Na zawsze z tobą - Jennifer L. Armentrout - ebook + książka

Na zawsze z tobą ebook

Jennifer L. Armentrout

0,0
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Stephanie niedawno skończyła studia i przeprowadziła się do Plymouth Meeting. To dla niej zupełna nowość – prawdziwy początek samodzielnego, dorosłego życia. Przypadkowe spotkanie z Nickiem prowadzi do czegoś, co obojgu wydaje się tylko nic nieznaczącą, przelotną przygodą. Chodzi przecież tylko o dobrą zabawę.

A co, jeśli los ma wobec tych dwojga inne plany? Jak dwoje młodych ludzi zareaguje na sytuację, która może w dramatyczny sposób wpłynąć na ich losy? Do tej pory żadne z nich jakoś szczególnie nie zaprzątało sobie głowy przyszłością – teraz oboje będą musieli o nią walczyć, choć każde na swój sposób.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 411

Rok wydania: 2025

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału: Forever with You

Ilustracja i projekt okładki: Urszula Gireń

Redakcja: Beata Kostrzewska

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Beata Kozieł-Kulesza, Renata Kuk

© 2015 by Jennifer L. Armentrout

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Paweł Wolak

ISBN 978-83-287-3490-6

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

Moim Czytelniczkom.

Bez Was nic nie byłoby możliwe.

ROZDZIAŁ    1   

Wyładowane po brzegi pudło do przeprowadzek niebezpiecznie się zachwiało, bo musiałam przesunąć się w bok, żeby zatrzasnąć biodrem tylne drzwi mojego samochodu. Wstrzymałam oddech i stanęłam nieruchomo na parkingu obok wielkiego motocykla, by powstrzymać dziwny grzechot, który zaczął dobiegać z kartonu.

Raz. Dwa. Trzy. Cztery. Pięć…

Przestał się telepać, kiedy doszłam do sześciu. Z ulgą wypuściłam powietrze. Zawartość była zbyt cenna, żeby wylądowała na ziemi. Powinnam pomyśleć o tym wcześniej, zanim wpakowałam do środka milion różnych rzeczy.

Teraz było już za późno.

Głośno westchnęłam i zerknęłam znad krawędzi pudła, żeby zobaczyć chodnik i wejście do budynku. Po chwili ruszyłam przed siebie, zdeterminowana, żeby nie upuścić kartonu i nie skręcić sobie karku w czasie próby dostania się do środka. Dzięki Bogu i wszystkim jego – lub jej – dmącym w trąby aniołom moje mieszkanie znajdowało się na parterze.

Miałam wielką nadzieję, że przynajmniej przez jakiś czas nie będę musiała się przeprowadzać. Chociaż wydawało się, że do spakowania nie jest wiele, to cała operacja była strasznie upierdliwa. Na szczęście transportem większych sprzętów – łóżka, kanapy i pozostałych mebli – zajęła się wyspecjalizowana firma. Mimo to i tak zaskoczyło mnie, ile gratów udało mi się zgromadzić, gdy mieszkałam w akademiku.

Kiedy doczłapałam do szerokich schodów prowadzących na wyższe piętra, rwący ból w mięśniach ramion zrobił się trudny do wytrzymania. Pudło znowu zaczęło drżeć. Przeklęłam pod nosem. To była tak siarczysta wiązanka, że tata i dziadek na pewno byliby ze mnie dumni.

Jeszcze parę kroków, powtarzałam sobie w myślach, jeszcze tylko parę kroków. I wtedy karton wyślizgnął mi się z rąk. Ugięłam kolana, żeby mocniej go złapać, ale zrobiłam to za późno. Pudło wypełnione łatwo tłukącymi się rzeczami poleciało.

– Pojebany, pierdolony, parszywy kawał gówna…

Jakieś trzydzieści centymetrów nad podłogą karton nagle się zatrzymał. Wystraszyłam się tak bardzo, że przekleństwa uwięzły mi w gardle. Nie trzymałam już w rękach nieprzyjemnego ciężaru i moje mięśnie poczuły ogromną ulgę. Na początku zaczęłam się zastanawiać, czy nie zostałam nagle obdarzona jakąś supermocą, ale już po chwili zobaczyłam dwie duże dłonie, które trzymały pudło i na pewno nie należały do mnie.

– Podziwiam każdego, kto potrafi skomponować taką wiązankę.

Wytrzeszczyłam oczy, bo właśnie usłyszałam wyjątkowo miły, niesamowicie głęboki męski głos. Rzadko się czerwienię. W zasadzie nigdy. W gruncie rzeczy to inni czerwienią się przeze mnie. Ale w tym momencie to ja zalałam się rumieńcem. Poczułam się tak, jakbym nagle wystawiła policzki na palące słońce. Przez chwilę gapiłam się na jego dłonie. Miał długie, eleganckie palce z krótko przyciętymi paznokciami, a jego skóra była kilka odcieni ciemniejsza od mojej.

Potem karton powędrował w górę, a ja się wyprostowałam i pozwoliłam, żeby mój wzrok przesunął się po szerokich barach kolesia, który go trzymał. Po chwili spojrzałam jeszcze wyżej…

Ale ciacho…

Miałam przed sobą ucieleśnienie wysokiego, śniadego przystojniaka. Widziałam wielu atrakcyjnych kolesiów, ale ten był poza skalą. Może chodziło o wyjątkowy kolor jego skóry? Ciemnobrązowe włosy, przystrzyżone krótko na bokach i nieco dłuższe na górze, stanowiły odpowiednią ramę dla wysokich kości policzkowych i ładnie zarysowanej kwadratowej szczęki. Jego cera miała głęboko oliwkowy odcień, sugerujący nieco egzotyczne korzenie. Może latynoskie? Nie byłam pewna. Mój dziadek pochodził z Kuby i na pewno odziedziczyłam po nim jakieś cechy.

Zza gęstych rzęs spoglądała na mnie para niesamowitych oczu. Uznałam, że są naprawdę wyjątkowe, jasnozielone wokół źrenic i prawie niebieskie przy krawędziach. Wiedziałam, że to jakaś iluzja optyczna, ale mimo to robiły ogromne wrażenie.

Ten facet był zjawiskowy.

– Szczególnie jeśli takie słowa padają z ust ładnej dziewczyny – dodał i delikatnie się uśmiechnął.

Na szczęście udało mi się otrząsnąć, zanim ślina zaczęła mi ściekać po brodzie.

– Dziękuję. Sama na pewno nie poradziłabym sobie z tym pudłem.

– Nie ma sprawy. – Przez dłuższą chwilę jego wzrok błądził po mojej twarzy, po czym zjechał niżej i skupił się na innych częściach ciała. Ponieważ byłam w samym środku przeprowadzki i rozpakowywania kartonów, mimo chłodu miałam na sobie sportowe spodenki i obcisłą koszulkę. Tak naprawdę spodenki trudno było nazywać spodenkami, bo ledwo cokolwiek zasłaniały. – Chętnie posłucham dalszego ciągu tej imponującej wiązanki. Jestem ciekaw, jakie jeszcze kombinacje wymyślisz.

Zadrgały mi usta i lekko się uśmiechnęłam.

– Na pewno coś spektakularnego, ale niestety minął właściwy moment.

– Cholerna szkoda. – Odsunął się, ciągle trzymając pudło w rękach. Staliśmy teraz obok siebie i chociaż byłam całkiem wysoka, to on przerastał mnie o głowę. – Powiedz, dokąd mam to zanieść.

– Naprawdę nie trzeba. Sama sobie poradzę. – Wyciągnęłam ręce po karton.

Uniósł ciemną brew.

– Chętnie ci pomogę. Chyba że znowu zaczniesz przeklinać. Wtedy mogę zmienić zdanie.

Zaniosłam się śmiechem i zaczęłam mu się przyglądać spod rzęs. Miał na sobie skórzaną kurtkę, ale byłam gotowa założyć się o wszystkie oszczędności, że kryły się pod nią ładnie wyrzeźbione mięśnie.

– Dobra, niech będzie. Moje mieszkanie jest po prawej stronie.

– Prowadź, madame.

Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, odrzuciłam długi kucyk za ramię i ruszyłam przed siebie.

– Prawie udało mi się donieść pudło do domu – powiedziałam, otwierając drzwi. – Było blisko.

– I jednocześnie tak daleko – dokończył i mrugnął, kiedy spojrzałam na niego zdziwionym wzrokiem.

Przytrzymałam mu drzwi.

– Masz rację.

Wszedł za mną do mieszkania, w którym panował niezły bałagan. To, co udało mi się rozpakować, walało się na kanapie i drewnianych podłogach.

– Mam to postawić w jakimś konkretnym miejscu?

– Może być tutaj. – Wskazałam kawałek wolnej przestrzeni przy sofie.

Ruszył przed siebie i ostrożnie postawił karton na parkiecie. Kiedy się schylał, nie mogłam się powstrzymać i jak jakaś napalona wariatka zaczęłam się gapić na jego walory. A było na co popatrzeć. Po chwili się wyprostował, a ja zrobiłam radosną minę i klasnęłam.

– Właśnie się wprowadziłaś? – zapytał, rozglądając się dookoła. Pudła piętrzyły się na małym stole i w wejściu do wąskiej kuchni z rzędami szafek po obu stronach.

Roześmiałam się, a wtedy na jego ustach znowu zatańczył szelmowski grymas.

– Mieszkam tu od wczoraj.

– Wygląda na to, że masz jeszcze sporo rzeczy do zrobienia. – Podszedł bliżej, opuścił głowę i wyciągnął rękę. – A tak przy okazji, mam na imię Nick.

Podałam mu dłoń. Jego uścisk był ciepły i zdecydowany.

– Stephanie, ale prawie wszyscy mówią do mnie Steph.

– Miło cię poznać. – Nadal trzymał mnie za rękę, a jego wzrok znowu przesunął się po moim ciele. – Nawet bardzo miło, Stephanie.

Sposób, w jaki wymówił moje imię, sprawił, że poczułam przyjemne ciepło w brzuchu.

– I wzajemnie – mruknęłam, patrząc chłopakowi prosto w oczy. – W końcu gdyby nie twoja pomoc, pewnie ciągle stałabym przed domem i klęła na czym świat stoi.

Nick zaczął się śmiać. Spodobał mi się ten dźwięk. Nawet bardzo.

– To chyba nie najlepszy sposób na poznawanie nowych ludzi.

– W twoim przypadku poszło całkiem nieźle.

Jego półuśmiech powoli się rozszerzył, aż cała twarz zaczęła promienieć radością. Pomyślałam, że to spore niedomówienie, jeśli wcześniej Nick wydał mi się przystojnym facetem. Wow. Ten koleś był po prostu boski, a na dodatek lubił przychodzić z pomocą.

– Chciałem ci wyjawić mały sekret – powiedział, wciąż ściskając moją rękę. Dopiero po chwili ją puścił. – Ty nie musiałabyś posuwać się do żadnych wymyślnych sposobów, żeby zwrócić moją uwagę.

Od razu czujnie nadstawiłam ucha. Ale z niego flirciarz…

– Dobrze… wiedzieć. – Zrobiłam krok do przodu. Poczułam, że bije od niego świeży zapach wody po goleniu. – Mieszkasz w tym samym bloku?

Pokręcił głową, a wtedy na czoło opadł mu kosmyk ciemnych włosów.

– Mieszkam po drugiej stronie miasta, ale wpadłem do tej dzielnicy, żeby pomagać ładnym damom nosić ciężkie pudła.

– No cóż, wielka szkoda.

Oczy mu zapłonęły, a jasnozielone tęczówki nabrały głębi. Minęła dłuższa chwila. Ciągle intensywnie mi się przyglądał, a w pewnym momencie rozchylił wargi.

– No szkoda. – Znowu podniósł rękę. Byłam kompletnie zaskoczona, bo dotknął mojego policzka i przesunął kciukiem aż do kącika ust. – Miałaś jakiś paproszek. Ale już go nie masz.

Puls mi przyspieszył i wbiłam w Nicka niedowierzające spojrzenie. Po raz pierwszy w życiu mnie zatkało, a nigdy nie zapominałam języka w gębie. Cholera, tata zawsze mówił, że mam tupet jak taran. Może nie najlepsze porównanie, ale coś było na rzeczy. Kiedy czegoś chciałam, robiłam wszystko, żeby to zdobyć. Takie nastawienie zostało mi zaszczepione już w dzieciństwie. Tak było z ocenami w szkole, drużyną taneczną w liceum, chłopakami, uniwersytetem oraz karierą zawodową. Jednak mimo mojej wrodzonej śmiałości ten facet wprawił mnie w konfuzję i zbił z pantałyku.

Ciekawe.

– Muszę lecieć – powiedział, opuszczając rękę. Półuśmiech na jego twarzy, ten szelmowski grymas, dowodził, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jakie wywarł na mnie wrażenie. Ruszył do drzwi, ale w pewnej chwili zerknął przez ramię. – A przy okazji to jestem barmanem w knajpie niedaleko stąd. Nazywa się „U Mony”. Jeśli będzie ci się nudzić… albo nabierzesz ochoty na wspólne układanie wymyślnych przekleństw, to zapraszam.

Potrafiłam prześwietlać facetów na wylot. Nauczyłam się tego. Nick wyraźnie mnie podrywał, a jego zaproszenie zabrzmiało bardzo naturalnie. Podobało mi się to. Lekko się uśmiechnęłam, próbując naśladować jego minę.

– Będę o tym pamiętać, Nick.

Kiedy przytargałam z samochodu ostatnie pudło i postawiłam je obok innych, zobaczyłam, że jestem cała zakurzona. Zaczęło mnie kręcić w nosie, ale w porę zasłoniłam usta i kichnęłam tak gwałtownie, że kucyk poleciał w górę i prawie uderzył mnie w twarz.

Zgięłam się wpół i odczekałam kilka sekund. Czułam, że czeka mnie powtórka. Nie myliłam się. Kichnęłam drugi raz, równie siarczyście. Byłam zdziwiona, że nie zawalił się ustawiony obok stos kartonów.

Wyprostowałam się, odrzuciłam włosy za ramię i uznałam, że nadszedł czas na chwilę wytchnienia. Chciałam o wszystkim zapomnieć, bo wreszcie osiągnęłam cel.

Przeprowadziłam się.

I nie chodziło o jakieś nowe lokum w mieście, w którym dorastałam albo chodziłam do college’u, ale o przeprowadzkę do innego stanu. Po raz pierwszy od dwudziestu trzech lat nie mieszkałam w odległości dwudziestu minut jazdy samochodem od mamy. Nawet na studiach akademik znajdował się całkiem blisko mojego rodzinnego domu. To było naprawdę trudne, trudniejsze, niż mi się wydawało. Odkąd skończyłam piętnaście lat, byłyśmy tylko ja i mama. Chociaż sama nalegała, żebym się wyprowadziła, stanowiło to dla nas ogromne wyzwanie. Towarzyszyły temu łzy, a dla mnie to coś wyjątkowego, bo rzadko płaczę. Po prostu nie jestem zbyt… emocjonalna.

Chyba że chodzi o reklamy Amerykańskiego Towarzystwa Zapobiegania Okrucieństwu Wobec Zwierząt, szczególnie o tę, w której leci piosenka Arms of an Angel. Uff, wtedy czuję szczypanie pod powiekami i ryczę jak bóbr.

Jak oni to robią?

Po dwóch dniach rozpakowywania się wreszcie skończyłam i kiedy rozejrzałam się po pokoju, byłam cholernie zadowolona z tego, co udało mi się osiągnąć.

Moje nowe mieszkanie z jedną sypialnią uważałam za naprawdę słodkie. Wcześniej planowałam wynająć coś większego, ale chociaż raz w życiu musiałam zachować zdrowy rozsądek. Jedna sypialnia oznaczała, że jestem w stanie zaoszczędzić mnóstwo pieniędzy. W mieszkaniu była wspaniała kuchnia z szafkami po obu stronach, wyposażona w sprzęt ze stali nierdzewnej oraz gazowe palniki, których pewnie nigdy nie użyję z powodu nieracjonalnego lęku, że wysadzę się w powietrze.

Salon i sypialnia były naprawdę przestronne, a poza tym niemal zyskałam pewność, że w tym samym budynku mieszka gliniarz, bo od kiedy wprowadziłam się dwa dni temu, na parkingu regularnie widywałam radiowóz.

No i któryś z sąsiadów miał naprawdę seksownego kolegę, który nazywał się Nick.

Punkt dla mnie.

Podeszłam do kuchennego blatu, na którym zostawiłam oprawioną fotografię. Wytarłam zakurzone dłonie w bawełniane spodenki i podniosłam zdjęcie. Ostrożnie zdjęłam z niego folię bąbelkową, po czym zacisnęłam usta i przesunęłam palcem po srebrnej ramce. Na szczęście nic złego się nie stało.

Z fotografii uśmiechał się do mnie przystojny mężczyzna w średnim wieku ubrany w beżowy mundur. W tle rozciągały się złote piaski pustyni. Obok znajdowała się dedykacja wypisana cienkim czarnym markerem.

Ten krajobraz nie jest tak piękny jak Ty, Stephanie.

Zagryzłam wnętrze policzka i zaniosłam zdjęcie do sypialni. Szara narzuta na łóżko i białe podstarzałe meble stanowiły prezent od mamy i dziadków. Dzięki temu w pokoju panowała przytulna, wiejska atmosfera.

Podeszłam do półki, którą zamontowałam tuż nad telewizorem ustawionym na środku komody. Wspięłam się na palce i postawiłam fotografię w nowym miejscu, obok innej, równie dla mnie ważnej. Przedstawiała grupę studentek, w tym również mnie, podczas wiosennego wypadu do Cancun. Na moich ustach zatańczył uśmiech.

Czarne bikini, które miałam wtedy na sobie, ledwie zasłaniało piersi. I pupę, jeśli się nie mylę. To w zasadzie wszystko, co zapamiętałam z tamtego wyjazdu. No i jeszcze bliźniaków z uniwersytetu Texas A&M.

W Teksasie wszystko było zdecydowanie większe.

Po obu stronach zdjęć stały szare świeczki. Doszłam do wniosku, że dobrze to wygląda.

Wszystko do siebie pasowało.

Zrobiłam krok w tył i przez kilka sekund gapiłam się na fotografie, a potem odwróciłam się, głośno wzdychając. Zegar na nocnym stoliku pokazywał, że jest jeszcze za wcześnie, żeby kłaść się do łóżka. Chociaż cały dzień zajmowałam się rozpakowywaniem rzeczy, to nie byłam zmęczona. Moje myśli powędrowały do Nicka i tego, co powiedział poprzedniego dnia o barze, w którym pracował. Kiedy wczoraj pojechałam na zakupy spożywcze, widziałam ten lokal.

Zagryzłam wargę i przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę. Dlaczego nie miałabym wyskoczyć na drinka? To mogłoby doprowadzić do czegoś całkiem miłego. Byłam stuprocentową zwolenniczką niezobowiązujących znajomości. Jednak nigdy nie potrafiłam zrozumieć – i chyba nigdy nie zrozumiem – podwójnych standardów, które się z tym wiązały. Dlaczego faceci mogą dbać o własną przyjemność, a dziewczyny już nie?

Nie w moim świecie.

Jeśli spotkam Nicka i nadal będzie ze mną flirtował tak jak wczoraj, to niewykluczone, że dzisiejszy wieczór może zakończyć się w bardzo interesujący sposób.

Miałam wielką ochotę zabrać go do siebie i robić z nim nago strasznie nieprzyzwoite rzeczy, od których powinnam spalić się ze wstydu. Albo przynajmniej lekko się zaczerwienić, bo zaczęłam sobie wyobrażać nas w akcji w miejscu publicznym.

Ale nie odczuwałam nawet najmniejszego zażenowania.

Nic a nic.

Padłam ofiarą nagłego zadurzenia. Ten facet pociągał mnie na czysto fizycznym, niemal zwierzęcym poziomie, a ja byłam wystarczająco dojrzałą kobietą, żeby się do tego przyznać.

Po raz kolejny spojrzałam mu w oczy, które kolorem przypominały mech. Opuścił powieki, zasłaniając tęczówki o niesamowitym jasnozielonym odcieniu. Boże, zawsze podobali mi się ciemnowłosi kolesie z jasnym spojrzeniem. Ten wyraźny kontrast sprawiał, że wariowały wszystkie wrażliwe punkty w moim ciele. Nigdy wcześniej nie spotkałam kogoś z takimi oczami. Były zdecydowanie zielone, lecz za każdym razem, gdy odsuwał się od zamontowanego nad barem jasnego oświetlenia i stawał w cieniu, kolor wydawał się zmieniać na lazurowoniebieski.

Na pewno dawały mu one kilka dodatkowych punktów.

– Zżera mnie ciekawość, więc muszę zadać to pytanie. Co sprowadza cię do Plymouth Meeting, Steph?

Na dźwięk znajomego głosu obróciłam się na barowym stołku i spojrzałam w górę. Okazało się, że patrzę w błękitne oczy Camerona Hamiltona. Jak tylko weszłam do baru „U Mony”, z zaskoczeniem odkryłam, że kręci się tu sporo ludzi, których znam ze studiów. I wciąż nie mogłam otrząsnąć się z szoku, że spotkałam Cama i jego ekipę kilka godzin jazdy samochodem od ich naturalnego rewiru, czyli Uniwersytetu Shepherd.

Przywitałam się, a potem czmychnęłam do baru, chociaż widać było, że mają do mnie mnóstwo pytań, ale musiałam przyznać, że ich obecność trochę mnie speszyła. Nie myślałam, że natknę się tu na jakichś znajomych, a już na pewno nie na dwóch kolesiów, z którymi… no cóż… łączyły mnie kiedyś dość zażyłe stosunki.

Mogła się z tego zrobić krępująca sytuacja, bo nie do końca wiedziałam, na czym stoję, jeśli chodzi o obecne dziewczyny Cama i Jase’a Winsteada. Już dawno temu odkryłam, że sporo lasek odczuwa niemal wrodzoną niechęć do kobiet, z którymi w przeszłości związani byli ich faceci, niezależnie od tego, jak bardzo uznawali to za poważne. Nie każda dziewczyna tak się zachowuje, lecz większość… no tak… powiedzmy, że ma z tym pewien problem.

W każdym razie ja uważałam to za… cholernie głupie.

Przecież większość z nich w pewnym momencie życia zostaje byłymi, więc potem pałają nienawiścią do samych siebie.

Dlatego też kiedy wszyscy studiowaliśmy w Shepherd, starałam się schodzić im z drogi i jakoś to się udawało aż do wieczora, kiedy Teresa, dziewczyna Jase’a i jednocześnie młodsza siostra Cama, wpadła w histerię po tym, jak znalazła zwłoki swojej współlokatorki z akademika. Od tego momentu, mimo że wcześniej niezobowiązująco randkowałam z Jase’em, Teresie bardzo zależało na tym, żeby zostać moją przyjaciółką. Czułam się tym wszystkim lekko skrępowana, bo przypominała mi się Lauren Leonard, dziewczyna, z którą kumplowałam się na trzecim roku studiów.

Uff… Na samą myśl o tej lasce miałam ochotę zwymiotować na kogoś drinka. Udawała moją przyjaciółkę, chociaż tak naprawdę pałała do mnie nienawiścią, bo facet, z którym się wtedy umawiała, wcześniej się ze mną całował. Najlepsze było jednak to, że doszło do tego rok przed tym, jak się poznali.

I to wcale nie był jakiś wyjątkowy pocałunek, na pewno niewart całego zamieszania, które wywołała Lauren.

– Mogłabym zadać ci to samo pytanie – powiedziałam wreszcie, podnosząc szklankę.

Cam oparł się o kontuar i założył ramiona na piersi, a na jego ustach zatańczył delikatny uśmiech.

– Znasz Callę Fritz, prawda?

– Tylko o niej słyszałam. – Zerknęłam na ładną blondynkę obejmującą w pasie chłopaka, od którego na kilometr biło, że jest wojskowym. Łatwo zauważałam takie rzeczy, bo mój tata też tak wyglądał. Ten wygląd krzyczał: Wiem, jak połamać ci wszystkie kości, ale mam zasady, które nie pozwalają mi tego zrobić, chyba że… będziesz chciał skrzywdzić kogoś z moich bliskich. Koleś miał rudobrązowe, falujące włosy i doskonale pasował do powyższego opisu.

– Jej chłopak Jax jest właścicielem tego baru. Kiedyś lokal należał do jej matki, ale to długa historia. – Cam zrobił pauzę. – Teresa przyjaźni się z Callą, więc kiedy przyjeżdża w te strony, żeby ją odwiedzić, zabieramy się razem z nią. To blisko Filadelfii i mamy fajną wycieczkę.

– Aha – mruknęłam. Świat jest naprawdę mały. – A ja właśnie dostałam pracę w Akademii Lima i wynajmuję mieszkanie niedaleko stąd.

– Serio? – rzucił Nick zza baru, przyciągając tym naszą uwagę, a ja poczułam przyjemny ucisk w żołądku. – Pracujesz dla faceta, który trenuje Brocka „Bestię” Mitchella?

Z trudem powstrzymałam uśmiech, bo w głosie Nicka usłyszałam nieskrywany podziw. Z podobną reakcją spotykałam się niemal za każdym razem, gdy padało imię tego faceta. Brock był wschodzącą gwiazdą mieszanych sztuk walki i pochodził z tych stron. Miałam wrażenie, że wszyscy oddają mu cześć jak jakiemuś bożkowi.

– Tak, ale jeszcze nie poznałam Bestii. Z tego, co udało mi się zorientować, jest teraz w Brazylii.

Nick oparł łokcie o kontuar, a jego wzrok bez skrępowania zaczął wędrować po moim ciele.

– A więc ty też trenujesz mieszane sztuki walki?

Odchyliłam głowę i wybuchnęłam gromkim śmiechem.

– No co ty, nie! Pracuję w biurze. Będę asystentką dyrektora.

– Fajnie – odpowiedział Cam. – Właśnie taki kierunek skończyłaś? Zarządzanie?

Przytaknęłam, nie do końca zdziwiona, że pamięta. Kiedyś coś nas łączyło, a Cam to dobry chłopak. Podobnie jak Jase. A jeśli o nim mowa… Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że jego ekipa zgromadziła się wokół stołu bilardowego. On też tam był i właśnie… mocno obejmował Teresę za szyję.

Okej. Nie moja sprawa.

Szeroko się uśmiechnęłam.

– Jak długo tutaj zostajecie? – zapytałam i upiłam spory łyk drinka. W tym samym momencie za plecami Nicka śmignęła barmanka w okularach w różowych oprawkach i rzuciła mu spojrzenie, które nie do końca rozumiałam.

Nick ją zignorował.

– Wracam w niedzielę. – Cam odepchnął się od baru. – Nie bądź wredna – dodał, a kiedy zobaczył, że przewracam oczami, szeroko się wyszczerzył. – Rusz tyłek ze stołka i przyjdź do nas, dobrze? – Kiedy znowu skinęłam głową, spojrzał na Nicka. – Będziesz jutro wieczorem u Jaxa?

– Zależy, o której skończę pracę, ale spróbuję.

Interesujące. A więc Cam kumplował się z Nickiem. Poczułam ulgę, bo Cam potrafił nieźle oceniać charaktery. Już wcześniej wiedziałam, że Nick to nieuleczalny flirciarz, który lubi pomagać damom w potrzebie, ale teraz nabrałam pewności, że nie jest przy okazji seryjnym mordercą.

Wzięłam do ręki szklankę z drinkiem, a Cam wrócił do stołów bilardowych. Nie podjęłam jeszcze decyzji, czy dołączę do grona jego znajomych. Może tak, może nie.

– Jeszcze jeden rum z colą?

Na dźwięk niskiego, seksownego głosu lekko się uśmiechnęłam. Od kiedy usiadłam przy barze, prowadziliśmy niezobowiązującą rozmowę. Wydawało mi się, że Nick cieszy się z mojej obecności.

Ten chłopak był jak wygrywający los na loterii.

– Nie, dzięki. – Ostatnią rzeczą, jakiej mi było trzeba, to przeholowanie z alkoholem. Uśmiechnęłam się, zadowolona, gdy jego wzrok znowu powędrował w dół. – Zawsze jest u was taki tłok w weekendy?

Zauważyłam, że Nick jest mistrzem prowadzenia luźnych pogawędek, co nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę jego zawód. Potrafił też czarować i kobiety leciały do niego jak pszczoły do miodu. Jego koleżanka zza baru, ta w różowych okularach, wydawała się nie mieć z tym żadnego problemu.

– Nie nazwałbym tego tłokiem, ale to prawda, że w soboty mamy zwykle więcej gości. – Spojrzał w głąb sali. – Byłaś z nimi razem na studiach? – zapytał, wskazując podbródkiem kierunek, w którym odszedł Cam.

– Tak. – Pochyliłam się i oparłam łokcie o kontuar. – Nie miałam pojęcia, że bywają w tych okolicach. Totalne zaskoczenie.

– Mały świat – powiedział, powtarzając moją wcześniejszą myśl. – Ale mam wrażenie, że to nie są twoi bliscy znajomi.

To było stwierdzenie, nie pytanie.

– Dlaczego tak uważasz?

– Hm, gdybyś się z nimi przyjaźniła, siedziałabyś teraz w ich towarzystwie, chyba że…

Okazało się, że Nick jest spostrzegawczy.

– Chyba że co?

Uniósł kącik ust i założył ramiona na piersi. Ten gest przyciągnął moją uwagę, bo zawsze najmocniej działały na mnie bodźce wzrokowe. W tej sytuacji trudno było mnie za to winić. Czarny T-shirt, który miał na sobie, ładnie opinał jego wyraźnie zarysowane bicepsy.

– Chyba że wolisz spędzić cały wieczór w moim towarzystwie.

Przyjemny ucisk w żołądku jeszcze się nasilił.

– Aż tak łatwo mnie przejrzeć?

– Chyba nie ma w tym nic złego. – Wziął do ręki butelkę. – Cieszę się, że wpadłaś. Wczoraj wieczorem za każdym razem, gdy otwierały się drzwi, liczyłem, że to ty staniesz w progu.

– Serio?

– Serio. – Na jego ustach pojawił się leniwy uśmiech. – Skończyłaś się rozpakowywać?

– Tak.

– Padły przy tym kolejne wiązanki?

Zaniosłam się śmiechem.

– Coś mi się tam wymsknęło.

– Szkoda, że nie mogłem tego usłyszeć.

– Nic straconego. – Zaczęłam bawić się szklanką i spojrzałam mu prosto w oczy. – Tak więc, Nick… masz jakieś nazwisko?

– Tak, Blanco – odpowiedział po chwili wahania. – A ty?

– Keith. – Kiedy opuścił swoje muskularne ramiona, szeroko się uśmiechnęłam. – Mam do ciebie jeszcze jedno pytanie.

Przysunął się i oparł dłonie na blacie.

– Zamieniam się w słuch.

– Masz dziewczynę? – Nagle się schylił i na moment aż mnie zatkało. Nasze usta znalazły się tak blisko, że oddychaliśmy tym samym powietrzem. – Albo chłopaka?

Nawet nie drgnął.

– Odpowiedź na oba pytania brzmi „nie”. A ty?

Należał mu się deszcz bonusowych punktów!

– Tak samo – powiedziałam, czując, jak po kręgosłupie przechodzą mnie ciarki, a jego oddech tańczy mi na wargach.

Przechylił głowę w bok tak, że jego usta znalazły się dokładnie naprzeciwko moich. Dzieliło nas raptem kilkanaście milimetrów. Poczułam, że zaczynam się czerwienić.

– Masz jakieś plany na resztę dzisiejszego wieczoru, Ste­phanie Keith? – zapytał jeszcze niższym i bardziej zachrypniętym głosem.

Pokręciłam głową, a mój puls zaczął radośnie podrygiwać.

Teraz na jego wargach zagościł uśmiech, od którego mogłaby zemdleć niejedna dziewczyna.

– To teraz już masz.

ROZDZIAŁ    2   

– Tylko pamiętaj, żeby na mnie zaczekać – powiedział, leniwie się uśmiechając, po czym wziął z kontuaru dwie puste szklanki. Wstałam ze stołka. – Kończę o pierwszej. Potrzebuję dwudziestu minut na dojazd, ale może wyrobię się szybciej.

Nie odpowiedziałam, tylko zrobiłam krok w tył i pomachałam mu na do widzenia. Nie miałam wątpliwości, że pojawi się na umówionym spotkaniu. W żyłach zaczęło buzować mi grzeszne podniecenie. Uśmiechnęłam się sama do siebie i odwróciłam na pięcie.

Na drodze stanęła mi dziewczyna w różowych okularach. Była tak blisko, że prawie na nią wpadłam. Kiedy stała za barem, sprawiała wrażenie znacznie wyższej, ale teraz, przy moim metr siedemdziesiąt pięć, znacznie nad nią górowałam. Różowe pasemko we włosach pasowało do oprawek, ale zwróciłam uwagę na coś jeszcze. Z tej odległości widać było, że ma lekko podbite oko.

Energicznie wyciągnęła rękę.

– Cześć, jestem Roxy.

– Cześć. – Wymieniłyśmy uścisk dłoni. – A ja…

– Wiem, masz na imię Steph. Twoi znajomi mi powiedzieli – wytłumaczyła, a ja od razu zesztywniałam i zrobiłam skonsternowaną minę. Bóg raczy wiedzieć, co jej nagadali. – Studiowaliście na jednej uczelni.

– Tak – potwierdziłam, po czym oderwałam wzrok od dziewczyny i spojrzałam w stronę miejsca, gdzie stali Teresa i Jase razem z Jaxem i Callą. Avery i Cam już sobie poszli. – Byłam w szoku, że ich tutaj spotkałam.

– Wyobrażam sobie. – Uśmiechnęła się do mnie, ciepło i zaskakująco szczerze, po czym spojrzała mi prosto w oczy. – Słyszałam, że właśnie się tutaj przeprowadziłaś, i chciałam się przywitać. Mam nadzieję, że to nie jest ostatnia twoja wizyta w „Monie”.

Okej, to było dziwne stwierdzenie.

– Podoba mi się… klimat tego miejsca, więc pewnie jeszcze wrócę.

– Bardzo się cieszę. – Jej brązowe oczy zalśniły za szkłami okularów. – To pewnie dość straszne przeprowadzić się do nowego miasta i nikogo nie znać.

Przytaknęłam.

– Trochę tak. Nie zdajemy sobie sprawy, jak ważni są nasi znajomi, dopóki nie znajdziemy się gdzieś, gdzie ich nie ma.

Na jej twarzy pojawiło się współczucie.

– Nie chcę ci się narzucać, ale w każdą niedzielę umawiam się na śniadanie z Katie. To bardzo fajna, chociaż trochę zwariowana dziewczyna. Będzie mi bardzo miło, jeśli do nas dołączysz. Czasami spotykamy się tylko we dwie, czasami przychodzi jeszcze jedna koleżanka. Chodzi o to, żebyś nie czuła, że jesteś sama w nowym miejscu – dokończyła, szeroko się uśmiechając.

Hm, to było naprawdę… miłe, ale czułam, że coś mi umknęło. Jakbym nagle znalazła się w środku rozmowy, z której nic nie rozumiem.

Zanim zdążyłam zareagować i pomyśleć nad właściwą odpowiedzią, Roxy dodała:

– No i powinnaś wiedzieć, że Nick to naprawdę dobry chłopak.

Poczułam, że z moją twarzą dzieje się coś dziwnego i nie panuję już nad emocjami. Czy nazbyt przyjazne zachowanie tej dziewczyny miało z nim jakiś związek? Oczywiście, że tak. Niewykluczone, że Nick jej się podobał. Widziała, jak ze sobą rozmawiamy i planujemy wspólne wyjście. Przecież zauważyłam dziwne spojrzenia, które rzucała w jego stronę, kiedy nas mijała. Czy chodziło o zasadę „przyjaciół trzymaj blisko, a wrogów jeszcze bliżej”? Buzująca we mnie ekscytacja wyraźnie osłabła.

Boże, straszna ze mnie cyniczka. To pewnie wina złych doświadczeń z przeszłości.

– Jesteś nim zainteresowana? – walnęłam prosto z mostu, bo byłam nowa w tym mieście i ostatnia rzecz, jakiej chciałam, to wchodzenie komuś w drogę.

Roxy przez chwilę się na mnie gapiła, po czym odrzuciła głowę w tył i zaczęła tak chichotać, że aż podskakiwał jej kucyk.

– To prawda, że dla Nicka można oszaleć, bo to ciacho jakich mało, ale mam już faceta, którego bardzo kocham, więc nie musisz się martwić. Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Chciałam ci powiedzieć, że to dobry chłopak i… no cóż… – Zawiesiła głos i wzruszyła ramionami. – W zasadzie tyle.

Nie miałam pojęcia, jak zareagować.

– Okej, dobrze to… słyszeć. – Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam, że Nick patrzy w naszą stronę. Odwróciłam się do Roxy. – No tak, teraz to już muszę się zbierać. Miło było cię poznać.

– Ciebie też – rzuciła, promiennie się uśmiechając. – I wpadnij do nas jeszcze.

Też się uśmiechnęłam, po czym wyminęłam ją i pomachałam Jase’owi oraz Teresie. Po chwili wreszcie udało mi się zabrać tyłek z lokalu. Przywitało mnie chłodne powietrze i musiałam włączyć ogrzewanie w samochodzie. Zdecydowanie przyszła już jesień, a tuż za rogiem czaiła się zima.

W czasie krótkiej jazdy do mojego nowego mieszkania najpierw myślałam o niespodziewanym spotkaniu ze starymi znajomymi z Shepherd, a potem skupiłam się na krótkiej pogawędce z Roxy. Fantazjowałam też trochę o tym, co bez wątpienia wydarzy się dzisiaj w nocy.

Nadal nie miałam pojęcia, co sądzić o tej dziwnej rozmowie. Wciąż czułam, jakby coś mi umknęło. Szczerze mówiąc, nie byłam przyzwyczajona do tego, że ktoś kompletnie obcy jest dla mnie tak miły i przyjazny. Więcej niż raz zarzucano mi, że jestem wyniosła i niezbyt sympatyczna.

Tak naprawdę nie chodziło o to, że miałam wredny charakter albo nie lubiłam ludzi. Po prostu byłam kiepska w prowadzeniu niezobowiązujących pogaduszek z kimś, kogo dobrze nie znałam, a na dodatek cierpiałam na syndrom skwaszonej miny.

Gdybym dostawała dolara za każdym razem, gdy ktoś mi mówił, żebym się uśmiechnęła, stałabym się bogatsza od królowej angielskiej.

Gdy tylko weszłam do mieszkania, zebrałam walające się przy drzwiach puste pudła i wyniosłam je do ustawionego za budynkiem wielkiego kontenera na śmieci. Kiedy wrzucałam je do otworu, spojrzałam na starannie przystrzyżony trawnik. Nie był zbyt wielki, bo obok rosły gęsto wysokie drzewa, których korony zasłaniały nocne niebo, a nagie gałęzie przypominały palce kościotrupa. Odwróciłam się i szybkim krokiem przeszłam przez parking. W nocnej ciszy, zakłócanej tylko przez szum przejeżdżających w oddali samochodów, to miejsce wydawało się trochę przerażające.

Po powrocie do domu rzuciłam okiem na zamontowany w kuchence zegar, po czym pobiegłam radośnie do łazienki. Miałam jeszcze czas, żeby się wyszykować. Na wyszykowanie się zawsze musi być czas.

Uśmiechając się od ucha do ucha, wyjęłam z szafki nową maszynkę do golenia i zabrałam się do roboty. Przez cały czas czułam w brzuchu łaskotanie i przyjemne skurcze. Na dodatek byłam tak nakręcona, jakbym wlała w siebie całą zgrzewkę napojów energetycznych.

Wkrótce ekscytacja osiągnęła taki poziom, że moje ciało zaczęło drżeć jak trzepoczący skrzydełkami koliber. Nie oznaczało to jednak, że miałam jakieś wątpliwości. Dobrze wiedziałam, co robię. Cholera, znałam ludzi, którzy wskakiwali do łóżka po jeszcze krótszym czasie. Musiałam jednak zachować zdrowy rozsądek. Jeśli sprawy potoczą się tak, że pozbędziemy się ubrań, to przyda się prezerwatywa. Na szczęście miałam zapas, na wypadek gdyby Nick nie był odpowiednio przygotowany.

Przyjemna nerwowość wynikała z tego, że czułam do niego ogromny pociąg. Bardzo mi się podobał, ale tylko na poziomie czysto fizycznym. Nic więcej.

Numerek na jedną noc nie pozostawiał po sobie wrażenia pustki pod warunkiem, że nie miało się żadnych większych oczekiwań, a ja liczyłam tylko na to, że już po wszystkim na mojej twarzy zagości szeroki uśmiech. Szczerze mówiąc, jeszcze nigdy w życiu nie chciałam od faceta czegoś więcej niż tak oczywistych rzeczy jak wzajemny szacunek, bezpieczeństwo i czasami przyjaźń.

Nigdy nie byłam zakochana.

Nie oznaczało to, że nie wierzyłam w miłość. Owszem, wierzyłam, ale pragnęłam takiego uczucia, które połączyło moich rodziców, czyli wiecznej miłości aż do grobowej deski. Na razie niczego podobnego nie doświadczyłam, nawet w najmniejszym stopniu.

I dopóki nie doświadczę, miałam zamiar trochę popróbować różnych smaków. W końcu kto kupuje samochód bez jazdy próbnej? Nikt, pomyślałam, chichocząc w duchu.

Z powrotem wciągnęłam jeansy, ale zostałam boso. Po chwili wahania zdecydowałam się na bluzeczkę na ramiączkach z wbudowanym stanikiem. Nie związałam też włosów. Podreptałam do kuchni, żeby wziąć z blatu zapalniczkę. Zapaliłam świeczkę i postawiłam na stoliku przy kanapie. W powietrzu rozniósł się zapach przyprawy dyniowej, a ja wróciłam do kuchni i odłożyłam zapalniczkę do koszyczka.

Na zewnątrz rozległ się głośny ryk silnika. Błyskawicznie się odwróciłam i zerknęłam na zegar. Piętnaście po pierwszej. Czy to już on? Podbiegłam do dużego okna i ostrożnie odsunęłam zasłonę, żeby wyjrzeć na ulicę jak jakaś podglądaczka.

– A niech to – szepnęłam.

To był Nick.

Przyjechał na motorze.

Przypomniało mi się, że widziałam tę maszynę w czwartek na parkingu, ale zupełnie wyleciało mi to z głowy. Nick zaparkował tuż przed domem, zszedł z siodełka i zdjął kask, po czym podniósł rękę i przeczesał włosy palcami. Patrzyłam, jak się odwraca i podchodzi do tylnej części motoru, tam gdzie znajduje się bagażnik, i po coś sięga. W tym momencie uznałam, że wystarczy tego podglądania.

Odwróciłam się od okna, wzięłam głęboki oddech i czekałam. W tym samym czasie puls wyraźnie mi przyspieszył i miałam wrażenie, jakby moje serce zaczęło stepować. Mniej niż minutę później rozległo się pukanie do drzwi. Ruszyłam przed siebie niespiesznym krokiem i wyjrzałam przez wizjer, żeby się upewnić, czy to rzeczywiście on.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz