Nie zostawaj influencerem - Strojny Janek - ebook + książka

Nie zostawaj influencerem ebook

Strojny Janek

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

POKAŻĘ WAM ŚWIAT SOCIAL MEDIÓW, JAKIEGO NIE ZNACIE

Widziałem ludzi, którzy dla zasięgów robili z siebie idiotów, porzucali swoje miłości i oszukiwali najbliższych. Bywałem na imprezach, gdzie cukiernice z kokainą przechodziły z rąk do rąk, a milionowe kontrakty dostawali tylko ci, którzy ćpali. Byłem po drugiej stronie świata, w którym influencerzy zdejmowali maski i wszyscy, co do jednego, wierzyli, że są bogami.

Wiem, jak wspiąć się na ten Olimp. Stałem na jego szczycie i chciałem skoczyć na główkę.

Gdybym nie zwariował, byłbym dzisiaj warszawskim landlordem z niezłą bryką. Ale zamiast tego trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Nie wytrzymałem tego patoświata social mediów. Chciałem się wylogować. Dosłownie. W realu.

Mam na imię Janek. Byłem influencerem. Takim zabawnych gościem w różnokolorowych czapeczkach beanie. Nagrywałem filmiki na TikToka. W najlepszym miesiącu miały osiemdziesiąt milionów wyświetleń.

Słowem: wiem, jak zarobić w internecie kupę szmalu.

Powiem wam, jak to zrobić.

Ale przede wszystkim pokażę, dlaczego nie warto.

Opinie o książce

„Dawka czyni truciznę – kto by pomyślał, że to zdanie okaże się trafne również w przypadku social mediów. Opowieść Janka to historia o tym, jak początkowo słodki świat internetu zaczyna nabierać bardzo gorzkiego smaku. To szczera, odważna i niezwykle potrzebna książka – lektura obowiązkowa dla rodziców, nauczycieli, a także wszystkich tych, którzy marzą o internetowej rozpoznawalności. Mam nadzieję, że tą książką Janek ponownie stworzy trend na TikToku – tym razem trend życzliwości w stosunku do innych ludzi w sieci.”

JANINA BĄK

@janina.daily

Przeczytałam w zawodowym życiu wiele influencerskich książek, które rzadko miały coś do przekazania. Ta jest inna. Pokazuje prawdziwą cenę internetowego blasku i warto wyciągnąć z niej wnioski dla siebie.

JUSTYNA SUCHECKA

dziennikarka, autorka „Young Power”

Influencer to jeden z wymarzonych, ale i najbardziej znienawidzonych zawodów. Bohater masowej wyobraźni z ogromnymi zarobkami i pozornie bajecznym życiem. Potrafi sprzedać w sieci wszystko, w tym własny, wykreowany wizerunek i często jest to jego jedyny talent. Gdzie w tym prawda? To próbuje pokazać ta opowieść, oparta na faktach, napisana z wnętrza tego świata i demaskująca życie influencerów.

KAROLINA KORWIN PIOTROWSKA

dziennikarka

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 171

Data ważności licencji: 2/15/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Kunie, Kaczce, Bananowi

Każda kreatywna osoba, którą poznałam, mówi mi to samo: Po co mi był ten internet?

P., influencerka, wokalistka

Wstęp

Nazywam się Janek Strojny.

Byłem influencerem. Takim zabawnym gościem w kolorowych czapeczkach beanie. Robiłem coś w rodzaju „TikToka codzienności”. Nic nadzwyczajnego. Dwa filmiki dziennie, plus te sponsorowane. Nawet trzy miliony wyświetleń każdego dnia. Osiemdziesiąt milionów w najlepszym miesiącu. Niektórzy twierdzą, że wychodziło mi to całkiem nieźle. Nie wiem, czy się z nimi zgadzam. Po prostu w miarę potrafię montować, bo bawiłem się tym od malucha.

Zastanawiałem się w tych filmach nad sobą i życiem. Pytałem, co najpierw: mleko czy płatki, opowiadałem o moich wizytach w urzędach i o tym, że przebiegłem ileś tam kilometrów. Dopytywałem: „Czy twój znajomy też?”, „Czy twoja rodzina również?”, „Czy twoja dziewczyna także?”. Chodziło o nawiązanie i przytrzymanie uwagi widza. Stworzenie wspólnoty.

Reklamowałem wiele marek, a płaciły mi za to naprawdę dużo kasy. Byłem przez pewien czas jedną z twarzy polskiego TikToka i dostawałem od niego ciastecz­­ka na święta. Słowem: wiem, jak zarobić w internecie kupę szmalu.

A potem zwariowałem. Dlaczego? Bo przegrzały mi się zwoje.

Po lekturze tej książki możecie powiedzieć: „Mnie to nie spotka” lub: „Nie ma opcji, że takie rzeczy się dzieją”. Sam tak myślałem do momentu, aż to się wydarzyło. Człowiek jadący na rowerze nie myśli, że to akurat jego dzisiaj potrąci auto, a ludzie chodzący po górach nie spodziewają się, że to akurat ich trafi piorun. Nikt nie obstawia, że dzisiaj spłonie mu dom ani że zginie ktoś z jego bliskich. Niestety takie rzeczy się zdarzają – nawet, gdy je negujesz. A może właśnie najbardziej wtedy…

Jeżeli mnie nie kojarzysz, nic nie szkodzi. Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwym człowiekiem, który ma w dupie internet. Ale po aferze #pandoragate2023 raczej już nikt nie ma internetu w dupie. Wszyscy wiedzą, że lepiej się orientować, kto nadaje do naszych dzieci z internetowych platform. Pamiętacie, jak jesienią 2023 roku dorośli przeszli błyskawiczny kurs przyspieszonej „webreedukacji” i szybko przyswoili sobie imiona najgłośniejszych youtuberów, o których istnieniu wcześniej nie mieli pojęcia? Ale afera z molestowaniem nieletnich to tylko część prawdy o tym, co robi z młodymi ludźmi internet.

Nie można przegapić też innych rzeczy. Jakich? Ostatnio dostrzegłem ciekawy napis na lodówce wyrzu­conej na śmietnik. Leżała drzwiami do góry, a na nich znajdowa­ła się naklejka wielkości połowy drzwi: „Social media serious­ly harms your mental health” („Media społecznościowe naprawdę szkodzą twojemu zdrowiu psychicznemu”). Darzę ogromnym szacunkiem młode kobiety, które przerwały milczenie w sprawie #pandoragate2023. Wierzę, że winni poniosą karę. I chciałbym, żeby nikt nigdy więcej nie ucierpiał w ten sposób, chociaż nie mam złudzeń, że takie rzeczy nadal będą się działy (choć – miejmy nadzieję – na mniejszą skalę?). W internecie można bowiem zostać skrzywdzonym na wiele innych, ale nie mniej dotkliwych sposobów. Można – jak już wspominałem – na przykład zwariować. Tak jak ja. Dlatego postaram się pokazać wam, co jeszcze złego dzieje się w tym świecie. Wciąż będzie to jednak tylko ułamek rzeczywistości…

Gdybym nie zwariował, byłbym dzisiaj warszawskim landlordem z niezłą bryką, ale zamiast tego trafiłem do szpitala psychiatrycznego. Nie żeby w internecie bardzo mnie hejtowali. Nikt mnie nie hejtował, ale i tak nie wytrzymałem. Niedawno skończyłem dwadzieścia cztery lata, z których większość spędziłem na warszawskich Kabatach w pokoju z młodszym bratem. Mam fajnych rodziców i wierzę w prawdziwą miłość.

Myślę o sobie, że jestem trzecią wersją samego siebie: Jankiem Trzecim. Dlaczego Janek Trzeci? Bo byli też Janek Pierwszy i Janek Drugi. Ten Pierwszy był nerdem, pasjonatem montowania filmów, drogich kamer i miał w szkole średnią trzy i pół. Ten Drugi – zamieniał w złoto gówniane filmiki na TikToku, zarobił prawie pół miliona złotych, zasypiał z blantem i z blantem się budził, a przez większość poranków swojego życia „celebryty” modlił się, żeby zapadła noc.

I jest ten Trzeci. Który wyczołgał się z psychiatryka i cieszy się, że żyje. Cieszy się – to może za dużo powiedziane. Po prostu żyje.

Kiedy w 2020 roku zamieściłem pierwszy film, TikTok miał siedemset milionów użytkowników i był najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. W 2023 roku ma ponad półtora miliarda użytkowników i… nadal jest najczęściej pobieraną aplikacją na świecie. TikTok na początku był (podobnie jak u zarania dziejów Instagram czy You­Tube) reklamowany jako aplikacja dla młodych. Gromadził bardzo miłych ludzi, którzy dawali komentarze w rodzaju: „super”, „świetnie”, „fantastycznie”.

Po czterech latach z tego dobrego feelingu zostało niewiele. Dzisiaj mamy brutalną widownię, gotową spalić na stosie tych, którzy jej się nie podobają. Ta przemiana powinna niepokoić. Twórcy internetowi przeżywają załamania nerwowe średnio raz w miesiącu, latami chodzą do terapeuty i nie radzą sobie z rosnącą konkurencją. Ludzie dla zasięgów są gotowi rozebrać się, kupić miłość i przyjaźń i dać sobie obić mordę na ringu (to tylko krótka część listy, sami wiecie). Zrobić sobie i innym największe świństwa – zdradzić ich i siebie.

I nie mówię tylko o TikToku. Internet, od kiedy zawładnęło nim pionowe wideo, które można odpa­lić na każdej popularniejszej platformie social media, diametralnie się zmienił. Zmienił się, ponieważ jego odbiorca jest kapryśny, wymagający, nieuważny, a jedno­cześnie bardziej bezwzględny i brutalny. Zaryzykowałbym twierdzenie, że pionowe wideo zbrutalizowało świat. Ta książka powie dużo właśnie o nim, gdyż na każdej platformie działa ono według tego samego mechanizmu.

Jeśli po przeczytaniu tej książki nie podejmiesz tak radykalnych kroków jak ja, to mam nadzieję, że przynajmniej spojrzysz na social media z szerszej perspektywy i w większym stopniu wrócisz do świata poza internetem.

Nela i Nemo 

Koty zjawiły się u mnie dwa lata temu. Teraz mam dwa: Nemo i Nelę – przepiękny spadek po byłej dziewczynie, która nazywała je szczurami. Dwie zupełnie odmienne rasy i dwa różniące się charaktery. Nemo jest maine coonem, kotem z Ameryki Północnej: piękny gruby ogon, psie usposobienie, dziewięć kilogramów, w tym sześć to futro. Nela to devon rex: malutka, kocha wspinaczkę i jest atencjuszką. Mruczy: „Zauważ mnie, zauważ mnie”. Była najchudszą koteczką z miotu, małym okruszkiem. Nikt jej nie chciał. Im bardziej przekonywałem siebie, że nie powinienem jej brać, tym szybciej ją kupiłem.

Są jak rodzeństwo. Kochają się i jednocześnie nienawidzą. Okazują mi miłość na zupełnie różne sposoby. Nemo chodzi za mną w pewnej odległości – siada na lodówce i obserwuje mnie z dystansu. Odpoczywa, patrząc, co robię. Nela natomiast przemierza blat kuchenny w tę i we w tę, przeszkadzając mi w gotowaniu. Mam na nią sposób polegający na tym, że kładę ją na barkach niczym szalik i dopiero wtedy mogę działać w kuchni. A ona, pozostając blisko mnie, może oglądać wszystko, co się dzieje wokół.

Cieszę się, że mam zwierzęta, bo mieszkam sam. Nie wracam do pustego mieszkania, a to dla mnie bardzo ważne. Koty witają mnie przy wejściu, zamykam drzwi, odkładam plecak, ściągam buty i zaczynam miziać Nemo z odpowiednią energią. Potem biorę Nelę na ręce i też długo ją głaszczę.

Gdy jesteśmy w kuchni, Nemo zaczyna zwykle patrzeć w stronę miseczki, więc stawiam Nelę na podłodze i oba koty dostają jedzenie na swoich terytoriach. Kiedy jest mi źle i leżę w łóżku, zawsze są przy mnie, mają swoje specjalne miejsca. Na przykład Nemo nie jest klasycznym „pocieszaczem”. Wiem, że musi wyjść ze swojej strefy komfortu, żeby dać mi swoje kocie wsparcie. Przytula się tylko, gdy jest mi naprawdę źle. Zazwyczaj kładzie się wtedy kilka centymetrów ode mnie, podczas gdy Nela mruczy na moich nogach.

Uwielbiam koty, są dla mnie łamigłówką do rozwiązania – do każdego trzeba znaleźć indywidualny klucz. Nie chcę się specjalnie chwalić, ale chyba mam taką umiejętność. Potrafię się z nimi porozumieć. Każde moje spotkanie z choćby najdzikszym czy najdziwaczniejszym kotem znajomych kończy się tym, że ten przychodzi i siada obok mnie. Zaczyna mnie lubić. Koty trzeba do siebie przekonać, nawiązać z nimi więź, a to wymagający proces.

Zastanawiasz się, po co piszę o kotach? Moje urato­wa­­ły mi życie. Choć nie przegryzały sznura ani nie miauczały przeraźliwie, żeby zwrócić uwagę sąsiadów na samobójcę na ich klatce.

Tego dnia pomyślałem, że muszę pojechać do Castoramy i kupić coś, czego bardzo w tamtej chwili potrzebowałem. Zabrałem ze sobą koleżankę – powiedziała, że nie puści mnie samego. Chodziłem i szukałem, ale nie mogłem znaleźć tego, co chciałem kupić. W końcu podszedłem do kasjerki. „Przepraszam, gdzie znajdę taką rzecz, bo potrzebuję do kwiatka?” – zapytałem.

Uprzejma pani pokazała mi, kupiłem, wyszliśmy ze sklepu. Koleżanka wróciła do pracy (wcześniej powiedziała, żebym nie robił głupot, bo niedługo przyjdzie z jedzeniem), a ja poszedłem do pustego mieszkania. Były w nim tylko moje dwa koty. Od wejścia przywitały mnie zgodnie ze swoim klasycznym rytuałem.

Chciałem sfilmować to, co zrobię (dlaczego? Zabijcie mnie, ale nie wiem), miałem nawet na to świetny pomysł i film pewnie zebrałby wiele reakcji. Byłoby widowiskowo. Ale nie zrobiłem tego. Pewnie chcielibyście usłyszeć ze szczegółami, jaki miałem plan (oczywiście najlepszy i najskuteczniejszy!) i co – właściwie – u licha kupo­wałem w tej Castoramie. Nie opiszę jednak tego – co na pewno poprze Polskie Towarzystwo Suicydologiczne – uważam bowiem, że romantyzowanie czynów samobójczych nie służy niczemu dobremu. Mam tylko prośbę, aby sprzedawcy w Castoramie czy innych sklepach z materiałami budowlanymi nie pomagali tak skwapliwie w wyborze narzędzi ubranym w czarne bluzy ludziom z podkrążonymi oczami i nieprzytomnymi spojrzeniami.

Koleżanka przyszła w końcu z jedzeniem, a ja wciąż żyłem. Ale żyłem nie dlatego, że doznałem nagłej iluminacji i wróciła mi chęć istnienia. Po prostu powoli zapadał zmrok i nie mogłem sfilmować tego, co zamierzałem. Zjedliśmy więc, a ja – nakarmiłem koty.

Myśli samobójcze nawiedzają mnie bardzo często. Tak często, że się do nich przyzwyczaiłem. Przygotowałem też papiery, na wypadek „gdyby coś mi się stało”: piny, hasła, wypowiedzenia umów, drugi zestaw kluczy u znajomych i fundusz na pogrzeb. Jedyny kłopot jest zawsze z kota­­mi. Tak też było ostatnim razem, kiedy myśli samo­bójcze dosłownie rozsadzały mi głowę. W pewnym momen­cie, po dwóch dniach analizowania, co z nimi zrobić, zorien­towałem się, że jedyne, co nie pozwala mi popełnić samo­bójstwa, to natrętna myśl: „Kto się zajmie moimi kotami?”. I wtedy zrozumiałem, że muszę się zamknąć w szpitalu psychiatrycznym.

Zadzwoniłem do rodziców i powiedziałem: „Chcę iść do psychiatryka”. Przenocowałem u nich, spakowałem się, a następnego dnia pojechałem z ojcem do Instytutu Psychiatrii i Neurologii na Sobieskiego. Wyszedłem dwa tygodnie później. Dość szybko, ale o tym jeszcze opowiem. Leki zaczęły mnie już wtedy porządnie kopać. Po kilku dniach nagrałem swój ostatni tiktokowy filmik o tym, że dziękuję, postoję. Ludzie od marketingu, z którymi pracowałem, powiedzieli, żebym poczekał z publikacją do końca miesiąca. Może liczyli, że się rozmyślę? Ja jedynie chciałem, żeby wszyscy moi widzowie zrozumieli, że nadszedł czas, abym zajął się sobą.

W telefonie ustawiłem dzienny limit dwudziestu minut na TikToka, żeby sprawdzić, jak szybko mi zlecą. Byłem w szoku, bo minęły, zanim wstałem rano z łóżka.

K., twórca internetowy

Jak zostać królem TikToka? Przede wszystkim, żeby być królem, trzeba mieć poddanych. Są nimi ci wszyscy, którzy mają ściągnięte aplikacje socialmediowe. To wtedy zaczyna się pierwszy krok do królowania i – powiedzmy sobie szczerze – do czystego zniewolenia.

Współczesne mechanizmy funkcjonowania social mediów przypominają jednorękiego bandytę. To taka gra w kasynie, w której po wrzuceniu pieniędzy ciągniesz za dźwignię i liczysz na to, że kilka identycznych symboli ułoży się w rzędzie. Z każdym pociągnięciem rosną ekscytacja i nadzieja wygranej. Te same emocje odczuwamy, przewijając feed aplikacji i licząc na kolejny ciekawy post lub filmik. Użytkownik już od pierwszej inter­akcji ulega mechanizmowi jednorękiego bandyty. Rozumie, że następny materiał może być ciekawszy niż poprzedni, więc ogląda dalej. Tylko że zamiast pieniędz­­mi gra swoim czasem.

O zagrożeniach związanym z hazardem mówi się otwarcie. W Polsce do kasyna można oficjalnie wejść dopiero po ukończeniu osiemnastu lub dwudziestu jeden lat. Aplikacje na telefon pobieramy dużo wcześniej. Nieraz widziałem malutkie dzieci siedzące z telefonem i przeglądające filmik po filmiku. Zresztą, kto tego nie widział?

Sądzicie, że warte miliardy korporacje zajmujące się utrzymaniem uwagi odbiorcy na platformie wykorzystują aparaty w waszych telefonach tylko podczas nagrywania treści? Sądźcie tak dalej. Firmy tworzące aplikacje doskonale wiedzą, gdy na twojej twarzy pojawia się znudzenie. Oferują wtedy materiał, który na pewno cię zainteresuje. Nie pokazują od razu najbardziej interesujących cię treści. Wcale nie zależy im na zadowoleniu widza. Chodzi im o puszczenie jak największej liczby reklam, co wiąże się z jak najdłuższym utrzymaniem uwagi na platformie. Każdy obejrzany materiał pozwala im na zdobycie większej liczby informacji, niż może ci się wydawać. Mierniki widoczne dla wszystkich, takie jak polubienia, komentarze, wyświetlenia czy udostępnienia, są tylko wierzchołkiem góry lodowej. Niektóre aplikacje analizują ruch twoich oczu, mimikę twojej twarzy i wszystkie możliwe reakcje na dany materiał. Jeżeli lubisz psy, to będziesz oglądał filmiki z nimi, nawet jeśli nie mają one #pies w opisie. Zastanawialiście się kiedyś dlaczego? Algo­rytm orientuje się, że twoje zainteresowanie wyświetlanymi treściami spada – pokazuje więc te, które według jego obliczeń najpewniej zatrzymają cię na platformie.

Jeżeli miałbym przedstawić efekt działania social mediów na receptory dopaminy, w książce…

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Nieszczęście jest sexy

Dostępne w wersji pełnej

Cała Łódź mnie kochała

Dostępne w wersji pełnej

Jan Drugi robi napisy 

Dostępne w wersji pełnej

Kilka antytipów

Dostępne w wersji pełnej

No to frugo

Dostępne w wersji pełnej

Umowy, kontrakty

Dostępne w wersji pełnej

Najtańszy nośnik reklamowy

Dostępne w wersji pełnej

Wszystko na sprzedaż

Dostępne w wersji pełnej

Kto jest kim?

Dostępne w wersji pełnej

Jaki byłeś, Janku Drugi?

Dostępne w wersji pełnej

Moc zasięgów

Dostępne w wersji pełnej

Kiedy starszy brat / starsza siostra wciąga koks

Dostępne w wersji pełnej

Moi ludzie

Dostępne w wersji pełnej

Nigdy nie przepraszaj internetowego celebryty

Dostępne w wersji pełnej

Nie moi ludzie

Dostępne w wersji pełnej

Internetowe wilki

Dostępne w wersji pełnej

Jak nie dałem sobie obić mordy we Freak Fightach 

Dostępne w wersji pełnej

Gaz pieprzowy

Dostępne w wersji pełnej

Ciężko żyć z chorym łbem

Dostępne w wersji pełnej

Moje tatuaże

Dostępne w wersji pełnej

Co mi pomaga?

Dostępne w wersji pełnej

Czas na zmianę

Dostępne w wersji pełnej

I co dalej?

Dostępne w wersji pełnej

Copyright © by Jan Strojny

Projekt okładki Tomasz Majewski

Redaktorka inicjująca Milena Rachid Chehab

Redaktorka prowadząca Dominika Ziemba

Konsultacja autorska i redakcyjna Krystyna Romanowska

Opieka redakcyjna Lidia Nowak

Opieka promocyjna Monika Burchart | [email protected]

Redakcja Ida Świerkocka

Adiustacja Lidia Nowak

Korekta Jędrzej Szulga

ISBN 978-83-8367-023-2

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2024

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Karol Ossowski