(Nie)dostępność Boga - ks. Grzegorz Strzelczyk  - ebook

(Nie)dostępność Boga ebook

ks. Grzegorz Strzelczyk

4,9

Opis

Czy Bóg zawsze jest dostępny i na nas czeka? Czy grzech przeszkadza w modlitwie? Co w sytuacji, gdy nie potrafię być szczery ze sobą i Bogiem? Czy można tęsknić za kimś, kogo nigdy się nie widziało? 

Wszyscy skarżymy się na kłopoty z modlitwą. Niby zwykła czynność, dla większości z nas codzienna, a jakże często sprawiająca tyle trudności i problemów, czasem wręcz będąca owocem walki duchowej. Ksiądz Grzegorz Strzelczyk z właściwą sobie przenikliwością i systematycznością pokazuje, jak krok po kroku budować szczerą i dojrzałą relację z Bogiem.

Możemy pozwolić na to, żeby modlitwa stała się strumieniem, który nieustannie przepływa przez całe nasze życie i to, co je wypełnia. Możemy doprowadzić do tego, że świadomość Bożej obecności i Jego dostępności będzie nieustannie błyszczeć gdzieś z boku naszej świadomości i oświetlać każde nasze doświadczenie. Wystarczy wyjść ze stanu zamknięcia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 75

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,9 (14 ocen)
13
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
kataryna0905

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka , bez skomplikowanych wywodów teologicznych, napisana prostym językiem, konkretna, a jednocześnie wyjaśniająca trudne sprawy związane z modlitwą. Gorąco polecam !
00
Bjedronka

Nie oderwiesz się od lektury

Prosto i bardzo konkretnie przybliża zagadnienie modlitwy
00
Sobiepani

Nie oderwiesz się od lektury

Nie przeczytałam bardziej przydatnej książki na temat modlitwy. Dziękuję autorowi za wspaniale wytłumaczoną różnicę między modlitwą indywidualną a wspólnotową. Książka napisana jest bardzo przystępnym językiem.
00

Popularność




Czym jest modlitwa?

Zacznijmy od kilku oczywistych stwierdzeń dotyczących modlitwy. My to wszystko najczęściej już wiemy. A jednak nieraz warto to sobie powtórzyć, ponieważ wiedza niekoniecznie przekłada się na praktykę. Można mieć nadzieję, że za którymś razem to zaskoczy i wpłynie na to, jak się modlimy. A może i na to, że się zaczniemy modlić…

Najbardziej podstawową sprawą jest to, jak rozumiemy modlitwę. Czego po niej oczekujemy? Jak pojmujemy to, że się mamy modlić, ile i jak? Od tego, jak odpowiemy na te pytania, zależy jakość naszego kontaktu z Bogiem. Zaczniemy zatem od krótkiego opisu tego, czym może być dla nas modlitwa i jakiego Boga możemy dzięki niej poznawać, by móc skonfrontować z tymi treściami swoje dotychczasowe, niekoniecznie w pełni uświadamiane przekonania.

Warto sobie uświadomić na samym początku, że Bóg jest dostępny. Wierzymy, że Bóg jest. Przychodzimy do Kościoła. Ale często zatrzymujemy się na fakcie Jego istnienia, a nie idziemy o krok dalej. Czym jest owa dostępność? To może nie będzie najmądrzejszy przykład, ale wydaje mi się dobrze ilu-strować to, co chciałbym przekazać. Wiele lat temu jeździłem do szkoły średniej autobusem numer 114 z Piekar do Bytomia. Na tej linii autobusy kursują do dzisiaj. Zmieniły się jednak warunki, w jakich się podróżuje. Najczęściej wracałem w godzinach szczytu. Trzeba się było nieźle rozpędzić, żeby w ogóle wsiąść do środka, taki był tłok. Nie było potrzeby się czegokolwiek trzymać. Jeździliśmy w ogromnym ścisku, jak sardynki w puszce. Starsi pamiętają, jak to było, młodsi niech się cieszą, że nie mają takich doświadczeń. To jest sytuacja mało komfortowa, mówiąc oględnie. Twarz przy twarzy. Ktoś spocony, ktoś jadł śledzie tego dnia na obiad. Jak człowiek wsiada do takiego autobusu, to się wyłącza. My mamy taką zdolność do ignorowania obecności innych. Zwłaszcza kiedy znajdują się zbyt blisko. Potrafimy jechać takim autobusem tak, jakby nikogo nie było wokół nas. Odpływamy gdzieś myślami, żeby nie widzieć tych twarzy, nie czuć śledzi i tak dalej. Paradoksalnie my potrafimy być tak blisko kogoś, na granicy intymności, a jednocześnie być nieobecnym, nie zauważać osoby obok nas, nie nawiązywać relacji. To jest bardzo użyteczna umiejętność. Zwłaszcza w opisanej sytuacji podróży komunikacją miejską. Z drugiej strony, ona powoduje, że w wielu innych sytuacjach z automatu ignorujemy osoby, z którymi moglibyśmy wejść w relację.

To samo dotyczy Boga. Bóg jest tu. Tu i teraz. Zawsze i wszędzie. Święty Augustyn mówił o Nim, że jest bardziej wewnętrzny we mnie, niż moje wnętrze. Święty Paweł powiedział o Bogu, że: w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy (Dz 17,28). Obecność Boga wokół nas jest gęsta, nieustanna. To właśnie te cechy decydują o tym, że my się potrafimy całkowicie wyłączyć i Boga obok siebie nie zauważać. Mogę w Nim się poruszać, w Nim żyć, a jednocześnie nie zawiązać z Nim żadnej, nawet bardzo powierzchownej relacji. I tu dochodzimy do kluczowego punktu: modlitwa rozpoczyna się w chwili, w której uświadomię sobie, że Bóg jest dostępny. Mogę do Niego zagadać w każdej chwili. Mało tego, wystarczy tylko uświadomić sobie, że On jest i ja z Nim przebywam – to już jest modlitwa. Trzeba jedynie wyjść z opisanego powyżej stanu wycofania.

Niekoniecznie trzeba coś mówić. Wystarczy z Nim posiedzieć. Kto żyje w małżeństwie, ma zapewne doświadczenie takich momentów ciszy, kiedy słowa są zbędne, a nawet mogą przeszkodzić. Doświadczamy bliskości i intymności po prostu dlatego, że jesteśmy ze sobą, przy sobie.

Można też zagadać. Opowiedzieć, co się ostatnio wydarzyło. Nie potrzebujemy ani wyszukanych słów, ani szczególnej okazji. Mnie pobożnie uczono, że należy się modlić rano i wieczorem. Oczywiście, że tak, z tym zastrzeżeniem że Bóg jest obok też w południe i w nocy… Kiedy jesteśmy w pracy. Kiedy odpoczywamy. Kiedy robimy pranie, prasujemy, gotujemy obiad. Bóg jest cały czas dostępny i tylko od nas zależy, kiedy wyjdziemy ze swojego stanu wyłączenia i zaczniemy się modlić. Czyli uświadomimy sobie, że my jesteśmy i On jest. To może być w dowolnym kontekście i w dowolnej chwili. Wystarczy chcieć.

Nie da się modlić niechcący. Tak jak nie da się niechcący przeżywać relacji. Niechcący to można na kogoś wpaść. Z modlitwą też się nieraz tak zdarzy. Bóg nas lekko trąci, zwróci jakoś naszą uwagę na swoją obecność. Ale regularna, codzienna modlitwa opiera się na mojej decyzji by być z Bogiem.

Jaki mam obraz Boga?

Drugim krokiem jest uświadomienie sobie, jakie mamy wyobrażenie Boga. Czy kiedy myślę o Bogu, to On rzeczywiście jest taki, jak o Nim opowiada Jezus w Ewangelii? A może ulegamy podobnemu kuszeniu jak nasi rajscy rodzice na początku Księgi Rodzaju. Przychodzi do nich szatan w postaci węża i pyta: czy rzeczywiście Bóg powiedział: nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu? (Rdz 3, 1). To jest oczywistą bzdurą, bo przecież Boży zakaz, dotyczył jedynie jednego drzewa. Wszystkie pozostałe były dostępne i pełne dojrzałych, pysznych owoców. Kwestionowana jest tu dobroć Boga. To pytanie pokazuje Go jako kogoś, kto nam czegoś żałuje, kto nie syci naszego głodu, nie dba o nas i nasze potrzeby. My jesteśmy nieustannie kuszeni, by w ten sposób o Bogu myśleć – z lekką podejrzliwością i lękiem. To dlatego Adam po tym wydarzeniu chowa się przed Bogiem. Niby chodzi o nagość, ale motorem jest chyba jednak strach przed karą. Adam zaczyna się bać Boga i chowa się. Zamiast spotkania, wyjścia ze stanu wyłączenia, wybiera ukrycie się.

Dlatego tak ważna jest dbałość o to, by obraz Boga, jaki mamy, był prawdziwy. Inaczej trudno nam będzie się modlić. A punktem odniesienia dla nas powinno być to, co o Ojcu mówi nam Syn. To, co nam pokazuje podczas swojego ziemskiego życia. Z tym obrazem możemy konfrontować swoje lęki. Na przykład, że jesteśmy za mało święci, nieprzygotowani, źle uklęknęliśmy, nie umyliśmy jeszcze zębów i tak dalej. Nie będę robił w tym miejscu streszczenia całej Ewangelii i analizy obrazu Boga, jaki się z niego wyłania. Przypomnę tylko, że Bóg Jezusa to jest Bóg miłosierny, przebaczający, przemieniający nas i nasze życie, podnoszący z grzechu. To Bóg, do którego można wrócić z najgorszego grzechu, pomimo największej popełnionej głupoty i zawsze się napotka Jego wyciągnięte, otwarte ramiona, gotowe, by nas powitać i uściskać.

Trudno nam się będzie modlić, jeśli nie będziemy oczekiwać, że spotkamy podczas modlitwy takiego właśnie Boga. To naturalne, że będziemy omijać kogoś, kto nas nie przyjmuje takich, jacy jesteśmy. Kto nas surowo ocenia. Czyha na nas odwieczna pokusa, która insynuuje, że On nieustannie nam patrzy na ręce, czeka na nasze potknięcia, rejestruje je, żeby nas z nich potem rozliczyć. Jeśli ta pokusa nas dopada, zaczynamy kombinować, jak zasłużyć na Jego względy. Wymyślamy więc warunki i formy „dobrej modlitwy”. A że tylko na klęcząco, a że o określonej godzinie, a że najlepiej taką formułką… Ale i wtedy nie możemy być pewni, że udało się nam Boga zadowolić.

Natomiast jeśli odkryjemy Boga ogłoszonego przez Jezusa, to odkryjemy też, że On przyciąga nas do siebie. A my za Nim tęsknimy. Chcemy być z Nim jak najbliżej i jak najczęściej. Ci, którzy zdecydowali się na małżeństwo, zrobili to po części właśnie z tęsknoty. Odkryli, że jak nie ma tego drugiego przy nich, to im ciężko. Chcą nieustannie ze sobą przebywać. Na pewnym etapie nawet nie szukają pretekstu w postaci randki, jakiegoś wyjścia gdzieś. Nie muszą planować. Po prostu nie umieją wysiedzieć na miejscu, póki znowu się nie zobaczą. Podobne doświadczenia przychodzą zresztą z innymi formami miłości: tęsknimy za przyjaciółmi, za dziećmi, za rodzicami, za rodzeństwem itd.

Jeśli przyjmiemy obraz Boga wyłaniający się z Ewangelii za pewnik i zaczniemy szukać z Nim bliskości, budować relację, to prędzej, czy później odkryjemy także w wewnętrznym oglądzie, że On rzeczywiście taki jest i odczujemy tęsknotę za Nim. To moment przejścia od teoretycznej wiedzy o Bogu do doświadczenia, które ma wielką moc przekonywania. Wtedy modlitwa z większą łatwością staje się stałym elementem codziennego życia. Zaczyna się szukanie chwil na kontakt z wytęsknionym Bogiem nawet podczas wypełniania obowiązków. Forma przestanie być tu jakimś ograniczeniem. On staje się współuczestnikiem naszej codzienności.

Teraz pracuję nad książką, żeby móc wam to doświadczenie przybliżyć, ale jak skończę, to będę mógł w końcu spotkać się z Szefem. Bez urazy, ale ja wolę ten moment, kiedy będę mógł się na chwilę urwać, skupić na Nim, nie na was, bo za Nim tęsknię. On mnie wprawdzie do was odgania, ale nie za wami tęsknię.

Modlitwa jest więc odpowiedzią na tęsknotę, która budzi się w nas z czasem, stopniowo. Jeśli poświęcamy czas na przebywanie z Bogiem, to tęsknota się pogłębia i staje się dojmująca. Bóg jest. Nie tylko w kościele. Jak wyjdziecie z kościoła, to On będzie z wami tak samo intensywnie dziesięć metrów dalej i sto metrów dalej. Zajrzycie do lodówki: tam jest takie samo stężenie Jego obecności. Spróbujcie o tym pomyśleć następnym razem, gdy będziecie ją otwierać – przygotowywanie posiłku to też dobry moment, żeby pobyć z Bogiem.

Nie jest prawdą, że my musimy oddzielić modlitwę od naszego codziennego życia. Z jednej strony mamy mieć swoje codzienne obowiązki, sprawy, które nas angażują, naszych bliskich i ich sprawy, a z drugiej strony robić od tego wszystkiego przerwę i modlić się rano i wieczorem, powtarzając dokładnie te same formułki, bo tak należy. My możemy pozwolić na to, żeby modlitwa stała się strumieniem, który nieustannie przepływa przez całe nasze życie i to, co je wypełnia. Możemy doprowadzić do tego, że świadomość Bożej obecności i Jego dostępności będzie nieustannie błyszczeć gdzieś z boku naszej świadomości i oświetlać każde nasze doświadczenie. Wystarczy wyjść ze stanu zamknięcia, przyjąć ufnie ewangeliczny obraz Boga ujawniony przez Jezusa. Wtedy, zwracając świadomość ku Niemu, można zacząć Go poznawać doświadczeniem, aż się rozbudzi tęsknota za Nim.

Modlitwa a słowo Boże

Całkiem niedawno przydarzyła mi się taka sytuacja. Miałem głosić rekolekcje u siebie w parafii św. Maksymiliana Kolbego w Tychach. Wcześniej na Uniwersytecie Śląskim prowadziłem wykład, który planowo miał zakończyć się o godzinie piątej. Ale że ja jestem jak ruski czołg i kiedy się rozpędzę, to ciężko mnie zatrzymać, to wyznaczona godzina minęła, a ja dalej wykładam. Nikt mi uwagi nie zwrócił i przedłużyłem wykład o dobre pół godziny, a jeszcze musiałem dojść do auta, doliczyć czas na korki spowodowane remontami na trasie. Przyłapałem się na takiej myśli: „Boże, nie mogłeś się odezwać?”. Zrobiłem coś, przed czym chciałbym was przestrzec. Przyłapałem się na takim oczekiwaniu, że Bóg będzie do mnie mówił wtedy, kiedy ja tego potrzebuję i powie mi dokładnie to, czego od Niego oczekuję. To by oczywiście było bardzo wygodne.

Co mówi Bóg?

Prawdopodobnie wielu z was miało kiedyś takie doświadczenie. Bardzo chcieliście, żeby Bóg coś wam odpowiedział, a On uparcie milczał. „Godoł dziad do obrazu, a obraz doń ani razu”. Dobrze sobie uświadomić, że jak się chce z Bogiem budować relację, poznawać Go, rozmawiać z Nim, to nie można oczekiwać, że On będzie się odzywał na każde zawołanie. Jak Bóg się odzywa, to to jest poważna sprawa. Jak On się odezwał, to powstał wszechświat. Już w Starym Testamencie panuje takie przekonanie, że człowiek nie może zobaczyć Boga i zostać przy życiu. Gdy Bóg ujawnia się taki, jaki jest, to jest to tak wielkie, intensywne i przenikające doświadczenie, że wyrywa nas z życia na tym świecie.

A zatem w pewnym sensie Bóg nie odzywa się dla naszego dobra. Nie oznacza to natomiast, że Bóg zupełnie milczy. On przemówił poprzez Biblię. Święty Paweł pisze na początku swojego listu do Hebrajczyków: wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna (Hbr 1,1). Był taki moment w historii, kiedy to Bóg stał się człowiekiem i przemówił do nas ludzkimi słowami, które jesteśmy w stanie znieść, zrozumieć i zapamiętać, a gdy nas do tego wzywa – wypełnić je. Właściwie Bóg wtedy przemówił raz na zawsze. To znaczy, że w Jezusie zostało nam powiedziane i objawione już wszystko. Niczego nie brakuje. Udzielił już odpowiedzi na wszystkie nasze pytania. I ta odpowiedź, to nie jest przede wszystkim tekst, ale osoba – sam Jezus.

Trzeba oczywiście uważać na odpowiedzi, które się nam jawią w głowie podczas modlitwy, a które jesteśmy gotowi potraktować jako Boże słowa do nas skierowane. Bardzo łatwo jest pomylić się i potraktować tak nasze własne myśli. Nasz mózg tak działa, że łatwo nam uwierzyć w prawdziwość własnych wyobrażeń. Wtedy człowiek, zamiast słuchać Boga, słucha samego siebie i może się w tym zapętlić i pogubić. Dlatego najbezpieczniej i najpewniej, chcąc słuchać Boga, skupić się na słowie Bożym zapisanym w Piśmie Świętym. To dlatego my do niego ciągle wracamy w Kościele, czytamy je i rozważamy. Bóg nie jest zegarynką, żeby mi przypominał o końcu wykładu. Jeśli ja Go chcę lepiej poznać, posłuchać, co ma mi do powiedzenia, to powinienem sięgnąć po Biblię.

Czy jestem gotowy, żeby Go słuchać?

Słuchanie wymaga wysiłku. Po pierwsze wyjścia poza swoje oczekiwania i przekonania. Nie wystarczy słuchać, trzeba usłyszeć, przejąć się, nieraz podjąć w związku z tym ja-kieś kroki, może coś zmienić. Bóg mówi do mnie o tym, co z Jego perspektywy jest dla mnie ważne. To nie musi być tożsame z tym, co ja za ważne uważam. Nieraz mnie próbuje prowadzić gdzieś, gdzie ja wcale nie mam ochoty się udać. Zachęcam do pracy nad gotowością, by Go słuchać i posłuchać, uczenia się takiej postawy.