Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna - Anna Zentlik, Krzysztof Zentlik - ebook

Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna ebook

Anna Zentlik, Krzysztof Zentlik

0,0

Opis

Napisana po polsku i po śląsku, przez ojca i przez córkę – taka właśnie jest bajka Mała bitwa, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna. Dla wszystkich, którym bliskie są i polskie, i śląskie historie!

Krzysztof Zentlik wraz ze swoją córką Anią już po raz drugi wydaje książkę dla dzieci w języku polskim i śląskim. Tym razem autorzy przenoszą nas do roku 1430, do Mikulczyc, którym grozi najazd Henryka Strasznego z Moraw. Czy mieszkańcy wioski pod przywództwem Macieja, wspieranego przez swoją córkę Tereskę, zdołają się uratować? I jak pomoże im w tym niezwykły, piękny i silny koń – Grzywacz? Czy pokona on tajemniczego, umiejącego zmieniać postać wilka?

Małą bitwę, wielkie zwycięstwo, czyli ostatni oddech Peruna można czytać zarówno po polsku, jak i po śląsku, odnajdując urok zarówno w jednej, jak i drugiej wersji, a uroku tego jest w tej opowieści wiele!

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 69

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opieka redakcyjna

Agnieszka Gortat

Redaktor prowadzący

Agnieszka Wójtowicz-Zając

Korekta tekstu polskiego

Ewa Ambroch, Barbara Borszewska

Korekta tekstu śląskiego

Marcin Melon

Opracowanie graficzne i skład

Marzena Jeziak

Projekt okładki

Aleksandra Sobieraj

Ilustracje

Anna Zentlik

Zdjęcia

Anna Zentlik

Współpraca

Teresa Ogonowska

© Copyright by Krzysztof Zentlik 2022© Copyright by Borgis 2022

Wszelkie prawa zastrzeżone

Wydanie I

Warszawa 2022

ISBN 978-83-67036-60-3

Wydawca

Borgis Sp. z o.o.ul. Ekologiczna 8 lok. 10302-798 [email protected]/borgis.wydawnictwowww.instagram.com/wydawnictwoborgis

Druk: Partner Poligrafia

Mała bitwa, wielkie zwycięstwo,czyli ostatni oddech Peruna

Bojka 7

Ostoja spokoju 9

Grzywacz 17

Męska przyjaźń 23

Dziwne spotkanie 31

Ostrzeżenie 35

Obrona 39

Chytry plan 45

Ostatnie tchnienie Peruna 51

Małŏ batalijŏ, wielge zwyciynstwo,abo ôstatni dych Peruna

Ostoja pokoju 63

Grzywŏcz 71

Mynske kamractwo 77

Dziwacki tref 83

Ôstrzeżynie 87

Ôbrōna 91

Chytry plan 97

Ôstatni dych Peruna 103

Mała bitwa,wielkie zwycięstwo,czyli ostatni oddech Peruna

Bojka

Kōnik dycki pōmŏgoł, kej czowiek w ôpołach bōł,

dycki usłużny, dycki spōmocny kole nŏs żōł.

Bojka ta ciekawõ historyjõ ô kōniku ôpowiy,

co lubiōł durch lŏtać po zielōnyj trŏwie.

Bydzie tyż ô kowŏlu i jego gryfnyj cerze,

co dobōła broni, by niy skōńczyć w karcyrze.

Poznocie ostrze miyczy i złego Henryka,

kerymu daleko bōło do gorola Janosika.

Bojka ta ôpowiy ô ôpowŏdze i mynstwie,

jak tyż ô małyj bataliji i wielgim zwyciynstwie,

Kaj ajnfachowi ludzie by swych dōmōw brōnić

sztrabli sie rojbritterowi i do niywoli niy dali zagonić.

Ostoja spokoju

Był ciepły, letni dzień roku pańskiego 1430. Mikulczyce w owych czasach były przygraniczną niedużą wioską rycerską – na wzgórzu znajdowały się drewniany kościółek, kilka chałup i gródek rycerza Mikosza, który wraz z drużyną niedawno go opuścił.

Dlaczego? Od wielu lat trwa wojna. Na pobliskie Biskupice najeżdża Henryk Straszny z Moraw wraz z silnym oddziałem husytów, zajmuje je, po czym osiada w miejscowym grodzie. Mikosz wiedząc, że prędzej czy później będzie musiał stawić mu czoło, opuszcza gród i pod osłoną nocy przedostaje się przez granicę do pobliskiego Będzina. Same Mikulczyce jak dotąd mają dużo szczęścia: wojenna pożoga, grabieże, zniszczenia jakimś cudem omijają wieś oraz jej mieszkańców. Jednak bliskość zbójów przebywających w Biskupicach coraz częściej napełnia miejscowych trwogą.

Nie były to dobre czasy. Po opuszczeniu grodu przez Mikosza wieś stała się łatwym łupem dla wszelkiego rodzaju zbirów, których nie brakowało w okolicy. Powołano więc na sołtysa kowala Macieja, który miał zarządzać wioską w tych niespokojnych czasach. Maciej był mądrym, dobrym i uczciwym człowiekiem. Jego żona Jadwiga zmarła przy porodzie, wydając na świat córkę Tereskę. Mieszkał z nią nieopodal wzgórza kościelnego. Posiadał niedużą kuźnię, w której spędzał każdą chwilę. Córka miała już siedemnaście lat i pomagała ojcu, jak tylko mogła, w domu, kuźni, a także w prowadzeniu niedużego gospodarstwa.

Pierwszym zarządzeniem nowego sołtysa było utworzenie w lasach na obrzeżach wioski strażnic w koronach drzew i powołanie straży, które miały ostrzegać mikulczan o zbliżającym się niebezpieczeństwie. Ustalono także, że raz w tygodniu, po niedzielnej mszy, mieszkańcy zbiorą się i będą podejmować wszystkie ważne decyzje, a także planować działania w sytuacjach zagrożenia.

Pewnej niedzieli, gdy wszyscy zgromadzili się w miejscowym kościółku, Maciej przemówił:

– Moi mili, sąsiednie Biskupice najechał Henryk Straszny z Moraw z dużym odziałem husytów, a raczej zbójów, ponieważ regularne wojsko stacjonujące w Gliwicach krzywdy mieszkańcom podobno nie wyrządza. Oni natomiast odłączyli się od rycerstwa, grabią, mordują i wszystko puszczają z dymem. Musimy zaplanować, co poczniemy w razie ataku. Może by tak, jak Mikosz, spakować dobytek i udać się do Będzina albo ukryć się w lasach w okolicy Szałszy? Możemy też przenieść się do grodu w Rokitnicy, tam wszyscy mieszkańcy schronili się w podgrodziu. Wzmocnimy ich i będzie nas siła. Poza tym w grodzie stacjonuje rycerz Czarny Krzysztof wraz z drużyną. On w przeciwieństwie do Mikosza daje przykład innym swym ogromnym męstwem i odwagą w boju. Chroni mieszkańców, odparł już wiele ataków. Nawet regularne wojsko stacjonujące w Bytomiu czuje przed nim wielki respekt i zamiast walczyć, przystąpiło do negocjacji i układów. Miejscowi ludzie powiadają, że widzieli, jak podczas starcia Czarny Krzysztof i jego drużyna wpadają w dziki bojowy szał. Nie sposób ich wtedy powstrzymać, stawiają czoło o wiele liczniejszym i lepiej uzbrojonym oddziałom. Podobno podczas walki potrafią zrzucić z siebie cały rycerski rynsztunek, a następnie boso, tylko w portkach, gołymi rękami łamać tarcze, miecze i topory przeciwników. Powiadają też, że jeszcze nikt nie zdołał ich zranić i ani kropli krwi im upuścić. Nie wiem, czy to prawda, czy tylko ludzkie gadanie, jednak jedno jest pewne: ciągle stacjonują w grodzisku rokitnickim i jak dotąd nikt nie zdołał ich pokonać czy stamtąd wygnać. Proszę, poradźcie, co począć w tych trudnych czasach, może macie jakieś pomysły?

Mieszkańcy Mikulczyc z trwogą go wysłuchali, nastała cisza, wszyscy siedzieli pogrążeni w zadumie.

– Macieju, nie uda nam się przedostać do Będzina. Bytom zajęty przez wojsko, granica obstawiona. Tam jest odwrotnie niż w Gliwicach: przemoc, rabunek, przy granicy wyłapują wszystkich uciekinierów, grabią i ślą ich na zatracenie. Co innego Mikosz z oddziałem konnym, a co innego gawiedź z dziećmi, dobytkiem, wozami oraz bydłem. Nie przemkniemy się nawet nocą – odezwał się miejscowy ksiądz.

– Jeżeli zbierzemy się i umocnimy w Rokitnicy, będzie nas siła, ale zapewne przez to ściągniemy na siebie uwagę. Możemy wtedy sprowadzić sobie na głowę nie tylko zbójów Henryka, ale zapewne całe regularne wojsko stacjonujące w Bytomiu. To miasto także próbowało stawić czoło najeźdźcy, przez co zostało splądrowane, spalone, a rycerstwo i mieszczanie niemal wycięci w pień albo dla okupu trzymani w niewoli. Nie możemy narażać niewinnych ludzi – dopowiedział Paweł, syn bednarza.

– To co mamy począć? – zapytał Maciej, patrząc bezradnie na zebranych mieszkańców.

Wtem wstała Tereska.

– Czasy są ciężkie, trudno podjąć dobrą decyzję. Tu nasze domy, ziemia, rodziny, żyjemy tu od pokoleń. Zdajmy się na wolę Boga. Kto chce, niech odejdzie, licząc na los szczęścia, kto chce, niech zostanie. Jak dotąd naszą wieś omijała wojenna pożoga, więc może tak pozostanie. Zróbmy tak – spakujmy co cenniejsze rzeczy i przygotujmy się do ucieczki. Do lasu, w kierunku Szałszy, nie ma co się udawać, ponieważ pod Gliwicami stacjonuje mrowie wojska, a po okolicy krążą zbóje oraz oddziały maruderów; można tam ukryć bydło. My natomiast winniśmy przenieść się i umocnić w naszym grodzisku, które opuścił Mikosz. Tam jest bezpiecznie, a w razie ataku zawsze możemy się bronić lub negocjować. Poślijmy też kogoś do Rokitnicy, by zapytał, czy w razie potrzeby udzielą nam pomocy albo schronienia. Oni też drżą o swoje rodziny, więc może nas poratują i na ten plan przystaną. Na razie wystawmy podwójne straże na rogatkach, zróbmy zapasy oraz naprawmy uszczerbki w grodzisku. Musimy być czujni, z sąsiednich Biskupic dochodzą straszne wieści: Henryk uciska miejscowych, umacnia się w grodzie, murowany zamek ponoć buduje.

Rozmowy i narady trwały jeszcze wiele godzin. W końcu mieszkańcy zaakceptowali plan Tereski. Późną nocą, kiedy rozchodzili się do domów, wieś spowiła mgła, która była tak gęsta, że czubka nosa nie było widać, przez co wielu mieszkańców miało problem z dotarciem do swoich chat.

Grzywacz

Nazajutrz rano, kiedy mgła jeszcze nie opadła, Tereska pomimo ostrzeżeń Macieja postanowiła wybrać się do pobliskiego lasu, aby nazbierać ziół, jagód, korzonków i grzybów.

Ranek mijał leniwie. Dziewczyna bardzo szybko napełniła kosze owocami lasu, następnie przez mleczną gęstwinę postanowiła wrócić do domu. Nagle usłyszała trzask łamanych gałęzi. Stanęła w bezruchu.

– Kto to? Jest tu ktoś? – spytała cichutko.

Kiedy usłyszała kolejny trzask, poczuła, jak pot oblewa jej plecy, a nogi robią się miękkie. Rzuciła kosze na ziemię, gotowa do ucieczki, gdy z zarośli wyłonił się koń, osiodłany, z ogłowiem, ale bez jeźdźca. Parsknął na przywitanie i podszedł do zalęknionej dziewczyny. Był to wspaniały czarny rumak, jego długa grzywa oraz ogon delikatnie powiewały na wietrze, a w dużych, czarnych oczach jak w lustrze odbijał się świat. Do misternie zdobionego siodła z jednej strony przytwierdzone były miecz w pochwie i topór, z drugiej zaś tarcza z malowanym herbem.

– Ależ mnie, koniku, wystraszyłeś. Gdzie twój pan? Zgubiłeś się we mgle? – zapytała przestraszona Tereska, czule głaszcząc rumaka po głowie. Ponownie rozejrzała się wokoło, upewniając się, że nikogo nie ma, zresztą mgła dopiero zaczynała opadać, więc i tak zbyt wiele nie było widać.

– Nie mogę cię zabrać do wsi, tata z pewnością by się rozgniewał, gdybym cię przyprowadziła. Chyba już pora na mnie – powiedziała Tereska, a na pożegnanie jeszcze raz delikatnie pogłaskała konia po karku. Pozbierała z ziemi kosze i skierowała się w stronę wioski.

Rumak opuścił głowę i z wolna ruszył za dziewczyną.

– Nie, nie mogę cię zabrać, piękny, musisz tu zostać – zwróciła się do konia córka kowala.

Ten trącił dziewczynę pyskiem i kłusem podążył za nią do wsi, wzbudzając przy tym niemałe poruszenie i zaciekawienie wśród mieszkańców.

Tereska całą drogę rozmawiała ze swoim nowym przyjacielem, nie mogąc nacieszyć oczu jego urodą. Dopiero teraz zauważyła, jak jego czarna, piękna sierść cudownie lśni w południowym słonku, któremu udało się w końcu przedrzeć przez poranną mgłę, zalewając ciepłymi promieniami okoliczne gęste, zielone lasy i złote pola.

– Nazwę cię Grzywacz, bo masz piękną, bujną grzywę. Pewnie tata będzie na mnie bardzo zły, że cię przyprowadziłam, ale to dobry człowiek, z pewnością mi wybaczy, a o ciebie zadba. Pomarudzi, pomarudzi i coś uradzi.

– Co to ma znaczyć, Teresko? Czyj to koń? – Zdenerwował się Maciej, zdziwiony widokiem córki w towarzystwie rumaka.

Dziewczyna opowiedziała całą historię, nie zważając na reprymendy kowala.

– I co teraz? Koń jest zapewne własnością jakiegoś rycerza, ma na sobie cały jego rynsztunek, tylko patrzeć, kiedy ktoś się po niego zjawi. Jeszcze za to głowami zapłacimy. No, ale cóż, mleko się rozlało. Zaprowadź go do stajni w gródku, która stoi pusta. Rozsiodłaj go, nakarm i wyczyść. Masz tu kłódkę, a wszystkie rzeczy, rynsztunek, kosztowności, zamknij w wieży, by nikt ich nie skradł, dopóki nie znajdzie się właściciel. Jutro muszę go podkuć. Zobacz, stracił lewą podkowę, przez co delikatnie utyka, a i reszta też wymaga wymiany – odrzekł strapiony Maciej.

Dziewczyna zaprowadziła rumaka do stajni, dała mu siana i trochę świeżych jabłek. A ten, jakby z wdzięczności, trącił dziewczynę, po czym wtulił swój łeb w jej ramiona.

– Jesteś kochany i piękny. Będę o ciebie dbać, czyścić, karmić, wypuszczać na pobliskie łąki.

Tego wieczoru dziewczyna długo jeszcze głaskała Grzywacza i z nim rozmawiała. W końcu z oporem pożegnała się ze swoim nowym przyjacielem, zabrała siodło, ogłowie, rycerski rynsztunek i udała się do wieży grodowej. Gdy składała wyposażenie, z rąk wymknęła jej się tarcza, która upadła na ziemię, odkrywając wygrawerowany na wewnętrznej stronie napis. Zaciekawiona znaleziskiem zabrała tarczę ponownie do domu, by pokazać ojcu. Ponieważ Maciej nie potrafił czytać, udali się natychmiast do miejscowego księdza, który był biegły w piśmie.

– „Petr Waleczny z Moraw” – przeczytał ksiądz. – To zapewne husyta, jest ich tu wielu, stacjonują w Gliwicach i Bytomiu. Jeżeli on albo jego kamraci odnajdą konia, będzie z nami krucho. Ten napis wygrawerował szczytnik wykonujący uzbrojenie. To bardzo drogie przedmioty, ale przynajmniej wiemy, kto jest właścicielem, a także czyj herb znajduje się na tarczy – mówił dalej.

Przez chwilę stali w zadumie, w końcu Maciej zwrócił się do Tereski:

– Zanieś tarczę do wieży i ukryj ją. Koń niech pozostanie w stajni grodowej, a w razie kłopotów winę zrzucimy na tego tchórza, Mikosza, który nas tu pozostawił na pewną śmierć. Dopóki jego właściciel się nie odnajdzie, twój koń pomoże nam oraz miejscowym w pracy w lesie i na roli.

Grzywacz nie zamierzał dopuścić, by go ktoś dosiadł. Codziennie stawał w szranki z kolejnymi śmiałkami z Mikulczyc, próbującymi go okiełznać. Z czasem codzienne poranne zmagania kolejnych ochotników staną się niemałą atrakcją oraz zabawą mieszkańców wsi. Tylko jednej jedynej Teresce Grzywacz pozwoli się dosiąść. W dodatku zawsze, gdy będzie chciała to zrobić, koń dostojnie zegnie przednią nogę, lekko klękając, by dziewczynie łatwiej było usiąść w siodle lub na jego grzbiecie. Połączy ich miłość oraz cudowna, niewidzialna, tajemnicza więź.

Męska przyjaźń

Następnego dnia rano Tereska przyprowadziła rumaka do kuźni.

– Witaj, śliczny! Pokaż te swoje kopyta. Nie przystoi przecież, żeby taki piękniś jak ty kuśtykał – powiedział na przywitanie Maciej, parskając śmiechem.

– Uuu, jednak wszystkie podkowy do wymiany, jednej brakuje. Widać, że przemierzyłeś szmat drogi i zapewne niejedno widziałeś. Hm, skąd wziąć żelazo? Nie mam go tu zbyt wiele, poza tym jest zbyt cenne, by je na przybłędę marnować! Za ten akt dobroci nikt mi nie zapłaci, a zapłacić raczej mogę ja, ale swoją głową – stwierdził markotnie, po czym zaczął krzątać się nerwowo po kuźni w poszukiwaniu materiału przydatnego do wykorzystania.

– Proszę, Macieju, z tego żelaza możesz wykonać podkowy.