MALI MISTRZOWIE. Napastnicy - Snajperzy, dryblerzy i szaleńcy - Jarosław Kaczmarek, Joanna Jagiełło - ebook + audiobook

MALI MISTRZOWIE. Napastnicy - Snajperzy, dryblerzy i szaleńcy ebook i audiobook

Jarosław Kaczmarek, Joanna Jagiełło

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Co podczas meczu piłki nożnej liczy się najbardziej? Oczywiście GOLE! To na nie czekają wszyscy kibice zgromadzeni na stadionach oraz przed ekranami telewizorów. Nie dziwi więc fakt, że największą popularnością na świecie cieszą się napastnicy, czyli zawodnicy, którzy strzelają ich najwięcej. Komentatorzy sportowi często nazywają ich snajperami, łowcami goli, a czasem nawet szaleńcami. Oto oni: Ronaldo, Drogba, Griezmann, Suarez i Lewandowski, czyli pięciu topowych napastników. Lektura ich historii jest jak udział w pasjonującym meczu. Sprawdź, co sprawiło, że zostali mistrzami? Jak osiągnęli doskonałość? Nie czekaj dłużej, wejdź do gry!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 172

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 20 min

Lektor: Janusz German

Oceny
4,7 (15 ocen)
13
1
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Martafilonova

Nie oderwiesz się od lektury

Poprostu mega👍🏻👍🏻👍🏻👍🏻👍🏻
10
kapplakk

Nie oderwiesz się od lektury

.
00

Popularność




Jarosław Kaczmarek

Joanna Jagiełło

Napastnicy

Snajperzy, dryblerzy i szaleńcy

Saga

Napastnicy - Snajperzy, dryblerzy i szaleńcy

Copyright © 2018, 2019 Jarosław Kaczmarek, Joanna Jagiełło i SAGA Egmont

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788726128192

1. Wydanie w formie e-booka, 2019

Format: EPUB 2.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą SAGA Egmont oraz autora.

SAGA Egmont, spółka wydawnictwa Egmont

Dla Was wszystkich,

którzy macie wspaniałe marzenia

i nie boicie się ich spełniać –

oby się udało!

Joanna Jagiełło

Niesmiertelni czy ginący gatunek?

Co jest najważniejsze w piłce nożnej? Odpowiedź wydaje się oczywista: GOLE! Można powiedzieć, że to one są sensem futbolu – kulminacją gry, najpiękniejszą chwilą każdego meczu. Skoro tak jest, to nic dziwnego, że za najwybitniejszych piłkarzy uważa się tych, którzy strzelają najwięcej goli, czyli napastników. Ale czy to oznacza, że napastnicy są najważniejsi w futbolu? Kiedy się nad tym zastanowić, odpowiedź wcale nie okaże się oczywista...

Od pięciu do zera

Przed wielu laty, w czasach gdy dopiero rozpoczynały się piłkarskie rozgrywki – najpierw w Anglii, a potem w całej Europie i na świecie, obowiązywała zasada, że w futbolu liczy się tylko atak i zdobywanie bramek. W 1930 roku, gdy rozgrywano pierwsze mistrzostwa świata w Urugwaju, obowiązywał system gry, w którym w drużynie występowało aż PIĘCIU NAPASTNIKÓW. I to oni byli najważniejsi! Na pozostałych piłkarzy, którzy grali w obronie i środku pola, zwracano zdecydowanie mniejszą uwagę. Ustawienie graczy na boisku przypominało odwróconą piramidę z bramkarzem na dole i pięcioma napastnikami na szczycie.

Argentyńczyk Guillermo Stábile, Włoch Giuseppe Meazza, Brazylijczyk Leônidas, Polak Ernest Wilimowski – to legendarni napastnicy z tamtych czasów.

W latach 50. pojawiali się jednak piłkarze, którzy zamiast przepychać się w tłoku pod bramką przeciwnika, woleli wycofywać się dalej od pola karnego, gdzie było więcej miejsca i czasu na grę z piłką przy nodze. W 1950 roku na mistrzostwach świata w Brazylii w drużynie Urugwaju występował Juan Alberto Schiaffino. Był on szczupły i raczej delikatny, nie do końca więc się nadawał do ostrej walki z obrońcami blisko bramki. O wiele lepiej wychodziło mu rozgrywanie piłki i kierowanie grą drużyny w środku boiska. Bardziej odpowiadała mu rola reżysera gry niż strzelca, choć, atakując z głębi pola, i tak zdobywał mnóstwo goli. W ślad za jego przykładem niektórzy piłkarze zaczęli „uciekać” z pozycji napastników po to, żeby mieć więcej okazji do bycia przy piłce.

W 1958 roku wielki triumf na mistrzostwach świata odniosła Brazylia, w której debiutował zaledwie 17-letni wówczas Pelé. Mistrzowska drużyna, której grą zachwycali się wszyscy kibice i znawcy futbolu, grała w systemie 4-2-4. Czterech obrońców, dwóch pomocników i czterech napastników (razem z Pelé w ataku Canarinhos grali również Vavá, Zagallo i Garrincha). Takie ustawienie nazwano „brazylianą”. Zauważcie: NAPASTNIKÓW ZOSTAŁO JESZCZE CZTERECH. Dwóch grało na skrzydłach, a dwóch na środku – jeden bliżej, a drugi nieco dalej od bramki rywala.

W 1970 roku na mistrzostwach świata w Meksyku Pelé kończył już swoją wspaniałą karierę. Brazylia, zdobywając trzecie mistrzostwo, grała wtedy w ustawieniu 4-3-3. Zamiast drugiego środkowego napastnika, pojawił się ofensywny pomocnik.

Taką taktykę obrała też reprezentacja Polski trenowana przez Kazimierza Górskiego, która okazała się rewelacją turnieju w 1974 roku w Niemczech. Fenomenalnie grał wtedy nasz atak w składzie: Andrzej Szarmach na środku, Grzegorz Lato na prawym i Robert Gadocha na lewym skrzydle. Lato zdobył 7 goli i został królem strzelców mistrzostw, Szarmach strzelił 5 bramek, a Polacy wywalczyli trzecie miejsce na świecie. Zauważcie: NAPASTNIKÓW ZOSTAŁO TERAZ TRZECH. Środkowy – silny, świetnie grający głową, specjalista od wykańczania akcji w polu karnym i dwaj szybcy skrzydłowi, potrafiący znakomicie dryblować i wrzucać piłkę w pole karne.

Brazylijczycy stawiali zawsze na atak. Uważali, że gra ofensywna bardziej się opłaca niż obrona: „Nawet jeśli popełnimy błędy w defensywie, to, atakując wszystkimi silami, i tak strzelimy więcej goli, niż stracimy!” – często powtarzali.

Do innego wniosku doszli Włosi: „Bardziej opłaca się przede wszystkim skupić na obronie bramki. Jeżeli wzmocnimy obronę i nie pozwolimy przeciwnikom strzelić gola, to wygramy mecz, bo sami na pewno wykorzystamy choć jedną sytuację do zdobycia bramki”.

Nic więc dziwnego, że to właśnie we Włoszech wymyślono system gry catenaccio, czyli „rygiel”. Do powstrzymywania napastników został wyznaczony dodatkowy obrońca nazywany „wymiataczem” (a później libero), który czyścił pole przed bramką, czyli atakował napastników na własnej połowie.

Gra w stylu catenaccio przyniosła w latach 60. XX wieku wielkie sukcesy włoskim klubom z Mediolanu. Najpierw AC Milan trenowany przez Nereo Rocco – ojca chrzestnego catenaccio – a potem Inter Mediolan pod ręką Helenio Herrery odnosiły wielkie sukcesy w lidze włoskiej i europejskich pucharach.

Ale w meczach włoskich drużyn gole padały rzadko i spotkania bardzo często kończyły się wynikami 0:0 bądź 1:0. System catenaccio zaczęto nazywać morderstwem futbolu. To była jednak przesada! Przecież futbol wciąż żyje i dobrze się ma w naszych czasach.

Tak czy inaczej, catenaccio sprawiło, że zmieniły się wymagania wobec napastników i ich rola na boisku. Aby przedrzeć się przez potężne zasieki stawiane przez coraz liczniejszych obrońców, napastnicy musieli stawać się coraz bardziej uniwersalni, szybsi, sprawniejsi i sprytniejsi – po prostu coraz lepsi. Napastnicy grający w drużynie nastawiającej się przede wszystkim na obronę pogodzili się z tym, że zamiast kilku okazji do zdobycia gola w meczu, często będą teraz mieli tylko tę jedną, którą muszą wykorzystać.

Zdecydowanie wzrosła presja oczekiwań wobec graczy ataku. Zaczęto od nich wymagać, by zdobywali gole „z niczego”, czyli sami wypracowywali sobie pozycje strzeleckie nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Coraz większe znaczenie zyskiwała gra z kontrataku i umiejętność błyskawicznego przejścia z obrony do ataku. Oznaczało to, że skończyły się czasy, w których snajper mógł sobie spokojnie stać pod bramką i czekać na podanie.

W finale mistrzostw świata w 1970 roku w Meksyku brazylijski atak rozbił silną włoską obronę, doprowadzając swój zespół do zwycięstwa 4:1. Włosi zrewanżowali się jednak na mundialu w 1982 roku w Hiszpanii i w decydującym meczu o awans do półfinału pokonali Brazylię 3:2. Większość kibiców żałowała wówczas brazylijskich żonglerów, którzy prezentowali piękną ofensywną grę, przepełnioną wiarą, że zawsze będą potrafili strzelić więcej goli niż rywal. A jednak perfekcyjna obrona Italii okazała się lepsza od genialnego ataku, pozbawionego wsparcia dobrej obrony. Trzy zwycięskie gole zdobył dla Włochów napastnik Paolo Rossi, który wykorzystał każdą nadarzającą się okazję podbramkową. Obrona była podstawą, ale o sukcesie Włochów zdecydował jednak błysk geniuszu napastnika!

Włosi grali na tych zwycięskich dla siebie mistrzostwach w ustawieniu 4-4-2. A więc napastników zostało już tylko DWÓCH. W mniejszości, ale wciąż byli najważniejsi, bo przecież bohaterem mistrzostw i najlepszym piłkarzem świata w 1982 roku został supersnajper Paolo Rossi!

Wydawało się, że taktyka gry z dwoma napastnikami utrzyma się w futbolu jeszcze bardzo długo. Tymczasem gra stawała się coraz szybsza. Zawodnicy musieli biegać coraz więcej i więcej. Za najskuteczniejszą drogę do zwycięstwa uznano opanowanie środka boiska. Aby ułatwić osiąganie tego celu, trenerzy wystawiali w pomocy pięciu piłkarzy. Zaczęło obowiązywać ustawienie 4-5-1. W ATAKU POZOSTAŁ WIĘC JUŻ TYLKO JEDEN NAPASTNIK!

Pamiętacie? Na początku historii futbolu, gdy w ataku grało pięciu piłkarzy, ustawienie drużyny przypominało odwróconą do góry nogami piramidę. Można powiedzieć, że we współczesnej piłce futbolowa piramida wróciła do zwyczajnego ustawienia, w którym podstawę tworzą obrońcy, a czubek – samotny napastnik.

Ktoś może pomyśleć: „Już gorzej być nie może! Przecież w futbolu muszą być zawsze napastnicy!”. A jednak to nieprawda! Okazało się, że nadeszły takie czasy, w których napastnicy zaczęli znikać ze składów piłkarskich drużyn! Aby zrozumieć, dlaczego tak się stało, musimy jeszcze na chwilę cofnąć się w czasie.

W latach 70. XX wieku Holendrzy wymyślili tak zwany futbol totalny. To być może najważniejszy futbolowy wynalazek wszech czasów. Futbol totalny na zawsze zmienił myślenie o piłce nożnej. To styl gry, w którym piłkarze nieustannie zmieniają się pozycjami. Obrońcy przechodzą do ataku, napastnicy cofają się do obrony. Pozycje na boisku stają się umowne, a od piłkarzy wymaga się wielkiej uniwersalności – umiejętności gry w różnych strefach boiska.

Najlepszym holenderskim piłkarzem i współtwórcą futbolu totalnego był Johan Cruyff. Grał on w taki sposób, że właściwie nie można było go przypisać do żadnej pozycji na boisku. W zależności od przebiegu zdarzeń w czasie meczu Cruyff atakował bramkę przeciwnika i strzelał gole, rozgrywał piłkę i cofał się do obrony. Był wszechobecny – z przodu, z tyłu, na lewym i prawym skrzydle. Cruyffa można nazwać fałszywym napastnikiem, czyli takim, który nieustannie zmienia swoje ustawienie, cofa się w głąb pola, by znów niespodziewanie znaleźć się pod bramką przeciwnika.

Po zakończeniu wspaniałej kariery piłkarskiej Cruyff został trenerem i już w tej roli rozwijał swoje pomysły na doprowadzenie futbolu totalnego do perfekcji. W 1988 roku został trenerem FC Barcelony i po jakimś czasie stworzył zespól, który nazwano „Dream Team” – drużyną marzeń. Barcelona zachwyciła wtedy świat niesamowicie szybką grą i umiejętnością utrzymywania się przy piłce. Cruyff zbudował podstawy słynnej taktyki, zwanej tiki-taką, która doprowadziła Barcelonę do największych sukcesów w ostatniej dekadzie, kiedy trenerem Barçy był już Pep Guardiola.

Znacie futbolową grę w dziadka? Tiki-taka ma w uproszczeniu podobną zasadę. Polega na wymienianiu błyskawicznych podań w taki sposób, by przeciwnik nie miał szans na dotknięcie piłki. A w decydującym momencie – na zaskakującym przyspieszeniu pod bramką przeciwnika i zdobyciu gola.

Jednak taka strategia nie przyniosłaby Barcelonie tylu wielkich sukcesów, gdyby nie geniusz Leo Messiego. Tak jak Cruyffa można go nazwać fałszywym napastnikiem albo PIŁKARZEM TOTALNYM, CZYLI TAKIM, KTÓRY POTRAFI WSZYSTKO.

Mając Messiego, którego gra nie mieści się w żadnych schematach, Barcelona nie potrzebowała już typowego napastnika. I zaczęła grać w ustawieniu bez niego! Doszliśmy więc do momentu, w którym liczba napastników w drużynie wyniosła zero! Wielu futbolowych fachowców zaczęło wtedy ogłaszać, że napastnicy są ginącym gatunkiem piłkarza! W pewnym sensie Messiego, Guardiolę i Cruyffa można by uznać za ZABÓJCÓW NAPASTNIKÓW! To oczywiście żart, ale pokazuje on istotę zmiany.

Na szczęście (a może jednak szkoda?) Messi jest tylko jeden, a Barcelona zaczęła przegrywać. Kiedy w 2013 roku została rozbita przez Bayern Monachium w półfinale Ligi Mistrzów (porażki 0:4 i 0:3), stało się jasne, że tiki-taka nie jest jednak idealnym systemem gry. Przeciwnicy znaleźli na nią sposób. A kiedy trenerem Barçy został w 2014 roku Luis Enrique, natychmiast sprowadził do drużyny klasycznego napastnika – Luisa Suáreza.

Możemy więc odetchnąć z ulgą! Napastnicy nie zniknęli i chyba jednak nigdy nie znikną z piłkarskich stadionów, wyparci przez genialnych piłkarzy totalnych, takich jak Leo Messi. Dlatego też Messiego nie będzie w naszej opowieści o wspaniałych napastnikach, bo przecież okazał się niemal ich zabójcą!

Snajperzy, sępy, nurkowie

Na przestrzeni lat zmieniała się futbolowa taktyka, a wraz z nią wymagania wobec napastników. Jednak zawsze najważniejsza była, jest i będzie umiejętność zdobywania goli. To oczywiste! Napastnicy są przede wszystkim STRZELCAMI czy też SNAJPERAMI.

Tak jak snajperzy-żołnierze napastnicy często muszą długo wyczekiwać na swoją szansę pokonania przeciwnika. Cechą snajperów jest umiejętność znikania z pola widzenia i zaskakującego ujawnienia się w decydującym momencie. W przeciwieństwie do pomocników, którzy muszą harować na boisku od pierwszej do ostatniej minuty, napastnikom wybacza się przestoje w grze, jeśli tylko chociaż raz znajdą się w odpowiednim miejscu i czasie, by zdobyć bramkę.

Wspólną cechą najlepszych napastników jest pazerność na gole. Strzelanie goli jest ich obsesją, czymś, co nigdy się nie nudzi, co chcieliby powtarzać do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej! Z pazernością na gole wiąże się ich boiskowy egoizm. Twierdzi się, że jeżeli napastnik ma do wyboru strzał na bramkę i podanie, powinien strzelać. Rozumieją to kibice i trenerzy, rozgrzeszając strzelców swoich drużyn z egoistycznych zagrań (o ile jednak w końcu zdobywają gola).

Napastników nazywa się sępami albo padliniarzami. Sępy żywią się padliną, czyli martwymi zwierzętami. Piłkarze tak samo! Z tym że w futbolu padliną nazywa się „bezpańską piłkę”, która w zamieszaniu podbramkowym ląduje w miejscu, w którym nikt się jej nie spodziewa (oczywiście oprócz napastnika-padliniarza!).

Napastnicy niemal zawsze dzielili się na królów pola karnego, którzy wykańczali akcje pod bramką rywala, i dryblerów. Ci ostatni zwykle zajmowali pozycje na skrzydłach, gdzie mieli więcej przestrzeni, by się rozpędzić i przeprowadzić skuteczny rajd z piłką. Najwspanialszymi dryblerami byli zawsze piłkarze niekonwencjonalni, których często uznawano za FUTBOLOWYCH SZALEŃCÓW (czy próba okiwania kilku rywali, a najlepiej wszystkich, nie jest czymś szalonym?). Królem dryblerów pozostanie po wsze czasy Brazylijczyk Garrincha, który po okiwaniu obrońców i bramkarza, cofał się z piłką, rezygnując ze strzelenia gola, by jeszcze raz dla zabawy minąć ich wszystkich. Nic więc dziwnego, że Garrincha miał przydomek Mané, czyli „Szaleniec”. We współczesnym futbolu specjaliści od dryblingu, tacy jak Arjen Robben czy Kuba Błaszczykowski, są zwykle ustawiani na bokach w linii pomocy, gdzie muszą także wypełniać zadania obronne. Dziś bronić muszą wszyscy piłkarze. Po stracie piłki to napastnicy stają się PIERWSZYMI OBROŃCAMI i mają za zadanie utrudniać obrońcom przeciwnika wyprowadzanie piłki.

Napastnicy są także aktorami. Futbolowe aktorstwo może mieć dwa znaczenia. Aktorski upadek w polu karnym, nazywany w piłkarskim języku nurkowaniem, oznacza próbę wymuszenia rzutu karnego. Tak to już jest, że częścią gry są próby oszukania sędziego przez walczących ze wszystkich sił o zwycięstwo piłkarzy. Obrońcy, próbując za wszelką cenę powstrzymać napastników, uderzają ich łokciami, chwytają za koszulki i faulują w taki sposób, by nie zauważył tego sędzia. Napastnicy z kolei udają, że są faulowani, szczególnie w sytuacjach gdy nabranie sędziego będzie oznaczało przyznanie rzutu karnego i wielką szansę na gola. Za specjalistów w sztuce sprytnego faulowania w grze obronnej uważa się Włochów. Natomiast najlepszymi aktorami nurkami są piłkarze z Ameryki Południowej.

Na WIZERUNEK NURKA zapracował sobie napastnik Barcelony, Urugwajczyk Luis Suárez – jeden z bohaterów naszej książki. W czasach gdy grał jeszcze w Ajaksie Amsterdam i Liverpoolu, często zdarzały mu się próby wymuszania rzutów karnych. Jednak nawet nurkowanie jest sztuką i wymaga wyczucia oraz umiejętności aktorskich.

W czasie jednego z meczów w lidze angielskiej Suárez nurkował w wyjątkowo nieudolny sposób, w sytuacji gdy przeciwnik był daleko i nawet go nie dotknął. Mimo to sędzia dał się na to nabrać! Żyjemy jednak w czasach telewizji i internetu. Telewizyjne powtórki obnażyły kiepski teatr Suáreza, który stał się obiektem żartów i internetowych memów. Grając w Barcelonie obok Messiego i Neymara, Suárez już nie nurkuje tak często. Nie tylko z powodu wstydu, którego się wiele najadł, ale dlatego że aktorskie sztuczki na dłuższą metę się nie opłacają. Bo gdy piłkarz zyska sobie opinię nurka, sędziowie przestają odgwizdywać prawdziwe faule, których dopuszczą się na nim obrońcy.

Zupełnie innym rodzajem futbolowego aktorstwa są gesty radości po zdobyciu gola, nazywane CIESZYNKAMI. W dawnych czasach piłkarze nie zastanawiali się nad tym, w jaki sposób okazać radość po strzeleniu bramki. Najczęściej wykonywali spontaniczne podskoki z uniesionymi w górę rękami albo biegli przed siebie jak szaleni. Dziś takie manifestowanie radości byłoby obciachem! Współcześni piłkarze mają świadomość, że na ekranach telewizorów i komputerów oglądają ich miliony kibiców. W CHWILI ZDOBYCIA GOLA NAPASTNICY PRZEISTACZAJĄ SIĘ W SHOWMANÓW.

Piłkarskie cieszynki rozpowszechniły się w latach 90. XX wieku. Jako pierwsi zaczęli je prezentować piłkarze z Afryki i Ameryki Południowej. Roger Milla – napastnik reprezentacji Kamerunu – zasłynął zarówno z tego, że był najstarszym strzelcem gola w finałach mistrzostw świata, jak i ze swojego tańca, który wykonywał przy chorągiewce w narożniku boiska po zdobyciu bramki.

Jedną z najsłynniejszych cieszynek jest „kołyska”, którą zrobił napastnik reprezentacji Brazylii Bebeto na mistrzostwach świata w 1994 roku. Wykonując gest kołysania na rękach dziecka, podzielił się z kibicami swoją radością z narodzin potomka.

Tacierzyńskie cieszynki są bardzo popularne do dzisiaj. Niedawno zaprezentował ją Robert Lewandowski, który włożył piłkę pod koszulkę i wykonał gest ssania kciuka. W ten sposób podzielił się z kibicami wiadomością, że jego żona Ania jest w ciąży.

Cieszynką, która wzbudza kontrowersje, jest zdejmowanie w radosnym szale koszulek. Futbolowe władze zakazały zdejmowania koszulek i prezentowania różnych prywatnych napisów na T-shirtach pod spodem (na przykład „Ewa, kocham Cię!”). Cóż, za jakąkolwiek reklamę w czasie meczów transmitowanych przez telewizję trzeba płacić duże pieniądze.

Inną jednak motywację do zdejmowania koszulki ma Cristiano Ronaldo. Dla niego ten gest, karany przez sędziego żółtą kartką, jest okazją do zaprezentowania imponującej muskulatury.

Dziś niemal każdy czołowy napastnik świata ma opracowaną autorską cieszynkę. Luis Suárez długo ćwiczył przed lustrem, zanim wpadł mu do głowy gest strzału z pistoletu, który stał się częścią jego sportowego wizerunku.

Arsenał snajpera

Jeżeli uwielbiacie mieć piłkę przy nodze i chcielibyście się nią jak najdłużej cieszyć w czasie meczów, nie powinniście myśleć o grze na pozycji napastnika! Jak pokazują statystyki, w ciągu 90 minut gry pomocnicy są przy piłce średnio ponad 70 razy, obrońcy – 60, a napastnicy tylko 50 razy! Jedną z najważniejszych UMIEJĘTNOŚCI, KTÓRE MUSI OPANOWAĆ NAPASTNIK JEST GRA BEZ PIŁKI.

Niestety, dla tych, którzy nie lubią biegać, a chcieliby strzelać gole, czasy napastników, stojących w polu karnym i spokojnie czekających na podanie, już dawno minęły. Współczesny snajper musi być nieustannie w ruchu, ciągle zmieniać pozycje, przyspieszać i zwalniać, cierpliwie szukając choćby metra wolnej przestrzeni i ułamka sekundy poza zasięgiem obrońców. W różnych dyscyplinach sportu, także w piłce nożnej, popularne jest słowo timing (czyt. tajming). Oznacza ono umiejętność wyczucia idealnego momentu na wykonanie decydującego zagrania – wyjścia na pozycję, podania czy oddania strzału. To szczególnie ważne przy unikaniu spalonego, czyli pułapek ofsajdowych.

Przepis o spalonym jest przekleństwem napastników. Niewtajemniczonym przypomnę, że piłkarz jest na pozycji spalonej, gdy w chwili podania od partnera z drużyny znajduje się bliżej bramki niż przedostatni zawodnik drużyny przeciwnej. Najlepsi współcześni obrońcy opanowali sztukę zastawiania pułapek ofsajdowych do perfekcji. Aby ich przechytrzyć, potrzebna jest znakomita orientacja, refleks i perfekcyjne zgranie między napastnikiem a podającym mu piłkę rozgrywającym. Te wszystkie cechy można razem nazwać umiejętnością myślenia i czytania gry.

Najlepsi napastnicy wyróżniają się znakomitym wyszkoleniem technicznym. Jednym z najważniejszych elementów piłkarskiej techniki jest dla napastników UMIEJĘTNOŚĆ PRZYJĘCIA PIŁKI POD PRESJĄ – kiedy atakują ich przeciwnicy. Napastnicy często muszą przyjmować piłkę, stojąc tyłem do bramki i „mając na plecach” obrońcę. Pamiętacie mecz Polska–Niemcy w eliminacjach Euro 2016, który wygraliśmy 2:0? W decydującej akcji Robert Lewandowski, przyjmując piłkę, w mistrzowski sposób zastawił się ciałem, odepchnął niemieckiego obrońcę Durma i podał piłkę do Sebastiana Mili, który strzelił zwycięskiego gola. To przyjęcie i odegranie piłki przez Roberta było równie wspaniałym zagraniem, jak jego najpiękniejsze gole!

Pora przejść do najważniejszego i najprzyjemniejszego dla napastników zagrania, czyli strzałów na bramkę.

Strzały na bramkę dzielą się na oddawane z ziemi (z piłki stojącej lub będącej w ruchu) oraz z powietrza. Największy entuzjazm kibiców wywołują bramki zdobyte z woleja, a więc uderzeniami piłki lecącej w powietrzu. Najbardziej efektownymi uderzeniami są strzały przewrotką, nazywaną też nożycami. Aby zdobyć w ten sposób gola – lecąc w powietrzu plecami lub bokiem do ziemi – napastnik musi wykazać się umiejętnościami akrobaty.

W piłce nożnej wyróżniamy podstawowe uderzenia piłki:

Wewnętrzną częścią stopy.W czasie meczów piłkarze najczęściej zagrywają w ten sposób. Przy podaniach i strzałach wewnętrzna część stopy styka się wtedy z piłką, co gwarantuje dużą dokładność zagrania. Wewnętrzną częścią stopy trudno jest uderzać bardzo mocno, więc tego typu strzał sprawdza się w niewielkiej odległości od bramki, także przy wykonywaniu rzutów karnych.

Wewnętrznym podbiciem.Pozwala ono nadać piłce dużą silę i rotację. Takie uderzenie sprawdza się przy dośrodkowaniach i strzałach zza pola karnego. Wykonując rzut wolny z odległości około 20 metrów od bramki, piłkarze często zdobywają piękne gole, podkręcając piłkę wewnętrznym podbiciem i kierując ją nad murem obrońców w okienko bramki.

Prostym podbiciem.To uderzenie piłki umożliwia nadanie jej bardzo dużej siły. Prostego podbicia używają zarówno bramkarze, wykopując piłkę, jak i napastnicy, wykonujący rzuty wolne z dużej odległości, 25–30 metrów. Strzelając z prostego podbicia, Zlatan Ibrahimović potrafi nadać piłce prędkość 150 km/h!

Zewnętrznym podbiciem.Taki strzał nazywany jest też „fałszem”, bo podkręcona piłka leci łukiem w przeciwną stronę niż przy uderzeniu wewnętrzną częścią stopy.

Głową.Uderzenia piłki głową są odrębną specjalnością w arsenale umiejętności napastników. Aby dobrze główkować, potrzebne są odpowiednia skoczność i siła. Oczywiście przydaje się także wysoki wzrost. Szczególnie efektowną odmianą strzału z główki jest „szczupak”, czyli uderzenie, w trakcie którego napastnik po wyskoku leci w powietrzu pionowo ponad ziemią.

Piętą.Do kategorii technicznych sztuczek należą zagrania piętą. Na Euro 2016 we Francji Cristiano Ronaldo zdobył piętą bramkę, uznaną za jedną z najpiękniejszych w turnieju.

Na koniec o uderzeniu, które jest często wyśmiewane. Czy zdarzyło ci się, że ktoś się z ciebie śmiał, gdy kopnąłeś piłkę czubkiem buta? Takie zagranie nazywane jest strzałem Z CZUBA lub ZE SZPICY. Ma też wiele innych prześmiewczych określeń: karol, pika, dziabąg, prezes. Strzały z czuba wzbudzają śmiech, bo są „naiwne” – tak kopią piłkę najmłodsze dzieci. Jeśli jednak ktoś się będzie z ciebie śmiał, gdy strzelisz gola ze szpicy, nie przejmuj się! Tak strzelają też najlepsi piłkarze! Miro Radović z warszawskiej Legii zdobył w ten sposób gola w meczu przeciwko Realowi Madryt! Bardzo ważne gole strzałami z czuba zdobywali Brazylijczycy Ronaldo i Ronaldinho. Dla napastnika nieważny jest sposób, w jaki zdobędzie gola. Ważne jest, by piłka zatrzepotała w siatce! A wtedy można wreszcie zaprezentować swoją ulubioną cieszynkę!

W poszukiwaniu napastnika doskonałego

Czy któregoś ze współczesnych snajperów moglibyśmy uznać za napastnika doskonałego? W ostatnich latach w plebiscytach na najlepszego piłkarza świata wygrywają na przemian Leo Messi i Cristiano Ronaldo, którzy biją strzeleckie rekordy w hiszpańskiej lidze i rozgrywkach międzynarodowych. Messiego uznaliśmy jednak raczej za pomocnika czy też fałszywego napastnika. Poza tym brakuje mu ważnej cechy snajpera, jaką jest umiejętność perfekcyjnej gry głową.

Może więc Ronaldo? W przeciwieństwie do Messiego gwiazdor Realu Madryt z upływem lat w coraz większym stopniu skupia się tylko na strzelaniu goli, rezygnując z gry w głębi pola i rozgrywania piłki.

Ktoś z was może jednak powiedzieć: „Ale jest jeszcze przecież Robert Lewandowski!”. To prawda! Moim zdaniem pod pewnymi względami Lewy jest bliższy ideałowi napastnika niż Ronaldo. No dobrze, pewnie jestem trochę stronniczy, bo Robert jest nasz. Przyjrzyjmy się jednak uważnie arsenałowi jego umiejętności. Czy Lewy ma w ogóle jakieś słabe strony?

Zacznijmy od najważniejszego atrybutu napastnika, czyli skuteczności strzeleckiej.

Bez wątpienia Roberta, tak jak Ronaldo, można bez przesady nazwać maszyną do strzelania goli. Już niedługo Robert zostanie najlepszym strzelcem w historii reprezentacji Polski. W chwili gdy piszę te słowa, jego licznik bramkowy wskazuje 46 goli. Do lidera wszech czasów – Włodzimierza Lubańskiego – brakuje mu zatem tylko 2 gole. A przecież Robert jeszcze przez wiele lat będzie grał w barwach biało-czerwonych!

Robert był najlepszym strzelcem eliminacji do Euro 2016, w których zdobył aż 13 goli. W ten sposób wyrównał rekordowy wynik Irlandczyka Davida Healy'ego, który był dotąd najlepszym strzelcem w historii eliminacji do mistrzostw Europy. Jednak w czasie finałowego turnieju we Francji Lewandowski strzelił tylko jedną bramkę w pięciu meczach naszej drużyny. Na pewno pamiętacie jego celny strzał dający nam prowadzenie w meczu z Portugalią w ćwierćfinale Euro. W bezpośrednim pojedynku snajperów okazał się lepszy od Ronaldo, niestety to Portugalczyk cieszył się z awansu po naszej porażce w rzutach karnych.

Niektórzy zarzucają Lewemu słabszą skuteczność na wielkich turniejach (na Euro w Polsce i na Ukrainie w 2012 roku strzelił jednego gola w trzech meczach). Ci, którzy go krytykują, nie zauważają jednak, jak wielką pracę wykonuje dla naszej drużyny. ROBERT Z WIELKĄ KLASĄ POTRAFI POŚWIĘCIĆ SIĘ DLA DRUŻYNY – zrezygnować z prób strzelania goli za wszelką cenę, ściągnąć na siebie obrońców i zrobić miejsce pod bramką dla kolegów. To dzięki takiej grze Lewego wiele bramek mógł zdobyć nasz drugi snajper Arkadiusz Milik.