Kot Winston. Polowanie na rabusiów - Frauke Scheunemann - ebook + audiobook

Kot Winston. Polowanie na rabusiów ebook i audiobook

Frauke Scheunemann

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzeci tom przygód superkota! Skandal! Ktoś wykradł ze szkolnego sejfu prace maturalne! To już kolejny taki przypadek, ale tym razem dotyczy szkoły, do której chodzi Daria. Mikołaj, starszy brat Tomka jest załamany! Obawia się, że będzie musiał jeszcze raz przystępować do egzaminów. Jak to się stało, że rabusiom udało się dostać do pilnie strzeżonego pomieszczenia? Wygląda na to, że do akcji musi wkroczyć kot Winston! W rozwiązaniu kolejnej zagadki pomoże mu jak zwykle jego zwierzęco przenikliwy umysł, nieomylny węch i wsparcie dwu- i czworonożnych przyjaciół.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 213

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 35 min

Lektor: Tomasz Kozłowicz

Oceny
4,8 (108 ocen)
95
10
2
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
filiplesinski2011

Nie oderwiesz się od lektury

Kooozaaaak
30
Bigajo

Nie oderwiesz się od lektury

Extra w samym sensie tego słowa.
20
Makrzy

Nie oderwiesz się od lektury

Było bardzo fajnie
20
ewezim

Dobrze spędzony czas

Świetnie spędzony czas. Córka 7 lat poleca.
20
JoannaSt

Nie oderwiesz się od lektury

Świetne polecam:-)
20

Popularność




Tytuł oryginału:

Jagd auf die Tresorräuber

Copyright © 2015 Loewe Verlag GmbH, Bindlach

Copyright © 2018 for the Polish edition by Wydawnictwo Debit

Copyright © 2018 for the Polish translation by Wydawnictwo Debit

Redakcja: Alicja Kaszyńska

Korekta: Teresa Dziemińska

Rysunki na okładce: © iStockphoto.com

Wykonanie okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez uprzedniej pisemnej zgody właściciela praw jest zabronione. Informacji udziela Wydawnictwo Debit.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A jeśli ją kopiujesz, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

ISBN 978-83-8057-289-8

Wydawnictwo Debit Sp. z o.o.

ul. Fitelberga 1

40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

Zapraszamy do księgarni internetowej na naszej stronie:

www.wydawnictwo-debit.pl

www.facebook.com/WydawnictwoDebit

www.instagram.com/wydawnictwodebit

E-wydanie 2018

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Dla Christiane

Następne Boże Narodzenie będzie bardziej magiczne!

Boeuf strogonow, policja i bardzo głodny kot

Babuszka jest w coraz gorszym humorze. Stoi w kuchni, co chwilę spogląda przez okno, a potem kręci głową z takim oburzeniem, że jej imponujący, wysoko upięty kok niebezpiecznie chwieje się na boki.

– Gdzie ostajutsja Anna i dziewuszka? – pomstuje głośno, zdejmując garnki z kuchenki i stawiając je obok zlewozmywaka. – Jak dołga jeszcze przyjdzie mi czekać, to jedzenie budiet’ do niczego!

Jedzenie do niczego? Byłoby szkoda, bo to, co babuszka właśnie ugotowała, pachnie przepysznie i już zrobiłem sobie nadzieję, że coś mi z tego skapnie. Na samą myśl ślina napływa mi do pyszczka. Jak mi się wydaje, to potrawa z wołowiny najprzedniejszej jakości. Nazywa się boeuf strogonow. Nazwa jest wprawdzie dziwna, ale babuszka już to kiedyś ugotowała i smakowało wyśmienicie. Babuszka jest w ogóle doskonałą kucharką i jako członek tej rodziny mogę się tylko cieszyć, że w ostatnim czasie naprawdę często urzęduje w naszej kuchni.

Ja, Winston Churchill we własnej osobie, bardzo wytworny i bardzo czarny brytyjski kot krótkowłosy, mam niezwykle wyrobiony zmysł smaku. Powinienem zatem zawsze dostawać świeżo ugotowane potrawy. W każdym razie, jeśli ktoś może zapewnić mi dobry nastrój, to właśnie babuszka. Z tego powodu darzę starszą panią najwyższym szacunkiem.

Jednak moi ludzcy współmieszkańcy niekoniecznie są tego samego zdania. Na przykład jedyny tu mężczyzna prócz mnie, profesor Stanisław Grad. Kiedy babuszka obrzuca go złym spojrzeniem, bo znowu wszędzie porozrzucał swoje książki, czasem bardzo głęboko wzdycha. Pewnie wspomina dawne czasy, kiedy jeszcze mieszkał tylko ze mną w swoim pięknym, dużym mieszkaniu i mógł kłaść rzeczy w dowolnym miejscu. Było u nas zawsze tak cicho! Cudownie!

I to się nagle zmieniło, gdy Stanisław zatrudnił nową gospodynię, Annę. Wprowadziła się do nas razem ze swoją córką Darią. Ta trzynastoletnia dziewczynka tchnęła w naszą chałupę trochę radości. Naprawdę! Na początku w ogóle mi to nie leżało, ale z czasem coraz wyraźniej sobie uświadamiałem, że moje dotychczasowe życie było dosyć nudne. Daria stała się moją najlepszą przyjaciółką i nawet rozwiązywaliśmy wspólnie prawdziwe zagadki kryminalne. Bo dzieci i koty są doskonałymi detektywami. Razem po prostu nie do pobicia!

A co babuszka ma z tym wszystkim wspólnego? To oczywiste. Jest babcią Darii. Przyjechała z Rosji i od dłuższego czasu także tu mieszka. Właściwie najpierw chciała spędzić u nas tylko kilka dni. Ale potem doszła do wniosku, że jej doświadczenie w kwestii wychowania dzieci i ogólnego zachowania porządku w życiu jest nam niezbędnie potrzebne. No i po prostu została.

Anna jest tym jeszcze mniej zachwycona niż Stanisław. Nie chce już mieszkać razem ze swoją matką. Nie wiem wprawdzie dlaczego, ale najwyraźniej ludzie nie lubią być ze swoimi rodzicami, kiedy są już dorośli. No dobra, akurat my, koty, musimy opuścić swoje rodziny, kiedy jeszcze jesteśmy małe. Ale zasadniczo nie miałbym nic przeciwko temu, by moja mama zamieszkała u Stanisława. Mimo że w przeciwieństwie do babuszki kompletnie nie umie gotować.

Babuszka mija mnie właśnie zdecydowanym krokiem i wychodzi do przedpokoju. Ciekawe, czy zamierza zejść na dół, na ulicę, żeby poszukać Anny i Darii? Nie, sięga tylko po telefon leżący na komodzie obok drzwi wejściowych. Energicznie wystukuje numer, a potem przykłada słuchawkę do ucha.

– Niepakornaja takaja, gdieże ty? Pacziemu nie pad’chodisz k’tielefonu?

Kiedy babuszka pomstuje po rosyjsku, to znaczy, że jest naprawdę wściekła. Normalnie stara się mówić po polsku. Ale dla mnie to żaden problem, bo doskonale znam rosyjski, wiem więc, że babuszka denerwuje się, bo Anna nie odbiera telefonu. A skąd znam rosyjski? No cóż, to jest naprawdę bardzo długa historia. Daria i ja trafiliśmy kiedyś na burzę i zamieniliśmy się ciałami. Brzmi nieprawdopodobnie, ale tak było. Na szczęście po jakimś czasie udało się nam zamienić z powrotem, jednak pozostało mi po tym jeszcze parę ludzkich umiejętności. Od tamtego czasu nie tylko znam rosyjski, potrafię też czytać i pisać.

Babuszka odwraca się w moją stronę.

– Pajti, koszka – mówi, przeciągając samogłoski. – Jak się Anna z Darią spóźniają, to my zjemy już teraz. Ty też dostaniesz niemnoga strogonowa. Oczień wkusnyj!

Mruczę z zachwytem. To doskonały plan! A skoro obie nie zjawią się na obiedzie, na pewno zostanie o wiele więcej dla mnie. Normalnie babuszka daje mi tylko troszeczkę, ale w tej chwili najwyraźniej jest zdecydowana napełnić moją miseczkę po brzegi. Bardzo mi to pasuje.

Babuszka idzie znowu w kierunku kuchni, a ja idę za nią. W kuchni stawia moją miseczkę na blacie, sięga po dużą chochlę i… W tym momencie słyszę, jak ktoś otwiera drzwi. Anna i Daria wróciły do domu.

Babuszka natychmiast odkłada chochlę na bok i biegnie z powrotem do przedpokoju. O, nie! Czy to ma znaczyć, że nie dostanę strogonowa? Dlaczego musiały przyjść akurat teraz? Najpierw się włóczą godzinami, żeby potem pojawić się w zupełnie niewłaściwej chwili. Bezczelność!

– Babciu, babciu! Wyobraź sobie, że dziś w szkole była policja! Przestrzegali nas przed złodziejami. – Daria wpada do mieszkania i ciska plecak na podłogę, co jej babcia kwituje wysoko uniesionymi brwiami. Babuszka bardzo nie lubi, kiedy ktoś nie odkłada swoich rzeczy natychmiast na swoje miejsce, a miejsce szkolnego plecaka jest zdecydowanie nie w przedpokoju, tylko w pokoju Darii.

Ale Daria wcale się nie przejmuje brwiami swojej babci, tylko podekscytowana opowiada dalej.

– Dziś ktoś włamał się do liceum w Śródmieściu! Złodzieje wynieśli cały sejf! Weszli do gabinetu dyrektorki i wyrwali ze ściany szafę pancerną. A potem zabrali ze sobą i zwiali. Obłęd, nie?

Miau! To naprawdę brzmi ekscytująco. Na króciusieńką chwilę zapominam nawet, że jestem głodny. Chyba kiedyś przechodziłem z Darią obok tej szkoły. To taka ogromna budowla z czerwonej cegły. Wygląda jak twierdza. Szczerze mówiąc, trudno mi sobie wyobrazić, jak włamywacz mógł wyrwać sejf ze ściany i tak po prostu wynieść go z budynku.

Na babuszce opowieść Darii nie robi żadnego wrażenia.

– Chodź do kuchni i siadaj! Obiad zaraz będzie zimny!

– Babciu, czy ty w ogóle zrozumiałaś, co powiedziałam? Było włamanie do szkoły!

Dymitra Kowalenko wydaje z siebie niechętny pomruk i kręci głową.

– Da, da – mówi wreszcie. To znaczy po rosyjsku: „tak, tak”. – Oczywiście, że zrozumiałam. Ale nie rozumiem, dlaczegoście się spóźniły? Policja potrzebowała twojej pomocy, dziecko?

Nim Daria zdążyła otworzyć usta, w słowo wpadła jej Anna, która tymczasem pojawiła się w przedpokoju.

– Nie, mamuszka, ale mojej potrzebowała! Daria tylko na mnie zaczekała.

– Że jak? Pomagasz policji?

– Właśnie. Policja przesłuchiwała dziś w południe wszystkie osoby, które mają klucz do drzwi wejściowych liceum. Bo jakoś się ci sprawcy musieli dostać do szkoły. I do gabinetu dyrektorki.

– A ty masz klucz?

– Niestety tak. W czwartki po południu prowadzę w auli zajęcia chóru. No i oczywiście potrzebuję klucza, żeby potem zamknąć szkołę.

Zgadza się. W czwartki Anna zawsze późno wraca do domu. W ogóle teraz jest bardziej nauczycielką muzyki niż gospodynią. Była nią już w Rosji, kiedy pięć lat temu wyjechała stamtąd razem z Darią. Dokładnie rzecz ujmując, w Omsku uczyła dzieci gry na fortepianie i śpiewu. Od kiedy dzięki Darii, mnie i naszym przyjaciołom z bandy podwórzowych kotów dawny nauczyciel muzyki ze szkoły Darii wylądował w więzieniu, Anna uczy tam muzyki. Najpierw uczyła tylko w podstawówce, a potem także w liceum. Na dom Stanisława nie pozostaje już zbyt wiele czasu. Ale za to, dzięki Bogu, mamy babuszkę!

Gdy Anna jest w szkole, to babuszka zarządza tu ścierką i chochlą! A jeśli akurat nie robi ani jednego, ani drugiego, ma surowe baczenie na to, czy Daria rzeczywiście odrabia lekcje i pilnie ćwiczy grę na fortepianie. Właściwie ma baczenie na wszystko, co jest do zrobienia. To bardzo praktyczne, że zajęła pokój przy kuchni, gdzie po wprowadzeniu się Anny zamieszkał Stanisław. Dzięki temu zawsze znajduje się w centrum wydarzeń. Tylko biedny Stanisław musiał przenieść wszystkie swoje książki, dokumenty i inne szpargały wraz z biurkiem do kąta w salonie. Ale mój Stanisław znosi to wszystko bardzo dzielnie i mówi, że to tylko prowizorka, do momentu, aż babuszka znajdzie jakieś mieszkanie dla siebie. Moim zdaniem wygląda to na dobry plan.

Chociaż… nie mam bladego pojęcia, co to jest prowizorka.

I nie wiem jeszcze jednej rzeczy: kiedy w końcu dostanę trochę tego strogonowa? Bo w tej chwili jestem już naprawdę bardzo poważnie głodny. Niech się moim ludziom nie wydaje, że właśnie mruczę! To w brzuchu mi burczy!

Niestety, nikt nie zwraca na mnie uwagi. Zamiast tego Anna kontynuuje opis policyjnej akcji, nadal stojąc w przedpokoju.

– Wszystkich nas przepytywali z osobna i to oczywiście dość długo trwało. Chcieli wiedzieć, czy coś się nam rzuciło w oczy albo czy w ostatnim czasie ktoś z nas pożyczał komuś klucz albo go zgubił.

– I co, zgubiłaś? – dopytuje się babuszka.

Anna kręci głową.

– Nie. To jest klucz uniwersalny. Pasuje do wszystkich drzwi w szkole. Strzegę go jak źrenicy oka!

– To dobrze. Bierzmy się za jedzenie! – oznajmia babuszka głosem nieznoszącym sprzeciwu. Ale kto by się ośmielał sprzeciwiać, skoro to jest takie pyszne? Ja na pewno nie!

Daria przewraca oczami, ale idzie do kuchni i siada przy stole. Jednak gdy babuszka nakłada jej na talerz pokaźną porcję, wraca do włamania.

– Wiesz, babciu, że to już trzeci raz w ciągu zaledwie czterech tygodni obrabowano sejf w jakiejś szkole?

– Skąd miałabym to wiedzieć? – pyta babuszka. Bardzo słuszne pytanie, moim zdaniem. Ja na przykład nic o tym nie wiedziałem. Nic a nic! A nie przesadzę, kiedy powiem, że uważam się za niezwykle dobrze poinformowanego kota.

– Tak właśnie było – oznajmia Daria z poważną miną. – Łupem złodziei padła już ogromna suma pieniędzy. Tylko w tym liceum w Śródmieściu było ponoć siedem tysięcy, jakieś składki i pieniądze za obiady kupowane w szkolnej stołówce!

Anna kiwa głową, a babuszka szeroko otwiera oczy.

– Kucharz jest zrozpaczony – opowiada dalej Daria.

– No bo za co kupi teraz produkty, żeby coś ugotować?

Wszechmocna sardynko w oleju! Sytuacja jest poważna! To nie do pomyślenia, żeby w stołówce nie było nic do jedzenia. Na pewno nie każde dziecko ma tyle szczęścia co Daria i babcię, która niemal codziennie gotuje coś pysznego. Gwałtownie zaczynam bić ogonem w tę i tamtą stronę.

– Zobacz – śmieje się Anna – Winston wygląda na strasznie nieszczęśliwego. Kiedy mowa o jedzeniu, nie ma u niego przebacz. Chodź, Dariu, daj mu troszkę mięska do miseczki.

Nareszcie! I choć sytuacja biednego szkolnego kucharza jest doprawdy godna pożałowania, cieszę się, że w końcu ktoś o mnie pomyślał. Daria obok miseczki z wodą stawia drugą, wypełnioną apetycznie pachnącą zawartością. Rzucam się gwałtownie na to jedzenie. Jest po prostu pyszne!

– Koszka wiecznie głodny – stwierdza babuszka. – Apetyt ma dobry, ale jak będzie za gruby, będzie musiał pójść na dietę!

A cóż to ma znaczyć? „Za gruby”? Jestem zgrabniutki, szczuplutki i najprawdopodobniej w najlepszej życiowej formie!

Daria chichocze.

– Winston na dietę? Z całą pewnością by mu się to nie spodobało. Chociaż, z drugiej strony… Myślisz, Winstonie, że Odetta by się nie przejęła, gdybyś dźwigał ze sobą ogromny bebech? Będziesz się jej podobał także z brzuszkiem? Jeśli tak, to spokojnie wsuwaj dalej.

Wypraszam sobie, a co Odetta ma z tym wspólnego? Odetta to, z jednej strony, najpiękniejsza biała kotka, jaką można sobie tylko wyobrazić, a z drugiej – moja najlepsza przyjaciółka. Mieszka na podwórzu za naszym domem. Z nikim nie dogaduję się tak dobrze jak z nią. Poza Darią. I jeśli komuś ma być zupełnie obojętne, czy zrobiłem się odrobinę pełniejszy w biodrach, to właśnie dobrej przyjaciółce. Dla niej się liczą tylko moje wewnętrzne wartości. A tych mam pod dostatkiem! Jestem sprytny, uprzejmy, pomocny, bystry i… hmm, o czym jeszcze zapomniałem? Aha, no tak, i jeszcze oczywiście jestem skromny. I niesamowicie odważny. Inaczej nie zdołałbym zapuszkować już dwóch prawdziwych groźnych przestępców. A poza tym jeszcze świetnie wyglądam. Z brzuszkiem czy bez. A co, może nie?

Przyglądam się sobie ukradkiem. Czy faktycznie troszeczkę przytyłem? No, może odrobinkę. Ale miałoby to rzeczywiście przeszkadzać Odetcie? To znaczy, chciałem powiedzieć, że na pewno nie jestem jeszcze tak gruby jak Spajk, kocur, który też się włóczy po naszym podwórzu. I oczywiście jestem o wiele bardziej zadbany niż Karmelek, kumpel Spajka, który jest wprawdzie chudy, ale za to strasznie rozczochrany. Co jednak, jeśli nie podobam się Odetcie tak jak ona mnie?

Na samą myśl ostatni kęs strogonowa staje mi w gardle i tylko z trudem mogę go przełknąć. Postanawiam w najbliższym czasie zwrócić większą uwagę na jedzenie i więcej się ruszać. Bieganie na pewno dobrze wpływa na figurę, a jeśli mam być szczery, przez ostatnie tygodnie raczej się leniłem. Wylegiwanie się na kanapie i co najwyżej jedno kółko drobnym truchtem na podwórzu za domem na pewno nie jest odpowiednim sposobem na zachowanie dobrej formy.

Nie chce mi się samemu biegać po mieście. Co prawda, teraz to nie jest żaden problem. Kilka tygodni temu w drzwiach wejściowych i w bramie zamontowano klapkę dla kotów. To pomysł babuszki. Z niewyjaśnionych powodów uznała, że ślady pazurów, które pozostawiałem na drzwiach, kiedy po powrocie z wycieczek domagałem się wpuszczenia do domu, nie są zbyt ładne. Mógłbym więc wyjść w każdej chwili. Postanawiam jednak poczekać z moimi sportowymi ambicjami, aż Daria znowu wybierze się do miasta. W towarzystwie spacery są o wiele przyjemniejsze.

Przeciągam się i rzucam Darii spojrzenie, które mam nadzieję, sygnalizuje radosne oczekiwanie przygody. A więc, moja droga: kiedy będziesz wychodzić dzisiaj po południu, idę z tobą! Naprawdę, zdziwiłbym się, gdybym błyskawicznie nie odzyskał idealnej figury…

Masa pytań i prawo serii

Przymorze, Oliwa, Wrzeszcz, a teraz Śródmieście. Cztery różne dzielnice dość odległe od siebie! O czym to świadczy? – Tomek patrzy na nas pytającym wzrokiem.

Odpowiadam mu takim samym spojrzeniem. Bo według mnie to nie świadczy w ogóle o niczym. I tak nie przybiegłem tu za Darią świńskim truchtem po to, żeby rozwiązywać jakieś zagadki, tylko żeby się pozbyć nieistniejącego brzuszka! A zamiast tego siedzę teraz tutaj, na łóżku w pokoju przyjaciela Darii Tomka, i każą mi się jeszcze zastanawiać nad dzielnicami miasta. Lepiej było zostać w domu.

Paula, trzecia osoba z towarzystwa, najwyraźniej ma podobnie zdanie co ja. Bo zamiast odpowiedzieć na pytanie Tomka, ziewa szeroko.

– Daj spokój, Tomku! Kompletnie mnie nie obchodzi, gdzie ci złodzieje dobrali się do sejfów. Nie rozumiem, dlaczego ty jesteś taki zainteresowany. Przecież to nie dotyczy naszej szkoły.

Tomek parska.

– No wiesz co, Paula! Jak możesz być taka obojętna? Szkoły w mieście padają ofiarą seryjnego przestępcy, a ciebie to nie interesuje? Nie chciałabyś wiedzieć, kto się za tym kryje?

Paula energicznie kręci głową.

– Nie. Póki mi nic nie ukradli, mam to w nosie. A poza tym, od czego właściwie jest policja? Niech się tym zajmą i schwytają sprawcę. Przecież to zawodowcy.

Tomek przewraca oczami.

– Policja! Sama przecież wiesz, że czasem trzeba im pomóc! Wyobraź sobie, że stałoby się coś strasznego. Coś, czemu moglibyśmy zapobiec. Wkurzałabyś się wtedy, że nic nie zrobiliśmy.

Co racja, to racja. Kiedy kilka miesięcy wcześniej została uprowadzona Emilka, koleżanka z klasy Darii, wspólnym wysiłkiem doprowadziliśmy do tego, że Emilka cała i zdrowa wróciła do domu. Daria, Tomek, Paulina i my, koty. Ja i dzieci pomogliśmy również schwytać Jurija, byłego faceta Anny. Ale to zupełnie inna historia i osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby w przyszłości moje życie toczyło się spokojniej.

Paula też spogląda z powątpiewaniem.

– No, nie wiem… Myślałam, że będziemy się uczyć matmy. Bo wtedy na bank nie przydarzy mi się nic strasznego, czemu moglibyśmy zapobiec!

Daria chichocze.

– Jasne – mówi, szczerząc zęby. – W takiej sytuacji faktycznie policja nic ci nie pomoże. Przy liczbach rzeczywistych i ułamkach dziesiętnych wymiękłby nawet najlepszy komisarz!

Teraz chichocze także Paula. Po chwili Daria i Paula wprost pękają ze śmiechu. Rżą na cały głos, a Tomek przygląda się im mocno skwaszony. Rozumiem go. Niefajnie jest, jak ktoś się z ciebie tak na cały głos nabija.

Drzwi do pokoju otwierają się i do środka zagląda jakiś chłopak. Ma krótkie brązowe włosy i tak jak Tomek nosi okulary. Z tym, że jest co najmniej o dwie głowy wyższy i jeszcze chudszy niż Tomek, który też jest przecież bardzo szczupły. Chyba słabo karmią biedaka! Już go parę razy widziałam. To Mikołaj, starszy brat Tomka.

– Hej, nie da się trochę ciszej? – W jego głosie słychać wyrzut. – Jestem za ścianą i muszę się uczyć. Poza tym wydawało mi się, że macie zamiar robić to samo. Gdyby Tomek raczył mnie poinformować, że planujecie tu imprezę, od razu bym powiedział, że dzisiaj nie da rady. Jeśli nie pamiętasz, braciszku, przypomnę: w przyszłym tygodniu mam próbną maturę z matmy i potrzebuję spokoju! Dyra traktuje to śmiertelnie poważnie. Ja zresztą też. Zależy mi na dobrej ocenie.

Tomek szybkim ruchem dłoni podsuwa okulary nieco wyżej i wzdycha.

– Sorry, Miko. Już będziemy cicho.

Mikołaj bez słowa cofa się i energicznym gestem zamyka za sobą drzwi. Tomek odwraca się do Darii i Pauliny, które tymczasem zdążyły się już uspokoić. Ale nie wygląda na to, żeby miały jakieś straszne poczucie winy.

– Popsuł nam zabawę – mruczy cicho Paula. Ja natomiast w sumie nie wiem, co mam myśleć o występie Mikołaja. Chyba głównie dlatego, że nie do końca rozumiem, co to jest próbna matura z matematyki. I w ogóle, co to jest matura? Chyba nigdy o czymś takim nie slyszałem. Ale najwyraźniej to coś bardzo ważnego.

– No dobra, więc my też pouczmy się teraz matmy – postanawia Tomek. – Ale jestem bardzo rozczarowany, że w ogóle was nie interesuje, do jakich wniosków w sprawie włamywaczy już doszedłem.

No cóż, Tomek ma trzynaście lat i chwilami jest nieco przemądrzały. Brzmi wtedy prawie tak jak mój profesor, choć tym razem i ja odrobinę się dziwię, że dziewczynki nie chcą się dowiedzieć, co takiego wymyślił. Jako kot niestety nie mogę go o to zapytać, w przeciwnym razie już bym to zrobił.

– No dobra – stwierdza wreszcie łaskawie Daria. – Opowiadaj. O czym świadczy fakt, że złodzieje działają w tylu dzielnicach?

Twarz Tomka się rozpromienia. Najwyraźniej woli rozmawiać o przestępcach niż o ułamkach dziesiętnych. Niezależnie od tego, czym te drugie w ogóle są.

– To przecież jasne jak słońce: to prawdziwi profesjonaliści. Zawodowi włamywacze!

Paulina i Daria patrzą na niego pytająco.

– Niby dlaczego? Skąd wiesz?

Tomek wzdycha, jakby uważał ich pytanie za niemądre. Ale ja też nie bardzo potrafię sobie wytłumaczyć, skąd ten wniosek. A jak wszyscy wiedzą, jestem przecież dość mądrym kotem, o ile nie najmądrzejszym na całym świecie!

– To przecież logiczne: ci przestępcy mają precyzyjny plan. Najwyraźniej wiedzą dobrze, w których szkołach w mieście znajdują się sejfy z kuszącą zawartością, to znaczy z dużą ilością pieniędzy, i jak można się do nich dobrać. To nie są okazjonalni złodzieje, którzy po prostu czasem napadają sobie na jakąś szkołę. Nie, tego jestem pewien: to są stuprocentowi zawodowcy.

– No i co z tego? Niech będą sobie stuprocentowi zawodowcy – odpowiada Paula wyraźnie znudzonym tonem. – Tym bardziej należy tę sprawę zostawić policji. A policja raczej nie czeka na trójkę siódmoklasistów, którzy udzielą jej cennych wskazówek. I w ogóle, jakie to miałyby być wskazówki? Chcesz zadzwonić na komisariat? I co powiesz? „Przepraszam, ale wydaje mi się, że ci, którzy włamują się do szkół, to zawodowi przestępcy”? Umarliby tam ze śmiechu. Na bank sami już to dawno wiedzą.

Tomek zdegustowany kręci głową.

– Wcale nie, na pewno nie mam zamiaru udzielać im mądrych wskazówek. Ale jestem przekonany, że za tą serią przestępstw kryje się jakiś schemat. I jeśli się uda nam odkryć, jaki to schemat, będziemy mogli przewidzieć, która szkoła będzie następna. Poinformujemy wtedy policjantów, a oni będą się mogli zaczaić, złapać złodziei na gorącym uczynku i zapuszkować. Jestem pewien, że działają według jakiegoś schematu. Musimy go tylko odkryć.

Daria zaczyna się śmiać. Ale tym razem znacznie ciszej.

– Wiesz co, Tomek! Jak ty sobie to wyobrażasz? Przecież nie mamy kryształowej kuli, do której moglibyśmy zajrzeć, żeby zobaczyć przyszłość.

Zdziwiony patrzę to na Darię, to na Tomka. Co ma z tym wspólnego jakaś kryształowa kula, do której można zajrzeć? Czy działa podobnie jak telewizor? Bo w telewizorze też można zobaczyć zdarzenia, nawet jeśli odbywają się w zupełnie innej części świata. Ale raczej nie takie, które nastąpią w przyszłości. Gdyby taka kryształowa kula faktycznie działała, byłoby naprawdę super.

Zastanawiam się, gdzie ostatnio widziałem taką kulę. Pewnie u pani Gradowej, matki profesora. Ale pływała w niej jeszcze złota rybka. Czyżby w takiej kuli można było zobaczyć przyszłość? Jeśli nie, to mam fajny pomysł. Musiałbym tylko na chwilę wsadzić łapkę do tej kuli, a potem… tylko nie mogę się dać przy tym złapać. Bo ludzie najczęściej reagują strasznie nerwowo, kiedy chodzi o ozdobne rybki i tego rodzaju bezsensowne domowe zwierzaki. Źle wychowane bratanice i bratanek profesora mieli kiedyś chomika, a kiedy chciałem się trochę z nim pobawić, urządzili mi straszną awanturę. Nie do wiary! Przecież nic bym mu nie zrobił, a poza tym ten dźwięk, jaki wydawał z siebie jego kołowrotek, był naprawdę wkurzający.

Ale odbiegam od tematu. Skąd tu teraz wziąć na gwałt kryształową kulę, żeby móc dostarczyć policji odpowiednich wskazówek?

Z zamyślenia wyrywa mnie prychanie. To Tomek, którego uwaga Darii najwyraźniej zirytowała.

– Ha, ha, kryształowa kula… Bardzo śmieszne… Możesz się ze mnie nalewać, i tak wiem, że mam rację. Chodźcie, dziewczyny, zróbmy znowu nasz genialny zespół dochodzeniowy, jak kiedyś! Jeśli szczegółowo przeanalizujemy fakty, na pewno dojdziemy do tego, gdzie będzie kolejne włamanie. Wiem, że damy radę! I to na bank bez żadnej kryształowej kuli!

Aha, czyli z tą kulą to był tylko żart? Jako kot nie zawsze potrafię rozróżnić, kiedy ludzie żartują, a kiedy mówią poważnie.

Daria wzrusza ramionami.

– Jasne, Tomek, oczywiście, że moglibyśmy to zrobić. System. Rozumiem, o co ci chodzi. Nie rozumiem jeszcze natomiast rozdzielności działań. A jutro to właśnie będzie na klasówce z matmy. Właściwie dlatego tu wszyscy jesteśmy. Pamiętasz?

Spojrzenie Tomka jest bardzo poważne.

– Dariu, zrobiłem analizę. Wszystkie te szkoły mają jedną wspólną cechę: stołówkę lub bar, w których można codziennie kupować jedzenie i płacić gotówką. Na bank co tydzień zbiera się tam kupę pieniędzy.

– O to chodzi w rozdzielności działań? Czyli jeśli jutro na sprawdzianie będzie takie pytanie, napiszę, że w stołówce można płacić gotówką – chichocze Paulina.

Tomek wzdycha i zsuwa się z łóżka na podłogę. Leżąc na podłodze macha rękami i nogami. Trzeba przyznać, że wygląda to bardzo zabawnie i gdybym tylko potrafił, głośno bym się roześmiał. Wydaję więc z siebie dźwięk, który odrobinę przypomina parsknięcie. Ma w każdym razie jedną zaletę: Mikołaj za ścianą na pewno tego nie usłyszy!

Daria wyciąga do mnie rękę i drapie mnie za uchem.

– Też ci się to wydaje zabawne, co, Winstonie?

Mruczę potakująco.

Tomek dźwiga się z dywanu.

– Skoro już nawet kot się ze mnie śmieje, daruję sobie dalsze wyjaśnienia w związku z moimi genialnymi wnioskami. Tacy ignoranci jak wy i tak nie będą potrafili tego docenić. Ale nie martwcie się, i bez was dam sobie doskonale radę. Zajmijmy się więc wspólnie rozdzielnością działań, a z przestępcami poradzę sobie sam.

Chwila, moment! Co on ma na myśli, mówiąc teraz o kocie i ignorantach? Bezczelność! Przecież jestem nadzwyczajnie uzdolniony! Obrażony zeskakuję z łóżka i kieruję się w stronę drzwi. Skoro Tomek nie docenia, jakim wzmocnieniem byłbym dla jego zespołu śledczego, jego strata. Nie będę za nim biegał. Już wolę rozejrzeć się po naszym podwórzu. Ciekawe, co tam ogólnie słychać u moich przyjaciół kotów, a u Odetty w szczególności. Podchodzę do drzwi i zaczynam drapać pazurami o futrynę.

– Wydaje mi się, że Winston chce wyjść – patrzy na mnie Daria. – Nauka matematyki jest pewnie dla niego za nudna. I tak się zdziwiłam, że koniecznie chce mi towarzyszyć.

Gdyby Daria w dalszym ciągu potrafiła czytać w moich myślach, wiedziałaby, że na dwór wypędziło mnie nie tyle zainteresowanie matematyką, co troska o figurę. Rzeczywiście, kiedy zamieniliśmy się ciałami, potrafiliśmy ze sobą rozmawiać w myślach. Ale od kiedy każde z nas jest z powrotem w swojej skórze – czy też w swoim futrze – już tego nie umiemy. Mimo to najczęściej całkiem nieźle się ze sobą dogadujemy. Prawdziwi przyjaciele porozumiewają się bez zbędnych słów! I dlatego Daria wstaje teraz z krzesła, otwiera mi najpierw drzwi od pokoju, potem od mieszkania i schodzi ze mną piętro w dół, żeby jeszcze otworzyć mi bramę.

Na pożegnanie przykuca i drapie mnie za uchem.

– Tobie to dobrze, Winstonie! Możesz sobie iść na spacer, a ja muszę się uczyć. Czasami niefajnie jest być dzieckiem. Baw się dobrze!

Mruczę, oblizuję palce Darii, a potem wlokę się z powrotem do domu. Daria ma rację: wolę sobie posiedzieć z przyjaciółmi: Odettą, Spajkiem i Karmelkiem, niż słuchać, jak Tomek tłumaczy, co to jest rozdzielność działań. To niemal pewne, że kotu taka wiedza jest kompletnie niepotrzebna!

Czwórka muszkotów – reaktywacja. W każdym razie prawie