Mr&Mrs - K.N Haner - ebook + audiobook + książka

Mr&Mrs ebook i audiobook

Haner K.N.

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

To jest zdecydowanie ich czas, Meg i Brayan nawet nie ukrywają, jak bardzo są szczęśliwi, zwłaszcza że ich rodzina wkrótce się powiększy, a przygotowania do ślubu idą pełną parą. Młodych czekają fantastyczne wieczory: panieński i kawalerski, które spędzą w Las Vegas. A wiadomo, co dzieje się w Las Vegas, zostaje w Las Vegas…

Skąd w takim razie w Meg te wszystkie wątpliwości… Czy faktycznie powinna brać ślub z Brayanem? I komu tak naprawdę robi największą krzywdę: jemu, sobie, a może Erickowi?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 170

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 15 min

Lektor: Kamila Worobiej

Oceny
4,5 (95 ocen)
68
15
8
1
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Karooolinka92

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Anka19799

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa część. Chociaż czasami zastanawiałam się czy Meg jest zdrowa psychicznie.
00
Kingusia13

Nie polecam

Meg znów w szpitalu! Kto by się spodziewał?
00
agnieszka221

Nie oderwiesz się od lektury

biorę anastepna
00
Pinaczyta

Dobrze spędzony czas

Pochłonięta w jeden wieczór. Dobrze, że na kolejny tom nie trzeba czekać.
00

Popularność




Rozdział 1

ROZ­DZIAŁ 1

Niestety, obu­dziły mnie mdło­ści. „O nie! Chyba się zaczyna” – pomy­śla­łam. Ledwo dobie­głam do łazienki, po dro­dze poty­ka­jąc się o ubra­nia, które Brayan roz­rzu­cił na pod­ło­dze. Zwró­ci­łam wszystko, co zja­dłam poprzed­niego wie­czoru. Na szczę­ście zro­bi­łam to tylko raz, za to porząd­nie. Obmy­łam twarz i umy­łam zęby. Wra­ca­jąc do łóżka, nie­chcący obu­dzi­łam Bray­ana.

– Boże, daj mi cier­pli­wość! – mruk­nął, gdy prze­cho­dzi­łam przez niego na swoją stronę łóżka.

– Wybacz. – Posła­łam mu uśmiech i wsu­nę­łam się pod koł­drę, ocie­ra­jąc się przy tym pupą o jego penisa.

Od razu zare­ago­wał.

– Chcesz jesz­cze pospać? – zapy­tał.

– Wła­śnie mia­łam poranne mdło­ści, daj mi chwilkę – odpo­wie­dzia­łam, przy­tu­la­jąc jego dłoń do swo­jego policzka.

– To obudź mnie, jak będziesz gotowa – rzu­cił żar­to­bli­wie i chyba od razu zasnął.

Jego silne ramiona obej­mo­wały mnie mocno i szybko zro­biło mi się za gorąco. Zdję­łam koł­drę i w tym momen­cie ponow­nie poczu­łam mdło­ści. Wysko­czy­łam z łóżka jak popa­rzona i ledwo dopa­dłam kibelka. Po chwili opar­łam czoło o brzeg wanny i wes­tchnę­łam gło­śno. Jeśli w dniu ślubu będę miała taki pora­nek, to nie dam rady. Wycią­gnę­łam obo­lałe od wczo­raj­szych tań­ców kostki i roz­tar­łam je deli­kat­nie pal­cami. Chyba tro­chę prze­sa­dzi­łam, prze­cież powin­nam się oszczę­dzać. Wczo­raj jed­nak naprawdę dobrze się czu­łam, mia­łam dosko­nały humor. To był jeden z naj­cu­dow­niej­szych wie­czo­rów mojego życia. W dodatku Michael Boucher zapro­po­no­wał, że jeśli się roz­my­ślę ze ślu­bem, mam mu dać znać. Roz­ma­rzy­łam się, sie­dząc na dywa­niku obok wanny. Był taki boski! Śpie­wał ze mną i dla mnie, poza tym oka­zał się naprawdę fan­ta­stycz­nym face­tem. Wsta­łam i odkrę­ci­łam wodę pod prysz­ni­cem, tego wła­śnie potrze­bo­wa­łam. Zrzu­ci­łam z sie­bie koszulkę i weszłam pod przy­jem­nie cie­pły stru­mień. Woda zalała naj­pierw moje włosy, a potem całe ciało aż do stóp. Zamru­cza­łam z przy­jem­no­ści. Wzię­łam z półki szam­pon i wma­so­wa­łam go deli­kat­nie w skórę głowy. Owo­cowy zapach wypeł­nił całą łazienkę. Piana spły­wała po moim ciele, obmy­wa­jąc je deli­kat­nie. Zauwa­ży­łam na ścia­nie panel, więc posta­no­wi­łam włą­czyć muzykę. Usły­sza­łam Aero­smith. Cie­kawe, kto się tutaj kąpał, słu­cha­jąc tego? Od razu przy­po­mnia­łam sobie wczo­raj­szy incy­dent. To było okropne. Śpie­wa­jąc sobie pod nosem Crazy, poczu­łam nagle czy­jeś dło­nie na swo­ich bio­drach. Pod­sko­czy­łam prze­stra­szona i odwró­ci­łam się szybko.

– Spo­koj­nie, to tylko ja – powie­dział Brayan, obej­mu­jąc mnie i napie­ra­jąc całym cia­łem.

– Pro­si­łam, żebyś tak nie robił – zwró­ci­łam mu uwagę, na­dal mia­łam dziwne odru­chy i lęki.

– Prze­pra­szam… – Uśmiech­nął się, przyj­mu­jąc nie­winny wyraz twa­rzy. Potem schy­lił się i zaczął cało­wać moją szyję.

Od razu prze­szył mnie dreszcz. Gdy Brayan muskał pal­cami moje pośladki, czu­łam, że cała płonę. Moje ciało aż bła­gało o porządny orgazm. Bez zasta­no­wie­nia chwy­ci­łam jego twar­dego penisa w dłoń i zaczę­łam maso­wać. Brayan jęczał gło­śno i wysu­wał bio­dra w moją stronę, pro­sząc o wię­cej.

– Tak mi tego bra­ko­wało… – szep­nę­łam.

Nagle Brayan odwró­cił mnie tak, żebym sta­nęła tyłem do niego, i zaczął się ocie­rać twar­dym człon­kiem o moje mokre pośladki.

– Mnie też, skar­bie. Nawet nie wiesz, jak bar­dzo! – zapew­nił.

Przy­gryzł mi pła­tek ucha i jedną dło­nią chwy­cił za pierś, drugą zszedł niżej – przez żebra, brzuch, aż do łech­taczki. Jęcza­łam gło­śno, poru­sza­jąc ryt­micz­nie bio­drami, pod­czas gdy Brayan maso­wał mnie pal­cami mocno i szybko.

– Aaaaaa! – krzyk­nę­łam, kiedy pierw­sza fala roz­ko­szy wstrzą­snęła moim cia­łem.

Brayan naparł na mnie od tyłu, trzy­ma­jąc za bio­dra, żebym nie upa­dła. Wiłam się, doma­ga­jąc się wię­cej. Odchy­li­łam się, by dło­nią chwy­cić mocno jego penisa.

– Meg! – wysy­czał Brayan przez zaci­śnięte zęby.

Roz­sta­wił mi sze­rzej nogi, a potem jed­nym ruchem wbił się we mnie, wypeł­nia­jąc i roz­cią­ga­jąc do gra­nic moż­li­wo­ści. Zamknę­łam oczy, jęcząc gło­śno. Brayan tym­cza­sem przy­su­nął mnie do kafel­ków tak, że doty­ka­łam pier­siami zim­nej gla­zury. Wbi­jał się we mnie i wycho­dził w sza­leń­czym ryt­mie. Trzy­mał mnie za nad­garstki, dążąc do upra­gnio­nego orga­zmu.

– Kocham cię – szep­nę­łam i odwró­ci­łam głowę, by namięt­nie go poca­ło­wać.

W tym momen­cie Brayan zaci­snął moc­niej dło­nie i cały znie­ru­cho­miał.

– Kurwa mać! – krzyk­nął, po czym eks­plo­do­wał we mnie. Jego gorąca sperma spły­wała mi po udach wraz z moimi sokami. – Wybacz, że tak szybko – powie­dział cicho i wysu­nął się ze mnie deli­kat­nie.

– Nic się nie stało – odpar­łam.

– Przy takich prze­rwach nie mogę nad tym zapa­no­wać – uspra­wie­dli­wiał się.

Po chwili oboje wyszli­śmy spod prysz­nica i owi­nę­li­śmy się bia­łymi mięk­kimi ręcz­ni­kami. Jeden zało­ży­łam na włosy, robiąc tur­ban. Czu­łam się zre­lak­so­wana i odprę­żona. Zado­wo­lona usia­dłam na środku łóżka i patrzy­łam, jak mój ado­nis prze­cha­dza się po sypialni w samym tylko ręcz­niku owi­nię­tym wokół bio­der. Mogła­bym patrzeć na niego godzi­nami. Za tydzień ten piękny męż­czy­zna miał zostać moim mężem. Byłam taka szczę­śliwa. To, co mia­łam oka­zję zoba­czyć poprzed­niego wie­czoru, uświa­do­miło mi wiele rze­czy. Poczu­łam wstręt do Ericka. Mówił mi kie­dyś o swo­ich upodo­ba­niach, ale ni­gdy się nad tym głę­biej nie zasta­na­wia­łam i w to nie wni­ka­łam. Wczo­raj­sze zda­rze­nie było dla mnie szo­kiem. Posta­no­wi­łam, że nie powiem o tym ani Bray­anowi, ani nikomu innemu. To sprawa Ericka, co robi, byle mnie w to nie wcią­gał. Mia­łam nadzieję, że Brayan nie będzie drą­żył tego tematu. Odru­chowo spoj­rza­łam na swoją dłoń, na któ­rej lśniły dwa pier­ścionki. Od razu prze­sta­łam myśleć o Ericku.

– Jest naprawdę piękny – powie­dzia­łam cicho, bawiąc się biżu­te­rią.

Brayan usiadł obok mnie i objął lekko.

– Podoba ci się? – zapy­tał.

– Jest ide­alny. Tak jak ty. – Spoj­rza­łam na niego i poca­ło­wa­łam go deli­kat­nie.

– Jesteś szczę­śliwa? – zapy­tał.

– Naj­szczę­śliw­sza, skar­bie. Dzięki tobie! – Wtu­li­łam się w jego ramiona.

– Mój fiut znowu jest gotowy – oświad­czył nagle Brayan.

– Ależ to było roman­tyczne – odpar­łam z sar­ka­zmem.

– Jestem wszech­stronny, Meg! – Mój przy­szły mąż uśmiech­nął się uwo­dzi­ciel­sko i po chwili zna­lazł się mię­dzy moimi udami, by wejść we mnie swoim ogrom­nym peni­sem.

Odchy­li­łam głowę i pod­da­łam mu się cał­ko­wi­cie. Jego poca­łunki i dotyk były dla mnie tak ważne. Czu­łam, że Brayan trak­tuje mnie wręcz naboż­nie, czci każdy skra­wek mojego ciała, ja jego zresztą też. Kocha­łam tego męż­czy­znę, chcia­łam z nim być. Na zawsze.

Wycho­dząc z sypialni na śnia­da­nie, usły­sza­łam gło­śne śmie­chy docho­dzące z salonu. Obu­dzi­li­śmy się z Bray­anem ponow­nie dopiero koło jede­na­stej. Nie mia­łam ochoty wycho­dzić z pokoju, bo nie chcia­łam spo­tkać Ericka, ale nie było wyj­ścia.

– Dzień dobry wszyst­kim! – powie­dział zado­wo­lony Brayan i podał dłoń Tomowi i Eric­kowi.

Obaj sie­dzieli przy kuchen­nej wyspie.

– No, stary, nie pamię­tam, jak wró­ci­łem do domu! – ode­zwał się Tom, popi­ja­jąc jakąś tajem­ni­czą mik­sturę, zapewne lekar­stwo na kaca.

Alex jesz­cze nie wstała. Erick zmie­rzył mnie nie­pew­nie wzro­kiem, ja się jed­nak nie odzy­wa­łam. Usia­dłam na stołku jak naj­da­lej od niego i nala­łam sobie soku do szklanki.

– Było naprawdę faj­nie. Dzięki, Ericku, że nas zapro­si­łeś – powie­dział Brayan, po czym spoj­rzał w jego stronę i uśmiech­nął się szcze­rze.

– Nie ma za co. Cie­szę się, że dobrze się bawi­li­ście – odpo­wie­dział Erick.

Zauwa­ży­łam, że był nieco zga­szony. Popi­jał kawę, co rzadko mu się zda­rzało.

– Wra­camy dziś do New Jer­sey? – zapy­ta­łam, ponie­waż przy­po­mniało mi się, że mam dziś umó­wione spo­tka­nie z kobietą, która zaj­mo­wała się kwia­tami na nasze wesele.

– Jeśli jest taka potrzeba, może­cie wró­cić. Ja zostaję, mam tu kilka spraw do zała­twie­nia przed śro­do­wym wylo­tem do Las Vegas – oznaj­mił Erick, uni­ka­jąc mojego wzroku.

– Ericku, mogę cię pro­sić na słowo? – zapy­ta­łam nie­pew­nie, przy­gry­za­jąc wargę. Tro­chę się dener­wo­wa­łam, choć tak naprawdę nie wie­dzia­łam dla­czego.

Erick spoj­rzał na mnie zasko­czony i od razu wstał.

– Tak, przejdźmy do gabi­netu – odpo­wie­dział sta­now­czo i poka­zał dło­nią, bym poszła przo­dem. Potem mnie wymi­nął, otwo­rzył drzwi i gestem zapro­sił do środka.

Zapach tego miej­sca, pach­ną­cego cytry­no­wym środ­kiem do pole­ro­wana mebli, zawsze dzia­łał na mnie kojąco.

– Usiądź, pro­szę. – Wska­zał mi krze­sło naprze­ciwko biurka, a sam usiadł w fotelu, oparł łok­cie o pod­ło­kiet­niki, palce zło­żył w pira­midkę i zaczął pocie­rać nimi brodę.

Waha­łam się chwilę, jak zacząć tę roz­mowę, nie było mi łatwo.

– No cóż… – wes­tchnę­łam gło­śno. Pró­bo­wa­łam ukryć uśmiech. Na­dal mnie bawiło wczo­raj­sze zaj­ście, choć to, co widzia­łam, było dość szo­ku­jące.

– Pozwól, że w pierw­szej kolej­no­ści szcze­rze cię prze­pro­szę, Megan. – Erick spoj­rzał na mnie bła­gal­nie.

– Ale za co ty mnie prze­pra­szasz, Ericku? – zapy­ta­łam.

– Za to, co widzia­łaś. To nie powinno się zda­rzyć. Jest mi naprawdę nie­zręcz­nie, że musia­łaś być świad­kiem tego…

– Per­wer­syj­nego i obrzy­dli­wego bzy­kanka? – dokoń­czy­łam.

– Rozu­miem, że możesz tak uwa­żać – szep­nął, prze­ły­ka­jąc ślinę.

– Nie chcę roz­ma­wiać o tym, co wczo­raj widzia­łam. Chcę, byś wie­dział, że nie mam do cie­bie żalu czy cze­goś w tym rodzaju. Jesteś doro­słym męż­czy­zną, to twoja sprawa, co, z kim i jak robisz – powie­działam cał­ko­wi­cie poważ­nie.

– Ni­gdy nie chcia­łem, byś zastała mnie w takiej sytu­acji.

– To ja powin­nam prze­pro­sić, bo weszłam nie­pro­szona. Puka­łam i woła­łam, ale nie sły­sza­łeś. Spo­dzie­wa­łam się, co mogę zoba­czyć, ale to prze­szło moje naj­śmiel­sze wyobra­że­nia… – Zasło­ni­łam usta, by ukryć uśmiech. Dla­czego mnie to tak bawiło?

– Nie musisz prze­pra­szać, to nie twoja wina. Tani­sha…

– Nie chcę o niej sły­szeć! – Nie prze­pa­da­łam za Ana­sta­zją, ale Tani­shy po pro­stu nie tra­wi­łam, zresztą od dawna. Już w Vegas wie­dzia­łam, co z niej za ziółko. – Pro­szę, byś nie prze­by­wał w jej towa­rzy­stwie przy Ada­mie!

– Rozu­miem – przy­znał skru­szony.

– Oba­wiam się, że wra­casz do swo­ich sta­rych nawy­ków. Nie podoba mi się to, Ericku. – Wsta­łam i obe­szłam biurko. Opar­łam się o komodę.

– Nie musisz się oba­wiać, nie wrócę do tego, co było, zanim cię pozna­łem.

– Nie mam na myśli wer­bo­wa­nia kobiet. Mar­twię się, że w ten spo­sób oszu­ku­jesz sam sie­bie, chcąc zapo­mnieć… o mnie. – Spoj­rza­łam na niego i zro­biło mi się go żal. Po czę­ści ja się do tego przy­czy­ni­łam. On mnie kochał, a teraz musiał znieść fakt, że wycho­dzę za mąż za innego męż­czy­znę i będę miała z nim dziecko. – Wie­dzia­łam, że jest ci ciężko, ale to, co robisz, to nie jest wyj­ście – doda­łam.

– Jesteś szczę­śliwa, to naj­waż­niej­sze. Ja sobie pora­dzę. Takich popa­prań­ców i sukin­sy­nów licho nie bie­rze. – Erick uśmiech­nął się iro­nicz­nie.

– Nie mów tak! Nie jesteś ani popa­prań­cem, ani sukin­sy­nem! – pró­bo­wa­łam go uspo­koić.

– Ale wła­śnie tak o mnie wczo­raj pomy­śla­łaś, gdy mnie zoba­czy­łaś… – Wstał i spoj­rzał na mnie uważ­nie.

– Wcale nie. – Spu­ści­łam wzrok. Skąd on o tym wie­dział?

– Oboje wiemy, że tak. – Ujął moją brodę i zmu­sił mnie, bym na niego spoj­rzała. – Wie­dzia­łaś, że jestem popa­prany, a wczo­raj prze­ko­na­łaś się, jak bar­dzo. Jestem pewien, że brzy­dzisz się teraz mojej obec­no­ści, myślisz, że ocze­ki­wał­bym tego od cie­bie, gdy­by­śmy na­dal byli razem, i cie­szysz się, że nie musia­łaś tego robić – powie­dział, patrząc mi pro­sto w oczy.

Otwo­rzy­łam usta ze zdzi­wie­nia. Cho­lera! Skąd on o tym wszyst­kim wie­dział? Aż tak dobrze mnie znał? To nie­po­ko­jące!

– To prawda. – Ucie­kłam wzro­kiem. – Nie będę kła­mać… Znie­chę­ciło mnie to i dzię­kuję, że ni­gdy mnie o to nie pro­si­łeś – odpar­łam i odsu­nę­łam się, nie mogąc znieść jego bli­sko­ści.

– Nie zro­bił­bym tego. – Erick znowu do mnie pod­szedł i musia­łam się zmu­sić, by nie uciec z gabi­netu. – Znam cię jak nikt inny.

– Wła­śnie dla­tego dobrze się stało, że nie jeste­śmy razem – szep­nę­łam.

– Uwa­żasz, że nie speł­nia­łaś moich ocze­ki­wań w łóżku? – zapy­tał szcze­rze.

– Nie wiem. – Wzru­szy­łam ramio­nami. – I już nie chcę wie­dzieć, Ericku.

– Byłaś całym moim świa­tem, iskierką w ciem­nym tunelu. Seks z tobą jest… był dla mnie zupeł­nie inny. Nie potrze­bo­wa­łem tego wszyst­kiego, zaba­wek, udziw­nień… Wystar­cza­łaś mi tylko ty.

– Ericku, pro­szę! Nie chcę tego słu­chać – szep­nę­łam bła­gal­nym tonem. Ta roz­mowa zaczy­nała mnie męczyć.

– Nie musisz… ale chcę, byś wie­działa, że przy tobie nie byłem taki. I broń Boże nie myśl, że mi tego bra­ko­wało. Wszystko, czego pra­gnę, to ty… Nic wię­cej. Sta­ram się nie zwa­rio­wać, ale nie jest mi łatwo.

Nagle zro­biło mi się go żal. Przy­po­mnia­łam sobie, że jego ojciec popeł­nił samo­bój­stwo, nie chcia­łam, by Erick zro­bił to samo.

– Może powi­nie­neś pójść na tera­pię? – zapy­ta­łam cicho.

Nie mia­łam poję­cia, jak zare­aguje. Ku mojemu zasko­cze­niu zaczął się gło­śno śmiać.

– Jesz­cze nie zwa­rio­wa­łem, Meg, nie wysy­łaj mnie do psy­chia­try – odpo­wie­dział.

– Nie o tym mówię. Nie znam się na tym, ale chyba masz pro­blem. Wybie­rasz przy­pad­kowe part­nerki, z któ­rymi nie potra­fisz zwią­zać się emo­cjo­nal­nie, to nie­zdrowe i destruk­cyjne.

– Nie chcę się z nikim wią­zać, nie potrze­buję i nie potra­fię.

– Tak nie można! Krzyw­dzisz samego sie­bie, mam w dupie te wszyst­kie laski, które prze­cho­dzą przez twoje łóżko, cho­dzi mi o cie­bie… – Pode­szłam do niego i poło­ży­łam dło­nie na jego ramio­nach. Od razu poczu­łam, jak się napina. – Mamy syna, musisz być silny dla niego. Chyba nie chcesz, by oglą­dał ojca w takim sta­nie? Teraz jest mały, ale nie­długo zacznie rozu­mieć pewne rze­czy.

– Wiem, że masz rację… Posta­ram się, byś nie musiała na to patrzeć. Nie­długo się wypro­wa­dza­cie, tak jak obie­ca­łem, nie będę spro­wa­dzał kobiet, gdy będzie ze mną Adam, ale pro­szę, żebyś się nie wtrą­cała, gdy będę sam. To mój wybór, mój cyrk, moje zabawki – odpo­wie­dział i zsu­nął moje dło­nie ze swo­ich ramion. Widzia­łam, że był wzbu­rzony. – A teraz wyjdź, pro­szę, bo zaraz prze­stanę nad sobą pano­wać.

Te ostat­nie słowa mnie prze­ra­ziły.

– Rozu­miem. – Spu­ści­łam wzrok i wyszłam szybko, nie oglą­da­jąc się za sie­bie. Serce mi waliło jak sza­lone.

Rany! Nasze roz­mowy zawsze były takie wyczer­pu­jące, pełne napię­cia. Poszłam do łazienki na końcu kory­ta­rza, by obmyć twarz wodą. Mia­łam zaró­żo­wione policzki i przy­śpie­szony oddech. Sły­sza­łam, jak Erick wyszedł z gabi­netu i poszedł do kuchni. Sły­sza­łam głosy chło­pa­ków, była tam z nimi Alex.

Minęła dłuż­sza chwila, zanim się uspo­ko­iłam, popra­wi­łam włosy i dołą­czy­łam do nich.

– Jest coś dla mnie? – zapy­ta­łam, usi­łu­jąc zacho­wać spo­kój.

– Jasne, skar­bie, co tylko chcesz. Jajecz­nica, omlety, płatki, mleko, owoce – wymie­niał Brayan z pełną buzią.

– Umie­ram z głodu! – Przy­sia­dłam się do nich i pod­nio­słam pokrywkę z tacy. Zde­cy­do­wa­łam się na jajecz­nicę i świeże pie­czywo oraz świeży sok owo­cowy.

Erick sie­dział naprze­ciwko mnie, tym razem był opa­no­wany.

– Może pole­ci­cie z nami do Las Vegas? – zapy­tał Brayan, gdy sprzą­ta­ły­śmy z Alex po śnia­da­niu.

– Nie, to bez sensu. Co to za wie­czór kawa­ler­ski z dziew­czy­nami? – odpar­łam. Nie spodo­bał mi się ten pomysł, naprawdę marzy­łam o spo­koj­nym wie­czo­rze z przy­ja­ciół­kami bez żad­nych roz­ry­wek.

– Możemy spę­dzić wie­czór oddziel­nie, a potem spo­tkać się wszy­scy razem o kon­kret­nej godzi­nie – wtrą­cił Tom.

Chyba roz­ma­wiali o tym, gdy mnie nie było.

– Naprawdę nie mam ochoty. – Spoj­rza­łam na nich bła­gal­nie.

– Daj­cie spo­kój, skoro nie chce, to nie ma co jej zmu­szać – inter­we­nio­wał Erick i uśmiech­nął się do mnie nie­znacz­nie.

– Dzięki – zwró­ci­łam się do niego. Chyba tylko on zda­wał sobie sprawę, że Las Vegas nie koja­rzy mi się dobrze.

Przez resztę poranka chło­paki oma­wiały swój wyjazd. Byłam prze­ko­nana, że mimo mojego wyraź­nego sprze­ciwu Tom zała­twi dla Bray­ana strip­ti­zerkę. No cóż, to taki zwy­czaj na wie­czo­rach kawa­ler­skich, szcze­gól­nie w Las Vegas. Liczy­łam tylko na ich zdrowy roz­są­dek, żar­to­bli­wie przy­po­mnia­łam im Kac Vegas i powie­dzia­łam, że to może się wyda­rzyć naprawdę. Nie chcia­łam wyjść na zazdro­śnicę, więc nic wię­cej nie mówi­łam. Alex po raz kolejny oglą­dała mój pier­ścio­nek i dała Tomowi do zro­zu­mie­nia, że też by taki chciała.

– Jest naprawdę ładny – powie­dział Erick, spo­glą­da­jąc na moją dłoń.

– Wystar­cza­jąco drogi, by z niego nie kpić – przy­po­mnia­łam mu jego nie­dawne słowa.

– Bez prze­sady, nie wygląda na aż taki drogi – dro­czył się. – Naprawdę nie chcesz jechać do Vegas? Mogłoby być faj­nie – zapy­tał cicho, gdy Brayan, Tom i Alex wyszli na taras podzi­wiać widoki.

– Nie mam naj­mil­szych wspo­mnień zwią­za­nych z tam­tym miej­scem. W dodatku zaczę­łam mieć poranne mdło­ści, więc nie wiem, jak będę się czuła – odpo­wie­dzia­łam, zresztą zgod­nie z prawdą.

– Zatrzy­mamy się w innym hotelu, zare­zer­wo­wa­łem już dwa apar­ta­menty… na wszelki wypa­dek – poin­for­mo­wał mnie.

Domy­śla­łam się, że to zapla­no­wał.

– Musia­ła­bym zapy­tać leka­rza, czy mogę lecieć, to dopiero siódmy tydzień. – Poło­ży­łam dłoń na brzu­chu.

– To zapy­taj, może nie będzie miał nic prze­ciwko. – Erick spoj­rzał na mój brzuch i wie­dzia­łam, że też chce go dotknąć.

– Jesz­cze nic nie czuć. – Uśmiech­nę­łam się i uję­łam jego dłoń, by przy­ło­żyć ją do swo­jego brzu­cha.

– Czę­sto myślę o tym, jak dowie­dzia­łem się, że jesteś w ciąży. Myśla­łem, że to jakiś głupi żart… – Wyraz jego twa­rzy się zmie­nił, Erick posmut­niał i spo­waż­niał.

– Wiem, prze­pra­szam cię za to po raz kolejny. Głu­potą było ukry­wa­nie tego wszyst­kiego – przy­zna­łam, zasła­nia­jąc dłońmi oczy. – Ale bałam się, tak bar­dzo się bałam…

– Nie prze­pra­szaj, Meg. Teraz to już nie­ważne. – Chwy­cił moją dłoń. – O któ­rej chce­cie wra­cać? – zmie­nił temat.

– Mnie to obo­jętne. – Wzru­szy­łam ramio­nami. – A ty naprawdę tu zosta­jesz?

– Tak. – Spoj­rzał na mnie nie­pew­nie. – Muszę popra­co­wać przed wyjaz­dem. Nawet mega­lo­mań­scy pre­zesi cza­sami to robią – pró­bo­wał zażar­to­wać.

– Myśla­łam, że ty nic nie musisz.

– To fakt. Nie muszę, ale chcę, żeby zapew­nić naszemu synowi godną przy­szłość. Pie­nią­dze się do tego cza­sami przy­dają – dodał z iro­nią.

Erick był dziś jakiś dziwny. Nasza poranna roz­mowa chyba mu pomo­gła, jed­nak widzia­łam, że na­dal coś go gry­zie. Nie zamie­rza­łam jed­nak go o nic pytać.

Nie­ba­wem wró­cił do nas Brayan.

– Alex i Tom chcą coś zwie­dzić – oznaj­mił, prze­wra­ca­jąc oczami.

– Wola­ła­bym wró­cić do domu. Chyba nie mam siły na włó­cze­nie się po Nowym Jorku – odpo­wie­dzia­łam szcze­rze.

– Jeśli mogę coś pod­po­wie­dzieć… – wtrą­cił Erick.

– Wła­śnie o to chcia­łem cię pro­sić. Dzięki, stary. – W geście soli­dar­no­ści Brayan pokle­pał Ericka po ramie­niu.

– Pamię­tasz, że dziś spro­wa­dzamy twój samo­chód i motor? – zapy­tał Erick, a ja spoj­rza­łam na niego zasko­czona.

– Jak to? – Unio­słam brew. Dla­czego ja zawsze dowia­duję się o wszyst­kim ostat­nia?

– Zapo­mnia­łem ci powie­dzieć, Meg – odpo­wie­dział Brayan jak gdyby ni­gdy nic.

– No cóż… – Prze­wró­ci­łam oczami i zro­bi­łam nabur­mu­szoną minę. – I co z moim moto­rem? – zapy­ta­łam zła na nich.

– Prze­cież nie będziesz teraz jeź­dzić. – Brayan spoj­rzał na mnie, nie zro­zu­miał pyta­nia.

– Ni­gdy nie będzie jeź­dzić – wtrą­cił Erick i rzu­cił mi gniewne spoj­rze­nie.

– Dobra, nie­ważne. Skoro oni zostają, możemy już jechać – oświad­czy­łam i wsta­łam od stołu.

– Jasne, tylko nie mamy czym – odpo­wie­dział Brayan i uśmiech­nął się zło­śli­wie.

– Weź­cie moje bmw, wie­czo­rem przy­wiozą do New Jer­sey motor i wasze auto.

– Dzięki, Ericku. – Dotknę­łam jego dłoni. – Za wszystko – doda­łam i uśmiech­nę­łam się deli­kat­nie.

Chcia­łam, by wie­dział, że nie gnie­wam się na niego za to, co wczo­raj widzia­łam. To jego sprawa, nic mi do tego. Poszłam do sypialni po swoje rze­czy. Przy oka­zji zadzwo­ni­łam do rodzi­ców. Byli bar­dzo pod­eks­cy­to­wani ślu­bem. Nagle przy­po­mnia­łam sobie, że nie mogę lecieć do Las Vegas. We czwar­tek mieli przy­le­cieć nasi goście z Lon­dynu, rodzice Bray­ana, jego rodzeń­stwo, Hooko­wie i jesz­cze kilka osób. Nie mogłam tak ich zosta­wić i zwa­lić na głowę rodzi­com. Jeśli dziew­czyny będą chciały lecieć, nie mia­łam nic prze­ciwko temu. Ja chęt­nie zostanę w domu i posta­ram się jakoś odpo­cząć mimo najazdu gości. O mało nie wyga­da­łam się o ciąży, na szczę­ście tata się nie zorien­to­wał, a ja szybko zmie­ni­łam temat.

Zaj­rzał do mnie Brayan.

– Gotowa jesteś? – spy­tał.

Był w dosko­na­łym humo­rze i świet­nie wyglą­dał. Miał na sobie dżinsy do kolan i błę­kitną koszulkę z krót­kim ręka­wem. Kolor ubra­nia ide­al­nie pod­kre­ślała barwę jego oczu. Rany! Ten piękny facet miał zostać moim mężem.

– Zawsze, skar­bie – odpo­wie­dzia­łam, obli­zu­jąc kusząco usta. Wła­śnie nabra­łam na niego ochoty.

Brayan spoj­rzał na mnie, zmru­żył oczy i pod­szedł do mnie powoli.

– Taka nie­na­sy­cona jesteś? – zapy­tał, obej­mu­jąc mnie.

– Na pana, panie Green, zawsze mam ochotę – odpo­wie­dzia­łam, trze­po­cząc słodko rzę­sami.

– Och, Meg – wymru­czał, a jego usta momen­tal­nie odna­la­zły moje.

Cało­wał mnie namięt­nie, żar­li­wie i tak, że bra­ko­wało mi tchu. Jęk­nę­łam cichutko, gdy prze­chy­lił mnie tak, bym uło­żyła się na ple­cach.

– Jesteś taka piękna… – wyszep­tał, cału­jąc moją szyję i dekolt.

Mia­łam na sobie sukienkę na cien­kich ramiącz­kach w butel­ko­wym kolo­rze, która ład­nie pod­kre­ślała mi biust i bio­dra. Brayan szybko jed­nak zdjął ją ze mnie. Łako­mie wpa­tru­jąc się we mnie, leżącą w samej bie­liź­nie na środku łóżka, zdjął koszulkę i zsu­nął dżinsy razem z bok­ser­kami. Jego penis był taki duży i jak zawsze gotowy. Uśmiech­nę­łam się pożą­dli­wie. Pra­gnę­łam go poczuć w sobie jak naj­szyb­ciej. Przy­gry­złam wargę i poka­za­łam mu pal­cem, by we mnie wszedł. Nie musia­łam długo cze­kać, dosłow­nie sekundę póź­niej był już mię­dzy moimi udami, roz­su­wa­jąc je sze­roko. Jęcza­łam i odchy­li­łam głowę, gdy cało­wał mnie po brzu­chu i przez figi. Moje ciało od razu zare­ago­wało, wypchnę­łam bio­dra, bro­dawki stward­niały mi momen­tal­nie, a w dole brzu­cha poczu­łam to cudowne pul­so­wa­nie. Brayan zsu­nął mi majtki, odrzu­cił je na bok i zato­pił we mnie swoje cudow­nie namiętne, nie­na­sy­cone usta.

– Aaa! – krzy­cza­łam, zasko­czona inten­syw­no­ścią dozna­nia.

Zaci­snę­łam pię­ści na pościeli i cał­ko­wi­cie odle­cia­łam. Wiłam się pod nim, a on pie­ścił mnie nie­śpiesz­nie, namięt­nie. Cho­lera, naprawdę był w tym dobry, ni­gdy mi się to nie znu­dzi. Dosko­nale wie­dział, co potrafi zro­bić tym swoim języcz­kiem. Dosko­nale wie­dział, jak to na mnie działa. Zata­cza­jąc kółeczka wokół mojej łech­taczki, deli­kat­nie wsu­nął we mnie jeden palec. Krzyk­nę­łam.

– Tak, maleńka, dojdź dla mnie! – powie­dział Brayan i zaczął mnie pie­ścić moc­niej.

Gdy wsu­nął we mnie drugi palec, nie wytrzy­ma­łam i eks­plo­do­wa­łam.

– Aaa! – krzyk­nę­łam, gdy wyjął ze mnie palce, a poca­łun­kami wędro­wał od łona aż do moich ust.

– Teraz doj­dziemy razem – szep­nął i przy­gryzł mi deli­kat­nie ucho.

Obję­łam go mocno i przy­su­nę­łam bli­sko sie­bie. Brayan uło­żył się mię­dzy moimi udami i wszedł we mnie powoli.

– Och, skar­bie – jęk­nął, gdy był już we mnie cały.

Czu­łam to cudowne wypeł­nie­nie, któ­rego ni­gdy nie mia­łam dość.

– Szyb­ciej! – szep­nę­łam i obję­łam jego bio­dra nogami, doma­ga­jąc się, by wszedł jesz­cze głę­biej.

Nasze ciała zgrały się, poru­sza­li­śmy się w tym samym sza­leń­czym tem­pie. Krzy­cza­łam, czu­jąc nad­cho­dzącą falę, która za chwilę miała spra­wić, że ponow­nie roz­padnę się na malut­kie kawa­łeczki.

– Tak, maleńka, tak! – krzy­czał mój kocha­nek i jesz­cze bar­dziej przy­śpie­szył. Chwy­cił mnie za nad­garstki i uniósł je nad głowę, cału­jąc sza­leń­czo moje piersi.

Gdy poczu­łam, że zaraz wybuchnę, usły­sza­łam, jak ktoś otwiera drzwi.

– Samo­chód już… – Usły­sze­li­śmy głos Ericka.

– O rany! – zapisz­cza­łam.

Brayan pośpiesz­nie zszedł ze mnie i wło­żył spodenki, ja okry­łam się pościelą. „Teraz on mnie nakrył” – pomy­śla­łam.

– Prze­pra­szam, nie chcia­łem prze­szka­dzać – powie­dział Erick. – Chcia­łem tylko powie­dzieć, że samo­chód czeka. – Widzia­łam, że obaj wymie­nili mię­dzy sobą poro­zu­mie­waw­cze spoj­rze­nia.

– Erick, wyjdź stąd! – wrza­snę­łam.

Brayan zaczął się śmiać, mnie raczej nie było do śmie­chu.

– Prze­pra­szam… – rzu­cił Erick i wyszedł z pokoju.

Brayan poło­żył się na łóżku i zaśmie­wał w głos.

– A cie­bie co tak bawi? – Spoj­rza­łam na niego gniew­nie i trą­ci­łam go w ramię.

– Nic takiego, skar­bie. – Zer­k­nął na mnie łagod­nie i poca­ło­wał w dłoń. – Dokoń­czymy na spo­koj­nie w domu – dodał i szybko wstał z łóżka, wycią­ga­jąc do mnie rękę i poma­ga­jąc mi wstać.

– Mam twarz jak burak? – zapy­ta­łam, doty­ka­jąc swo­ich policz­ków.

– Masz śliczną twarz, Meg, nawet kiedy się czer­wie­nisz. – Cmok­nął mnie w poli­czek, cał­kiem nagą przy­cią­gnął do sie­bie, a potem poca­ło­wał mnie w czoło. – Ubierz się i jedziemy. – Klep­nął mnie lekko w pośla­dek i podał mi sukienkę.

Wło­ży­łam bie­li­znę i wygła­dzi­łam mate­riał na bio­drach. Potem poszłam do łazienki, by dopro­wa­dzić do porządku nie­sforne włosy, zwią­za­łam je w koń­ski ogon. Nagle uzmy­sło­wi­łam sobie, że nie umó­wi­łam fry­zjerki i maki­ja­żystki. Za tydzień miał się odbyć ślub. O cho­lera! Będę musiała zadzwo­nić do kole­żanki Kim, która malo­wała nas obie na jej ślub. Może znaj­dzie chwilę. Oby! W prze­ciw­nym razie nie bar­dzo wie­dzia­łam, co zro­bię. We wto­rek cze­kała mnie osta­teczna przy­miarka sukni. Brayan miał mnie zoba­czyć dopiero w dniu ślubu. Mia­łam nadzieję, że suk­nia mu się spodoba, ja się sobie w niej podo­ba­łam. Była pro­sta, zara­zem sek­sowna i gustowna. Pod­kre­ślała to, co mia­łam naj­lep­szego, czyli biust i bio­dra. Moja skóra miała brzo­skwi­niowy odcień, więc odkryte plecy ład­nie się pre­zen­to­wały. Poza tym bli­zny już znik­nęły, zostało kilka śla­dów na brzu­chu, ale tych aku­rat nie będzie widać. Zasta­na­wia­łam się, kiedy powie­dzieć rodzi­com o ciąży. Bałam się ich reak­cji, z dru­giej strony byłam prze­cież doro­sła. Mama się pew­nie ucie­szy, ale tata być może nie będzie szczę­śliwy. Wie­dział, że dużo prze­szli­śmy i że jest mi ciężko. Na pewno mi pomoże. Wie­rzy­łam, że po ślu­bie wszystko się usta­bi­li­zuje. Wypro­wa­dzimy się od Ericka i zaczniemy nowe i, co naj­waż­niej­sze, spo­kojne życie. A spo­kojne wcale nie ozna­cza nudne, z Bray­anem nie można się nudzić. Był taki cudowny. Dobrze, że Pola i Vin­cent będą na ślu­bie, to świad­czy o tym, że ich sto­sunki ule­gły zde­cy­do­wa­nej popra­wie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki