Makbet - William Shakespeare - ebook + audiobook + książka

Makbet ebook

William Shakespeare

3,3

Opis

Jedna z najsłynniejszych sztuk Williama Szekspira, charakteryzuje się niezwykłą wyobraźnia i teatralną widowiskowością oraz nowatorskimi jak na swoje czasy rozwiązaniami formalnymi. Osią utworu jest zbrodniczy czyn tytułowego bohatera, który uruchamia tkwiące w nim pokłady zła i doprowadza do samozniszczenia. „Makbet” to wirtuozowskie i ponadczasowe studium zbrodni, ambicji i strachu przeradzające się w analizę demonicznej strony ludzkiej natury.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 83

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (4 oceny)
1
1
1
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




OSOBY DRAMATU

DUNKAN – król szkocki

MALKOLM i DONALBEIN – synowie Duncana

MAKBET i BANKO – wodzowie

MAKDUF, LENNOX, ROSSE, MENTEITH, ANGUS, CAITHNESS – panowie szkoccy

FLEANCE – syn Banka

SIWARD – hrabia Northumberland, dowódca wojsk angielskich

MŁODY SIWARD – jego syn

SEJTON – oficer pod rozkazami Makbeta

CHŁOPIEC – syn Makdufa

LEKARZ ANGIELSKI

LEKARZ SZKOCKI

ŻOŁNIERZ

ODŹWIERNY

STARZEC

LADY MAKBET

LADY MAKDUF

DAMA – na usługach Lady Makbet

HEKATE i TRZY CZAROWNICE

Lordowie, panowie, dowódcy wojsk, żołnierze, zbójcy, słudzy i gońcy. Duch Banka i wiele innych zjawisk.

Rzecz dzieje się przy końcu czwartego aktu w Anglii, przez wszystkie inne – w Szkocji.

AKT PIERWSZY

SCENA I

Pusta okolica. Grzmoty i błyskawice. Wchodzą TRZY CZAROWNICE.

PIERWSZA CZAROWNICA

Rychłoż się zejdziem znów przy blasku

Błyskawic i piorunów trzasku?

DRUGA CZAROWNICA

Gdy bitwa owdzie wrząca

Dociągnie się do końca.

TRZECIA CZAROWNICA

Więc przed zachodem słońca.

PIERWSZA CZAROWNICA

Gdzież schadzka?

DRUGA CZAROWNICA

Jak ten chrust

Na wrzosach.

TRZECIA CZAROWNICA

Tam Makbet z naszych ust

Dowie się o swych losach.

PIERWSZA CZAROWNICA

Słyszę głos arcywiedźmy.

WSZYSTKIE TRZY

Ropucha skrzeczy. Jedźmy!

Szpetność upięknia, piękność szpeci;

Nuże przez mgły i par zamieci!

Znikają.

SCENA II

Obóz pod Forres. Wojenna wrzawa za sceną. Król DUNKAN, MALKOLM, DONALBEIN, LENNOX z orszakiem wchodzą i spotykają rannego ŻOŁNIERZA.

DUNKAN

Cóż to za człowiek krwią zbroczony?

Wnosząc z jego ran,

Będzie on mógł nam udzielić

Najświeższą wieść o bitwie.

MALKOLM

Jest to mężny

Wojownik, panie, którego odwadze

Winienem wolność. Witaj, przyjacielu!

Powiedz królowi, jaki był los bitwy,

Kiedyś jej pole opuszczał.

ŻOŁNIERZ

Wątpliwy,

Jak los dwóch burzą miotanych pływaków.

Którzy o siebie zwarci wysilają

Całą swą sztukę. Okrutny Makdonwald

(Godzien haniebnej nazwy buntownika,

Bo go natura mnóstwem wszelkich złości

Uposażyła), wsparty posiłkami

Kemów z zachodnich wysp i galloglasów.

Brał już nad nami górę i fortuna,

Jak nierządnica, zdała się uśmiechać

Przeklętej jego sprawie: gdy wtem Makbet,

Dzielny nasz Makbet, gardząc szalą szczęścia,

Mieczem, dymiącym się krwią jak kadzidłem,

Torując sobie drogę wśród zastępów,

Przedarł się aż do zdrajcy i dopóty

Nieubłagane zadawał mu cięcia,

Aż go rozrąbał od czaszki do szczęki

I głowę jego zatknął u blank naszych.

DUNKAN

O zacny mężu, waleczny Makbecie!

ŻOŁNIERZ

Jak gdy ze wschodu, skąd słońce zabłysło,

Wypada burza brzemienna gromami,

Tak z radosnego nam przed chwilą źródła

Wynikła nagle bieda. Uważ, królu:

Zaledwie słuszność, uzbrojona męstwem,

Zmusiła nędznych kemów do ucieczki.

Aliści szczęścia próbując na nowo,

Wzmocniony świeżym ludem i rynsztunkiem,

Natarł norweski władca.

DUNKAN

Nie strwożyłoż

To naszych wodzów, Makbeta i Banka?

ŻOŁNIERZ

Jak wróble orła albo lwa zające.

Zaprawdę, zdało się, że to dwa działa

Podwójnie ostrym ładunkiem nabite.

Z tak podwojoną uderzyli siłą

Na nieprzyjaciół. Czy chcieli się skąpać

W gorących ranach, czy też upamiętnić

Drugą Golgotę, tego już nie umiem

Powiedzieć. Siły już mnie opuszczają

I rany moje wzywają pomocy.

DUNKAN

Zdobią cię one tak samo jak wieści,

Które przyniosłeś: jak jedne, tak drugie

Tchną chwałą. Niech go opatrzą lekarze.

ŻOŁNIERZ wsparty na ramieniu dwóch innych wychodzi. Wchodzi Rosse.

Któż się to zbliża?

MALKOLM

Szlachetny tan Rosse.

LENNOX

Skwapliwy pośpiech widać w jego oczach.

Kto tak wygląda, ten bywa zwiastunem

Niezwykłych rzeczy.

ROSSE

Niech Bóg chroni króla!

DUNKAN

Witaj, szlachetny tanie! skąd przybywasz?

ROSSE

Z Fajf, miłościwy królu, gdzie norweski

Sztandar przed naszym pochylony wieje

I chłodzi nasze wojska. Dumny Norweg,

Sam przez się silny, a do tego jeszcze

Wsparty przez tego nikczemnego zdrajcę

Tana Kawdoru, srogi bój rozpoczął –

Gdy wtem Bellony szczęsny oblubieniec,

Makbet, okryty zbroją, jako skała

Stanął przeciwko niemu i samowtór

Ramię z ramieniem, ostrze z ostrzem starłszy,

Ukrócił hardy jego umysł: słowem,

Zwycięstwo przy nas.

DUNKAN

Szczęsny dniu!

ROSSE

Król Sweno

Prosi o pokój i nie wprzód mu wolno

Pogrzebać ludzi poległych w tej bitwie,

Aż nam do skarbca na wyspie Sankt Kolmes

Dziesięć tysięcy dolarów wypłaci.

DUNKAN

Nie będzie mi już bruździł ten tan Kawdor;

Już zdradom jego naznaczona meta.

Idź mu śmierć obwieść, tanie, i Makbeta

Powitaj jego mianem.

ROSSE

Śpieszę panie.

DUNKAN

Co on utracił, to Makbet dostanie.

Wychodzą wszyscy.

 

SCENA III

Dzika okolica. Grzmi. Wchodzą TRZY CZAROWNICE.

PIERWSZA CZAROWNICA

Gdzieś była, siostro?

DRUGA CZAROWNICA

Wieprzem rżnęła.

TRZECIA CZAROWNICA

A ty gdzie? Opisz swoje dzieła.

PIERWSZA CZAROWNICA

Żona jednego kupca wełny

Kasztanów miała rańtuch pełny

I złote łuszczyła z nich jądro.

„Daj mi je”, rzekłam, a ta kukła

Ze wzgardą na mnie fukła:

„Precz, stary czopie, precz, ty flądro!”

Poczekaj no, pomyślałam, ptaszku,

Pokażę ja ci, czym ja czop!

Mąż jej popłynął do Damaszku,

Na sicie śmignę za nim w trop

I w spodzie okrętu skurczona

Przycupnę jak szczur bez ogona;

Za babę odpowie mi chłop.

DRUGA CZAROWNICA

Mój wiatr ci dam.

TRZECIA CZAROWNICA

I ja mój dam.

PIERWSZA CZAROWNICA

Dziękuję wam.

W mocy mej wszystkie inne mam;

Wszystkie porty, gdzie szaleją,

I przeciągi, kędy wieją

Zmienną róży swej koleją;

Kłuć go będę, szczypać, dręczyć,

Cherlać musi i kawęczyć;

Snu nie znajdzie w noc i we dnie.

Przez dni siedm, siedm razy siedm

Pastwą będzie wrażych wiedm;

A jeżeli z burz nawały

Okręt jego ma wyjść cały,

Trzeba, by go wichrów szały

Tęgo pierwej skołatały.

Patrzcie, co to ja mam.

DRUGA CZAROWNICA

Pokaż nam.

Jakiś skóry kawalec.

PIERWSZA CZAROWNICA

Sternika to jest palec,

Którego orkan mój pomacał,

Kiedy do domu wracał.

TRZECIA CZAROWNICA

Trąba brzmi, puzon dmie:

Makbet, Makbet zbliża się.

WSZYSTKIE TRZY

Dalej, dalej, siostry wiedźmy,

Czarodziejski krąg zawiedźmy

Ot tak, ot tak, ot tak;

Trzykroć tak i trzykroć wspak,

Trzykroć jeszcze do dziewięciu:

Pst! – już po zaklęciu.

Wchodzą MAKBET i BANKO.

MAKBET

Tak ponurego dnia i tak pięknego,

Jak żyję, nigdy jeszcze nie widziałem.

BANKO

Dalekoż jeszcze Forres? Ale któż są

Te tam postacie wywiędłe i szpetne?

Nie zdają się mieć nic wspólnego z ziemią,

Są jednak: na niej. Żyweż wy jesteście?

Zdolne na ludzką mowę odpowiedzieć?

Zdawałoby się, że mnie rozumiecie,

Bo wszystkie razem chude swoje palce

Do ust zapadłych przykładacie. Pozór

Niewieści macie, ale wasze brody

Nie pozwalają mi w tę płeć uwierzyć.

MAKBET

Jeśli możecie, mówcie – kto jesteście?

PIERWSZA CZAROWNICA

Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Glamis!

DRUGA CZAROWNICA

Cześć ci, Makbecie! Cześć ci, tanie Kawdor!

TRZECIA CZAROWNICA

Cześć ci, Makbecie! Przyszły królu, cześć ci!

BANKO

Czego się wzdrygasz, zacny przyjacielu?

Zdajesz się jakby przerażony wróżbą

Tak mile brzmiącą? W imię prawdy! mówcie:

Czyście wy tylko łudzącymi mary,

Czy rzeczywiście tym, czym się rzekomo

Jawicie oku? Szlachetnego mego

Współtowarzysza broni pozdrawiacie

Rzędem tytułów, przechodzących wszelkie

Jego nadzieje, mnie nic nie mówicie.

Jeśli, świadome siejby czasu, wiecie,

Które się ziarno udać ma, a które

Zmarnieć, żadnego nie wydawszy plonu,

Przemówcie do mnie, który ani stoję

O wasze względy, ani się niełaski

Waszej obawiam.

CZAROWNICE

Cześć ci, Banko, cześć!

PIERWSZA CZAROWNICA

Mniej wielkim będziesz niż Makbet, a większym.

DRUGA CZAROWNICA

Nie tak szczęśliwym, a przecie szczęśliwszym.

TRZECIA CZAROWNICA

Nie będąc królem, królów płodzić będziesz:

Cześć wam więc obu, Makbecie i Banko!

PIERWSZA CZAROWNICA

Makbecie, Banko, cześć wam!

DRUGA CZAROWNICA

Cześć wam!

TRZECIA CZAROWNICA

Cześć wam!

MAKBET

Ciemne Sybille, więcej mi powiedzcie!

Przez śmierć Sinela jestem tanem Glamis,

O tym wiem; ale skądże tanem Kawdor?

Tan Kawdor żyje w szczęściu i dostatku.

Królem zaś zostać jest to dla mnie rzeczą

Mniej jeszcze mieścić się mogącą w sferze

Prawdopodobieństw niż być tanem Kawdor,

Mówcie, skąd macie tę dziwną wiadomość?

I w jakim celu nas tu na tych wrzosach

Zatrzymujecie tak dziwnym proroctwem?

Odpowiadajcie, rozkazuję wam.

CZAROWNICE znikają.

BANKO

Ziemia wydaje bańki tak jak woda:

Mieliśmy próbę ich. Gdzież one prysły?

MAKBET

W powietrze. Co się zdawało cielesne,

To się rozwiało jako z wiatrem oddech,

Gdyby się były jedną chwilę dłużej

Wstrzymały!

BANKO

Powiedz mi, czy rzeczywiście

Było tu coś takiego, o czym mówim,

Czy też, nie wiedząc o tym, spożyliśmy

Owej niezdrowej rośliny, od której

Zmysły durzeją?

MAKBET

Masz być ojcem królów.

BANKO

A ty sam królem.

MAKBET

I tanem Kawdoru.

Nie także brzmiało to, cośmy słyszeli?

BANKO

Tak, co do joty. Któż to ku nam zdąża?

Wchodzą ROSSE i ANGUS.

ROSSE

Król się z najwyższą radością dowiedział

O tym podwójnym zwycięstwie, Makbecie.

Kiedy mu twoje osobiste starcie

Z wodzem powstańczych wojsk opisywano,

Zdumienie wiodło w nim spór z uwielbieniem

I usta jego sypały pochwały;

Lecz słów mu na nie zbrakło, gdy usłyszał,

Jakeś to jeszcze w tym samym dniu, niczym

Nieustraszony, bo nawet widokiem

Własnego dzieła, na pobojowisku

Rozbił norweskie hufce. Lotem ptaka

Szła wieść za wieścią, a każdy jej goniec

Podnosił twoje zasługi w obronie

Praw majestatu i dodawał wątku

Do chwały twego imienia.

ANGUS

Jesteśmy

Przysłani, wodzu, żeby ci oznajmić

Królewskie dzięki, żeby cię przed króla

Powieść oblicze, nie żeby wypłacić

Dług waleczności twojej przynależny.

ROSSE

Na wstęp do większych zaszczytów, Makbecie,

Jakieć czekają, kazał mi król ciebie

Powitać tanem Kawdoru.

Cześć ci więc pod tym tytułem, cny tanie,

Bo od tej pory on jest twoim.

BANKO

do siebie

Przebóg!

Więc szatan mówi prawdę?

MAKBET

Kawdor żyje,

Dlaczegoż w cudze szaty mnie stroicie?

ROSSE

Ten, co tę nazwę nosił, żyje jeszcze;

Ale na życiu, którego niegodzien,

Surowy cięży wyrok! Czy on w zmowie

Był z Norweżczykiem, czy skrytą pomocą

Wspierał przywódcę buntu, czy nareszcie

Knuł z obydwoma zamach na kraj własny,

Tego ja nie wiem, tylko wiem, że zdrada

Stanu, wyznana i udowodniona,

Upadku jego stała się przyczyną.

MAKBET

do siebie

Glamis i Kawdor! Najważniejszej jeszcze

Brakuje rzeczy.

głośno

Dzięki wam, panowie;

na stronie do BANKA

Wątpiszże widzieć twe dzieci królami,

Gdy ci te same usta to przyrzekły,

Które nazwały mnie tanem Kawdoru?

BANKO

podobnież do niego

Wieszczba ta, jeśli wiarę w niej położysz,

Może zapalić w tobie niebezpieczną

Żądzę korony. Często, przyjacielu,

Narzędzia piekła prawdę nam podają,

Aby nas w zgubne potem sieci wplątać;

Łudzą nam duszę uczciwym pozorem,

Aby nas znęcić w przepaść następstw;

głośno

Słówko,

Mości panowie.

MAKBET

do siebie

Dwie wróżby, będące

Niby prologiem świetniejszej przyszłości,

Już się sprawdziły.

głośno

Za trud wasz, panowie,

Wdzięczny wam jestem.

znowu do siebie

To nadprzyrodzone

Proroctwo złym być nie może, nie może

Także być dobrym. Jestli złym, dlaczegóż

Zapowiedziało mi wiernie godziwy

Początek mego powodzenia? jestli,

Przeciwnie, dobrym, dlaczegóż mi skrycie

Nasuwa myśli, od których strasznego

Obrazu włos mi się jeży i serce

Moje hartowne w kontr naturze bije?

Obecna zgroza nie tyle jest straszna,

Ile okropne twory wyobraźni,

Mordercze widma, bytujące dotąd

Tylko w fantazji mojej, tak dalece

Wstrząsają moje jestestwo, że wszystkie

Męskie me władze w sen się ulatniają

I to jest tylko we mnie, czego nie ma,

BANKO

na stronie

Czy uważacie, jak się nasz przyjaciel

Zadumał?

MAKBET

wciąż do siebie

Chceli los, abym był królem,

Niech mię bez przyczynienia się mojego

Ukoronuje.

BANKO

jak wyżej

Nowe dostojeństwa

Są snadź dla niego jako nowa suknia,

Która czas jakiś noszona dopiero

Dobrze przystaje.

MAKBET

jak wyżej

Niech będzie, co będzie;

Czas wszystko równo w swym unosi pędzie.

BANKO

Szlachetny tanie, czekamy na ciebie.

MAKBET

Wybaczcie, umysł mój był zaprzątniony

Odgrzebywaniem zapomnianych rzeczy.

Trud wasz, panowie moi, zapisałem

Do księgi, którą co dzień odczytuję.

Idźmy do króla.

do BANKA

Nie zapomnij o tym,

Co zaszło, a gdy czas znajdziesz po temu

I bieg wypadków pokaże, o ile

Można do tego wagę przywiązywać,

Poufnie o tym pomówimy znowu.

BANKO

Najchętniej.

MAKBET

Teraz dość. Idźmy, panowie.

Wychodzą.

SCENA IV

Forres. Pokój w pałacu. Odgłos trąb. Wchodzi DUNKAN, za nim MALKOLM, DONALBEIN, LENNOX i orszak.

DUNKAN

Czy wykonany wyrok na Kawdorze?

I ci, co byli w tym celu wysłani,

Sąli z powrotem już?

MALKOLM

Jeszcze ich nie ma,

Ale mówiłem z kimś, co był obecny

Przy jego śmierci; bez ogródki wyznał

On swoją zdradę, błagał przebaczenia

Waszej królewskiej mości i okazał

Szczery, głęboki żal; nic w ciągu życia

Nie odznaczyło go tak szlachetnością

Jak rozstawanie się z życiem. Umierał,

Jakby był w śmierci ćwiczony, i jako

Nikczemną fraszkę odrzucił od siebie

To, co mu było najdroższe.

DUNKAN

Nie sposób

Z oblicza dociec usposobień duszy.

Ja w tym człowieku pokładałem ufność

Najzupełniejszą, nieograniczoną. –

Witaj, przezacny kuzynie.

Wchodzą MAKBET, BANKO, ROSSE i ANGUS.

Niewdzięczność

Kamieniem właśnie tłoczyła mi serce.

Takeś daleko naprzód się posunął,

Ze najskwapliwszy pochop zawdzięczenia

Nie zdołałby cię doścignąć. Wolałbym,

Żebyś był zasług nie tyle położył,

Bobym mógł prędzej znaleźć odpowiedni

Stosunek podzięk i nagród. Przyjm chociaż

W ich niedostatku to szczere wyznanie,

Żem więcej dłużny, niżem oddać w stanie.

MAKBET

Służba i honor, którym życie święcę,

W wykonywaniu swoich obowiązków

Hojną znajdują już nagrodę. Waszej,

Królewskiej mości pozostaje tylko

Przyjmować owoc naszych usiłowań;

Boć siły nasze są dziećmi, sługami

Tronu i państwa i pełnią jedynie

Swoją powinność, ściśle wypełniając

To, co im miłość ku swemu monarsze

I dobro kraju nakazuje.

DUNKAN

Bądź mi

Pozdrowion na tym miejscu; jesteś drzewem

Mego szczepienia, które pielęgnować

Będę, ażeby bujnie się rozrosło.

Szlachetny Banko, tyś nie mniej położył

Zasług i nie mniej też będzie wiadomym,

Żeś je położył. Pójdź, niech cię przycisnę

Do mego serca.

BANKO

Będęli na takim

Rósł gruncie, żniwo twoim będzie, królu.

DUNKAN

Obecna moja radość w pełni swojej

Nie zapomina o troskach. Synowie,

Krewni, tanowie i wy zgoła wszyscy,

Którzy najbliżej nas stoicie, wiedzcie,

Żeśmy koronę naszą zamierzyli

Zdać najstarszemu z synów, Malkolmowi,

Który się odtąd księciem Kumberlandu

Nazywać będzie. Nie on jednak tylko

Sam jeden nową ma otrzymać godność;

Znaki szlachectwa jako gwiazdy błyszczeć

Będą na wszystkich, którzy tego warci.

Terazże dalej do Inverness! Sprawcie,

Bym wam i nadal był obowiązany.

MAKBET

Starać się o to będziem. Sam pośpieszę

Ucieszyć ucho mojej żony wieścią

O bliskim władcy naszego przybyciu.

Wybaczy wasza królewska mość przeto,

Ze się oddalę.

DUNKAN

Kochany Kawdorze!

MAKBET

do siebie

Książę Kumberland! Trzeba mi usunąć

Z drogi ten szkopuł, inaczej bym runąć

Musiał w pochodzie. Gwiazdy, skryjcie światło,

Czystych swych blasków nie rzucajcie na tło

Mych czarnych myśli; nie pozwólcie oku

Napotkać dłoni ukrytej w pomroku,

Aby się mogło przy spełnieniu zatrzeć

To, na co strach mam po spełnieniu patrzeć.

wychodzi

DUNKAN

W istocie dzielny to człowiek, mój Banku,

Nie mogę się dość jego zaletami

I oddawaniem mu pochwał nasycić:

To bankiet dla mnie. Udajmyż się za nim

Tam, gdzie nas jego troskliwość uprzedza.

Nieporównany to skarb taki krewny.

Odgłos trąb. Wychodzą.