Koreańska nuta miłości - Katarzyna Grabowska - ebook + książka

Koreańska nuta miłości ebook

Katarzyna Grabowska

0,0
14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Opowieść o tęsknocie, odwadze i miłości dwojga ludzi z dwóch różnych światów, którzy muszą pokonać więcej niż tylko dzielące ich kilometry.

Sara zrobiła coś, o czym miliony dziewczyn mogą tylko marzyć – skradła serce jednego z najpopularniejszych idoli k-popu. Ale życie u boku gwiazdy nie przypomina bajki. Różnice kulturowe, nienawiść fanów, pogróżki i konieczność ukrywania się stają się jej codziennością.

Czy uczucie zdoła przetrwać w świecie, w którym każdy gest jest obserwowany, a prawda często przegrywa z kreacją medialną?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 359

Data ważności licencji: 12/13/2029

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



 

 

Copyright © Katarzyna Grabowska

Copyright © Wydawnictwo Replika, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Redakcja

Magdalena Kołosowska

 

Korekta

Paulina Kawka

 

Projekt okładki

Iza Szewczyk

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej

Dariusz Nowacki

 

 

 

Wydanie elektroniczne 2025

 

eISBN 978-83-68742-01-5

 

Wydawnictwo Replika

ul. Szarotkowa 134, 60-175 Poznań

[email protected]

www.replika.eu

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Dla wszystkich fanów k-popu i miłośników koreańskich dram.

 

ROZDZIAŁ I

 

Polska/Korea

 

Czy w życiu może się ziścić sen? Czy Kopciuszek może spotkać swojego księcia i żyć z nim długo i szczęśliwie? Sara miała nadzieję, że tak i dlatego, chociaż rozum mówił jej coś innego, odważyła się odpowiedzieć na wyznanie, jakie Jae Woong skierował ku niej podczas koncertu. Uległa magii chwili i przyjęła jego uczucia. Co więcej, pozwoliła sobie na zupełne szaleństwo i w sali pełnej fanów Ol4u rzuciła się w ramiona lidera zespołu. Całowali się jak szaleni, nie zwracając uwagi na otaczający ich tłum.

Kręciło jej się w głowie, ale nie wiedziała, czy to od świateł reflektorów, ogłuszających okrzyków fanów, czy może od pocałunków chłopaka, który publicznie wyznał jej miłość. Właściwie nawet nie do końca zdawała sobie sprawę, co to wszystko oznacza. Dla niej było to zapewnienie o miłości, dla innych cios prosto w serce. W tej chwili liczyło się tylko to, że wreszcie, po miesiącach rozłąki, znowu mogła być z osobą, za którą tęskniła.

Jednak po chwili rozpętało się piekło. Jakaś dziewczyna krzyknęła kilka brzydkich słów w kierunku Sary, inna szarpnęła ją za ramię. Zewsząd rozległy się piski i tłum naparł na Jae Woonga i jego wybrankę. Ochroniarze ze wszystkich sił starali się odgrodzić ich od fanów i otaczając pierścieniem, odeskortowali za kulisy.

Jae Woong tulił Sarę, próbując ochronić przed nienawistnymi spojrzeniami zazdrosnych dziewcząt. Zewsząd dolatywały okrzyki. Niektóre były przychylne, pełne radości z faktu, że znalazł swoją drugą połówkę, inne zaś mniej przyjemne, przesycone wrogością.

– Nie bój się – szepnął do Sary.

Kiwnęła głową, dając mu znak, że się nie boi, ale tak naprawę właśnie w tamtej chwili zrozumiała, że nic już nie będzie takie samo jak dawniej. Mocniej zacisnęła palce na dłoni chłopaka. Próbowała być dzielna. Przecież właśnie tego chciała. Przecież najważniejszy był Jae Woong i jego miłość. Ale w środku coś ściskało jej żołądek.

 

* * *

 

Z tyłu sceny czekali na nich pozostali członkowie zespołu i pan Lee, który, poczerwieniały ze zdenerwowania, wycierał spoconą twarz kraciastą chustką.

– No, no, nie spodziewałem się. – Min Seo klepnął Jae Woonga w ramię. – Miałeś jaja, żeby tak publicznie wyznać miłość. – Przeniósł wzrok na nieco oszołomioną dziewczynę. – Więc to jest ta twoja tajemnicza wybranka?

– Co za skandal! – Pan Lee przepchnął się do Jae Woonga i wycelował w niego wskazujący palec. – I taka nieodpowiedzialność! Czy wiesz, co właśnie zrobiłeś? Być może przekreśliłeś dalszą karierę Ol4u! Fani ci tego nie darują!

– Być może właśnie zrobiłem coś, co sprawi, że będę szczęśliwy – odpowiedział chłopak spokojnym tonem, spoglądając menadżerowi prosto w oczy. – Poza tym, raczę panu przypomnieć, że realia nieco się zmieniły i teraz to pan pracuje u mnie, a nie ja u pana.

Pan Lee ciężko przełknął ślinę. Wciąż nie mógł się pogodzić, że od kilku miesięcy Jae Woong był współwłaścicielem wytwórni. Krnąbrny młodzian, z którym użerał się przez tak długi okres i który przyprawiał go o nerwicę, zyskał pozycję przynależną Park Jin Sungowi. Bynajmniej nie osiągnął tego własną ciężką pracą, a dzięki rodzinnym powiązaniom. Swoją drogą, czyż nie zakrawało na istny chichot losu, że nędzna sierota okazała się nieślubnym synem prezesa Choi Tae Hyuna i jedynym spadkobiercą ogromnej fortuny?

– To może być koniec zespołu – mruknął niechętnie, obrzucając Sarę wrogim spojrzeniem.

Dziewczyna miała wrażenie, że ucisk w żołądku jeszcze bardziej się wzmógł. Zaczęła nawet zastanawiać się, czy zrobiła dobrze, odpowiadając na wyznanie Jae Woonga. Przeszło jej przez myśl, że może jeszcze ma szansę wyjść stąd, wrócić do domu i udawać, że nic się nie wydarzyło.

– Saro, wszystko w porządku? – Jae Woong wyczuł jej strach.

– Tamci ludzie… Oni nie byli zbyt przyjaźni – wydukała. – Twój menedżer też…

– Fani zaakceptują nasz związek, dajmy im trochę czasu – uspokoił ją. – A pan Lee… On nie może decydować o tym, co mam robić. – Spojrzał menedżerowi prosto w oczy.

Ten nie wytrzymał siły jego wzroku i wyjąwszy telefon z kieszeni, zaczął przeglądać strony internetowe w poszukiwaniu newsów dotyczących dzisiejszego koncertu.

– Wszystko będzie dobrze – zapewnił Sang Hwan. – Ważne, że jesteście razem.

Jae Woong przeniósł spojrzenie na kolegę z zespołu.

– Wiesz, akurat po tobie nie spodziewałbym się tego, że zostaniesz swatką. Od kiedy tak bardzo przejmujesz się moim losem?

– Od kiedy zobaczyłem, jak usychasz z tęsknoty. Miałem już dość twoich westchnień i zamglonych spojrzeń. Uznałem, że trzeba coś zrobić i pomóc dwojgu ludziom, którzy nie potrafią poradzić sobie z własnymi uczuciami.

– Tak właściwie – wtrącił, milczący do tej pory Tae Oh – to pomogłeś już wcześniej. Gdybyś wtedy na parkingu nie wpadł na pomysł, żeby zamknąć Jae Woonga w toalecie…

Sang Hwan przesłał mu ostrzegawcze spojrzenie. Pan Lee nie miał pojęcia o tym, co naprawdę wydarzyło się podczas letniej trasy koncertowej i dla wszystkich lepiej by było, gdyby tak pozostało. Poza tym, nie chciał wracać do tej sprawy. Po czasie zrozumiał, że zachował się wtedy wysoce nieodpowiedzialnie i po prostu chamsko.

– Sorry – Tae Oh zreflektował się i pospiesznie zerknął na menadżera, bojąc się, że ten podchwyci temat. Na szczęście pan Lee nadal zajęty był telefonem.

– Dzięki, stary. – Jae Woong wyciągnął rękę do Sang Hwana. – Za wszystko.

Uścisnęli sobie prawice na znak zgody.

– Już o tym piszą! – jęknął pan Lee, po czym zwrócił wyświetlacz telefonu w stronę członków zespołu. – Sami zobaczcie! Mówiłem, że będzie skandal!

– Co się dzieje? – Sara nie brała udziału w rozmowie, gdyż ta w większości toczyła się po koreańsku, ale teraz, widząc na smartfonie menadżera zdjęcie przedstawiające ją całującą się z Jae Woongiem, postanowiła zabrać głos.

– To nic. – Chłopak objął ją mocniej. – Po prostu ludzie powrzucali zdjęcia i filmiki z koncertu do sieci i… Informacje błyskawicznie się rozchodzą, ale i szybko tracą na aktualności. Dziś piszą o nas, jutro skoncentrują się na kimś innym.

– Na kimś innym? – Menadżer również przeszedł na angielski. – No nie sądzę! Rozpętałeś piekło i teraz będziesz musiał ponieść tego konsekwencję! Wszyscy je rozpętaliście! – Potoczył wzrokiem po członkach zespołu. – Miłości wam się zachciało? Tam, gdzie w grę wchodzą interesy, nie ma miejsca na sentymenty. Miłość i biznes nie idą w parze.

 

* * *

 

Prezes Park, mimo wczesnej pory, gdyż dochodziła dopiero siódma rano, siedział na kanapie w salonie swojego seulskiego apartamentu i wpatrywał się w ekran tabletu. Nie spał już od dobrych kilku godzin, od momentu, gdy telefon od pana Lee wyrwał go ze snu. W Polsce był późny wieczór, ale tu, w Korei, środek nocy. Sprawa jednak była na tyle pilna, że menadżer zdecydował się zakłócić odpoczynek szefa.

Zresztą, zaraz po wiadomości od pana Lee, telefon rozdzwonił się na dobre – media momentalnie zareagowały na wystąpienie Jae Woonga, wzbudzając niepokój u sponsorów zespołu.

Park stracił ochotę na sen. Resztę nocy spędził na rozmowach z działem PR i udziałowcami, a także na przeglądaniu stron internetowych, gdzie roiło się od kolejnych artykułów dotyczących tego, co stało się w łódzkiej Atlas Arenie.

Wstępna analiza ewentualnych konsekwencji dla zespołu jak i całej wytwórni nie wyglądała zbyt dobrze, dlatego należało jak najszybciej podjąć działania mające powstrzymać skandal i zapobiec jego dalszym następstwom.

– Co też ten młokos wyczynia – mruknął pan Park, odkładając laptop i sięgając po leżący obok smartfon.

Wybrał numer i poczekał, aż po pierwszym sygnale rozległ się pełen pokory głos podwładnego.

– Czy już coś wiadomo, panie prezesie?

– Sytuacja nie wygląda najlepiej – poinformował na wstępie. – Sponsorzy chcą się wycofywać, kontrakty są zagrożone. Dwoję się i troję, żeby zażegnać kryzys, ale nie wiem, czy uda się ocalić Titanica przed zatonięciem.

– Przepraszam, panie prezesie. Popełniłem błąd. Nie sądziłem, że Jae Woong zdecyduje się na taki krok. Przecież, gdybym wiedział, nigdy nie podałbym Sang Hwanowi numeru telefonu do tej dziewczyny.

Pan Lee umilkł spłoszony, rozumiejąc, że powiedział o słowo za dużo.

– Co takiego? – Prezes Park nie podnosił głosu, jednak jego zimny, niemal beznamiętny ton, potrafił przerażać bardziej niż krzyk. – Czyli miałeś świadomość, co się może zdarzyć i temu nie zapobiegłeś? Ba, sam poniekąd przyczyniłeś się do takiego stanu rzeczy?

– Panie prezesie, naprawdę nie wiedziałem. Myślałem, że to tylko zwykłe zauroczenie i spotkanie z tą dziewczyną poprawi Jae Woongowi humor. Ostatnio był taki przygaszony.

– Myślałeś? Nie wydaje mi się, żebyś potrafił korzystać z rozumu. Złamałeś podstawowe prawo naszej wytwórni mówiące, że podopieczni nie będą bez naszej zgody wikłać się w sprawy uczuciowe.

– Przepraszam…

– Teraz przepraszasz, a gdzie byłeś, kiedy to się stało? Przecież, gdy zobaczyłeś co się święci, powinieneś od razu zacząć działać! Dlaczego nie wyciszyliście mu mikrofonu? Dlaczego nie ściągnęliście ze sceny? Wiesz, co się tu teraz dzieje? Media, sponsorzy, partnerzy… że o fanach nie wspomnę. Nie mam czasu odpowiadać każdemu z osobna. A ty… byłeś od tego, żeby do tego nie dopuścić.

– Nie zamierzam się usprawiedliwiać. Moim obowiązkiem było czuwać nad wszystkim – przyznał pan Lee. – Zawiodłem i poniosę tego konsekwencje.

To, co mówił, było w sprzeczności z tym, co myślał. Od miesięcy, od czasu gdy Jae Woong stał się dziedzicem fortuny rodziny Choi i współwłaścicielem wytwórni, nie mógł narzucać mu swojej woli. Chociaż teoretycznie pełnił funkcję menadżera Ol4u i był odpowiedzialny za prawidłowe funkcjonowanie zespołu, znajdował się niżej w hierarchii społecznej niż jego lider. Jak więc miał rozkazywać Jae Woongowi?

– Zawiodłeś – potwierdził Park, nadal używając beznamiętnego tonu. — Ale nie czas teraz na kary. Skupmy się na rozwiązaniach.

– Oczywiście. Jestem do dyspozycji. Co pan proponuje?

– Po pierwsze, żadnego kontaktu z mediami. Żadnych wywiadów. Żadnych postów. Zespół milczy. Ty milczysz. Jae Woong milczy. – Głos Parka stwardniał. – Moje kontakty w agencjach public relations już działają. Od tej chwili nasi ludzie przejmują komunikację kryzysową. Postaramy się obrócić to w zabieg marketingowy.

– Marketingowy? – zaciekawił się pan Lee.

– Nie pora o tym rozmawiać. Ty po prostu skup się na tym, o czym mówiłem. Zrozumiałeś?

– Zrozumiałem.

– Po drugie, lecę najbliższym samolotem do Berlina. Tam się spotkamy. Chcę porozmawiać z Jae Woongiem. – Umilkł na moment i przeniósł wzrok na ścianę, gdzie wisiał duży plakat przedstawiający Ol4u. Skoncentrował wzrok na liderze. – Ten chłopak to diament, ale jeśli się go źle oszlifuje, to straci na wartości. Pamiętaj o tym.

– Oczywiście, proszę pana.

Prezes Park rozłączył się bez pożegnania. Zawsze tak robił. W kontaktach z podwładnymi nie wykazywał się zbyt dużą uprzejmością. Wychowany w duchu konfucjanizmu, uważał, że znajduje się na wyższym szczeblu drabiny społecznej niż oni. Nie był to jednak z jego strony przejaw pychy, czy też przeświadczenie o własnej wartości. Po prostu tak postrzegał świat, w którym każdemu przypisane było odpowiednie miejsce i powinności. Będąc przełożonym, mógł wymagać, mógł być surowy, ale jednocześnie sprawiedliwy. On decydował i zlecał, a oni musieli wypełniać polecenia. Naturalna kolei rzeczy.

 

* * *

 

Pan Lee odsunął telefon od ucha i popatrzył na już wygaszony ekran. Zauważył, że dłoń z aparatem drżała mu z nerwów. Ostatnio często się tak działo. Praca dla prezesa Parka nigdy nie należała do zbyt spokojnych, ale teraz obciążała go zdecydowanie bardziej niż kiedyś. Może faktycznie powinien z niej zrezygnować, tak jak już wielokrotnie to sobie obiecywał.

A jednak nie był w stanie porzucić wytwórni. Poniekąd stała się dla niego domem, w którym spędził ładny kawałek swojego życia. Miałby teraz zaczynać wszystko od nowa?

Westchnął i przeczesał palcami włosy. Słowa Jin Sunga nadal brzmiały mu w uszach – „Zawiodłeś”. Przyjął ten osąd z pokorą, chociaż wcale się z nim nie zgadzał. Sprzeciw jednak nie byłby mile widziany. Pan Lee był doskonałym przykładem na twierdzenie, iż mowa jest srebrem, ale milczenie złotem. Zaczynając przed laty pracę w wytwórni, otrzymał posadę gońca. Swoją cierpliwością i wytrwałością, a także gotowością do wypełniania poleceń, udowodnił, że można na nim polegać, i zaczął się wspinać po stopniach kariery. Zaszedł tak daleko, gdyż wiedział, kiedy milczeć i z pokorą przyjąć nawet nienależną krytykę.

 

* * *

 

Jae Woong nie wrócił po koncercie do hotelu. Mimo że pan Lee nalegał, postawił na swoim. Do limuzyny podstawionej pod łódzką Atlas Areną wsiedli trzej członkowie Ol4u, niezadowolony menadżer oraz jeden z ochroniarzy, przebrany w płaszcz lidera. Jae Woong został z Sarą. Odczekali, aż fani rozproszą się po odjeździe zespołu i dopiero wtedy, nie niepokojeni przez nikogo, udali się do mieszkania dziewczyny. Zamówioną taksówką dotarli na ulicę Wschodnią.

Tej nocy długo nie mogli zasnąć. Emocje buzowały w ich ciałach i umysłach, nie pozwalając myślom ucichnąć. Chcieli nacieszyć się sobą. Bliskością, czułością, świadomością, że znów są razem, choćby na krótko. Rano Ol4u miało zaplanowany wylot, a napięty grafik koncertowy uniemożliwiał zakochanym spędzenie dłuższych chwil tylko we dwoje.

Jae Woong, nie mogąc znieść myśli o kolejnym rozstaniu, zaproponował:

– Zabierz się z nami. Choćby na kilka dni.

Sara spojrzała na niego z bólem w oczach.

– Uwierz mi, bardzo bym chciała. Ale to nie takie proste – westchnęła. – Mam studia, egzaminy, no i Felka…

Kot, jakby usłyszał swoje imię, przeciągnął się leniwie na oparciu kanapy, gdzie do tej pory leżał, zeskoczył na podłogę i otarł się o nogi Jae Woonga, mrucząc przy tym jak mały traktor. Chwilę później wskoczył mu na kolana i z zadowoleniem zwinął się w kłębek.

– Weźmiemy go ze sobą – zaśmiał się chłopak, gładząc kota po grzbiecie. – Widzisz? On od razu mnie zaakceptował. To przeznaczenie.

– Jae. – Sara uśmiechnęła się ciepło. – To naprawdę nie takie łatwe. Przed podróżą potrzebne byłyby szczepienia, dokumenty, specjalna klatka. Nie chcę go stresować. Poza tym… ja też muszę się przygotować na wyjazd. Wszystko zorganizować.

– Rozumiem – powiedział, zdejmując Felka z kolan. – Ale obiecaj, że gdy tylko zaliczysz sesję, przylecisz do Korei. Bilet ci kupię, wszystko zorganizuję.

– Na bilet jeszcze mnie stać – zaśmiała się. – Ale dobrze. Obiecuję. Zaraz po obronie magisterki przylecę do ciebie. Felka zostawię rodzicom, a ty zabierzesz mnie w te wszystkie cudowne miejsca, o których mi opowiadałeś.

– No ba. Będziesz miała najlepszego przewodnika, czyli mnie.

Przytulił ją mocno. Sara oparła głowę na jego ramieniu i nie zauważyła, jak uśmiech powoli zniknął z twarzy chłopaka, który wiedział, że ich plany mogą nie być takie proste do zrealizowania. Życie gwiazdy rzadko pozwala na romantyczne spacery po Seulu, zwłaszcza gdy jest się rozpoznawalnym na każdym kroku. Zamiast magicznych chwil mogła czekać ich ucieczka przed obiektywami paparazzich i natrętnymi fanami.

– Wiesz… nadal wydaje mi się, że to tylko sen – odezwała się cicho Sara. – Ty i ja… I ten koncert. Gdy zacząłeś mówić o mnie, myślałam, że zemdleję. Serio. Przy tych wszystkich ludziach powiedziałeś, że mnie kochasz. A przecież tak niewiele brakowało, żebyśmy się nigdy nie spotkali.

– Spotkanie było nam pisane. Wierzę w przeznaczenie. W to, że bogowie lub wszechświat, jak wolisz, przed wiekami zapisali nasze losy. Nic w życiu nie jest dziełem przypadku.

 

* * *

 

Nad ranem, gdy jeszcze mrok spowijał łódzkie uliczki, pod kamienicę, w której mieszkała Sara, podjechał samochód. Pan Lee zadzwonił do Jae Woonga i ponaglił go do wyjścia, upominając, że dla dobra własnego i dziewczyny powinien niepostrzeżenie opuścić jej dom.

Kilka ostatnich pocałunków połączyło usta zakochanych. Ich dłonie, splecione w niemal kurczowym uścisku, zdawały się nie chcieć rozłąki, ale nie mogli przeciągać pożegnania w nieskończoność.

– Wkrótce się widzimy – szepnął Jae Woong do jej ucha. – Pamiętaj, że kocham tylko ciebie. Jesteś miłością mojego życia.

– Ja też cię kocham.

Wyszedł na korytarz, a ona stała w otwartych drzwiach, patrząc, jak oddala się ku schodom. Zatrzymał się jeszcze na moment, spojrzał na nią po raz ostatni i pomachał. Potem zbiegł na dół.

Wróciła do pokoju, który, choć niewielki i zagracony meblami, nagle wydał się jej przerażająco pusty. Usiadła na kanapie.

– Zostaliśmy sami – szepnęła do Felka, który, jakby wyczuwając jej nastrój, wskoczył na kolana. – Ale on wróci, prawda?

Kot zamiauczał. Sara przyjęła to jako potwierdzenie i uśmiechnęła się blado.

Dopiero teraz, gdy nie było już Jae Woonga, zdecydowała się włączyć laptop i poszukać informacji o wczorajszym koncercie Ol4u. Ciekawiło ją, co media piszą o jego wyznaniu. Wydała z siebie cichy okrzyk, gdy już na stronie głównej Onetu natknęła się na zdjęcie, na którym uwieczniono ją w namiętnym pocałunku z liderem zespołu. „Koreański gwiazdor zakochał się w Polce” – głosił nagłówek.

Na kolejnych portalach, nie tylko polskich, natrafiała na podobne artykuły. Można było odnieść wrażenie, że to temat numer jeden. Wszędzie przewijały się ich wspólne zdjęcia, a filmiki z koncertu stawały się viralem na TikToku i w ciągu jednej nocy zdobywały miliony wyświetleń na YouTube. Pod każdym pojawiała się lawina komentarzy. Na początku czytała je z ekscytacją i niedowierzaniem. Niektóre były ciepłe, pełne gratulacji i słów wsparcia. „Cieszę się, że Jae Woong jest szczęśliwy”, „Niech żyją, jak chcą! To ich życie!”, „Wiadomo, Polki najpiękniejsze!”

Ale zaraz potem zaczęły pojawiać się inne. Złe. Pełne jadu i czystej nienawiści.

„Kim ona w ogóle jest, żeby go całować?”

„Nie jest nawet ładna. To na pewno jakiś PR-owy żart.”

„Zostaw go, dziwko! On jest NASZ!”

Z przerażeniem odkryła, że na jej Facebooku pojawiło się mnóstwo wiadomości od nieznanych osób. Ktoś musiał zadać sobie trud, by ją odnaleźć, a potem udostępnić profil wśród fanów zespołu. Lawina hejtu ruszyła z impetem. Przekleństwa, pogróżki, obrzydliwe memy z jej twarzą, zmontowane zdjęcia, życzenia śmierci.

„Mam nadzieję, że umrzesz w męczarniach, ty dziwko.”

Odruchowo zamknęła laptopa. Miała wrażenie, że wpadła w jakąś czarną otchłań bez dna. Leciała i leciała, nie mogąc znaleźć dla siebie oparcia. Felek cicho zamruczał, jakby próbował ją pocieszyć, i trącił nosem w policzek, ale nawet on nie był w stanie ukoić poczucia niesprawiedliwości, jakie w niej narastało.

Zacisnęła dłonie w pięści.

Dlaczego ludzie tak bardzo jej nienawidzili? Co zrobiła nie tak? Czy naprawdę zasłużyła na ten lincz? Przecież nie szukała sławy. Nie zabiegała o uwagę. Zakochała się w chłopaku, który był dla niej po prostu Jae Woongiem. Nie gwiazdą, nie liderem zespołu, tylko zagubionym studentem, którego poznała przypadkiem, na leśnym parkingu.

Czy tak bardzo bolało ich, że byli szczęśliwi? Czy nazywanie się fanem, dawało ludziom prawo do nienawiści wobec osób, które ich idol obdarzył uczuciem?

Sara poczuła, jakby ktoś odarł ją z prywatności. Jakby rozwrzeszczany, wrogi tłum wdarł się do jej mieszkania, podeptał jej emocje i jeszcze ją za to obwinił. Serce dziewczyny przepełnił strach o to, czy miłość, która narodziła się w cieniu, poza sceną, ma szansę przetrwać w świetle reflektorów, wystawiona na widok publiczny. Zastanawiała się, czy ludzie, utwierdzeni w przeświadczeniu, że mają prawo do decydowania o życiu idola, mogą niszczyć wszystko, co nie odpowiada jego wizerunkowi, jaki sami stworzyli.

Kochała Jae Woonga – tego była pewna – nie mogła więc zrezygnować z tego uczucia. Nawet jeśli cały świat byłby przeciwko niemu. Przecież prawdziwa miłość jest w stanie przezwyciężyć każde trudności, czyż nie?

 

* * *

 

Dźwięk dzwonka telefonu wyrwał Sarę z zadumy. Od dobrych kilkunastu minut siedziała przed zamkniętym laptopem, nie mając siły wstać z kanapy. Felek zasnął przytulony do jej boku, a ona trwała w bezruchu, analizując to, co się stało.

Sięgnęła po smartfon.

– Mamo…

– Kochanie, wszystko w porządku? – W głosie pani Wilczyńskiej słychać było niepokój. – Tata właśnie pokazał mi artykuł. A potem drugi, trzeci… No i te zdjęcia… Ty i Jae Woong… Wszędzie o tym trąbią.

– Wiem, mamo. Miałam właśnie dzwonić i wam o tym powiedzieć. – Starała się brzmieć spokojnie, chociaż było to dość trudne. Gardło miała tak ściśnięte z nerwów, iż z trudem przeciskały się przez nie kolejne słowa. – Byłam wczoraj na koncercie i tam…

– Jae Woong publicznie wyznał ci miłość – dokończyła pani Wilczyńska za córkę.

– Tak. To było magiczne i w ogóle, ale…

– Ale po cudownej nocy, nastąpiło przebudzenie, prawda? Nie byłaś gotowa na to, co się rozpęta.

– Nie byłam – przyznała. – Wydawało mi się, że śniłam na jawie, a przebudzenie… cóż, ono było jak zimny prysznic.

– Martwimy się o to, jak znosisz to, co ci ludzie o tobie piszą. To po prostu okropne!

– Nie są to miłe słowa, ale… Ludzie w internecie czują się bezkarni. Myślą, że pisząc w zaciszu swojego pokoju, są bezpieczni i mogą sobie pozwolić na obrażanie innych.

– Oj tak. Wtedy dopiero potrafią być okrutni – westchnęła mama. – Jeśli jest ci ciężko, to powiedz tylko słowa, a…

– Daję radę. Nie traktuję tych komentarzy na poważnie.

– Naprawdę? – Nie wydawała się przekonana.

– Naprawdę. Popiszą i przestaną. Nie róbmy z tego wielkiego halo. Jak zobaczą, że nie reaguję, to znudzą się i znajdą sobie inny temat.

– Ale pamiętaj, że masz nas. Nie jesteś sama. Jeśli zechcesz, możemy do ciebie przyjechać.

– Dziękuję, ale nie trzeba. Wszystko jest w porządku.

– Czy on… czy on jest teraz z tobą? Opiekuje się tobą? – dopytywała pani Wilczyńska.

– Musiał jechać na kolejny koncert. Zobowiązania zawodowe. Ale jesteśmy w kontakcie – dodała szybko, bojąc się, że mama źle to zinterpretuje i jeszcze uzna, że Jae Woong zupełnie nie przejmuje się jej losem.

– Nie powinnaś być teraz sama.

– Przecież nie jestem. Mam Felka.

– Och, co też mówisz! To tylko kot. Pamiętaj, że masz nas – powtórzyła. – Całym sercem jesteśmy z tobą i gdybyś potrzebowała, daj znać, a natychmiast przyjedziemy.

– To naprawdę niepotrzebne, mamo, ale dziękuję. Wiem, że zawsze mogę na was liczyć. Jesteście najwspanialszymi rodzicami na świecie. Kocham was.

– My ciebie też, bardzo. Zawsze.

Sara rozłączyła się i przez chwilę siedziała z telefonem przyciśniętym do serca. Słowa mamy przyniosły jej ukojenie. Przez moment poczuła się znowu jak mała dziewczynka – bezpieczna i kochana.

Ponownie rozległ się dzwonek telefonu. Spojrzała na wyświetlacz. Jae Woong.

Uśmiechnęła się lekko i odebrała.

– Hej – wysiliła się na pogodny ton. – Już jesteś na lotnisku?

– Tak, zaraz startujemy – odpowiedział. – Jednak zanim wzbijemy się w niebo, chciałem cię usłyszeć. Stęskniłem się za tobą.

– Ja za tobą też.

– Wszystko w porządku? – Coś w jej głosie go zaniepokoiło.

– Oczywiście – skłamała, ale nie dał się nabrać.

– Widziałaś?

– Co miałam zobaczyć?

Zawahał się, ale tylko na sekundę.

– Rozmawiałem z panem Lee i przeglądałem artykuły – powiedział w końcu, nieco ciszej. – Na lotnisku było spore zamieszanie, ale na szczęście menadżer zadbał o to, żebyśmy weszli bocznym wejście. To jakiś totalny chaos. To, co się dzieje w sieci, przerosło moje wyobrażenia. Ty też to widziałaś, prawda? Tylko nie chcesz mnie martwić. Przepraszam, Saro.

Głęboko wciągnęła powietrze.

– Nie masz za co przepraszać. To nie twoja wina, że ludzie są… jacy są.

– Ale ja miałem świadomość tego, do czego są zdolni. Tkwię w tym już tyle czasu i wiedząc o blaskach i cieniach sławy, wplątałem cię w to wszystko.

– To nie twoja wina – powtórzyła.

– I jeszcze zostawiam cię z tym samą. Powinienem być przy tobie i cię chronić.

– I co byś zrobił? Jesteś tak samo bezsilny, jak ja. Teraz skup się na koncertach i zobowiązaniach.

– A ty?

– Poradzę sobie. Naprawdę.

Milczał przez chwilę wsłuchując się w jej przyspieszony oddech. Miał świadomość, że bardzo przeżywała tę sytuację, ale nie chciała go denerwować.

– Nie musisz być z tym sama. Nic się nie liczy, jeśli ty przez to cierpisz – wyszeptał. – Ja… nie jestem gotów cię stracić. Nawet jeśli miałbym stracić wszystko inne.

– Stracić wszystko inne? – podchwyciła. – Czyli nie skończy się tylko na tych artykułach i komentarzach?

– Spokojnie, o nic się nie martw. Medialna burza wokół zespołu przełożyła się na pewne straty wizerunkowe. Nikt nie spodziewał się takiego „skandalu”. Jin Sung ma ból głowy, bo sponsorzy szaleją i chcą zrywać kontrakty. Co za ograniczeni ludzie! Uważają, że wykonawca jest produktem, a nie człowiekiem! Rozumiesz? Nie mamy prawa do prywatnego życia! Mamy robić to, czego wymagają od nas fani! Do tej pory godziłem się na to, ale teraz…

– I co będzie z zespołem? Czekają was jakieś nieprzyjemności? – zaniepokoiła się.

– Już mówiłem, nie martw się o to. Wszystko jest do ogarnięcia. A jak nie, to przecież zawsze mogę przyjechać do Łodzi, zamieszkać z tobą i grać na Piotrkowskiej – spróbował rozładować napięcie. – Wyobraź to sobie, była gwiazda k-popu śpiewająca dla przechodniów.

Zaśmiała się.

– No nie wiem, czy by to przeszło. Musielibyśmy cię jakoś zamaskować, bo jeszcze jakieś fanki by cię porwały.

– Albo mogłyby mnie obrzucić zgniłymi pomidorami za rozpieprzenie zespołu – zażartował. – Już to sobie wyobrażam. Dobrze, dla własnego bezpieczeństwa kupię perukę z blond włosami, będę nosił ciemne okulary i zapuszczę brodę. Mam nadzieję, że lubisz zarośniętych mężczyzn.

– Ciebie lubię w każdej odsłonie, nawet jako wikinga.

– Saro, przepraszam, ale muszę kończyć. – Jae Woong spoważniał. – Pan Lee już mi daje znaki, żebym się pospieszył. Samolot za chwilę startuje.

– W takim razie szczęśliwego lotu.

– Poczekaj. Zanim się rozłączymy, obiecaj mi jedno, dobrze?

– Co tylko chcesz.

– Nie zamykaj się przede mną. Jeśli będzie źle, jeśli nie dasz rady z tą całą nagonką, powiedz mi. Nie musisz starać się być dzielna.

Nie odpowiedziała od razu. Ale w końcu wyszeptała:

– Obiecuję.

– Kocham cię, Saro.

– Ja ciebie też.

Połączenie się zakończyło. Ekran telefonu zgasł.

Sara oparła się o kanapę. Wiedziała, że to dopiero początek, ale teraz, bardziej niż kiedykolwiek, miała pewność, że są w tym razem. I choć cały świat mógł być przeciwko nim, nie zamierzała się poddać.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej