Mój kumpel jest dziewczyną - Weronika Ancerowicz - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Mój kumpel jest dziewczyną ebook i audiobook

Ancerowicz Weronika

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

60 osób interesuje się tą książką

Opis

Autorka bestsellerowej serii „Westwood Academy”! 

Dojrzewanie to zdecydowanie jeden z najgorszych okresów w życiu. Zmienia się wtedy całe ciało człowieka oraz jego spojrzenie na wiele spraw. Sky Johnson jednak ma pewną teorię: uważa, że dojrzewanie jest mitem, a tak naprawdę za wszystko odpowiedzialni są kosmici. Przylatują, zabierają niewinnego dzieciaka, na swoim statku robią mu pranie mózgu i przeprowadzają eksperymenty na jego organizmie, a na końcu całkowicie zmienionego odstawiają na Ziemię. 

A przynajmniej jej zdaniem tak było z nią. Bo jak wytłumaczyć fakt, że jednego dnia Gabriel Trade jest jej najlepszym przyjacielem, z którym wiecznie się przekomarza, a drugiego Sky ma ochotę go pocałować? 

Po trzech latach ukrywania swoich uczuć postanawia wyjechać z miasta i na czas nieobecności urwać kontakt z Gabrielem, który widzi w niej tylko kumpla. Jednak ten wyjazd zmienia ją bardziej, niż sądziła. Z chłopczycy staje się świadomą swoich atutów dziewczyną, a zakazane uczucia do Gabriela chowa najgłębiej, jak potrafi.

Wydawać by się mogło, że teraz już nic nie zdoła zniszczyć ich przyjaźni. Zapewne byłoby tak, gdyby Gabriel nie zaczął patrzeć na nią jakoś inaczej. Nie jak na kumpla, ale jak na… dziewczynę.

 

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej trzynastego roku życia.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                            Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 463

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 35 min

Lektor: Monika Chrzanowska

Oceny
4,4 (2059 ocen)
1219
498
234
81
27
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
radras

Nie polecam

Jack być „inną, niż wszystkie” poradnik
227
xArlie

Nie polecam

Przeczytanie tej książki odjęło mi iq
2410
Muszkaxx

Nie polecam

• Mój kumpel jest dziewczyną • • Kumpel, to historia, którą miałam okazję przeczytać na wattpadzie. Tam uważałam tą historie za nawet dobrą. Nie było to coś wspaniałego i nie czekałam z niecierpliwością na każdy kolejny rozdział, jednak było okej. Jednak papierowa wersja bardzo mnie zawiodła. • Ta książka nie była dobra, nie była nawet w porządku. Ona po prostu była zła. Bardzo zła. W tym miesiącu ciężko było mi znaleźć cokolwiek do czytania, dlatego postanowiłam sięgnąć właśnie po kumpla. Liczyłam, że będzie to dobra zabawa. Niestety nie stało się tak. • Dawno nie czytałam historii z tak po prostu głupimi bohaterami. Oni naprawdę mają 17 lat? Naprawdę? Zachowanie Sky, Gabriela, a nawet ich przyjaciół wskazywało maksymalnie na 13. Nie więcej. (SPOJLER) Pokazywanie piersi swojemu przyjacielowi, by pokazać mu, że nie jest się jego "kumplem". Wymiotowanie na widok swojej nauczycielki całującej się z ojcem. Wzbudzanie zazdrości w Gabrielu umawiając się z kimś innym. Serio? No błagam, ...
197
mama_Gabrysia

Z braku laku…

Bez szału. Zawiodłam się 🫤
1811
pap3r_girl
(edytowany)

Całkiem niezła

Mocna trójeczka. Dlaczego? Ponieważ to kolejna książka autorki, w której mam problem z dialogami - są po prostu dziecinne i momentami cringe'owe. Na szczęście jest tego znacznie mniej niż w FSNY. 290/315 str (ebook) - właśnie przez tyle stron bezsensownych fochów należało przebrnąć, aby główni bohaterowie POROZMAWIALI z sobą raz, a porządnie. Z wyjaśnieniem wszelkich niedomówień. Gdybym była dużo młodsza, książka na pewno trafiłaby do mnie bardziej. Serio, jako pozycja dla młodych nastolatek, które wchodzą w ten etap burzy hormonów, poznawania siebie oraz szukają pozycji na ciepły, wakacyjny wieczór - super. Dla starszych, no niekoniecznie. Zwłaszcza, gdy przytłacza was i irytuje ten zbyt dziecięcy vibe bohaterów.
147

Popularność




Copyright © 2023

Weronika Ancerowicz

Wydawnictwo NieZwykłe

All rights reserved

Wszelkie prawa zastrzeżone

Redakcja:

Hanna Kwaśna

Korekta:

Katarzyna Chybińska

Karolina Piekarska

Maria Klimek

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

Autor ilustracji:

Marta Michniewicz

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-875-6

1. Trade i Johnson

Zziajana wpadłam do domu, gdzie zastałam tatę, który wyglądał, jakby modlił się nad filiżanką czarnej kawy. Podniósł na mnie nieprzytomny wzrok, gdy weszłam do kuchni.

– Jak się biegało? – wymruczał, po czym pociągnął solidnego łyka, siorbiąc przy tym.

Odstawił naczynie na stół i wtedy zobaczyłam, że zamoczył sobie też wąsa, który dumnie rósł mu pod nosem.

– A dobrze. – Wyjęłam z misy banana, oparłam się o kredens i zaczęłam go obierać. – Gdy wychodzę z domu, to nie jest w końcu ciemno, więc czuć zbliżające się lato. – Ugryzłam owoc i dodałam z pełnymi ustami: – I wakacje.

Nie wiem, czy w ogóle słuchał, co do niego mówię, bo w trakcie mojej odpowiedzi widziałam, jak tłumił ziewnięcie, po którym wrócił do smętnego wpatrywania się w czarny płyn.

W kilku kolejnych kęsach skończyłam banana, odbiłam się nogą od szafek i wyrzuciłam skórkę do kosza.

– Będę gotowa za dziesięć minut – rzuciłam i poszłam do swojego pokoju.

Weszłam do pomieszczenia na piętrze, od którego tato trzymał się z daleka. Powodem nie była chęć zapewnienia mi prywatności, ale prędzej zapach, który dobiegał ze środka.

Zerknęłam na pościel z narzutą, która leżała zwinięta w kłębek na skraju łóżka, ale zaraz odwróciłam wzrok, udając, że tego nie widzę. Nie chciało mi się ścielić. Odsunęłam stopą brudne skarpetki, które walały się po podłodze, i podeszłam do krzesła przy biurku. Piętrzyła się na nim góra ubrań zwana „nie na tyle brudne, żeby wrzucać do prania, ale też nie na tyle czyste, żeby wylądowało w szafie”.

Pogrzebałam w niej w poszukiwaniu jakiegoś T-shirta. W końcu w ręce wpadła mi wielka koszulka, a gdy przyłożyłam ją do nosa, okazało się, że nie śmierdziała. Bingo. Z szafy wyciągnęłam resztę potrzebnych rzeczy i poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic.

Po umyciu się rozpuściłam swoje długie ciemnoblond włosy, upięte wcześniej w kok. Rozczesałam je pobieżnie, zebrałam w ciasny kucyk i założyłam gumkę z powrotem. Choć lubiłam swoje gęste włosy, zawsze je związywałam, bo tak było wygodniej. A poza tym nie potrafiłam zrobić z nimi czegoś więcej. Taki na przykład warkocz zdecydowanie przewyższał moje umiejętności.

Ubierając się, zaczęłam się zastanawiać, skąd miałam oversize’ową koszulkę z logo drużyny koszykarskiej. Czyżby należała do mojego taty? A może do Gabriela? Ich ubrania często przypadkowo znajdowałam w swoim pokoju.

Założyłam dżinsy i zobaczyłam, że na prawym kolanie materiał jest już tak przetarty, że zrobiła się mała dziurka. Przeklęłam cicho pod nosem. Nie miałam jednak czasu już się przebierać, wróciłam więc tylko do swojego pokoju po plecak i pognałam schodami na dół do kuchni.

Miałam nadzieję, że w ciągu dnia dziura się nie powiększy. Musiałam pamiętać, by po szkole zanieść spodnie Jane, by je zszyła. Bo nie było w ogóle mowy o wyrzuceniu ich. Uwielbiałam te dżinsy, choć lata swojej świetności miały już za sobą.

Gdy tato mnie zobaczył, wkładał akurat filiżankę do zmywarki. Skinął mi głową, wyprostował się i wziął kluczyki ze stołu. Zaraz jednak ponownie spojrzał w moją stronę i zmarszczył brwi.

– Czemu masz na sobie moją koszulkę?

I cała tajemnica się wyjaśniła.

– Bo była w moim pokoju.

Nie oglądając się na niego, ruszyłam ku frontowym drzwiom. Słyszałam, że szedł tuż za mną, podzwaniając kluczykami, które trzymał w ręce.

Wsiedliśmy do pick-upa, gdzie tato zapytał mrukliwym głosem:

– Kiedy Gabriel zerwie z tą dziewuchą i znowu będziesz z nim jeździć?

– A co, nie podoba ci się, że musisz mnie wozić? I tak jedziemy w to samo miejsce. – Prychnęłam i przewróciłam oczami.

Moja podwózka do szkoły zmieniała się. Albo robił to Gabriel, gdy był akurat singlem, albo mój tato, trener drużyny baseballowej i nauczyciel sportu, który tak czy siak musiał jechać do szkoły, bo tam pracował. Co prawda wolałam pierwszą opcję, ale nie znosiłam jeździć z Gabrielem i jego akurat aktualną dziewczyną. Każda była bardziej pusta od poprzedniej.

W odpowiedzi znów mruknął pod nosem coś, czego nie zrozumiałam. Tato na ogół był milczkiem, a jak już coś mówił, to niezbyt wyraźnie.

Drogę do szkoły pokonaliśmy w ciszy, a ja rozmyślałam nad tym, czy dzisiaj przypadkiem nie miałam żadnych sprawdzianów. Wczoraj przedłużył mi się trening piłki nożnej. Dlatego, gdy przyszłam do domu, miałam siłę tylko na szybki prysznic i od razu padłam do łóżka. Wydawało mi się, że nic nie było zapowiadane, a pracę domową z biologii planowałam zrobić na przerwie. Mimo że ze względu na zbliżający się koniec roku szkolnego na lekcjach mieliśmy przeważnie luz, było kilku nauczycieli-służbistów, którzy wciąż potrafili robić sprawdziany.

Po dojechaniu na miejsce nie czekałam, aż tato zgasi silnik, tylko od razu wypadłam z samochodu i krzyknęłam:

– Do potem!

Skierowałam się w stronę dużego budynku Forest City Regional School, który nie wyróżniał się niczym na tle innych szkół. Był to prostokątny blok, który po dwóch stronach miał dobudówki skierowane do środka. W rezultacie budowla tworzyła niedomknięty kwadrat, a wewnątrz mieścił się zielony teren z ławkami, gdzie kiedy było ciepło, można było zjeść posiłek ze stołówki. Dalej umieszczonych było kilka boisk. Nasza szkoła słynęła ze sportowego zaangażowania. Drużyna baseballowa, którą prowadził mój tata, odnosiła krajowe sukcesy, a my, kobiety z drużyny piłki nożnej, byłyśmy znane w całym stanie. Oprócz tego mieliśmy porządny skład koszykówki, futbolu amerykańskiego i pojedyncze osoby, które były mistrzami w tenisa.

Pchnęłam drzwi wejściowe i zalał mnie hałas. Pozostało kilkanaście minut do pierwszego dzwonka, więc cały korytarz był wypełniony ludźmi. Przeciskałam się przez tłum, aż dotarłam do swojej szafki. Otworzyłam ją kodem i zaczęłam wkładać książki do plecaka.

Nagle ktoś położył mi ręce na ramionach i krzyknął wprost do ucha:

– Cześć, Sky.

Obróciłam się z uśmiechem na twarzy. Przede mną stała Lori. Wiecznie uśmiechnięta dziewczyna o oliwkowej karnacji i lekko kręconych brązowych włosach. Była ładna, a wręcz bardzo ładna, o delikatnych rysach twarzy. Miała na sobie uroczą żółtą kwiecistą sukienkę i białe pantofelki.

Lori to jedyna przedstawicielka płci żeńskiej, z którą utrzymywałam jako taki kontakt. Nie była jednak moją przyjaciółką. Nasza znajomość raczej ograniczała się tylko do szkoły. Poznałyśmy się przez jej chłopaka. Była dziewczyną Michaela, kolegi Gabriela. Więc, chcąc nie chcąc, jadałyśmy razem lunch i od czasu do czasu zamieniałyśmy słowo.

Nie to, że coś do niej miałam. Była nawet fajna. Problem polegał na tym, że za cholerę nie wiedziałam, o czym miałam z nią rozmawiać. Ja interesowałam się samochodami, sportem i grami komputerowymi, a ona ubraniami, makijażem i boysbandami. Było prawie tak, jakbyśmy pochodziłyśmy z dwóch różnych planet.

– Cześć, Lori. Widzę, że masz dobry humor – odpowiedziałam jej i spojrzałam do plecaka, zastanawiając się, czy mam wszystkie potrzebne rzeczy.

– A jak tu nie mieć? Patrz, jaka jest piękna pogoda! A za kilka dni koniec roku szkolnego i… wakacje! – piszczała rozentuzjazmowana. – Mam mnóstwo planów! W pierwszym tygodniu…

W połowie jej monologu wyłączyłam się i udałam, że szukam czegoś jeszcze w szafce, od czasu do czasu mrucząc taktyczne „mhm” i „yhy”. Widzicie, jaki był problem z Lori? Była straszną gadułą. A ja wychowywałam się z milczkiem, więc nadmiar hałasu mi szkodził.

Na szczęście na pomoc przybył Michael. Gdy go zobaczyłam, odetchnęłam z ulgą i zamknęłam szafkę.

– Cześć, wielkoludzie. – Objęliśmy się na przywitanie.

Był bardzo wysoki i równie szeroki, więc mimo że do niskich nie należałam, i tak musiałam stanąć na palcach, by do niego dosięgnąć. Drobna Lori wyglądała przy nim śmiesznie. Przez swoją posturę prezentował się groźnie, ale zachowywał się jak pluszowy miś.

– Cześć, mała. – Przy nim to akurat każdy wydawał się mały. – Mam nadzieję, że jeszcze nie wypadły ci uszy od paplania Lori – szepnął głębokim barytonem, gdy mnie przytulał.

Ze śmiechem pokręciłam głową.

Wyprostowaliśmy się, a ja objęłam go wzrokiem. Miał krótko przycięte włosy i brązowe oczy, w których było pełno ciepła. Jego szeroki nos współgrał z kanciastą szczęką i dużymi ustami. Lubiłam go. Głównie przez to, że był szalenie troskliwym człowiekiem, a dla przyjaciół był skłonny zrobić wszystko.

Michael podszedł do Lori i schylił się, aby wycisnąć na jej czole pocałunek.

– Mówiłem ci, pszczółko, żebyś panowała nad słowotokiem.

Nie usłyszałam jej odpowiedzi, bo wtedy na horyzoncie pojawił się on.

Gabriel Trade.

Mój najlepszy przyjaciel od jedenastu lat.

A obecnie moje największe zmartwienie.

Od zawsze byliśmy nierozłączni. Poznaliśmy się w przedszkolu, a połączyła nas miłość do Power Rangers. Pewnego dnia Gabriel bawił się figurką czerwonej Ranger, ale przyszedł jakiś chłopiec i mu ją wyrwał. Gdy usłyszałam płacz, od razu do nich podbiegłam, kopnęłam chłopaka w kostkę i odebrałam mu zabawkę. Sześcioletni Gabriel, któremu brakowało jedynki w uzębieniu, spojrzał na chłopca z góry i wyseplenił, pociągając nosem:

– Zasłuziłeś siobie. – A potem popatrzył na mnie, uśmiechnął się uroczo i otarł łzy. – Chodź, pobawimy się. Ty mozieś być ziółtym rendzierem.

I od tamtej chwili każdy dzień spędzaliśmy razem. Dodatkowym atutem było to, że mieszkał kilka domów ode mnie. Więc gdy tylko kończył się dzień w przedszkolu, a później w szkole, chodziliśmy do siebie nawzajem i kontynuowaliśmy zabawę.

Kiedyś zapytałam go o to, dlaczego od razu zaproponował mi zabawę, a on odpowiedział, że wszyscy znani mu chłopcy byli miękkimi beksami, ja za to byłam odważna i twarda. Postanowił wtedy, że to ja będę jego „przyjacielem”. Już od czasów przedszkolnych nazywał mnie swoim kumplem.

I tak właśnie spędziliśmy całe dzieciństwo. Jeździliśmy rowerami po lasach i wzgórzach, udając piratów albo tajnych agentów, którzy mają do wykonania misję. Dmuchaliśmy żaby i kradliśmy owoce z drzew w ogrodach sąsiadów. Wśród całej dzielnicy wciąż było słychać krzyki „To znowu Trade i Johnson!”. Gdy komuś rozkopano ogródek, ktoś znalazł dziurę w płocie, komuś zginęły narzędzia albo znalazł martwe zwierzę na wycieraczce, zwalał to na nas: „To na pewno ta chłopczyca Johnson i ten łobuz Trade”.

Cóż, w większości przypadków mieli rację.

Gdy Gabriel miał dziesięć lat, zmarł jego tato. I choć wydawać by się mogło, że nie wpłynie to najlepiej na naszą przyjaźń, było wręcz odwrotnie. Nasza więź zacieśniła się jeszcze bardziej. Rozumieliśmy się nawzajem, bo ja nie miałam mamy. Nie przeżyła mojego porodu przez nagłe komplikacje.

Dlatego po odejściu taty Gabriela staliśmy się dosłownie bliźniakami syjamskimi. Nie dość, że spędzaliśmy całe dnie razem, to nocami również spaliśmy u siebie. Nasi rodzice nie mieli nic przeciwko temu, widać było, że to dobrze wpływa na Gabriela. Na początku miał dużo koszmarów, ale moja obecność sprawiała, że spał spokojniej. W tamtym okresie byłam silna za nas dwoje i zawsze tuliłam go w nocy. Moja piżamka wchłonęła wiele jego łez.

Był nawet moment, gdy chcieliśmy zeswatać swoich rodziców. Teraz to wydaje mi się bardzo głupim pomysłem, ale wtedy mocno się tym podjaraliśmy. Zaplanowaliśmy całą mistyfikację skrupulatnie. Przecież, gdyby to się udało, już nie musielibyśmy chodzić z domu do domu, tylko mieszkalibyśmy razem! Bylibyśmy prawdziwym rodzeństwem. Jednak o ile Jane i Brada można nazwać dobrymi przyjaciółmi, o tyle nie było im przeznaczone bycie razem. Nie wiem, co mieliśmy wtedy w głowach, ale nasi rodzice do dziś nam to wypominają.

Trade i Johnson. Johnson i Trade. Zawsze nierozłączni, zawsze stający w swojej obronie. Nauczyciele nas nie znosili, bo byliśmy mieszanką wybuchową. Jedno miało głupsze pomysły od drugiego, a drugie zawsze zgadzało się na pomysły pierwszego. Nic nie mogło nas rozdzielić.

Nawet moje głupie zakochanie się w nim.

Na początku strasznie to wypierałam. No bo halo, to był Gabriel. Mój towarzysz zbrodni. Facet, który boi się pająków, a które ja muszę za niego zabijać. Ten Gabriel, który w wieku dwunastu lat nadal moczył się w łóżko.

Wszystko zaczęło się komplikować, gdy skończyłam czternaście lat. Weszłam w okres dojrzewania, piersi mi urosły, biodra się zaokrągliły, a radar zaczął pikać, gdy w pobliżu znajdowali się chłopcy. I to właśnie wtedy zaczęłam zauważać, że Gabriel niesamowicie pięknie pachnie. Że podoba mi się, jak mnie obejmuje. Że ma fajne usta i że chciałabym spróbować dotknąć ich swoimi ustami. Kiedy się śmiał, zaczęły pojawiać mi się motylki w brzuchu. Często leżeliśmy na podłodze w moim pokoju i patrzyliśmy w gwiazdy naklejone na suficie. Ale wtedy zaczęłam zdawać sobie sprawę, że leżenie obok niego nie jest już dla mnie takie jak kiedyś. Zaczęła pojawiać się myśl, że podoba mi się ciepło jego ciała i że chciałabym znaleźć się jak najbliżej niego. Bywało, że wcześniej siadałam mu na kolanach, ale od tamtego momentu nie była to dla mnie zwykła czynność jak dotychczas. Nie traktowałam go już jak wygodne krzesło, a wszystko we mnie krzyczało, gdy to robiliśmy. Bo mi się to bardzo podobało, a dla niego nic nie znaczyło. Mniej więcej w tamtym okresie zrezygnowałam również ze wspólnych nocowań. Sama jego obecność wywoływała u mnie palpitacje serca, co dopiero spanie w jednym łóżku.

Najgorsze z tego wszystkiego było to, że zaczęłam być zazdrosna. A miałam o co. Gabriel już w wieku czternastu lat przyciągał spojrzenia płci przeciwnej, z czego zdawał sobie sprawę. Zaczął umawiać się z dziewczynami, a mnie za każdym razem skręcał się żołądek, gdy go z kimś widziałam.

I tak było aż do chwili obecnej. Mieliśmy po siedemnaście lat. Ja wciąż byłam chłopczycą, która wzdychała do swojego najlepszego przyjaciela, on jednak, gdy w wieku czternastu lat zaczął podobać się dziewczynom, tak z roku na rok było coraz gorzej, w wyniku czego wyrósł na szkolną gwiazdę. Wybitny w nauce, wyróżniający się w sporcie, o twarzy i figurze modela, casanova, który co tydzień miał inną dziewczynę. Ale wciąż się przyjaźniliśmy. Choć za każdym razem kiedy mnie obejmował, chciało mi się wymiotować od uczuć. Dusiłam to w sobie, ale czułam, jak emocje zżerają mnie od środka.

Na szczęście miałam plan. Który miał wejść w życie już za kilka dni.

Stłamsiłam w sobie ogarniające mnie na jego widok ciepło. Co przyszło mi z trudem. Był tak przystojny, że to aż bolało. Wysoki, wysportowany i pewny siebie kroczył szkolnym korytarzem. Biała koszulka z trójkątnym dekoltem opinała jego bicepsy i klatkę piersiową. Nie było teraz tego widać, ale doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co skrywał pod ubraniami. Pięknie, a wręcz artystycznie wyrzeźbiony sześciopak. Ale to jeszcze nic. Jego twarz spokojnie mogłaby znaleźć się na rozkładówce jakiegoś magazynu. Ciemnoblond włosy, które w ciemniejszym świetle wydawały się brązowe, były jak zwykle roztrzepane. Miały idealną długość, trochę krótsze po bokach niż na czubku głowy. Cały czas miałam ochotę zanurzyć w nich palce i pociągnąć za kosmyki. Kąciki ust miał wiecznie wywinięte lekko do góry, jakby non stop coś knuł. Pasowało to do łobuzerskich iskierek w jego niebieskich oczach, które, wydawać by się mogło, że nigdy nie znikały z jego spojrzenia. I moje największe nemezis: piegi na jego nosie. Nie miał ich na policzkach ani w innych miejscach. Tylko kilka kropek na nosie, co wyglądało tak cholernie uroczo, że godzinami mogłabym się w nie wpatrywać. A gdy się uśmiechał, pozbawiał mnie tchu, bo wtedy w jego jednym policzku pojawiał się dołeczek. Rozumiecie już, jak bardzo cierpiałam?

Gabriel podszedł do nas i od razu złapał mnie za kucyk, ciągnąc go lekko w dół.

– Siema, Johnson.

Wbiłam mu łokieć pod żebra, aż się lekko zgiął.

– Siema, Trade.

Zarzucił mi rękę na ramię, przez co owinął mnie jego zapach. Żołądek mi się skurczył, gdy tylko poczułam mocną woń wody kolońskiej. Odwróciłam głowę w jego stronę, patrząc na ostro skrojoną szczękę i wystające kości policzkowe. W duchu jęknęłam z zachwytu, starając się usilnie zignorować palpitacje serca.

Mimo wszystko nie byłam masochistką, wywinęłam się więc spod jego objęcia, pozbawiając się ciepła jego ciała i zapachu.

– Przestań mnie dotykać, bo jeszcze się czymś zarażę.

Gabriel popatrzył na mnie spod uniesionych brwi.

– Niby czym? Moim ponadprzeciętnym poczuciem humoru i niesamowitym stylem bycia?

– Raczej głupotą. – Udałam, że strzepuję coś z ramienia.

– Nie wydzielam czegoś takiego.

– Może ty nie, ale Ashley już tak, a wiadomo, że z kim przestajesz, taki się stajesz. – Uśmiechnęłam się zadziornie.

Nawiązałam do jego najnowszej dziewczyny, ale Gabriel nie wydawał się obrażony. Ani ja nie przepadałam za jego partnerkami, ani one za mną. Powiedzmy, że mój przyjaciel miał specyficzny gust i raczej kierował się przy wyborze urodą aniżeli innymi atutami.

Przewrócił tylko oczami i rzucił:

– Ashley może i nie jest dobrym kompanem do grania w szachy, ale przecież nie na tym spędzamy wolny czas. – Poruszył sugestywnie brwiami.

Udałam, że rzygam, wkładając sobie palec do ust i wydając przy tym nieprzyjemne odgłosy.

– Dobra, ja spadam na lekcje. – Wzięłam plecak, który położyłam pod nogami, i zarzuciłam go na ramię. – Narka. – Uśmiechnęłam się krzywo i poszłam w kierunku swojej klasy.

Nie obejrzałam się za siebie, ale nie czułam, by ktoś na mnie patrzył. Bo Gabriel mnie nie widział. On nigdy nie mnie zauważał.

A ja już wkrótce przestanę zauważać jego.

2. Johnson nie jest dziewczyną

Mój plan był prosty. Planowałam wyjechać na dwa miesiące i w tym czasie całkowicie zapomnieć o Gabrielu. Może nie dosłownie, bo nie chciałam zrywać naszej znajomości, ale pragnęłam przestać mieć obsesję na jego punkcie. Marzyłam, by znów widzieć w nim tylko przyjaciela.

To nie tak, że sama wpadłam na ten genialny pomysł i od razu postanowiłam wprowadzić go w życie. Wyszło to raczej z przypadku. Mój ojciec zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjeżdżał na obóz sportowy na drugi koniec kraju, zaczęliśmy więc myśleć, co zrobić ze mną w tym czasie.

Pomysł padł od razu na ciocię Helen, siostrę taty. Mieszkała z mężem Johnem i córką Polly trzy godziny od nas, w małym malowniczym miasteczku Houghton.

Polly, moja kuzynka, była rok młodsza ode mnie, ale nigdy jakoś szczególnie się nie przyjaźniłyśmy. Gdy jako małolata przyjeżdżała do nas ze swoją rodziną, ja wolałam spędzać czas z Gabrielem. Czasem wciskali nam ją, żebyśmy się z nią pobawili, ale jej nieszczególnie się to podobało. Nie chciała ubrudzić jednej z miliona sukienek, w których zawsze się u nas pojawiała. A my z Gabrielem zwykle spędzaliśmy czas w lasach, nie bojąc się taplania w błocie. Gdy obie już dorosłyśmy, przestała towarzyszyć cioci Helen i wujkowi Johnowi w odwiedzinach u nas. Nie miałyśmy więc nawet okazji, by złapać dobry kontakt.

Cała ta rodzina w ogóle była wyjęta jak z obrazka. Ciocia nie pracowała, tylko zajmowała się domem, za to wujek miał własny warsztat samochodowy. Co niedziela pojawiali się w kościele, a ciocia Helen i Polly zawsze zakładały identyczne wełniane sukienki, wydziergane przez ciocię. Wyobrażacie to sobie? W życiu bym na to nie poszła.

Miałam jednak do nich raczej obojętny stosunek. Ich krótkotrwałe wizyty nie męczyły mnie, bo wszyscy mieli dobre kontakty ze sobą, bez kłótni czy dramatów. Ogólnie to wujek John był podobnym typem człowieka, co mój ojciec. Wolał się nie odzywać. Za to ciocia Helen mówiła za nich dwoje. Była miła, ale trochę za bardzo kochała plotki, których ja nienawidziłam.

W każdym razie tato zaproponował, abym pojechała tam na miesiąc, a mnie na początku bardzo nie podobał się ten pomysł. No bo co ja mogłabym robić tam aż tyle czasu? Nie wyobrażałam sobie spędzania czasu z kobiecą, a w dodatku mamusiowatą ciocią Helen i z uroczą Polly. Być może mogłabym zaszywać się na całe dnie w warsztacie wujka Johna i grzebać z nim w samochodach, ale to nie brzmiało jak dobry plan na wakacje. Podniosłam również argument, że jak to tak, rozdzielić się z Gabrielem na cały miesiąc? Przecież nasza najdłuższa rozłąka trwała tydzień, kiedy to pojechał ze swoją mamą Jane do Teksasu odwiedzić rodzinę. To była dla nas taka trauma, że nigdy więcej nie zdecydowaliśmy się spędzać tak dużo czasu osobno. W każde przyszłe odwiedziny u dalszej rodziny jechałam z nimi.

Gdy tylko powiedziałam o tym ojcu, zaczął mnie pocieszać, że to przecież tylko trzy godziny drogi w jedną stronę i że Gabriel zawsze może mnie odwiedzić. Wtedy zapaliła się żaróweczka nad moją głową. Przecież to byłaby idealna okazja, aby zrobić sobie od niego detoks. To fakt, nigdy nie rozdzielaliśmy się na dłużej, ale może właśnie w tym tkwił problem? Za bardzo się do siebie przywiązaliśmy i uzależniliśmy od siebie. Gdyby tak… nie widywać go, ani z nim nie pisać? Może wtedy popatrzyłabym na naszą relację z innej perspektywy? Może w końcu uwolniłabym się od tego duszącego uczucia, które zawsze towarzyszyło mi w jego obecności?

– Pojadę na dwa miesiące – wypaliłam wtedy, a ojciec popatrzył tylko na mnie, jakby myślał, że się przesłyszał.

– Dwa miesiące? Dopiero nie chciałaś jechać na miesiąc, a nagle postanawiasz, że spędzisz u Helen dwa miesiące? – dziwił się.

– Tak. Pojadę na dwa miesiące. Mówiłeś mi ostatnio, że chętnie pojechałbyś na jakiś biwak z kolegami, ale nigdy nie masz czasu. Może wykorzystasz moją nieobecność i zrobisz sobie prawdziwe wakacje? – Starałam się odwrócić jego uwagę od swojego dziwnego zachowania.

– Och… No dobrze. W sumie fajnie byłoby wybrać się na taką wycieczkę… Robert już od dwóch lat męczy mnie, żebym z nimi gdzieś pojechał… – Zamyślił się, ale widziałam, że ten pomysł przypadł mu do gustu. Zaczął mruczeć coś pod nosem i kiwać głową.

I właśnie wtedy plan został klepnięty. Dzień po zakończeniu roku szkolnego, pakuję się i wyjeżdżam do Goldmanów, gdzie spędzę dwa miesiące. Z daleka do Gabriela. To będzie mój czas, żeby się odkochać w swoim najlepszym przyjacielu.

Jednak do wyjazdu zostały trzy dni, więc wciąż musiałam znosić jego towarzystwo. Które teraz czułam jakby bardziej. Wydawać by się mogło, że moja podświadomość wiedziała, że nie zobaczę go przez dwa miesiące, więc chłonęła jego osobę całą sobą.

– Chcesz po szkole przyjść do mnie i obejrzeć Transformersów? – wyszeptał mi do ucha Gabriel.

Siedzieliśmy na dworze przy jednym ze stołów i jedliśmy lunch. Smętnie grzebałam łyżeczką w jogurcie i starałam się nie zwracać na to, że noga Gabriela dociska moją, a udo aż płonęło mi od tego dotyku. Wtedy pochylił się i zadał mi to pytanie, a ja starałam się nie wzdrygnąć. Nienawidziłam, gdy tak się do mnie zbliżał. Moje serce zaczynało wtedy bić szybciej i robiło mi się gorąco. Naprawdę z całego serca nie znosiłam tego uczucia.

To tylko Gabriel, cholera jasna. Opanuj się, stara. Nie wypada czuć się tak przy najlepszym przyjacielu. To wręcz zakazane.

– Którą część? – mruknęłam niewyraźnie, nabierając jogurt na łyżeczkę i zjadając go. W ciągu tych trzech lat zostałam mistrzynią w ukrywaniu uczuć i pokazywaniu, że wszystko jest okej, chociaż wcale nie było.

– Pierwszą oczywiście, Megan Fox wygląda tam najseksowniej. – Spojrzał na mnie z tym łobuzerskim błyskiem w oczach i z cwaniackim uśmiechem.

Przewróciłam oczami.

– Niech ci będzie.

Odpuściłam jedzenie jogurtu. W ogóle nie miałam na niego ochoty. Odsunęłam go od siebie i położyłam ramiona na ławce. Nie minęła sekunda, nim Gabriel przechwycił opakowanie z łyżką w środku i zaczął pałaszować mój lunch. Widząc, że na niego patrzę, również na mnie spojrzał i z pełną buzią zapytał:

– No co?

– A to, świniaku jeden, że nie powiedziałam, że nie będę tego jeść.

– Odłożyłaś go! – W kilku machnięciach łyżeczką wyjadł resztki opakowania i odstawił je z głośnym tapnięciem na stół. – Odsunięcie od siebie pokarmu jednoznacznie oznacza, że zakończyło się jego konsumpcję.

– A ty co, naoglądałeś się programów przyrodniczych, panie mądraliński?

Kątem oka zauważyłam, że Lori, która siedziała naprzeciwko, patrzyła się na nas i uśmiechała. Było to tak dziwne, że aż zmrużyłam oczy z podejrzliwością i zapytałam:

– Co? Mam coś na twarzy?

Pokręciła głową z rozbawieniem.

– Nie, nic nie masz.

– No to co się szczerzysz tak dziwnie?

– Po prostu jesteście strasznie uroczy – odpowiedziała i nie dając mi dojść do słowa, kontynuowała: – To prawda, że wyjeżdżasz na dwa miesiące?

Przytaknęłam.

– To straszne – zrobiła zmartwioną minę. – Nie będzie cię na moich siedemnastych urodzinach.

Dopiero teraz przypomniałam sobie, że Lori obchodziła urodziny w lipcu. Wzruszyłam ramionami z bezradnością.

– Tak wyszło, sorry.

Nagle poczułam ciężar na barku. Gabriel zarzucił na mnie swoją rękę.

– Mój najlepszy kumpel mnie opuszcza – westchnął ze smutkiem.

Wyprostowałam się i położyłam dłonie na kolanach. Spojrzałam w dół, zaczynając bawić się swoją bransoletką z zawieszką słońca.

– Och, no jakoś dasz radę. Masz Michaela i Nathana – powiedziałam, nawiązując do jego dwóch najlepszych przyjaciół.

– No jasne, że dam. Bardziej się o ciebie martwię, że nie wytrzymasz tęsknoty za mną. Tylko nie wydzwaniaj co pięć minut, chcę w końcu od ciebie odpocząć. – Uśmiechnął się do mnie, a mi coś fiknęło w żołądku. Gdyby tylko wiedział, co planowałam… – Jak już nie będziesz mogła znieść mojej nieobecności, to daj znać, odwiedzę cię.

Przełknęłam głośno ślinę i znów przeniosłam wzrok na bransoletkę.

– Zobaczymy, czy będzie to możliwe. Będę musiała porozmawiać z ciocią Helen.

– Przecież nie wbiję tam na chatę na tydzień, więc jaki miałaby mieć problem? – zapytał beztrosko.

Serce ściskało mi się, gdy myślałam o tym, co zamierzałam zrobić. A zamierzałam wymyślić jakąś głupią wymówkę na to, dlaczego mu nie odpisuję, dlaczego nie chcę z nim rozmawiać przez telefon i dlaczego nie chcę, żeby przyjeżdżał. I to najlepiej taką wymówkę, żeby go ta cała sytuacja nie zraniła.

Wzruszyłam ramionami w odpowiedzi na jego pytanie.

– Nie wiem, ale to ciocia Helen. Ona bywa nieobliczalna.

Spojrzałam w niebo, intensywnie niebieskie i całkowicie pozbawione chmur. Słońce grzało moje odsłonięte ramiona i twarz. Ostatnie dni były tak ciepłe i rozleniwiające, że nikt już nie myślał o szkole. W powietrzu wyczuwało się luźną atmosferę, a zewsząd napływały podekscytowane głosy, planujące wakacje.

Westchnęłam cicho, bo uświadomiłam sobie, że to będą pierwsze wakacje bez Gabriela. Od szóstego roku życia zawsze spędzaliśmy je razem. Zawsze.

– Coś się stało? – zapytał mnie cicho, a moje rozkojarzenie natychmiast się rozproszyło, ustępując miejsca uwadze, która w pełni skupiła się na chłopaku. – Wyglądasz na przybitą.

On zawsze zauważał te drobne rzeczy, na które nikt nigdy nie zwracał uwagi. Czasem miałam wrażenie, że znał mnie lepiej niż ja samą siebie. Jeśli chodziło o moje zmiany nastroju, od razu je wyłapywał. Jednak po dziś dzień nie odkrył, że się w nim podkochiwałam. Kiedyś usłyszałam, że chłopcy są ślepi, ale dopiero kiedy dorosłam, zrozumiałam, o co chodziło w tym stwierdzeniu. Jeśli sprawa dotyczyła romantycznych uczuć, nagle stawali się niewidomi.

Nie odpowiedziałam mu, więc dalej drążył temat.

– Chodzi o twój wyjazd? Jeśli bardzo nie chcesz tam jechać, to porozmawiam z moją mamą, może będziesz mogła zostać u nas na te dwa miesiące.

Patrzył na mnie tymi swoimi jasnymi oczami, w których widziałam troskę o moje samopoczucie. Wymiękałam na widok tego niewinnego wzroku szczeniaczka.

Uśmiechnęłam się do niego niemrawo.

– Nie przejmuj się. Jakoś to będzie.

Próbowałam tym zdaniem pocieszyć również samą siebie, jednak kiepsko mi to wyszło.

Po szkole, tak jak zostało to zaplanowane, poszłam do Gabriela. Nie pukając, od razu weszłam do środka. W końcu był to mój drugi dom, gdzie czasem spędzałam nawet więcej czasu niż we własnym. Od razu skierowałam się do kuchni, skąd dobiegał wspaniały zapach.

Przy wyspie stała Jane, która zajmowała się akurat krojeniem ciasta. Mama Gabriela była ładną kobietą na swój własny sposób. Miała drobną twarz z burzą jasnobrązowych loków i z piegami na policzkach. Lekko zadarty nos i pełne usta dodawały jej osobliwego uroku. Niebieskie oczy błyszczały tym samym blaskiem, co Gabriela. Jakby cały czas myślała nad tym, co by tu spsocić. Była dość niska, ale kobieco zaokrąglona. Wiecznie miała wszystko ubabrane farbą, bo uwielbiała malować i zajmowało jej to każdą wolną chwilę.

Zaczęła to robić, gdy zmarł jej mąż, Henry. Wspominała, że zawsze miała artystyczną duszę, a w liceum uczęszczała nawet na kurs rysowania, ale nigdy nie wiązała z tym przyszłości. Później poszła na studia administracyjne i dorosłość sprawiła, że zapomniała o swojej pasji. Jednak po stracie miłości swojego życia przewartościowała sobie pewne sprawy. Rzuciła znienawidzoną pracę w urzędzie, a za pieniądze z ubezpieczenia Henry’ego kupiła lokal, w którym powstała galeria sztuki. Zaczęła wtedy również malować farbami i pokochała to całym sercem. Była to dla niej wspaniała odskocznia, pozwalająca przetrwać żałobę.

Jane często żyła w swoim świecie. Nie nosiła makijażu – i nie musiała, bo była naturalnie piękna – a jej ulubiony strój stanowiły sfatygowane ogrodniczki. Teraz także miała je na sobie, założone na ciemnozieloną koszulkę, której rękaw zdobiła żółta plama po farbie.

Była trochę zakręconą kobietą, ale od zawsze zastępowała mi mamę. To ona wytłumaczyła mi, czym jest okres, gdy spanikowana pobiegłam do niej, płacząc, że sikam krwią. To ona kupiła ze mną pierwsze podpaski i tłumaczyła, co to są tampony. To z nią wybrałam swój pierwszy stanik. To ona umówiła mnie na pierwszą wizytę u ginekologa i poszła tam ze mną, służąc mi za wsparcie.

Gdy zobaczyła, że weszłam do pomieszczenia, uśmiechnęła się do mnie miło i zapytała:

– Chcesz szarlotki? Właśnie kroję.

– Oczywiście, że tak.

Podeszłam do lodówki, wyjęłam mleko, a z szafki wyciągnęłam szklankę. Nalałam sobie i wstawiłam na kilkanaście sekund do mikrofalówki. W tym czasie Jane skroiła na talerzyk wyśmienicie wyglądający kawałek ciasta.

– Co tam w szkole? – zagaiła, przekładając szarlotkę do zamykanego pojemnika.

– Luźno już jest. Wydaje mi się, że nauczyciele bardziej chcą już tych wakacji niż my. Na lekcjach siedzimy wszyscy zamuleni przy otwartych oknach. Wiesz jak to jest, dwa dni do końca szkoły, na dworze trzydzieści stopni, nikt już nie myśli o nauce.

Usłyszałam piknięcie mikrofalówki, więc przerwałam wywód. Wzięłam szklankę z teraz już ciepłym mlekiem – zdawałam sobie sprawę z tego, że na dworze był upał, ale ja po prostu nie znosiłam zimnego mleka – i wdrapałam się na stołek po przeciwnej stronie wyspy, niż stała Jane.

– Gdzie Gabriel? – zapytałam, zaczynając pałaszować słodkości.

Nie zaprzątałam sobie głowy tym, by użyć widelca, tylko wzięłam ciasto do ręki. Okruchy zaczęły spadać wszędzie wokół, tylko nie na talerzyk. Strzepnęłam je ze spodni, nie przejmując się tym.

Boże, jakie to było dobre. Uwielbiałam szarlotkę. O Jane można było powiedzieć wiele rzeczy i fakt, może często żyła we własnym świecie, a do niektórych spraw podchodziła z nieprzystającą beztroską, ale kucharką była wspaniałą. Nikt nie piekł tak dobrych ciast jak ona.

– Kosi trawę na podwórku. Niedługo powinien skończyć. – Podniosła na mnie wzrok. – A co, macie jakieś plany?

Przełknęłam kawałek, który akurat miałam w buzi i odpowiedziałam:

– Nic szczególnego, mieliśmy obejrzeć film.

Pokiwała głową w zrozumieniu i zabrała się za zamykanie pojemnika.

– A dla kogóż to? – Wskazałam na pudełko z ciastem.

– W ratuszu organizują zbiórkę na rzecz dzieciaków z domu dziecka. Będzie kiermasz ciast i występy. Zgłosiłam się do upieczenia jednego. – Ach, i zapomniałam dodać, że Jane miała serce na dłoni. Gdy chodziło o pomoc dla kogoś, ona pierwsza ustawiała się w kolejce.

W tym momencie do kuchni wszedł Gabriel. Gabriel bez koszulki. Gabriel, któremu sześciopak lśnił od kropel potu. Prawie zadławiłam się ciastem, które właśnie przełykałam.

Wszyscy święci, miejcie mnie w opiece.

– A ty znowu jesz jak świnia, brudząc wszystko wokół? – rzucił w moją stronę, zmierzając do umywalki.

W momencie kiedy pokazywałam mu środkowy palec, odezwała się oburzona Jane:

– Gabriel! Nie mówi się tak do dziewczyn!

– Johnson nie jest dziewczyną, mamo. – Gabriel przewrócił oczami i wziął łyka wody, którą nalał sobie do szklanki.

Zafascynowana patrzyłam, jak porusza się jego grdyka, gdy pił.

Przypominając sobie, że jesteśmy w kuchni z jego mamą, otrząsnęłam się natychmiastowo. Dokończyłam jeść ciasto, wstałam i wzięłam ze sobą zabrudzone naczynia, z zamiarem umycia ich. Jednak przy zlewie wciąż stał Gabriel, więc musiałam go stamtąd usunąć.

– Jedynym świniakiem w tym pomieszczeniu jesteś ty. – Podeszłam do niego i złapałam za jego sutek, wykręcając go. Gabriel odskoczył ode mnie z syknięciem. – I przesuń się, bo nie-dziewczyna Johnson chce umyć talerzyk.

– Jesteś nienormalna! Mamo, ona mi wykręciła sutek!

– Mamo, ona mi wykręciła sutek – przedrzeźniłam go dziecięcym tonem. – Tylko się nie popłacz, frajerze.

Jane zabrała szybko pudełko z ciastem i skierowała się ku łukowatemu wyjściu z kuchni.

– Nie wytrzymam z wami dłużej, uciekam stąd. Buziaki, pa!

Przeszła do salonu, a po chwili usłyszałam, jak zamykają się za nią drzwi wejściowe.

Zostaliśmy z Gabrielem sami.

– Idź się wykąp, bo śmierdzisz. – Zmarszczyłam nos, puszczając wodę i nabierając płyn do naczyń na gąbkę. W życiu nie przyznałabym, że podobał mi się ten zapach. Pot wymieszany z jego wodą kolońską był niesamowitym połączeniem. – Będę czekać w pokoju filmowym.

– Sama śmierdzisz – mruknął pod nosem, ale wyszedł posłusznie z kuchni, idąc pewnie do łazienki.

Umyłam talerzyk i szklankę, oparłam się tyłem o szafki kuchenne i westchnęłam cicho, przecierając twarz w zmęczeniu. Odetchnęłam kilka razy. Musiałam uspokoić się po zobaczeniu umięśnionej klatki piersiowej Gabriela.

Po chwili odepchnęłam się i zaczęłam szukać popcornu, wciąż jednak w głowie mając jego ciało. Nigdy nie podejrzewałabym się o bycie typem dziewczyny, na której robią wrażenie takie rzeczy. Zwykle bardziej podniecałam się na widok fajnego samochodu niż chłopaka, ale dojrzewanie robi z ludźmi dziwne rzeczy.

Po znalezieniu popcornu w jednej z szafek, włożyłam go do mikrofalówki. W czasie gdy ziarenka zaczęły strzelać, usłyszałam, że na piętrze otwierają się drzwi łazienki. Miałam nadzieję, że Gabriel wziął ze sobą jakąś koszulkę, aby założyć ją po kąpieli.

Gdy popcorn był gotowy, przełożyłam go do miski, a następnie skierowałam się do salonu. Mijając duże lustro, wiszące nad kominkiem, zerknęłam w jego stronę.

Na sobie miałam luźne czarne spodenki do gry w koszykówkę i wielką koszulkę. Była prosta, z dekoltem przy samej szyi, bez żadnego nadruku czy napisu. Włosy związałam w ciasny kucyk, a przy głowie były tak przylizane, że wydawały się tłuste. Odwróciłam wzrok i zrobiłam kilka kroków w przód, ale nagle fuknęłam z frustracją i cofnęłam się do lustra.

Postawiłam miskę z popcornem na stoliku kawowym i zdjęłam gumkę. Tafla włosów rozsypała się po moich ramionach, co od razu zmieniło mój wygląd. Końcówki włosów uroczo mi się zawijały od panującej wilgoci. Zobaczyłam całkowicie inny obraz siebie, nie tak surowy i bezosobowy. Założyłam gumkę na nadgarstek i podeszłam do stolika, aby wziąć miskę. Już po nią sięgałam, gdy nagle zawiesiłam dłoń w powietrzu i wydałam z siebie warknięcie. Znów wróciłam się do lustra i związałam włosy na czubku głowy. Co ty w ogóle wyprawiasz, Sky? On i tak nigdy nie zobaczy w tobie dziewczyny.

Zdenerwowana na własną głupotę, głośno tupiąc, podeszłam do drzwi od piwnicy. Otworzyłam je, włączyłam światło i zeszłam po betonowych schodach.

Na dole zastałam znajomy widok. Było to duże pomieszczenie przerobione na „pokój rozrywek”. Na środku znajdowała się wielka skórzana sofa z poduszkami i przewieszonymi przez oparcie kocami, a przed nią stał niski drewniany stolik. W sam raz na przekąski i napoje. Obok mieścił się pasujący do sofy fotel. Pod sufitem zamontowany był projektor, który po włączeniu wyświetlał obraz na ścianę. Po drugiej stronie znajdował się mały barek i bilard.

Pokój zalewało nikłe żółte światło, które nadawało fajny, kameralny klimat. Dodatkowo przy ścianie, gdzie miał się wyświetlać film, wisiały lampki, teraz akurat niezapalone. Położyłam popcorn na stoliku przed sofą i poszłam do minibaru, wziąć sobie z lodówki puszkę Coca-Coli Zero. Jako że tu na dole było dość gorąco, szybko poszukałam pilota od klimatyzacji. Znalazłam go pod ladą baru i włączyłam urządzenie. Po chwili zalał mnie przyjemny chłód.

Walnęłam się na kanapę i otworzyłam puszkę, która wydała z siebie satysfakcjonujące syknięcie. Sięgnęłam po pilota od projektora i go włączyłam. Urządzenie potrzebowało kilku sekund na rozgrzanie i uruchomienie się. Leżąc wygodnie, spojrzałam na laptopa, który stał na szafce pod ścianą. Nie chciało mi się już wstawać i szukać na nim filmu.

Wzięłam zatem garść popcornu, wepchnęłam go sobie do buzi i popiłam colą. Zazwyczaj uważałam na to, co jadłam, i odżywiałam się dość zdrowo. W końcu grałam w głównym składzie w naszej drużynie piłki nożnej, więc musiałam dbać o kondycję. Jednak jeśli miałam ochotę na niezdrowe żarcie albo coś słodkiego, po prostu to jadłam, wiedząc, że i tak to spalę przy bieganiu czy treningu. Coś musiałam w końcu mieć od tego życia, a nie miałam zamiaru pozbawiać się przyjemności, jaką czerpałam z jedzenia.

Usłyszałam skrzypnięcie drzwi, a potem kroki na schodach. Zerknęłam w tamtą stronę i moim oczom ukazał się Gabriel, na szczęście w pełni ubrany. Woda spływała mu po mokrych jeszcze kosmykach, które wydawały się teraz brązowe. Na karku miał przewieszony biały ręcznik. Idąc w moją stronę, wycierał jedną ręką włosy.

– Co tam? Znalazłaś już film? – zapytał, siadając obok mnie.

Doleciał do mnie zapach orzeźwiającego żelu pod prysznic. Pachniał świeżo i męsko.

Czemu nie wybrał fotela? Oglądanie wtedy byłoby dla mnie dużo łatwiejsze, a tak, już teraz wiedziałam, że nie będę mogła się skupić.

Zrobiłam niezadowoloną minę.

– A wyglądam ci na twoją służącą? Przygotowałam popcorn, ty włącz film.

Westchnął i przewrócił oczami.

– Przysięgam, czasami nie wiem, czemu się z tobą zadaję – odpowiedział mi kwaśnym tonem, jednak wstał i podszedł do laptopa.

Miałam teraz idealny widok na jego tył, który skanowałam z satysfakcją. Czarna koszulka opinała mu szerokie plecy i umięśnione ramiona. Spodenki kończyły się na wysokości kolan i dawały mi wspaniały obraz na fajny jak na faceta tyłek. Czy faceci w ogóle mogą mieć fajne tyłki? Cóż, Gabriel cały był ładny, a każda jego część ciała była idealna.

Znów sięgnęłam po popcorn, chrupiąc go głośno.

– Zostaw może coś na film, żarłoku – mruknął, nie odwracając się w moją stronę.

– Spadaj, ja go zrobiłam i mogę go zjeść całego i nawet się z tobą nie podzielić.

Przekręcił głowę i spojrzał na mnie pełnym politowania wzrokiem.

– To mój popcorn, z mojej szafki, z mojego domu. – Znów odwrócił głowę w stronę laptopa.

– Ale to ja zapisałam go na waszej zakupowej liście – odpowiedziałam z satysfakcją, dalej chrupiąc popcorn, a przy okazji śmiecąc nim całą siebie i kanapę.

Gabriel włączył film i usiadł obok mnie. Rozparł się na sofie, wykładając nogi na stolik. Poszłam jego śladem.

– Hej, nogi ze stołu – powiedział, kiedy to zobaczył.

– Przecież też masz nogi na stole – odpowiedziałam zirytowana.

– Ale to mój stół, w mojej piwnicy, w moim domu. – Wyszczerzył do mnie swoje białe zęby.

– Trade, coś ty dzisiaj zrobił się taki terytorialny? Weź już się zamknij, bo przegapimy początek.

Zamiast jednak usiąść spokojnie i zacząć oglądać, wziął z mojej ręki puszkę coli i przyłożył do ust, biorąc kilka łyków. Oddał mi ją, popatrzył na mnie z błyskiem w oku i… beknął mi prosto w twarz.

Uniosłam brwi i zmierzyłam go z politowaniem.

– Czy ty naprawdę uważasz, że to było w jakiś sposób efektowne?

Napiłam się, zebrałam gaz w przełyku, po czym wydałam z siebie o wiele dłuższe i głośniejsze beknięcie niż Gabriel.

– A zwycięzcą jest… – rzuciłam i uśmiechnęłam się z satysfakcją.

Chłopak spojrzał na mnie z gniewem.

– Jak to jest, że zawsze pokonujesz mnie w bitwach na bekanie?

– Wrodzony talent. – Uniosłam dumnie głowę. – A teraz już się ucisz i oglądajmy. – Skinęłam głową w stronę ściany.

Posłusznie zamknął buzię i skierował uwagę na wyświetlany obraz. Po kilkunastu minutach, gdy całkowicie się wyłączyłam na otoczenie i zagłębiłam w historię, Gabriel zmienił pozycję. Położył się, kładąc swoją głowę na moich udach. Spięłam się, jednak nakazałam sobie, aby się rozluźnić. Nie chciałam, aby wyczuł jakąś zmianę we mnie.

Mimo wszystko to nie pomogło. Wciąż siedziałam nienaturalnie sztywna, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Transformersi totalnie przestali mnie interesować.

Powoli, bardzo powoli uniosłam rękę i zbliżyłam ją do włosów Gabriela. W końcu położyłam ją na jego głowie i zaczęłam przeczesywać lekko wilgotne kosmyki chłopaka. Były miękkie w dotyku. Westchnęłam cicho i udawałam, że oglądam film, choć moja uwaga była w pełni skupiona na Gabrielu.

Bo przy nim wszystko inne bladło i traciło na znaczeniu.