Księżniczka debiutuje - Connie Glynn - ebook + książka

Księżniczka debiutuje ebook

Glynn Connie

4,2

Opis

Lottie i Ellie wracają! Zawitaj do Rosewood Hall wraz z twoimi dwiema ulubionymi księżniczkami w kontynuacji bestsellerowej „Księżniczki incognito”!

Lottie Pumpkin to zwyczajna dziewczyna, która marzy o tym, żeby być księżniczką. Dostała się do prestiżowej szkoły Rosewood Hall w ramach programu stypendialnego.

Ellie Wolf to księżniczka, która marzy o zwyczajności – wybrała Rosewood Hall, by uniknąć pełnienia swoich obowiązków w królestwie Maradawii.

Zaczyna się drugi rok nauki w Rosewood Hall. Lottie i Ellie – bliskie sobie jak zawsze – coraz lepiej odnajdują się w nowych rolach. Wokół nich dzieją się jednak dziwne rzeczy… Ktoś najwyraźniej podtruwa uczniów. Rośnie zagrożenie ze strony tajemniczej organizacji Lewiatan. Lottie i Ellie zrobią wszystko, żeby rozwikłać mroczne zagadki. Czy jednak niebezpieczeństwo nie czyha bliżej, niż się im wydaje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 343

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (150 ocen)
68
48
26
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
rose958

Nie oderwiesz się od lektury

Hmm książka bardzo mi się podobała, jest bardziej wciagjąca niż pierwsza część, zdecydowanie nie mogę się doczekać aż przeczytam kolejną część!!! Jedyny minus tej książki to liczyłam na jakiś wątek romantyczny między Lottie a Jamie.. ale chyba nic nie będzie.🙄
00
Bananananananananana

Dobrze spędzony czas

super książka ale nie daję 5* bo nie ma lektora tylko syntezator mowy
00
kimieaton

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna !
00
ToraDora14

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam, super, wciąga.
00

Popularność




Każdej osobie, która kiedykolwiek zaparzyła mi herbatę.Dziękuję Wam

Tytuł oryginału Princess In Practice (The Rosewood Chronicles, Vol. 2)

Copyright © Connie Glynn, 2018

First published 2018 by Penguin Books

Penguin Random House Children’s, 80 Strand, London WC2R 0RLPenguin Books is part of the Penguin Random House group of companies whose addresses can be found at global.penguinrandomhouse.com

Przekład Anna Kłosiewicz

Redakcja Julia Diduch, Dominika Rychel

Korekta Justyna Charęza

Ilustracja na okładceQing Han

Skład Tomasz Brzozowski

Konwersja do wersji elektronicznej Aleksandra Pieńkosz

Copyright © for this editionInsignis Media, Kraków 2020Wszelkie prawa zastrzeżone

ISBN pełnej wersji 978-83-66575-72-1

Insignis Media ul. Lubicz 17D/21–22, 31-503 Kraków tel. +48 (12) 636 01 [email protected], www.insignis.pl

facebook.com/Wydawnictwo.Insignis

twitter.com/insignis_media (@insignis_media)

instagram.com/insignis_media (@insignis_media)

Prolog

W mrocznych lochach pod pałacem na cienkim materacu majaczyła sylwetka. Cele były niemal pozbawione wyposażenia, ale przynajmniej czyste – władcy Maradawii mogli przetrzymywać tu więźniów całymi tygodniami, a nawet miesiącami, gdyby zaszła taka potrzeba. Postać leżała nieruchomo, nikt nie domyśliłby się, że jej umysł cały czas intensywnie pracuje.

Saskia San Martin codziennie starannie planowała swoją ucieczkę, zapamiętując najdrobniejsze szczegóły: poczynania każdego ze strażników, pracę kamer, bulgotanie w rurach, a nawet rozbrzmiewające nad jej głową kroki mieszkańców pałacu. Żaden drobiazg nie umknął jej uwadze. Niestety, miała coraz mniej czasu. Upłynęło siedem tygodni, odkąd próbowała uprowadzić księżniczkę Maradawii. Wkrótce jej koledzy i koleżanki zaczną się zjeżdżać do Rosewood Hall na kolejny rok nauki. Nawet słowem nie wspomniała strażnikom o planie ludzi z Lewiatana, a usta otwierała jedynie po to, by jeść i powtarzać swoje jedyne żądanie: „Chcę porozmawiać z moją panią, Anastacią Alcroft”. Zawstydzone miny strażników zdradzały jej, że i tym razem nie posłano po Anastacię.

Saskia przekręciła się na bok, by lepiej widzieć wiszący na ścianie zegar. Z każdą upływającą sekundą ogarniało ją coraz większe przerażenie. Rany zadane jej przez partyzana księżniczki, Jamiego, zaczynały się już goić. Doskonale wyszkoleni w sztukach walki partyzanie byli świetnymi ochroniarzami, a Jamie walczył naprawdę zaciekle. Na szczęście o tej żenującej porażce przypominały jej już tylko wyblakły siniak wokół oka i rozcięcie na brodzie, po którym zapewne zostanie jej blizna. Nadal była jednak więźniem.

„Tik-tak, tik-tak”.

Lada dzień ludzie z Lewiatana rozpoczną drugi etap swojego planu… Zamknięta w tej celi, nie mogła zadbać o bezpieczeństwo Anastacii. Co prawda ci z Lewiatana zapewniali ją, że Anastacii nie spadnie włos z głowy, i że jeśli ona, Saskia, zdecyduje się wesprzeć ich poczynania, wreszcie będą mogły być z Anastacią razem – koniec ukrywania swoich uczuć przed apodyktycznym ojcem Anastacii, a jednocześnie szefem Saskii.

Saskia aż zamarła na wspomnienie tamtej chwili: wściekła Anastacia z rozwianym włosem, skąpana w świetle pałacowego holu. Następnie przed oczami stanęła jej inna scena: bosa Ellie w podartej sukience, machnięciami kija golfowego broniąca księżniczki. Tyle że Ellie wcale nie próbowała bronić księżniczki. To ona była księżniczką. Dopiero po wielu tygodniach pobytu w więziennej celi Saskia wreszcie to zrozumiała. Jak mogła być aż tak głupia? Ostatnio miała jednak tyle czasu do namysłu, że wreszcie udało jej się dopasować wszystkie elementy układanki. Ellie ukrywała swoją tożsamość, a Lottie Pumpkin wcale nie była księżniczką Maradawii, tylko jej portmanką, wynajętą do chronienia tożsamości prawdziwej księżniczki – Ellie, rozwścieczonej dziewczyny, która kijem golfowym roztrzaskała przednią szybę auta Saskii i bez wahania przyjęła od niej cios, byle tylko uratować Lottie.

Saskia przekręciła się na plecy i zapatrzyła na plamy wilgoci na suficie.

„Muszę porozmawiać z Anastacią, muszę ją ostrzec”.

Przeraźliwe brzęczenie poinformowało ją, że za chwilę ktoś wejdzie do celi, więc czym prędzej usiadła. Drzwi otworzyły się, a w progu stanął wysoki, barczysty mężczyzna z policzkiem naznaczonym blizną. W dłoniach trzymał tacę z jedzeniem. Sir Nikolay Olav, partyzan samego króla, a zarazem człowiek, z którym spotkania najbardziej się obawiała.

Nie odrywając od niej wzroku, Nikolay ustawił tacę z brunatną breją na stole pośrodku pomieszczenia. Zwykle tylko towarzyszył szczęśliwcowi, któremu przypadł zaszczyt dostarczenia jej posiłku, ale czasami przynosił tacę osobiście. To zawsze oznaczało jedno – przesłuchanie.

Nikolay usiadł na plastikowym krzesełku przy stole, a potem sapnął z irytacją. Wiedział równie dobrze jak ona, że będzie jak zwykle. Dokładnie tak samo, jak podczas wszystkich poprzednich przesłuchań.

Mężczyzna potarł pokryty szczeciną podbródek, palcami przesunął po bliźnie na lewym policzku.

– Saskio San Martin – odezwał się w końcu chrapliwym głosem.

Nie odpowiedziała, zamiast tego nabrała łyżką odrobinę jedzenia, a potem pozwoliła grudkowatej brei spłynąć z powrotem na talerz. Mężczyzna nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

– Musisz wyjawić nam wszystko, co wiesz na temat Lewiatana.

Saskia zamarła z ręką w powietrzu i popatrzyła na mężczyznę beznamiętnie. Mogła udzielić mu tylko jednej odpowiedzi na to pytanie, tej samej, której udzielała, odkąd wtrącono ją do lochu.

– Chcę porozmawiać z moją panią – powiedziała powoli. – Z Anastacią Alcroft.

1

Lottie aż się skrzywiła, gdy poczuła drżenie pałacowego parkietu pod stopami. Świadomość, że gdzieś tam na dole znajduje się Saskia, wywoływała u Lottie dreszcz, który przebiegał wzdłuż jej kręgosłupa przy każdym kroku. To jednak nie pora, by się nad tym zastanawiać. Musi pozostać zwarta i gotowa. Musi zachowywać się jak na idealną księżniczkę przystało, dopóki impreza nie dobiegnie końca. Wtedy wróci do Ellie i dokończy pakowanie przed wyjazdem do Rosewood.

Wcześniej jednak miała jej przypaść w udziale rola jubilatki podczas wystawnego przyjęcia urodzinowego, w którym uczestnictwo zadeklarowali przedstawiciele największych redakcji na świecie. Była na nogach od dobrych dwóch godzin, z uśmiechem witając wszystkich tych wpływowych ludzi uznających ją za prawdziwą księżniczkę Maradawii. Na szczęście król i królowa wydali całkowity zakaz fotografowania, by chronić jej tożsamość i dzięki temu ograniczyć liczbę osób, które mogłyby ją rozpoznać w miejscach publicznych. Pałacową galerię zdobiły wysadzane szlachetnymi kamieniami proporce, a marmurowe kolumny opleciono wstęgami we wszystkich kolorach tęczy. Na stołach nakrytych zdobnymi w falbany obrusami piętrzyły się przeznaczone dla księżniczki prezenty, każdy kolejny bardziej wymyślny i okazały od poprzedniego.

Lottie miała na sobie tradycyjny strój Maradawii, łącznie z ciemną wyszywaną szarfą, przepasającą suknię z długimi rękawami w jadeitowym odcieniu. Głowę zdobił jej srebrny diadem, który dostała od matki na urodziny nieco ponad dziewięć lat temu. Zaledwie dziewięć lat temu. Całe to przyjęcie stanowiło istną maskaradę, bo nawet nie były to urodziny Lottie – ta obchodziła swoje pięć dni wcześniej. Dzisiaj, pierwszego września, wypadały urodziny Ellie. Lottie nie była prawdziwą księżniczką, po prostu zastępowała przyjaciółkę. To miało jednak pozostać tajemnicą – żaden z gości nie powinien się niczego domyślić.

– Wszystko w porządku? – Stojący u jej boku Jamie odezwał się tak cicho, by tylko ona mogła go usłyszeć.

W ciągu ostatnich kilku tygodni zbyt często słyszała to pytanie. Za każdym razem czuła ucisk w żołądku.

– Oczywiście – zapewniła machinalnie, nie odrywając wzroku od zbliżającej się do nich damy o lśniących niczym heban włosach, ubranej w nieskazitelne jedwabne spodnium. – Wysoka kobieta po lewej.

Jamie zerknął w tamtą stronę.

– Olga Ulov, redaktor naczelna „Złotego suwerena”.

Na tle wielobarwnego tłumu ubrany w czarną koszulę i spodnie Jamie wyróżniał się skromnym strojem, ciemne włosy miał zaczesane gładko do tyłu. Lottie próbowała go przekonać, żeby trochę się odprężył, ale on pozostał zwarty i czujny przez całe przyjęcie, bacznie obserwując zgromadzonych w sali gości, przekonany, że w każdej chwili znów może się wydarzyć coś strasznego.

Olga przystanęła tymczasem przed nimi i skinęła lekko głową na powitanie.

– Księżniczka Eleanor Wolfson. – Wymówiła to imię i nazwisko powoli, mierząc Lottie spojrzeniem spod zmrużonych powiek. – To dla mnie ogromna przyjemność, że po tych wszystkich latach, kiedy się pani przed nami ukrywała, wreszcie mogę poznać panią osobiście.

Dawniej Lottie sądziła, że nigdy nie przyzwyczai się do sytuacji, gdy ktoś zwraca się do niej cudzym imieniem, jednak teraz bez trudu przywołała na wargi uśmiech, starając się postępować tak, jak jej zdaniem zachowywałaby się w tej sytuacji Ellie.

– Ależ dziękuję, droga Olgo. Mogę mieć tylko nadzieję, że warto było czekać – rzuciła uprzejmie, natychmiast wczuwając się w rolę skromnej arystokratki.

Jamie skinął głową z aprobatą. Chociaż nie odbywali już lekcji z zasad „bycia księżniczką”, nadal trzymał się blisko niej i pilnował, by nie popełniała gaf.

Olga wydęła wargi w namiastce uśmiechu, ale wzrokiem wciąż świdrowała Lottie, zupełnie jakby próbowała odgadnąć jej myśli. Ellie nie miała najlepszych stosunków z mediami, które zawzięcie rozpowszechniały plotki dotyczące powodów jej ukrywania się przed światem, a chociaż nie było w nich nawet krzty prawdy, niezmiennie okazywały się naprawdę krzywdzące. Teraz Lottie miała zadać kłam tym pogłoskom jako portmanka Ellie, odgrywając publicznie jej rolę i zachowując się jak na grzeczną i skromną księżniczkę przystało. Królowa uznała, że przyjęcie urodzinowe to doskonała okazja, by zaradzić problemom córki z prasą.

„Po prostu muszę się uśmiechać i wszystkich uprzejmie witać” – powiedziała sobie w duchu uprzedzona o swoim zadaniu Lottie. „Co w tym trudnego?”

Mogła mieć tylko nadzieję, że cała ta maskarada się powiedzie.

– Wasza Wyssssokość… – Usłyszała nagle za plecami głos dziwnie przypominający syk. Kiedy się odwróciła, stojący na baczność z rękami założonymi na plecy królewski doradca Simien Smirnov skłonił się lekko, a potem dodał: – Sir Yanovski, artysta malarz, chciałby złożyć na ręce Waszej Wysokości podarek. Zechce mi Wasza Wysokość towarzyszyć do króla i królowej. – Simien posłał jej blady uśmiech i skinął na nią, by podążyła za nim.

– Brzmi cudownie. – Lottie odpowiedziała mu szerokim uśmiechem, uszczęśliwiona, że wreszcie ma wymówkę, by uwolnić się wścibskich uczestników przyjęcia. Wciąż nie zdołała jeszcze rozgryźć Simiena i zorientować się, co właściwie sądził o niej jako o portmance Ellie. Z całą pewnością jednak maniery miał nienaganne.

Ruszyła w ślad za nim, lawirując z gracją – a przynajmniej taką miała nadzieję – między gośćmi a służącymi roznoszącymi na srebrnych tacach kawior i trufle.

„Ciekawe, co je teraz Saskia” – przemknęło jej przez głowę, ale szybko odsunęła od siebie tę myśl. Tego lata i tak trudno jej było znaleźć chwilę na relaks w królewskim pałacu w Maradawii. Im bardziej angażowała się w rolę portmanki, tym bardziej nieswojo się czuła. Teraz marzyła już tylko o tym, by znaleźć się z powrotem w Rosewood Hall, w szkole, gdzie mogła wreszcie być sobą. Najpierw musiała jednak jakoś dotrwać do końca przyjęcia, w myślach powtarzała więc słowa matki, która przed śmiercią zdążyła przekazać jej tę zasadę: „Będę życzliwa, będę odważna, będę niepowstrzymana”.

Kiedy wydostali się wreszcie z tłumu, Jamie odkaszlnął lekko, przywołując ją do rzeczywistości. Lottie podniosła wzrok i zobaczyła, że dotarli na sam koniec galerii, gdzie stanęli przed rodzicami Ellie. Przed królem i królową.

Król Alexander i jego żona, królowa Matilde – choć nie mogliby się bardziej od siebie różnić – w jakiś niezwykły sposób idealnie do siebie pasowali. Król stał bez ruchu, a jego ciemne oczy przypominały przepastną otchłań, mroczną i nieprzeniknioną. Królowa Matilde sprawiała u jego boku wrażenie lekkiej i delikatnej niczym pajęczyna, gotowa odlecieć za sprawą najlżejszego podmuchu wiatru. Lottie wciąż nie mogła się nadziwić, jak bardzo sama przypomina królową. Czasami miała wrażenie, jakby patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Teraz nie miała wątpliwości, czym zasłużyła sobie na przywilej zostania portmanką Ellie.

– Doskonale odnalazłaś się na tym przyjęciu. – Królowa Matilde uśmiechnęła się do niej porozumiewawczo i delikatnie pociągnęła ją ku sobie, tak by Lottie stanęła między nią a królem Alexandrem. Ktoś nieznający prawdy mógłby uznać, że księżniczka po prostu zajmuje należne jej miejsce między rodzicami. Król skinął tylko krótko najpierw Lottie, a potem Jamiemu.

Lottie dostrzegła z boku jakiś przedmiot, zakryty zasłoną z połyskującego fioletowego aksamitu. Cokolwiek się pod nią znajdowało, było naprawdę ogromne, bo sięgało niemal sufitu. Lottie poczuła się tym nieco zdeprymowana. Ktoś postukał widelcem w kieliszek do szampana i gwar rozmów zaczął cichnąć, a zebrani odwracali się z szacunkiem w stronę osoby próbującej zwrócić ich uwagę. Mężczyzna z kolorowymi włosami i w dziwacznych okularach wystąpił naprzód. Lottie nie miała wątpliwości, że skądś go zna. „Tylko skąd?” – zachodziła w głowę.

– To Yanovski, artysta uhonorowany szlacheckim tytułem – szepnęła do Lottie królowa, nie odrywając wzroku od tajemniczego prezentu.

Lottie została poinformowana wcześniej, że księżniczka otrzyma znaczący podarunek, który miał nie tylko uczcić jej urodziny, ale również upamiętnić oficjalny debiut w socjecie. Właśnie w takich momentach Lottie czuła się wyjątkowo dziwnie, pełniąc funkcję portmanki. Wszystkie te prezenty były przecież przeznaczone dla Ellie – prawdziwej księżniczki. Chociaż, o ile Lottie znała przyjaciółkę, ta nie mogła być uszczęśliwiona takim przedstawieniem.

Yanovski tymczasem zbliżył się do niej i ująwszy delikatnie jej nadgarstek, pochylił się nisko, by ucałować jej dłoń.

– Czyż księżniczka nie jest wprost cudowna? – Artysta wyprostował się i wskazał Lottie tak teatralnym gestem, że dziewczyna poczuła się niczym cenny wierzchowiec. Pozostali goście zaczęli bić brawo i powtarzać: „Wprost cudowna!”, „Idealna księżniczka!”. Lottie aż zarumieniła się z zadowolenia. Chociaż była jedynie portmanką, podobało jej się, kiedy traktowano ją jak osobę z królewskiego rodu.

Tymczasem król uniósł dłoń, na co tłum natychmiast się uciszył.

Yanovski ponownie odchrząknął.

– Wasze Wysokości, z pewnością wyrażę odczucia wszystkich tu zgromadzonych, kiedy powiem, jak bardzo się cieszymy, mogąc poznać uroczą córkę Waszych Wysokości.

Serce zamarło Lottie w piersi. Co sądził o całej tej maskaradzie król?

– To z pewnością wspaniała przedstawicielka maradawskiego rodu i godny naśladowania przykład, jaka powinna być prawdziwa księżniczka. – Tu artysta zrobił znaczącą przerwę, by z uśmiechem zadowolenia przyjąć oklaski i radosne okrzyki zgromadzonych. Królowa nie przestawała się uśmiechać, jednak Lottie zauważyła, że wargi króla lekko drgnęły. – Wasze Wysokości muszą być naprawdę dumne – ciągnął Yanovski. – Przypadł mi w udziale zaszczyt sprezentowania księżniczce tego daru z okazji jej piętnastych urodzin, który upamiętni również jej debiut w towarzystwie.

Dwóch żołnierzy z gwardii przybocznej podeszło do prezentu, zebrani wstrzymali oddech. Lottie ogarnęło dziwne uczucie, jakby diadem zaczął jej nagle ciążyć, ciągnąc ją w dół. Wartownicy szarpnęli za zasłonę, płachta połyskującego fioletowego atłasu spłynęła na parkiet. Lottie uniosła głowę i popatrzyła na… samą siebie!

Posąg górował nad zebranymi, a przedstawiał niezwykle wiernie oddaną w brązie postać Lottie. Z całą pewnością był to najbardziej ekstrawagancki prezent, jaki kiedykolwiek otrzymała. Yanovski w najdrobniejszych szczegółach odwzorował suknię, którą Lottie miała na sobie podczas letniego balu. Wyglądała niczym prawdziwa księżniczka. Rzeźba była naprawdę wspaniała, tak wspaniała, że Lottie dopiero po chwili uświadomiła sobie, jakie to wszystko jest niedorzeczne.

– Ojej – westchnęła tylko z wymuszonym uśmiechem.

Królowa Matilde ściągnęła brwi, natomiast król Alexander nadal milczał z nieprzeniknioną miną.

– Niezwykle udana podobizna! – Simien klasnął, śmiejąc się przy tym odrobinę zbyt głośno. – Proszę tylko spojrzeć! Nasze wysokości wręcz zaniemówiły z zachwytu.

Wystarczyło jedno spojrzenie króla, by uśmiech zamarł na ustach mężczyzny.

– Naprawdę wyjątkowe dzieło sztuki. Hm, chyba wymagało… sporego nakładu pracy? – Królowa zdołała wreszcie się odezwać. To musiało być irytujące dla królewskiej pary, zobaczyć uwiecznioną na zawsze w brązie postać dziewczyny, która nie była ich córką.

– Ależ tak! To dzieło okazało się jednym z najbardziej wymagających w mojej karierze, ale z całą pewnością dla naszej księżniczki było warto. – Artysta rzucił Lottie zachwycone spojrzenie, po czym skłonił się przed nią w głębokim ukłonie.

Lottie niemal słyszała Ellie zaśmiewającą się do rozpuku gdzieś w głębi pałacu. Cóż za niedorzeczna sytuacja! Odważyła się wreszcie zerknąć na Jamiego, który przygryzał właśnie dolną wargę, a jego ramiona podejrzanie drgały. Najwyraźniej próbował powstrzymać śmiech.

Uniosła wzrok i popatrzyła odlanej w brązie postaci prosto w oczy, aż zakręciło się jej w głowie. Zamrugała żywiej i aż się wzdrygnęła. „No dalej, powiedz coś wreszcie!”.

– Dziękuję. – Przez moment otwierała i zamykała usta bezradnie, próbując znaleźć właściwe słowa. Co powiedziałaby w takiej sytuacji księżniczka? W końcu rozejrzała się z uśmiechem po zachwyconych gościach, którzy mieli przecież uwierzyć, że jest potomkinią królewskiego rodu. – Wygląda zupełnie jak… ja!

Ciąg dalszy dostępny w wersji pełnej.

Prawość, przebojowość, zaradność

W szkole Rosewood Hall istnieją trzy akademiki:

Ivy, Conch i Stratus.

Do którego z nich należysz?

Przeczytaj ich opisy, a potem wybierz ten, który najbardziej odpowiada twojemu charakterowi.

Kolor: fioletowy

Ivy to dom prawych. Nazwany tak na cześć Florence Ivy, osławionej filantropki i pierwszej kobiety przyjętej w mury Rosewood Hall, jest miejscem dla pionierów, poetów i filantropów. Uczeń domu Ivy nie obawia się wyróżnić czy stanąć w obronie tego, w co wierzy.

Kolor: czerwony

Conch jest domem przebojowych. Największą zaletą uczniów domu Conch, zaciętych i prostolinijnych, jest ich siła woli. Nazwany tak dla uhonorowania Balthazara Concha, który stoczył walkę z wilkiem, by uratować szkolnego kolegę, dom Conch jest domem lojalistów.

Kolor: żółty

Dom Stratus jest domem ludzi zaradnych, kreatywnych, umiejących rozwiązywać zagadki. Założony przez bliźnięta, Shraya i Sanę Stratus, dwójkę artystów, którzy zawsze powtarzali: „Może się wydawać, że chodzimy z głową w chmurach, ale to tylko dlatego, że wszystko bacznie obserwujemy”.