Medea z Wyspy Ognia - Magda Knedler - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Medea z Wyspy Ognia ebook i audiobook

Magdalena Knedler

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Tom drugi serii o Medei Steinbart 

 

Miłość i zdrada w cieniu okrutnej wojny 

 

Breslau lata 1914–1918 

 

Po tragicznych wydarzeniach w pałacu Falkenberg i konflikcie z Johannem Medea przenosi się do Breslau. Mieszka tam wygodnie, ale nie jest szczęśliwa. W trudnych chwilach pomaga jej psychiatra Horst Achilles Lange. Między nimi rodzi się uczucie i oboje planują wspólną przyszłość. 

 

Tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej Horst dostaje list od przyjaciela, któremu postanawia pomóc. Medea zostaje sama w Breslau. Ukochany wyrusza w kierunku frontu wschodniego i słuch o nim ginie. Nikt nie wie, co się z nim stało, a on sam nie ma pojęcia, że zostawił w mieście, przekształconym teraz w twierdzę, nie tylko narzeczoną. Bohaterka czeka na niego tak długo, jak może, ale w końcu jest zmuszona do radykalnych działań i musi zupełnie zmienić swoje życie. Ostatecznie to rok 1914 i kobieta wciąż ma niewielkie możliwości.  

 

Czy Medea odnajdzie szczęście? Czy dowie się, co spotkało Horsta? I czy jej były mąż, Johann Westhoff, na pewno o niej zapomniał?  

 

 

Magda Knedler – autorka dwudziestu pięciu powieści, które zapewniły jej między innymi nominację do Bestsellera Empiku, nagrodę w plebiscycie Książka Roku 2020, organizowanym przez portal Lubimy Czytać, oraz nagrodę Radia Wrocław Kultura. Pisze głównie powieści historyczne i obyczajowe. Z wykształcenia filolożka i logopedka. Uwielbia stare dokumenty, malarstwo i polską fonetykę. Interesuje się biblio- i bajkoterapią, czyli uzdrawiającą mocą tekstów.  

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 362

Rok wydania: 2024

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 27 min

Rok wydania: 2024

Lektor: Kosior FilipFilip Kosior

Oceny
4,6 (744 oceny)
507
174
46
15
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ania870629
(edytowany)

Całkiem niezła

3.5 gwiazdki. Pierwsza część była dla mnie najlepszą powieścią tego roku. Niestety, druga część słabsza niż pierwsza. Jak dla mnie za dużo opisów przemian społecznych i opisow postaci historycznych. Pierwsza część sprawiła że płakałam nad losem Mady. W drugiej części mniej Mady. Mniej dramatyczna . Prawie wogule żadnych intryg, tajemnic. Wiem że autorka chciała opisać stan wojenny, oddać klimaty tamtych czasów ale wyszła z tego taka lekcja historii. ( która ją bardzo dobrze znam, może dla młodych osób będzie to bonus) Czekam na 3 część i mam nadzieję ze dostarczy emocji jak w 1 części.
20
zosia54

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo ladna i interesująca powieść.
10
Ewas27

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka .
10
Dziuba45

Nie oderwiesz się od lektury

wspaniaĺa
10
MonikaRat82

Nie oderwiesz się od lektury

piękna
00

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: Me­dea z Wy­spy Ognia
© Co­py­ri­ght © Magda Kne­dler, 2024 © Co­py­ri­ght for the Po­lish edi­tion by Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło sp. z o.o., War­szawa 2024
Re­dak­cja i ko­rekta: Jo­anna Wy­słow­ska
Skład i ła­ma­nie: Syl­wia Kusz, Ma­graf s.c., Byd­goszcz
Pro­jekt okładki i ilu­stra­cje: Mag­da­lena Pa­lej
Re­dak­tor ini­cju­jąca: Blanka Woś­ko­wiak
Dy­rek­tor pro­duk­cji: Ro­bert Je­żew­ski
Wy­daw­nic­two nie po­nosi żad­nej od­po­wie­dzial­no­ści wo­bec osób lub pod­mio­tów za ja­kie­kol­wiek ewen­tu­alne szkody wy­ni­kłe bez­po­śred­nio lub po­śred­nio z wy­ko­rzy­sta­nia, za­sto­so­wa­nia lub in­ter­pre­ta­cji in­for­ma­cji za­war­tych w książce.
Wy­da­nie I, 2024
ISBN: 978-83-8132-592-9
Wy­daw­nic­two Zwier­cia­dło Sp. z o.o. ul. Wi­dok 8, 00-023 War­szawa tel. 22 312 37 12
Dział han­dlowy:han­dlowy@gru­pa­zwier­cia­dlo.pl
Wszel­kie prawa za­strze­żone. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­pio­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, od­twa­rza­nie, w ja­kiej­kol­wiek for­mie oraz wy­ko­rzy­sty­wa­nie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych tylko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­ciela praw au­tor­skich.
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Do­kąd iść? To moż­liwe, wy­obra­zić so­bie świat, czas, w któ­rym otrzy­ma­ła­bym swoje miej­sce. Nie ma ni­kogo, kogo mo­gła­bym za­py­tać. Tak brzmi od­po­wiedź[1].

.

Ach, by­łam pew­nie za­my­ślona

albo po pro­stu roz­trze­pana,

że tak ni z tego, ni z owego

na­gle na­tknę­łam się na pana –[2]

Część IBre­slau 1914

1

Za­pu­kał do drzwi nad ra­nem. Te­resa otwo­rzyła po dłuż­szej chwili, Mada sły­szała, jak dziew­czyna po­tyka się w ko­ry­ta­rzu i zło­rze­czy pod no­sem. Była szó­sta, świt wle­wał się już do sy­pialni, za­po­wia­dał się piękny letni dzień. Pu­ka­nie roz­le­gło się znowu, tym ra­zem gło­śniej­sze, na­glące.

– Już, już! – za­wo­łała Te­resa. – Pali się czy co?

Mada prze­tarła oczy i usia­dła na łóżku. Kiedy w ko­ry­ta­rzu wy­brzmiał głos Hor­sta, po­czuła bo­le­sny ucisk w klatce pier­sio­wej. Wstrzy­mała od­dech.

– Mu­szę się zo­ba­czyć z pa­nią We­sthoff – oświad­czył.

– Pani śpi. Nie­trudno się do­my­ślić, w końcu go­dzina jest, jaka jest – za­gde­rała Te­resa.

– Czy mo­żesz mimo wszystko ją obu­dzić? To ważne.

Dziew­czyna wes­tchnęła de­mon­stra­cyj­nie i mruk­nęła: „Pro­szę”, za­pewne wska­zu­jąc sa­lon. Mada wstała, za­rzu­ciła na sie­bie szla­frok i mocno prze­wią­zała się w pa­sie, jak gdyby to ją miało ochro­nić. Przed nim. Przed wszyst­kim. Przed sobą i przed tym, że się ugnie, zmięk­nie, podda mu, a po­tem bę­dzie ża­ło­wać.

Te­resa za­pu­kała do sy­pialni, uchy­liła drzwi i wsu­nęła głowę do środka.

– O, wstała pani. Przy­szedł dok­tor Lange, mówi, że to pilne.

Po­ro­zu­miały się wzro­kiem. Te­resa do­my­ślała się za­pewne, że nie­spo­dzie­wana wi­zyta Hor­sta wiąże się z wia­do­mo­ścią, którą na prośbę Mady po­szła mu wczo­raj prze­ka­zać. Słu­żąca nie znała tre­ści li­stu, ale za­cho­wa­nie Mady jed­no­znacz­nie wska­zy­wało na to, że cho­dziło o coś waż­nego. A jed­nak, prze­cież Horst pla­no­wał wy­je­chać. O tej po­rze po­wi­nien już być w dro­dze do Wied­nia albo przy­naj­mniej szy­ko­wać się na dwo­rzec.

– Już idę – po­wie­działa.

– Po­móc z wło­sami?

Mada zer­k­nęła w lu­stro i prze­su­nęła dło­nią po wro­nim gnieź­dzie, w które za­mie­niły się jej loki. Wzru­szyła ra­mio­nami. Czy to nie wszystko jedno, jak wy­gląda?

– Nie, dzię­kuję.

Za­ło­żyła za ucho ko­smyki, które opa­dały jej na twarz, i boso po­szła do sa­lonu. Czuła mięk­kość dy­wanu pod sto­pami, kroki sta­wiała ostroż­nie i ci­cho.

Horst tkwił przy oknie i wy­glą­dał na ulicę. Mada nie po raz pierw­szy po­my­ślała, że sa­lon wy­gląda pięk­nie, i za­chwy­ciła się nim tak, jak czę­sto za­chwy­cała się rze­czami, które nie na­le­żały do niej. Chrząk­nęła. Horst od­wró­cił się, szybko omi­nął ją, pod­szedł do dwu­skrzy­dło­wych drzwi i za­trza­snął je tuż przed no­sem Te­resy. Dziew­czyna mu­siała iść za Madą. Nie dała się tak ła­two zbyć.

– Pani We­sthoff?! Wszystko w po­rządku? Czy ko­goś za­wo­łać?

– Nie trzeba! – od­po­wie­działa Mada. – W po­rządku!

Horst pod­szedł bli­żej, po­ło­żył jej dłoń na karku i spoj­rzał w oczy. Wi­działa, że jest zmę­czony i prze­jęty. Przy­cią­gnął ją do sie­bie.

– Nie rób tego – po­pro­siła.

Po­chy­lił się i po­ca­ło­wał ją, mocno, za­chłan­nie. Nie od­su­nęła się, wręcz prze­ciw­nie. Wcze­piła palce w jego ma­ry­narkę, a po­tem w ko­szulę, którą roz­pięła nie wia­domo kiedy, i póź­niej była już tylko naga skóra, ry­su­jące się pod nią mię­śnie i ko­ści, de­li­katna sieć fio­le­to­wych na­czyń krwio­no­śnych pod oboj­czy­kami. Horst ca­ło­wał jej twarz, szyję, ra­miona.

– Mogę? – za­py­tał i chwy­cił pa­sek szla­froka.

Ski­nęła głową. Szla­frok spadł na dy­wan, po nim je­dwabna nocna ko­szula.

– Je­steś piękna – szep­nął.

Uwol­nił się z resz­tek gar­de­roby i przez chwilę ona po­dzi­wiała jego ciało, bez wstydu i skrę­po­wa­nia. Osu­nęli się na pod­łogę. Horst ca­ło­wał ją te­raz de­li­kat­niej, wzru­sza­jąco czule. Pa­trzył jej w oczy i wy­raź­nie wi­działa w nich nie­pew­ność.

– Chcesz? – za­py­tał w końcu gło­śno.

– Tak.

Wes­tchnęła gło­śno, kiedy w nią wszedł, i z oczu po­pły­nęły jej łzy. Przy­ci­snęła go do sie­bie, oplo­tła ra­mio­nami i no­gami. Nie wy­star­czyło, że był w niej. Chciała wię­cej, moc­niej, chciała wszystko czuć bar­dziej. Wszedł w nią głę­boko, tak, że pra­wie bo­lało, a jed­no­cze­śnie zdała so­bie sprawę, że ni­gdy wcze­śniej nie czuła cze­goś po­dob­nego, cze­goś rów­nie in­ten­syw­nego, pięk­nego, wiel­kiego. Całe jej ciało na­prę­żyło się i wy­gięło.

– Ko­chasz mnie? – za­py­tał.

Za­drżał, za­nim od­po­wie­działa, a po­tem osu­nął się na dy­wan obok niej.

– Bo ja cie­bie ko­cham. Ko­cham cię. Ro­zu­miesz?

Pa­trzyła w su­fit i od­dy­chała ciężko. Przy­su­nął się bli­żej, ob­jął ją i po­ca­ło­wał w za­głę­bie­nie szyi.

– Ko­chasz mnie – po­wie­dział. – Wiem o tym, ale i tak chcę usły­szeć.

Za­mknęła oczy. Jego ciało oka­zało się tak inne od ciała Jo­hanna, mocne, choć smu­klej­sze, nieco ko­ści­ste. Horst nie pra­co­wał fi­zycz­nie i nie miał czasu, by re­gu­lar­nie się gim­na­sty­ko­wać, ale przez to wy­da­wał się sub­tel­niej­szy i młod­szy. Wszystko wy­da­wało się te­raz inne, ta mi­łość też. Może dla­tego, że tak trudno było się do niej przy­znać i Mada długo się przed nią bro­niła. A może dla­tego, że z Hor­stem ła­two mo­gła wy­obra­zić so­bie przy­szłość, wspólne ży­cie, sta­rość. Chciała tego i jed­no­cze­śnie bar­dzo się bała.

– Nie chcę zruj­no­wać ci...

– Czyli za­ła­twione.

– Horst...

Ob­ró­ciła się na bok i pod­parła na łok­ciu, a on opadł na plecy. Prze­su­nęła pal­cami po jego klatce pier­sio­wej, szyi, bro­dzie i ustach. Zdjęła ciężką ha­fto­waną na­rzutę z sofy i przy­kryli się nią, a po­tem cia­sno ob­jęli.

– Mó­wię po­waż­nie – ode­zwała się znowu. – Te­raz znasz moją prze­szłość. Ni­gdy się od niej nie uwol­nię. Za­wsze coś albo ktoś się po­jawi. Ja­kiś przed­miot, ja­kiś ob­raz, ja­kiś czło­wiek. Jo­hann, Gre­tel, hra­bina, Winc­kle­ro­wie. Ten świat jest mały.

– W ta­kim ra­zie wy­je­dziemy do Wied­nia. Za­wsze to da­lej. A je­śli bę­dzie trzeba, po­je­dziemy do ta­kiego miej­sca, w któ­rym jesz­cze cię nie było.

– Na przy­kład?

– Szwaj­ca­ria. Działa tam dok­tor Jung, znam go. Jego po­dej­ście do psy­chia­trii jest inne niż moje, po­wie­dział­bym... mniej me­dyczne, a bar­dziej... mi­styczne, ale na pewno wsparłby mnie, gdy­bym szu­kał tam cze­goś dla sie­bie. W Szwaj­ca­rii ko­biety stu­diują już od pięć­dzie­się­ciu lat, wiele z nich kształci się w me­dy­cy­nie, w psy­chia­trii, mo­gła­byś...

– Co? Zo­stać psy­chia­trą?

– Zo­stać, kim ze­chcesz.

– Skoń­czy­łam tylko szkołę lu­dową. Ja­kim cu­dem mia­ła­bym się do­stać na uni­wer­sy­tet? Nad­ro­bić całe gim­na­zjum, zdać eg­za­miny?

– Po­mogę ci. Za­li­czysz ma­te­riał gim­na­zjum, zdasz ma­turę. Je­śli bę­dzie wojna, to dla cie­bie na­wet le­piej. Wojna ni­gdy nie jest ni­czym do­brym, ale przy­naj­mniej na chwilę za­wie­sza wszyst­kie głu­pie re­guły. Męż­czyźni pójdą wal­czyć, a wy bę­dzie­cie się uczyć i pra­co­wać. To po­winno być nor­malne, po­winno dziać się od za­wsze, ale wia­domo, nie dzieje się. My­ślę, że przy­szedł czas na zmiany. Czuję, że idzie coś no­wego.

– Tylko czy nowe musi być do­bre?

– Nie musi, ale może.

– Brzmi bar­dzo pro­sto.

– Po­mogę ci, je­śli tylko ze­chcesz.

– A ty? Co się sta­nie z tobą, je­śli bę­dzie wojna? Je­steś męż­czy­zną. Też pój­dziesz wal­czyć?

Za­chmu­rzył się i prze­tarł oczy.

– Nie mówmy już o tym. Wyjdź za mnie.

– Horst.

– Wyjdź za mnie – po­wtó­rzył.

A póź­niej znowu za­czął ją ca­ło­wać. Po­zwo­liła mu, chciała się pod­dać, za­po­mnieć, że jest coś poza nimi, poza tym nie­wiel­kim ka­wał­kiem pod­łogi, ich ustami i cia­łami. Tym ra­zem ko­chali się szyb­ciej i gwał­tow­niej, nie mo­gli się od sie­bie ode­rwać, skoń­czyli rów­no­cze­śnie, gło­śno, po czym długo le­żeli przy­tu­leni, skóra przy skó­rze. W ko­ry­ta­rzu wy­brzmiały kroki, trza­snęły drzwi. Te­resa wy­szła. Może po świeże pie­czywo, a może po pro­stu znik­nęła na za­wsze, uznała, że nie bę­dzie już dłu­żej pra­co­wać w ta­kim domu, dla ta­kiej ko­biety jak Mada. Horst wsu­nął nos w jej włosy.

– Wyjdź za mnie – wy­mru­czał.

Nie wie­działa, co czuje moc­niej, ra­dość czy strach.

– Ile masz lat? – za­py­tała.

Ro­ze­śmiał się.

– Czy prze­cho­dzimy te­raz do py­tań pod­sta­wo­wych, skoro już omó­wi­li­śmy kwe­stie fun­da­men­talne?

– Ja omó­wi­łam kwe­stie fun­da­men­talne – po­pra­wiła go. – Ja opo­wie­dzia­łam ci o ca­łym swoim ży­ciu. O naj­gor­szych rze­czach, ja­kie mnie spo­tkały.

– I ja opo­wia­da­łem ci o swoim ży­ciu, wie­lo­krot­nie. – Uniósł się na łok­ciu i spoj­rzał jej w oczy. – Nie pa­mię­tasz? Mó­wi­łem ci o mo­ich ro­dzi­cach Po­la­kach, o skle­pie, o pie­nią­dzach, które za­ro­bili nie­jako przy­pad­kiem i z za­sko­cze­niem, bo wła­ści­wie wcale nie chcieli ma­jątku, chcieli tylko god­nie żyć i dać mi moż­li­wość zdo­by­cia wy­kształ­ce­nia. To było dla nich ważne, szkoła, stu­dia. Sami nie do­stali szansy, żeby się uczyć, nie mieli pie­nię­dzy, czasu, wa­run­ków. Moja matka przyj­mo­wała to z ci­chą re­zy­gna­cją, za­wsze po­wta­rzała, że do kształ­ce­nia dziew­cząt nikt i tak nie pod­cho­dzi po­waż­nie. Oj­ciec roz­pra­wiał o szkole z roz­ma­rze­niem, w nie­dzielne po­po­łu­dnia uwiel­biał spa­ce­ro­wać po Wied­niu szla­kiem wyż­szych uczelni. Za­sta­na­wiał się, jak to jest, za tymi mu­rami, jak to jest wy­glą­dać przez ta­kie okna, być stu­den­tem. Mieć czas na na­ukę. Oj­ciec uwa­żał, że naj­więk­szym przy­wi­le­jem czło­wieka jest mieć czas na na­ukę. I tego za­zdro­ścił in­nym, któ­rzy uro­dzili się w uprzy­wi­le­jo­wa­nych ro­dzi­nach, któ­rzy nie mu­sieli wszyst­kiego do­ra­biać się wła­snymi rę­kami, za­czy­nać od zu­peł­nych pod­staw, od cał­ko­wi­tego, kom­plet­nego zera. Kiedy za­ro­bił pierw­sze pie­nią­dze, obie­cał so­bie, że to bę­dzie jego cel. Po­da­ruje swoim dzie­ciom czas. Na na­ukę i roz­wój. Wiem, że gdyby uro­dziła mu się córka, także i jej po­zwo­liłby się kształ­cić.

– Nie masz ro­dzeń­stwa?

Po­krę­cił głową.

– Nie mam ro­dzeń­stwa, nie mam też już ro­dzi­ców. Nie mam sklepu, bo go sprze­da­łem. Ni­gdy się nie nada­wa­łem do han­dlu, a am­bi­cje ojca, jak mó­wi­łem, do­ty­czyły ra­czej mo­jej edu­ka­cji. Nie za­mie­rzał wy­szko­lić mnie na swo­jego na­stępcę, prze­ka­zać mi in­te­resu, je­śli­bym sam tego nie chciał. A ja nie chcia­łem. Do­ce­ni­łem luk­sus czasu wol­nego, czasu na na­ukę. My­ślę, że wy­ko­rzy­sta­łem do­brze swoją szansę i ro­dzice byli ze mnie dumni. I że te­raz też by­liby.

– Na pewno – po­wie­działa ci­cho, a on znowu moc­niej ją ob­jął.

– Wra­ca­jąc do rze­czy, któ­rych nie mam – cią­gnął. – Nie mam ro­dziny. Nie mam kom­plek­sów z po­wodu pol­skich ko­rzeni, ale nie mam też wro­dzo­nej dumy z ich po­wodu, prze­ko­na­nia o po­trze­bie wiecz­nej walki, o Chry­stu­sie na­ro­dów i in­nych ta­kich rze­czach. Nie mam toż­sa­mo­ścio­wej pew­no­ści. Toż­sa­mo­ścio­wego kom­fortu. Je­stem psy­chia­trą, więc dla mnie to cie­kawe. Zo­sta­łem prze­flan­co­wany na au­striacki grunt i przy­ją­łem się do­brze. Wy­ro­słem jak mlecz na ka­mie­niu, nie po­trze­bo­wa­łem szklarni i spe­cjal­nych od­ży­wek, za­pew­nień, że je­stem cenną różą i tak mnie na­leży trak­to­wać. W moim ciele prze­trwali moi przod­ko­wie, lu­dzie ciężko pra­cu­jący, zde­ter­mi­no­wani, by po pro­stu dać so­bie radę. I ja też taki je­stem. Mia­łem tylko dużo ła­twiej­szy start. Spła­ci­łem jed­nak tro­chę długu wo­bec losu. Nie­raz zwano mnie Po­lacz­kiem, wi­dziano mnie oby­wa­te­lem dru­giej ka­te­go­rii, cza­sem na­wet Ży­dem, bo ro­dzice przy­jaź­nili się z wie­loma ży­dow­skimi ro­dzi­nami i ja rów­nież mia­łem, mam, wielu ży­dow­skich przy­ja­ciół, czę­sto by­wam na Le­opold­stadt, w wie­deń­skiej dziel­nicy ży­dow­skiej, poza tym... wśród le­ka­rzy wielu jest Ży­dów. Wśród psy­chia­trów. Pro­fe­sor Freud...

– Zna­cie się?

– Oczy­wi­ście. Trudno być psy­chia­trą z Wied­nia i nie znać Freuda.

– Za­zdrosz­czę.

Spoj­rzał na nią uważ­nie.

– Ty rów­nież mo­gła­byś go po­znać. Jego żonę. Córkę Annę. Ona ma do­piero dzie­więt­na­ście lat, ale już wi­dać, że też zo­sta­nie psy­chia­trą. Cie­kawe kwe­stie ją in­te­re­sują. Chcia­łaby zaj­mo­wać się psy­chia­trią dzie­cięcą. Bę­dzie świetna, je­stem pewny. Tyle można po­wie­dzieć już te­raz.

Mada wy­swo­bo­dziła się z ob­jęć Hor­sta, wstała i się­gnęła po ko­szulę nocną, a póź­niej otu­liła się szla­fro­kiem.

– Co się stało? – za­py­tał.

W ko­ry­ta­rzu otwo­rzyły się drzwi, znowu wy­brzmiały kroki. Wró­ciła Te­resa. Czyli nie ode­szła, nie uznała, że dla ko­goś ta­kiego jak Mada nie bę­dzie dłu­żej pra­co­wać. Za­brzę­czała klu­czami, za­nu­ciła coś pod no­sem. Kiedy szła do kuchni, za­trzy­mała się na chwilę pod drzwiami do sa­lonu, nie­mal dało się usły­szeć jej od­dech, sze­lest spód­nicy. Mada cze­kała, aż za­puka, za­pyta, czy wszystko w po­rządku, albo może na­wet wej­dzie do środka, spło­nie ru­mień­cem na wi­dok roz­rzu­co­nych ubrań i Hor­sta owi­nię­tego w na­rzutę, a po­tem po­bie­gnie się spa­ko­wać i już na pewno zre­zy­gnuje z po­sady. Ale dziew­czyna nie za­pu­kała i nie we­szła. Ru­szyła da­lej, jej kroki wkrótce uci­chły.

Mada spoj­rzała na Hor­sta. Nie ru­szył się z pod­łogi, nie się­gnął po ubra­nie.

– Co się stało? – po­wtó­rzył.

Usia­dła na ka­na­pie i spoj­rzała w okno.

– Córka Freuda – po­wie­działa.

– Anna?

– Tak, chyba tak mó­wi­łeś.

– Co z nią? – Wzru­szył ra­mio­nami.

– Ta­kimi dziew­czę­tami po­wi­nie­neś się in­te­re­so­wać.

Ro­ze­śmiał się. Wstał z pod­łogi i usiadł obok niej, na­dal nie za­mie­rzał się ubrać.

– Jesz­cze nie tak dawno su­ge­ro­wa­łaś, że po­wi­nie­nem za­in­te­re­so­wać się ja­kąś panną z do­brego domu, bre­slaw­skiego albo wie­deń­skiego, taką, która od­po­wied­nio ugrun­to­wa­łaby albo na­wet pod­nio­sła moją po­zy­cję to­wa­rzy­ską.

– To też byłby do­bry wy­bór.

– Nie. Wiesz prze­cież, że nie.

– Anna Freud jed­nak... albo ja­kaś inna dziew­czyna, która ma szansę na zdo­by­cie wy­kształ­ce­nia, która ma czas się uczyć... ten czas, który tak wy­soko ce­nił twój oj­ciec i o który dla cie­bie za­bie­gał. Zga­dzam się z nim. Do­brze go ro­zu­miem. Na­wet nie wiesz, jak do­brze. Ja także za­wsze za­zdro­ści­łam lu­dziom czasu na na­ukę. Czasu, który ja mu­sia­łam za­wsze wy­szar­py­wać, który zy­ski­wa­łam, wsta­jąc wcze­śniej i kła­dąc się póź­niej spać. A i tak całą wie­dzę zdo­by­wa­łam cha­otycz­nie, moja edu­ka­cja była dziu­rawa, wchła­niana z do­skoku, wy­biór­czo. Przy świa­do­mo­ści, że to i tak na nic, bo po­zo­stanę tym, czym je­stem, i nie stanę się ni­kim wię­cej. Gdy­bym cho­ciaż miała wielki ta­lent, na przy­kład do śpie­wa­nia. Świat sły­szał już o śpie­wacz­kach z ni­zin spo­łecz­nych, o wiel­kich ak­tor­kach li­chego po­cho­dze­nia, które zro­biły za­wrotne ka­riery. Ale ja nie mam ta­lentu. Mam tylko umie­jęt­ność szyb­kiej na­uki ję­zy­ków ob­cych, lu­bię czy­tać książki i po­tra­fię bar­dzo do­brze szyć. To za mało, by pod­bić świat. Ale Anna Freud, dziew­czyny po­dobne do Anny Freud... to co in­nego. Z kimś ta­kim mógł­byś pra­co­wać, pro­wa­dzić ba­da­nia, za­ło­żyć kli­nikę, dzie­lić pa­sję...

– Mado, prze­stań.

Spoj­rzała na niego.

– Dla­czego tak ła­two chcesz z tego zre­zy­gno­wać? – za­py­tał, wy­raź­nie zi­ry­to­wany.

– Z czego?

– Ze szczę­ścia.

– Kie­dyś mo­głam zre­zy­gno­wać ze szczę­ścia, ale tego nie zro­bi­łam. A po­tem oka­zało się, że to wcale nie było szczę­ście.

– Nie je­stem Jo­han­nem.

– Wiem.

– Wyj­dziesz za mnie?

– Za­py­taj mnie wie­czo­rem.

– Do­brze, je­śli dzień spę­dzimy ra­zem.

Kiw­nęła głową.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Chri­sta Wolf, Me­dea. A Mo­dern Re­tel­ling, tłum. fragm. Magda Kne­dler
[2] Zu­zanna Gin­czanka, Na zda­rze­nie z ży­cia pry­wat­nego