Most - tajna operacja przerzutu żydów - Dariusz Wilczak - ebook

Most - tajna operacja przerzutu żydów ebook

Dariusz Wilczak

3,3

Opis

Prawie 100 000 Żydów przerzuconych na trasie Moskwa – Warszawa – Izrael w latach 1990 – 1992. Dyplomatyczne negocjacje pomiędzy USA, ZSRR, Izraelem i Polską. Tajna akcja komandosów przyszłego GROM-u. Operacja współfinansowana przez firmę Art-B: Bogusława Bagsika i Andrzeja Gąsiorowskiego. Losy sowieckich Żydów w „ziemi obiecanej”. Po raz pierwszy w Polsce ujawniamy genezę, kulisy i przebieg tej fascynującej historii.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 223

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (9 ocen)
1
3
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Projekt okładki i stron tytułowychRadosław Krawczyk

Redaktor prowadzącyBartłomiej Zborski

Redakcja i korektaEwa Popielarz

Skład i łamanieTEKST Projekt, Łódź

Copyright © by Dariusz WilczakCopyright © by Fronda PL, Sp. z o.o. All rights reserved.

ISBN 978-83-64095-49-8

WydawcaFronda PL, Sp. z o.o.ul. Łopuszańska 3202-220 WarszawaTel. 22 836 54 44, 877 37 35Faks 22 877 37 34

e-mail: www.wydawnictwofronda.plwww.facebook.com/FrondaWydawnictwo

Wstęp

Alija to słowo, którego nie da się przetłumaczyć. Nie wystarczy powiedzieć: „wznosić się”, „wejść”, „iść ku górze”. Nawet „chwalić” i „wysławiać” to za mało, bo wtedy tłumaczymy zwykły czasownik ala, który po hebrajsku oznacza bardzo zwykłe czynności. A chodzi o coś więcej, dużo więcej.

Mimo wszystko alija jest na pewno słowem, które można zrozumieć. Nawet jeśli się nie jest Żydem. Pod warunkiem, że się chce zrozumieć.

Alija to ruch. Ale nie taki, że się wstaje, się idzie, się wchodzi po schodach lub, weźmy na to, zapala się świece. Takie rozumienie może się okazać banalne. Alija jest też nie tylko wtedy, kiedy ma się zaszczyt podejścia do bimy w synagodze, gdy czytana jest Tora, i wygłoszenia dwóch błogosławieństw. „Dostać aliję” to być wezwanym do wygłoszenia tych błogosławieństw.

Najbardziej ze wszystkiego alija jest chyba pokonywaniem drogi. To może być droga z punktu A do punktu B albo symboliczna, duchowa droga, jaką się przeszło w procesie samodoskonalenia. Bardzo często jednej towarzyszy druga. Tak było w przypadku wyjścia z Egiptu. Trwający kilkadziesiąt lat exodus nie polegał jedynie na zmianie miejsca zamieszkania. To była najważniejsza droga, jaką kiedykolwiek pokonał człowiek. Późniejsza ucieczka z Babilonu to, wobec biblijnego exodusu, tylko przechadzka. Obie drogi to alije. Ku najważniejszemu, z punktu widzenia religii i tradycji, miejscu – do Erec Israel, Ziemi Izraela.

Niby modlić się można wszędzie i wszędzie żyć, ale każdy Żyd wie, że wszystko, co najlepsze, jest w Izraelu. Tam jest najważniejsza świątynia, dziś tylko jej fragmenty, najważniejsze miasto – Jerozolima, z którym nie może się równać żadne inne miasto świata. Tam, w Izraelu, jest też najczystsze morze, najpiękniejsza plaża, najładniejsza góra zimą pokryta śniegiem i najgłębsze zapadlisko świata wypełnione bardzo słoną wodą. Są jeszcze najlepsza na świecie armia, najlepszy wywiad, najnowocześniejsze rakiety do zabijania i najlepsze systemy obrony przed zabijaniem. W ogóle wszystko jest „naj”. Nawet historia ludu Izraela jest najbardziej bolesna ze wszystkich historii. Każdemu dziecku w Erec Israel są wbijane te prawdy do głowy.

Dlatego Żyd ma obowiązek zamieszkać w Erec Israel. Obowiązek wynika z Tory, Talmudu i mądrości rabinów. Obojętnie, w jakiej stronie świata przyszło mu żyć, powinien za wszelką cenę zmierzać do Ziemi Obiecanej. Ten, kto tu przybywa, by żyć, jest ole – wstępującym, pielgrzymem, w potocznym rozumieniu – imigrantem godnym najwyższej pochwały. Nie daj Boże, ktoś rusza w podróż w drugą stronę, z Izraela – w świat. On się nazywa jared – zstępujący, spadający, także w duchowym sensie. Tradycja nie ma zrozumienia dla jared. Bo nie można zrozumieć zamiany najlepszego miejsca do życia dla Żyda na gorsze miejsce. Jak głosi nauka – lepiej być wśród niewiernych w Jerozolimie niż wśród bogobojnych z dala od Erec Israel.

Tych pierwszych – Żydów w Izraelu – jest pięć i pół miliona, tych drugich – żyjących w diasporze – prawie osiem milionów. A jeszcze w połowie XIX wieku Palestynę zamieszkiwało jedynie siedemnaście tysięcy potomków Abrahama. Do końca wieku z różnych stron świata przyjechało kolejnych kilkanaście tysięcy. W 1914 roku doliczono się już prawie stu tysięcy Żydów, głównie tych, którzy przyjechali z carskiej Rosji i z polskiej Galicji. W dwudziestoleciu międzywojennym wielkiej aliji dokonali Żydzi z Polski i z Niemiec, jeszcze większa ruszyła w 1948 roku (w tym roku założono państwo Izrael), a największa – czterdzieści dwa lata później.

Zaczęło się od krótkiego tekstu w „Yedioth Ahronoth”, izraelskiej gazecie. W kwietniu 1988 roku kilkunastu amerykańskich biznesmenów pojechało do Moskwy. Rozmawiali z przedstawicielami radzieckiego rządu, z dyrektorami największych zakładów pracy, na koniec zostali przyjęci przez Michaiła Gorbaczowa. Edmund Hammer, amerykański przedsiębiorca pochodzenia żydowskiego, pytany przez znanego izraelskiego dziennikarza Severa Plockera o wrażenia z pobytu w Moskwie, mówił: „Zjedliśmy w tym tygodniu kolację z sekretarzem generalnym, panem Gorbaczowem. Spytałem tego wielkiego, radzieckiego lidera: towarzyszu Gorbaczow, dlaczego nie pozwalacie na swobodne wyjście Żydów z waszego kraju do Izraela. Gorbaczow odpowiedział: ma pan rację, panie Hammer, obiecuję, że w krótkim czasie stworzymy warunki, by każdy Żyd, który sobie tego zażyczy, mógł opuścić Związek Radziecki i udać się do Izraela”.

Dwa lata później boeing 747 izraelskich linii lotniczych El Al wylądował na warszawskim Okęciu. Po godzinie wystartował do Tel Awiwu, zabierając trzystuosobową grupę żydowskich repatriantów ze Związku Radzieckiego. W ten sposób rozpoczęła się Operacja „Most”. Operacja bez precedensu w historii państw i w historii służb specjalnych. Do połowy 1992 roku mostem powietrznym ze stolicy Polski do stolicy Izraela przerzucono prawie sto tysięcy ludzi. Alija trwała wcześniej, trwała także później – samoloty z repatriantami już pod koniec 1989 roku latały przez Wiedeń i przez Budapeszt. Ale ani wcześniej, ani później tak wielu Żydów, w tak krótkim czasie, jak wtedy przez Polskę, w zorganizowanych grupach nie wróciło do Ziemi Obiecanej.

W Operacji „Most” brały udział polskie i izraelskie służby specjalne. Z polskiej strony wywiad, kontrwywiad Urzędu Ochrony Państwa i policyjni komandosi, a specjalnie powołana wtedy struktura organizacyjna została nazwana Grupą Realizacyjną Operacji Most (skrót tej nazwy wyjaśnia nazwę powstającej także wtedy jednostki specjalnej GROM). Ze strony izraelskiej w Operację zaangażowane były Mosad, Szin Bet i Sayeret Matkal.

Może zaskakiwać to, jak niewiele do tej pory powiedziano o Operacji. Zarówno w Polsce, jak i w Izraelu. Z wyjątkiem lakonicznych informacji o tym, że Operacja miała miejsce, do opinii publicznej nie przedostały się żadne szczegóły. Skrywane w pamięci uczestników tamtych zdarzeń i w archiwach Sochnutu – izraelskiej organizacji zajmującej się imigrantami – zaczynają być wreszcie, po latach, ujawniane.

Operacja „Most” była jednocześnie, i tak trzeba na nią patrzeć, częścią wielkiej aliji, która zaczęła się pod koniec lat 80. ubiegłego wieku i trwała kilkanaście lat. W tym czasie ze Związku Radzieckiego, a potem z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Kazachstanu, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanu, Mołdawii i z państw bałtyckich wjechało do Izraela ponad milion nowych obywateli. Dziś nikogo już w Izraelu nie dziwią rosyjskie dzielnice miast, szkoły z rosyjskim jako językiem wykładowym, rosyjskojęzyczne gazety, czasopisma, rosyjskie stacje telewizyjne i radiowe, partie założone i kierowane przez imigrantów z dawnego ZSRR, a nawet obecność Putina raz na jakiś czas odwiedzającego Izrael i traktującego ten gorący skrawek ziemi jak przypadkową kolonię Imperium Rosyjskiego. Język rosyjski słychać na ulicy, w sklepach, nawet w parlamencie Izraela. Nie dziwią młodzi policjanci patrolujący ulice Jerozolimy i rozmawiający między sobą po rosyjsku ani żołnierze, dla których hebrajski i rosyjski to języki własne. Emigranci zmieniają oblicze Izraela. Jego kulturę, obyczaje, tradycje, czyniąc z Ziemi Obiecanej coraz bardziej eklektyczne i niepowtarzalne miejsce na mapie świata.

O tamtej wielkiej aliji i jej najważniejszej części – Operacji „Most” – rozmawiałem z wieloma osobami i w Polsce, i w Izraelu. Wszystkim im dziękuję za pomoc i przekazane informacje. Szczególnie dziękuję Michałowi Sobelmanowi – rzecznikowi Ambasady Izraela w Warszawie; byłym dyplomatom izraelskim: Reuvenowi Sharonowi i Ami Mehlowi; Mosze Arensowi – na przełomie lat 80. i 90. ministrowi obrony i ministrowi spraw zagranicznych Izraela; Eli Sidi – Polce, obywatelce Izraela, mieszkającej w Tel Awiwie od 1990 roku; Andrzejowi Gąsiorowskiemu i Bogusławowi Bagsikowi – ćwierć wieku temu właścicielom Art-B. Dziękuję też generałowi Henrykowi Jasikowi, generałowi Gromosławowi Czempińskiemu i Jerzemu Dziewulskiemu, który kierował Grupą Realizacyjną Operacji. Przede wszystkim jednak dziękuję samym emigrantom żydowskim mieszkającym w Izraelu, którzy zgodzili się opowiedzieć o wędrówce przez Polskę do nowego kraju. I o swoich losach w Izraelu.