Kot w Butach. Biblioteczka przygody - Cala Spinner - ebook

Kot w Butach. Biblioteczka przygody ebook

Cala Spinner

4,0

Opis

Puszek wykorzystał już osiem z dziewięciu swoich żywotów i teraz musi poważnie się zastanowić, czy nie pora się ustatkować.

Choć jest jeszcze inna opcja…

Razem z Kitty Kociłapką i psim sprzymierzeńcem Kot postanawia odnaleźć gwiazdkę z nieba, którą można poprosić o spełnienie jednego życzenia. Jednak nie tylko oni chcą dotrzeć do gwiazdki.

„Biblioteczka przygody” to rewelacyjna seria dla dzieci i młodzieży. Świetnie napisane powieści inspirowane największymi hitami kinowymi, pełne humoru, z atrakcyjną formą graficzną i kolorową wkładką z ilustracjami staną się ulubioną lekturą fanów popularnych animacji.

Film pt. „Kot w Butach. Ostatnie życzenie” w kinach od 6.01.2023 r.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (5 ocen)
3
0
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
adrklimek

Nie oderwiesz się od lektury

hhhhh
00

Popularność



Kolekcje



Prolog

Pewnego razu gwiazdka z nieba spa­dła na zie­mię i wylą­do­wała w lesie, paląc przy tym mnó­stwo drzew. Obszar ten zaczęto nazy­wać Czar­nym Lasem. Od tam­tej pory nikt tam nie wcho­dził ani nikt stam­tąd nie wycho­dził.

Gwiazdka z nieba leżała głę­boko ukryta w samym środku lasu i miała speł­nić jedno życze­nie szczę­śliwca, który zdoła ją odna­leźć. Była to oczy­wi­ście tylko bajka, która nie miała nic wspól­nego z rze­czy­wi­sto­ścią. Ale czy na pewno?

Rozdział 1

Kota w Butach nikomu nie trzeba przed­sta­wiać, ale warto na wszelki wypa­dek przy­po­mnieć, że był on legen­darną posta­cią o wielu imio­nach: El Kicia Dia­blo, Puszy­sty Kocha­nek, Czu­pa­ka­bra, Kotek Nie­cno­tek i oczy­wi­ście Puszek.

Ten wybitny kot łasy był co prawda na pochwały, ale jesz­cze bar­dziej pra­gnął zabawy! Przy­go­to­wy­wał się aku­rat do imprezy Fie­sta del Puszek w rezy­den­cji na kli­fie w Del Mar1, która, jak każda jego impreza, świet­nie się zapo­wia­dała.

Kot w Butach przy­go­to­wy­wał się do przy­ję­cia na zaple­czu sali balo­wej. Choć był już wypo­sa­żony w swój kape­lusz i nie­za­wodną szpadę, musiał jesz­cze prze­ćwi­czyć wszyst­kie manewry, aby wywrzeć na swo­ich gościach pio­ru­nu­jące wra­że­nie.

– Trach, trach, trach! – krzyk­nął Puszek, imi­tu­jąc lunge2.

Jego łapy poru­szały się szybko i pre­cy­zyj­nie.

– O tak, jestem w tym dobry – zamru­czał rado­śnie pod nosem.

Ponie­waż wszystko wska­zy­wało na to, że był już zwarty i gotowy do imprezy, ruszył do sali, aby powi­tać gości. Prze­dzie­ra­jąc się przez tłum, podzi­wiał, jak wszy­scy tań­czyli do przy­gry­wa­nej przez zespół muzyki.

– Witaj­cie! – zwró­cił się Puszek do gości, któ­rzy ubrani byli w nieco dzi­waczne, lecz zara­zem piękne stroje, a ich radość się­gała zenitu.

– Czuj­cie się jak u sie­bie w domu! Smacz­nego!

Wziął ze stołu kebab i zaczął wyma­chi­wać nim na wszyst­kie strony, uda­jąc, że to szpada. Tłum wręcz osza­lał!

– I na zdro­wie! – dodał zawa­diacko.

Puszek zro­bił salto i wsko­czył na sto­jące obok beczki. Jed­nym mach­nię­ciem szpady odkor­ko­wał trzy z nich i przy­glą­dał się, jak mleko leje się stru­mie­niami. Goście wiwa­to­wali, napeł­nili szklanki po brzegi i wyśpie­wy­wali pie­śni na cześć prze­dzie­ra­ją­cego się przez tłum Puszka.

Trzeba pod­kre­ślić, że Puszek prze­dzie­rał się w dosłow­nym tego słowa zna­cze­niu! Nie sta­no­wiły dla niego bowiem prze­szkody wycią­gnięte ku niemu dło­nie, haki, pod­kowy czy nawet… dzie­cięce buzie.

– Tatu­siu! On nadep­nął mi na twarz! – zawo­łało jedno dziecko.

– W takim razie już ni­gdy jej nie umy­jemy! – odparł gło­śno ojciec malca, aby Puszek nie miał żad­nych wąt­pli­wo­ści, że są lojalni.

Kot w Butach wspiął się na wysoką balu­stradę bal­konu, a tłum wciąż bił grom­kie brawa, wpa­tru­jąc się w niego z zachwy­tem. Gdy zna­lazł się w świe­tle reflek­tora, sko­rzy­stał z oka­zji i zaczął rzu­cać gar­ściami złota w sto­jącą na dole publicz­ność.

– Ludzie z Kor­doby! – zawo­łał Puszek.

– To Del Mar! – wtrą­cił jeden z impre­zo­wi­czów.

– Miesz­kańcy Del Mar! Przyj­mij­cie to złoto od… Kota w Butach! – Puszek rzu­cił złoto rze­szy ubó­stwia­ją­cych go fanów.

– Zagraj jakąś melo­dię! – popro­sił jeden z nich, na co Puszek uśmiech­nął się z fał­szywą skrom­no­ścią, mówiąc:

– Nie, nie, nie. Jak bym mógł…

– Zaśpie­waj dla nas, Puszku! – zachę­cał go kolejny wiel­bi­ciel, któ­remu wtó­ro­wały nawet krowy. „Muuuuuuuuuu” (tłu­ma­cząc z języka kro­wiego na nasze, ozna­cza to: „Zaśpie­waj dla nas, Puszku!”).

– Ależ nie… – odparł cichutko.

Oczy­wi­ście była to z jego strony jedy­nie czy­sta kokie­te­ria, bo już po chwili uniósł łapę i w jakiś magiczny spo­sób struny gitary wsu­nęły się pro­sto pod jego pazury.

Puszek zagrał wpraw­nie kilka dość trud­nych soló­wek fla­menco, a gdy dołą­czył do niego zespół, zaczął przy­tu­py­wać do rytmu. Była to impreza, która mogłaby się z powo­dze­niem zna­leźć w Księ­dze rekor­dów Guin­nessa!

– Kto jest waszym ulu­bio­nym nie­ustra­szo­nym boha­te­rem? – zapy­tał śpiew­nym tonem Puszek. – Kto nie boi się sta­wiać czoła prze­ciw­no­ściom losu?

– Ty! – odpo­wia­dał tłum.

Puszek zaczął rzu­cać w fanów kłęb­kami włóczki niczym pił­kami pla­żo­wymi.

– A kto jest do tego tak nie­sa­mo­wi­cie skromny?

– Ty! Ty!

Puszek dał się cał­ko­wi­cie ponieść gorą­cej atmos­fe­rze. Zanur­ko­wał w rze­szę impre­zo­wi­czów i, nie­siony na ich rękach, dotarł do beczek z mle­kiem.

– Który kot ryzy­kuje – zawo­łał Puszek – i sza­fuje swoim życiem?

– Ty! – krzyk­nął rado­śnie tłum.

– Kto ni­gdy nie został ugo­dzony ostrzem? – pytał dalej.

– Ty! – odparli bez waha­nia zgro­ma­dzeni.

– A kto jest waszym ulu­bio­nym nie­ustra­szo­nym boha­te­rem? – zawo­łał Kot ponow­nie, tym razem tań­cząc z kur­cza­kiem.

Puszek dalej grał na gita­rze, a tłum nie prze­sta­wał wiwa­to­wać. Po chwili kocur zaczął nawet huś­tać się na wiszą­cych w sali ban­kie­to­wej zasłon­kach.

SKRZY­YYP…

Nagle otwo­rzyły się drzwi rezy­den­cji, a do środka wma­sze­ro­wały kozaki na wyso­kich obca­sach (według Puszka dość sztyw­nych jak na ten rodzaj obu­wia) wraz z baga­żami. Kapela prze­stała grać, a gwiazda imprezy zamil­kła.

To był guber­na­tor! Nadęty biu­ro­krata w pudro­wa­nej peruce, który wła­śnie wró­cił z urlopu. Jeśli się zasta­na­wiasz, jak Puszek zdo­łał kupić tę posia­dłość, to… wcale jej nie kupił. (Widzi­cie? Obie­ca­li­śmy zaspo­koić waszą cie­ka­wość i dotrzy­ma­li­śmy słowa!) Rezy­den­cja nale­żała do guber­na­tora, który nic nie wie­dział o impre­zie Puszka.

Męż­czy­zna upu­ścił walizki, nie mogąc uwie­rzyć wła­snym oczom.

– Moje ubra­nia! – krzyk­nął roz­gnie­wany, gdy zauwa­żył, że chłopi grze­bali w sza­fach i para­do­wali w jego naj­lep­szych stro­jach.

– Moja peruka! – wrza­snął z kolei, widząc, że spo­czywa ona na gło­wie anda­lu­zyj­skiego konia.

– Mój por­tret! – zagrzmiał, zauwa­żyw­szy, że jego lor­dow­ski por­tret został tak prze­ma­lo­wany, że przed­sta­wiał go teraz z głową Kota w Butach.

Guber­na­tor już nie miał żad­nych wąt­pli­wo­ści, kto stał za tym skan­da­licz­nym wła­ma­niem. Zawie­sił wzrok na… wiszą­cym na jed­nej z jego zasłon Puszku.

– Banita, Kot w Butach! – zawo­łał zde­ner­wo­wany.

Puszek zsu­nął się powoli z zasłony i uśmiech­nął do guber­na­tora z bal­ko­no­wej barierki. Na­dal dzier­żył w łap­kach gitarę.

– Witam ser­decz­nie! Mi casa es su casa!

– Nie, su casa es MI casa3 – odparł wście­kły guber­na­tor. – Aresz­tuj­cie tych brud­nych chło­pów i przy­nie­ście mi głowę Kota w Butach!

Uzbro­jeni straż­nicy wbie­gli do sali z wycią­gnię­tymi sza­blami, a wyczu­wa­jący zagro­że­nie Puszek, porzu­cił gitarę i chwy­cił szpadę, gotowy do walki. Ale po kolei.

Naj­pierw zwró­cił się jesz­cze do zespołu:

– Hej, jest impreza! Gdzie ta muzyka?

Zespół zaczął więc nagle ponow­nie śpie­wać swoją pio­senkę:

On jest ostrzem spra­wie­dli­wo­ści i złu się prze­ciw­sta­wia.

Wal­czy dla dobra ludzi, swym pięk­nem się nam obja­wia.

Kim jest boha­ter ten nie­ustra­szony?

Toż to Kot w Butach! Przez wszyst­kich czczony!

Puszek wal­czył ze straż­ni­kami guber­na­tora, z łatwo­ścią ich poko­nu­jąc. Powa­lał ich, jed­nego po dru­gim, niczym duże krę­gle. W końcu sta­nął twa­rzą w twarz z guber­na­to­rem. Męż­czy­zna wycią­gnął co prawda miecz, któ­rym zaczął wyma­chi­wać, ale Puszek i tak znacz­nie prze­wyż­szał go umie­jęt­no­ściami. Kocur zsu­nął się po wywró­co­nym stole z prze­ką­skami i sko­czył na swoją lodową rzeźbę. Zje­chał z niej na łyż­wach z lodu, po czym wpadł pro­sto na guber­na­tora, który aku­rat wyce­lo­wał w niego broń. Zdo­łał jed­nak tylko odciąć głowę lodo­wej kociej podo­biź­nie.

Co cie­kawe, Puszek zna­lazł nawet chwilę na fotkę z bez­głową figurką.

– Kota w Butach ni­gdy nie dosię­gło ostrze! – krzyk­nął, kie­ru­jąc wzrok w stronę guber­na­tora. – A cie­bie?

Jak na zawo­ła­nie roz­darła się peruka guber­na­tora, a za nią także i koł­nierz. Litera „P” nazna­czyła jego klatkę pier­siową, a potem do samych kostek opa­dły mu spodnie! Puszek pod­stęp­nie go zaata­ko­wał.

Guber­na­tor stał teraz w sali ban­kie­to­wej w samej bie­liź­nie, a tłum śmiał się z niego do roz­puku, wyty­ka­jąc go pal­cami.

– Zedrzyj­cie skórę z tego kota! – wrza­snął wście­kły guber­na­tor.

Jed­nak Puszek miał już w gło­wie pewien plan. Zapa­lił zapałkę i wszystko stało się jasne.

Pora na fajer­werki!

– Guber­na­to­rze! – zwró­cił się do męż­czy­zny. – Odpa­lamy!

Po chwili zbli­żył zapałkę do lontu i… BŁYSK!

Nad rezy­den­cją doszło do praw­dzi­wej eks­plo­zji fajer­wer­ków, które były znacz­nie gło­śniej­sze niż grzmoty i pięk­niej­sze niż wszystko to, co miesz­kańcy Del Mar mieli kie­dy­kol­wiek oka­zję oglą­dać. Dono­śne dźwięki roz­brzmie­wały i odbi­jały się echem od gór­skich szczy­tów.

Obu­dziło to gór­skiego olbrzyma spod Del Mar, który zerwał się na równe nogi. (Oczy­wi­ście, Puszek jesz­cze wtedy o tym nie wie­dział, więc niech to na razie pozo­sta­nie naszą słodką tajem­nicą).

Gór­ski stwór miał poroże i jedno świe­cące oko. Dru­gie śle­pie zakry­wała mu prze­pa­ska. Olbrzym skie­ro­wał wzrok na rezy­den­cję guber­na­tora i ruszył w jej stronę.

W tym cza­sie do rezy­den­cji wró­cili straż­nicy. Rzu­cili się na Puszka, przy­gnia­ta­jąc go cia­łami, ale tak się jakoś zło­żyło, że tłum mógł dostrzec w tej kotło­wa­ni­nie jedy­nie splą­tane koń­czyny i zbroje. Po chwili jeden ze straż­ni­ków wysta­wił rękę na znak zwy­cię­stwa, jed­nak zaraz coś zaszme­rało przy pobli­skim stole.

Był to Puszek, który jak gdyby ni­gdy nic stał sobie spo­koj­nie, popi­ja­jąc smaczne mleczko.

– Ale ofermy! Nie ze mną te numery! – powie­dział.

Nie­stety, nie dane było mu cie­szyć się z tego zbyt długo, ponie­waż jego oczom uka­zały się ogromne łap­ska gór­skiego olbrzyma, które dostały się do rezy­den­cji przez dach!

Rozdział 2

Łapy gór­skiego olbrzyma prze­biły się do usy­tu­owa­nej na kli­fie rezy­den­cji guber­na­tora, dewa­stu­jąc dach. Z sali ban­kie­to­wej impre­zo­wi­cze mogli z łatwo­ścią zaob­ser­wo­wać, jak stwór zagląda do środka swoim błysz­czą­cym śli­piem.

– Och ty w ole! – krzyk­nął Puszek.

– Obu­dzi­łeś śpią­cego olbrzyma z Del Mar! – wrza­snął ktoś z tłumu.

Wście­kły stwór chwy­cił wszyst­kich krzy­czą­cych jeń­ców i wetknął ich do swo­jej gigan­tycz­nej drew­nia­nej bio­drówki. Następ­nie wyjął zręcz­nie z budynku garść straż­ni­ków.

Puszek był już oczy­wi­ście gotów, by wkro­czyć do akcji i rato­wać swo­ich gości. Prze­biegł po sto­łach i koniec koń­ców przez całą rezy­den­cję, dotrzy­mu­jąc kroku olbrzy­mowi.

Gdy ludzie ucie­kali, szu­ka­jąc schro­nie­nia, kolos ode­rwał kolejną część dachu, po czym się­gnął po jadą­cego na kro­wie chłopca.

– Jupi! Ja latam! – powie­dział malec.

– Nie, nie latasz – spro­sto­wał Puszek. (Taka zabawna cie­ka­wostka: lata­nie nie polega wcale na tym, że pod­nosi cię gór­ski olbrzym!) – Ura­tuję cię! – dodał następ­nie boha­ter­skim tonem.

Zanim jed­nak ruszył chłopcu na ratu­nek, porwany został także guber­na­tor.

– Mnie też ura­tuj! – krzyk­nął męż­czy­zna, na co Puszek wzru­szył ramio­nami i odparł:

– Tylko jeśli nie będę się musiał przy tym zbyt­nio natru­dzić.

Nie tra­cąc czasu, gita­rzy­sta zespołu wystrze­lił Puszka w górę ku olbrzy­mowi, pocią­gnąw­szy do sie­bie struny gitary niczym łuk. Kot wybił się w powie­trze i poszy­bo­wał przed sie­bie z wycią­gniętą szpadą. Dosko­nale wie­dział, że musi dobrze wyce­lo­wać.

Gdy zna­lazł się w zasięgu gór­skiego giganta, wbił szpadę pro­sto pod jego pazno­kieć. Stwór aż wrza­snął prze­ra­żony… iden­tycz­nie uczy­nił zresztą tłum impre­zo­wi­czów.

– Pro­sto w paluch! – krzyk­nął trium­fal­nie Puszek.

W odpo­wie­dzi olbrzym cisnął Pusz­kiem w kie­runku wio­ski.

Pod­czas lotu Kot w Butach zła­pał za szyld lokal­nego pubu i użył go jako tar­czy. Olbrzym rzu­cił nim z taką siłą, że dotarł aż do kamie­nic i blo­ków miesz­kal­nych, lądu­jąc koniec koń­ców w kuchni, w któ­rej sie­dział jakiś męż­czy­zna delek­tu­jący się szklanką mleczka.

Nie mogąc oprzeć się poku­sie, Puszek deli­kat­nie mu ją ode­brał.

– Gra­cias, przy­ja­cielu! – powie­dział z wdzięcz­no­ścią.

Wypił całą jej zawar­tość i zamru­czał, po czym rzu­cił pustą szklankę z powro­tem na stół.

Wszel­kie obra­że­nia, któ­rych doznał pod­czas ataku olbrzyma, były już wygo­jone. Wró­ciły mu siły i był w peł­nej goto­wo­ści do walki.

– Drżyj­cie! – zawo­łał Puszek, który wysko­czył na dach i popę­dził co sił w łapach w stronę znaj­du­ją­cej się w cen­trum mia­sta dzwon­nicy.

Gór­ski olbrzym miał co prawda ranny palec, ale w ogóle nie prze­szka­dzało mu to w walce. Bez trudu wyrwał bowiem dzwon z wieży i zamach­nął się nim jak sta­lową piłką.

Puszek prze­ska­ki­wał z dachu na dach, sta­ra­jąc się zro­bić unik. Gdy dzwon ude­rzył o zie­mię, gło­śno brzdęk­nął. Tra­fił w wąskie przej­ście bli­sko Kota w Butach.

Puszek zdo­łał wsko­czył na niego, gdy aku­rat był w ruchu i, wiru­jąc w powie­trzu niczym shu­ri­ken4, gwał­tow­nie rzu­cił się w stronę olbrzyma i wylą­do­wał na jego torebce.

Z wprawą prze­ciął pasek saszetki, uwal­nia­jąc jeń­ców. Tak więc chło­piec i jego krowa oraz inne mniej ważne ofiary, jak na przy­kład guber­na­tor, byli już bez­pieczni.

Kocur wyko­ny­wał osza­ła­mia­jące skoki, wiro­wał w powie­trzu i w końcu zdo­łał wbić szpadę w plecy olbrzyma. Gdy do tego wci­snął się jakoś do jego ucha, stwór aż zawył z bólu.

– Hej, olbrzy­mie, bła­gaj o litość! – krzyk­nął Puszek. – Jam Puszek Okru­szek!

Następ­nie zsu­nął kolo­sowi z oczu opa­skę, zamach­nął się nią i wśli­zgnął do zdro­wego oka. Ogłu­piały olbrzym zamach­nął się dzwo­nem, który wciąż trzy­mał w ręku, jed­nak stra­cił nad nim kon­trolę. Po chwili lina, do któ­rej przy­twier­dzony był dzwon, zacze­piła o rogi. Wtedy Puszek zadał mu ten osta­teczny, zwy­cię­ski cios – dzwon wal­nął go w twarz.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.Zasta­na­wia­cie się, w jaki spo­sób Puszek dostał się do rezy­den­cji na kli­fie w Del Mar? Spo­kojna głowa! Wszystko wkrótce się wyja­śni! Po pro­stu zaufaj­cie Pusz­kowi.[wróć]

2.Lunge – ruch w szer­mierce, w któ­rym cię­żar ciała prze­no­szony zostaje na jedną nogę (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki, chyba że zazna­czono ina­czej). [wróć]

3.Mi casa es su casa! (…) su casa es MI casa – z hiszp.: Mój dom jest twoim domem! (…) twój dom jest MOIM domem. [wróć]

4.Shu­ri­ken – nie­wielka broń o ostrych kra­wę­dziach. [wróć]