89,99 zł
Kolekcjonowanie – namiętność czy obsesja?
Kolekcje dizajnu to podróż przez prywatne światy polskich kolekcjonerów. Aleksandra Koperda uważnie przygląda się ich pasji, pokazując, że każda kolekcja to mikrokosmos, a każdy przedmiot kryje opowieść i emocje. Autorka wyrusza tropem ludzi, którzy nie tyle zbierają rzeczy, ile ratują je od zapomnienia.
Figurki Lego, porcelana z Ćmielowa, kilimy, meble z PRL-u, kałamarze – przedmioty z różnych światów, gromadzone przez lata. Od mających dużą wartość materialną klasyków dizajnu, po wyroby nieoczywiste, porzucone, kuriozalne, dla niewtajemniczonych niewiele warte. Czy to zbieractwo? Absolutnie nie. Kolekcjonowanie to świadomy akt tworzenia, nadawania znaczeń i ukazywania piękna.
Kolekcjonować to znaczy ocalać rzeczy, rzeczy cenne, od zaniedbania, zapomnienia czy nawet od haniebnego przebywania w kolekcji kogoś innego. […] Kolekcjonerstwo to również sport, i trudności dodają mu zarówno chwały, jak i smaku. Prawdziwy kolekcjoner nie lubi kupować wielu rzeczy naraz (tak jak prawdziwy łowca nie chce, aby przepędzano przed nim całe stada zwierząt), przejmowanie cudzej kolekcji nie daje mu poczucia spełnienia: zwykłe nabywanie lub gromadzenie nie jest kolekcjonowaniem.
S. Sontag, Miłośnik wulkanów
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 407
Data ważności licencji: 9/24/2030
Copyright © by Aleksandra Koperda
Projekt okładki Katarzyna Bućko @booka.kasia.bucko
Fotografie © Michał Lichtański
Redaktor inicjujący Oskar Błachut
Redaktorka prowadząca Agnieszka Narębska
Redakcja Magdalena Matyja-Pietrzyk
Adiustacja Anna Cała
Korekta Katarzyna Kierejsza, Magdalena Wołoszyn-Cępa
Opieka redakcyjna Natalia Hipnarowicz-Kostyrka
Opieka promocyjna Paulina Sidyk
ISBN 978-83-8427-649-5
Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl
Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków
Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: [email protected]
Wydanie I, Kraków 2025
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Ossowska
Biurko Żaluzjowe, fot. DESA Unicum
Danuta Duszniak – Wazon Flora, fot. DESA Unicum
Danuta Duszniak – Wazon Kostka, fot. DESA Unicum
Henryk Jędrasiak – Gazela, fot. Paweł Bobrowski DESA Unicum
ze zbiorów Barbary Banaś, fot. Arkadiusz Podstawka
ze zbiorów Barbary Banaś, fot. Arkadiusz Podstawka
ze zbiorów Barbary Banaś, fot. Arkadiusz Podstawka
fot. Maciej Kulczyński / PAP
XVIII- Eryka Trzewik-Drost, Zestaw wazonów, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu;
XVIII-1782 Henryk Gaczyński, Pucharek grawerowany ze sceną połowu ryb, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu;
XVIII-1769 Henryk Gaczyński, Kompozycja figuralna (ceramiczne panneau dekoracyjne), 1958–1960, fajans malowany podszkliwnie, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu
XVIII-3184 Zbigniew Horbowy, Kieliszki dekoracyjne, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu;
XVIII-729 Zbigniew Horbowy, Wazon „Kama”, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu
XVIII-1247 Ludwik Kiczura, Trzy formy dekoracyjne „Lodowce”, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu
XVIII-1236 Anna Malicka-Zamorska, Kompozycja „Chmura”, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu;
XVIII-1805–1809 Tasios Kiriazopoulos, Zestaw szkieł „Hydro”, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu;
XVIII-2187 Henryk Albin Tomaszewski, Forma dekoracyjna „Fontanna”, fot. Arkadiusz Podstawka, w zbiorach Muzeum Narodowego we Wrocławiu
CMW 4703/Z/645, Brzozowski Kazimierz proj. „Nasturcje”, fot. Agnieszka Ambruszkiewicz, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi;
CMW 2153/Z/370, Skoczylas Władysław „Taniec zbójników”, fot. Agnieszka Ambruszkiewicz, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
CMW 1029/W/5, Łaszkiewicz Maria, bez tytułu, fot. Piotr Tomczyk, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
CMW 4699/Z/641, Treter Bogdan „Ludowy”, fot Agnieszka Ambruszkiewicz, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi;
CMW 2320/W/239, Plutyńska Eleonora „Kwadraty”, fot. Piotr Tomczyk, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
CMW 6034/W/498, Plutyńska Eleonora „Ludziki”, fot. Agnieszka Ambruszkiewicz, ze zbiorów Centralnego Muzeum Włókiennictwa w Łodzi
Roman Modzelewski – Fotel RM58, fot. Marcin Koniak DESA Unicum
Wytwórnia fajansu w Pacykowie – Cztery tancerki, fot. Marek Krzyżanek DESA Unicum
Jan Sowiński – Para wazonów wzór nr 430, fot. DESA Unicum;
prawa: Wit Płażewski – Bombonierka, fot. Desa Unicum
fot. WENN Rights Ltd/Alamy/BE&W
fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. Bartosz Cygan / Muzeum Narodowe w Krakowie, Paweł Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. Bartosz Cygan / Muzeum Narodowe w Krakowie, Paweł Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. Bartosz Cygan / Muzeum Narodowe w Krakowie, Paweł Czernicki / Muzeum Narodowe w Krakowie
fot. Kamil A. Krajewski, Archiwum Muzeum Manggha
Kazimierz Czuba – Zajączek, fot. Marcin Koniak DESA Unicum
Wincenty Potacki – Serwis do kawy Krokus, fot. DESA Unicum;
Zdana Kosicka – Konik, fot. Marcin Krzyżanek DESA Unicum
fot. Jakub Płoszaj, Karol Kowalik / Muzeum Narodowe w Krakowie, Januszk57 / Wikimedia Commons
fot. Jakub Płoszaj, Karol Kowalik / Muzeum Narodowe w Krakowie, Januszk57 / Wikimedia Commons
Danuta Duszniak, Serwis do kawy Prometeusz, fot. Paweł Bobrowski DESA Unicum
fot. Paweł Mazur / BE&W
fot. Carl Hansen & Søn
Krzesło Concorde fot. Patyna vintage showroom, KW-ART-STUDIO;
Siedzisko Dromadaire, fot. CHAPO CRÉATIONS
fot. Wojciech Sosenko
fot. Mirosław Żak
fot. Mirosław Żak
fot. Wojciech Sosenko
fot. Wojciech Sosenko
fot. Wojciech Sosenko
fot. Wojciech Sosenko
fot. Wojciech Sosenko
fot. I. Oleś / Muzeum Warszawy;
M. Matyjaszewski / Muzeum Warszawy
fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
fot. Muzeum Narodowe w Warszawie
fot. Włodzimierz Echeński / East News
fot. Biblioteka Narodowa
Dwie pary butów, fot. Hanna Szudzińska
Dwie pary butów, fot. Hanna Szudzińska
Dwie pary butów, fot. Hanna Szudzińska
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
fot. Maurycy Gomulicki
Z kolekcji Katarzyny Sosenko
Kolekcjonować to znaczy ocalać rzeczy, rzeczy cenne, od zaniedbania, zapomnienia czy nawet od haniebnego przebywania w kolekcji kogoś innego. Ale kupno całej kolekcji zamiast polowania na zwierzynę sztuka po sztuce – nie jest posunięciem zbyt eleganckim. Kolekcjonerstwo to również sport, i trudności dodają mu zarówno chwały, jak i smaku. Prawdziwy kolekcjoner nie lubi kupować wielu rzeczy naraz (tak jak prawdziwy łowca nie chce, aby przepędzano przed nim całe stada zwierząt), przejmowanie cudzej kolekcji nie daje mu poczucia spełnienia: zwykłe nabywanie lub gromadzenie nie jest kolekcjonowaniem1.
Sama nigdy niczego nie kolekcjonowałam. Byłam o tym przekonana aż do czasu pracy nad tą książką. Wtedy przypomniało mi się, że i ja jako dziecko dorastające na przełomie lat 80. i 90. zbierałam, jak zapewne niemal wszyscy w szkole, historyjki obrazkowe z gum balonowych Donald. Opcji nie było wtedy zbyt wiele, a same gumy, pakowane po dziesięć, przez jakiś czas dostępne były jedynie w Pewexie, gdzie płacić można było za nie, podobnie jak za inne luksusowe towary, dolarami amerykańskimi lub bonami towarowymi. Okazuje się, że przez jakąś chwilę zbierałam nie tylko donaldowe minikomiksy, ale również – co sobie uświadomiłam, znalazłszy identyczny przykład w literaturze dotyczącej zjawiska kolekcjonowania – saszetki z cukrem z kawiarni, a także kolorowe bibułki, którymi czasami owijano cytrusy. Wszystko to były jednak przedmioty pozbawione jakiejkolwiek wartości materialnej, a mój kolekcjonerski zapał za każdym razem ostygał wyjątkowo szybko.
Skąd zatem pomysł, by zgłębić temat kolekcjonowania? Choć sama nie mam potrzeby niczego kolekcjonować, od zawsze zwracałam uwagę na przedmioty, które znajdowały się wokół mnie. Istotne było to, jak wyglądały. By dobrze mi się ich używało, musiały być estetyczne. Przez wiele lat forma była dla mnie zdecydowanie ważniejsza niż funkcja. Obecnie moje podejście nieco się zmienia, ale zmieniają się też same projekty, mamy większy wybór… a sporo dostępnych dziś przedmiotów stworzono tak, by nie tylko dobrze nam służyły, ale też dobrze wyglądały.
Jako dziennikarka odwiedzałam domy wielu osób, zawodowo związanych z projektowaniem lub nie, rozmawiałam z nimi o tym, czym się otaczają, i tak trafiałam na mniejsze lub większe kolekcje. Temat zaczął mnie interesować na tyle, że postanowiłam go zgłębić. Bohaterowie tej książki to kolekcjonerzy przeróżnych przedmiotów. Przyjmując lubianą przeze mnie definicję dizajnu, sformułowaną przez architekta, artystę i projektanta Brunona Munariego, który pod tym pojęciem rozumiał projektowanie wszystkiego, co kształtuje nasze otoczenie, wszystkiego, co produkuje przemysł, od kieliszka po dom i całe miasta2, można uogólnić, że każda z tych osób kolekcjonuje właśnie dizajn.
To prywatne historie ponad dwadzieściorga kolekcjonerów, przedstawicieli różnych zawodów, kolekcjonujących obiekty z różnych obszarów, od klasyków dizajnu, czyli przedmiotów mających dużą wartość materialną, po wyroby nieoczywiste, porzucone, kuriozalne, niewiele warte dla świata zewnętrznego. Opowieści ich właścicieli pozwalają zrozumieć, co pcha ludzi do kolekcjonowania oraz jakie indywidualne motywacje kierują moimi rozmówcami.
Nasze rozmowy pokazują, jak różny można mieć stosunek zarówno do własnych pobudek i zachowań, jak i do zbieranych obiektów. Razem zastanawiamy się nad tym, co jest silniejsze: chęć ciągłego powiększania zbioru, a może dążenie do jego zamknięcia, czy więcej satysfakcji daje moment zakupu nowego obiektu, czy jego posiadanie. Kolekcjonerzy zdradzają również, czy żyją w otoczeniu swoich kolekcji, czy chcą je upubliczniać, czy może wolą je przechowywać schowane w bezpiecznym miejscu.
Rozdział 1
Począwszy od prehistorycznych narzędzi z kamienia, kości czy drewna po pierwsze wytwory ceramiczne, od maszyn po współczesne roboty, rzeczy przeszły razem z naszym gatunkiem długą drogę. Zmieniając się w zależności od czasów, miejsc i sposobów produkcji oraz wynikając z różnych historii i tradycji, rzeczy wciąż uzyskują – gwałtownie bądź stopniowo – coraz to nowsze znaczenia oraz aury sensu3.
Czym jest kolekcja i dlaczego kolekcjonujemy?
Kolekcjonerstwo, mówi Słownik terminologiczny sztuk pięknych, to „świadome gromadzenie przedmiotów (przede wszystkim dzieł sztuki) o ściśle ustalonym zakresie merytorycznym, chronologicznym lub topograficznym. Kolekcjoner zwykle opanowuje precyzyjną znajomość wybranego pola, dba o jednorodność kolekcji i jej możliwie najlepszy poziom, otacza swą kolekcję wszechstronną opieką i badaniem, z reguły udostępnia ją nauce i zainteresowanym, dąży do zachowania jej w całości i przekazania potomnym”. Autor hasła zwraca uwagę na specyficzny status tego zajęcia. Z jednej strony wyklucza z tej kategorii zbiory rodzinne, a więc przedmioty gromadzone przez pokolenia i najczęściej wyjątkowo cenne, także pod względem artystycznym, stanowiące wyposażenie rezydencji, z drugiej zaś przestrzega przed zbyt pochopnym określaniem prywatnych kolekcji mianem muzeum, nawet jeśli zostały upublicznione. Co znamienne, sporo miejsca w definicji tego zjawiska zajmuje rozbudowana lista pobudek skłaniających do kolekcjonerstwa, w tym: „chęć wyróżnienia, prestiżu, schlebianie próżności lub chęci posiadania i otaczania się przedmiotami luksusu; utrwalanie rzeczy lub nazwiska jej posiadacza, spełnianie pasji kolekcjonerskich i odkrywczych; wzbogacanie wiedzy, np. o przeszłości swego narodu, rodziny lub warstwy społ.; potrzeby badawcze, klasyfikacyjne, porządkowe; ratowanie przedmiotów ulegających zagładzie świadomej lub przez brak zrozumienia; lokata kapitału i wiele innych”4.
Renata Tańczuk definiuje z kolei kolekcję jako „zbiór powstający zgodnie z pewnym zamierzonym przez jej twórcę projektem, dlatego kolejne włączane do niej obiekty muszą odpowiadać przyjętej zasadzie, należeć do pewnej kategorii określającej cały zbiór. Kolekcja jest całością konstytuowaną przez wzajemnie powiązane ze sobą elementy, zorganizowanym, uporządkowanym światem, którego porządek tworzą zasady selekcji przedmiotów oraz przyjęte przez kolekcjonera wewnętrzne reguły ich klasyfikacji, które mogą prowadzić do wyodrębnienia w jego ramach podzbiorów”5.
Według Krzysztofa Pomiana kolekcje stanowią dla nas dziedzinę sui generis, której dzieje nie pokrywają się z dziejami sztuki, nauki ani historii. „Dzieje te są – czy raczej powinny być – samodzielną gałęzią historii, skupioną na przedmiotach niosących znaczenia, na semioforach [od gr. sēma – „znak” i phoros – „noszący”; autor wprowadził tę kategorię, aby zatrzeć granicę między kulturą materialną a duchową – przyp. AK], ich wytwarzaniu, ich krążeniu i ich «konsumowaniu», które dokonuje się, poza wyjątkowymi przypadkami, za pośrednictwem samego wzroku i nie powoduje w związku z tym ich fizycznego niszczenia”6.
Czy, jak twierdził Kant, nasze „ja” zależy bardziej od przedmiotu niż przedmiot od „ja”7? Czy przedmiot sprzedawany w sklepie lub leżący na śmietniku jest tym samym przedmiotem? Czy jego istota pozostaje niezmienna niezależnie od tego, czy zwyczajnie użytkujemy go w naszym domu, czy trafia jako eksponat do kolekcji? Przeznaczeniem wszystkich rzeczy jest to, by z czasem przestały istnieć. Czy kolekcjonując, próbujemy je przed tym uchronić, wypełnić swoisty rodzaj pustki, czy może tworząc świat en miniature,wyrażamy swoją potrzebę kontroli nad otoczeniem?
Kolekcjonowanie to nie tylko dokonywanie selekcji, nabywanie i posiadanie, ale również pewne związane z nimi rytuały. Określenie ram kolekcji skłania do namysłu i przeciwstawia się szybkiej konsumpcji. Badacze zajmujący się zagadnieniem kolekcjonerstwa zwracają uwagę na kilka kwestii: przedmioty trafiające do kolekcji przestają mieć wartość użytkową, a nabywają wartości estetycznej, dzięki kolekcjonerowi ze sfery profanum przechodzą do sfery sacrum, natomiast związek między kolekcjonerem a jego kolekcją jest z jednej strony intelektualny, z drugiej – emocjonalny. Równie charakterystyczny dla kolekcjonowania jest zarazem nadmiar. „Pojęcie nadmiaru – pisze Renata Tańczuk – wydaje się kluczowe do objaśnienia fenomenu kolekcjonowania i kolekcjonerskiego zbioru. Wiąże się ono z innymi pokrewnymi mu słowami, które moglibyśmy przywołać, chcąc zbudować słownik kolekcjonerski: akumulowanie, brak, irracjonalność, konsumowanie, nagromadzenie, namiętność, nieużyteczność, masa, obfitość, obsesja, pasja, pożądanie, pragnienie, seria, zachłanność, zagęszczenie, zbytek, żądza”8.
Chęć kolekcjonowania istnieje w ludziach od samych początków kultury. W społeczeństwach zbieracko-łowieckich praktyki te miały podtrzymywać życie biologiczne, choć zdarzało się, że pełniły inną funkcję. Renata Tańczuk9 podaje, że znaleziony w jaskini we Francji zbiór kamyków pochodzący sprzed 80 tysięcy lat jest uznawany za jedną z pierwszych kolekcji powstałych dla gromadzenia przedmiotów z powodów innych niż użytkowe. Z czasem więc zbieranie oddzielało się od swej pierwotnej roli i zaczęło zaspokajać bardziej wyrafinowane potrzeby człowieka, głównie estetyczne czy psychologiczne. Służyło też zyskaniu społecznego prestiżu.
Kolekcjonowanie jest również sposobem na zdobywanie wiedzy.
[…] w oczach kolekcjonera – pisze Walter Benjamin – każdy przedmiot nosi w sobie cały konkretny i uporządkowany świat. Uporządkowany wszelako według zdumiewających, ba, dla profana wręcz niezrozumiałych zależności i związków […]. Przypomnijmy sobie tylko, jak istotny dla każdego zbieracza jest nie tylko sam konkretny przedmiot, ale również cała jego przeszłość, tycząca się zarówno jego powstania i klasyfikacji rzeczowej, jak i szczegółów jego pozornie zewnętrznej historii: poprzedniego posiadacza, pierwotnej ceny, wartości itd. Wszystko to – dane „przedmiotowe”, jak i tamte, pozostałe – stanowi dla prawdziwego zbieracza – i odnosi się to do każdego posiadanego przezeń przedmiotu – całą magiczną encyklopedię, porządek powszechny, którego kontur jest losem tegoż przedmiotu10.
Kolekcjoner chce wiedzieć o każdym elemencie gromadzonego zbioru jak najwięcej. I tu dochodzimy do kolejnej istotnej właściwości kolekcji. Jej budowanie wymaga czasu – by zdobyć nie tylko przedmioty, ale także informacje o nich, kolekcjoner jest w stanie poświęcić sporo godzin, dni, a nierzadko lat. Dodatkowo kolekcjonowanie jest czynnością nastawioną na realizację długofalowych celów, wymaga więc cierpliwości i zaangażowania.
Kolekcjonowaniu mogą towarzyszyć różne emocje, zarówno pozytywne, jak i negatywne. Czasem to tęsknota za upragnionym obiektem, innym razem radość z jego zdobycia czy satysfakcja ze skompletowania zbioru, nierzadko przełamana melancholią związaną z pewnego rodzaju zamknięciem. Często wreszcie kolekcjonerzy mierzą się z rozmaitymi stanami emocjonalnymi wywołanymi prozaiczną koniecznością ukrywania kolejnego zakupu przed bliskimi. Russell Belk przytacza kilka stosowanych przy takich okazjach sposobów tłumaczenia się ze swojej pasji11. To zrzucanie winy na naturę ludzką – każdy człowiek ma instynkt kolekcjonowania, podkreślanie, że gromadzenie przedmiotów to inwestycja w przyszłość, która kiedyś poskutkuje zyskiem, traktowanie manii kolekcjonerskiej jako nabytej przypadłości, na którą nie można nic poradzić, a w końcu akcentowanie swoistej misji dbania o zapomniane przedmioty i przechowywanie ich dla przyszłych pokoleń.
Z kolekcjonowaniem nieodłącznie wiąże się też nostalgia. To ona pobudza chęć zbierania przedmiotów powstałych niegdyś, takich, które znamy z czasów naszego dzieciństwa lub młodości. Jak pisze Renata Tańczuk:
Zbiory zabawek oraz innych przedmiotów dziecięcych kolekcjonerskich fascynacji, takich jak opakowania po czekoladkach, papierki po cukierkach, breloczki do kluczy, wydają się doskonale odsłaniać ludyczny wymiar kolekcjonerstwa, a gdy tworzone są przez dorosłych, budzą uczucie nostalgii i funkcjonują jak ślady przeszłości czy proustowska magdalenka, przywołując doświadczenia i wspomnienia z dzieciństwa, niosą też mit dzieciństwa jako okresu niewinności, intensywności przeżyć, pełni i krainy szczęśliwości12.
Jednak kolekcjonujemy i takie przedmioty, które istniały na długo przed nami, mające urok, jakiego z pewnych powodów nie mogą zaoferować nam te nowe. Okazuje się bowiem, że możemy także odczuwać nostalgię za nigdy nieprzeżytą przeszłością, za czasem, w którym nas jeszcze nie było. Czego szukamy w przeszłości? Stefan Schutt, który w 2013 roku jako pierwszy użył pojęcia „retrostalgia”, uważa, że w erze, w której nie ma niczego nowego, musimy coraz częściej odwoływać się do przeszłości, by zyskać poczucie sensu13.
Krzysztof Pomian, tworząc typologię kolekcjonerstwa prywatnego, wyróżnił dwa typy XIX-wiecznych prywatnych kolekcji: skierowane na przeszłość, a zatem sentymentalne i nostalgiczne, stające się wyrazem osobowości kolekcjonera, i skierowane na przyszłość – tworzone z dzieł sztuki, które w momencie budowania kolekcji nie znajdują zainteresowania muzeów publicznych.
Takie były początki kolekcjonowania dzieł impresjonizmu, potem postimpresjonizmu i nurtów awangardowych na przełomie XIX i XX w., a także sztuki japońskiej, afrykańskiej czy ludowej. Kolekcje prywatne wyznaczają więc kierunek, za którym muzea publiczne podążą dopiero później i wzorem kolekcjonerów prywatnych zaczną tworzyć podobne zbiory14.
Możemy zapewne podobny podział zastosować i dziś. Do niedawna na przykład obiekty reprezentujące polski dizajn lat 50. i 60. rzadko kiedy leżały w kręgu zainteresowań muzeów, podczas gdy od dłuższego czasu były gromadzone w kolekcjach prywatnych. Pochodzące z nich obiekty stanowią dziś, na zasadach wypożyczeń, sporą część ekspozycji dotyczących historii polskiego dizajnu. Pomian podaje też cechy wyróżniające kolekcji. W tym ujęciu jest to zespół przedmiotów poddanych szczególnej ochronie, na jakiś czas lub na zawsze wyłączonych z obiegu użytkowego – nie używamy ich, lecz jedynie je oglądamy15.
Podpierając się słowami Waltera Benjamina, podkreśla tę właściwość wielokrotnie tu cytowana Renata Tańczuk:
[…] celem kolekcjonera – pisze – jest uwolnienie przedmiotu z egzystencji towarowej, co oznacza jego uszlachetnienie. Odarcie z funkcji użytkowych uwypukla sens przedmiotu. Włączenie do kolekcji ściśle wiąże go z innymi obiektami na podstawie dostrzeganego przez kolekcjonera podobieństwa. Odkrywanie podobieństwa, a nawet pokrewieństwa między rzeczami jest specjalnością kolekcjonerów, którzy potrafią połączyć rzeczy zdawałoby się bardzo odległe16.
Istotne jednak jest to, że kolekcja nie może składać się z takich samych rzeczy – wyklucza ich identyczność. Kilka takich samych wazonów czy komiksów nie będzie kolekcją.
Nie mniej ważną cechą jest to, iż w praktyce kolekcjonerskiej, choć może się wydawać inaczej, aspekt ekonomiczny nie odgrywa najważniejszej roli – sporadycznie buduje się kolekcję z myślą o zysku, często zaś jest on pochodną wynikającą z podstawowych przesłanek kolekcjonowania. Wiele kolekcji tworzą też przedmioty obiektywnie pozbawione wartości materialnej.
[…] w kolekcjach indywidualnych – zauważa Krzysztof Pomian – spotykamy najbardziej niespodziewane przedmioty, niekiedy tak pospolite, że aż niegodne, jak mogłoby się zdawać, najmniejszej uwagi: w jakimś polskim mieście pewna starsza pani gromadzi bibułki służące do owijania pomarańcz, cytryn i grapefruitów. Można więc stwierdzić, bez większego ryzyka błędu, że każdy przedmiot naturalny znany ludziom i każdy wytwór człowieka, bez względu na swą dziwaczność, jest obecny w jakimś muzeum lub w jakiejś kolekcji prywatnej17.
Kolekcjonowanie polega zatem na wyborze i stawianiu granic, nabywaniu i gromadzeniu przedmiotów, pozbawianiu ich wartości użytkowej i sakralizacji. Może wynikać z chęci obcowania z pięknem, przynosić radość, rozbudzać instynkt poznawczy, a wreszcie pozwalać realizować misję zachowywania artefaktów dla przyszłych pokoleń. W bardziej intymnym ujęciu jest to również próba budowania azylu i oderwania się od świata codziennego.
Historia kolekcjonowania
W epoce oświecenia o imponujących kolekcjach, dotąd ukrytych przed wzrokiem postronnych i dostępnych tylko wąskiemu gronu uprzywilejowanych w świeckich oraz należących do duchowieństwa pałacach i dworach, dowiedziały się szerokie rzesze. W 1734 roku w Rzymie otwarto Muzeum Kapitolińskie – pierwsze publiczne muzeum na świecie. Powstało ono na bazie kolekcji darowanej miastu w 1471 roku przez papieża Sykstusa IV, a o jego otwarciu dla zwiedzających zdecydował Klemens XII, wzbogaciwszy zbiory w niezwykle cenną kolekcję rzeźb i portretów odkupioną od kardynała Albaniego. Nieco wcześniej, bo w 1683 roku, na Uniwersytecie w Oksfordzie udostępniono studentom zbiory przekazane przez Eliasa Ashmole’a. To kamienie milowe kolekcjonerstwa, ale jak się to zaczęło?
W średniowieczu przywilej kolekcjonowania posiadały osoby zajmujące najwyższe szczeble w hierarchii społecznej, dlatego kolekcje powstawały w kościołach i królewskich skarbcach. Składały się na nie relikwie, przedmioty sakralne, dzieła sztuki. Chrześcijaństwo przez długi czas wpajało wiernym przekonanie, że w codziennym życiu powinni zachowywać ascezę, a dobra materialne są przeszkodą na ścieżce życia duchowego. W epoce renesansu zwrócono uwagę na rolę piękna w otoczeniu człowieka, nastąpił czas hedonizmu. W XV wieku zaczęły powstawać włoskie studiola, czyli pracownie uczonych służące nauce i kontemplacji, ale także gromadzeniu sztuki, rzemiosła i osobliwości świata przyrody. Takie gabinety osobliwości, pierwowzory XV- i XVI-wiecznych muzeów, zyskiwały popularność wśród bogatych i wykształconych Europejczyków. Najsłynniejsze studiolo powstało z inicjatywy księcia Federica da Montefeltro w pałacu w Urbino. W Niemczech nazywano je kunstkamerami.
W XVI i XVII wieku zaczął się kształtować rynek dzieł sztuki i innych przedmiotów. Istotna dla jego rozwoju była nie tylko działalność marszandów, ale także coraz częściej organizowane aukcje publiczne. Pierwszy drukowany katalog towarzyszący jednemu z takich wydarzeń opublikowano w 1616 roku w Holandii. Pojawiła się wtedy potrzeba powołania nowego zawodu – eksperta potwierdzającego autentyczność licytowanych przedmiotów. Kolekcjonerskie nabywanie obiektów ograniczyło ich dostępność jedynie dla uprzywilejowanych, zajmujących „najwyższe miejsca w hierarchii władzy, bogactwa, smaku i wiedzy”18. Przedstawiciele niższych warstw nie mogli nie tylko posiadać takich przedmiotów, ale nawet ich oglądać. Pierwsze nowożytne biblioteki publiczne, a niedługo po nich muzea zaczęły powstawać od XVII wieku. Pierwsze polskie muzeum utworzono w 1801 roku. To Świątynia Sybilli w Puławach, w której Izabela Czartoryska gromadziła pamiątki rodzinne Sieniawskich, Lubomirskich i Czartoryskich, a także artefakty związane z królami, wodzami, uczonymi oraz poetami polskimi, by rozbudzać patriotyzm w będącej wówczas pod zaborami Polsce.
doktor habilitowana, kulturoznawczyni, profesor w Instytucie Kulturoznawstwa Uniwersytetu Wrocławskiego, autorka książek poświęconych kulturowym aspektom kolekcjonowania: Ars colligendi. Kolekcjonowanie jako forma aktywności kulturalnej (2011) oraz Kolekcja – pamięć – tożsamość. Studia o kolekcjonowaniu(2018)
Historia kultury to historia kolekcji
Jednym z obszarów pani zainteresowań naukowych jest zjawisko kolekcjonowania. Poświęciła pani temu tematowi dwie publikacje. Czy w ostatniej dekadzie, może dwóch zauważyła pani jakieś istotne zmiany w tej praktyce?
Od czasu, w którym prowadziłam badania, niewiele się zmieniło w stosunku kolekcjonerów do świata rzeczy, motywacji kolekcjonerskich. Kolekcjonerzy nadają przedmiotom nowe znaczenia, wartościują je, używają ich do tworzenia swojej tożsamości. Sporo jednak uległo zmianie, jeśli chodzi o sposób pozyskiwania przedmiotów i wiedzy o nich, prezentowania tego, co się ma, oraz kontaktowania się pomiędzy sobą. To oczywiście zasługa internetu. Kiedy prowadziłam badania nad kolekcjonowaniem, spotykałam się z kolekcjonerami, którzy w ogóle nie zaglądali do sieci, i z takimi, którzy dopiero zaczynali korzystać z Allegro, eBaya, z serwisów, na których można było licytować przedmioty albo sprawdzać ich wartość, ale to były wyjątki.
Dziś sporo osób właśnie w internecie szuka nie tylko przedmiotów, ale również informacji o tym, co już posiada i co warto zbierać. Bywa, że kiedy ktoś zaczyna kolekcjonować, nie bardzo wie, jaką wartość finansową mają interesujące go przedmioty. Trzeba nabyć pewnych umiejętności i kompetencji, żeby się rozeznać w rynku kolekcjonerskim. Mówimy tutaj o aspekcie ekonomicznym, który przecież nie jest bez znaczenia. Niezależnie od tego, czy kolekcjonerzy zbierają rzeczy bardzo cenne, czy niemal nic niewarte, najczęściej muszą za nie zapłacić. Do wyjątków należą sytuacje, kiedy płacą za produkt, a nie za to, co zbierają. Myślę tutaj choćby o kolekcjach opakowań po czekoladkach czy innych artykułach. Pamiętam pana, który na swojej stronie internetowej prezentował zebrane wieczka po jogurtach. Jeden z moich studentów przeprowadził rozmowę z kolekcjonerem małych etykiet naklejanych na bochenki chleba z informacją o piekarni, z której pochodziły. Zwracał on uwagę na to, że małe piekarnie przestają funkcjonować i że chleb jest symbolicznym produktem, bez którego nie ma życia. Jeżeli ta kolekcja nadal istnieje, być może pozwoliłaby na stworzenie mapy polskich piekarni, które już nie działają. Zbiór ma więc walor dokumentacyjny.
Zmienił się też sposób prezentowania kolekcji. Kolekcjonerzy często się nimi dzielą za pośrednictwem internetu, na przykład YouTube’a. Kiedyś działo się to tylko w realnych przestrzeniach: muzeach lub klubach kolekcjonerskich.
Dlaczego temat kolekcjonowania zainteresował panią na tyle, by prowadzić badania dotyczące tego zjawiska?
Z całą pewnością mogłabym wskazać kilka takich powodów. Jeden sięga okresu dzieciństwa. Jako mała dziewczynka miałam okazję wędrować po domu mojej babci i jej sióstr w moim rodzinnym miasteczku, Koźminie Wielkopolskim. Spośród innych domów wyróżniał się tym, że był urządzony meblami z przełomu XIX i XX wieku, wypełniony pięknymi i ciekawymi przedmiotami. Pozostałe, które znałam, wyposażano w nowy sprzęt, będący świadectwem pozyskiwanego statusu majątkowego i awansu społecznego. W ten sposób stałam się miłośniczką tego, co stare, co jest wehikułem czasu. Wiele lat później, kiedy obroniłam doktorat, nieżyjąca już koleżanka z mojego macierzystego instytutu, doktor Ewa Kofin, zaproponowała grupie pracowników temat badawczy, który miał dotyczyć różnych form uczestnictwa w kulturze. Wtedy pomyślałam, że napiszę o kolekcjonerstwie, rozwijając krótki tekst o kolekcjonowaniu opakowań, który opublikowałam nieco wcześniej w książce pod tytułem Świat opakowany19. Projekt zainicjowany przez doktor Ewę Kofin nie został sfinalizowany, ale ja zostałam przy kolekcjonowaniu. Wtedy zaczęłam organizować ze studentami obozy badawcze profilowane na tę problematykę.
Wszystko, co mogłam w tamtym czasie przeczytać na ten temat w polskiej literaturze, dotyczyło historii znamienitych kolekcji muzealnych. Brakowało opracowań poświęconych na przykład kolekcjonerom rzeczy, które wydają się nieznaczące, a dla niektórych są wręcz śmieciami. Wyjechałam na stypendium do Lejdy w Holandii i tam znalazłam literaturę, do której w Polsce nie miałam dostępu. Po jakimś czasie powstała moja pierwsza książka20 – próba rozpracowania tego zjawiska z perspektywy kulturoznawczej.
Kolekcja nie jest zbiorem pamiątek, co nie oznacza, że nie ma potencjału bycia nośnikiem pamięci indywidualnej, wspomnień kolekcjonera.
Czym różni się kolekcjonowanie od zbieractwa?
Kolekcjoner dąży do zgromadzenia pewnej całości. Do zebrania obiektów w wyznaczonych przez siebie ramach. Można zbierać na przykład płyty winylowe ilustrujące rozwój polskiej muzyki popularnej w latach 60. XX wieku. Oczywiście taka kolekcja może się na różne sposoby rozwijać, bo obok głównego wątku w postaci płyt winylowych mogą się pojawić plakaty piosenkarzy i zespołów muzycznych. Zasadą obowiązującą w kolekcjonerstwie jest też zbieranie przedmiotów różniących się od siebie. Jeżeli w kolekcji pojawią się duplikaty, to raczej dlatego, że kolekcjonerowi udało się pozyskać przedmiot lepszej jakości niż ten, który już miał. Wtedy ten pierwszy może zostać wymieniony lub sprzedany.
Kolekcja nie jest dla jej twórcy towarem. Wszystkie przedmioty mają wymierną wartość finansową, ale kolekcjonerzy często podkreślają, że nie tworzą zbioru jako inwestycji. Nawet jeśli czasami zdarza im się uzasadniać bliskim swoją praktykę w sposób inwestycyjny i tłumaczą: „Nie przejmuj się, to ma swoją wartość”. I choć kolekcje mają wartość finansową, a te znaczące, na przykład artystyczne, osiągają na rynku niewyobrażalne ceny, to w moim przekonaniu kolekcjoner nie zbiera dla zysku.
Kolekcja nie jest też zbiorem pamiątek, co nie oznacza, że nie ma potencjału bycia nośnikiem pamięci indywidualnej, wspomnień kolekcjonera. Wiele osób, z którymi rozmawiałam, mówiło o tym, że kolekcjonowanie zaczęło się od upominku otrzymanego od kogoś bliskiego i że przedmiot, który zapoczątkował kolekcję, cały czas w ich zbiorze jest i stanowi cenną pamiątkę.
Z każdym przedmiotem łączy się jakaś kolekcjonerska opowieść. O tym, jak został zdobyty, czy udało się go kupić okazyjnie, do kogo należał wcześniej, jaką ma biografię. Te opowieści bardzo się od siebie różnią, a kolekcjonerzy uwielbiają je snuć. Kolekcja to też zbiór, który się eksponuje, którym się dzieli. Choć trzeba powiedzieć, że kolekcje bywają też chowane. Nie wszystko się pokazuje i stoją za tym rozmaite przyczyny. Może to być obawa przed kradzieżą lub ujawnieniem (niekoniecznie legalnych) sposobów pozyskania przedmiotów.
Susan Pearce w książce o badaniu współczesnego kolekcjonerstwa21 napisała, że trudno określić, kiedy mamy do czynienia z kolekcją, i uznała, że wystarczy jej deklaracja: „Jestem kolekcjonerem”. Ja natomiast czuję się przywiązana do rozróżnienia między zwykłym zbiorem a kolekcją.
Dlaczego ludzie kolekcjonują?
Powodów można by wymienić bardzo wiele, ale najczęściej, kiedy ta przygoda się zaczyna, jest on dość nieokreślony. Coś nam się po prostu spodobało. To, dlaczego kolekcjonujemy, może mieć więc uzasadnienie estetyczne. Coś uwodzi nasze oko. Ale może to być też kwestia uwiedzenia ciekawą historią, obiekt z różnych powodów stał się dla nas intrygujący i kolekcjonując, pogłębiamy swoją wiedzę. Kolekcjonowanie ma więc jedno ze swoich źródeł w pragnieniu przebywania wśród przedmiotów, które są dla nas piękne i wyjątkowe. Kolekcjonerzy przedmiotów mało dla mnie ciekawych, którymi niekoniecznie chciałabym się otaczać, często pokazywali mi, jak niezmiernie interesujący jest ich zbiór. I muszę przyznać, że udawało im się mnie przekonać.
Kolekcjonowanie to też próba zachowywania tego, co bezpowrotnie ginie, co jest świadectwem minionego czasu. Wiele osób kolekcjonuje przedmioty, które przestają być używane, lądują na śmietniku.
Warto podkreślić, że kolekcjonerzy to pasjonaci, którzy są w stanie na swoje hobby poświęcić bardzo dużo czasu. Na szukanie informacji, spotkania, wyjazdy. To pasja, która bardzo angażuje.
Czy jesteśmy w stanie stwierdzić, czy kobiety i mężczyźni kolekcjonują równie często?
Wydaje się, że mężczyźni są nadreprezentowani w świecie kolekcjonerskim. Jeśli patrzymy na to zjawisko historycznie, to nie ulega wątpliwości, kto odgrywał przewodnią rolę. To głównie o kolekcjach budowanych przez mężczyzn powstawały opracowania. Natomiast, jak pisała Susan Pearce, zbiory kobiece miały trochę inny charakter, często mimo znacznej wartości bywały niedoceniane także przez same kolekcjonerki. Być może dziś, gdybyśmy przeprowadzili badania, okazałoby się, że kolekcjonuje tyle samo mężczyzn co kobiet. Istotnym czynnikiem jest to, że współczesne kobiety dysponują większą swobodą finansową niż ich przodkinie.
Czy pani coś kolekcjonuje?
Próbowałam zbierać, ale być może nie mam natury osoby bardzo systematycznej i upartej w zdobywaniu tego, co mnie zainteresowało. Obiektów w moim zbiorze – celowo unikam określenia „kolekcja” – jest sporo. To około 300 obrazków dewocyjnych. Jego początkiem był zbiór z domu moich dziadków. Składały się nie niego obrazki otrzymywane podczas kolędy, z okazji różnych ceremonii religijnych oraz jako upominki. Było ich około 100 sztuk. Potem stopniowo sama zaczęłam dokładać do tego zbioru kolejne. Niektóre kupiłam, inne dostałam od znajomych, a jeszcze inne – podczas kolędy.
Trzysta sztuk to już całkiem pokaźna kolekcja.
To nie liczba świadczy o kolekcji. Raczej jej profil. Kolekcję się profiluje, żeby ją ograniczyć, nałożyć jakieś ramy. Bo przecież nie da się zbierać wszystkiego. Kiedy zbieramy wszystko, jesteśmy raczej w sytuacji patologicznego niepanowania nad pragnieniami, prawda?
Rozdział 2
Będąc równocześnie oknami wystawowymi i zwierciadłami naszych społeczeństw, zsekularyzowanych i ukształtowanych przez wszelkiej natury rewolucje – polityczne, przemysłowe, społeczne, mentalnościowe – muzea, poprzez przedmioty, które eksponują, i ich inscenizacje, wyrażają tych społeczeństw zainteresowania, wiedzę, upodobania i namiętności. A także ich nowe wierzenia zbiorowe, dążenie do zapewnienia wszystkim równego dostępu do dóbr kultury, nastawienie futurocentryczne, ambicje, rywalizacje, mody22.
Kto kontroluje dziedzictwo kulturowe? Kto tworzy historię sztuki czy dizajnu?
Prywatne kolekcje często znacznie przewyższają wartością te muzealne, a jeśli chodzi o umiejętność ich budowania, zaangażowanie i intuicję, w co inwestować, prywatni kolekcjonerzy mogą być przykładem dla niejednej instytucji kultury. Wielkie prywatne kolekcje tworzone w przeszłości stanowiły zresztą fundament największych placówek muzealnych. Muzeów działa dziś na świecie około 85 tysięcy23, a marzeniem niemal każdego kolekcjonera jest sprawić, by w przyszłości jego kolekcja trafiła, najlepiej w całości, do jednego z nich. Historia pokazuje jednak, że uznawane współcześnie za wyjątkowo cenne zbiory darowane przez prywatnych kolekcjonerów w przeszłości nierzadko były traktowane przez instytucje jak niechciany prezent. Przed publicznymi placówkami stoją zadania przechowywania, chronienia i prezentowania eksponatów. Muzea dokonują oceny tego, co powinno znajdować się w ich zbiorach i co należy pokazywać, decydują, które dzieła mają wartość artystyczną, a które nie. Instytucjom często zarzucano wybiórcze traktowanie spuścizny pozostawionej przez twórców, przez lata niedoreprezentowane w kolekcjach były na przykład kobiety. Kolekcjonerzy prywatni są wolni od konieczności spełniania wymagań szerszej społeczności, mogą budować kolekcje odzwierciedlające ich własne zainteresowania, często gromadzą przedmioty, które w danym czasie nie są dla muzeów interesujące, choć bywa i tak, że instytucje dość szybko je wypożyczają w celu przygotowania ekspozycji czasowej. Jeszcze mniej oczywiste wydaje się to, że w porównaniu z kolekcjonerami muzea niejednokrotnie dysponują skromniejszymi środkami, co zamyka im drogę do zakupu pożądanych obiektów.
kolekcjonuje: porcelanę, szkło artystyczne, ceramikę, plakaty oraz wszystko, co się wiąże z dizajnem lat 60. początek kolekcji: 1996 liczba obiektów w kolekcji: około 5,5 tysiąca
Tomasz Dziewicki na kanapie rozkładanej, projekt Franciszek Aplewicz, SAP „Ład”, lata 70. XX w.
Ma pan jedną z największych w Polsce kolekcji porcelanowych figurek wytwarzanych od lat 50. do 70. w polskich fabrykach porcelany, zwłaszcza w Ćmielowie. Część z nich została ostatnio [między 15 listopada 2024 a 23 lutego 2025 roku – przyp. AK] zaprezentowana podczas kuratorowanej przez Barbarę Banaś wystawy Wielka czwórka i inni. Ceramiczna rzeźba kameralna w PRL-u w Muzeum Narodowym we Wrocławiu.
Kolekcja liczy ponad 360 figurek. Moja ulubiona to Gazela Henryka Jędrasiaka. To jest poezja. Jako pierwsze kupiłem Zajączka Kazimierza Czuby i Konika Zdany Kosickiej. Kolejne były chyba mała Żyrafa Hanny Orthwein, Leżąca kotka Mieczysława Naruszewicza i Mamut Lubomira Tomaszewskiego. Brakuje mi około dwunastu. I jestem pogodzony z tym, że może nigdy na nie nie trafię. Uzbierałem, co uzbierałem. Z czasem przerzuciłem się na zupełnie inne dziedziny. Teraz najbardziej pochłaniają mnie ceramika i szkło artystyczne. Szkieł mam około 900. W tym 170 stricte artystycznych. Kiedy zacząłem się interesować wyrobami tego typu, ich popularność na rynku była znikoma. Gdy jeździłem po odbiór szkieł do Doliny Kłodzkiej, to jednorazowo przywoziłem 200–250 sztuk. Skupował je dla mnie pan Zdzisław z Polanicy-Zdroju. Poznałem go osobiście dopiero po dwóch latach, przy odbiorze pierwszej partii szkieł. A to oznacza, że przez tak długi czas wysyłałem pieniądze poniekąd w ciemno, nie znając sprzedawcy.
„Pierwsze tworzone przeze mnie opracowanie kolekcji figurek”
Jakie były początki kolekcji?
Zacząłem kolekcjonować w 1996 roku. Pojechałem pewnego razu z małżonką do jej rodziny, wujostwa, na jakąś imprezę. Zobaczyłem u nich obraz przedstawiający głowę konia w przepięknej ramie i zainteresowałem się, skąd go mieli. Powiedzieli, że odwiedzają giełdę staroci na Kole [działającą w Warszawie od lat 80., w weekendy – przyp. AK]. No i jakoś tydzień po tym spotkaniu też tam pojechałem. Najpierw były naparstki, później figurki porcelanowych motyli z niemieckich wytwórni. Tych drugich było już trochę i to akurat pozostało w rodzinie, bo moja siostra Monika, kiedy się dowiedziała, że zamierzam ten zbiór sprzedać, stwierdziła, że zawsze chciała je mieć. Ale w tych poszukiwaniach giełdowych cały czas czułem, że to nie to, aż w 1998 roku zainteresowały mnie właśnie ćmielowskie figurki. To było jak wycieczka do czasów dzieciństwa. Bo na przykład Konik stał u nas w domu rodzinnym na półkach w regale na wysoki połysk. Mama miała jeszcze popularną wtedy żółtą Grzybiarkę projektu Zbigniewy Śliwowskiej-Wawrzyniak. I tak się zaczęła moja przygoda ze zbieraniem porcelany. Ważne dla kolekcjonera jest coś, co przychodzi z czasem, czyli świadomość kolekcjonerska. Zbieram przez tyle lat, a nadal niejednokrotnie na jakimś portalu aukcyjnym pojawia się coś, co widzę pierwszy raz w życiu. Ludzie w takich sytuacjach mówią: „A dobrze, nie będę tyle płacił, jak teraz mi się nie uda kupić, to może za jakiś czas”. A niektóre rzeczy, które nabyłem kiedyś, do tej pory się nie powtórzyły. Kiedy zacząłem zbierać ćmielowskie figurki, to bardzo dużo okazji przeszło mi koło nosa. Do dziś pamiętam, jak na Kole leżały dwie Śpiewaczki z Zakładu Porcelany Stołowej „Wawel” po 50 złotych sztuka. No i co? Oczywiście nie kupiłem. Bo ja zbieram tylko „Ćmielów”. Przełamanie nastąpiło, kiedy mój stały dostawca przywiózł wyprodukowaną przez „Wawel” figurkę Kiwi. To była taka forma, że nie można było tego nie kupić, a potem już poszło. Poszło po całości, bo to też porcelanowe serwisy, patery, popielniczki, wazony…
Ale to wszystko trwało do czasu, bo w pewnym momencie nie jest się w stanie utrzymać rynku. Starałem się, ale nie da się kupować piątego takiego samego wazonu albo czwartej takiej samej figurki, a wiadomo, że sprzedawcy szukają wydolnego kupca. No i wtedy przerzuciłem się na szkło i ceramikę.
Czy w pana domu rodzinnym coś się kolekcjonowało?
Wychowałem się w Warszawie. Moja mama nie była kolekcjonerką, bardziej zbieraczką. Lubiła ładne rzeczy. Ile to razy wyprawialiśmy się na ulicę Piękną, gdzie był sklep z porcelaną i ze szkłem. Na Aleje Jerozolimskie do Chinki, sklepu z orientalnymi przedmiotami, też lubiła jeździć. Całe życie coś tam się zbierało, jakąś taką duszę miałem artystyczną od małego. Coś tam lepiłem, malowałem. To się chyba po mamie wzięło, bo nie można powiedzieć, żeby ktokolwiek inny w rodzinie miał do tego żyłkę. Co mogłem kolekcjonować w dzieciństwie? Jakbym miał świadomość, to pewnie coś bym już kolekcjonował, no ale się zbierało puszki, choćby po coca-coli, opakowania po papierosach, które przypinało się na słomiankę. Pierwszą poważniejszą rzeczą były pewnie komiksy. Notabene mam pełny zbiór polskich komiksów z tego okresu. Co tam mogło jeszcze być? Sławetne resoraki z Pewexu. Z zagranicznych rzeczy mam dziś w swoich zbiorach pierwszą serię Superfast – 75 sztuk metalowych samochodzików, nazywanych potocznie właśnie resorakami, i serię Kosmos z klocków Lego, około 100 zestawów z lat 70. i 80.
W czasie, kiedy rozpoczynał pan kolekcjonowanie, informacje o poszukiwanych przez pana przedmiotach nie były dostępne tak łatwo jak dziś, nie znajdowało się ich w internecie, brakowało też porządnych publikacji. Jak zdobywał pan wiedzę?
Jeżeli chodzi o porcelanę, to na początku było przesiadywanie w Bibliotece Narodowej. Syn miał cztery lata, a ja, zamiast się nim zajmować, całe popołudnia po pracy spędzałem na poszukiwaniu informacji o tym, co zbieram. Po prostu przeglądałem czasopisma i dzienniki, strona po stronie. Później dotarłem do Instytutu Wzornictwa Przemysłowego, gdzie w bibliotece trafiłem na bardzo sympatyczną panią, która znajdowała i kserowała dla mnie bardzo dużo materiałów. Wszystkich tam dziwiła moja obecność, bo nikt się porcelaną wtedy jeszcze nie interesował. Pierwszą i jedyną wtedy pozycją o figurkach były Dzieje Zakładu Ceramiki i Szkła Jolanty Olejniczak z 1988 roku, które się ukazały jako zeszyt 127 w serii „Prace i Materiały. Instytut Wzornictwa Przemysłowego”. Wtedy zacząłem sobie tworzyć pierwszy katalog. Kiedy coś kupowałem, fotografowałem przedmiot, wywoływałem zdjęcie i opisywałem. Do dzisiaj to wszystko mam.
Nieużywane etui na zapałki, naklejka na walizkę oraz zawieszki na bagaż podręczny PLL LOT
Samochodziki firmy Matchbox, seria 1-75 Superfast, Anglia, 1974 r.
Gumowe figurki z filmów Gwiezdne wojny z lat 80. XX w. produkcji sektora prywatnego oraz modele samochodzików w skali 1:72 produkcji Zakładów Przemysłowych „Ruch” w Kobyłce
Kiedy zaczynał pan kolekcjonować przedmioty, zdobywało się je przede wszystkim na giełdach.
Dziś giełdy odchodzą do lamusa. Wszyscy wolą licytować na platformie OneBid, bo jest ciepło, bezpiecznie i tak dalej. Kiedyś giełda zaczynała się w piątek o czwartej po południu. No a potem tradycyjnie sobota, niedziela. Ale te giełdy były takie, że naprawdę… Po powrocie do domu padałem po prostu. Sprzedawcy w „torbach” zostawiali co ciekawsze rzeczy dla swoich. Teraz po kilku latach z ciekawości zacząłem znów jeździć na giełdę, bo wcześniej nie miałem już czego tam kupować. Zresztą w międzyczasie rozpanoszyły się tam młode wilki, którym się nie chce o czwartej, piątej wstawać. Mnie już też niekoniecznie cieszy taka pora. Zacząłem przyjeżdżać później, ale to było już tylko zdzieranie cholewek. Teraz na Kole królują „kartoniarze”. Ludzie grzebią w tych kartonach, szukają i czasem coś się trafi. Mój znajomy niedawno wygrzebał wazon Tadeusza Szafrana. Absolutny unikat.
Ja sam sporo kupuję dziś przez internet oraz od wieloletnich dostawców. Kiedy coś licytuję i wygra inny kolekcjoner, to nie mam z tym problemu, ale jest trudno, gdy wygra ktoś przypadkowy, kto kupi jedną rzecz i niekoniecznie wie, z czym ma do czynienia, ale po prostu mu się to podoba. Mamy jednak wolny rynek. Najgorszą zmorą kolekcjonera jest to, że wylicytuje coś na aukcji, a po dany obiekt zgłosi się muzeum, które ma prawo pierwokupu. Doświadczyłem już takich sytuacji.
Jakie przedmioty pan kolekcjonuje?
Nigdy nie kupowałem czegoś dlatego, że może zyskać na wartości. Interesowały mnie same obiekty. Robię to z pasji. Jak to mówię, jestem zdeklarowanym kolekcjonerem. Nieraz ktoś mnie namawia: „Sprzedaj to”. Ale ja wolę kupować. Mam największą tego typu kolekcję. Tak różnorodną, nieograniczającą się do jednej dziedziny. Jest tylko jeden taki kolekcjoner, który bije mnie na głowę, mój guru z Krakowa.
W zasadzie okres, z którego pochodzą interesujące mnie przedmioty, ciągle się poszerzał. Kiedy zacząłem zbierać, były to lata 50. i 60. Porcelana. Później zwróciłem uwagę na lata 40., a potem obszar moich poszukiwań sięgnął lat 80. Wszystko ze względu na szkło, w którym do tych lat powstawały ciekawe projekty, a szczyty swoich możliwości autorzy osiągali w latach 1975–1978. Z tego okresu, jeżeli chodzi na przykład o Kotlinę Kłodzką, wybitnymi twórcami byli Stefan Sadowski, Stanisław Gołdyn, Ewa Gerczuk-Moskaluk, Zygmunt Janota, Ludwik Kiczura czy Zbigniew Horbowy.
W sumie interesuje mnie wszystko, co się wiąże z dizajnem. Bo nie jest mi obce kupienie pudełka po czekoladkach. Mam bardzo duży zbiór takich przedmiotów. Różnego rodzaju opakowań. Niektóre rzeczy zbieram cały czas tematycznie. Na przykład lot, Pałac Kultury, Wyścig Pokoju, Interkosmos, Moda Polska. I z tych kategorii kupuję w zasadzie wszystko jak leci. Ale zbieram też lampy i meble, zabawki, plakaty, pocztówki, zdjęcia artystyczne. Mam też sporą kolekcję etykiet hotelowych. Można powiedzieć, że z okresu od lat 50. do 80. więcej rzeczy zbieram niż nie. Bo naprawdę wszystko mnie interesuje.
Tutaj są bardzo rzadkie wazony. Mam ich około 200. Te dwie półki to ceramika, w większości krakowska, bardzo dobrych twórców. Mam też bardzo duży zbiór plakatów polskiej szkoły filmowej. A tutaj wiszą patery. Łącznie zebrałem ich około 150. W ich wieszaniu kieruję się zasadą, że nie powiększam kolekcji liczebnie. Jak kupuję lepszą, to najgorszą staram się zdjąć ze ściany i sprzedać. Po prostu już by było tego za dużo.
Wazony modułowe (grupowe), projekt Lubomir Tomaszewski, IWP, 1963 r.
Patera, projekt Leszek Nowosielski, lata 70. XX w.
Oryginalna gumka do sygnowania wyrobów ceramicznych WWC „Steatyt”
Projekt Bolesław Książek, Łysa Góra, lata 70. XX w. (postać z rogami to prawdopodobnie autoportret autora)
A jak podejmuje pan decyzję, która jest najgorsza?
Oceniam pod względem wizualnym. Ważny jest walor artystyczny. Moją pierwszą paterą był projekt „Kwiatogalu” [działająca od 1950 roku Spółdzielnia Przemysłu Ludowego i Artystycznego zawdzięczała nazwę pierwotnej specjalizacji – produkcji sztucznych kwiatów i galanterii artystycznej, dopiero później uruchomiła malarnię ceramiki – przyp. AK]. To warszawska firma, która kupowała białą porcelanę i sama ją zdobiła. Mam w zbiorach około trzydziestu ich wyrobów. Druga była patera Leszka Nowosielskiego [artysty, który zasłynął z kompozycji figuratywnych tworzonych z płaskorzeźbionych kafli – przyp. AK]. Poszedłem z teściem na strych szukać wiertarki, a wróciłem z paterą. Na tym strychu było sporo ciekawych rzeczy. Wygrzebałem tam między innymi biurko żaluzjowe będące na wyposażeniu sklepu Mody Polskiej [działającego w latach 1958–1998 przedsiębiorstwa państwowego, które stawiało sobie za cel podążanie za aktualnymi kierunkami mody światowej – przyp. AK].
Zdarzyło się kiedyś, że coś się roztrzaskało?
Oczywiście, takie wypadki są normalne, wkalkulowane w ten fach. Dlatego żona nigdy nie sprząta moich rzeczy. Jak już coś ma się stać, to już niech to będzie moja wina. Raz do roku wszystkie wyeksponowane obiekty są myte. Wcześniej robię zdjęcia półek, żeby móc odtworzyć pierwotny układ. Te stojące w witrynie są już po kąpieli, tę część robię na Boże Narodzenie, a tę na dole na Wielkanoc, tak że są jeszcze przed kąpielą.
Jak decyduje pan o tym, co wystawić na półki, a co schować?
Jakbym mógł, to wszystko bym wystawił. Bo to, co jest pochowane w kartonach, niejednokrotnie nie jest gorsze od tego, co wyeksponowane. Od czasu do czasu zmieniamy coś z żoną. Jak się nam opatrzy, a szczególnie małżonce, to wtedy wyciągam coś innego.
Czy zdarza się panu ukrywać kolejne zakupy przed żoną?
Często. Pytała: „Kupiłeś to? To nowe, prawda?”. Odpowiadałem: „Nie, to stare”. Ukrywałem tak jak kobiety torebki czy buty. Nieraz wybuchały spory. Że za dużo tych rzeczy. Ale po tylu latach już się poddała. Żona pochodzi z konserwatywnego domu, oszczędnego, jeśli chodzi o bibeloty. I tutaj trafiła na zupełne przeciwieństwo.
Czy pamięta pan wszystkie rzeczy, które pan posiada?
Nie, ale wszystko mam skatalogowane. Gdy coś kupuję, to odstawiam i fotografuję. Inaczej dawno bym się pogubił. Mogę pani pokazać, jak to wygląda. Tu jest główny katalog, w którym znajdzie pani na przykład ceramikę. Dalej są podkatalogi wytwórców. Szukam jakiegoś autora i tu mam jego prace. Na przykład sławnego Bolesława Książka, którego projektów mam w kolekcji ponad setkę. Mam tu informację, kiedy dana rzecz została kupiona, jakie ma wymiary, ile kosztowała i jak jej wartość określam na dziś. Ale to się dość szybko dewaluuje.
Co pan kupił ostatnio?
W ostatnim czasie otworzyła się furtka na rzeczy przedwojenne. Udało mi się nabyć trochę ciekawych przedmiotów, można powiedzieć: zabytkowych. Z tych związanych z powojennym dizajnem to praca Hanny Brzuszkiewicz. Rzeźba Scherzo z 1968 roku. Zakup od autorki, świetnej artystki z Torunia. Udało mi się też kupić do kompletu butlę Józefa Podlaska i pozyskać unikatowe Sarenki Józefa Szewczyka z Zakładów Porcelany Stołowej „Ćmielów” z 1941 roku. Są tylko w jednym muzeum. Niedawno trafił do mnie też wazon Witolda Turkiewicza. Mam w kolekcji sześć czy siedem, ale takiego, tej klasy jeszcze nie miałem. Bardzo mnie to cieszy. Ostatnio udało mi się też kupić walizkę lotowską. Mam już cztery, każda inna.
Czy każdy zakup musi się panu podobać?
Jestem wzrokowcem, estetą. Ale kolekcjonowanie nie polega tylko na kupowaniu rzeczy ładnych, dlatego czasem mimo wszystko kupuję też te, które nie do końca mi się podobają, ale wiem, że są rozszerzeniem albo uzupełnieniem kolekcji.
„Ciekawa historia jest ze «Steatytem» (Wytwórnia Wyrobów Ceramicznych «Steatyt» w Katowicach działała w latach 1947–1994 i była jednym z nielicznych prywatnych zakładów produkcji porcelany w czasach PRL, została założona przez Zygmunta Buksowicza, który pracował wcześniej w Fabryce Porcelany «Giesche»). Kupiłem pierwszy, pokazałem żonie, która stwierdziła, że to jest tak szkaradne, że mam tego do domu nie przynosić. Przez pierwsze kilka lat kupowałem te Steatyty, bo nie mogłem przejść obok nich obojętnie, strasznie mi się podobały, ale żeby mieć w domu spokój, to magazynowałem je w piwnicy. W 2009 r., w dniu śmierci mojej mamy, pokazały się na Allegro niesamowite rzeczy. Miałem wtedy obowiązki i nie mogłem się zająć zakupami. Ale nikt się tymi przedmiotami nie zainteresował i sprzedawca odłożył je dla mnie. Okazało się potem, że sprzedawali je córka i wnuk Zygmunta Buksowicza, założyciela manufaktury. Pojechałem z bratem do Katowic i zobaczyliśmy wielką stertę steatytowych wyrobów. Podali mi cenę, która mnie satysfakcjonowała, i powiedziałem, że kupię wszystko. Przyjechałem do domu, zestawiłem to, co właśnie kupiłem, z tym, co już miałem, pokazałem żonie i od tego czasu też jest fanką tych wyrobów”
Na górze: serwis, WWC „Steatyt”, lata 70. XX w.; na dole: serwis Kula, projekt Bogdan Wendorf, Fabryka Porcelany w Ćmielowie, ok. 1930 r.
Polska porcelana, lata 60.–70. XX w.
Czy sprzedaje pan czasem coś innego niż wspomniane patery? Czy wszystko, co pan nabył, zostaje w kolekcji?
Rzadko, ale zdarza mi się coś sprzedać. Kiedyś bardzo dusiłem się w sobie. Uważałem, że prawdziwy kolekcjoner może się zadusić na śmierć, ale nic nie sprzeda. Dopiero pani Basia Banaś z Muzeum Narodowego we Wrocławiu otworzyła mi głowę. Powiedziała, że kolekcja musi żyć, że trzeba ją wietrzyć. Czasem nabywam rzecz naprawdę rzadką, więc bez większego żalu rozstaję się z przedmiotami słabszymi, które nic nie wnoszą do mojej kolekcji. Jedyną dziedziną, z którą nie mogę się rozstać, są szkła profesora Horbowego. Mam do niego niesamowity sentyment, przez to, że wiele razy sobie pogadaliśmy. Udało mi się poznać kilku twórców osobiście. Ludwika Fiedorowicza, Ewę Gerczuk-Moskaluk, Hannę Lachert, państwa Jana i Erykę Drostów.
Czy jest jakiś przedmiot, na który pan czeka? Brakujący element kolekcji?
Chyba już nie. W zasadzie wszystkie największe pragnienia się spełniły, ale wiadomo, coś może mnie jeszcze zaskoczyć.
Ozdoba ścienna, Rzemieślnicza Spółdzielnia Zaopatrzenia i Zbytu w Piasecznie
Lampa podłogowa, projekt Harvey Guzzini dla GH Meblo, lata 70. XX w.; fotel, projekt i wykonanie Władysław Wołkowski
Etui na bilety lotnicze PLL LOT, lata 70. XX w.
Kombajn zbożowy, Częstochowskie Zakłady Zabawkarskie Przemysłu Terenowego, początek lat 60. XX w.
„Wszystko było kiedyś takie piękne. Z okresu zaraz po art déco aż do lat 60. XX w. cokolwiek by pani do ręki wzięła, było świetne. Czy to opakowanie mydła, czy płyn Ludwik. Grafika była tak ujmująca. Najbardziej efektowne są chyba nalepki hotelowe na bagaż. Coraz więcej osób zaczyna zbierać te rzeczy. Kiedyś w każdej dziedzinie, które tu pokazuję, byłem jak ryba w wodzie, a teraz już każdy się robi konkurencją”
Biurko żaluzjowe, lata 40.–50. XX w.
Wazon Flora, porcelana malowana, projekt Danuta Duszniak, ZPS „Ćmielów”, lata 60. XX w.
Wazon Kostka, projekt Danuta Duszniak, ZPS „Karolina”, lata 60. XX w.
Figurka Gazela, projekt Henryk Jędrasiak, ZPS „Ćmielów”, lata 50.–60. XX w.
W 1945 roku powstał w Polsce Departament Plastyki Ministerstwa Kultury i Sztuki kierowany przez Aleksandra Rafałowskiego, mający się zajmować wspieraniem produkcji szkła, ceramiki, tkanin, mebli i zabawek. W Wydziale Planowania tego departamentu od początku pracowała Wanda Telakowska, graficzka, absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, która wkrótce przekształciła jednostkę w Wydział Wytwórczości, a następnie w Biuro Nadzoru Estetyki Produkcji, we wszystkich tych instytucjach zajmując stanowisko kierowniczki. Wspólnym celem tych placówek było dostarczenie nowych wzorów przedmiotów codziennego użytku dzięki zaangażowaniu plastyków z całego kraju. Początkowo to sama Telakowska jeździła po Polsce i zamawiała wzory, które miały zostać wykorzystane do produkcji masowej oraz rzemieślniczej. W 1946 roku powołano komisje kwalifikacyjne, które miały je wybierać. Do 1950 roku zebrano aż 9 tysięcy projektów. W instytucjach kierowanych przez Telakowską organizowano pracownie doświadczalne: ceramiczną, meblarską, druków i malowania na tkaninie oraz odzieży. Pracownie wykonywały modele i prototypy projektowanych wzorów, lecz niewiele nadawało się do wdrożenia przemysłowego. W 1950 roku Telakowska zainicjowała powstanie Instytutu Wzornictwa Przemysłowego (IWP). Została jego dyrektorką do spraw artystycznych i stanowisko to piastowała przez kolejne osiem lat. Instytut miał na celu „podniesienie poziomu estetyki produkcji, opracowanie wytycznych dla gospodarki planowej w zakresie wzornictwa przemysłowego”24. Z biegiem lat w IWP powstawały zakłady zajmujące się między innymi projektowaniem mebli, ceramiki i szkła, a także odzieży, organizowano też wystawy, publikowano, a we wzorcowni gromadzono wzory i prototypy, które w 1978 roku przekazano Muzeum Narodowemu w Warszawie.
Zestaw buduarowy z kolekcji Tomasza Dziewickiego, projekt Zofia Galińska dla IWP, ZPS „Ćmielów”, lata 50.–60. XX w.
Wanda Telakowska uważała, że wzornictwo przemysłowe powinno się odwoływać do rodzimej ludowości, propagowała tworzenie projektanckich zespołów ludowych w celu kojarzenia profesjonalistów (artystów) z amatorami (twórcami ludowymi), co projektanci z czasem zaczęli uznawać za sprzeczne z nowoczesnym wzornictwem. Była autorką hasła: „Piękno na co dzień i dla wszystkich”. Zawdzięczamy jej także wprowadzenie do języka polskiego terminu „wzornictwo przemysłowe”, które zastąpiło dotychczasowe określenie „sztuka użytkowa”.
W 1951 roku w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego rozpoczął działalność Zakład Ceramiki i Szkła (istniał do 1968 roku), a w roku 1952 na stanowiskach projektantek zatrudniono w nim Danutę Duszniak, Zofię Dutkowską-Palową oraz Zofię Przybyszewską, które wysłano na praktyki do fabryk w Chodzieży i Ćmielowie. W tym samym roku minister przemysłu lekkiego wydał zarządzenie w sprawie organizacji komórek wzorcujących. Pierwszą uruchomiono w Zakładach Porcelany Stołowej „Wałbrzych” w Wałbrzychu. W tym i w innych ośrodkach zatrudniano wychowanków wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych, jedynej placówki kształcącej ceramików i szklarzy.
Rzeźba ceramiczna była w kręgu zainteresowań Zakładu Ceramiki i Szkła od początku jego istnienia. Do roku 1956 obowiązująca socrealistyczna estetyka wykluczała produkcję wzorów odchodzących od realizmu. W 1955 i 1956 roku przyjęto do IWP czworo projektantów rzeźbiarzy, absolwentów warszawskiej ASP: Henryka Jędrasiaka, Lubomira Tomaszewskiego, Hannę Orthwein i Mieczysława Naruszewicza. Dla artystów, określanych mianem wielkiej czwórki, było to nowe wyzwanie: musieli poznać materiał, w jakim mieli pracować, ponieważ żaden, z wyjątkiem Naruszewicza, który podczas studiów odbywał praktyki w ćmielowskich zakładach, nie miał z nim wcześniej do czynienia. W ciągu dekady zaprojektowali ponad 100 rzeźb ceramicznych. Były to przedstawienia zwierząt domowych, gospodarskich i egzotycznych oraz postaci ludzkich.
