ustą­pić instynk­tom. Wśród nie­miec­kiej popu­la­cji kolo­nii było bar­dzo wielu męż­czyzn, a bar­dzo nie­wiele kobiet. Dla Niem­ców znaj­du­ją­cych się tysiące kilo­me­trów od domu jedy­nym spo­so­bem zaspo­ko­je­nia potrzeb sek­su­al­nych były więc miej­scowe kobiety.

Jeżeli straż­nik obo­zowy zgwał­cił więź­niarkę z ludu Herero i za dru­tami uro­dziła ona mie­szane dziecko, jak było ono trak­to­wane?

Jak Herero. Niemcy byli prze­ra­żeni per­spek­tywą wymie­sza­nia ras. Uwa­żali, że jeżeli do ich puli geno­wej dostaną się pier­wiastki murzyń­skie, rasa ger­mań­ska zosta­nie zepsuta. Trzeba jed­nak przy­znać, że nie­któ­rzy Niemcy sta­rali się rato­wać takie mie­szane dzieci. Miały one znacz­nie więk­sze szanse na prze­ży­cie niż dzieci tubyl­czych rodzi­ców. Nie­wy­klu­czone, że Herero w ogóle oca­leli jako lud tylko dzięki tym gwał­tom i zro­dzo­nym z nich dzie­ciom. Do dzi­siaj spo­tyka się wśród nich wielu ludzi o nie­bie­skich oczach i nieco jaśniej­szej skó­rze.

Niemcy na każ­dym kroku prze­pra­szają za Holo­kaust. Jak pan oce­nia ich sto­su­nek do eks­ter­mi­na­cji Nama i Herero?

Podej­ście do tych dwóch zbrodni jest zupeł­nie inne. Nie­miecki rząd ni­gdy ofi­cjal­nie nie prze­pro­sił za to, co się stało w Afryce. Ni­gdy nie przy­znał, że Niemcy doko­nali tam ludo­bój­stwa. Ni­gdy nie pró­bo­wał w żaden spo­sób zadość­uczy­nić potom­kom ofiar. Ple­miona, któ­rym na początku XX wieku ode­brano pastwi­ska i stada, żyją dzi­siaj w skraj­nej nędzy. Wygląda na to, że Niemcy dzielą swoje ofiary na lep­sze i gor­sze. Herero i Nama naj­wy­raź­niej na współ­czu­cie nie zasłu­gują.

A Niemcy w Nami­bii? Jaki mają sto­su­nek do zbrodni swo­ich przod­ków?

To zależy. Są ludzie, któ­rzy mają poczu­cie winy, ale nie jest tajem­nicą, że w Nami­bii wciąż mieszka wielu Niem­ców, któ­rzy są dumni z tego, co się stało. Gdy zamiesz­ka­łem w Win­dhuku, sto­licy tego kraju, moim sąsia­dem przy Bismarck-Strasse był osiem­dzie­się­cio­letni Nie­miec. W jego salo­nie wisiał olbrzymi por­tret, na któ­rym był przed­sta­wiony w mun­du­rze ofi­cera SS, z tru­pią główką na czapce. Ten facet miał przy­ja­ciela, który przy­jeż­dżał do niego olbrzy­mim tere­no­wym pika­pem. Z tyłu tego auta łopo­tała flaga ze swa­styką.

Brzmi to jak ponury żart.

Nie­stety, to nie żart. Widzia­łem to na wła­sne oczy. Do póź­nych lat dzie­więć­dzie­sią­tych pie­ka­rze w Nami­bii w dniu uro­dzin Hitlera na buł­kach wyci­nali małe swa­styki, a przed nie­któ­rymi far­mami wywie­szano flagi III Rze­szy. Gdy w 2005 roku umarł Szy­mon Wie­sen­thal, w jed­nym z nami­bij­skich cza­so­pism poja­wił się arty­kuł, któ­rego auto­rzy wyra­żali radość z powodu śmierci „potwora”.

Po tym wszyst­kim, co pan powie­dział, zasta­na­wiam się, jak biali i czarni Nami­bij­czycy mogą dziś spo­koj­nie żyć obok sie­bie i two­rzyć jedno spo­łe­czeń­stwo.

Nie mam poję­cia, jak to jest moż­liwe.

CASPER W. ERICH­SEN jest duń­skim histo­ry­kiem, który od 15 lat mieszka i pra­cuje w Afryce. Współ­au­tor książki Zbrod­nia kaj­zera, która uka­zała się w Pol­sce nakła­dem wydaw­nic­twa Wielka Litera.

Źró­dło: „Histo­ria Do Rze­czy”, kwie­cień 2013

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Piotr Zycho­wicz 2017

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2017, 2022

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Grze­gorz Dziam­ski

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Zbi­gniew Miel­nik

Foto­gra­fia na okładce

© AKG / Agen­cja BE&W

Foto­gra­fie na stro­nach dzia­ło­wych:

Część I © Bet­t­mann/Getty Ima­ges Poland

Część II © Naro­dowe Archi­wum Cyfrowe

Część III © Asso­cia­ted Press/East News

Część IV © Uni­ver­sal History Archive/Getty Ima­ges Poland

Część V © Hein­rich Hof­f­mann/Getty Ima­ges Poland

Część VI © TASS/Getty Ima­ges Poland

Wyda­nie II e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Niemcy, wyd. I dodruk, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8062-841-0

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer