Na okrągło - Rosen 	Jody - ebook + książka

Na okrągło ebook

Rosen Jody

4,3

Opis

Rower. Najważniejszy wynalazek w historii ludzkości

Czy archaiczna, napędzana siłą mięśni fanaberia dziewiętnastowiecznych bogaczy może odgrywać znaczącą rolę w epoce smartfonów, satelitarnego internetu i sztucznej inteligencji? A może należałoby odwrócić to pytanie? Czy te wszystkie innowacje odnajdą się na planecie rowerów? Na Ziemi żadnym innym środkiem transportu nie podróżuje równie wiele osób, co rowerem.

Książka Na okrągło to reportaż, książka historyczna, esej i opowieść podróżnicza w jednym. Wraz z autorem wyruszamy w podróż przez wieki i kontynenty. Od pierwszych wielocypedów aż po dzisiejsze odrodzenie roweru jako „zielonego pojazdu”. Spotkamy sufrażystki z końca XIX wieku, poszukiwacza, który dzięki dwóm kółkom zdążył na miejsce kolejnej gorączki złota, króla Bhutanu zjeżdżającego ze stoków Himalajów, rikszarza nawigującego w najszybciej rosnącej metropolii świata, a nawet astronautów pedałujących w stanie nieważkości na stacji kosmicznej. Ludzi, którzy nie wyobrażają sobie życia bez dwóch kółek, i takich, dla których są one największą zmorą. Na okrągło to bowiem nie tylko historia technicznej innowacji, ale przede wszystkim opowieść o miłości – i nienawiści – do roweru.

Nieważne czy masz na koncie tysiące przejechanych kilometrów, czy rower to dla Ciebie tylko wspomnienie z dzieciństwa, Jody Rosen wywróci Twoje wyobrażenie o tej wszechobecnej maszynie do góry kołami.

Gdy wiele lat temu pokochałem rower, marzyłem o napisaniu takiej książki. Miałem ambitne zamierzenie: planowałem napisać historię, która będzie interesująca, szeroko zakrojona, ale i osobista, chciałem przekonująco zbliżyć do siebie miasta, ludzi, epoki. Upłynęły lata. No i wreszcie jest książka. Napisał ją Jody Rosen. Dostałem więcej niż marzyłem.

Wesley Morris, zdobywca Nagrody Pullitzera

Doskonała i pozbawiona choćby cienia monotonii. Na okrągło przywołuje skojarzenia z Billem Brysonem czy Rebeccą Solnit.

„The New York Times Book Review”

Na okrągło jest jak jazda bez trzymanki i do tego w nieznane.

Patrick Radden Keefe, reporter, autor The Empire of Pain

W jaki sposób Jody Rosen sprawił, że tak przejęłam się rowerami? Niebanalnie, z empatią i niewiarygodnie lekkim piórem opowiada historię roweru jako historię współczesności.

Lauren Collins, dziennikarka, autorka książki When in Paris

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 587

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (4 oceny)
1
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Dla Lau­ren, Sa­shy i Theo

PRO­LOG

PO­DRÓŻ NA KSIĘ­ŻYC

Pla­kat re­kla­mowy au­tor­stwa Hen­riego Bo­ulan­gera (alias Hen­riego Graya), rok 1900

W la­tach 90. XIX wieku na pla­ka­tach re­kla­mo­wych uka­zy­wano ro­wery w ko­smo­sie. To jedne z naj­słyn­niej­szych wi­ze­run­ków jed­no­śla­dów, ja­kie kie­dy­kol­wiek stwo­rzono – przed­sta­wiają ro­wery na nie­bo­skło­nie, ro­wery mknące po­śród ko­met i pla­net, ro­wery zjeż­dża­jące po krzy­wiź­nie ro­gala Księ­życa. Do­sia­dają ich zwy­kle ko­biety – a może ra­czej bo­gi­nie. Mają od­sło­nięte piersi, udra­po­wane grec­kie szaty i dłu­gie włosy, które po­wie­wają za nimi ni­czym ogon ko­mety. W jed­nej z re­klam, za­pro­jek­to­wa­nej dla fran­cu­skiej firmy Cyc­les Si­rius, wi­dzimy nie­mal cał­kiem nagą ro­we­rzystkę, która sie­dzi bo­kiem na sio­dełku i mknie po roz­gwież­dżo­nym nie­bie. Oczy ma przy­mknięte, uśmie­cha się, od­rzuca głowę w tył jak w eks­ta­zie. Wi­ze­ru­nek ten su­ge­ruje, że ro­wer jest źró­dłem nie­ziem­skiej roz­ko­szy. Prze­jażdżka na nim wy­strzeli cię mię­dzy gwiazdy, a na­wet do­pro­wa­dzi do or­ga­zmu Afro­dytę. Pla­kat za­pro­jek­to­wany w 1900 roku dla in­nej fran­cu­skiej wy­twórni, Cyc­les Bril­lant, przed­sta­wia z ko­lei dwie skąpo ubrane ko­biece po­sta­cie uno­szące się po­śród Drogi Mlecz­nej. Jedna z nich, ze skrzy­dłami wróżki i ga­łązką oliwną w le­wej ręce, wy­ciąga dłoń ku przed­niemu kołu ro­weru, który le­wi­tuje po­wy­żej na po­do­bień­stwo Słońca. Po­jazd jest świe­tli­sty, ską­pany w bla­sku bi­ją­cym od uno­szą­cego się w środku ramy dia­mentu. W tej sur­re­ali­stycz­nej wi­zji to sam ro­wer jest bó­stwem – cu­dow­nym by­tem, któ­rego świa­tło spływa na Zie­mię.

Wszyst­kie te pla­katy po­cho­dzą z cza­sów ro­we­ro­wego bo­omu na prze­ło­mie stu­leci – krót­kiego okresu tuż przed upo­wszech­nie­niem się sa­mo­cho­dów, gdy pa­no­wa­nie jed­no­śla­dów było nie­za­gro­żone, a pro­du­cenci z ca­łych sił sta­rali się wy­róż­nić na tle licz­nej kon­ku­ren­cji za po­mocą przy­cią­ga­ją­cych wzrok i utrzy­ma­nych w se­ce­syj­nej es­te­tyce re­klam. Wi­zja nie­biań­skiego ro­weru nie była jed­nak tylko chwy­tem mar­ke­tin­go­wym spryt­nych sprze­daw­ców. Jego pro­to­pla­sta – cu­daczne dwu­ko­łowe ustroj­stwo nie­ma­jące jesz­cze ani pe­da­łów, ani korb, ani łań­cu­cha – na prze­ło­mie pierw­szej i dru­giej de­kady XIX stu­le­cia był przez swych piew­ców po­rów­ny­wany do skrzy­dla­tego Pe­gaza z grec­kiej mi­to­lo­gii. Nie­spełna pół wieku póź­niej je­den ze świad­ków szału na we­lo­cy­pedy, jaki ogar­nął Pa­ryż, za­chwy­cał się, że po­jazdy te „do­pro­wa­dzono do ta­kiej per­fek­cji, za­równo je­śli cho­dzi o pręd­kość, jak i lek­kość”, że zda­wały się „uno­sić w po­wie­trzu”[1]. Ilu­stra­cja z tego sa­mego okresu wy­raża po­dobny sąd i nie po­zo­sta­wia miej­sca na wąt­pli­wo­ści. Przed­sta­wia męż­czy­znę w cy­lin­drze i fraku, do­sia­da­ją­cego we­lo­cy­pedu pod­wie­szo­nego z dwóch stron do ba­lo­nów i wy­po­sa­żo­nego w śmi­gła za­miast kół oraz mo­siężną lu­netę przy kie­row­nicy. Jed­no­ślad unosi się nad Pa­ry­żem, co­raz wy­żej i wy­żej. Pod­pis głosi: VOY­AGE A LA LUNE [Po­dróż na Księ­życ][2].

La­ta­jący ro­wer. Ro­wer, który pę­dzi sla­lo­mem mię­dzy gwiaz­dami. Ro­wer, któ­rym do­je­dziesz na Księ­życ. Kul­tura ma­sowa ni­gdy na do­bre nie po­rzu­ciła tych ma­rzeń. W po­ło­wie XX wieku pro­du­cenci ofe­ro­wali jed­no­ślady o opły­wo­wych kształ­tach, przy­wo­dzą­cych na myśl od­rzu­towce, i na­zwach ko­ja­rzą­cych się z prze­stwo­rzami lub ko­smo­sem: Sky­lark, Sky­li­ner, Star­li­ner, Spa­ce­li­ner, Spa­ce­lan­der, Jet Fire, Roc­ket, Air­flyte, Astro Flite. Szy­bu­jące ro­wery po­ja­wiały się w książ­kach dla dzieci, po­pu­lar­nych po­wie­ściach i li­te­ra­tu­rze science fic­tion. W Bi­key the Ski­cycle and Other Ta­les of Jim­mie­boy [Ro­we­ro­lo­tem przez świat i inne przy­gody Jim­mie­boya] z 1902 roku, au­tor­stwa ame­ry­kań­skiego pi­sa­rza Johna Ken­dricka Bangsa, mały chło­piec ma ma­giczny ro­wer, po­tra­fiący mó­wić i la­tać. Śmi­gają ra­zem po­nad wie­żami ko­ścioła, przez Atlan­tyk, po­wy­żej Alp, a wresz­cie w ko­smos, gdzie mkną po pier­ście­niach Sa­turna: „cu­dow­nej zło­ci­stej dro­dze”, peł­nej „ro­we­rzy­stów z... naj­dal­szych za­kąt­ków wszech­świata”[3]. The Rol­ling Sto­nes [Włó­czy­kije], po­wieść Ro­berta He­in­le­ina z 1952 roku, opo­wiada o na­sto­let­nim ro­dzeń­stwie miesz­ka­ją­cym w ko­lo­nii na Księ­życu, które wy­ru­sza na ro­we­rach na Marsa, by szu­kać złóż ra­dio­ak­tyw­nej rudy („Gór­ni­czy ro­wer wy­glą­dałby dziw­nie na uli­cach Sztok­holmu [...], ale na Mar­sie czy na Księ­życu był zde­cy­do­wa­nie na miej­scu i wy­peł­niał tam swoje za­da­nie rów­nie do­brze, co kanu na ka­na­dyj­skim stru­mie­niu”[4]). Dzi­siaj zaś mo­tyw ko­smicz­nej po­dróży ro­we­rem bywa wy­ko­rzy­sty­wany w ty­po­wych dla po­czątku XXI wieku roz­wa­ża­niach o po­li­tyce i toż­sa­mo­ści. Przy­kła­dem może być Trans-Ga­lac­tic Bike Ride [Trans­ga­lak­tyczna po­dróż ro­we­rem], opu­bli­ko­wana w 2020 roku an­to­lo­gia „fe­mi­ni­stycz­nych opo­wia­dań science fic­tion o przy­go­dach trans­pł­cio­wych i nie­bi­nar­nych po­staci”[5].

Nie można też za­po­mnieć o słyn­nej sce­nie z filmu E.T., w któ­rej ro­wer wy­ła­nia się z so­sno­wego la­sku na przed­mie­ściach i leci po nie­bie. To je­den z ob­ra­zów, które na za­wsze za­pi­sały się w hi­sto­rii kina: dzie­się­cio­letni Zie­mia­nin do­siada BMX-a z ko­smitą w ko­szyku na kie­row­nicy, ich syl­wetki od­ci­nają się na tle Księ­życa w pełni – tak wiel­kiego i ja­snego, że nie mamy wąt­pli­wo­ści, iż jest to film Ste­vena Spiel­berga.

To nie­zwy­kle su­ge­stywne fan­ta­zje. Wy­ra­żają od­wieczne pra­gnie­nie wy­rwa­nia się ze szpo­nów gra­wi­ta­cji i wznie­sie­nia wy­soko po­nad po­wierzch­nię Ziemi. Czy nie ma w nich jed­nak ani krzty re­ali­zmu? W 1883 roku bry­tyj­ski le­karz i pi­sarz Ben­ja­min Ward Ri­chard­son prze­wi­dy­wał, że „nowy i wy­zwo­li­ciel­ski dar po­stępu”, który ro­wery ofia­ro­wały ludz­ko­ści, zy­ska wkrótce zde­cy­do­wa­nie szer­szy wy­miar: „Prak­tycz­nym efek­tem wiel­kiego eks­pe­ry­mentu, któ­rego je­ste­śmy obec­nie świad­kami, bę­dzie umie­jęt­ność la­ta­nia”[6]. Pod ko­niec stu­le­cia mno­żyły się wy­siłki na rzecz po­łą­cze­nia ro­weru ze stat­kiem po­wietrz­nym. Za­równo ga­zety co­dzienne, jak i po­ważne kwar­tal­niki na­ukowe za­po­wia­dały wy­na­le­zie­nie „ro­we­ro­lotu”, „lu­ftve­lo­ci­pedu” czy „pe­ga­zo­pedu”. Pro­jek­to­wano ro­wery ze śmi­głami, z wir­ni­kami ło­pat­ko­wymi, z ża­glami w kształ­cie la­tawca; pro­po­no­wano ste­rowce na­pę­dzane przez eska­dry cy­kli­stów. Żadna z tych ma­szyn nie wzbiła się co prawda w prze­stwo­rza, ale 17 grud­nia 1903 roku – 20 lat po tym, jak Ri­chard­son opu­bli­ko­wał swe prze­wi­dy­wa­nia – Flyer braci Wri­ght po­le­ciał po­nad Kill De­vil Hills w mia­steczku Kitty Hawk w Ka­ro­li­nie Pół­noc­nej. Orville i Wil­bur Wri­gh­to­wie byli me­cha­ni­kami i kon­struk­to­rami ro­we­rów, a prze­łomu w ro­zu­mie­niu siły no­śnej i oporu ae­ro­dy­na­micz­nego do­ko­nali dzięki dzi­wacz­nej kon­struk­cji przy­mo­co­wa­nej do kie­row­nicy jed­no­śladu – usta­wio­nemu po­ziomo kołu ro­we­ro­wemu, wy­po­sa­żo­nemu w płyty opo­rowe oraz mo­dele „skrzy­deł” – któ­rym je­chali po uli­cach Day­ton w Ohio. Pro­jek­tu­jąc sa­mo­lot, bra­cia czer­pali też ze zdo­by­tej pod­czas jazdy wie­dzy o rów­no­wa­dze, sta­bil­no­ści i ela­stycz­no­ści, a do bu­dowy użyli na­rzę­dzi i czę­ści ze swego ro­we­ro­wego warsz­tatu. Epoka lot­nic­twa na­prawdę była więc, jak pro­gno­zo­wał Ri­chard­son, na­stęp­stwem ko­lar­skiego bo­omu.

Dziś ist­nieją już ma­szyny przy­po­mi­na­jące ro­we­rowo-lot­ni­cze hy­brydy z dzie­więt­na­sto­wiecz­nych wi­zji: na­pę­dzane pe­da­łami he­li­kop­tery i or­ni­top­tery oraz inne lek­kie statki po­wietrzne pro­jek­to­wane przez in­ży­nie­rów z la­bo­ra­to­riów lot­ni­czych czo­ło­wych uni­wer­sy­te­tów. Inne ma­rze­nia po­zo­stały nie­speł­nione. Pod­czas przy­go­to­wań do mi­sji Apollo 15 w 1971 roku NASA roz­wa­żała przez chwilę po­mysł wy­po­sa­że­nia astro­nau­tów w ro­wery elek­tryczne. Za­cho­wały się zdję­cia przed­sta­wia­jące ro­we­rzy­stę w ska­fan­drze do­sia­da­ją­cego pro­to­ty­po­wego „mi­ni­ro­weru księ­ży­co­wego” pod­czas jazd te­sto­wych w sta­nie nie­waż­ko­ści, w trak­cie lotu pa­ra­bo­licz­nego spe­cjal­nym sa­mo­lo­tem tre­nin­go­wym na­zy­wa­nym przez astro­nau­tów „rzy­go­lo­tem”[7]. Osta­tecz­nie z mi­ni­ro­weru zre­zy­gno­wano na rzecz czte­ro­ko­ło­wego po­jazdu na­zy­wa­nego „księ­ży­co­wym buggy”. W ko­smo­sie, tak jak na Ziemi, sa­mo­chody wy­grały z jed­no­śla­dami.

Mimo to ma­rze­nia o ro­we­rze na Księ­życu nie umarły. Głów­nym orę­dow­ni­kiem tej idei był Da­vid Gor­don Wil­son, pro­fe­sor MIT [Mas­sa­chu­setts In­sti­tute of Tech­no­logy] i au­tor Bi­cycle Science [Ro­wery a na­uka], bi­blii ko­lar­skiej in­ży­nie­rii i fi­zyki. Wiele lat po za­rzu­ce­niu przez NASA ko­lar­skich po­my­słów Wil­son ob­sta­wał przy pro­jek­cie stwo­rze­nia na­pę­dza­nych pe­da­łami po­jaz­dów dla astro­nau­tów. Miały być prze­zna­czone dla dwóch osób ja­dą­cych w po­zy­cji pół­le­żą­cej i mieć koła z me­ta­lo­wej siatki, do­sto­so­wane do po­ru­sza­nia się w księ­ży­co­wym pyle, oraz rów­no­le­gle po­pro­wa­dzone pę­tle z wy­trzy­ma­łego na roz­cią­ga­nie sta­lo­wego drutu za­miast ty­po­wego na­pędu łań­cu­cho­wego[8]. Wil­son uwa­żał, że ta­kie ro­wery za­pew­ni­łyby astro­nau­tom nie­zbędną dawkę ćwi­czeń i mo­głyby po­słu­żyć jako śro­dek trans­portu pod­czas eks­pe­dy­cji ba­daw­czych. Księ­ży­cowi cy­kli­ści do­świad­czy­liby nie­zna­nych do­tąd wa­run­ków, cie­sząc się „wol­no­ścią wy­ni­ka­jącą z braku opo­rów po­wie­trza, z któ­rymi trzeba się zma­gać”[9]. Na po­par­cie swej kon­cep­cji pro­fe­sor przy­ta­czał pre­cy­zyjne wy­li­cze­nia: „Pręd­kość prze­lo­towa w pełni wy­po­sa­żo­nego astro­nauty, pe­da­łu­ją­cego w po­je­dynkę w dwu­oso­bo­wym po­jeź­dzie po po­wierzchni Księ­życa, wy­no­si­łaby pra­wie 8,5 me­tra na se­kundę, czyli 30 ki­lo­me­trów na go­dzinę”[10].

Ko­smiczne wi­zje Wil­sona nie ogra­ni­czały się do ro­we­rów na Księ­życu. W opu­bli­ko­wa­nym w 1979 roku ar­ty­kule na­uko­wiec opi­sy­wał ży­cie w „ko­lo­nii ko­smicz­nej na sztucz­nym sa­te­li­cie”[11]. Wy­obra­żał so­bie „sa­mo­loty z le­żą­cymi, pe­da­łu­ją­cymi pi­lo­tami” szy­bu­jące po­nad ko­smicz­nym osie­dlem. Ta­kie po­jazdy by­łyby do­stępne bez­płat­nie dla wszyst­kich miesz­kań­ców w ra­mach sys­temu po­rów­ny­wa­nego przez au­tora do ro­we­ro­wego „bia­łego planu” – kon­cep­cji współ­dzie­lo­nych ro­we­rów miej­skich, wy­my­ślo­nej w la­tach 60. XX wieku przez am­ster­dam­skich anar­chi­stów. Jego wi­zja kul­tury ro­we­ro­wej nie miała jed­nak nic wspól­nego z czym­kol­wiek, co ist­niało na Ziemi. „Ob­raz na­pę­dza­nej siłą ludz­kich mię­śni ko­mu­ni­ka­cji w ra­mach eks­plo­ra­cji Księ­życa i w ko­smicz­nych ko­lo­niach, jaki sta­ram się za­pre­zen­to­wać, da­leki jest od po­wol­nego, mę­czą­cego trans­portu dru­giej ka­te­go­rii, do któ­rej re­le­go­wano ro­wery na Ziemi – pi­sał. – W tych sa­mo­lo­tach można by na­wet wy­ko­ny­wać akro­ba­cje. Po­pu­larną roz­rywką by­łoby od­gry­wa­nie słyn­nych bi­tew z I wojny świa­to­wej. Spa­do­chrony sta­łyby się naj­pew­niej zbędne: w ra­zie po­wietrz­nej ko­li­zji za­równo po­jazdy, jak i pi­loci po pro­stu opa­dliby wolno na zie­mię”[12].

***

Dzie­więć­dzie­siąt lat przed tym, jak Da­vid Wil­son na­pi­sał te słowa, w Ir­lan­dii do­szło do epo­ko­wego w dzie­jach trans­portu od­kry­cia. John Boyd Dun­lop miał 47 lat, miesz­kał w Bel­fa­ście i był we­te­ry­na­rzem szkoc­kiego po­cho­dze­nia[13]. Ni­gdy w ży­ciu nie sie­dział na ro­we­rze, ale jego dzie­wię­cio­letni syn John­nie go­dzi­nami śmi­gał z ko­le­gami na swoim trój­ko­łowcu po utwar­dza­nych alej­kach po­bli­skiego parku. Chło­pak nie­raz skar­żył się ta­cie na pro­blemy zwią­zane z do­jaz­dem na miej­sce za­baw i po­wro­tem do domu. Póki trzy­mał się rów­nych ście­żek z ma­ka­damu[1*], wszystko grało. Gdy jed­nak skrę­cał na wy­bo­iste trakty, któ­rych w mie­ście było naj­wię­cej – ulice wy­ło­żone gra­ni­to­wymi pły­tami i po­prze­dzie­lane to­rami tram­wa­jo­wymi – pe­da­ło­wa­nie sta­wało się mo­zolne, a jazda nie­wy­godna. Dun­lop do­sko­nale wie­dział, co syn ma na my­śli. Gdy jako we­te­ry­narz prze­mie­rzał Bel­fast wzdłuż i wszerz, czę­sto od­czu­wał nie­przy­jemne wi­bra­cje wstrzą­sa­jące po­wo­zem albo cią­gnię­tym przez psy wóz­kiem, z któ­rego ko­rzy­stał. Po­jazdy te, tak jak trój­ko­ło­wiec John­niego, miały pełne opony, które to­czyły się równo tylko po naj­gład­szych dro­gach.

Dun­lop był maj­ster­ko­wi­czem i lu­bił ła­mi­główki. Już na pierw­szy rzut oka wy­glą­dał na do­cie­kli­wego czło­wieka: miał ostre, prze­ni­kliwe spoj­rze­nie i gę­stą, długą brodę, przy­strzy­żoną rów­niutko jak ży­wo­płot. Lu­bił wy­ko­rzy­sty­wać swą in­te­li­gen­cję do roz­wią­zy­wa­nia kon­kret­nych ży­cio­wych pro­ble­mów, mie­rzyć się z wy­zwa­niami, uży­wać głowy i rąk do two­rze­nia no­wa­tor­skich urzą­dzeń. Za­pro­jek­to­wał i wy­ko­nał kilka przy­rzą­dów, które sto­so­wał w prak­tyce we­te­ry­na­ryj­nej, sprze­da­wał sa­mo­dziel­nie opra­co­wane i wy­twa­rzane le­kar­stwa dla psów i koni. Wy­ka­zy­wał „prze­możne za­in­te­re­so­wa­nie za­gad­nie­niami trans­portu dro­go­wego, ko­le­jo­wego i mor­skiego”[14] – zwłasz­cza ko­łami. Fa­scy­na­cję tę, jak wspo­mina, prze­ja­wiał już jako chło­piec, gdy urze­czony ob­ser­wo­wał drew­niane walce to­czące się po bruz­dach w polu na ro­dzin­nej far­mie w Ayr­shire, w po­łu­dniowo-za­chod­niej Szko­cji. Te­raz, je­sie­nią 1887 roku, po­sta­no­wił zmie­rzyć się z no­wym wy­zwa­niem: nie­wy­godą ro­we­ro­wych prze­jaż­dżek syna. Czy byłby w sta­nie ulep­szyć trój­ko­ło­wiec John­niego tak, by chłopcu jeź­dziło się wy­god­niej – a może na­wet za­pew­nić mu prze­wagę nad ko­le­gami pod­czas wy­ści­gów po parku?

Dun­lop sku­pił się na peł­nych opo­nach z twar­dej gumy. Uznał, że po­winny być na tyle trwałe, by nie pę­kać na wy­bo­jach, a za­ra­zem dość ela­styczne, by za­pew­nić wy­god­niej­szą i płyn­niej­szą jazdę po nie­rów­no­ściach. A płyn­niej­sza jazda, prze­wi­dy­wał, bę­dzie też jazdą szyb­szą. Kwe­stie opo­rów to­cze­nia i tłu­mie­nia wstrzą­sów roz­wa­żał z punktu wi­dze­nia fi­zyki. „Przy­szło mi na myśl – za­no­to­wał wiele lat póź­niej – że pro­blem na­bra­nia pręd­ko­ści czy też ła­two­ści na­pę­dza­nia [...] można by roz­wią­zać za po­mocą zmyśl­nego po­łą­cze­nia płótna, gumy i drewna”[15].

Klu­czem do suk­cesu oka­zała się guma. Po­mysł Dun­lopa po­le­gał na tym, by długi gu­mowy wąż naj­pierw czymś na­peł­nić, a po­tem przy­mo­co­wać do ob­rę­czy, two­rząc tym sa­mym po­duszkę po­mię­dzy ko­łem a po­wierzch­nią, po któ­rej się ono to­czy. Pod­czas pierw­szej próby użył węża na­peł­nio­nego wodą. Efekt był jed­nak kiep­ski, Dun­lop za­czął więc eks­pe­ry­men­to­wać z inną sub­stan­cją: sprę­żo­nym po­wie­trzem. Na­pom­po­wał nim gu­mowy prze­wód, tak jak pom­puje się piłkę, a na­stęp­nie owi­nął go lnia­nym płót­nem i przy­mo­co­wał do ob­wodu spo­rego drew­nia­nego dysku. Se­ria prób na po­dwó­rzu przy ga­bi­ne­cie we­te­ry­na­ryj­nym wy­ka­zała, że ta­kie urzą­dze­nie to­czyło się da­lej i płyn­niej niż zwy­kłe koło ro­we­rowe. Dun­lop przy­stą­pił więc do kon­stru­owa­nia pro­to­ty­pów z praw­dzi­wego zda­rze­nia: dwóch drew­nia­nych ob­rę­czy ro­we­ro­wych o sze­ro­ko­ści trzech cali i śred­nicy 36 cali, do któ­rych przy­mo­co­wał na­pom­po­wane gu­mowe dętki, owi­nięte płót­nem i do­dat­kowo po­kryte z wierz­chu war­stwą gumy.

Za­ło­żył owe koła z tyłu trój­ko­łowca swo­jego syna wie­czo­rem 28 lu­tego 1888 roku. John­nie na­tych­miast wy­ru­szył na prze­jażdżkę, „żądny prze­te­sto­wa­nia pręd­ko­ści swej no­wej ma­szyny”[16]. Do­cho­dziła dzie­siąta, o tej po­rze na uli­cach Bel­fa­stu nie było ży­wego du­cha. „Była peł­nia, niebo bez­chmurne – wspo­mi­nał Dun­lop. – Na­stą­piło aku­rat za­ćmie­nie Księ­życa, więc [John­nie] wró­cił do domu. Gdy Księ­życ znów za­lśnił, wy­je­chał po­now­nie na długą prze­jażdżkę. Na­za­jutrz rano pod­da­li­śmy opony do­kład­nej in­spek­cji i nie zna­leź­li­śmy na gu­mie ani jed­nego za­dra­pa­nia”.

Nie wiemy, co my­ślał so­bie chło­piec, pe­da­łu­jąc na trój­ko­łowcu, który to­czył się nad­zwy­czaj gładko po bruku ską­pa­nym w księ­ży­co­wym bla­sku. Jego oj­ciec nie­raz wspo­mi­nał ten mo­ment i opi­sał go w książce, ale wra­że­nia ma­łego ro­we­rzy­sty nie zo­stały uwiecz­nione. Do­nio­sło­ści owej prze­jażdżki z lu­tego 1888 roku nie spo­sób prze­ce­nić: była to pierw­sza po­dróż na ro­we­rze z pneu­ma­tycz­nymi opo­nami. Pięć mie­sięcy póź­niej John Boyd Dun­lop otrzy­mał pa­tent na „Ulep­sze­nie opon do kół ro­we­rów, trój­ko­łow­ców i in­nych po­jaz­dów dro­go­wych” – re­wo­lu­cyjny wy­na­la­zek, dzięki któ­remu mi­liony lu­dzi po­mknęły w ostat­nią de­kadę XIX stu­le­cia na dwóch ko­łach.

Dziś na­zwi­sko Dun­lop znane jest na ca­łym świe­cie za sprawą na­zy­wa­ją­cej się tak firmy opo­niar­skiej. Jesz­cze za ży­cia we­te­ry­na­rza pe­wien szcze­gół skom­pli­ko­wał jed­nak jego pro­stą hi­sto­rię. Otóż w 1890 roku pa­tent zo­stał uchy­lony w związku z ujaw­nie­niem star­szego, nie­zna­nego Dun­lo­powi wy­na­lazku. Nie­mal pół wieku wcze­śniej inny Szkot, Ro­bert Wil­liam Thom­son, wy­ka­zał się po­my­sło­wo­ścią w do­kład­nie ten sam spo­sób[17] i otrzy­mał pa­tent na nowy ro­dzaj koła do po­wozu z wy­peł­nio­nym po­wie­trzem rę­ka­wem, który „wy­ła­py­wał wi­bra­cje po­wo­do­wane przez drogę”[18], za­nim zdą­żyły się prze­nieść na ob­ręcz. Thom­son ochrzcił swój wy­na­la­zek nieco po­etyc­kim mia­nem „kół po­wietrz­nych”[19].

***

Sko­ja­rze­nie jazdy na ro­we­rze z la­ta­niem ma cha­rak­ter me­ta­fo­ryczny. Można by wręcz okre­ślić je du­cho­wym – od­nosi się wszak do prze­moż­nego po­czu­cia wol­no­ści i eks­cy­ta­cji, ja­kiego do­świad­czamy pod­czas jazdy. Ma ono też jed­nak czy­sto fi­zyczny sens. Ro­we­rzy­ści czują, że uno­szą się w prze­stwo­rzach, bo w pew­nym sen­sie na­prawdę tak jest.

Ja­dąc na ro­we­rze, na do­brą sprawę fru­niesz. Ob­ra­ca­jące się pod tobą koła nie­ustan­nie wtła­czają war­stewkę skom­pre­so­wa­nego po­wie­trza mię­dzy ro­wer a drogę, uno­sząc cię nad zie­mią. Owo wra­że­nie la­ta­nia, po­czu­cie bu­ja­nia w prze­stwo­rzach jest wzmoc­nione przez spo­sób, w jaki ro­wer pod­piera twoje ciało – po­jazd na­pę­dzają co prawda ludz­kie nogi, ale za­da­nie pod­trzy­my­wa­nia cię­żaru ja­dą­cego spo­czywa na ro­we­rze. W dzi­siej­szych cza­sach mo­żesz też za­mon­to­wać na­dmu­chi­wane sio­dełko, roz­siąść się na ta­kiej po­wietrz­nej po­duszce i po­zwo­lić ko­łom ro­weru to­czyć się nad uli­cami. Może jest wła­śnie spo­kojny wie­czór, a ty je­dziesz pu­stą drogą; może, tak jak John­nie Dun­lop albo El­liott i E.T., pe­da­łu­jesz przy pełni Księ­życa. Cóż, ro­wer nie za­bie­rze cię w ko­smiczną po­dróż, ale nie jest też w stu pro­cen­tach po­jaz­dem z tej Ziemi. Ja­dąc na nim, znaj­du­jesz się w in­nym wy­mia­rze, szy­bu­jesz gdzieś po­mię­dzy terra firma a bez­kre­sem nieba.

WPRO­WA­DZE­NIE

PLA­NETA RO­WE­RÓW

Ko­bieta z dziec­kiem na ro­we­rze, dys­trykt Mzimba, pół­nocno-za­chod­nie Ma­lawi, rok 2012

W Uto­pii mnó­stwo bę­dzie śla­dów ro­we­rów[1].

H.G. WELLS, A Mo­dern Uto­pia [Współ­cze­sna uto­pia], 1905

Przez ostat­nie cztery mi­liony lat ewo­lu­cja ga­tunku ludz­kiego zmie­rzała do uni­ka­nia wy­siłku fi­zycz­nego. A te­raz grupka wstecz­nie my­ślą­cych tro­glo­dy­tów na na­pę­dza­nych pe­da­łami pa­rach hula-ho­opów chce, by­śmy prze­bie­rali no­gami, za­ci­skali zęby i wy­plu­wali płuca, jak gdyby gdzieś na plej­sto­ceń­skiej sa­wan­nie go­niło nas stado ty­gry­sów sza­blo­zęb­nych. Po­my­śl­cie tylko o wszyst­kich tych na­dzie­jach, ma­rze­niach, wy­sił­kach, ge­niu­szu i sile woli, które przez setki mi­lio­nów lat do­pro­wa­dziły do po­wsta­nia Ca­dil­laca Co­upe de Ville. A ro­we­rzy­ści chcą, by wy­lą­do­wało to na śmiet­niku hi­sto­rii[2].

P.J. O’RO­URKE, A Cool and Lo­gi­cal Ana­ly­sis of the Bi­cycle Me­nace[Fajna i lo­giczna ana­liza ro­we­ro­wej zmory], 1984

Od 200 lat ro­wery skła­niają lu­dzi do pusz­cza­nia wo­dzy fan­ta­zji i snu­cia ma­rzeń nie z tego świata. Na­wet oso­bom, któ­rych ro­je­nia nie się­gały Księ­życa ani gwiazd, zda­rzało się spo­dzie­wać po skrom­nym jed­no­śla­dzie na­prawdę wiele. Ro­wery by­wały przy­czyn­kiem do uto­pij­nych wi­zji i gwał­tow­nych wy­bu­chów emo­cji, zwa­rio­wa­nych teo­rii i na­pu­szo­nych ela­bo­ra­tów. Same po­jazdy także bar­dzo zmie­niały się na prze­strzeni de­kad – od pry­mi­tyw­nej „ma­szyny bie­go­wej” z 1817 roku przez we­lo­cy­pedy typu bo­ne­sha­ker [ła­macz ko­ści][2*] i bi­cy­kle z wiel­kim przed­nim ko­łem z lat 60. i 70. XIX wieku po tak zwane sa­fety bi­cyc­les [ro­wery bez­pieczne][3*] z ko­lej­nej de­kady, któ­rych wy­na­le­zie­nie nadało wresz­cie po­jaz­dowi formę znaną do dziś i za­po­cząt­ko­wało ko­lar­ski boom z prze­łomu stu­leci. Na każ­dym z eta­pów tej ewo­lu­cji ro­wery opie­wano jed­nak jako we­hi­kuły re­wo­lu­cyjne, zmie­nia­jące ogląd świata i ru­sza­jące z po­sad jego bryłę.

Ro­wer był speł­nie­niem tę­sk­noty rów­nie od­wiecz­nej, co ma­rze­nie o la­ta­niu – upra­gnio­nym oso­bi­stym środ­kiem trans­portu, ma­szyną unie­za­leż­nia­jącą lu­dzi od zwie­rząt po­cią­go­wych i umoż­li­wia­jącą jed­nost­kom sprawne prze­miesz­cza­nie się za po­mocą siły wła­snych mię­śni. Po­dob­nie jak lo­ko­mo­tywa – inny prze­ło­mowy wy­na­la­zek XIX wieku – jed­no­ślady „uni­ce­stwiały prze­strzeń”, skra­cały od­le­gło­ści i spra­wiały, że świat się kur­czył. Po­dróżny w po­ciągu po­zo­sta­wał jed­nak bier­nym pa­sa­że­rem, sie­dzą­cym bez­czyn­nie i po­zwa­la­ją­cym wy­ko­ny­wać całą pracę wę­glowi, pa­rze i stali. Cy­kli­sta zaś sam był so­bie lo­ko­mo­tywą. „Po­dró­żu­jesz – na­pi­sał w 1878 roku pe­wien en­tu­zja­sta ro­we­rów. – A nie da­jesz się wo­zić”[3].

Wraz z upły­wem lat i ko­lej­nymi fa­lami ko­lar­skiej go­rączki ogar­nia­ją­cej Eu­ropę i Stany Zjed­no­czone ro­we­rom przy­pi­sy­wano spraw­stwo epo­ko­wych zmian. Chwa­lono je jako po­jazdy za­sy­pu­jące po­działy kla­sowe, do­sko­na­lące ciała, wy­zwa­la­jące du­cha, uwal­nia­jące umy­sły. „Ro­wery... uczy­niły dla eman­cy­pa­cji ko­biet wię­cej niż ja­ka­kol­wiek inna rzecz na świe­cie”[4] – mó­wiła w 1896 roku Su­san B. An­thony[4*]. „Nie by­łoby ni­czym dziw­nym, gdyby hi­sto­ria ob­wo­łała udo­sko­na­le­nie ro­weru naj­do­nio­ślej­szym do­ko­na­niem XIX stu­le­cia”[5] – czy­tamy w ar­ty­kule z „De­troit Tri­bune” z tego sa­mego roku.

Mo­żemy uwa­żać te za­chwyty za prze­sadne i przy­na­leżne do dawno mi­nio­nej prze­szło­ści. W nie mniej gór­no­lot­nych sło­wach ro­wery wy­chwa­lano jed­nak w dru­giej po­ło­wie XX wieku i na po­czątku no­wego mi­le­nium. W la­tach 70. XX stu­le­cia ak­ty­wi­ści po obu stro­nach Atlan­tyku opie­wali eko­lo­giczne i du­chowe za­lety jed­no­śla­dów. Ro­wer miał być re­me­dium na pa­no­wa­nie sa­mo­cho­dów, które du­siły mia­sta i za­tru­wały po­wie­trze; ucie­le­śniał też po­stę­powe war­to­ści: po­kój, mi­łość oraz jed­ność. Jak gło­sił ma­ni­fest Pe­dal Po­wer z lat 70.: „Być może łącz­ni­kiem mię­dzy Wscho­dem a Za­cho­dem jest ro­wer – ma­szyna, która czyni nas wszyst­kich braćmi i sio­strami”[6]. Obec­nie, wraz z na­si­la­niem się zmian kli­ma­tycz­nych, za­gra­ża­ją­cych prze­trwa­niu ży­cia na Ziemi w zna­nych nam for­mach, ton tego ro­dzaju wy­po­wie­dzi stał się jesz­cze bar­dziej me­sja­ni­styczny. Współ­cze­śni apo­lo­geci ro­we­rów mó­wią o „naj­szla­chet­niej­szym z wy­na­laz­ków”[7], „naj­bar­dziej do­bro­czyn­nej z ma­szyn”[8], „sa­mo­bież­nym dziele sztuki, które może zba­wić świat”[9]. Dzie­więt­na­sto­wieczny ro­wer był cu­dem, współ­cze­sny jest zbawcą; daw­niej był po­jaz­dem cza­ro­dziej­skim, dzi­siaj jest oświe­co­nym. Ro­wery są wspa­niałe, choć traf­niej by­łoby po­wie­dzieć, że to czy­ste do­bro.

***

Czy jed­nak czci­ciele ro­we­rów nie mają ra­cji? Czy jed­no­śla­dom można od­mó­wić ich za­let? Na świe­cie jest obec­nie około mi­liarda aut i dwa razy wię­cej ro­we­rów[10]. Tylko w tym roku w Chi­nach wy­pro­du­kuje się wię­cej bi­cy­kli niż na ca­łym świe­cie sa­mo­cho­dów. Na­sze mia­sta i mia­steczka, na­sze go­spo­darki, na­sze sys­temy prawne są skro­jone z my­ślą o au­tach, z kon­ty­nentu na kon­ty­nent la­tamy sa­mo­lo­tami – a mimo to ży­jemy na pla­ne­cie ro­we­rów.

W skali świata wię­cej osób prze­miesz­cza się na ro­we­rach niż za po­mocą ja­kie­go­kol­wiek in­nego środka trans­portu. Po­dróże ro­we­rowe po­zo­stają główną me­todą ko­mu­ni­ka­cji za­równo na gó­rzy­stych od­lu­dziach pół­kuli po­łu­dnio­wej, jak i w cen­trach eu­ro­pej­skich sto­lic. W Ho­lan­dii są 23 mi­liony ro­we­rów – a więc jest ich o 5 mi­lio­nów wię­cej niż oby­wa­teli. Pra­wie każdy może na­uczyć się jeź­dzić na ro­we­rze. I nie­mal każdy to robi.

Wszech­obec­ność ro­we­rów do­wo­dzi ich wszech­stron­no­ści. Spraw­dzają się i w trans­por­cie, i w spo­rcie, służą do od­po­czynku i do pracy. Ro­we­rami do­star­czamy prze­syłki, zwie­dzamy oko­licę, spa­lamy na nich ka­lo­rie i ćwi­czymy mię­śnie. Ro­wery by­wają dzie­cię­cymi za­baw­kami i środ­kiem trans­portu do­wo­żą­cym ro­dzi­ców do pracy.

Na ro­we­rach po­dró­żują i lu­dzie, i to­wary, to ma­szyny do prze­wozu ciał i ła­dun­ków. Uli­cami Sin­ga­puru i Ma­nili co­dzien­nie mkną ty­siące na­pę­dza­nych pe­da­łami tak­só­wek. W Wiet­na­mie, In­diach i in­nych kra­jach rol­nicy uży­wają zmo­dy­fi­ko­wa­nych jed­no­śla­dów do orki i bro­no­wa­nia pól. W Peru służą one za mo­bilne wa­rzyw­niaki, w Za­mbii – do do­star­cza­nia to­wa­rów na tar­go­wi­ska i cho­rych do szpi­tali. W du­żej czę­ści kra­jów świata to wła­śnie nie­ustanne pe­da­ło­wa­nie na­pę­dza mia­sta i lo­kalne go­spo­darki, a na­wet ra­tuje ży­cie.

Upo­rczywe utrzy­my­wa­nie się ro­we­rów na po­wierzchni go­dzi w mit po­stępu – pod­waża na­sze prze­ko­na­nie o nie­ubła­ga­nym mar­szu na­przód i li­ne­arną wi­zję roz­woju tech­no­lo­gicz­nego[11]. Prze­czy też zwy­kłej lo­gice. Ro­wery są wszak pod wie­loma wzglę­dami nie­prak­tyczne. Ro­wer nie po­mknie au­to­stradą ani nie prze­mie­rzy oce­anu. Nie ochroni cię przed ulewą, nie uła­twi prze­dzie­ra­nia się przez za­spy. „Kup so­bie ro­wer – za­le­cał w 1886 roku Mark Twain. – Ni­gdy nie po­ża­łu­jesz, o ile tylko prze­ży­jesz”[12].

Jego prze­stroga po­zo­staje ak­tu­alna. Je­śli po­ru­szasz się na co dzień ro­we­rem po No­wym Jorku, jak ja, to nie­ustan­nie igrasz z lo­sem; rzu­casz się w wir su­ną­cych jak czołgi aut i w la­bi­rynt otwie­ra­nych znie­nacka sa­mo­cho­do­wych drzwi (pe­wien ro­we­rzy­sta słusz­nie po­rów­nał to­wa­rzy­szący temu dźwięk do od­głosu prze­ła­do­wy­wa­nia spluwy). „Ro­we­rzy­sta to po­cząt­ku­jący sa­mo­bójca – pod­su­mo­wał mek­sy­kań­ski ese­ista Ju­lio Torri. – Od­kąd na uli­cach na­szych miast za­ro­iło się od sa­mo­cho­dów, całą es­tymę, jaką nie­gdyś da­rzy­łem tor­re­ado­rów, prze­nio­słem na cy­kli­stów”[13].

Inne dzie­więt­na­sto­wieczne wy­na­lazki – sil­nik pa­rowy, ma­szyna do pi­sa­nia, te­le­graf, da­ge­ro­typ – z cza­sem stały się zbędne lub zmie­niły się nie do po­zna­nia. Ro­wer na­to­miast po­zo­stał w znacz­nej mie­rze taki sam. To urzą­dze­nie nie­zrów­na­nie pro­ste, ele­ganc­kie i po­my­słowe: dwa rów­nej wiel­ko­ści koła, dwie opony, rom­bo­idalna rama, na­pęd z łań­cu­chem, dwa pe­dały, kie­row­nica i sio­dełko – a na sio­dełku czło­wiek, bę­dący za­równo sil­ni­kiem, jak i pa­sa­że­rem. Tak wła­śnie wy­glą­dał re­wo­lu­cyjny Ro­ver, za­pro­jek­to­wany w 1885 roku przez an­giel­skiego wy­na­lazcę Johna Kempa Star­leya. Po­dob­nie po­jazd, na któ­rym Mau­rice Ga­rin po­mknął w 1903 roku po zwy­cię­stwo w pierw­szej edy­cji Tour de France, i ten, któ­rym Al­bert Ein­stein jeź­dził po kam­pu­sie uni­wer­sy­tetu Prin­ce­ton; La­ta­jący Go­łąb[5*] opie­wany przez Deng Xia­opinga jako pod­stawa chiń­skiej umowy spo­łecz­nej; ro­wery uczest­ni­ków X Ga­mes[6*], do­staw­ców je­dze­nia, mi­gran­tów prze­mie­rza­ją­cych zie­mię ni­czyją na gra­nicy mek­sy­kań­sko-ame­ry­kań­skiej i agen­tów ro­we­ro­wych od­dzia­łów U.S. Bor­der Pa­trol [Straży Gra­nicz­nej] pa­tro­lu­ją­cych ten te­ren[14]; ro­wery nie­dziel­nych wo­jow­ni­ków od stóp do głów odzia­nych w ly­crę i człon­kiń anar­cho­fe­mi­ni­stycz­nych ko­lek­ty­wów; mój ro­wer, twój ro­wer – wszyst­kie one z grub­sza wy­glą­dają tak samo: są de­li­kat­nie zmo­dy­fi­ko­wa­nymi wcie­le­niami owego prze­ło­mo­wego Ro­vera. Na­wet ro­wery elek­tryczne, które do sta­ro­świec­kich korb z pe­da­łami do­dają moc za­si­la­nych aku­mu­la­to­rami sil­ni­ków, nie wy­ła­mują się z ba­zo­wego wzorca. Mi­jają de­kady i całe stu­le­cia, re­wo­lu­cje – tech­no­lo­giczne i nie tylko – zmie­niają ob­li­cze świata. A ro­wer je­dzie da­lej.

***

Ro­wer od za­wsze wy­wo­łuje kon­tro­wer­sje, a na­wet wojny kul­tu­rowe. To za­ska­ku­jące, jak czę­sto znaj­duje się (czy też wjeż­dża) w cen­trum spo­rów na te­mat naj­bar­dziej pa­lą­cych kwe­stii na­szych cza­sów – nie tylko, co zro­zu­miałe, de­bat o po­li­tyce trans­por­to­wej, ale także ogól­niej­szych dys­put o za­gad­nie­niach kla­so­wych i ra­so­wych, mo­ral­no­ści, zrów­no­wa­żo­nym roz­woju czy przy­szło­ści ży­cia na Ziemi. Za­mie­sza­nie wo­kół ro­weru wy­daje się sprzeczne z du­chem tego po­jazdu – skrom­nej, uro­czej po­zo­sta­ło­ści epoki wik­to­riań­skiej – który od za­wsze przy­cią­gał jed­nak pu­bli­cy­styczne gromy ni­czym pio­ru­no­chron. Każdy pean na cześć jed­no­śladu na­tych­miast spo­ty­kał się z za­ja­dłą ri­po­stą i wy­ra­zami naj­więk­szego obu­rze­nia.

Było tak już u za­ra­nia epoki ro­weru, około 1819 roku, gdy pierw­sze pry­mi­tywne dwu­ko­łowce stały się obiek­tem kry­tyki i praw­nych re­stryk­cji na trzech kon­ty­nen­tach. Po­jazd szybko zy­skał uzna­nie za­moż­nych, po­dą­ża­ją­cych za modą elit, czego nie omiesz­kali wy­po­mnieć po­pu­li­styczni kpia­rze („Wy­na­le­ziono oso­bliwy dwu­ko­łowy po­jazd, zwany we­lo­cy­pe­dem, na­pę­dzany nie przez ko­nie, tylko przez głup­ków”[15]). Do­roż­ka­rze i piesi skar­żyli się na obec­ność we­lo­cy­pe­dów na dro­gach i chod­ni­kach, a przed ko­mu­ni­ka­cyjną no­winką szybko po­sta­wiono szla­ban. W marcu 1819 roku jazdy dwu­ko­łow­cami za­ka­zano w Lon­dy­nie, po­dobne prze­pisy wpro­wa­dzono także w in­nych mia­stach. Pewna ame­ry­kań­ska ga­zeta na­wo­ły­wała oby­wa­teli do „nisz­cze­nia” we­lo­cy­pe­dów i fak­tycz­nie do­cho­dziło do rę­ko­czy­nów, w któ­rych cier­pieli i cy­kli­ści, i ich po­jazdy[16].

Ta pierw­sza na­gonka na ro­wery za­dzi­wia­jąco przy­po­mina wszel­kie póź­niej­sze. An­ta­go­ni­zmy kla­sowe, od­ma­wia­nie prawa do ko­rzy­sta­nia z dróg pu­blicz­nych, po­czu­cie, że ro­wer to ab­sur­dalny in­truz za­słu­gu­jący wy­łącz­nie na kpiny, a naj­le­piej na uni­ce­stwie­nie – wszyst­kie te mo­tywy po dziś dzień po­wta­rzają się w an­ty­ro­we­ro­wym dys­kur­sie. U szczytu ko­lar­skiego bo­omu z ostat­niej de­kady XIX wieku kry­tyka stała się hi­ste­ryczna, a w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, Wiel­kiej Bry­ta­nii i kilku in­nych kra­jach na­gonka przy­brała wręcz formę pa­niki mo­ral­nej i wy­bu­chów wście­kło­ści. Ro­wery przed­sta­wiano jako za­gro­że­nie dla tra­dy­cyj­nych war­to­ści, po­rządku pu­blicz­nego, sta­bil­no­ści go­spo­dar­czej czy ko­bie­cej cnoty. Bru­kowce pełne były do­nie­sień o ro­we­ro­wych ban­dy­tach, pe­rio­dyki me­dyczne do­no­siły zaś o co­raz to no­wych od­ro­we­ro­wych scho­rze­niach: ko­lar­skiej twa­rzy, ko­lar­skiej szyi, ko­lar­skiej sto­pie, ko­lar­skim gar­bie, cy­klo­ma­nii, wresz­cie ky­pho­sis bi­cyc­li­sta­rum[17] – ki­fo­zie ko­lar­skiej. Gromy na cy­kli­stów ci­skali z am­bon pa­sto­rzy, mo­ra­li­ści za­czer­niali in­wek­ty­wami ar­ku­sze ma­ni­fe­stów. „Ro­wer po­cho­dzi od Sza­tana – grzmiała w 1896 roku ame­ry­kań­ska Wo­men’s Re­scue Le­ague [Liga Obrony Ko­biet]. – Ro­wer jest na­rzę­dziem dia­bła i służy jego za­ku­som – tak mo­ral­nie, jak i cie­le­śnie”[18].

Za­nim prze­wró­cimy oczami, wzdy­cha­jąc nad ab­sur­dami za­mierz­chłej prze­szło­ści, przyj­rzyjmy się współ­cze­snemu dys­kur­sowi. Słowa, w ja­kich wy­ra­żane jest obu­rze­nie, co prawda się zmie­niły, ale po­tę­pie­nie po­zo­staje rów­nie żar­liwe, co daw­niej. O ile kry­tycy z prze­łomu XIX i XX wieku po­strze­gali ro­wery jako zło­wro­gie na­rzę­dzie no­wo­cze­sno­ści, o tyle P.J. O’Ro­urke[7*] uwa­żał je za obe­lgę dla po­stępu, ma­szynę dla „ata­wi­stycz­nych wstecz­ni­ków”. O’Ro­urke mógł oczy­wi­ście ce­lowo prze­ry­so­wać swą kry­tykę, by uzy­skać ko­miczny efekt – jego słowa można też jed­nak od­czy­ty­wać zu­peł­nie se­rio. Spójrzmy na usta­le­nia so­cjo­lo­gów. Ba­da­nia au­stra­lij­skich na­ukow­ców z 2019 roku wy­ka­zały, że ne­ga­tywne po­strze­ga­nie ro­we­rzy­stów do­mi­nuje „w wielu kra­jach”, a uprze­dze­nia te znaj­dują wy­raz w „pu­blicz­nym żar­to­wa­niu z ak­tów prze­mocy wo­bec ro­we­rzy­stów” oraz w fi­zycz­nych na­pa­ściach na użyt­kow­ni­ków jed­no­śla­dów. Uczeni stwier­dzili, że w spo­łe­czeń­stwach zor­ga­ni­zo­wa­nych wo­kół po­jaz­dów sil­ni­ko­wych cy­kli­ści pod­da­wani są de­hu­ma­ni­za­cji: „Ro­we­rzy­ści uczest­ni­czący w ru­chu dro­go­wym [...] wy­glą­dają i za­cho­wują się ina­czej niż »nor­malni lu­dzie«. Po­ru­szają się w me­cha­niczny spo­sób, a kie­rowcy czę­sto nie wi­dzą ich twa­rzy, co utrud­nia em­pa­ty­zo­wa­nie z nimi i trak­to­wa­nie ich w ludzki spo­sób”. Z punktu wi­dze­nia kie­row­ców, uwa­ża­ją­cych szosy za swój te­ren, ro­we­rzy­ści są in­tru­zami – za­razą, którą na­leży prze­go­nić lub roz­gnieść ob­ca­sem („W po­tocz­nych wy­po­wie­dziach cy­kli­ści czę­sto by­wają okre­ślani jako »ka­ra­lu­chy« lub »ko­mary«”). W pod­su­mo­wa­niu ba­da­cze kon­sta­tują, że 49 pro­cent osób nie­jeż­dżą­cych uważa, że ro­we­rzy­ści są „nie w pełni ludźmi”[19].

***

Ni­niej­sza książka opo­wiada za­równo o mi­ło­ści, jak i od­ra­zie do ro­we­rów. Przy­glą­dam się w niej wy­wo­ły­wa­nym przez jed­no­ślady uwiel­bie­niu i nie­chęci oraz spo­so­bom, w ja­kie owe po­stawy i uczu­cia znaj­do­wały i znaj­dują wy­raz w hi­sto­rii i kul­tu­rze, a także w ży­ciu jed­no­stek. Ów dra­mat roz­grywa się obec­nie na na­szych oczach z całą mocą. Użyt­kow­ni­ków jed­no­śla­dów gwał­tow­nie przy­bywa, co wy­nika z na­głego wzro­stu ich po­pu­lar­no­ści jako miej­skiego środka ko­mu­ni­ka­cji na ca­łym świe­cie. Ob­roty na glo­bal­nym rynku ro­we­rów wzro­sły w ciągu ostat­niego dzie­się­cio­le­cia o mi­liardy do­la­rów, a ana­li­tycy prze­wi­dują, że w 2027 roku wy­niosą już 80 mi­liar­dów[20]. Liczby te od­zwier­cie­dlają skalę ro­we­ro­wej go­rączki, która ob­jęła znacz­nie szer­sze i bar­dziej zróż­ni­co­wane kręgi niż wcze­śniej­sze jej wy­bu­chy. Dwie­ście lat po wy­na­le­zie­niu jed­no­śladu je­ste­śmy świad­kami naj­więk­szego ro­we­ro­wego bo­omu w dzie­jach ludz­ko­ści.

Jed­nym z jego skut­ków są ro­we­rowe wojny. Na uli­cach po­ja­wia się in­fra­struk­tura ro­we­rowa, mnożą się sys­temy wy­po­ży­cza­nia ro­we­rów miej­skich, po­jazdy ze wspo­ma­ga­niem elek­trycz­nym, ci­cho szu­miąc sil­ni­kami, suną w co­raz szer­szych stru­mie­niach ro­we­ro­wego ru­chu – a spór mię­dzy mi­ło­śni­kami a kry­ty­kami jed­no­śla­dów staje się co­raz ostrzej­szy. Tem­pe­ra­tura tej dys­ku­sji do­wo­dzi po­zy­cji ro­weru we współ­cze­snym świe­cie i świa­do­mo­ści – za­równo wśród zwo­len­ni­ków dwóch kół, jak i ich prze­ciw­ni­ków – że po raz ko­lejny po­jazdy te od­mie­niają ob­li­cze miejsc, w któ­rych miesz­kamy, i całe na­sze ży­cie. Po­przed­nie bo­omy ro­we­rowe można jed­nak bez więk­szego trudu przy­pi­sać prze­ło­mom tech­no­lo­gicz­nym i kon­stru­owa­niu no­wych ty­pów ro­we­rów. Obecną falę na­pę­dzają po­tęż­niej­sze siły – tra­piące świat w trze­ciej de­ka­dzie trze­ciego ty­siąc­le­cia kry­zysy i dy­le­maty. W re­aliach XXI wieku – w świe­cie eko­lo­gicz­nej nie­pew­no­ści i gwał­tow­nej urba­ni­za­cji, per­ma­nent­nie za­kor­ko­wa­nym, do­świad­cza­ją­cym spo­łecz­nych wstrzą­sów i pan­de­mii – jed­no­ślad oka­zuje się dzie­więt­na­sto­wiecz­nym re­lik­tem, któ­rego po­trze­bu­jemy bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej.

Spory, które ukształ­to­wały hi­sto­rię jed­no­śla­dów i wciąż ją współ­two­rzą, są te­ma­tem wielu roz­dzia­łów tej książki. Po­li­tyczna orien­ta­cja ro­weru jest, jak się zdaje, oczy­wi­sta – w Sta­nach Zjed­no­czo­nych ko­ja­rzymy go z po­stę­po­wymi war­to­ściami i po­sta­wami: nie­bie­skimi[8*] sta­nami i eko­lo­gią, hip­ste­rami i nową klasą śred­nią, bez­kom­pro­mi­so­wymi uczest­ni­kami Mas Kry­tycz­nych[9*], któ­rzy swymi bun­tow­ni­czymi prze­jaz­dami wal­czą o prawa ro­we­rzy­stów, i ze wszyst­kimi, któ­rych serca biją po le­wej stor­nie. To oczy­wi­ście uprosz­cze­nie – do ogrom­nej czę­ści użyt­kow­ni­ków ro­we­rów ste­reo­typy te w ogóle nie pa­sują. Nie­mniej zwią­zek ro­weru z po­stę­po­wo­ścią i ra­dy­ka­li­zmem ma mocne hi­sto­ryczne pod­stawy.

Jed­nymi z pierw­szych li­czą­cych się sto­wa­rzy­szeń cy­kli­stów były so­cja­li­styczne kluby ko­lar­skie po­wsta­jące w la­tach 90. XIX wieku w Wiel­kiej Bry­ta­nii. Opie­wały one ro­wery jako ega­li­tarne „wierz­chowce dla ludu”. W ko­lej­nych de­ka­dach jed­no­ślady nie stra­ciły kontr­kul­tu­ro­wego pa­zura. W ma­ni­fe­ście Pro­vo­sów – ho­len­der­skiej grupy anar­chi­stów z lat 60. XX wieku, która stwo­rzyła pierw­szy w dzie­jach sys­tem miej­skich ro­we­rów pu­blicz­nych – czy­tamy o wi­zjach re­wo­lu­cyj­nego zjed­no­cze­nia „mod­sów[10*], stu­den­tów, ar­ty­stów, roc­ker­sów[11*], prze­stęp­ców, pa­cy­fi­stów, wy­rzut­ków [...] tych, któ­rzy nie ma­rzą o ka­rie­rze, któ­rzy pro­wa­dzą nie­upo­rząd­ko­wane ży­cie, któ­rzy czują się ni­czym ro­we­rzy­ści na au­to­stra­dzie”[21].

Rzą­dzący już dawno zdali so­bie sprawę z bun­tow­ni­czej mocy ro­we­rów. Jed­nym z pierw­szych kro­ków Adolfa Hi­tlera po prze­ję­ciu wła­dzy w 1933 roku było roz­bi­cie Bund Deut­scher Rad­fah­rer – nie­miec­kiego związku ko­lar­skiego, sym­pa­ty­zu­ją­cego z par­tiami an­ty­na­zi­stow­skimi i zdol­nemu do wy­pro­wa­dze­nia na ulice ty­sięcy cy­kli­stów[22]. W póź­niej­szych la­tach nie­mieccy żoł­nie­rze kon­fi­sko­wali jed­no­ślady w oku­po­wa­nych Da­nii, Ho­lan­dii, Fran­cji i in­nych kra­jach[23]. Ro­wery za­wsze spę­dzały sen z po­wiek dyk­ta­to­rom i oku­pan­tom – jako po­ten­cjalne na­rzę­dzie oporu, do­sko­nałe, by się gdzieś wśli­zgnąć albo skądś czmych­nąć, by zgro­ma­dzić zwo­len­ni­ków, ze­wrzeć szyki, a po­tem roz­pły­nąć się w po­wie­trzu.

Re­pu­ta­cja ro­weru jako ka­ta­li­za­tora spo­łecz­nych prze­mian wy­nika jed­nak nade wszystko z roli, jaką po­jazd ten ode­grał w ru­chach ko­bie­cych. Na prze­ło­mie XIX i XX wieku fe­mi­nistki ze Sta­nów Zjed­no­czo­nych, Wiel­kiej Bry­ta­nii i kon­ty­nen­tal­nej Eu­ropy uznały jed­no­ślady za sym­bol zmian i na­rzę­dzie pro­te­stu (jak stwier­dziła Eli­za­beth Cady Stan­ton[12*]: „Ro­wer po­wie­zie ko­biety do uzy­ska­nia pełni praw wy­bor­czych”). Ro­wery za­pew­niały ko­bie­tom nie­znaną do­tąd nie­za­leż­ność i za­da­wały kłam po­wszech­nym wy­obra­że­niom o ich fi­zycz­nej kru­cho­ści. Do­star­czyły także im­pulsu do wy­zwo­le­nia na in­nej płasz­czyź­nie – od­rzu­ce­nia ogra­ni­czeń na­kła­da­nych przez stroje epoki wik­to­riań­skiej: pię­tro­wych tur­niur, fisz­bi­nów i kry­no­lin, które sku­tecz­nie unie­moż­li­wiały już choćby do­sia­da­nie jed­no­śla­dów – o jeź­dzie na nich nie wspo­mi­na­jąc. Cy­klistki pre­fe­ro­wały „ra­cjo­nalny strój” – zwłasz­cza słynne blo­omerki[13*], które wraz z sa­mym ro­we­rem stały się sym­bo­lem wy­eman­cy­po­wa­nej No­wej Ko­bie­co­ści.

Jed­no­ślady po dziś dzień po­zo­stają pa­pier­kiem lak­mu­so­wym walki o prawa ko­biet. Au­to­ry­tarne rządy w Azji i na Bli­skim Wscho­dzie w pew­nych okre­sach za­ka­zy­wały ko­bie­tom jazdy na ro­we­rach[24]. W 2016 roku naj­wyż­szy przy­wódca Iranu, aja­tol­lah Ali Cha­me­nei, wy­dał fa­twę za­bra­nia­jącą ko­bie­tom jazdy ro­we­rem w miej­scach pu­blicz­nych[25], ar­gu­men­tu­jąc, że „przy­ciąga to uwagę męż­czyzn i na­raża spo­łe­czeń­stwo na ze­psu­cie”[26]. W od­po­wie­dzi Iranki za­częły pu­bli­ko­wać w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych swoje zdję­cia na ro­we­rach i umiesz­czać na ubra­niach ha­sła w ro­dzaju: „Nie pod­nie­caj się, ja tylko jadę na ro­we­rze”[27]. Za­kaz spo­tkał się z po­wszech­nym obu­rze­niem i nie był zbyt kon­se­kwent­nie eg­ze­kwo­wany, ale twar­do­głowi du­chowni w nie­któ­rych pro­win­cjach kraju wy­da­wali ko­lejne edykty prze­ciw cy­klist­kom. W ostat­nich kilku la­tach do­cho­dziło do kon­fi­skat jed­no­śla­dów, aresz­to­wań i wy­mie­rza­nia in­nych „is­lam­skich kar” irań­skim ro­we­rzyst­kom[28], a także ak­tów prze­mocy i na­pa­ści sek­su­al­nych wo­bec nich[29]. Dla mi­lio­nów ko­biet na ca­łym świe­cie jazda na ro­we­rze po­zo­staje więc czyn­no­ścią o zna­cze­niu na wskroś po­li­tycz­nym, ak­tem oporu i się­gnię­ciem po wol­ność, obar­czo­nym oso­bi­stym ry­zy­kiem.

Dzieje ro­weru pełne są po­dob­nych hi­sto­rii. W wielu opra­co­wa­niach pod­kre­śla się rolę jed­no­śladu jako na­rzę­dzia eman­cy­pa­cji i por­tre­tuje jego użyt­kow­niczki oraz użyt­kow­ni­ków jako bo­ha­ter­skie bun­tow­niczki i bun­tow­ni­ków. Uję­cie to opiera się na ro­man­tycz­nym po­strze­ga­niu ro­weru jako nie­po­kor­nego i „pun­ko­wego” – bi­cza na kon­ser­wa­tyzm, wiel­kie kor­po­ra­cje i sa­mo­chody.

Po­li­tyczne uwi­kła­nia ro­weru są jed­nak wie­lo­ra­kie, a fakty nie za­wsze od­po­wia­dają na­szym po­boż­nym ży­cze­niom. Hi­sto­rycy za­częli ostat­nio zgłę­biać mniej chwa­lebne roz­działy prze­szło­ści jed­no­śla­dów[30]. W wielu za­kąt­kach świata ro­wery po­ja­wiły się wszak jako śro­dek trans­portu żoł­nie­rzy, osad­ni­ków, po­szu­ki­wa­czy su­row­ców mi­ne­ral­nych, ka­zno­dzie­jów i in­nych przy­by­szy spra­gnio­nych no­wych te­ry­to­riów, skar­bów i dusz. Su­rowce sto­so­wane do ich bu­dowy – stal na ramy czy kau­czuk na dętki oraz ma­giczne opony Dun­lopa – po­zy­ski­wano zaś, nisz­cząc śro­do­wi­sko i krzyw­dząc ty­siące lu­dzi, a w nie­któ­rych przy­pad­kach sys­te­mowo sto­su­jąc prze­moc wo­bec rdzen­nej lud­no­ści sko­lo­ni­zo­wa­nych kra­jów.

Chwa­leb­nej opo­wie­ści wpi­su­ją­cej się w kla­syczne uję­cie dzie­jów ro­weru – wi­zji ludz­ko­ści pe­da­łu­ją­cej na „zie­lo­nej ma­szy­nie” ku wy­zwo­le­niu i speł­nie­niu – można więc prze­ciw­sta­wić zgoła inną. Jej bo­ha­te­rami by­liby żoł­nie­rze, żan­darmi, po­borcy po­dat­kowi i inni przed­sta­wi­ciele urzęd­ni­czego apa­ratu ko­lo­nial­nego, prze­mie­rza­jący na ro­we­rach bry­tyj­skie Ma­laje, nie­miecki To­go­land, fran­cu­ską Al­gie­rię; czarni słu­żący z Ka­ra­ibów, prze­wo­żący w rik­szach wła­ści­cieli plan­ta­cji; eu­ro­pej­scy mi­sjo­na­rze cy­kli­ści pe­da­łu­jący od Ma­lawi przez In­die po Fi­li­piny; biali po­szu­ki­wa­cze for­tun eks­plo­ru­jący na ro­we­rach Ni­ge­rię w po­szu­ki­wa­niu pól naf­to­wych albo au­stra­lij­ski in­te­rior w po­szu­ki­wa­niu żył złota; by­łyby w niej rów­nież ro­we­rowe ba­ta­liony wojsk bry­tyj­skich i ar­mii Wol­nego Pań­stwa Ora­nii wal­czące prze­ciw so­bie pod­czas II wojny bur­skiej, mo­de­lo­wego kon­fliktu cza­sów ko­lo­ni­za­cji Afryki; czy wresz­cie mi­liony Kon­gij­czy­ków zbie­ra­ją­cych sok kau­czu­kow­ców w tro­pi­kal­nych la­sach Wol­nego Pań­stwa Kongo – na­le­żą­cego do Le­opolda II, króla Bel­gów – któ­rzy stali się ofia­rami lu­do­bój­czego sys­temu pracy przy­mu­so­wej z cza­sów kau­czu­ko­wego bo­omu, na­pę­dza­nego ro­we­rową go­rączką.

Nie twier­dzę oczy­wi­ście, że ro­wer to wy­na­la­zek z gruntu nik­czemny. Jego hi­sto­ria jest jed­nak skom­pli­ko­wana i zło­żona, tak jak rze­czy­wi­ste dzieje więk­szo­ści rze­czy w praw­dzi­wym świe­cie – w tym, a może zwłasz­cza, pro­duk­tów ka­pi­ta­li­zmu prze­my­sło­wego. Spójrzmy choćby na re­la­cje mię­dzy ro­we­rami a sa­mo­cho­dami – po­czątki tych dwóch wy­na­laz­ków są so­bie bliż­sze niż więk­szość z nas są­dzi. Dwa­dzie­ścia lat przed tym, jak z ta­śmy w De­troit zje­chał pierw­szy ford T, Henry Ford wy­pro­du­ko­wał swój pro­to­ty­powy au­to­mo­bil – Qu­adri­cycle[31]. Jak sama na­zwa wska­zuje, był to czte­ro­ko­łowy ku­zyn ro­weru, z kom­pak­tową ramą, sie­dze­niem dla dwojga pa­sa­że­rów i na­pę­dza­ją­cym tylne koła dwu­cy­lin­dro­wym sil­ni­kiem na eta­nol. Czę­ści o prze­ło­mo­wym zna­cze­niu w dzie­jach sa­mo­cho­dów – od ło­żysk kul­ko­wych po okła­dziny ha­mul­cowe – opra­co­wano po­cząt­kowo z my­ślą o ro­we­rach. Tak samo było z roz­wią­za­niami klu­czo­wymi dla roz­woju prze­my­słu sa­mo­cho­do­wego: li­nią mon­ta­żową, sie­ciami dys­try­bu­cji, pla­no­wym ogra­ni­cza­niem ży­wot­no­ści pro­duktu. Wszyst­kie one zo­stały ob­my­ślone przez ma­gna­tów branży ro­we­ro­wej, z któ­rych wielu prze­sia­dło się z cza­sem z jed­no­śla­dów do aut.

Są wresz­cie szosy, które w przy­padku Sta­nów Zjed­no­czo­nych sta­no­wią zdo­bycz Good Ro­ads Mo­ve­ment [Ru­chu na rzecz Do­brych Dróg] – ru­chu po­li­tycz­nego z prze­łomu XIX i XX wieku za­po­cząt­ko­wa­nego przez cy­kli­stów. Sieć au­to­strad mię­dzy­sta­no­wych, prze­ro­śnięte przed­mie­ścia, cen­tra han­dlowe z gi­gan­tycz­nymi par­kin­gami – roz­ple­nie­nie się wszyst­kich tych ele­men­tów ame­ry­kań­skiego pej­zażu za­pi­suje się zwy­kle na konto aut, ale ich za­lążki można od­na­leźć już w wi­zjach wy­as­fal­to­wa­nia kraju od krańca po kra­niec[32], roz­ta­cza­nych w ostat­niej de­ka­dzie XIX stu­le­cia przez nie­zwy­kle wpły­wowe wów­czas „stron­nic­two ro­we­rowe”[33]. Ak­ty­wizm ro­we­rowy uto­ro­wał więc drogę – mniej lub bar­dziej do­słow­nie – sa­mo­cho­dom. „Za­da­niem kry­tycz­nej hi­sto­rii ro­we­rów jest przy­czy­nie­nie się do od­two­rze­nia fak­tycz­nych dzie­jów zło­żo­nych re­la­cji mię­dzy ro­we­rem, au­to­mo­bi­lem oraz dro­gami, które te po­jazdy współ­dzielą” – twier­dzi hi­sto­ryk spo­łeczny Iain Boal. „Pu­ry­ści ro­we­rowi, ro­jący so­bie, że są cał­ko­wi­tym i zde­cy­do­wa­nym prze­ci­wień­stwem kie­row­ców, po­winni raz jesz­cze za­sta­no­wić się nad tą fan­ta­zją”[34].

Owe zło­żone re­la­cje nie są tylko echem od­le­głej prze­szło­ści. Współ­cze­sny boom ro­we­rowy uwy­pu­klił na­pię­cia na tle ra­so­wym i spo­łecz­nym. W wielu ame­ry­kań­skich i eu­ro­pej­skich mia­stach roz­wój sys­te­mów ro­we­rów miej­skich i wpro­wa­dza­nie sprzy­ja­ją­cych cy­kli­stom roz­wią­zań są ści­śle po­wią­zane z wy­sił­kami na rzecz przy­cią­gnię­cia mię­dzy­na­ro­do­wego ka­pi­tału i z po­li­tyką po­głę­bia­jącą nie­rów­no­ści eko­no­miczne. Ba­da­cze łą­czą in­we­sty­cje w in­fra­struk­turę ro­we­rową z dra­pież­czymi dzia­ła­niami de­we­lo­pe­rów, ar­gu­men­tu­jąc, że drogi ro­we­rowe by­wają czę­sto „szla­kami gen­try­fi­ka­cji”[35]. Ta sama bo­lączka trapi też świat ak­ty­wi­stów – w zde­cy­do­wa­nej więk­szo­ści bia­łych męż­czyzn. Wśród kry­ty­ków owego śro­do­wi­ska upo­wszech­niło się okre­śle­nie „nie­wi­dzialni ro­we­rzy­ści”, od­no­szące się do mar­gi­na­li­zo­wa­nych przez ak­ty­wi­styczny ma­in­stream czar­nych, La­ty­no­sów, ko­biet i cy­kli­stów z klasy lu­do­wej[36]. Po­li­tyczny gniew czę­ści dzia­ła­czy można więc uznać za efekt ich przy­wi­le­jów – biały męż­czy­zna jako ro­we­rowy uczest­nik ru­chu ulicz­nego do­świad­cza struk­tu­ral­nych nie­rów­no­ści, z któ­rymi nie styka się w żad­nej in­nej sfe­rze swo­jego ży­cia.

Fak­tem jest, że ro­wer można wy­ko­rzy­stać do bar­dzo róż­nych ce­lów po­li­tycz­nych. W pan­de­miczne lato 2020 roku na ulice ame­ry­kań­skich miast wy­le­gli de­mon­stranci ru­chu Black Li­ves Mat­ter – wielu z nich było na ro­we­rach. Cze­kali tam już na nich zu­peł­nie inni ro­we­rzy­ści: po­tęż­nie opan­ce­rzeni po­li­cjanci, sto­su­jący bru­talne tech­niki pa­cy­fi­ka­cji tłumu oraz wy­ko­rzy­stu­jący same jed­no­ślady jako broń i na­rzę­dzie do pa­ło­wa­nia pro­te­stu­ją­cych. Ro­wer bywa więc naj­szla­chet­niej­szym z wy­na­laz­ków i naj­bar­dziej do­bro­czynną z ma­szyn, ale ani szla­chet­ność, ani do­bro­czyn­ność nie są mu przy­ro­dzone. Ideał ro­weru, tak samo jak ide­ały spra­wie­dli­wo­ści i rów­no­ści, po­zo­staje przed­mio­tem nie­ustan­nych zma­gań – walki, w któ­rej li­niami frontu by­wają ko­lejne prze­cznice cen­trów miast.

***

Pi­sząc ni­niej­szą książkę, sta­ra­łem się pa­mię­tać o wszyst­kich tych kom­pli­ka­cjach. Wiele z jej roz­dzia­łów do­ty­czy prze­szło­ści, ale nie jest to po pro­stu hi­sto­ria ro­weru jako taka. Jej główne za­gad­nie­nia po­zo­sta­wiam in­nym au­tor­kom i au­to­rom. Nie­mal w ogóle nie zaj­muję się na przy­kład spor­tem ko­lar­skim – te­ma­tem nie­zli­czo­nych to­misk, pod któ­rych cię­ża­rem ugi­nają się półki ro­we­ro­wych bi­blio­tek.

Za cel sta­wiam so­bie wy­do­by­cie na świa­tło dzienne nieco in­nej hi­sto­rii. Tra­dy­cyjni kro­ni­ka­rze ro­we­rów sku­piali się na stre­fie pół­noc­no­atlan­tyc­kiej, ogra­ni­cza­jąc swe do­cie­ka­nia nie­mal wy­łącz­nie do Eu­ropy i Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Wpły­wowy pro­jek­tant in­fra­struk­tury ro­we­ro­wej i pro­mo­tor dwóch kó­łek, Mi­kael Co­lville-An­der­sen, ukuł na­wet ter­min „ko­pen­ha­gi­za­cja” – słowo klucz współ­cze­snego ak­ty­wi­zmu ro­we­ro­wego, usta­na­wia­jące przy­ja­zną jed­no­śla­dom sto­licę Da­nii jako du­chowe cen­trum ro­we­ro­wego uni­wer­sum[37].

Tym­cza­sem zde­cy­do­wana więk­szość i ro­we­rów, i ro­we­rzy­stów znaj­duje się bar­dzo da­leko od Da­nii. Sta­ty­stycz­nie rzecz bio­rąc, ty­powy dwu­dzie­sto­pierw­szo­wieczny cy­kli­sta to ra­czej imi­grant za­rob­kowy w azja­tyc­kiej, afry­kań­skiej lub la­ty­no­ame­ry­kań­skiej me­tro­po­lii niż biały Eu­ro­pej­czyk uosa­bia­jący „ro­we­rową ele­gan­cję” [cycle chic] – by po­słu­żyć się ko­lej­nym z bon mo­tów Co­lville-An­der­sena[38]. Cele za­chod­nich ak­ty­wi­stów – uczy­nie­nie z ro­weru ro­zu­mia­nego jako śro­dek trans­portu prio­ry­tetu pla­ni­stów i ele­mentu świa­do­mie wy­bie­ra­nego stylu ży­cia – mają się ni­jak do re­aliów, w ja­kich żyją setki mi­lio­nów lu­dzi, któ­rzy na ro­wer są po pro­stu ska­zani: to je­dyny śro­dek trans­portu, na jaki ich stać.

Za­równo w kra­jach roz­wi­nię­tych, jak i roz­wi­ja­ją­cych się ro­wery po­zo­stają jed­nak po­jaz­dami na wskroś miej­skimi i to wła­śnie mia­stom po­świę­cona jest więk­szość po­niż­szych roz­wa­żań. Oczy­wi­ście na wsi także miesz­kają mi­liony cy­kli­stów, a ro­wer nie­malże od sa­mego mo­mentu wy­na­le­zie­nia jest opie­wany jako spo­sób na ucieczkę z me­tro­po­lii i we­hi­kuł te­le­por­tu­jący umę­czo­nych miesz­czu­chów na zie­lone łąki, gdzie od­dy­cha się pełną pier­sią. Nie zmie­nia to faktu, że ro­wery po­wstały w mia­stach i z my­ślą o nich. Nie­za­leż­nie od tego, jaki los czeka jed­no­ślady, z pew­no­ścią od­ci­sną one piętno na ob­li­czu me­tro­po­lii.

Przy­szłość miast można wręcz wró­żyć z ro­we­rów. De­mo­gra­fo­wie sza­cują, że do 2030 roku w mia­stach skupi się 60 pro­cent ludz­ko­ści. Wo­bec roz­ro­stu ol­brzy­mich me­tro­po­lii i kry­zysu kli­ma­tycz­nego te­mat ko­mu­ni­ka­cji miej­skiej prze­staje być kwe­stią li tylko ja­ko­ści ży­cia, iry­tu­ją­cych kor­ków i mę­czą­cych do­jaz­dów do pracy. Od tego, jak się prze­miesz­czamy, będą za­le­żały nie tylko styl i po­ziom na­szego ży­cia, ale wręcz na­sze prze­trwa­nie.

Opi­nia pu­bliczna w co­raz więk­szym stop­niu przy­chyla się do twier­dze­nia od lat po­wta­rza­nego przez ro­we­ro­wych ak­ty­wi­stów: sa­mo­chody nas za­bi­jają. Ba­da­cze utrzy­mują, że to po­jazdy sil­ni­kowe w naj­więk­szym stop­niu przy­czy­niają się do zmian kli­matu[39]. Pro­blemu nie roz­wiąże upo­wszech­nie­nie się sa­mo­cho­dów hy­bry­do­wych ani elek­trycz­nych, jako że znaczna część emi­sji szko­dli­wych sub­stan­cji nie po­cho­dzi z rur wy­de­cho­wych – od­po­wiada za nie mię­dzy in­nymi zu­ży­cie opon[40].

Wpływ na zmiany kli­matu to zresztą tylko je­den z ele­men­tów ob­cią­ża­ją­cych branżę mo­to­ry­za­cyjną. Epoka aut to czas krwa­wej łaźni. W wy­pad­kach sa­mo­cho­do­wych na ca­łym świe­cie co roku gi­nie śred­nio 1,25 mi­liona osób, czyli po­nad 3400 osób dzien­nie[41]. To wła­śnie kraksy są główną glo­balną przy­czyną śmierci mło­dych do­ro­słych w wieku od 15 do 29 lat. Do­dat­kowo każ­dego roku na szo­sach od 20 do 30 mi­lio­nów osób zo­staje ciężko ran­nych lub trwale nie­peł­no­spraw­nych.

W owym bi­lan­sie ująć na­leży także szer­sze, geo­po­li­tyczne kon­se­kwen­cje upo­wszech­nie­nia się aut: wąt­pliwe so­ju­sze i po­rzu­cone dla nich war­to­ści mo­ralne oraz ty­siące ofiar wo­jen to­czo­nych tylko po to, by ropa naf­towa nie prze­stała pły­nąć wart­kim stru­mie­niem.

Na tak po­nu­rym tle tym szla­chet­niej roz­bły­ska gwiazda ro­weru. „Ro­wer to naj­bar­dziej cy­wi­li­zo­wany ze zna­nych nam środ­ków trans­portu. Inne z dnia na dzień stają się co­raz bar­dziej upiorne. Tylko ro­wer za­cho­wuje czy­ste serce”[42]. Gdy Iris Mur­doch za­pi­sy­wała te słowa w 1965 roku, z pew­no­ścią na­wet nie wy­obra­żała so­bie świata, w któ­rym bo­ga­cze wy­naj­mują śmi­głowce, by fru­wać po­nad kom­plet­nie za­kor­ko­wa­nymi uli­cami glo­bal­nych me­tro­po­lii.

Nie brak jed­nak oznak zbli­ża­ją­cego się zwrotu w dzie­jach świata. Wo­bec wy­bu­chu pan­de­mii ko­ro­na­wi­rusa na po­czątku 2020 roku mi­liony lu­dzi prze­sia­dły się na ro­wery, po­nie­waż ów śro­dek trans­portu umoż­li­wiał za­cho­wa­nie bez­piecz­nego dy­stansu. Cy­kli­ści po­mknęli przez skrę­po­wany lock­dow­no­wymi ogra­ni­cze­niami świat, przez upior­nie pu­ste ulice ogo­ło­cone z pie­szych i po­jaz­dów. Naj­więk­sze mia­sta świata stały się na­gle me­tro­po­liami ro­we­rów. Było to oso­bliwe po­łą­cze­nie urze­czy­wist­nio­nych uto­pii i dys­to­pii. Opu­sto­szałe mia­sta wy­glą­dały jak z apo­ka­lip­tycz­nych fil­mów ka­ta­stro­ficz­nych, ofe­ru­jąc za­ra­zem wgląd w przy­szłość, w któ­rej ro­wery mo­głyby śmi­gać pod nie­bem nie­prze­sło­nię­tym przez spa­liny i smog. Nie­za­leż­nie od tego, czy jed­no­ślady są w sta­nie „ura­to­wać świat”, trudno za­prze­czyć, że mia­sto z mnó­stwem ro­we­rów i mniej­szą liczbą aut na uli­cach to mia­sto bez­piecz­niej­sze, czyst­sze, zdrow­sze, lep­sze do ży­cia i bar­dziej ludz­kie.

Ulu­biony slo­gan ak­ty­wi­stów ro­we­ro­wych brzmi: Two whe­els good, four whe­els bad [„Dwa koła do­bre, cztery koła złe”][43]. Ta zu­chwała pa­ra­fraza słów Or­wella ociera się o świę­tosz­ko­wa­tość i prze­ko­na­nie, iż ro­wery są mo­ral­nie do­sko­nal­sze od aut, a ro­we­rzy­ści – od kie­row­ców. Stwier­dze­nie „dwa koła do­bre” to za­ra­zem po pro­stu prawda. W świe­cie prze­krę­tów i lip­nych pro­mo­cji ro­wery gwa­ran­tują nie­po­rów­ny­walną z ni­czym stopę zwrotu z in­we­sty­cji: są nie­dro­gie, wy­trzy­małe, po­ręczne i nie­duże. Na ro­we­rze można prze­je­chać 5, 10 albo i 200 ki­lo­me­trów, a po po­wro­cie do domu wziąć go pod pa­chę i za­nieść do po­koju. Spró­buj­cie zro­bić to z sa­mo­cho­dem spor­to­wym albo pi­ka­pem!

Cy­kli­ści do­stają od ro­we­rów wię­cej, niż w nie in­we­stują. Ro­wer to nie­zwy­kle sku­teczne na­rzę­dzie za­mie­nia­jące ludzki wy­si­łek w ruch: prze­ciętny czło­wiek po­ru­sza się na nim cztery razy szyb­ciej niż na pie­chotę, wkła­da­jąc w to pięć razy mniej ener­gii. „Ro­wer jest ide­al­nym prze­twor­ni­kiem, dzięki któ­remu me­ta­bo­liczna ener­gia czło­wieka po­ko­nuje opory zwią­zane z prze­miesz­cza­niem się” – na­pi­sał już dwa po­ko­le­nia temu fi­lo­zof i kry­tyk spo­łeczny Ivan Il­lich. „Wy­po­sa­żony w to na­rzę­dzie czło­wiek prze­wyż­sza pod wzglę­dem sku­tecz­no­ści nie tylko wszel­kie ma­szyny, ale także wszyst­kie inne zwie­rzęta”[44]. Na­wet uto­pi­ści ery cy­fro­wej ze swą nie­za­chwianą wiarą, że wszystko na świe­cie da się zop­ty­ma­li­zo­wać za po­mocą tech­no­lo­gii, mu­szą po­chy­lić czoło przed nie­moż­liwą do prze­bi­cia efek­tyw­no­ścią po­czci­wego, ste­am­pun­ko­wego jed­no­śladu. Nie kto inny jak Steve Jobs na­zwał kom­pu­ter oso­bi­sty „ro­we­rem dla na­szego umy­słu”[45].

Moż­liwe jed­nak, że we­hi­ku­łem dla na­szych umy­słów jest też sam ro­wer. Wszy­scy wiemy, jak bar­dzo jazda na nim po­bu­dza mózg, po­sze­rza ho­ry­zonty i wy­ostrza zmy­sły. To naj­lep­szy ze zna­nych mi spo­so­bów na osią­gnię­cie od­mien­nego stanu świa­do­mo­ści – może nie­ko­niecz­nie szla­chet­no­ści czy oświe­ce­nia, ale na pewno po­bu­dze­nia. Jazda ro­we­rem prze­bija pod tym wzglę­dem jogę, wino czy trawkę i do­rów­nuje sek­sowi i ka­wie. Na wła­snej skó­rze prze­ko­na­łem się też, że sta­nowi świetne re­me­dium na nie­moc twór­czą. Je­śli czu­jesz, że tkwisz w miej­scu, że mu­sisz od­blo­ko­wać sy­napsy i zdmuch­nąć kurz ze zwo­jów mó­zgo­wych, po pro­stu wsiądź na ro­wer, a na­tych­miast ru­szysz z ko­pyta. Ani się obej­rzysz, a wy­krę­cisz w ten spo­sób całą książkę.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

ŹRÓ­DŁA ILU­STRA­CJI

s. 9 | Pla­kat re­kla­mowy au­tor­stwa Hen­riego Bo­ulan­gera (alias Hen­riego Graya), rok 1900. Źró­dło: bi­cyc­lin­gart.com.

s. 19 | Ko­bieta z dziec­kiem na ro­we­rze, dys­trykt Mzimba, pół­nocno-za­chod­nie Ma­lawi, rok 2012. Fot. An­thony ASAEL/Gamma-Ra­pho. Źró­dło: Getty Ima­ges.

PRZY­PISY

Pro­log. Po­dróż na Księ­życ

[1]A Re­vo­lu­tion in Lo­co­mo­tion, „New York Ti­mes”, 22 sierp­nia 1867.
[2] Au­tor nie­znany, Voy­age à la lune, wy­dawca nie­znany (Fran­cja, ok. 1865–1870 r.). Ręcz­nie ko­lo­ro­wana li­to­gra­fia. Ko­pia ilu­stra­cji w zbio­rach Li­brary of Con­gress’s Prints and Pho­to­gra­phs Di­vi­sion [Dział Dru­ków i Fo­to­gra­fii Bi­blio­teki Kon­gresu] w Wa­szyng­to­nie. Można zo­ba­czyć ją w in­ter­ne­cie: loc.gov/item/2002722394/.
[3] John Ken­drick Bangs, Bi­key the Ski­cycle and Others Ta­les of Jim­mie­boy, Rigs, New York 1902, s. 35–37.
[4] Ro­bert A. He­in­lein, The Rol­ling Sto­nes, Bal­lan­tine, New York 1952, s. 68–69.
[5]Trans-Ga­lac­tic Bike Ride, red. Ly­dia Ro­gue, Elly Blue, Por­t­land 2020.
[6] Ben­ja­min Ward Ri­chard­son, Cyc­ling as an In­tel­lec­tual Pur­suit, „Long­man’s Ma­ga­zine”, t. 2, 1883, nr 12 (maj–paź­dzier­nik), s. 593–607.
[7] Wię­cej o eks­pe­ry­men­tach NASA z „księ­ży­co­wym ko­lar­stwem” zob. np. Amy Te­itel, How NASA Didn’t Drive on the Moon, 6 kwiet­nia 2012, Ame­rica Space, ame­ri­ca­space.com/2012/04/06/how-nasa-didnt-drive-on-the-moon/.
[8] Szcze­gó­łowy opis pro­po­no­wa­nych przez Wil­sona po­jaz­dów księ­ży­co­wych oraz jego wi­zji trans­portu ko­smicz­nego zob. Hu­man-Po­we­red Space Trans­por­ta­tion, „Ga­li­leo”, 1979, nr 11–12 (czer­wiec), s. 21–26.
[9] Tamże, s. 24.
[10] Tamże, s. 22.
[11] Tamże, s, 25.
[12] Tamże, s. 26.
[13] Opis wy­na­le­zie­nia pneu­ma­tycz­nych opon spo­rzą­dzony przez sa­mego Dun­lopa, zob. John Boyd Dun­lop, The In­ven­tion of the Pneu­ma­tic Tyre, A. Thom & Com­pany, Du­blin 1925. Zob. także: Jim Co­oke, John Boyd Dun­lop, Dre­olín Spe­cia­list Pu­bli­ca­tions, Tan­kard­stown 2000.
[14] Jim Co­oke, John Boyd Dun­lop 1840–1921, In­ven­tor, „Du­blin Hi­sto­ri­cal Re­cord”, t. 49, nr 1, Old Du­blin So­ciety, Du­blin 1996, s. 16–31.
[15] Dun­lop, The In­ven­tion of the Pneu­ma­tic Tyre, dz. cyt., s. 9.
[16] Tamże, s. 15.
[17] Zob. The Pa­tent Jo­ur­nal and In­ven­tors’ Ma­ga­zine, red. Char­les Bar­low, Esq., t. I, Pa­tent Jo­ur­nal Of­fice, Lon­don 1846, s. 61. Co cie­kawe, Thom­son był także wy­na­lazcą wiecz­nego pióra.
[18] Co­oke, John Boyd Dun­lop, dz. cyt., s. 16.
[19] T. R. Ni­chol­son, The Birth of the Bri­tish Mo­tor Car, 1769–1897, t. II: Re­vi­vial and De­feat, 1842–1893, Mac­mil­lan, Lon­don 1982, s. 241.

Wpro­wa­dze­nie. Pla­neta ro­we­rów

[1] H.G. Wells, A Mo­dern Uto­pia, Char­les Scrib­ner’s Sons, New York 1905, s. 47.
[2] Ten su­ge­stywny cy­tat po­cho­dzi z tek­stu P.J. O’Ro­urke’a A Cool and Lo­gi­cal Ana­ly­sis of the Bi­cycle Me­nace, pier­wot­nie opu­bli­ko­wa­nego na ła­mach „Car and Dri­ver Ma­ga­zine” w 1984 roku. Jak więk­szość twór­czo­ści O’Ro­urke’a, miał on cha­rak­ter sa­ty­ryczny, ale był też prze­ry­so­wa­nym wy­ra­zem praw­dzi­wych po­glą­dów au­tora (O’Ro­urke przy­pu­ścił fron­talny atak na ro­we­rzy­stów także w tek­ście Dear Urban Cyc­li­sts: Go Play in Traf­fic, opu­bli­ko­wa­nym w dziale opi­nii „The Wall Street Jo­ur­nal” 2 kwiet­nia 2011 roku). A Cool and Lo­gi­cal Ana­ly­sis of the Bi­cycle Me­nace wy­dano w an­to­lo­gii: P.J. O’Ro­urke, Re­pu­bli­can Party Rep­tile: The Con­fes­sions, Ad­ven­tu­res, Es­says and (Other) Outra­ges of P. J. O’Ro­urke, Atlan­tic Mon­thly Press, New York 1987, s. 122–127.
[3]The Win­ged Wheel, „New York Ti­mes”, 28 grud­nia 1878.
[4]Cham­pion of Her Sex, „World”, 2 lu­tego 1896.
[5] Zob. Mark of the Cen­tury, „De­troit Tri­bune”, 10 maja 1896.
[6]Pe­dal Po­wer in Work, Le­isure, and Trans­por­ta­tion, red. Ja­mes C. McCul­lagh, Ro­dale, Em­maus 1977, s. x.
[7]The No­blest In­ven­tion: An Il­lu­stra­ted Hi­story of the Bi­cycle, red. Lance Arm­strong, Ro­dale, Em­maus 2003.
[8] Sha­ron A. Ba­ba­ian, The Most Be­ne­vo­lent Ma­chine: A Hi­sto­ri­cal As­ses­sment of Cyc­les in Ca­nada, Na­tio­nal Mu­seum of Science and Tech­no­logy, Ot­tawa 1998.
[9] Okre­śle­nie to, któ­rego au­tor­stwo przy­pi­suje się ame­ry­kań­skiemu pro­jek­tan­towi ro­we­rów i pi­sa­rzowi Gran­towi Pe­ter­so­nowi, jest chęt­nie przy­wo­ły­wane w „in­spi­ra­cyj­nej” li­te­ra­tu­rze ro­we­ro­wej oraz in­ter­ne­to­wych me­mach. Zob. np. Chris Nay­lor, Bike Porn, Sum­mers­dale, Chi­che­ster 2013.
[10] Zob. np. Mi­chael Ko­lo­mat­sky, The Best Ci­ties for Cyc­li­sts, „New York Ti­mes”, 24 czerwca 2021, ny­ti­mes.com/2021/06/24/re­ale­state/the-best-ci­ties-for-cyc­li­sts.html; Le­szek J. Si­bi­li­ski, Why We Need to En­co­urage Cyc­ling Eve­ry­where, World Eco­no­mic Fo­rum, 5 lu­tego 2015, we­fo­rum.org/agenda/2015/02/why-we-need-to-en­co­urage-cyc­ling-eve­ry­where/.
[11] Zob. Da­vid Ed­ger­ton, The Shock of the Old: Tech­no­logy and Glo­bal Hi­story Since 1900, Oxford Uni­ver­sity Press, New York 2007.
[12] Mark Twain, Ta­ming the Bi­cycle [w:] Mark Twain, Col­lec­ted Ta­les, Sket­ches, Spe­eches & Es­says: 1852–1890, Li­brary of Ame­rica, New York 1992, s. 892–899.
[13] Ju­lio Torri, La Bi­cic­leta [w:] Ju­lio Torri: Te­xtos, Uni­ver­si­dad Au­tó­noma de Co­ahu­ila, Co­ahu­ila 2002, s. 109.
[14] Opis roli ro­we­rów w mi­gra­cji przez gra­nicę mek­sy­kań­sko-ame­ry­kań­ską i jej pa­tro­lo­wa­niu, zob.: Kim­ball Tay­lor, The Coy­ote’s Bi­cycle: The Untold Story of Se­ven Tho­usand Bi­cyc­les and the Rise of a Bor­der­land Em­pire, Tin Ho­use Bo­oks, Por­t­land 2016.
[15] „Eve­ning Post”, 11 czerwca 1819.
[16] „Co­lum­bian Re­gi­ster”, New Ha­ven, 10 lipca 1819.
[17]A Ter­ri­ble Di­se­ase, „Ne­enah Da­ily Ti­mes”, 17 lipca 1893.
[18]Re­for­mers in a New Field, „San Fran­ci­sco Chro­nicle”, 2 lipca 1896.
[19] Alexa Del­bosc, Far­hana Na­znin, Nick Ha­slam, Na­relle Ha­worth, De­hu­ma­ni­za­tion of Cyc­li­sts Pre­dicts Self-Re­por­ted Ag­gres­sive Be­ha­viour To­wards Them: A Pi­lot Study, „Trans­por­ta­tion Re­se­arch, Parf F: Traf­fic Psy­cho­logy and Be­ha­viour”, t. 62, kwie­cień 2019, s. 681–689.
[20]Bi­cyc­les – Glo­bal Mar­ket Tra­jec­tory & Ana­ly­tics, „Re­se­arch and Mar­kets”, sty­czeń 2021, re­se­ar­chand­mar­kets.com/re­ports/338773/bi­cyc­le­s_glo­ba­l_mar­ke­t_tra­jec­to­ry­_an­d_a­na­ly­tics.
[21] Jo­seph Le­ly­veld, Da­da­ists in Po­li­tics, „New York Ti­mes”, 2 paź­dzier­nika 1966. Por. Alan Smart, Pro­vos in New Ba­by­lon, „Urbânia 4”, 31 sierp­nia 2011, http://www.alan­smart.net/00_con­tent/pdf/Smar­tA­la­n_Pro­vo­Bi­cyc­le­Tric­k_20150704.pdf
[22] Zob. wy­kład Ia­ina Bo­ala z 2010 roku w Køben­ha­vns Mu­seum [Mu­zeum Ko­pen­hagi], do­stępny w pię­ciu czę­ściach w ser­wi­sie Vi­meo: The Green Ma­chine – Lec­ture by Iain Boal, Bi­cycle Hi­sto­rian. Part 3 of 5, Vi­meo, 2010, vi­meo.com/11264396.
[23] Zob. np.: Mik­kel An­dreas Beck, How Hi­tler De­ci­ded to Launch the Lar­gest Bike Theft in Den­mark’s Hi­story, „Scien­ce­Nor­dic”, 23 paź­dzier­nika 2016, scien­ce­nor­dic.com/den­mark-hi­story-se­cond-world-war/how-hi­tler-de­ci­ded-to-launch-the-lar­gest-bike-theft-in-den­marks-hi­story/1438738.
[24] Zob. np.: Da­niel De­fraia, North Ko­rea Bans Wo­men from Ri­ding Bi­cyc­les... Again, CNBC, 17 stycz­nia 2013, cnbc.com/id/100386398; Saudi Ara­bia Eases Ban on Wo­men Ri­ding Bi­kes, Al Ja­ze­era, 2 kwiet­nia 2013, Al­ja­ze­era.com/news/2013/4/2/Saudi-ara­bia-eases-ban-on-wo­men-ri­ding-bi­kes.
[25] An­dree Mas­siah, Wo­men in Iran Defy Fa­twa by Ri­ding Bi­kes in Pu­blic, BBC, 21 wrze­śnia 2016, bbc.com/news/world-mid­dle-east-37430493.
[26] Han­nah Ross, Re­vo­lu­tions: How Wo­men Chan­ged the World on Two Whe­els, Plume, New York 2020, s. 99. Zob. także: Kha­me­nei Says Use of Bi­cyc­les for Wo­men Sho­uld Be Li­mi­ted, Ra­dio Farda, 27 li­sto­pada 2017, en.ra­dio­farda.com/a/iran-wo­men-bi­cyc­les-rstric­ted-kha­me­nei-fa­twa/28882216.html.
[27]Wo­men Ban­ned from Ri­ding Bi­kes in Iran Pro­vince Run by Ul­tra-Con­se­rva­tive Cle­ric, Ra­dio Farda, 5 sierp­nia 2020, en.ra­dio­farda.com/a/wo­men-ban­ned-from-ri­ding-bi­kes-in-iran-pro­vince-run-by-ul­tra-con­se­rva­tive-cle­ric/30767110.html.
[28] Ross, Re­vo­lu­tions. dz. cyt., s. 99. Także: Iran’s Re­gime Bans Wo­men from Ri­ding Bi­cyc­les in Is­fa­han, Na­tio­nal Co­un­cil of Re­si­stance of Iran, 15 maja 2019, ncr-iran.org/en/news/wo­men/iran-s-re­gime-bans-wo­men-from-ri­ding-bi­cyc­les-in-is­fa­han/.
[29]Ira­nian Cyc­li­sts En­dure Phy­si­cal, Se­xual Abuse and Bans, „Ko­doom”, 30 lipca 2020, fe­atu­res.ko­doom.com/en/iran-sports/Ira­nian-cyc­li­sts-en­dure-phy­si­cal-se­xual-abuse-and-bans/v/7164/.
[30] Na szcze­gólną uwagę za­słu­guje prze­ło­mowa praca Za­cka Fur­nessa, One Less Car: Bi­cyc­ling and the Po­li­tics of Au­to­mo­bi­lity, Tem­ple Uni­ver­sity Press, Fi­la­del­fia 2010. Zob. także: Paul Sme­thurst, The Bi­cycle: To­wards a Glo­bal Hi­story, Pal­grave Mac­mil­lan, New York 2015; Ste­ven A. Al­ford, Su­zanne Fer­riss, An Al­ter­na­tive Hi­story of Bi­cyc­les and Mo­tor­cyc­les: Two-Whe­eled Trans­por­ta­tion and Ma­te­rial Cul­ture, Le­xing­ton Bo­oks, Lan­ham 2016; Iain Boal, The World of the Bi­cycle [w:] Cri­ti­cal Mass: Bi­cyc­ling’s De­fiant Ce­le­bra­tion, red. Chris Carls­son, AK Press, Oakland 2002, s. 167–174.
[31] Zob. Paul In­gras­sia, En­gi­nes of Change: A Hi­story of the Ame­ri­can Dream in Fi­fteen Cars, Si­mon & Schu­s­ter, New York 2012, s. 5–6; 1896 Ford Qu­adri­cycle Ru­na­bout, First Car Bu­ilt by Henry Ford, „The Henry Ford”, the­hen­ry­ford.org/col­lec­tions-and-re­se­arch/di­gi­tal-col­lec­tions/ar­ti­fact/252049.
[32] Zob. Pe­ter J. Hu­gill, Good Ro­ads and the Au­to­mo­bile in the Uni­ted Sta­tes 1880–1929, „Geo­gra­phi­cal Re­view”, t. 72, 1982, nr 3 (li­piec), s. 327–349; Char­les Fre­eman John­son, The Good Ro­ads Mo­ve­ment and the Ca­li­for­nia Bu­reau of Hi­gh­ways, „Over­land Mon­thly”, t. 28, 1896, nr 2 (li­piec–gru­dzień), s. 442–455.
[33] Mi­chael Tay­lor, The Bi­cycle Boom and the Bi­cycle Bloc: Cyc­ling and Po­li­tics in the 1890s, „In­diana Ma­ga­zine of Hi­story”, t. 104, wrze­sień 2008, s. 213–240.
[34] Iain A. Boal, The World of the Bi­cycle, dz. cyt., s. 171.
[35] Eli­za­beth Fla­na­gan, Ugo La­cha­pelle, Ah­med El-Ge­ne­idy, Ri­ding Tan­dem: Does Cyc­ling In­fra­struc­ture In­ve­st­ment Mir­ror Gen­tri­fi­ca­tion and Pri­vi­lege in Por­t­land, OR and Chi­cago, IL?, „Re­se­arch in Trans­por­ta­tion Eco­no­mics”, t. 60, gru­dzień 2017, s. 14–24.
[36] Zob. np.: Me­lody L. Hof­f­mann, Bike La­nes and White La­nes: Bi­cycle Ad­vo­cacy and Urban Plan­ning, Uni­ver­sity of Ne­bra­ska Press, Lin­coln 2016; Ado­nia E. Lugo, Bi­cycle/Race: Trans­por­ta­tion, Cul­ture, & Re­si­stance, Mi­cro­cosm, Por­t­land 2018; Bi­cycle Ju­stice and Urban Trans­for­ma­tion: Bi­king for All?, red. Aaron Go­lub, Me­lody L. Hof­f­mann, Ado­nia E. Lugo, Ge­rardo F. San­do­val, Ro­utledge, New York 2016; Tiina Män­ni­stö-Funk, Timo Myl­lyn­taus, In­vi­si­ble Bi­cycle: Pa­ral­lel Hi­sto­ries and Dif­fe­rent Ti­me­li­nes, Brill, Lejda 2019; Glen Norc­liffe, Cri­ti­cal Geo­gra­phies of Cyc­ling, Ro­utledge, New York 2015.
[37] Zob. Mi­kael Co­lville-An­der­sen, Co­pen­ha­ge­nize: The De­fi­ni­tive Gu­ide to Glo­bal Bi­cycle Urba­nism, Is­land Press, Wa­shing­ton, D.C. 2018. Książka Co­lville-An­der­sena, bę­dąca roz­wi­nię­ciem pro­wa­dzo­nej przez niego po­pu­lar­nej strony in­ter­ne­to­wej, mieni się „kom­plek­so­wym prze­wod­ni­kiem po glo­bal­nej urba­ni­styce ro­we­ro­wej”, choć nie mówi pra­wie nic o mia­stach azja­tyc­kich, afry­kań­skich czy la­ty­no­ame­ry­kań­skich.
[38] Mi­kael Co­lville-An­der­sen, Cycle Chic, Tha­mes & Hud­son, Lon­don 2012.
[39] Emily At­kin, The Mo­dern Au­to­mo­bile Must Die, „New Re­pu­blic”, 20 sierp­nia 2018, new­re­pu­blic.com/ar­ticle/150689/mo­dern-au­to­mo­bile-must-die.
[40]Ty­res Not Ta­il­pipe, „Emis­sions Ana­ly­tics”, 29 stycz­nia 2020, emis­sion­sa­na­ly­tics.com/news/2020/1/28/ty­res-not-ta­il­pipe.
[41] Bank Świa­towy, The High Toll of Traf­fic In­ju­ries: Unac­cep­ta­ble and Pre­ven­ta­ble, Open Know­ledge Re­po­si­tory, 2017, openk­now­ledge.world­bank.org/han­dle/10986/29129.
[42] Iris Mur­doch, The Red and the Green, Vi­king, New York 1965, s. 29.
[43] Ha­sło to na­wią­zuje do slo­ganu „Cztery nogi do­bre, dwie nogi złe” z Fol­warku zwie­rzę­cego Geo­rge’a Or­wella. Geo­rge Or­well, Fol­wark zwie­rzęcy, przeł. To­masz Bie­roń, Zysk i s-ka, Po­znań 2021, s. 35–36.
[44] Ivan Il­lich, Energy and Equ­ity, Har­per & Row, New York 1974, s. 60.
[45] Było to jedno z ulu­bio­nych po­wie­dzeń Steve’a Jobsa. Zob. np.: frag­menty z Job­sem opo­wia­da­ją­cym o ro­we­rach i kom­pu­te­rach w fil­mie z 1990 roku Me­mory and Ima­gi­na­tion: New Pa­th­ways to the Li­brary of Con­gress. Do­stępny w in­ter­ne­cie: Steve Jobs, „Com­pu­ters Are Like a Bi­cycle for Our Minds”– Mi­chael Law­rence Films, YouTube, youtube.com/watch?v=ob_GX50Za6c.

Przy­pisy tłu­ma­cza

[1*] Ma­ka­dam – na­wierzch­nia dro­gowa zło­żona z warstw tłucz­nia o co­raz mniej­szej ziar­ni­sto­ści. (O ile nie za­zna­czono ina­czej, wszyst­kie przy­pisy po­cho­dzą od tłu­ma­cza).
[2*]Bo­ne­sha­ker – tak na­zy­wano pierw­szy mo­del we­lo­cy­pedu z pe­da­łami, skon­stru­owany w la­tach 60. XIX w. we Fran­cji. Jego przy­do­mek na­wią­zuje do faktu, że po­jazd ów był w ca­ło­ści zro­biony z że­laza, przez co jazda na nim była bardzko nie­kom­for­towa. Zob. też s. 70 i 75.
[3*]Sa­fety bi­cycle – okre­śle­nie pro­to­pla­sty współ­cze­snego ro­weru z lat 80. XIX w.: z dwoma ko­łami po­dob­nej wiel­ko­ści i na­pę­dem łań­cu­cho­wym. Taki po­jazd był znacz­nie bez­piecz­niej­szy od po­pu­lar­nych wów­czas bi­cy­kli z mon­stru­al­nie wiel­kimi przed­nimi ko­łami, stąd jego na­zwa. Zob. też s. 72, 75–76, 92.
[4*] Su­san B. An­thony (1820–1906) – ame­ry­kań­ska dzia­łaczka na rzecz praw ko­biet, współ­za­ło­ży­cielka Ame­ry­kań­skiego Sto­wa­rzy­sze­nia Su­fra­ży­stek.
[5*] La­ta­jący Go­łąb, Fei Ge – naj­po­pu­lar­niej­szy mo­del ro­weru w ko­mu­ni­stycz­nych Chi­nach, pro­du­ko­wany w Tian­ji­nie. Zob. s. 318.
[6*] X Ga­mes – naj­waż­niej­sze za­wody spor­tów eks­tre­mal­nych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych, o ran­dze po­rów­ny­wal­nej do igrzysk olim­pij­skich. Pod­czas let­niej edy­cji uczest­nicy ry­wa­li­zują m.in. w róż­nych dys­cy­pli­nach fre­estyle’u na ro­we­rach BMX.
[7*] P.J. O’Ro­urke (1947–2022) – ame­ry­kań­ski dzien­ni­karz i sa­ty­ryk o po­glą­dach li­ber­ta­riań­skich.
[8*] Stany nie­bie­skie to te, w któ­rych w wy­bo­rach zwy­cięża zwy­kle Par­tia De­mo­kra­tyczna, czyli np. Ka­li­for­nia, Nowy Jork, New Jer­sey, Il­li­nois.
[9*] Wię­cej o Ma­sach Kry­tycz­nych czy­taj na stro­nie 321.
[10*] Modsi – bry­tyj­ska sub­kul­tura mło­dzie­żowa z prze­łomu lat 50. i 60. XX w. Jej człon­ko­wie od­rzu­cali kon­wen­cjo­nalne war­to­ści, co wy­ra­żali m.in. eks­tra­wa­ganc­kimi, choć pe­dan­tycz­nie skom­po­no­wa­nymi stro­jami.
[11*] Roc­kersi – bry­tyj­ska i ame­ry­kań­ska sub­kul­tura mło­dzie­żowa z prze­łomu lat 50. i 60. XX w. Jej człon­ko­wie kon­te­sto­wali sta­tus quo, no­sili skó­rzane kurtki i po­darte dżinsy. W Wiel­kiej Bry­ta­nii to­czyli re­gu­larne walki z mod­sami.
[12*] Eli­za­beth Cady Stan­ton (1815–1902) – ame­ry­kań­ska fe­mi­nistka i abo­li­cjo­nistka, współ­or­ga­ni­za­torka Zjazdu Ko­biet w Se­neca Falls w 1848 r., uwa­ża­nego za wy­da­rze­nie prze­ło­mowe w dzie­jach ru­chu ko­bie­cego w USA.
[13*] Blo­omerki – bu­fia­ste spodnie, pli­so­wane w ta­lii i ze­brane pod ko­la­nem, za­pro­jek­to­wane w 1851 r. przez ame­ry­kań­ską eman­cy­pantkę Ame­lię Blo­omer. Zy­skały wielką po­pu­lar­ność pod­czas ro­we­ro­wego bo­omu z ostat­niej de­kady XIX w., sta­jąc się sym­bo­lem no­wo­cze­snych, wy­zwo­lo­nych cy­kli­stek. Zob. roz­dział 5.
Ty­tuł ory­gi­nałuTWO WHE­ELS GOOD
Frag­menty ni­niej­szej książki uka­zały się wcze­śniej w nieco in­nej for­mie. Frag­menty roz­działu Pod górkę pier­wot­nie opu­bli­ko­wano na ła­mach „T: The New York Ti­mes Style Ma­ga­zine” w 2014 roku. Frag­menty roz­działu Ob­ju­czone pier­wot­nie uka­zały na ła­mach „T: The New York Ti­mes Style Ma­ga­zine” w 2016 roku. Frag­menty roz­działu Ruch ma­sowy pier­wot­nie opu­bli­ko­wano na ła­mach „The New York Ti­mes Ma­ga­zine” i „New Yor­kera” w 2020 roku.
Pro­jekt okładkiUla Pą­gow­ska
Re­dak­tor pro­wa­dzącaMo­nika Koch
Re­dak­cjaŁu­kasz Kle­syk
Ko­rektaDo­mi­nik Lesz­czyń­ski Kry­stian Gaik
Co­py­ri­ght © 2022 by Jody Ro­sen Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Bar­tło­miej Ka­ftan, 2023 Co­py­ri­ght © for the Po­lish edy­tion by Wielka Li­tera Sp. z o.o., War­szawa 2023
ISBN 978-83-8032-888-4
Wielka Li­tera Sp. z o.o. ul. Wiert­ni­cza 36 02-952 War­szawa
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.