Last Violent Call. Ostatnie wezwanie - Chloe Gong - ebook

Last Violent Call. Ostatnie wezwanie ebook

Gong Chloe

4,2

Opis

Książka łącząca znakomite dylogie Chloe Gong! Nowele dotyczą wydarzeń z Foul Lady Fortune oraz rozwijają wątki postaci z dylogii These Violent Delights.

W dwóch urzekających nowelach: Paskudna sprawa oraz Ohydne morderstwo pojawiają się miejsca, wydarzenia i postacie doskonale znane fanom obydwu serii.

Pierwsza nowela ujawnia, że Roma i Juliette kierują obecnie podziemną siatką handlarzy broni, a jednocześnie prowadzą spokojne, anonimowe życie jako młode małżeństwo w Zhouzhuang. Kiedy jednak dowiadują się, że w pobliskich miastach znajdowane są ciała rosyjskich dziewcząt, postanawiają zbadać tę sprawę – i przekonują się, że wyjaśnienie zagadki jest o wiele bardziej zaskakujące niż przypuszczali.

Drugie opowiadanie to historia Benedikta i Marshalla, którzy dostali od Romy zadanie odnalezienia nieuchwytnego naukowca Lourensa i sprowadzenia go do Zhouzhuang. Liczy się każda chwila, dlatego gdy podczas tygodniowej podróży na pokładzie ekspresu Kolei Transsyberyjskiej zostaje znalezione ciało, Benedikt i Marshall przekonują odpowiedzialnego za bezpieczeństwo w pociągu oficera, żeby nie zatrzymywać składu. Udając prywatnych detektywów, obiecują rozwiązać zagadkę morderstwa. Gdy zaczynają zbierać poszlaki, okazuje się, że ta zbrodnia może mieć jakiś związek z ich własną misją…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (21 ocen)
9
7
5
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zkotemczytane

Nie oderwiesz się od lektury

Last violent call Chloe Gong zabierze Was do wcześniej poznanego świata w Foul Lady Fortune i These Violent Delights. Te dwie nowelki: Paskudna sprawa oraz Ohydne morderstwo to tom 3.5, więc warto zacząć swoją przygodę od początku z twórczością autorki. Chloe Gong maluje słowami klimat Szanghaju lat 20. W każdym zdaniu czuć napięcie, tę grozę, która czai się gdzieś obok. Półświatek, dwa zwaśnione rody, intrygi i zasady gangów… W twórczości Chloe Gong łączą się gatunki. Wykreowany świat w fantastyce młodzieżowej wciąga, a dreszczyku emocji i elementów zaskoczenia dodaje mafijny wątek, nawiązania do Romeo i Julia, śledztwo oraz sekret, który nie powinien ujrzeć świata dziennego. Dodajemy do tego tajemnicze morderstwa, akcję pędzącą na łeb na szyję jak w rasowym filmie sensacyjnym. Otwieramy pierwszą stronę i w ułamku sekundy stajemy się bohaterami powieści. I wiecie, co jest najgorsze? Przychodzi ten ostatni rozdział, noc się kończy, kolejne strony są niedostępne i czytelnik musi czekać...
10
zuziiaabookvx

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham Juliette i Romę!!!
10
elizaartsoul

Nie oderwiesz się od lektury

"Last Violent Call" jest jak plasterek na złamane serce po emocjach z poprzednich tomów. To był tak słodki i uroczy dodatek, po którym moja miłość do tego uniwersum wzrosła jeszcze bardziej 💗 Ponadto tak cudownie połączył obie serie autorki (czego się totalnie nie spodziewałam 😮), że absolutnie nie możecie go pominąć w kolejności czytania.
00
super-bambusek

Dobrze spędzony czas

Książka nie odbiega od poprzednich, jest równie dobra.
00
patikolaczyk

Dobrze spędzony czas

Super uzupełnienie serii.
00

Popularność




Tytuł oryginału: LAST VIOLENT CALL

First published by MARGARET K. McELDERRY BOOKS.

An imprint of Simon & Schuster

Children’s Publishing Division

Text © 2023 by Chloe Gong

Cover illustrations © 2023 by Janice Sung

Jacket design © 2023 by Simon & Schuster, Inc.

Redakcja: Marta Tojza

Korekta: Alicja Laskowska, Justyna Charęza

Skład i łamanie: Robert Majcher

Opracowanie graficzne polskiej okładki: Magdalena Zawadzka/Aureusart

Copyright for the Polish edition © 2023 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o. Wyrażamy zgodę na wykorzystanie okładki w Internecie.

ISBN 978-83-8266-323-5

Wydanie pierwsze, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2023

PASKUDNA SPRAWA

Juliette i Romie

Rozdział 1WRZESIEŃ 1931 ROKU

Dwa stuknięcia oznaczały „wszystko w porządku”, trzy zaś – „na litość boską, dorogaja, mam zajęte ręce”. Ten system ostrzegawczy pukania w drzwi frontowe został wdrożony, ponieważ Juliette Cai miała niedobry zwyczaj rzucania się mężowi w ramiona, gdy tylko wracał do domu, nawet jeśli wyszedł tylko na kilka godzin po zakupy. Wyłącznie dzięki połączeniu czystego szczęścia i wrodzonej zręczności Roma zdołał ją kiedyś złapać jedną ręką i nie upuścić trzymanej torby gruszek.

Kroki na zewnątrz stały się głośniejsze. Wiszący w kuchni zegar w kształcie słonecznika wybił czwartą po południu. Roma zapowiedział, że mniej więcej o tej porze powinien wrócić do domu. Pojechał tylko do sąsiedniego miasta.

Siedząca przy biurku Juliette podniosła głowę, ale nie poderwała się z krzesła w oczekiwaniu na pukanie męża. Ich dom był jedną z licznych niskich posiadłości w Zhouzhuang przytulonych do brzegu wąskiego kanału. Czasem, gdy większymi szlakami wodnymi płynęły łodzie, Juliette budził rano cichy plusk. Wychodziła na palcach na zewnątrz, nadal w koszuli nocnej, na tyle wcześnie, że słońce dopiero wyglądało znad dachów budynków na przeciwległym brzegu, powlekając ciepłym złotem ceramiczne dachówki, na które wolno płynąca woda rzucała świetliste zajączki. Szczebiot ptaków i czyste powietrze wydawały się jeszcze bardziej wyraziste w całkowitej ciszy spowijającej miasto o tak wczesnej godzinie.

Ale ich domostwo jako jedyne znajdowało się po zewnętrznej stronie najdalszego kanału w miasteczku – dalej była już tylko woda i podmokłe lasy. O ile w części wewnętrznej wznosił się rząd domów z często otwartymi drzwiami i gadatliwymi sąsiadkami, o tyle rzadko kiedy ktoś przechodził przez wysoki kamienny mostek, żeby dostać się na zewnętrzną ścieżkę. Chyba że zmierzał do ukrytego za wierzbą płaczącą budynku, w którego oknach zainstalowano szyby z kuloodpornego szkła i o którym krążyły plotki, że jest własnością byłych miejskich gangsterów.

Kiedy więc Juliette usłyszała jakiś ruch przed domem, wyciągnęła nóż z pochwy na nodze, podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko.

Nieznajomy ledwie zdążył drgnąć, gdy przyłożyła mu ostrze do gardła.

– Mówiłem ci, żebyś szedł za mną. Powinienem pozwolić mojej żonie cię pokroić za sam fakt, że jesteś takim utrapieniem.

Głos dobiegał z pewnej odległości, należał do osoby, która właśnie przekraczała most z rękami w kieszeniach. Roma Montagow odezwał się, jeszcze zanim zobaczył scenę przed domem, ponieważ wiedział, że Juliette potrafi odróżnić odgłos jego kroków, więc jeśli nie rozpozna tego, kto się zbliża, zareaguje niezbyt gościnnie.

– Masz szczęście – Roma zeskoczył z mostu, podszedł bliżej i postukał żonę w łokieć – że jest niezwykle miła i spokojna.

Juliette wspaniałomyślnie cofnęła nóż i obdarzyła gościa uśmiechem. Nieznajomy był bardzo młody, mógł mieć najwyżej siedemnaście lat; nosił szarą koszulę nieco lepszej jakości niż te zazwyczaj widywane w tej okolicy.

– Herbaty? – zaproponowała.

– O Boże – wymamrotał zszokowany chłopak, otwierając szeroko oczy. – Omal mnie pani nie zabiła.

– To nieprawda. – Juliette wycofała się do wnętrza domu, po drodze odwracając leżące na biurku papiery, nad którymi pracowała, i kopniakiem przesunęła polano bliżej zgaszonego kominka. Przeszła do kuchni, gdzie z wyćwiczoną szybkością umieściła czajnik na kuchence i wyjęła z szafki trzy filiżanki, które postawiła na pomalowanym na niebiesko blacie. – Gdybym próbowała cię zabić, już byś nie żył.

Roma przepuścił chłopaka przodem i odsunął od stołu jedno krzesło, na którym gość ciężko usiadł. Gdy czajnik zaczął pogwizdywać, Juliette zdjęła go z ognia, a Roma w międzyczasie sięgnął po stojącą na blacie puszkę z herbatą. Wsypał ją do filiżanek, zaczynając od lewej, a Juliette zalewała je wrzątkiem od prawej – pośrodku musieli się wyminąć, więc Roma skorzystał z okazji, żeby ucałować żonę w policzek.

– Jak ci minęły te trzy dni beze mnie? – zapytał, przechodząc na rosyjski.

Siedzący przy stole chłopak milczał, ale wyprostował się, wyraźnie zaciekawiony. Raczej nie rozumiał, o czym mówi Roma, mimo to starał się jednak śledzić rozmowę.

– Umierałam z nudów – odparła Juliette w tym samym języku. – W pięć godzin uwinęłam się ze wszystkimi fakturami i zajęłam się porządkowaniem twoich skarpetek.

Roma stłumił lekki uśmiech. Przy obcych zawsze starał się zachowywać powagę, ponieważ nie lubił im pokazywać, że ma poczucie humoru, Juliette zaś postawiła sobie za cel specjalnie go prowokować.

– Tak mi przykro. Następnym razem naszykujemy dla ciebie więcej roboty. – Odsunął dla niej krzesło, zabrał czajnik i odstawił go na kuchenkę. – Nie możemy dopuścić, żebyś marnowała swój intelekt na skarpetki.

Przez tych kilka lat prowadzenia wspólnej firmy – o ile siatkę nielegalnych handlarzy bronią można nazwać firmą – Juliette i Roma zazwyczaj razem udawali się na spotkania z pośrednikami. Wtedy wybiegali z domu z walizką i pakowali się do samochodu, jakby każdy wyjazd poza miasteczko był wielką przygodą. Tym razem jednak spodziewali się dostawy z miasta tego samego dnia, w którym mieli umówione spotkanie z jednym z kontrahentów, więc Roma pojechał z nim porozmawiać, Juliette zaś musiała zostać i sprawdzić, czy towar się zgadza. I tak Roma okazał się lepszy w negocjacjach, więc wolała, gdy on się tym zajmował. Wedle słów pewnego człowieka, z którym już nie współpracowali, Juliette była „przerażająca” i „zbyt łatwo uciekała się do gróźb”.

W zasadzie mówił prawdę, ale mimo wszystko nie było to uprzejme.

– Porządkowanie skarpetek nie było takie złe, kiedy już się w to wciągnęłam – oznajmiła Juliette. – Nie zauważyłam, że masz takie wielkie stopy.

Roma zakrztusił się herbatą. Pospiesznie odstawił filiżankę, żeby niczego nie rozlać, i zakasłał, żeby skierować napój do odpowiedniego otworu. Juliette niewinnie uniosła swoje naczynie do ust i wypiła łyk.

– Ucieszy cię zapewne, że moje spotkanie także nie było szczególnie ciekawe – powiedział Roma, gdy już doszedł do siebie. Na szczęście skutecznie udał, że to zwykły kaszel. – Aż do chwili, kiedy jechałem z powrotem, a Yulun skoczył mi prawie pod koła.

Chłopak – Yulun – podniósł głowę na dźwięk swojego imienia. Teraz już wiedział, że o nim mowa.

– Tak, właśnie się zastanawiałam, skąd go wziąłeś. – Juliette przeszła znowu na chiński i wyciągnęła rękę do Yuluna. Prawie nigdy nie zapraszali nikogo do swojego obecnego domu, więc to nie mógł być zwykły klient. – Jestem pani Mai.

Mai. Najprostsze połączenie nazwisk „Cai” i „Montagow” i zapewne najmniej oryginalna metoda utworzenia fałszywej tożsamości w historii wszystkich ludzi, którzy zaczynali życie na nowo. Roma i Juliette zbyt długo się kłócili, czyje nazwisko powinno znajdować się na początku, gdyby zdecydowali się na podwójne… Nie dlatego, że chcieli tam widzieć własne, ale wręcz przeciwnie. Juliette pragnęła nosić nazwisko Montagow, Roma zaś twierdził, że wiąże się z tym zbyt wiele niemiłych wspomnień. W duchu dziewczyna nadal uważała, że Juliette Montagow brzmi doskonale, ponieważ to nazwisko jej ukochanego i nic poza tym się nie liczyło. Ale w Zhouzhuang lepiej było używać chińskich personaliów i udawać, że Roma jest w połowie Chińczykiem, tym bardziej że jego wygląd pozwalał to uwiarygodnić. Inaczej ludzie mogliby zacząć podejrzewać, kim są naprawdę i przed czym uciekli.

– Maitàitài – przywitał się grzecznie Yulun i uścisnął jej dłoń. – Potrzebuję pomocy. Zakładam, że to pani podejmuje ważne decyzje. Proszę.

Juliette spojrzała z ukosa na Romę.

– Słyszałeś? On uważa, że ja tu rządzę.

– Nie udawaj zaskoczonej. – Roma położył rękę na oparciu jej krzesła i pociągnął za jedną z ozdobnych nici zwisających z jej sukienki (po ucieczce z Szanghaju garderoba Juliette stała się radykalnie stonowana, ale w jej przypadku ta wersja nadal zakładała mnóstwo ozdób). Zwrócił się do chłopaka: – Powiedz jej to, co mówiłeś mnie.

Yulun poprawił się niepewnie na siedzeniu. Noga krzesła zgrzytnęła nieprzyjemnie po podłodze.

– Słyszałem, że do państwa można się zwrócić w sprawie broni – powiedział. – Ja… ja jej potrzebuję, ale nie mam odpowiednich środków finansowych. – Nie podnosił wzroku. – Miałem nadzieję, że byliby państwo skłonni zgodzić się na jakąś wymianę. Potrafię doskonale dostarczać wiadomości.

Juliette zamrugała i przechyliła głowę, zaciekawiona. Pasemko włosów spadło jej na oczy, więc spróbowała odsunąć je dmuchnięciem, ale teraz jej fryzura była znacznie dłuższa – sięgała jej za ramiona, więc zdołała tylko przesunąć kosmyk na policzek.

– W tym momencie nie szukamy pracowników – odpowiedziała. Poczuła, że Roma przesuwa palcem po jej ramieniu, bez pośpiechu, bardziej odruchowo niż świadomie. Cisza w kuchni się przeciągała. Juliette potrząsnęła włosami, żeby je poprawić. – Ale chciałabym wiedzieć, dlaczego tak ci zależy na posiadaniu broni. Nie jesteś z grupy, która zwykle się do nas zgłasza.

Yulun spojrzał szybko na Romę. Widocznie już to wyjaśnił, skoro Roma w ogóle był skłonny przywieźć go aż tutaj, żeby zaczerpnąć opinii Juliette.

– Mojej narzeczonej coś grozi.

Aha. Juliette westchnęła leciutko i oparła się wygodniej na krześle. To oczywiste, że taki powód wywołał współczucie Romy. On i jego miękkie serce. Uwielbiała go aż do bólu.

– Ona nie jest stąd – ciągnął Yulun. – Trzy lata temu uciekła z Władywostoku i dotarła jako uchodźczyni do Szanghaju, a potem przeniosła się w głąb kraju.

Sięgnął do kieszeni i wyjął zdjęcie. Najwyraźniej Roma jeszcze go nie widział, ponieważ pochylił się do przodu i natychmiast drgnął z zaskoczenia. Jego reakcja była niemal niezauważalna, ale nadal trzymał rękę na ramieniu Juliette, która wyczuła jego napięcie jak swoje własne.

Narzeczona Yuluna wyglądała zupełnie jak Alisa, młodsza siostra Romy.

Różnice były na tyle oczywiste, że z pewnością chodziło o inne osoby, ale na pierwszy rzut oka Juliette z łatwością mogłaby się pomylić ze względu na jasne pukle i głęboko osadzone ciemne oczy, zmrużone w uśmiechu.

– Ona ma tylko mnie – dokończył cicho Yulun. – Miałem nadzieję, że mi państwo pomogą. Jeśli nie w kwestii broni, to… – Chłopak urwał. Jego ramiona opadły, jakby opuściła go cała siła. – Skontaktował się z nią ktoś z jej przeszłości. Jeśli broń nie wchodzi w grę, to myślałem, że będę mógł kupić państwa ochronę.

Roma w końcu oderwał wzrok od fotografii i uniósł jedną brew.

– Nie wspominałeś o tym po drodze. – W jego głosie brzmiało zaskoczenie. – Jaką ochronę moglibyśmy zapewnić? Mamy małą firmę, a nie oddział sił bezpieczeństwa.

Yulun przełknął z trudem ślinę. Sięgnął znowu do kieszeni i tym razem wyjął coś, co wyglądało jak wycinek z gazety.

– Kiedyś postanowili państwo ochronić innych, prawda?

Powoli rozwinął skrawek papieru. Pojawiły się na nim dwa portrety, a potem zapisany wielką czcionką nagłówek:

WSPOMNIENIE TRAGICZNYCH KOCHANKÓW Z SZANGHAJU

JULIETTE CAI I ROMA MONTAGOW

1907–1927

– Juliette Cai i Roma Montagow, następcy bossów Szkarłatnego Gangu i Białych Kwiatów, potomkowie zwaśnionych rodzin prowadzących krwawą wojnę, wystąpili przeciwko temu wszystkiemu, aby zakończyć krąg zbrodni i być razem. – Yulun starannie akcentował każde słowo, zupełnie jakby usłyszał to zdanie dawno temu i teraz recytował je z pamięci. – Miałem nadzieję, że właśnie państwo mnie zrozumieją.

Naszkicowane portrety były niepokojąco wierne. Juliette podniosła wycinek z gazety i przyjrzała mu się w popołudniowym świetle w poszukiwaniu wiarygodnej wymówki, która pozwoliłaby jej zaprzeczyć.

Niczego takiego nie znalazła. To bez wątpienia były ich podobizny. Jednakże Roma nawet na nie nie spojrzał.

– Coś ci się pomyliło – stwierdził. – Nigdy wcześniej nie słyszałem o Romie Montagowie. Do Zhouzhuang nie docierają miejskie plotki.

– Jak to? – zawołał zaskoczony Yulun. – Przecież przed chwilą mówił pan po rosyjsku.

– Doprawdy? Nie pamiętam.

Chłopak popatrzył na Juliette, otwierając i zamykając z niedowierzaniem usta. Wskazał coś za jej plecami.

– Macie tutaj pejzaż szanghajskiego wàitān.

Juliette obejrzała się przez ramię na obraz i zachowywała się tak, jakby nigdy się nie zastanawiała nad tym, co przedstawia. Jej kuzynka Celia przywiozła go po tym, gdy Juliette przyznała, że zaczyna zapominać Bund – zapach soli morskiej, skrzypiące deski pomostów pod stopami. Szanghaj był miastem nadmorskim, otwartym portem pełnym toczącego się całą dobę życia, gdzie bezustannie zawijały statki, a na ulicach panował taki ruch, że najwspanialsze i najgorsze rzeczy działy się jednocześnie. Zhouzhuang stanowiło jego całkowite przeciwieństwo – obiecywało bezpieczne schronienie w swoim bezruchu, otaczało się warstwami ochronnymi i funkcjonowało w rytmie tak samo powolnym jak nurt wody w kanałach.

– Cóż za zbieg okoliczności. – Juliette dopasowała się do blefu Romy. – My jednakże pochodzimy z Harbinu, nie z Szanghaju.

Powoli przesunęła wycinek gazety w stronę Yuluna. Chłopak wyraźnie jej nie wierzył, ale jak miał udowodnić, że ona i Roma kłamią, nie oskarżając ich o to bezpośrednio?

– Jeśli dobrze rozumiem ten artykuł, te osoby już dawno nie żyją – powiedziała łagodnie. – Proszę. – Ponieważ zrobiło jej się szkoda chłopaka, sięgnęła po leżący za nią na blacie ołówek i szybko zapisała na marginesie gazety numer telefonu publicznego w miasteczku. – Zadzwoń do nas, jeśli znajdziesz pieniądze na zakup broni. Przykro mi, ale to nie nas szukasz.

Przeprosiny były szczere. Dawniej wierzyła, że przejęcie Szkarłatnego Gangu da jej ogromną władzę, dzięki której będzie mogła pomagać ludziom w potrzebie i niszczyć tych, którzy próbowaliby jej zagrozić. Tego rodzaju wpływy nie powinny się jednak znajdować w rękach jednej osoby, a taka pozycja przysporzyłaby jej tylko niekończących się wrogów zamierzających ją skrzywdzić. W stopniu trudnym do wyrażenia słowami wolała prowadzić życie wolne od Szkarłatnego Gangu, ale mimo wszystko czuła leciutkie ukłucie w sercu za każdym razem, gdy docierało do niej, że nie może po prostu strzelić palcami i zażyczyć sobie, by coś zostało zrobione.

Yulun podniósł wycinek i schował go do kieszeni wraz z fotografią narzeczonej. Jego dolna warga zadrżała, ale zanim to się powtórzyło, chłopak zapanował nad wyrazem twarzy i skinął głową.

Roma wstał i obszedł stół.

– Odprowadzę cię do drzwi – powiedział, kładąc rękę na ramieniu Yuluna. – Zdołasz wrócić stąd do domu?

Chłopak także się podniósł, wyraźnie przybity.

– Tak, proszę się o mnie nie martwić. Przepraszam, że zawracałem państwu głowę.

– O, odrobina odmiany jest zawsze mile widziana.

Przeszli do salonu, a Juliette jeszcze przez kilka minut słyszała ich stłumione głosy, zanim drzwi wejściowe się otworzyły i zamknęły.

Westchnęła, położyła łokcie na stole, a podbródek na dłoniach. Nadal trwała w tej pozie, gdy Roma wrócił do kuchni, ale natychmiast skierowała na niego spojrzenie. Oparł się o framugę i uniósł brew, jakby chciał zapytać, dlaczego się w niego wpatruje, ale Juliette nie odwróciła wzroku. Lubiła się nim zachwycać bez obaw, że ktoś ją na tym przyłapie. Lubiła dostrzegać go nieoczekiwanie na targu, podbiegać i napadać od tyłu, z zaskoczenia, a towarzyszył temu tylko jego śmiech, a nie wyciągnięty pistolet. Ich przeszłość sprawiała, że każda przyszła chwila wydawała się świeża. Juliette nigdy się nie nudziła zasypywaniem męża pocałunkami, gdy budziła go rano, i czekaniem, aż on się odsunie, zanim ona zechce przestać. Tyle że on nigdy nie chciał tego zrobić jako pierwszy i nadstawiał twarz z szerokim uśmiechem.

Spodziewała się, że ten dreszcz ekscytacji zniknie po upływie pierwszego roku, gdy zaczną się przyzwyczajać do życia bez strachu oraz bez ciężaru obu rodzin i całego miasta na swoich barkach. W rzeczywistości jednak ten balast nigdy do końca nie zniknął, podobnie jak świadomość, że odnalazłszy spokój, dokonali czegoś nadzwyczajnego. Czasem Juliette podskakiwała, gdy właściciel restauracji upuścił na podłogę metalową miskę, przekonana, że to strzał z oddali i że musi tam biec, żeby przerwać walkę gangów. Nawet gdy szybko się orientowała, że nie ma się czego bać, jej myśli przez cały dzień były poplątane, dłonie lepkie od potu, a żołądek ściśnięty, aż w końcu udawało jej się o tym zapomnieć. Czasem Roma budził się spanikowany w środku nocy, wykrzykując imię Juliette, jakby ktoś mu ją odebrał we śnie. A chociaż ona była tuż obok niego, ujmowała jego twarz w dłonie i szeptała: „Jestem tutaj, jestem przy tobie, kochany, wszystko dobrze”, jego serce tłukło się w piersi aż do rana, którego razem doczekiwali bez zmrużenia oka.

Teraz Juliette podniosła się z krzesła i podeszła do Romy. Zarzuciła mu ręce na szyję bez słowa i pozwoliła, żeby przyciągnął ją i przytulił mocno do siebie.

– Przepraszam – mruknął Roma. – Gdybym wiedział, czym nas zaskoczy, nie zawracałbym sobie nim głowy.

– Nie, cieszę się, że chciałeś sprawdzić, czy możemy pomóc – odpowiedziała Juliette.

Spojrzała mu w oczy, żeby przekazać, że mówi to z głębi serca. Sam fakt, że mógł sobie pozwolić na życzliwość, że mogli się starać być zwykłymi ludźmi pomagającymi innym w miarę możliwości, było czymś przepięknym. Szkoda tylko, że chłopak miał nierealne oczekiwania, którym Roma i Juliette nie mogli sprostać, nie narażając się na zdemaskowanie.

Wykorzystanie wszystkich dawnych kontaktów w Szanghaju bez zdradzania obecnej tożsamości wymagało nieprawdopodobnej koordynacji. Niektóre osoby trzeba było zaszantażować, żeby skłonić je do współpracy; innym należało opowiedzieć całe mnóstwo bardzo okrężnych białych kłamstw, aby przekonać ich, że cały czas byli włączeni w tę siatkę handlową. Tak czy inaczej, informacje, które Roma i Juliette zachowywali do tej pory dla siebie, okazywały się bezcenne, gdy je ze sobą połączyć. Ich przeszłość robiła się wręcz niezwykle przydatna za każdym razem, gdy nawiązywali nową współpracę. Chociaż kilka osób podejrzewało jakieś przecieki z dawnych wewnętrznych kręgów gangów, nikt się nie domyślił, że Roma i Juliette powrócili zza grobu. Ten układ był wystarczający, o ile tylko ludzie, którzy trzymali się na tyle blisko, żeby znać ich twarze, nie zaczynali rozsiewać plotek. Zachowanie ich tożsamości w tajemnicy zawsze stanowiło najwyższy priorytet. Nie po to tak ciężko pracowali na nowe życie, żeby rozpadło się na kawałki.

Juliette źle się jednak z tym czuła. Z tym, że okłamała tego chłopaka i że okłamywała tych, których porzuciła w Szanghaju. Wiedziała, że Romie także nie dawało spokoju to, że zostawił tam swoją siostrę. Dla Alisy odwiedzanie ich tutaj byłoby zbyt niebezpieczne, a oni czekali i czekali, aż polityczne zamieszanie w mieście uspokoi się na tyle, żeby można było zaryzykować nawiązanie kontaktu. Juliette nie powiedziałaby o niczym nawet Celii, gdyby to właśnie kuzynka ich tutaj nie przemyciła.

Lata mijały. Byli dziećmi, które zdążyły dorosnąć w oczekiwaniu na chwilę spokoju, mogącą nigdy nie nadejść. Juliette codziennie miała świadomość, że obecne władze mogą aresztować Celię jako agentkę komunistyczną podczas podróży do Zhouzhuang i oskarżyć ją o ukrywanie kryminalistów, których należałoby poddać reedukacji (w przypadku Juliette) lub stracić (w przypadku Romy). Cieszyło ją, że nie miała w tej sprawie wyboru i widywała kuzynkę prawie co miesiąc, gdy tylko Celia znajdowała czas na wizytę, ale Juliette zaakceptowałaby los udawania zmarłej, gdyby dzięki temu najbliższe jej osoby pozostały bezpieczne. Pod tym względem ona i Roma byli tacy sami. To stanowiło jednocześnie ich największą słabość i największą siłę, a Juliette wątpiła, by kiedykolwiek miało się to zmienić.

Może gdyby Yulun skontaktował się z nimi ponownie, Juliette mogłaby mu podrzucić jakiś pistolet. Za darmo, kiedy Roma by nie patrzył.

Zupełnie jakby usłyszał jej wewnętrzny tumult, Roma musnął wargami jej skroń i uciszył wszystkie myśli.

– No cóż – powiedział. – Cieszę się, że mogłem cię uszczęśliwić.

Juliette się rozpromieniła. Nie była w stanie się od tego powstrzymać. Nawet jeśli wyobrażała sobie, że jest twarda jak stal, Roma potrafił zamienić ją w zakochaną dziewczynę we wręcz zawstydzającym tempie. Byli razem od czterech lat – naprawdę razem, nie licząc tych okropnych etapów rozstań i powrotów, bo w sumie można by się doliczyć dziewięciu lat – a ona kochała go nadal z najwyższą łatwością, nawet z dala od wszystkiego, co dawniej znali. Wystarczyło, że mogła się nie kryć z uczuciami, podobnie jak on, i co rusz przeżywała dzięki ukochanemu chwile zachwytu.

– Poza tym…

Juliette miała się właśnie odsunąć i opuścić ręce, gdy Roma ujął jej podbródek i w ten sposób unieruchomił. Ten gest był teatralnie wyzywający, ale Roma i Juliette swego czasu niejednokrotnie próbowali się pozabijać w trakcie wspomnianych okresów rozłąki i kilka razy faktycznie niewiele brakowało, by tak się stało. Dlatego teraz udawana brutalność Romy sprawiła tylko, że Juliette uśmiechnęła się szeroko.

– „Nie zauważyłam, że masz takie wielkie stopy” – przedrzeźniał ją Roma. – Dorogaja, jestem zaszokowany i zawiedziony.

– Tym, że jestem okropną panią domu?

– Nie, z powodu twojego braku spostrzegawczości. – Nieoczekiwanie chwycił ją w pasie i przewiesił sobie przez ramię. Rozpuszczone włosy opadły Juliette na oczy. Wisząc głową w dół, pisnęła i uczepiła się koszuli Romy, żeby przynajmniej częściowo utrzymać równowagę, gdy niósł ją do sypialni. – Chyba musisz lepiej się im przyjrzeć, żeby następnym razem wiedzieć na pewno.

Rozdział 2

Roma z natury wstawał późno. Nie zdawał sobie z tego sprawy przez pierwsze dziewiętnaście lat życia, kiedy zrywał się z łóżka o świcie i gorączkowo próbował poradzić sobie z problemami bieżącego dnia, zanim za bardzo się spiętrzą. Gdy był następcą bossa Białych Kwiatów, nigdy nie miał chwili dla siebie – cały czas poświęcał następnym zadaniom czekającym na niego w mieście i sprawiającym, że musiał biec tam, skąd wołano go najgłośniej.

Obecnie albo pozwalał, żeby Juliette go budziła – ona z natury była rannym ptaszkiem – albo wybudzał się bez pośpiechu, kiedy czuł się dostatecznie wypoczęty. Rozkładał wtedy ramiona na pościeli, częściowo zagrzebany w stosie poduszek, które zajmowały większą powierzchnię ich łóżka.

Sennie podniósł głowę i nasłuchiwał kroków Juliette w głębi domu. Panowała cisza. Kiedy przewrócił się na bok i przetarł oczy, czując na policzku chłód obrączki ślubnej, na małym stoliku nocnym zobaczył karteczkę z wiadomością zapisaną po angielsku tak drobnymi literami, że musiał zmrużyć oczy, żeby ją przeczytać.

Wzięłam Twoją koszulę jako zakładniczkę. Okup wynosi trzy pocałunki. Zapłać albo ucierpi cała garderoba.

♥ J.

Roma roześmiał się cicho, wyturlał spod kołdry i sięgnął po spodnie, których Juliette wspaniałomyślnie nie porwała dla okupu. Poranki w drugiej połowie września oznaczały wyczuwalną odrobinę chłodu w powietrzu po otwarciu drzwi sypialni, ale mimo to Roma nie szukał innej koszuli, tylko przeszedł do łazienki, żeby bez pośpiechu umyć zęby i ułożyć włosy. Wiedział, gdzie czeka na niego Juliette. Przywykli już do codziennej rutyny, a te poranne godziny były przeznaczone na to, co sprawiało im największą przyjemność, ponieważ prawdziwa praca i spotkania zaczynały się od południa. Wtedy dostawcy przyjeżdżali do miasta z towarem, a zatrudnieni pomocnicy przynosili sprzęt, wiadomości i wszystko, czego akurat potrzebowano.

– Czy ktoś ci już mówił – zaczął Roma, otwierając drzwi frontowe – że rzucasz pogróżkami jak dziedziczka gangu?

– Nigdy w życiu – odparła natychmiast Juliette.

Obejrzała się na niego przez ramię, siedząc na brzegu kanału z nogami wiszącymi nad wodą. Promień słońca oświetlał ją idealnie prostokątną ramką i wydobywał blask jej oczu oraz czerwień warg, sprawiając, że Roma miał ochotę pożreć ją w całości. Nie miało znaczenia, że poprzedniego wieczora całował ją, aż im obojgu zakręciło się w głowie. Nie miało znaczenia, że Juliette należała do niego na zawsze i mógł ją całować, kiedy tylko chciał, do końca życia i w życiu po śmierci, o ile takowe istniało. Cały czas nie potrafił się nią nasycić.

Juliette przesunęła roziskrzony wzrok na jego pierś, a potem z powrotem na twarz. Uśmiechała się, jakby wiedziała, o czym on myśli. Prawdopodobnie tak było. Prawdopodobnie założyła jego koszulę i swój dół od piżamy, doskonale zdając sobie sprawę, jakie wrażenie wywrze na nim ten widok: odrobinę za długie rękawy, przekrzywiony kołnierzyk i kości obojczyka widoczne bardziej, niż nakazywałaby przyzwoitość.

Z udawanym jękiem wysiłku Roma usiadł koło żony i zmusił się, żeby zmarszczyć brwi.

– Wyszedłem tylko po to, żeby odzyskać koszulę. Przez ciebie trzęsę się jak żałosna osika.

Wiatr dmuchnął nad kanałem, jakby chciał podkreślić jego słowa, i zaszeleścił w gałązkach wierzby po prawej stronie. Listki drzewa przypominały półprzejrzyste skrzydełka wróżek w odcieniu zieleni kojarzącym się z intensywnością szmaragdów. Chociaż od wody zawsze ciągnął chłód, słońce ogrzewało nagie ramiona Romy.

– W takim razie zapłać okup.

– To aż takie proste? Nie będzie dalszych wymuszeń?

Juliette pochyliła się i zmrużyła oczy.

– Może ci jej nie oddam po przekazaniu okupu. Policz do trzech i zobaczymy.

Nauka mówiła, że ziemia znajdowała się pod jego stopami, niebo nad głową, a wczesnoranne promienie słońca świeciły mu w plecy. Roma jednak by się z tym nie zgodził. Dla niego słońcem była Juliette.

Przysunął się do niej i przymknął oczy, tuż zanim ich usta się zetknęły. Była stworzona dla niego, a on dla niej; jego wdechy przechodziły w jej wydechy; potrafili przewidywać nawzajem swoje ruchy nawet w najprostszych codziennych sprawach – chociażby gdy Roma sięgał po ścierkę kuchenną, a Juliette podawała mu ją, zanim zdążył się odezwać.

Roma położył dłoń na jej karku i odsunął gładkie pukle włosów, a potem wsunął palce pod koszulę.

– Jeden – mruknął tuż przy jej wargach, rozpinając górny guzik i rozpoczynając misję mającą na celu odzyskanie koszuli. – Dwa. – Ich usta znowu się dotknęły z rozkosznym brakiem pośpiechu. Drugi guzik został rozpięty.

Juliette wydała pomruk z głębi gardła, który sprawił, że wszystkie nerwy Romy przeszły w stan najwyższej gotowości.

– Trzy…

– Przestańcie robić dzieci przed domem!

Juliette odsunęła się szybko, tak zaskoczona głosem dobiegającym z drugiego brzegu kanału, że wpadłaby prosto do wody, gdyby Roma nie opanował się szybciej i nie chwycił jej za łokieć. Ich starsza sąsiadka, pani Fan, która tak skutecznie ich nastraszyła, roześmiała się donośnie, oparła wiadro na biodrze i skręciła za róg domu, żeby przejść na jego front. Musiała wyjść tylnymi drzwiami na kamienne schody, które prowadziły do kanału, gdzie można było robić pranie.

– Tā mā de… To nie było miłe, Fan nǎinai! – krzyknęła za nią Juliette.

– Przepraszam, nie przeszkadzajcie sobie! Nie mogę się doczekać, kiedy pojawi się tu więcej dzieci, więc możecie to robić nawet publicznie…

Głos starszej pani ucichł w oddali. Juliette prychnęła.

– To nie było publiczne! Na tę stronę nie wychodzą nawet żadne okna.

Roma powstrzymał się od śmiechu, ponieważ wiedział, że tylko dolałby oliwy do ognia. Przez pierwsze kilka miesięcy po ich przyjeździe do Zhouzhuang miejscowi odnosili się do nich znacznie chłodniej. Nie bez powodu, ponieważ nikt nie wiedział, skąd Roma i Juliette się tak niespodziewanie pojawili. Potem Juliette zaczęła przynosić ryby wszystkim starszym paniom mieszkającym przy głównych kanałach, a Roma plótł wianki dla dzieci bawiących się przy największych kamiennych mostach. Miejscowi nadal podejrzewali, że dwójka młodych musiała uciekać przed prawem, ale zaczęli traktować Romę i Juliette jak swoich.

– Obawiam się, że sami jesteśmy sobie winni. Chodź, bo się przeziębimy.

Roma pierwszy wszedł do domu, poddał się w kwestii koszuli i wyjął z szafy nową. Tamta należała do Juliette, skoro jej na tym zależało; on mógł kupić sobie kolejną w tym samym fasonie i kolorze. Chociaż zaczęli handlować bronią, ponieważ na tym znali się najlepiej, tak się również złożyło, że była to bardzo lukratywna działalność. Zarabiali na tyle dużo, że często odmawiali klientom, jeśli im się nie podobało, do jakich celów ma zostać użyta broń.

– Śniadanie? – zapytała Juliette, wychodząc z sypialni i upinając włosy. Ubrała się już we własne rzeczy, czyli jasnozielone qipao z wyhaftowanym na ramieniu kwiatem.

Roma wyjmował już monety z szuflady biurka w salonie. Na jedno ramię miał założoną kurtkę.

– Ścigajmy się.

– Przestań – zagroziła natychmiast Juliette. – Nie myśl, że nie dałabym rady cię przewrócić.

Roma nie miałby nic przeciwko takiej próbie, ponieważ Juliette nie zamierzała przyznawać, że byłby w stanie z łatwością złapać ją w powietrzu. Mimo to jednak zwolnił przy drzwiach, założył porządnie kurtkę i wziął za rękę żonę, kiedy do niego podeszła.

– Hej – odezwała się. Ton jej głosu się zmienił, rozbawienie ustąpiło miejsca powadze. – Zapomniałam zapytać… To zdjęcie z wczoraj tobie też wydawało się znajome, prawda?

Od razu wiedział, co miała na myśli. Trudno byłoby nie zauważyć podobieństwa.

– Prawda – powiedział cicho.

Alisa w grudniu skończy osiemnaście lat. Chociaż Roma wiedział mnóstwo o jej obecnym życiu, od dawna nie pozwolił sobie na spotkanie z siostrą i znał ją tylko z przekazywanych przez Celię wiadomości. On i Juliette nie mogli się pokazywać w Szanghaju; zbyt łatwo mogliby zostać złapani, gdyby ktoś ich zauważył. Ufał opiekującej się Alisą Celii – być może pod tym względem ufał jej nawet bardziej niż sobie – ale brakowało mu nieznośnej smarkuli chowającej się w szafkach, gdy próbował prowadzić poufne rozmowy. Tęsknił za nią tak bardzo, że to uczucie rozrastało się w nim jak narośl nowotworowa. On i Juliette przeżyli w dosłownym sensie, zdołali stworzyć coś bezcennego i jednocześnie obrócili w pył przepełniony nienawiścią krąg przemocy, ale mieszkańcy Szanghaju mieli też rację, gdy szeptali, że Roma Montagow i Juliette Cai nie żyją. Nigdy nie mogli tam wrócić, a to sprawiało, że ogromna część tego, kim byli, umarła.

Juliette ścisnęła dłoń męża. Przeszli do centrum miasta, czując pod stopami drobny żwir między nierównym brukiem.

– Niedługo będziemy mogli ją zobaczyć – obiecała. – Celia uważa, że rząd nie zwraca już uwagi na byłych członków Białych Kwiatów. Sytuacja wewnętrzna robi się zbyt chaotyczna. Niebezpieczeństwo będzie coraz mniejsze. Na pewno.

– Biorąc to na zdrowy rozum, wiem, że masz rację. – Roma odetchnął głęboko i przechylił głowę, żeby popatrzeć na ptaka, który przefrunął z jednego zakrzywionego dachu na drugi. – Ale nie mogę znieść myśli o tym, że mogłaby być w niebezpieczeństwie. Jest zadowolona z pracy dla komunistów. Nie chciałbym, żeby musiała wybierać pomiędzy nami a nimi.

Byłoby łatwiej, gdyby Alisa była mniej uparta i po prostu wyjechała z Marshallem i Benediktem do Moskwy, ponieważ Roma skontaktował się z nimi kilka dni po tym, jak się tam osiedlili, poza zasięgiem nacjonalistów. Benedikt tak strasznie nakrzyczał wtedy na kuzyna za upozorowanie śmierci („NAPRAWDĘ, ROMA?! TO OSTATNI RAZ, KIEDY KTOŚ ROBI COŚ TAKIEGO, ROZUMIESZ?! DAWAJ ŻONĘ DO TELEFONU, JEJ TEŻ MAM KILKA RZECZY DO POWIEDZENIA!”), że aż dziwne, że międzynarodowe połączenie telefoniczne nie zostało przerwane.

Juliette podeszła, żeby zapłacić za bułeczki z warzywami. Roma wpatrywał się w przestrzeń, czekając, aż ukochana skończy się targować ze starszym sprzedawcą za ladą. Gdy wróciła i podała mu niewielką torbę, zapytał:

– A jeśli się z nią skontaktujemy i wtedy się okaże, że znienawidziła mnie za to, że trzymałem się od niej z dala?

– Kochanie – skarciła go natychmiast Juliette. – Mówimy o Alisie. – Zjadła kęs bułeczki. – Ucieszy się na twój widok. Nie ma takich skłonności do dramatyzowania jak ja.

To sprawiło, że kąciki ust Romy drgnęły na wspomnienie każdego razu, kiedy w przeszłości trzymał się z dala od Juliette i jej o niczym nie informował. Teraz nigdy by czegoś takiego nie zrobił – szczególnie że ich nowe życie zależało od tego, czy będą się komunikować i działać sprawnie razem – ale wtedy naprawdę uważał, że to najlepszy wybór. Chciał tylko, żeby była bezpieczna.

– Poza tym płacisz za nią rachunki – ciągnęła Juliette. – Nie zdziwiłoby mnie, gdyby już dawno się wszystkiego domyśliła.

To także była prawda. Działania Romy trudno nazwać subtelnymi. Ugryzł kęs bułeczki. Może po prostu należało podsuwać coraz wyraźniejsze wskazówki, aż Alisa domyśli się wszystkiego, ale nie nawiązywać kontaktu, żeby się z nimi nie spotkała, dopóki nie będzie to całkowicie bezpieczne. Chociaż nie byłby zaskoczony, gdyby Alisa i tak zdołała ich jakoś wytropić.

– Panie Mai! Telefon!

Roma okręcił się na pięcie w poszukiwaniu źródła głosu. Po drugiej stronie głównego kanału machała do niego jedna z pań prowadzących zakład krawiecki, wskazując na publiczny telefon ulokowany tuż koło jej pracowni.

– Spodziewamy się kogoś? – zapytała zaskoczona Juliette.

– Tylko Ah Cao, ale dopiero po południu.

Pospiesznie przekroczyli most, żeby dostać się do telefonu. Juliette stanęła pod ścianą, gdy Roma sięgnął po leżącą obok widełek słuchawkę i przycisnął ją do ucha.

– Wéi?

Usłyszał ostry odgłos z trudem wciąganego powietrza. A potem:

– Mówi… mówi…

Zdumiony Roma spojrzał na Juliette i spróbował przekazać jej wzrokiem, że nic nie słyszy.

– Przykro mi, ale nie…

– Mówi Yulun – zdołał w końcu wykrztusić rozmówca. Chłopak po drugiej stronie słuchawki oddychał ciężko i pociągał nosem, jakby płakał.

Zdumienie Romy zastąpił niepokój.

– Wszystko w porządku? Jesteś bezpieczny?

Juliette pochyliła się i przyłożyła ucho do słuchawki z drugiej strony, żeby pochwycić choćby strzępy rozmowy. Usłyszeli jeszcze kilka chlipnięć, zanim Yulun znowu się odezwał.

– Proszę – zaszlochał. – Ona będzie następna. One wszystkie nie żyją.

Rozdział 3

Juliette zamknęła drzwi samochodu i rozejrzała się po okolicy. Przyjechali do sąsiedniego miasteczka prowincjonalnymi żwirowymi drogami, żeby dotrzeć do miejsca zamieszkania Yuluna. W odróżnieniu od Zhouzhuang, ulokowanego przy zatokach i kanałach ogromnego jeziora, ta miejscowość leżała bardziej w głębi lądu. Nie było tu szlaków wodnych, ale domy zachowały starszy, tradycyjny styl. Miejsce kanałów zajmowały wąskie, kręte uliczki wyłożone brukiem. Roma musiał zaparkować przy miejskiej bramie, ponieważ nie dałby rady wjechać dalej.

Zimny wiatr dmuchnął im w twarze. Nad ich głowami zgromadziło się kłębowisko szarych burzowych chmur, z których dobiegł odległy grzmot.

– Musimy porozmawiać o twoim stylu prowadzenia – stwierdziła Juliette. Obeszła samochód, niezgrabnie stawiając wysokie obcasy na nierównych kamieniach. – Kilka razy byłam pewna, że się rozbijemy.

– Przykro mi – odparł sucho Roma. Uniósł ramię, a Juliette się pod nie wsunęła i przycisnęła do męża, gdy ruszyli przed siebie. – Osobiście uważam, że prowadzę całkiem nieźle jak na kogoś, kto przez całe życie miał szoferów.

– Ooo, on miał szoferów.

– Dorogaja, przyganiał kocioł garnkowi.

Juliette stłumiła rozbawione prychnięcie, gdy wjechali w głąb miasteczka. Wyruszyli natychmiast po rozpaczliwym telefonie Yuluna. Chłopak ledwie był w stanie spójnie wyjaśnić, co się stało, więc Juliette przejęła słuchawkę, żeby powiedzieć mu, żeby oddychał głęboko, podał im adres i się rozłączył… Przyjechali tutaj, żeby sprawdzić, co, na litość boską, się wydarzyło.

Na szczęście wizyta Romy i Juliette w jednej z pobliskich miejscowości nie była niczym szczególnie podejrzanym. Często załatwiali tutaj interesy i mieli wiele kontaktów, które mogłyby się przydać jako wymówka, gdyby ktoś z miejscowych zapytał, do kogo przyjechali. Juliette rozejrzała się jednak i stwierdziła, że wąskie uliczki są prawie puste. Nie było nawet żadnego starszego sklepikarza, siedzącego na ławce z rękami splecionymi za plecami i korzystającego ze świeżego powietrza. Zawsze istniał jakiś starszy sklepikarz, który postanowił akurat zaczerpnąć oddechu.

– Wydaje mi się, że coś tu jest nie tak – mruknęła do Romy.

Jego ręka obejmująca jej ramiona zacisnęła się mocniej.

– Usłyszałaś coś?

– Jeszcze nie.

Wymienili spojrzenia. Bez słowa, tylko skinieniami głowy, zgodzili się, że trzeba zachować ostrożność.