MALI MISTRZOWIE. Piszczek - To, co naprawdę jest ważne - Jarosław Kaczmarek - ebook + audiobook

MALI MISTRZOWIE. Piszczek - To, co naprawdę jest ważne ebook i audiobook

Jarosław Kaczmarek

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Łukasz Piszczek jest niezastąpionym piłkarzem w polskiej reprezentacji narodowej! Jego nazwisko często wymienia się wśród najlepszych prawych obrońców na świecie. Przez wiele lat marzył o karierze napastnika i zdobywał wspaniałe gole jako napastnik. Jednak dopiero kiedy trener wystawił go do gry na bocznej obronie, pokazał światu na co go stać! Sam José Mourinho był pod ogromnym wrażeniem Piszczka i chciał sprowadzić go do Realu Madryt.

Dzięki tej książce prześledzicie niesamowitą historię piłkarskiego sukcesu Łukasza. Ten skromny chłopak zaczynał w Gwarku Zabrze, a ponadprzeciętny talent i ciężka praca zaprowadziły go do Borussi Dortmund i gry w drużynie Adama Nawałki. To wciągająca opowieść o pasji i pokonywaniu wielu przeciwności w drodze na szczyt.

Autorem biografii jest Jarosław Kaczmarek, zawodowy opowiadacz, który wraz z przyjaciółmi z "Grupy Studnia O" przekazuje dzieciom i dorosłym baśnie, legendy i historie współczesne. Dzięki niemu historia życia Łukasza Piszczka nabiera tempa i prawdziwych emocji. Nie zabraknie w niej ciekawostek i anegdot związanych z bohaterem i całym piłkarskim środowiskiem. Książkę doskonale zilustrowała Grażyna Janecka.

Nie zwlekaj i już teraz wyrusz w emocjonującą podróż do świata wielkiego futbolu!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 158

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 56 min

Lektor: Robert Michalak

Oceny
4,5 (14 ocen)
10
2
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Martafilonova

Nie oderwiesz się od lektury

Super polecam
00
Rafik15

Nie oderwiesz się od lektury

fajna książka polecam
00

Popularność




Jarosław Kaczmarek

Piszczek

To, co naprawdę jest ważne

Saga

Piszczek - To, co naprawdę jest ważne

Copyright © 2018, 2019 Jarosław Kaczmareki SAGA Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788726128093

1. Wydanie w formie e-booka, 2019

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

Książkę dedykuję kibicom i piłkarzom – tym najmłodszym i tym najstarszym. Wszystkim, dla których w tej fascynującej grze, jaką jest piłka nożna, liczy się nie tylko walka o zwycięstwo za wszelką cenę.

Specjalna dedykacja dla bolka i lolka, czyli łukasza piszczka i kuby błaszczykowskiego, którzy pokazują, że w świecie wielkiego futbolu jest ciągle miejsce na prawdziwą przyjaźń.

Wstęp

Cichy bohater

11 września 2017 roku. Godzina 17.50. Biało-Czerwoni wybiegają na murawę Stadionu Narodowego w Warszawie. 54 tysiące kibiców wstaje z miejsc i wiwatuje na cześć reprezentantów Polski. Za chwilę rozpocznie się mecz z Czarnogórą, decydujący o awansie na mistrzostwa świata!

Oczy wszystkich fanów, obiektywy kamer i flesze fotoreporterów są skierowane na Roberta Lewandowskiego – kapitana reprezentacji, który wyprowadza drużynę na boisko. Jak to jest w zwyczaju, piłkarze trzymają za ręce dzieci. (Czy jest wśród was ktoś, kto nie chciałby w taki sposób wyjść z naszą drużyną na wielki mecz?) Tym razem Robertowi towarzyszy chłopiec na wózku inwalidzkim. To siedmioletni Franek, cierpiący na bardzo rzadką chorobę, która nie pozwala mu samodzielne oddychać. Ta chwila jest spełnieniem jego wielkiego marzenia!

Piłkarze, dzieci i sędziowie ustawiają się w rzędzie, by wraz z całym stadionem odśpiewać hymny.

Ze swojego miejsca na trybunach spoglądam na naszych piłkarzy, którzy tym razem zagrają w białych koszulkach, spodenkach i getrach. Obok Lewandowskiego Wojciech Szczęsny – jak przystało na bramkarza wyróżniający się wysokim wzrostem i kolorowym strojem. W blasku stadionowych świateł rzucają się w oczy jaskrawopomarańczowe buty Grzegorza Krychowiaka – największego eleganta w drużynie. Obok niego stoją: niewysoki wojownik Krzysztof Mączyński i potężny jak Hulk Kamil Glik, a dalej TurboGrosik Kamil Grosicki, waleczny Bartosz Bereszyński, błyskotliwy technik Piotr Zieliński, nieustępliwa Pirania, czyli Michał Pazdan (jego fryzury nie można nie poznać nawet z daleka!), i wreszcie JEST! Jest mój CICHY BOHATER! Będę go dziś obserwował ze szczególną uwagą!

Zwykle pozostaje nieco w cieniu innych kolegów z drużyny. Taki już los obrońców, którzy raczej rzadko strzelają gole. A on przecież marzył o karierze napastnika i przez wiele lat grał w ataku. Potrafił zdobywać piękne bramki! Pewnego dnia trener wystawił go jednak na bocznej obronie i okazało się, że na tej pozycji może grać dużo lepiej niż w roli napastnika!

I tak już zostało. Nasz bohater został jednym z najlepszych prawych obrońców na świecie! Swego czasu trener José Mourinho chciał go sprowadzić do Realu Madryt! Czy już wiecie, o kim opowiadam?

Oczywiście to ŁUKASZ PISZCZEK – niezastąpiony piłkarz w drużynie Adama Nawałki, idol kibiców Borussii Dortmund, a zarazem skromny, życzliwy i zawsze uśmiechnięty chłopak! To o nim będzie ta opowieść.

Śpiewając hymn, Łukasz obejmuje ramieniem ostatniego w rzędzie reprezentantów – Kubę Błaszczykowskiego. To jego najlepszy przyjaciel. Trzymają się zawsze razem, na boisku i poza nim. Ale oto rozlega się gwizdek sędziego! Zaczyna się mecz i nasza historia!

Część pierwsza

Chłopak z Goczałkowic

Śląsk to historyczna kraina położona w granicach Polski, Niemiec i Czech. Goczałkowice Zdrój – rodzinna miejscowość Łukasza Piszczka – należy do części Górnego Śląska razem z takimi miastami jak Katowice, Bytom, Gliwice czy Zabrze (na zdjęciu). Bogactwem tego regionu jest „czarne złoto”, czyli złoża węgla kamiennego, dlatego powstało tu wiele kopalni. Mieszkańcy Śląska mają swoją gwarę. Piłka po śląsku to „bal” albo „bala”, interwencja bramkarza – „ciepa”, a strzał czubkiem buta – „z kapy”. Ze Śląska pochodzi wielu znakomitych piłkarzy, na przykład Kuba Błaszczykowski czy Lukas Podolski i Miroslav Klose.

1

Goczałkowice kontra Real Madryt

Supernowoczesny czarny autokar z żółtym godłem Borussii Dortmund mknie autostradą. Łukasz Piszczek i jego koledzy wracają do domu po meczu w Bundeslidze. Wszystkim dopisują humory, bo tego dnia Borussia odniosła ważne zwycięstwo. Piłkarze wyciągają zmęczone nogi, które w czasie meczu często są narażone na bolesne urazy. Jeśli nie widzieliście nigdy nóg piłkarza po meczu, to musicie wiedzieć, że wyglądają czasem dosyć… strasznie. Zdarza się, że są pokryte opuchniętymi krwawymi ranami po uderzeniach korków przeciwników. Piłkarskie ochraniacze nie zawsze skutecznie zabezpieczają przed ostrymi atakami.

Wielu piłkarzy ma słuchawki na uszach i podryguje w rytm ulubionej muzyki. Niektórzy oglądają filmy. Wśród nich jest Łukasz, który na swoim telefonie ogląda mecz. Jeden z kolegów zagląda mu przez ramię i pyta:

– Kto z kim gra?

– Goczałkowice Zdrój i Iskra Pszczyna.

– Coooooooo?! Jakie Go…Go…Gosz-sz-zzzzzwize?! Jaka Psssssyzyyyyna?!

– Goczałkowice Zdrój i Iskra Pszczyna! – powtarza mocniejszym głosem Łukasz.

Teraz inni koledzy próbują ze śmiechem wymówić te słowa. W kadrze Borussii, jak w każdym wielkim europejskim klubie, są piłkarze z wielu krajów świata. Obok Niemców w drużynie występują gracze z Gabonu, Turcji, Hiszpanii, Portugalii, Szwajcarii, Grecji, Stanów Zjednoczonych, Japonii… Ale żaden z nich nie zdoła tego powtórzyć: Goczałkowice Zdrój – Iskra Pszczyna!

Polski jest jednym z najtrudniejszych w wymowie języków na świecie! Piłkarze Borussii łamią sobie języki i dość szybko rezygnują z lekcji polskiego, której udzielał im Łukasz.

Zresztą już sama wymowa jego nazwiska jest dla nich zbyt dużym wyzwaniem…

– A co to za liga? – wypytują Łukasza.

– Polska, czwarta liga amatorów…

– Dlaczego to oglądasz?

– To dla mnie ciekawsze niż mecz Realu z Barceloną! – odpowiada ze śmiechem Piszczek, chociaż wcale nie żartuje.

A gdybyście wy mieli do wyboru oglądanie na żywo meczów Realu Madryt i Ludowego Klubu Sportowego Goczałkowice, który byście wybrali? Jestem pewien, że większość z was (a może wszyscy?) poleciałaby do Madrytu, by podziwiać Cristiano Ronaldo i drużynę Galácticos! Ale Łukasz bez wahania wybrałby Goczałkowice!

No dobrze, on jest jednak w nieco innej sytuacji. W Madrycie już był, grał przeciwko Realowi i poznał Ronaldo w bezpośredniej walce na boisku. A Goczałkowice to jego rodzinna miejscowość, w której się wychował i w której mieszkają jego bliscy.

W miejscowej drużynie gra jego starszy brat Adam, a tata jest wiceprezesem klubu. Ale to nie tylko dlatego Łukasz, żyjący w samym środku wielkiego, kolorowego i bogatego świata profesjonalnego futbolu, tak chętnie wraca do Goczałkowic. W rodzinnym mieście – w którym gra w piłkę jest beztroską przyjemnością, w atmosferze przyjaźni, z dala od świateł wielkich stadionów – znajduje zawsze coś, co sprawia, że czuje się szczęśliwy. To COŚ, CO NAPRAWDĘ JEST WAŻNE. Być może ważniejsze niż zdobyte puchary.

Żeby to dobrze zrozumieć, musimy się cofnąć w czasie o 32 lata…

Z Goczałkowic z piskiem opon wyjeżdża samochód. Za kierownicą tata – Kazimierz Piszczek, a na tylnym siedzeniu mama Halina. W samochodzie jest też Łukasz, chociaż go nie widać. Jest jeszcze w brzuchu mamy, ale wyraźnie daje znać swoimi ruchami, że ma już wielką ochotę zacząć poznawać ten tajemniczy, pełen światła świat po drugiej stronie. Samochód zatrzymuje się przed szpitalem w Pszczynie, w którym urodzili się dwaj starsi bracia Łukasza – Marek i Adam.

Tata dowiaduje się, że trafili na porę, w której nie ma dyżuru lekarza mogącego przyjąć poród. Muszą jechać do miejscowości Czechowice-Dziedzice, gdzie znajduje się najbliższy szpital.

– Poczekaj jeszcze trochę! Nie bądź taki niecierpliwy! – prosi mama swojego nienarodzonego synka.

Łukasz w brzuchu mamy uspokaja się na chwilę, ale niedługo potem przychodzi na świat. Jest 3 czerwca 1985 roku.

Zdarza się czasem, że ktoś mówi o Łukaszu „chłopak z Czechowic”. Ale to nieprawda.

– Jestem z Goczałkowic! – prostuje Łukasz. – W Czechowicach przyszedłem tylko na świat.

I to przypadkiem!

2

Pojedynek ze smokiem

Dawno temu w małej wiosce nieopodal książęcego zamku żyli sobie trzej bracia. Pewnego razu dotarła do nich straszna wiadomość: siedmiogłowy smok każdego dnia przylatuje nie wiadomo skąd i zagradza drogę do zamku, domagając się jedzenia i złota.

– Jeśli nie będziecie spełniać moich życzeń, spalę was wszystkich! – grozi za każdym razem.

Książę wydaje mu co dzień złoto i jedzenie, ale wkrótce skończą się zarówno zapasy w spiżarni, jak i kosztowności w zamkowym skarbcu. Władca rozesłał po kraju wezwanie do walki ze smokiem. Śmiałek, który zdoła go pokonać, otrzyma w nagrodę skarby, ziemię i rękę pięknej księżniczki.

– Ja tego dokonam! – oznajmił dumnie najstarszy z braci. – Jestem największy i najsilniejszy. – To powiedziawszy, chwycił wielką maczugę i wyruszył w stronę zamku.

Kiedy smok zobaczył szykującego się do walki z nim młodzieńca i jego broń, wybuchnął śmiechem:

– Ha, ha, ha! Ale mnie rozbawiłeś! Tym chcesz mnie pokonać? – Smok opuścił jedną z siedmiu głów i zawołał: – Bij, ile masz sił! Pokaż, co potrafisz!

Najstarszy z braci uniósł maczugę i uderzył z całą swoją mocą. Wywołało to jeszcze większy śmiech smoka.

– Przestań mnie łaskotać! A teraz uciekaj, bo zaraz cię spalę!

Po jakimś czasie do akcji wkroczył średni brat. Załadował do kotła górę gotowanych ziemniaków, którymi przykrył wybuchową mieszankę siarki. Zastosował metodę, którą został pokonany Smok Wawelski.

– To dla ciebie, poczęstuj się! – zawołał do smoka.

Smok łapczywie pożarł wszystkie ziemniaki nafaszerowane siarką, po czym na chwilę zastygł bez ruchu. I nagle wystrzelił w niebo fajerwerkami ognia!

– Ha, ha! Dziękuję! Dodałeś mi mocy tą siarką! Ale teraz uciekaj, bo cię spalę!

Kiedy trzeci, najmłodszy z trójki, chciał wyruszyć w drogę, by pokonać smoka, starsi bracia próbowali go powstrzymać:

– Nie rób tego! Jesteś za mały i za słaby! Nie poradzisz sobie! Smok cię spali!

– A właśnie że dam! Poza tym główka pracuje! Mam pomysł i dam sobie radę! – odpowiedział z szelmowskim uśmiechem najmłodszy z braci.

Na spotkanie ze smokiem zabrał trzy długie tyczki i schowaną do worka piłkę.

– Obiecaj, że jeśli cię pokonam, odejdziesz stąd i oddasz wszystkie zabrane skarby! – odezwał się śmiałym głosem, kiedy stanął przed bestią.

– Ha, ha! – śmiał się smok, patrząc na małego, chudego jak patyk chłopca. – Jeśli to TY mnie pokonasz, to spalę się ze wstydu i nie wyjdę ze swojej jaskini przez dziesięć tysięcy lat!

Wtedy chłopiec wbił w ziemię dwie tyczki, a trzecią przywiązał na górze między nimi.

A potem wyjął z worka piłkę i zawołał do smoka:

– To jest bramka, a to piłka! A teraz broń, bo strzelę ci gola!

Zaskoczony smok stanął w bramce. Co prawda nie miał rąk, ale w obronnym geście zaczął machać swoimi siedmioma głowami i parą skrzydeł. Chłopiec starannie ustawił piłkę, wziął długi rozbieg… Na zamkowych murach zebrał się tłum trzymający kciuki za małego bohatera. Chłopiec strzelił! Piłka przeleciała nad głowami smoka tuż pod poprzeczką!

– Gol! Gol! – zawołał uradowany chłopiec. – Strzeliłem ci gola! Pokonałem cię! A teraz oddawaj skarby i uciekaj stąd!

Smoki bywają okrutne, ale mają swój honor i zwykle nie łamią danego słowa.

– Pokonałeś mnie, chłopcze! Dotrzymam danego słowa, ale wrócę tu jeszcze! Za dziesięć tysięcy lat! – powiedział smok.

Kiedy odleciał, wiwatujący tłum zaniósł małego bohatera przed oblicze księcia. Chłopiec dostał w nagrodę złoto i ziemię (nie ożenił się tylko z córką księcia, bo był jeszcze za młody). Miał na imię Goczałek i to od jego imienia nazwano ziemie, których stał się właścicielem. Stąd się wzięły Goczałkowice!

Oczywiście to tylko legenda – moja własna historia o powstaniu Goczałkowic. Lecz jak w każdej legendzie, jest w niej ziarenko prawdy. Podobno był kiedyś rycerz Goczałek, który założył Goczałkowice – wieś na Górnym Śląsku…

W bardzo wielu baśniach z całego świata pojawia się trójka braci, którzy muszą pokonać jakąś przeszkodę albo przeciwnika, by zdobyć wielką nagrodę i zmienić swoje życie.

I niemal zawsze zwycięzcą okazuje się ten najmłodszy. Dzieciństwo Łukasza było trochę jak z takiej właśnie bajki…

3

Piłka z ziemniakami

W domu było trzech braci: najstarszy Marek, średni Adam, który urodził się trzy lata po Marku, i najmłodszy Łukasz – o dwa lata młodszy od Adama. Chłopaki oczywiście wciąż ze sobą rywalizowali – o zabawki czy największą porcję deseru. Przechwalali się, kto jest szybszy czy silniejszy. Liderem tego stadka był najstarszy „wilczek” Marek. Czasem braterskie spory rozstrzygała walka. Oczywiście taka na żarty, ale kokosy, blaszki, kobyłki i mięśniaki – jak nazywały się szturchańce serwowane przez Marka – czasem ostro zapiekły…

Życie ferajny Piszczków kręciło się wokół piłki. Nie mogło być inaczej, skoro tata był piłkarzem goczałkowickiej drużyny. Przed laty w piłkę grał też dziadek. Łukasz uwielbiał meczowe weekendy. W sobotę albo niedzielę dziadek sadzał go na ramie roweru i zawoził na stadion, którego trybuną był porośnięty trawą wał. Stamtąd oglądali mecze z udziałem taty, pogryzając orzechy zerwane z drzewa przed domem. Do dzisiaj pamięta mecz Goczałkowic z Iskrą Pszczyna, którego bohaterem był tata. Goczałkowice przegrywały 0:1, a do końca meczu zostało już tylko kilka minut. Wtedy tata, który występował na środku obrony, pobiegł do przodu i zaczął grać w ataku. W ostatniej akcji meczu strzelił pięknego gola uderzeniem lewą nogą z półwoleja (takie zagranie jest nazywane na Śląsku strzałem z dropsztyka). Co to była za radość!

W przerwach meczów Łukasz mógł pobiegać z piłką na murawie. Czuł się wtedy jak prawdziwy piłkarz. A po meczu z wielką dumą szedł obok taty, niosąc jego korki.

Piłka, piłkarskie buty i koszulki – nie było dla niego lepszych prezentów na urodziny czy pod choinkę. Piłka zastępowała mu też przytulankę, którą zabierał ze sobą do łóżka.

A czy wam zdarzało się spać z piłką albo zastępować piżamę koszulką ulubionego klubu? Albo chować pod kołdrę w tajemnicy przed mamą piłkarskie buty? Tak sobie myślę, że ten obrazek dzieciaka przytulonego w łóżku do piłki łączy większość wielkich piłkarzy. Bo z piłką spali Diego Maradona, Leo Messi, Robert Lewandowski czy David Beckham. Przyznam się wam, że sam nigdy tego nie robiłem i pewnie dlatego nie miałem szans zostać piłkarzem!

Nad łóżkiem Łukasza wisiał plakat Davida Beckhama w koszulce Manchesteru United. To był w dzieciństwie jego ulubiony piłkarz. Chłopiec podziwiał jego panowanie nad piłką, precyzję dośrodkowań i strzałów z rzutów wolnych.

– E tam! Lepszy jest Zidane! – zaczepiał Łukasza Adam. – Beckham to więcej szpanuje fryzurą, niż gra! A Zidane potrafi wszystko!

– To przekonajmy się, który jest lepszy! – odpowiedział Łukasz. – Chodźmy pograć w gałę! Ja będę Beckhamem, a ty Zidane’em!

I chłopcy zaczęli futbolowy pojedynek w przydomowym ogródku. Mogliby tak grać do samej nocy, ale mecz został przerwany okrzykiem mamy:

– Chłopaki do domu! Obiad na stole!

„Obiad” – to było jedyne słowo, które miało moc, by w jednej chwili oderwać braci od gry. Adam, Marek i Łukasz mieli wilczy apetyt i ciągle przekomarzali się, kto ma dostać większego kotleta czy porcję ziemniaków. Łukasz uwielbiał ziemniaki. W każdej postaci: gotowane, frytki, a najbardziej purée przyrządzane przez mamę. Mimo że był bardzo chudy i drobny, pochłaniał ich ogromne ilości. Dwie dokładki to było za mało!

– Gdzie ty to wszystko w sobie mieścisz? – śmiała się mama, nakładając mu kolejną porcję.

– Zaraz wszystko spalę, gdy pogramy w gałę! – odpowiadał radośnie Łukasz.

Jego beztroskie dzieciństwo miało smak… piłki z ziemniakami!

4

Zawsze czuł, że będzie piłkarzem

Goczałkowice leżą nad pięknym jeziorem, ale Łukasza nigdy nie ciągnęło nad wodę. Centrum jego świata wyznaczały linie szkolnego boiska, położonego nie więcej niż sto metrów od domu. Dziś w Goczałkowicach dzieciaki mogą bawić się i uprawiać sport na eleganckim orliku i w obszernej hali ośrodka sportowego, które sąsiadują z krytym basenem. Tego wszystkiego jeszcze nie było, kiedy Łukasz dorastał, ale asfaltowe szkolne boisko z metalowymi bramkami było dla niego magiczne niczym Old Trafford, stadion jego ulubionego klubu Manchester United.

Boisko było jedno i nie wszyscy chętni mieli szansę pograć. Pierwszeństwo mieli starsi. Łukasz często musiał przysiadywać z boku i patrzeć, jak grają Marek i jego koledzy. Z niecierpliwością czekał, aż zwolni się dla niego miejsce i wreszcie usłyszy wołanie najstarszego brata:

– Mody! Dawaj, wchodzisz!

Łukasz miał przezwisko Mody, czyli Młody, jak się wymawiało to słowo na Śląsku.

Kiedy już Mody włączył się do gry, radził sobie zaskakująco dobrze. Łukasz miał dwa atuty, które pomagały mu w rywalizacji ze starszymi nawet o cztery, pięć lat kolegami. Pierwszym była szybkość i zwinność. Prędko zorientował się, że nie ma szans w bezpośrednich starciach z silniejszymi fizycznie przeciwnikami. Musiał więc być ciągle w ruchu. I Łukasz zaskakiwał swoją szybkością. Kiedy się rozpędził, nikt nie potrafił go dogonić.

Jego drugim atutem była kondycja. On się nigdy nie męczył. Kiedy mecz zbliżał się do końca i wielu kolegom „brakowało paliwa”, Łukasz dopiero się rozkręcał i niczym żywy ogień biegał z jednego końca boiska na drugi. Wtedy też często udawało mu się strzelać gole, gdy zmęczeni koledzy woleli postać sobie na obronie i ustępowali mu miejsca w ataku, na początku meczu zarezerwowanym dla starszych.

W końcu przyszedł dzień, w którym Łukasz miał iść pierwszy raz do szkoły już w roli nie piłkarza, lecz ucznia. Przed wyjściem z domu wybuchła mała awantura. Łukasz za wszelką cenę chciał wziąć ze sobą piłkę.

– W szkole będziesz się uczyć, a nie tylko grać! – tłumaczył mu tata.

Łukasz potrafił być bardzo uparty.

– Bez piłki nie chcę iść do szkoły! – protestował z zaciekłą miną.

Widząc jego determinację, rodzice ustąpili. Łukasz wyruszył na lekcje ze szkolną torbą w ręku i z piłką przy nodze.

– Już wtedy czuł, że będzie piłkarzem – mówi dziś tata Łukasza. – On to chyba zawsze wiedział…

Wkrótce też Łukasz poszedł w ślady Marka i Adama i zaczął trenować pod okiem taty w LKS Goczałkowice. To była frajda! Grać na trawiastym boisku w prawdziwych butach piłkarskich!

Pewnie myślicie, że to fajnie mieć tatę trenera? Na pewno tak, ale taki trener często wymaga więcej od swojego syna niż od innych podopiecznych. Łukasz często musiał słuchać jego surowych uwag: „Graj lewą nogą! Jak będziesz kopał tylko prawą, nie zostaniesz nigdy dobrym piłkarzem!”.

Zdarzało się, że tata wystawiał Łukasza na lewej obronie, by trenował zagrania lewą nogą.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.