Księżniczka na Manhattanie - Clare Connelly - ebook

Księżniczka na Manhattanie ebook

Clare Connelly

3,5

Opis

Będąc w Nowym Jorku, księżniczka Charlotte Rothsburg raz w życiu wymyka się ochroniarzom i rusza sama w miasto. Pragnie choć przez chwilę poczuć się wolna. W barze poznaje włoskiego milionera Rocca Santinowę. Rocco ujmuje ją swoim urokiem tak bardzo, że przyjmuje jego zaproszenie do domu. Wkrótce Charlotte wraca do kraju i przygotowuje się do zaaranżowanego ślubu z szejkiem. Nagle odkrywa, że jest w ciąży…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 153

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (2 oceny)
0
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Clare Connelly

Księżniczka na Manhattanie

Tłumaczenie:

Dorota Viwegier-Jóźwiak

Prolog

– Popatrz tylko na to, caro mio.

Rocco Santinova miał dopiero dziewięć lat, ale był dużym chłopcem jak na swój wiek, miał przenikliwe spojrzenie i poważną twarz. Przysunął się do matki i wyciągnął szyję, by lepiej widzieć wystawę z dekoracją świąteczną. W tle zobaczył pokryte śniegiem szczyty, nieco bliżej małe choinki, a całkiem z przodu figurki dzieci jeżdżących na łyżwach i nartach oraz alpejskie domy ze skośnymi dachami.

– W takim miejscu dorastałam – mruknęła do siebie. – Śliczne, prawda? – spytała syna po włosku.

– Si, mama.

Zwróciła ku niemu twarz i zobaczył, że ma wilgotne oczy.

– Pewnego dnia cię tam zabiorę. Będziemy zjeżdżać na nartach z takiego wzgórza.

Serce Rocco podskoczyło z podekscytowania. Miejsce, które wskazała palcem, było całkiem pokaźną górą. Rocco czuł, że sprostałby wyzwaniu.

– Pewnego dnia… wrócimy do domu – dodała zdecydowanym głosem. Mama często wspominała o „domu”. Rocco nie umiałby jej powiedzieć, że dla niego domem był Nowy Jork. To byłaby zdrada. Dlatego nic nie powiedział. Nowojorskie wieżowce były jego szczytami górskimi i to one stanowiły wyzwanie. Postanowił, że pewnego dnia jeden z drapaczy chmur będzie należał do niego.

– W moim miasteczku była restauracja z najlepszym jedzeniem, jakie można sobie wyobrazić. Chodziliśmy tam co niedzielę, po mszy.

Matka uśmiechnęła się tęsknie. Mimo młodego wieku, Rocco wiedział, że za uśmiechem tym kryje się smutek. Nie lubił, kiedy mama była smutna. Przyjrzał się jej. Z zachwytem patrzyła na zimową scenerię odwzorowaną na wystawie.

– Co jeszcze będziemy tam robić?

Pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Uśmiechnęła się.

– Każdego wieczora odbywają się koncerty kolęd. Kupimy sobie po kubku gorącej czekolady i będziemy ich słuchać. Też tak robiłam, jak byłam mała.

Wzięła go za rękę. Wyczuwał szorstkość jej skóry i odciski od trzymania szczotki. Bolało go, że nie może rozwiązać problemów, które się wokół nich piętrzyły. A ponieważ nie mógł nic zrobić, zawsze uważnie słuchał mamy i kiwał głową.

Odeszli od wystawy, kierując się w stronę stacji metra. Przez całą drogę opowiadała mu o rodzinnym miasteczku. Zanim weszli do kolejki, która miała ich zawieźć do maleńkiego mieszkania na Brooklynie, Rocco przysiągł sobie, że pewnego dnia zabierze tam matkę. Tylko ją miał na świecie i wierzył, że zawsze już będą razem.

Nie mógł wtedy wiedzieć, że ledwie dziesięć lat później zostanie na świecie sam, i że lepsze życie, które kiedyś obiecał matce, będzie w zasięgu jego rąk. Allegra Santinova nie mogła już tego zobaczyć.

Rozdział pierwszy

Serce księżniczki Charlotte Rothsburg biło niespokojnie od prawie godziny. Wtedy właśnie, pod koniec przyjęcia, na które została zaproszona, wymknęła się ochroniarzom. Była to decyzja spontaniczna i całkowicie nieodpowiedzialna, ale sprawiła jej mnóstwo frajdy.

Charlotte była dobrze ułożoną dziewczyną u progu przełomowego momentu swego życia. Wkrótce miały zostać ogłoszone jej zaręczyny z szejkiem Abu Hemel. Było to zaaranżowane małżeństwo, na które się zgodziła, ponieważ od zawsze miała świadomość, że taki los jest jej przeznaczony. Jedynym sensem i celem jej istnienia było urodzenie potomstwa i zapewnienie następcy tronu, z którego to obowiązku nie wywiązał się jej brat.

Została wychowana tak, by rozumiała, czego się od niej oczekuje. Nie znaczyło to wcale, że wszystko jej się podobało i że zaakceptowała swój los bez słowa sprzeciwu. Dziś jednak stwierdziła, że to ostatnia okazja, by posmakować wolności, zanim wypełni narzucony jej obowiązek.

Celowo pominęła we wspomnieniach inny raz, kiedy wyszła ze swej roli. Wolała o tym nie myśleć. Owszem, konsekwencje były straszne, ale wtedy była jeszcze dzieckiem, a teraz kobietą i obecny akt buntu miał inny charakter. Dzisiejsza eskapada nie będzie miała konsekwencji. Po prostu posmakuje trochę nocnego życia w Nowym Jorku, mieście, które nigdy nie zasypiało.

Adrenalina rozpędziła jej puls, gdy przeciskała się przez zatłoczony bar, wdychając mieszające się ze sobą aromaty drogich perfum, cygar, alkoholu i polerowanego mosiądzu. Zgiełk panujący we wnętrzu był trudny do zniesienia. Kakofonia złożona z rozmów i śmiechów oraz muzyki płynącej z głośników.

Dotarłszy do kontuaru, rozejrzała się, obrzucając przelotnym spojrzeniem zgromadzonych wokół ludzi. Przeważał typ korporacyjny – mężczyźni ubrani w eleganckie garnitury, kobiety w doskonale dopasowanych do figury sukienkach, pantoflach na obcasach i naszyjnikach z pereł. Nie miała wątpliwości, że to zasługa sąsiedztwa Wall Street.

Zupełne szaleństwo, pomyślała, nie za bardzo wiedząc, co robi wśród tych wszystkich ludzi. Ochroniarze zapewne zostaną zwolnieni ze służby. Naprawdę nie powinna wymykać się bez słowa.

Ale też pomysł, by polecieć do Nowego Jorku i wziąć udział w przyjęciu, na którym miała znów tylko rozdawać uśmiechy i kiwać głową przez bite trzy godziny, a następnie wrócić do pokoju hotelowego, którego strzegli ochroniarze, wydawał się Charlotte horrorem. Nie planowała uciec, ale kiedy nadarzyła się okazja, wyszła tylnym wejściem prosto na tętniącą życiem ulicę.

Gdzieś obok zaśmiał się mężczyzna i Charlotte instynktownie obróciła głowę w jego stronę. Z lekkim uśmiechem na twarzy obserwowała jego zrelaksowaną sylwetkę i kobietę, która pochylała się ku niemu raz po raz, wyraźnie z nim flirtując.

Przyglądając się im, poczuła pulsowanie w dole brzucha. Między tym dwojgiem była wyraźna chemia i Charlotte zastanawiała się, czy ona i szejk, za którego miała wyjść, też będą czuć do siebie coś podobnego. Trudno było to przewidzieć, spotkali się ledwie parę razy i choć jej przyszły narzeczony był szalenie przystojny, to Charlotte jakoś nigdy o nim nie myślała w kontekście erotycznym. Ale czy to miało jakiekolwiek znaczenie?

Westchnęła i powędrowała spojrzeniem dalej. Żywsze bicie serca sprawiło, że przymrużyła oczy, by lepiej przypatrzeć się mężczyźnie siedzącemu nieco dalej przy barze. Miał symetryczną, zdeterminowaną twarz o nieco kanciastych rysach, które mogły świadczyć o bezwzględności. Był wysokim mężczyzną o szerokich barkach. Wyglądał na silnego i przypominał dzikie zwierzę, które zbyt długo było zamknięte w klatce. Widać było, że rozpiera go energia.

Jej oczy powędrowały w dół, ku skórzanym butom, doskonale dopasowanym czarnym dżinsom, koszuli, która z jednej strony była wyciągnięta ze spodni, zawiniętym do łokci rękawom koszuli ujawniającym muskularne przedramiona. Wstrzymała oddech, ogarniając jeszcze raz spojrzeniem barki. Mężczyzna miał około metra dziewięćdziesięciu wzrostu, policzki pokryte trzydniowym zarostem. Brązowe oczy w kształcie migdałów okalały gęste rzęsy. Ciemne i fantazyjnie ułożone kręcone włosy pobudzały fantazje Charlotte.

Rozchyliła lekko usta dokładnie wtedy, gdy mężczyzna uniósł w górę szklaneczkę z trunkiem i spojrzał prosto na nią, jakby pytał, czy ma ochotę przyłączyć się do niego. Gorączka ogarnęła całe jej ciało. Odczekała chwilę i zaczęła przeciskać się przez tłum, aby dotrzeć do niego. Starannie unikała przy tym rozważań, czy aby nie popełnia jeszcze większej głupoty niż ucieczka z przyjęcia.

Gdyby myślała w tej chwili rozsądnie, zawróciłaby, wyszła z baru, odnalazła ochroniarzy i przeprosiła ich za swoje zniknięcie. Zamiast tego uniosła wyżej podbródek, aby nie sprawiać wrażenia niezdecydowanej.

Do tej pory ani razu nie okazała nieposłuszeństwa rodzicom. Ale dzisiejszy wieczór był inny. Chwilowo odzyskana swoboda rozpaliła w niej ogień, którego rozsądek nie był w stanie ugasić.

– Czy mogę postawić ci drinka? – spytał mężczyzna niskim głosem z naleciałością obcego akcentu. Włoch, a może Grek?

Wiedziała, że powinna odmówić. Ekscytację spowodowaną spontaniczną ucieczką powoli wypierały inne uczucia, o wiele bardziej złożone i wymagające więcej zastanowienia. Mimo to przechyliła lekko głowę na bok, a powietrze uleciało jej z płuc, kiedy popatrzyła na mężczyznę z bliska.

Otworzyła nawet usta, ale nie potrafiła znaleźć właściwych słów. Skinęła głową i na nieco drżących nogach zrobiła dwa ostatnie kroki dzielące ją od mężczyzny, by zająć miejsce obok niego. Mężczyzna nie odsunął się, więc kiedy usiadła na wysokim stołku barowym, znajdowali się w odległości kilkunastu centymetrów od siebie, a drzewny, męski aromat jego wody kolońskiej wypełnił jej nozdrza, dołączając niczym akompaniament do pulsowania, które czuła w całym ciele.

Z bliska mężczyzna robił jeszcze większe wrażenie i wydawał się być bardzo pewny siebie. Był chyba jedynym klientem w barze, który nie miał na sobie garnituru. Wyraźnie nie starał się nikomu zaimponować nienagannym wyglądem.

– Na co masz ochotę?

Popatrzyła na ścianę butelek za kontuarem.

– A ty co pijesz?

– Whisky.

Zmarszczyła lekko nos.

– To dla mnie za mocne. W zasadzie nie piję.

– Szampan?

Kiwnęła głową.

– Odrobinę.

Usta mężczyzny wygięły się w lekko cynicznym uśmiechu, gdy podniósł rękę, by przywołać barmana. Po chwili smukły kieliszek schłodzonego trunku pojawił się przed Charlotte. Zapatrzyła się w bąbelki wypływające na powierzchnię z szybkością odpowiadającą jej przyspieszonemu pulsowi. Potem podniosła kieliszek w milczącym toaście.

Gdy ich spojrzenia znów się spotkały, wstrzymała oddech i siedziała jak zahipnotyzowana. Tylko dłoń trzymająca kieliszek zaczęła lekko drżeć. Przysunęła ją do siebie, by ukryć poruszenie, ale nie zrobiła tego dość szybko i mężczyzna obrzucił ją uważniejszym spojrzeniem. Upiła łyk i odstawiła kieliszek, choć miała ochotę wychylić go do dna. Jedynie po to, by ukoić nerwy.

– Nie lubisz? – spytał, przysuwając się bliżej, żeby lepiej go słyszała. Niestety to tylko do reszty rozstroiło zmysły. Zapach mężczyzny był teraz jeszcze bardziej upajający i wzbogacony nutą whisky. Jego oczy zaś były jeszcze piękniejsze, niż początkowo sądziła. Nie całkiem brązowe, lecz nakrapiane szarymi i srebrnymi plamkami. Na opalonym nosie odkryła kilka piegów. W wycięciu koszuli dostrzegła ciemne owłosienie i omal nie wyciągnęła ręki, by sprawdzić, czy jest miękkie czy szorstkie. Była przerażona swoimi myślami. Nigdy wcześniej niczego podobnego nie poczuła do żadnego mężczyzny, tym bardziej do nieznajomego.

– Czego nie lubię? – spytała rozkojarzona.

Spojrzał na jej kieliszek i znowu na nią.

– Nie, po prostu nieczęsto piję alkohol.

– Może wolałabyś co innego?

– Woda mineralna byłaby super.

Ponownie wezwał barmana i zamówił dla niej wodę. Czekali na nią w milczeniu, a gdy barman napełnił szklankę i oddalił się, Charlotte z ulgą wypiła ją prawie do połowy. Mężczyzna odsunął się nieco dalej, nie spuszczając z niej oka.

– Skąd jesteś? – spytał.

Spodobała jej się ta bezpośredniość. Większość ludzi, z którymi rozmawiała, okazywała jej szczególne względy z uwagi na tytuły, jakie jej przysługiwały. Równe traktowanie było miłą odmianą po tego rodzaju hołdach.

Wolała nie odpowiadać na to pytanie. Anonimowość i wolność szły w parze.

– Dlaczego myślisz, że nie jestem stąd?

– Wyczuwam obcy akcent.

– Ty też mówisz z akcentem – zauważyła. Uniosła szklankę do ust, przyglądając mu się z nieskrywaną ciekawością.

– Urodziłem się we Włoszech – powiedział po chwili.

– Tak myślałam.

– Naprawdę? – Przysunął się bliżej. – Co jeszcze sobie o mnie pomyślałaś?

Oczy Charlotte rozszerzyły się. Nie znała dotąd uczucia, które towarzyszyło flirtowi. Jej puls galopował. Musiała założyć nogę na nogę, by uciszyć wewnętrzne drżenie, które całkowicie ją rozpraszało.

– Ja…

Uśmiechnął się, rozbawiony jej nerwowością.

– Tak?

– Chciałam tylko powiedzieć, że Nowy Jork jest fascynujący.

– Dlaczego?

Ucieszyła się, że pozwolił jej zmienić temat.

– Tyle się tutaj dzieje. Mimo że na Manhattanie jest tylu ludzi, czuję się zupełnie anonimowa.

– Podoba ci się to uczucie?

– Bardzo! – powiedziała z emfazą i skrzywiła się, przypominając sobie o swoim uporządkowanym dotychczas życiu. Tak bardzo chciałaby tu zostać trochę dłużej, by móc się nacieszyć odzyskaną właśnie wolnością. – Czuję się tutaj wspaniale. Nareszcie mogę robić, co mi się podoba.

– Do tej pory nie mogłaś?

Charlotte umilkła, zdając sobie sprawę z tego, że powiedziała za wiele.

– Czym się zajmujesz zawodowo? – spytała po chwili, kiedy odzyskała rezon.

– Finansami.

– A dokładniej.

– Inwestowaniem.

Zaśmiała się.

– Celowo jesteś taki skryty?

– Nie, po prostu to nic ciekawego.

– Rozumiem. Więc może opowiesz mi o sobie coś, co będzie ciekawe?

– Co byś chciała wiedzieć?

Przechyliła głowę na bok, zastanawiając się.

– Z jakiej części Włoch pochodzisz?

– Z północy.

Znów bardzo ogólna odpowiedź. Dobrze znała tę technikę. Też ją czasami stosowała.

– Tęsknisz za dawnym krajem?

– Nie, ale często go odwiedzam.

– A dlaczego wybrałeś właśnie Amerykę?

– Mama chciała tu przyjechać.

Twarz mężczyzny była nieco spięta, choć może jej się wydawało.

– Do pracy?

– Nie.

– A twój ojciec?

– Nie miałem ojca, ale dzięki matce wcale mi go nie brakowało.

– Jesteś z nią blisko?

– Mama już nie żyje.

– Och, tak mi przykro.

– Zmarła wiele lat temu – dodał, sięgając po szkocką. Przez chwilę kołysał szklankę w palcach. – Czy to wystarczająco ciekawe?

Zmarszczyła czoło.

– Wybacz, nie chciałam być wścibska.

– Ciekawość nie jest zbrodnią.

– To nasza wspólna cecha.

– Dlaczego tak myślisz?

– Dobre pytanie. Po prostu takie mam przeczucie.

– Potrafisz czytać w ludzkich myślach?

– Ty mi powiedz. Pomyliłam się?

– Nie.

Uśmiechnęła się zadowolona.

– Chodziłeś do szkoły w Nowym Jorku?

– Nie, nie, teraz moja kolej. Co cię sprowadza do Nowego Jorku?

Tylko ostrożnie, Charlotte.

– Praca – odparła, wzruszając ramionami. Również nic ciekawego.

Przymrużył lekko oczy.

– Jak długo tu będziesz?

– Jutro wylatuję.

– Czyli mamy niewiele czasu.

– Na co? – zapytała.

Uśmiechnął się uwodzicielsko.

– Na odkrywanie.

Uciekła spojrzeniem w bok. Jej zainteresowanie tym mężczyzną musiało być aż nazbyt oczywiste.

– Na to prawie nigdy nie ma czasu.

– Często podróżujesz w związku z pracą?

– Czasami.

– Lubisz to?

– Zależy, dokąd się wybieram i co mam do zrobienia.

– A twoje ulubione miejsce na świecie to…?

– Kocham Włochy, naprawdę! – wyznała, wzdychając. – Wszystko! Jedzenie, kulturę, historię, krajobrazy, a najbardziej uwielbiam… – przerwała, sama zaskoczona swoją egzaltacją.

– Włochów? – wtrącił, unosząc brwi.

– Masz mnie! – Charlotte zaśmiała się. – Uwielbiam ich podejście do życia, do rodziny. Podoba mi się, że rodziny są wielopokoleniowe i regularnie się spotykają, by wspólnie jeść, śmiać się i pić wino na słońcu. Oczywiście, to wyidealizowany obrazek, ale kiedy jestem we Włoszech i przechodzę obok restauracji, często widuję takie rodzinne spotkania i jestem zazdrosna.

– Twoja rodzina jest inna? – zaciekawił się.

Charlotte nigdy nie dzieliła się szczegółami ze swojego życia – z nikim. Sparzyła się kiedyś boleśnie, kiedy była w szkole średniej. Jej zaufanie zostało nadwyrężone w sposób, którego nie była w stanie wymazać z pamięci. Mimo to przy tym mężczyźnie czuła się swobodnie. Może dlatego, że nic o niej nie wiedział, a co ważniejsze, nie rozpoznał jej. To było bardzo przyjemna rozmowa, po której grzecznie wróci do hotelu i znów nałoży opończę księżniczki Charlotte.

– Nie jesteśmy sobie szczególnie bliscy – powiedziała, starannie dobierając słowa. Zwierzenia to jedno, a całkowite odkrycie się to drugie. – Matka i ojciec byli już dojrzałymi ludźmi, kiedy się urodziłam. Mój brat był wtedy nastolatkiem.

– Przypadkowa ciąża?

– Nie. Byłam planowanym dzieckiem, ale to niczego nie zmienia.

– Naprawdę? Można by pomyśleć, że takie dzieci są bardziej kochane.

– To uproszczenie. Mnóstwo dzieci rodzi się z niezaplanowanej ciąży, a mimo to rodzice je kochają. Są też takie dzieci jak ja. Poczęte po to, by wypełnić lukę albo stać się zabezpieczeniem. W takich przypadkach dziecko liczy się mniej niż jego rola w rodzinie.

– A jaka jest twoja rola?

– Ja jestem zabezpieczeniem.

– Z jakiegoś konkretnego powodu?

– Mój brat rozchorował się, kiedy miał jedenaście lat.

– Coś poważnego?

– Myśleli, że umrze – powiedziała i umilkła. Brat był jedynym następcą tronu. Gdyby zmarł, doszłoby do kryzysu konstytucyjnego.

– Czy przez takie doświadczenia rodzice nie kochali cię właśnie bardziej?

Być może w zwykłej rodzinie tak by się stało, ale rodzina Charlotte nie była normalna, a jej rodzice byli związani wymaganiami, jakie nakładała na nich ich pozycja. Nie odpowiedziała na to pytanie.

– Nie chodzi tylko o rodziców – dodała po przerwie. – Chciałam mieć pełną rodzinę. Dziadków, kuzynów, spotkania i śmiechy. I więcej rodzeństwa.

– Zamiast tego czułaś się samotna?

Intuicja go nie zawodziła.

– Tak było.

– Rozumiem cię.

– Też marzyłeś o tym, by mieć większą rodzinę?

– Były pewne rzeczy, które chciałem zmienić czy ulepszyć, ale…

– Na przykład jakie? – dopytała.

Dokończył drinka i odstawił szklankę na kontuar.

– Mama chciała, żebym miał lepsze życie. Zapracowywała się, a ja byłem za mały, żeby jej pomóc. Zmarła, zanim mogłem to zrobić.

Charlotte zamyśliła się.

– Na pewno wiedziała, że chcesz jej pomóc, i doceniała to.

Uniosła głowę, natykając się na poważne spojrzenie, którego magnetyzm znowu ją zaskoczył. Zaczerwieniła się i zsunęła ze stołka. Sytuacja stanowczo zaczęła jej się wymykać spod kontroli.

– Powinnam już iść.

– Odprowadzę cię.

– Nie musisz.

– I tak miałem wychodzić.

Położył dłoń na jej plecach, co wywołało u Charlotte kolejny rumieniec. Ruszyli w stronę wyjścia.

Powietrze w barze wydawało się tętnić rytmem instrumentu perkusyjnego. Rocco czuł, jak rytm ten rozchodzi się po jego ciele, dociera do serca, bierze we władanie duszę. Pod dłonią, którą oparł powyżej jej bioder, wyczuwał ciepło. Miał ochotę zsunąć rękę niżej i objąć krągły pośladek albo wyżej – wślizgnąć się pod bluzkę, by poczuć gładkość nagiej skóry między łopatkami. Chętnie zanurzyłby twarz między jej piersiami i wsłuchiwał się w bicie serca, a potem zduszone szepty i krzyki kobiety, którą ledwo co poznał. Nawet nie wiedział, jak ma na imię. Ale czy było mu to potrzebne? Już krótka rozmowa podziałała na niego jak afrodyzjak, mimo że nie był to typowy flirt ani podryw. W każdym razie stracił nad tym kontrolę, a należał do ludzi, którzy lubili, gdy wszystko wokół działało zgodnie z planem.

Ubrali się przy drzwiach, a kiedy wyszli na zewnątrz, chłodny podmuch wiatru uderzył w nich i choć Charlotte miała na sobie płaszcz, zobaczył, że drży z zimna.

– Zawołam ci taksówkę – zaproponował, choć była to ostatnia rzecz, której by chciał. Potraktował to jak test.

Kiwnęła głową, co go rozczarowało. Zerknął w stronę krawężnika, ale zanim zdążył zrobić krok, ona spojrzała w niebo.

– Chyba spadnie śnieg.

– Takie były prognozy – odpowiedział, nie ruszając się z miejsca.

Rozejrzała się wokół i dostrzegł jej niezdecydowanie. Czyżby dawała mu szansę?

– Mieszkam niedaleko stąd – powiedział po chwili. Zaproszenie wybrzmiało gładko, choć z jakiegoś powodu odczuwał stres. – Może chcesz zobaczyć, jaki mam widok z okien? – Zarzucił wędkę z przynętą na haczyku i czekał.

– Ja… – Nie mogła znaleźć słów. Zupełnie zaschło jej w gardle. Była rozdarta pomiędzy tym, czego naprawdę pragnęła, a tym, co powinna zrobić. Powrót do hotelu oznaczał, że znów znajdzie się o trzy krótkie kroki od zamążpójścia i nagle pomysł, by tak się poświęcić, i to zanim sprawdziła, na czym polega prawdziwe życie, wydał się księżniczce Charlotte istną klątwą.

– Widok z okien… – powtórzyła, patrząc na ulicę, to w jedną, to w drugą stronę.

– Najlepszy w całym mieście, gwarantuję.

Dlaczego właściwie miała nie pójść i nie spędzić jednego przyjemnego wieczoru w całym swoim życiu? Miała dwadzieścia cztery lata, a nie dane jej było poznać rozrywek typowych dla kobiet w jej wieku. Nie chodziła na prywatki, dyskoteki, o randkach mogła tylko pomarzyć.

– Zgoda – powiedziała szybko, zanim rozum nakazał jej wycofać się z tej decyzji. W jej ciele wybuchł pożar i nie widziała innego sposobu, by go ugasić. Zrobiła krok w stronę mężczyzny i przechyliła lekko głowę, tonąc w pięknych brązowych oczach.

– Chodźmy!

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Tytuł oryginału: Pregnant Princess in Manhattan

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2022 by Clare Connelly

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-8342-460-6

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek