Na łasce brutali. Kobiety w świecie medycyny - Campbell Olivia - ebook

Na łasce brutali. Kobiety w świecie medycyny ebook

Campbell Olivia

0,0
37,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Gdybym mogła być leczona przez kobietę, oszczędzono by mi największych cierpień”

Jeszcze na początku XIX wieku zawód lekarza wykonywali tylko mężczyźni. Kobiety masowo umierały na uleczalne choroby, bo unikały opieki medycznej. Badania prowadzono w poniżający i często bolesny sposób, a lekarze nie rozumieli problemów zdrowotnych kobiet.

Porody odbierano pod kilkoma warstwami koców, bo medycy wstydzili się nagości rodzącej. Z tego samego powodu wielu z nich nie miało pojęcia o kobiecej anatomii. Nic dziwnego, że w Paryżu przez prawie całe stulecie żadna kobieta nie przeżyła cesarskiego cięcia! Uważano, że „istnieje mnóstwo przypadków chorób, które lekarz potrafi wyleczyć dzięki temu, że jest mężczyzną”.

Dla pacjentek oznaczało to jedno: bycie na łasce brutali.

W takim świecie trzy kobiety znalazły w sobie siłę i determinację, żeby otworzyć przedstawicielkom swojej płci drzwi do zawodu lekarza. Podanie Elizabeth Blackwell o przyjęcie na studia medyczne uznano za świetny żart i tylko dlatego rozpatrzono je pozytywnie. W Szkocji wściekły tłum chciał zabronić studentkom wstępu na salę wykładową. Mimo to zdobyły one wykształcenie, rozpoczęły praktykę lekarską i wywołały prawdziwą rewolucję. Sprawiły, że medycyna zaczęła w końcu dostrzegać potrzeby kobiet w zakresie zdrowia.

„Ważny rozdział historii kobiet i medycyny” – „Publishers Weekly”

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 487

Data ważności licencji: 2/4/2026

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Mojej mamie, babci, Laurze, Ellen, Louisie, MaryAnn, Larze, Sarah i wszystkim kobietom w moim życiu, które udowodniły mi, że nie ma nic, czego wytrwała, niezależna kobieta nie byłaby w stanie dokonać.

PrologZapomniana historia uzdrawiania

Kiedy Elizabeth Blackwell postanowiła zostać pierwszą kobietą wykonującą zawód lekarza, w gruncie rzeczy wcale nie była pierwsza. Kobiety na całym świecie od wieków zajmowały się leczeniem jako zielarki, kapłanki, szamanki, aptekarki, uzdrawiaczki, znachorki, wiedźmy, wróżbitki, pielęgniarki i położne*. Jednak ich bogata historia pozostaje w dużej mierze nieznana i niewiele nazwisk tych kobiet przetrwało upływ czasu1.

Agnodike była jedną z pierwszych lekarek, której nazwisko zapisało się w historii. Legenda głosi, że żyjąca w czwartym wieku przed naszą erą Agnodike zaczęła parać się medycyną, aby ratować mieszkanki Aten przed śmiercią z powodu uleczalnych chorób, z którymi jednak kobiety wstydziły się chodzić do lekarzy. Praktykowanie medycyny było wówczas wzbronione kobietom, dlatego Agnodike leczyła w przebraniu mężczyzny. Aby zapewnić pacjentki o swojej płci, rozchylała tunikę i pokazywała im genitalia. Kiedy zazdrośni lekarze dowiedzieli się o tym, Agnodike skazano za nielegalne praktykowanie medycyny. Proces zakończył się jednak dramatycznym zwrotem akcji, gdy mieszkanki Aten wtargnęły na Areopag i stanęły w jej obronie, a zakaz leczenia przez kobiety został ostatecznie zniesiony2.

Z tą opowieścią jest tylko jeden problem: prawo w starożytnej Grecji wcale nie zabraniało kobietom praktykowania medycyny. Ta historyczna nieścisłość w połączeniu z pewnymi fantastycznymi elementami dla części uczonych stanowiła wystarczający dowód na to, że Agnodike nie istniała. Inni z kolei są przekonani, że to opowieść o prawdziwej kobiecie, która nawet jeśli nie złamała żadnego oficjalnego prawa, była prześladowana za swą leczniczą działalność.

Postać Agnodike doskonale wprowadza nas w dzieje innych historycznych kobiet lekarek, których biografie usiane są wątpliwościami, zastrzeżeniami, klauzulami, a kolejni uczeni niczym pod mikroskopem skrupulatnie analizują ich życie w poszukiwaniu najmniejszych błędów, wszelkich śladów konfabulacji, żeby z satysfakcją ogłosić, że kobieta ta nie była tym, za kogo ją uważaliśmy. Nieczęsto słyszymy o historycznych osiągnięciach kobiet w medycynie, a kiedy już zdarza nam się o nich słyszeć, mamy w zwyczaju kwestionować samą istotę tego typu twierdzeń. Mężczyźni rzadko bywają przedmiotem tak wnikliwych dociekań.

Relatywny brak w tekstach historycznych kobiet określanych jako zawodowe lekarki nie wynikał z tego, że nie istniały, ale raczej z tego, że wykonywane przez nie profesje zazwyczaj nie spotykały się z takim uznaniem jak męskie zawody medyczne3. Działalność znachorek, uzdrowicielek czy akuszerek nie zawsze była uważana za godną odnotowania. Przez większą część dziejów całe rodziny bywały zwykle zaangażowane w działalność zawodową pana domu. Żony oraz dzieci lekarzy lub aptekarzy pomagały sporządzać lekarstwa, odwiedzały chorych, aplikowały odpowiednie kuracje; bliscy balwierzy asystowali przy wyrywaniu zębów i nastawianiu złamanych kości. A gdy główni żywiciele rodziny umierali, wdowy często przejmowały po nich rodzinny interes.

Lokalne społeczności w wielu rejonach Europy miały własną znachorkę lub znachora, którzy odziedziczyli rolę wioskowego uzdrowiciela, jednak w większości przypadków to kobiety wzywano do chorych oraz umierających członków rodzin. Posyłano je również do opieki nad chorymi oraz umierającymi sąsiadami, którzy nie mieli własnych krewnych. Jeszcze w szesnastym wieku król Anglii Henryk VIII od czasu do czasu udzielał zezwoleń na praktykowanie medycyny „przez pewne kobiety, aby mogły się zająć chorującą biedotą, której nie stać było na opłacenie zawodowych lekarzy”4. Ustalono, że w okresie średniowiecza we Francji medycynę praktykowało około stu kobiet (przy siedmiu tysiącach mężczyzn)5. Głównymi specjalistkami od sztuki leczniczej stały się wkrótce zakonnice, a klasztory należy traktować jako rodzaj praszpitali. Zakonnice uprawiały ogródki z roślinami leczniczymi, opatrywały rannych żołnierzy, pielęgnowały chorych mieszkańców wiosek, pomagając im wrócić do zdrowia6.

Kiedy w trzynastym wieku medycyna zaczęła się umacniać jako profesja – jej praktykowanie wymagało wykształcenia uniwersyteckiego oraz licencji lekarskiej – kontrolę nad nią przejął patriarchat7. Kobiety nie mogły „oficjalnie” być lekarzami, ponieważ nie przyjmowano ich na większość uczelni. Niektóre instytucje naukowe poza Anglią i Francją były bardziej liberalne. W 1390 roku włoska lekarka Dorotea Bucca przejęła po swoim ojcu kierowanie katedrą medycyny uniwersytetu w Bolonii i funkcję tę sprawowała przez ponad czterdzieści lat8. Pomimo tego kobiety takie należały raczej do rzadkości.

Profesjonalizacja jeszcze bardziej zmarginalizowała kobiety, ponieważ wiedza książkowa była uważana za lepszą od wszelkich mądrości przekazywanych ustnie, które były typowe dla uprawianej przez kobiety medycyny ludowej.

Twierdzenia o medycznych umiejętnościach kobiet zaczęły być podważane przez współczesnych im kolegów po fachu, którzy właśnie przeszli proces profesjonalizacji. Amatorskie uzdrowicielki szkalowano jako niekompetentne, a przez to niebezpieczne, ponieważ brakowało im klasycznego wykształcenia (którego i tak nie mogły zdobyć, nawet gdyby chciały). Angielscy lekarze złożyli w 1421 roku petycję do parlamentu i króla Henryka V z prośbą o to, żeby żadna kobieta nie mogła praktykować medycyny „pod karą długoletniego więzienia” oraz wysokich grzywien, zaś te kobiety, które pomimo tego próbowałyby leczyć, miano ogłosić „bezwartościowymi i bezczelnymi uzurpatorkami usiłującymi przywłaszczyć sobie zawód medyka”9. Kobiety uznane za winne nielegalnego praktykowania medycyny miały zostać obłożone ekskomuniką i ukarane finansowo. Kiedy zaś do akcji wkroczył Kościół, sprawa stała się śmiertelnie niebezpieczna.

Kościół kontrolował większość uniwersyteckich wydziałów medycznych i chciał również zagwarantować sobie monopol na praktykę lekarską. W latach 1400–1700 Kościoły katolicki i luterański przeprowadziły potężną kampanię mającą na celu pozbyć się z Europy wszelkich znachorek, nazywając je wiedźmami i czarownicami – nie oszczędzono nawet sióstr zakonnych! Władze kościelne przekonywały, że człowiek może być uleczony wyłącznie przez Boga, a skoro nie wyposażył On kobiet w moc uzdrawiania, ich zdolność do leczenia chorych musi pochodzić od diabła. W czasie, gdy Kościół twierdził, że walczy z czarną magią – nie z medycyną ani z kobietami – na stosach spłonęło ponad sto tysięcy uzdrowicielek10.

Dyskryminacja ludowych uzdrawiaczek rzuciła ponury cień na całą profesję medyczną. Nawet gdy niektórym kobietom udawało się jakimś sposobem zdobyć kwalifikacje zawodowe, spychano je do specjalności uznawanych za kobiece: mogły zatem nieść posługę medyczną, ale tylko jako pielęgniarki i położne.

Dla takich przedstawicielek epoki wiktoriańskiej jak Elizabeth Blackwell, Lizzie Garrett i Sophia Jex-Blake próba wejścia do męskiego królestwa medycyny wiązała się z głoszeniem radykalnych postulatów o równouprawnieniu. Kobiety te nie mogły być tylko studentkami, musiały być też bojowniczkami o prawa kobiet. Jeśli pragnęły w pełni wkroczyć w sferę medycyny jako lekarki, musiały stoczyć prawdziwą walkę.

Droga każdej z nich do dyplomu medycznego była inna. Każdą z nich kierowały całkowicie odmienne motywacje. Jedna próbowała uzyskać dyplom w Szkocji, zresztą z katastrofalnymi rezultatami. Druga była zmuszona w tym celu wyjechać do Francji. W przypadku trzeciej podanie o przyjęcie na studia uznano za żart. Wszystkie zmagały się ze zdefiniowaniem tego, na czym polega praca kobiety oraz jej przeznaczenie – w roli siostry, żony, matki, córki, przybranej matki, matki samotnie wychowującej dzieci, lesbijskiej partnerki.

Jednak już w pierwszych dniach ich edukacji wszystkie dobrze rozumiały, że są pionierkami przecierającymi szlak dla kolejnych kobiet. Wiedziały, że ich wysiłki pozwolą następnym pokoleniom kobiet wytyczać nowe ścieżki i tworzyć własne definicje tego, czym może być wykonywana przez kobiety praca. Nigdy się nie poddawały, ponieważ zdawały sobie sprawę, że kobiety lekarki mogą zrewolucjonizować medycynę, z korzyścią nie tylko dla pacjentek, ale też dla wszystkich ludzi. Te lekarki zmieniły historię medycyny.

* Położnictwo nie było zazwyczaj uważane za część medycyny jako takiej (jeśli nie oznaczono inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od autorki).

1 E. Brooke, Women Healers. Portraits of Herbalists, Physicians, and Midwives, Rochester 1995, s. 6–9.

2 E. Brooke, Women Healers, dz. cyt., s. 11–12; H. King, Agnodike and The Profession of Medicine, „Proceedings of the Cambridge Philological Society”, New Series, 1986, nr 32 (212), s. 53–77, www.jstor.org/stable/44696917, dostęp: 12.10.2021.

3 M.E. Fissell, Introduction: Women, Health, and Healing in Early Modern Europe, „Bulletin of the History of Medicine”, t. 82, nr 1, „Special Issue: Women, Health, and Healing in Early Modern Europe”, wiosna 2008, s. 1–17, www.jstor.org/stable/44448504, dostęp: 12.10.2021.

4A Pioneer of Modern Medical Women and Her Predecessors of the Middle Ages, „The Lancet”, 18 stycznia 1908, s. 173–174, https://doi.org/10.1016/S0140-6736(01)61655-6, dostęp: 12.10.2021.

5 M. Green, Women’s Medical Practice and Health Care in Medieval Europe, „Signs”, t. 14, nr 2, „Working Together in the Middle Ages: Perspectives on Women’s Communities”, zima 1989, s. 434–473, www.jstor.org/stable/3174557, dostęp: 12.10.2021.

6 J.A. Zahm, Woman in Science, New York 1913, s. 274–281.

7 B. Ehrenreich, D. English, Witches, Midwives, & Nurses: A History of Women Healers, New York 2010, s. 53–54.

8 L. Whaley, Women and the Practice of Medical Care in Early Modern Europe, 1400–1800, London 2011.

9 B. Ehrenreich, D. English, Witches, Midwives, & Nurses…, dz. cyt., s. 55.

10 Tamże, s. 14, 31–49.

1Pani doktor

Mary Donaldson była umierająca. Pewnego dnia na początku 1845 roku odwiedziła ją sąsiadka Elizabeth Blackwell, aby przynieść jej nieco ulgi i pociechy w chorobie. Jak się okazało, ta niezobowiązująca pogawędka nad filiżanką herbaty w prowincjonalnym Cincinnati miała odmienić historię medycyny1. Elizabeth była bardzo drobną kobietą obdarzoną uroczym głosem, do tego miała wąski nos i niezwykle delikatne, małe dłonie2. Zresztą wszystko w niej wydawało się małe, z wyjątkiem umysłu.

Nie było tajemnicą, że jako trzecie w kolejności dziecko Elizabeth była ulubienicą ojca, który nazywał ją czule „małą trusią”3. Chociaż w towarzystwie czuła się niekiedy skrępowana, potrafiła też być dość uparta i z ochotą wkładała całą energię w udowodnienie własnych racji. W czasach, kiedy kobiety wychowywano do tego, żeby służyły mężczyznom, rodzice Elizabeth zachęcali wszystkie swoje dzieci, aby szukały wiedzy na własną rękę, samodzielnie myślały i nie bały się wyrażać własnego zdania.

W okresie dorastania Elizabeth Blackwellowie często się przeprowadzali i w Cincinnati osiedli stosunkowo niedawno. Najpierw, gdy Elizabeth miała jedenaście lat, jej ojciec przeniósł całe gospodarstwo – wraz z ośmiorgiem dzieci, ciężarną żoną, guwernantką, dwoma służącymi oraz dwiema ciotkami – z Bristolu w Anglii do Nowego Jorku. Podróż do Ameryki na pokładzie statku handlowego Cosmo trwała siedem tygodni, podczas których Elizabeth cierpiała na straszliwą chorobę morską. Następnie rodzina przeniosła się do Jersey City, a stamtąd do Cincinnati, gdzie pan Blackwell dożył swoich dni.

Teraz dwudziestoczteroletnia Elizabeth siedziała przy łóżku Mary Donaldson, wysłuchując litanii skarg sąsiadki na męczący ją w ostatnich miesiącach, pogłębiający się ból brzucha. Mary cierpiała najprawdopodobniej z powodu zaawansowanego stadium raka macicy. Początkowo, gdy wystąpiły pierwsze objawy, nie szukała pomocy medycznej, a kiedy wreszcie zdecydowała się udać do lekarza, ten wprawił ją tylko w jeszcze większe poczucie dyskomfortu.

– Najgorsze w mojej chorobie jest to, że leczy mnie nieokrzesany, nieczuły człowiek – zwierzyła się Mary Elizabeth, skarżąc się, że badania i leczenie były dla niej równie nieznośne jak sama choroba. – Gdybym mogła być leczona przez kobietę, oszczędzono by mi największych cierpień.

Elizabeth zgodziła się, że to nieszczęśliwa sytuacja, wyraziła współczucie i najlepiej, jak umiała, starała się pocieszyć sąsiadkę. Krótkie kosmyki falistych rudoblond włosów wymknęły się spod spinek i rozsypały po jej czole.

– Ty przecież lubisz naukę, do tego masz zdrowie i wolny czas. – Mary trąciła Elizabeth. – Może zaczniesz studiować medycynę?

Pytanie to zawisło w powietrzu. Tym razem Elizabeth nie mogła się zgodzić z sąsiadką, z trudem kryła zdumienie w swych szeroko rozstawionych szaroniebieskich oczach.

– Nie cierpię wszystkiego, co jest związane z ciałem, i nie mogłabym znieść widoku podręcznika medycznego – zaprotestowała. – Sama myśl o tym, żeby zgłębiać fizyczną budowę ciała i dręczące je rozmaite dolegliwości, napełnia mnie obrzydzeniem4.

Kontakt Elizabeth z dziedziną medycyny był wówczas niewielki. Większość lekarek i uzdrowicielek w dziejach miała w rodzinie kogoś, kto zajmował się leczeniem i rozbudził w nich medyczne zainteresowania. W przypadku Elizabeth było jednak inaczej. Jej ojciec był właścicielem cukrowni, zaś matka, pobożna chrześcijanka, zajmowała się wychowaniem dziewięciorga dzieci. Wuj i dziadek Elizabeth byli jubilerami. Z kolei jej babcia ze strony matki prowadziła z powodzeniem sklep kapeluszniczy, aby utrzymać rodzinę po tym, jak jej mąż został skazany za fałszowanie banknotów pięciofuntowych i zesłany do kolonii karnej w Australii.

Ostatni raz z medycyną Elizabeth miała do czynienia siedem lat wcześniej, kiedy jej ojciec poważnie zachorował. Przyglądała się, jak lekarze aplikują mu brandy, laudanum z maranty i nacierają mu stawy maścią rtęciową. Po ich wyjściu opiekę nad ojcem przejmowała Elizabeth z siostrami: obmywały go gąbką nasączoną roztworem kwasu solnego, karmiły bulionem, podawały mu brandy i lekarstwa. Ojciec zmarł jednak wkrótce po tym, jak się rozchorował. Ten pierwszy bezpośredni kontakt z opieką lekarską w żaden sposób nie wzbudził w siedemnastoletniej wówczas dziewczynie zainteresowania medycyną.

Nic dziwnego, że perspektywa zostania lekarką początkowo Elizabeth odrzucała. W pierwszej połowie dziewiętnastego wieku praktyka lekarska była dość makabrycznym zajęciem. Do najbardziej „heroicznych” metod leczenia należały takie sprawdzone kuracje jak puszczanie krwi, pokrywanie ciała pęcherzami i przeczyszczanie jelit5. Wciąż królowała stworzona przez Hipokratesa teoria humoralna, według której choroby były efektem braku równowagi pomiędzy czterema typami humorów w ciele: melancholicznym (zimnym i suchym), cholerycznym (ciepłym i suchym), sangwinicznym (ciepłym i mokrym) oraz flegmatycznym (zimnym i mokrym)6. Równowagę między nimi, a tym samym zdrowie mogły przywrócić rozmaite diety i terapie. Wierzono też, że infekcje powoduje nadmiar krwi, więc jej upuszczanie miało pomóc na obniżenie gorączki7.

Do ulubionych lekarstw wczesnej epoki wiktoriańskiej należały metale toksyczne. Kalomel, czyli chlorek rtęci, uważano za lek na wszystko: od raka i gruźlicy, przez cholerę i syfilis, aż po grypę i wrastające paznokcie u nóg. Niemowlętom podawano go w postaci białego, bezwonnego proszku, aby złagodzić ból dziąseł przy ząbkowaniu8. W latach czterdziestych dziewiętnastego stulecia zapanowała moda na megadawki: dwadzieścia granów (około 1,3 grama) kalomelu cztery razy dziennie9. Kuracja miała być skuteczna, kiedy pojawiała się gwałtowna, ciemna biegunka (organizm próbował pozbyć się trucizny), a w wyniku intensywnego ślinienia – co, jak obecnie wiemy, jest objawem zatrucia rtęcią – udało się zebrać od pacjenta trzy pinty (ponad półtora litra) śliny.

Arszenik, choć zasłynął jako trucizna, w niewielkich dawkach był uznawany za środek mający właściwości lecznicze. Roztwór arszeniku stosowano do leczenia rozmaitych dolegliwości, od gorączki i zaburzeń emocjonalnych, po utratę libido i astmę10. Na liście leków Brytyjskiego Kodeksu Farmaceutycznego figurował do 1907 roku, a w amerykańskiej farmakopei aż do 1950. Kolejnym popularnym lekiem była tak zwana wieczysta pigułka. Była to kulka odlana z toksycznego metalu zwanego antymonem, której połknięcie wywoływało gwałtowne „przeczyszczenie” organizmu w postaci wymiotów i biegunki. Pigułkę następnie wydobywano z ekskrementów pacjenta, obmywano ją i odkładano w bezpieczne miejsce, aby mógł z niej skorzystać w przyszłości kolejny członek rodziny, kiedy się rozchoruje11.

Choroby narządów rozrodczych uważane były przede wszystkim za brzemię kobiet, również raka traktowano jako chorobę kobiecą. „W historii raka nie ma faktu, który byłby demonstrowany w bardziej zdecydowany sposób niż wpływ płci chorego na jego rozwój – oświadczył w 1846 roku pionier badań onkologicznych doktor Walter Walshe. – Kobieca populacja w tym kraju jest niszczona przez raka w stopniu o dwa i trzy ćwierci razy większym niż mężczyźni”12.

Dla przykładu: w Paryżu na 9118 związanych z rakiem zgonów w latach 1830–1840 blisko trzy tysiące było spowodowanych przez raka macicy. Istniało kilka przyczyn tej ponurej statystyki, między innymi taka, że objawy nowotworów narządów rozrodczych u kobiet występowały dopiero w późnym stadium choroby, wcześniej zaś mogły uchodzić za znacznie łagodniejsze dolegliwości. Poza tym kobiety często zwlekały z konsultacjami u lekarzy, a największe szanse na wyleczenie raka są na wczesnym etapie rozwoju choroby. Ze względu zaś na dziedziczny charakter nowotworów szukanie pomocy lekarskiej mogło ujawnić przed społeczeństwem ciążące na rodzinie piętno. Nawet gdyby kobieta zdołała pokonać chorobę, taka diagnoza mogła zrujnować jej matrymonialne, społeczne i zawodowe perspektywy.

Ostatecznie lekarze nie mieli zbyt wiele do zaoferowania takim pacjentkom jak przyjaciółka Elizabeth, Mary Donaldson. Mogli co najwyżej ulżyć w cierpieniu przy użyciu morfiny lub opium, a także zasugerować pewne zmiany trybu życia, które mogłyby się przyczynić do poprawy stanu zdrowia, jak ograniczenie spożywanych posiłków, częste wypróżnianie, unikanie wysiłku i powstrzymywanie się od aktywności seksualnej. Wśród licznych lekarstw na raka, jakie wówczas zachwalano, znajdowały się szczaw kędzierzawy i figi tureckie gotowane w mleku, zalecano też rażenie guzów prądem, wstrzykiwanie do nich ołowiu i siarki, gorące okłady z ciasta i smalcu bądź mesmeryzm, który miał jakoby wykorzystywać naturalną, niewidzialną moc leczniczą wszystkich istot żywych13.

„Moja przyjaciółka zmarła na bolesną chorobę, której delikatna natura sprawiła, że metody leczenia przynosiły nieustanne cierpienie – pisała Elizabeth o Mary. – Od tygodni usilnie staram się zapomnieć o pomyśle podsuniętym przez tę przyjaciółkę, ale sprawa ta wciąż nie daje mi spokoju”14. Im dłużej o tym rozmyślała, tym nabierała większego przekonania do tego pomysłu.

Elizabeth wróciła właśnie z Kentucky, gdzie porzuciła rozczarowującą posadę w szkole dla dziewcząt. Zresztą już wcześniej pracowała przez kilka lat jako nauczycielka i guwernantka, pomagając rodzinie związać koniec z końcem po śmierci ojca. Zajęcia te nieszczególnie ją interesowały, ale podejmowała się ich, ponieważ były zasadniczo jedynymi zawodami dostępnymi dla w miarę wykształconych kobiet. Jej starsza siostra Anna pracowała jako nauczycielka w Nowym Jorku, wraz z nią mieszkała ich młodsza siostra Emily, która wciąż jeszcze chodziła do szkoły. W nowym domu Blackwellów na przedmieściach Cincinnati panował zatem niecodzienny spokój, dzięki czemu Elizabeth miała mnóstwo czasu na myślenie.

Elizabeth marzyła o odkryciu „bardziej absorbującego zajęcia” i miała wrażenie, jakby jej życiu brakowało iskry15. Wyjątkowo zatem szczęśliwie złożyło się, że Mary akurat w takim momencie poprosiła ją, żeby zastanowiła się nad karierą w medycynie. Widok przyjaciółki umierającej w niepotrzebnych męczarniach – właśnie przez to, że nie było kobiet wykonujących zawód lekarza – okazał się dla Elizabeth dostatecznym impulsem. Postanowiła zostać lekarką.

Oprócz leczenia chorych kobiet, jak Mary Donaldson, w medycynie Elizabeth pociągało również to, że była to według niej doskonała dziedzina, aby zacząć poszerzać kobiece horyzonty. Jeśli w jej ślady pójdą inne kobiety i zostaną lekarkami, wówczas żadna pacjentka nie będzie musiała cierpieć jak Mary.

Od młodego wieku Elizabeth uważała, że dorównuje mężczyznom pod względem inteligencji i siły. Pomimo drobnej, filigranowej postury, była zaskakująco silna. Gdy była jeszcze małą dziewczynką, pewien dżentelmen goszczący w domu Blackwellów w Bristolu raczył Elizabeth i jej bliskich swoimi poglądami na temat fizycznej podrzędności kobiet i tego, że nawet najsłabszy mężczyzna przewyższa najsilniejszą kobietę.

– To chyba jakaś pomyłka – zaprotestowali jej bracia. – Elizabeth, gdy już zdecyduje się zmierzyć z nami siły, jest dla nas godną przeciwniczką czy to w zapasach, czy w podnoszeniu ciężarów i każdego z nas dźwiga z całkowitą łatwością.

– Mnie z pewnością nie podniesie! – obruszył się gość ze wzgardliwym niedowierzaniem. – Żadna żyjąca kobieta nie zdoła mnie unieść wbrew mojej woli. Dalej, Elizabeth, spróbuj – prowokował, mierząc wzrokiem swą niepokaźną rywalkę. – Daj z siebie wszystko i udowodnij, że zdołasz ruszyć mnie z tego krzesła.

Młoda Elizabeth wolno przeszła przez pokój, po czym z łatwością podniosła mężczyznę i mocno chwyciła go lewym ramieniem. Kiedy nieszczęśnik usiłował się wyswobodzić, dziewczynka trzy razy okrążyła z nim salon.

– Widzi pan – oznajmiła, gdy posadziła go z powrotem na krześle. – Niektóre kobiety są silniejsze od niektórych mężczyzn. – Wszyscy wybuchnęli śmiechem16.

Elizabeth tymczasem kontynuowała uprawianie zapasów nawet jako dorosła kobieta i często dla zabawy urządzała pojedynki z mężczyznami.

Poprzez medycynę chciała dokonać przemiany społecznej: wbić klin pozwalający powiększyć edukacyjne i zawodowe możliwości kobiet. Na jej dążenia do poszerzenia horyzontów kobiet oraz pomysły na to, jak najlepiej to osiągnąć, olbrzymi wpływ wywarły poglądy Margaret Fuller, której książka Woman in the Nineteenth Century [Kobieta w dziewiętnastym wieku] ukazała się mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Elizabeth pocieszała swą chorą sąsiadkę17.

Fuller wraz z Ralphem Waldo Emersonem redagowała pismo transcendentalistów „The Dial”, które Elizabeth prenumerowała. W swych z gruntu feministycznych poglądach Fuller głosiła łagodniejszą odmianę równouprawnienia płci, do którego należy dążyć poprzez perswazję i upór, nie zaś agresję i wrogość. Zarówno Fuller, jak i Blackwell pragnęły, aby kobiety zyskały więcej możliwości i miały większą moc sprawczą bez odbierania czegokolwiek mężczyznom. Obie uznały, że zrażenie do siebie mężczyzn nie przysłuży się ich sprawie.

W rzeczywistości Elizabeth nie obwiniała mężczyzn o niższą pozycję społeczną kobiet. Uważała, że kobiety powinny wykazywać głębsze pragnienie poszerzenia własnych horyzontów, lecz często z frustracją odkrywała, iż jej znajome są zainteresowane wyłącznie plotkami. Według niej kobiety miały ciasne poglądy, były niepoważne, a także „nieświadome własnych zdolności”18. Elizabeth wierzyła, że jest w stanie pomóc im w pełni uzmysłowić sobie własny potencjał.

Inna jej sąsiadka, Harriet Beecher Stowe, nie pochwalała nowych planów zawodowych Elizabeth. Stowe, która później napisała Chatę wuja Toma, stwierdziła, że pomysł, aby kobieta została lekarką, jest „nierealny”. Elizabeth opowiadała, że Stowe ostrzegała ją przed silnymi uprzedzeniami, które będzie musiała pokonać, w przeciwnym razie sama zostanie przez nie zniszczona19.

Elizabeth dostawała wręcz zawrotów głowy na samą myśl o tak uniwersalnym starciu. Cieszyła ją perspektywa, że droga, na którą zamierza wkroczyć, będzie pełna przeszkód. Walka z nimi niewątpliwie miała w sobie coś szlachetnego. „Zrywałam ze zwyczajowymi życiowymi więziami i szykowałam się do tego, żeby postępować na przekór moim najsilniejszym skłonnościom – pisała Elizabeth. – Ale i wtedy, i później zdawała się mnie prowadzić siła mocniejsza ode mnie; znajdował się przede mną cel, do którego osiągnięcia nieuchronnie zmierzałam. Dążenie do zdobycia dyplomu medycyny stopniowo przybierało charakter wielkiej walki moralnej, która ogromnie mnie pociągała”20.

Absorbująca praca miała również odwrócić uwagę Elizabeth od mężczyzn. Religijne wychowanie sprawiło, że czuła się skrępowana z powodu swojego silnego libido. „Zawsze byłam niezwykle podatna na tego rodzaju bodźce – zwierzała się. – Od mojego pierwszego zauroczenia w wieku siedmiu lat chłopcem z różowymi policzkami i lnianymi lokami nie przypominam sobie takiego okresu, w którym mniej lub bardziej nie cierpiałabym z powodu pospolitej choroby, jaką jest stan zakochania”21.

Obowiązki lekarza, przekonywała samą siebie, będą działały niczym bariera chroniąca ją przed nadziejami na małżeństwo. Mężczyźni ją wprawdzie pociągali, ale często rozczarowywali pod względem intelektualnym, a poza tym perspektywa jakiegokolwiek kontaktu seksualnego przepełniała ją wstydem. Jeśli zaś znajdzie się coś, co zajmie jej umysł, co oderwie jej myśli od romantycznych fantazji, „jakiś przedmiot w życiu, który wypełni tę pustkę”, wówczas „powstrzyma on owo smutne spalanie się serca”22. Zresztą Elizabeth pogodziła się z myślą o tym, że być może nigdy nie znajdzie godnego partnera, co by zarazem oznaczało, że będzie musiała samodzielnie się utrzymywać.

Kiedy już podjęła decyzję, Elizabeth zaczęła wysyłać zapytania do szkół medycznych. Zdobycie tytułu naukowego miało się okazać prawdziwym wyzwaniem. Elizabeth spotykała się z poniżeniem, wyśmiewano ją, drwiono z niej, usiłowano ją powstrzymać. Czekająca ją droga była najeżona rozmaitymi trudnościami. A siła jej woli miała zostać poddana takim próbom, jakich nawet sobie nie wyobrażała.

1 L. Trachtenberg, New York’s First “Lady Doctor”, „City Journal”, zima 2000, https://www.city-journal.org/html/new-york%E2%80%99s-first-%E2%80%9Clady-doctor%E2%80%9D-11937.html, dostęp: 13.10.2021.

2 A. Blackwell, Elizabeth Blackwell, M.D., „The English Woman’s Journal”, 1 kwietnia 1858, s. 80–100, https://ncse.ac.uk/periodicals/ewj/issues/ewj_01041858, dostęp: 13.10.2021.

3 Tamże.

4 E. Blackwell, Pioneer Work in Opening the Medical Profession to Women, London 1895, rozdz. 2.

5 R.B. Sullivan, Sanguine Practices: A Historical and Historiographic Reconsideration of Heroic Therapy in the Age of Rush, „Bulletin of the History of Medicine”, lato 1994, t. 68, nr 2, s. 211–234, www.jstor.org/stable/44444366, dostęp: 13.10.2021.

6“And there’s the humor of it”, Shakespeare and the Four Humors, wystawa National Library of Medicine, www.nlm.nih.gov/exhibition/shakespeare/fourhumors.html, dostęp: 13.10.2021.

7 C. Columbus, In a world with no antibiotics, how did doctors treat infections?, „The Conversation”, 29 stycznia 2016, https://theconversation.com/in-a-world-with-no-antibiotics-how-did-doctors-treat-infections-53376, dostęp: 13.10.2021.

8 L. Kang, N. Pedersen, Szarlatani. Najgorsze pomysły w dziejach medycyny, tłum. M. Moskal, Kraków 2019, s. 15–19.

9 G.B. Risse, Calomel and the American Medical Sects during the Nineteenth Century, „Mayo Clinic Proceedings”, styczeń 1973, nr 48, s. 57–64.

10 J.C. Saha, A Review of Arsenic Poisoning and its Effects on Human Health, „Environmental Protection Agency”, marzec 2014, www.epa.gov/sites/production/files/2014-03/documents/a_review_of_arsenic_poisoning_and_its_effects_on_human_health_3v.pdf, dostęp: 13.10.2021.

11 L. Kang, N. Pedersen, Szarlatani…, dz. cyt., s. 32–33.

12 O. Moscucci, Gender and Cancer in Britain, 1860–1910: The Emergence of Cancer as a Public Health Concern, „American Journal of Public Health”, sierpień 2005, nr 95(8), s. 1312–1321, https://doi.org/10.2105/AJPH.2004.046458, dostęp: 13.10.2021.

13 S. Selin, Cancer Treatment in the 19th Century, https://shannonselin.com/2017/08/cancer-treatment-19th-century, dostęp: 13.10.2021.

14 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 2.

15 Tamże.

16 A. Blackwell, Elizabeth Blackwell, M.D., dz. cyt.

17 J. Boyd, The Excellent Doctor Blackwell: The Life of the First Woman Physician, London 2013, s. 50.

18 Elizabeth Blackwell do Emily Collins, 12 sierpnia 1848, cyt. za: History Of Woman Suffrage – Part 1, 1848–1861, eds. E.C. Stanton, S.B. Anthony, M.J. Gage, Rochester 1899, s. 90–91.

19 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 2.

20 Tamże.

21 Tamże.

22 Tamże.

2To chyba jakiś żart

Dla tego, co Elizabeth zamierzała osiągnąć, nie istniał żaden sprawdzony plan działania. W tamtym czasie jedynie dwa lub trzy renomowane amerykańskie uniwersytety przyjmowały na studia kobiety, lecz żaden z nich nie miał wydziału medycznego. Istniało wprawdzie wiele uczelni wyższych dla kobiet, lecz niemal wszystkie kształciły je wyłącznie do pracy nauczycielskiej: był to jeden z niewielu akceptowalnych zawodów wykonywanych przez kobiety. Nielicznym szczęśliwczyniom udawało się wspierać rodzinę dzięki karierze pisarskiej, aczkolwiek część z nich używała męskich pseudonimów. Koncepcja nauki koedukacyjnej na amerykańskich uniwersytetach dopiero zaczynała nabierać kształtu, ale nie było to jeszcze regułą. Elizabeth musiała zatem samotnie przecierać szlaki.

Pierwsza przeszkoda była natury osobistej: musiała przezwyciężyć odrazę, jaką wywoływał w niej widok płynów ustrojowych oraz funkcji organizmu. Jeden z panujących wówczas stereotypów dotyczył tego, że kobiety nie nadają się do zawodu lekarza, ponieważ nie są w stanie znieść związanych z nim obrzydliwości. Wedle powszechnej opinii z kobietami, które chciały parać się medycyną, musiało być coś nie w porządku. Edukacja medyczna wiązała się z przeprowadzaniem sekcji i innymi nieprzyjemnymi scenami, które u każdej prawdziwej damy wywołałyby krzyk przerażenia albo przyprawiły ją o omdlenie. Praktykowanie medycyny zdecydowanie nie było zajęciem godnym damy. Nawet samo zainteresowanie medycyną traktowano jako wyrzeczenie się kobiecości.

Wyraz temu przekonaniu dał w 1865 roku „Australian Medical Journal”: „Kobieta, która preparuje narządy, przeprowadza badania post mortem, bada mocz, a w kieszeni sukni być może nosi nawet próbki ze zmianami chorobowymi, kobieta, która potrafi założyć mężczyźnie cewnik, przekłuwa nabrzmiałe węzły chłonne, pobiera wymaz z zatok nosowych, bada wydzielinę ropną, stosuje podwiązki na hemoroidy i być może właśnie skończyła operować przetokę okołoodbytniczą, nie jest osobą, po której spodziewalibyście się czulszych, bardziej rodzinnych przymiotów”1.

Nadmierną wrażliwość Elizabeth można uznać za stereotypową cechę kobiecą, niemniej jednak uporanie się z nią wymagało stalowych nerwów. „Wrodzona odraza, jaką żywiłam do medycznej strony życia, była tak silna, że wahałam się, czy przekroczyć ten Rubikon, i stoczyłam ze sobą wiele zaciekłych walk w tej kwestii”2 – wyznała.

Podjęła już jednak decyzję. Napisała do wszystkich znanych jej rodzinie lekarzy, żeby zebrać ich opinię na temat tego, czy ma szansę zostać lekarką. Według Elizabeth ich odpowiedzi były zadziwiająco zgodne. Wszyscy bowiem uznali, że to świetny pomysł, ale niemożliwy do zrealizowania.

Zanim w ogóle mogła zacząć myśleć o przyjęciu na studia medyczne, Elizabeth musiała zdobyć pieniądze, żeby za nie zapłacić. Obliczyła, że na wydatki na życie oraz czesne będzie potrzebowała trzech tysięcy dolarów*. Musiała więc odłożyć realizację swojego marzenia o kilka lat, żeby najpierw na nie zarobić.

Elizabeth przyjęła posadę nauczycielki muzyki w szkole w Asheville w Karolinie Północnej. Tutaj też rozpoczęło się jej medyczne samokształcenie. Praca jak to praca, ale zainteresowanie Elizabeth wzbudził zapewne fakt, iż dyrektor szkoły, wielebny John Dickson, wykonywał w przeszłości zawód lekarza. Dickson wyznawał surowe zasady religijne, co oznaczało, że nie tolerował gier planszowych, czytania powieści ani innych błahych rozrywek, aprobował natomiast medyczne aspiracje Elizabeth. Dlatego był też niezmiernie szczęśliwy, mogąc udostępnić jej swoją medyczną bibliotekę. Tak więc w wolnym czasie Elizabeth studiowała książki z zakresu fizjologii, dietetyki oraz medycyny ludowej.

Kiedy na koniec roku szkołę zamknięto na stałe, Elizabeth zatrzymała się u młodszego brata wielebnego Dicksona, mieszkającego w Charleston w Karolinie Południowej Samuela, i zaczęła uczyć muzyki w tamtejszej szkole z internatem dla dziewcząt. Samuel był wybitnym lekarzem oraz profesorem medycyny i miał jeszcze bogatszą bibliotekę niż brat. W chwilach wolnych od pracy w szkole Elizabeth siedziała pogrążona w lekturze książek medycznych, a biblioteka Samuela liczyła ponad tysiąc tomów. Po roku więc Elizabeth mogła zawołać: „Teraz naprawdę czuję się jakstudentkamedycyny!”3.

Twierdziła, że nic nie może nią zachwiać: „Jestem całkowicie zdecydowana. Nie odczuwam najmniejszego wahania; postanowiłam odbyć gruntowne studia medyczne. Nie wątpię, że zdołam pokonać uczucia przerażenia i wstrętu. Przezwyciężyłam już odrazę do gorszych rzeczy. A jeśli chodzi o opinię ludzi, guzik mnie ona obchodzi”4.

Kiedy Elizabeth zaoszczędziła wreszcie dość pieniędzy, mogła rozpocząć studia na uczelni medycznej z prawdziwego zdarzenia. Przyjęcie na wydział medyczny na amerykańskich uniwersytetach nie wymagało żadnej zaawansowanej wiedzy, a dla większości mężczyzn była to w gruncie rzeczy formalność. Medycyna była zasadniczo po prostu kolejną ścieżką kariery, jaką zapewniały studia. Wydziały medyczne dopiero niedawno zaczęły wypierać system terminowania w zawodzie i zastępować go nauką sztuki lekarskiej5. Szybko się jednak rozpowszechniły: między 1830 a 1845 rokiem liczba uczelni medycznych w Ameryce zwiększyła się ponad dwukrotnie. Elizabeth z łatwością mogłaby znaleźć jakiegoś lekarza, pod którego okiem uczyłaby się zawodu, ale zależało jej, żeby tak ściśle, jak to możliwe, podążać drogą tradycyjnej edukacji. Pragnęła otrzymać oficjalny tytuł doktora nauk medycznych i zdobyć wykształcenie dorównujące innym współczesnym jej lekarzom.

W tym celu Elizabeth postanowiła udać się do Filadelfii, kolebki edukacji medycznej w Stanach Zjednoczonych i miasta, w którym działały wówczas cztery uczelnie medyczne. Pierwsza szkoła medyczna w Ameryce Północnej powstała w 1765 roku w Kolegium Filadelfijskim przemianowanym później na Uniwersytet Pensylwanii. Założyło ją dwóch Amerykanów, którzy studiowali wcześniej na Uniwersytecie Edynburskim, a nauka w niej przebiegała według systemu szkockiego: zdobycie dyplomu wymagało dwóch lat kursów wykładowych oraz rocznych zajęć klinicznych w dużym szpitalu6.

Na początku dziewiętnastego wieku uczelnie medyczne w całej Europie istniały już od stuleci, lecz wiele z nich wciąż uczyło jedynie teorii, podczas gdy inne uczyły wyłącznie praktyki. Dopiero na założonych odpowiednio w 1726 i 1751 roku wydziałach medycznych uniwersytetów w Edynburgu i w Glasgow uświadomiono sobie, jak ważne jest, żeby przyszli lekarze uczyli się i teorii, i praktyki. Wspaniałą metodą kształcenia medycznego, oprócz towarzyszenia lekarzom na oddziałach szpitalnych, okazały się wykłady kliniczne. Lekarze oraz chirurdzy umieszczali chorych lub rannych pacjentów na scenie, aby zademonstrować złożonej ze studentów publiczności, jak rozpoznawać objawy i prowadzić leczenie.

Około połowy stulecia nauka na większości amerykańskich wydziałów medycznych trwała tylko dwa lata i nie zawsze obejmowała zajęcia praktyczne bądź kliniczne. Tymczasem w Europie zdobycie dyplomu lekarskiego wymagało czterech lat studiów.

Elizabeth napisała do doktora Josepha Warringtona, lekarza i pobożnego kwakra z Filadelfii, z prośbą o radę przy wyborze szkoły medycznej. Warrington poświęcił się zapewnieniu biednym mieszkankom Filadelfii jak najlepszej opieki położniczej. W 1828 roku założył Filadelfijską Organizację Opieki Domowej dla Ubogich Kobiet w Połogu. W 1839 roku utworzył Filadelfijskie Towarzystwo Pielęgniarskie, które zajmowało się między innymi szkoleniem położnych7. Elizabeth zakładała, że taki orędownik kobiecego zdrowia i kształcenia medycznego okaże poparcie dla jej planów.

„Przyznaję, droga pani, że widzę wiele trudności na drodze do realizacji pani zamierzeń” – odpowiedział Warrington. Oznajmił Elizabeth, że wiele rozmyślał nad jej sprawą, a nawet „osobiście zwróciłem się – jak pisał – do najbardziej inteligentnych i liberalnie nastawionych dam z grona moich znajomych z pytaniem, jak dalece spodobałyby im się usługi dobrze wykształconej kobiety lekarza”8.

Wszystkie udzieliły jednakowej odpowiedzi: nie mogłyby zaakceptować w roli lekarza żadnej kobiety. Może te wyzwolone damy obawiały się erozji status quo lub tego, że żadna kobieta nie potrafi zdobyć wykształcenia, które gwarantowałoby odpowiedni poziom usług medycznych. Słuchając bez przerwy, jak społeczeństwo przekonuje o niższości płci pięknej, część kobiet zaczęła w to wierzyć. Jest też wysoce prawdopodobne, że damy te były na tyle zamożne, by móc sobie pozwolić na pewną wybredność przy wyborze lekarza. Gdyby Warrington zasięgnął opinii wśród kobiet z warstwy robotniczej, prawdopodobnie odniosłyby się one bardziej przychylnie do pomysłu leczenia się u innej kobiety.

Pomimo tych zastrzeżeń Warrington zaprosił Elizabeth do Filadelfii. Liczył, że przekona ją do tego, iż „kobieta została stworzona jako towarzyszka mężczyzny” i bardziej odpowiednia będzie dla niej rola pielęgniarki, nie lekarki. Miał nadzieję, że wówczas Elizabeth zrozumie, iż jej prawdziwym powołaniem jest pełnić szlachetną służbę pielęgniarską.

Elizabeth, choć nie miała nic przeciwko pielęgniarkom, nie widziała najmniejszego powodu, dla którego nie miałaby zostać lekarką. „Najwyraźniej tak rewolucyjne wydają się chęć zerwania przez kobietę z podrzędną pozycją i próba osiągnięcia pełnego wykształcenia medycznego”9 – oświadczyła.

Ze skrzętnie odłożonymi oszczędnościami Elizabeth wyruszyła do Filadelfii. Na miejscu ponownie zatrzymała się u byłego lekarza, Williama Eldera, który zaproponował jej pomoc i służył radą. Wsparcie było jej ogromnie potrzebne. Kiedy bowiem w 1847 roku zaczęła się ubiegać o przyjęcie na wydziały medyczne filadelfijskich uczelni, zetknęła się z murem niechęci.

Pierwszą szkołą, do której Elizabeth próbowała się dostać, był Jefferson College. Kobieta poszła osobiście spotkać się z doktorem Samuelem Jacksonem, jednym z najstarszych profesorów w Filadelfii. Kiedy weszła do jego gabinetu, niski, siwowłosy mężczyzna podniósł wzrok znad gazety. Był wyraźnie poirytowany.

– Słucham, o co chodzi? Czego pani chce? – zapytał.

– Chcę studiować medycynę – oznajmiła Elizabeth.

– Dlaczego? – rzucił ze śmiechem Jackson.

Kiedy Elizabeth spokojnie i metodycznie przedstawiła mu swoje plany, uczony zmienił postawę i zaczął traktować ją poważnie.

– Czekają panią duże trudności, ale nie wiem, czy są one nie do pokonania – przyznał Jackson. Obiecał, że skonsultuje się na uczelni z pozostałymi profesorami medycyny i zobaczy, jakie stanowisko uda się wypracować w sprawie przyjęcia studentki. – Powiadomię panią w poniedziałek.

Kiedy Elizabeth odwiedziła go ponownie, Jackson oświadczył, że zrobił co w jego mocy, lecz całe grono profesorskie było przeciwne przyjęciu kobiety na studia. Dla Elizabeth był to bolesny cios, ale starała się zachować optymizm. W Filadelfii funkcjonowały jeszcze trzy inne uczelnie z wydziałami medycznymi. Kolejny na jej liście był Pennsylvania Medical College. W czerwcu odwiedziła profesora Williama Darracha, o którym pisała: to „najbardziej wykrętny człowiek, jakiego kiedykolwiek spotkałam. Przez pięć minut prawiłam mu kazanie, a on przez cały ten czas siedział bez słowa”.

– Czy mogę liczyć z pańskiej strony na jakieś słowa zachęty? – zapytała w końcu Darracha, zmęczona jego milczeniem.

– To dla mnie całkiem nowe zagadnienie, droga pani – wyrzucił wreszcie z siebie. – Nie mam żadnych argumentów za ani przeciw… Nie jestem w stanie wyrazić opinii, która popierałaby ten pomysł lub była mu przeciwna.

– Obawiam się, że pańska opinia jest nieprzychylna – stwierdziła ponuro Elizabeth.

– Tego nie powiedziałem… Czuję, że nie mogę sobie pozwolić, by ujawnić, jak w tej kwestii pracuje mój umysł – odparł William Darrach.

– Czy mam zwrócić się do innych profesorów z pańskiej uczelni? – Elizabeth nie dawała za wygraną.

– Nie mogę wziąć na siebie odpowiedzialności za doradzenie pani takiego kroku. – Darrach zrobił kolejny unik.

– Skoro więc nie jest pan nieprzychylnie nastawiony do mojego planu, czy zezwoli mi pan na udział w swoich wykładach? – Elizabeth nie ustępowała.

– Nie powiedziałem niczego takiego. Bez względu na moje przychylne bądź nieprzychylne nastawienie nie mogę wyrazić swojej opinii – upierał się Darrach.

Może profesor nie był całkowicie przeciwny pomysłowi Elizabeth, ale nie miał odwagi, żeby osobiście odrzucić tak pełną determinacji kobietę. Poza tym mógł być na tyle zaskoczony tym, że kobieta pragnie zostać lekarką, że potrzebował po prostu więcej czasu, żeby oswoić się z tą myślą.

Elizabeth, rozdrażniona pustosłowiem Darracha, wstała i wyszła10.

Sfrustrowana, lecz niezniechęcona udała się na spotkanie z Warringtonem. W listach do niej podkreślał wprawdzie trudność drogi, jaką obrała, ale okazywał jej więcej wsparcia niż którykolwiek spotkany przez nią w Filadelfii lekarz. Nawet ktoś, kto był tylko nieco bardziej otwarty wobec jej planów, mógł się okazać cennym sprzymierzeńcem, a przynajmniej udzielić jej jakichś wskazówek.

Chociaż Warrington sugerował, żeby wybrała mniej kontrowersyjny zawód pielęgniarki, stał się dla Elizabeth kimś w rodzaju powiernika, u którego często szukała porady. A im więcej czasu Warrington z nią spędzał, tym jej plan budził u niego coraz mniejsze zastrzeżenia. Udostępnił Elizabeth swoją medyczną bibliotekę, zaproponował, żeby towarzyszyła mu podczas wizyt u pacjentów, i zaprosił na swoje wykłady.

Elizabeth cieszyła się z możliwości samodzielnego studiowania podręczników medycznych, ale zdawała sobie sprawę z ograniczeń wynikających z braku nauczyciela, który by nią pokierował. Jako osoba, która nie lubi siedzieć bezczynnie, zaczęła też studiować anatomię w prywatnej szkole. Zetknąwszy się po raz pierwszy z tym, jak działa wewnętrzny mechanizm ludzkiego ciała, nie poczuła wcale wstrętu ani obrzydzenia, lecz coś dokładnie przeciwnego – podziw.

„Piękno ścięgien i cudowna kompozycja tej części ciała poruszyły mój zmysł artystyczny”11 – zachwycała się, gdy ze spokojem i z ciekawością, które nawet ją zaskoczyły, przeprowadziła sekcję ludzkiego nadgarstka. „Zaczynam myśleć, że jest we mnie większe umiłowanie nauki, niż sama do tej pory przypuszczałam”12. Wiele kobiet, kiedy dano im możliwość studiowania tych samych przedmiotów, jakie studiowali mężczyźni, odkrywało, że nie tylko czują się zafascynowane dziedzinami, które miały obrażać ich wrażliwość i przekraczać ich zdolności intelektualne, ale także doskonale sobie w nich radzą.

Elizabeth w dalszym ciągu starała się dostać na studia medyczne, poszerzając jednak krąg poszukiwań poza Filadelfię. Prywatne lekcje miały być jedynie odskocznią do zajęć uniwersyteckich, a nie ich substytutem. Elizabeth doskonale zdawała sobie sprawę ze swojego statusu pionierki, zawsze myślała o tym, że ma służyć innym za wzór do naśladowania. Dlatego obawiała się, że droga prywatnej nauki bądź terminowania w zawodzie może zainspirować zastępy kobiet do zdobycia wykształcenia niskiej jakości i podjęcia podejrzanej działalności leczniczej. Być może Elizabeth wykazała się nadmiernym pesymizmem, niemniej jednak była zdeterminowana, żeby podjąć naukę na tradycyjnej uczelni medycznej i zdobyć tytuł doktora medycyny, co miało usankcjonować jej własną ścieżkę kariery i stworzyć precedens dla innych kobiet. Nie chciała mieć nic wspólnego z tak zwanymi nieregularnymi szkołami medycznymi, które pojawiały się w takim samym tempie jak te tradycyjne.

Zainteresowanie społeczeństwa medycyną alternatywną oraz niesprawdzonymi, lecz modnymi zabiegami wellness nie jest niczym nowym. Nie wszyscy wierzyli w lecznicze możliwości przykrych kuracji, jakie stosowali wówczas zawodowi lekarze. Istotnie, upuszczanie krwi czy stosowanie żrących substancji mogły z łatwością wywołać dodatkowe infekcje u osłabionych już pacjentów. W związku z nieznajomością antyseptyki i mechanizmów przenoszenia się infekcji można było wyjść ze szpitala z większą liczbą chorób niż w chwili, gdy się do niego trafiło – o ile w ogóle udało się wyjść z niego żywym.

Kiedy zachodnia medycyna przekształciła się w zawód wymagający wyższego wykształcenia, rozkwitły zarazem rozmaite niesprawdzone terapie, które obiecywały chorym bardziej „naturalne” rozwiązania. Obejmowały one między innymi homeopatię, ziołolecznictwo, hydroterapię, mesmeryzm, eklektyzm, uzdrawianie wiarą i thomsonianizm13. Stworzony przez botanika samouka Samuela Thomsona system leczenia opierał się na stosowaniu ziołowych środków przeczyszczających oraz rozgrzewaniu ciała poprzez kąpiele parowe z dodatkiem pieprzu kajeńskiego. Hydroterapia, inaczej wodolecznictwo, obiecywała pozbyć się toksyn z organizmu za pomocą kąpieli, wypacania i mokrych okładów.

Nawet jeśli medycy ci przepisywali te same stare niebieskie pigułki kalomelu, ludzie często woleli korzystać właśnie z ich usług. Świeżo upieczeni zawodowi lekarze, zwani również alopatami, byli według niektórych zadufani w sobie, a na dodatek mieli nie najlepsze podejście do pacjenta. Podczas wizyt poświęcali coraz mniej czasu na słuchanie tego, co ma do powiedzenia chory. Zresztą podobne pretensje sprawiają, że wiele osób i w dzisiejszych czasach zwraca się w stronę medycyny alternatywnej.

Jako że kobiety nie miały wstępu na tradycyjne uczelnie medyczne, wiele z nich wybierało naukę i praktykę w zakresie niekonwencjonalnych metod leczenia. Jedną z takich najbardziej znanych lekarek była Harriot Hunt. W swoim gabinecie w Bostonie leczyła pacjentów za pomocą zdrowej mieszanki ziół, odpoczynku, hydroterapii i psychoterapii14.

Elizabeth nie zamierzała jednak pozwolić się zepchnąć na peryferia medycyny i zostać zaliczona do grona „niezawodowych” medyków. Aby dokonać przemiany społecznej, jaką sobie zamierzyła, a także domagać się takiego samego szacunku jak lekarze mężczyźni, musiała zdobyć takie samo oficjalne i pełne wykształcenie jak oni.

Elizabeth zawsze rozważała możliwość studiowania w Paryżu. Wspominało o tym wielu odwiedzanych przez nią lekarzy i profesorów, ponieważ tamtejsze uniwersytety były bardziej przychylne kobietom. Jednak pewien powszechnie znany lekarz z Cincinnati był wręcz przerażony, gdy Elizabeth zasugerowała, że mogłaby zamieszkać w Paryżu jako samotna kobieta. Warrington zareagował podobnie.

– Ty, młoda, niezamężna dama! – wykrzyknął. – Masz jechać do Paryża, tego straszliwie niemoralnego miasta, w którym na każdym kroku będą ci towarzyszyć wyzwiska i zniewagi; gdzie unosi się atmosfera występku i żaden młody człowiek nie może odetchnąć, żeby się nim nie zatruć! To nie do przyjęcia, jeśli tam pojedziesz, będziesz zgubiona.

– Udam się nawet do piekła, jeśli tam zaprowadzi mnie poczucie obowiązku – odparowała Elizabeth. – Nie sądzę, żeby towarzystwo diabłów miało mnie samą zamienić w diabła15.

Warrington był tak zaskoczony tym wyznaniem, że mógł jedynie siedzieć i wpatrywać się w nią ze zdumieniem.

W rzeczywistości, choć Elizabeth wiedziała, że Paryż stwarza większą szansę na realizację jej celu, nie chciała przenosić walki o edukację kobiet do Europy. Według niej Stany Zjednoczone dojrzały już do rewolucji społecznej i nie chciała być zmuszona wyjeżdżać na inny kontynent w celu zdobycia dyplomu medycyny.

Być może jednak wbrew nadziejom Elizabeth Ameryka nie była jeszcze gotowa na zmiany. W następnych miesiącach narastało rozczarowanie. Kobietę spotykały kolejne odmowy, a każda bolała bardziej od poprzedniej. Wszystkie jej podania do dwudziestu dziewięciu amerykańskich szkół medycznych, zarówno wydziałów na dużych uniwersytetach, jak i na mniejszych „prowincjonalnych” uczelniach, zostały odrzucone. Niebawem Elizabeth wyczerpała wszystkie możliwości.

Zaczęło ją ogarniać dojmujące przygnębienie. Pomimo tego jej determinacja nigdy nie osłabła. „Starałam się spokojnie mierzyć ze wszystkimi trudnościami – tłumaczyła Elizabeth. – Żadna z nich nie wydawała mi się nie do pokonania”16.

Jedną z przeszkód, z jaką Elizabeth się zetknęła, był strach lekarzy przed konkurencją ze strony praktykujących medycynę kobiet. Dziekan jednej z mniejszych uczelni, na którą złożyła podanie, udzielił jej zaskakująco szczerej odpowiedzi: „Nie może pani oczekiwać, że wyposażymy panią w kij, którym rozbije nam pani głowy”17. Wszystko to przywiodło Elizabeth do smutnego wniosku, że szkoły medyczne sprzeciwiają się dopuszczeniu kobiet do zawodu lekarskiego w jakimkolwiek zakresie.

– Elizabeth, nie ma sensu dalej próbować. Żadna z tych szkół cię nie przyjmie. – Warrington westchnął ze złością. Ale miał nowy pomysł na to, jak zrealizować plan studiów w Paryżu. – Musisz pojechać do Paryża i przywdziać męski strój, aby zyskać potrzebną wiedzę18. – Nie był pierwszym lekarzem, który zasugerował Elizabeth przebrać się za mężczyznę, żeby zdobyć dyplom, ale ta strategia też nie pasowała do jej wielkich planów. Elizabeth pragnęła zamanifestować fakt uzyskania dyplomu medycznego jakokobietai udowodnić, że w płci pięknej drzemią wielkie możliwości.

Wreszcie pod koniec października 1847 roku otrzymała list z Geneva Medical College w zachodniej części stanu Nowy Jork. Przeczytawszy go, Elizabeth podskoczyła z radości: napisano jej, że od razu może rozpocząć studia! Uczelnia mogła się pochwalić siedmioma profesorami oraz nowym budynkiem, w którym mieściły się znakomicie wyposażone laboratoria, przestronne sale wykładowe oraz bogata kolekcja preparatów anatomicznych. Szkoła ta była znacznie lepiej zorganizowana od podobnych małych uczelni medycznych w kraju. Semestr trwał od października do stycznia, tak więc Elizabeth straciła jedynie kilka pierwszych tygodni zajęć.

Choć sama wówczas o tym nie wiedziała, jej przyjęcie na studia wcale nie było zamierzone. Warrington osobiście podjął się napisania listu do kadry profesorskiej Geneva Medical College z prośbą o przyjęcie Elizabeth. Był znaczącym filadelfijskim lekarzem, a profesorowie nie chcieli go urazić, w związku z czym postanowili, że sami studenci zdecydują, czy przyjąć kobietę w swoje szeregi. W ten sposób, gdyby została odrzucona, byłoby to winą studentów.

Ale kiedy sprawę poddano pod głosowanie, studenci uznali to za jakiś figiel – sprawkę kolegów z pobliskiej, konkurencyjnej uczelni – i jednogłośnie opowiedzieli się za dopuszczeniem kobiety do swojego grona. Kobieta pragnąca rozpocząć studia medyczne – to z pewnością musi być jakiś żart19.

Bardzo szybko mieli się jednak przekonać, że Elizabeth Blackwell nie ma nic wspólnego z żartami.

Elizabeth wyruszyła do Genevy 4 listopada, zaledwie dwa tygodnie po otrzymaniu zawiadomienia o przyjęciu na studia. Już kilka dni później brnęła w zimnej mżawce na spotkanie z dziekanem uczelni, a następnie wpisano ją w poczet studentów z numerem sto trzydzieści. W wieku dwudziestu sześciu lat po raz pierwszy została studentką, a także pierwszą w kraju kobietą studiującą medycynę20.

Kiedy odesłano ją z kwitkiem z kilku pensjonatów, ponieważ inni lokatorzy grozili odejściem, gdyby pozwolono jej zostać, Elizabeth zaczęła się martwić, że nie znajdzie dla siebie mieszkania. W końcu jednak udało jej się wynająć wygodny pokój na najwyższym piętrze dużego pensjonatu, który znajdował się zaledwie trzy minuty drogi od uczelni. Trasa tego krótkiego spaceru wiodła wzdłuż wysokiego brzegu malowniczego jeziora Seneca. Pokój kosztował dwa i pół dolara tygodniowo**, włącznie z opałem i oświetleniem, lecz Elizabeth czuła się nieco samotna jako jedyna lokatorka na górnym piętrze.

Aby zdobyć dyplom na uczelni w Genevie, studenci musieli zaliczyć dwa trwające po szesnaście tygodni semestry zajęć, przedstawić rozprawę naukową i zdać egzamin ustny. Pomiędzy 1790 a 1820 rokiem większość stanów sporządziła listę wymagań, jakie należało spełnić, aby otrzymać licencję medyczną, ale w rzeczywistości nie istniały żadne przepisy, które zabraniałyby reklamowania usług medycznych21. Aby odróżnić się od wszystkich amatorskich uzdrawiaczy i zadbać o to, żeby alopatyczny – opierający się na nauce – model medycyny zyskał dominującą pozycję w społeczeństwie, lekarze zdecydowali, że należy wprowadzić ogólnokrajowe normy.

W 1847 roku – w tym samym, w którym Elizabeth rozpoczęła studia – powstało Amerykańskie Towarzystwo Medyczne: ponad dwustu pięćdziesięciu delegatów reprezentujących czterdzieści stowarzyszeń medycznych oraz dwadzieścia osiem uczelni zebrało się w Filadelfii, aby określić zasady rządzące edukacją medyczną oraz licencjami na wykonywanie zawodu lekarza. Ustalono, że studia medyczne powinny trwać przynajmniej sześć miesięcy zamiast dotychczasowych czterech, a program nauczania ma obejmować anatomię, fizjologię, patologię, chemię, terapeutykę, chirurgię, farmację, położnictwo, choroby kobiet i dzieci, jurysprudencję medyczną (medycynę sądową), materia medica (farmakologię), a także teorię i praktykę medycyny22.

Pierwszego dnia nauki dziekan Charles Lee polecił Elizabeth poczekać na korytarzu, tymczasem sam udał się przedstawić ją gronu studentów. Dla Elizabeth była to ekscytująca chwila – miała właśnie wziąć udział w swoim pierwszym oficjalnym wykładzie! Lee wszedł do sali wykładowej nadzwyczaj poruszony. Zaniepokojeni jego zachowaniem studenci obawiali się, że zaraz ogłosi zamknięcie szkoły lub jakąś inną straszliwą nowinę.

– Właśnie przybyła… studentka – powiedział poważnym, drżącym głosem. Drzwi otwarły się ze skrzypnięciem i do środka weszła Elizabeth. – Oto panna Elizabeth Blackwell – oznajmił Lee23.

W sali zapanowała cisza jak makiem zasiał, wszyscy studenci siedzieli i wpatrywali się w nią w zdumieniu. Grupa stu dwudziestu dziewięciu studentów medycyny była zazwyczaj dość hałaśliwa – czasami w tej wrzawie nie było nawet słychać głosu prowadzącego wykład profesora – ale tego dnia zapanował wśród nich niecodzienny spokój. Jedyną osobą, która tego ranka robiła notatki, była Elizabeth.

Reszta dnia okazała się dla niej ponura i pracowita. Deszcz lał jak z cebra, gdy kręciła się po budynku w poszukiwaniu sal, w których miały się odbyć kolejne cztery wykłady. Nie miała żadnych podręczników i nie powiedziano jej, skąd ma je wziąć. Profesor anatomii był tego dnia nieobecny, a jego asystent wahał się, czy pozwolić kobiecie przeprowadzić sekcję.

Po pierwszym dniu prawdziwych wykładów Elizabeth wykrzyknęła:

– O ileż to lepsze od książek! W taki sposób można się uczyć!24

Na drugi dzień pojawił się profesor anatomii, doktor James Webster. Elizabeth nie wiedziała, czego się po nim spodziewać, kiedy dziekan Lee przedstawił ją Websterowi przed całą grupą.

– Pani plan jest kapitalny – oświadczył Webster, serdecznie ściskając dłoń Elizabeth. Webster był człowiekiem o wielkiej posturze i jeszcze większej osobowości; był błyskotliwy i nigdy nie owijał w bawełnę. Pożartowawszy sobie nieco z tego, że uczenie kobiety to dla niego nowość, zapytał: – Jakie dziedziny medycyny pani studiowała?

– Wszystkie z wyjątkiem chirurgii – odparła śmiało Elizabeth.

– A czy zamierza pani praktykować chirurgię? – wtrącił się dziekan Lee.

– Ależ oczywiście, że tak! – Webster odpowiedział w jej imieniu. – Proszę tylko pomyśleć o przypadkach przepukliny udowej; ileż w takim mieście jak Nowy Jork mogłaby w tej kwestii zdziałać wykształcona kobieta! Mój drogi, miałaby ręce pełne roboty, i to od zaraz. Odniosłaby ogromny sukces. Tak, tak, ukończy pani studia i zdobędzie dyplom ze wspaniałym wynikiem. Stworzymy pani do tego możliwości. Wywoła pani nie lada poruszenie, proszę mi wierzyć.

Elizabeth promieniała. Podała Websterowi list polecający od doktora Warringtona.

– Proszę zaczekać tutaj, a ja przeczytam ten list studentom – polecił jej Webster. Elizabeth liczyła, że profesor przypomni im obietnicę, jaką złożyli, gdy zdecydowali o jej przyjęciu na studia, to znaczy, że będą starali się jak najlepiej zachowywać. Webster wszedł do auli, a Elizabeth słuchała pod drzwiami, jak odczytuje na głos list. Na koniec rozległa się burza oklasków.

Tak entuzjastyczne przyjęcie zaskoczyło i zarazem ucieszyło Elizabeth. Uśmiech rozjaśnił jej twarz, gdy weszła do sali wykładowej i usiadła na jednym z miejsc. Kiedy odbywała się skomplikowana prezentacja chirurgiczna, Elizabeth ponownie zabrała się do sporządzania skrupulatnych notatek. Zdziwiło ją jedynie to, że aula była tego dnia wyjątkowo zapełniona i czuła na sobie wzrok wielu osób, które przyglądały się jej z dobrotliwą ciekawością.

Po wykładzie Webster i dziekan Lee ponownie podeszli do Elizabeth.

– Budzi pani zbyt duże zainteresowanie, panno Blackwell – zaśmiał się Webster. – Dzisiejszego popołudnia zjawiło się wielu nieznajomych. W przyszłości będę musiał temu jakoś zaradzić.

– To prawda – zgodził się z nim dziekan. – Właśnie rozmawialiśmy dzisiaj, że to posunięcie może się okazać całkiem niezłą reklamą dla naszej uczelni. Nawet jeśli nie przyniesie nam żadnych korzyści, to z pewnością zwróci na nas uwagę. Powinienem poruszyć tę kwestię na łamach czasopism medycznych. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że za dziesięć lat kobiety będą stanowiły jedną trzecią studentów. Po tym precedensie, który pani stworzyła, ludziom otworzą się oczy25.

Szeroko otwarte oczy mieli niewątpliwie dziennikarze, którzy przychodzili przyjrzeć się pierwszej w Stanach Zjednoczonych kobiecie studiującej medycynę, ponieważ wieści o jej przyjęciu na uczelnię rozniosły się już po pismach medycznych i gazetach w całym kraju. Ukazujący się w Massachusetts „Republican” zamieścił krótką sylwetkę najnowszej mieszkanki Genevy i opisał rozgłos, jaki zdążyła już zdobyć. Być może autor artykułu był jednym z owych nieproszonych gości, którzy znaleźli się na wykładzie doktora Webstera.

Godnym wyjątkowej uwagi wydarzeniem było pojawienie się na wykładach z medycyny młodej studentki nazwiskiem Blackwell. Ta ładna, drobna przedstawicielka rodzaju żeńskiego wchodzi na zajęcia z dużym opanowaniem, zdejmuje czepek i kładzie go pod siedzeniem, odsłaniając piękną frenologię. [Panna Blackwell] ma dobry wpływ na grupę, a wszyscy w jej obecności zachowują się wielce stosownie. Wydawany w Baltimore „Sun” z dowcipem zauważył, że kiedy już zostanie dopuszczona do wykonywania zawodu, powinna ograniczyć swą praktykę do leczenia chorób serca26.

W liście do siostry Elizabeth twierdziła, że uwaga, jaką przyciąga, jest jej zupełnie obojętna. „Siedzę cicho w dużym gronie młodych mężczyzn, ale jeśli o mnie chodzi, równie dobrze mogliby być kobietami albo mumiami. Odnoszę wrażenie, że profesorowie nie wiedzą do końca, w którym gatunku ludzkiej rodziny mnie umieścić, a sami studenci są lekko skonsternowani. Pozostali ludzie z początku traktowali mnie z podejrzliwością, ale jestem taka cicha i łagodna, że wszelka podejrzliwość przeradza się w zdumienie”27.

Mieszkańcy małej Genevy nie wiedzieli, co myśleć o Elizabeth. Kiedy codziennie chodziła na zajęcia i z powrotem, mali chłopcy, panowie i panie zatrzymywali się i gapili na nią niczym na jakieś osobliwe zwierzę.

– Właśnie idzie! Prędzej, chodźmy przyjrzeć się pani doktor!28 – słyszała okrzyki elegancko ubranych dam, które wybiegały jej naprzeciw. Elizabeth starała się nie zwracać na nie uwagi. Po jakimś czasie przestała budzić sensację.

O ile trudno było przeoczyć reakcje mieszkańców miasta, o tyle Elizabeth była początkowo nieświadoma znacznie bardziej złośliwych plotek na swój temat. „Nie miałam najmniejszego pojęcia, jakie zamieszanie w małym miasteczku wywoła moje pojawienie się w charakterze studentki medycyny. Z wolna zaczęłam jednak dostrzegać, że żona jednego z lekarzy unika rozmowy ze mną przy stole – wyznała później. – Wkrótce okazało się, że do tego stopnia zgorszyłam towarzystwo Genevy, iż ukuto całą teorię, jakobym była albozłąkobietą, której niecne zamiary stopniowo wyjdą na jaw, albo osobą obłąkaną i niebawem dojdzie do wybuchu mojego szaleństwa”.

Elizabeth uznała, że najbezpieczniej będzie trzymać się terenu szkoły oraz pensjonatu. Uczelnia stała się dla niej azylem. „Wiem, że gdy zamykam za sobą jej wielkie drzwi, odcinam się od wszelkiej nieżyczliwej mi krytyki i po chwili pośród moich kolegów studentów czuję się jak u siebie”29.

Jednak było tylko kwestią dni, kiedy jej koledzy zaczęli jej dokuczać podczas zajęć: ktoś złośliwie klepnął ją z tyłu w głowę, gdzieś z auli dobiegło ją napastliwe syknięcie. Elizabeth starała się niczego po sobie nie okazywać, żeby nie dawać satysfakcji swoim prześladowcom. Pewnego razu w trakcie szczególnie wymagających zajęć, kiedy Elizabeth robiła notatki, z górnych rzędów sfrunęła złożona kartka i wylądowała na jej przedramieniu: biały arkusz papieru rzucał się w oczy na jej kruczoczarnym rękawie.

„[Elizabeth] instynktownie wyczuła, że ten liścik zawiera jakąś grubiańską impertynencję, a także, że oczy wszystkich w sali są na nią zwrócone, więc jeśli chce pozostać na uczelni, musi tu i teraz odeprzeć tę zniewagę, i to w sposób, który wykluczy podobne zachowania w przyszłości” – relacjonowała jej siostra Anna.

Nie uniósłszy nawet brwi, Elizabeth kontynuowała robienie notatek i udawała, że w ogóle nie zauważyła kartki. Gdy skończyła pisać, uniosła rękę do góry tak, żeby wszyscy widzieli, po czym – ze wzrokiem ciągle wbitym w notatnik – nieznacznym ruchem nadgarstka drugiej ręki strąciła nieprzeczytany list na podłogę. W sali rozległy się głośne okrzyki, a niektórzy studenci syczeli nawet z oburzeniem na autora wiadomości.

„Ten gest, który z jej strony był zarazem formą protestu, jak i apelem, został doskonale zrozumiany przez studentów”30 – zapewniała Anna. Elizabeth liczyła na to, że jej skromne maniery oraz pełna dystansu postawa szybko powstrzymają tego typu wygłupy. I to się sprawdziło. Elizabeth wyszła z tej próby zwycięsko: pozostali studenci już nigdy więcej jej nie dręczyli. Mało tego, bez trudu oswoili się z jej obecnością. A ponieważ od większości z nich była znacznie starsza, zaczęli ją traktować jak starszą siostrę.

Ale na tym kłopoty Elizabeth wcale się nie skończyły. Wkrótce poproszono ją, żeby powstrzymała się od udziału w pewnych zajęciach, na których poruszane będą bardziej delikatne tematy. Kiedy Webster, który był jednym z jej pierwszych zwolenników w szkole, poprosił, żeby nie przychodziła na lekcję anatomii dotyczącą układu rozrodczego, Elizabeth postanowiła, że musi raz na zawsze położyć kres tego rodzaju żądaniom. Napisała do Webstera z prośbą o ponowne rozważenie jej uczestnictwa w zajęciach.

„Anatomia to najważniejsza [dziedzina medycyny], która budzi głęboki szacunek”31 – tłumaczyła w swym piśmie. Przypominała też, że znajduje się na uczelni jako poważna studentka i domagała się, żeby traktowano ją tak samo jak pozostałych studentów. Stwierdziła jednak, że jeśli jej koledzy z roku życzą sobie usunięcia jej ze studiów, ona podporządkuje się ich woli. Webster odczytał ten list na głos całej grupie, podczas gdy Elizabeth znów czekała pod drzwiami. Usłyszała, jak studenci zareagowali na jej słowa z serdeczną aprobatą, po czym po cichu weszła do sali i zajęła swoje miejsce. Już nigdy więcej nie proszono jej o to, żeby nie przychodziła na zajęcia.

Determinacja Elizabeth została jednak poddana próbie podczas jednej sekcji, która odbywała się na początku semestru. Choć nie wspomniała o tym, co konkretnie było przedmiotem badania, dokładnie opisała reakcje pozostałych studentów. Niektórzy z nich rumienili się, inni wpadali w histerię bądź opuszczali głowy i zaczynali się trząść.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

*  Obecnie równowartość około dziewięćdziesięciu pięciu tysięcy dolarów.

** Obecnie równowartość około osiemdziesięciu dolarów.

1Medical Women, „The Australian Medical Journal”, lipiec 1865, s. 233–235, https://digitised-collections.unimelb.edu.au/bitstream/handle/11343/23129/267469_UDS2010779-115.pdf, dostęp: 13.10.2021.

2 E. Blackwell, Pioneer Work in Opening the Medical Profession to Women, London 1895, rozdz. 2.

3 Elizabeth Blackwell do Marian Blackwell, 22 marca 1846, HU.

4 Elizabeth Blackwell do Marian Blackwell, 7 listopada 1846, HU.

5 J. Collins Warren, Medical Education in the United States, „Journal of the American Medical Association”, 9 września 1893, t. 21, s. 375–382.

6Brief Histories of the Schools of the University of Pennsylvania, School of Medicine: A Brief History, Penn University Archives & Records Center, https://archives.upenn.edu/exhibits/penn-history/school-histories/medicine, dostęp: 13.10.2021.

7 Penn Medicine, History of Pennsylvania Hospital, Obstetrics: A Brief History of Obstetrical Care at Pennsylvania Hospital, www.uphs.upenn.edu/paharc/timeline/1801/tline10.html, dostęp: 13.10.2021.

8 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 2.

9 Tamże, rozdz. 3.

10 Tamże.

11 Tamże.

12 Elizabeth Blackwell do Marian Blackwell, 27 czerwca 1847, Blackwell Family Papers, Library of Congress.

13 R.L. Numbers, Do-It-Yourself the Sectarian Way, w: Send Us a Lady Physician: Women Doctors in America, 1835–1920, ed. R.J. Abram, New York 1985.

14 J. Boyd, The Excellent Doctor Blackwell: The Life of the First Woman Physician, London 2013, s. 54.

15 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 3.

16 Tamże.

17 Tamże.

18 Tamże.

19 S. Smith, The Co-education of the Sexes, „Physician and Surgeon, a Journal of the Medical Sciences”, 1891, t. 13, s. 45–48.

20 J. Boyd, Excellent Doctor Blackwell, dz. cyt., s. 78.

21 M.S. Justin, The Entry of Women into Medicine in America: Education and Obstacles 1847–1910, Hobart and William Smith Colleges, History of the Colleges, www.hws.edu/about/blackwell/articles/womenmedicine.aspx, dostęp: 13.10.2021.

22 N. Smith Davis, History of the American Medical Association from Its Organization Up to January 1855, Philadelphia 1855.

23 S. Smith, The Co-education of the Sexes, dz. cyt.

24 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 3.

25 Tamże.

26 Tamże.

27 Tamże.

28 A. Blackwell, Elizabeth Blackwell, M.D., „The English Woman’s Journal”, 1 kwietnia 1858, s. 80–100, https://ncse.ac.uk/periodicals/ewj/issues/ewj_01041858, dostęp: 13.10.2021.

29 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 3.

30 A. Blackwell, Elizabeth Blackwell, M.D., dz. cyt.

31 E. Blackwell, Pioneer Work…, dz. cyt., rozdz. 3.

3Kolejna Elizabeth przeciera szlaki

Dostępne w wersji pełnej

4Więcej niż pielęgniarka

Dostępne w wersji pełnej

5Młoda Sophia

Dostępne w wersji pełnej

6Sophia w Ameryce

Dostępne w wersji pełnej

7Pierwsza amerykańska lekarka zmaga się z przeszkodami

Dostępne w wersji pełnej

8Zmieniając tradycję, pacjent po pacjencie

Dostępne w wersji pełnej

9Lizzie zmuszona do prywatnej nauki

Dostępne w wersji pełnej

10Siostry Blackwell witają Sophię w Nowym Jorku

Dostępne w wersji pełnej

11Lizzie wyrusza na podbój Londynu

Dostępne w wersji pełnej

12Sophia szturmem zdobywa Edynburg

Dostępne w wersji pełnej

13Emily błyszczy w Nowym Jorku

Dostępne w wersji pełnej

14Pani doktor wychodzi za mąż

Dostępne w wersji pełnej

15Kampania w Edynburgu dobiega końca

Dostępne w wersji pełnej

16W poszukiwaniu rozwiązania

Dostępne w wersji pełnej

17Towarzystwa i kontrowersje

Dostępne w wersji pełnej

18Ich własna uczelnia

Dostępne w wersji pełnej

19Podążając osobnymi ścieżkami

Dostępne w wersji pełnej

EpilogTrwałe dziedzictwo

Dostępne w wersji pełnej

Podziękowania

Dostępne w wersji pełnej

Nota do czytelników

Dostępne w wersji pełnej

Wybrana bibliografia

Dostępne w wersji pełnej

Tytuł oryginału

Women in White Coats: How the First Women Doctors Changed the World of Medicine

Copyright © 2021 by Olivia Campbell

Copyright © for the translation by Mariusz Gądek

Projekt okładki

Magda Kuc

Fotografia na okładce

© Magdalena Żyźniewska / Trevillion Images

Redaktor nabywający

Artur Wiśniewski

Redaktorka prowadząca

Dominika Ziemba

Opracowanie tekstu

d2d.pl

ISBN 978-83-240-8629-0

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Anna Jakubowska