Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity - Ewa Stusińska - ebook

Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity ebook

Ewa Stusińska

3,9

Opis

Gdy z początkiem lat dziewięćdziesiątych szeroko otwarły się w Polsce wrota kapitalizmu, do szarej rzeczywistości wdarła się zachodnia frywolność i kolorowa obietnica seksualnego spełnienia. Zniknęła cenzura, lecz nikt nie wyjaśnił, co wolno, a czego nie wypada, ani gdzie przebiega granica między erotyką a pornografią.

VHS-y, sekstelefony, erotyczne anonse. Pornoimperia i pierwsze sex-shopy. Choć nowych form przeżywania seksualności pojawiło się wiele, doświadczenie całego pokolenia nie wystarczyło, by filmy, zdjęcia i literatura porno stały się jawną częścią polskiej kultury. Zabrakło odwagi, byśmy jako społeczeństwo przyznali, że pornografia jest elementem naszego życia. A jednak bawiliśmy się dobrze.

„Miła robótka” Ewy Stusińskiej to nietuzinkowa kronika czasów przełomu. Czasów, gdy pod ladą każdej wypożyczalni ukrywano segregator pełen wytartych okładek filmów porno, w słuchawce po wykręceniu 0-700 kusiły ponętne głosy, w domach kultury przy ptysiu i paluszkach organizowano pokazy erotyków, a pozornie niewinne „pani pozna pana” wyczytane w dziale ogłoszeń było zaproszeniem do eksploracji nowych obszarów seksualnej wolności.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 262

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (265 ocen)
72
116
52
22
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Youngblood0891

Nie oderwiesz się od lektury

Dobrze napisane, życiowe. Autorka fajnie opisała temat, nie potraktowała go jak wstęp do doktoratu.
10
grzeju

Nie oderwiesz się od lektury

Książka na raz. Dosłownie. Idealna długość, na pierwszej randce mieści się cała;) A na serio. Po pierwsze: świetne pióro. Lekkość, żwawość, żart i brak nadęcia. Po drugie (choć powinno być pierwszym): kapitalny research. Widać, że Stusińska wie o porno więcej niż niemal wszyscy razem wzięci pornofascynaci. Trzy. Jej treść przyswaja się lepiej niż białko na siłowni. Rozmowy z profesjonalistami, amatorami, do tego celnie przytoczone cytaty i dobrze opowiedziane historie. Czy można o temacie napisać więcej? Na pewno można. I na pewno autorka jeszcze niejednokrotnie napisze. A ja przeczytam. Dodaję Ewę Stusińską na swoją półkę odkryć tego roku.
00
beepbeep69

Z braku laku…

zbiór nieciekawych na dłuższą metę ciekawostek
00
ponitka

Nie oderwiesz się od lektury

O pornografii merytorycznie i z dystansem. Doskonała lektura, fantastyczna, merytoryczna analiza zjawiska.
00
kukis

Dobrze spędzony czas

Świetny reportaż o czasach transformacji.
00

Popularność




W serii ukazały się ostatnio:

Lars Berge Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo

Jelena Kostiuczenko Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji

Jacek Hołub Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera

Lene Wold Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę

Wolfgang Bauer Nocą drony są szczególnie głośne. Reportaże ze stref kryzysu

Filip Skrońc Nie róbcie mu krzywdy

Maciej Czarnecki Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym (wyd. 2)

Karolina Baca-Pogorzelska, Michał Potocki Czarne złoto. Wojny o węgiel z Donbasu

Maciej Wasielewski Jutro przypłynie królowa (wyd. 2)

Anna Sulińska Wniebowzięte. O stewardesach w PRL-u (wyd. 2)

Anna Sulińska Olimpijki

Wojciech Górecki, Bartosz Józefiak Łódź. Miasto po przejściach

Lidia Ostałowska Farby wodne (wyd. 2)

Albert Jawłowski Miasto biesów. Czekając na powrót cara

Peter Pomerantsev Jądro dziwności. Nowa Rosja (wyd. 2)

Ilona Wiśniewska Hen. Na północy Norwegii (wyd. 2)

Swietłana Aleksijewicz Ostatni świadkowie. Utwory solowe na głos dziecięcy (wyd. 2)

Patrick Radden Keefe Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Zbrodnia i pamięć w Irlandii Północnej

Piotr Lipiński Kroków siedem do końca. Ubecka operacja, która zniszczyła podziemie

Karolina Przewrocka-Aderet Polanim. Z Polski do Izraela (wyd. 2 zmienione)

Katarzyna Surmiak-Domańska Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość (wyd. 2 zmienione)

Ludwika Włodek Gorsze dzieci Republiki. O Algierczykach we Francji

Peter Robb Sycylijski mrok (wyd. 2)

Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi, pod red. Małgorzaty Nocuń (wyd. 2)

Elizabeth Pisani Indonezja itd. Studium nieprawdopodobnego narodu (wyd. 2)

Barbara Seidler Pamiętajcie, że byłem przeciw. Reportaże sądowe (wyd. 2)

Tomasz Grzywaczewski Wymazana granica. Śladami II Rzeczpospolitej

Jacek Hołub Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci (wyd. 2)

Piotr Lipiński Cyrankiewicz. Wieczny premier (wyd. 2)

Birger Amundsen Harald. Czterdzieści lat na Spitsbergenie

Swietłana Aleksijewicz Cynkowi chłopcy (wyd. 4)

Małgorzata Sidz Kocie chrzciny. Lato i zima w Finlandii (wyd. 2)

W serii ukażą się m.in.:

Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji (wyd. 2)

Andrzej Brzeziecki, Małgorzata Nocuń Łukaszenka. Niedoszły car Rosji (wyd. 2 zmienione)

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Projekt okładki Agnieszka Pasierska

Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś / d2d.pl

Fotografia na okładce © by Wojciech Druszcz / Agencja Gazeta

Copyright © by Ewa Stusińska, 2021

Opieka redakcyjna Jakub Bożek

Redakcja Magdalena Budzińska

Korekta Karolina Górniak-Prasnal, Iwona Łaskawiec

Skład Alicja Listwan / d2d.pl

Skład wersji elektronicznej d2d.pl

ISBN 978-83-8191-186-3

Hollywood produkuje rocznie około czterystu filmów, podczas gdy przemysł pornograficzny – od dziesięciu do jedenastu tysięcy. Każdego roku siedemset milionów filmów porno wypożycza się na wideo lub DVD […]. Przychody z pornografii wynoszą od dziesięciu do czternastu miliardów dolarów rocznie. Liczba ta, jak zauważył krytyk „New York Timesa” Frank Rich, jest nie tylko większa od przychodów z kina; jest większa niż dochody z profesjonalnego futbolu, koszykówki i baseballu razem wziętych […]. Pornografia nie jest już tylko „wydarzeniem towarzyszącym” – stała się „głównym programem”.

Linda Williams, Porn Studies. Proliferating Pornographies On/Scene

Żyjemy w spornografizowanej kulturze i nie mamy najmniejszego pojęcia, co to znaczy dla nas, naszych relacji i naszego społeczeństwa.

Pamela Paul, Pornified. How Pornography is Transforming Our Lives, Our Relationships, and Our Families

Bezbronność kultury objawia się w tym także, że unika ona samooceny. W sztuce współczesnej trwa pornograficzny wyścig efektów, a ludzie, na których spoczywa obowiązek myślenia, nie wiedzą, co z tym robić. Zastanawia też brak rzeczowej rozmowy na temat społecznego miejsca pornografii. Grzebią się w niej ci, co machinalnie – podnieceni lub znudzeni – połykają obrazek po obrazku. Inni milczą: wstydząc się, gorsząc, niezdolni do ogarnięcia wyobraźnią tego, co się w masowej kulturze z erotyką stało.

Andrzej Osęka, Kultura czasu porno

Idea „porno” jest kulturową abstrakcją: dla jednego to konkretne strony, zapytania w wyszukiwarce i somatyczne wspomnienia, ale dla innych tylko niejasna groźba migocząca w ciemności.

Emily Witt, Seks przyszłości. Nowa wolna miłość

Sąd nad świerszczykiem

W 2018 roku kultowy „Twój Weekend” trafił na aukcję internetową. Pismo już od dawna zmagało się z problemami finansowymi, właściciel próbował sprzedać je Pink Pressowi (wydawcy „Nowego Wampa”), ale ponieważ całą prasę pornograficzną od wielu lat toczyła śmiertelna choroba, „Twój Weekend” skończył na Allegro. Kilka miesięcy później, dokładnie w Dzień Kobiet, ogłoszono, kto magazyn zakupił… by widowiskowo go zamknąć. Zrzuciły się Gazeta.pl, bank BNP Paribas, Wavemaker Polska, Mastercard oraz Papaya Films i 8 marca 2019 roku do kiosków w całym kraju trafił ostatni numer pisma w zupełnie nowej odsłonie. „48 stron bez seksizmu” – głosił napis na okładce, a ubrane na czarno, śmiertelnie poważne Ewa Kasprzyk, Orina Krajewska i Joanna Jędrzejczyk patrzyły z niej dumnie na czytelnika. W środku – zamiast tradycyjnych nagich pań – znalazły się opowieści wpływowych kobiet, reportaż z porodu, rozmowy o gender gap w biznesie, artykuły o walce z molestowaniem.

Ostatni „Twój Weekend” wywołał szum medialny i stał się naturalnym kandydatem do nagrody za rebranding roku. Tak też się stało – jako pierwszy polski produkt w siedemdziesięcioletniej historii festiwalu Cannes Lions zdobył aż pięć nagród. A mnie zastanawiało tylko jedno: czy naprawdę „48 stron bez seksizmu” musiało być 48 stronami bez seksu? Czy jedynym poprawnym politycznie wyborem jest dziś zamknięcie wszystkich magazynów porno i oddanie pola pornografii internetowej, pozostającej w rękach anonimowych amatorów lub światowych gigantów hardcore’u? Czy nie warto powalczyć o lepsze standardy przedstawiania ludzkiej seksualności (tak słownego, jak i wizualnego), przejąć i odzyskać to, co jest dla nas wszystkich ważną częścią życia? Bo pornografia to po prostu pokazywanie seksu, stare jak pompejańskie freski i zróżnicowane jak strofy Żywotów kurtyzan Aretina czy kadry z Imperium zmysłów Oshimy. A odbiorcy pornografii to nie tylko obleśni panowie z wąsem, ale także kobiety, nie tylko sfrustrowani kawalerowie, ale także szczęśliwe pary szukające urozmaicenia w sypialni, nie tylko oni, ale również my. Czy rzeczywiście chcemy się godzić na podwójne standardy, zamykać polskie pisma (które można by przecież kontrolować, zmieniać) i pozostawić porno – Pornhubowi? To prawda, że w czasach internetu drukowane magazyny i tak nie miałyby szans: w PRL-u oficjalnie zakazywane przez władze, dziś coraz trudniej dostępne z powodu stopniowego zamykania kanałów dystrybucji (Żabki, Empiki, stacje benzynowe), których właściciele odeszli od sprzedaży pornografii, by zyskać u rządzących punkty za „moralność”. Świerszczyki – krytykowane przez wiele środowisk za propagowanie przemocy wobec kobiet, przedstawianie negatywnego obrazu seksu, stanowienie zagrożenia dla dzieci i rodziny, wreszcie za siermiężność i brak gustu – za cichym przyzwoleniem reszty społeczeństwa zostały skazane na wymarcie i zapomnienie. Albo wchłonięte przez pajęczą sieć internetu. Nikt nie stanął w ich obronie.

I wtedy przypomniałam sobie moją rólkę w szkolnym teatrzyku. Spektakl miał tytuł Mucha przed sądem i opowiadał o rozprawie przeciwko temu dość paskudnemu insektowi, w której bierze udział cała owadzia społeczność. Musze zarzuca się brzydotę, roznoszenie chorób i składanie jaj w niegodnych warunkach – gdyby nie proces, niechybnie skazano by ją na śmierć. W czasie przesłuchań kolejnych świadków okazuje się jednak, że wprawdzie mucha roznosi zarazki, ale nie ma na to wpływu – gdyby ludzie przestrzegali zasad higieny, bez trudu mogliby się przed nimi bronić; że owszem, wychowuje dzieci „na odchodach”, ale jest to dla tego gatunku najlepsze środowisko do rozwoju i wyraz troski o przeżycie larw, i tak dalej. Ta bajka autorstwa Joanny Gutowskiej i Mirosława Huszcza nauczyła mnie, że rzeczy często nie są takie, jakie się wydają, i że absolutnie wszystkim należy się sprawiedliwy proces.

W szkolnym przedstawieniu nie grałam wprawdzie muchy ani jej obrończyni, nie byłam sędzią ani żadnym z owadów, który przemawiał o pożytkach muchy dla robaczego społeczeństwa. Byłam mało atrakcyjną postacią – dużym żukiem, który w trakcie rozprawy pokrzykuje coś pod nosem, bo porusza go stronniczość oskarżających i niedopuszczenie do głosu oskarżonej. Na swój sposób nieśmiało broniłam wtedy muchy, a dziś historia „Twojego Weekendu” sprawiła, że zainteresowałam się świerszczykami. Choć napisałam doktorat o literaturze pornograficznej, w którym udowodniłam, jak zróżnicowanym gatunkiem jest pornografia, na dobrą sprawę niewiele wiedziałam o magazynach dla dorosłych. Kojarzyłam kilka najgłośniejszych tytułów, jak „Wamp” czy „Cats”, pamiętałam numery chowane po kątach przez wuja Andrzeja, znałam lepkie historie moich kolegów, ale nigdy nie sądziłam, że sama zainteresuję się czasopismami pornograficznymi. Do czasu.

Świerszczyk polski (Acheta polonicus)

Polski gatunek magazynu pornograficznego z rodziny świerszczowatych. Występuje na obszarze całego kraju. Blisko spokrewniony z magazynem erotycznym, często hodowanym w dużych koncernach wydawniczych, również w Polsce. Większość badaczy – ze względu na duże podobieństwo – sugeruje nieodróżnianie obu gatunków.

Samce świerszczyka polskiego osiągają od dwustu do trzystu trzydziestu milimetrów wysokości oraz od stu czterdziestu do dwustu trzydziestu milimetrów szerokości, do tego najczęściej dochodzi okrywające całe ciało folidełko. Pojedynczy okaz żyje od kilku do kilkunastu miesięcy. W sprzyjających warunkach może przetrwać nawet kilkanaście lat („Twój Weekend”, „Playboy”). Samice nie występują w Polsce wcale, na świecie niezmiernie rzadko – w Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii spotykane są pojedyncze podgatunki z rodziny tamtejszych świerszczyków („Playgirl”).

Wystąpienie pierwszego polskiego podgatunku o nazwie „Eroticon” notuje się w 1923 roku. Najliczniejsza populacja świerszczyka polskiego przypada jednak na lata dziewięćdziesiąte XX wieku, kiedy istniało ponad osiemdziesiąt podgatunków[1]. Część przybyła do Polski z Czech, Holandii i ze Szwecji, ale zdecydowana większość była rodzima.

Jak wszystkie świerszczowate świerszczyk polski prowadzi głównie nocny tryb życia i licznie zamieszkuje ludzkie siedliska. Stanowi gatunek pospolity, a jego główną aktywnością jest spółkowanie.

Na Czerwonej liście zwierząt ginących i zagrożonych w Polsce świerszczyk polski sklasyfikowany został w kategorii CR (gatunki skrajnie zagrożone).

Wykaz uwzględnionych podgatunków:

EX – podgatunki wymarłe

„Adam”

„Alexxx”

„Amator Sex”

„Bazar”

„Bravo Boys”

„Cats”

„Ciało, Seks, Pornografia”

„Erotop”

„Erotyczny Detektyw”

„Erotyczny Donosiciel”

„Erotyka w Literaturze i w Życiu”

„Erotyka Wczoraj, Dziś i Zawsze”

„Escort”

„Euro Men Journal”

„Facet”

„Film X Hit”

„Foto Akt”

„Gazeta Towarzyska”

„Gejzer”

„Goniec Aferalny”

„High Quality – Kabaret”

„High Society”

„Hustler”

„Imperium Sexu”

„Inaczej”

„International No 1 Magazyn”

„Intim & Kontakt”

„Magazyn Foto Sex”

„Markiz”

„Max”

„Maxim”

„MEN!”

„Nago”

„Natura, Naturyzm”

„Night Society”

„Nowy MEN!”

„Nowy Wamp

„Nowy Wamper”

„Odloty”

„Okay”

„On i On”

„One To Lubią”

„Pan”

„Panorama Seksu”

„Peep Show”

„Penthouse”

„Playstar”

„Playtboy”

„Polki Prywatnie”

„Polki w Łóżku”

„Polskie Dziewczyny”

„Poradnik Erotyczny”

„Przez Dziurkę”

„Raport”

„Seks Afrodyta”

„Seks Donosiciel”

„Seks Kontakt Magazyn”

„Seksrety”

„Sex Fantasy”

„Sex i Ty”

„Sex Live”

„Sex Player”

„Sex Randka”

„Sexi Magazyn”

„Sexi-Poradnik”

„Sexodrama”

„Sexola”

„Sexolatki”

„Sextra”

„Sextrem”

„Sexy Stars”

„Sexy Top”

„Soft”

„Striptiz”

„Super Wamp”

„Ściśle Prywatne”

„Teraz 18”

„Topless”

„Turbo CD”

„Twoje Życie Intymne”

„Video Show”

„Wamp”

„Wamper”

„Wenus”

EXP – podgatunki zanikłe lub prawdopodobnie zanikłe w Polsce

„Bum Seks”

„CKM”

„Nightlife”

„Playboy”

„Sex Appeal”

„Top Secret”

„Twój Weekend”

CR – podgatunki skrajnie zagrożone

„Eroticon”

„Nowy Wamper”

„Polski Seks”

„Polski Wamper”

„Ściśle Prywatne”

„Wamper Plus”

Zaskoczyło mnie, jak bardzo złożonym i różnorodnym gatunkiem okazał się świerszczyk polski. Na dobrą sprawę nie znalazłam jednak żadnego naukowego opracowania dotyczącego tej polskiej rodziny, jej przedstawicieli, ich cech specyficznych i zwyczajów (w przeciwieństwie do rodzimego piśmiennictwa istniała za to bogata literatura anglojęzyczna poświęcona amerykańskiemu „Playboyowi” czy „Hustlerowi”). Nie brakowało natomiast publikacji – jeśli mogę jeszcze przez chwilę pozostać przy tej biologicznej metaforze – o drapieżnictwie świerszczowatych (zwłaszcza samców wobec samic, co zdaniem wielu autorów i autorek zagraża całej populacji), a także o konieczności utrzymywania bioróżnorodności, nawet za cenę tolerowania pewnych negatywnych zjawisk. To mi jednak nie wystarczyło. Postanowiłam dowiedzieć się więcej o polskich świerszczykach.

Podobnie jak muszki owocówki zawiodły Alfreda Kinseya do badania zwyczajów seksualnych człowieka, tak świerszczyki zaprowadziły mnie w niespodziewane rejony. W lata osiemdziesiąte i dziewięćdziesiąte XX wieku, czasy transformacji, upadku cenzury i prób stanowienia nowego prawa, epokę niezwykłej produktywności Polaków, wszechobecnej chałtury, kiczu, chałupnictwa, ale też luksusu i milionowych biznesów, dekady łatwych pieniędzy i rzesz wykluczonych z gospodarczego „cudu”. Wycieczka w tę niedaleką przeszłość uświadomiła mi, jak niewiele naprawdę pamiętamy z tego okresu, choć miał tak ogromny wpływ na model polskiego kapitalizmu, polskiej konsumpcji i kultury wizualnej. Podczas gdy w latach osiemdziesiątych drukowana albo filmowana golizna przyjeżdżała zza żelaznej kurtyny w bagażnikach samochodów lub pod pokładami statków i była do kupienia spod stolika na bazarze, zaledwie dekadę później błyskawicznie przeniknęła do oficjalnej kultury, języka reklamy, telewizji, rozmowy. W latach dziewięćdziesiątych świerszczyki wychodziły już w kilkudziesięciotysięcznych nakładach, kasety wideo sprzedawały się po kilkaset tysięcy sztuk, a hasło „sex” jako najpopularniejszy temat w wyszukiwarkach wpisał pierwszy milion polskich internautów.

Gdy w marcu 1989 roku, podczas obrad okrągłego stołu, zapowiedziano zniesienie cenzury, wystarczyło zaledwie kilka tygodni, aby mimo pełnego zakazu pornografii pojawiły się w kioskach pierwsze gazety „erotyczne”, a w ciągu kilkunastu miesięcy przybyło nawet kilkadziesiąt kolejnych tytułów. W całym kraju jak grzyby po deszczu wyrastały sex shopy i peep showy, mnożyły się wypożyczalnie kaset wideo, w których ważniejsze niż oscarowi zwycięzcy okazywały się filmy ukryte za zasłonką od prysznica. Gdy 11 kwietnia 1990 roku sejm formalnie zlikwidował Główny Urząd Kontroli Publikacji i Widowisk oraz zmienił prawo prasowe – wyłącznie usankcjonował stan faktyczny. Taka ekspansja pornografii nie była jedynie wynikiem pojawienia się mediów prywatnych, niekontrolowanych przez aparat państwowy. Któż nie pamięta Sexplozji na RTL7 albo Różowej landrynki na Polsacie? Jednak to zwłaszcza zwykli ludzie szybko zaczęli fotografować, nagrywać i opisywać seks, często dla przyjemności, nie dla zysku. Pornografia zawsze rozwijała się przede wszystkim dzięki nowym technologiom, a te, które wykorzystywano do rozpowszechniania treści erotycznych, zapewniały zwrotnie popularność swoim nośnikom – w latach dziewięćdziesiątych było tak z kasetami VHS, później z płytami CD i DVD, wreszcie z internetem. Choć od dłuższego czasu porno przeciekało do Polski drobnymi strumykami, dopiero transformacja ustrojowa zerwała tamę. Pornografia przestała być czymś obcym, wniknęła głęboko do naszej wyobraźni i naszych relacji. W tym sensie dogoniliśmy Zachód.

Już był w ogródku, już witał się z gąską…

Tymczasem w 1998 roku amerykańską branżę pornograficzną szacowano na blisko dziesięć miliardów dolarów rocznie (Forrester Research w Cambridge, Massachusetts[2]). Już wtedy była bardziej dochodowym biznesem niż futbol, koszykówka i baseball razem wzięte. Amerykanie wydawali na nią rocznie więcej niż na bilety do kina, a nawet więcej niż na koncerty, występy i przedstawienia. Jak komentował jeden z producentów filmów porno: „Zdaliśmy sobie sprawę, że siedemset milionów wypożyczeń rocznie nie może wynikać wyłącznie z tego, że milion zboczeńców zamawia po siedemset filmów w ciągu roku”[3]. Pornografia przestała być jedynie zjawiskiem towarzyszącym oficjalnej kulturze. Stała się jej głównym nurtem. W 2008 roku wartość branży przekroczyła dwadzieścia pięć miliardów dolarów. Ze swoim własnym systemem gwiazd, wielkimi wytwórniami, targami i nagrodami filmowymi, wydawnictwami i prasą branżową San Fernando Valley – siedziba przemysłu porno – stała się, jak donosił „New York Times”, lustrzanym odbiciem wzgórz Hollywood.

W Polsce w 2007 roku, kilkanaście lat po transformacji, produkcja materiałów dla dorosłych szacowana była zaledwie na mniej więcej sto, sto dwadzieścia milionów złotych[4]. Jak to możliwe przy tak ogromnym popycie na pornografię w latach dziewięćdziesiątych? Czyżby po powodzi wezbranych pragnień nastąpiła posucha? Polacy i Polki wyszumieli się i powrócili na łono katolickiej monogamicznej rodziny? Nic na to nie wskazuje. Wedle corocznych raportów Pornhub.com, największego portalu z pornografią w internecie, jesteśmy od lat w pierwszej dwudziestce krajów najczęściej zaglądających na strony amerykańskiego giganta. Według badań profesora Zbigniewa Izdebskiego z 2004 roku do oglądania treści pornograficznych lub erotycznych w internecie przyznawało się trzydzieści dziewięć procent ankietowanych, a do przypadkowego trafienia na podobne treści aż sześćdziesiąt procent internautów[5]. Co z tymi, którzy notorycznie nie przyznają się do praktyk onanistycznych? Albo z tymi, którzy wybierają bardziej tradycyjne materiały, jak świerszczyki czy filmy na płytach DVD, zakupione w sex shopie? Wszak dostęp do internetu miało wtedy zaledwie sześć i pół miliona osób. Powód słabości finansowej branży musiał być inny. Wróćmy więc do lat dziewięćdziesiątych.

Chichot i pruderia

W Kilku uwagach o rozkoszy, krótkometrażowym dokumencie Marii Zmarz-Koczanowicz i Piotra Morawskiego, w którym autorzy sportretowali początki polskiej branży porno w latach dziewięćdziesiątych, sprzedawczyni z sex shopu dumnie prezentuje asortyment sklepu: „A tego afrodyzjaku jako pierwsza używała sama bogini Afrodyta”. Chwilę później przechodzący obok mężczyzna krzyczy do ekipy filmowej: „Będziecie potępieni!”. W tym krótkim filmie twórcy pokazali całą skalę polskich postaw i emocji towarzyszących pornografii. Z jednej strony – światowość i duma. Z drugiej – gniew i oburzenie. Najczęściej jednak – niepewność i wahanie: czy przekroczyć próg sklepu? Czy sięgnąć po owoc już nie zakazany, ale jeszcze nie dozwolony? I chichot – jak pisał Tadeusz Sobolewski – nasza specjalność, odwrotna strona polskiej pruderii[6]. Już wtedy Zmarz-Koczanowicz i Morawski trafili w czuły punkt polskiej debaty o seksualności.

„Historia polskiego porno pokazuje rzeczywistość, w której rozpadły się nagle wszystkie hierarchie. Nawet osoby z wysokim kapitałem kulturowym oślepiało to, co przychodziło z Zachodu. Skoro na Zachodzie produkuje się i ogląda porno, to znaczy, że wypada je oglądać”[7] – mówił Mirosław Filiciak i podawał przykład nauczycieli z małego polskiego miasteczka, którzy zorganizowali dla znajomych w szkolnej świetlicy pokaz pornografii z przekąskami. Dziś już prawie o tym nie pamiętamy – albo raczej pamiętamy niewyraźnie, widmowo, jak o wielu innych duchologicznych fenomenach czasu przełomu, z którego wspomnienia zniekształcają się i mutują pod naciskiem nakładających się na pamięć warstw informacji[8]. Niemniej – trzeba to podkreślić – na początku lat dziewięćdziesiątych kontakt z pornografią był doświadczeniem powszechnym, masowym, jawnym i kolektywnym. Niejasne były bowiem wówczas granice między dobrym a złym, pięknym a grzesznym. Zniknęła cenzura, ale nikt nie wyjaśnił, co wolno. W rezultacie pornografia stała się ogólnodostępną i demokratyczną rozrywką. Zjawiskiem zróżnicowanym w formie, rozmaitym, jeśli chodzi o sposoby produkcji i konsumpcji, dalekim od dzisiejszego stereotypowego filmiku na Pornhubie. Dopiero kilka lat później jej odbiór przestał być tak otwarty i szczery. Doświadczenie całego pokolenia nie wystarczyło, by filmy, zdjęcia i literatura porno stały się jawną częścią polskiej kultury, by prywatne stało się publicznym. Zabrakło cywilnej odwagi, byśmy jako społeczeństwo przyznali, że pornografia jest elementem naszego życia. Zamiast zrozumienia i obrony tej nowo uzyskanej swobody, zamiast edukacji i rzetelnej debaty, która pozwoliłaby wyznaczyć granice i określić normy, wybraliśmy hipokryzję. Wykorzystali to obrońcy moralności, wrzucając do jednego worka pornografię soft i hard, ofertę świerszczyków przeznaczonych dla świadomych dorosłych i nielegalny dostęp do erotyki dla dzieci, uczciwy biznes i przestępstwa na tle seksualnym. Wraz z rozpoczęciem „wojen kioskowych” pornografii przyprawiono w Polsce wykrzywioną gębę.

Polacy – po krótkim zachłyśnięciu się wolnością w latach dziewięćdziesiątych – nie zrezygnowali bynajmniej z dostępu do pornografii. Po prostu wypchnęli ją z ojczyzny, by ukradkiem na zagranicznych stronach wpisywać „polish”, „mother” albo połączenia tych dwóch świętych słów, które obok „polska” i „polskie porno” pozostają najpopularniejszymi frazami wpisywanymi do wyszukiwarek Pornhuba przez użytkowników z naszego kraju[9]. Nie zrezygnowaliśmy z pornografii, tylko wybraliśmy jej najtańszą, kapitalistyczną, fastfoodową wersję – korzystanie z przemysłu, nad którym nie mamy żadnej kontroli. Umyliśmy ręce, oczyściliśmy katolickie sumienia, przerzuciliśmy odpowiedzialność na innych. W rezultacie polska branża porno okopała się gdzieś na granicy szarej strefy i w zadziwiający sposób wciąż tam trwa – każdego roku wypuszcza na rynek kilka magazynów, produkuje filmy, rejestruje kolejne spółki zajmujące się „rozrywką” i osiąga znaczne dochody z eksportu seksgadżetów, choć rzekomo nikt z tego wszystkiego nie korzysta.

Nie będę występowała jako obrończyni porno, bo ma ono zbyt wiele za uszami[10]. Chcę jednak zniuansować dość schematyczny wizerunek tej branży i pokazać brawurową historię jej pierwszych kilkunastu lat w Polsce. Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze warto obalić część funkcjonujących do dziś stereotypów, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością, na przykład:

• Istnieje typowy konsument pornografii.

• Istnieje typowy producent pornografii.

• Istnieje granica między erotyką a pornografią.

• Erotyka jest dla kobiet, a pornografia dla mężczyzn.

• Pornografia wyłącznie uprzedmiotawia kobiety.

• Pornografia jest w Polsce kulturowo obca.

W każdym z rozdziałów omawiam więc jeden z aspektów funkcjonowania polskiego rynku porno (zniesienie cenzury, sposób traktowania kobiet, różnica między „damską” erotyką a „męską” pornografią) i pokazuję, że dominująca narracja często mija się z faktami.

Po drugie warto także przedstawić szerszy kontekst polskiej pornografii – jej związek z przemianami społecznymi, historycznymi, obyczajowymi i ekonomicznymi. Gdy spojrzymy uważnie, polskie porno może się bowiem okazać pars pro toto polskiego wolnego rynku, a nawet kapitalizmu jako takiego. Na początku było symbolem „zgniłego Zachodu”, krytykowanego przez władzę i upragnionego przez obywateli, którzy wiązali z nim nadzieje na obyczajową wolność i nieskrępowaną konsumpcję. Obecnie stało się przemysłem jak każdy inny – podporządkowanym chęci zysku i rządzonym twardymi prawami marketingu, a prostą satysfakcję z seksu zastąpiły przymus posiadania idealnego ciała i osiągania wyśrubowanych łóżkowych sukcesów. Jednak w latach dziewięćdziesiątych nikt nie przeczuwał, że tak się to wszystko potoczy. Mimo to na poziomie praktyk społecznych czy ekonomii moralnej jesteśmy w tamtych czasach zadłużeni – mówił w kontekście kaset wideo Mirosław Filiciak[11] – a wątek pornograficzny wdzięcznie tę obserwację ilustruje.

Po trzecie, trzeba pokazać, że mimo całej swojej banalności, kiczowatości i stereotypowości pornografia dała Polakom i Polkom wiele upragnionej swobody i zwykłej frajdy. Bywała przestrzenią odwagi, ekspresji, zachwytu i emancypacji. W pionierskich latach miała niekiedy większe ambicje, z pewnością zaś – występowała w rozmaitych odmianach i z różnych źródeł czerpała inspiracje. Omawiam je na przykładzie działalności Teresy Orlowski i Sławka Starosty, intelektualnych aspiracji „Hustlera”, progresywnych skandynawskich wzorców w „Cats” czy komunikacyjnej i społecznej roli, jaką odegrały w Polsce anonse towarzyskie.

Po czwarte, nie brakuje w publicystyce, nauce i reportażu prac poświęconych grzechom pornografii. I z całą mocą pragnę jeszcze raz podkreślić – nie chcę ich podważać, ale nie chcę też ich powtarzać. Zdecydowałam się na odmienne ujęcie, bo pornografia miała, ma i może mieć inne, pozbawione przemocy oblicze. A przede wszystkim dlatego, że kontakt z pornografią, korzystanie z niej były, są i będą naszym powszechnym doświadczeniem. Dlatego zanim ostatni świerszczyk i ostatnia wypożyczalnia kaset wideo zostaną zamknięte, spróbujcie zajrzeć do starego pornosa między wierszami – czy raczej między ciałami. Albo przypomnijcie sobie wasz pierwszy kontakt z pornografią.

Słodka Sharon[12]

To był sylwester 1998 roku. Rodzice pozwolili mi go spędzić u przyjaciółki z podstawówki. Jej rodzice poszli na bal, więc zostałyśmy same. Wcześniej postanowiłyśmy kupić dużo dobrego jedzenia i zrobić sobie confetti, które podpatrzyłyśmy w telewizji. Nie było jak tego kupić w sklepie, więc przez tydzień przed Nowym Rokiem dziurkowałyśmy stare gazety, a kropki z dziurkacza wrzucałyśmy do woreczka. W noc sylwestrową dokładnie o godzinie 12.00 rzuciłyśmy w siebie tym domowym „confetti”. Wystarczyło dziesięć sekund i cały pokój był w kolorowych kropkach. Wyciągnęłyśmy odkurzacz, ale ten po chwili się zepsuł… Rodzice przyjaciółki mieli wrócić za cztery godziny, nie pozostało nam nic innego, jak uklęknąć i zacząć zbierać kropka po kropce. Nawet nie zauważyłyśmy, jak program sylwestrowy na Polsacie zmienił się w film puszczany o godzinie 1.00. Była to Fanny Hill. Pamiętnik kurtyzany. Zbierałyśmy te kropki, ale jednocześnie z uwagą śledziłyśmy to, co na ekranie. Udawałyśmy, że w ogóle nas to nie rusza. Chyba nawet żartowałyśmy sobie z tego, ale ja czułam, że mam rumieńce i że nie mogę oderwać wzroku. Zapamiętałam zwłaszcza scenę, gdy stary facet wsunął się cicho do łóżka śpiącej Fanny i zaczął ją dotykać. Do tej pory takie sytuacje budzą we mnie duże poruszenie. Z przyjaciółką nigdy później nie rozmawiałyśmy o tamtym filmie.

Ewa

Lata dziewięćdziesiąte to czas, kiedy odkryłem, iż pewne części ciała służą nie tylko do tego, o czym mówiła mi wcześniej Mama czy cała szeroko pojęta purytańska opinia publiczna. Proces dojrzewania, odkrywania nieznanego lądu, o którym nikt wtedy nie chciał ze mną porozmawiać, no bo właściwie po co, popchnął mnie do samotnych wędrówek w nieznane. Każda próba dostarczenia nowych podniet do kory mózgowej nieletniego, lecz już w pełni rozwiniętego seksualnie ciała wiązała się z działalnością wręcz szpiegowską. Można było podebrać zbiory Ojcu, przechowywane najczęściej w bieliźniarce lub pod półkotapczanem. Można też było wydeptywać ścieżki wokół kiosków Ruchu. W tych czasach gazety z paniami pokazującymi bez niedopowiedzeń swoje wdzięki były prezentowane bez żadnej cenzury, więc każdy spacerowicz mógł polizać swoim wzrokiem najpopularniejsze modelki erotyczne, zachęcające do wejścia w ich świat najczęściej z bocznych ścianek kiosku – to była jedyna cenzura.

Można też było zdobyć się na odwagę i – będąc nieletnim, acz wyrośniętym młodzieńcem – spróbować kupić je legalnie. Pomimo iż najbliższy kiosk z pożądanym towarem miałem trzydzieści metrów od klatki mego mieszkania, rzadko korzystałem z niego. Niejednokrotnie bowiem widziałem Mamę obserwującą mnie zza zasłonki w oknie kuchennym wychodzącym na to miejsce i pilnującą, czy na pewno kupię gazetę dla niej. Dlatego musiałem zrobić sobie mapę kiosków z kilku okolicznych osiedli. I wychodzić na łowy. Nie było to takie proste: a to sklepowa miała groźny wyraz twarzy, a to przeszkadzali mi inni konsumenci, którzy mogli ustawić się za mną w czasie, kiedy sprzedawczyni realizowała moje zamówienie, i kiedy lądowało na ladzie kiosku, WSZYSCYWIDZIELI, co kupuję. Dlatego te wyprawy trwały często kilka godzin. Wyszukanie odpowiedniego obiektu, przyjaznej kioskowej, która nie spyta o dowód, odpowiednie wycyrklowanie czasu, aby być jedynym klientem, czasem (rzadko, ale jednak) kończyły się niepowodzeniem. Kiedy jednak się udało, nic dookoła nie liczyło się tak bardzo jak ta gazeta szczęścia skrywana pod koszulką, której nie dało się donieść do domu bez szybkiego rzucenia okiem na nią w ustronnym miejscu po drodze. Potem człowiek dzielił się takim nabytkiem z innymi i to był taki tylko dla znajomych, przepraszam za określenie, klejący Instagram tamtych czasów.

Dario

Hmm… takie pierwsze, pierwsze doświadczenie to była jakaś broszura, którą przypadkiem znalazłam w kieszeni marynarki mojego taty. Myślę, że pewnie dostał ją od jakiegoś kolegi. Zwykła broszurka, niewielkiej wielkości, mniejsza niż tradycyjny zeszyt… Może z dziesięć kartek. Głównie nagie kobiety w pozycjach ginekologicznych. Ale też chyba pierwszy raz wtedy miałam okazję zobaczyć penisa. Mogłam mieć jakieś dwanaście lat… Masturbowałam się, odkąd sięgam pamięcią, więc to była kolejna bardzo ekscytująca pomoc. Już nie trzeba było sobie wyobrażać, można było podniecać się, oglądając. Oczywiście podbierałam ją tacie kilka razy. Jakże wielkie było moje rozczarowanie, kiedy pewnego dnia broszura zniknęła.

Co mnie kręciło? Chyba ogólnie nagość… To, że mam możliwość zobaczenia tego, co ludzie skrywają… Pamiętam, że przyglądałam się dokładnie każdemu zdjęciu. Nie podniecała mnie jakaś konkretna osoba. Raczej takie bezpardonowe prezentowanie swojego ciała. W końcu zobaczyłam coś, o czym tylko się szeptało gdzieś między dzieciakami. Cholera! Nie mam pojęcia, skąd dzieciaki wiedziały o tym, że istnieje coś takiego jak seks, że mężczyzna wkłada penisa w kobietę, ale wiedziały! Fantazjowałam o tym, ale dopiero wtedy mogłam pierwszy raz zobaczyć na własne oczy.

Renata

To był 1973 lub 1974 rok. Staremu przewiskałem jakieś płaszcze w szafie, pewnie drobnych szukałem, no i znalazłem świerszczyka. Był czarno-biały, ale na kredzie, więc świetnej jakości, zwłaszcza jak na nasze warunki. Tekstu to w tym nie było, po prostu seks, sam konkret. Ogólnie byłem tak mocno poruszony, że po przejrzeniu wrzuciłem tę broszurkę do pieca. Po jakimś czasie o jej zniknięcie została posądzona moja ciotka… To był szokujący temat dla młodych chłopców, bo mocno niedostępny. Świerszczyki wtedy można było kupić tylko na bazarze Różyckiego, pochodziły z przemytu z Zachodu, głównie ze Skandynawii. I to był prawdziwy „drugi obieg”, a nie jakieś gazetki KOR-owskie.

Jacek

To było latem, miałem dziesięć lat. Ojciec postawił naszego błękitnego fiata 126p przed ogródkami działkowymi i wpadł na pomysł, żebym go umył. Dostałem wiadro z wodą i szamponem, gąbkę w dłoń i do auta. Kiedy myłem tylną szybę, zauważyłem, że wykładzina, która leży na półce za tylnym siedzeniem, jakoś nierówno leży… Chciałem ją poprawić, patrzę… a tam niemieckie świerszczyki. Ojciec był w latach osiemdziesiątych w Niemczech Zachodnich. Wyemigrowała tam spora część jego kuzynostwa. Pobył tam kilka tygodni, zobaczył, jak wygląda „lepszy świat”, a oprócz paczek ze słodyczami przywiózł też takie czasopisma. Były trzy różne, ale wszystkie były jakby „reklamówkami” filmów pornograficznych, wydawanych wtedy na kasetach VHS. Prezentacja każdego filmu zajmowała około czterech stron. Trochę tekstu, sporo „konkretnych” zdjęć. Między prezentacjami filmów sesje filmowych gwiazdeczek. Udało mi się na szybko przejrzeć wszystkie. Bałem się, że ojciec może chcieć sprawdzić, jak mi idzie mycie auta, i byłaby wpadka. Ale wrażenie wtedy… oczy wychodziły z orbit.

Niebylejaki75

Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.

Przypisy

[1] T. Kowalski, Prasa erotyczna i pornograficzna w Polsce, „Studia Medioznawcze” 2007, nr 2, bit.ly/30b5cr6, dostęp: 14.04.2020.

[2] F. Rich, Naked Capitalists, „The New York Times”, 20.05.2001, nyti.ms/3k54UKu, dostęp: 14.04.2020.

[3] Tamże.

[4] M. Rabij, Polska branża porno: nie tak różowo, „Newsweek”, 9.04.2007, bit.ly/2D2yCz0, dostęp: 14.04.2020.

[5] Z. Izdebski, Seksualność Polaków na początku XXI wieku. Studium badawcze, Kraków 2012, s. 493.

[6] T. Sobolewski, Kilka uwag o rozkoszy, „Gazeta Wyborcza”, 5.08.1992.

[7] W. Parfianowicz-Vertun, Mirosław Filiciak (rozmowa): kulturowa rehabilitacja kasety wideo, „Mała Kultura Współczesna”, 21.10.2013, bit.ly/2Eun7R7, dostęp: 14.04.2010.

[8] O. Drenda, Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji, Kraków 2016, s. 8.

[9]The 2019 Year in Review, pornhub.com, bit.ly/2CTkcBj, dostęp: 14.04.2020.

[10] O czym zresztą bardzo wiele napisano. Polecam zwłaszcza: S. Kappeler, The Pornography of Representation, Cambridge 1986, L. Nead, Akt kobiecy. Sztuka, obscena i seksualność, przeł. E. Franus, Poznań 1998, B. McNair, Seks, demokratyzacja pożądania i media, czyli kultura obnażania, przeł. E. Klekot, Warszawa 2004, P. Paul, Pornified. How Pornography Is Transforming Our Lives, Our Relationships, and Our Families, New York 2005, Mainstreaming Sex. The Sexualization of Western Culture, ed. by F. Attwood, London–New York 2009, G. Dines, Pornoland. Jak skradziono naszą seksualność, przeł. K. Dajksler, Poznań 2012.

[11] W. Parfianowicz-Vertun, Mirosław Filiciak (rozmowa): kulturowa rehabilitacja kasety wideo, dz. cyt.

[12] Zacytowane w tym rozdziale historie zebrałam podczas pracy nad książką. Pochodzą od moich bohaterów, rozmówców, autorów anonsów towarzyskich, sprzedawców pornografii na Allegro, osób poznanych na portalach Zbiornik, FatLife i dzięki ogłoszeniu zamieszczonemu w tygodniku „Nie”, ale też od znajomych, ich partnerów, rodziców, krewnych.

WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.

czarne.com.pl

Wydawnictwo Czarne

@wydawnictwoczarne

Sekretariat i dział sprzedaży:

ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice

tel. +48 18 353 58 93

Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa

Dział promocji:

ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa

tel. +48 22 621 10 48

Skład: d2d.pl

ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków

tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]

Wołowiec 2021

Wydanie I