Magia umysłu - James R. Doty - ebook

Magia umysłu ebook

James R. Doty

0,0
54,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Autor bestsellera Mózg i serce – magiczny duet.

Manifestowanie, które wszystko zmienia.

James Doty, neuronaukowiec i znany orędownik idei współczucia, opisuje w tej książce możliwości, jakie oferuje manifestowanie, tworząc podwaliny życzliwego, lepszego świata. Konkretne, przystępnie opisane ćwiczenia do samodzielnego wykonywania mają moc zmieniania funkcjonowania mózgu. Obejmują one uwagę, medytację, wizualizację i współczucie. Magia umysłu pomaga nam świadomie poruszać się po świecie – odzyskać sprawczość, realizować marzenia, które są tego warte, pomagać innym podążającym tą ścieżką oraz żyć w zgodzie ze sobą.

„Mocne i głębokie”. - Adrianna Huffington, autorka bestsellera "Spełnienie. Nowy wymiar twojego sukcesu", nr 1 na liście „New York Timesa”

„Błyskotliwa, pełna pasji i skuteczna, jest najlepszym przewodnikiem spełniania marzeń, jaki kiedykolwiek napisano. Prawdziwa perła wśród książek”. - dr Rick Hanson, autor bestsellera Mózg Buddy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 285

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Wszyst­kim, któ­rzy poma­gali mi iść przez życie, wska­zu­jąc drogę.

_____

Mojej żonie Mashy oraz dzie­ciom: Jen­ni­fer, Seba­stia­nowi i Ale­xan­drowi, któ­rzy codzien­nie są dla mnie inspi­ra­cją

Wstęp

Prawdziwy sekret

Wszech­świat ma cię w nosie. Choć nie brzmi to jak dobra wia­do­mość, ale nią jest. Wszech­świat ma cię w nosie nie dla­tego, że na to zasłu­gu­jesz albo nie współ­grasz z kosmo­sem, ani też z powodu klą­twy, która ciąży na tobie od dzie­się­ciu poko­leń. Nie obcho­dzisz wszech­świata, ponie­waż nic go nie obcho­dzi.

Wielu ludzi wie­dzie życie w nadziei, że roz­wią­za­nie pro­ble­mów i osią­gnię­cie pełni przyj­dzie z zewnątrz, może to będzie los na lote­rii, mądry prze­wod­nik zna­jący odpo­wie­dzi na wszyst­kie pyta­nia, guru, anioł stróż, jakaś magiczna istota, siła, ener­gia albo sie­dzący gdzieś we wszech­świe­cie dżin, który nam wszystko poukłada. Ja rów­nież bar­dzo chcia­łem w to wie­rzyć przez wiele lat. Uwa­ża­łem, że ist­nieje surowy kosmiczny rodzic, który śle­dzi nasze poczy­na­nia i decy­duje, czy zasłu­ży­li­śmy na wyma­rzony dom, spo­tka­nie brat­niej duszy albo uzdro­wie­nie z raka. Dzi­siaj, będąc leka­rzem i neu­ro­nau­kow­cem, wiem, że nie ma dowo­dów na ist­nie­nie takich istot ani sił, nato­miast nauka wie­lo­krot­nie potwier­dziła ist­nie­nie mocy umy­słu zdol­nej doko­nać zmian, które z początku wydają się nie­osią­galne. To prak­tyka mani­fe­sta­cji.

W kul­tu­rze popu­lar­nej poku­tuje wiele nie­po­ro­zu­mień doty­czą­cych mani­fe­sta­cji. Zanim przejdę dalej, wyja­śnię, jak ja rozu­miem ten ter­min: mani­fe­sto­wa­nie jest takim zde­fi­nio­wa­niem inten­cji1 i osa­dze­niem jej w pod­świa­do­mo­ści, by funk­cjo­no­wała poza naszą świa­do­mo­ścią. To pobu­dza ukie­run­ko­wane na cel sieci ner­wowe w mózgu, co spra­wia, że inten­cja staje się ważna i godna uwagi. W prak­tyce ozna­cza to, że nie­za­leż­nie od tego, czy inten­cja jest uświa­do­miona, czy nie, w mózgu cały czas jest aktywny mecha­nizm zorien­to­wany na cel. Teraz uwew­nętrz­niona inten­cja nadaje kie­ru­nek naszemu życiu. Wyko­rzy­stu­jąc wewnętrzną siłę uru­cha­mia­jącą ogromne zasoby mózgu, stop­niowo ogra­ni­czamy oddzia­ły­wa­nie śro­do­wi­ska zewnętrz­nego i zaczy­namy żyć zgod­nie z naj­głęb­szymi inten­cjami.

Pierw­szym kro­kiem ku gwa­ran­tu­ją­cej powo­dze­nie mani­fe­sta­cji jest wyzby­cie się prze­ko­na­nia o ist­nie­niu zewnętrz­nego źró­dła roz­wią­zy­wa­nia pro­ble­mów, które obja­wia się w twoim życiu. Jeśli pra­gniesz wieść bogate, dostat­nie i sen­sowne życie, nie możesz liczyć na żadną zewnętrzną moc. Musisz uwie­rzyć, że źró­dłem dobro­stanu i suk­cesu jest wyłącz­nie siła two­jego umy­słu. W rze­czy­wi­sto­ści ten sam umysł, który wynaj­duje prze­szkody na dro­dze do upra­gnio­nego życia, jest jed­no­cze­śnie źró­dłem inten­cji, które urze­czy­wist­nią twoje pra­gnie­nie. W tym tkwi praw­dziwy sekret.

Musisz sam o sie­bie zadbać. To jest praw­dziwa magia.

Mówię to jako neu­ro­chi­rurg, który badał i ope­ro­wał mózg, jako neu­ro­nau­ko­wiec z kil­ku­dzie­się­cio­let­nim doświad­cze­niem w bada­niu ludz­kiego umy­słu, jako prak­tyk tech­nik ducho­wych, który wspól­nie z Dalaj­lamą i innymi przy­wód­cami ducho­wymi uczył współ­czu­cia tysiące ludzi, a także jako czło­wiek, który do tego wszyst­kiego doszedł dzięki cięż­kiej pracy.

Mani­fe­sta­cja jest kul­ty­wo­wa­niem żar­li­wej wiary w moż­li­wość. Będąc dziec­kiem, dobit­nie uświa­do­mi­łem sobie, jak wiel­kim ogra­ni­cze­niem w życiu czło­wieka są nega­tywne oko­licz­no­ści. Wycho­wa­łem się w bied­nej rodzi­nie, z ojcem uza­leż­nio­nym od alko­holu i matką chorą na prze­wle­kłą depre­sję, ze skłon­no­ściami samo­bój­czymi. Wyda­wało mi się, że życie jest karą albo prze­kleń­stwem, albo – co było naj­gor­sze – cha­otycz­nym, rzą­dzo­nym przez przy­pa­dek bała­ga­nem, pozba­wio­nym har­mo­nii i przy­czyny. Może ty rów­nież usi­łu­jesz odkryć sens w tym, co wydaje się przy­pad­kową egzy­sten­cją, może zasta­na­wiasz się, dla­czego ty i twoi bli­scy doświad­cza­cie nie­za­słu­żo­nego cier­pie­nia, któ­remu nie jesteś w sta­nie zapo­biec. Te zma­ga­nia zaczy­nają ogra­ni­czać wizję moż­li­wo­ści, coraz bar­dziej i bar­dziej ją zawę­żają.

Latami godzi­łem się na to, by zewnętrzne oko­licz­no­ści decy­do­wały o warun­kach, w jakich żyłem. Nie wie­rzy­łem, że jestem w sta­nie doko­nać jakiejś istot­nej zmiany. Czę­sto tak się dzieje, kiedy prze­ży­wamy traumę: ból i wstrząs wywo­łane dru­zgo­cą­cym doświad­cze­niem przej­mują nad­mierną, trudną do poko­na­nia wła­dzę nad umy­słem, a kon­fron­ta­cja budzi prze­ra­że­nie. Bada­cze zaj­mu­jący się epi­ge­nezą odkryli2, że ten ból jest na tyle silny, że może mody­fi­ko­wać nie tylko nasze geny, ale rów­nież geny następ­nych poko­leń. Umysł i ciało orga­ni­zują się w taki spo­sób, aby unik­nąć podob­nej traumy w przy­szło­ści. W tym pro­ce­sie świa­do­mość zostaje uwię­ziona w pułapce reago­wa­nia na nie­pewny i prze­ra­ża­jący świat zewnętrzny, zamiast wyobra­żać sobie moż­liwe zmiany. To pozba­wia nas ener­gii, uwagi i kon­cen­tra­cji, dzięki któ­rym mogli­by­śmy real­nie zmie­nić swoje życie; nasza moc ulega roz­pro­sze­niu. Nie­świa­do­mie wymie­niamy wewnętrzną siłę spraw­czą na myśle­nie magiczne. Marny inte­res.

Świat naprawdę bywa bar­dzo nie­spra­wie­dliwy i ta nie­spra­wie­dli­wość może znisz­czyć ludz­kie marze­nia. I choć kie­dyś postrze­ga­łem świat jako nie­spra­wie­dliwy dla mnie, dzi­siaj wiem, że mnó­stwo ludzi doznaje jesz­cze więk­szej nie­spra­wie­dli­wo­ści zarówno indy­wi­du­al­nej, jak i sys­te­mo­wej. Żyją w spo­łe­czeń­stwach, w któ­rych przy­na­leż­ność rasowa, kla­sowa, reli­gijna, orien­ta­cja sek­su­alna, eks­pre­sja płci oraz inne arbi­tral­nie przy­jęte kry­te­ria są powo­dem two­rze­nia struk­tu­ral­nych blo­kad ogra­ni­cza­ją­cych zdol­ność do mani­fe­sto­wa­nia. Inni ludzie, dotknięci poważ­nymi cho­ro­bami ciała i umy­słu, nie doznają ulgi w cier­pie­niu, co rów­nież pod­ko­puje ich wiarę w umie­jęt­ność mani­fe­sto­wa­nia.

Mani­fe­sto­wa­nie nie jest lekar­stwem na wszel­kie cier­pie­nia ani roz­wią­za­niem pro­ble­mów. Podob­nie jak w wypadku innych aktyw­no­ści czło­wieka jest ogra­ni­czone wie­loma czyn­ni­kami, na które nie mamy wpływu, i nie­za­leż­nie od naszych inten­cji to rze­czy­wi­stość ma ostat­nie słowo. Mając to na uwa­dze, wyko­rzy­sta­nie tech­nik mani­fe­sta­cji z dużym praw­do­po­do­bień­stwem pomoże wpro­wa­dzić zmiany, jeśli ist­nieje taka moż­li­wość.

Duże wra­że­nie wywarła na mnie histo­ria jeńca z cza­sów wojny wiet­nam­skiej, który prak­ty­ko­wał postawę „dłu­go­ter­mi­no­wego nie­spe­cy­ficz­nego opty­mi­zmu”. Nie wie­dział, kiedy zosta­nie wyzwo­lony i czy w ogóle to nastąpi, więc uznał, że nie ma wpływu na swoją aktu­alną sytu­ację: próba walki z wro­giem praw­do­po­dob­nie zakoń­czy­łaby się śmier­cią albo utratą chęci do życia z poczu­cia bez­na­dziej­no­ści. Świa­dome prak­ty­ko­wa­nie opty­mi­zmu pozwo­liło mu wytrwać w nadziei na zmianę sytu­acji. Wyko­rzy­stał moc umy­słu, aby zacho­wać wiarę w szanse uwol­nie­nia. To uczy­niło go odpor­niej­szym. Dzięki opty­mi­stycz­nemu nasta­wie­niu po oswo­bo­dze­niu spo­glą­dał z nadzieją w przy­szłość, zamiast roz­pa­mię­ty­wać minione wyda­rze­nia.

Uwa­żam, że mani­fe­sto­wa­nie jest w isto­cie prak­ty­ko­wa­niem dobrego samo­po­czu­cia, zaan­ga­żo­wa­nia w świe­cie i dobrego życia. Dzięki tej prak­tyce kul­ty­wu­jemy dys­po­zy­cyjny opty­mizm3, defi­nio­wany jako ogólna skłon­ność do ocze­ki­wa­nia pomyśl­nych rezul­ta­tów w waż­nych dzie­dzi­nach życia. Bada­nia ujaw­niły impo­nu­jące korzy­ści zdro­wotne wyni­ka­jące z dys­po­zy­cyj­nego opty­mi­zmu: lep­sze funk­cjo­no­wa­nie układu krą­że­nia, przy­spie­szone goje­nie ran, a nawet spo­wol­nie­nie postępu cho­rób. Pod­czas gdy nie­któ­rzy uznają, że jedyną miarą uda­nej mani­fe­sta­cji są kon­kretne rezul­taty, według mnie takie podej­ście jest błę­dem. Praw­dzi­wym darem sys­te­ma­tycz­nego wizu­ali­zo­wa­nia inten­cji jest życie w opty­mi­stycz­nym poczu­ciu, że los działa na naszą korzyść, dzięki czemu sta­jemy się zarówno wraż­liwsi, jak i odpor­niejsi, nie­za­leż­nie od tego, co przy­no­szą zewnętrzne oko­licz­no­ści.

Prak­tyka mani­fe­sta­cji znana jest od tysięcy lat. To, co dzi­siaj koja­rzymy z mani­fe­sta­cją, wywo­dzi się z tra­dy­cyj­nych hin­du­skich świę­tych ksiąg Wedy. W upa­ni­sza­dzie Mun­daka znaj­du­jemy nastę­pu­jące twier­dze­nie: „Jaki świat czło­wiek o czy­stym zro­zu­mie­niu wyobraża sobie w swoim umy­śle, jakie pra­gnie­nia pie­lę­gnuje, ten świat zdo­bywa i pra­gnie­nia urze­czy­wist­nia” (3.2.10)4. Budda podob­nie komen­to­wał potężną moc myśli w kształ­to­wa­niu naszego doświad­cza­nia świata, co wyra­ził w nastę­pu­ją­cych sło­wach: „Do czego zmie­rza mnich w swoim myśle­niu i roz­wa­ża­niach, ku temu skła­nia się jego świa­do­mość”5.

W XIX wieku ruch reli­gijny Nowej Myśli stwo­rzył poję­cie „prawa przy­cią­ga­nia”, czer­piąc z róż­no­rod­nych źró­deł reli­gijnych i filo­zo­ficz­nych, włącz­nie z alche­mią, ame­ry­kań­skim trans­cen­den­ta­li­zmem, chrze­ści­jań­skimi pie­śniami gospel i hin­du­izmem. Istotą tego poglądu jest prze­ko­na­nie, że myśli deter­mi­nują naturę doświad­czeń poja­wia­ją­cych się w życiu jed­nostki: pozy­tywne myśli przy­no­szą pomyślne doświad­cze­nia, a nega­tywne – prze­ciw­nie. Nowa Myśl zain­spi­ro­wała więk­szość opra­co­wań na temat mani­fe­sto­wa­nia z lite­ra­tury popu­lar­nej w kul­tu­rze Zachodu, od Napo­le­ona Hilla Myśl i bogać się, przez Moc pozy­tyw­nego myśle­nia Nor­mana Vin­centa Peale’a (1952), po naj­bar­dziej znany, choć nie naj­lep­szy Sekret Rhondy Byrne.

Poję­cie prawa przy­cią­ga­nia dopro­wa­dziło do nie­for­tun­nego nie­po­ro­zu­mie­nia co do natury mani­fe­sta­cji. Po pierw­sze została sko­ja­rzona z ego­cen­tryczną ewan­ge­lią dobro­bytu, pro­mo­waną przez naszą mate­ria­li­stycz­nie zorien­to­waną kul­turę, która każe wie­rzyć, że bogac­two, miesz­ka­nie w rezy­den­cji i posia­da­nie dro­giej limu­zyny przy­no­szą szczę­ście, więc należy doko­nać nie­zbęd­nych zmian w zacho­wa­niu, aby zre­ali­zo­wać te pra­gnie­nia. Jed­nak naj­bar­dziej szko­dliwe było upo­wszech­nia­nie prze­ko­na­nia, że bole­sne i nie­spra­wie­dliwe doświad­cze­nia, które nas spo­ty­kają, są skut­kiem naszego myśle­nia. Mam nadzieję, że dzięki tej książce przyj­miesz kon­cep­cję mani­fe­sta­cji jako drogi pro­wa­dzą­cej do życia z sen­sem i celem, a final­nie uświa­do­misz sobie, co naprawdę jest ważne.

Mani­fe­sto­wa­nie przez długi czas było ogra­ni­czane do tego samego pseu­do­nau­ko­wego, naszpi­ko­wa­nego fra­ze­sami obszaru New Age co astro­lo­gia, tarot i wiara w moc krysz­ta­łów. Do nie­dawna nie ist­niały moż­li­wo­ści nauko­wego bada­nia pro­ce­sów w mózgu, które urze­czy­wist­niają inten­cje. Zna­czący roz­wój obra­zo­wa­nia umoż­li­wił obser­wo­wa­nie trans­for­ma­cji doko­nu­ją­cych się w ośrod­ko­wym ukła­dzie ner­wo­wym na pozio­mie komór­ko­wym, gene­tycz­nym, a nawet mole­ku­lar­nym. Obec­nie mówimy o mani­fe­sto­wa­niu w uję­ciu kogni­tyw­nej neu­ro­nauki i funk­cji wiel­ko­ska­lo­wych sieci mózgo­wych6. To nam poka­zuje, że mani­fe­sto­wa­nie nie jest pro­gra­mem szyb­kiego boga­ce­nia się ani myl­nie rozu­mia­nym sys­te­mem speł­nia­nia życzeń, lecz prze­ja­wem nad­zwy­czaj­nej zdol­no­ści mózgu do zmiany, samo­le­cze­nia i prze­twa­rza­nia samego sie­bie, zna­nej jako neu­ro­pla­stycz­ność.

Neu­ro­pla­stycz­ność to ogólny ter­min okre­śla­jący trwa­jącą całe życie zdol­ność mózgu do mody­fi­ka­cji, zmiany oraz przy­sto­so­wy­wa­nia struk­tury i funk­cji pod wpły­wem doświad­cze­nia, ale rów­nież poprzez powta­rza­nie i inten­cję, co umoż­li­wia two­rze­nie nowych połą­czeń i eli­mi­no­wa­nie tych nie­efek­tyw­nych, które już nam nie służą. Poprzez ukie­run­ko­wa­nie uwagi jeste­śmy w sta­nie fak­tycz­nie zmie­niać nasze mózgi, wytwa­rza­jąc wię­cej sub­stan­cji sza­rej w obsza­rach odpo­wia­da­ją­cych za ucze­nie się, dzia­ła­nie i pozwa­la­ją­cych na mani­fe­sto­wa­nie. Adap­tu­jąc się, mózg wpro­wa­dza zmiany, które mogą rady­kal­nie i pozy­tyw­nie wpły­wać na wszystko – od cho­roby Par­kin­sona po prze­wle­kłe bóle i nad­po­bu­dli­wość psy­cho­ru­chową z zabu­rze­niami uwagi (ADHD). To dzięki neu­ro­pla­stycz­no­ści zmie­niamy mózg za pomocą inten­cji i prak­ty­ko­wa­nia mani­fe­sto­wa­nia naszej wizji rze­czy­wi­sto­ści.

Zasad­ni­czo mani­fe­sto­wa­nie jest pro­ce­sem inten­cjo­nal­nego wbu­do­wy­wa­nia do pod­świa­do­mo­ści myśli i wyobra­żeń o upra­gnio­nym życiu. Wszy­scy mani­fe­stu­jemy zamiary, a że nie mamy wie­dzy ani żad­nego prze­szko­le­nia, rezul­taty bywają przy­pad­kowe, nie­ja­sne i nie­ści­słe. Chcąc świa­do­mie mani­fe­sto­wać, trzeba się nauczyć, jak prze­jąć moc uwagi i nią kie­ro­wać, oraz zro­zu­mieć mecha­ni­zmy fizjo­lo­giczne, które pozwa­lają ukie­run­ko­wać uwagę oraz poznać prze­szkody i błędne prze­ko­na­nia ogra­ni­cza­jące moż­li­wo­ści w tym zakre­sie. Upra­gniony cel, na który świa­do­mie kie­ru­jemy uwagę, staje się ważny dla mózgu. Wbu­do­wa­nie celu doko­nuje się za pomocą pro­cesu tago­wa­nia war­to­ści7, czyli spo­sobu podej­mo­wa­nia przez mózg decy­zji o tym, co jest istotne i warte zapi­sa­nia w naj­głęb­szych struk­tu­rach pod­świa­do­mo­ści. Kiedy wizu­ali­zu­jemy, wzbu­dzamy silne pozy­tywne emo­cje, a one są dla sys­temu selek­tyw­nej uwagi sygna­łem, aby ota­go­wać upra­gniony cel jako bar­dzo istotny i powią­zać go z sys­te­mem nagrody. Wizu­ali­za­cja jest sku­teczna, ponie­waż mózg, o dziwo, nie odróż­nia fizycz­nie prze­ży­wa­nej rze­czy­wi­sto­ści od tej inten­syw­nie wyobra­żo­nej.

Gdy cel zosta­nie osa­dzony w pod­świa­do­mo­ści, mózg pra­cuje jak pies myśliw­ski, szu­ka­jąc oka­zji do jego reali­za­cji i anga­żu­jąc w to wyszu­ki­wa­nie pełną moc świa­do­mego i nieświa­do­mego umy­słu. Kiedy oka­zja się pojawi, dostrze­gamy ją i reagu­jemy, podej­mu­jąc nie­zbędne dzia­ła­nia zbli­ża­jące nas do celu. Powta­rzamy pro­ce­durę wbu­do­wy­wa­nia zamie­rzeń wie­lo­krot­nie. Po wyko­rzy­sta­niu wszyst­kich spo­so­bów mani­fe­sto­wa­nia celu przyj­mu­jemy, że to wszystko, co można zro­bić, i nie przy­wią­zu­jemy się do wyniku. Mani­fe­sta­cja kie­ruje się wła­snym har­mo­no­gra­mem, który może, choć nie musi być zgodny z naszym. W rze­czy­wi­sto­ści nie wszyst­kie nasze cele będą się mani­fe­sto­wać, ist­nieje wiele powo­dów, dla­czego tak się dzieje, nie­ko­niecz­nie oczy­wi­stych w danym momen­cie.

W mojej pierw­szej książce Mózg i serce – magiczny duet opi­sa­łem histo­rię donio­słego spo­tka­nia, które przy­da­rzyło mi się w dzie­ciń­stwie i na zawsze odmie­niło moje życie. Dora­sta­jąc w regio­nie High Desert w Kali­for­nii, zazna­łem biedy; zaklesz­czony w bole­snej sytu­acji rodzin­nej byłem prze­ko­nany, że w wyniku jakiejś klą­twy moje życie jest bez­war­to­ściowe i zdane na łaskę oko­licz­no­ści. Pew­nego let­niego dnia, gdy moi rodzice wdali się w kłót­nię, wsia­dłem na rower i poje­cha­łem jak naj­szyb­ciej i jak naj­da­lej od domu. Cały pokryty kurzem tra­fi­łem do sklepu z arty­ku­łami dla ilu­zjo­ni­stów, gdzie sie­działa miła kobieta o imie­niu Ruth. Miała na sobie luźną, kolo­rową sukienkę i spoj­rzała na mnie znad czy­ta­nej książki. Nosiła oku­lary z łań­cusz­kiem oka­la­ją­cym jej szyję. Przy­wi­tała mnie nad­zwy­czaj pro­mien­nym uśmie­chem, któ­rego natu­ral­ność spra­wiła, że poczu­łem się dobrze, czu­łem, że jestem tu bez­pieczny. Wyja­śniła mi, że sklep jest wła­sno­ścią jej syna, a ona nie ma poję­cia o magii. Po dwu­dzie­sto­mi­nu­to­wej roz­mo­wie stwier­dziła, że zamie­rza spę­dzić w mie­ście sześć tygo­dni tego lata, i zapro­po­no­wała, że jeśli będę codzien­nie przy­cho­dził do sklepu, nauczy mnie innej magii. Przez sześć tygo­dni kar­miła mnie cia­stecz­kami z cze­ko­ladą i wpro­wa­dzała w taj­niki „praw­dzi­wej magii”, jak nazy­wała metody, za pomocą któ­rych mogłem odprę­żyć ciało, ujarz­mić myśli, otwo­rzyć serce oraz spre­cy­zo­wać i zwi­zu­ali­zo­wać moje zamiary. Na zaple­czu magicz­nego sklepu spę­dzi­łem wiele godzin na wło­cha­tym, brą­zo­wym dywa­nie, naprze­ciwko Ruth sie­dzą­cej na meta­lo­wym krze­śle – ten szczę­śliwy czas był pierw­szym moim kon­tak­tem z neu­ro­pla­stycz­no­ścią. Życz­li­wość i uwaga Ruth prze­pro­gra­mo­wały mój mózg.

Pomimo mojej począt­ko­wej nie­pew­no­ści, zmie­sza­nia i obaw Ruth nauczyła mnie dystan­so­wa­nia się od swo­ich myśli na tyle, abym zoba­czył, że są to po pro­stu myśli, które prze­pły­wają jedna po dru­giej przez mój umysł i zni­kają. Na początku reago­wa­łem lękiem lub agre­sją na prze­ra­ża­jący głos i kata­stro­ficzne obrazy poja­wia­jące się w mojej gło­wie, ale dowie­dzia­łem się, że nega­tywne myśli mogę zastą­pić pozy­tyw­nymi, akcep­tu­ją­cymi. Mogę odrzu­cić głos mówiący: „Tacy jak ty ni­gdy niczego nie osią­gną” i zastą­pić go gło­sem osoby, jaką chcia­łem być, wio­dą­cej takie życie, o jakim marzy­łem. Odkry­łem, że mam mózg, który można zmie­nić, stwo­rzyć nowe ścieżki pro­wa­dzące do uzdro­wie­nia poprzez powta­rza­nie inten­cji. Dzięki pomocy Ruth odkry­łem w sobie wewnętrzną siłę.

Wów­czas jesz­cze nie rozu­mia­łem, że to, czego mnie nauczyła Ruth, dzi­siaj nazwa­li­by­śmy mani­fe­sto­wa­niem. Była w niej swo­ista magia i to, co mi prze­ka­zała, też było magiczne. Jej prak­tyczne rady pomo­gły mi poznać siłę ludz­kiego mózgu i serca, na długo zanim zosta­łem neu­ro­chi­rur­giem. Pod­nie­siony na duchu dzięki życz­li­wo­ści i tro­sce Ruth dałem się pochło­nąć wizjom upra­gnio­nej przy­szło­ści, to był pierw­szy krok do mani­fe­sto­wa­nia w rze­czy­wi­stość życia, o jakim marzy­łem. Od wska­zó­wek wzię­tych z zewnętrz­nego świata prze­sze­dłem do wybo­rów zro­dzo­nych w trak­cie intym­nego dia­logu wewnętrz­nego, który pro­wa­dzi­łem ze sobą każ­dego dnia.

To była ciężka praca i czę­sto mia­łem ochotę się pod­dać. Pamię­tam, że kiedy się iry­to­wa­łem, Ruth mówiła: „Cier­pli­wo­ści, Jim, cier­pli­wo­ści. Musisz być cier­pliwy. Prze­kształ­ca­nie mózgu wymaga czasu”.

Nie­ła­two być wytrwa­łym, zwłasz­cza że nie wie­dzia­łem dokład­nie, co się dzieje i co będzie potem. Jed­nak wyćwi­czy­łem w sobie cier­pli­wość i nauczy­łem się, jak być obec­nym i słu­chać. A raczej myśla­łem wów­czas, że umiem słu­chać.

Życz­li­wość, uwaga i cier­pli­wość Ruth zmie­niły bieg mojego życia, a lek­cje, któ­rych mi udzie­liła, stały się fun­da­men­tem wszyst­kiego, co udało mi się w życiu osią­gnąć. Wyko­rzy­stu­jąc prak­tyki Ruth, wyje­cha­łem z rodzin­nego mia­sta w High Desert do col­lege’u, potem na stu­dia medyczne, po któ­rych zro­bi­łem spe­cja­li­za­cję z neu­ro­chi­rur­gii i osta­tecz­nie sta­łem się odno­szą­cym suk­cesy przed­się­biorcą w branży medycz­nej. Jed­nak gdzieś po dro­dze stra­ci­łem kon­takt z wła­snym ser­cem i drogo za to zapła­ci­łem – nie tylko finan­sowo, naj­bar­dziej ucier­piały moje oso­bi­ste rela­cje z ludźmi.

Ruth nie­zmien­nie pod­kre­ślała, jak ważne jest otwar­cie serca. Nie­za­leż­nie od tego, do czego dąży­łem, jak wznio­sły cel pra­gną­łem osią­gnąć, zawsze prze­kie­ro­wy­wała mój umysł ku ser­decz­nej więzi z samym sobą i z innymi. Przy­gnę­biało mnie to, że magia obecna w każ­dym czło­wieku tak czę­sto jest nie­ro­zu­miana, komer­cja­li­zo­wana lub przed­sta­wiana jako coś, do czego tylko wybrani mają dostęp. Pod­czas gdy w naszej kul­tu­rze powszechne jest trak­to­wa­nie mani­fe­sto­wa­nia jako spo­sobu na zdo­by­cie majątku i dobro­bytu, dostęp­nego tylko nie­licz­nym szczę­śliw­com, dla mnie jest codzienną prak­tyką dobro­stanu pro­mu­ją­cego pomyślny roz­wój, peł­nię i otwarte zaan­ga­żo­wa­nie w sprawy ota­cza­ją­cego świata. Pod­czas gdy tak zwana ewan­ge­lia dobro­bytu prze­ko­nuje, że głów­nym moto­rem mani­fe­sto­wa­nia jest pra­gnie­nie, moją misją jest prze­ka­za­nie, że w rze­czy­wi­sto­ści jest nim nasza zdol­ność ukie­run­ko­wy­wa­nia uwagi.

Kiedy pisa­łem książkę Mózg i serce, nie mia­łem poję­cia, że zyska tak sze­roki oddźwięk. Nie spo­dzie­wa­łem się, że zain­spi­ruje naj­po­pu­lar­niej­szy zespół k-popowy BTS do nagra­nia trze­ciego albumu Love Your­self: Tear. Nie ocze­ki­wa­łem, że pod wpły­wem książki powsta­nie pio­senka Magic Shop, że będę roz­ma­wiał na temat adap­ta­cji fil­mo­wej mojej opo­wie­ści z akto­rem Jonem Ham­mem ani tego, że zain­spi­ruję szes­na­sto­latkę do stwo­rze­nia apli­ka­cji na tele­fon opar­tej na mojej kon­cep­cji alfa­betu serca8. Wie­rzy­łem szcze­rze, że nie­za­leż­nie od liczby sprze­da­nych egzem­pla­rzy książki, jeśli dzięki niej zmieni się na lep­sze życie choćby jed­nej osoby, to już będzie wystar­cza­jąca korzyść. Po wyda­niu książki otrzy­ma­łem tysiące wia­do­mo­ści od czy­tel­ni­ków. Do dziś co mie­siąc odbie­ram dwie­ście do trzy­stu maili. Dostaję też listy pisane odręcz­nie na kart­kach wyrwa­nych z żół­tych blo­ków1 albo wyka­li­gra­fo­wane na pięk­nym papie­rze czer­pa­nym, wysy­łane z Japo­nii, Rumu­nii, Afryki Sub­sa­ha­ryj­skiej i z sąsied­niej Pół­noc­nej Kali­for­nii. Dzięki tak ser­decz­nemu odze­wowi na moją histo­rię uwie­rzy­łem w to, że nie jeste­śmy sami nawet w chwi­lach naj­głęb­szej bez­na­dziei, roz­pa­czy i lęku. Każdy ma jakieś rany, a jeśli tylko potra­fimy szcze­rze o nich roz­ma­wiać, budu­jemy głę­bo­kie więzi.

Wsłu­chu­jąc się w reak­cje czy­tel­ni­ków na moją książkę, zauwa­ży­łem, że znaczną część wia­do­mo­ści otrzy­ma­łem od osób cier­pią­cych i poszu­ku­ją­cych w sobie mocy, dzięki któ­rej będą w sta­nie ule­czyć rany i popra­wić sytu­ację życiową. Warunki, w jakich żyją ci ludzie, bar­dzo się róż­nią, lecz tęsk­noty są ude­rza­jąco podobne. Potrze­bują kon­kret­nej wie­dzy o tym, jak działa wizu­ali­za­cja, aby mani­fe­sto­wać swoje marze­nia. Książka Mózg i serce przed­sta­wia moją oso­bi­stą drogę mani­fe­sto­wa­nia od ubó­stwa do dobro­bytu i powrotu do współ­czu­cia – istoty tego, czego uczyła mnie Ruth. To histo­ria jed­nego czło­wieka, z jej nie­po­wta­rzal­nymi wzlo­tami i upad­kami, atu­tami i kom­pli­ka­cjami.

Magia umy­słu jest poświę­cona two­jej podróży. Chcę ci poka­zać, jak można wyko­rzy­stać poten­cjał mózgu, aby reali­zo­wać zamiary, szcze­gó­łowo wyja­śnię też, jak wygląda mecha­nizm dzia­ła­nia z per­spek­tywy neu­ro­nauki. Prze­pro­wa­dzę cię przez sześć kro­ków, które mnie i wielu innym oso­bom umoż­li­wiły mani­fe­sto­wa­nie inten­cji. Są one wyni­kiem moich wie­lo­let­nich badań nad umy­słem z per­spek­tywy neu­ro­nau­kowca oraz osoby prak­ty­ku­ją­cej medy­ta­cję. W tych sze­ściu kro­kach zawie­rają się wszyst­kie aspekty pro­cesu mani­fe­sto­wa­nia: uzy­ska­nie mocy sku­pia­nia umy­słu, pre­cy­zyjne okre­śle­nie tego, na czym nam naprawdę zależy, usu­nię­cie ist­nie­ją­cych w umy­śle prze­szkód, osa­dze­nie inten­cji w pod­świa­do­mo­ści, zaan­ga­żo­wane dąże­nie do celu oraz wyzby­cie się przy­wią­za­nia do wyniku. Ponadto przed­sta­wię różne histo­rie mani­fe­sto­wa­nia, w nadziei, że zain­spi­rują cię, byś zaczął żyć i pisać wła­sną opo­wieść.

Jesz­cze kilka lat temu nie­moż­liwe było szcze­gó­łowe przed­sta­wie­nie mecha­ni­zmów dzia­ła­nia mani­fe­sta­cji, ponie­waż są one naj­now­szym odkry­ciem neu­ro­nauki. Teraz można się odciąć od pseu­do­nauki i misty­cy­zmu i wska­zać kon­kretne mecha­ni­zmy dzia­ła­nia układu ner­wo­wego, na któ­rych opie­rają się relak­sa­cja, zdy­stan­so­wa­nie, współ­czu­cie i wizu­ali­za­cja – nauki ode­brane od Ruth. Wie­rzę, że zro­zu­miałe przed­sta­wie­nie pod­staw nauko­wych mani­fe­sto­wa­nia wzbu­dzi w czy­tel­ni­kach zaufa­nie do prak­tyki i pozwoli ją wyko­rzy­stać w celu samo­le­cze­nia, wpro­wa­dza­nia zmian we wła­snym życiu i zro­zu­mie­nia, jaką moc zmie­nia­nia świata posia­dają.

Prze­ciw­nie niż mogłoby się wyda­wać, czy­ta­jąc Sekret, mani­fe­sto­wa­nie nie doty­czy tylko nie­licz­nych ani nie jest kon­tro­lo­wane przez tajemne sto­wa­rzy­sze­nie jed­no­pro­cen­tow­ców. Mani­fe­sto­wa­nie jest bez­wa­run­kowo ega­li­tarną prak­tyką, dostępną dla każ­dego, kto zdo­bę­dzie się na to, aby wyjść poza swoje bez­po­śred­nie fizyczne, men­talne i emo­cjo­nalne uwa­run­ko­wa­nia. W kon­se­kwen­cji przed­sta­wi­łem tutaj histo­rie bar­dzo róż­nych osób: od ambit­nych stu­den­tów medy­cyny i neu­ro­aty­po­wych nasto­lat­ków, przez poli­ne­zyj­skich mistrzów nawi­ga­cji po hol­ly­wo­odz­kie super­gwiazdy – oni wszy­scy mani­fe­stują swoje inten­cje, sto­su­jąc reguły zgodne z obecną wie­dzą z dzie­dziny neu­ro­nauki.

Mam też nadzieję, że mówiąc otwar­cie o wła­snych błę­dach, ustrzegę czy­tel­ni­ków przed ich popeł­nie­niem, zwłasz­cza gdy cho­dzi o decy­zję, czego naprawdę warto pra­gnąć, co daje praw­dziwe szczę­ście.

Zanim zaczniemy, jesz­cze ostat­nie słowo. W książce zamie­ści­łem ćwi­cze­nia, które pomogą ci dokład­nie okre­ślić, w jakim miej­scu znaj­du­jesz się obec­nie, i pójść naprzód, tam, gdzie chcesz być. Są logicz­nie powią­zane z pre­zen­to­wa­nymi wyja­śnie­niami. Nie­za­leż­nie od tego, z myślą o czy­tel­ni­kach, któ­rzy potrze­bują bar­dziej ustruk­tu­ry­zo­wa­nego planu, w ostat­nim roz­dziale połą­czy­łem wszyst­kie etapy prak­tyki, two­rząc sze­ścio­ty­go­dniowy pro­gram.

Bloki z żół­tymi, linio­wa­nymi kart­kami zapro­jek­to­wane dla ludzi, któ­rzy robią dużo odręcz­nych nota­tek, żółty kolor nie męczy wzroku tak jak biały (przyp. tłum.). [wróć]

Rozdział 1

Ze szczątków

Co manifestuję obecnie?

Zna­jo­mość rze­czy­wi­stych uwa­run­ko­wań naszego życia jest źró­dłem, z któ­rego musimy czer­pać siłę do życia i moty­wa­cję do dzia­ła­nia9.

– Simone de Beau­voir

Może jesz­cze nie wiesz lub w to nie wie­rzysz, ale już mani­fe­stu­jesz swoje życie. Rzecz w tym, czy takie życie cię zado­wala.

Był rok 2000; wła­śnie roz­po­czął się inter­ne­towy boom. Pew­nego ranka obu­dzi­łem się jako posia­dacz 78 milio­nów dola­rów, willi we Flo­ren­cji, dworku w stylu Cape Cod o powierzchni 700 metrów kwa­dra­to­wych, poło­żo­nego na skar­pie z wido­kiem na New­port Bay, oraz fer­rari, porsche, mer­ce­desa, bmw i range rovera, zapar­ko­wa­nych w moim wie­lo­sta­no­wi­sko­wym garażu. Wła­śnie wpła­ci­łem zaliczkę na zakup wyspy o powierzchni ponad 2,6 tysiąca hek­ta­rów w Nowej Zelan­dii. Mojej wła­snej wyspy zapew­nia­ją­cej cał­ko­witą pry­wat­ność, wyspy z czte­rema domami i pla­żami nad inten­syw­nie tur­ku­sową wodą. Byłem prze­ko­nany, że ubó­stwo cza­sów dzie­ciń­stwa pozo­stało daleko za mną.

Wyda­wało się, że wszystko, czego pra­gną­łem i na co pra­co­wa­łem, zma­te­ria­li­zo­wało się. Jed­nak, jak wielu innych, któ­rzy wie­rzyli w nie­ogra­ni­czone moż­li­wo­ści ofe­ro­wane przez Dolinę Krze­mową, odkry­łem, że całe moje bogac­two znik­nęło w ciągu sze­ściu tygo­dni. Nagle oprzy­tom­nia­łem, jakby mnie ktoś wybu­dził z sen­nego kosz­maru, a każdy kolejny dzień przy­no­sił coraz gor­sze wie­ści.

Poży­czy­łem 15 milio­nów w banku Krze­mo­wej Doliny z zabez­pie­cze­niem w postaci akcji firmy z branży tech­no­lo­gii medycz­nej. Od kilku mie­sięcy nie kon­tak­to­wa­łem się z doradcą ban­ko­wym, ale kiedy pew­nego ranka komórka zadzwo­niła po raz tysięczny, wie­dzia­łem, że nie­unik­nione nade­szło i nie ma ucieczki.

– Halo?

– Jak się masz, Jim? – usły­sza­łem pozor­nie pogodny głos ban­kowca.

Wie­dział, co odpo­wiem. Obser­wo­wał kry­zys firm inter­ne­to­wych i dobrze wie­dział, że moje zabez­pie­cze­nie jest warte pra­wie tyle co nic. Powie­dział mi tylko to, co już wie­działem.

– Jim, jesteś spłu­kany i zadłu­żony, chyba że masz inne aktywa, o któ­rych nie wiem. – I po chwili zapy­tał: – Co w tej sytu­acji zro­bimy?

– Sprze­daj wszystko – odpo­wie­dzia­łem bez namy­słu.

– Wygląda na to, że nie masz wyboru. Poroz­ma­wiamy za kilka tygo­dni, kiedy się prze­ko­namy, jak się roz­wija sytu­acja.

Wkrótce musia­łem sprze­dać willę we Flo­ren­cji, anu­lo­wać zakup „mojej” wyspy w Nowej Zelan­dii, sprze­dać wszyst­kie samo­chody, pozo­sta­wia­jąc tylko jeden, i wysta­wić na sprze­daż rezy­den­cję nad zatoką New­port. Wtedy nikt w niej nie miesz­kał. Byłem w sepa­ra­cji z żoną, córka wyje­chała do col­lege’u, a ja miesz­kałem w Doli­nie Krze­mo­wej, gdzie byłem dyrek­to­rem firmy z branży tech­no­lo­gii medycz­nej, którą zało­żył mój przy­ja­ciel. Nie­chęt­nie wró­ci­łem do pustego domu, aby go przy­go­to­wać do sprze­daży, i tam dopa­dły mnie bole­sne dowody na to, że wszyst­kie moje marze­nia speł­zły na niczym. Zbli­ża­jąc się do domu, widzia­łem ogród, który z wiel­kim entu­zja­zmem i tro­ską pie­lę­gno­wała kie­dyś moja żona. Teraz rośliny zwię­dły i obumarły. Pożół­kłe aza­lie i zwię­dłe kame­lie zdra­dzały brak zain­te­re­so­wa­nia ze strony ogrod­nika, który obie­cy­wał, że do niego zaj­rzy. Dom wyglą­dał jak opusz­czony.

Jed­nak naj­bar­dziej bole­sna była nie­obec­ność jed­nej osoby. Ze ścian w poko­jach ster­czały gwoź­dzie i haczyki, ale nie było obra­zów. Wyjeż­dża­jąc, moja żona zabrała wszyst­kie rodzinne zdję­cia, a wraz z nimi wspo­mnie­nie, że kie­dyś tu miesz­kała rodzina. W pokoju dzien­nym nad komin­kiem odci­nał się jasny pro­sto­kąt i pusty hak, ślady po cen­nej bota­nicz­nej gra­fice bawar­skiego mistrza Basi­liusa Beslera przed­sta­wia­ją­cej irysy z kłą­czami. Wyszpe­ra­li­śmy ją w anty­kwa­ria­cie we Flo­ren­cji pod­czas jed­nej z naszych „łowiec­kich” podróży.

To były szczę­śliwe czasy. W tym samym miej­scu zna­leź­li­śmy stare, szes­na­sto- i sie­dem­na­sto­wieczne mapy, które nam się bar­dzo spodo­bały, więc je kupi­łem. Pamię­tam uczu­cie szczę­ścia, że spra­wi­łem jej radość. Pamię­tam lot w pierw­szej kla­sie i pobyt w pię­cio­gwiazd­ko­wym hotelu. I spoj­rze­nie żony, kiedy powie­działa: „Dzię­kuję”.

Jakże inne były te odle­głe wspo­mnie­nia od peł­nej urazy ciszy, jaka mię­dzy nami zale­gła, kiedy coraz bar­dziej się od sie­bie odda­la­li­śmy. Wzdry­ga­łem się na wspo­mnie­nie bole­snego braku intym­no­ści pod koniec, kiedy dodat­kowe dyżury i dłu­gie godziny pracy sta­no­wiły dobrą wymówkę, aby nie podej­mo­wać prób napra­wie­nia utra­co­nych więzi, i słowa żony: „Już cię nie znam”.

Wsze­dłem do pokoju córki, w któ­rym stały jesz­cze meble, usia­dłem na łóżku i pomy­śla­łem o niej, o tym, jak wiele naszych wspo­mnień wiąże się z tym domem. Pamię­ta­łem też słowa, które wypo­wie­działa, wyjeż­dża­jąc: „Nie będę tęsk­nić za tym miej­scem”. Z początku nie zro­zu­mia­łem, co miała na myśli, ale póź­niej sobie uświa­do­mi­łem, że jej uczu­cia były skut­kiem tego, co działo się pomię­dzy mną i jej matką. W jakiś spo­sób odda­li­łem się od wła­snego życia. Nawet wtedy, kiedy prze­by­wa­łem z rodziną, mój umysł był gdzie indziej: szar­pany bole­snymi lub ide­ali­zo­wa­nymi wspo­mnie­niami albo wybie­ga­jący w przy­szłość ku kolej­nej ope­ra­cji, ku następ­nemu suk­ce­sowi finan­so­wemu, ku tym wspa­nia­łym chwi­lom, które nadejdą, kiedy wresz­cie będę miał dosta­tecz­nie dużo, aby czuć, że w końcu jest okej. Rów­no­cze­śnie zapo­mnia­łem cie­szyć się tym, co mam, i pie­lę­gno­wać więzi z naj­bliż­szymi oso­bami w moim życiu.

Gdy sze­dłem przez główny i dalej przez kame­ralny salon, w myślach wyświe­tlały mi się slajdy z życia, któ­rego już nie było. Miną­łem mój gabi­net z wiel­kim, gra­na­to­wym fote­lem zdo­bio­nym mosięż­nymi ćwie­kami, gdzie popi­ja­łem porto i pali­łem z przy­ja­ciółmi cygara ze szka­tułki, którą naby­łem na aukcji na rzecz Big Bro­thers Big Sisters of Ame­rica. Na tabliczce wygra­we­ro­wano moje nazwi­sko. Czu­łem się ważny, kiedy sia­da­łem w tym fotelu i spo­glą­da­łem na tabliczkę, wyj­mu­jąc cygaro. Usia­dłem i prze­su­ną­łem po niej pal­cami. Nie czu­łem się ważny ani mocny. Czu­łem się mały.

Teraz, kiedy byłem sam, dom wyda­wał się śmieszny i pre­ten­sjo­nalny. Pokoje były zbyt duże i nadęte, wypeł­nione gorą­cym powie­trzem, pełne niczego. Przy­po­mi­na­łem minia­tu­ro­wego czło­wieczka błą­ka­ją­cego się po wiel­kim domku dla lalek z mnó­stwem nie­po­trzeb­nych sprzę­tów. Meble spra­wiały wra­że­nie dziw­nie nie­ma­te­rial­nych. Z głębi mojego jeste­stwa wypły­nęło zmy­słowe wspo­mnie­nie dzie­ciń­stwa. Bieda jest para­dok­salna: z jed­nej strony przy­tła­cza­jąca swoim cię­ża­rem, a z dru­giej nazna­czona dziwną lek­ko­ścią, jakby wszystko miało zaraz ule­cieć.

Wło­ży­łem dużo wysiłku, by stwo­rzyć rodzinę opartą na moc­nych fun­da­men­tach, ponie­waż ta, w któ­rej się uro­dzi­łem, tak czę­sto była pozba­wiona opar­cia. Nic bar­dziej mnie nie upo­ko­rzyło ani nie poni­żyło niż eks­mi­sja z miesz­ka­nia. Zastępca sze­ryfa sto­jący przed naszymi drzwiami z naka­zem wypro­wadzki w ręku. Nasze rze­czy na chod­niku. Sąsie­dzi obser­wu­jący to wszystko z zacie­ka­wie­niem lub współ­czu­ciem. I moje myśli: „Mam nadzieję, że mama znaj­dzie dla nas jakiś noc­leg”. Pamię­tam, jak sie­dzie­li­śmy z mamą na kana­pie przy kra­węż­niku, a obok cały nasz doby­tek. Sio­stra wypro­wa­dziła się wcze­śniej, brata nie było w domu. Zawsze w takich momen­tach wycho­dził, może chciał unik­nąć zakło­po­ta­nia i zawsty­dze­nia wobec gapiów z sąsiedz­twa.

Mama oto­czyła mnie ramie­niem i powie­działa: „W porządku, synu. Będzie dobrze. Znaj­dziemy jakieś lokum”.

Będąc dziec­kiem, pod nie­obec­ność star­szego brata zakra­da­łem się do jego pokoju i prze­glą­da­łem stare egzem­pla­rze „Archi­tec­tu­ral Digest”, które wyszu­ka­łem w sto­sie gro­ma­dzo­nych przez niego ksią­żek i cza­so­pism, by czer­pać arty­styczne inspi­ra­cje. Mój brat był nie­zwy­kłym arty­stą, zawsze znaj­do­wał skarby pobu­dza­jące jego kre­atyw­ność. Oglą­da­łem domy, które robiły na mnie wra­że­nie wyjąt­kową przy­tul­no­ścią albo eks­cen­trycz­no­ścią – z tara­sem na dachu zwró­co­nym ku morzu lub wiel­kim komin­kiem zapew­nia­ją­cym cie­pło pod­czas rodzin­nych spo­tkań. Po kry­jomu wydzie­ra­łem kartki i dołą­cza­łem do mojej kolek­cji gro­ma­dzo­nej w zie­lo­nej tek­tu­ro­wej teczce, którą trzy­ma­łem w szu­fla­dzie ze skar­pet­kami. Były to cza­so­pisma z lat sześć­dzie­sią­tych i wcze­snych sie­dem­dzie­sią­tych XX wieku i ta wizja per­fek­cyj­nej ame­ry­kań­skiej rodziny nie­po­dziel­nie zawład­nęła moją dzie­cięcą wyobraź­nią. Przez lata zgro­ma­dzi­łem pokaźne archi­wum detali archi­tek­to­nicz­nych, więc kiedy Ruth pole­ciła, abym sobie wyobra­ził mój wyma­rzony dom, mogłem czer­pać obrazy z mojej kolek­cji.

Stwo­rzy­łem w wyobraźni obraz samego sie­bie sto­ją­cego na bal­ko­nie dworku w stylu Cape Cod i obser­wu­ją­cego ciem­no­nie­bie­skie fale na otwar­tym morzu. Ten obraz powra­cał do mnie co noc – czu­łem na policz­kach powiew mor­skiej bryzy i smak soli na języku, wpa­try­wa­łem się we wzbu­rzone wody przy­pływu. Doświad­cze­nie było tak żywe, odczu­wane wszyst­kimi zmy­słami, że kiedy naprawdę sta­ną­łem na gór­nym tara­sie mojej willi z wido­kiem na New­port Bay, nie byłem zasko­czony nowo­ścią. A ści­ślej: mój mózg się już przy­zwy­czaił i odbie­rał tę sytu­ację jako dobrze znaną i kom­for­tową.

Pod­czas tych poran­ków i bez­sen­nych nocy, kiedy prak­ty­ko­wa­łem wizu­ali­za­cję i medy­ta­cję, zapro­gra­mo­wa­łem swój mózg tak, by marze­nia dawały mi poczu­cie kom­fortu. To jeden z para­dok­sów mani­fe­sto­wa­nia: na długo przed zaku­pem rezy­den­cji wyobra­że­nie gór­nego tarasu i powiewu wia­tru prze­kształ­ciły się z nie­wia­ry­god­nej fan­ta­zji w nama­calną rze­czy­wi­stość. Zanim wysze­dłem na taras w real­nym życiu, mój mózg już wcze­śniej ocze­ki­wał mnie tam. Jego ocze­ki­wa­nia i towa­rzy­sząca im stała kon­cen­tra­cja pod­świa­do­mo­ści na tej wizji spra­wiły, że rezy­den­cja stała się samo­speł­nia­ją­cym pro­roc­twem.

Przy­bity snu­ciem się po domu, usia­dłem na szczy­cie scho­dów w samym jego sercu, opar­łem głowę na rękach i zasta­na­wia­łem się, co mam dalej robić. Wzru­szy­łem ramio­nami, czu­jąc urazę do żony o to, że pozo­sta­wiła za sobą pustkę i wszyst­kie bole­sne i trudne zada­nia, które teraz spa­dły na mnie. Gar­dło ści­skała tęsk­nota za córką, która wyje­chała do col­lege’u. Zaci­ska­łem szczęki z wście­kło­ści na sie­bie za cały ten bała­gan, który sam sobie zafun­do­wa­łem.

Myśli kłę­biły się w mojej gło­wie, prze­ska­ku­jąc od spraw do zała­twie­nia do gorz­kiej obawy o przy­szłość. Ale osta­tecz­nie w umy­śle dźwię­czało jedno pyta­nie: „Co prze­oczy­łem?”. Czu­łem się tak, jakby pacjent będący pod moją opieką umarł, cho­ciaż bar­dzo skru­pu­lat­nie zapla­no­wa­łem lecze­nie. Wszystko zro­bi­łem dobrze, zdo­by­łem to, co chcia­łem, ale ponio­słem porażkę. Suk­ces, który osią­gną­łem, powi­nien być wznio­słym doświad­cze­niem, a ja czu­łem się tak, jak­bym zna­lazł się na dnie.

Odpo­wiedź poja­wiła się pod­czas ukła­da­nia listy cze­ka­ją­cych mnie zadań. Kiedy się z tym upo­ra­łem, zna­la­złem w gar­de­ro­bie kilka kar­to­nów ze sta­rymi rze­czami. Prze­glą­da­łem pudło z książ­kami i nagle mój wzrok padł na coś o wiele cen­niej­szego: pudełko po cyga­rach, w któ­rym trzy­ma­łem swoje skarby, kiedy byłem dwu­na­sto­let­nim chłop­cem. Nie zaglą­da­łem do niego od cza­sów col­lege’u. Usia­dłem na pod­ło­dze, poło­ży­łem je na kola­nach i zdją­łem wieczko. Poczu­łem sub­telny zapach minio­nych cza­sów. W środku znaj­do­wał się pier­ścień z rżnię­tym rubi­nem z Lan­ca­ster High School, pomarsz­czona pla­sti­kowa nakładka na kciuk słu­żąca do sztu­czek pre­sti­di­gi­ta­tor­skich ze zni­ka­ją­cym papie­ro­sem lub chustką i rzecz naj­cen­niej­sza: pod­nisz­czony zeszyt w czarno-bia­łej okładce zawie­ra­jący zapi­ski z cza­sów przy­jaźni z Ruth.

W środku była moja lista życzeń.

Iść do col­lege’u.

Zostać leka­rzem.

Mieć milion dola­rów.

Mieć rolexa.

Mieć porsche.

Miesz­kać w rezy­den­cji.

Mieć swoją wyspę.

Osią­gnąć suk­ces.

Zna­la­złem tam rów­nież zapi­sane chło­pię­cym pismem zda­nia, w któ­rych roz­po­zna­łem okru­chy mądro­ści Ruth:

Kom­pas serca. To, czego pra­gniesz, nie zawsze jest tym, czego potrze­bu­jesz.

Ludzie, któ­rzy ranią innych, czę­sto sami są naj­bar­dziej zra­nieni.

Spoj­rza­łem na pudełko po cyga­rach, w któ­rym trzy­ma­łem moje skarby. Serce mi się ści­snęło, kiedy zda­łem sobie sprawę, że pomimo wielu zgro­ma­dzo­nych rze­czy, wszystko, co kie­dy­kol­wiek naprawdę posia­da­łem, mie­ściło się w tym nie­wiel­kim, trzy­dzie­sto­cen­ty­me­tro­wym pudełku. Czło­wiek nie może posia­dać wię­cej, niż może poko­chać, a ja nie otwo­rzy­łem serca sze­rzej niż wtedy, kiedy ukła­da­łem moją listę. Posia­dłość, wyspa, samo­chody, a nawet rodzina nie zmie­ściły się w wąskiej prze­strzeni wewnątrz mnie, a teraz wszystko ode­szło i być może zosta­nie odna­le­zione przez kogoś, kto potrafi to naprawdę zatrzy­mać.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Wielu używa zamien­nie pojęć „pod­świa­do­mość” i „nie­świa­do­mość”. Pod­świa­do­mość odnosi się do tej czę­ści umy­słu, w któ­rej miesz­czą się nasze prze­ko­na­nia na temat świata i nas samych, zapa­mię­tane traumy, pamięć dłu­go­ter­mi­nowa, lęki i pra­gnie­nia oraz czę­ściowo auto­ma­tyczne pro­cesy fizjo­lo­giczne. Świa­do­mość czę­ściowo ma dostęp do nie­któ­rych tre­ści pod­świa­do­mo­ści. Nie­świa­do­mość to ta część psy­chiki, która jest nie­do­stępna świa­do­memu umy­słowi, czyli zapo­mniane traumy, reak­cje instynk­towne, pamięć komór­kowa, wcze­sne wspo­mnie­nia i wra­że­nia oraz auto­ma­tyczne reak­cje fizjo­lo­giczne. Dla uprosz­cze­nia będę uży­wał tylko poję­cia pod­świa­do­mość. Wię­cej infor­ma­cji na temat pod­świa­do­mo­ści patrz Krok czwarty. [wróć]

Stan­ley Krip­p­ner, Deir­dre Bar­rett, Trans­ge­ne­ra­tio­nal Trauma: The Role of Epi­ge­ne­tics, „Jour­nal of Mind and Beha­vior”, 40, nr 1, zima 2019, s. 53–62, https://www.jstor.org/sta­ble/26740747. [wróć]

Michael F. Sche­ier, Char­les S. Carver, Dispo­si­tio­nal Opti­mism and Phy­si­cal Health: A Long Look Back, a Quick Look For­ward, „Ame­ri­can Psy­cho­lo­gist”, 73, nr 9, gru­dzień 2018, s. 1082–1094, https://doi.org/10.1037 /amp0000384. [wróć]

Mun­daka 3, roz­dział 2, wers 10; Mun­daka 3, roz­dział 1, wers 10. [wróć]

Dve­dha­vi­takka Sutta, MN 19; cyto­wany w Bodhi­paksa We Are What We Think, „Tri­cycle”, jesień 2014, https://tri­cycle.org/maga­zine/we-are-what-we-think. [wróć]

Ste­ven L. Bres­sler, Vinod Menon Large-Scale Brain Networks in Cogni­tion: Emer­ging Methods and Prin­ci­ples, „Trends in Cogni­tive Scien­ces”, 14, nr 6, czer­wiec 2010, s. 277–290, https://doi.org/10.1016/j.tics .2010.04.004. [wróć]

Tara Swart, The Source: The Secrets of the Uni­verse, the Science of the Brain, Har­pe­rOne, New York 2019. [wróć]

James R. Doty, MD, Into the Magic Shop: A Neu­ro­sur­geon’s Quest to Disco­ver the Myste­ries of the Brain and the Secrets of the Heart, Avery, New York 2017, s. 242. [Wyd. pol. Mózg i serce – magiczny duet. Praw­dziwa histo­ria neu­ro­chi­rurga, który odkrył tajem­nice ludz­kiego umy­słu i sekrety serca, przeł. Maja Justyna, D.W. REBIS, Poznań 2016]. [wróć]

Simone de Beau­voir, The Ethics of Ambi­gu­ity, Phi­lo­so­phi­cal Library, New York 1948. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału: Mind Magic: The Neu­ro­science of Mani­fe­sta­tion and Its Power to Change Eve­ry­thing

Copy­ri­ght © James Doty 2024

The right of James Doty to be iden­ti­fied as the Author of the Work has been asser­ted by him in accor­dance with the Copy­ri­ght, Desi­gns and Patents Act 1988.

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Jeżew­ska

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Foto­gra­fia na okładce: Shut­ter­stock AI Gene­ra­tor

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Magia umy­słu, wyd. I, Poznań 2025)

ISBN 978-83-8338-944-8

WYDAWCA

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań, Pol­ska

tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer