Mateczka. Śledztwo w sprawie mariawitów - Tomasz Terlikowski - ebook

Mateczka. Śledztwo w sprawie mariawitów ebook

Tomasz Terlikowski

0,0
41,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Jak s. Feliksa, której objawienia porównywano do s. Faustyny, została pierwszą w historii imiennie ekskomunikowaną przez papieża kobietą heretyczką, która doprowadziła do rozłamu w Kościele?

***

Tomasz P. Terlikowski w porywającym niczym kryminał dziennikarskim śledztwie przedstawia jedną z najbardziej kontrowersyjnych, a jednocześnie nieznanych postaci w polskim Kościele. Szuka odpowiedzi, czemu dali jej się uwieść świetnie wykształceni księża. Dlaczego widzieli w niej duchową kierowniczkę, która odmieni ich życie i zreformuje Kościół?

Spojrzałem uważnie na Mateczkę i zrozumiałem, że to jest jakby nic, ale to nic jest jakby Tabernakulum, w którym Sam Bóg mieszka.

By zrozumieć fenomen Mateczki, Terlikowski patrzy na jej życie z wielu stron, cierpliwie studiuje setki tekstów, świadectw bliskich, a także tych, którzy odrzucili jej nauki. Zabiera czytelnika do świata ludowych praktyk religijnych, seksualnych obsesji i lęku przed cielesnością.

Co łączyło Feliksę Kozłowską z ks. Janem Kowalskim? Na czym polegały mistyczne małżeństwa? Ile prawdy było w objawieniach Mateczki?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 354

Data ważności licencji: 6/18/2030

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Projekt okładki

Adam Gutkowski

Fotografie na okładce

Narodowe Archiwum Cyfrowe

Redaktorka nabywająca

Kinga Janas

Redaktorka prowadząca

Marta Brzezińska-Waleszczyk

Opieka redakcyjna

Katarzyna Węglarczyk

Adiustacja i korekta

Katarzyna Onderka

Marta Tyczyńska-Lewicka

Katarzyna Węglarczyk

Łamanie

CreoLibro

Copyright © by Tomasz P. Terlikowski

© Copyright for this edition by SIW Znak sp. z o.o., 2025

ISBN 978-83-8367-220-5

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 569, e-mail: [email protected]

Wydanie I, 2025

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Wstęp

Głębokie przekonanie, że głównym źródłem skandali seksualnych w Kościele jest rewolucja seksualna 1968 roku, jest jednym z najgłębiej zakodowanych mitów współczesnej wspólnoty chrześcijańskiej. Od tego wydarzenia swoje uwagi na temat źródeł tych skandali rozpoczynał Benedykt XVI. „Wśród wolności, do których w swojej walce dążyła rewolucja roku 1968, była ta powszechna wolność seksualna, taka, która już nie uznawała żadnych norm. (…) Częścią fizjonomii rewolucji roku 1968 było to, że pedofilia została wówczas także zdiagnozowana jako dopuszczalna i właściwa. Dla młodych ludzi w Kościele, ale nie tylko dla nich, był to na wiele sposobów bardzo trudny czas. Zawsze zastanawiałem się, w jaki sposób młodzi ludzie w tej sytuacji mogą zbliżyć się do kapłaństwa i przyjąć je ze wszystkimi jego konsekwencjami. Powszechny upadek następnego pokolenia księży w tamtych latach i bardzo wysoka liczba sekularyzacji były konsekwencjami całego tego rozwoju wydarzeń”1 – wskazywał papież emeryt. W dalszej części swojego tekstu rozwijał i pogłębiał te myśli.

Taki model argumentacji (uzupełniany przez część publicystów opowieściami o amerykańskiej komunistce Belli V. Dodd, która miała w latach trzydziestych XX wieku osobiście popchnąć setki mężczyzn – oczywiście rozpustnych, homoseksualnych – do kapłaństwa, aby osłabić Kościół katolicki od środka) jest niezwykle wygodny. Zdejmuje on odpowiedzialność z Kościoła, a jedynym winnym czyni świat zewnętrzny. Taki sposób myślenia pozwala także uznać, że nie ma żadnych przyczyn wewnętrznych, związanych z doktryną, modelem postrzegania wiary czy władzy w Kościele. Oczywiście niesprawiedliwe byłoby uznanie, że Benedykt XVI jest po prostu reprezentantem takiego myślenia – on sam wskazuje także na przyczyny wewnętrzne, choć niemal wyłącznie z okresu po Soborze Watykańskim II. Im więcej jednak wiemy o kolejnych skandalach, im pełniejsza jest nasza wiedza na ich temat, tym lepiej widać, że jest to podejście niewystarczające, które nie pozwala adekwatnie uchwycić prawdziwych źródeł skandali seksualnych.

Jasno pokazuje to raport poświęcony Jeanowi Vanierowi i braciom Philippe. Wyraźnie wynika z niego, że źródeł erotycznych ekscesów i przemocy seksualnej trzeba szukać nie w nowinkach, ale w tradycyjnym modelu duchowości, który uformował się na długo przed Soborem Watykańskim II i rewolucją seksualną. „Ojcami” perwersji seksualnych, które opisano we francuskim raporcie, są świetnie wykształceni tomiści, absolwenci Angelicum, którzy na zewnątrz prezentują myślenie absolutnie ortodoksyjne i przyciągają do życia zakonnego wielu młodych ludzi. Taką postacią jest zarówno ojciec Thomas Dehau, wuj braci Thomasa i Marie-Dominique’a, który tak zachwycał swoją wiarą, że ośmioro z trzynaściorga rodzeństwa Philippe’ów wybiera drogę życia zakonnego (przynajmniej troje z nich dopuszcza się później nadużyć), jak i sami ojcowie Thomas i Marie-Dominique Philippe’owie. Kluczowym pytaniem, jakie stawiają sobie czytelnicy tego raportu, jest to, na ile takie historie były czymś wyjątkowym. Na ile są one po prostu „wypadkiem przy pracy”, który związany jest z psychopatologią jednostek, a na ile jego źródeł szukać można w samym doktrynalnym i ascetycznym systemie kościelnym? Uczciwa odpowiedź na to pytanie wymaga wskazania analogicznych przykładów nie tylko we Francji (a tych nie brakuje), ale także w innych krajach i wspólnotach w Europie. Jest to jednak o tyle trudne, że po pierwsze, brakuje nam odpowiedniej dokumentacji, a po drugie, ogromna większość tak osób skrzywdzonych, jak i sprawców już od dawna nie żyje i nie może podzielić się swoimi przeżyciami, interpretacją własnego życia. Dotarcie do dokumentów, do świadectw, do historii jest niezmiernie trudne, tym istotniejsze staje się więc wykorzystanie i zinterpretowanie tego, co dotarło do nas w przekazie historycznym.

I właśnie dlatego warto wrócić do polskiego przykładu analogicznej, choć o dużo większej skali, historii tego, jak mistyka (albo rzekoma mistyka) została wykorzystana do usprawiedliwiania perwersji seksualnych i nadużyć wobec małoletnich. Mowa o wypchniętym z mentalności społecznej doświadczeniu ruchu mariawickiego. Tam znajdziemy wszystko: poligamię i poliandrię; uzasadnienie relacji seksualnych zjednoczeniem z Chrystusem przez osobę założycielki; mistyczne uzasadnienie wielożeństwa biskupów; prawo zwierzchnika do „pierwszej nocy” z siostrami zakonnymi; przekonywanie, że w „mistycznych związkach” nie traci się dziewictwa; i wreszcie wychowywanie poczętych z takich związków (a według chorej teologii: „niepokalanie poczętych”) dzieci w ośrodkach uniemożliwiających im kontakt z rodzicami. Wszystko to wydarzyło się wiek temu w Polsce. I choć niektóre dokumenty zostały zniszczone, a archiwa w części zamknięte, to śladów tych wydarzeń jest aż nadto w pismach, które ocalały. Ich lektura – szczególnie po przemyśleniu raportu dotyczącego Vaniera – stawia pytania o to, czy wydarzenia te po części nie wyrastały jednak z systemu właściwego pewnym obszarom katolickiej mistyki, ze specyficznego rozumienia „zjednoczenia” i wreszcie z wyniesienia dziewictwa i klerykalizmu właściwego katolickiej duchowości.

Ta książka jest próbą zrozumienia tego, co działo się na przełomie XIX i XX wieku (aż do lat trzydziestych) w Polsce. Próbą odpowiedzi na pytanie, jak to możliwe, że coś, co zaczęło się od prywatnych objawień (nie podejmuję się rozstrzygania: prawdziwych czy nie), skończyło się skazaniem jednego z najbliższych współpracowników mistyczki na karę więzienia za pedofilię. Dlaczego – choć wśród zakonników i zakonnic mariawickich nie brakowało ludzi głęboko wierzących i szczerze zaangażowanych – nikt nie zareagował? Jak to możliwe, że nikt nawet nie spróbował podjąć pełnych badań? Nie tylko po to, by przeprosić skrzywdzonych w tej historii (a dotyczy to zarówno części kobiet, jak i przede wszystkim dzieci, które poczęte zostały we wspólnocie), ale też by pokazać, do czego może prowadzić błędnie interpretowana mistyka, przesadzony i wyolbrzymiony kult czystości, przesadne zaufanie do objawień prywatnych i wreszcie ślepa wiara w przełożonych? A przecież w dokumentach mariawickich, w ich pismach i tekstach jest masa dowodów.

To nie jest i nie ma być książka tylko o pewnym wyznaniu religijnym i jego historii, wbrew temu, co się wielu może wydawać. Nie jest moim zamiarem atakowanie mariawitów (ani z jednej, ani z drugiej denominacji) ani udowadnianie po latach, że w swoich ocenach założycielki tego Kościoła i jej wspólnoty Watykan miał rację albo jej nie miał. Jest we mnie – od czasów wczesnej młodości – wiele sympatii dla tego wyznania, które pozostaje jednym z nielicznych dowodów na to, że i w Polsce możliwe jest stworzenie samodzielnego ruchu religijnego, odpowiadającego na wyzwania współczesności. Napisałem tę książkę wyłącznie po to, by spróbować ukazać, jak szczera, realna religijność, autentyczne poszukiwanie radykalizmu mogą się wyrodzić w coś zupełnie innego. A niebezpieczeństwo to staje nie tylko przed mariawityzmem, ale przed każdym ruchem religijnym. Charyzmatyczni przywódcy, wiara w objawienia, ślepe zaufanie (motywowane religijnie) zbyt często prowadzą do takich wypaczeń. Poznanie historii wspólnoty, która doświadczyła wszystkich tych problemów w stopniu o wiele większym niż wiele innych, może uchronić nas, współczesnych, od wchodzenia w środowiska, które opierają się na podobnych wizjach, założeniach, fundamentach. A tych naprawdę nie brakuje.

1 Benedykt XVI, List o przyczynach kryzysu Kościoła, https://www.radiomaryja.pl/informacje/benedykt-xvi-o-przyczynach-kryzysu-kosciola-pelny-tekst-po-polsku/ (dostęp: 21.05.2025).

Część IDramatis personae

Rozdział 1Ona

Oglądam jej zdjęcia i zastanawiam się, jaka była. Zdjęcia wiele o niej nie mówią. To najwcześniejsze – z lat młodzieńczych – przedstawia piękną dziewczynę z długim warkoczem i lokiem, lekko zakręcającym się nad czołem. Kilka lat później – jako dwudziestojednolatka – ma już nieco skrzywiony wyraz twarzy, ale wciąż jest piękną młodą dziewczyną. Kolejne fotografie – już w habicie – więcej przesłaniają, niż odsłaniają, bo to już nie są przypadkowe kadry, ale coraz częściej próby ukazania „mateczki”, „patronki”, świętej i mistyczki. Jej twarz staje się bardziej surowa i, choć fotografowie starają się to ukryć, widać – przynajmniej na niektórych ujęciach – że jedno z jej oczu jest martwe2.

Żaden z tych obrazów nie wyjaśnia jednak jej wpływu, nie pozwala zrozumieć, dlaczego świetnie wykształceni księża, gdy tylko się z nimi spotkała, przyjmowali to, co miała im do powiedzenia. Dlaczego wierzyli jej na słowo, dlaczego widzieli w niej kogoś, kto miał nimi kierować i kto rzeczywiście zmienia ich życie? Dlaczego poddawali się, niemal natychmiast, jej kierownictwu? Dlaczego widzieli w niej – i to od pierwszego momentu – kogoś, przez kogo przemawia do nich Bóg? „Spojrzałem uważnie na Mateczkę i zrozumiałem, że to jest jakby nic, ale to nic jest jakby Tabernakulum, w którym Sam Bóg mieszka”3 – pisał o swoim pierwszym spotkaniu z nią ksiądz Jan Maria Michał Kowalski. „Pewnej niedzieli, zdaje się w maju, 1894 r. przyszła do mnie do spowiedzi Najdroższa Mateczka. Ale ja nie znałem Mateczki i nic nie wiedziałem o Jej świętości. Skoro tylko Mateczka przemówiła pierwsze słowo, wnet ogarnęło mnie nieopisane szczęście. Słowa Mateczki odbijały się w mej duszy jak jakaś przecudowna, przepiękna melodia, jak muzyka anielska; serce moje odczuwało nieziemską wonność świętości płynącą od Mateczki; całą moją istotę zalewała niepojęta radość i zdumienie. Uczucia te były tak silne, że zupełnie nie zwróciłem uwagi na spowiedź Mateczki”4 – wspominał inny kapłan, ksiądz Leon Maria Andrzej Gołębiowski. I nie, to nie miało – przynajmniej wtedy – żadnego podtekstu seksualnego. Jej charyzma oddziaływała bowiem dokładnie tak samo, niezależnie od jej wieku, na kobiety i mężczyzn. „W jakieś pół godziny później weszła do pokoju w świeckim ubraniu moja przyszła Przełożona, Najdroższa Mateczka. (…) Mateczki uśmiech, Jej obejście, a nade wszystko miłość, którą tchnęło każde Jej słowo, ruch, podbiły mnie całkowicie. Ten pierwszy uścisk Mateczki, jaki otrzymałam przy powitaniu, wywarł na mnie takie wrażenie i tak spoił mnie z sercem Mateczki, że całym swoim wnętrzem odczułam i postanowiłam: Jeżeli ta nowo poznana Osoba będzie moją Przełożoną, Matką i Kierowniczką, to od dziś oddaję się Jej całkowicie na własność, na całe życie. Pozostanę tu u Niej na zawsze i do świata, rodziny już nie wrócę!”5 – opisywała swoje pierwsze spotkanie z nią siostra Zofia Maria Honorata Klichowska, która poznała ją jako dziewiętnastolatka.

Ani opisy, ani przekazy o jej sposobie mówienia nie pozwalają wyjaśnić, skąd brał się jej wpływ, dlaczego ludzie, po tym jak ją poznali, porzucali dla niej Kościół, w którym się wychowali, dlaczego wchodzili na drogę wygnania, a na końcu tej drogi – przynajmniej niektórzy z nich – zaczynali w niej widzieć wcielonego Boga, kogoś, kto sprawił, że Jezus stał się im bliski. „(…) oto teraz przyszedł czas, żeby Chrystus zmartwychwstał i żył dla Kościoła, przemawiał doń, nauczał go, rządził i kierował nim. Przyszedł czas, żeby Chrystus przestał być uważany za umarłego, niemego i bezwładnego. A czas ten nastąpił z chwilą, gdy Błogosławiona Mateczka nasza przyszła na ten świat i stała się Świątynią, Kościołem i Stolicą Króla królów, Baranka Utajonego w Przenajświętszym Sakramencie. W Niej On zamieszkał, z Nią się zespolił i zjednoczył najdoskonalej, aby przez Nią i w Niej, i z Nią działał, nauczał i rządził nie tylko Kościołem, ale światem całym”6 – pisał ksiądz Kowalski. A na marginesie swojego egzemplarza Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, czyli tekstu, w którym zawierać się miało sedno jej życia, po wielu, wielu latach, gdy jego własne dzieło legło już w gruzach, a on sam przebywał w więzieniu w Rawiczu, pisał o niej jak o Duchu Świętym. „Mateczka powiedziała do mnie, że była obecna przy stworzeniu świata i że urządzała świat” – wskazywał. „O sobie Mateczka tak raz do mnie mówiła: »O mnie całe Pismo św. pisze«. Rozumiem, że całe Pismo św. natchnione jest przez Ducha Św., to jest przez Mateczkę i tak samo jak mówi o Ojcu i Synie, tak też całe mówi o Duchu Św.”7 – uzupełniał. A innym razem, w 1939 roku, wręcz przekonywał, że jest ona wcielonym Duchem Świętym. „Osoby Trójcy wcieliły się i wzięły udział w odkupieniu człowieka, tak jak wszystkie uczestniczyły w jego stworzeniu. Oprócz wcielenia się Syna Bożego w Jezusa Chrystusa, Człowiekiem stał się Ojciec Niebieski w Maryi Matce Bożej, a Duch św. – w Marii Franciszce. Ta nauka nie mogła być poznana przed przyjściem na ziemię Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, która ma na celu dopełnienie i zakończenie procesu zbawienia”8. Co ta kobieta musiała w sobie mieć, jak bardzo musiała na innych wpływać, że ludzie w to wierzyli?

Odpowiedź na te pytania nie jest możliwa na podstawie zdjęć ani nawet wspomnień czy świadectw jej bliskich. Aby do niej dotrzeć, trzeba zrozumieć życie Felicji, zobaczyć je z różnych stron, cierpliwie przestudiować setki stron jej własnych tekstów, ale też świadectw jej bliskich, a także tych, którzy ją odrzucili. Jej zrozumienie wymaga jednak także, by zanurzyć się w tamten świat; w świat, w którym Polski nie było na mapach, gdzie życie zakonne było nielegalne, a polski katolicyzm – przeniknięty z jednej strony ultramontanizmem, a z drugiej mesjanizmem – odradzał się na bardzo różnych polach i wydawał wielkich świętych. Jej świata, myślenia, jej charyzmy nie da się pojąć bez wejścia w tamtą teologię, w obszar jej scholastycznych pojęć i ludowych praktyk religijnych, przestrzeń seksualnych – i nie tylko – obsesji, ale i jansenistycznego lęku przed cielesnością. Ona – niezależnie od własnych cech charakterologicznych i prawdziwych lub urojonych objawień – była także dzieckiem swoich czasów, owocem polskiej, katolickiej religijności, a to, że mogła działać tak, jak działała, wynikało też z sytuacji historycznej. Jej wpływu, jej – rzekomych lub prawdziwych – objawień nie sposób więc zrozumieć bez osadzenia w kontekście konkretnych wydarzeń historycznych i rodzinnych.

I

Historia Felicji Magdaleny – jeśli odrzucić przekonania księdza Kowalskiego o jej obecności podczas stworzenia świata – rozpoczyna się 27 maja 1862 roku w Wielicznej nieopodal Węgrowa. Jej matka wspominała, że zanim dziecko się urodziło, pościła przez całe dziewięć miesięcy; „taki miała wstręt do mięsa nieprzezwyciężony, że nie mogłam wziąć go do ust”9. Jednak nawet według jej wspomnień, choć ona także całym sercem wierzyła w boską misję córki, ani narodzinom, ani pierwszym miesiącom życia dziewczynki nie towarzyszyły żadne szczególne wydarzenia. No, może poza tym, że nigdy nie płakała. Od samego początku była też dzieckiem, jak na tamte czasy, bardzo rozpieszczanym, jeśli nawet nie przez matkę, to przez opiekunkę. „Miałam od początku zacną, czystą, energiczną i elegancką służącą Kasię, młodziutką córkę kowala ze Stoczka. Ogromnie Mateczkę kochała. (…) Zostawiwszy Kasię z Dzieckiem, podglądałam ją przez okno, czy dobrze się z Niem obchodzi. Jak umiała, tak bawiła i pieściła Dziecko. Kołyski to Dziecię nie znało nigdy”10 – wspominała matka. Także później wychowywano Felicję bardzo łagodnie, a gdy kiedyś matka zastosowała wobec niej kary cielesne, ona sama miała jej powiedzieć surowo: „Nie bij, bo jeszcze będę tobą rządziła”11.

Ojciec, Jakub Kozłowski – i to pierwszy moment, gdy na jej życiu kładzie się cieniem historia Polski – ginie podczas powstania styczniowego, gdy jego córka ma osiem miesięcy. Ale to jest wiek XIX i ludzie myślą o rzeczywistości inaczej niż teraz – ojciec „przychodzi” jeszcze, by pożegnać się z córką. „Mateczka widziała męża po śmierci, gdy roku jeszcze nie miała i przy piersiach była. Spałam raz z Nią w łóżku. Wtem budzi się Mateczka, zrywa się i woła: »Mamo! Tata, tata jest!«. Struchlałam, bo nigdy do tego czasu Mateczka nie wymówiła jeszcze słowa »tata«. Nakrywałam Dziecko, uspakajałam, lecz Mateczka wciąż: »Tata! mamo, tata jest!«”12 – wspominała późniejsza siostra Hortulana, w życiu świeckim matka Marii Franciszki (imiona zakonne Felicji). Nie były to zresztą jedyne „spotkania” dziecka ze zmarłymi, bowiem według wspomnień księży mariawickich mała Felicja miała mieć także wizję swojej zmarłej babci. „Podeszła do leżącej w łóżku Mateczki, pocałowała zimnemi ustami i coś powiedziała. Mateczka sama mi to mówiła, ale słów nieboszczki nie chciała powtórzyć. »Koszulkę z potu mi wyżęli, tak się zlękłam«”13 – przytacza relację Kozłowskiej jeden z jej duchownych.

Dziewczynka była wychowywana przez matkę, która wędrowała od jednych krewnych do drugich, by ostatecznie wraz z dziesięcioletnią wówczas Felicją osiąść w Warszawie14. „(…) zamieszkałyśmy na Krakowskiem Przedmieściu przy kościele Karmelickim, w pobliżu wzniesionego później pomnika Mickiewicza. Niedaleko też było nam do kościoła Świętego Krzyża”15 – wspominała matka. Dziewczynka, którą w pierwszym roku zamieszkiwania w Warszawie uczono w domu, wkrótce rozpoczyna naukę najpierw w pensji hrabiny Skarbek, a później – gdy musi ją przerwać na skutek choroby – w IV Gimnazjum Żeńskim przy ulicy Miodowej. Obie szkoły cieszyły się sporą renomą, a Felicja uczyła się dobrze, możemy zatem przypuszczać, że po ich ukończeniu mówiła już po angielsku, francusku i rosyjsku. Pięknie również pisała po polsku, nad czym od najwcześniejszych lat czuwała jej matka. Dzięki takiemu wykształceniu Felicja mogła niemal od razu rozpocząć pracę nauczycielki w domu generała Urlicha.

Dzieciństwo Felicji Magdaleny – i tu znowu wracamy do świadectwa jej matki – było od samego początku niezwykle religijne. „Mateczka począwszy od 7 lat zachowywała posty, pościła i nigdy od tego czasu nie jadała śniadania. Kto z Mateczką obcował, to na pewno się czegoś od Niej nauczył, bo i mnie starą to moje Dziecko uczyło i nie jedną Jej lekcyę z dawnych czasów pamiętam. Raz, gdy Mateczka miała lat 9, pogniewałam się z moją młodszą siostrą i nie chciałam do niej iść, uważając, że ona, jako młodsza, powinna przyjść pierwsza na pojednanie. Dziecko moje o tem się dowiedziało i tak mię serdecznie prosiło, abym dla miłości P. Jezusa przebaczyła siostrze, że nie mogłam się oprzeć i poszłam. Wchodzę do siostry, a ta w płacz z tej radości”16 – wspominała Anna Kozłowska.

To jednak niejedyne zaskakujące wydarzenia z dzieciństwa i młodości Felicji. Ona sama we wspomnieniach dyktowanych arcybiskupowi Janowi Marii Michałowi Kowalskiemu, a zawartych w Dziele Wielkiego Miło­sierdzia z roku 1927, wspominała, że już jako dziecko otrzymała od Boga szczególne zrozumienie tajemnicy Niepokalanego Poczęcia i że ta prawda wiary napełniała ją niezwykłym zachwytem. Jako dziesięciolatka przystąpiła do pierwszej komunii świętej i już wtedy miała przysiąc Bogu, że zachowa czystość na całe życie. „Nie był to ślub, ale przysięga, nie rozumiałam bowiem istoty ślubu. A uczyniłam tę przysięgę na skutek rozkazu Bożego, nie rozumiejąc nawet cnoty czystości”17 – opowiadała arcybiskupowi i dodawała, że mniej więcej w tym samym czasie otrzymała od Boga szczególny dar wstrętu do grzechu nieczystego.

Dwa lata później dziewczyna odkrywa adorację Najświętszego Sakramentu i bardzo szybko „proponuje” Jezusowi, że będzie w jej trakcie wynagradzać za grzeszników. Jezus jednak miał jej wówczas odpowiedzieć: „Ty Mi będziesz wynagradzała za przyjaciół”18. Tego rodzaju „rozmowy” (nie jest jasne, o jakim charakterze, ale siostra Maria Franciszka relacjonuje je dość szczegółowo) nie były dla niej wówczas najmniejszym zaskoczeniem, bowiem, jak pisała: „byłam wtedy przekonaną, że z każdym człowiekiem tak Pan Jezus rozmawia, tym bardziej, że i w książkach do nabożeństwa o przemawianiu Pana Jezusa do duszy człowieka później czytywałam”19.

II

Wcześnie, o czym sama zaświadcza, miało się w niej zrodzić powołanie do życia zakonnego. „Bezpośrednio przed przyjęciem pierwszej Komunii św. usłyszałam głos wewnętrzny: »przysięgnij mi, że za mąż nie wyjdziesz«”20 – zeznawała w 1903 roku przed sądem biskupim w Płocku. „W kilka miesięcy po pierwszej Komunii św. zdarzyło się, że w mojej obecności popełniony został uczynkowy grzech nieczysty, i jakkolwiek wówczas jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego, co się dzieje, uczułam głos w duszy: »to jest straszna obraza Boska, i żebyś nigdy nawet myślą tego nie popełniła«. Od tej pory uczułam wstręt do tych grzechów, a później i wstręt do małżeństwa, tak że nawet z osobami zamężnymi nie lubiłam obcować”21 – uzupełniała.

Odrzucenie seksualności, obrzydzenie dla niej samej, trzeba to jasno powiedzieć, nie było wówczas w Kościele katolickim niczym wyjątkowym. Zelia i Ludwik Martin, rodzice świętej Teresy z Lisieux (później beatyfikowani), także pierwsze dziesięć miesięcy swojego wspólnego życia przeżyli jak „brat z siostrą”. Dlaczego? Bo w tamtym okresie Kościół przekonywał, że doskonałym modelem życia chrześcijańskiego jest trwanie w dziewictwie. Zelia zresztą pierwszy dzień małżeństwa przepłakała. Powody były dwa: po pierwsze, spotkanie z rodzoną siostrą, siostrą wizytką, które miało w dziewczynie wywołać tęsknotę za życiem zakonnym, a po drugie fakt, że Ludwik miał ją dzień wcześniej wtajemniczyć (słownie) w tajemnice alkowy i właśnie to wywołało w niej tak potężny szok22. Felicja Magdalena Kozłowska, choć wychowywała się w Polsce, a nie we Francji, formowana była w tym samym duchu, w którym seksualność – i to nawet w małżeństwie – była czymś nieczystym, grzesznym i złym. Nie dziwi więc, że jako dziecko religijne od dzieciństwa była przekonana, że ona sama nie będzie miała z nim styczności.

Kilka lat później ten obraz życia bezżennego dla Jezusa (a może ze wstrętu do seksualności) został uzupełniony przez przekonanie, że jej drogą będzie życie zakonne. „W 15-tym roku wpadł mi w rękę żywot św. Weroniki, Kapucynki, po przeczytaniu którego uczułam głos w duszy: »największą mądrością jest poznać Boga i zamiłować Go« – odtąd straciłam chęć do nauk i zaczęłam oddawać się ćwiczeniom pobożnym, i postanowiłam zostać Kapucynką”23 – zeznawała przed sądem biskupim w Płocku. „Odtąd zaczęłam dostawać żywoty świętych, je czytać po nocach, kiedy w dzień nie mogłam; bardzo często całe noce spędzałam na modlitwie wewnętrznej (…) i czasem całe noce spędzałam na takiem wpatrywaniu się, wychodząc z tego ożywioną i lekką. Klęczenie żadnego utrudzenia mi nie sprawiało, tak że i 8 godzin z rzędu mog­łam klęczeć”24 – dodawała. Jej matka zaś, po wielu latach, uzupełniała, że „największe zainteresowanie i pociąg czuła Mateczka do czci Przenajświętszego Sakramentu i często chodziła do kościoła”. „Będąc w gimnazyum, Mateczka zawsze w Wielki Czwartek chodziła na Adoracyę, którą miewała od godz. jedenastej do dwunastej”25 – wskazywała Anna Kozłowska. Okres nastoletni miał być także w życiu Felicji czasem umartwień, i to bardzo surowych: „(…) nieraz Ją na tem »przyłapałam«. W siennik swój Mateczka wkładała potajemnie grube drewno i spała na niem. Nosiła na sobie włosiennicę i straszny pas kolczasty, który głęboko wgniatał się Jej w ciało (ten pas jest zachowany u Ojca Najprzewielebniejszego). Mięso Mateczka przestała jeść od 16. roku życia”26 – pisała jej matka.

To, co odczuwała, nie spotkało się ze zrozumieniem duchownych. Pierwszy ksiądz, z którym zaczęła o tym rozmawiać, zdecydowanie ją od takiego kroku odwodził. „Powołaniem kobiety jest wyjść za mąż, a nie zawracać sobie głowy takimi rzeczami”27 – miał jej powiedzieć. Dziewczyna nie zniechęciła się i znalazła sobie nowego spowiednika, który zaczął utwierdzać ją w powołaniu zakonnym. To jednak, co dziś jest oczywiste – czyli wstąpienie do zakonu – wtedy wcale takie nie było. Po powstaniu styczniowym władze carskie rozpoczęły politykę stopniowego wygasania życia zakonnego: przeprowadziły kasatę jednych zgromadzeń, a także zakazały przyjmowania kandydatów i kandydatek do klasztorów. Mimo to dziewczyna miała wciąż szukać zakonu, który mógłby ją przyjąć. „Próbowała (…) wstąpić do Sakramentek, ale wiadomo, że od czasu powstania 1863 roku zakon ich został skasowany i tylko byłe zakonnice rząd rosyjski pozostawił do wymarcia. »Jeżeli nowicyat się otworzy, pierwszą panią przyjmę«, odpowiedziała przełożona. Raz wyszła Mateczka do kościoła zakonnic Wizytek na rekolekcye. Odprowadziłam Ją. Po rekolekcyach prosiła Mateczka przełożoną o przyjęcie do grona Sióstr Wizytek, lecz dostała taką samą odpowiedź, gdyż zakon Wizytek też został na wymarciu”28 – opowiadała jej matka. Ostatecznie za sprawą kapucyna ojca Łukasza Zaczyńskiego29, który udzielał jej rekolekcji w Zakroczymiu, trafia do ojca Honorata Koźmińskiego. „O. Honorat kazał mi też przedstawić swoje życie w konfesjonale, jednak poza spowiedzią; – powiedział, że od dziecka mam powołanie zakonne, upomniał, że tak długo na świecie pozostawałam, a na moją prośbę, żeby mnie oddał do klasztoru, przeznaczył mnie do jednego ze zgromadzeń ukrytych w Warszawie, mającego za główne zadanie służenie chorym i ich pielęgnowanie po domach. Mimo wstrętu do tego rodzaju życia, ze względu na konieczność spotykania się z ludźmi, pozostawałam tam około dwóch lat z posłuszeństwa dla kierownika duchownego O. Honorata”30 – wspominała Kozłowska.

III

Spotkanie z charyzmatycznym spowiednikiem i założycielem dwudziestu sześciu zgromadzeń zakonnych niewątpliwie miało ogromne znaczenie dla młodziutkiej Felicji. Już sama historia jego życia mogła fascynować. W młodości, podczas studiów budownictwa w warszawskiej Szkole Sztuk Pięknych, Honorat traci wiarę. Niesłusznie aresztowany i osadzony w Cytadeli warszawskiej, przeżywa nie tylko śmiertelną chorobę, ale także kolejny głęboki kryzys wiary. Modlitwy matki – co podkreś­­la on sam – mają jednak sprawić, że w święto Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w 1846 roku doświadcza głębokich przeżyć wewnętrznych i w efekcie nawraca się. „I gdy P. Jezus nawiedził mnie (jak się później przekonałem, na skutek przyczyny Matki Boskiej, którą Matka moja ze łzami za mną błagała), jakkolwiek przyjmowałem wszystkie prawdy wiary z kolei, ale to uczyniłem bez żadnej skruchy, jakby z łaski swojej. Od tego czasu uspokoiłem się, ale żadnego żalu nie czułem”31 – wspominał Honorat wiele lat później. Cudem, jego zdaniem, było również to, że odzyskał nie tylko wiarę, ale i wolność.

Rok po opuszczeniu cytadeli, znowu na skutek szczególnej łaski Matki Bożej, wstępuje do Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów. Kilka lat później – w 1855 roku – wraz z Zofią Truszkowską zakłada pierwsze zgromadzenie żeńskie, sióstr felicjanek. Jednak jego nowe życie rozpoczyna się tak naprawdę dopiero w roku 1864, gdy władze carskie zamykają klasztor Kapucynów w Warszawie, zakazują przyjmowania nowych zakonników, a tych, którzy już w zakonie funkcjonują, przewożą do Zakroczymia. Tam charyzmatyczny zakonnik spędza dwadzieścia osiem lat swojego życia: reformuje je, bardzo dużo pisze, ale przede wszystkim spędza wiele godzin w konfesjonale, kierując osobami, które szukały dobrego rozeznania własnej drogi lub możliwości życia zakonnego. Jak już wspomniano, nie było ono wówczas – na skutek carskich zakazów – możliwe, dlatego ojciec Honorat kierował mocne, charyzmatyczne postacie do zakładania zgromadzeń ukrytych, działających pod przykrywką zakładów charytatywnych, ośrodków pomocy czy choćby spółdzielni wytwarzających szaty liturgiczne. „Poddane jego kierownictwu osoby, do niedawna ograniczające się jedynie do tradycyjnych praktyk religijnych, zmieniają się w gorliwe zakonnice i zakonników. Mimo iż w większości nie żyją w klasztorach, nie noszą habitów i nie są identyfikowane jako osoby zakonne, promienieją wiarą i apostolstwem w swoim środowisku społecznym”32 – wskazuje ksiądz Marek Szymula.

I to właśnie za sprawą Honorata Koźmińskiego Felicja Magdalena Kozłowska trafia do „Przytuliska”, czyli ośrodka, który powstał wiele lat wcześniej z inicjatywy bogatych pań Warszawy (zachęconych do tego także przez ojca Honorata), pragnących pomagać ubogim. Administrację nad nim przejęła w 1882 roku matka Kazimiera Gruszczyńska, założycielka Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Zgromadzenie to powstało oficjalnie na rok przed wysłaniem do niego Felicji Magdaleny Kozłowskiej, ale formowane było o wiele wcześniej. Ojciec Koźmiński chciał, by wokół przytuliska ukształtowało się kolejne z jego zgromadzeń ukrytych, jednak początkowe próby nie przyniosły efektów. Dlatego w 1882 roku wysłał do ośrodka siostrę na ślubach czasowych ze zgromadzenia posłanniczek (jedną z pierwszych czterech sióstr tego zgromadzenia), czyli siostrę Kazimierę, by ta sformułowała z zebranych tam kobiet nowy zakon. Zaskakiwać może, że przez wiele lat siostra Gruszczyńska pozostawała oficjalnie posłanniczką i podlegała przełożonej innego zgromadzenia niż to, które sama formowała – tak było aż do roku 1908.

Pierwsze lata były bardzo trudne, bo świecki zarząd „Przytuliska” nie był poinformowany o zakonotwórczych planach Gruszczyńskiej, a ona sama przeprowadzała ostrą selekcję także wśród kandydatek na siostry zakonne przysłanych przez ojca Honorata albo wcześniej. Założycielka nowego zgromadzenia w swoich pamiętnikach wskazuje, że w „Przytulisku” zastała „gromadkę osób pragnących poświęcić się służbie Bożej… – przy bliższym jednak pożyciu – doświadczeniu nie wykazywały się odpowiednie – i choć to z niemałą przykrością, ale dążąc do zamierzonego celu, wypadło wiele wydalić”33. Wszystko to sprawiało, że atmosfera była niekiedy ciężka i wiele z kobiet, także tych przysyłanych przez ojca Honorata, odchodziło albo było odrzucanych.

Jak wyglądało tam życie Felicji? Ona sama nie wspominała go dobrze i przekonywała, że w momencie gdy ojciec Honorat komunikował jej polecenie, „doznała takiego wstrętu ku jego wypełnieniu, że zemdlała”34; a potem miało być tylko gorzej. „Opowiadała mi matka Mateczki, że w »Przytulisku« (…) posługiwano się Mateczką, pomimo Jej wątłego zdrowia, do wykonywania najcięższej pracy: do mycia i szorowania podłóg, dźwigania ciężarów itp., czego matka Mateczki znieść nie mog­ła. (…) A ponieważ Mateczka, przestępując progi klasztorne »Przytuliska«, uczyniła sobie ślub, jak sama mi o tem mówiła, »że o nic nigdy nie będzie prosić i od niczego się nie będzie wymawiać«, przeto stała sie w tem Zgromadzeniu całkowicie ofiarą i powolnem narzędziem w rękach swej przełożonej, Gruszczyńskiej, która na wszelki, nawet niegodziwy sposób, starała się wyzyskać zdolności, siły i cnoty Mateczki do swych poziomych celów. »Przytulisku« bowiem nie chodziło o postęp duchowy Sióstr, ale o zyski materyalne. Zajmowało się też ono głównie pielęgnowaniem chorych, zamożnych i bogatych osób, które dobrze opłacały przełożonych za pracę cichych i pracowitych, i mało wymagających Sióstr pielęgniarek, na które zamożne domy składały cały ciężar opieki nad chorymi, nie troszcząc się wcale o osobiste potrzeby Sióstr”35 – przekonywał ksiądz Kowalski.

Ile prawdy jest w tym opisie? Wiele wskazuje na to, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Życie zakonne i jego model dopiero się tam wówczas kształtowały, Kazimiera Gruszczyńska nie miała doświadczenia w życiu duchowym, bo sama dopiero zaczynała je prowadzić i sama się wszystkiego uczyła. „(…) poza ćwiczeniami, jakie dowolnie zaczęłyśmy praktykować, i obowiązkami domowymi, głównym zadaniem z prac naszych były posługi przy chorych”36 – zapisywała Gruszczyńska. Obraz pierwszej przełożonej zakonnej, ale też pierwszej wspólnoty zakonnej Felicji Magdaleny, który zapisuje ksiądz Kowalski, wydaje się więc niesprawiedliwy i przesadzony. Skąd bierze się ten krzywdzący osąd? Zapewne z faktu, że zarówno mama kandydatki (mówiła o tym wprost), jak i sama kandydatka nie akceptowały stylu życia leżącego u podstaw nowej wspólnoty, która przekształcić się miała w zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących. Wypieszczona jedynaczka nie mogła przecież sprzątać i pomagać przy chorych, a do tego strojem nie odróżniać się od zwykłych chłopek. „Opowiadała Babciunia – notowały siostry ze zgromadzenia mariawitek – że kupując wyprawę dla Mateczki, wszelkiego kosztu i starania dokładała, żeby była piękną, ślicznie wykończoną i w dobrym gatunku, bo to raz w życiu, bo to dla jedynaczki Córki! – Jakaż to była przykrość dla Babciuni, gdy usłyszała od znajomych, że tak piękna wyprawa jest po prostu zmarnowaną w Zgromadzeniu; że proste dziewczęta, które na nosidłach noszą wodę z pod studni, do tej pracy są poubierane w Mateczki śliczne batystowe z haftami i koroneczkami peniuarki, które, rzecz prosta, na barczystych plecach już popękały, bo były uszyte na szczupłą panienkę. Nie mogła Babciunia tego znieść, gdy dowiedziała się o tem. W krótkim czasie poszła przekonać się osobiście, czy to prawda, i zażądała widzenia się z Córką. Ku największej boleści Babciuni Mateczka wyszła w brudnej i starej sukience. A kiedy Babciunia wyraziła swoje mocne niezadowolenie i zapytała, czemu Mateczka nie chodzi w ubraniu, które miała sprawione, Mateczka zaczęła uspakajać Babciunię i tłomaczyć jej, że tutaj jest wszystko wspólne, więc dali to ubranie innym Siostrom potrzebującym”37.

Ale to nie wszystko. Jan Maria Michał Kowalski w spisywanym przez siebie życiorysie „mateczki” dorzuca do tych wszystkich strasznych sytuacji także próbę wykorzystania seksualnego, której doświadczyć miała Kozłowska podczas pielgrzymki na Jasną Górę. „[W] Częstochowie, gdy Mateczka szukała spowiednika, jeden pijany Paulin, chcąc Ją uwieść, usiłował przemocą wciągnąć do swej celi i zbezcześcić, ale na krzyk instynktowny Mateczki, nadbiegł Jej brat cioteczny, i uderzywszy pijanego mnicha, wydarł z jego szponów niewinną i nieświadomą jeszcze żadnego zła i grzechu ofiarę”38 – notował Kowalski.

IV

Opis, który serwują nam mariawiccy biografowie życia Felicji Magdaleny Kozłowskiej (a także ona sama), nie byłby jednak pełny, gdyby pominąć rzekome albo rzeczywiste duchowe dary, jakie już wtedy miała otrzymać. Maria Franciszka Kozłowska wspomina, że to właśnie w czasie pobytu w owym ośrodku otrzymała rozumienie I i II Reguły Franciszkańskiej, a także uświadomione jej zostało, że ona sama, wraz z siostrami z nowego zgromadzenia, ma zachowywać Regułę św. Klary. Nie było to jedyne mistyczne wydarzenie z jej życia w tamtym okresie. „Kiedy pewnego razu tak się upokarzałam w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem, dusza moja wyrwała się raptem jakby z więzów ciała i stanęła wobec Trójcy Przenajświętszej. Nie było to widzenie Trójcy Przenajświętszej, jakie później miałam, ale dusza moja czuła obecność Jej tuż, tuż i chciała się jakby rzucić w objęcia Bóstwa w najwyższym pragnieniu, gdy wtem piorunem dusza moja strąconą została w głęboką przepaść i usłyszałam ten głos: »Nigdy nie poważaj się w taki sposób wznosić się do Boga«. Znaczenie tych słów rozumiałam wtedy w taki sposób, że nie należy przez ciekawość zaciekać się w tajemnicach Bożych. Poczęłam płakać i mówić: »Panie, ja przecież nie mogłabym się sama tak wznieść, przecież Tyś Sam, Panie, podniósł mię do Siebie«. A Pan Jezus odpowiedział »Zanim poznasz Bóstwo Moje, staraj się na ziemi poznać, zamiłować i naśladować Człowieczeństwo Moje«. Po tem widzeniu Trójcy Przenajświętszej dusza moja czuła boleść i niewypowiedzianą tęsknotę ze trzy dni”39 – wspominała wiele lat później siostra. Objawienia te skłoniły ją do odpowiedniej lektury duchowej i już tylko to pokazuje, że już wtedy, na początkowym etapie rozwoju duchowego i organizacyjnego, przeżycia mistyczne były jedną z głównych przyczyn działań i postępowania młodziutkiej zakonnicy. Przyczyniły się do tego również inne tego rodzaju doświadczenia, choćby to, gdy podczas pobytu leczniczego w Kamieńczyku Jezus miał objawić jej, że zostanie reformatorką trzech zakonów. Osobiste objawienia, mistycyzm były dla niej ważniejsze niż kierownictwo duchowe czy zakonne posłuszeństwo, w czym kryły się już źródła późniejszego nieposłuszeństwa władzy kościelnej i głębokiego przekonania o tym, że prowadzona jest przez Jezusa osobiście40.

Zaangażowaniu młodej kandydatki na siostrę w „Przytulisku” towarzyszyć miały także liczne cuda. „W ciągu swej długiej i mozolnej pracy przy pielęgnowaniu chorych nie miała Mateczka ani jednego wypadku, aby który z tych chorych zszedł z tego świata niepojednany z Panem Bogiem, to jest bez Sakramentów świętych. A miała pod swą opieką chorych przeważnie z arystokracyi, ludzi niewierzących i z gruntu zepsutych. Zdarzało się też, że i cudownie ich uzdrawiała. Razu pewnego jednemu choremu na wielki wrzód przyłożyła obrazek Matki Boskiej Nieustającej Pomocy (…) i wrzód natychmiast zaczął się rozchodzić i zmniejszać, aż zupełnie znikł”41 – notował Kowalski. Innym razem – to także opowieść, którą przytaczano wiele lat później, gdy we własnym zgromadzeniu i Kościele była już otoczona kultem – miała doprowadzić do nawrócenia byłego księdza. „Kiedyś – opowiadała nam Mateczka – pielęgnowałam niemłodego już pana, który niebezpiecznie był chory; modliłam się bardzo za niego, żeby przed śmiercią wyspowiadał się; prosiłam go o to; ale nawet o tem słyszeć nie chciał; za nic też w świecie nie pozwolił sobie zawiesić na szyi medalika; wtedy nieznacznie zawiesiłam medalik z Matką Najświętszą w głowach jego łóżka na poręczy tak, żeby nie spostrzegł, a w stosownej chwili prosiłam, żeby pozwolił, to przyprowadzą mu księdza do Spowiedzi. A on powiedział: »Co? przed takimi łotrami miałbym się spowiadać, kiedy oni gorsi są ode mnie? Przed tobą to bym się wyspowiadał, bo ty jesteś Aniołem«. Mateczka mimo to nalegała. Wtedy powiedział: »Dobrze, ale pierwej przed tobą«… Po krótkiem wahaniu Mateczka zgodziła się. Wtedy zaczął opowiadać swe życie bardzo grzeszne: i płyną – i płyną grzechy jedne za drugimi, a on coraz bardziej wzruszony i żałujący przeprasza Boga… A Mateczka klęczy za krzesełkiem na ziemi i płacze nad biedną duszą, i modli się za niego. Po wyznaniu swych grzechów zwrócił się do Mateczki i zapytał: »Jak sądzisz, czy Bóg przebaczy mi to wszystko?«. Mateczka odparła: »Przebaczy, o ile Pan w ten sposób wyspowiada się przed kapłanem«. »No dobrze – powiedział – odbędę Spowiedź świętą; a jakiego radzisz mi wezwać spowiednika?« (…) Człowiek ten poszedł za radą Mateczki; wezwał tego kapłana i wyspowiadał się przed nim szczerze; Mateczkę prosił, by pozostała przy nim do śmierci. Ostatnie jego słowa były: »Panie, w ręce Twoje oddaję ducha mojego«. Ten pojednany z Bogiem (dzięki Mateczce) grzesznik umierający był kapłanem ze zgromadzenia OO. Pijarów”42 – wspominały siostry opowieść „mateczki”. I jeśli traktować ją poważnie, a nie jako wytwór późniejszej imaginacji, to łatwo zrozumieć, dlaczego tego rodzaju kandydatka na zakonnicę, z takimi aspiracjami i taką przypisywaną samej sobie władzą, nie mogła odnaleźć się jako szeregowa siostra do pracy.

V

To jednak nie rozczarowanie, przynajmniej nie według niej samej, ale pragnienie bardziej kontemplacyjnego życia (Kozłowska wspomina, że chętnie spędzała noce w kaplicy na adoracji Najświętszego Sakramentu43), a także atmosfera w „Przytulisku” sprawiły, że po dwóch latach Kozłowska opuściła to miejsce (kwestią sporną jest, czy z własnej woli, czy skłoniona do tego przez przełożoną) i wyjechała na rekolekcje do ojca Honorata Koźmińskiego44. Ten przez rok zatrzymał ją przy sobie, prosząc o wykonywanie rozmaitych poleceń, a później została wysłana do Płocka, by tam kontrolować założone wcześniej zgromadzenie Małych Sióstr Niepokalanego Serca Maryi45. Jednak dość szybko siostra Kozłowska uznała, że Jezus powołuje ją do czegoś zupełnie innego niż bycie wizytatorką założonego przez ojca Honorata zgromadzenia. Czym to miało być? Odpowiedź dostarczyło młodej zakonnicy, a jakże, objawienie mistyczne. „(…) w medytacyi »O dwóch chorągwiach« ujrzałam dwie drogi: jedną klasztorną, a drugą życia zakonnego w świecie. Dane mi było do wyboru. Prosiłam Pana Jezusa o wskazanie mi, którą drogą mam iść. Pan Jezus odpowiedział: »Pozostając w klasztorze, uświęcisz siebie; a jeżeli pozostaniesz w świecie, to będziesz bliżej Mnie naśladowała«”46. Ojciec Honorat na tego rodzaju sugestie zareagował bardzo ostro i – jak wspomina sama siostra Kozłowska – „ofuknął ją”, że chce być przełożoną, a nie podwładną47. Ostatecznie jednak nowa wspólnota, oparta na Regule św. Klary, i to z błogosławieństwem ojca Honorata, powstała. Cztery siostry zamieszkały w lokalu ofiarowanym na rok przez jedną z mieszkanek Płocka, 8 września roku 1887 jest zaś uważany za początek nowego zgromadzenia Sióstr Ubogich św. Matki Klary48. Zakonnice żyły w ukryciu, jak to było także w przypadku innych zgromadzeń honorackich, i zajmowały się szyciem bielizny i szat liturgicznych, by w ten sposób ukrywać się przed aparatem państwa carskiego. Warunki ich życia były trudne, często brakowało im jedzenia i opału, a siostry prowadziły życie pełne umartwień49, choć – jak wspomina mateczka Kozłowska – sam Jezus „udzielił dyspensy od wypełniania tych rzeczy, które z powodu ukrycia Zgromadzenia nie mogą być wypełniane”50.

Ciekawe, że nowe zgromadzenie, choć powstało z błogosławieństwem ojca Koźmińskiego, jak na to wskazuje także jego korespondencja, nie figuruje w spisach założonych przez niego wspólnot. Dlaczego? Wydaje się, że odpowiedź zna Tomasz Dariusz Mames, który sugeruje, że po roku 1888 zgromadzenie Sióstr Ubogich św. Matki Klary można i należy utożsamiać ze Zgromadzeniem Sióstr Adoratorek Przebłagania51. Taką właśnie nazwą określa zgromadzenie kontemplacyjne założone „przez pewną pobożną duszę”, którą można identyfikować z siostrą Kozłowską, ojciec Koźmiński w liście z roku 1897. Jednocześnie błogosławiony Honorat Koźmiński wskazuje, że obok adoratorek (Sióstr Ubogich św. Klary) powstało inne zgromadzenie, sióstr mariawitek, które wykonywały prace w parafiach. „Można dojść do wniosku, że w 1897 roku (…) Maria Franciszka Kozłowska kierowała nie jednym, ale de facto dwoma żeńskimi zgromadzeniami zakonnymi. W odróżnieniu od Franciszkanek od Cierpiących, żyjących według III Reguły, Maria Franciszka i 20 sióstr adoratorek prowadzi życie zgodne z II Regułą św. Franciszka. Adoratorki, mieszkając w jednym miejscu, stanowiły poprzez wspólnotę stołu i mieszkania kongregację kontemplacyjną. Będzie ona zalążkiem chóru sióstr bogomyślnych w przyszłym zgromadzeniu. Siostry mariawitki, żyjące według III Reguły św. Franciszka, prowadziły życie czynne. Pracowały w ochronkach, przygotowywały świeckich do przyjęcia sakramentów, zarabiały na własne utrzymanie szyciem”52 – wskazuje Mames. Wspomnienia matki Kozłowskiej dotyczące powołania zgromadzeń mariawickich także wydają się potwierdzać taką opinię. „Dom wasz mają uważać Maryawici i Maryawitki jako swoją kolebkę i ognisko nieustającej adoracyi, z którego płomienie wybuchną na cały świat; adorować będziecie Najsłodsze Serce Moje ukryte w Przenajświętszym Sakramencie. – Wy będziecie wynagradzać w szczególny sposób za Kapłanów, a Maryawitki czynne będą pomagać wszędzie Kapłanom”53 – pisze siostra Kozłowska.

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

2 Wzrok w tym oku Felicja Magdalena straciła w młodości. „W 20-tym roku swego życia, bez żadnej przyczynyi bólu, Mateczka na prawe oko zaniewidziała. Zgasło Jej ono jak świeca, zdmuchnięta tchnieniem Ducha Świętego” – notował w jej życiorysie ksiądz Jan Maria Michał Kowalski. J.M.M. Kowalski, Krótki życiorys Mateczki, w: Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, Płock 1927, s. 106.
3 Tamże, s. 91.
4O mateczce mówią świadkowie jej życia, w: Mistrzyni Ducha. W 120. rocznicę objawienia Dzieła Wielkiego Miłosierdzia, t. 2, Felicjanów 2013, s. 66. Tutaj i w pozostałych cytatach zachowano pisownię oryginalną.
5 Tamże, s. 81.
6 Tamże, s. 59.
7 Tamże, s. 65.
8 M. Karas, „Mateczka – Boska Parakletka, Zbawicielka świata”. Nowa nauka trynitarna w felicjanowskim nurcie mariawityzmu, „Studia Religiologica”, z. 34/2001, s. 116.
9 Mariae-vita (Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, w: Święta Maria Franciszka Kozłowska i Jej Zgromadzenia zakonne we wspomnieniach i pamiętnikach, Felicjanów 2007, s. 31.
10 Tamże.
11 Tamże, s. 43.
12 Tamże, s. 37.
13 Tamże.
14 K. Mazur, Mariawityzm w Polsce, Kraków 1991, s. 16–17.
15(Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, s. 48.
16 Tamże, s. 49.
17Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 96.
18 Tamże, s. 97.
19 Tamże.
20Maria Franciszka o sobie, Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Protokół przesłuchania Mateczki przed rzymskokatolickim Sądem Biskupim w Płocku, w: Mistrzyni Ducha. W 150. Rocznicę Narodzin Mateczki Świętej Marii Franciszki Kozłowskiej, t. 1, Felicjanów 2012, s. 16.
21 Tamże.
22 H. Mongin, Ludwik i Zelia Martin. Święci w codzienności, tłum. A. Kocot, Kraków 2009, s. 30.
23Maria Franciszka o sobie, Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Protokół przesłuchania Mateczki przed rzymskokatolickim Sądem Biskupim w Płocku, s. 16.
24 Tamże.
25(Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, s. 51.
26 Tamże, s. 51–52.
27 W. Różyk, „Objawienia” Marii Franciszki Kozłowskiej według rękopisu z Archiwum Watykańskiego. Studium teologiczne, Świdnica 2006, s. 12.
28(Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, s. 53.
29 Ciekawostką może być fakt, że właśnie ten duchowny, który wstąpił do klasztoru przed rokiem 1863, kiedy władze carskie zakazały przyjmowania nowych zakonników, dożył odzyskania wolności przez Polskę i w związku z tym był ostatnim z pokolenia kapucynów przedpowstańczych, którzy mogli przyglądać się odrodzeniu zakonu. Zmarł w roku 1918.
30Maria Franciszka o sobie, Dziele Wielkiego Miłosierdzia. Protokół przesłuchania Mateczki przed rzymskokatolickim Sądem Biskupim w Płocku, s. 17.
31 J. Marecki, Błogosławiony Honorat Koźmiński, „Folia Historia Cracoviensia”, vol. XV/XVI (2009/2010), s. 246.
32 M. Szymula, Źródła i charakterystyczne elementy duchowości zgromadzeń honorackich zwarte w pismach bł. Honorata Koźmińskiego, „Warszawskie Studia Teologiczne”, XII/1999, s. 230.
33 K. Dębowska, Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących w latach 1882–1952, „Prawo Kanoniczne”, nr 1–2/1972, s. 172.
34Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 99.
35 Tamże, s. 107.
36 K. Dębowska, Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek od Cierpiących w latach 1882–1952, s. 176.
37(Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, s. 78.
38Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 110.
39 Tamże, s. 100.
40 K. Mazur, Mariawityzm w Polsce, s. 18.
41Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 108.
42(Życie Maryi). Z opowiadań „Babci”, s. 79.
43 „Prawdziwym odpoczynkiem po pracy i pociechą moją było przepędzić noc w kaplicy przed Najświętszym Sakramentem. Szczęśliwą się czułam, gdy zastałam drzwi otwarte do kaplicy” – wspominała. Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 100.
44 T.D. Mames, Mysteria mysticorum. Szkice z duchowości i historii mariawitów, Kraków 2009, s. 83.
45 K. Mazur, Mariawityzm w Polsce, s. 18.
46Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 101.
47 Tamże.
48 S. Rybak, Mariawityzm. Studium Historyczne, edycja: Michał Rybak, s. 7.
49 K. Mazur, Mariawityzm w Polsce, s. 18.
50Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 102.
51 Zgromadzenie to zanika na początku XX wieku. Informacja za: http://pw.kasaty.pl/pl/zgromadzenie/Congregation/184.html (dostęp: 16.05.2025).
52 T.D. Mames, Mysteria mysticorum, s. 85.
53Dzieło Wielkiego Miłosierdzia, s. 13.

Część IIFundamenty

Dostępne w wersji pełnej

Część IIINa kursie kolizyjnym z Rzymem

Dostępne w wersji pełnej

Część IVRozłam

Dostępne w wersji pełnej

Część V Płock, który stał się centrum chrześcijaństwa

Dostępne w wersji pełnej

Część VISłowiański papież i mistyczne wielożeństwo

Dostępne w wersji pełnej

Część VIIRozpad

Dostępne w wersji pełnej

Zakończenie

Dostępne w wersji pełnej