Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki - Sehee Baek - ebook

Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki ebook

Sehee Baek

3,2

Opis

Niska samoocena, popadanie w skrajności, nieumiejętność budowania zdrowych relacji – to tylko niektóre kwestie, jakie zostały podjęte w tej książce.

Spisane przez Sehee Baek doświadczenia z jej własnej terapii ukazują niełatwą drogę wgłąb siebie i naukę akceptacji własnych niedoskonałości. Autorka nie kryje dręczących ją obaw i emocji, przedstawia swoje przemyślenia szczerze i bez zbędnej przesady. Zapis sesji w formie dialogu między psychiatrą a narratorką przedstawiającą się jako „ja” pozwala utożsamić się z Sehee i szukać rozwiązań współdzielonych problemów.

Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki” to pozycja, która wzrusza, niekiedy bawi, a z pewnością ujmuje i długo nie pozwala o sobie zapomnieć.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 181

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (53 oceny)
7
12
20
13
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Tynka8

Z braku laku…

Momentami czytanie jej było trudne, ale można rozgraniczyć dwa powody - chwile autorefleksji, kiedy wspomnienie autorki rezonowało z czymś w moim życiu, ale dużo częściej problemy sprawiał mi jednak sposób pisania, który kompletnie do mnie nie przemówił.
10
squirr

Całkiem niezła

To jest dosłownie transkrypcja z terapii przeplatana z krótkimi przemyśleniami bohaterki. Nie będę jej długo rozpamiętywać.
10
boniula

Z braku laku…

Nie do końca rozumiem zamysł tej książki. Trochę zmarnowany czas
00

Popularność




Spis treści

Strona redakcyjna

Od wydawcy

Prolog. Żyję bez większych problemów, więc dlaczego odczuwam pustkę?

Rozdział 1. Ponieważ jestem trochę przygnębiona

Rozdział 2. Czy jestem mitomanką?

Rozdział 3. Dwudziestoletnia ja do teraźniejszej mnie

Rozdział 4. Bo w pragnieniu stania się kimś wyjątkowym nie ma niczego nadzwyczajnego

Rozdział 5. Ta cholerna samoocena

Rozdział 6. Co powinnam zrobić, by lepiej poznać siebie?

Rozdział 7. Szufladkuję, wyciągam wnioski, przeżywam zawód i odchodzę

Rozdział 8. Skutki uboczne leków

Rozdział 9. Obsesja na punkcie wyglądu i histrioniczne zaburzenie osobowości

Rozdział 10. Dlaczego mnie lubisz? Nawet taką? A teraz?

Rozdział 11. Nie wyglądam ładnie

Rozdział 12. Na dnie serca

Kończąc. Wszystko w porządku, ludzie bez cienia nie potrafią pojąć światła

Kilka słów od psychiatry. Jedna niedoskonałość do drugiej

Dodatek. Refleksje na temat depresji

Trucizna zwana wsparciem

Muszę spojrzeć w innym kierunku

Życiowe zadanie

Kwestia miłości

Samotność jest naprawdę wyjątkową krainą

Cierpienie i pociecha

Życie bez łatek

Sen

Babcia

Banalne, żenujące kłamstwa

Moja ciotka

Moje psy, moje wszystko

Wspólnie

Bardzo mroczny czas

Fikcja

Pochowane w czeluściach

Romantyzm i cynizm

Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki

Sehee Baek

죽고 싶지만 떡볶이는 먹고 싶어

I Want to Die but I Want to Eat Tteokbokki

Copyright © 2018 by Baek Sehee

Originally published by HEUN Publishing

All rights reserved. No part of this book may be used or reproduced in any manner whatever without written permission except in the case of brief quotations embodied in critical articles or reviews.

Polish Translation Copyright © 2023 by Wydawnictwo Yumeka

Polish edition is published by arrangement with HEUN Publishing, Seoul through BC Agency, Seoul

Przekład z języka koreańskiego: Dominika Chybowska-Jang

Redakcja: Klaudia Ciurka

Korekta: Julia Czarnota

Skład i opracowanie graficzne: Klaudia Ciurka

Projekt okładki: Monika Tumińska

ISBN: 9788396729002

Wydawnictwo Yumeka Klaudia Ciurka

ul. Piastów 9/143, 40-866 Katowice

www.yumeka.pl

www.instagram.com/wydawnictwo.yumeka

www.facebook.com/wydawnictwo.yumeka

Od wydawcy

Szanowna Czytelniczko, Szanowny Czytelniku,

oddajemy w Twoje ręce tytuł niezwykle dla nas istotny, dotykający wielu bliskich naszym sercom problemów. Wraz z Tłumaczką dołożyłyśmy starań, by jak najwierniej oddać niuanse koreańskiego oryginału i uczynić polski przekład jak najlepszym.

Przypominamy jednak, że każdy z nas jest inny i wyposażony w unikatowy bagaż doświadczeń, w związku z czym zawarte w Nie mam ochoty żyć, ale za bardzo lubię tteokbokki porady i przemyślenia mogą okazać się nieadekwatne do Twoich potrzeb. Jesteśmy zdania, że nawet najlepsza książka nie zastąpi rozmowy z wykwalifikowanym specjalistą, który podejmie się indywidualnej diagnozy i zaproponuje najskuteczniejsze dla Ciebie techniki radzenia sobie z problemami. Jeśli więc obserwujesz u siebie któreś z objawów opisywanych przez Autorkę, zachęcamy do zasięgnięcia pomocy psychologicznej.

Treści potencjalnie niepokojące: depresja (wspomnienie).

Ujawnienie swej mrocznej strony

jest jednym ze sposobów na wyzwolenie siebie.

Chciałabym, żeby moi bliscy wiedzieli,

że to także część mnie.

Prolog

Żyję bez większych problemów, więc dlaczego odczuwam pustkę?

Jeśli chcesz stać się szczęśliwym, nie możesz się lękać, lecz musisz stawić czoła następującym faktom: jesteśmy wiecznie nieszczęśliwi, a smutek, cierpienie oraz strach mają uzasadnione powody, by istnieć. Nie można całkowicie oddzielić od siebie tych uczuć.

Fragment Une parfaite journée parfaite Martina Page’a 

Powyższy cytat jest jednym z moich ulubionych i w pełni zgadzam się z jego przesłaniem. Nawet w chwilach, gdy dopadało mnie przytłaczające przygnębienie, śmiałam się z żartów przyjaciół, lecz jednocześnie czułam w sercu pustkę, która po chwili docierała również do żołądka, więc szłam zjeść tteokbokki[1]. Mnie samej wydawało się to absurdalne. Popadłam w stan swoistej niepewności, gdyż nie byłam ani szalenie smutna, ani szczęśliwa. Nie miałam pojęcia, że te sprzeczne emocje można odczuwać jednocześnie, przez co cierpiałam jeszcze bardziej.

Dlaczego nie potrafimy mówić szczerze o swoich uczuciach? Czy to dlatego, że jest nam zbyt ciężko i nie mamy dość sił, by dzielić się naszym cierpieniem z innymi? Od zawsze chciałam poznać ludzi podobnych do mnie. Potrzebowałam kogoś, z kim mogłabym współdzielić swój stan. Zamiast więc błądzić w poszukiwaniu takich osób, postanowiłam spróbować sama stać się dla kogoś wsparciem. Zdecydowałam się pokazać, że tu jestem, machając z całych sił w kierunku zbłąkanych wędrowców. Mam nadzieję, że znajdzie się ktoś, kto w moim nawoływaniu rozpozna siebie i znajdzie ukojenie w naszej wspólnej wędrówce.

Niniejsza książka stanowi zapiski z mojej terapii w związku ze zdiagnozowaną u mnie dystymią, znaną również jako przewlekła depresja (która w przeciwieństwie do depresji właściwej, dającej poważne objawy, charakteryzuje się symptomami lżejszymi, lecz utrzymującymi się dłuższy czas). Pełno w niej osobistych, czasem wręcz okropnych szczegółów z mojego życia, jednak jej głównym celem nie jest rozładowanie targających mną negatywnych emocji, a raczej przedstawienie problemu całościowo, co pozwoli na znalezienie przyczyny leżącej u jego podstaw i skierowanie się na ścieżkę prowadzącą do zdrowia.

Jestem ciekawa, jak te wyznania odbiorą inni zawieszeni w poczuciu tej niepewności między stanami, którzy tak samo jak ja z zewnątrz wyglądają zupełnie normalnie, jednak są tym wszystkim trawieni od środka. Świat zdaje się opierać na skrajnościach – coś musi być albo białe, albo czarne. Przypominam sobie reakcje bliskich, którzy nie potrafili zrozumieć mojej depresji. Ale jak, do cholery, musiałaby się przedstawiać sytuacja, żeby zrozumieli? Czy jest to w ogóle coś, co można zrozumieć? W każdym razie chciałabym, aby ta książka pozostawiła czytelnika z myślą: „Więc nie tylko ja tak mam” albo „A więc na świecie są też inni ludzie podobni do mnie”.

Myślę, że zadaniem sztuki jest poruszanie ludzkich serc. Sztuka dała mi wiarę. Wiarę w to, że nawet jeśli dzisiejszy dzień nie był idealny, to jednak nie był też najgorszy, czy też w to, że po całym dniu przygnębienia jedna drobna rzecz może być w stanie wywołać na naszej twarzy uśmiech. Uświadomiłam sobie również, że okazywanie smutku jest równie naturalne co okazywanie radości. Tworzę sztukę na swój własny sposób. Chciałabym, zupełnie bezinteresownie, trafić za jej pomocą do czyjegoś serca.

Sehee Baek

[1] Tteokbokki – koreańskie danie, którego głównym składnikiem są cylindryczne w kształcie kluski z ciasta ryżowego zwane tteokmyeon. Potrawę przyprawia się pikantną pastą z papryczek chili (gochujang) lub łagodnym sosem sojowym ganjang [przypis Redakcji].

Wiara w to, że nawet jeśli dzisiejszy dzień nie był idealny, to jednak nie był też najgorszy, czy też w to, że po całym dniu przygnębienia jedna drobna rzecz może być w stanie wywołać na naszej twarzy uśmiech.

Ponieważ jestem trochę przygnębiona

Halucynacje w postaci omamów słuchowych czy wzrokowych lub samookaleczanie to nie jedyne objawy choroby. Tak jak lekkie przeziębienie męczy nasze ciało, również i lekka depresja wyniszcza nasz umysł.

Od dziecka byłam lękliwą introwertyczką. Nie pamiętam tego wyraźnie, ale z lektury moich pamiętników można wywnioskować, że nie należałam do optymistów i od czasu do czasu popadałam w melancholię. Mój stan zaczął się drastycznie pogarszać, kiedy byłam licealistką – nie uczyłam się, nie mogłam pójść na studia i nie miałam przed sobą żadnej przyszłości – nic więc dziwnego, że ogarniało mnie przygnębienie. Jednak nawet po uporaniu się ze wszystkimi kwestiami, które pragnęłam zmienić (moja waga, studia, związek i przyjaźnie), czułam się dokładnie tak samo. Nie przez cały czas, targała mną istna huśtawka emocji. Jednego dnia zasypiałam przybita, innego zaś w szampańskim nastroju. Stres przyprawiał mnie o mdłości, a w chwilach smutku ryczałam jak dziecko. Myśląc, że od zawsze taka byłam, pozwalałam ciemności wciągać mnie coraz głębiej w jej otchłań.

Odczuwałam niepokój i lęk przed ludźmi, który nasilał się szczególnie w nowych sytuacjach, lecz byłam świetna w udawaniu, że wcale tak nie jest. Wierzyłam więc, że wszystko jest w porządku, czym sama zadawałam sobie jeszcze dotkliwsze rany. Gdy radzenie sobie z tym wszystkim zaczęło mnie przerastać, podjęłam decyzję o udaniu się na terapię. Byłam naprawdę spięta i przerażona, jednak wyzbyłam się wszelkich oczekiwań i weszłam do gabinetu.

Psychiatra: Co panią sprowadza?

Ja: Po prostu, jakby to powiedzieć… Przyszłam, ponieważ jestem trochę przygnębiona. Czy powinnam opowiedzieć o tym dokładniej?

P: Byłbym wdzięczny.

Ja: (Otwieram zapisaną w telefonie notatkę i zaczynam czytać). Mocno porównuję się z innymi, przez co później sama się krytykuję. Myślę też, że mam niską samoocenę.

P: Czy próbowała się pani kiedyś zastanowić, co może być tego przyczyną?

Ja: Wydaje mi się, że moja niska samoocena ma związek z sytuacją rodzinną. Dorastałam, słuchając bez przerwy z ust matki, jacy to jesteśmy biedni, że nie mamy pieniędzy. Nasze mieszkanie było dość małe jak dla pięcioosobowej rodziny (liczyło niespełna sześćdziesiąt metrów kwadratowych), a w sąsiedztwie znajdował się jeszcze jeden blok o dokładnie takiej samej nazwie jak ten, w którym mieszkaliśmy. Lokale w tym drugim były znacznie przestronniejsze. Pewnego dnia, gdy matka jednej z koleżanek zapytała, w którym z nich mieszkam, poczułam się tak niezręcznie, że od tamtej pory wstydziłam się i miałam opory przed dzieleniem się z ludźmi swoim adresem.

P: Czy pamięta pani coś jeszcze?

Ja: Całą masę rzeczy. Pewnie to, co powiem, nie będzie niczym oryginalnym, ale ojciec bił matkę. Można by to nazwać sprzeczkami małżeńskimi, ale to była zwykła przemoc, prawda? Kiedy wspominam swoje dzieciństwo, przed oczami staje mi obraz ojca, który tłucze mamę i nas, demoluje dom, po czym w środku nocy po prostu wychodzi. Pamiętam, jak płakałyśmy do poduszki, a gdy nastawał ranek, zostawiałyśmy za sobą wywrócone do góry nogami mieszkanie i szłyśmy do szkoły.

P: Jak się pani wtedy czuła?

Ja: W pewien sposób zdruzgotana? Smutna? Czułam się tak, jakby w naszej rodzinie nawarstwiały się sekrety, których nie mógł poznać nikt z zewnątrz. Myślałam, że musimy strzec naszych tajemnic. Moja starsza siostra pilnowała, żebym trzymała buzię na kłódkę, a ja robiłam dokładnie to samo względem młodszej. Myślę, że nasza sytuacja rodzinna miała wpływ na spadek mojej samooceny, ale dużą rolę odegrała również starsza z sióstr.

P: Mówi pani o relacji ze starszą siostrą?

Ja: Tak. Jej miłość zawsze była czymś warunkowana. Jeśli nie uczyłam się pilnie, przybierałam na wadze lub nie dawałam z siebie wszystkiego, siostra krytykowała mnie, drwiła i wywoływała we mnie poczucie wstydu. Między nami jest spora różnica wieku, więc nie miałam wyboru i musiałam się jej słuchać. Po części byłam też od niej uzależniona finansowo. Siostra kupowała mi ubrania, buty czy plecaki, co ostatecznie działało tylko na moją niekorzyść. Jeśli zwracałam się przeciwko niej lub nie wykonywałam jej poleceń, musiałam zwracać wszystkie prezenty.

P: Nie miała pani ochoty się z tego wyswobodzić?

Ja: Miałam. Nasza relacja zdawała się być toksyczna. Moja siostra była pełna sprzeczności. Wiele rzeczy funkcjonowało na zasadzie: ja mogę, ale ty nie. Jej było wolno nocować u koleżanek, mi nie. Ona mogła nosić moje ubrania, ale nigdy w drugą stronę. Pełno było takich sytuacji. Cała ta więź była poplątaniem miłości z nienawiścią – mimo że jej nie znosiłam, czułam paniczny lęk przed tym, że mogłaby się na mnie zdenerwować i zupełnie stracić mną zainteresowanie.

P: Czy kiedykolwiek podjęła pani jakieś kroki w celu wyrwania się z tej relacji?

Ja: Cóż… Kiedy dorosłam i zaczęłam pracować dorywczo, postanowiłam w pierwszej kolejności uniezależnić się od niej finansowo. Pracując w tygodniu i w weekendy, zaczęłam stopniowo stawać się niezależna.

P: A jeśli chodzi o aspekt emocjonalny?

Ja: To było znacznie trudniejsze. Jedynymi osobami, z którymi moja siostra lubiła spędzać czas, byliśmy ja i jej chłopak. Tańczyliśmy, jak nam zagrała, i dobrze znaliśmy jej charakter, więc nic dziwnego, że przy nas czuła się dobrze. Pewnego dnia powiedziała mi: „Nie znoszę spędzać czasu z innymi, przy tobie czuje się najswobodniej”. Te słowa mnie przytłoczyły. Po raz pierwszy zebrałam się na odwagę i powiedziałam: „A ja nie czuję się przy tobie swobodnie, jest mi źle”.

P: I jak zareagowała siostra?

Ja: Była naprawdę zakłopotana, przeżyła szok. Później dowiedziałam się, że przez kilka dni po tym wydarzeniu co noc płakała. Do dziś, gdy wspominamy tamtą rozmowę, jej oczy zachodzą łzami.

P: Jak się pani czuła, widząc ją w takim stanie?

Ja: Z jednej strony było mi przykro, ale z drugiej poczułam ulgę. Poczułam, że udało mi się uwolnić. W pewnym stopniu.

P: A więc pani samoocena nie poprawiła się nawet po wyrwaniu spod wpływu starszej siostry?

Ja: Zdarzały się momenty, w których czułam się bardziej pewna siebie, jednak zdaje mi się, że moje ogólne samopoczucie i przygnębienie pozostały bez zmian. Mam wrażenie, że moja potrzeba polegania na kimś przeniosła się z siostry na partnerów.

P: A jak wygląda pani życie uczuciowe? Czy zalicza się pani do osób, które przejmują inicjatywę, kiedy ktoś wpadnie im w oko?

Ja: Nic z tych rzeczy. Sama myśl, że jeśli wyjdę z inicjatywą, druga strona uzna mnie za łatwą, sprawia, że nie potrafię zrobić pierwszego kroku. Nigdy nawet nie myślałam o tym, żeby wyznać komuś swoje uczucia czy zainicjować flirt. Dlatego też moje związki są zawsze pasywne. Gdy ktoś mówi, że mu się podobam, zaczynamy się spotykać i lepiej poznawać, a jeśli faktycznie zaczyna między nami iskrzyć, zostajemy parą. Tak to zazwyczaj wygląda.

P: A jak się sprawy mają, kiedy nie jest pani akurat w związku?

Ja: Praktycznie nie ma takich momentów. Kiedy się z kimś spotykam, zazwyczaj trwa to długo. Mam też w zwyczaju mocno polegać na swoich partnerach. Oni również są względem mnie bardzo opiekuńczy. Jednak nawet jeśli mnie kochają i akceptują taką, jaka jestem, czuję się w jakiś sposób przytłoczona. Tak naprawdę wcale nie chcę być od nich zależna. Chciałabym być samodzielna, niezależna i cieszyć się życiem nawet w pojedynkę, ale myślę, że nie jestem do tego zdolna.

P: A pani relacje z przyjaciółmi?

Ja: W dzieciństwie uważałam przyjaźnie za coś naprawdę ważnego, jak zresztą każdy w tym wieku. W szkole podstawowej i w gimnazjum byłam jednak dręczona, w związku z czym w liceum stałam na uboczu, nie byłam częścią żadnej grupy. Zdaje się, że przez te doświadczenia nabrałam lęku przed zawieraniem przyjaźni. Te obawy w naturalny sposób przeniosły się na moje życie uczuciowe, przestałam też oczekiwać zbyt wiele od znajomych czy przyjaźni samej w sobie.

P: Ach, tak. A czy jest pani usatysfakcjonowana swoim życiem zawodowym?

Ja: Tak. Pracuję w dziale marketingowym pewnego wydawnictwa, obecnie jestem odpowiedzialna za prowadzenie naszych kanałów w mediach społecznościowych. Tworzę materiały, wrzucam je na profile, udostępniam i tak dalej. Bardzo podoba mi się to zajęcie i myślę, że pasuje ono do mnie.

P: Widzi pani efekty swojej pracy?

Ja: Tak, widzę. Przez to też czasami pracuję jeszcze ciężej i odczuwam presję, żeby osiągnąć jak najlepsze wyniki.

P: Rozumiem. Dziękuję pani bardzo za szczegółowe przedstawienie sprawy. Musimy przeprowadzić jeszcze kilka testów, żeby móc postawić dokładną diagnozę, ale zdaje się pani być osobą silnie zależną od innych. Sprzeczne emocje mają w zwyczaju chodzić parami, więc czym bardziej pani na kimś polega, tym mocniej tego nie chce. Przykładowo, kiedy jest pani zależna od swojego partnera, czuje się pani bezpiecznie, lecz jednocześnie przytłacza to panią. Z drugiej jednak strony, jeśli uwolni się pani od niego, odzyska pani wolność, ale w sercu zacznie się nawarstwiać poczucie lęku i pustki. Jak by na to nie patrzeć, w pracy też jest pani zapewne w pewien sposób zależna. Kiedy widać efekty pani działań, dostrzega pani swoją wartość i może odetchnąć z ulgą, jednak ta satysfakcja nie trwa długo – i właśnie w tym leży problem. Czuje pani, jakby zataczała błędne koło. Stara się pani uciec z sideł przygnębienia i nie daje rady, próbuje znowu i ponownie ponosi klęskę. Ten powtarzający się proces doprowadził właśnie do depresji.

Ja: Ach, tak. (Te słowa przynoszą mi ukojenie, czuję, że wszystko zaczyna się wyjaśniać).

P: Musi pani przerwać to błędne koło. Jeśli chce pani wyrwać się z tego ciągu przygnębienia i frustracji, dobrym pomysłem będzie wyznaczenie sobie celów, o jakich nigdy wcześniej pani nie myślała.

Ja: Nie za bardzo wiem, od czego mogłabym zacząć.

P: Od teraz warto będzie rzucać sobie takie wyzwania. Powoli, małymi kroczkami.

Ja: Jest jeszcze coś: publikuję w mediach społecznościowych fałszywy obraz swojego życia. Nie chodzi o to, że udaję szczęśliwą. Chcę wyjść na kogoś wyjątkowego poprzez zdjęcia książek i krajobrazów, czy cytaty, które wrzucam. Jakbym wołała: „Patrzcie, jaką głęboką i fajną osobą jestem”. Poza tym mam swoje standardy, przez pryzmat których oceniam innych. Kim ja niby jestem, żeby osądzać ludzi? To takie dziwne.

P: To, co pani teraz mówi, brzmi, jakby chciała pani zostać robotem. Idealną maszyną spełniającą wszelkie standardy.

Ja: Ma pan rację. Przecież to niemożliwe.

P: Dzisiaj dam pani kwestionariusz (arkusz składający się z pięciuset pytań mających na celu ocenę osobowości, objawów oraz zachowań). Co pani powie na to, żeby wypełnić go w tym tygodniu i zastanowić się przy okazji nad celami, które pomogą pani wyrwać się z depresji?

Ja: Tak właśnie zrobię.

(Tydzień później)

P: Jak się pani miewa?

Ja: Przed Dniem Pamięci Narodowej[2] byłam przygnębiona, później było lepiej. Jest coś, o czym nie wspomniałam ostatnim razem. Powiedział pan, że brzmię, jakbym chciała stać się robotem, prawda? Wierzę, że nie powinno się przeszkadzać innym, jest to jeden z moich wewnętrznych standardów. Staram się tego trzymać, robię to wręcz obsesyjnie, przez co zaczęło mi to przeszkadzać w życiu codziennym. Na przykład, kiedy ktoś głośno gada w autobusie albo rozmawia przez telefon, okropnie się wkurzam. Do tego stopnia, że mam ochotę chwycić go za gardło i udusić. Oczywiście wcale bym tego nie zrobiła.

P: Pewnie ma pani przez to wyrzuty sumienia.

Ja: Mam. Czasem się odzywam i proszę, żeby byli ciszej, ale w większości przypadków nie jestem w stanie tego zrobić. Wówczas wyrzuty sumienia są jeszcze silniejsze. Również w pracy stałam się bardziej wyczulona na dźwięk uderzania w klawiaturę, nie pozwalał mi się on skupić na własnych zadaniach. Zwróciłam nawet uwagę najgłośniejszym osobom. Ulżyło mi po tym.

P: Kto może aż tak zadręczać się faktem, że nie poprosił kogoś głośnego o bycie ciszej? Zapewne osoba, która szuka sposobu, żeby przysporzyć sobie więcej zmartwień. Większość ludzi boi się w takiej sytuacji odezwać. Pani jednak wywiera na samej sobie presję, by ten lęk przełamać, co sprawia, że nawet jeśli raz na dziesięć uda się pani coś powiedzieć, wciąż będzie pani sobie umniejszać.

Ja: Chciałabym być w stanie odezwać się za każdym razem.

P: Czy to panią uszczęśliwi? Nawet jeśli odezwie się pani dziesięć na dziesięć razy, wcale nie pomyśli pani: „Już mi lepiej, wyzdrowiałam”. Ludzie nie zawsze będą reagować tak samo. Nawet jeśli słusznie zwraca pani komuś uwagę, koniec końców wpędza to panią w poczucie winy. Najlepszym rozwiązaniem dla pani mogłoby być unikanie osób, które nie będą chciały słuchać tego, co ma pani do powiedzenia. Nie da się samemu zmienić całego świata. Pani jedna bierze na swoje barki zbyt wiele.

Ja: Czemu to robię?

P: Bo jest pani dobrą osobą? (Nie zgadzam się z tym stwierdzeniem).

Ja: Wbrew sobie wyrzuciłam kiedyś śmieci na ulicy i próbowałam rozmawiać głośno przez telefon w autobusie, ale nie czułam się z tym dobrze. Choć w pewnym sensie poczułam się wyzwolona.

P: Jeśli nie czuła się pani dobrze, to proszę nie zmuszać się do takich zachowań.

Ja: Wiem, że ludzie są bardziej złożeni i mają swoje powody, żeby zachowywać się w ten lub inny sposób, ale chyba ciężko mi to zaakceptować.

P: Ocenianie ludzi powierzchownie jest swego rodzaju mieczem obosiecznym – nie patrzymy bowiem w ten sposób tylko i wyłącznie na innych, lecz zaczynamy również tą samą miarą mierzyć samych siebie. Nie ma niczego złego w okazaniu raz na jakiś czas swojej wściekłości. Dla przykładu, niech pomyśli pani o kimś, kogo pani podziwia, i zada sobie pytania: „Czy nawet tej osoby nie wyprowadziłoby to z równowagi? Nawet ona nie byłaby w stanie tego zdzierżyć, prawda?”. Jeśli odpowiedzi będą twierdzące, może sobie pani pozwolić na gniew. Nieważne, że inni mogą uznać panią za zimną. Zdaje się, że spośród wszystkich doświadczeń i poglądów, z którymi się pani spotyka, wybiera pani tylko te, dzięki którym zbliża się pani do pewnego ideału. Wtedy postanawia pani: „Muszę stać się dokładnie taką osobą!”. A przecież myśli i doświadczenia, na których opiera pani ocenę, są zaczerpnięte od innych, prawda?

Jak sama pani przed chwilą wspomniała, ludzie z natury są złożeni. Pod płaszczem perfekcji może się kryć osoba robiąca naprawdę okropne rzeczy. Czasem znacznie przeceniamy ludzi i pokładamy w nich ogromne nadzieje, by później srogo się zawieść. Jeśli zaczniemy na nich patrzeć z innej perspektywy, pamiętając, że to najzwyklejsi w świecie ludzie, żyjący jak każdy inny, staniemy się bardziej wyrozumiali również wobec samych siebie.

Ja: Uważam samą siebie za osobę słabą i wydaje mi się, że wszyscy wokół to dostrzegają. Nieważne jak ostro bym się nie odezwała, inni zdają się wiedzieć o skrywającej się we mnie słabości. Boję się, że wyjdę w ich oczach na żałosną.

P: Wynika to z pani wewnętrznych lęków. Cokolwiek pani powie, zaczyna się z automatu zastanawiać: „Jak wypadam w oczach tej osoby? Czy mnie nie opuści?”, a to właśnie wzbudza lęk. Rozmowa na ten temat może być pomocna, ale musi sobie pani zdawać sprawę, że nie zawsze potoczy się ona w tym samym kierunku. Czasem spotkamy się z taką, a czasem z zupełnie inną odpowiedzią. Musi sobie pani uświadomić i zaakceptować fakt, że ludzie mogą reagować w naprawdę różnorodny sposób.

Ja: Ach, tak. Ostatnim razem powiedział pan, że powinnam wyrwać się jakoś z tego błędnego koła, spróbować czegoś nowego, więc zrobiłam sobie trwałą. Podoba mi się moja nowa fryzura, znajomi z pracy również zareagowali pozytywnie, co bardzo mnie ucieszyło. Jest jeszcze to, o co pytał pan poprzednio. Przyjaciele twierdzą, że moją zaletą jest to, iż jestem empatyczna i okazuję zrozumienie.

P: A czy faktycznie tak jest?

Ja: Tak, nawet bardzo. Dlatego też czasami ukrywam swoje zrozumienie. Boję się, że wyjdę na zbyt natarczywą.

P: Dobrze by jednak było, gdyby nie trzymała się pani na siłę łatek, które są pani przyklejane przez innych. Problem pojawi się bowiem w chwili, gdy stwierdzi pani, że musi wykazywać się jeszcze większym zrozumieniem i zainteresowaniem. Może to wręcz spowodować, że pani zdolność do współodczuwania się zmniejszy. Lepiej nie wykazywać zainteresowania rzeczami, które pani nie obchodzą.

Patrząc na wyniki ankiety, którą wypełniła pani po ostatniej wizycie, widzę, że ma pani skłonności do przedstawiania swojej sytuacji jako gorszej, niż jest ona w rzeczywistości. Zjawisko to jest znane pod angielską nazwą jako faking bad i jest powszechne wśród osób powracających do pracy po przerwie bądź uczniów z niechęcią uczęszczających do szkoły. Postrzegają oni pewne sytuacje jako gorsze, niż są w rzeczywistości, oceniają je bardziej negatywnie, niż na to zasługują. W opozycji do tego stanu istnieje również faking good, które dotyka zamkniętych w zakładach karnych więźniów. Osoby te próbują wmówić światu, że u nich wszystko w porządku. W pani przypadku bardziej niż sama depresja ujawniają się zachowania obsesyjne i lęki – szczególnie silne są te związane ze stosunkami społecznymi.

Pani poglądy względem kobiet są bierne. Bardzo silne jest u pani przekonanie, że ze względu na swoją płeć musi się pani dopasować do narzuconej przez społeczeństwo roli i nie może zrobić niczego ponad to. Nie wynika to z pani przekonań, a jedynie z obecnego stanu rzeczy. Ogarnia panią ogromny lęk, który utrudnia funkcjonowanie w społeczeństwie. Odbiera pani swoją obecną sytuację jako o wiele gorszą, niż jest ona w rzeczywistości. Poddaje się pani surowej subiektywnej ocenie, co sprawia, że reaguje pani emocjonalnie i odczuwa przygnębienie. Pani przypadek nie jest odosobniony, jednak uważa pani, że to z nią jest coś nie tak.

Ja: Zgadza się. Jednak gdy próbuję myśleć, że jestem normalna, zadręczam się jeszcze bardziej. Na zasadzie: „Za kogo ty się masz?”.

P: Czytała pani o depresji przewlekłej, prawda? Co pani uważa?

Ja: