Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Wiesz, że na środku fabryki zabawek stoi ogromna choinka, która dosłownie ZNIKA prezenty? Kori, młody elf, który właśnie poznaje to niesamowite miejsce, też tego nie wiedział. Nie miał też pojęcia, jak działa tajemniczy globus w saniach Mikołaja, ani jak przystroić choinkę niesfornymi bombkami. Na szczęście w dolinie elfów znalazł prawdziwych przyjaciół, którzy nie tylko pomogą mu odkryć wiele tajemnic, ale też zabiorą go na podniebny kulig, konkurs śnieżnych rzeźb, podziwianie zorzy polarnej, a nawet, wspólne przypalanie ciasteczek. Bo życie w Dolinie Elfów to niekończąca się przygoda!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 168
Rok wydania: 2024
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kori w Dolinie Elfów
Copyright © 2021 Family Press Kamila Mytyk
Autorka: Kamila Mytyk
Redakcja: Aneta Orzycka
Opracowanie graficzne i skład: Mirosław Mytyk
Wydanie I
Rybnik 2021
ISBN: 978-83-951726-5-6
Family Press Kamila Mytyk
ul. W. Kadłubka 6c/1 5, 44-270 Rybnik
tel: +48 791 061 663,
e-mail: [email protected]
Był wczesny, zimowy poranek, w którego trakcie Kori, niewysoki elf w niebieskiej czapeczce, szedł powoli w stronę ogromnego budynku. Od tego dnia miał rozpocząć pracę w fabryce zabawek, a wszystko było tu dla niego nowe i niezwykłe. Równocześnie bardzo się cieszył na spotkanie z innymi elfami i ogromnie się tym stresował. Emocje, które odczuwał, były bardzo silne. Na przykład czuł zimno, choć był ciepło ubrany. Delikatnie bolał go brzuszek, a w zasadzie miał wrażenie, że coś tam w środku cały czas mu się kręci i jakoś tak dziwnie ciągnie. Poza tym zauważył, że trzęsą mu się rączki i kolana. Bał się, choć wiedział, że nie ma czego. Uczucie strachu było jednak czymś, co trudno pokonać. Pomimo tego elf dzielnie zmierzał w stronę fabryki.
Zanim Kori dotarł do ogromnego budynku, podeszły do niego dwa elfy.
― Cześć ― powiedział elf nieco wyższy od Koriego. ― Jestem Rumi, twój sąsiad.
Rumi o dziwo nie miał na głowie czapki. A przecież wszystkie elfy zawsze je nosiły. Zamiast tego jego głowę zdobiła bujna czupryna jasnych włosów, które ewidentnie nie lubiły grzebienia i rosły według planu, który tylko one znały.
― Cześć ― odpowiedział Kori, ściskając wysuniętą w jego stronę dłoń.
― A ja jestem Tasi ― prawie wykrzyknęła stojąca obok elfka i energicznie potrząsnęła dłonią Koriego. Na tyle energicznie, że elf miał ochotę sprawdzić, czy wszystkie kości ma całe, ale zdołał się powstrzymać od tego gestu. ― Mikołaj poprosił, żebyśmy cię oprowadzili po fabryce. Podobno sam wczoraj ci wszystko wytłumaczył, ale każdy z nas, na początku, ma dzień zapoznania, w którym po prostu chodzisz, patrzysz i zadajesz tysiące pytań.
― Tysiące to strasznie dużo. ― Kori się uśmiechnął.
― Zdziwisz się, ile niezwykłych rzeczy kryje się w fabryce zabawek ― podsumował Rumi i otworzył przed Korim niemałe, zielone drzwi, które prowadziły do wnętrza fabryki.
W pierwszej chwili Kori zauważył, że wnętrze jest kolorowe, hałaśliwie oraz naprawdę ogromne. W oddali stała wielka choinka, na której błyszczały setki kolorowych lampek. Do choinki prowadziła szeroka aleja, a po obu jej stronach znajdowało się mnóstwo stołów, stolików, biurek i najróżniejszych stanowisk, przy których pracowały elfy. Na jednym z nich Kori zauważył przeróżne części samochodowe i kilka kompletnych autek. Na innym stała skomplikowana maszyna do szycia. Wokół niej leżało mnóstwo barwnych materiałów i nici, a na małym manekinie prezentowała się piękna suknia balowa dla lalki. Kolejny gigantyczny stół był zastawiony makietą kolejki. Po małych torach sunęły różnokolorowe wagoniki, a pracujący nieopodal elf właśnie kończył budować kolejną lokomotywę. Kori zauważył też elfa strugającego kawałek drewna, a tuż obok niego stał gotowy konik na biegunach. Inny wykonywał piękne mebelki do małego domku dla lalek, a jeszcze następny pakował do pudełka kolorową układankę.
Kori, Tasi i Rumi wciąż powoli szli w stronę ogromnej choinki. Towarzyszące Koriemu elfy przedstawiały mu po kolei wszystkich pracowników fabryki, którzy, usłyszawszy swoje imię, odrywali się na chwilę od pracy i machali do nowego kolegi. Niektórzy podchodzili i serdecznie się z nim witali. Kilkoro elfów nawet zaprosiło Koriego do swojego stołu i pokazało mu, co właśnie robią. Kori nie był w stanie zapamiętać wszystkich imion, ale był zachwycony serdecznością, z którą go przywitały elfy.
― Cześć, jestem Madi ― przedstawiła się uśmiechnięta elfka w żółtej czapce na głowie. ― A to mój brat Noti ― dodała.
― Cześć, ja jestem Kori.
― Chcesz zobaczyć, co tu dokładnie robimy? ― zapytał Noti.
― Jasne! ― Kori się uśmiechnął, podchodząc do stołu, przy którym pracowało rodzeństwo.
Na stole leżały stosy drewnianych kawałków o różnych kształtach.
― Robimy z nich klocki ― zaczęła wyjaśniać Madi. ― Najpierw trzeba taki kawałek wyszlifować, o tym. ― Mówiąc to, podała Koriemu dziwny metalowy przedmiot z drewnianą rączką. ― A później należy pomalować na wybrany kolor ― dodała i wskazała szereg, równo ułożonych, puszek z farbami.
― Do dzieła, przyjacielu! ― Kori poczuł, jak Noti klepie go w ramię i zauważył, jak wskazuje mu dłonią stertę drewienek. ― Właśnie masz okazję zrobić swoją pierwszą zabawkę w fabryce.
Elf sięgnął więc ręką po drewienko, a rodzeństwo oraz Rumi i Tasi zrobili dokładnie to samo. Każdy chwycił też metalowy pilnik i przez moment było słychać tylko dźwięk metalu ocierającego się o kawałki drewna. Kori przez chwilę się przyglądał, jak pracują inne elfy, i w końcu sam powoli przyłożył pilnik do drewna.
― Najpierw przesuń po nim palcem, wtedy wyczujesz, gdzie jest najbardziej szorstki ― podpowiedziała Tasi.
Kori ostrożnie dotknął palcami drewienka z każdej strony. Faktycznie w niektórych miejscach było ono zdecydowanie bardziej gładkie niż w innych. Wyczuł nawet fragmenty, z których wystawały ostrzejsze kawałki. Tam właśnie przyłożył pilnik w pierwszej kolejności i zaczął delikatnie przesuwać nim w górę i w dół, tak jak robili to pozostali. Kiedy drewienka były już dużo bardziej gładkie, Noti podał wszystkim dziwny, szorstki papier, którym teraz należało przetrzeć cały klocek. Obserwując innych, Kori zauważył, że on, Rumi, Tasi i Noti mają drewienka w kształcie prostokątów, natomiast Madi wybrała trójkąt.
― Kiedy uznacie, że wasze klocki są już wystarczająco gładkie, zabierzcie się za malowanie ― zarządziła Madi i jako pierwsza podeszła do stolika z farbami.
Kori siedział jeszcze dosyć długo, dokładnie gładząc drewienko. Zależało mu, żeby pierwsza rzecz, którą robi w fabryce, była naprawdę dobrze wykonana. Kiedy w końcu uznał, że klocek jest już naprawdę gładki, podszedł do stołu z farbami i przyjrzał się kolorom. Było ich tam naprawdę dużo. Kori popatrzył na klocki innych elfów. Tasi malowała swój prostokąt na kolor czerwony, Rumi na granatowy, a Noti na zielony. Madi z kolei dla swojego trójkąta wybrała kolor pomarańczowy. Po namyśle Kori sięgnął po pędzel i zanurzył go w pojemniku z fioletową farbą. Malowanie zajęło mu mniej czasu niż szlifowanie i już po chwili cały klocek, oraz palce elfa, miały śliczny, fioletowy kolor.
Po odłożeniu klocków na bok, żeby wyschły, elfy długo jeszcze rozmawiały. Noti i Madi chętnie opowiadali nowemu koledze o swojej pracy, wymieniali się uwagami na jej temat z Tasi i Rumim oraz barwnie opowiadali o Mikołaju. Kori dowiedział się, że Tasi jest wspaniałą konstruktorką. Oznacza to, że elfka buduje maszyny, i wiele z tych, które pomagały elfom w pracy, było właśnie jej dziełem. W trakcie rozmowy wyjaśniła się też kwestia braku czapki Rumiego. Okazało się, że elf ma prawdziwy dar do jej gubienia. W zasadzie nie było dnia, żeby jej na chwilę nie zdjął, gdzieś nie odłożył, a potem wszędzie jej szukał.
Kiedy Rumi zaproponował, żeby kontynuowali zwiedzanie, Madi zatrzymała ich jeszcze na chwilę.
― Może najpierw sprawdzimy, jak nasze klocki? ― zaproponowała.
Faktycznie ich rozmowa trwała tak długo, że farba na klockach zdążyła wyschnąć.
― Zbudujmy wieżę! ― podsunął pomysł Noti, a reszta elfów chętnie się zgodziła.
Na dół trafił granatowy klocek Rumiego, bo był największy. Na nim Tasi położyła swój czerwony, potem Kori dołożył fioletowy, a Noti zielony. Madi jako ostatnia ustawiła na górze swój pomarańczowy trójkąt. Wieża była gotowa i naprawdę wspaniała.
― Brawo! Pierwsza zabawka Koriego gotowa ― zawołał radośnie Rumi.
― Masz rację! A tradycja mówi, że pierwsza zabawka jest twoja! ― powiedział Noti i podał Koriemu wszystkie klocki.
Chwilę później Kori i jego przewodnicy pożegnali się z rodzeństwem i ruszyli dalej zwiedzać fabrykę. Gdy minęli ostatniego elfa przy stoliku, dotarli wreszcie do ogromnej choinki. Kiedy do niej podeszli, Kori zauważył, że wokół zielonego drzewka wirują kolorowe paczki z pięknymi kokardami.
― Tu trafiają już spakowane prezenty ― zaczęła wyjaśniać Tasi. ― Oczywiście to tylko kilka z nich, bo w ciągu całego roku przygotowujemy ich naprawdę dużo.
― Więc gdzie jest reszta? ― zapytał Kori
― Wybierz jedną z paczek i obserwuj ją przez chwilę, a sam się przekonasz.
Kori wybrał niewielkie pudełko zapakowane w czerwony papier i przewiązane szeroką, złotą wstążką. Przyglądał się, jak okrąża ono powoli drzewko ― raz wznosi się w górę, a po chwili opada. Patrzył, jak mija się z innymi paczkami i jak krąży obok wielkiej złotej gwiazdy na czubku choinki. Po dłuższym czasie paczuszka po raz kolejny wleciała za choinkę, ale tym razem nie pojawiła się już z drugiej strony. Kori czekał przez dłuższą chwilę, po czym ruszył przed siebie, aby zajrzeć na drugą stronę choinki. Tam jednak paczki także nie było. Zniecierpliwiony elf przyspieszył więc kroku. Jednak pomimo tego, że prawie okrążył choinkę, nie zauważył już czerwonego podarunku.
― Zniknęła? ― zapytał niepewnie, patrząc na Tasi i Rumiego.
― Tylko na pewien czas ― odpowiedział elf. ― Ale pojawi się w saniach Mikołaja, kiedy nadejdzie jej pora.
W tym momencie podszedł do nich wysoki elf, który trzymał w rękach średniej wielkości paczkę. Ta była zapakowana w niebieski papier i przewiązana fioletową wstążką.
― Pierwszy raz pod naszą wspaniałą choinką? ― zapytał Koriego.
― Tak, pierwszy.
― No to trzymaj. ― Wysoki elf uśmiechnął się i podał Koriemu swoją paczkę. ― Pierwszy rzut jest zawsze najfajniejszy.
Kori złapał paczkę i spojrzał niepewnie na swoich przewodników.
― Po prostu rzuć ją w stronę choinki ― zachęciła go Tasi.
― Rzucić? A jeśli w środku coś się popsuje?
― Nie przejmuj się i rzucaj.
Kori wahał się jeszcze przez chwilę, ale przypomniał sobie, że przecież znajduje się w fabryce Mikołaja, najbardziej niezwykłym miejscu na świecie, i delikatnie, choć stanowczo, pchnął paczkę przed siebie. Przez moment mogło się wydawać, że paczka po prostu spadnie, ale zaraz potem zatrzymała się w powietrzu, a nim Kori mrugnął dwa razy, ruszyła powolnym, okrężnym ruchem w górę.
― Ale super ― ucieszył się Kori.
― A będzie jeszcze fajniej, jak wrzucisz pierwszą paczkę ze zrobioną własnoręcznie zabawką ― zapewnił go elf, który przed chwilą podał mu przyniesiony przez siebie prezent.
― Kiedy zrobisz zabawkę, najpierw pakujesz ją do pudełka, później obwiązujesz wstążką w specjalnej maszynie i idziesz do elfa Imiennika ― zaczęła wyjaśniać Tasi. ― Imiennik sprawdza w Wielkiej Księdze Życzeń, do kogo prezent powinien trafić, i przyczepia do niego specjalny bilecik z imieniem dziecka. Kiedy masz już te wszystkie elementy, przychodzisz tutaj i hops, rzucasz paczkę w stronę choinki.
Gdy ruszyli dalej, okazało się, że w dalszej części fabryki znajdowały się kolejne stoły i biurka. Były tam też różne maszyny. Niektóre buczały, świeciły i wciągały paczki, żeby po chwili wypuścić je z drugiej strony. Inne natomiast cięły papier, sypały brokatem i miały mnóstwo najróżniejszych zastosowań, o których Tasi opowiadała z prawdziwą przyjemnością i mnóstwem szczegółów, od których Koriemu aż zakręciło się w głowie.
Nagle Kori zdał sobie sprawę, że nawet nie zauważył, kiedy przestały mu drżeć rączki i kolana. Nie było też nawet śladu po dziwnym uczuciu w brzuchu. Strach całkiem sobie poszedł, a w jego miejscu, w serduszku elfa, pojawiła się prawdziwa radość. Fabryka zabawek była naprawdę wspaniałym i pełnym zagadek miejscem, w którym przygoda Koriego dopiero się zaczynała.
Pewnego dnia Kori został poproszony o przyjście do domu Mikołaja. W ciągu pierwszych tygodni swojej pracy elf trafiał tam nierzadko, z różnych powodów ― w końcu musiał się jeszcze wiele nauczyć i dowiedzieć. Przez całą drogę prowadzącą do małego domku na wzgórzu Kori zastanawiał się, o czym ważnym tym razem Mikołaj chce z nim porozmawiać. Pewnego dnia Mikołaj przedstawił mu wszystkie renifery, innym razem opowiadał o zwyczajach panujących w wiosce elfów, a ostatnio dużo rozmawiali o tym, że Kori powinien znaleźć swoje ulubione zajęcie w fabryce, co sprawi, że praca stanie się dla niego o wiele przyjemniejsza.
Tym razem jednak Kori nie został poproszony na rozmowę. Zamiast tego Mikołaj poprosił go o pomoc w bardzo ważnym zadaniu. Chodziło o przystrojenie choinki. Oczywiście Kori zgodził się bardzo chętnie, a w jego oczach pojawił się taki zachwyt, że Mikołaj nie miał żadnych wątpliwości, że dobrze wybrał pomocnika.
W domu Mikołaja, jak zawsze, było cieplutko, przytulnie i pachniało świątecznymi pierniczkami. W kominku wesoło tańczyły iskierki, unosząc się raz po raz z płonącego paleniska. Niedaleko niego stała natomiast rozłożysta choinka. Piękny świerk sięgał swym zielonym czubkiem aż do sufitu, który wznosił się wysoko nad głową małego elfa.
Tuż obok choinki, w dużym pudle, które wyglądało na bardzo stare, znajdowały się bombki. Kori wiedział o tym od Mikołaja, który, zawołany przez Panią Mikołajową, chwilę wcześniej wyszedł z pokoju. Pudło było szare i nijakie. Nie zdobiła go żadna złota czy też czerwona wstążka i nie miało nawet bilecika z imieniem. Różniło się więc absolutnie wszystkim od pudełek z prezentami, które elfy pakowały w fabryce. Kori wyobrażał sobie jednak, że w środku skrywają się najpiękniejsze bombki świata. Osobiście nigdy jeszcze nie widział ozdobionej choinki w domu Mikołaja, ale wszystkie starsze elfy opowiadały o niej z zachwytem ― a przecież na ich własnych drzewkach nie brakowało pięknych ozdób.
Kori przez dłuższą chwilę stał niepewnie na środku salonu. Mikołaj powiedział, że za chwilkę wróci, więc pewnie powinien na niego poczekać. Może mógłby poczęstować się jednym z pysznych pierniczków, które leżały na talerzu przed kominkiem? W końcu Pani Mikołajowa na pewno przyniosła je tu specjalnie dla niego. Uwielbiał pierniczki, jednak zawartość szarego pudła tak go ciekawiła, że szybko zapomniał o pysznych ciasteczkach.
Elf stawiał właśnie pierwszy krok w kierunku pudła, które nagle, zupełnie nieoczekiwanie, się poruszyło.
Niemożliwe ― pomyślał.
Zrobił kolejne dwa kroki, a pudło… odskoczyło o dwa kroki w tył. Kori stanął zaskoczony. Wpatrywał się w pudło szeroko otwartymi oczami i chyba nawet przez chwilę przestał oddychać. Jednak kilka sekund później otrząsnął się z szoku i wmówił sobie, że musiało mu się przywidzieć.
Przecież pudełka nie mogą się same poruszać ― pomyślał. ― Chyba że… No tak, jasne! To na pewno Zigi znów robi mi dowcip.
Zigi był znany w całej fabryce z nieprzeciętnego poczucia humoru. Ten elf potrafił spłatać psikusa nawet reniferom, a poza tym robił to z takim wyczuciem, że nikt nigdy nie obraził się na niego. Kori przypuszczał, że i tym razem Zigi uprosił Mikołaja, aby ten pozwolił mu wywinąć dowcip przejętemu strojeniem choinki koledze.
Nic z tego przyjacielu ― pomyślał elf i jednym susem skoczył na pudło.
Szary karton okazał się jednak szybszy. Nim Kori do niego doleciał, karton znajdował się już niemal metr dalej, a biedny elf uderzył nosem w dywanik i wjechał na nim pod choinkę.
― Runda druga, żartownisiu! ― wymamrotał Kori, wstając niezgrabnie spod choinki.
Przez kilka następnych chwil elf gonił wielkie pudło po całym pokoju. Myśli Koriego pędziły jak szalone. Po paru minutach był wręcz pewien, że wewnątrz siedzi Zigi. Szkoda jednak, że się nie zastanowił, w jaki sposób jego przyjaciel miałby przemieszczać karton, zgrabnymi podskokami, siedząc w środku. Gdyby Kori zatrzymał się, choć na chwilę, pewnie zdałby sobie sprawę z tego, że to niemożliwe. Był on jednak zbyt zajęty gonieniem pudła.
W końcu, po zaciekłej gonitwie, Koriemu udało się zapędzić karton do kąta, z którego już nie miał szans na ucieczkę. Elfowi wydawało się, że pudło przez chwilkę zadrżało, po czym całkowicie oklapło, jakby się poddało.
― No, Zigi, muszę przyznać, że to był całkiem niezły żart. Ale mam cię! ― wykrzyknął Kori i otworzył pudło szybkim ruchem.
Ku jego zdumieniu wewnątrz były jednak tylko… bombki: czerwone, niebieskie, zielone, złote, srebrne, żółte, pomarańczowe i fioletowe. Były przepiękne. W każdej z nich odbijał się delikatny blask ognia z kominka, przez co wydawało się, że błyszczą własnym światłem. Kori stał na równi zachwycony i zdezorientowany. Przecież jeszcze przed chwilą to pudło przed nim uciekało. Pochylił się i niepewnie zanurzył rękę we wnętrzu kartonu. Miał chyba jeszcze nadzieję, że pod ozdobami znajdzie jednak Zigiego. Bombki były chłodne i gładkie, a wyglądały na bardzo delikatne. Kori nie miał pojęcia, co się właśnie wydarzyło, ale po sprawdzeniu kartonu był pewien, że nie ma w nim ani Zigiego, ani nikogo i niczego innego ― tylko bombki.
Po chwili elf wyjął ostrożnie jedną z ozdób. Bombka została zrobiona z cienkiego, delikatnego szkła i miała niezwykły czerwony kolor. Kori zastanawiał się, czy Mikołaj nie będzie miał mu za złe, że wyciąga ozdoby bez niego, ale ostatecznie, oczarowany pięknem bombki, postanowił od razu przekonać się, jak będzie się prezentowała na tle gałęzi choinki.
Elf postanowił zawiesić cenny skarb w połowie świątecznego drzewka. W tym celu wspiął się ostrożnie na dwa stopnie niewielkiej drabinki, znajdującej się obok, i z największą starannością zawiesił bombkę pośród zielonych igieł. Przyglądał się przez chwilę bombce, po czym zeskoczył z drabinki i odszedł nieco od drzewka, aby mu się przyjrzeć z większej odległości. Nim jednak zrobił trzeci krok, zauważył, że złota nitka, na której zawiesił ozdobę, właśnie się zsuwa z gałązki i bombka spada!
Kori, niewiele myśląc, skoczył w stronę choinki. Rzucił się na kłujące igły, gdyż był gotów zrobić naprawdę wiele, aby ocalić piękną i kruchą ozdobę. Jego wyciągnięta dłoń złapała bombkę w ostatnim momencie, dzięki czemu nie stłukła się przy kontakcie z podłogą. Niestety, o nosie biednego elfa nie można było tego powiedzieć. Biedak nawet nie zauważył, że pomiędzy gałązkami choinki zapodział swoją czapkę.
Kori poprawił węzełek na złotej nitce i po raz kolejny ostrożnie zawiesił bombkę na świątecznym drzewku. Następnie wyjął z pudełka niebieską ozdobę i powiesił ją odrobinę niżej. Kiedy ponownie odwrócił się w stronę choinki, ze złotą bombką w dłoniach, zauważył, że niebieska wisi wyżej od czerwonej! Kiedy natomiast wieszał różową, odkrył, że dwie srebrne zawiesiły się samodzielnie! I to na jednej gałęzi! Zaskoczony elf stał przez chwilę jak zaczarowany, ponieważ kompletnie nie rozumiał, co się dzieje.
Nagle bombki, jedna po drugiej, zaczęły spadać! Kori, po raz kolejny, rzucił się na podłogę i próbował złapać wszystkie spadające ozdoby. Dokładnie w tym momencie do salonu wszedł Święty Mikołaj. Elf nie miał pojęcia, jak wytłumaczyć, co właściwie się stało. Wstał niezgrabnie z podłogi, trzymając kilka bombek, a gdy chciał poprawić swoją czapkę, zauważył, że na jej miejscu zadomowiła się całkiem duża, srebrna bombka.
Elf stał zmieszany, natomiast Mikołaj uśmiechał się jak zwykle serdecznie.
― Ho, ho, widzę, że poznałeś już moją kolekcję niesfornych bombek ― powiedział wesoło.
― Niesfornych? ― wybełkotał wciąż zmieszany elf.
― Właśnie. Są tak niegrzeczne, jak piękne. Widzisz, dostałem je kiedyś od wędrowca z odległego kraju. Mówił mi, że są to ozdoby niezwykłe i niewiele już takich pozostało na świecie. Jednak wyznam ci szczerze, że choć mam je już od wielu lat, to wciąż mnie zaskakują. ― Mówiąc to, Mikołaj wyjął z głębi choinki czapkę elfa i założył mu ją na głowę.
Nagle Kori rozszerzył oczy jeszcze bardziej niż dotychczas, chociaż był pewien, że jest to niemożliwe ― przecież oczy rozszerzają się zazwyczaj ze zdziwienia, a jemu się wydawało, że nie może być już bardziej zdziwiony. Święty Mikołaj wziął karton i zamaszystym ruchem po prostu rzucił jego zawartość w stronę choinki! Przez chwilę dziesiątki kolorowych ozdób wypełniały całe pomieszczenie. Bombki krążyły wokół choinki, Mikołaja i elfa, dając niezwykły pokaz. Każda z nich zdawała się świecić delikatnym wewnętrznym blaskiem. Kori patrzył zafascynowany i dopiero po krótkim czasie zrozumiał, że bombki szybują wokół choinki, szukając na niej najlepszego dla siebie miejsca. Powoli, jedna po drugiej, zaczęły zawieszać się na gałęziach, a elf poczuł, że także te ozdoby, które wciąż trzyma na rękach, wyrywają się w kierunku świątecznego drzewka.
Zanim ostatnia bombka zawisła na choince, podleciała najpierw tuż przed twarz elfa. Zaskoczony Kori dostrzegł w niej własne odbicie, które uparcie się w niego wpatrywało, a po chwili… mrugnęło jednym okiem, choć Kori wcale takiego gestu nie wykonał. Zamiast tego Elf uśmiechnął się szeroko na ten widok, jeszcze bardziej zachwycony. Dopiero wtedy figlarna bombka okręciła się parę razy i odleciała w stronę choinki.
Wszystkie ozdoby wisiały już na swoich miejscach, gdy Kori po raz kolejny wstrzymał oddech, widząc co się dzieje. Najpierw, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wszystkie bombki zrobiły się czerwone, kilka sekund później niebieskie, a następnie złote… Pokaz kolorów trwał dłuższy czas, podczas którego elf starał się nie mrugać, aby niczego nie przegapić z tego niesamowitego spektaklu. Z jednokolorowych bombki zaczęły się przemieniać w różnobarwne, a każda zmiana zachodziła powoli i efektownie. Kori miał wrażenie, że świąteczne ozdoby otulała lekka mgła, która powodowała zmianę barwy. Elf przyglądał się temu z zachwytem.
Wreszcie każda bombka wybrała dla siebie kolor i tylko od czasu do czasu, któraś zmieniała jeszcze barwę lub odcień ― jakby zastanawiały się, czy lepiej być błękitną czy granatową, jasno żółtą czy prawie złotą. Mikołaj podszedł do kominka i usiadł w swoim ulubionym fotelu, a elf, wciąż stojąc, wpatrywał się w choinkę.
― Niesamowite ― odezwał się w końcu Kori.
― Ja też je uwielbiam, jak i całe Boże Narodzenie! ― odpowiedział Mikołaj. ― I dziękuję ci za pomoc.
― Ale ja w zasadzie nic nie zrobiłem ― zaprotestował Kori.
― Wręcz przeciwnie! Wyjąłeś pierwszą bombkę z pudła, a to zawsze jest najtrudniejsze ― powiedział Mikołaj i się roześmiał.
Przystrojona choinka pięknie się prezentowała w świetle z kominka, gdzie w dalszym ciągu strzelały iskierki. Elf zdał sobie sprawę, że to już koniec jego zadania. Ze smutkiem pożegnał się z Mikołajem i ruszył w stronę wyjścia. Nim jednak dotarł do drzwi, Mikołaj zwrócił się do niego:
― Proszę ― powiedział i wręczył zdziwionemu elfowi jedną z pięknych, niesfornych bombek.
Tej nocy Kori długo nie mógł zasnąć. Choinka w jego domku była zdecydowanie mniejsza od tej Mikołajowej, ale nowa ozdoba prezentowała się na niej równie dobrze. Zamiast spać, Elf długo patrzył zachwycony na bombkę, która nieustannie zmieniała kolory, jakby chciała pokazać mu wszystko, co potrafi.