54,99 zł
Autor bestsellera Mózg i serce – magiczny duet.
Manifestowanie, które wszystko zmienia.
James Doty, neuronaukowiec i znany orędownik idei współczucia, opisuje w tej książce możliwości, jakie oferuje manifestowanie, tworząc podwaliny życzliwego, lepszego świata. Konkretne, przystępnie opisane ćwiczenia do samodzielnego wykonywania mają moc zmieniania funkcjonowania mózgu. Obejmują one uwagę, medytację, wizualizację i współczucie. Magia umysłu pomaga nam świadomie poruszać się po świecie – odzyskać sprawczość, realizować marzenia, które są tego warte, pomagać innym podążającym tą ścieżką oraz żyć w zgodzie ze sobą.
„Mocne i głębokie”. - Adrianna Huffington, autorka bestsellera "Spełnienie. Nowy wymiar twojego sukcesu", nr 1 na liście „New York Timesa”
„Błyskotliwa, pełna pasji i skuteczna, jest najlepszym przewodnikiem spełniania marzeń, jaki kiedykolwiek napisano. Prawdziwa perła wśród książek”. - dr Rick Hanson, autor bestsellera Mózg Buddy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 285
Wszystkim, którzy pomagali mi iść przez życie, wskazując drogę.
_____
Mojej żonie Mashy oraz dzieciom: Jennifer, Sebastianowi i Alexandrowi, którzy codziennie są dla mnie inspiracją
Wszechświat ma cię w nosie. Choć nie brzmi to jak dobra wiadomość, ale nią jest. Wszechświat ma cię w nosie nie dlatego, że na to zasługujesz albo nie współgrasz z kosmosem, ani też z powodu klątwy, która ciąży na tobie od dziesięciu pokoleń. Nie obchodzisz wszechświata, ponieważ nic go nie obchodzi.
Wielu ludzi wiedzie życie w nadziei, że rozwiązanie problemów i osiągnięcie pełni przyjdzie z zewnątrz, może to będzie los na loterii, mądry przewodnik znający odpowiedzi na wszystkie pytania, guru, anioł stróż, jakaś magiczna istota, siła, energia albo siedzący gdzieś we wszechświecie dżin, który nam wszystko poukłada. Ja również bardzo chciałem w to wierzyć przez wiele lat. Uważałem, że istnieje surowy kosmiczny rodzic, który śledzi nasze poczynania i decyduje, czy zasłużyliśmy na wymarzony dom, spotkanie bratniej duszy albo uzdrowienie z raka. Dzisiaj, będąc lekarzem i neuronaukowcem, wiem, że nie ma dowodów na istnienie takich istot ani sił, natomiast nauka wielokrotnie potwierdziła istnienie mocy umysłu zdolnej dokonać zmian, które z początku wydają się nieosiągalne. To praktyka manifestacji.
W kulturze popularnej pokutuje wiele nieporozumień dotyczących manifestacji. Zanim przejdę dalej, wyjaśnię, jak ja rozumiem ten termin: manifestowanie jest takim zdefiniowaniem intencji1 i osadzeniem jej w podświadomości, by funkcjonowała poza naszą świadomością. To pobudza ukierunkowane na cel sieci nerwowe w mózgu, co sprawia, że intencja staje się ważna i godna uwagi. W praktyce oznacza to, że niezależnie od tego, czy intencja jest uświadomiona, czy nie, w mózgu cały czas jest aktywny mechanizm zorientowany na cel. Teraz uwewnętrzniona intencja nadaje kierunek naszemu życiu. Wykorzystując wewnętrzną siłę uruchamiającą ogromne zasoby mózgu, stopniowo ograniczamy oddziaływanie środowiska zewnętrznego i zaczynamy żyć zgodnie z najgłębszymi intencjami.
Pierwszym krokiem ku gwarantującej powodzenie manifestacji jest wyzbycie się przekonania o istnieniu zewnętrznego źródła rozwiązywania problemów, które objawia się w twoim życiu. Jeśli pragniesz wieść bogate, dostatnie i sensowne życie, nie możesz liczyć na żadną zewnętrzną moc. Musisz uwierzyć, że źródłem dobrostanu i sukcesu jest wyłącznie siła twojego umysłu. W rzeczywistości ten sam umysł, który wynajduje przeszkody na drodze do upragnionego życia, jest jednocześnie źródłem intencji, które urzeczywistnią twoje pragnienie. W tym tkwi prawdziwy sekret.
Musisz sam o siebie zadbać. To jest prawdziwa magia.
Mówię to jako neurochirurg, który badał i operował mózg, jako neuronaukowiec z kilkudziesięcioletnim doświadczeniem w badaniu ludzkiego umysłu, jako praktyk technik duchowych, który wspólnie z Dalajlamą i innymi przywódcami duchowymi uczył współczucia tysiące ludzi, a także jako człowiek, który do tego wszystkiego doszedł dzięki ciężkiej pracy.
Manifestacja jest kultywowaniem żarliwej wiary w możliwość. Będąc dzieckiem, dobitnie uświadomiłem sobie, jak wielkim ograniczeniem w życiu człowieka są negatywne okoliczności. Wychowałem się w biednej rodzinie, z ojcem uzależnionym od alkoholu i matką chorą na przewlekłą depresję, ze skłonnościami samobójczymi. Wydawało mi się, że życie jest karą albo przekleństwem, albo – co było najgorsze – chaotycznym, rządzonym przez przypadek bałaganem, pozbawionym harmonii i przyczyny. Może ty również usiłujesz odkryć sens w tym, co wydaje się przypadkową egzystencją, może zastanawiasz się, dlaczego ty i twoi bliscy doświadczacie niezasłużonego cierpienia, któremu nie jesteś w stanie zapobiec. Te zmagania zaczynają ograniczać wizję możliwości, coraz bardziej i bardziej ją zawężają.
Latami godziłem się na to, by zewnętrzne okoliczności decydowały o warunkach, w jakich żyłem. Nie wierzyłem, że jestem w stanie dokonać jakiejś istotnej zmiany. Często tak się dzieje, kiedy przeżywamy traumę: ból i wstrząs wywołane druzgocącym doświadczeniem przejmują nadmierną, trudną do pokonania władzę nad umysłem, a konfrontacja budzi przerażenie. Badacze zajmujący się epigenezą odkryli2, że ten ból jest na tyle silny, że może modyfikować nie tylko nasze geny, ale również geny następnych pokoleń. Umysł i ciało organizują się w taki sposób, aby uniknąć podobnej traumy w przyszłości. W tym procesie świadomość zostaje uwięziona w pułapce reagowania na niepewny i przerażający świat zewnętrzny, zamiast wyobrażać sobie możliwe zmiany. To pozbawia nas energii, uwagi i koncentracji, dzięki którym moglibyśmy realnie zmienić swoje życie; nasza moc ulega rozproszeniu. Nieświadomie wymieniamy wewnętrzną siłę sprawczą na myślenie magiczne. Marny interes.
Świat naprawdę bywa bardzo niesprawiedliwy i ta niesprawiedliwość może zniszczyć ludzkie marzenia. I choć kiedyś postrzegałem świat jako niesprawiedliwy dla mnie, dzisiaj wiem, że mnóstwo ludzi doznaje jeszcze większej niesprawiedliwości zarówno indywidualnej, jak i systemowej. Żyją w społeczeństwach, w których przynależność rasowa, klasowa, religijna, orientacja seksualna, ekspresja płci oraz inne arbitralnie przyjęte kryteria są powodem tworzenia strukturalnych blokad ograniczających zdolność do manifestowania. Inni ludzie, dotknięci poważnymi chorobami ciała i umysłu, nie doznają ulgi w cierpieniu, co również podkopuje ich wiarę w umiejętność manifestowania.
Manifestowanie nie jest lekarstwem na wszelkie cierpienia ani rozwiązaniem problemów. Podobnie jak w wypadku innych aktywności człowieka jest ograniczone wieloma czynnikami, na które nie mamy wpływu, i niezależnie od naszych intencji to rzeczywistość ma ostatnie słowo. Mając to na uwadze, wykorzystanie technik manifestacji z dużym prawdopodobieństwem pomoże wprowadzić zmiany, jeśli istnieje taka możliwość.
Duże wrażenie wywarła na mnie historia jeńca z czasów wojny wietnamskiej, który praktykował postawę „długoterminowego niespecyficznego optymizmu”. Nie wiedział, kiedy zostanie wyzwolony i czy w ogóle to nastąpi, więc uznał, że nie ma wpływu na swoją aktualną sytuację: próba walki z wrogiem prawdopodobnie zakończyłaby się śmiercią albo utratą chęci do życia z poczucia beznadziejności. Świadome praktykowanie optymizmu pozwoliło mu wytrwać w nadziei na zmianę sytuacji. Wykorzystał moc umysłu, aby zachować wiarę w szanse uwolnienia. To uczyniło go odporniejszym. Dzięki optymistycznemu nastawieniu po oswobodzeniu spoglądał z nadzieją w przyszłość, zamiast rozpamiętywać minione wydarzenia.
Uważam, że manifestowanie jest w istocie praktykowaniem dobrego samopoczucia, zaangażowania w świecie i dobrego życia. Dzięki tej praktyce kultywujemy dyspozycyjny optymizm3, definiowany jako ogólna skłonność do oczekiwania pomyślnych rezultatów w ważnych dziedzinach życia. Badania ujawniły imponujące korzyści zdrowotne wynikające z dyspozycyjnego optymizmu: lepsze funkcjonowanie układu krążenia, przyspieszone gojenie ran, a nawet spowolnienie postępu chorób. Podczas gdy niektórzy uznają, że jedyną miarą udanej manifestacji są konkretne rezultaty, według mnie takie podejście jest błędem. Prawdziwym darem systematycznego wizualizowania intencji jest życie w optymistycznym poczuciu, że los działa na naszą korzyść, dzięki czemu stajemy się zarówno wrażliwsi, jak i odporniejsi, niezależnie od tego, co przynoszą zewnętrzne okoliczności.
Praktyka manifestacji znana jest od tysięcy lat. To, co dzisiaj kojarzymy z manifestacją, wywodzi się z tradycyjnych hinduskich świętych ksiąg Wedy. W upaniszadzie Mundaka znajdujemy następujące twierdzenie: „Jaki świat człowiek o czystym zrozumieniu wyobraża sobie w swoim umyśle, jakie pragnienia pielęgnuje, ten świat zdobywa i pragnienia urzeczywistnia” (3.2.10)4. Budda podobnie komentował potężną moc myśli w kształtowaniu naszego doświadczania świata, co wyraził w następujących słowach: „Do czego zmierza mnich w swoim myśleniu i rozważaniach, ku temu skłania się jego świadomość”5.
W XIX wieku ruch religijny Nowej Myśli stworzył pojęcie „prawa przyciągania”, czerpiąc z różnorodnych źródeł religijnych i filozoficznych, włącznie z alchemią, amerykańskim transcendentalizmem, chrześcijańskimi pieśniami gospel i hinduizmem. Istotą tego poglądu jest przekonanie, że myśli determinują naturę doświadczeń pojawiających się w życiu jednostki: pozytywne myśli przynoszą pomyślne doświadczenia, a negatywne – przeciwnie. Nowa Myśl zainspirowała większość opracowań na temat manifestowania z literatury popularnej w kulturze Zachodu, od Napoleona Hilla Myśl i bogać się, przez Moc pozytywnego myślenia Normana Vincenta Peale’a (1952), po najbardziej znany, choć nie najlepszy Sekret Rhondy Byrne.
Pojęcie prawa przyciągania doprowadziło do niefortunnego nieporozumienia co do natury manifestacji. Po pierwsze została skojarzona z egocentryczną ewangelią dobrobytu, promowaną przez naszą materialistycznie zorientowaną kulturę, która każe wierzyć, że bogactwo, mieszkanie w rezydencji i posiadanie drogiej limuzyny przynoszą szczęście, więc należy dokonać niezbędnych zmian w zachowaniu, aby zrealizować te pragnienia. Jednak najbardziej szkodliwe było upowszechnianie przekonania, że bolesne i niesprawiedliwe doświadczenia, które nas spotykają, są skutkiem naszego myślenia. Mam nadzieję, że dzięki tej książce przyjmiesz koncepcję manifestacji jako drogi prowadzącej do życia z sensem i celem, a finalnie uświadomisz sobie, co naprawdę jest ważne.
Manifestowanie przez długi czas było ograniczane do tego samego pseudonaukowego, naszpikowanego frazesami obszaru New Age co astrologia, tarot i wiara w moc kryształów. Do niedawna nie istniały możliwości naukowego badania procesów w mózgu, które urzeczywistniają intencje. Znaczący rozwój obrazowania umożliwił obserwowanie transformacji dokonujących się w ośrodkowym układzie nerwowym na poziomie komórkowym, genetycznym, a nawet molekularnym. Obecnie mówimy o manifestowaniu w ujęciu kognitywnej neuronauki i funkcji wielkoskalowych sieci mózgowych6. To nam pokazuje, że manifestowanie nie jest programem szybkiego bogacenia się ani mylnie rozumianym systemem spełniania życzeń, lecz przejawem nadzwyczajnej zdolności mózgu do zmiany, samoleczenia i przetwarzania samego siebie, znanej jako neuroplastyczność.
Neuroplastyczność to ogólny termin określający trwającą całe życie zdolność mózgu do modyfikacji, zmiany oraz przystosowywania struktury i funkcji pod wpływem doświadczenia, ale również poprzez powtarzanie i intencję, co umożliwia tworzenie nowych połączeń i eliminowanie tych nieefektywnych, które już nam nie służą. Poprzez ukierunkowanie uwagi jesteśmy w stanie faktycznie zmieniać nasze mózgi, wytwarzając więcej substancji szarej w obszarach odpowiadających za uczenie się, działanie i pozwalających na manifestowanie. Adaptując się, mózg wprowadza zmiany, które mogą radykalnie i pozytywnie wpływać na wszystko – od choroby Parkinsona po przewlekłe bóle i nadpobudliwość psychoruchową z zaburzeniami uwagi (ADHD). To dzięki neuroplastyczności zmieniamy mózg za pomocą intencji i praktykowania manifestowania naszej wizji rzeczywistości.
Zasadniczo manifestowanie jest procesem intencjonalnego wbudowywania do podświadomości myśli i wyobrażeń o upragnionym życiu. Wszyscy manifestujemy zamiary, a że nie mamy wiedzy ani żadnego przeszkolenia, rezultaty bywają przypadkowe, niejasne i nieścisłe. Chcąc świadomie manifestować, trzeba się nauczyć, jak przejąć moc uwagi i nią kierować, oraz zrozumieć mechanizmy fizjologiczne, które pozwalają ukierunkować uwagę oraz poznać przeszkody i błędne przekonania ograniczające możliwości w tym zakresie. Upragniony cel, na który świadomie kierujemy uwagę, staje się ważny dla mózgu. Wbudowanie celu dokonuje się za pomocą procesu tagowania wartości7, czyli sposobu podejmowania przez mózg decyzji o tym, co jest istotne i warte zapisania w najgłębszych strukturach podświadomości. Kiedy wizualizujemy, wzbudzamy silne pozytywne emocje, a one są dla systemu selektywnej uwagi sygnałem, aby otagować upragniony cel jako bardzo istotny i powiązać go z systemem nagrody. Wizualizacja jest skuteczna, ponieważ mózg, o dziwo, nie odróżnia fizycznie przeżywanej rzeczywistości od tej intensywnie wyobrażonej.
Gdy cel zostanie osadzony w podświadomości, mózg pracuje jak pies myśliwski, szukając okazji do jego realizacji i angażując w to wyszukiwanie pełną moc świadomego i nieświadomego umysłu. Kiedy okazja się pojawi, dostrzegamy ją i reagujemy, podejmując niezbędne działania zbliżające nas do celu. Powtarzamy procedurę wbudowywania zamierzeń wielokrotnie. Po wykorzystaniu wszystkich sposobów manifestowania celu przyjmujemy, że to wszystko, co można zrobić, i nie przywiązujemy się do wyniku. Manifestacja kieruje się własnym harmonogramem, który może, choć nie musi być zgodny z naszym. W rzeczywistości nie wszystkie nasze cele będą się manifestować, istnieje wiele powodów, dlaczego tak się dzieje, niekoniecznie oczywistych w danym momencie.
W mojej pierwszej książce Mózg i serce – magiczny duet opisałem historię doniosłego spotkania, które przydarzyło mi się w dzieciństwie i na zawsze odmieniło moje życie. Dorastając w regionie High Desert w Kalifornii, zaznałem biedy; zakleszczony w bolesnej sytuacji rodzinnej byłem przekonany, że w wyniku jakiejś klątwy moje życie jest bezwartościowe i zdane na łaskę okoliczności. Pewnego letniego dnia, gdy moi rodzice wdali się w kłótnię, wsiadłem na rower i pojechałem jak najszybciej i jak najdalej od domu. Cały pokryty kurzem trafiłem do sklepu z artykułami dla iluzjonistów, gdzie siedziała miła kobieta o imieniu Ruth. Miała na sobie luźną, kolorową sukienkę i spojrzała na mnie znad czytanej książki. Nosiła okulary z łańcuszkiem okalającym jej szyję. Przywitała mnie nadzwyczaj promiennym uśmiechem, którego naturalność sprawiła, że poczułem się dobrze, czułem, że jestem tu bezpieczny. Wyjaśniła mi, że sklep jest własnością jej syna, a ona nie ma pojęcia o magii. Po dwudziestominutowej rozmowie stwierdziła, że zamierza spędzić w mieście sześć tygodni tego lata, i zaproponowała, że jeśli będę codziennie przychodził do sklepu, nauczy mnie innej magii. Przez sześć tygodni karmiła mnie ciasteczkami z czekoladą i wprowadzała w tajniki „prawdziwej magii”, jak nazywała metody, za pomocą których mogłem odprężyć ciało, ujarzmić myśli, otworzyć serce oraz sprecyzować i zwizualizować moje zamiary. Na zapleczu magicznego sklepu spędziłem wiele godzin na włochatym, brązowym dywanie, naprzeciwko Ruth siedzącej na metalowym krześle – ten szczęśliwy czas był pierwszym moim kontaktem z neuroplastycznością. Życzliwość i uwaga Ruth przeprogramowały mój mózg.
Pomimo mojej początkowej niepewności, zmieszania i obaw Ruth nauczyła mnie dystansowania się od swoich myśli na tyle, abym zobaczył, że są to po prostu myśli, które przepływają jedna po drugiej przez mój umysł i znikają. Na początku reagowałem lękiem lub agresją na przerażający głos i katastroficzne obrazy pojawiające się w mojej głowie, ale dowiedziałem się, że negatywne myśli mogę zastąpić pozytywnymi, akceptującymi. Mogę odrzucić głos mówiący: „Tacy jak ty nigdy niczego nie osiągną” i zastąpić go głosem osoby, jaką chciałem być, wiodącej takie życie, o jakim marzyłem. Odkryłem, że mam mózg, który można zmienić, stworzyć nowe ścieżki prowadzące do uzdrowienia poprzez powtarzanie intencji. Dzięki pomocy Ruth odkryłem w sobie wewnętrzną siłę.
Wówczas jeszcze nie rozumiałem, że to, czego mnie nauczyła Ruth, dzisiaj nazwalibyśmy manifestowaniem. Była w niej swoista magia i to, co mi przekazała, też było magiczne. Jej praktyczne rady pomogły mi poznać siłę ludzkiego mózgu i serca, na długo zanim zostałem neurochirurgiem. Podniesiony na duchu dzięki życzliwości i trosce Ruth dałem się pochłonąć wizjom upragnionej przyszłości, to był pierwszy krok do manifestowania w rzeczywistość życia, o jakim marzyłem. Od wskazówek wziętych z zewnętrznego świata przeszedłem do wyborów zrodzonych w trakcie intymnego dialogu wewnętrznego, który prowadziłem ze sobą każdego dnia.
To była ciężka praca i często miałem ochotę się poddać. Pamiętam, że kiedy się irytowałem, Ruth mówiła: „Cierpliwości, Jim, cierpliwości. Musisz być cierpliwy. Przekształcanie mózgu wymaga czasu”.
Niełatwo być wytrwałym, zwłaszcza że nie wiedziałem dokładnie, co się dzieje i co będzie potem. Jednak wyćwiczyłem w sobie cierpliwość i nauczyłem się, jak być obecnym i słuchać. A raczej myślałem wówczas, że umiem słuchać.
Życzliwość, uwaga i cierpliwość Ruth zmieniły bieg mojego życia, a lekcje, których mi udzieliła, stały się fundamentem wszystkiego, co udało mi się w życiu osiągnąć. Wykorzystując praktyki Ruth, wyjechałem z rodzinnego miasta w High Desert do college’u, potem na studia medyczne, po których zrobiłem specjalizację z neurochirurgii i ostatecznie stałem się odnoszącym sukcesy przedsiębiorcą w branży medycznej. Jednak gdzieś po drodze straciłem kontakt z własnym sercem i drogo za to zapłaciłem – nie tylko finansowo, najbardziej ucierpiały moje osobiste relacje z ludźmi.
Ruth niezmiennie podkreślała, jak ważne jest otwarcie serca. Niezależnie od tego, do czego dążyłem, jak wzniosły cel pragnąłem osiągnąć, zawsze przekierowywała mój umysł ku serdecznej więzi z samym sobą i z innymi. Przygnębiało mnie to, że magia obecna w każdym człowieku tak często jest nierozumiana, komercjalizowana lub przedstawiana jako coś, do czego tylko wybrani mają dostęp. Podczas gdy w naszej kulturze powszechne jest traktowanie manifestowania jako sposobu na zdobycie majątku i dobrobytu, dostępnego tylko nielicznym szczęśliwcom, dla mnie jest codzienną praktyką dobrostanu promującego pomyślny rozwój, pełnię i otwarte zaangażowanie w sprawy otaczającego świata. Podczas gdy tak zwana ewangelia dobrobytu przekonuje, że głównym motorem manifestowania jest pragnienie, moją misją jest przekazanie, że w rzeczywistości jest nim nasza zdolność ukierunkowywania uwagi.
Kiedy pisałem książkę Mózg i serce, nie miałem pojęcia, że zyska tak szeroki oddźwięk. Nie spodziewałem się, że zainspiruje najpopularniejszy zespół k-popowy BTS do nagrania trzeciego albumu Love Yourself: Tear. Nie oczekiwałem, że pod wpływem książki powstanie piosenka Magic Shop, że będę rozmawiał na temat adaptacji filmowej mojej opowieści z aktorem Jonem Hammem ani tego, że zainspiruję szesnastolatkę do stworzenia aplikacji na telefon opartej na mojej koncepcji alfabetu serca8. Wierzyłem szczerze, że niezależnie od liczby sprzedanych egzemplarzy książki, jeśli dzięki niej zmieni się na lepsze życie choćby jednej osoby, to już będzie wystarczająca korzyść. Po wydaniu książki otrzymałem tysiące wiadomości od czytelników. Do dziś co miesiąc odbieram dwieście do trzystu maili. Dostaję też listy pisane odręcznie na kartkach wyrwanych z żółtych bloków1 albo wykaligrafowane na pięknym papierze czerpanym, wysyłane z Japonii, Rumunii, Afryki Subsaharyjskiej i z sąsiedniej Północnej Kalifornii. Dzięki tak serdecznemu odzewowi na moją historię uwierzyłem w to, że nie jesteśmy sami nawet w chwilach najgłębszej beznadziei, rozpaczy i lęku. Każdy ma jakieś rany, a jeśli tylko potrafimy szczerze o nich rozmawiać, budujemy głębokie więzi.
Wsłuchując się w reakcje czytelników na moją książkę, zauważyłem, że znaczną część wiadomości otrzymałem od osób cierpiących i poszukujących w sobie mocy, dzięki której będą w stanie uleczyć rany i poprawić sytuację życiową. Warunki, w jakich żyją ci ludzie, bardzo się różnią, lecz tęsknoty są uderzająco podobne. Potrzebują konkretnej wiedzy o tym, jak działa wizualizacja, aby manifestować swoje marzenia. Książka Mózg i serce przedstawia moją osobistą drogę manifestowania od ubóstwa do dobrobytu i powrotu do współczucia – istoty tego, czego uczyła mnie Ruth. To historia jednego człowieka, z jej niepowtarzalnymi wzlotami i upadkami, atutami i komplikacjami.
Magia umysłu jest poświęcona twojej podróży. Chcę ci pokazać, jak można wykorzystać potencjał mózgu, aby realizować zamiary, szczegółowo wyjaśnię też, jak wygląda mechanizm działania z perspektywy neuronauki. Przeprowadzę cię przez sześć kroków, które mnie i wielu innym osobom umożliwiły manifestowanie intencji. Są one wynikiem moich wieloletnich badań nad umysłem z perspektywy neuronaukowca oraz osoby praktykującej medytację. W tych sześciu krokach zawierają się wszystkie aspekty procesu manifestowania: uzyskanie mocy skupiania umysłu, precyzyjne określenie tego, na czym nam naprawdę zależy, usunięcie istniejących w umyśle przeszkód, osadzenie intencji w podświadomości, zaangażowane dążenie do celu oraz wyzbycie się przywiązania do wyniku. Ponadto przedstawię różne historie manifestowania, w nadziei, że zainspirują cię, byś zaczął żyć i pisać własną opowieść.
Jeszcze kilka lat temu niemożliwe było szczegółowe przedstawienie mechanizmów działania manifestacji, ponieważ są one najnowszym odkryciem neuronauki. Teraz można się odciąć od pseudonauki i mistycyzmu i wskazać konkretne mechanizmy działania układu nerwowego, na których opierają się relaksacja, zdystansowanie, współczucie i wizualizacja – nauki odebrane od Ruth. Wierzę, że zrozumiałe przedstawienie podstaw naukowych manifestowania wzbudzi w czytelnikach zaufanie do praktyki i pozwoli ją wykorzystać w celu samoleczenia, wprowadzania zmian we własnym życiu i zrozumienia, jaką moc zmieniania świata posiadają.
Przeciwnie niż mogłoby się wydawać, czytając Sekret, manifestowanie nie dotyczy tylko nielicznych ani nie jest kontrolowane przez tajemne stowarzyszenie jednoprocentowców. Manifestowanie jest bezwarunkowo egalitarną praktyką, dostępną dla każdego, kto zdobędzie się na to, aby wyjść poza swoje bezpośrednie fizyczne, mentalne i emocjonalne uwarunkowania. W konsekwencji przedstawiłem tutaj historie bardzo różnych osób: od ambitnych studentów medycyny i neuroatypowych nastolatków, przez polinezyjskich mistrzów nawigacji po hollywoodzkie supergwiazdy – oni wszyscy manifestują swoje intencje, stosując reguły zgodne z obecną wiedzą z dziedziny neuronauki.
Mam też nadzieję, że mówiąc otwarcie o własnych błędach, ustrzegę czytelników przed ich popełnieniem, zwłaszcza gdy chodzi o decyzję, czego naprawdę warto pragnąć, co daje prawdziwe szczęście.
Zanim zaczniemy, jeszcze ostatnie słowo. W książce zamieściłem ćwiczenia, które pomogą ci dokładnie określić, w jakim miejscu znajdujesz się obecnie, i pójść naprzód, tam, gdzie chcesz być. Są logicznie powiązane z prezentowanymi wyjaśnieniami. Niezależnie od tego, z myślą o czytelnikach, którzy potrzebują bardziej ustrukturyzowanego planu, w ostatnim rozdziale połączyłem wszystkie etapy praktyki, tworząc sześciotygodniowy program.
Bloki z żółtymi, liniowanymi kartkami zaprojektowane dla ludzi, którzy robią dużo odręcznych notatek, żółty kolor nie męczy wzroku tak jak biały (przyp. tłum.). [wróć]
Znajomość rzeczywistych uwarunkowań naszego życia jest źródłem, z którego musimy czerpać siłę do życia i motywację do działania9.
– Simone de Beauvoir
Może jeszcze nie wiesz lub w to nie wierzysz, ale już manifestujesz swoje życie. Rzecz w tym, czy takie życie cię zadowala.
Był rok 2000; właśnie rozpoczął się internetowy boom. Pewnego ranka obudziłem się jako posiadacz 78 milionów dolarów, willi we Florencji, dworku w stylu Cape Cod o powierzchni 700 metrów kwadratowych, położonego na skarpie z widokiem na Newport Bay, oraz ferrari, porsche, mercedesa, bmw i range rovera, zaparkowanych w moim wielostanowiskowym garażu. Właśnie wpłaciłem zaliczkę na zakup wyspy o powierzchni ponad 2,6 tysiąca hektarów w Nowej Zelandii. Mojej własnej wyspy zapewniającej całkowitą prywatność, wyspy z czterema domami i plażami nad intensywnie turkusową wodą. Byłem przekonany, że ubóstwo czasów dzieciństwa pozostało daleko za mną.
Wydawało się, że wszystko, czego pragnąłem i na co pracowałem, zmaterializowało się. Jednak, jak wielu innych, którzy wierzyli w nieograniczone możliwości oferowane przez Dolinę Krzemową, odkryłem, że całe moje bogactwo zniknęło w ciągu sześciu tygodni. Nagle oprzytomniałem, jakby mnie ktoś wybudził z sennego koszmaru, a każdy kolejny dzień przynosił coraz gorsze wieści.
Pożyczyłem 15 milionów w banku Krzemowej Doliny z zabezpieczeniem w postaci akcji firmy z branży technologii medycznej. Od kilku miesięcy nie kontaktowałem się z doradcą bankowym, ale kiedy pewnego ranka komórka zadzwoniła po raz tysięczny, wiedziałem, że nieuniknione nadeszło i nie ma ucieczki.
– Halo?
– Jak się masz, Jim? – usłyszałem pozornie pogodny głos bankowca.
Wiedział, co odpowiem. Obserwował kryzys firm internetowych i dobrze wiedział, że moje zabezpieczenie jest warte prawie tyle co nic. Powiedział mi tylko to, co już wiedziałem.
– Jim, jesteś spłukany i zadłużony, chyba że masz inne aktywa, o których nie wiem. – I po chwili zapytał: – Co w tej sytuacji zrobimy?
– Sprzedaj wszystko – odpowiedziałem bez namysłu.
– Wygląda na to, że nie masz wyboru. Porozmawiamy za kilka tygodni, kiedy się przekonamy, jak się rozwija sytuacja.
Wkrótce musiałem sprzedać willę we Florencji, anulować zakup „mojej” wyspy w Nowej Zelandii, sprzedać wszystkie samochody, pozostawiając tylko jeden, i wystawić na sprzedaż rezydencję nad zatoką Newport. Wtedy nikt w niej nie mieszkał. Byłem w separacji z żoną, córka wyjechała do college’u, a ja mieszkałem w Dolinie Krzemowej, gdzie byłem dyrektorem firmy z branży technologii medycznej, którą założył mój przyjaciel. Niechętnie wróciłem do pustego domu, aby go przygotować do sprzedaży, i tam dopadły mnie bolesne dowody na to, że wszystkie moje marzenia spełzły na niczym. Zbliżając się do domu, widziałem ogród, który z wielkim entuzjazmem i troską pielęgnowała kiedyś moja żona. Teraz rośliny zwiędły i obumarły. Pożółkłe azalie i zwiędłe kamelie zdradzały brak zainteresowania ze strony ogrodnika, który obiecywał, że do niego zajrzy. Dom wyglądał jak opuszczony.
Jednak najbardziej bolesna była nieobecność jednej osoby. Ze ścian w pokojach sterczały gwoździe i haczyki, ale nie było obrazów. Wyjeżdżając, moja żona zabrała wszystkie rodzinne zdjęcia, a wraz z nimi wspomnienie, że kiedyś tu mieszkała rodzina. W pokoju dziennym nad kominkiem odcinał się jasny prostokąt i pusty hak, ślady po cennej botanicznej grafice bawarskiego mistrza Basiliusa Beslera przedstawiającej irysy z kłączami. Wyszperaliśmy ją w antykwariacie we Florencji podczas jednej z naszych „łowieckich” podróży.
To były szczęśliwe czasy. W tym samym miejscu znaleźliśmy stare, szesnasto- i siedemnastowieczne mapy, które nam się bardzo spodobały, więc je kupiłem. Pamiętam uczucie szczęścia, że sprawiłem jej radość. Pamiętam lot w pierwszej klasie i pobyt w pięciogwiazdkowym hotelu. I spojrzenie żony, kiedy powiedziała: „Dziękuję”.
Jakże inne były te odległe wspomnienia od pełnej urazy ciszy, jaka między nami zaległa, kiedy coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. Wzdrygałem się na wspomnienie bolesnego braku intymności pod koniec, kiedy dodatkowe dyżury i długie godziny pracy stanowiły dobrą wymówkę, aby nie podejmować prób naprawienia utraconych więzi, i słowa żony: „Już cię nie znam”.
Wszedłem do pokoju córki, w którym stały jeszcze meble, usiadłem na łóżku i pomyślałem o niej, o tym, jak wiele naszych wspomnień wiąże się z tym domem. Pamiętałem też słowa, które wypowiedziała, wyjeżdżając: „Nie będę tęsknić za tym miejscem”. Z początku nie zrozumiałem, co miała na myśli, ale później sobie uświadomiłem, że jej uczucia były skutkiem tego, co działo się pomiędzy mną i jej matką. W jakiś sposób oddaliłem się od własnego życia. Nawet wtedy, kiedy przebywałem z rodziną, mój umysł był gdzie indziej: szarpany bolesnymi lub idealizowanymi wspomnieniami albo wybiegający w przyszłość ku kolejnej operacji, ku następnemu sukcesowi finansowemu, ku tym wspaniałym chwilom, które nadejdą, kiedy wreszcie będę miał dostatecznie dużo, aby czuć, że w końcu jest okej. Równocześnie zapomniałem cieszyć się tym, co mam, i pielęgnować więzi z najbliższymi osobami w moim życiu.
Gdy szedłem przez główny i dalej przez kameralny salon, w myślach wyświetlały mi się slajdy z życia, którego już nie było. Minąłem mój gabinet z wielkim, granatowym fotelem zdobionym mosiężnymi ćwiekami, gdzie popijałem porto i paliłem z przyjaciółmi cygara ze szkatułki, którą nabyłem na aukcji na rzecz Big Brothers Big Sisters of America. Na tabliczce wygrawerowano moje nazwisko. Czułem się ważny, kiedy siadałem w tym fotelu i spoglądałem na tabliczkę, wyjmując cygaro. Usiadłem i przesunąłem po niej palcami. Nie czułem się ważny ani mocny. Czułem się mały.
Teraz, kiedy byłem sam, dom wydawał się śmieszny i pretensjonalny. Pokoje były zbyt duże i nadęte, wypełnione gorącym powietrzem, pełne niczego. Przypominałem miniaturowego człowieczka błąkającego się po wielkim domku dla lalek z mnóstwem niepotrzebnych sprzętów. Meble sprawiały wrażenie dziwnie niematerialnych. Z głębi mojego jestestwa wypłynęło zmysłowe wspomnienie dzieciństwa. Bieda jest paradoksalna: z jednej strony przytłaczająca swoim ciężarem, a z drugiej naznaczona dziwną lekkością, jakby wszystko miało zaraz ulecieć.
Włożyłem dużo wysiłku, by stworzyć rodzinę opartą na mocnych fundamentach, ponieważ ta, w której się urodziłem, tak często była pozbawiona oparcia. Nic bardziej mnie nie upokorzyło ani nie poniżyło niż eksmisja z mieszkania. Zastępca szeryfa stojący przed naszymi drzwiami z nakazem wyprowadzki w ręku. Nasze rzeczy na chodniku. Sąsiedzi obserwujący to wszystko z zaciekawieniem lub współczuciem. I moje myśli: „Mam nadzieję, że mama znajdzie dla nas jakiś nocleg”. Pamiętam, jak siedzieliśmy z mamą na kanapie przy krawężniku, a obok cały nasz dobytek. Siostra wyprowadziła się wcześniej, brata nie było w domu. Zawsze w takich momentach wychodził, może chciał uniknąć zakłopotania i zawstydzenia wobec gapiów z sąsiedztwa.
Mama otoczyła mnie ramieniem i powiedziała: „W porządku, synu. Będzie dobrze. Znajdziemy jakieś lokum”.
Będąc dzieckiem, pod nieobecność starszego brata zakradałem się do jego pokoju i przeglądałem stare egzemplarze „Architectural Digest”, które wyszukałem w stosie gromadzonych przez niego książek i czasopism, by czerpać artystyczne inspiracje. Mój brat był niezwykłym artystą, zawsze znajdował skarby pobudzające jego kreatywność. Oglądałem domy, które robiły na mnie wrażenie wyjątkową przytulnością albo ekscentrycznością – z tarasem na dachu zwróconym ku morzu lub wielkim kominkiem zapewniającym ciepło podczas rodzinnych spotkań. Po kryjomu wydzierałem kartki i dołączałem do mojej kolekcji gromadzonej w zielonej tekturowej teczce, którą trzymałem w szufladzie ze skarpetkami. Były to czasopisma z lat sześćdziesiątych i wczesnych siedemdziesiątych XX wieku i ta wizja perfekcyjnej amerykańskiej rodziny niepodzielnie zawładnęła moją dziecięcą wyobraźnią. Przez lata zgromadziłem pokaźne archiwum detali architektonicznych, więc kiedy Ruth poleciła, abym sobie wyobraził mój wymarzony dom, mogłem czerpać obrazy z mojej kolekcji.
Stworzyłem w wyobraźni obraz samego siebie stojącego na balkonie dworku w stylu Cape Cod i obserwującego ciemnoniebieskie fale na otwartym morzu. Ten obraz powracał do mnie co noc – czułem na policzkach powiew morskiej bryzy i smak soli na języku, wpatrywałem się we wzburzone wody przypływu. Doświadczenie było tak żywe, odczuwane wszystkimi zmysłami, że kiedy naprawdę stanąłem na górnym tarasie mojej willi z widokiem na Newport Bay, nie byłem zaskoczony nowością. A ściślej: mój mózg się już przyzwyczaił i odbierał tę sytuację jako dobrze znaną i komfortową.
Podczas tych poranków i bezsennych nocy, kiedy praktykowałem wizualizację i medytację, zaprogramowałem swój mózg tak, by marzenia dawały mi poczucie komfortu. To jeden z paradoksów manifestowania: na długo przed zakupem rezydencji wyobrażenie górnego tarasu i powiewu wiatru przekształciły się z niewiarygodnej fantazji w namacalną rzeczywistość. Zanim wyszedłem na taras w realnym życiu, mój mózg już wcześniej oczekiwał mnie tam. Jego oczekiwania i towarzysząca im stała koncentracja podświadomości na tej wizji sprawiły, że rezydencja stała się samospełniającym proroctwem.
Przybity snuciem się po domu, usiadłem na szczycie schodów w samym jego sercu, oparłem głowę na rękach i zastanawiałem się, co mam dalej robić. Wzruszyłem ramionami, czując urazę do żony o to, że pozostawiła za sobą pustkę i wszystkie bolesne i trudne zadania, które teraz spadły na mnie. Gardło ściskała tęsknota za córką, która wyjechała do college’u. Zaciskałem szczęki z wściekłości na siebie za cały ten bałagan, który sam sobie zafundowałem.
Myśli kłębiły się w mojej głowie, przeskakując od spraw do załatwienia do gorzkiej obawy o przyszłość. Ale ostatecznie w umyśle dźwięczało jedno pytanie: „Co przeoczyłem?”. Czułem się tak, jakby pacjent będący pod moją opieką umarł, chociaż bardzo skrupulatnie zaplanowałem leczenie. Wszystko zrobiłem dobrze, zdobyłem to, co chciałem, ale poniosłem porażkę. Sukces, który osiągnąłem, powinien być wzniosłym doświadczeniem, a ja czułem się tak, jakbym znalazł się na dnie.
Odpowiedź pojawiła się podczas układania listy czekających mnie zadań. Kiedy się z tym uporałem, znalazłem w garderobie kilka kartonów ze starymi rzeczami. Przeglądałem pudło z książkami i nagle mój wzrok padł na coś o wiele cenniejszego: pudełko po cygarach, w którym trzymałem swoje skarby, kiedy byłem dwunastoletnim chłopcem. Nie zaglądałem do niego od czasów college’u. Usiadłem na podłodze, położyłem je na kolanach i zdjąłem wieczko. Poczułem subtelny zapach minionych czasów. W środku znajdował się pierścień z rżniętym rubinem z Lancaster High School, pomarszczona plastikowa nakładka na kciuk służąca do sztuczek prestidigitatorskich ze znikającym papierosem lub chustką i rzecz najcenniejsza: podniszczony zeszyt w czarno-białej okładce zawierający zapiski z czasów przyjaźni z Ruth.
W środku była moja lista życzeń.
Iść do college’u.
Zostać lekarzem.
Mieć milion dolarów.
Mieć rolexa.
Mieć porsche.
Mieszkać w rezydencji.
Mieć swoją wyspę.
Osiągnąć sukces.
Znalazłem tam również zapisane chłopięcym pismem zdania, w których rozpoznałem okruchy mądrości Ruth:
Kompas serca. To, czego pragniesz, nie zawsze jest tym, czego potrzebujesz.
Ludzie, którzy ranią innych, często sami są najbardziej zranieni.
Spojrzałem na pudełko po cygarach, w którym trzymałem moje skarby. Serce mi się ścisnęło, kiedy zdałem sobie sprawę, że pomimo wielu zgromadzonych rzeczy, wszystko, co kiedykolwiek naprawdę posiadałem, mieściło się w tym niewielkim, trzydziestocentymetrowym pudełku. Człowiek nie może posiadać więcej, niż może pokochać, a ja nie otworzyłem serca szerzej niż wtedy, kiedy układałem moją listę. Posiadłość, wyspa, samochody, a nawet rodzina nie zmieściły się w wąskiej przestrzeni wewnątrz mnie, a teraz wszystko odeszło i być może zostanie odnalezione przez kogoś, kto potrafi to naprawdę zatrzymać.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Wielu używa zamiennie pojęć „podświadomość” i „nieświadomość”. Podświadomość odnosi się do tej części umysłu, w której mieszczą się nasze przekonania na temat świata i nas samych, zapamiętane traumy, pamięć długoterminowa, lęki i pragnienia oraz częściowo automatyczne procesy fizjologiczne. Świadomość częściowo ma dostęp do niektórych treści podświadomości. Nieświadomość to ta część psychiki, która jest niedostępna świadomemu umysłowi, czyli zapomniane traumy, reakcje instynktowne, pamięć komórkowa, wczesne wspomnienia i wrażenia oraz automatyczne reakcje fizjologiczne. Dla uproszczenia będę używał tylko pojęcia podświadomość. Więcej informacji na temat podświadomości patrz Krok czwarty. [wróć]
Stanley Krippner, Deirdre Barrett, Transgenerational Trauma: The Role of Epigenetics, „Journal of Mind and Behavior”, 40, nr 1, zima 2019, s. 53–62, https://www.jstor.org/stable/26740747. [wróć]
Michael F. Scheier, Charles S. Carver, Dispositional Optimism and Physical Health: A Long Look Back, a Quick Look Forward, „American Psychologist”, 73, nr 9, grudzień 2018, s. 1082–1094, https://doi.org/10.1037 /amp0000384. [wróć]
Mundaka 3, rozdział 2, wers 10; Mundaka 3, rozdział 1, wers 10. [wróć]
Dvedhavitakka Sutta, MN 19; cytowany w Bodhipaksa We Are What We Think, „Tricycle”, jesień 2014, https://tricycle.org/magazine/we-are-what-we-think. [wróć]
Steven L. Bressler, Vinod Menon Large-Scale Brain Networks in Cognition: Emerging Methods and Principles, „Trends in Cognitive Sciences”, 14, nr 6, czerwiec 2010, s. 277–290, https://doi.org/10.1016/j.tics .2010.04.004. [wróć]
Tara Swart, The Source: The Secrets of the Universe, the Science of the Brain, HarperOne, New York 2019. [wróć]
James R. Doty, MD, Into the Magic Shop: A Neurosurgeon’s Quest to Discover the Mysteries of the Brain and the Secrets of the Heart, Avery, New York 2017, s. 242. [Wyd. pol. Mózg i serce – magiczny duet. Prawdziwa historia neurochirurga, który odkrył tajemnice ludzkiego umysłu i sekrety serca, przeł. Maja Justyna, D.W. REBIS, Poznań 2016]. [wróć]
Simone de Beauvoir, The Ethics of Ambiguity, Philosophical Library, New York 1948. [wróć]
Tytuł oryginału: Mind Magic: The Neuroscience of Manifestation and Its Power to Change Everything
Copyright © James Doty 2024
The right of James Doty to be identified as the Author of the Work has been asserted by him in accordance with the Copyright, Designs and Patents Act 1988.
All rights reserved
Copyright © for the Polish e-book edition by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 2024
Informacja o zabezpieczeniach
W celu ochrony autorskich praw majątkowych przed prawnie niedozwolonym utrwalaniem, zwielokrotnianiem i rozpowszechnianiem każdy egzemplarz książki został cyfrowo zabezpieczony. Usuwanie lub zmiana zabezpieczeń stanowi naruszenie prawa.
Redaktor: Elżbieta Jeżewska
Projekt i opracowanie graficzne okładki: Urszula Gireń
Fotografia na okładce: Shutterstock AI Generator
Wydanie I e-book (opracowane na podstawie wydania książkowego: Magia umysłu, wyd. I, Poznań 2025)
ISBN 978-83-8338-944-8
WYDAWCA
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49, 60-171 Poznań, Polska
tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40
e-mail: [email protected]
www.rebis.com.pl
Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w systemie Zecer