Misja dla dwojga - Diana Palmer - ebook

Misja dla dwojga ebook

Diana Palmer

3,9

Opis

Powołaniem Jessiki jest pomoc innym. Jako pracowniczka społeczna swoje obowiązki wykonuje z oddaniem i satysfakcją. Kiedy więc odnajduje pod drzwiami porzucone niemowlę, chce zrobić wszystko, aby odnaleźć rodzinę dziecka. Pomaga jej w tym detektyw Sterling. Cyniczny i niechętny ludziom, w przeciwieństwie do Jessiki widzi w nich jedynie potencjalnych przestępców. Mimo dzielących ich różnic szybko okazuje się, że Jessica i Sterling stanowią zgrany zespół.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 186

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (113 oceny)
43
29
28
10
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Erristen

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
Korteress55

Całkiem niezła

Miło spędzony czas
00

Popularność




Diana Palmer

Misja dla dwojga

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

W Whitehorn w Montanie już wczesną wiosną panowała dość wysoka temperatura. Z tego powodu w gabinecie szeryfa[1] Judda Hensleya rozlegał się dyskretny szum wentylatora. Zastępca szeryfa, Sterling McCallum, zajmował krzesło stojące po drugiej stronie biurka szefa i patrzył na niego z wyraźnym niezadowoleniem.

– Dlaczego policja nie może się zająć tą sprawą? – spytał. – Dysponuje dwoma detektywami, a ja jestem jedynym śledczym w naszym zespole, w dodatku zawalonym robotą.

Hensley zastanawiał się chwilę, mechanicznie obracając w palcach długopis. Miał surową twarz i z reguły zachowywał spokój. Nie mówił dużo, ale kiedy zabierał głos, nie rzucał słów na wiatr.

– Wiem, ale akurat teraz jesteś jedynym, który zasługuje na to, żeby mu trochę uprzykrzyć życie – odrzekł nie bez odrobiny złośliwości.

McCallum odchylił się w krześle i westchnął ciężko. Miał za sobą lata służby w amerykańskiej marynarce wojennej, którą zakończył w randze kapitana. Był bardziej przyzwyczajony do wydawania rozkazów niż do ich wykonywania, co często doprowadzało do kontrowersji z szeryfem.

– Zrobiłem to, czego wymagała sytuacja – oświadczył, nie wdając się w szczegóły. – Po prostu reaguję, gdy facet grozi mi bronią, to wszystko.

– Z jego strony to była tylko brawura – stwierdził Hensley – a ty wybiłeś mu ząb. Biuro szeryfa musi pokryć koszty leczenia. Komisja hrabstwa zmyła mi głowę, a mnie się to wcale nie podoba – podkreślił, pochylił się do przodu i utkwił w podwładnym badawcze spojrzenie. – Dugin Kincaid znalazł na swoim progu porzucone dziecko.

– Może swoje – zauważył z kpiącym uśmiechem McCallum.

– Jak powiedziałem – kontynuował szeryf, nie reagując na tę uwagę – dziecko zostało znalezione poza granicami miasta, w obrębie rejonu, który nam podlega. Trzeba jak najszybciej odszukać jego rodziców, a obecnie jednak nie rozpracowujesz żadnej pilnej sprawy. Chcę, żebyś porozmawiał z Jessicą Larson z Ośrodka Opieki Społecznej.

– Dlaczego od razu mnie nie zastrzelisz?!

– Daj spokój, po co aż tak się jeżysz. – Hensley wydawał się zaskoczony. – To miła kobieta, jej ojciec był dobrym lekarzem… – Urwał, bo nagle głos odmówił mu posłuszeństwa.

McCallum wiedział, że syn szeryfa zginął w wypadku na polowaniu. Ojciec Jessiki robił, co mógł, aby uratować chłopca, ale okazało się to niemożliwe. Żona Hensleya, Tracy, rozwiodła się z nim w rok po pogrzebie ich syna. Do tragedii doszło wiele lat temu, na długo przed odejściem McCalluma z wojska.

– Nawiasem mówiąc, Jessica jest jedną z najbardziej oddanych osób w kwestii niesienia pomocy potrzebującym – podjął Hensley.

– Z pewnością, ale od kiedy została szefową ośrodka, stała się wprost nie do wytrzymania. – Czarne oczy McCalluma, spadek po indiańskim przodku, rozbłysły gniewnie. – Gdziekolwiek się pojawi, na prawo i lewo rozdaje uśmiechy. Nie jest w stanie oddzielić odpowiedzialności zawodowej od odruchów serca.

– Zastanawiam się, czy to uczciwe, żeby karać ją współpracą z tobą. – Szeryf głośno wyraził swoje wątpliwości. – Cóż, będziesz musiał zrobić dobrą minę do złej gry i jakoś to przetrzymać. To wszystko, co miałem do powiedzenia. Nie mogę spędzić całego dnia na dyskusji z tobą.

McCallum wstał. Ze swoimi ponad stu osiemdziesięcioma centymetrami wzrostu był tylko o włos wyższy od szeryfa. Ubrany w dżinsy, bawełnianą koszulę i sztruksową marynarkę, nie zwracał na siebie szczególnej uwagi, ale tylko osoby spoza Whitehorn mogło zmylić jego cywilne ubranie. Prawie każdy mieszkaniec miasta wiedział, że McCallum jest jednym z zastępców szeryfa, detektywem, i to uzbrojonym w automatyczną czterdziestkę piątkę.

– Nie zastrzel nikogo – przestrzegł go Hensley. – Kiedy ktoś będzie ci groził bronią, najpierw sprawdź, czy jest nabita, zanim go uderzysz. – Skierował spojrzenie na ogromny sygnet z turkusem, który McCallum nosił na środkowym palcu prawej dłoni. – To cud, że nie złamałeś mu szczęki – dodał.

– Tą ręką go uderzyłem. – McCallum uniósł lewą dłoń.

– Jessica Larson czeka na ciebie w biurze Ośrodka Opieki Społecznej – dorzucił Hensley i na tym definitywnie zakończył rozmowę.

Jessica Larson przeglądała zawalające jej biurko dokumenty i prowadziła rozmowy telefoniczne z pozornym spokojem. Stała się mistrzynią w prezentowaniu obojętnego wyrazu twarzy, nawet jeśli w środku aż się gotowała. Od czasu awansu na szefową ośrodka przekonała się, że w ciągu dnia potrafi jeść przy biurku, a wieczorem po pracy zapomnieć o życiu prywatnym. Uprzytomniła sobie również, dlaczego jej poprzedniczka przeszła na wcześniejszą emeryturę. Do ośrodka zgłaszało się mnóstwo osób szukających pomocy.

Podobnie jak resztę kraju, Montanę dotknęły problemy ekonomiczne. Wielu mieszkańcom z coraz większym trudem przychodziło związać koniec z końcem. Rancza albo bankrutowały, albo przejmowały je duże korporacje. Praca fizyczna, na którą kiedyś w sektorze rolniczym było duże zapotrzebowanie, stała się teraz obciążeniem dla systemu. Osobom niewykwalifikowanym brakowało umiejętności, które pozwoliłyby im znaleźć zatrudnienie na odmienionym rynku pracy – już nie tylko zmechanizowanym, lecz także korzystającym z najnowszych technologii. Nawet sekretarki musiały teraz umieć korzystać w pracy z komputerów, podobnie policjanci.

Pukaniu do drzwi gabinetu Jessiki zawtórował wysoki głos jej sekretarki Candy.

– Nie można wejść, jest zajęta!

– W porządku! – zawołała Jessica. – Oczekuję zastępcy szeryfa!

W jej ocenie rosły Sterling McCallum niejako uosabiał siłę natury. Był niczym dziki ogier, który wędrował samotnie i rządził się własnymi zasadami. Podziwiała go jako przystojnego mężczyznę, a jednocześnie czuła przed nim swego rodzaju respekt ze względu na jego wieloletnią służbę w marynarce wojennej USA. To on sprawił, że zapragnęła być olśniewającą modelką o idealnych kształtach i pięknej twarzy – może z jasnymi włosami zamiast jej własnych brązowych. Dobrze, że przynajmniej mogła zastąpić okulary w dużej oprawce soczewkami kontaktowymi, które nieco poprawiały jej wygląd. Niestety, kiedy dopadał ją atak alergii, musiała z powrotem wkładać okulary tak jak właśnie teraz.

Nie czekając na zaproszenie, McCallum zajął krzesło stojące po drugiej stronie jej biurka i skrzyżował długie nogi.

– Okej, miejmy to za sobą – zaczął bez wstępów, nie kryjąc znudzenia.

Jessica objęła spojrzeniem jego gęste ciemne włosy, równie ciemne brwi, czarne oczy oraz oliwkową cerę. Pomyślała, że nos jest zakrzywiony prawdopodobnie po złamaniu, a pełne i zmysłowe usta wprost stworzone do pocałunków. Ten potężny mężczyzna miał duże dłonie i stopy, lecz nie sprawiał wrażenia topornego. Na nienaganną sylwetkę składały się szerokie barki, wąskie biodra, płaski brzuch oraz długie nogi. Jessica skończyła dwadzieścia pięć lat, a niekiedy czuła się w obecności McCalluma jak nastolatka, i to nawet na gruncie zawodowym.

– Znowu podziwiasz bohatera? – zagadnął prowokująco Sterling, rozbawiony rumieńcem widocznym na twarzy Jessiki.

– Przestań ze mnie kpić, mamy się zająć poważną sprawą – napomniała go łagodnie.

– W porządku. – McCallum wzruszył ramionami i westchnął. – Co zrobiłaś z dzieckiem?

– To dziewczynka o imieniu Jennifer – wyjaśniła Jessica.

– To porzucone dziecko!- rzucił gniewne Sterling.

Poddała się. Wiedziała, że McCallum z zasady traktuje bezosobowo tych, z którymi ma do czynienia jako zastępca szeryfa. Chłopcy, których musiał zatrzymywać, byli młodocianymi przestępcami. Porzucone dzieci – porzuconymi dziećmi. Wszyscy bez imion, bez tożsamości. Ten samotny i, jak się domyśliła, wrażliwy mężczyzna chronił się, przybierając maskę i pozę twardziela. Nie pozwalał nikomu się do siebie zbliżyć, w związku z tym nie otaczało go grono przyjaciół czy nawet znajomych, chociaż nie miał rodziny. Jessice było mu go szczerze żal, ale starała się tego nie okazywać.

W Whitehorn wszyscy wiedzieli, że miał matkę alkoholiczkę, a po jej aresztowaniu, a potem śmierci przerzucano go z jednej rodziny zastępczej do drugiej. Skryty, ostrożny, pełen zahamowań po przejściach z matką, jedynie z zewnątrz obserwował życie rodzinne, które i on mógłby mieć w innych okolicznościach.

– Znowu to robisz! – rzucił poirytowany.

Jessica spojrzała na niego pytająco łagodnymi brązowymi oczami.

– Szufladkujesz mnie – dodał. – Biedny sierota odsyłany od drzwi do drzwi.

– Chciałabym, żebyś przestał czytać w moich myślach. To bardzo denerwujące.

– A ja chciałbym, żebyś przestała się nade mną użalać – odgryzł się Sterling. – Nie potrzebuję litości. Jestem zadowolony ze swojego życia, takiego, jakie ono jest. Miałem trudny okres. I co z tego? Nie ja jeden. Jestem tu, żeby omówić sprawę, a nie dyskutować o mnie.

– Dobrze. – Jessica sięgnęła po dokumentację. – Dziecko zostało zabrane do miejskiego szpitala w Whitehorn i przebadane. Jest zdrowe, czyste i zadbane, liczy zaledwie dwa tygodnie. Zatrzymano je na obserwacji do jutra, potem zostanie podjęta decyzja w sprawie zapewnienia mu opieki do czasu zlokalizowania miejsca pobytu rodziców. Jutro wybieram się do tej dziewczynki i chciałabym, żebyś mi towarzyszył.

– Nie muszę go widzieć…

– Jej – wpadła mu w słowo Jessica. – Jennifer.

– …żeby zacząć poszukiwania jego rodziców – dokończył McCallum.

– Jej rodziców – skorygowała Jessica.

McCallum nawet nie mrugnął.

– Coś jeszcze? – spytał.

– Koło dziewiątej wyjdę z biura, żeby pojechać do szpitala – odparła. – Możesz się ze mną zabrać.

– Tym żółtym gruchotem?

– To jest furgonetka! – obruszyła się Jessica. – W dodatku bardzo przydatna, zważywszy na to, gdzie mieszkam.

McCallum wolał nie myśleć o zajmowanym przez Jessicę domu na pustkowiu, w dodatku położonym nad zatoczką, która wylewała przy każdym oberwaniu chmury. Nie do niego należało martwienie się o nią, dlatego że nie miała rodziny. Pod tym względem byli do siebie podobni, natomiast pod innymi…

– Możesz pojechać ze mną – zaproponował lekko zniecierpliwiony, podnosząc się z krzesła.

– Nie cierpię jeździć wozem patrolowym!

– To samochód jak każdy inny – zauważył Sterling.

– Oczywiście, z wystającymi antenami i migającym punktowo światłem. Każdy, kto nie jest ślepy, rozpozna w nim nieoznakowany wóz patrolowy.

Jessica wstała zza biurka. Czuła się nieswojo, kiedy siedziała przy górującym nad nią rosłym McCallumie. Naturalnie, i tak był znacznie od niej wyższy. Odgarnęła niesforny kosmyk, który wysunął się z węzła upiętego na czubku głowy. Beżowa garsonka dobrze leżała na jej szczupłej sylwetce, jednak nie podkreślała kształtów.

– Dlaczego upinasz włosy w ten sposób? – spytał znienacka McCallum.

– Rozpuszczone, opadałyby mi na oczy, kiedy pochylam się nad dokumentami – odpowiedziała, wskazując piętrzący się na biurku stos papierów. – Oprócz Candy mam tylko dwoje pracowników, a mimo to jednego chcą mi zabrać z powodu ostatnich cięć finansowych. Jestem zmuszona pracować w soboty, by nadrobić zaległości, i wciąż słyszę zarzuty, że wyrabiam za dużo nadgodzin.

– Brzmi znajomo – zauważył McCallum.

– Wiem. Wszyscy mają kłopot ze zmieszczeniem się w okrojonym budżecie. To jedna z wątpliwych przyjemności pracy w sektorze publicznym.

– Dlaczego nie wyjdziesz za mąż i nie pozwolisz, aby jakiś mężczyzna cię utrzymywał? – zapytał prowokacyjnie McCallum.

Jessica przechyliła zalotnie głowę i posłała mu uśmiech.

– Oświadczasz mi się, zastępco szeryfa? Czy ktoś cię mamił opowieściami o chlebie, który sama wypiekam?

– Nie nadaję się do żeniaczki. Nie potrzebuję żony ani dzieci.

Radosny wyraz twarzy Jessiki przygasł, ale resztki uśmiechu pozostały.

– Nie każdy chce mieć rodzinę – przyznała.

Nie kontynuowała rozmowy, bo jej uwagę zwrócił głośny dzwonek telefonu w sekretariacie, po którym odezwał się sygnał interkomu.

– Dzięki, że wpadłeś, do zobaczenia jutro rano – dodała, podnosząc słuchawkę.

Dom, w którym mieszkał McCallum, znajdował się na końcu szerokiej ślepej ulicy. Sąsiedzi go nie niepokoili swoimi sprawami, ale zdawał sobie sprawę, że czuli się bezpieczniej, wiedząc, że obok nich mieszka funkcjonariusz służby porządkowej. Niekiedy siadywał na ganku z puszką piwa w dłoni, napawając się pięknem okolicy i obserwując bawiące się i jeżdżące rowerami dzieci. Bywał mimowolnym świadkiem ich smutków i radości. Dostrzegał czułość jednych rodziców i zdumiewającą obojętność innych. Pozostawał jednak postronnym obserwatorem.

W jego własnym życiu także były wzloty i upadki, tyle że nie był za nikogo odpowiedzialny, jedynie za siebie. Był wolny, ale i sam. Ostatniej zimy zachorował na grypę. Rozpalony gorączką, leżał w łóżku przez ponad dobę, nie mając siły wstać, nie mówiąc o pójściu do kuchni i przygotowaniu sobie posiłku. Wtedy pomogła mu Jessica. Zaopiekowała się nim, mimo że burczał i marudził, iż nie chce, żeby baba kręciła się po domu i bałaganiła. Podała mu jedzenie i posprzątała, a przestała go doglądać codziennie dopiero wówczas, gdy się przekonała, że jest zdolny wstać z łóżka. Gdy wrócił do pracy, nie przestała się nim interesować i przywiozła mu rosół, aby się wzmocnił, jak stwierdziła.

Koledzy pokpiwali, że Jessica go żywi, więc poczuł się głupio i zamiast

podziękować jej za starania, okazał irytację. Niezależnie od tamtego incydentu, zachowywał wobec Jessiki dystans i był szorstki, ponieważ nie chciał ujawnić słabości, jaką do niej żywił. Trzeba przyznać, że dobrze mu to wychodziło.

Popijał piwo, oddając się wspomnieniom i głaszcząc dużego brązowo-czarnego dobermana Macka. Blisko rok temu na mieliźnie pobliskiej rzeki znalazł związany gruby worek, a w nim popiskującego rozpaczliwie szczeniaka. Wziął go do siebie, choć nie planował zatrzymać. Nie zdołał jednak znaleźć nikogo, kto chciałby się nim zaopiekować, a że nie miał serca go wyrzucić, nie pozostało mu nic innego, jak go zaadoptować.

Początkowo szczeniak okazał się nie lada wyzwaniem. Gdy podrósł, nauczył się po psiemu załatwiać potrzeby fizjologiczne. W domu nie odstępował swojego wybawcy na krok i Sterling szczerze go polubił. Zabierał go nawet do pracy, a także na polowania i wędkarskie wyprawy. Stali się nierozłączni.

Rozsiadł się wygodnie. Słońce już zaszło, dzieci poszły do domów. Panowała cisza, w której słychać było jedynie odgłosy spokojnego wiosennego wieczoru. Z ganku zszedł dopiero o jedenastej wieczorem. Właśnie zapalał światło, gdy rozległ się dzwonek telefonu.

– Tu Hensley – usłyszał, gdy podniósł słuchawkę. – Dostaliśmy zgłoszenie od Milesów, znowu awantura. To nasz rejon, więc musisz się tym zająć.

– Zdajesz sobie sprawę, że nie ma sensu tam jechać, prawda? – spytał McCallum. – Jerry Miles tłucze Ellen dwa razy w miesiącu, ale ona ani razu nie wniosła oskarżenia. Ostatnim razem pobił ich dwunastoletniego syna i nawet wtedy…

– Wszystko to wiem – wpadł mu w słowo szeryf.

– Oczywiście pojadę – zgodził się McCallum. – Cholernie szkoda, że nie możemy go zamknąć, dopóki jego żona nie złoży skargi, a nie zrobi tego, bo się go boi. Jeśliby go zostawiła, to prawdopodobnie pojechałby za nią i nie wiadomo, czym to by się skończyło. Znam takie przypadki, ty też.

– Pozostaje nam mieć nadzieję, że jednak otrzyma pomoc.

– Jessica próbowała interweniować, ale nic z tego nie wyszło – poinformował szeryfa McCallum. – Nie możesz wesprzeć ludzi, dopóki nie są gotowi zaakceptować zarówno pomocy, jak wynikających z tego konsekwencji.

Odłożył słuchawkę i udał się do domu Milesów, znajdującego się w odległości blisko pięciu kilometrów od Whitehorn. Nie uruchomił syreny, zajechał na podwórze i szybko wyłączył światła. Ze środka domu nie dochodził hałas. Obrzucił czujnym spojrzeniem posesję i spostrzegł zaparkowaną żółtą furgonetkę. Zmroziło go na myśl, że w środku jest Jessica.

Przyspieszył kroku, wszedł na ganek i zapukał do drzwi.

– Otwierać! – zawołał.

Po krótkiej chwili na progu stanęła Jessica; wyglądała na zmęczoną.

– Wszystko w porządku – powiedziała. – Padł nieprzytomny na łóżko. Ellen i Chadowi nic się nie stało.

McCallum wszedł do środka. Poczuł się niezręcznie na widok ludzi, których życie było zniszczone tak jak tania lampa, która leżała połamana na podłodze. Sofa była poplamiona, dywan miał wystrzępione brzegi. W oknach wisiały wyblakłe zasłony, a na ekranie małego telewizora, nastawionego na cały regulator, widać było popularny program rozrywkowy. Ellen siedziała na sofie, obejmując płaczącego syna, na którego policzku widniał świeży siniak.

– Jak długo jeszcze zamierza pani pozwalać, żeby chłopiec tak cierpiał? – zwrócił się do niej Sterling.

– Mąż zagroził, że jak przeze mnie trafi do więzienia, to zabije mnie, zanim tam wyląduje. Na pewno to zrobi. Kiedy ostatnim razem próbowałam uciec, zastrzelił naszego psa.

– On jest chory – zwróciła jej uwagę Jessica, zerkając z lękiem w stronę sypialni. – Bardzo chory. Alkoholizm może go zabić.

– Wiem, ale jest silnym mężczyzną – powiedziała beznamiętnym tonem Ellen, bezwiednie gładząc włosy syna. – On mnie kocha. Za każdym razem potem jest mu przykro.

– Nie jest mu przykro – oświadczył kategorycznie Sterling. – Lubi patrzeć, jak pani płacze. Rajcuje go, że pani się go boi.

– McCallum! – rzuciła ostro Jessica.

Zignorował ją i ukląkł przed Ellen, żeby móc patrzeć jej w oczy.

– Proszę mnie posłuchać. Moja matka była alkoholiczką. Kiedy trzeźwiała, zapewniała, że jej przykro. Raz rzuciła we mnie butelką i złamała mi rękę, a mimo to się śmiała. Tego dnia przestałem jej wierzyć. Wezwałem policję i zamknęli ją w więzieniu. Bicie skończyło się na dobre.

– Nie żałował jej pan? – Ellen otarła oczy. – Przecież to matka.

– Nie bije się z całej siły kogoś, kogo się kocha – odparł chłodno McCallum. – Będzie pani tak długo usprawiedliwiać męża, aż w końcu zabije pani syna?

– Nie zrobi tego! – Ellen przytuliła do siebie chłopca. – Kocha Chada. Mnie też. Zapomina o tym, jak sobie mocno popije, to wszystko.

– Jeśli coś zrobi dziecku, pójdzie pani do więzienia za współudział – ostrzegł McCallum. – Osobiście tego dopilnuję.

Ellen zbladła.

– Chad nie chce widzieć, jak jego tatuś idzie do więzienia – oświadczyła zdecydowanie. – Prawda, synku?

Chłopiec uniósł głowę.

– Niech idzie – odrzekł zdławionym głosem, patrząc wprost na zastępcę szeryfa. – Nie chcę, żeby dalej bił mamę. Próbowałem go powstrzymać i mnie uderzył. – Wskazał podbite oko.

– Zrobi nam coś naprawdę złego, jeśli pozwolę zabrać go do więzienia. – Ellen zaczęła się trząść. – Boję się go, potwornie się go boję!

– Są specjalne domy dla maltretowanych kobiet – wyjaśniła Jessica. – Załatwię pani tam miejsce. On nie zbliży się ani do pani, ani do Chada, a gdyby próbował, zostanie i za to aresztowany.

– Mam ciotkę w Lexington, w Kentucky – odparła po dłuższym zastanowieniu Ellen. – Jestem przekonana, że pozwoli mnie i Chadowi ze sobą zamieszkać. Mąż nie wie o ciotce, nigdy nas tam nie znajdzie.

– Czy tego właśnie pani chce? – spytała zdezorientowana Jessica.

Ellen obrzuciła taksującym spojrzeniem pokój, szacując szkody. W końcu jej wzrok spoczął na Chadzie.

– Już dobrze, synku – powiedziała. – Wszystko będzie dobrze. Zabiorę cię stąd. – Przeniosła spojrzenie na McCalluma i ruchem głowy wskazała sypialnię. – Nie mogę wnieść przeciwko niemu oskarżenia. Muszę uciec.

– Proszę się nie martwić – uspokoił ją Sterling. – On będzie długo spał, a potem nie będzie wiedział, gdzie panią znaleźć. Zanim rozpocznie poszukiwania, znowu się upije. Jak tylko w tym stanie siądzie za kierownicę, zaprowadzę go przed sędziego. Spędzi pewien czas w więzieniu, mając za sobą trzy wcześniejsze wyroki za jazdę po pijanemu.

– Dobrze. – Ellen wstała niepewnie z sofy. – Muszę tylko wziąć rzeczy…

McCallum radiowozem zawiózł Chada i Ellen na dworzec. Jessica pojechała za nimi furgonetką. We dwójkę dopilnowali, żeby matka i syn znaleźli się bezpiecznie w autobusie, i zaczekali, aż autobus zniknie im z oczu.

Sterling spojrzał na zegarek. Minęła północ, ale nie czuł się senny, ponieważ wciąż był podenerwowany niedawną interwencją. Tymczasem Jessica podeszła do furgonetki, żeby ją uruchomić, ale auto nie odpaliło.

– Dzięki za pomoc – zwróciła się do McCalluma. – Zrobiło się bardzo późno. Pora wracać do domu. Mógłbyś mnie podwieźć? Furgonetka znowu odmówiła posłuszeństwa.

– Oczywiście. Rano wyślę kogoś, żeby ją naprawił i przyprowadził pod ośrodek.

– Dzięki – odparła i odetchnęła z ulgą.

McCallum wziął ją za łokieć i milcząc, skierował w stronę czynnego przez całą noc budynku dworca. Wiedział, że wewnątrz znajduje się niewielki lokal, gdzie można się napić kawy i zjeść pączka. Weszli do środka. Na widok barku Jessicę ogarnęło zdziwienie. Zwykle McCallum nie mógł się doczekać, żeby się jej pozbyć, a teraz zaproponował wspólne wypicie kawy. Nie miała pojęcia, czego się w tej niecodziennej sytuacji spodziewać, niemniej się ucieszyła.

[1] Szeryf – wybierany przez mieszkańców na 4 lata funkcjonariusz sił porządkowych, któremu podlegają także więzienia. W biurze szeryfa są zatrudnieni jego zastępcy, koroner oraz dyspozytor (przyp. red.).

Tytuł oryginału: Rogue Stallion

Pierwsze wydanie: Harlequin Books, 1994

Redaktor serii: Dominik Osuch

Opracowanie redakcyjne: Barbara Syczewska-Olszewska

Korekta: Lilianna Mieszczańska

© 1994 by Diana Palmer

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2017

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gwiazdy Romansu są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-3421-4

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.