Nauczyciele - Sokolińska Joanna - ebook

Nauczyciele ebook

Sokolińska Joanna

3,9

Opis

Puszczałam na lekcji film. Miałam kłopot ze sprzętem. Był obraz, były napisy, ale dźwięk był bardzo cichy. Próbowałam go podgłośnić, majstrowałam przy komputerze, nie widząc ekranu. Zajęło mi to dużo czasu (jakieś dziesięć minut). Kiedy wreszcie się udało, wstałam i wtedy zobaczyłam, że niechcący wyłączyłam obraz. Przez dziesięć minut klasa siedziała w ciszy, przed pustym ekranem, udając przede mną, że ogląda film. Woleli nic nie robić, niż powiedzieć mi, że wyłączyłam obraz. Dlaczego? Bo byłam dla nich nikim. Nieważną osobą od nieważnego dla nich przedmiotu. [fragment książki]

Jak zostaje się nauczycielem w Polsce? Ile tak naprawdę zarabia nauczyciel i jak długo trwają wakacje? Czy wszyscy rodzice są roszczeniowi, a dzieci rozwydrzone? Kto nie szanuje „belfrów” i kim są dla systemu szkolnictwa? Czym różni się praca w szkole państwowej i prywatnej? I o co chodzi z tą Finlandią?

Na te i wiele innych niełatwych pytań odpowiadają sami Nauczyciele. Autorka przeprowadziła kilkadziesiąt rozmów z przedstawicielami tej profesji, którzy bez ogródek opowiadają o swojej drodze zawodowej i doświadczeniach. Mówią, co trzyma ich w pracy i wzbudza nadzieję, a co pozbawia ich złudzeń i skłania do odejścia. To szczera i bezkompromisowa opowieść o polskim systemie nauczania, z którą każdy może skonfrontować własne wyobrażenia.

Joanna Sokolińska – socjolożka i reporterka, współautorka książek Rodziny himalaistów i Mów o mnie ono. Była złą uczennicą. Utrzymuje kontakty z kilkorgiem wspaniałych eksnauczycieli jej dzieci. Dwoje z nich wypowiada się w tej książce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 193

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (39 ocen)
10
18
9
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sansiq

Dobrze spędzony czas

Były: żal, złość, rozczarowanie. Zawalenie dokumentacją, brak dogadywania się na każdej linii, ale też wielokrotna chęć zmian, poprawienia czegokolwiek w systemie edukacyjnym. Reportaż został poprowadzony dobrze. Zabrakło mi odrobiny humoru, wszak z pewnością w tym zawodzie się trafia masa śmiesznych sytuacji. Sytuacja z nauczycielką wyzywającą uczniów mnie zmroziła, jak i brak wyciągniętych w jej stronę konsekwencji. Nie znam się, więc się nie wypowiem z punktu prawnego, ale jako rodzic bym nieodpuściła. Smutne jest również wielokrotne porównywanie zarobków do sprzątaczki. Bardzo nie lubię czegoś takiego, bo to umniejszanie tamtego zawodu, a swój wynoszenie na piedestał. Czy nie dałoby się po prostu powiedzieć, że zarobki są nieadekwatne do pracy? Lub jeśli już naprawdę trzeba porównywać, to użyć sformułowania, że "są niższe/takie same jak przy zawodach, które nie są obarczone odpowiedzialnością za drugiego człowieka. Przyjęło się strasznie w Pl właśnie to porównanie do zawodu, ew...
30
MariMai

Dobrze spędzony czas

Świetny tytuł, daje do myślenia. Dobrze się czyta, chociaż spodziewałam się innej formy.
00
Julia_mistrz

Dobrze spędzony czas

Ciekawa.
00
Magda_0806

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę słodka, trochę gorzka, tak jak moja praca. Znakomita!
00
Arletta25

Nie oderwiesz się od lektury

Polscy nauczyciele są tak różni, jak różne są polskie szkoły. Ale przecież w różnorodności siła. Polecam książkę wszystkim nauczycielom i rodzicom. Ku przemyśleniom….warto.
00

Popularność




Spis treści

Część pierwsza. Oni

Strach

Jak zostać nauczycielką

Pierwsza lekcja

Metody i cele

Pokój nauczycielski

Źli nauczyciele

Kryminalna biurokracja

Bardzo małe pieniądze

Szkoły publiczne i prywatne

Mężczyźni w oświacie

O co chodzi z tą Finlandią?

Część druga. My

Strach po raz drugi

Roszczeniowi rodzice

Nasze rozwydrzone dzieci

Najtrudniejsze przypadki i jak je ogarnąć

Poziom i program

Trudności i porażki

Szkolna polityka, polityka w szkole

Na zakończenie: Ginący zawód

O moich rozmówcach

Bibliografia

Część pierwszaOni

Strach

Strach przed rodzicem ucznia.

Przed uczniem.

Przed innymi nauczycielami, przed dyrekcją, skargą do kuratorium, przed kolejną reformą kolejnego ministra.

Przed ośmieszeniem.

Przed nagraniem kamerką i byciem bohaterem mema.

Przed śmiercią na covid po przedwczesnym powrocie do szkoły po lockdownie.

Strach rządzi życiem polskiej nauczycielki.

Ale nie tylko on.

Bo polska nauczycielka jest też odważna.

Wprowadza zmiany mimo oporu rodziców, innych nauczycieli, dyrekcji, kuratorium, mimo kolejnych ministrów edukacji.

Zwykle ku radości uczniów.

Uczy się. Na błędach – swoich i cudzych, za własne pieniądze.

Robi coś z niczego i przynosi to do szkoły.

Walczy.

Strajkuje, mimo że się boi. Albo nie strajkuje, bo nie umie zostawić uczniów.

Wbija zęby w ścianę i prowadzi lekcję w kuchni, ze swojego laptopa, a wieczorem nagrywa podcasty na bloga.

W Pol­sce pra­cuje po­nad pięć­set osiem­dzie­siąt sie­dem ty­sięcy na­uczy­cieli, zde­cy­do­wana więk­szość z nich to ko­biety. Dys­pro­por­cja mię­dzy płciami osób uczą­cych na­sze dzieci jest tak ogromna, że pra­gnąc wier­nie od­dać ob­raz szkol­nej rze­czy­wi­sto­ści, zde­cy­do­wa­łam, że pi­sząc o pe­da­goż­kach i pe­da­go­gach, będę uży­wała przede wszyst­kim słowa „na­uczy­cielka”, nie „na­uczy­ciel”. Mam na­dzieję, że nie ubodę tym nie­licz­nych, ale tak bar­dzo po­trzeb­nych, męż­czyzn uczą­cych na­sze dzieci.

Nie­liczni z mo­ich roz­mów­ców i roz­mów­czyń zgo­dzili się wy­stą­pić pod swoim imie­niem i na­zwi­skiem. Więk­szość, za zgodą Wy­daw­nic­twa, chciała po­zo­stać ano­ni­mowa, by po­zwo­lić so­bie na szcze­rość. Imiona, któ­rymi się po­słu­gują, są fik­cyjne.

Jak zostać nauczycielką

Po­zy­cję spo­łeczną na­uczy­cieli ob­niża ne­ga­tywna nar­ra­cja na te­mat spe­cy­fiki ich pracy. Mó­wiąc o niej, na­uczy­ciele rzadko wspo­mi­nają o jej po­zy­tyw­nych stro­nach. Ich wy­po­wie­dzi kon­cen­trują się ra­czej na prze­cią­że­niu pracą, pro­ble­ma­tycz­nej mło­dzieży i braku wspar­cia ze strony ro­dzi­ców[1].

W Fin­lan­dii, która jest obec­nie wzor­cem dla więk­szo­ści oświa­tow­ców, żeby zo­stać na­uczy­cie­lem (żeby w ogóle do­stać się na stu­dia pe­da­go­giczne), trzeba być pół­ge­niu­szem. O każde miej­sce wal­czy bo­wiem dzie­się­cioro kan­dy­da­tów.

Na­bór jest trzy­eta­powy. Pierw­szy etap to eg­za­min wstępny z pod­staw pe­da­go­giki, psy­cho­lo­gii i fi­lo­zo­fii. Drugi to dys­ku­sja pa­ne­lowa, któ­rej ce­lem jest spraw­dze­nie, jak kan­dy­dat pra­cuje w gru­pie. Trzeci po­lega na­to­miast na roz­mo­wie kwa­li­fi­ka­cyj­nej.

Kan­dy­daci prze­cho­dzą też te­sty oso­bo­wo­ściowe.

Na stu­diach, tak jak i u nas, od­by­wają się prak­tyki. Każdy uni­wer­sy­tet kształ­cący przy­szłych na­uczy­cieli współ­pra­cuje z mo­de­lową szkołą, w któ­rej stu­denci mają staż. Je­żeli opie­kun prak­ty­kanta oceni, że sta­ży­sta nie na­daje się do za­wodu, zgła­sza to uczelni. Taki stu­dent opusz­cza uni­wer­sy­tet. Dla­tego mówi się, że w Fin­lan­dii do pracy w szkole tra­fiają naj­lepsi z naj­lep­szych.

A w Pol­sce? Zło­śliwi twier­dzą, że jest do­kład­nie od­wrot­nie niż w Fin­lan­dii – do pol­skiej szkoły idą naj­słabsi; ci, któ­rzy nie na­dają się do in­nej pracy.

Jak w Pol­sce zo­staje się na­uczy­cielką? Jak w grze plan­szo­wej, czyli róż­nie, w za­leż­no­ści od wy­lo­so­wa­nych kart czy liczby wy­rzu­co­nych oczek na ko­stce. Po­ni­żej przy­kła­dowe sce­na­riu­sze.

Od dziecka ma­rzysz, żeby uczyć. Koń­czysz, nie z wła­snego wy­boru, tech­ni­kum rol­ni­cze i po ma­tu­rze za­czy­nasz uczyć dzieci w wiej­skim przed­szkolu. Od­no­sisz suk­cesy, więc po roku tra­fiasz do szkoły pod­sta­wo­wej. Ca­łym wspar­ciem jest dla cie­bie je­den pod­ręcz­nik, który ku­pu­jesz w księ­garni w po­bli­skim mia­steczku i który otwiera ci oczy na me­to­dykę pracy.

Albo ina­czej: ma­rzysz o stu­diach na Aka­de­mii Wy­cho­wa­nia Fi­zycz­nego, ale za późno skła­dasz pa­piery na uczel­nię. Żeby nie tra­cić roku, zda­jesz na hi­sto­rię. Do­sta­jesz się. Po roku znów pró­bu­jesz do­stać się na wy­cho­wa­nie fi­zyczne, ale uraz stawu sko­ko­wego po­wo­duje, że mu­sisz po­rzu­cić ma­rze­nia o spo­rcie. Zda­jesz na so­cjo­lo­gię. Rzu­casz ją po se­me­strze, bo nie mo­żesz po­go­dzić pla­nów za­jęć so­cjo­lo­gii i hi­sto­rii.

Efekt? Przez kil­ka­na­ście lat dzień po dniu pró­bu­jesz na­uczyć bandę kom­plet­nie ni­czym nie­za­in­te­re­so­wa­nych dzie­cia­ków cze­go­kol­wiek o ich dzie­dzic­twie hi­sto­rycz­nym. Je­steś tak sfru­stro­wana i zgorzk­niała, że po­win­naś wró­cić na pole „start” i za­cząć od nowa. Ale nie zro­bisz tego, bo masz małe dziecko i do­ce­niasz urok dłu­gich wa­ka­cji, fe­rii zi­mo­wych i po­po­łu­dni bez nad­go­dzin.

Wszystko jed­nak tra­fia szlag, gdy w 2020 roku szkoła prze­cho­dzi na na­ukę zdalną. Wtedy, ze swoim za­wo­dem i dziec­kiem w wieku wcze­snosz­kol­nym, je­steś na po­dwój­nej prze­gra­nej.

Brzmi jak in­struk­cja gry plan­szo­wej – ro­dzisz się tu i tu, tra­fiasz na pole ta­kie i ta­kie. Zda­jesz albo ob­le­wasz eg­za­min wstępny, prze­ska­ku­jesz o od­po­wied­nią liczbę pól. Twoje ma­rze­nia, am­bi­cje i ide­ały nie mają żad­nego zna­cze­nia.

Mo­żesz ma­rzyć o pracy w szkole, wbrew opi­nii lek­ce­wa­żą­cej cię wy­cho­waw­czyni, zda­wać i do­stać się(!) na wy­ma­rzoną po­lo­ni­stykę, uczyć i la­tami do­sko­na­lić się, w du­żej mie­rze za wła­sne pie­nią­dze, po­świę­ca­jąc wie­czory na przy­go­to­wy­wa­nie po­mocy na­uko­wych.

Albo mo­żesz ma­rzyć o bio­lo­gii, ale za na­mową matki idziesz do ko­le­gium na­uczy­ciel­skiego i na pierw­szych prak­ty­kach od­kry­wasz, że tak, matka zna cię le­piej niż ty samą sie­bie: ko­chasz uczyć!

Mo­żesz skoń­czyć stu­dia, po któ­rych za­ra­bia się ko­kosy, i za­cząć nowe, po któ­rych za­ra­bia się jesz­cze więk­sze ko­kosy, po to, by – jak dziecko wy­wa­bione z mia­sta przez gra­ją­cego na za­cza­ro­wa­nym fle­cie szczu­ro­łapa – pójść za gło­sem serca do ni­sko­płat­nej i nie­wdzięcz­nej ro­boty w ogól­niaku.

Nie, moi dro­dzy, Pol­ska to nie Fin­lan­dia. U nas nie ma jed­nej drogi do za­wodu na­uczy­ciela. U nas co czło­wiek, to hi­sto­ria.

————

Olga Sko­li­mow­ska,na­uczy­cielka wy­cho­wa­nia przed­szkol­nego, która przez se­mestr stu­dio­wała w Fin­lan­dii: Nie spo­sób po­rów­ny­wać stu­diów na­uczy­ciel­skich w Pol­sce i Fin­lan­dii. Nie tylko ze względu na to, że tam ciężko do­stać się na uczel­nię. U nas, gdy ktoś nie zda eg­za­minu na stu­diach, ma po­prawkę, po­tem ko­lejną. Ty­siąc po­pra­wek. A tam? W każ­dej chwili można wy­le­cieć. Na stu­diach trzeba na­uczyć się grać na for­te­pia­nie, żeby móc akom­pa­nio­wać dzie­ciom. Przy­wio­złam so­bie na pa­miątkę z Fin­lan­dii kan­tele (pro­sty lu­dowy in­stru­ment). Dzieci w przed­szkolu na nim grają – tak jak u nas na trój­ką­cie. Ale w Fin­lan­dii po ukoń­cze­niu tego etapu edu­ka­cji fak­tycz­nie po­tra­fią na tym in­stru­men­cie grać.

Syl­wia Chwe­dor­czuk,dok­tor nauk hu­ma­ni­stycz­nych, po­lo­nistka, na­uczy­cielka, która ode­szła ze szkoły, pi­sarka: Po li­ceum bar­dzo chcia­łam iść na psy­cho­lo­gię, ale uzna­łam, że na pewno się na nią nie do­stanę, bo by­łam kiep­ską uczen­nicą, a psy­cho­lo­gia za­wsze na­le­żała do ob­le­ga­nych kie­run­ków.

Mia­łam cu­downą po­lo­nistkę, Annę Świą­tek, uwiel­bia­łam jej lek­cje. Po­my­śla­łam więc, że po­lo­ni­styka może być cie­kawa. Wy­bie­ra­jąc kie­ru­nek stu­diów, nie su­ge­ro­wa­łam się bo­wiem tym, co chcę ro­bić w ży­ciu, tylko tym, czego chcia­ła­bym się uczyć. A po stu­diach po­szłam do szkoły, o któ­rej nie my­śla­łam jak o miej­scu pracy, tylko jak o zna­jo­mym śro­do­wi­sku. Po­mo­gło mi to, że wcze­śniej by­łam dru­ży­nową w ZHP, więc wie­dzia­łam, że mam do­bry kon­takt z dziećmi. Zło­ży­łam bar­dzo dużo po­dań o pracę, przy­jęła mnie (na za­stęp­stwo) szkoła ka­to­licka. Zo­sta­łam w niej na nie­mal dzie­sięć lat.

Ir­mina, była na­uczy­cielka WF-u ze Ślą­ska: Moja mama była na­uczy­cielką. W tech­ni­kum i za­wo­dówce uczyła ry­sunku tech­nicz­nego. Moja stry­jenka, czyli żona brata mo­jej mamy, uczyła fi­zyki w tech­ni­kum me­cha­nicz­nym. Sio­stra mo­jego ojca też była na­uczy­cielką, a jej mąż uczył ro­syj­skiego i był dy­rek­to­rem wiej­skiej pod­sta­wówki.

Kiedy ro­dzina przy­jeż­dżała na imie­niny, wszy­scy roz­ma­wiali albo o bry­dżu, albo o szkole.

A ja? Mó­wi­łam, że ni­gdy w ży­ciu nie zo­stanę na­uczy­cielką. To było nudne. Ro­dzina tylko na­rze­kała, że z dziećmi jest trudno, że za dużo mają, że mi­ni­ster­stwo znowu zro­biło coś, co na­uczy­cie­lom się nie po­doba.

W szkole śred­niej tre­no­wa­łam piłkę ręczną, więc wy­bór uczelni był oczy­wi­sty: Aka­de­mia Wy­cho­wa­nia Fi­zycz­nego. Stu­dio­wa­łam za­ocz­nie, bo nie mo­gli­śmy so­bie po­zwo­lić na to, bym pięć lat nie pra­co­wała. Miesz­ka­łam we Wro­cła­wiu, a stu­dio­wa­łam w Gdań­sku. Da­leko? Pierw­sze po­dróże bar­dzo mi się dłu­żyły, ale po la­tach le­dwo wsia­dłam do po­ciągu, prze­czy­ta­łam dwie strony książki, a już by­łam w Gdań­sku Głów­nym. Nie chcia­łam się prze­pro­wa­dzać. We Wro­cła­wiu mia­łam chło­paka i pracę. By­łam kel­nerką i bar­manką w knaj­pie La­scala, dzięki czemu po­zna­łam kuch­nię wło­ską. Wi­dzisz lu­dzi w ta­kim miej­scu, w dro­gich ciu­chach, za­ma­wia­ją­cych dro­gie je­dze­nie i my­ślisz, że oni są inni, z in­nej gliny. Do­piero póź­niej uświa­do­mi­łam so­bie, że są tacy jak my.

Dzięki ko­le­dze z knajpy do­sta­łam lep­szą pracę – w klu­bie ge­jow­skim Co­lor. To była ol­brzy­mia knajpa w pod­zie­miach: bary, ko­lory, wy­stępy drag qu­een. La­ski na mnie le­ciały, ale wie­dzia­łam, że z moją po­sturą za­wsze so­bie po­ra­dzę, więc czu­łam się tam bar­dzo bez­piecz­nie.

Na stu­diach by­łam naj­młod­sza w gru­pie, bo aku­rat zmie­niły się prze­pisy i ab­sol­wenci stu­dium na­uczy­ciel­skiego na­tych­miast mu­sieli do­ra­biać stu­dia ma­gi­ster­skie, je­śli chcieli da­lej pra­co­wać w szkole. A ja, kiedy już się zo­rien­to­wa­łam, że nie będę za­wo­dowo grać w piłkę, nie wie­dzia­łam, czego chcę. Uwa­ża­łam, że je­stem do­bra tylko w dwóch rze­czach: spo­rcie i roz­ma­wia­niu z ludźmi. Sport od­padł, więc po­sta­no­wi­łam, że zo­stanę przed­szko­lanką. Albo żłob­czanką. Jest ta­kie słowo? Ko­cha­łam małe dzieci, ale star­sze oka­zały się jed­nak cie­kaw­sze.

Mia­łam dwa­dzie­ścia sześć lat, ty­tuł ma­gi­stra, skoń­czyła mi się renta po ojcu, za­sta­na­wia­łam się, jak długo jesz­cze można być kel­nerką. Obe­szłam wszyst­kie szkoły, pracę do­sta­łam w ze­spole szkół bu­dow­la­nych pięć­dzie­siąt me­trów od domu.

A.,po­lo­nistka w li­ceum ogól­no­kształ­cą­cym w mie­ście wo­je­wódz­kim: Ni­gdy nie chcia­łam być na­uczy­cielką. Po­szłam na po­lo­ni­stykę, bo mia­łam kom­fort, ja­kiego nie ma współ­cze­sna mło­dzież: wy­bie­ra­jąc stu­dia, nie mu­sia­łam my­śleć o pie­nią­dzach. Wy­bra­łam kie­ru­nek, który mnie in­te­re­so­wał. A po­tem zro­bi­łam ma­gi­sterkę i po­szłam tam, gdzie była praca, czyli do li­ceum, w któ­rym uczę do dziś.

Piotr Śmiał­kow­ski,wy­cho­wawca klas I–III, na­uczy­ciel hi­sto­rii i an­giel­skiego w star­szych kla­sach szkoły pod­sta­wo­wej: Je­stem na­uczy­cie­lem, bo chcia­łem nim być. Moja bra­towa i żona są na­uczy­ciel­kami. Od li­ceum wie­dzia­łem, że chcę uczyć.

Ra­dek,lo­go­peda, były wy­cho­wawca przed­szkolny: Stu­dio­wa­łem dzien­nie lo­go­pe­dię i an­dra­go­gikę, czyli pe­da­go­gikę do­ro­słych, i pra­co­wa­łem jako bar­man w Pla­nie B[2]. W klu­bie by­łem od osiem­na­stej do czwar­tej nad ra­nem: im­preza, al­ko­hol, od­sy­pia­nie w dzień. Bar­dzo mnie to zmę­czyło, czło­wiek nie jest stwo­rzony do ta­kiego trybu ży­cia. Mój ko­lega pra­co­wał w pry­wat­nym przed­szkolu. Po­pro­si­łem, żeby spy­tał, czy mogę od­być u nich prak­tyki. Zgo­dzili się na mie­siąc. Od­nio­słem wra­że­nie, że nie bar­dzo im się spodo­ba­łem. Dwa mie­siące póź­niej ktoś od­szedł z pracy, a ja do­sta­łem pro­po­zy­cję ca­łego etatu. Gdy pra­co­wa­łem w przed­szkolu, zro­bi­łem ma­gi­sterkę z edu­ka­cji wcze­snosz­kol­nej i przed­szkol­nej.

Ba­sia, na­uczy­cielka mu­zyki i WF-u w Mło­dzie­żo­wym Ośrodku So­cjo­te­ra­peu­tycz­nym: Nie mia­łam po­ję­cia, co ze sobą zro­bić po stu­diach, tra­fi­łam więc na staż do urzędu pracy. Prze­kła­da­nie pa­pie­rów, praca „od-do”. To nie było dla mnie. Po­szłam do szkoły, bo co in­nego można ro­bić po hi­sto­rii?

Ewa Na­roż­niak, na­uczy­cielka bio­lo­gii w spo­łecz­nym Wie­lo­kul­tu­ro­wym Li­ceum Hu­ma­ni­stycz­nym im. Jacka Ku­ro­nia w War­sza­wie: Po ma­tu­rze, jesz­cze przed roz­po­czę­ciem stu­diów, or­ga­ni­zo­wa­łam wy­cieczki edu­ka­cyjne dla uczniów dru­gich klas o pro­filu bio­lo­giczno-che­micz­nym. Po dru­gim roku stu­diów za­czę­łam uczyć w szkole, do któ­rej wcze­śniej cho­dził mój brat.

Ja­ro­sław,na­uczy­ciel wy­cho­wa­nia fi­zycz­nego w kie­lec­kiej szkole pod­sta­wo­wej: Mój star­szy brat po­szedł do li­ceum. Po­my­śla­łem: „Zda ma­turę i co? Nie bę­dzie miał fa­chu”. Za­tem po­sze­dłem od tech­ni­kum me­cha­nicz­nego. Ale po ma­tu­rze zda­łem so­bie sprawę z tego, że nie będę me­cha­ni­kiem. Po­sze­dłem do dwu­let­niego stu­dium na­uczy­ciel­skiego, po któ­rym od razu mo­głem uczyć, ale tylko w pod­sta­wówce. Prak­tyki mia­łem w szkole, do któ­rej cho­dzi­łem i w któ­rej jesz­cze pra­co­wał mój wy­cho­wawca z ósmej klasy, wu­efi­sta. Kiedy mnie zo­ba­czył, prze­ka­zał mi wszyst­kie książki, które zbie­rał la­tami. Do tej pory ich cza­sem uży­wam.

Po­tem przy­sze­dłem do in­nej szkoły na za­stęp­stwo, bo mo­jego po­przed­nika po­wo­łali do woj­ska.

Ko­le­dzy mó­wili: „Ja­rek, tylko tu nie zo­sta­waj”, a po­lo­nistka oce­niła: „Naj­gor­szy chłam idzie pra­co­wać do szkoły”. Ale mnie się ta praca spodo­bała. Cho­dzi­łem po mie­ście, a dzie­ciaki mó­wiły mi: „Dzień do­bry”. Faj­nie. Na­wet te­raz, gdy gdzieś wy­jadę (w góry, nad mo­rze, nad je­zioro), spo­ty­kam ko­goś, kto mnie zna. Albo to ktoś z mo­ich uczniów, albo ich ro­dzi­ców. Mnie się to po­doba.

Da­nu­sia, na­uczy­cielka wy­cho­wa­nia zin­te­gro­wa­nego w wiej­skiej szkole pod­sta­wo­wej na Pod­la­siu: Jako dziecko ba­wi­łam się w szkołę. Sa­dza­łam lalki i je uczy­łam. Od po­czątku chcia­łam być na­uczy­cielką.

Kiedy w ósmej kla­sie do­sta­li­śmy od wy­cho­waw­czyni kwe­stio­na­riusz, w któ­rym trzeba było wpi­sać, gdzie chcemy się da­lej uczyć, wpi­sa­łam: „stu­dium wy­cho­wa­nia przed­szkol­nego”.

Pro­si­łam ro­dzi­ców, żeby się na to zgo­dzili. Ale oni z przy­kro­ścią za­pro­te­sto­wali, bo by­łam naj­star­sza z ro­dzeń­stwa i mu­sia­łam pra­co­wać na go­spo­dar­stwie. Mama pra­co­wała w skle­pie, tata w za­kła­dzie, a ja mu­sia­łam rano wy­pro­wa­dzić krowy. Za­py­ta­łam ich: „To gdzie mam się da­lej uczyć?!”. Od­po­wie­dzieli: „W naj­bliż­szej szkole”.

A naj­bli­żej było tech­ni­kum rol­ni­cze. Z pła­czem zło­ży­łam do niego pa­piery.

W tech­ni­kum uczy­łam się o upra­wie ro­ślin i me­cha­ni­za­cji, czym nie by­łam za­in­te­re­so­wana. Kiedy zda­łam ma­turę, po­wie­dzia­łam ro­dzi­com, że na­dal chcę być na­uczy­cielką!

Ro­dzice znowu za­pro­te­sto­wali, mó­wiąc: „Masz dwa­dzie­ścia lat, nie mo­żesz się da­lej uczyć, bo w domu się nie prze­lewa. Mu­sisz iść do pracy”.

Do ja­kiej pracy? Usły­sza­łam, że we wsi szu­kają przed­szko­lanki, ale wsty­dzi­łam się zło­żyć tam pa­piery, bo w ru­bryce „wy­kształ­ce­nie” wpi­sano ty­tuł „tech­nik rol­nik”.

Mama za­nio­sła po­da­nie za mnie. Na szczę­ście in­spek­tor pa­mię­tał mnie ze szkoły i przy­jął do pracy. Po dwóch la­tach za­pro­po­no­wał: „Masz wspa­niałe po­dej­ście do dzieci, może byś prze­szła do szkoły pod­sta­wo­wej?”.

Mimo że nie na­leżę do od­waż­nych, bar­dzo chcia­łam być na­uczy­cielką i nie wy­obra­ża­łam so­bie tego, by nie sko­rzy­stać z tej szansy.

Aneta Ko­ry­ciń­ska, była po­lo­nistka w I Spo­łecz­nym Li­ceum Ogól­no­kształ­cą­cym w War­sza­wie, au­torka bloga „Baba od pol­skiego”: Z ca­łej mo­jej edu­ka­cji pa­mię­tam je­den kadr: wy­mio­tuję do ko­sza na śmieci przed bu­dyn­kiem szkoły. Mia­łam same piątki i szóstki, za­wsze czer­wony pa­sek. Ro­dzice po­szli ze mną do le­ka­rza. „Taki «wy­rost»” – po­wie­dział. Zro­zu­mia­łam, że to jest nor­malne, po pro­stu tak się dzieje, kiedy czło­wiek ro­śnie.

Co było dla mnie ta­kie trudne?

Wszystko. Szkoła była opre­syjna, a re­la­cje trudne. Pa­mię­tam, jak w czwar­tej kla­sie ko­le­żanki wy­zy­wały mnie od dzi­wek. Do tej pory 1 wrze­śnia i roz­po­czę­cie roku szkol­nego są dla mnie nie­ła­twym dniem.

Skąd więc wzię­łam się w szkole? W li­ceum in­te­re­so­wa­łam się głów­nie bio­lo­gią i fi­zyką, ale kiedy zda­łam ma­turę z pol­skiego na dzie­więć­dzie­siąt dwa pro­cent, sio­stra mo­jego chło­paka za­pro­po­no­wała: „Słu­chaj, to może ty pójdź na fi­lo­lo­gię pol­ską”. Po­szłam na po­lo­ni­stykę na rok, żeby spraw­dzić, czy to po­lu­bię. I… za­ko­cha­łam się. Wresz­cie mia­łam z kim roz­ma­wiać! Z ko­le­gami ze stu­diów słu­cha­li­śmy me­talu i de­ath me­talu, pi­li­śmy piwo na cmen­ta­rzu.

Co­dzien­nie wsta­wa­łam o czwar­tej czter­dzie­ści, żeby zdą­żyć na po­ciąg o szó­stej czter­na­ście i do­je­chać na uczel­nię. Po za­ję­ciach szłam do pracy, wra­ca­łam ostat­nim po­cią­giem, w domu by­łam po go­dzi­nie dwu­dzie­stej trze­ciej. Na stu­diach or­ga­ni­zo­wa­łam kon­fe­ren­cje na­ukowe, two­rzy­łam tek­sty do spek­ta­kli te­atral­nych, za­ło­ży­łam koło na­ukowe im. Ju­liu­sza Sło­wac­kiego, wresz­cie spo­ty­ka­łam in­spi­ru­ją­cych lu­dzi! Na­pi­sa­łam pracę ma­gi­ster­ską o po­wie­ściach grozy Rey­monta i zda­łam na stu­dia dok­to­ranc­kie.

Tam jed­nak nie było już in­spi­ra­cji, tylko prze­rzu­ca­nie się cy­ta­tami. Po­wtórki, se­mi­na­ria – za­bra­kło mi spraw­czo­ści, a chcia­łam coś zmie­niać. Mu­szę mieć po­czu­cie mi­sji; czuć, że to, co ro­bię, wpływa na świat, zmie­nia go, po­maga ko­muś. Tym­cza­sem cho­dzi­łam na se­mi­na­ria i pra­co­wa­łam w por­talu Ga­zeta.pl, ro­biąc fo­to­story o tym, która ak­torka była na im­pre­zie w ład­niej­szej su­kience.

Kiedy któ­re­goś dnia rano, po dy­żu­rze w re­dak­cji, sze­fowa po­le­ciła mi je­chać do Ło­dzi na kon­cert Ju­stina Bie­bera, wsta­łam i po­wie­dzia­łam, że rzu­cam pracę.

Wy­szłam na ulicę i uświa­do­mi­łam so­bie, że nie wiem, co da­lej. Wtedy przy­po­mnia­łam so­bie, że na stu­diach zro­bi­łam spe­cja­li­za­cję na­uczy­ciel­ską…

Ba­sia: Po­szłam na roz­mowę kwa­li­fi­ka­cyjną do dwóch szkół. Pod­czas pierw­szej czu­łam się tak so­bie. W MOS-ie zo­sta­łam od razu cie­pło przy­wi­tana przez dy­rek­cję. Więc wy­bra­łam MOS, choć wa­run­kiem za­trud­nie­nia było to, że skoń­czę po­dy­plo­mowo so­cjo­te­ra­pię. To ko­nieczne, bo u nas są inne prio­ry­tety niż w zwy­kłej szkole i dużo wię­cej pracy wy­cho­waw­czej. Ale tu­taj od razu, pod­czas tej pierw­szej roz­mowy, po­czu­łam, że ta praca ma sens.

Ja­ro­sław: Po pięt­na­stu la­tach pracy chcia­łem zo­stać dy­rek­to­rem. Po­sze­dłem na­wet na kurs. Ale zre­zy­gno­wa­łem, bo taki mam cha­rak­ter – za­miast obo­wiązki sce­do­wać na ko­goś, wolę wszystko zro­bić sam. Poza tym dy­rek­tor jest od­po­wie­dzialny za szkołę dwa­dzie­ścia cztery go­dziny na dobę. Wiem, bo moja żona jest dy­rek­torką. Zro­biła upraw­nie­nia dwa–trzy lata po mnie. Kiedy w święta za­mar­zły i pę­kły rury, za­lało szkołę, to kto miał je­chać na miej­sce? Wia­domo, ona.

Kurs dla dy­rek­to­rów jest dość teo­re­tyczny, wszyst­kiego prak­tycz­nie trzeba się uczyć sa­memu. Naj­bar­dziej w pracy po­maga wszyst­ko­wie­dzący in­ter­net – świat tak szybko zmie­nia, a tu cią­gle trzeba być na bie­żąco.

Ka­ta­rzyna Kab­ziń­ska,na­uczy­cielka fi­zyki i ma­te­ma­tyki, pry­watny ze­spół szkół w War­sza­wie: Chcia­łam uczyć, ale ro­dzina mó­wiła: „Po co masz się mar­no­wać w szkole”. Uległam jej i po­szłam pra­co­wać do firmy ubez­pie­cze­nio­wej, gdzie tra­fiał mnie szlag.

Wy­trzy­ma­łam pół­tora roku. Wo­la­łam za­ra­biać mniej, ale ro­bić coś, co ma sens. Kiedy zo­sta­łam na­uczy­cielką, wszystko się zmie­niło.

Do­sta­łam pracę w du­żym ze­spole szkół (tech­ni­kum i szkoła za­wo­dowa) pod War­szawą. Ta szkoła ukształ­to­wała mnie jako na­uczy­cielkę.

Ir­mina: Mia­łam trzy­let­nią prze­rwę w pracy. Kiedy utwo­rzono gim­na­zja, wy­je­cha­łam za gra­nicę. Po­je­cha­łam „po dzieci”, bo przez dzie­sięć lat nie udało mi się zajść w ciążę. Od pol­skich spe­cja­li­stów sły­sza­łam tylko: „Wszystko jest w po­rządku, pro­szę od­dy­chać, bę­dzie do­brze”. Ale tak nie było. Wy­je­cha­łam więc do kraju, w któ­rym wspo­ma­ga­nie roz­rodu stoi na wy­so­kim po­zio­mie. Do Pol­ski wró­ci­łam, gdy moje bliź­nięta skoń­czyły rok. Za­miesz­ka­łam z mamą: ja, dzie­ciaki i mama na eme­ry­tu­rze. Wszę­dzie sły­sza­łam: „Nie ma pracy, nie ma pracy”. Bra­łam więc wszystko, co się na­wi­nęło – opiekę nad dziećmi, le­pie­nie pie­ro­gów. Pierw­szego wrze­śnia oka­zało się, że mój ko­lega na­uczy­ciel idzie na roczny urlop, więc zwal­nia się etat. Ale się cie­szy­łam! Znowu mo­głam ro­bić to, co ko­cham.

Ewe­lina,na­uczy­cielka che­mii w dwóch war­szaw­skich li­ce­ach: W ogól­niaku wzię­łam udział w olim­pia­dzie che­micz­nej, więc wy­bór stu­diów wy­da­wał się oczy­wi­sty. By­łam pewna, że zo­stanę na­ukow­cem lub ewen­tu­al­nie za­trud­nię się w la­bo­ra­to­rium.

Po trzech la­tach na stu­diach ma­gi­ster­skich można było do­dat­kowo wy­brać ścieżkę dy­dak­tyczną umoż­li­wia­jącą pracę w szkole. To świetna opcja i dużo osób ją wy­bie­rało. Ale w se­sji zi­mo­wej trzeba było zdać pięt­na­ście eg­za­mi­nów! I część lu­dzi od­pa­dała. Ja wy­trwa­łam. Udzie­la­łam już wtedy ko­re­pe­ty­cji – do­strze­ga­łam cza­sem błysk w oczach mo­ich uczniów, dzięki któ­remu wie­dzia­łam, że do­brze to ro­bię. I to mi się bar­dzo po­do­bało! Po­sta­no­wi­łam więc, że zo­stanę na­uczy­cielką.

Dzia­łaczka oświa­towa (za­an­ga­żo­wana w pro­te­sty na­uczy­cieli wo­bec re­formy edu­ka­cji, wspie­ra­jąca pe­da­go­gów pod­czas strajku i pod­czas ich wy­stą­pień kry­ty­ku­ją­cych ko­lejne po­su­nię­cia mi­ni­stra oświaty, Prze­my­sława Czarnka): Do tego za­wodu ła­two wejść, ale trudno z niego wyjść, dla­tego jest tylu przy­pad­ko­wych na­uczy­cieli. Przy­cią­gają ich wa­runki pracy. Dy­rek­tor przed­szkola pra­cuje od siód­mej do trzy­na­stej. O trze­ciej po po­łu­dniu jest już po pracy. A wa­ka­cje? Prze­rwy świą­teczne? To przy­ciąga do pracy w szkole ko­biety, które zaj­mują się dziećmi i do­mem. Nie­ko­niecz­nie naj­lep­sze ab­sol­wentki. A po­tem sła­bych na­uczy­cieli trudno wy­rzu­cić. Osoba zde­ter­mi­no­wana, na­wet je­śli słabo uczy, może so­bie w szkole uwić cie­płe i wy­godne gniazdko na lata.

[1] M. Smak, D. Wal­czak, Po­zy­cja spo­łeczno-za­wo­dowa na­uczy­cieli. Ra­port z ba­da­nia ja­ko­ścio­wego, In­sty­tut Ba­dań Edu­ka­cyj­nych 2015, s. 3.

[2] Plan B to bar­dzo po­pu­larny klub przy pl. Zba­wi­ciela w War­sza­wie, miej­scu ucho­dzą­cym za hip­ster­skie serce mia­sta.

Pierwsza lekcja

Metody i cele

Pokój nauczycielski

Źli nauczyciele

Kryminalna biurokracja

Bardzo małe pieniądze

Szkoły publiczne i prywatne

Mężczyźni w oświacie

O co chodzi z tą Finlandią?

Część drugaMy

Strach

po raz drugi

Strach przed jedynką.

Przed panią od matematyki, która traktuje każdego jak debila.

Przed panią z sekretariatu, która zawsze ma zły humor.

Przed ośmieszeniem.

Przed byciem nagranym kamerką i przerobionym na mema.

Strach, że twojemu dziecku się nie uda.

Bo źle wybrałaś szkołę.

Bo nie ma korepetycji.

Bo ma korepetycje.

Bo pyskujesz i to się zemści na dziecku.

Bo milczysz i to zaszkodzi dziecku.

Strach przed panią z sekretariatu, panią od matematyki i panią od WOS-u.

Przed innymi rodzicami.

Przed ośmieszeniem.

Roszczeniowi rodzice

Nasze rozwydrzone dzieci

Najtrudniejsze przypadki i jak je ogarnąć

Poziom i program

Trudności i porażki

Szkolna polityka, polityka w szkole

Na zakończenie: Ginący zawód

O moich rozmówcach

A. – po­lo­nistka w li­ceum ogól­no­kształ­cą­cym w mie­ście wo­je­wódz­kim – całe ży­cie za­wo­dowe zwią­zana jest z tą samą szkołą śred­nią.

Aneta – an­glistka. Jako na­sto­latka chciała zo­stać we­te­ry­na­rzem. Co roku, przez dwa­na­ście lat, w wa­ka­cje zaj­mo­wała się zwie­rzę­tami: była wo­lon­ta­riuszką w fo­ka­rium na Helu, pta­sim azylu, schro­ni­sku dla psów i koni w Ko­ra­bie­wi­cach, w Ti­ger Tem­ple w Taj­lan­dii, świą­tyni ty­gry­siej, pro­wa­dzo­nej przez bud­dyj­skich mni­chów, o któ­rej mówi: „straszne miej­sce”. W Kapsz­ta­dzie oczysz­czała pin­gwiny z ropy naf­to­wej, w hisz­pań­skiej Ma­la­dze opie­ko­wała się osłami. Ma psa, któ­remu co­dzien­nie mię­dzy jedną a drugą pracą stara się za­pew­nić dłu­gie spa­cery. Po roku pracy w pry­wat­nym li­ceum wró­ciła do li­ceum pań­stwo­wego i jest szczę­śliwa.

Aneta Ko­ry­ciń­ska – kiedy roz­ma­wia­ły­śmy, uczyła w I Spo­łecz­nym Li­ceum Ogól­no­kształ­cą­cym w War­sza­wie. W 2022 roku ode­szła ze szkoły, na­dal udziela ko­re­pe­ty­cji. Ter­miny na nad­cho­dzący rok szkolny zni­kają w marcu, gdy tylko ogła­sza za­pisy. Mię­dzy in­nymi dla­tego udo­stęp­nia w in­ter­ne­cie pod­ca­sty ze swo­ich lek­cji. Za­częła je na­gry­wać pod­czas pan­de­mii. Pro­wa­dzi stronę „Baba od pol­skiego”, gdzie ra­dzi, jak pi­sać roz­prawki i in­ter­pre­to­wać szkolne lek­tury. Opie­kuje się psami ze schro­ni­ska. Jed­nego z nich ugry­zła, gdy źle się za­cho­wy­wał. Po­mo­gło, pies zro­zu­miał, kto tu jest opie­ku­nem.

Aniela – che­miczka. Jest eme­rytką, udziela ko­re­pe­ty­cji. Ma pię­cioro dzieci i troje wnu­cząt.

Anna – an­glistka, me­to­dyk. Przez dwa­dzie­ścia trzy lata uczyła przy­szłych pe­da­go­gów. Za­częła, ma­jąc za­le­d­wie trzy­let­nie do­świad­cze­nie w na­ucza­niu i dwa lata in­ten­syw­nych szko­leń, które zor­ga­ni­zo­wano dla me­to­dy­ków. Uczyła się mię­dzy in­nymi w Da­nii i Wiel­kiej Bry­ta­nii. Dziś mówi, że trzy­let­nie ko­le­gium na­ucza­nia ję­zyka an­giel­skiego, które współ­two­rzyła, wy­dało na świat kil­ka­na­ście rocz­ni­ków re­we­la­cyj­nych na­uczy­cieli. Przez pięt­na­ście lat pi­sała pod­ręcz­niki, z któ­rych wciąż ko­rzy­sta się na ca­łym świe­cie. Ode­szła z ko­le­gium, gdy za­częło przy­go­to­wy­wać na­uczy­cieli klas I–III. Uważa bo­wiem, że nie zna się na na­ucza­niu ma­łych dzieci. Prze­szła na eme­ry­turę, ale na­dal pra­cuje. Przy­ja­ciele od lat pro­szą ją, by na­pi­sała książkę na pod­sta­wie swo­ich prze­my­śleń i szkol­nych aneg­dot.

B. – dy­rek­torka nie­pu­blicz­nego ze­społu szkół w nie­du­żej miej­sco­wo­ści, edu­ka­cja jest jej pa­sją. Ma dwoje dzieci, raz do roku zo­sta­wia je pod opieką męża i ru­sza z przy­ja­ciół­kami w eg­zo­tyczną po­dróż.

Ba­sia – uczy mu­zyki i WF-u w Mło­dzie­żo­wym Ośrodku So­cjo­te­ra­peu­tycz­nym. Na­wet na im­pre­zach opo­wiada o swo­jej pracy. Inni tań­czą, piją al­ko­hol, palą skręty, a Ba­sia mówi o tym, jak bar­dzo mało czasu lu­dzie po­świę­cają dzie­ciom. Jest mę­żatką, ma dwoje dzieci.

Be­ata – hi­sto­ryczka w pu­blicz­nej szkole pod­sta­wo­wej. Jest cie­pła, ser­deczna, ła­two zdo­bywa sym­pa­tię i dzieci, i ich ro­dzi­ców.

C. – na­uczy­cielka z wiej­skiej szkoły na Pod­kar­pa­ciu, mimo wielu ofert pracy, nie chce za­trud­nić się w mie­ście.

Da­nu­sia – na­uczy­cielka klas I–III w gmin­nej szkole na Pod­la­siu. Przez bli­sko trzy­dzie­ści lat miesz­kała w za­kła­do­wej ka­wa­lerce w ma­lut­kim bu­dynku tuż przy szkole. Wszy­scy jej zna­jomi dzi­wili się, że składa po­da­nie o służ­bowe miesz­ka­nie, skoro w domu ro­dzi­ców miała do­bre wa­runki. Ona jed­nak po­sta­wiła na swoim: chciała być u sie­bie. Było tak, jakby miesz­kała w szkole. Kiedy z okna ka­wa­lerki wi­działa, że ktoś za­po­mniał zga­sić świa­tło w sali, szła na górę i je ga­siła. Gdy usły­szała szum wody, w porę za­re­ago­wała na awa­rię. Kiedy gmina zde­cy­do­wała, że bu­dy­nek, w któ­rym mieszka Da­nu­sia, trzeba zbu­rzyć, bo oszpeca cen­trum miej­sco­wo­ści, ko­le­żanki ją po­cie­szały, że te­raz wróci do ro­dzi­ców i bę­dzie miała wię­cej spo­koju i czasu dla sie­bie. Bra­cia, pra­cu­jący w Bel­gii, za­ofe­ro­wali się, że za­płacą za re­mont domu.

Do­rota Olesz­czak – po­lo­nistka z war­szaw­skiego li­ceum. Lubi gry RPG, zwłasz­cza kom­pu­te­rowe, i haft krzy­ży­kowy. Ostat­nio ucieka od złych wia­do­mo­ści w ukła­da­nie puz­zli. Ra­zem z na­rze­czo­nym, a obec­nie mę­żem, ad­op­to­wali sta­rego, cho­rego na cu­krzycę kota ro­syj­skiego.

Ewa Na­roż­niak – bio­lożka w Wie­lo­kul­tu­ro­wym Li­ceum Hu­ma­ni­stycz­nym im. Jacka Ku­ro­nia. Za­częła pra­co­wać w szkole, gdy miała dwa­dzie­ścia lat. Uczy w spo­łecz­nym, de­mo­kra­tycz­nym i kry­tycz­nym li­ceum w War­sza­wie. Skoń­czyła li­ceum im. Ba­to­rego, z któ­rym była długo zwią­zana. Uczył ją Ja­rek Szul­ski. W trak­cie stu­diów dok­to­ranc­kich współ­two­rzyła Na­ukę dla Przy­rody – ruch spo­łeczny zrze­sza­jący na­ukow­ców z ca­łej Pol­ski po­wstały po­cząt­kowo w celu ochrony Pusz­czy Bia­ło­wie­skiej przed wy­cinką. Ak­ty­wistka na rzecz kli­matu.

Ewe­lina – che­miczka, za­częła uczyć jako stu­dentka, udzie­la­jąc ko­re­pe­ty­cji. Ma świetne po­dej­ście do dzieci i ła­twość przed­sta­wia­nia w zro­zu­miały spo­sób trud­nych kwe­stii. Tuż po obro­nie pracy ma­gi­ster­skiej zna­la­zła za­trud­nie­nie w szkole.

Ir­mina – była na­uczy­cielka WF-u. Jest sa­motną mamą bliź­niąt. Ma duże wspar­cie ze strony swo­jej mamy, brata i jego żony. Jej dzieci nie znają dziad­ków od strony taty. Jest wa­leczna i ni­gdy się nie pod­daje. Gdy kilka lat temu wra­cała z dzie­cia­kami z wa­ka­cji, pa­dła jej skrzy­nia bie­gów w sa­mo­cho­dzie. Wró­ciła na la­we­cie do ośrodka wcza­so­wego, w holu usta­wiła słoik na datki i ze­brała od zna­jo­mych na na­prawę.

Ja­ro­sław – na­uczy­ciel wy­cho­wa­nia fi­zycz­nego w kie­lec­kiej szkole pod­sta­wo­wej, oj­ciec dwóch sy­nów (stu­denta i li­ce­ali­sty). Jego żona jest dy­rek­torką szkoły. Oboje pra­cują w róż­nych pla­ców­kach. W szkole pod­sta­wo­wej tre­no­wał nar­ciar­stwo bie­gowe i grał w ping-ponga. Skoń­czył tech­ni­kum me­cha­niczne, a po­tem Aka­de­mię Wy­cho­wa­nia Fi­zycz­nego. Jako młody na­uczy­ciel był obiek­tem wes­tchnień wielu uczen­nic. Do dziś do­ro­słe już pa­nie ro­bią ma­ślane oczy na samo wspo­mnie­nie o nim. To one zna­la­zły dla mnie kon­takt do daw­nego ulu­bio­nego na­uczy­ciela i za­aran­żo­wały na­sze spo­tka­nie.

K. – ma­te­ma­tyczka, czę­sto zmie­nia pracę. Po­trafi do­strzec bry­lant na­wet w trud­nym uczniu.

Ka­ta­rzyna Kab­ziń­ska – ma­te­ma­tyczka i fi­zyczka, dy­rek­torka nie­pu­blicz­nego ze­społu szkół w War­sza­wie. Jest sa­motną mamą, lubi po­dró­żo­wać, cho­dzi po gó­rach.

Ksiądz Ma­rek – ka­te­cheta w in­te­gra­cyj­nej szkole pod­sta­wo­wej w „złej” dziel­nicy du­żego mia­sta. Mieszka w du­żym, ład­nym po­koju z ła­zienką i mi­nia­nek­sem ku­chen­nym w domu księży. Gra na gi­ta­rze.

M. – dy­rek­torka w po­pu­lar­nej war­szaw­skiej nie­pu­blicz­nej szkole, jest zwią­zana z oświatą od po­nad trzy­dzie­stu lat. Ma troje wnu­cząt, lubi po­dró­żo­wać.

Ma­riusz – wy­cho­wawca w świe­tlicy. Przez lata grał w ze­spole roc­ko­wym i do­ra­biał do szkol­nej pen­sji jako mu­zyk i wo­dzi­rej na we­se­lach. My­śli o na­pi­sa­niu książki re­por­ter­skiej o tym, jak Po­lacy ba­lują. Nie­dawno uro­dziło mu się pierw­sze dziecko.

N. – po­lo­nistka, pra­cuje na nie­cały etat, bo ma dwoje dzieci w wieku wcze­snosz­kol­nym, które musi wo­zić i od­bie­rać ze szkoły. Uwiel­bia swo­jego psa i pracę w ogródku.

Olga Sko­li­mow­ska – na­uczy­cielka przed­szkolna, która przez se­mestr stu­dio­wała w Fin­lan­dii. Po­wie­działa o so­bie zda­nie, które za­pa­dło mi w pa­mięć: „Za­wsze chcia­łam mieć wpływ na to, co się dzieje na świe­cie”. Dla­tego już drugą ka­den­cję jest radną z ra­mie­nia KO. Prze­wod­ni­czy ko­mi­sji edu­ka­cji w swo­jej gmi­nie. Skoń­czyła po­dy­plo­mowe stu­dia z za­rzą­dza­nia oświatą. Lubi rę­ko­dzieło.

Piotr Śmiał­kow­ski – na­uczy­ciel edu­ka­cji po­cząt­ko­wej, an­giel­skiego, hi­sto­rii i etyki. Był wy­cho­wawcą mo­jego naj­star­szego dziecka. Uczy w pu­blicz­nej szkole pod­sta­wo­wej, ma troje dzieci. Star­sze cho­dzą do re­jo­no­wej pod­sta­wówki w pod­war­szaw­skiej miej­sco­wo­ści. I Piotr, i jego żona, która rów­nież jest na­uczy­cielką, pra­cują w war­szaw­skich szko­łach (każde w in­nej). Choć to by­łoby wy­godne, żadne z nich nie chciało, by ich dzieci uczyły się w pla­cówce, w któ­rej oni pra­cują. La­tem 2022 roku zde­cy­do­wał się na zmianę pracy: zo­stał wi­ce­dy­rek­to­rem w in­nej pu­blicz­nej szkole pod­sta­wo­wej.

Ra­dek – ab­sol­went lo­go­pe­dii, pe­da­go­giki do­ro­słych, edu­ka­cji wcze­snosz­kol­nej i przed­szkol­nej. Swoją żonę po­znał w pracy – jej sy­nek był w jego gru­pie. Te­raz wy­cho­wują dwoje dzieci. Ra­dek pra­cuje cały czas w tym sa­mym przed­szkolu, choć te­raz w in­nej roli – jako lo­go­peda, nie wy­cho­wawca. Pro­wa­dzi też te­ra­pię lo­go­pe­dyczną w pry­wat­nej kli­nice sto­ma­to­lo­gicz­nej.

Re­nata – pe­da­gog szkolny i na­uczy­cielka wie­dzy o spo­łe­czeń­stwie w pry­wat­nej szkole pod­sta­wo­wej i pu­blicz­nym li­ceum w War­sza­wie. Kiedy przy­szła do no­wej szkoły, oka­zało się, że nie ma dla niej miej­sca. Zna­la­zła scho­wek, który wy­sprzą­tała i urzą­dziła tak, by miej­sce za­chę­cało do roz­mów. Przy­nio­sła dy­wan, fo­tele, lampkę, pre­celki i her­batę. Oprócz her­baty i pre­cel­ków wszystko przy­tar­gała ze śmiet­nika.

Syl­wia Chwe­dor­czuk – dok­tor nauk hu­ma­ni­stycz­nych. Po odej­ściu ze szkoły na­pi­sała książkę Ko­wal­ska. Ta od Dą­brow­skiej o mi­ło­ści dwóch pi­sa­rek – Anny Ko­wal­skiej i Ma­rii Dą­brow­skiej. My­śli o ko­lej­nej bio­gra­fii, może na­pi­sze o ży­dow­skiej fo­to­re­por­terce Ju­lii Pi­rotte. Nie chce wra­cać do szkoły, ale tę­skni za re­la­cją na­uczy­cielka–uczeń. Mówi, że ra­dzi so­bie z tym, spo­ra­dycz­nie udzie­la­jąc pry­wat­nych lek­cji dzie­ciom zna­jo­mych.

We­ro­nika – przez sie­dem­na­ście lat uczyła ma­te­ma­tyki w nie­pu­blicz­nych li­ce­ach. Od nie­dawna jest wy­kła­dow­czy­nią w szkole wyż­szej. Ko­cha zwie­rzęta. Ma dwa psy i trzy ko­nie. Mieszka z ro­dziną w domu pod War­szawą, co­dzien­nie wozi swoją córkę, tre­nu­jącą skoki, do stad­niny od­le­głej o trzy­dzie­ści ki­lo­me­trów. Nie tę­skni za pracą w szkole, jest za­chwy­cona re­la­cjami ze stu­den­tami.

Z. – tre­nerka w ośrodku szko­leń dla na­uczy­cieli, mama dwójki dzieci.

Bibliografia

Nauczyciele. Wielki zawód

Joanna Sokolińska

Współpraca: Justyna Mrowiec

© Wydawnictwo RM, 2023Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska [email protected]

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

ISBN 978-83-8151-299-2 ISBN 978-83-8151-300-5 (ePub) ISBN 978-83-8151-301-2 (mobi)

Edytor: Justyna MrowiecRedaktor prowadząca: Barbara Ramza-KołodziejczykRedakcja: Justyna MrowiecKorekta: Anita RejchNadzór graficzny: Grażyna JędrzejecProjekt graficzny okładki: Magdalena BetlejProjekt graficzny książki: Dolina LiterekEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]

Table of Contents

Oni

Strach

Jak zostać nauczycielką

Pierwsza lekcja

Metody i cele

Pokój nauczycielski

Źli nauczyciele

Kryminalna biurokracja

Bardzo małe pieniądze

Szkoły publiczne i prywatne

Mężczyźni w oświacie

O co chodzi z tą Finlandią?

My

Strach

Roszczeniowi rodzice

Nasze rozwydrzone dzieci

Najtrudniejsze przypadki i jak je ogarnąć

Poziom i program

Trudności i porażki

Szkolna polityka, polityka w szkole

Na zakończenie: Ginący zawód

O moich rozmówcach

Bibliografia