Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Puszek wykorzystał już osiem z dziewięciu swoich żywotów i teraz musi poważnie się zastanowić, czy nie pora się ustatkować.
Choć jest jeszcze inna opcja…
Razem z Kitty Kociłapką i psim sprzymierzeńcem Kot postanawia odnaleźć gwiazdkę z nieba, którą można poprosić o spełnienie jednego życzenia. Jednak nie tylko oni chcą dotrzeć do gwiazdki.
„Biblioteczka przygody” to rewelacyjna seria dla dzieci i młodzieży. Świetnie napisane powieści inspirowane największymi hitami kinowymi, pełne humoru, z atrakcyjną formą graficzną i kolorową wkładką z ilustracjami staną się ulubioną lekturą fanów popularnych animacji.
Film pt. „Kot w Butach. Ostatnie życzenie” w kinach od 6.01.2023 r.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 93
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Pewnego razu gwiazdka z nieba spadła na ziemię i wylądowała w lesie, paląc przy tym mnóstwo drzew. Obszar ten zaczęto nazywać Czarnym Lasem. Od tamtej pory nikt tam nie wchodził ani nikt stamtąd nie wychodził.
Gwiazdka z nieba leżała głęboko ukryta w samym środku lasu i miała spełnić jedno życzenie szczęśliwca, który zdoła ją odnaleźć. Była to oczywiście tylko bajka, która nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. Ale czy na pewno?
Kota w Butach nikomu nie trzeba przedstawiać, ale warto na wszelki wypadek przypomnieć, że był on legendarną postacią o wielu imionach: El Kicia Diablo, Puszysty Kochanek, Czupakabra, Kotek Niecnotek i oczywiście Puszek.
Ten wybitny kot łasy był co prawda na pochwały, ale jeszcze bardziej pragnął zabawy! Przygotowywał się akurat do imprezy Fiesta del Puszek w rezydencji na klifie w Del Mar1, która, jak każda jego impreza, świetnie się zapowiadała.
Kot w Butach przygotowywał się do przyjęcia na zapleczu sali balowej. Choć był już wyposażony w swój kapelusz i niezawodną szpadę, musiał jeszcze przećwiczyć wszystkie manewry, aby wywrzeć na swoich gościach piorunujące wrażenie.
– Trach, trach, trach! – krzyknął Puszek, imitując lunge2.
Jego łapy poruszały się szybko i precyzyjnie.
– O tak, jestem w tym dobry – zamruczał radośnie pod nosem.
Ponieważ wszystko wskazywało na to, że był już zwarty i gotowy do imprezy, ruszył do sali, aby powitać gości. Przedzierając się przez tłum, podziwiał, jak wszyscy tańczyli do przygrywanej przez zespół muzyki.
– Witajcie! – zwrócił się Puszek do gości, którzy ubrani byli w nieco dziwaczne, lecz zarazem piękne stroje, a ich radość sięgała zenitu.
– Czujcie się jak u siebie w domu! Smacznego!
Wziął ze stołu kebab i zaczął wymachiwać nim na wszystkie strony, udając, że to szpada. Tłum wręcz oszalał!
– I na zdrowie! – dodał zawadiacko.
Puszek zrobił salto i wskoczył na stojące obok beczki. Jednym machnięciem szpady odkorkował trzy z nich i przyglądał się, jak mleko leje się strumieniami. Goście wiwatowali, napełnili szklanki po brzegi i wyśpiewywali pieśni na cześć przedzierającego się przez tłum Puszka.
Trzeba podkreślić, że Puszek przedzierał się w dosłownym tego słowa znaczeniu! Nie stanowiły dla niego bowiem przeszkody wyciągnięte ku niemu dłonie, haki, podkowy czy nawet… dziecięce buzie.
– Tatusiu! On nadepnął mi na twarz! – zawołało jedno dziecko.
– W takim razie już nigdy jej nie umyjemy! – odparł głośno ojciec malca, aby Puszek nie miał żadnych wątpliwości, że są lojalni.
Kot w Butach wspiął się na wysoką balustradę balkonu, a tłum wciąż bił gromkie brawa, wpatrując się w niego z zachwytem. Gdy znalazł się w świetle reflektora, skorzystał z okazji i zaczął rzucać garściami złota w stojącą na dole publiczność.
– Ludzie z Kordoby! – zawołał Puszek.
– To Del Mar! – wtrącił jeden z imprezowiczów.
– Mieszkańcy Del Mar! Przyjmijcie to złoto od… Kota w Butach! – Puszek rzucił złoto rzeszy ubóstwiających go fanów.
– Zagraj jakąś melodię! – poprosił jeden z nich, na co Puszek uśmiechnął się z fałszywą skromnością, mówiąc:
– Nie, nie, nie. Jak bym mógł…
– Zaśpiewaj dla nas, Puszku! – zachęcał go kolejny wielbiciel, któremu wtórowały nawet krowy. „Muuuuuuuuuu” (tłumacząc z języka krowiego na nasze, oznacza to: „Zaśpiewaj dla nas, Puszku!”).
– Ależ nie… – odparł cichutko.
Oczywiście była to z jego strony jedynie czysta kokieteria, bo już po chwili uniósł łapę i w jakiś magiczny sposób struny gitary wsunęły się prosto pod jego pazury.
Puszek zagrał wprawnie kilka dość trudnych solówek flamenco, a gdy dołączył do niego zespół, zaczął przytupywać do rytmu. Była to impreza, która mogłaby się z powodzeniem znaleźć w Księdze rekordów Guinnessa!
– Kto jest waszym ulubionym nieustraszonym bohaterem? – zapytał śpiewnym tonem Puszek. – Kto nie boi się stawiać czoła przeciwnościom losu?
– Ty! – odpowiadał tłum.
Puszek zaczął rzucać w fanów kłębkami włóczki niczym piłkami plażowymi.
– A kto jest do tego tak niesamowicie skromny?
– Ty! Ty!
Puszek dał się całkowicie ponieść gorącej atmosferze. Zanurkował w rzeszę imprezowiczów i, niesiony na ich rękach, dotarł do beczek z mlekiem.
– Który kot ryzykuje – zawołał Puszek – i szafuje swoim życiem?
– Ty! – krzyknął radośnie tłum.
– Kto nigdy nie został ugodzony ostrzem? – pytał dalej.
– Ty! – odparli bez wahania zgromadzeni.
– A kto jest waszym ulubionym nieustraszonym bohaterem? – zawołał Kot ponownie, tym razem tańcząc z kurczakiem.
Puszek dalej grał na gitarze, a tłum nie przestawał wiwatować. Po chwili kocur zaczął nawet huśtać się na wiszących w sali bankietowej zasłonkach.
SKRZYYYP…
Nagle otworzyły się drzwi rezydencji, a do środka wmaszerowały kozaki na wysokich obcasach (według Puszka dość sztywnych jak na ten rodzaj obuwia) wraz z bagażami. Kapela przestała grać, a gwiazda imprezy zamilkła.
To był gubernator! Nadęty biurokrata w pudrowanej peruce, który właśnie wrócił z urlopu. Jeśli się zastanawiasz, jak Puszek zdołał kupić tę posiadłość, to… wcale jej nie kupił. (Widzicie? Obiecaliśmy zaspokoić waszą ciekawość i dotrzymaliśmy słowa!) Rezydencja należała do gubernatora, który nic nie wiedział o imprezie Puszka.
Mężczyzna upuścił walizki, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
– Moje ubrania! – krzyknął rozgniewany, gdy zauważył, że chłopi grzebali w szafach i paradowali w jego najlepszych strojach.
– Moja peruka! – wrzasnął z kolei, widząc, że spoczywa ona na głowie andaluzyjskiego konia.
– Mój portret! – zagrzmiał, zauważywszy, że jego lordowski portret został tak przemalowany, że przedstawiał go teraz z głową Kota w Butach.
Gubernator już nie miał żadnych wątpliwości, kto stał za tym skandalicznym włamaniem. Zawiesił wzrok na… wiszącym na jednej z jego zasłon Puszku.
– Banita, Kot w Butach! – zawołał zdenerwowany.
Puszek zsunął się powoli z zasłony i uśmiechnął do gubernatora z balkonowej barierki. Nadal dzierżył w łapkach gitarę.
– Witam serdecznie! Mi casa es su casa!
– Nie, su casa es MI casa3 – odparł wściekły gubernator. – Aresztujcie tych brudnych chłopów i przynieście mi głowę Kota w Butach!
Uzbrojeni strażnicy wbiegli do sali z wyciągniętymi szablami, a wyczuwający zagrożenie Puszek, porzucił gitarę i chwycił szpadę, gotowy do walki. Ale po kolei.
Najpierw zwrócił się jeszcze do zespołu:
– Hej, jest impreza! Gdzie ta muzyka?
Zespół zaczął więc nagle ponownie śpiewać swoją piosenkę:
On jest ostrzem sprawiedliwości i złu się przeciwstawia.
Walczy dla dobra ludzi, swym pięknem się nam objawia.
Kim jest bohater ten nieustraszony?
Toż to Kot w Butach! Przez wszystkich czczony!
Puszek walczył ze strażnikami gubernatora, z łatwością ich pokonując. Powalał ich, jednego po drugim, niczym duże kręgle. W końcu stanął twarzą w twarz z gubernatorem. Mężczyzna wyciągnął co prawda miecz, którym zaczął wymachiwać, ale Puszek i tak znacznie przewyższał go umiejętnościami. Kocur zsunął się po wywróconym stole z przekąskami i skoczył na swoją lodową rzeźbę. Zjechał z niej na łyżwach z lodu, po czym wpadł prosto na gubernatora, który akurat wycelował w niego broń. Zdołał jednak tylko odciąć głowę lodowej kociej podobiźnie.
Co ciekawe, Puszek znalazł nawet chwilę na fotkę z bezgłową figurką.
– Kota w Butach nigdy nie dosięgło ostrze! – krzyknął, kierując wzrok w stronę gubernatora. – A ciebie?
Jak na zawołanie rozdarła się peruka gubernatora, a za nią także i kołnierz. Litera „P” naznaczyła jego klatkę piersiową, a potem do samych kostek opadły mu spodnie! Puszek podstępnie go zaatakował.
Gubernator stał teraz w sali bankietowej w samej bieliźnie, a tłum śmiał się z niego do rozpuku, wytykając go palcami.
– Zedrzyjcie skórę z tego kota! – wrzasnął wściekły gubernator.
Jednak Puszek miał już w głowie pewien plan. Zapalił zapałkę i wszystko stało się jasne.
Pora na fajerwerki!
– Gubernatorze! – zwrócił się do mężczyzny. – Odpalamy!
Po chwili zbliżył zapałkę do lontu i… BŁYSK!
Nad rezydencją doszło do prawdziwej eksplozji fajerwerków, które były znacznie głośniejsze niż grzmoty i piękniejsze niż wszystko to, co mieszkańcy Del Mar mieli kiedykolwiek okazję oglądać. Donośne dźwięki rozbrzmiewały i odbijały się echem od górskich szczytów.
Obudziło to górskiego olbrzyma spod Del Mar, który zerwał się na równe nogi. (Oczywiście, Puszek jeszcze wtedy o tym nie wiedział, więc niech to na razie pozostanie naszą słodką tajemnicą).
Górski stwór miał poroże i jedno świecące oko. Drugie ślepie zakrywała mu przepaska. Olbrzym skierował wzrok na rezydencję gubernatora i ruszył w jej stronę.
W tym czasie do rezydencji wrócili strażnicy. Rzucili się na Puszka, przygniatając go ciałami, ale tak się jakoś złożyło, że tłum mógł dostrzec w tej kotłowaninie jedynie splątane kończyny i zbroje. Po chwili jeden ze strażników wystawił rękę na znak zwycięstwa, jednak zaraz coś zaszmerało przy pobliskim stole.
Był to Puszek, który jak gdyby nigdy nic stał sobie spokojnie, popijając smaczne mleczko.
– Ale ofermy! Nie ze mną te numery! – powiedział.
Niestety, nie dane było mu cieszyć się z tego zbyt długo, ponieważ jego oczom ukazały się ogromne łapska górskiego olbrzyma, które dostały się do rezydencji przez dach!
Łapy górskiego olbrzyma przebiły się do usytuowanej na klifie rezydencji gubernatora, dewastując dach. Z sali bankietowej imprezowicze mogli z łatwością zaobserwować, jak stwór zagląda do środka swoim błyszczącym ślipiem.
– Och ty w ole! – krzyknął Puszek.
– Obudziłeś śpiącego olbrzyma z Del Mar! – wrzasnął ktoś z tłumu.
Wściekły stwór chwycił wszystkich krzyczących jeńców i wetknął ich do swojej gigantycznej drewnianej biodrówki. Następnie wyjął zręcznie z budynku garść strażników.
Puszek był już oczywiście gotów, by wkroczyć do akcji i ratować swoich gości. Przebiegł po stołach i koniec końców przez całą rezydencję, dotrzymując kroku olbrzymowi.
Gdy ludzie uciekali, szukając schronienia, kolos oderwał kolejną część dachu, po czym sięgnął po jadącego na krowie chłopca.
– Jupi! Ja latam! – powiedział malec.
– Nie, nie latasz – sprostował Puszek. (Taka zabawna ciekawostka: latanie nie polega wcale na tym, że podnosi cię górski olbrzym!) – Uratuję cię! – dodał następnie bohaterskim tonem.
Zanim jednak ruszył chłopcu na ratunek, porwany został także gubernator.
– Mnie też uratuj! – krzyknął mężczyzna, na co Puszek wzruszył ramionami i odparł:
– Tylko jeśli nie będę się musiał przy tym zbytnio natrudzić.
Nie tracąc czasu, gitarzysta zespołu wystrzelił Puszka w górę ku olbrzymowi, pociągnąwszy do siebie struny gitary niczym łuk. Kot wybił się w powietrze i poszybował przed siebie z wyciągniętą szpadą. Doskonale wiedział, że musi dobrze wycelować.
Gdy znalazł się w zasięgu górskiego giganta, wbił szpadę prosto pod jego paznokieć. Stwór aż wrzasnął przerażony… identycznie uczynił zresztą tłum imprezowiczów.
– Prosto w paluch! – krzyknął triumfalnie Puszek.
W odpowiedzi olbrzym cisnął Puszkiem w kierunku wioski.
Podczas lotu Kot w Butach złapał za szyld lokalnego pubu i użył go jako tarczy. Olbrzym rzucił nim z taką siłą, że dotarł aż do kamienic i bloków mieszkalnych, lądując koniec końców w kuchni, w której siedział jakiś mężczyzna delektujący się szklanką mleczka.
Nie mogąc oprzeć się pokusie, Puszek delikatnie mu ją odebrał.
– Gracias, przyjacielu! – powiedział z wdzięcznością.
Wypił całą jej zawartość i zamruczał, po czym rzucił pustą szklankę z powrotem na stół.
Wszelkie obrażenia, których doznał podczas ataku olbrzyma, były już wygojone. Wróciły mu siły i był w pełnej gotowości do walki.
– Drżyjcie! – zawołał Puszek, który wyskoczył na dach i popędził co sił w łapach w stronę znajdującej się w centrum miasta dzwonnicy.
Górski olbrzym miał co prawda ranny palec, ale w ogóle nie przeszkadzało mu to w walce. Bez trudu wyrwał bowiem dzwon z wieży i zamachnął się nim jak stalową piłką.
Puszek przeskakiwał z dachu na dach, starając się zrobić unik. Gdy dzwon uderzył o ziemię, głośno brzdęknął. Trafił w wąskie przejście blisko Kota w Butach.
Puszek zdołał wskoczył na niego, gdy akurat był w ruchu i, wirując w powietrzu niczym shuriken4, gwałtownie rzucił się w stronę olbrzyma i wylądował na jego torebce.
Z wprawą przeciął pasek saszetki, uwalniając jeńców. Tak więc chłopiec i jego krowa oraz inne mniej ważne ofiary, jak na przykład gubernator, byli już bezpieczni.
Kocur wykonywał oszałamiające skoki, wirował w powietrzu i w końcu zdołał wbić szpadę w plecy olbrzyma. Gdy do tego wcisnął się jakoś do jego ucha, stwór aż zawył z bólu.
– Hej, olbrzymie, błagaj o litość! – krzyknął Puszek. – Jam Puszek Okruszek!
Następnie zsunął kolosowi z oczu opaskę, zamachnął się nią i wślizgnął do zdrowego oka. Ogłupiały olbrzym zamachnął się dzwonem, który wciąż trzymał w ręku, jednak stracił nad nim kontrolę. Po chwili lina, do której przytwierdzony był dzwon, zaczepiła o rogi. Wtedy Puszek zadał mu ten ostateczny, zwycięski cios – dzwon walnął go w twarz.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.Zastanawiacie się, w jaki sposób Puszek dostał się do rezydencji na klifie w Del Mar? Spokojna głowa! Wszystko wkrótce się wyjaśni! Po prostu zaufajcie Puszkowi.[wróć]
2.Lunge – ruch w szermierce, w którym ciężar ciała przenoszony zostaje na jedną nogę (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki, chyba że zaznaczono inaczej). [wróć]
3.Mi casa es su casa! (…) su casa es MI casa – z hiszp.: Mój dom jest twoim domem! (…) twój dom jest MOIM domem. [wróć]
4.Shuriken – niewielka broń o ostrych krawędziach. [wróć]