Neurotyczna osobowość naszych czasów - Karen Horney - ebook + książka

Neurotyczna osobowość naszych czasów ebook

Horney Karen

4,0

Opis

Jedna z podstawowych lektur na studiach psychologicznych.

Horney przedstawia obraz neurotyka, z jego konfliktami, lękami, cierpieniem I trudnościami, jakie ma on z samym sobą oraz w kontaktach z innymi ludźmi, a także próby ich rozwiązania. Jest to podsumowanie pierwszych doświadczeń zdobytych przez autorkę w pracy klinicznej nad nerwicami, a jednocześnie ilustracja pewnego etapu rozwoju myśli neopsychoanalitycznej. Do dziś jedna z podstawowych lektur na studiach psychologicznych.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 276

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (4 oceny)
2
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wprowadzenie

Karen Hor­ney napi­sała książkę wyja­śnia­jącą pro­blemy ludzi, któ­rzy w latach trzy­dzie­stych XX wieku szu­kali u niej pomocy psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej. Wyda­wa­łoby się więc, że to rzecz histo­ryczna, cie­kawa dla wąskiego kręgu spe­cja­li­stów. Tym­cza­sem liczne jej wyda­nia uka­zują się od ponad pół wieku w wielu kra­jach i nie­zmien­nie przy­cią­gają uwagę poko­leń czy­tel­ni­ków. Ozna­cza to, że treść jej nie traci na aktu­al­no­ści, a waga znacz­nie wykra­cza poza ocze­ki­wa­nia, do jakich skła­nia tytuł. Wię­cej, jest to jedna z nie­wielu ksią­żek psy­cho­lo­gicz­nych, które weszły do kanonu lite­ra­tury XX wieku1.

Książkę tę czyta się łatwo, gdyż napi­sana jest pro­stym, uczci­wym języ­kiem osoby, która wie, co ma do prze­ka­za­nia. Szybko prze­ko­nu­jemy się, że Karen Hor­ney nie tylko umiała słu­chać ludzi, któ­rzy powie­rzali jej swoje pro­blemy, sta­rała się uczyć od nich, ale i potra­fiła przejść ponad kon­kre­tami ich pro­ble­mów, się­ga­jąc do uta­jo­nych poza nimi sen­sów. Sta­rała się też zro­zu­mieć ich zwią­zek z cza­sami, w któ­rych się kształ­to­wały.

Mądro­ści ni­gdy nie za wiele w tym, co doty­czy naj­bar­dziej istot­nych, bole­snych spraw jed­no­stek ludz­kich, i chyba rów­nież dla­tego ta nie­wielka książka wciąż przy­ciąga uwagę nie tylko psy­cho­lo­gów, psy­chia­trów, peda­go­gów i socjo­lo­gów. Jest ona poży­teczna dla każ­dego, kto stara się zro­zu­mieć pro­blemy ludzi i trak­tuje to zro­zu­mie­nie jako ważny waru­nek nada­nia sensu wła­snej egzy­sten­cji.

Jest wiele innych powo­dów, które zade­cy­do­wały o zna­cze­niu Neu­ro­tycz­nej oso­bo­wo­ści naszych cza­sów. Z pew­no­ścią jest to jedna z tych ksią­żek, które w wyniku pogłę­bie­nia poru­sza­nych pro­ble­mów skła­niają do sta­wia­nia pytań zasad­ni­czych. Znaj­du­jemy w niej dane doty­czące warun­ków psy­cho­lo­gicz­nych auten­tycz­no­ści życia czło­wieka, prze­mi­jal­no­ści i sta­ło­ści pro­ble­mów ludzi, a zwłasz­cza tego, na ile powią­zane są one z ich życio­wymi losami. Mamy tu próbę wyja­śnie­nia sprawy tak pod­sta­wo­wej jak to, dla­czego czło­wiek o „oso­bo­wo­ści neu­ro­tycz­nej” nie potrafi nazwać swo­ich pro­ble­mów i upar­cie fał­szuje ich treść, zamy­ka­jąc sobie drogę do ich roz­wią­za­nia. Karen Hor­ney zaj­muje się też przy­czy­nami i skut­kami lęków oraz pato­lo­gi­za­cją dążeń, w wyniku czego, gdy w grę wcho­dzą pro­blemy życiowo ważne, czło­wiek nie tylko działa prze­ciwko sobie, ale i prze­staje być zdolny do korzy­sta­nia ze swo­jego poten­cjału inte­lek­tu­al­nego.

Pro­blemy te rodzą pyta­nia, na które nie tylko trudno odpo­wie­dzieć jed­no­znacz­nie, gdyż nie pod­dają się twar­dej wery­fi­ka­cji, ale i na które być może jed­nej odpo­wie­dzi nie ma. Obser­wu­jemy prze­cież, że u ludzi, w róż­nych okre­sach histo­rycz­nych, for­mują się inne rodzaje trud­no­ści i inne są ich kon­se­kwen­cje. W cza­sach, któ­rych doty­czy ta książka, głów­nym pro­ble­mem był brak satys­fak­cji ze speł­nia­nej roli i lęk przed tym, że nie spro­sta się sta­wia­nym wyma­ga­niom. Nato­miast ludzie nam współ­cze­śni mar­twią się głów­nie o to, czy są auten­tyczni. Cier­pią, że nie reali­zują sie­bie zgod­nie z wła­snymi stan­dar­dami. Wie­dzą już, że nikt poza nimi nie jest za to odpo­wie­dzialny, i popa­dają w depre­sję. Jedni więc boją się kogoś lub cze­goś, a inni czują się zawie­dzeni przez sie­bie. W oby­dwu przy­pad­kach mamy do czy­nie­nia z ner­wicą, ale o jakże innym obra­zie.

Może jed­nak jest tak, że są to różne prze­jawy braku auten­tycz­no­ści, tyle że ludzie nie umieją swo­jego pro­blemu wła­ści­wie roz­po­znać, sku­pia­jąc się tylko na tym, co umieją nazwać? Może cho­dzi raczej o auten­tyzm uczuć, o to, aby na przy­kład kochać kogoś bez powodu, a nie tylko po to, aby osła­bić swój lęk lub zapeł­nić pustkę samot­no­ści. Po pro­stu nie­na­wi­dzić zła, a nie ata­ko­wać ludzi tylko z powodu nie­na­sy­ce­nia głodu miło­ści. Cier­pieć, gdy nie da się żyć ina­czej, a nie po to, aby uzy­skać satys­fak­cję z powodu zatar­cia poczu­cia winy lub by wymóc współ­czu­cie? Speł­nie­nie ocze­ki­wań wobec nas lub speł­nie­nie się byłoby więc tylko oko­licz­no­ścią dodat­kową, zamy­ka­jącą pro­blem?

Może w isto­cie jest jesz­cze ina­czej. Może, jak sądzą beha­wio­ry­ści, nasze zło­żone odczu­cia i poglądy to tylko maski, pod któ­rymi sku­tecz­niej pod­po­rząd­ko­wu­jemy się nie­zbor­nemu zesta­wowi doświad­czeń życio­wych lub po pro­stu odru­chów, które złud­nie trak­tu­jemy jako nasze osią­gnię­cia?

Tych „może” jest wiele. Książka ta nie zawiera goto­wych odpo­wie­dzi. Karen Hor­ney nie ukrywa swo­ich wąt­pli­wo­ści, prze­sła­nek swo­jego rozu­mo­wa­nia, powo­dów, dla któ­rych nie zga­dza się z nie­któ­rymi poglą­dami, i czy­tel­nik może sam oce­nić to, czym się kie­ro­wała, postu­lu­jąc taki a nie inny rodzaj wyja­śnie­nia. Może też, posłu­gu­jąc się ogrom­nym doświad­cze­niem autorki, skon­stru­ować wła­sną prawdę o sobie i tym samym lepiej sie­bie zro­zu­mieć.

Może też lepiej zro­zu­mieć zależ­ność mię­dzy jed­nostką a sytu­acją histo­ryczną. Tytu­łowe „nasze czasy” to lata, gdy ludzie naszej cywi­li­za­cji wciąż nie mogli się otrzą­snąć po pierw­szej woj­nie świa­to­wej i Wiel­kim Kry­zy­sie, po tych oby­dwu dra­ma­tycz­nych wyda­rze­niach. Tam­tej wojny nikt nie chciał, nikt też nie potra­fił prze­wi­dzieć jej skut­ków. Zaczęła się ona i skoń­czyła nie­spo­dzie­wa­nie i bez żad­nego sensu, pozo­sta­wia­jąc miliony sie­rot, wdów i zruj­no­waną Europę. W wyniku kry­zysu gospo­darki świa­to­wej, który wybuchł nagle w spo­sób nie­zro­zu­miały i nie­spo­dzie­wany, miliony ludzi z dnia na dzień utra­ciły doro­bek życia i szanse na jego odtwo­rze­nie. Za wczo­raj sprze­dany dom można było kupić naj­wy­żej parę sznu­ro­wa­deł. Pro­te­sty i strajki nie dawały nic, gdyż fabryki upa­dały, a ich wła­ści­ciele, tak jak i ban­kie­rzy, strze­lali sobie w łeb. Nikt nie wie­dział, co należy czy­nić, aż kry­zys sam prze­mi­nął, pozo­sta­wia­jąc – tak jak i wielka nie­do­koń­czona wojna – poczu­cie bez­rad­no­ści, bez­na­dziej­no­ści i nie­prze­wi­dy­wal­no­ści losów. Od tej pory ludzie zaczęli się bać, że ich świat, nie­kie­ro­wany przez nikogo, zacznie znowu sam z sie­bie roz­pa­dać się i osta­tecz­nie przy­gnie­cie ich bez­rad­nych i pozba­wio­nych pomocy. W tej sytu­acji wła­sne pra­gnie­nia i poglądy jed­no­stek zde­za­wu­owały się. Stra­ciły sens.

Warto zauwa­żyć, że w podob­nej sytu­acji, od lat sześć­dzie­sią­tych, współ­cze­śni nam szu­kają rady wewnątrz sie­bie2, gdyż już nie wie­rzą nikomu, w niczyją cha­ry­zmę ani mądrość. Nato­miast w tam­tych cza­sach – ratunku, wspar­cia, nadziei szu­kano jesz­cze na zewnątrz i w ten spo­sób dano szanse pew­nym sie­bie, twar­dym kłam­com, zapew­nia­ją­cym moc i pew­ność sie­bie w zamian za bez­względne posłu­szeń­stwo. W ten spo­sób z dnia na dzień wyro­sły tota­li­tarne pań­stwa, nie­ukry­wa­jące, że prze­moc i śmierć jed­nych jest spo­so­bem na lep­szy świat dla innych. W wielu kra­jach rosła liczba sym­pa­ty­ków pałki, gazu i nie­na­wi­ści.

Wła­śnie wów­czas miej­scem ucieczki od sza­leństw tota­li­ta­ry­zmu stały się Stany Zjed­no­czone Ame­ryki, któ­rych ustrój oparł się skraj­no­ściom. Emi­gro­wali tam wielcy inte­lek­tu­ali­ści, uczeni, zwłasz­cza z Nie­miec. Do ich grona nale­żała Karen Hor­ney, a warto zauwa­żyć, że towa­rzy­szyli jej tacy ludzie, jak Erich Fromm i Alfred Adler, któ­rych książki rów­nież są nie­ustan­nie wzna­wiane, gdyż poma­gają w rozu­mie­niu naszego świata.

Karen Hor­ney koń­czyła pięć­dzie­siąt dwa lata, gdy napi­sała tę swoją pierw­szą książkę, która z miej­sca stała się best­sel­le­rem i po któ­rej przez pięt­na­ście lat wyda­wała kolejne, rów­nie ważne i rów­nie popu­larne. Już przed emi­gra­cją do USA uzy­skała wysoką pozy­cję jako psy­cho­te­ra­peutka, peda­gog, a także femi­nistka3. W USA, poza pro­wa­dze­niem prak­tyki psy­cho­te­ra­peu­tycz­nej, orga­ni­zo­wała sto­wa­rzy­sze­nia naukowe i insty­tu­cje badaw­cze, w tym słynną New School for Social Rese­arch. Uro­dzona w Ham­burgu, córka nor­we­skiego kapi­tana żeglugi i Niemki, była jedną z pierw­szych kobiet stu­diu­ją­cych w Niem­czech medy­cynę, a swój staż psy­cho­ana­li­tyczny zdo­była w Ber­li­nie, pod kie­run­kiem Karla Abra­hama, jed­nego z naj­wy­bit­niej­szych uczniów Zyg­munta Freuda. Od początku wierna psy­cho­ana­li­zie, zacho­wała oso­bi­sty punkt widze­nia na jej twier­dze­nia szcze­gó­łowe. Wyka­zy­wała przy tym tyle ory­gi­nal­no­ści i odwagi inte­lek­tu­al­nej, że musiała nawet tłu­ma­czyć się z tego, czy jesz­cze jest psy­cho­ana­li­tyczką. Przy tej oka­zji pre­cy­zyj­nie zde­fi­nio­wała ważne po dzień dzi­siej­szy kry­te­ria okre­śla­jące przy­na­leż­ność do tej szkoły myśle­nia o oso­bo­wo­ści czło­wieka.

Każdy, kto posiada jakąś wie­dzę o peł­nym orto­dok­sji śro­do­wi­sku psy­cho­ana­li­ty­ków i o ich sto­sunku do kobiet, doceni fakt, że już sześć lat po usa­mo­dziel­nie­niu się zawo­do­wym Karen Hor­ney opu­bli­ko­wała kilka twardo sfor­mu­ło­wa­nych tez doty­czą­cych kobie­co­ści, zwłasz­cza w eseju Stłu­miona kobie­cość, ze zło­śli­wym pod­ty­tu­łem Wkład psy­cho­ana­lizy do pro­blemu ozię­bło­ści4.

Tym, co powo­duje, że jej poglądy mogą być wciąż aktu­alne, jest wła­śnie brak jakiej­kol­wiek orto­dok­sji. Karen Hor­ney, tak jak i Zyg­munt Freud, pozo­sta­wała wierna przede wszyst­kim empi­rii kli­nicz­nej. Nie­ustan­nie uczyła się od swo­ich pacjen­tów i mody­fi­ko­wała kon­cep­cje pod wpły­wem nowych doświad­czeń. Czy­ta­jąc tę jej pierw­szą książkę i porów­nu­jąc z ostat­nią, jaką jest Ner­wica a roz­wój czło­wieka5, zauwa­żymy, że pisze w niej o innym już świe­cie lat pięć­dzie­sią­tych, o innych pro­ble­mach ludzi, ale niczego nie musi odwo­ły­wać. Być może jest tak dla­tego, że kon­cep­cje jed­nostki ludz­kiej są spo­so­bami radze­nia sobie z nowymi pro­ble­mami czło­wieka. Po poja­wie­niu się pro­blemy te pozo­stają już na zawsze i tym samym kon­cep­cje czło­wieka ni­gdy się nie dez­ak­tu­ali­zują. Jest ich po pro­stu coraz wię­cej. Dla­tego w miarę trwa­nia naszej cywi­li­za­cji ludzie stają się coraz bar­dziej zróż­ni­co­wani i zro­zu­mie­nie ich wymaga nie tyle innej, ile coraz bar­dziej zróż­ni­co­wa­nej apa­ra­tury poję­cio­wej6. Dla­tego psy­cho­lo­gia oso­bo­wo­ści staje się coraz bar­dziej skom­pli­ko­wana, ale nie dez­ak­tu­ali­zuje się, gdy jest kon­stru­owana rze­tel­nie.

Łatwo prze­ko­nać się też, że jed­nym z powo­dów nie­prze­mi­ja­ją­cej aktu­al­no­ści tej książki jest to, iż Karen Hor­ney nie ogra­ni­cza się do ana­lizy ner­wic samych w sobie. Zaj­muje się ona oso­bo­wo­ścią cier­pią­cych na ner­wice. Możemy dostrzec, że wpraw­dzie z latami zmie­nia się treść pro­ble­mów, z któ­rymi ludzie muszą sobie radzić, zmie­niają się warunki ich życia i sto­su­nek do sie­bie, są jed­nak wciąż tacy sami ze swo­imi lękami, bez­rad­no­ścią, eks­pan­sją i leni­stwem, pra­gnie­niem miło­ści i wro­go­ścią. Dla­tego Karen Hor­ney korzy­sta zarówno z wła­snych przy­pad­ków, jak i z wiel­kiej lite­ra­tury, dając na przy­kład zna­ko­mitą inter­pre­ta­cję snu Raskol­ni­kowa o kato­wa­nej szka­pie.

Tytu­łowa „neu­ro­tyczna oso­bo­wość” jest wyra­zem poglądu Karen Hor­ney, że ner­wice są nie tylko nie­uda­nym spo­so­bem radze­nia sobie przez czło­wieka z jego pro­ble­mami, ale i kon­se­kwen­cją wadli­wego ukształ­to­wa­nia się oso­bo­wo­ści naby­wa­ją­cej coraz wię­cej pato­lo­gicz­nych cech. Ner­wica two­rzy pętlę zawę­ża­jącą oso­bo­wość, a każdy jej nowy symp­tom jest wzmoc­nie­niem pod­sta­wo­wego lęku ufor­mo­wa­nego jesz­cze w dzie­ciń­stwie przez wadliwe sytu­acje wycho­waw­cze. Wal­cząc z tym lękiem, jed­nostka nie tylko nie prze­zwy­cięża go, ale i for­muje neu­ro­tyczne potrzeby, w któ­rych wyniku ujmuje rze­czy­wi­stość sztam­powo, będąc albo prze­ciwko wszyst­kim ludziom, albo prze­ciwko sobie, albo pod­da­jąc się każ­demu. Traci szanse na roz­sądne roz­wią­za­nia zgodne z wyma­ga­niami sytu­acji.

Ozna­cza to, że ner­wica jest lękową formą funk­cjo­no­wa­nia oso­bo­wo­ści, wywo­łu­jącą powsta­wa­nie szcze­gól­nego rodzaju pro­ble­mów, któ­rych roz­wią­zy­wa­nie pro­wa­dzi tylko do ich pogłę­bie­nia i roz­sze­rze­nia. I nie cho­dzi tu po pro­stu o lęk. Każdy czło­wiek ma lęki i nie każdy wie, dla­czego się boi, ale i nie każdy tym lękom ulega. W każ­dym razie nie każdy, wal­cząc z nimi, for­muje pato­lo­giczny mecha­nizm samo­de­struk­cji psy­chicz­nej. Pro­blem ten odnaj­du­jemy pod róż­nymi nazwami w każ­dej epoce i otwarte pozo­staje tylko pyta­nie o jego koniecz­ność, o to, czy zawsze ludzie będą kształ­to­wali taki świat, w któ­rym tak wielu z nich musi cier­pieć bez real­nego powodu. Zyg­munt Freud, od któ­rego wywo­dzi się cała wie­dza o oso­bo­wo­ści neu­ro­tycz­nej, był w tej spra­wie pesy­mi­stą. Uwa­żał, że pato­gen­nej rela­cji ludzi z ich świa­tem nie da się napra­wić. Można tylko nauczyć się w nim żyć. Karen Hor­ney nato­miast okre­śliła swoje sta­no­wi­sko mia­nem trud­nego opty­mi­zmu. Uwa­żała, że możemy popra­wić rela­cje czło­wieka z sobą i ze świa­tem. Wymaga to odwagi pozna­nia sie­bie i odwagi posłu­gi­wa­nia się tą wie­dzą. Tym, co dodaje nam sił i zapew­nia wła­ściwy kie­ru­nek dążeń, jest miłość, zaan­ga­żo­wa­nie w dobro wszyst­kich ludzi. W jed­nej ze swo­ich póź­niej­szych prac zacy­to­wała frag­ment Pierw­szego Listu św. Pawła do Koryn­tian: „Choć­bym mówił języ­kami ludz­kimi i aniel­skimi, a miło­ści bym nie miał, był­bym jak miedź dźwię­cząca lub cym­bał grzmiący…”.

Auten­tyzm miło­ści, nasta­wie­nie ku ludziom – to są jej zda­niem środki do prze­zwy­cię­że­nia zła. Ale tylko środki. Opty­mizm Karen Hor­ney bazo­wał na prze­ko­na­niu, które w owym cza­sie zaczy­nało dopiero prze­bi­jać się do świa­do­mo­ści bada­czy kon­dy­cji ludz­kiej. Rodziła się myśl, że moż­li­wo­ści czło­wieka mają wpraw­dzie wyraźne gra­nice, ale są one nie­prze­kra­czalne tylko wów­czas, gdy poprze­staje on na naby­wa­niu doświad­czeń i repro­duk­cji tego, czego go nauczono. Gdy nato­miast osoba potrafi uru­cho­mić swoje poten­cjały twór­cze i zacznie two­rzyć sie­bie i pozna­wać istotę swo­jego świata, staje się zdolna do prze­kro­cze­nia tych gra­nic. Prze­ra­sta sie­bie. Tak zaczęła zary­so­wy­wać się kon­cep­cja jed­nostki roz­wo­jo­wej, inten­cjo­nal­nej i moty­wo­wa­nej empa­tią. Jej źró­dłem była i pozo­staje wie­dza o powsta­wa­niu ner­wic i o ich prze­zwy­cię­ża­niu.

Kazi­mierz Obu­chow­ski7

Poznań, 15 sierp­nia 1999

Porów­naj kanon lite­racki XX wieku usta­lony w dro­dze gło­so­wa­nia czy­tel­ni­ków „Rzecz­po­spo­li­tej” (1999, nr 58). Z psy­cho­lo­gów oso­bo­wo­ści w jego skład weszli poza Karen Hor­ney tylko Zyg­munt Freud, Erich Fromm i Carl Gustav Jung. Karen Hor­ney zna­la­zła się w tym kano­nie z dwiema pozy­cjami: Neu­ro­tyczna oso­bo­wość naszych cza­sów i Ner­wica a roz­wój czło­wieka. [wróć]

Por. Kazi­mierz Obu­chow­ski, Rewo­lu­cja pod­mio­tów i nowy indy­wi­du­alizm, w: Józef Kozie­lecki (red.), Huma­ni­styka prze­łomu wie­ków, Wydaw­nic­two Aka­de­mic­kie „Żak”, War­szawa 1999. [wróć]

Świad­czy o tym zbiór prac wyda­nych w cało­ści po jej śmierci pod zbio­ro­wym tytu­łem Psy­cho­lo­gia kobiety (przeł. J. Majew­ski, DW REBIS, Poznań 1997). W skład tego tomu wcho­dzi też gło­śna Ucieczka od kobie­co­ści, wydana w 1926 roku w trzech pismach psy­cho­ana­li­tycz­nych. [wróć]

Por. przy­pis 3. [wróć]

Karen Hor­ney, Ner­wica a roz­wój czło­wieka, przeł. Z. Doro­szowa, PIW, War­szawa 1978 oraz DW REBIS, Poznań 1993. [wróć]

Por. Kazi­mierz Obu­chow­ski, Od przed­miotu do pod­miotu, w: Indy­wi­du­alizm a kolek­ty­wizm, Wydaw­nic­two IFiS PAN, War­szawa 1999, s. 167–168. [wróć]

Por. Kazi­mierz Obu­chow­ski, Adap­ta­cja twór­cza, KiW, War­szawa 1985, a także Józef Kozie­lecki, Kon­cep­cja trans­gre­syjna czło­wieka, PWN, War­szawa 1987. [wróć]

Wstęp

Cel, jaki sobie posta­wi­łam, pisząc tę książkę, to przed­sta­wie­nie dokład­nego obrazu żyją­cego wśród nas neu­ro­tyka, łącz­nie z jego aktu­al­nymi kon­flik­tami, lękami, cier­pie­niem i licz­nymi trud­no­ściami, jakich doznaje w kon­tak­tach z innymi, a także jakie ma z samym sobą. Nie zaj­muję się tutaj żad­nym okre­ślo­nym typem czy typami ner­wic, a kon­cen­truję się jedy­nie na struk­tu­rze oso­bo­wo­ści prze­ja­wia­ją­cej się w takiej czy innej postaci u nie­mal wszyst­kich neu­ro­ty­ków naszych cza­sów.

Szcze­gólną uwagę zwró­ci­łam na kon­flikty i wysiłki neu­ro­tyka zmie­rza­jące w kie­runku ich roz­wią­za­nia, na jego lęki i na wytwo­rzone prze­ciwko nim sys­temy obrony. Ten nacisk na aktu­alną sytu­ację nie ozna­cza, jako­bym odrzu­cała pogląd, zgod­nie z któ­rym ner­wice roz­wi­jają się zasad­ni­czo na pod­łożu doświad­czeń wcze­sno­dzie­cię­cych. Od wielu auto­rów psy­cho­ana­li­tycz­nych róż­nię się tym, że nie ule­gam jed­no­stron­nej fascy­na­cji dzie­ciń­stwem i nie trak­tuję wszel­kich póź­niej­szych reak­cji jako powtó­rzeń zda­rzeń z wcze­snego dzie­ciń­stwa. Chcę poka­zać, że zwią­zek mię­dzy doświad­cze­niami z dzie­ciń­stwa a póź­niej­szymi kon­flik­tami jest o wiele bar­dziej zawiły, ani­żeli przyj­mują psy­cho­ana­li­tycy utrzy­mu­jący, że ist­nieje mię­dzy nimi pro­sty zwią­zek przy­czy­nowo-skut­kowy. Cho­ciaż doświad­cze­nia wcze­sno­dzie­cięce two­rzą warunki sprzy­ja­jące kształ­to­wa­niu się ner­wicy, nie są one jedyną przy­czyną póź­niej­szych trud­no­ści.

Kiedy sku­piamy uwagę na aktu­al­nych trud­no­ściach ner­wi­co­wych, stwier­dzamy, że przy­czyną ner­wic są nie tylko warunki kul­tu­rowe, w jakich żyjemy. Wła­ściwe warunki kul­tu­rowe nie tylko zabar­wiają doświad­cze­nia jed­nost­kowe i dodają im wagi, ale także okre­ślają szcze­gó­łowo ich postać. Posia­da­nie domi­nu­ją­cej lub poświę­ca­ją­cej się matki jest na przy­kład sprawą indy­wi­du­al­nego losu, nato­miast dopiero wsku­tek zaist­nie­nia kon­kret­nych warun­ków kul­tu­ro­wych posia­da­nie domi­nu­ją­cej czy też poświę­ca­ją­cej się matki i rodzaj doświad­czeń z tym zwią­za­nych może zawa­żyć na póź­niej­szym życiu.

Gdy uświa­do­mimy sobie, jak wielką rolę odgry­wają w ner­wi­cach warunki kul­tu­rowe, okaże się, że czyn­niki bio­lo­giczne i fizjo­lo­giczne uwa­żane przez Freuda za pod­sta­wowe nie odgry­wają tak dużej roli. Wpływ tych ostat­nich uznać można jedy­nie w wypadku posia­da­nia dobrze uza­sad­nio­nych dowo­dów.

Przy­jęty przeze mnie kie­ru­nek myśle­nia pro­wa­dzi do kilku nowych inter­pre­ta­cji nie­któ­rych pod­sta­wo­wych pro­ble­mów w dzie­dzi­nie ner­wic. Inter­pre­ta­cje te doty­czą tak róż­nych spraw, jak pro­blem maso­chi­zmu, skutki neu­ro­tycz­nej potrzeby miło­ści, zna­cze­nie neu­ro­tycz­nego poczu­cia winy; a łączy je nacisk poło­żony na decy­du­jącą rolę lęku w powsta­wa­niu neu­ro­tycz­nych cech oso­bo­wo­ści.

Wiele moich inter­pre­ta­cji różni się od tych, jakie poda­wał Freud, wobec czego nie­któ­rzy czy­tel­nicy mogą zapy­tać, czy jest to jesz­cze psy­cho­ana­liza. Odpo­wiedź będzie zale­żała od tego, co się uważa za istotę psy­cho­ana­lizy. Jeśli ktoś trak­tuje psy­cho­ana­lizę wyłącz­nie jako sumę teo­rii wysu­nię­tych przez Freuda, to przed­sta­wione tutaj roz­wa­ża­nia nie są psy­cho­ana­lizą. Jeśli nato­miast ktoś uważa, że zasad­ni­czym skład­ni­kiem psy­cho­ana­lizy są pewne pod­sta­wowe kie­runki myśle­nia doty­czące roli pro­ce­sów nie­świa­do­mych i spo­so­bów ich wyra­ża­nia oraz spe­cy­ficzna forma tera­pii dopro­wa­dza­ją­cej do uświa­do­mie­nia sobie tych pro­ce­sów, to przed­sta­wiony tu mate­riał jest psy­cho­ana­lizą. Uwa­żam, że ści­słe prze­strze­ga­nie wszyst­kich inter­pre­ta­cji teo­re­tycz­nych Freuda kryje w sobie nie­bez­pie­czeń­stwo poja­wie­nia się ten­den­cji do odnaj­dy­wa­nia w ner­wicy tego, czego każą ocze­ki­wać teo­rie Freuda. Jest to nie­bez­pie­czeń­stwo sta­gna­cji. Wydaje się, że sza­cu­nek dla ogrom­nych osią­gnięć Freuda powi­nien prze­ja­wiać się w budo­wa­niu na fun­da­men­tach przez niego stwo­rzo­nych i że w ten spo­sób możemy roz­wi­nąć poten­cjalne moż­li­wo­ści, jakie zawiera psy­cho­ana­liza zarówno jako teo­ria, jak i metoda tera­pii.

Uwagi te są rów­nież odpo­wie­dzią na inne jesz­cze pyta­nie: czy moja inter­pre­ta­cja nie jest zbli­żona do inter­pre­ta­cji Adle­row­skiej. Można tu dostrzec pewną zbież­ność z nie­któ­rymi stwier­dze­niami Adlera, ale w spra­wach zasad­ni­czych moje uję­cie opiera się na pod­sta­wach teo­rii Freu­dow­skiej. Wła­śnie inter­pre­ta­cja Adlera jest dobrym przy­kła­dem tego, że począt­kowo odkryw­czy wgląd w pro­cesy psy­chiczne może z cza­sem stać się bez­płodny, jeśli prze­biega jed­no­stron­nie i nie opiera się na pod­sta­wo­wych odkry­ciach Freuda.

Głów­nym celem tej książki nie jest okre­śle­nie punk­tów stycz­nych i roz­bież­nych mię­dzy moimi poglą­dami a poglą­dami auto­rów psy­cho­ana­li­tycz­nych, wobec czego ogra­ni­czy­łam w zasa­dzie oma­wia­nie punk­tów spor­nych do tych zagad­nień, które doty­czą moich poglą­dów w wyraźny spo­sób odbie­ga­ją­cych od Freu­dow­skich.

Pro­blemy przed­sta­wione w tej książce są oparte na doświad­cze­niach zdo­by­tych przeze mnie w toku dłu­go­let­nich badań psy­cho­ana­li­tycz­nych nad ner­wi­cami. Pre­zen­ta­cja peł­nego mate­riału, na któ­rym opie­ram swoje inter­pre­ta­cje, wyma­ga­łaby przy­to­cze­nia wielu szcze­gó­ło­wych przy­pad­ków kli­nicz­nych. Byłoby to nader nie­wy­godne w książce, któ­rej celem jest ogólne przed­sta­wie­nie pro­ble­mów wystę­pu­ją­cych w ner­wi­cach. Jed­nakże i bez tego mate­riału spe­cja­li­sta, a nawet i laik, może spraw­dzić traf­ność moich twier­dzeń. Jeżeli jest uważ­nym obser­wa­to­rem, może porów­nać moje przy­pusz­cze­nia z wła­snymi obser­wa­cjami i doświad­cze­niem i na tej pod­sta­wie odrzu­cić lub przy­jąć, zmo­dy­fi­ko­wać lub uwy­dat­nić twier­dze­nia, jakie tu przed­sta­wi­łam.

Książka napi­sana jest pro­stym języ­kiem i dla zacho­wa­nia jasno­ści wywodu zre­zy­gno­wa­łam z oma­wia­nia zbyt wielu wąt­ków. Sta­ra­łam się uni­kać sto­so­wa­nia ter­mi­nów tech­nicz­nych, gdyż zawsze ist­nieje nie­bez­pie­czeń­stwo, że takie ter­miny zakłócą jasność myśle­nia. Wielu czy­tel­ni­kom, szcze­gól­nie laikom, może się wyda­wać, że pro­blemy oso­bo­wo­ści neu­ro­tycz­nej są łatwe do zro­zu­mie­nia; jed­nak taki wnio­sek byłby błędny i wręcz nie­bez­pieczny. Wszel­kie pro­blemy psy­chiczne są z natury swej wysoce zawiłe i sub­telne. Jeżeli ktoś nie chce przy­jąć tego do wia­do­mo­ści, nie radzę mu czy­tać tej książki, aby nie zna­lazł się w labi­ryn­cie i nie roz­cza­ro­wał się, nie odnaj­du­jąc w swo­ich poszu­ki­wa­niach goto­wych roz­wią­zań.

Książka ta jest adre­so­wana zarówno do zain­te­re­so­wa­nych tym pro­ble­mem laików, jak i do tych, któ­rzy z racji swego zawodu mają do czy­nie­nia z neu­ro­ty­kami i któ­rym znane są zwią­zane z nimi pro­blemy. Prze­zna­czona jest nie tylko dla psy­chia­trów, ale także dla pra­cow­ni­ków socjal­nych i nauczy­cieli oraz dla tych grup antro­po­lo­gów i socjo­lo­gów, któ­rzy uświa­da­miają sobie rolę czyn­ni­ków psy­cho­lo­gicz­nych w bada­niu róż­nych kul­tur. Mam nadzieję, że książka ta będzie inte­re­su­jąca rów­nież dla samego neu­ro­tyka. Jeżeli już z zasady nie odrzuca wszel­kiego psy­cho­lo­gi­zo­wa­nia jako inge­ren­cji w jego oso­bi­ste sprawy, to w wyniku wła­snych cier­pień czę­sto rozu­mie zawi­ło­ści psy­chiki bar­dziej prze­ni­kli­wie i sub­tel­nie niż jego odpor­niejsi bra­cia. Nie­stety, sama lek­tura na temat wła­snej sytu­acji nie wyle­czy go; w tym, co prze­czyta, może o wiele łatwiej roz­po­zna­wać innych niż sie­bie samego.

Korzy­stam tu z oka­zji, aby wyra­zić swoją wdzięcz­ność pani Eli­za­beth Todd, która reda­go­wała tę książkę. Auto­rów, wobec któ­rych czuję się zobo­wią­zana, wymie­niam w tek­ście. Naj­wię­cej zawdzię­czam Freu­dowi, który stwo­rzył pod­stawę teo­re­tyczną i wypo­sa­żył nas w narzę­dzia pracy, oraz moim pacjen­tom, ponie­waż to zro­zu­mie­nie, jakie osią­gnę­łam, wyro­sło z naszej wspól­nej pracy.

ROZDZIAŁ

1

IMPLIKACJE KULTUROWE I PSYCHOLOGICZNE W NERWICACH

Dzi­siaj zupeł­nie swo­bod­nie uży­wamy ter­minu „neu­ro­tyczny”, nie zawsze jed­nak zda­jemy sobie dokład­nie sprawę z jego zna­cze­nia. Jest ono czę­sto nieco zin­te­lek­tu­ali­zo­wa­nym spo­so­bem wyra­ża­nia dez­apro­baty – ktoś, kto daw­niej zado­wo­liłby się takimi wyra­że­niami, jak leniwy, wraż­liwy, zbyt­nio wyma­ga­jący czy podejrz­liwy, dzi­siaj powie raczej „neu­ro­tyczny”. Coś jed­nak mamy na myśli, uży­wa­jąc tego ter­minu i, choć nie­świa­do­mie, wybie­ramy go, opie­ra­jąc się na okre­ślo­nych kry­te­riach.

Po pierw­sze, osoby neu­ro­tyczne róż­nią się od prze­cięt­nych jed­no­stek swo­imi reak­cjami. Na przy­kład skłonni byli­by­śmy nazwać neu­ro­tyczką dziew­czynę, która woli pozo­stać sze­re­go­wym pra­cow­ni­kiem, odma­wia przy­ję­cia pod­wyżki, aby nie utoż­sa­miać się ze zwierzch­ni­kami; nazwiemy też neu­ro­ty­kiem arty­stę, który zara­bia trzy­dzie­ści dola­rów tygo­dniowo, cho­ciaż mógłby zara­biać wię­cej, gdyby wię­cej czasu poświę­cał pracy, a który jed­nak woli czer­pać z życia tylko tyle, na ile pozwala mu ta suma, więk­szość czasu spę­dza­jąc na przy­kład w towa­rzy­stwie kobiet lub na maj­ster­ko­wa­niu. Nazwa­li­by­śmy ich tak, dla­tego że więk­szość z nas apro­buje nie­mal wyłącz­nie model zacho­wa­nia, zgod­nie z któ­rym czło­wiek powi­nien robić postępy, wyprze­dzać innych i zara­biać wię­cej pie­nię­dzy niż tylko mini­mum zale­d­wie wystar­cza­jące dla skrom­nej egzy­sten­cji.

Jak wynika z tych przy­kła­dów, jed­nym ze sto­so­wa­nych przez nas kry­te­riów przy nazy­wa­niu kogoś neu­ro­tycz­nym jest zbież­ność jego stylu życia z któ­rymś z uzna­wa­nych obec­nie wzor­ców zacho­wa­nia. Gdyby wyżej opi­sana dziew­czyna, nie­ma­jąca potrzeb rywa­li­za­cyj­nych – a przy­naj­mniej jaw­nych potrzeb rywa­li­za­cyj­nych – żyła w kul­tu­rze Indian Pueblo, uwa­żana byłaby za zupeł­nie nor­malną; gdyby zaś ów arty­sta żył na wsi w połu­dnio­wych Wło­szech lub w Mek­syku, on także uzna­wany byłby za nor­mal­nego, ponie­waż w tych śro­do­wi­skach rzadko spo­ty­kane jest, żeby ktoś chciał zaro­bić wię­cej pie­nię­dzy lub podej­mo­wać więk­szy wysi­łek ani­żeli taki, jaki jest nie­zbędny do zaspo­ko­je­nia pod­sta­wo­wych potrzeb. W sta­ro­żyt­nej Gre­cji praca wykra­cza­jąca poza ramy konieczne dla zaspo­ka­ja­nia tych pod­sta­wo­wych potrzeb uwa­żana była za coś wręcz nie­przy­zwo­itego.

Tak więc ter­minu „neu­ro­tyczny”, mają­cego począt­kowo cha­rak­ter ter­minu medycz­nego, nie da się obec­nie sto­so­wać bez jego impli­ka­cji kul­tu­ro­wych. Można posta­wić dia­gnozę zła­ma­nia nogi, nie zna­jąc przy­na­leż­no­ści kul­tu­ro­wej pacjenta, nato­miast nazy­wa­nie chłopca indiań­skiego1 psy­cho­tycz­nym, dla­tego że powie­dział nam, iż ma wizje, w które wie­rzy, byłoby wielce ryzy­kowne. W okre­ślo­nej kul­tu­rze Indian prze­ży­wa­nie wizji i halu­cy­na­cji uwa­żane jest za szcze­gólny dar, bło­go­sła­wień­stwo duchów; są one spe­cjal­nie wywo­ły­wane, gdyż nadają oso­bie prze­ży­wa­ją­cej je szcze­gólny pre­stiż. My nato­miast uwa­ża­li­by­śmy czło­wieka, który godzi­nami roz­ma­wia ze swoim zmar­łym dziad­kiem, za neu­ro­tycz­nego lub psy­cho­tycz­nego, pod­czas gdy u nie­któ­rych ple­mion indiań­skich takie poro­zu­mie­wa­nie się z przod­kami jest uzna­nym wzor­cem zacho­wa­nia. Nie­wąt­pli­wie rów­nież neu­ro­ty­kiem nazwa­li­by­śmy czło­wieka, który czuje się śmier­tel­nie ura­żony, gdy wypo­wia­damy imię jego zmar­łego krew­nego, nato­miast w kul­tu­rze Apa­czów Jica­rilla jest to zja­wi­sko powszechne2. Tak samo zresztą byłoby, gdyby ktoś zare­ago­wał lękiem na widok mie­siącz­ku­ją­cej kobiety (u wielu ple­mion pier­wot­nych taka reak­cja jest zupeł­nie natu­ralna).

Poglądy na to, co jest nor­malne, róż­nią się nie tylko w poszcze­gól­nych kul­tu­rach, ale i w obrę­bie danej kul­tury na prze­strzeni czasu. Dzi­siaj na przy­kład doj­rzała i nie­za­leżna kobieta, która uwa­ża­łaby sie­bie za „kobietę upa­dłą”, „nie­godną miło­ści przy­zwo­itego męż­czy­zny”, dla­tego że miała poprzed­nio kon­takty sek­su­alne, byłaby podej­rzana o ner­wicę, przy­naj­mniej w wielu krę­gach spo­łecz­nych. Nato­miast jakieś czter­dzie­ści lat temu postawa taka i poczu­cie winy z tego powodu uwa­żane byłyby za nor­malne. Poglądy na to, co jest nor­malne, róż­nią się też w zależ­no­ści od klasy spo­łecz­nej. Na przy­kład człon­ko­wie klasy feu­dal­nej uznają za nor­malne, żeby męż­czy­zna cały czas próż­no­wał, a aktyw­ność wyka­zy­wał jedy­nie na polo­wa­niu lub na woj­nie; nato­miast drob­no­miesz­cza­nin przyj­mu­jący podobną postawę byłby uwa­żany za zde­cy­do­wa­nie nienor­malnego. Róż­nice takie wystę­pują też w zależ­no­ści od płci na tyle, na ile kobiety trak­to­wane są ina­czej niż męż­czyźni, tak jak w kul­tu­rze zachod­niej, gdzie uważa się, iż męż­czyźni i kobiety róż­nią się pod wzglę­dem cech tem­pe­ra­mentu. Gdy kobieta zbli­ża­jąca się do czter­dziestki zaczyna mieć obse­sję sta­rze­nia się, uważa się to za „nor­malne”, pod­czas gdy męż­czy­zna dener­wu­jący się w tym okre­sie życia z powodu swego wieku uwa­żany jest za neu­ro­tyka. Każdy wykształ­cony czło­wiek zdaje sobie w pew­nym stop­niu sprawę z róż­nic w zakre­sie tego, co w danej kul­tu­rze uwa­żane jest za nor­malne. Wiemy, że Chiń­czycy jedzą co innego niż my, że Eski­mosi mają inne wyobra­że­nia o czy­sto­ści, że sza­man sto­suje inne metody lecze­nia cho­rych niż nowo­cze­sny lekarz. Mniej powszech­nie nato­miast zda­jemy sobie sprawę z tego, że róż­nice wystę­pują nie tylko w sfe­rze oby­cza­jów, ale też w zakre­sie popę­dów i uczuć, co stwier­dzili impli­cite lub expli­cite antro­po­lo­dzy3. Według Sapira4 jedną z zasług współ­cze­snej antro­po­lo­gii jest cią­głe odkry­wa­nie na nowo tego, co nor­malne.

Nie bez powodu w każ­dej kul­tu­rze pod­trzy­muje się kur­czowo prze­ko­na­nie, że tylko cha­rak­te­ry­styczne dla niej uczu­cia i popędy są jedy­nym nor­mal­nym wyra­zem „natury ludz­kiej”5. Podob­nie dzieje się i w psy­cho­lo­gii. Freud na przy­kład wnio­skuje na pod­sta­wie swo­ich obser­wa­cji, że kobieta jest bar­dziej zazdro­sna niż męż­czy­zna, i usi­łuje wyja­śnić to powszechne pozor­nie zja­wi­sko na pod­sta­wie danych bio­lo­gicz­nych6. Freud zdaje się rów­nież zakła­dać, że mor­der­stwo wywo­łuje u wszyst­kich ludzi poczu­cie winy7. Jest jed­nak fak­tem nie­za­prze­czal­nym, że naj­więk­sze zróż­ni­co­wa­nie wystę­puje wła­śnie w posta­wach wobec zabi­ja­nia. Jak wyka­zał Freu­chen8, Eski­mosi nie odczu­wają potrzeby uka­ra­nia mor­dercy. U wielu ple­mion pier­wot­nych szkodę wyrzą­dzoną rodzi­nie przez zabi­cie jed­nego z jej człon­ków przez kogoś z zewnątrz można wyrów­nać, dostar­cza­jąc na jego miej­sce „zastępcę”. W nie­któ­rych kul­tu­rach ból matki po stra­cie zabi­tego syna może uśmie­rzyć adop­cja mor­dercy9.

Opie­ra­jąc się na odkry­ciach antro­po­lo­gów, musimy zda­wać sobie sprawę z naiw­no­ści nie­któ­rych naszych poglą­dów na naturę ludzką, na przy­kład twier­dze­nia, iż współ­za­wod­nic­two, rywa­li­za­cja wśród rodzeń­stwa, zwią­zek mię­dzy miło­ścią a sek­sem są wro­dzo­nymi cechami natury ludz­kiej. Nasz pogląd na to, co nor­malne, wynika z przy­ję­cia pew­nych wzor­ców zacho­wa­nia i odczu­wa­nia obo­wią­zu­ją­cych w okre­ślo­nej gru­pie, która narzuca te wzorce swoim człon­kom. One jed­nak róż­nią się w zależ­no­ści od kul­tury, epoki, klasy czy płci.

Skutki tych roz­wa­żań dla psy­cho­lo­gii są bar­dziej dale­ko­siężne, ani­żeli mogłoby się wyda­wać w pierw­szej chwili. Bez­po­śred­nią ich kon­se­kwen­cją jest poczu­cie zwąt­pie­nia we wszech­wie­dzę psy­cho­lo­gii. Na bazie podo­bień­stwa mię­dzy odkry­ciami doty­czą­cymi naszej kul­tury i innych kul­tur nie wolno nam wnio­sko­wać o ich wspól­nym pod­łożu. Nie mamy już pod­staw do tego, żeby uwa­żać, iż nowe odkry­cie psy­cho­lo­giczne może nam odsło­nić jakąś uni­wer­salną cechę natury ludz­kiej. Wnio­sek, jaki z tego wypływa, potwier­dza to, czego nie­któ­rzy socjo­lo­go­wie wie­lo­krot­nie dowie­dli: nie ma cze­goś takiego jak psy­cho­lo­gia czło­wieka nor­mal­nego, która odno­si­łaby się do całej ludz­ko­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zob. H. Scud­der Mekeel, Cli­nic and Cul­ture, „Jour­nal of Abnor­mal and Social Psy­cho­logy” 1935, t. 30, s. 292–300. [wróć]

M.E. Opler, An Inter­pre­ta­tion of Ambi­va­lence of Two Ame­ri­can Indian Tri­bes, „Jour­nal of Social Psy­cho­logy” 1936, t. 7, s. 82–116. [wróć]

Zob. dosko­nałe przed­sta­wie­nie mate­riału antro­po­lo­gicz­nego w: M. Mead, Płeć i cha­rak­ter w trzech spo­łecz­no­ściach pier­wot­nych (w: Trzy stu­dia, przeł. E. Życień­ska, PIW, War­szawa 1986); R. Bene­dict, Wzory kul­tury (przeł. J. Pro­ko­piuk, PIW, War­szawa 1966); A.S. Hal­lo­well, Hand­book of Psy­cho­lo­gi­cal Leads for Eth­no­lo­gi­cal Field Wor­kers. [wróć]

E. Sapir, Cul­tu­ral Anth­ro­po­logy and Psy­chia­try, „Jour­nal of Abnor­mal and Social Psy­cho­logy” 1932, t. 27, s. 229–242. [wróć]

R. Bene­dict, op. cit. [wróć]

Z. Freud w arty­kule Kilka psy­chicz­nych skut­ków ana­to­micz­nej róż­nicy płci (w: Życie sek­su­alne, przeł. R. Reszke, Wydaw­nic­two KR, War­szawa 2009) wysuwa teo­rię, że w wyniku róż­nic ana­to­micz­nych mię­dzy płciami każda dziew­czynka musi nie­uchron­nie zazdro­ścić każ­demu chłopcu posia­da­nia penisa. Z cza­sem pra­gnie­nie posia­da­nia penisa prze­kształca się u niej w pra­gnie­nie posia­da­nia męż­czy­zny jako wła­ści­ciela penisa. Tak jak począt­kowo zazdro­ściła chłopcu, który posiada penis, tak teraz zaczyna zazdro­ścić innym kobie­tom ich sto­sun­ków z męż­czy­znami (czy, mówiąc dokład­niej, tego, że posia­dają męż­czy­znę). W tego typu stwier­dze­niach Freud ulega poku­sie swo­ich cza­sów; czyni uogól­nie­nia na temat natury ludz­kiej dla całej ludz­ko­ści na pod­sta­wie obser­wa­cji jed­nego tylko kręgu kul­tu­ro­wego. Antro­po­log nie pod­wa­żałby traf­no­ści obser­wa­cji poczy­nio­nych przez Freuda. Przy­jąłby je jako przy­sta­jące do okre­ślo­nej popu­la­cji okre­ślo­nej kul­tury w okre­ślo­nym cza­sie. Pod­wa­żyłby nato­miast traf­ność jego uogól­nień, pod­kre­śla­jąc, że mię­dzy ludźmi wystę­pują nie­zli­czone róż­nice w zakre­sie postaw wobec uczu­cia zazdro­ści, że ist­nieją narody, w któ­rych męż­czyźni są bar­dziej zazdro­śni niż kobiety, inne, w któ­rych zazdrość indy­wi­du­alna obca jest zarówno męż­czy­znom, jak i kobie­tom, i jesz­cze inne, w któ­rych zarówno męż­czyźni, jak i kobiety są nie­zwy­kle zazdro­śni. W świe­tle tych róż­nic antro­po­log odrzu­ciłby próby Freuda (a wła­ści­wie każ­dego) inter­pre­to­wa­nia swych obser­wa­cji jako wyniku róż­nic ana­to­micz­nych mię­dzy płciami. Pod­kre­śliłby nato­miast koniecz­ność zba­da­nia róż­nic w zakre­sie warun­ków życia i ich wpływu na kształ­to­wa­nie się zazdro­ści u męż­czyzn i u kobiet. Jeśli cho­dzi na przy­kład o naszą kul­turę, nale­ża­łoby zba­dać, czy obser­wa­cje Freuda, słuszne dla kobiet neu­ro­tycz­nych, doty­czą rów­nież kobiet zdro­wych. Pyta­nie to trzeba zadać, dla­tego że czę­sto psy­cho­ana­li­tycy, mający stale do czy­nie­nia z neu­ro­ty­kami, zapo­mi­nają, iż w kul­tu­rze naszej żyją osoby zdrowe. Nale­ża­łoby zba­dać rów­nież, jakie czyn­niki psy­cho­lo­giczne powo­dują wzrost zazdro­ści czy zabor­czo­ści wobec przed­sta­wi­cieli płci prze­ciw­nej oraz jakie róż­nice w warun­kach życia męż­czyzn i kobiet w naszej kul­tu­rze wpły­wają na róż­nice w zakre­sie kształ­to­wa­nia się zazdro­ści. [wróć]

Z. Freud, Totem i tabu, przeł. J. Pro­ko­piuk, M. Poręba, Wydaw­nic­two KR, War­szawa 1993. [wróć]

P. Freu­chen, Arc­tic Adven­ture and Eskimo. [wróć]

R. Brif­fault, The Mothers, Lon­don, New York 1927. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: The Neu­ro­tic Per­so­na­lity of Our Time

Copy­ri­ght © 1937 by W.W. Nor­ton & Com­pany, Inc.

Copy­ri­ght rene­wed 1964 by Renate Mintz, Bri­gitte Swa­rzen­ski, and Marianne von Eckardt

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2011, 2016, 2021

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor tego wyda­nia: Kata­rzyna Raź­niew­ska

Copy­ri­ght © for the cover illu­stra­tion by Ewa Nemo­udry

Opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Krzysz­tof Kwiat­kow­ski

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Neu­ro­tyczna oso­bo­wość naszych cza­sów, wyd. VII zmie­nione, dodruk, Poznań 2022)

ISBN 978-83-8338-732-1

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer