Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł
Matki, które opuszczają swoje dzieci, to temat tabu. Takie kobiety zostają natychmiast osądzone – jako wyrodne, zimne, egoistyczne. Rzadko przyjmujemy do wiadomości, że ta dramatyczna decyzja może nie być tylko indywidualnym wyborem, lecz wypadkową różnych społecznych okoliczności i oczekiwań.
Reportaż Marty Wroniszewskiej nie opowiada więc o „złych kobietach”. To przede wszystkim opowieść o rodzinie, której nie udało się przetrwać. O partnerstwie, które nie działa. O wypaleniu rodzicielskim, które dopada coraz więcej osób. To także historie tych, którzy zostali: dzieci próbujących zrozumieć wybory matek, ojców nieprzygotowanych do przejęcia ich roli czy babć, które nagle musiały zastąpić oboje rodziców.
Chciałabym uniknąć oceny wyborów moich bohaterów, bo osądzanie innych nierzadko przychodzi nam zbyt łatwo. Nie siedzimy w cudzej skórze, nie słyszymy myśli, nie przeżyliśmy tego samego, co oni, nie znamy ich doświadczeń, lęków i ograniczeń. I choć spoglądanie z zewnątrz na cudze życie daje oczywiście swego rodzaju szerszy obraz, nigdy nie jest to obraz kompletny. Pisanie o kobietach, które odchodzą od swoich dzieci, nie jest zatem zaproszeniem do palenia ich na stosie. Jest zaproszeniem do zauważenia zjawiska i do dyskusji o równouprawnieniu płci. Ale także o funkcjonowania naszych rodzin i w tym kontekście również szerzej – o braku kompetencji rodzicielskich, przemocy i braku równości w związkach, używkach, chorobach. I przede wszystkim o samotności matek pozostających często bez wsparcia i pomocy nie tylko najbliższych, ale także systemu pomocy społecznej.
Autorka
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 283
W serii ukazały się ostatnio:
Jelena Kostiuczenko Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji (wyd. 3)
Barbara Demick Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne losy mieszkańców Korei Północnej (wyd. 3)
Bartosz Żurawiecki Ojczyzna moralnie czysta. Początki HIV w Polsce
Kate Brown Czarnobyl. Instrukcje przetrwania (wyd. 2)
Amos Oz Na ziemi Izraela (wyd. 2)
Marta Wroniszewska Tu jest teraz twój dom. Adopcja w Polsce (wyd. 2)
Sam Knight Biuro przeczuć. Historia psychiatry, który chciał przewidzieć przyszłość
Katarzyna Kobylarczyk Pył z landrynek. Hiszpańskie fiesty (wyd. 2)
Paweł Smoleński Izrael już nie frunie (wyd. 6)
Piotr Lipiński Bierut. Kiedy partia była bogiem (wyd. 2)
Derek Scally Najlepsi katolicy pod słońcem. Pożegnanie Irlandczyków z Kościołem
Kalina Błażejowska Bezduszni. Zapomniana zagłada chorych (wyd. 2)
Murong Xuecun Śmiertelnie ciche miasto. Historie z Wuhanu
Bradley Hope Pokonać Kimów. Tajna misja przeciwko reżimowi
John Treherne Zbrodnia w raju. W poszukiwaniu utopii na Galapagos
Maciej Wasielewski Jutro przypłynie królowa (wyd. 3)
Bartosz Panek Zboże rosło jak las. Pamięć o pegeerach
Jacek Hołub Wszystko mam bardziej. Życie w spektrum autyzmu
Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji (wyd. 3 rozszerzone)
Wojciech Górecki Wieczne państwo. Opowieść o Kazachstanie
Mateusz Marczewski Pasażerowie. Ayahuasca i duchy Amazonii
Aleksandra Łojek Belfast. 99 ścian pokoju (wyd. 3)
Katarzyna Bednarczykówna Masz się łasić. Mobbing w Polsce
Anna Maziuk Niedźwiedź szuka domu
Anna Malinowska Sosnowiec. Nic śląskiego
Anna Sawińska Przesłonięty uśmiech. O kobietach w Korei Południowej (wyd. 2 zmienione)
Adam Zadworny Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku
Zbigniew Rokita Królowie strzelców. Piłka w cieniu imperium (wyd. 2 rozszerzone)
Thomas Orchowski Wyspa trzech ojczyzn. Reportaż z podzielonego Cypru (wyd. 2)
Maciej Czarnecki Dzieci Norwegii. O państwie (nad)opiekuńczym (wyd. 3)
Maciej Czarnecki Dla dobra dziecka. Szwedzki socjal i polscy rodzice
Bartosz Józefiak Wszyscy tak jeżdżą (wyd. 2)
Aleksandra Boćkowska Gdynia. Pierwsza w Polsce
Anna Malinowska Od Katowic idzie słońce (wyd. 2)
Anna Bikont Nie koniec, nie początek. Powojenne wybory polskich Żydów
John McPhee Plac Zgody. Wieczyście neutralna Szwajcaria
Marta Grzywacz Radość Soboty. Archiwum życia i śmierci
Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen (wyd. 5)
Paweł Smoleński Trędowate kobiety czyszczą ryż
W serii ukaże się m. in.:
François-Henri DésérableKruszenie świata. Podróż do Iranu
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Projekt okładki Liza Korolova na podstawie projektu serii Agnieszki Pasierskiej
Projekt typograficzny i redakcja techniczna Robert Oleś
Fotografia na okładce © Catherine Falls Commercial / Getty Images
Copyright © by Marta Wroniszewska, 2025
Opieka redakcyjna Tomasz Zając
Redakcja Ewa Charitonow
Korekta Jędrzej Szulga / d2d.pl, Małgorzata Tabaszewska / d2d.pl
Skład Robert Oleś
Konwersja i produkcja e-booka: d2d.pl
ISBN 978-83-8396-123-1
Mojej mamie
Żeby wychować dziecko, potrzebna jest cała wioska.
przysłowie afrykańskie
Muszę się do czegoś – nie bez wstydu – przyznać. Gdy Wydawnictwo Czarne zgłosiło się do mnie z pomysłem napisania książki o matkach, które odeszły od swoich dzieci, moją pierwszą myślą było: „Mam pisać o takich złych kobietach?”. Mimo to postanowiłam nie odrzucać propozycji, tylko się nad nią zastanowić. I po jakimś czasie dotarło do mnie, że wbrew temu, co o sobie sądzę, na jakiejś płaszczyźnie powielam niesprawiedliwe i antykobiece stereotypy myślowe. Zorientowałam się, że choć mam się za feministkę, chodziłam z parasolkami na czarne marsze, kilkanaście lat pracowałam w „Wysokich Obcasach”, gazecie prokobiecej i najbliższej mojemu sercu, noszę w duchu ziarno patriarchalnej oceny.
Jednak wcześniej niż później uzmysłowiłam sobie, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Nie tylko mężczyzn, ale i kobiet myślących odruchowo podobnie jak ja jest więcej.
Bo co się nam pojawia w głowie na hasło MATKA?
Matka to ostoja. Przystań. Ta z otwartymi ramionami, zawsze skorymi przytulić i zapewnić ukojenie. Gotowa do poświęceń. Jedyna i dana od początku do końca. Na zawsze. Ta, która wyrzeknie się „ja” w imię „ono”. Ta, która ofiarowuje, składa siebie na ołtarzu macierzyństwa. Ubrana w szaty Matki Polki, uwieczniana przez poetów i malarzy. Kobieta symbol. Poczciwa królowa. Strażniczka domowego ogniska. Piastunka. Z piersiami pełnymi mleka. Matka okrywająca pieluszką. Matka piorąca, gotująca, odkurzająca. Matka na miejscu. Matka na podorędziu. Matka w domu. Matka na przyszłość. Matka zamiast. Matka pomimo.
Matka do końca.
W tym ujęciu matka to bastion patriarchatu, pełniący funkcję mitu społecznego. Twierdza nie do zdobycia, broniona przez same kobiety.
W większości znanych nam kultur opieka nad domem i odpowiedzialność za wychowanie potomstwa spoczywają na barkach matek. Tymczasem równolegle wyżej cenione i lepiej nagradzane są stereotypowe męskie obowiązki. W konsekwencji prowadzi to do nierówności, większej kontroli nad kobietami, a koniec końców do napiętnowania ich przy równoczesnym rozgrzeszeniu mężczyzn. I dotyczy wielu aspektów życia, czy to społecznego, czy zawodowego, a w szczególności rodzicielstwa. Bo gdy kobieta nie poradzi sobie w roli matki, załamie się, zachoruje lub gdy do zostawienia dzieci zmuszą ją inne okoliczności, jak chociażby przemoc ze strony partnera, a do tego wsparcie zarówno rodziny, jak i – szerzej – społeczności będzie niewystarczające, nierzadko dojdzie do załamania całego rodzinnego systemu.
Gdy matka opuszcza swoje dziecko, w oczach wspólnoty staje się złą matką. Jak gdyby odpowiedzialność za dziecko spoczywała wyłącznie na niej. Mężczyźni są traktowani łagodniej. Nie spotykają się z takim ostracyzmem jak kobiety. Kobieta ma, oczywiście, wybór, ale na ogół jest on pozorny. Zaś przypisywana jej wina niewspółmierna do tej, jaką obarczani są w podobnych sytuacjach ojcowie.
Matki niewychowujące własnych dzieci były, są i będą. Podobnie jak ojcowie, którzy odchodzili, odchodzą i odejdą w przyszłości. Porzucą i znikną. Do ojcowskiego modelu zachowań jesteśmy jakby bardziej przyzwyczajeni – więc moja książka to nie tylko próba przyjrzenia się partnerstwu we współczesnej rodzinie, ale także ćwiczenie z odwróconego myślenia.
Być matką czy nią nie być? Oto jest pytanie. Gdzie leży granica, do której wolno je zadać? I dlaczego jest nią akt seksualny, w wyniku którego plemnik łączy się z jajeczkiem? Wszak matka decydująca się „usunąć” dziecko nie tylko ze swojego łona, ale i z życia, a niekiedy nawet i serca – to niemal taki sam dramat, jak dramatyczna wydaje się sytuacja kobiet-matek, które rezygnują z macierzyństwa, choć dzieci urodziły. Porzucenie, opuszczenie, odejście matki od dzieci (czy to w ogóle odpowiednie słowa?) jest odbierane jak późna aborcja. Być może dlatego ten temat rodzi wewnętrzną niezgodę, zbiorową dezaprobatę i kontrowersje.
Jednak moje bohaterki nie „porzuciły” swoich dzieci, bo tak po prostu się znudziły. Nie spotkałam żadnej kobiety, która zostawiła dzieci i rodzinę z powodu subiektywnego kaprysu. Z tyłu, w mroku, za każdym razem kryło się obiektywne wielopoziomowe zło, podskórne tragedie, na które kobieta nie zawsze miała wpływ. Dlatego ostatecznie książka, mająca w zamierzeniu opowiadać o kobietach odchodzących czy porzucających potomstwo, tak naprawdę stała się książką o rodzinie, która z różnych powodów źle funkcjonuje.
Chciałabym uniknąć oceny wyborów moich bohaterów, bo osądzanie innych nierzadko przychodzi nam zbyt łatwo. Nie siedzimy w cudzej skórze, nie słyszymy myśli, nie przeżyliśmy tego samego, co oni, nie znamy ich doświadczeń, lęków ani ograniczeń. I choć spoglądanie z zewnątrz na cudze życie i obce wybory daje, oczywiście, swego rodzaju szerszy obraz, nigdy nie jest to obraz kompletny. Pisanie o kobietach, które odchodzą od swoich dzieci, nie jest zatem zaproszeniem do palenia ich na stosie. Jest zaproszeniem do zauważenia zjawiska i do dyskusji o równouprawnieniu płci. Ale także o funkcjonowaniu naszych rodzin i w tym kontekście również szerzej – o braku kompetencji rodzicielskich, przemocy i braku równości w związkach, używkach, chorobach. I przede wszystkim o samotności matek pozostających często bez wsparcia i pomocy nie tylko najbliższych, ale także systemu pomocy społecznej.
Ostatecznie, w trakcie zbierania materiałów do tej książki, a przede wszystkim w trakcie rozmów z moimi bohaterkami i bohaterami, psychoterapeutkami, psychologami i psycholożkami, socjolożkami, badaczkami czy sędziami rodzinnymi, zrozumiałam, że kobiety, o których przyszło mi pisać i których losami żyłam przez kilkanaście miesięcy, nie są wcale złe. Łatwiej byłoby w tym miejscu napisać, że to system jest zły, lecz choć to prawda, sprawa jest o wiele bardziej złożona.
„Zdrowaś Maryjo, łaskiś pełna. Pan z Tobą. Błogosławionaś Ty między niewiastami i błogosławion owoc żywota Twojego, Jezus”.
Ocknęła się.
Ojciec klęczał nad jej łóżkiem z różańcem. Oczy miał zamknięte. W palcach przekładał paciorki, a usta składał w żarliwej modlitwie. Był skupiony, spokojny.
Patrzyła na niego przez dłuższą chwilę i napawała się jego uświęconym opanowaniem.
„Święta Maryjo, Matko Boża, módl się za nami grzesznymi, teraz i w godzinę śmierci naszej”.
Ostatnie, co zapamiętała, zanim straciła przytomność, to dłoń, którą się na nią zamachnął.
„Amen”.
Wieczorem poszedł do spowiedzi.
Tego dnia ojciec zrobił coś, co czynił niezmiernie rzadko. Przytulił ją. Jakby obudziły się w nim sumienie i strach o jej życie. Być może pomyślał, że zbytnio się uniósł. Gdyby wtedy go zapytać, zapewne wygłosiłby kilka oklepanych formułek, najpewniej miałby jakieś usprawiedliwienie dla swoich czynów. „Życie jest surowe, dzieci nie można rozpieszczać”. Albo: „Tylko w ten sposób ukształtuję w niej silny charakter”. Lub: „Muszę ją nauczyć dyscypliny”. Ewentualnie: „Kiedyś mi za to podziękuje”.
W latach dwudziestych XX wieku behawiorysta John Watson pisał w poradniku dla rodziców: „Nigdy nie przytulaj dzieci i nie całuj ich, nie pozwalaj im siadać na kolanach. Jeśli musisz, pocałuj w czoło na dobranoc. Rano uściśnij ich ręce. Pogłaszcz je po głowie, gdy wykonały naprawdę dobrą pracę lub trudne zadanie”[1]. Ojciec Jolanty najpewniej nie przeczytał tych słów – nigdy nie nauczył się angielskiego, bo uważał do śmierci, że to język bękartów – ale jego sposób wychowywania dzieci pokazywał, że miał je głęboko wyryte w sercu i wykute w twardej, zahartowanej na wojnie i w obozach jenieckich duszy.
Pochodził z bogatej rodziny spod Kijowa. Urodził się w 1904 roku, w domu pełnym guwernantek i służby. Ukończył Liceum Czackiego w Krzemieńcu, a w maju 1939 roku studia rolnicze w Wilnie. Po obronie magisterium dostał wezwanie do wojska i wkrótce potem znalazł się w niemieckim obozie jenieckim w Woldenbergu (obecnie polski Dobiegniew). Stamtąd, wraz z innymi, w styczniu 1940 roku pieszo został pognany do Hamburga, następnie do Frankfurtu nad Menem, aż w końcu do Murnau, gdzie poznał matkę Jolanty. Ona trafiła tam w wyniku zawieruchy wojennej z Warszawy, skąd pochodziła.
Po wojnie strach przed Niemcami sprawił, że rodzice Jolanty zdecydowali się na emigrację. Osiedlili się w Szkocji, w miasteczku Lockerbie, o którym niewiele osób by usłyszało, gdyby nie to, że w 1988 roku w wyniku zamachu terrorystycznego nad miejscowością eksplodował samolot pasażerski lecący z Londynu do Nowego Jorku. Zginęli wszyscy na pokładzie, dwieście pięćdziesiąt dziewięć osób, a spadające szczątki maszyny zabiły jedenastu mieszkańców miasteczka.
Jolanta urodziła się w Szkocji, w 1949 roku. Była pierwszym dzieckiem. Czuje się Polką.
Jej rodzice byli bez pracy, bez znajomości języka, bez pieniędzy i domu. Wystąpili o zgodę na zabudowanie starego przystanku autobusowego. Przystanek miał trzy ścianki. Niedaleko był tartak, w którym ojciec dostał za darmo deski. Przedłużył boczne ściany, dostawił czwartą. Mieszkali tam prawie cztery lata. Matka wodę czerpała z okolicznego strumienia, w którym prała, zmywała i kąpała córkę.
Po kilku latach ojcu – który choć miał wyższe wykształcenie, przez całe życie z powodu nieznajomości języka pracował jako robotnik fizyczny i najmował się do najcięższych prac – udało się dostać etat w nadleśnictwie na wschodnim wybrzeżu. Przeprowadzili się. Wreszcie mieli prawdziwy dom. Urodziła się siostra Jolanty. Matka wcześniej często wyjeżdżała, aby gotować, opiekować się cudzymi dziećmi czy szyć w teatrze kostiumy, bo miała zdolności manualne. Ale to były sezonowe zajęcia. Teraz wreszcie znalazła stabilne zatrudnienie w szpitalu psychiatrycznym. Szyła pościele i ubrania dla chorych. Po jakimś czasie udało się jej namówić przełożonych, aby w szpitalu zatrudniono ojca. Został sprzątaczem.
Dom był pełen zasad. Żelaznych, nienaruszalnych, świętych. Po dwudziestej drugiej nie wolno było zapalać światła, chodzić, korzystać z toalety, rozmawiać, a nawet pić. Podporządkowały się wszystkie. Matka i córki. Nawet higiena podlegała bezwzględnym zasadom. Mała Jola miała długie włosy, które zawsze mył jej ojciec. Opierał deskę o zlew, na desce, na plecach, kładł Jolę. Było jej niewygodnie, bolało. Prosiła, żeby mogła położyć się na brzuchu. Ale nie wolno było. Tylko na plecach.
Codziennie po południu, kiedy wszyscy wracali do domu, ojciec urządzał córkom zajęcia po polsku.
– Bardzo dbał o to, żebyśmy pięknie mówiły w ojczystym języku, znały kulturę, książki, zdobyły wiedzę historyczną. Za to jestem mu wdzięczna. Jednego dnia uczył nas geografii, drugiego historii, następnie literatury. I tak dzień w dzień. Tatuś, pedagog z batem w ręku – opowiada Jolanta.
Pamięta, jak pewnego razu zapuściły się z siostrą do lasu na jeżyny. Owoce były dobre i słodkie. Dziewczynki straciły rachubę czasu. Długo nie wracały. Ojciec, wściekły, odnalazł córki i przez całą drogę do domu kopał je wielkimi roboczymi buciorami.
– Nieraz naderwał mi ucho, bo nierówno ustawiłam buty. Bił po plecach pasem, bo zostawiłam otwartą szafkę i z szuflady wystawały ubrania. Na ile mogłam, na tyle starałam się chronić przed nim siostrę. Zasłaniałam ją własnym ciałem. Kiedyś zostawiła wkładkę w łazience (jeszcze nie było podpasek). Po prostu zapomniała. Walił jej głową o ścianę, aż garście miał pełne jej włosów. Mawiał: „Nie będą się słuchały, to zabiję”. Czasem myślałam, że lepiej, gdyby nas rzeczywiście zabił, niż tak męczył.
Matki ojciec nie uderzył nigdy. Raz jeden jedyny mała Jola była świadkiem, jak się pokłócili i ojciec zwyzywał mamę. Mówił wtedy, że jest głupia i pusta, a w ciąży to chyba jakiś diabeł ją opętał i dlatego taką Jolę urodziła.
– W zasadzie on tylko wobec mnie był przemocowy. Dlatego przez całe życie myszkowałam w papierach, szperałam w szafach i szufladach. Szukałam dokumentów, które by mi wyjaśniły, dlaczego tak mnie traktuje, dlaczego jest dla mnie tak surowy. Byłam przekonana, że jestem dzieckiem adoptowanym.
„Co ty tak grzebiesz? – pytała Jolantę matka. – To nie powinno cię obchodzić – komentowała. I dodawała: – Twój ojciec to brylant, człowiek najwyższej próby. Wstyd, że mówisz ludziom, że cię bije”.
– Bo był z niego wielki katolik. Gorliwy jak cholera. Wciąż słyszę, jak odmawia pod nosem różaniec. W domu sam zrobił ołtarzyk. Kiedy spadł taki śnieg, że nie mogliśmy jechać do kościoła, bo autobus nie kursował, ojciec dla nas mszę w domu odprawiał.
Ojciec praktycznie nie okazywał Jolancie miłości. Pierwszy raz ją przytulił wtedy, gdy ją pobił tak, że straciła przytomność. Drugi raz, dopiero kiedy miała osiem lat.
Choć od czasów gdy Jolanta dorastała, wiele się zmieniło i w większości krajów Europy funkcjonują dziś przepisy zakazujące stosowania kar cielesnych, dzieci wciąż są, niestety, ofiarami przemocy we własnych domach.
Według przeprowadzanych przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę regularnych badań dotyczących przemocy wobec dzieci w Polsce – ostatnie odbyły się w 2023 roku[2] – większość dzieci i nastolatków, bo aż siedemdziesiąt dziewięć procent, doświadczyła jej co najmniej raz w życiu. Najczęsd+tszą formą jest przemoc rówieśnicza, ale już na drugim miejscu plasuje się przemoc ze strony bliskiego dorosłego – i dotyka co trzecie dziecko. Co ważne, ofiarami częściej są dziewczynki niż chłopcy.
Przemoc domowa ma różne oblicza. To nie tylko przemoc fizyczna: bicie i kopanie czy przemoc psychiczna. Dzieci doświadczają przemocy także pośrednio, jako świadkowie. Patrzenie, jak ojciec dyktuje nastroje, pije, a w amoku alkoholowym katuje matkę czy siostrę, budzi strach, zaburza poczucie bezpieczeństwa, wyniszcza od środka, powoduje zobojętnienie i odrętwienie. Osiem procent dzieci doświadczyło wykorzystywania seksualnego z kontaktem fizycznym, drugie tyle było zaniedbywanych fizycznie. Traumatyczne przeżycia mogą być związane również z zapoznawaniem dziecka z treściami pornograficznymi, słowną przemocą seksualną, ciągłym obwinianiem i regularnymi krzykami.
Przemocą wobec dziecka jest również zaniedbywanie go emocjonalnie, zaniedbywanie jego potrzeb fizycznych, zaniedbywanie zdrowia, potrzeb higienicznych i żywienia. Jak wynika z badań FDDS, tego typu przemocy doświadczył niemal co czwarty badany; starsze nastolatki skarżą się na tego typu przemoc częściej niż młodsze. Ponadto co piątemu dziecku brakuje bliskości fizycznej rodzica, a co dziesiąte skarży się na brak jego uwagi.
Świadomość społeczna dotycząca karania dzieci zdaje się rosnąć i coraz więcej osób wyraża wobec stosowania kar cielesnych dezaprobatę. Według Centrum Badania Opinii Społecznej we wrześniu 2023 roku[3] siedemdziesiąt dwa procent badanych, o jedenaście punktów procentowych więcej niż w roku 2019, uznało, że nie powinno się stosować kar cielesnych. Lania nie pochwala siedemdziesiąt siedem procent (wzrost o siedem punktów procentowych), a klapsów – pięćdziesiąt cztery procent (wzrost o siedemnaście punktów procentowych). Jednak równocześnie co piąty badany uważa, że „lanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło”, a prawie połowa respondentów (czterdzieści trzy procent) jest przekonana, że czasami zdarzają się sytuacje, kiedy trzeba dać dziecku klapsa. Spośród rodziców, którzy mimo wszystko dopuszczają stosowanie kar cielesnych, pięćdziesiąt dziewięć procent nie pochwala lania, czyli wartościuje moc czy siłę karania dziecka, a dla ponad jednej trzeciej jest ono absolutnie dopuszczalne.
Z badania CBOS można się również co nieco dowiedzieć o praktyce stosowania kar cielesnych. Na pytanie, czy rodzice stosują wobec dzieci przemoc fizyczną lub psychiczną, ponad połowa respondentów mających dzieci poniżej dwudziestego roku życia twierdzi, że w ich domu się na nie krzyczy. Do wyzywania ich i obrażania przyznaje się czterech na stu badanych, do kpin i wyśmiewania – trzech na stu, do szarpania i popychania – osiem procent, zaś do porządnego lania – cztery procent. Przy czym większość ankietowanych twierdzi, że lanie zdarzało się, gdy dziecko było młodsze.
W latach sześćdziesiątych XX wieku Margaret i Harry Harlowowie, małżeństwo amerykańskich psychologów, przeprowadzili okrutny ze współczesnej perspektywy eksperyment – zapragnęli zbadać, czy potrzeba miłości jest identycznie silna i pierwotna jak głód czy pragnienie. Oddzielili zatem małe makaki od ich matek i umieścili je w klatkach, w których znajdowały się dwie sztuczne matki. Jedna druciana i niewygodna, ale trzymająca butelkę z mlekiem, druga obszyta miękkim, przytulnym materiałem, dodatkowo podgrzewana od spodu żarówką. Małpiątka częściej wybierały matkę, do której mogły się przytulić, mimo że ta nie mogła ich nakarmić. Gdy były głodne, szły na chwilę do tej drucianej, aby natychmiast po zaspokojeniu głodu powrócić do przytulania. Eksperyment potwierdził, że bliskość z rodzicem może być nawet bardziej istotna od pożywienia.
Równocześnie badanie to w dość oczywisty sposób pokazało, jak wielka jest w nas potrzeba bliskości i miłości i że potrafimy jej szukać nawet u ludzi, którzy robią nam krzywdę, są dla nas źli, ranią nas czy odtrącają. Paradoksalnie przemoc i nadużycia w rodzinie z dużym prawdopodobieństwem spowodują wzrost przywiązania i patologicznej lojalności. A każda przemoc, której doświadczy dziecko – nawet ta najbardziej niepozorna – uwarunkuje to, kim i jakim człowiekiem będzie w przyszłości.
Było późne lato. Ojciec rąbał drzewo. Jola bawiła się w ogrodzie. Przyjechał do nich traktorzysta, człowiek, którego w miejscowości wszyscy znali. Powiedział, że chce wziąć Jolantę na lody. Rodzice wyrazili zgodę.
Na lody jechało się w prawo. Mężczyzna skręcił w lewo.
– Wywiózł mnie w pole. Wziął na tylne siedzenie i kazał mi… Do dziś nie znoszę białych majtek. Bałam się. Myślałam, że mnie zabije. Błagałam, żeby mnie zawiózł do domu. Po wszystkim powiedział, że jeśli komukolwiek coś na ten temat pisnę, to mnie zamorduje.
Po powrocie do domu położyła się do łóżka, zwinęła w kłębek i zasnęła.
Następnego dnia, mimo groźby mężczyzny, wyznała matce, co się stało. A kiedy ojciec przyszedł z pracy, ta wszystko mu powtórzyła.
– Ojciec wziął siekierę i wyszedł z domu. Poczułam się wtedy taka kochana, taka ważna! Jednak dla mamy najistotniejsze było to, żeby zbadał mnie lekarz i ustalił, czy wciąż jestem dziewicą. Jak ona miałaby wydać za mąż „takie coś”? To wydarzenie wywarło ogromny wpływ na moje późniejsze życie, z małżeństwem na czele.
Jako szesnastolatka Jolanta zrobiła maturę. Chciała złożyć papiery na Oxford, ale jak się ojciec dowiedział, pasem wybił jej pomysł z głowy. Dopóki nie wyjdzie za mąż, ma mieszkać z rodzicami, zdecydował. I że przeniosą się całą rodziną do Edynburga, żeby tam mogła studiować.
Na uczelni spędzała możliwie dużo czasu, brała dodatkowe przedmioty, przesiadywała w bibliotece albo szła z przyjaciółmi do kina. Byle dalej od ojca.
Uzyskała stopień naukowy: Magistrum in Artibus Liberalibus[4].
– Nie wiem, jak to jest po polsku. Pokażę pani dyplom. To dla mnie najważniejszy dokument, jaki posiadam. Do dziś mam koszmary, w których mi się śni, że go nie otrzymałam, bo nie zdałam.
Polonia w Edynburgu była duża. Na jednej z polskich imprez spodobał się Jolancie kolega. Ciepły, miły, fajny, choć bez wykształcenia, więc ojciec Jolanty nim gardził. Mężczyzna od początku zabiegał o jej względy. Codziennie przyjeżdżał po nią na uczelnię. Stał pod wejściem z termosem, w termosie zupa, którą gotowała jego babcia. Jola najpierw chciała skończyć studia, planowała zrobić rok wolontariatu, może nawet w Afryce, aby jak najdalej od rodzinnego domu, ale chłopak parł do ślubu. Rodzice go nie lubili, jednak on był dla niej jak obietnica wolności, szansa na wyrwanie się z domu, z żelaznych objęć matki i ojca.
Przyjęła oświadczyny.
Do ślubu wiózł ją tata. Powiedział: „Jola, jeszcze możesz się wycofać”. Zapytała: „A mogę wyprowadzić się z domu bez ślubu?”. „Nie!” No to pojechała do kościoła i przyjęła sakrament.
Przed ślubem nigdy nie uprawiała seksu. Wciąż miała w pamięci białe slipy traktorzysty. A poza tym ojciec jej mówił, że jak wpadnie, to pożałuje. Mama dodawała: „Obserwuję cię. Zawsze wiem, co robisz”.
– A ja, głupia, wierzyłam.
Na miesiąc miodowy pojechali do Hiszpanii.
Co wieczór drżała na myśl o seksie. Mąż naciskał: ślub mają, przed Bogiem przysięgała, musi spełniać obowiązki małżeńskie. Ona połamała mu żebra, on jej nos.
– Nie chciałam się kochać. Pragnęłam, żeby zostawił mnie w spokoju, i zachowywałam się gorzej od jakiegoś zwierzaka. Wstyd mi. Człowiek wykształcony, inteligentny, a takie rzeczy robi…
Po powrocie z podróży poślubnej poszła do lekarki. Ta zobaczyła jej opuchniętą, posiniaczoną twarz i powiedziała: „Na policję i rozwód. To jedyne wyjście”. Ale Jolanta wiedziała, że jeśli się rozwiedzie, będzie musiała wrócić do ojca. Jego bała się jeszcze bardziej.
– A przecież ten mój mąż to nie był „taki” człowiek. Żaden chuligan. Był raczej spokojny. Ale sytuacja w domu doprowadzała nas obydwoje do szału. Nie chcę się wybielać, nie pozostawałam mu dłużna, kiedyś wbiłam mu obcas w głowę. Choć zazwyczaj obrywałam bardziej, niż byłam w stanie przyłożyć.
Najgorsze były wieczory. Powinność małżeńska. Jolanta wymyślała kolejne wymówki. Bolała ją głowa. Brzuch. Była przeziębiona. Chodziła spać z miską, żeby móc do niej wymiotować. Z nerwów.
I tak to trwało dwanaście lat.
Osoby takie jak Jolanta, które w dzieciństwie doświadczyły przemocy, zmagają się w dorosłości z problemami zaburzającymi ich funkcjonowanie w różnych sferach życia. Mogą przeżywać problemy zdrowotne, zaburzenia emocjonalne czy osobowościowe, a także problemy w kontaktach interpersonalnych. Mogą cierpieć na nerwice, lęki, mieć poczucie winy, obniżoną samoocenę i problemy z przystosowaniem się do życia w społeczeństwie. Będą również częściej pacjentami szpitali psychiatrycznych. A te, które podobnie jak Jolanta doświadczyły przemocy seksualnej, mogą w konsekwencji cierpieć na zespół stresu pourazowego oraz zaburzone zachowania seksualne.
Na tej samej zasadzie dziecko, które od wczesnych lat miało przekonanie, że jest nieistotne, niekochane, zaniedbywane, pominięte, opuszczone, również w przyszłości będzie mieć problem z poczuciem, że jest kimś ważnym i zasługującym na miłość. I tak jak w przypadku Jolanty, jednym ze skutków doświadczania w dzieciństwie przemocy będzie nieświadome zaburzanie relacji w dorosłych związkach lub z własnymi dziećmi, a nawet powielanie modelu relacji przemocowej.
Mają dwóch synów i córkę.
Jolanta pracuje jako prywatna opiekunka do dzieci. Ma dużo chętnych. Świetnie zarabia. Sąsiedzi przyprowadzają do niej swoje kilkulatki, ona daje im śniadanie, szykuje je i odprowadza razem ze swoimi do szkoły. Potem odbiera, przygotowuje obiad, pomaga odrabiać lekcje, bawi się. Kocha dzieci.
– W domu byłam darmową siłą roboczą. Ale to moja wina, chciałam wszystko robić sama. Zakupy, gotowanie, szkoła. Chodziłam z dziećmi na łyżwy, narty, tenis, hokej, piłkę. Co tydzień w piątki pytałam je, co im się podobało w minionym tygodniu, co chciałyby powtórzyć i jakie wprowadzić zmiany na przyszłość. Pragnęłam dodać im skrzydeł na życie. Miałam marzenie, żeby były zdrowe, wysportowane i pewne siebie. A nie stłamszone jak ja.
Bicie nie ustawało. Zaczęła uciekać od męża, jak kiedyś od ojca. Dzień wypełniała zajęciami dodatkowymi. Zapisała się na szachy. Zakochała w nauczycielu, uroczym, inteligentnym szachiście. Na początku powiedziała: „Przyjaźń tak, seks nie”. Ale kiedy wreszcie się stało, pomyślała: „Czyli to może tak wyglądać?!”.
Przyznała się mężowi. Uważała, że tak trzeba. Mąż zadzwonił po jej szwagra, przemocowego typa spod ciemnej gwiazdy. Poszli i znaleźli pana szachistę. Połamali mu palce u rąk, bo wiedzieli, że są mu potrzebne do gry.
Matka Jolanty na wieść o zdradzie pobiła córkę. Od tamtej pory Jolanta nie słyszy na jedno ucho.
– Mama biegała po znajomych i opowiadała, że kurwę urodziła. Nie trzymała strony mojego męża, przecież nigdy go nie lubiła. Nie trzymała mojej. Trzymała stronę papieża. Wielka katoliczka. Uważała, że cokolwiek dzieje się w małżeństwie, miejsce kobiety jest przy mężu. Ona winna jest mu bezwzględną miłość i wierność małżeńską. Uważała, że powinnam zapłacić za grzech, którego się dopuściłam, i miasto powinno odebrać mi dzieci, bo nie nadaję się na matkę. Wtedy, o dziwo, ojciec stanął po mojej stronie. Albo pewnie mniej po mojej, a bardziej przeciwko mojemu mężowi. Też go nie cierpiał. Zaraz po tym wydarzeniu tata zakopał mój paszport w ogrodzie, żebym w razie czego mogła go wykopać i uciec.
Zaczęła szukać pracy za granicą. Listownie zgłosiła się do agencji pośredniczącej. Podała adres koleżanki, żeby się mąż nie dowiedział. Odpisano jej z San Diego, zaproponowano pracę nauczycielki literatury angielskiej. Myślała, że świat się przed nią otworzył. Ale zaznaczono: „Pani wizę dostanie. Dzieci nie”. I skończyło się San Diego.
Prosiła męża, żeby się rozeszli – kupili przecież drugie mieszkanie, niechby on się tam wyprowadził. Nie. Proponowała, że to ona się wyprowadzi. Nie. Namówiła go na terapię małżeńską. Ale on w trakcie sesji powtarzał jak mantrę: „Mamy ślub katolicki. Kocham cię i ty masz mnie kochać. Masz być dobrą żoną. Obowiązek małżeński wypełniać. Trzy razy w tygodniu muszę cię mieć. Jesteś moja do śmierci”.
– Zazdrościłam kobietom, których mężowie zdradzali i porzucali.
Chodziła wtedy do kościoła (jeszcze). Była wtedy wierząca (jeszcze). Ksiądz jej powiedział: „Jolanto, ty masz dobrze! Połóż się ofiarnie przed mężem, rozłóż nogi i pomyśl o swoich dwóch ojczyznach, o fladze polskiej, fladze brytyjskiej. A on niech robi w tym czasie, co musi”.
Teściowa mówiła: „Jola, ja wiem, że ci ciężko. Ale takie jest życie. Mój mąż z bratową mieli dziecko, ale to ja poszłam sprzątać, żeby zarobić i zapłacić za aborcję. Tak to jest w życiu. Ciężko jest”.
Matka jej powiedziała: „Z chamem sobie posłałaś, to z chamem się wyśpisz”.
Ojciec nie komentował.
Po entej awanturze z mężem synek Jolanty zapytał: „Mama, czemu jesteś taka czerwona?”. Spojrzała w lustro. Patrzyła na siebie szeroko otwartymi oczami. Patrzyła na skrzepy we włosach, siniaki pod oczami, krew z nosa rozmazaną po policzku, rozciętą wargę i łuk brwiowy. Tyle razy to już widziała, że się przyzwyczaiła. Jednak zawsze do tej pory starała się chronić dzieci i nie dopuszczać, żeby cokolwiek widziały lub słyszały.
Pomyślała: „Dość!”. Była pewna, że któregoś dnia jedno z nich – ona lub jej mąż – wbije drugiemu nóż w brzuch. Wiedziała, że on nie da jej odejść. Nie da jej zostać z dziećmi. To były dwa pewniki. Poza tym same niewiadome.
Wokół przemocy domowej narosło wiele mitów. Że to alkohol jest jej główną przyczyną, że przemoc dotyka przede wszystkim rodziny patologiczne. Że przecież gdyby było tak źle, to ofiara by odeszła. Że przemoc to coś wstydliwego, o czym lepiej nie mówić. I oczywiście, że dla dobra dzieci powinno się od partnera znosić wszystko.
Jednak głównym mitem jest to, że przemoc to sprawa rodzinna, a ingerowanie w życie rodziny jest ingerowaniem w prywatność.
W tego typu myślenie miała uderzyć konwencja stambulska, czyli Konwencja Rady Europy o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej[5], która jasno stwierdza, że wszelkie przejawy przemocy są naruszeniem podstawowych praw i wolności człowieka. Konwencja wyraźnie zaznacza, że nie traktuje przemocy jako prywatnej sprawy rodziny rozgrywającej się między sprawcą a osobą pokrzywdzoną. Tym samym nakłada na władze publiczne obowiązek wypracowania strategii wspierania i ochrony osób doznających przemocy, a także organizowania działań profilaktycznych oraz karania sprawców.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.
[1] W oryginale ten fragment brzmi: Let your behavior always be objective and kindly firm. Never hug and kiss them, never let them sit in your lap. If you must, kiss them once on the forehead when they say good night. Shake hands with them in the morning. Give them a pat on the head if they have made an extraordinarily good job of a difficult task. John B. Watson, Psychological Care of the Infant and Child,New York 1928, za: Kathryn M. Bigelow, Edward K. Morris, John B. Watson’s Advice on Child Rearing. Some Historical Context, psycnet.apa.org, bit.ly/3CBlkb5, dostęp: 3.08.2022 (jeśli nie zaznaczono inaczej, wszystkie przypisy pochodzą od autorki).
[2] Raport Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, Diagnoza przemocy wobec dzieci w Polsce 2023, fdds.pl, bit.ly/48Tyv3n, dostęp: 20.06.2024.
[3] Komunikat z badań CBOS, Przemoc wobec dzieci – opinie, doświadczenia, reagowanie, cbos.pl, bit.ly/4fRvtyK, dostęp: 20.07.2024.
[4] Magister sztuk wyzwolonych.
[5] Uchwalona w 2011 roku w Stambule. Polska podpisała ją w grudniu 2012 roku, jednak ratyfikowała dopiero 13 kwietnia 2015 roku, co uroczyście potwierdził swoim podpisem pod dokumentem Prezydent RP Bronisław Komorowski w siedzibie Centrum Praw Kobiet. Pełny tekst konwencji stambulskiej: isap.sejm.gov.pl, bit.ly/4eBzA0S, dostęp: 19.11.2024.
WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Dukielska 83C, 38-300 Gorlice
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
al. Jana Pawła II 45A lok. 56
01-008 Warszawa
Opracowanie publikacji: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 50, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2025
Wydanie I
Seria
Strona tytułowa
Strona redakcyjna
Dedykacja
Epigraf
Odeszły
Jolanta
Kolofon
Okładka
Spis treści