Czy potrzebujesz terapii? - Karen Horney - ebook + książka

Czy potrzebujesz terapii? ebook

Horney Karen

0,0
32,00 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

"Czy potrzebujesz terapii?" to jedno z najważniejszych dzieł Karen Horney, głównym jego celem jest przygotowanie pacjenta do trzech etapów procesu terapii – okresu przed rozpoczęciem psychoanalizy, w jej trakcie i po jej zakończeniu.

Karen Horney

Niemiecka psychoanalityk i psychiatra najbardziej popularna przedstawicielka koncepcji psychodynamicznych, współtwórczyni neopsychoanalizy. W swoich pracach podkreślała społeczno-kulturowe uwarunkowania rozwoju osobowości i zaburzeń, dystansując się wobec biologizmu koncepcji Freuda.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Przedmowa

Zało­żone w maju 1941 roku sto­wa­rzy­sze­nie Asso­cia­tion for the Advan­ce­ment of Psy­cho­ana­ly­sis za jeden ze swych celów uznało powszechną edu­ka­cję w dzie­dzi­nie psy­cho­ana­lizy. Dla­tego też grupa zain­te­re­so­wa­nych tym tema­tem miło­śni­ków psy­cho­ana­lizy w marcu 1942 roku zało­żyła Radę Pomoc­ni­czą tego sto­wa­rzy­sze­nia.

Od tam­tej pory Rada Pomoc­ni­cza spon­so­ruje prze­zna­czone dla nich wykłady z psy­cho­ana­lizy pro­wa­dzone pod auspi­cjami sto­wa­rzy­sze­nia i wygła­szane przez zwią­za­nych z nim psy­cho­ana­li­ty­ków. Wybór tema­tów odpo­wiada zain­te­re­so­wa­niom spo­łe­czeń­stwa i jego potrze­bom. Jedna z serii takich wykła­dów nosiła tytuł Czy potrze­bu­jesz tera­pii? Zapo­trze­bo­wa­nie na ten kurs, liczba uczest­ni­ków i ich reak­cje, a także sze­reg otrzy­ma­nych suge­stii doty­czą­cych zapew­nie­nia szer­szej dostęp­no­ści wykła­dów przy­czy­niły się do decy­zji o ich publi­ka­cji w for­mie książ­ko­wej. Na wnio­sek współ­au­to­rów posta­no­wiono tan­tiemy z tej książki wyko­rzy­stać do wspie­ra­nia celu, w jakim zało­żono Radę Pomoc­ni­czą.

Wszyst­kim współ­au­to­rom przy­świe­cają zasad­ni­czo te same pod­sta­wowe zało­że­nia, zapew­nia­jące niniej­szej książce jed­no­lite fun­da­menty. W natu­ralny spo­sób jed­nakże każdy z nich wnosi do swej inter­pre­ta­cji pod­sta­wo­wych dok­tryn psy­cho­lo­gii roz­wi­nię­tych w niniej­szej publi­ka­cji wła­sny, indy­wi­du­alny cha­rak­ter. Prze­kłada się to nie tylko na odmienne detale inter­pre­ta­cji, ale także punkty naci­sku i styl. Tym samym książka ofe­ruje zarówno zalety jed­no­litego podej­ścia, jak i różne spo­soby przed­sta­wie­nia tre­ści.

Pierw­szej redak­cji doko­nano wspól­nie. Kiedy każdy z nas zapo­znał się ze wszyst­kimi roz­dzia­łami, zebra­li­śmy się, by wspól­nie omó­wić ich treść. Pod­czas tych spo­tkań redak­cyj­nych towa­rzy­szył nam tak silny duch współ­pracy, że pozo­staną one w naszej pamięci jako czas nad­zwy­czaj pozy­tyw­nych rela­cji mię­dzy­ludz­kich.

Dok­tor Hor­ney zechciała przy­jąć obo­wiązki naszej redak­tor naczel­nej. Wnio­sła ogrom swej wie­dzy na temat psy­cho­ana­lizy, doświad­cze­nie zdo­byte pod­czas przy­go­to­wy­wa­nia czte­rech waż­nych prac na ten temat oraz spa­ja­jący wpływ wła­snej oso­bo­wo­ści.

Panna Doro­thea Oppen­he­imer została naszą redak­tor lite­racką. Pra­gniemy sko­rzy­stać z oka­zji, by jej podzię­ko­wać za efek­tywną współ­pracę.

Zada­nie współ­au­to­rów było prost­sze dzięki zain­te­re­so­wa­niu i suge­stiom W. W. Nor­tona, któ­rego zachęta i wspar­cie zapew­niło nam ener­gię oraz dosko­nały, przy­jemny start.

WSPÓŁ­AU­TO­RZY

Wstęp

Współ­cze­śni nam człon­ko­wie naszej cywi­li­za­cji nie tylko w coraz więk­szym stop­niu potrze­bują pomocy psy­cho­lo­gicz­nej, ale także mają coraz więk­szą świa­do­mość tej potrzeby. Pomocy tera­peu­tycz­nej szu­kają u psy­chia­trów, psy­cho­lo­gów, pra­cow­ni­ków socjal­nych, duchow­nych, a także w książ­kach. Nie­któ­rzy zwra­cają się ku ruchom reli­gij­nym i etycz­nym, któ­rych przy­wódcy, w prze­ko­na­niu, że zna­leźli spo­sób na bar­dziej zado­wa­la­jące życie, ocho­czo wska­zują go innym.

Poszu­ku­jąc pomocy, coraz wię­cej osób sięga po psy­cho­ana­lizę. Nie­które z nich, nie­po­sia­da­jące dogłęb­nej wie­dzy, chwy­tają się obiet­nic psy­cho­ana­lizy, gotowe rzu­cić się w nią bez namy­słu. Z reguły to nic złego. Sumienny psy­cho­ana­li­tyk nie podej­mie tera­pii, o ile nie dostrzeże zasad­nej szansy zapew­nie­nia pacjen­towi pomocy. Pod­da­wany psy­cho­ana­li­zie pacjent stop­niowo poznaje, czym jest psy­cho­ana­liza i z czym się ona wiąże.

Jed­nakże taki brak przy­go­to­wa­nia do psy­cho­ana­lizy, choć wła­ści­wie nie­szko­dliwy, jest nie­po­żą­dany. Pacjent powi­nien posia­dać bowiem wystar­cza­jące infor­ma­cje na temat samego pro­cesu, powi­nien wie­dzieć, czego może się po nim spo­dzie­wać i czego się ocze­kuje od niego samego. Powi­nien rów­nież choć w pew­nym stop­niu rozu­mieć głęb­sze zna­cze­nie i cele psy­cho­ana­lizy. Głów­nym celem tej książki jest przy­go­to­wa­nie pacjenta do trzech eta­pów pro­cesu tera­pii – okresu przed roz­po­czę­ciem psy­cho­ana­lizy, w jej trak­cie i po jej zakoń­cze­nia.

Co ludzie pra­gną i co powinni wie­dzieć przed pod­ję­ciem decy­zji o pod­da­niu się psy­cho­ana­li­zie? Auto­rzy tej książki zebrali swe usta­le­nia – kon­kretne infor­ma­cje, jakie usi­łują zdo­być pacjenci przed roz­po­czę­ciem psy­cho­ana­lizy, pyta­nia zada­wane po wykła­dach oraz doświad­cze­nia w trak­cie tera­pii.

Przede wszyst­kim pacjent chce wie­dzieć, czy udział w pro­ce­sie psy­cho­ana­lizy ma jakie­kol­wiek szanse powo­dze­nia. Czy psy­cho­ana­liza naprawdę może uła­twić rzu­ce­nie pale­nia, zła­go­dzić depre­sję? Albo czy w ogóle naprawdę potrze­buje ana­lizy? Może mu się wyda­wać, że gdyby nie epi­zody napa­do­wego obja­da­nia się lub lęk wyso­ko­ści, wszystko byłoby z nim w porządku. Czy ten pro­blem jest na tyle ważny, by uza­sad­niać dłu­go­trwałą i wni­kliwą tera­pię? Zwy­kle jesz­cze bar­dziej go mar­twi brak tak wyraź­nie widocz­nych obja­wów, ponie­waż wystę­puje u niego „jedy­nie” wszech­ogar­nia­jące nie­za­do­wo­le­nie z życia, uczu­cie napię­cia lub róż­no­rodne zaha­mo­wa­nia, trudne do uchwy­ce­nia trud­no­ści w kon­tak­tach z płcią prze­ciwną albo ludźmi w ogóle. Tym samym z jed­nej strony mar­twi się, czy psy­cho­ana­liza może mu pomóc – szcze­gól­nie w przy­padku dłu­go­trwa­łych zabu­rzeń. Z dru­giej strony nato­miast ma wra­że­nie, że nie jest naprawdę chory, a zatem pro­sze­nie o pomoc nie ma uza­sad­nie­nia.

Kolejny pacjent może dość jasno uzmy­sła­wiać sobie potrzebę i chęć psy­cho­ana­lizy, ma jed­nak obawy i wąt­pli­wo­ści doty­czące samej pro­ce­dury, które pra­gnie omó­wić. Czy dzięki psy­cho­ana­li­zie sta­nie wzro­śnie jego skłon­ność do intro­spek­cji i samo­lub­ność? Czy pozwala ona na nie­mo­ralne zacho­wa­nie? Czy zakłóca zdol­no­ści arty­styczne? Zabu­rzy mał­żeń­stwo lub wiarę reli­gijną? Czy zaszko­dzi mu tak bar­dzo, że nie będzie w sta­nie dłu­żej pra­co­wać? Czy sta­nie się zależny od psy­cho­ana­li­tyka?

Jesz­cze inni pod­jęli już decy­zję o pod­da­niu się psy­cho­ana­li­zie, ale nie mają poję­cia, jak się za to zabrać. Do kogo mają się udać? Czy ważne, aby psy­cho­ana­li­tyk był męż­czy­zną lub kobietą? Czy pacjent powi­nien go lubić? Czy sto­so­wa­nie przez psy­cho­ana­li­tyka tej czy tam­tej szkoły prze­kłada się na prak­tyczną róż­nicę w pro­ce­sie tera­pii?

Na koniec pacjent pra­gnie uzy­skać infor­ma­cje o kwe­stiach prak­tycz­nych, takich jak koszty, czas i dłu­gość psy­cho­ana­lizy. Na ostat­nie pyta­nie zwy­kle nie można udzie­lić pre­cy­zyj­nej odpo­wie­dzi. Pacjent powi­nien jed­nak znać kry­te­ria, od któ­rych zależy dłu­gość psy­cho­ana­lizy.

Nie­jed­no­krot­nie, choć sobie tego nie uświa­da­mia, pacjent potrze­buje nie tylko fak­tów doty­czą­cych wspo­mnia­nych kwe­stii. Jego pyta­nia, zmar­twie­nia i obawy mogą w znacz­nym stop­niu wyni­kać z jego pro­ble­mów neu­ro­tycz­nych, obaw, ocze­ki­wań, wyma­gań od samego sie­bie, rosz­czeń doty­czą­cych szcze­gól­nych praw, pesy­mi­stycz­nego poglądu na sie­bie i życia w ogóle. Ten wstępny wywiad może zmie­nić się we frag­ment psy­cho­ana­lizy. I tej pomocy pacjent może potrze­bo­wać jesz­cze zanim zacznie tera­pię.

W tej książce podej­mu­jemy próbę wyja­śnie­nia tych kwe­stii, poda­nia fak­tów, a przy braku jasnych odpo­wie­dzi na jakie­kol­wiek pyta­nie poda­jemy kry­te­ria, dzięki któ­rym dana osoba może samo­dziel­nie zna­leźć odpo­wiedź. Sta­ramy się także wska­zać owe nie­świa­dome czyn­niki, przez które pewne pyta­nia i obawy wydają się bar­dziej istotne niż są w rze­czy­wi­sto­ści.

W odnie­sie­niu do cha­rak­teru pracy psy­cho­ana­li­tycz­nej zadane pyta­nia dostar­czyły nam znacz­nie mniej wska­zó­wek. Co prawda naj­wy­raź­niej cie­kawi ona ludzi, ale praw­do­po­dob­nie mają oni zbyt mętne poję­cie na jej temat, by zada­wać kon­kretne pyta­nia. Mimo to jed­nak nasze doświad­cze­nie w pracy z pacjen­tami pod­czas psy­cho­ana­lizy pod­po­wie­działo nam, co do któ­rych kwe­stii pacjen­tom bra­kuje zwy­kle jasno­ści. Ogól­nie rzecz bio­rąc, musie­li­śmy wybrać rze­czy naszym zda­niem istotne. Przede wszyst­kim ze względu na skryte prze­ko­na­nie, że auto­ma­tycz­nie przyjdą im do głowy przy­no­szące ulgę wnio­ski, więk­szość pacjen­tów nie jest przy­go­to­wana na koniecz­ność fak­tycz­nej pracy w pro­ce­sie psy­cho­ana­lizy. Choć jed­nak czyn­niki emo­cjo­nalne zakłó­ca­jące pracę pacjenta nad sobą w oczy­wi­sty spo­sób wyma­gają ana­lizy w miarę ich wycho­dze­nia na świa­tło dzienne, pacjent od samego początku powi­nien uświa­do­mić sobie jasno, w jak dużym stop­niu dłu­gość i rezul­tat psy­cho­ana­lizy zależą od jego ini­cja­tywy, pro­duk­tyw­no­ści i współ­pracy. Dla­tego też poświę­cimy chwilę na opi­sa­nie ocze­ki­wań wobec pacjenta w pro­ce­sie psy­cho­ana­lizy. Powi­nien on jed­nak wie­dzieć rów­nież, co robi psy­cho­ana­li­tyk i jakiej pomocy zasad­nie może od niego ocze­ki­wać.

Warto wspo­mnieć, że sta­ramy się także wyja­śnić zna­cze­nie i cele ana­lizy, zada­jąc pyta­nie: jakie powinny być rezul­taty w chwili zakoń­cze­nia ana­lizy? Wedle naszej wie­dzy ni­gdy nie udało się uzy­skać zado­wa­la­ją­cej odpo­wie­dzi na to pyta­nie. Nasza odpo­wiedź wynika z naszego prze­ko­na­nia, że psy­cho­ana­liza zasad­ni­czo sta­nowi jedną z naj­cen­niej­szych form wspar­cia naszego roz­woju jako istoty ludz­kiej. Impli­kuje to, że nie ogra­ni­cza się ona, i nie może się ogra­ni­czać, do okresu współ­pracy pacjenta z psy­cho­ana­li­ty­kiem. Jest to pro­ces, który w for­mie kon­struk­tyw­nej obser­wa­cji powi­nien trwać do końca naszego życia. Psy­cho­ana­liza nie ma na celu przy­nieść goto­wego pro­duktu. Jej cel zostaje osią­gnięty, gdy pacjent może samo­dziel­nie kon­ty­nu­ować ten pro­ces. Poda­jemy metody powstę­po­wa­nia po zakoń­cze­niu psychoana­lizy.

Ta książka skie­ro­wana jest przede wszyst­kim do osób roz­wa­ża­ją­cych psy­cho­ana­lizę na potrzeby wła­sne albo przy­ja­ciół lub krew­nych. Oso­bom poważ­nie zain­te­re­so­wa­nym psy­cho­ana­lizą da jaśniej­szy obraz jej cha­rak­teru i celu. Mamy nadzieję, że pomoże wyja­śnić tajem­nice psy­cho­ana­lizy, eli­mi­nu­jąc nie­re­ali­styczne ocze­ki­wa­nia doty­czące magicz­nego leku. Co prawda wielu neu­ro­ty­kom może się nie podo­bać roz­wia­nie takich nadziei, ale lepiej będzie, jeśli podejdą do psy­cho­ana­lizy w trzeź­wym duchu ocze­ki­wa­nia rezul­ta­tów jedy­nie fak­tycz­nej pracy.

Karen Hor­ney

Dlaczego psychoanaliza?

Ale­xan­der Reid Mar­tin

Jed­nym z naj­waż­niej­szych i dale­ko­sięż­nych osią­gnięć kul­tu­ro­wych naszych cza­sów jest gwał­towny wzrost powszech­nego zain­te­re­so­wa­nia psy­chia­trią oraz jej lato­ro­ślą, jaką jest psy­cho­ana­liza. Coraz czę­ściej za przy­czyny cho­roby i poważ­nej nie­peł­no­spraw­no­ści uznaje się czyn­niki emo­cjo­nalne i psy­chiczne. Naj­waż­niej­szym bodź­cem roz­woju tego trendu były doświad­cze­nia II wojny świa­to­wej. Pro­ces mobi­li­za­cji, zwią­zany z odsie­wem i kla­sy­fi­ka­cją męskiej czę­ści narodu, zapew­nił nam pierw­sze rze­telne sza­cunki potwor­nego mar­no­tra­wie­nia poten­cjału ludz­kiego w wyniku zabu­rzeń psy­chicz­nych. Dostar­czone przez psy­chia­trię dowody, że wydaj­ność, morale i zdol­ność do pomyśl­nego pro­wa­dze­nia wojny zależą w rów­nym stop­niu od zdro­wia psy­chicznego, jak od fizycz­nego, uła­twiły bliż­sze połą­cze­nie psy­chia­trii i psy­cho­ana­lizy nie tylko z medy­cyną, ale także z naukami spo­łecz­nymi i huma­ni­stycz­nymi. Szybki, ogromny suk­ces tera­pii przy­pad­ków tzw. ner­wicy fron­to­wej popra­wił w szcze­gól­no­ści sta­tus psy­cho­ana­lizy. Co prawda samych męż­czyzn nie pod­da­wano psy­cho­ana­li­zie, ale prze­słanki i metodę ofe­ro­wa­nej im tera­pii oparto nie­mal w cało­ści na doświad­cze­niu i usta­le­niach tej formy wspar­cia.

Urząd Naczel­nego Leka­rza (sił zbroj­nych) wydał szo­ku­jące oświad­cze­nie, że u 1 825 000, czyli 39 pro­cent, spo­śród 4 650 000 męż­czyzn zwol­nio­nych z róż­nych przy­czyn ze służby na eta­pie mobi­li­za­cji, powo­dem była taka czy inna forma zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści. Pomimo tego bada­nia prze­sie­wo­wego, 43 pro­cent wszyst­kich zwol­nio­nych ze służby z przy­czyn medycz­nych sta­no­wiło przy­padki neu­rop­sy­chia­tryczne, zaś kolejne 20 pro­cent wszyst­kich zwol­nio­nych miało pro­blemy oso­bo­wo­ściowe. Jak ujaw­nił prze­pro­wa­dzony przez Urząd Naczel­nego Leka­rza prze­gląd całej popu­la­cji w cza­sie wojny, około 50 pro­cent wszyst­kich miesz­kań­ców Sta­nów Zjed­no­czo­nych zasię­ga­ją­cych porady leka­rza zgła­sza przede wszyst­kim pro­blemy psy­chiczne, to zna­czy taki czy inny rodzaj reak­cji psy­cho­neu­ro­tycz­nej na życiowe pro­blemy. Do osób tak wyraź­nie dotknię­tych kalec­twem wyni­ka­ją­cym z czyn­ni­ków psy­chicz­nych musimy dodać dużą grupę osób z nie­roz­po­zna­nym kalec­twem i nie­peł­no­spraw­no­ścią psy­chiczną. Jeśli włą­czymy rów­nież osoby tra­fia­jące osta­tecz­nie do szpi­tali psy­chia­trycz­nych lub popeł­nia­jące samo­bój­stwo, zyskamy pewien pogląd na roz­le­głość tego pro­blemu doty­ka­ją­cego całe spo­łe­czeń­stwo oraz ogromną potrzebę lep­szego rozu­mie­nia i pomocy.

Psy­cho­ana­liza może wiele wnieść do lep­szego zro­zu­mie­nia tych zabu­rzeń i zapo­bie­ga­nia im. Nie­wąt­pli­wie wielu z tych zabu­rzeń można zapo­biec dzięki odpo­wied­nio wcze­snemu zasto­so­wa­niu psy­cho­ana­lizy w ramach porad­nic­twa dla rodzi­ców i ich edu­ka­cji, a jeśli to zawie­dzie, ogromną pomocą może stać się tera­pia psy­cho­ana­li­tyczna. Mobi­li­za­cja zaso­bów psy­chia­trycz­nych i psy­cho­ana­li­tycz­nych narodu oraz roz­le­głe bada­nia, któ­rych koniecz­ność wyni­kała z wojny total­nej, przy­nio­sły nie­pod­wa­żalne dowody, że za począ­tek więk­szo­ści zabu­rzeń oso­bo­wo­ści naszych mło­dych męż­czyzn i kobiet odpo­wia­dają raczej pro­blemy psy­chiczne w życiu rodzin­nym niż sytu­acja eko­no­miczna.

Psy­cho­ana­liza zaj­muje się sub­tel­nymi powią­za­niami i kształ­tu­ją­cym wpły­wem wszyst­kich rela­cji mię­dzy­ludz­kich. Pomaga wyka­zać, że każdy z nas sta­nowi wyjąt­kowy i inte­gralny ele­ment spo­łe­czeń­stwa, wno­szący nie­zbędny wkład w zdro­wie ogółu. Tym samym czyn­niki powo­du­jące zabu­rze­nia ner­wi­cowe i zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści wcho­dzą skład codzien­nego życia i doty­czą warun­ków, za które jeste­śmy lub możemy być odpo­wie­dzialni.

Wszel­kie spe­cjal­no­ści medyczne w służ­bie poprawy warun­ków psy­chicz­nych życia wyma­gają powszech­nego zro­zu­mie­nia. Psy­cho­ana­liza wyszła już poza etap eks­pe­ry­men­tów, sta­jąc się akcep­to­waną spe­cjal­no­ścią medy­cyny i jako taka nie­ustan­nie pod­lega zmia­nom i ulep­sze­niom. Stop­niowo posze­rza sferę wpły­wów w dzie­dzi­nie nauk medycz­nych i spo­łecz­nych oraz edu­ka­cji, a także pole sku­tecz­nych zasto­so­wań.

Jej dzi­siej­sza skala akcep­ta­cji i sku­tecz­ność byłaby jesz­cze więk­sza, gdyby nie fakt, że osoby naj­bar­dziej potrze­bu­jące tera­pii są zwy­kle cał­kiem nie­świa­dome fak­tycz­nej przy­czyny doświad­cza­nych trud­no­ści. W niniej­szej książce czy­tel­nik prze­kona się, jak głę­boko zako­rze­nione, nie­świa­dome czyn­niki deter­mi­nują uczu­cia, nasta­wie­nie i wzorce zacho­wa­nia neu­ro­tyka ze szkodą dla jego oso­bo­wo­ści. Zoba­czy, w jaki spo­sób – bez­wied­nie – utrwala swe scho­rze­nie. Bez świa­do­mo­ści, że prak­ty­kuje naj­bar­dziej zadzi­wia­jące, para­dok­salne i zawiłe stra­te­gie zwo­dze­nia samego sie­bie, racjo­na­li­za­cji i rato­wa­nia twa­rzy, które nie tylko prze­sła­niają fak­tyczne źró­dło i cha­rak­ter jego cho­roby oraz wywo­ły­wane nią ogromne szkody, ale także nie pozwa­lają mu dostrzec sil­nej potrzeby uzy­ska­nia pomocy. Każdy opór przed pod­da­niem się psy­cho­ana­li­zie, pocią­ga­jący za sobą sze­reg uza­sad­nień wyja­śnia­ją­cych odro­cze­nie i zwłokę oraz zwią­zany z błęd­nymi prze­konaniami, każe podej­rze­wać ist­nie­nie takich wła­śnie nie­świa­do­mych pro­ce­sów. Szcze­gól­nie doty­czy to osoby upar­cie nie­do­strze­ga­ją­cej potrzeby roz­po­czę­cia ana­lizy lub takiej, która wydaje się „nad­mier­nie pro­te­sto­wać”.

Ze względu na nie­świa­dome ele­menty oso­bo­wo­ści neu­ro­tyka, sprzeczne z jego naj­lep­szymi inte­re­sami, czę­sto potrzebę zapew­nie­nia jakiejś formy pomocy dostrzega naj­pierw ktoś bli­ski. Na długo zanim zacznie ją w ogóle roz­wa­żać sam pacjent, pomoc psy­cho­ana­li­tyczną może zapew­nić lekarz rodzinny, bli­scy krewni lub przy­ja­ciele. Żadna z tych osób nie jest jed­nak przy­go­to­wana do tej roli.

Tym samym osoba roz­wa­ża­jąca psy­cho­ana­lizę jako śro­dek zła­go­dze­nia pro­ble­mów emo­cjo­nal­nych lub ner­wo­wych nie­wy­ni­ka­ją­cych z moż­li­wej do okre­śle­nia przy­czyny psy­chicz­nej, czę­sto zasy­py­wana jest nastę­pu­ją­cymi suge­stiami: „Nie musisz iść do psy­cho­ana­li­tyka – to tylko dla osób, które nie potra­fią sobie same pora­dzić. Potrze­bu­jesz tylko odro­biny siły woli. Spró­buj się pozbie­rać” albo „Popa­dłeś w rutynę – potrze­bu­jesz zmiany, nowej wizji życia”. Ewen­tu­al­nie: „Prze­stań myśleć o sobie, zaj­mij się czymś innym, zrób sobie urlop”. Albo: „Jeśli chcesz to z sie­bie wyrzu­cić, idź do leka­rza rodzin­nego lub dusz­pa­ste­rza”.

Ze względu na takie rady – które w wielu przy­pad­kach zyskują popar­cie leka­rza rodzin­nego – zde­cy­do­wa­nie zbyt czę­sto psy­cho­ana­lizę bie­rze się pod uwagę dopiero kiedy wszystko inne zawie­dzie. Wynika z tego powszechne postrze­ga­nie psy­cho­ana­lizy jako ostat­niej deski ratunku, sta­no­wiące jedną z prze­szkód na dro­dze do jej szer­szego zasto­so­wa­nia, a zara­zem znie­chę­ca­jące do uwzględ­nie­nia jej na wcze­snych eta­pach cho­roby, kiedy wedle wszel­kiego praw­do­po­do­bień­stwa mogłaby lepiej wyka­zać, ile jest warta.

Ogromna tra­ge­dia polega na tym, że wiele osób roz­waża psy­cho­ana­lizę dopiero po wielu latach cier­pień i przej­ściu przez ręce wielu leka­rzy oraz przy­ja­ciół. Wraż­liwy, prze­ni­kliwy w kon­tek­ście psy­cho­lo­gicz­nym towa­rzysz lub lekarz czę­sto dostrzeże wska­za­nia do psy­cho­ana­lizy, zanim zrobi to sam pacjent, albo roz­po­zna zbiór wska­zań wcze­śniej­szych i odmien­nych od zgła­sza­nych przez pacjenta.

Nie­wi­docz­nym rdze­niem pro­ble­mów neu­ro­tycz­nych są pewne nie­świa­dome pro­cesy i kon­flikty doty­czące całej oso­bo­wo­ści. Nie­zmien­nie powo­dują one zabu­rze­nia funk­cjo­no­wa­nia, z któ­rych nie wszyst­kie są widoczne dla osób postron­nych. Warto jed­nak pod­kre­ślić wyraź­nie, że zewnętrzne oznaki i objawy takich zabu­rzeń nie pod­po­wie­dzą samej oso­bie cha­rak­teru nie­świa­do­mych czyn­ni­ków deter­mi­nu­ją­cych. W bar­dzo wielu przy­pad­kach ani pacjent, ani bli­skie mu osoby nie dostrze­gają powią­zań róż­nych oznak i obja­wów z jego głę­boko nie­upo­rząd­ko­wa­nym życiem.

To zabu­rze­nie funk­cjo­no­wa­nia zawsze obej­mo­wać będzie całą oso­bo­wość, choć da się odczuć lub ujawni się jedy­nie w jed­nym, okre­ślo­nym obsza­rze funk­cjo­no­wa­nia. Na przy­kład trud­no­ści mogą prze­ja­wiać się głów­nie w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich jako roz­draż­nie­nie, wyraźna nie­śmia­łość czy nie­zdol­ność do życia w zgo­dzie z innymi. Mogą wyra­żać się w wyraź­nie zary­so­wa­nych oba­wach, jak na przy­kład lęk przed ciem­no­ścią, lęk wyso­ko­ści, lęk przed zamkniętą prze­strze­nią itp. Mogą także prze­ja­wiać się w nad­mier­nie nasi­lo­nej reak­cji emo­cjo­nal­nej na sytu­ację zewnętrzną, tj. zamar­twia­niu się, przy­gnę­bie­niu, wybu­chach zło­ści. Cza­sem zabu­rze­nie pozor­nie ogra­ni­cza się do funk­cji fizycz­nych.

Nie­jed­no­krot­nie zabu­rze­nia dostrzega jedy­nie sama dotknięta nimi osoba, która za wszelką cenę stara się ukryć swoje pro­blemy przed świa­tem. Do tej kate­go­rii należą silne uczu­cie nie­do­war­to­ścio­wa­nia lub nie­doj­rza­ło­ści, powszech­nie zwane kom­plek­sem niż­szo­ści, uczu­cie nie­zdol­no­ści do pracy, pro­blemy z kon­cen­tra­cją lub nie­zdol­ność do czer­pa­nia rado­ści z cze­go­kol­wiek. Pacjent nie­jed­no­krot­nie ma poczu­cie ogra­ni­czeń i nie­zdol­no­ści do roz­woju pomimo zewnętrz­nych pozo­rów kom­fortu, luk­susu i wypo­czynku, co pociąga za sobą nie­za­do­wo­le­nie, któ­rego nie spo­sób połą­czyć z obra­zem zewnętrz­nym. Do innych nie­zwy­kle czę­stych subiek­tyw­nych obja­wów, które dana osoba może przez całe lata zacho­wy­wać dla sie­bie, należą uczu­cie sta­gna­cji, nudy i pew­nej formy mar­twoty emo­cjo­nal­nej. Wszyst­kie te objawy funk­cjo­no­wa­nia pozba­wio­nego rado­ści i ogra­ni­czo­nego cha­rak­te­ry­zują nie­świa­dome style życia, będące dosko­na­łym przed­mio­tem psy­cho­ana­lizy. Rów­nież tym razem jed­nak dana osoba naj­czę­ściej nie wiąże swo­ich pro­ble­mów z wewnętrz­nym zabu­rze­niem. Może zrzu­cać je na karb warun­ków zewnętrz­nych albo, jeśli sobie przy­pi­suje za nie winę, może jej bra­ko­wać praw­dzi­wego wyja­śnie­nia. Zanim weź­mie pod uwagę psy­cho­ana­lizę, praw­do­po­dob­nie będzie szu­kać ulgi na zewnątrz.

Takie osoby czę­sto się­gają po alko­hol i nar­ko­tyki jako spo­soby znie­czu­le­nia się na wła­sne pro­blemy i ukry­cia ich przed świa­tem. Takie środki, choć mają przy­nieść ulgę w zabu­rze­niach funk­cjo­no­wa­nia, skut­kują dal­szym pogor­sze­niem, powo­du­jąc błędne koło. Na wcze­snych eta­pach alko­holizmu rzadko sięga się po psy­cho­ana­lizę ze względu na silne dąże­nie do ukry­wa­nia tego faktu. Naj­trud­niej dotrzeć do osoby, która uważa swój okre­sowy alko­holizm za zro­zu­miały, uza­sad­niony spo­sób zła­go­dze­nia stresu zewnętrz­nego. Takie podej­ście pozwala jej ukryć przed samą sobą praw­dziwy, nie­uświa­do­miony pro­blem.

Nie­świa­dome pro­cesy mogą poważ­nie zabu­rzać funk­cjo­no­wa­nie orga­niczne i fizjo­lo­giczne, w tym na przy­kład sen, żywie­nie i poży­cie płciowe. Nie­które z tych kwe­stii są oczy­wi­ste jedy­nie dla samej dotknię­tej nimi osoby, jak na przy­kład bez­sen­ność, zmę­cze­nie, sen­ność, utrata ape­tytu, nie­opa­no­wane obja­da­nie się lub picie, bóle głowy, pro­blemy żołąd­kowo-jeli­towe lub zawroty głowy. Inne objawy fizyczne nie umkną oczom innych, w tym np. nasi­lona potli­wość, rumieńce, wymioty, jąka­nie i tiki. Pod nie­obec­ność cho­roby orga­nicznej musimy uznać takie objawy za wyraz głę­boko skry­wa­nych kon­flik­tów w rela­cjach mię­dzy­ludz­kich. Leka­rze zaj­mu­jący się psy­cho­so­ma­tyczną gałę­zią psy­chia­trii wska­zali, że kon­flikty i pro­blemy psy­chiczne, któ­rych ist­nie­nia nikt nawet nie podej­rzewa, mogą powo­do­wać zabu­rze­nia funk­cjo­no­wa­nia orga­ni­zmu symu­lu­jące więk­szość scho­rzeń opi­sa­nych w pod­ręcz­ni­kach medy­cyny.

Wbrew powszech­nemu prze­ko­na­niu skry­wane kon­flikty nie zawsze zabu­rzają poży­cie sek­su­alne. Bez wąt­pie­nia jed­nak wiele z nich w pierw­szej kolej­no­ści wyraża się w życiu sek­su­al­nym, na przy­kład w postaci nasi­lo­nej mastur­ba­cji, ozię­bło­ści i impo­ten­cji. Tym samym wszyst­kie upo­rczywe pro­blemy płciowe należy postrze­gać jako zlo­ka­li­zo­wane sygnały głę­boko zako­rze­nio­nych, roz­le­głych zabu­rzeń doty­czą­cych całej osoby i jej rela­cji z innymi.

Wier­ność psy­cho­lo­gii freu­dow­skiej w dal­szym ciągu każe zna­ko­mi­tej więk­szo­ści pacjen­tów wie­rzyć, że nie­za­leż­nie od pre­zen­to­wa­nych przez nich obja­wów pod­sta­wowa przy­czyna ma zawsze cha­rak­ter sek­su­alny. I z tym prze­ko­na­niem decy­dują się na psy­cho­ana­lizę. Coraz lepiej wia­domo, że ogromne zna­cze­nie sek­su­al­no­ści w zabu­rze­niach ner­wi­co­wych wynika z faktu, że pod­sta­wowe życiowe wzorce i kon­flikty czę­sto wyraź­niej ujaw­niają się i znaj­dują bar­dziej jaskrawy wyraz w rela­cji sek­su­al­nej niż w jakiej­kol­wiek innej, ponie­waż to wła­śnie ona wiąże się z naj­więk­szą inten­syw­no­ścią uczuć i naj­więk­szą intym­no­ścią oraz kon­tak­tem mię­dzy­ludz­kim. Jed­nakże choć przy­jęty wzo­rzec dawa­nia i przyj­mo­wa­nia gra­ty­fi­ka­cji sek­su­al­nej bar­dzo czę­sto sta­nowi typowy przy­kład zin­te­gro­wa­nego wzorca całego życia, ni­gdy go nie deter­mi­nuje.

Homo­sek­su­al­ność, podob­nie jak wszyst­kie inne cechy oso­bo­wo­ści, należy uwa­żać jedy­nie za jeden z prze­ja­wów prób podej­mo­wa­nych przez daną osobę w celu upo­ra­nia się z ukry­tymi kon­flik­tami, które wpły­wają na całe jej życie. W tym przy­padku w swym życiu sek­su­al­nym daje ona zlo­ka­li­zo­wany wyraz kom­pro­misu zawar­tego ze swymi nie­jaw­nymi kon­flik­tami – kom­pro­misu, który ceni i uważa za zado­wa­la­jący. Kom­pul­sywny1, nawy­kowy wzo­rzec ujaw­niany w ramach rela­cji o cha­rak­te­rze sek­su­al­nym lub intym­nym z osobą tej samej płci staje się zatem zlo­ka­li­zo­wa­nym prze­ja­wem całego podej­ścia takiej osoby do życia. Homo­sek­su­ali­sta nie jest świa­dom mar­no­wa­nia pier­wot­nie ist­nie­ją­cych moż­li­wo­ści czy zaso­bów, ich obcią­ża­nia lub utraty przez trzy­ma­nie się takiego wzorca. Dopóki jest zado­wo­lony, na wszel­kie suge­stie skła­nia­jące go do roz­wa­że­nia psy­cho­ana­lizy reago­wać będzie lek­ce­wa­że­niem, pogardą oraz drwiną. Kiedy w razie poja­wie­nia się nie­za­do­wo­le­nia podej­mie psy­cho­ana­lizę swej homo­sek­su­al­nej skłon­no­ści, powo­dze­nie zależy od cha­rak­teru całej struk­tury neu­ro­tycz­nej, któ­rej homo­sek­su­al­ność jest jedy­nie jed­nym z prze­ja­wów lub obja­wów.

I wresz­cie, w ogrom­nej licz­bie przy­pad­ków dana osoba nie cierpi na żaden ze wspo­mnia­nych powy­żej prze­ja­wów zabu­rzeń. Pomimo kon­flik­tów neu­ro­tycz­nych może dosko­nale funk­cjo­no­wać na zewnątrz. Może być uwiel­bia­nym wzo­rem do naśla­do­wa­nia. Całe swoje życie uło­żyła w taki spo­sób, by zaspo­koić w pew­nym stop­niu swe sprzeczne potrzeby neu­ro­tyczne i zapew­nić dla nich prze­ciw­wagę. Wystę­pu­jące u niej zabu­rze­nia można wykryć – co doty­czy wszyst­kich zabu­rzeń ner­wi­co­wych – tylko w jeden spo­sób, a mia­no­wi­cie na pod­sta­wie roz­bież­no­ści mię­dzy moż­li­wo­ściami a fak­tycz­nymi osią­gnię­ciami. Pomimo suk­ce­sów na tym czy innym polu dzia­łal­no­ści nie reali­zuje ona swego pier­wot­nego poten­cjału. Tacy ludzie zwy­kle pogar­dzają psy­cho­ana­lizą. Ogromny pro­blem polega na prze­ko­na­niu ich, jakie straty przy­nosi ich spo­sób życia.

Zabu­rze­nia ner­wi­cowe nie­jed­no­krot­nie trudno wykryć, bo ludzie mają ten­den­cję do okła­my­wa­nia samych sie­bie przez prze­ku­wa­nie kom­pul­syw­nego nasta­wie­nia do życia w zalety. Pasywno-agre­sywny bunt i prze­korę przed­sta­wia się cza­sem jako surowy indy­wi­du­alizm i ory­gi­nal­ność, zaś bierną ule­głość jako lojal­ność. Nie­zdol­ność do sprze­ciwu staje się bra­kiem samo­lub­no­ści i życz­li­wo­ścią. Brak umie­jęt­no­ści zaję­cia sta­no­wi­ska w jakiej­kol­wiek kwe­stii uznaje się za ogromną tole­ran­cję i sze­ro­kie hory­zonty. Nie­umie­jęt­ność do sku­pie­nia, wytrwa­ło­ści i utrzy­ma­nia zain­te­re­so­wa­nia jedną rze­czą glo­ry­fi­kuje się jako wszech­stron­ność, lęk przed intym­no­ścią sek­su­alną zaś jako czy­stość. Cały obraz wska­zuje na deli­katną i nie­stałą rów­no­wagę sprzecz­nych, kom­pul­syw­nych ten­den­cji. Naj­mniej­sze odstęp­stwo od nawy­ków natych­miast powo­duje nasi­lone, nad­mierne reak­cje, lęk, poczu­cie zagro­że­nia i nie­zde­cy­do­wa­nie. Dana osoba nie­jed­no­krot­nie począt­kowo nie postrzega wła­snych nad­mier­nych reak­cji jako nie­współ­mier­nych, ponie­waż według niej są one cał­ko­wi­cie uza­sad­nione. Takie reak­cje zwy­kle naj­czę­ściej jako pierw­sze dostrze­gają osoby bli­skie.

Glo­ry­fi­ka­cja kom­pul­syw­nego podej­ścia przez samą osobę zain­te­re­so­waną czyni ją ślepą na fak­tyczne pro­blemy, dość oczy­wi­ste dla innych, w rela­cjach. Dla­tego też nie jest ona w sta­nie dostrzec koniecz­no­ści pod­da­nia się psy­cho­ana­li­zie.

Na tym eta­pie czy­tel­nik być może zapyta: zakła­da­jąc, że te pro­blemy oso­bo­wo­ściowe ist­nieją i że sta­no­wią kolo­salny pro­blem spo­łeczny, czy psy­cho­ana­liza naprawdę może coś na nie pora­dzić?

Tu wolał­bym opo­wie­dzieć raczej, czym psy­cho­ana­liza jest, nie zaś, czym nie jest, w pierw­szej kolej­no­ści trzeba jed­nak wyja­śnić pewne powszechne błędne prze­ko­na­nia. Wiele osób uznaje psy­cho­ana­lizę za pewną formę wni­kli­wej ana­lizy psy­che, za pro­ces roz­kła­da­nia na czyn­niki pierw­sze zbli­żony do ana­lizy che­micz­nej. Postrzega ją jako narzę­dzie badaw­czo-dia­gno­styczne, któ­rego pod­sta­wo­wym celem jest ujaw­nie­nie nie­podej­rze­wa­nych dotych­czas uczuć i nasta­wie­nia do samego sie­bie i innych. Osoby takie żywią prze­ko­na­nie, że psy­cho­ana­li­tyk, kiedy już wykaże ist­nie­nie takiego nasta­wie­nia i uczuć, prze­ka­zuje porady i zapew­nia tera­pię, a także, zgod­nie z pod­sta­wową prze­słanką, podej­muje próbę „syn­tezy” danej osoby. Nie­któ­rzy leka­rze i psy­chia­trzy fak­tycz­nie postę­pują w ten spo­sób, kie­ru­jąc się szcze­rym prze­ko­na­niem, że to wła­śnie psy­cho­ana­liza. Zasad­ni­czo sta­nowi to nie­wła­ściwy spo­sób wyko­rzy­sta­nia całej metody. Psy­cho­ana­liza to z zało­że­nia pro­ce­dura tera­peu­tyczna, która we wła­ści­wych rękach działa w spo­sób cią­gły, od samego początku, jako pro­ces nio­sący ulgę. Lekarz nie doko­nuje „syn­tezy” pacjenta. To raczej w miarę uwal­nia­nia się pacjenta z neu­ro­tycz­nej gma­twa­niny zaczy­nają dzia­łać siły umoż­li­wia­jące mu roz­wój jako istoty ludz­kiej.

Psy­cho­ana­liza nie należy to tera­pii zwy­kle wią­za­nych z rela­cją lekarz-pacjent. To prawda, jest to tera­pia takiego czy innego scho­rze­nia, ale nie odbywa się ona przy uży­ciu recepty, recep­tury ani prze­ka­za­nego przez ana­li­tyka sche­matu. Trzeba to wyraź­nie pod­kre­ślić, ponie­waż wiele osób ocze­kuje od psychoana­li­tyka porady, wska­za­nia spo­sobu na życie. Doświad­czony psy­cho­ana­li­tyk nawet nie pró­buje tego robić. Jego zamia­rem jest zapew­nie­nie pacjen­towi pomocy za pomocą więk­szej auto­ek­spre­sji i stop­nio­wego otwie­ra­nia się, by mógł samo­dziel­nie poczuć, jakie życie tak naprawdę pro­wa­dzi. Psy­cho­ana­li­tyk ma nadzieję, że uda mu się roz­wi­nąć u pacjenta zdol­ność i chęć zmiany. W odpo­wie­dzi na pyta­nie „co mam zro­bić” tera­peuta zwy­kle odpo­wie: „Naj­pierw przyj­rzyjmy się wszyst­kiemu, co pan/pani robi”.

Wedle powszech­nego prze­ko­na­nia psy­cho­ana­liza jest toż­sama z wyzna­niem, z wyja­wie­niem pew­nych doświad­czeń i zacho­wań, któ­rych pacjent jest w pełni świa­domy, ale które uważa za tak dalece nie­ak­cep­to­walne spo­łecz­nie i kary­godne, że ni­gdy nie zdo­łał o nich nikomu opo­wie­dzieć. Wiele osób o takim spo­so­bie myśle­nia nie dostrzeże potrzeby pod­da­nia się psy­cho­ana­li­zie i nie­jed­no­krot­nie będzie twier­dzić: „No i po co ta cała psy­cho­ana­liza? Po pro­stu idź się komuś zwie­rzyć. Zwie­rze­nia są dobre dla duszy!”.

Ana­liza, choć zain­te­re­so­wana wszyst­kimi moty­wami i war­to­ścią wyzna­nia, nie jest pro­ce­durą zwie­rzeń. Jak czy­tel­nik wkrótce się dowie, ze swego bogac­twa tech­nik korzy­sta w pod­sta­wo­wym celu odkry­cia samego sie­bie: ujaw­nie­nia czyn­ni­ków i pochod­nych codzien­nego postę­po­wa­nia i uczuć, które pacjent nie­świa­do­mie skrywa przed samym sobą. Wiele z tych ukry­tych ten­den­cji i uczuć, zapo­cząt­ko­wa­nych cał­kiem świa­do­mie w dzie­ciń­stwie, utrzy­muje się w for­mie nie­świa­do­mie samo­na­pę­dza­ją­cego się ele­mentu codzien­nego życia pomimo ich szko­dli­wego wpływu na roz­wój i wyłącz­nie subiek­tyw­nej war­to­ści dla danej osoby.

Psy­cho­ana­liza nie jest także pro­ce­durą edu­ka­cyjną, któ­rej celem jest narzu­ce­nie pew­nych fak­tów. Usi­łuje raczej spro­wo­ko­wać myśli, uczu­cia oraz wewnętrzne i zewnętrzne doświad­cze­nia codzien­no­ści, któ­rych nie jeste­śmy świa­domi. Pra­gnie przy­po­mi­nać, nie zaś prze­ka­zy­wać infor­ma­cje. W prze­ci­wień­stwie do zwy­cza­jowo prze­ka­zy­wa­nych oso­bom nie­szczę­śli­wym porad w stylu „Spró­buj zapo­mnieć”, psy­cho­ana­liza powie: „Spró­buj pamię­tać”. Jest to przede wszyst­kim pro­ce­dura oświe­ce­nia, ujaw­nie­nia, prze­bu­dze­nia. Psy­cho­ana­liza – straż przed­nia poszu­ki­wa­nia prawdy o isto­tach ludz­kich – sta­nowi zasad­ni­czo pro­ces edu­ka­cji. Tu jed­nak „edu­ka­cję” rozu­mie się zgod­nie z jej pier­wot­nym źró­dło­sło­wem i zna­cze­niem, w sen­sie edu­cere, „wypro­wa­dzić lub wydo­być”.

Wiele osób zgła­sza się na psy­cho­ana­lizę, kie­ru­jąc się wra­że­niem, że poprawa ich stanu cał­ko­wi­cie zależy od przy­po­mnie­nia sobie doświad­czeń z dzie­ciń­stwa. Psy­cho­ana­lizy ni­gdy jed­nak nie podej­muje się wyłącz­nie w celu uświa­do­mie­nia sobie zapo­mnia­nych wspo­mnień. Przy­po­mnie­nie sobie nie­szczę­śli­wych doświad­czeń – na które Freud kładł tak wielki nacisk – choć dość istotne i bar­dzo pomocne w pro­ce­sie uświa­do­mie­nia sobie całego życia – nie sta­nowi już naj­wyż­szego celu tera­pii. Metoda psy­cho­ana­li­tyczna nie kła­dzie już naj­więk­szego naci­sku na tzw. przy­czyny gene­tyczne, ale raczej na bez­po­śred­nie przy­czyny utrwa­la­jące. Celem tera­pii jest uzy­ska­nie rosną­cej świa­do­mo­ści tego, co się dzieje w bez­po­śred­niej teraź­niej­szo­ści. Praw­dziwy wgląd zapew­nia połą­cze­nie prze­szło­ści z teraź­niej­szo­ścią, świa­do­mość pacjenta doty­cząca spo­sobu i przy­czyny dzia­ła­nia prze­szłych wzor­ców w teraź­niej­szo­ści.

Na pyta­nie „Dla­czego psy­cho­ana­liza?” psy­cho­ana­li­tyk odpo­wie tak: „Ponie­waż psy­cho­ana­liza jest pierw­szą zor­ga­ni­zo­waną spe­cjal­no­ścią medy­cyny, która toruje drogę wgłąb nie­zna­nego, nie­zba­da­nego, ciem­nego kon­ty­nentu sta­no­wią­cego całe życie czło­wieka pod powierzch­nią świa­do­mo­ści. Ponie­waż może pomóc czło­wie­kowi uzy­skać dostęp do ciem­niej­szych zaka­mar­ków życia i poznać głę­boko ukryte źró­dła jego siły oraz sła­bo­ści. Ponie­waż psy­cho­ana­liza sta­nowi naj­sku­tecz­niej­szy spo­sób ujaw­nie­nia i roz­pro­sze­nia naby­tych nie­uświa­do­mio­nych kon­flik­tów oraz innych czyn­ni­ków odpo­wiedzialnych za pro­blemy oso­bo­wo­ści, a także ujaw­nie­nia i uwol­nie­nia pier­wot­nych moż­li­wo­ści twór­czego, kon­struk­tyw­nego życia”.

Odpo­wiedź na to pyta­nie może być prost­sza: „Aby poznać samego sie­bie”. Nie­dawno opra­co­wane szer­sze poję­cie „ja” nadało więk­sze zna­cze­nie i war­tość pod­sta­wo­wemu powie­dze­niu tera­peu­tów „poznaj samego sie­bie”. Teraz, kiedy „ja” postrze­gamy jako uni­kalną, lecz inte­gralną część spo­łe­czeń­stwa, wiemy, że pozna­nie samego sie­bie ozna­cza wie­dzę, co się dzieje na pozio­mie świa­do­mym i nieświa­do­mym mię­dzy nami a innymi ludźmi, a także wewnątrz nas.

Choć psy­cho­ana­liza zaj­muje się zabu­rze­niami we wnę­trzu danej osoby, wśród tera­pii medycz­nych wyróż­nia się jed­na­kową, nie­ustanną tro­ską o to, co się dzieje mię­dzy ludźmi. W znacz­nie więk­szym stop­niu, niż zwy­kle się uważa, zaj­muje się codzien­nymi pro­ble­mami współ­ży­cia z innymi.

Psy­cho­ana­liza dąży do poprawy świa­do­mo­ści pacjenta na temat pro­ce­sów zacho­dzą­cych w jego aktu­al­nych rela­cjach z ludźmi oraz samym sobą, do uświa­do­mie­nia tych sty­lów życia i uczuć, do któ­rych tak bar­dzo przy­wy­kli­śmy, że nie zwra­camy na nie uwagi. Cała rela­cja psy­cho­ana­li­tyk-pacjent nie­ustan­nie wspiera pro­ces uświa­do­mie­nia sobie nawy­ko­wych cech, ten­den­cji i uczuć, które u osoby neu­ro­tycz­nej pozo­stają w poważ­nym kon­flik­cie ze sobą.

Jeśli zdo­by­cie świa­do­mo­ści uznamy za główny powód ana­lizy, kolejne logiczne pyta­nie zabrzmi: „Czy jed­nak wystar­czy świa­do­mość sama w sobie? Czy jeśli się dowiem, jaką osobą jestem, to się zmie­nię? Czy poko­nam wła­sne obawy i lęki? Czy wzro­śnie moja kon­struk­tyw­ność i kre­atyw­ność?”. Na to pyta­nie możemy odpo­wie­dzieć, że jedy­nie w pro­ce­sie emo­cjo­nal­nej walki o zdo­by­cie świa­do­mo­ści, sta­wie­nia czoła poja­wia­ją­cym się kon­flik­tom, posta­wom i uczu­ciom w dro­dze oso­bi­stej rela­cji pacjenta z psy­cho­ana­li­ty­kiem pacjent może zna­leźć swe mocne strony i po raz pierw­szy osią­gnąć praw­dziwą ocenę swego praw­dzi­wego ja, swych praw­dzi­wych uczuć i praw­dzi­wych moż­li­wo­ści zmiany i roz­woju.

Więk­sza świa­do­mość pozwoli mu odczuć, że wiele z jego postaw, stan­dar­dów i uczuć do samego sie­bie i innych, któ­rych trzyma się jako nie­zbęd­nych, jest ze sobą nie­zgod­nych i tak naprawdę szko­dli­wych dla jego dobro­stanu oraz już nie­istot­nych. Zda sobie sprawę, że oszu­kuje samego sie­bie, a zyski są ilu­zo­ryczne. Choć utrzy­mu­jąc dany styl życia, oddał w zastaw swe twór­cze zasoby, udaje mu się zdo­być jedy­nie płyt­kie zwy­cię­stwa.

Podob­nie jak inne dzie­dziny medy­cyny, psy­cho­ana­liza zaj­muje się głów­nie przy­czy­nami, nie zaś obja­wami, choć warto wspo­mnieć także o waż­nych róż­ni­cach. Musimy pamię­tać, że w bar­dzo wielu przy­pad­kach objawy pacjenta odzwier­cie­dlają jego nie­świa­dome próby zna­le­zie­nia ulgi i skom­pen­so­wa­nia głę­boko zabu­rzo­nych uczuć: to tylko narzę­dzia samo­okła­my­wa­nia, które poma­gają mu pozo­stać nie­świa­do­mym wła­snych sprzecz­nych skłon­no­ści. Dla­tego choć prosi, by pozba­wić go obja­wów, jed­no­cze­śnie żywi praw­dziwą obawę, że tak się sta­nie. Psy­cho­ana­liza nie stara się przede wszyst­kim i bez­zwłocz­nie pozbyć się obja­wów. Raczej uważ­nie im się przy­gląda jako istot­nym, inte­gral­nym ele­men­tom całej oso­bo­wo­ści, lepiej rozu­mie­jąc ich ochronny cel lub nie­uświa­do­mioną funk­cję w sche­ma­cie ner­wicy oraz wyraź­nie zda­jąc sobie sprawę z tego, co każdy objaw usi­łuje wyra­zić oraz co to ozna­cza dla pacjenta i jak na niego wpływa.

Pod­kre­ślić należy, że pacjent prze­ja­wia­jący zde­cy­do­wane objawy jest w tara­pa­tach ze względu na naru­sze­nie deli­kat­nej rów­no­wagi kom­pro­misu ele­men­tów kom­pul­syw­nych i nie­zgod­nych – wyra­żo­nych na przy­kład w okre­ślo­nym, sta­łym wzorcu życia, lub na nie­zdol­ność do osią­gnię­cia takiego kom­pro­misu. Kiedy taki kom­pro­mis nie działa w trud­nych sytu­acjach życio­wych, poja­wia się wiele obja­wów skła­nia­ją­cych do roz­wa­że­nia psy­cho­ana­lizy: cho­ro­bliwa obawa, napię­cie, lęk, panika, poczu­cie, że „wszystko się roz­pada”. W tych oko­licz­no­ściach świat neu­ro­tyka fak­tycz­nie popada w ruinę. On sam jed­nak nie zdaje sobie sprawy, że nie warto go rato­wać. Tym samym więk­szość takich osób zgła­sza­ją­cych się na psy­cho­ana­lizę nie­świa­do­mie pra­gnie przy­wró­ce­nia daw­nej rów­no­wagi i zna­nych wzor­ców obron­nych. „Pomaga” im w tym dowolna tera­pia nama­wia­jąca do powrotu do normy, czyli daw­nego ja. Nie­stety taki rodzaj tera­pii wystę­puje zbyt powszech­nie i sta­nowi jedną z przy­czyn, dla któ­rych nasza kul­tura nie­świa­do­mie utrwala wzorce ner­wi­cowe. Należy to wyraź­nie pod­kre­ślić, ponie­waż wie­loma oso­bami pra­gną­cymi się pod­dać psy­cho­ana­li­zie nie­świa­do­mie kie­ruje paląca potrzeba przy­wró­ce­nia wzorca życia, który nie tylko ni­gdy się nie spraw­dzał, ale który także w nie­unik­niony spo­sób znów się zała­mie.

Tym samym zaczy­namy rozu­mieć, że nawet w przy­padku chęci pod­da­nia się psy­cho­ana­li­zie wystę­pują nie­świa­dome ten­den­cje, by wyko­rzy­stać to doświad­cze­nie do zaspo­ko­je­nia neu­ro­tycz­nych potrzeb oraz nie pozwo­lić głę­boko skry­wa­nym kon­flik­tom na poja­wie­nie się w świa­do­mo­ści. Jed­nym z nie­świa­do­mych, neu­ro­tycz­nych moty­wów pod­da­nia się psy­cho­ana­li­zie jest kom­pul­sywna potrzeba wła­dzy. W takim przy­padku psy­cho­ana­liza ma stać się klu­czem do zdo­by­cia wpływu na innych, do czy­ta­nia w myślach i prze­wi­dy­wa­nia przy­szło­ści. Psy­cho­ana­li­tyka postrzega się jako magika, który może pomóc zdo­być podobną wszech­wie­dzę. Takie motywy prze­wa­żają w przy­padku osób ze skłon­no­ścią do inte­lek­tu­ali­za­cji każ­dego ludz­kiego pro­blemu, mają­cych zawsze na podo­rę­dziu wyja­śnie­nia i inter­pre­ta­cje obja­wów i manie­ry­zmów, i nie­zmien­nie pra­gną­cych dawać innym wska­zówki.

Nie­któ­rzy podej­mują psy­cho­ana­lizę z powodu nie­uświa­do­mio­nej neu­ro­tycz­nej potrzeby posia­da­nia kogoś, kto będzie ich chro­nił i pocie­szał, od któ­rego będą mogli w znacz­nym stop­niu zale­żeć.

Jesz­cze inni przez całe życie kie­ro­wali się nawy­ko­wym, śle­pym posłu­szeń­stwem, lojal­no­ścią i słu­żal­czo­ścią. Robią wszystko, czego się od nich ocze­kuje, nic od sie­bie nie dając. Nie­świa­do­mie tak samo zacho­wują się w odnie­sie­niu do psy­cho­ana­li­tyka i w zamian za to czują się uspra­wie­dli­wieni w swym ocze­ki­wa­niu cudu wyle­cze­nia – to zna­czy nagrody bez wło­że­nia fak­tycz­nego, czyn­nego wysiłku w cały pro­ces. Wielu pacjen­tów roz­po­czyna psy­cho­ana­lizę bez świa­do­mo­ści tego ocze­ki­wa­nia na cuda. Cał­kiem nie­świa­do­mie nawią­zują z psy­cho­ana­li­ty­kiem rela­cję opartą na nego­cja­cjach, w któ­rej pacjent jest ule­gły, posłuszny i pokorny. Dużo poświęci, ścierpi trud­no­ści i depry­wa­cję – na przy­kład będzie co rano przy­cho­dził na godzinę 7:30 rano – jed­no­cze­śnie wiele żąda­jąc od psy­cho­ana­li­tyka.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. Kom­pul­syw­ność – cecha wska­zu­jąca na podej­mo­wa­nie pew­nych powta­rza­ją­cych się dzia­łań, powo­do­wa­nych wewnętrz­nym i trud­nym do opa­no­wa­nia przy­mu­sem. [wróć]