74,99 zł
TO NIE JEST ATAK NA WIARĘ. TO GŁOS W OBRONIE OFIAR
Szymon Piegza, nagradzany dziennikarz śledczy, dociera do osób skrzywdzonych przez egzorcystów. Z reporterską precyzją dokumentuje ludzkie dramaty.
Natalia była godzinami przytrzymywana i wiązana pasami. Miała porwane rajstopy i leżała we własnym moczu, bo egzorcysta zabronił jej iść do toalety. Ze strachu dostała niedowładu nóg. Agnieszkę egzorcyzmowano z „psychotycznych wizji”, które okazały się… skutkiem złośliwego nowotworu.
Paweł po czterech latach odszedł z kapłaństwa. Fiksacja na szukaniu diabła doprowadziła go na skraj załamania.
DLACZEGO EGZORCYŚCI POZOSTAJĄ BEZ KONTROLI?
Piegza opisuje przypadki manipulacji, przemocy psychicznej i fizycznej. Stawia pytania o odpowiedzialność Kościoła, w którym egzorcyzmy stały się swoistą szarą strefą. A ta pozbawiona prawnych mechanizmów kontroli, daje szerokie pole do nadużyć.
O EGZORCYZMACH POWIEDZIANO WIELE. O SKRZYWDZONYCH PRZEZ EGZORCYSTÓW NIC. PIEGZA ODDAJE IM GŁOS.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 293
Data ważności licencji: 10/14/2030
Projekt okładki
Michał Jakubik
Zdjęcie autora na skrzydełku okładki
Onet.pl/Maciej Krüger
Konsultacja merytoryczna
Tomasz Dostatni OP
Redaktorka nabywająca
Katarzyna Węglarczyk
Redaktorka prowadząca
Marta Brzezińska-Waleszczyk
Promocja
Kinga Wojnicka
Adiustacja
Katarzyna Węglarczyk
Korekta
Barbara Gąsiorowska
Łamanie
CreoLibro
Copyright © by Szymon Piegza
© Copyright for this edition by SIW Znak Sp. z o.o., 2025
ISBN 978-83-8427-095-0
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk
Wszystkim tym, którzy doświadczyli zdrady i cierpienia w imię patologicznie pojętej posługi duszpasterskiej
Szatan jest wszędzie: w zgwałconym dziecku, w łonach kobiet, które poroniły, w skrzywdzonych seksualnie, w dzieciach, które pokutują za grzechy swoich przodków. Osobach homoseksualnych, wegetarianach, ludziach, którzy przyjmują środki homeopatyczne albo, nie daj Boże, leki psychotropowe, i w tych, którzy chcą się zabić. To nie są moje wymysły. To prawdziwe słowa kapłanów, którzy twierdzą, że wypędzają diabła.
Można odnieść wrażenie, że szatan opętał całą Polskę. Gdy pod koniec lat dziewięćdziesiątych papież Jan Paweł II wezwał, by każda diecezja miała swoich egzorcystów, nad Wisłą został pobity rekord. Jeszcze do niedawna posługiwało u nas stu pięćdziesięciu księży, którzy codziennie walczyli z demonami. Polska od lat jest w ścisłej czołówce. Bardziej aktywny szatan jest tylko we Włoszech.
Nie wiadomo, ilu Polaków zostało już egzorcyzmowanych, bo nikt tego nie liczy. Kościół też nie prowadzi żadnych statystyk. Księża walczą ze złym na własną rękę. Nie muszą o tym nikogo informować, nigdzie tego zgłaszać, składać raportów, przedstawiać liczb ani efektów swojej pracy. Są właściwie poza kontrolą. Wiadomo jednak, że nierzadko dochodziło do nadużyć. To właśnie osoby pokrzywdzone są głównymi bohaterami tej książki.
Historie, do których udało mi się dotrzeć, są wstrząsające. Większość z nich miała na zawsze zostać tajemnicą Kościoła. Egzorcyści robili wiele, by zatrzeć po nich ślad. Doskonale wiedzieli, że balansują na granicy przestępstwa.
Księża mówią wprost: szatan może opętać nawet dwu-, trzyletnie dziecko. Twierdzą, że znają takie przypadki. Zwykle trafiają do nich jednak nastoletnie dziewczyny, bo – jak uważa jeden z najbardziej znanych polskich egzorcystów – młode kobiety najbardziej narażone są na działanie demona seksu. To on ma je zniewalać i czynić poddanymi. Wtedy niezbędna jest interwencja egzorcysty. Znam przypadki, gdy podczas rytuałów wypędzania złych duchów kobiety były całowane, dotykane, molestowane, a nawet gwałcone. Wszystko w imię chorej miłości do Boga.
Psychiatrzy nie mają wątpliwości: egzorcyzmy oznaczają przejęcie władzy nie tylko nad szatanem, ale także nad egzorcyzmowanym. To niezwykle niebezpieczne narzędzie, które służy podporządkowaniu jednej osoby przez drugą. Egzorcysta może zrobić właściwie wszystko. I robi. Ze świętym przekonaniem, że walczy z szatanem, tracąc całkowicie z pola widzenia drugiego człowieka.
Jestem osobą wierzącą, jak większość z nas wychowaną w poszanowaniu wartości chrześcijańskich. Wielu z moich rozmówców to ludzie praktykujący, którym dobro Kościoła leży na sercu. Wcale nie wykluczam, że wiele osób podczas egzorcyzmów znalazło spokój i ukojenie. Przez ostatni rok próbowałem dotrzeć do takich osób, ale bezskutecznie.
„Wchodząc w tematy egzorcyzmów, musi pan uważać. Trzeba pamiętać, żeby się jakoś zabezpieczyć od strony duchowej. Wchodzi pan na teren wroga. Bez łaski ochrony może pan nawet zachorować i umrzeć. To nie są bezkarne rzeczy” – przestrzegał mnie ojciec Aleksander Posacki, znany demonolog.
Większość księży uważa, że z szatanem nie ma żartów i zwykły człowiek nie jest w stanie sam sobie z nim poradzić. Stąd to zabezpieczenie i opieka duchowa. Zdecydowałem jednak, że spróbuję sam, i przez ostatnie półtora roku nie korzystałem z żadnej pomocy, nie chodziłem do spowiedzi ani na specjalne modlitwy.
Może dlatego w ostatnich tygodniach sam złapałem się na tym, że na spaloną pralkę w mieszkaniu czy komplikacje zdrowotne zacząłem patrzeć bardziej podejrzliwie. Czy to możliwe, że zły duch próbuje zaszkodzić? Czy wolałby, żeby ta książka nigdy nie powstała?
Wiele pytań dotyczących egzorcyzmów doprowadziło mnie na wydział teologiczny, plebanie, do kościelnego „ośrodka dla opętanych”, na modlitwę o uzdrowienie prowadzoną przez księdza Johna Bashoborę, do kurii i biskupich gabinetów, a na końcu do samego Watykanu, gdzie jest jedyne na świecie, błogosławione przez papieża stowarzyszenie zajmujące się walką z szatanem.
Wszystkie historie, o których przeczytacie, wydarzyły się naprawdę. Ich bohaterowie prosili, bym nie podawał prawdziwych imion. Boją się zemsty księży i obrońców Kościoła. Wszyscy głośno krzyczą z bólu i bezsilności. Nie można dłużej milczeć.
Znajomy biskup:
– Jeden z naszych egzorcystów jest w bardzo złym stanie… Szatan ciągle go atakuje. Wysyła mu mnóstwo SMS-ów i e-maili. Nie może spać, bo szatan atakuje w dzień i w noc. Pokazywał mi, naprawdę straszne…
Natalia leży na twardym drewnianym stole, przypięta pasami za nogi i ręce. Może ruszyć jedynie głową. Ale tylko przez chwilę. Bo kiedy ksiądz Piotr wlewa jej święconą wodę do ust, od razu ma odruch wymiotny. Wtedy pomocnik księdza łapie ją mocno za głowę, żeby nie mogła nawet drgnąć.
Dziewczyna jest przerażona. Już wie, co zaraz ją czeka. Zamyka buzię. Ale egzorcyście to się nie podoba. Zatyka jej nos i czeka, aż będzie musiała zaczerpnąć powietrza. Po chwili wpycha do ust duży drewniany krzyż. Jedną ręką trzyma za nos, drugą na siłę wlewa wodę.
Natalia wpada w panikę. Zaczyna się dławić. Ksiądz się cieszy, bo wie, że diabeł nie lubi święconej wody. Natalia jest pewna, że jeszcze chwila i się udusi. Że to koniec. A przecież ma dopiero dwadzieścia trzy lata.
***
– Uznali, że jestem opętana, bo słuchałam Theatres des Vampires. I kochałam się w wokaliście Alessandro Nunziatim. Pisałam do niego, a on wysyłał mi płyty z autografami. I ta krew – wyznaje mi po dwunastu latach od ostatniego egzorcyzmu.
Fascynacja wampiryzmem zaczęła się znacznie wcześniej. Do dziś Natalia pamięta ten moment, gdy pierwszy raz obejrzała Wywiad z wampirem. Miała kilka lat, gdy popularny amerykański horror puszczany był w polskiej telewizji.
Później zobaczyła drugą część – Królową potępionych. Obie produkcje były nakręcone na podstawie książek Anne Rice. Zresztą sagę Kroniki wampirów znała prawie na pamięć.
Była zamkniętym w sobie dzieckiem, ale na pewno nie „mrocznym”. Mroczne były jedynie te wampiry. Właściwie chciała być jak one. W tamtych czasach to było dość popularne. Nawet w mieście, gdzie dorastała, było więcej dzieci, które pochłaniały wszystko, co miało w sobie mrok i tajemnicę. Szybko stworzyli jedną grupę. Coraz mocniej odróżniali się od reszty mocnym makijażem, kolczykami czy dziwnym strojem.
Z wiekiem coraz bardziej się wkręcała. Razem z przyjaciółmi była na międzynarodowym festiwalu gotyckim Castle Party w Bolkowie, chciała eksperymentować. W ich rodzinnym mieście mieli ich za dziwaków. Zdarzało się nawet, że zostali napadnięci, bo ludzie bali się „szatanów”.
Jednak gdy zaczynali dorosłe życie, niektórzy poszli w swoją stronę i paczka się rozpadła. Natalii też ta „mroczna zajawka” powoli przechodziła. Razem z przyjaciółką stwierdziły, że poszukają czegoś nowego. Usłyszały o spotkaniach młodzieży w sąsiedniej parafii. Śmiały się, że jeszcze niedawno chciały zostać wampirami, a teraz zostaną zakonnicami. Może nawet świętymi. Ale spróbowały.
– Nie szukałyśmy Boga ani wiary, tylko fajnych ludzi. Wybierałyśmy takie spotkania tej oazy, żeby nie było za dużo modlitw, tylko integracja, jakieś zabawy, rozmowy. Na początku było super. Bardzo lubiłam tam jeździć – wspomina.
Wszystko się zmieniło, gdy nowymi członkiniami bliżej zainteresowała się animatorka grupy. Chciała wiedzieć, co robiły wcześniej, jakie mają zainteresowania i czego szukają we wspólnocie. Gdy poznała prawdę, nie miała wątpliwości: trzeba natychmiast wzywać księdza!
– Przejęła się, że skoro słuchałyśmy takiej muzyki, gdzie są satanistyczne teksty, i kiedyś wywoływałyśmy duchy, to jesteśmy opętane. I potrzebujemy pilnej pomocy.
***
Koncepcja „otwierania furtek szatanowi” opanowała wtedy całą Polskę. Jeszcze dziesięć lat temu w internecie można było znaleźć spis zagrożeń – czynności i rzeczy grożących opętaniem, który opracowały zakonnice ze Wspólnoty Sióstr Służebnic Bożego Miłosierdzia w Rybnie. Lista nigdy się nie kończyła, bo siostry ciągle dopisywały tam coś nowego.
Furtkami złego ducha może być czytanie gazet typu „Wróżka” lub senników, imprezy, trzymanie w domu znaku węża, gry komputerowe typu Diablo, biżuteria z Egiptu, Indii, Japonii, feng shui, tai chi, radiestezja, akupunktura, metoda szybkiego uczenia się języków obcych typu Silva, przekleństwa rodzinne działające aż do czwartego pokolenia1. Dochodziło do takiego szaleństwa, że spowiedź według tej listy mogła trwać godzinami.
W tamtym czasie coraz bardziej popularny stawał się także ksiądz Piotr Natanek. To duchowny z archidiecezji krakowskiej, który w 2009 roku zaczął wszędzie dostrzegać szatana, a biskupów określać masonami i zdrajcami.
W 2011 roku, gdy Natanek wypowie już posłuszeństwo swojemu biskupowi i zamieszka w pustelni w Grzechyni, internet obiegnie kazanie, w którym powie, że jeśli dzieci słuchają muzyki techno, pop i metal, czytają książki o Harrym Potterze, ubierają się na czarno, mają tatuaże, noszą żel we włosach, to oznaka, że diabeł się nimi interesuje2.
Prawdziwą furorę robił też jezuita Aleksander Posacki, który publicznie ostrzegał przed wszechobecnym zniewoleniem. Uważał nawet, że „dziś wraca zbiorowa fascynacja wampirem”. Jego wystąpień słuchają miliony, szybko staje się najbardziej znanym polskim demonologiem. W 2013 roku dostanie od swoich przełożonych poważne kary: zakaz publicznego sprawowania funkcji kapłańskich, wypowiadania się w mediach i działalności rekolekcyjno-duszpasterskiej3.
Ale w 2010 roku tak przed „krucjatą ciemności” ostrzegał księży egzorcystów:
– Fotografowałem w Empiku sprzedające się książki i osiemdziesiąt pięć procent to książki poświęcone wampirom, wilkołakom, satanizmom czy ideologii mroku. Książki sagi Zmierzch wyprzedziły Harry’ego Pottera.
– Gdy chodzi o subkulturę gotycką, to trzeba zwrócić uwagę na muzykę. Jest muzyka tak zwana gotycka, nawiązująca do mitu wampira. Ta muzyka jest bardzo rozpowszechniona. To jest krucjata ciemności. Księża powinni mieć świadomość, czym młodzież żyje.
Natalia miała dwadzieścia jeden lat i nie wierzyła ani w diabła, ani w egzorcyzmy. Dopiero kiedy ksiądz, opiekun oazy, stwierdził, że to prawdziwe opętanie, sama zaczęła się nad tym zastanawiać. Wtedy pojawiły się nawet pewne znaki.
– Zaczęłam schizować. W nocy miałam lęki. Wydawało mi się, że coś szura. W takich sytuacjach człowiek zaczyna się zastanawiać: a może to prawda?
Tak trafiły pod opiekę księdza Marcina. To diecezjalny egzorcysta, który zbiorowo złego ducha wypędzał w każdy drugi czwartek miesiąca, ale przypadki wyjątkowego zniewolenia przyjmował też indywidualnie.
Miał autorytet, umiał rozpoznawać działanie złego i przede wszystkim nie bał się diabła. Był ich jedyną nadzieją. Od samego początku zapewniał, że wie, jak pomóc. I że z nim będą bezpieczne. Zaufały bezgranicznie, bo księdzu trzeba wierzyć.
– Właściwie od razu stwierdził, że mamy w sobie złe duchy, ale on się ich pozbędzie. I naprawi nasze życie.
Początkowe spotkania u niego na plebanii były nawet przyjemne. Dużo rozmawiali, były spowiedzi z całego życia, od księdza „biło ciepło i spokój”. Ale szybko pojawiło się coś niepokojącego.
Podczas modlitw z księdzem Marcinem dziewczyny zaczęły tracić nad sobą kontrolę: padały na podłogę, trzęsły się, nie miały kontaktu z rzeczywistością. Nie wiedziały, co się dzieje. Dla kapłana sprawa była prosta: to szatan manifestuje swoją obecność i przejmuje nad nimi kontrolę.
– Działy się bardzo dziwne rzeczy. Kiedy odzyskiwałyśmy świadomość, miałyśmy porwane rajstopy, byłyśmy całe mokre, podrapane, a czasem nawet leżałyśmy we własnych sikach. Jak pytałyśmy księdza, co się stało, mówił, że to sprawka złego ducha. I że on nigdy nie widział tyle moczu naraz.
Egzorcysta szybko też zdekonspirował plan złego. Był pewny, że powodem opętania są związki dziewczyn ze środowiskiem satanistycznym. Choć Natalia i jej przyjaciółka nigdy nie należały do żadnej sekty, duchowny nie miał cienia wątpliwości, że ewidentnie są pod ich wpływem.
– Kiedyś przyznałam się przed nim, że razem z chłopakiem piliśmy swoją krew. Takie głupie zabawy młodych, zakochanych ludzi. Ale on nie potraktował tego jak zabawę. Powiedział, że podpisałam pakt z diabłem i dlatego jestem zniewolona.
Satanizm był dla księdza Marcina największym zagrożeniem. Duchowny doszukiwał się go wszędzie. W końcu wpadł na pomysł, że najlepiej by było, żeby dziewczyny się do niego przeprowadziły. Tylko wtedy będą bezpieczne, gdy będą blisko niego.
– Właściwie to myśmy się z tego ucieszyły, bo chciałyśmy mieszkać we dwie. Jakoś ten ksiądz na początku niespecjalnie nam przeszkadzał. Obiecał, że dostaniemy osobny pokój i jego stałą opiekę. Nie było w tym niczego złego.
Wspólne mieszkanie oznaczało jednak coś zupełnie innego. Było pułapką. Dziewczyny miały oddać księdzu telefony, a bez pozwolenia nie mogły wyjść z domu. Ksiądz Marcin tłumaczył, że lepiej, żeby nikt ich nie zobaczył na plebanii, i że to dla ich dobra. Dwie młode, piękne kobiety i ksiądz w jednym mieszkaniu – ludzie i tak tego nie zrozumieją i mogą opowiadać różne rzeczy. Zresztą nie ma co robić sensacji.
Z proboszczem załatwił tak, żeby nikt nie zadawał niepotrzebnych pytań.
– Wmawiał nam, że poza plebanią nie będziemy bezpieczne, że zło wszędzie na nas czyha i że musimy mu zaufać. A ja miałam wtedy studia, musiałam wychodzić na zajęcia. Nie był z tego powodu zadowolony.
***
Ksiądz Marcin zabierał też dziewczyny ze sobą, gdy wyjeżdżał na rekolekcje lub na spotkania do szkół. Miały uwiarygadniać wszystko to, co głosił podczas takich spotkań. Być żywym przykładem na to, że szatan naprawdę istnieje.
W 2011 roku wyjeżdżają do Częstochowy i do Lichenia, gdzie ksiądz publicznie poddaje je egzorcyzmom. Jedna z nich źle się czuje, nie chce jechać. Wtedy ksiądz tłumaczy, że to szatan robi wszystko, żeby ją powstrzymać, i nie wolno się temu poddawać. W sanktuariach zmusza je do wspólnej modlitwy, choć dobrze wie, że to zakończy się atakiem paniki i dziwnymi zachowaniami.
Dotarłem do nagrań, z których wynika, że ich duchowy przewodnik straszył szatanem przy każdej możliwej okazji. Podczas prelekcji do rodziców dzieci pierwszokomunijnych mówi:
„Trzeba zwracać uwagę, co dziecko czyta, słucha, co nosi i co je. Pewnie znamy wyznawców Hare Kryszna, którzy częstują jedzeniem lub piciem i to może być zaczarowane, okultyzowane. Nie jedzmy tego […]. Proszę patrzeć, jakie symbole dzieci noszą. Wszystkie te pentagramy, znaki satanistyczne to zaproszenie złego ducha […]. Jeżeli dziecko czytało Harry’ego Pottera, to proszę to wyrzucić. Tam są elementy biblii satanistycznej. Pomijam, że reklamuje się stosowanie magii. A to są rzeczy ogromnie niebezpieczne. Takie dziecko później może chorować na choroby, których nie zna”.
Gdy duchowny szatana dostrzega również w biofeedbacku, jedna matka nie wytrzymuje, wstaje i zaczyna protestować. Wyjaśnia, że to naukowa metoda, która pomaga dzieciom z autyzmem i zespołem Downa.
Ksiądz Marcin odpowiada jej ze stoickim spokojem:
„Ja bym swojego dziecka nie podłączył pod taką technologię, która pachnie okultyzmem. Ja jestem od tego, żeby ostrzec. Działanie złego ducha w przypadku takiego biofeedbacku może być takie, że dziecko zacznie zdrowieć, ale potem pojawią się problemy trudniejsze […]. Ja nie mówię, że każdy autyzm jest demoniczny, ale mówię, że zły duch może się ukryć pod autyzmem”.
Podczas kolejnej katechezy w jednej z warszawskich parafii:
„Na pewno słyszeliście o tych tak zwanych efektach specjalnych podczas egzorcyzmów, gdy taka osoba może zwymiotować na przykład gwoźdźmi. Ja już się też spotkałem z takim czymś, że ktoś autentycznie zwymiotował kurzą stopkę. O krwi nie wspomnę. To są dziwne rzeczy, ale realne”.
Podczas innego spotkania straszy młodzież „opętaną” Asią:
„U Asi już w gimnazjum zaczęły się satanistyczne klimaty: słuchanie muzyki satanistycznej, techno, proszenie diabła o chłopaka. Dziesięć miesięcy egzorcyzmowania i jeszcze nie ma uwolnienia! Jak się człowiek w porę nie opamięta i nie pójdzie do egzorcysty, to może się to nawet zakończyć samobójczą śmiercią”.
Nie tylko ksiądz Marcin uważa, że młodzież jest najbardziej narażona na działanie demona. Jeszcze kilkanaście lat temu zapraszanie egzorcystów na prelekcje czy opowiadanie o wypędzaniu demonów na lekcji religii było czymś zupełnie normalnym. W kilku szkołach zaczęły się dziać dziwne rzeczy.
W lutym 2013 roku szatan podczas przerwy miał wstąpić w cztery gimnazjalistki. Dziewczyny zaczęły się wić, charczeć, dostały jakby nadludzkiej siły. Nauczyciele i dyrektor nie wiedzieli, co mają robić, wezwali karetkę4. Wszystkie uczennice spotykały się od dawna z księdzem Tomaszem P., który wmawiał im, że wszędzie widzi szatana. W nich też, dlatego kazał im pić święconą wodę. Wkrótce po tym incydencie biskup łomżyński Janusz Stepnowski zabrał go z parafii.
W tym samym roku inną sytuację opisali dziennikarze „Tygodnika Powszechnego” Anna Goc i Marcin Żyła. „Heca – tym słowem rozpoczyna wspomnienie o spotkaniu z egzorcystą w jej liceum w Kędzierzynie-Koźlu Alicja. Wstępem do spotkania była projekcja podczas lekcji religii filmu Egzorcyzmy Emily Rose, luźno opartego na historii Anneliese Michel. Alicja usiadła w ostatniej ławce, z słuchawkami na uszach. Starała się nie słuchać, zamknęła oczy. Bała się”5.
Film już nie o samych egzorcyzmach, ale o działaniu satanistycznych sekt puszczał nastolatkom na spotkaniu w Zespole Szkół Miejskich numer 3 w Hrubieszowie ksiądz egzorcysta Eugeniusz Derdziuk6.
Ale sprawy zaszły jeszcze dalej. W 2016 roku podczas rekolekcji zorganizowanych dla kilku szkół ponadgimnazjalnych w Lesznie na terenie archidiecezji poznańskiej niektórzy uczniowie zachowywali się jak zahipnotyzowani. Podczas wspólnej modlitwy tracili przytomność, padali na ziemię (to praktyka zwana spoczynkiem w Duchu Świętym) lub wybuchali histerycznym płaczem.
– Rekolekcje wielkopostne prowadził ksiądz Rafał Jarosiewicz razem ze Szkołą Nowej Ewangelizacji diecezji koszalińsko-kołobrzeskiej. Szeroko informowały o tym ogólnopolskie media – zauważa ksiądz prof. Andrzej Kobyliński, etyk i filozof. – Takie niebezpieczne praktyki religijne, stosowane wobec nieletnich uczniów w trakcie rekolekcji szkolnych, bezkrytycznie akceptowali księża, katecheci, nauczyciele, władze samorządowe i oświatowe, rodzice. Nikt nie wyraził sprzeciwu. Nikt nie stanął w obronie młodych ludzi. Podobnych szokujących rekolekcji były setki w całej Polsce – dodaje.
Egzorcyzmy na lekcji religii pojawiły się jeszcze kilka lat temu w Katowicach. Ksiądz katecheta, chcąc przybliżyć dwunastolatkom zagadnienie, puścił im fragment popularnego horroru o Emily Rose.
Sprawa zrobiła się poważna, gdy rodzice poinformowali dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, że ich dzieci przeżyły traumę. Z kolei kapłan tłumaczył, że „jego zamiarem nie było straszenie dzieci”, tylko wyjaśnienie, że egzorcyzm nie jest historią z horroru, lecz „normalną modlitwą Kościoła”7.
– Kiedy byłem egzorcystą, zostałem zaproszony na katechezę na ostatnią godzinę w piątek, wieczorem. Frekwencja była jak nigdy, do tego przyszli chodzący na etykę i ich nauczyciel. Nie wiem jaki inny temat tak ściągnąłby innych ludzi. Zło ma w sobie coś takiego, co pociąga8 – tak ten fenomen tłumaczył ksiądz doktor Sławomir Sosnowski z diecezji łódzkiej, rektor seminarium.
Zapisuję się na fora dla nauczycieli religii w popularnym serwisie społecznościowym. Chcę sprawdzić, czy nadal na lekcje zapraszani są egzorcyści i czy w ogóle ten temat jest jakoś poruszany. Okazuje się, że mówienie w szkole o egzorcyzmach jest już mniej popularne, choć można jeszcze znaleźć nauczycieli, którzy za darmo udostępniają swoje prezentacje multimedialne na ten temat.
Znajoma katechetka:
– W szkole podstawowej dopiero w siódmej klasie są tematy związane z szatanem. I tak, mówimy też o egzorcystach, bo dzieci same o to po prostu pytają. Nauczyciel może też zaprosić na lekcje gościa. Jest to jak najbardziej dozwolone, ale powinno odbywać się w porozumieniu z dyrekcją szkoły.
Zainteresowanie najmłodszych szatanem w ogóle jej nie dziwi:
– Rozumiem, dlaczego spotkania z egzorcystą są dla młodzieży bardzo ciekawym doświadczeniem. Naprawdę wielu nastolatków interesuje się tą sferą. Przypuszczam nawet, że zadawali księdzu sporo pytań.
Ale i tutaj trzeba uważać, bo niektórzy egzorcyści również skrywają swoje mroczne tajemnice.
– Najważniejsza jest dobra weryfikacja takiego gościa. Trzeba uważać, żeby nie zaprosić kogoś, kto na przykład tylko podaje się za egzorcystę albo tkwi w kościelnych karach, bo działał niezgodnie z nauką Kościoła – tłumaczy mi nauczycielka z wieloletnim doświadczeniem.
Zdaniem Jolanty Zmarzlik, biegłej sądowej, która od trzydziestu lat pracuje z pokrzywdzonymi nieletnimi, straszenie dzieci diabłem i wciąganie je w tego typu praktyki religijne jest niczym innym jak manipulowaniem ich emocjami.
A to z kolei jest niedopuszczalnym nadużyciem emocjonalnym wobec dziecka.
– Jestem niezwykle sceptyczna wobec stawiania dziecka w pozycji lęku i uzależnienia. Opowiadanie o tym, że diabeł cię opętał, a tylko ksiądz może od niego uratować, jest właśnie takim uzależnieniem. Wychowywanie młodego człowieka w duchu ustawicznego zagrożenia, lęku przed czytaniem Harry’ego Pottera albo słuchaniem jakiejś muzyki jest niezgodne ze sztuką wychowania i okazywania szacunku wobec dziecka.
Terapeutka dzieci i młodzieży podkreśla, że dziecko, aby osiągnąć swoją pełnię rozwojową, nauczyć się, co jest dobre, a co nie, musi eksperymentować.
– Jeśli pominie tę strefę, to będzie ponosiło tego negatywne konsekwencje w dalszym życiu. Będzie człowiekiem niekreatywnym, mało produktywnym, lękliwym, łatwym do zmanipulowania. Tym bardziej jeśli padnie na osobę, która ma problemy z akceptacją w środowisku rówieśniczym, nie ma oparcia w środowisku rodzinnym. Taka osoba jest szczególnie narażona na poważne problemy psychiczne i staje się łatwym celem dla sekt – uważa.
Jej zdaniem problem z treściami, jakie najmłodszym przekazują katecheci na lekcjach, jest ciągle aktualny.
– Ostatnio w szkole córki mojej koleżanki, w centrum Warszawy, zakonnica przed Pierwszą Komunią sprawdzała, czy w klasie są jacyś Żydzi. Bo przecież to Żydzi wydali Chrystusa na śmierć. To ciągle się dzieje. – Rozkłada ręce z bezradności.
***
Z czasem obsesja kontroli u księdza Marcina stała się tak wielka, że kapłan przychodził do pokoju swoich podopiecznych i kładł się z nimi w łóżku. On spał w środku, a one po obu stronach. Chciał je chronić przed działaniem złego nawet w nocy.
I ciągle egzorcyzmował. Godzinami, czasem nawet całą noc. Dziewczyny ciągle traciły przytomność, moczyły się i stawały się coraz bardziej agresywne. Terapia duchowa wcale nie pomagała. Wręcz przeciwnie.
– Wszędzie miałyśmy siniaki, rany, byłyśmy całe obolałe. Raz miałam całe zakrwawione majtki. Coś mi się stało tam na dole i musiałam iść do ginekologa. Ksiądz bardzo się wtedy wystraszył, bo zawsze zapewniał, że nie ma wobec nas złych zamiarów.
Musiały zaufać. Same przecież nie wiedziały, skąd ten straszny ból i ta krew.
– Nie miałyśmy pojęcia, co się dzieje podczas modlitw, bo prawie zawsze odcinało nam świadomość. Już miałyśmy dość, prosiłyśmy go, żeby zrobić przerwę, bo nie mamy sił. Ale on mówił, że szatan zawsze jest silny, jednak trzeba dalej walczyć. Nie można odpuszczać. Nie chciałyśmy, ale ufałyśmy mu bez granic. W tamtym czasie zrobiłybyśmy wszystko, co nam każe.
Dziewczyny nabierają jednak wątpliwości, czy to, co się z nimi dzieje, rzeczywiście ma im pomóc. Mówią, że w nocy nie mogą spać, nie chce im się jeść, że chciałyby pójść do psychiatry. Wtedy Marcin, ale także jego koledzy, przekonują je, że to na pewno jest dzieło szatana, bo ich przypadek to ewidentny dowód na istnienie Boga i szatana.
Gdy słucham Natalii, zaczynam się zastanawiać, jak to w ogóle możliwe, że ktoś tak niedojrzały został egzorcystą. A może to wina kościelnego systemu?
Sprawdzam, czy w tamtym czasie duchowni, którzy wypędzali złe duchy, byli w jakikolwiek sposób weryfikowani. W Kodeksie prawa kanonicznego z 1983 roku czytam, że sprawowanie egzorcyzmów nad opętanymi może pełnić wskazany przez biskupa kapłan, który odznacza się „pobożnością, wiedzą, roztropnością i nieskazitelnością życia”9. Tylko tyle. Kryteria są tak niejasne, że właściwie można by je dopasować do każdego duchownego.
I tu jest cały problem. Nawet niektórzy księża przyznają wprost, że nie przeszli żadnego przygotowania i właściwie sami nie wiedzą, dlaczego to akurat oni mają zajmować się wypędzaniem diabła.
„Nie wiem, na jakiej podstawie arcybiskup wybiera kandydatów. Ani ja, ani pozostali egzorcyści nie przechodziliśmy szkoleń, kursów itp.”10 – mówił w 2007 roku łódzki ksiądz Grzegorz Korczak.
Jeszcze do niedawna popularny był jeden model, według którego biskup mianował egzorcystę. Wystarczyło, że taki ksiądz organizował w swojej parafii modlitwy charyzmatyczne, działał na przykład w Ruchu Odnowy w Duchu Świętym i ściągał do kościoła dużo ludzi. Dużo ludzi zwykle oznacza też regularne przychody. Taki duszpasterz od razu miał zaufanie i błogosławieństwo biskupa.
W ostatnich latach, po serii nadużyć i skandalów, trochę się to zmieniło. Ale problem wcale nie zniknął. Okazuje się, że dziś trudno znaleźć nowych egzorcystów. Księża zwyczajnie nie chcą pełnić tej posługi.
– Niedawno w diecezji szukaliśmy prezbiterów, którzy mogliby zastąpić poprzednich egzorcystów. To jest trudna, wyczerpująca posługa i ważne, żeby jeden ksiądz nie pełnił jej zbyt długo. Naprawdę trudno było kogokolwiek odpowiedniego znaleźć. Nikt „normalny” nie chce egzorcyzmować. To posługa przyjmowana raczej ze względu na posłuszeństwo – wyjaśnia mi ksiądz doktor Grzegorz Strzelczyk.
Duchowny, który w archidiecezji katowickiej odpowiada za formację stałą księży, zdradza, co w doborze egzorcystów jest najważniejsze.
– Pierwsza zasada jest taka, że nie bierze się tych, którzy sami się zgłaszają, którym bardzo zależy, by to robić. Często tam się ukrywa jakaś fascynacja złem, jakaś niedojrzałość.
Podobny problem jest też w innych diecezjach. Opowiadał mi o nim w zaufaniu jeden z egzorcystów z północy Polski:
– Szukaliśmy z biskupem chyba przez rok. Dzwoniłem do moich kolegów, wszyscy odmawiali. Nikt nie chce być egzorcystą. Nie wiem dlaczego, może się po prostu boją. Faktycznie, ja bym się bał takich, którzy sami się zgłaszają. Znalezienie dobrego egzorcysty, który ma i głęboką wiarę, i roztropność, graniczy dziś z cudem.
Są miejsca w Polsce, w których biskupi podchodzą do egzorcystów z pewną ostrożnością. Dlatego nowym kandydatom wręczają dekrety okresowe na przykład na rok. To czas próby. Jeśli ksiądz się sprawdzi, dekret zostaje przedłużony.
***
Ksiądz Marcin zgodę na walkę z szatanem dostał od nieżyjącego już ordynariusza diecezji warszawsko-praskiej Henryka Hosera. Taką informację usłyszałem w kurii.
Zresztą arcybiskup Hoser spotkał się nawet z jego podopiecznymi i najwyraźniej nie zauważył nic niepokojącego.
– Widziałyśmy go na pikniku, który zorganizowały zakonnice. One powiedziały mu, że jesteśmy „tymi dwiema od księdza Marcina”. Podszedł do nas i spojrzał takim podejrzliwym, oceniającym wzrokiem. To było krótkie spotkanie. Być może na koniec nas pobłogosławił, ale tego już nie pamiętam – mówi Natalia.
Niepokojące sygnały musiał za to w końcu zauważyć sam egzorcysta. Albo zwyczajnie się przestraszył, bo w pewnym momencie uznał, że kobiety powinny pójść do psychologa. Od razu postawił jednak warunek: tylko takiego, którego on sam wybrał. Specjalista miał ustalić, czy to, co je tak bardzo dręczy, to zaburzenia psychiczne czy duchowe. Tak trafiły do warszawskiego ośrodka „Bednarska” prowadzonego przez Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich.
Żeby je przekonać, ksiądz Marcin mówił początkowo, że zna dobrego psychiatrę. Dopiero później się okazało, że człowiek, który je diagnozował, wcale psychiatrą nie był. Dziewczyny się zgodziły, ale wcześniej zapytały swojego opiekuna, czy będą musiały się w gabinecie rozbierać.
Znajomym księdza był psycholog Władysław Schinzel. Wizyta u niego nie idzie jednak po myśli Marcina. Natalia opowiada o egzorcyzmach: podartym ubraniu, krwi na bieliźnie, ranach na całym ciele i o tym, że często po modlitwach budzi się rozebrana.
Terapeuta, katolik, głęboko wierzy w działanie szatana. Twierdzi, że kobieta nie jest chora psychicznie, tylko silnie zniewolona. Martwią go jednak te myśli samobójcze i proponuje oddział szpitalny. Uważa też, że to niedobrze, iż te modlitwy odbywają się bez świadków, bo wtedy łatwo można wyrządzić kapłanowi krzywdę i oskarżyć go o gwałt. Pyta Natalię, czy chce, żeby towarzyszył jej podczas kolejnych modlitw. Ona może by chciała, ale wstydzi się, bo podobno często się wtedy rozbiera.
Po tym spotkaniu psycholog z „Bednarskiej” dzwoni do księdza i omawiają szczegóły. Egzorcysta stawia na swoim: nawet jeśli są jakieś zaburzenia, wcale nie jest to przeszkoda do dalszych egzorcyzmów.
Dzwonię do Władysława Schinzela, który cały czas aktywnie współpracuje z ośrodkiem „Bednarska”. Mówi mi, że nigdy nie współpracował z księdzem Marcinem, nie kojarzy, by kapłan kogokolwiek do niego wysyłał. Nie pamięta też, kogo i dlaczego przyjmował, bo to „były bardzo stare rzeczy”, a on nie zbiera żadnej dokumentacji. Nie odpowiada na pytania i po krótkiej rozmowie się rozłącza.
To jednak nie jest prawda. Przesłuchiwany w 2018 roku przez prokuraturę Schinzel przyznał, że „kiedyś konsultował różne osoby na prośbę księdza Marcina”.
Jak tylko dziewczyny wróciły z ośrodka na plebanię, od razu zaczęli się modlić. Po pewnym czasie wydarzyło się coś, czego nawet ksiądz się nie spodziewał.
– W trakcie modlitwy odcięło mi nogi. Po prostu przestałam je czuć. Upadłam i nie mogłam wstać.
Egzorcysta uznał, że to jednoznaczny dowód na działanie demonów. I kolejny znak, że trzeba jeszcze usilniej wziąć się do roboty. Zamiast wezwać karetkę, brał Natalię pod pachy, przenosił na łóżko i poddawał kolejnym rytuałom.
– Płakałam i błagałam, by przestał, ale nie uznawał sprzeciwu.
Gdy nie przynosiły żadnego efektu, duchowny klękał przy łóżku Natalii i masował jej nogi. Nie wiadomo, czy zdawał sobie sprawę z tego, że mógłby mieć poważne problemy, gdyby ktoś ich wtedy nakrył.
Paraliż nie ustępował. Dziewczyna przez następne dni dalej nie mogła stanąć na nogi. Musiała prosić księdza o pomoc, gdy chciała skorzystać z toalety. Zdarzało się, że popuszczała w spodnie. Przez cały czas była przykuta do łóżka. W końcu trafiła do szpitala.
– Kilka dni spędziłam na oddziale neurologicznym, gdzie zrobili mi dokładne badania. Już wtedy wyszło, że ten niedowład to zaburzenia dysocjacyjne pod wpływem silnego stresu. Ale ja chciałam wrócić na plebanię. Tak bardzo bałam się kolejnego ataku szatana, a tam przecież byłyśmy bezpieczne.
Krótko po tym kobiety musiały wyprowadzić się z plebanii. Ich przewodnik uznał, że tak będzie lepiej. Dopiero później okazało się, że parafia przygotowywała się na przyjęcie gości przybyłych z okazji rekolekcji adwentowych.
Kobiety były już jednak uzależnione od księdza Marcina. Wręcz prosiły go, by ich nie zostawiał, bo potrzebują jego pomocy. Wrócili do egzorcyzmów. Wtedy zauważył, że są całe podrapane i mają wysypkę. Wystraszył się.
– To był świerzb, którym zaraziłyśmy się w nowym mieszkaniu. Ksiądz stwierdził, że to kolejny atak demona, który tym razem próbuje zaatakować jego i podstępem chce go zniszczyć. Zabronił, żebyśmy do niego przychodziły. Właściwie z dnia na dzień uznał, że nie chce mieć z nami kontaktu.
Duchowny przekazał opiekę nad „opętanymi” charyzmatycznej siostrze Tomaszy. Zalecił jej, żeby zostały rozdzielone, bo jest między nimi jakieś „demoniczne połączenie”. I dopóki będą się przyjaźnić, to nigdy nie zostaną uwolnione.
Dla nich żądanie zerwania wieloletniej przyjaźni to był moment graniczny. Wolały zrezygnować z egzorcyzmów niż z siebie. Wtedy ksiądz Marcin stwierdził, że absolutnie nie mogą tego zrobić.
Siostra Tomasza zdecydowała, że Natalia ma jechać do księdza Piotra, znanego egzorcysty z Kielc. Załatwiła nawet, by dziewczyna razem z rodzicami mogła zatrzymać się u tamtejszych zakonnic i trochę odpocząć. A potem wizyta u księdza Piotra, który jest jednym z najskuteczniejszych egzorcystów w Polsce. Specjalistą od przypadków beznadziejnych.
***
Kobieta do dziś pamięta każdy szczegół i na samo wspomnienie ciarki przechodzą jej przez całe ciało.
– Wszystko odbywało w piwnicy. Tam była kaplica, a na środku stał ten drewniany stół z pasami. Jak później przeczytałam, ksiądz chwalił się, że musiał złożyć na niego specjalne zamówienie u stolarza.
Ksiądz Piotr o nic nie pytał. Nie interesowała go przeszłość Natalii i jej problemy. Nie zapytał nawet o stan psychiczny ani czy się leczy.
Była przerażona, ale położyła się na stole. Egzorcysta wyjaśnił tylko, że tak będzie lepiej i jemu też będzie wygodniej się modlić. Zgodziła się. Od razu została zapięta w pasy i skrępowana. Wokół stołu stała grupa świeckich pomocników.
Modlitwy szybko przekształciły się w sadystyczny seans. Kobieta chyba pierwszy raz podczas egzorcyzmu nie straciła świadomości. Pamięta wszystko, co się wtedy z nią działo. Choć wolałaby jak najszybciej zapomnieć.
– Rozpalili kadziło i dymili mi prosto w twarz. Później ksiądz przykładał mi kustodium, czyli tę metalową skrzyneczkę, w której jest konsekrowana hostia. Pamiętam, że wyszły mi po niej krosty z ropą.
Ale nie to było najgorsze.
– Krzyczałam i prosiłam, żeby przestali, że już nie chcę, ale wtedy jeszcze bardziej się nakręcali. Uważali, że to diabeł przeze mnie przemawia. Ksiądz wcisnął mi do buzi krzyż i zaczął wlewać wodę święconą. Nie mogłam oddychać ani tego przełknąć. Wszystko stanęło mi w gardle. Zaczęłam się dławić. Dostałam ataku paniki, a oni modlili się jeszcze głośniej. Naprawdę myślałam, że stracę przytomność i umrę.
W końcu odpuściła i przestała walczyć. Miała wrażenie, że to wszystko trwa cały dzień i nigdy się nie skończy. Po dwóch godzinach zeszła z łóżka o własnych siłach, ale nie wiedziała, co się z nią dzieje. Była wykończona. Ksiądz Piotr powiedział, że dała radę, ale to nie koniec. Demon siedzi głęboko. Konieczne będą dalsze spotkania.
– Byłam przerażona i wściekła. Prawie tam umarłam! Uznałam, że koniec z egzorcyzmami! Przez nie przestałam wiedzieć, kim jestem. Straciłam zaufanie do rodziców, którzy zawsze wierzyli księdzu, a nie mi. Zawaliłam studia.
Z Kościołem i księżmi zerwała z dnia na dzień. Problemy z nogami już nigdy nie wróciły. Dziś uważa, że jest ofiarą Kościoła katolickiego, który nigdy nie dał jej nic dobrego, ale zabrał bardzo wiele.
– Przez lata musiałam walczyć z depresją. Moje „opętanie” przeszło, gdy tylko znalazłam chłopaka i za niego wyszłam. Czasem tylko jeszcze mam flashbacki, takie migawki, i wtedy przypominam sobie tych sadystów.
Krzyża z mieszkania na razie nie wyrzuciła. Niech wisi, nie musi przecież na niego patrzeć.
– Mamy syna, ale nie pozwoliłam na chrzest. I do komunii też nie pójdzie. Nienawidzę tej instytucji całym sercem. Gdy widzę przypadkowego księdza na ulicy, to mam ochotę splunąć mu w twarz. Wiem, że on mi nic nie zrobił, ale nie umiem inaczej.
Ojciec Święty Jan Paweł II, List do rodzin:
„A jeśli w tym przyjściu na świat oraz we wchodzeniu w świat człowiekowi brakuje rodziny, to jest to zawsze wyłom i brak nad wyraz niepokojący i bolesny, który potem ciąży nad całym życiem”11.
Irena nalewa pełną wannę gorącej wody. Doskonale wie, że ciepła woda rozszerza żyły. Ma to przećwiczone, robiła to wiele razy. Nie jest amatorką. Wie, jak się zabić.
Za jej łóżkiem w domu u rodziców jest pełno zaschniętych skrzepów krwi. Nikt o nich nie wie, tylko Irena. Ona ją sobie spuszczała. Rodzice dalej myślą, że krew jest od tego, że ciągle wymiotuje. Tak im powiedział ksiądz Marcin. Że to dobrze, niech wymiotuje, bo wtedy wychodzi demon wampiryzmu. Oni uważają, że wychodził też wtedy, gdy własną krwią pomazała wszystkie ściany.
Teraz nalewa wodę i wchodzi do wanny. Patrzy na swoje żyły i próbuje znaleźć jeszcze wolne miejsce. Wbija wenflon i patrzy, jak krew zaczyna wypływać. To ją uspokaja. Po kilkudziesięciu sekundach czerwona już jest cała wanna. Dziewczyna z każdą sekundą słabnie. Jakby ciało rozpuszczało się we własnej krwi. Czuje, jak uchodzi z niej życie.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Dostępne w wersji pełnej
Okładka
Karta tytułowa
Karta redakcyjna
Wstęp
Natalia
Irena
Podziękowania
Bibliografia
Okładka
Strona tytułowa
Prawa autorskie
Spis treści
Dedykacja
Meritum publikacji
