Kobiety, które wstydzą się za bardzo - Beata Biały - ebook + audiobook

Kobiety, które wstydzą się za bardzo ebook i audiobook

Beata Biały

0,0
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów, by naprzemiennie czytać i słuchać.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.


Dowiedz się więcej.
Opis

Czego wstydzimy się najbardziej? Dlaczego warto poznać i rozbroić swój wstyd? Co zrobić, by wstyd nas nie blokował?

Czego się wstydzimy? Nie tylko nagości, która wywołała to uczucie w biblijnym raju. Praktycznie można wstydzić się wszystkiego, m.in. pochodzenia, ciała, braku wykształcenia lub umiejętności, mało ambitnej pracy, potrzeb seksualnych lub ich braku. Wstydzimy się za siebie i swoich bliskich. Wstyd odczuwają zarówno kobiety, jak i mężczyźni. Choć inaczej. Dla kobiet wstyd to splot niemożliwych do pogodzenia i nieosiągalnych oczekiwań. Jak sobie z nim poradzić? Jak spowodować, by wstyd nie paraliżował nas i naszego życia?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 297

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 29 min

Lektor: Kinga SuchanEwa Makomaska

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



POLE­CAMY RÓW­NIEŻ:

KATA­RZYNA KUCE­WICZ

KOBIETY, KTÓRE CZUJĄ ZA BAR­DZO

MARZENA MAW­RICZ

KOBIETY, KTÓRE NIE CHCĄ SIĘ BAĆ

SYL­WIA SIT­KOW­SKA I KATA­RZYNA TROSZ­CZYŃ­SKA

KOBIETY, KTÓRE STA­RAJĄ SIĘ ZA BAR­DZO

KOBIETY, KTÓRE PRA­GNĄ ZMIANY

ROBIN NOR­WOOD

KOBIETY, KTÓRE KOCHAJĄ ZA BAR­DZO

HOLLY HAZLETT-STE­VENS

KOBIETY, KTÓRE MAR­TWIĄ SIĘ ZA BAR­DZO

Motto

„Wsty­dzić się jest rze­czą ludzką”.

Brené Brown

ZAMIAST WSTĘPU

Droga czy­tel­niczko,

jeśli trzy­masz tę książkę w rękach, to zna­czy, że być może wiesz, jak to jest wsty­dzić się za bar­dzo. Może zda­rzyło ci się kie­dyś pod­czas rodzin­nego obiadu, na który przy­je­chali wszy­scy krewni, uświa­do­mić sobie, że pod ręka­wem two­jej nowej, zachwy­ca­ją­cej sukienki dum­nie powiewa metka. Albo wygła­sza­jąc prze­mó­wie­nie na waż­nym spo­tka­niu, nagle zda­łaś sobie sprawę, że przez cały czas mia­łaś papier toa­le­towy przy­kle­jony do buta i wszy­scy go widzieli. A może na ele­ganc­kim przy­ję­ciu, gdzie wszy­scy wokół roz­ma­wiali po angiel­sku, nie mia­łaś poję­cia, o czym mówią, w dodatku ktoś cię o coś zapy­tał, a ty nie potra­fi­łaś odpo­wie­dzieć. Albo jakaś roz­mowa zeszła na temat zna­nej książki, któ­rej nie prze­czy­ta­łaś, i wszy­scy cze­kali na twoją opi­nię, a ty poczu­łaś, że twarz zaczęła ci pło­nąć, bo nie mia­łaś nic do powie­dze­nia. To w grun­cie rze­czy są te małe momenty wstydu, o któ­rych łatwo opo­wie­dzieć, bo każda z nas ich doświad­czyła. Ale wiem też, że są takie rze­czy, któ­rych wsty­dzimy się znacz­nie bar­dziej – tak bar­dzo, że nawet nie potra­fimy ich wypo­wie­dzieć na głos.

Bo czym jest naprawdę wstyd? Nie cho­dzi prze­cież tylko o plamę na sukience. Jeśli popro­si­ła­bym cię, byś wymie­niła dzie­sięć rze­czy, któ­rych wsty­dzisz się naj­bar­dziej… No dobra, trzy rze­czy, o któ­rych nawet wsty­dzisz się wspo­mi­nać… Zasta­nów się chwilę. Czego byś nie powie­działa? Ze wstydu. Może to coś, co zro­bi­łaś dawno temu, a co wciąż cię prze­śla­duje. Może to jakieś twoje uczu­cie, któ­rego nie potra­fisz zro­zu­mieć ani zaak­cep­to­wać. Może to myśl, że nie jesteś wystar­cza­jąco dobrą matką, żoną, córką, pra­cow­nicą. Może to obawa, że jeśli ktoś naprawdę cię pozna, zoba­czy, że nie jesteś tą ide­alną osobą, za jaką chcia­ła­byś ucho­dzić. Tak, wstyd ma wiele twa­rzy. To uczu­cie, które potrafi nas zamknąć w klatce naszych wła­snych myśli i spra­wić, że czu­jemy się cał­ko­wi­cie same, nawet gdy jeste­śmy oto­czone ludźmi. Wstyd mówi nam, że nie jeste­śmy wystar­cza­jąco dobre, że nie zasłu­gu­jemy na miłość i akcep­ta­cję.

Ale wiesz co? Wstyd nie musi nas defi­nio­wać. Wstyd, choć bole­sny i trudny do znie­sie­nia, jest czę­ścią ludz­kiego doświad­cze­nia. Nie tylko ty go czu­jesz. I wła­śnie dla­tego napi­sa­łam tę książkę – by poka­zać, że wstyd można zro­zu­mieć, oswoić, a nawet wyko­rzy­stać jako siłę do dzia­ła­nia.

Pozwól, że podzielę się z tobą histo­rią z mojego życia – histo­rią, która przy­po­mina mi, że wstyd, choć czę­sto przy­tła­cza­jący, nie musi nami rzą­dzić. Oczy­wi­ście nie będzie to jedna z tych histo­rii, któ­rych ni­gdy w życiu nie wyja­wi­ła­bym nikomu, nawet gdyby mnie gril­lo­wano, bo prze­cież się wsty­dzę. Za sie­bie, za innych, za wszystko. Ale mam takie, uwierz mi. Są jak ciężki kamień u szyi, który wciąż noszę, bo to wcale nie tak łatwo pozbyć się wspo­mnie­nia daw­nych błę­dów, grze­chów, wsty­dów. Pew­nie zabiorę je ze sobą do trumny. A może do urny… Nie, nie już posta­no­wi­łam – swoje ciało, któ­rego bar­dzo się wsty­dzę, oddam na cele badaw­cze dla stu­den­tów uni­wer­sy­tetu medycz­nego. Na kimś uczyć się muszą, więc dla­czego nie na mnie? Mam tylko nadzieję, że po śmierci nie odczuwa się wstydu. Ale dziś opo­wiem ci o wsty­dzie mniej­szym, choć rów­nież bole­snym. Opo­wiem, bo z nim sobie pora­dzi­łam, więc to żadne boha­ter­stwo. Pew­nego dnia, dawno temu (no dobrze, nie tak dawno), mia­łam wyjąt­kowo ważne spo­tka­nie biz­ne­sowe. W moim zawo­dzie „biz­ne­sowe” oczy­wi­ście brzmi śmiesz­nie, więc może „służ­bowe”? No w każ­dym razie ważne. Posta­no­wi­łam wło­żyć swój naj­lep­szy gar­ni­tur – nowiutki, śnież­no­biały, który miał mi dodać pew­no­ści sie­bie. Byłam gotowa na pod­bój świata. Tuż przed samym spo­tka­niem zapro­po­no­wano mi kawę. Małe espresso! Zde­cy­do­wa­łam się na szybki łyk, żeby dodać sobie ener­gii. Oczy­wi­ście, jak to bywa, gdy pod­no­si­łam fili­żankę, los posta­no­wił zagrać mi na nosie – kawa wylą­do­wała na moim śnież­no­białym ubra­niu. Pierw­sza myśl? „Znik­nij, znik­nij, znik­nij!” Serce mi waliło, twarz czer­wie­niła się z każdą sekundą coraz bar­dziej. Ale zamiast ucie­kać, wzię­łam głę­boki oddech, pod­nio­słam głowę i… weszłam na to spo­tka­nie z plamą na środku ubra­nia. Zamiast ukry­wać, posta­no­wi­łam wyko­rzy­stać tę sytu­ację. „Pro­szę pań­stwa – powie­dzia­łam na wstę­pie – dzi­siej­szy trend w modzie to kawa na ubra­niu. Jak widzi­cie, jestem trend­set­terką, co może dobrze wró­żyć naszemu pro­jek­towi”. Co się stało? Śmiech roz­ła­do­wał atmos­ferę, a wstyd, który wcze­śniej wyda­wał się gigan­tyczny, zma­lał do roz­miaru małej plamki na mojej mary­narce.

Tak, to jest przy­kład wstydu, o któ­rym łatwo mówić. Ale co z tymi wsty­dami, które nosimy głę­boko w sobie, któ­rych nie dzie­limy nawet z naj­bliż­szymi przy­ja­ciół­kami? Co z tym wsty­dem, który mówi nam, że jeste­śmy gor­sze, że coś z nami jest nie tak? Mam ich całą walizkę! Ten wstyd jest bar­dziej zło­żony i trud­niej­szy do prze­zwy­cię­że­nia. Znasz go prze­cież, prawda? Ale wła­śnie dla­tego ta książka jest dla cie­bie. Aby pomóc ci zro­zu­mieć, że nie jesteś sama, że każda z nas nosi w sobie takie sekrety, ale może dopro­wa­dzić do tego, żeby wstyd prze­stał być cię­ża­rem, a stał się siłą.

W tej książce znaj­dziesz histo­rie zna­nych kobiet, które z naszej per­spek­tywy nie mają się czego wsty­dzić. A jed­nak! Poka­zują, jak radzą sobie ze wsty­dem, jak go oswa­jają i prze­kształ­cają w siłę. To także miej­sce, gdzie możemy razem śmiać się z tych chwil, które na pierw­szy rzut oka wydają się kata­stro­fami, ale z per­spek­tywy czasu stają się zabaw­nymi aneg­do­tami. Będziemy razem odkry­wać, jak wstyd może się stać naszym sprzy­mie­rzeń­cem, a nie wro­giem. W końcu, jak mówi znane powie­dze­nie: „Co nas nie zabije, to nas wzmocni”.

Nie obie­cuję, że po prze­czy­ta­niu tej książki wstyd cał­ko­wi­cie znik­nie z two­jego życia – ale obie­cuję, że nauczysz się patrzeć na niego z innej per­spek­tywy. W końcu każda z nas ma chwile sła­bo­ści, ale defi­niuje nas to, jak sobie z nimi radzimy.

Roz­siądź się więc wygod­nie, zaparz sobie fili­żankę kawy (choć może tym razem bez śnież­no­bia­łego gar­ni­turu) i zanurz się w opo­wie­ści o kobie­tach, które wsty­dzą się za bar­dzo – i o tym, jak zna­la­zły spo­sób, by to zmie­nić.

Witaj w klu­bie!

ROZDZIAŁ 1

CZEGO SIĘ WSTYDZIMY?

czyli rozmowa, której nikt nie chce zacząć

Wiesz, wstyd to taki dziwny towa­rzysz, który poja­wia się znie­nacka, cza­sem nawet wtedy, gdy wszystko wydaje się w porządku. „Wstyd – pisze w książce Dary nie­do­sko­na­ło­ści Brené Brown – czai się w róż­nych miej­scach, które bar­dzo dobrze znamy. A to przy­lgnie do wyglądu zewnętrz­nego czy wyobra­że­nia o naszym ciele, a to będzie się cze­piał rodziny, rodzi­ciel­stwa, pie­nię­dzy czy pracy. Może doty­czyć stanu naszego zdro­wia, uza­leż­nień, seksu, sta­ro­ści czy reli­gii”. Wstyd jest jak cichy głos w gło­wie, który przy­po­mina o tym, o czym wola­ły­by­śmy zapo­mnieć. Cza­sami to drob­nostka, cza­sami coś, co tkwi w nas głę­boko od lat. Ale gdyby ktoś zapy­tał cię wprost: „Czego naprawdę się wsty­dzisz?”, czy byłoby łatwo odpo­wie­dzieć? Nie, bo wstyd to coś, co czę­sto skry­wamy nawet przed sobą.

Wstyd za prze­szłość czyli chwile, które naj­chęt­niej wyma­za­ły­by­śmy z pamięci

Każda z nas nosi w sobie wspo­mnie­nia, które naj­chęt­niej wyma­za­łaby z pamięci. To momenty, które przy­po­mi­nają o naszych sła­bo­ściach, o decy­zjach, które z per­spek­tywy czasu wydają się zupeł­nie nie­zro­zu­miałe. Może to była chwila, w któ­rej dzia­ła­łaś pod wpły­wem emo­cji, pozwa­la­jąc, by lęk, gniew czy poczu­cie samot­no­ści kie­ro­wały two­imi wybo­rami. A może to była decy­zja, którą pod­ję­łaś w nadziei na lep­sze jutro, ale która osta­tecz­nie przy­nio­sła wię­cej bólu niż rado­ści. Ja rów­nież mam takie momenty w swo­jej prze­szło­ści, które naj­chęt­niej bym wyma­zała. Pamię­tam, jak zaan­ga­żo­wa­łam się w zwią­zek, który od samego początku nie miał przy­szło­ści. Gdzieś w głębi duszy wie­dzia­łam, że to nie to, że ten męż­czy­zna nie jest dla mnie. Ale strach przed samot­no­ścią był sil­niej­szy niż roz­są­dek. Trzy­ma­łam się tej rela­cji, jakby była ostat­nią deską ratunku, choć wie­dzia­łam, że z każ­dym dniem coraz bar­dziej się w niej zatra­cam. I teraz, kiedy o tym myślę, czuję wstyd – nie tylko za to, że byłam w tym związku, ale za to, że pozwo­li­łam sobie na taką despe­ra­cję. Wstyd za to, że tak bar­dzo bałam się być sama, że wola­łam trwać w czymś, co mnie nisz­czyło, niż zmie­rzyć się z rze­czy­wi­sto­ścią samot­no­ści. Ale wstyd za prze­szłość nie ogra­ni­cza się tylko do błęd­nych związ­ków. Są też inne momenty, które powra­cają, choć chcia­ła­byś, by pozo­stały zapo­mniane. Może ktoś przy­po­mniał ci coś, co zro­bi­łaś wiele lat temu – błąd, któ­rego wtedy nie potra­fi­łaś unik­nąć, słowa, które wypo­wie­dzia­łaś w gnie­wie. I nagle, choć minęło tyle czasu, poczu­łaś taki wstyd, jakby to wszystko wyda­rzyło się zale­d­wie wczo­raj. To uczu­cie, które potrafi wró­cić z zasko­cze­nia, przy­po­mi­nając ci, że prze­szłość nie zawsze chce zostać w prze­szło­ści.

Wstyd za prze­szłość należy do naj­trud­niej­szych do prze­zwy­cię­że­nia, bo dotyka nas w miej­scach, które są naj­bar­dziej wraż­liwe. Każda z tych chwil przy­po­mina o tym, kim kie­dyś były­śmy, o naszych sła­bo­ściach, o tym, jak daleko mogły­śmy zbo­czyć z drogi, którą sobie wyzna­czy­ły­śmy. To wstyd, który może być tak silny, że nawet po wielu latach wciąż potrafi nas zra­nić, wciąż potrafi wywo­łać ból, który sta­ramy się ukryć. W dodatku prze­szło­ści nie możemy już zmie­nić, napra­wić ani wygum­ko­wać. Ale czy naprawdę trzeba? Warto pamię­tać, że prze­szłość, cho­ciaż bole­sna, jest czę­ścią tego, co nas ukształ­to­wało, co nas nauczyło, co dopro­wa­dziło nas do miej­sca, w któ­rym jeste­śmy teraz. Nie możemy wyma­zać tych momen­tów, ale możemy spró­bo­wać spoj­rzeć na nie ina­czej – nie jak na porażki, ale jak na lek­cje. Każda z tych chwil, każdy błąd, każda decy­zja, która wydaje się teraz nie­wła­ściwa, była kro­kiem na dro­dze do zro­zu­mie­nia sie­bie, do odkry­cia, kim naprawdę jeste­śmy, czego chcemy, a co na pewno nie wyj­dzie nam na dobre. Takie życiowe lek­cje, jak to lek­cje, muszą prze­cież kosz­to­wać. Cza­sem słono. Wstyd i tak jest naj­niż­szą ceną. Pamię­taj o tym. I o tym, żeby był po coś. Ludzie czę­sto mówią: „Wszystko, co nas spo­tyka, dzieje się po coś”. Tak, pod warun­kiem, że coś z tym zro­bimy. Jeśli nie, dzieje się po nic. Wstyd za prze­szłość może być żywy, ale to my decy­du­jemy, jaką rolę ode­gra w naszym życiu. Możemy pozwo­lić mu, by nas para­li­żo­wał, by trzy­mał nas w miej­scu, ale możemy też zde­cy­do­wać, że nie będziemy dłu­żej więź­niami swo­ich daw­nych błę­dów. Nie musisz zapo­mi­nać, ale możesz doko­nać wyboru i posta­no­wić nie żyć już dłu­żej w cie­niu prze­szło­ści. Twoje życie to coś wię­cej niż chwile, które chcia­ła­byś wyma­zać. To rów­nież momenty, które wciąż masz przed sobą, pełne nowych szans i moż­li­wo­ści.

Wstyd za rodzinę czyli gdy korze­nie ciążą zbyt mocno

Rodzina. Dla wielu źró­dło dumy, ale dla innych – źró­dło wstydu. Marta, jedna z moich daw­nych zna­jo­mych, dora­stała w małym mia­steczku, gdzie wszy­scy się znali. Jej rodzina, choć była kie­dyś sza­no­wana, z cza­sem zaczęła sta­wać się przed­mio­tem plo­tek. Jej ojciec, nie­gdyś ceniony w spo­łecz­no­ści, popadł w długi i zaczął mieć pro­blemy z pra­wem. Mia­steczko szybko dowie­działo się o jego kło­po­tach, a jego nazwi­sko stało się sym­bo­lem upadku. Marta zawsze uni­kała roz­mów o rodzi­nie. W szkole była cicha, sta­rała się nie zwra­cać na sie­bie uwagi. Pew­nego dnia pod­czas prze­rwy kilka dziew­czyn zaczęło roz­ma­wiać o naj­now­szych plot­kach z mia­sta. Jedna z nich, nie­świa­doma, że Marta może to sły­szeć, zaczęła opo­wia­dać o kłótni, która wybu­chła poprzed­niej nocy w ich sąsiedz­twie. „Podobno to rodzina Kowal­skich znów naro­biła hałasu. Co się z nimi stało?” – zapy­tała. Marta, sie­dząc w kącie, czuła, jak rumieńce zale­wają jej twarz. Wie­działa, że mowa o jej ojcu, który znów wdał się w awan­turę po tym, jak wie­rzy­ciele przy­szli żądać spłaty dłu­gów. Przez lata Marta sta­rała się odciąć od tej prze­szło­ści. Kiedy doro­sła, wyje­chała do dużego mia­sta, pró­bu­jąc zosta­wić za sobą to, co wyda­rzyło się w mia­steczku. Ale cień prze­szło­ści nie opusz­czał jej tak łatwo. Każdy dzwo­nek tele­fonu, każda nie­spo­dzie­wana wia­do­mość przy­po­mi­nała jej o tym, o czym sta­rała się zapo­mnieć. Zawsze się bała, że ktoś z jej nowego oto­cze­nia dowie się o jej pocho­dze­niu i zacznie patrzeć na nią przez pry­zmat daw­nych wyda­rzeń. Marta czę­sto wspo­mi­nała dzie­ciń­stwo z mie­sza­nymi uczu­ciami. Choć kochała rodzinę, nie mogła zigno­ro­wać cię­żaru, jaki na nią nało­żyła. Z cza­sem nauczyła się jed­nak, że jej war­tość nie zależy od tego, co zro­bili inni. Zaczęła budo­wać swoją przy­szłość na wła­snych warun­kach, choć cza­sem, w chwi­lach sła­bo­ści, wciąż się zasta­na­wiała, jak wyglą­da­łoby jej życie, gdyby los jej rodziny poto­czył się ina­czej.

Wstyd za ciało czyli to nie tylko o „wygląd” cho­dzi

Ach, ciało. Temat rzeka, prawda? Nasze ciało jest z nami od zawsze, a jed­nak czę­sto czu­jemy się z nim obco, jak­by­śmy nosiły na sobie coś, czego nie akcep­tu­jemy. I nie cho­dzi tu tylko o to, że mamy parę kilo za dużo czy zmarszczki, któ­rych z bie­giem lat przy­bywa coraz wię­cej. To znacz­nie głęb­sza histo­ria, histo­ria, która zaczyna się czę­sto już w dzie­ciń­stwie. Pamię­tam, jak jako dziecko wsty­dzi­łam się, że jestem chuda i mam odsta­jące uszy. Byłam fak­tycz­nie bar­dzo szczu­pła, co w tam­tych latach było dla mnie powo­dem nie­usta­ją­cego dys­kom­fortu. Dzi­siaj, patrząc wstecz, odda­ła­bym wiele, żeby z powro­tem mieć taki wstyd. Co do uszu – chyba po pro­stu sobie je wymy­śli­łam, bo teraz widzę, że nie mogły być żad­nym pro­ble­mem. Jed­nak wtedy były dla mnie sym­bo­lem wszyst­kiego, co uwa­ża­łam za nie­do­sko­nałe w swoim wyglą­dzie. Pamię­tam też, jak uni­ka­łam base­nów i plaż, bo byłam prze­ko­nana, że wszy­scy patrzą tylko na moje nie­do­sko­na­ło­ści. Myśla­łam, że każde spoj­rze­nie, każdy uśmiech w moją stronę kryje za sobą ocenę, kry­tykę. To były lata, kiedy wstyd zwią­zany z cia­łem prze­ni­kał każdy aspekt mojego życia – od ubrań, które wybie­ra­łam, po miej­sca, które odwie­dza­łam. A póź­niej przy­szedł czas, kiedy po ope­ra­cji czu­łam się wręcz odra­ża­jąca. Bli­zna, którą nosi­łam, była dla mnie jak piętno, które chcia­łam ukryć przed całym świa­tem. Każde spoj­rze­nie innych wyda­wało mi się pełne lito­ści albo odrazy, choć teraz wiem, że więk­szość z tych spoj­rzeń była po pro­stu obo­jętna. To ja sama widzia­łam w sobie coś, czego inni w ogóle nie dostrze­gali. Ale to nie koniec. Powin­nam wyro­snąć ze wstydu, tym­cza­sem on czaił się przez lata gdzieś w kąciku, by znów mnie nie­spo­dzie­wa­nie dopaść. Pamię­tam to cie­płe, leniwe popo­łu­dnie. Sie­dzia­łam w kawiarni, którą zawsze wybie­ra­łam na chwilę odpo­czynku po zaku­pach. Duże okno wpusz­czało mięk­kie świa­tło, a ja, jak zawsze, zaję­łam miej­sce przy samym szkle, żeby obser­wo­wać ludzi prze­cho­dzą­cych obok. Lubi­łam to. Dawało mi poczu­cie, że jestem czę­ścią mia­sta, czę­ścią cze­goś więk­szego. Tego dnia cze­ka­łam na kel­nerkę, która była do tego stop­nia pochło­nięta roz­mo­wami z mło­dymi klient­kami, że nie zwró­ciła uwagi na mój deli­kat­nie unie­siony palec.

Patrzy­łam na swoje odbi­cie w szy­bie. Nie było to zamie­rzone. Po pro­stu świa­tło tak padło, że zoba­czy­łam swoją syl­wetkę – nie­mal prze­zro­czy­stą, wta­pia­jącą się w tło. Mój wzrok powę­dro­wał ku ramio­nom. Bluzka na cien­kich ramiącz­kach, która rano wyda­wała się odpo­wied­nia, teraz uwy­dat­niała coś, czego wola­ła­bym nie widzieć. Moje ramiona – obwi­słe, pomarsz­czone, jakby nie­pa­su­jące do mnie, do tej wer­sji sie­bie, którą wciąż nosi­łam w gło­wie. Dwie młode kobiety przy sto­liku obok roze­śmiały się gło­śno. Czy na mnie patrzyły? Czy coś zauwa­żyły? Czy tylko sobie wma­wia­łam, że ich śmiech miał jaki­kol­wiek zwią­zek ze mną? Poczu­łam, jak cie­pło wstydu zalewa mi twarz, jakby ktoś skie­ro­wał reflek­tor na moją nie­do­sko­na­łość. Spu­ści­łam oczy, scho­wa­łam ręce pod stół i nagle poczu­łam się jak cień samej sie­bie. Trans­pa­rentna. Star­sza pani, na którą nikt nie zwraca uwagi, chyba że z odro­biną lito­ści. Tego dnia wró­ci­łam do domu wcze­śniej niż zwy­kle. Lustrzane odbi­cie w kory­ta­rzu powi­tało mnie zim­nym spoj­rze­niem. Zdję­łam bluzkę i sta­nę­łam przed lustrem, patrząc na swoje ramiona, któ­rych wcze­śniej tak naprawdę ni­gdy nie zauwa­ża­łam. Były tam – zawsze były – ale teraz wyda­wały się sym­bo­lem wszyst­kiego, co tra­ci­łam z wie­kiem: jędr­no­ści, pew­no­ści sie­bie, poczu­cia, że jestem widoczna dla świata.

Nie wiem, dla­czego tego dnia się nie roz­pła­ka­łam. Może to był moment buntu. Wzię­łam szal, który leżał na fotelu w salo­nie, owi­nę­łam go wokół ramion i spoj­rza­łam na sie­bie z innej per­spek­tywy. Wyglą­da­łam… dostoj­nie. Tro­chę jak postać z por­tretu. Uśmiech­nę­łam się do tego odbi­cia, jak­bym spo­tkała kogoś, kogo dawno nie widzia­łam. Kogoś, kto wciąż był we mnie – w środku. Następ­nego dnia poszłam na zakupy. Nie, nie kupi­łam ubrań, które mia­łyby ukryć moje ramiona. Zamiast tego poszłam do księ­garni. Kupi­łam książkę o akcep­ta­cji swo­jego ciała i prze­czy­ta­łam ją w jeden week­end. Słowa autorki – kobiety, która prze­szła przez podobne uczu­cia – były jak roz­mowa z przy­ja­ciółką, któ­rej bra­ko­wało mi w tam­tej kawiarni. Zaczę­łam robić małe kroki. Cie­płe dni prze­stały mnie prze­ra­żać. Gdy wycho­dzi­łam na spa­cer, zabie­ra­łam lekki szal, nie jako zasłonę, ale jako ozdobę, coś, co mówiło: „To jestem ja – w pełni”. Zapi­sa­łam się też na zaję­cia jogi. Nie żeby „wal­czyć” z moim cia­łem, ale żeby lepiej je poznać, poczuć je takim, jakie jest teraz.

Tro­chę póź­niej wró­ci­łam do tej samej kawiarni. Tym razem usia­dłam w środku. Kel­nerka, ta sama co wtedy, podała mi kawę z uśmie­chem, jakby roz­po­zna­wała stałą klientkę. Byłam ubrana w pro­stą sukienkę z odkry­tymi ramio­nami. Patrzy­łam na ludzi wokół i zorien­to­wa­łam się, że nikt mnie nie zauważa. Ale nie było w tym smutku. To była wol­ność. Nikt nie patrzył, bo nie musiał. A ja byłam w pełni widoczna dla sie­bie. I to wystar­czyło.

Wiem, że nie jestem w tym osa­mot­niona. Znam wiele kobiet, które zma­gają się z podob­nym wsty­dem. Jedna z moich przy­ja­ció­łek, mama dwójki dzieci, wsty­dzi się roz­stę­pów po ciąży. Mówi, że choć kocha swoje dzieci nad życie, to patrze­nie na swoje ciało przy­po­mina jej o wszyst­kim, co stra­ciła – o mło­dzień­czej uro­dzie, o poczu­ciu atrak­cyj­no­ści, które kie­dyś było dla niej tak ważne. Dla niej te roz­stępy są jak trwały zapis prze­mian, przez które prze­szło jej ciało, zapis, który przy­po­mina o tym, że ni­gdy już nie będzie wyglą­dać tak jak kie­dyś. Inna przy­ja­ciółka wsty­dzi się swo­jego ciała, bo czuje, że ono ją zawio­dło. Przez lata pra­gnęła mieć dzieci, ale jej ciało nie było w sta­nie speł­nić tego pra­gnie­nia. To nie jest tylko wstyd za wygląd – to wstyd za to, że ciało nie speł­nia ocze­ki­wań, że nie jest takie, jakie „powinno” być. Wstyd za to, że coś, co powinno być źró­dłem rado­ści, stało się źró­dłem smutku i roz­cza­ro­wa­nia.

Ciało czę­sto postrze­gamy jako coś, co powinno być dosko­nałe, nie­za­wodne, piękne według stan­dar­dów, które nie zawsze są nasze. Każda zmarszczka, każde dodat­kowe kilo­gramy, każda bli­zna przy­po­mina nam o upły­wie czasu, o zmia­nach, które zacho­dzą, mimo że w środku wciąż czu­jemy się tak samo. I choć nasze ciała są natu­ralną czę­ścią nas, czę­sto trak­tu­jemy je jak coś, co powinno być pod­dane cią­głej kon­troli. Ale ciało nie jest tylko „naczy­niem”, które nosi nas przez życie. To coś wię­cej – to świa­dec­two naszej histo­rii, naszych doświad­czeń, naszego życia. Każda bli­zna, każda zmarszczka, każdy roz­stęp opo­wiada jakąś histo­rię. Może to być histo­ria naro­dzin dziecka, prze­zwy­cię­że­nia cho­roby, prze­ży­cia cięż­kich chwil. Ciało może być dla nas trudne do zaak­cep­to­wa­nia, bo przy­po­mina o tym, co prze­szły­śmy, o bólu, roz­cza­ro­wa­niach, utra­tach. Wstyd za ciało jest czymś, co dotyka wielu z nas, bo ciało to coś, co widzą inni, co oce­niają. Ale warto pamię­tać, że ciało to rów­nież coś, co nosi w sobie nasze siły, nasze triumfy, nasze zwy­cię­stwa.

Wstyd za emo­cje czyli gdy uczu­cia stają się naszym cie­niem

Wstyd za emo­cje? Tak, to też jest coś, co znamy aż za dobrze. Odkąd pamię­tam, uczono mnie, że złość, smu­tek, zazdrość to złe emo­cje, które trzeba tłu­mić, ukry­wać, nie poka­zy­wać światu. „Nie płacz, bądź dzielna” – mówiono mi, gdy coś mnie zra­niło. „Nie złość się, to nie­ład­nie” – sły­sza­łam, kiedy coś wypro­wa­dzało mnie z rów­no­wagi. Dora­sta­łam w prze­ko­na­niu, że tylko „dobre” emo­cje zasłu­gują na to, by je wyra­żać, a wszyst­kie inne są czymś, czego powin­nam się wsty­dzić. Dziś psy­cho­lo­go­wie patrzą na to ina­czej. Nie ma emo­cji dobrych i złych. Wszyst­kie są dobre, bo wszyst­kie cze­muś służą, wszyst­kie są po coś.

Pamię­tam dzień, kiedy wra­ca­łam do domu po wyjąt­kowo trud­nym spo­tka­niu w pracy. Wszystko we mnie wrzało – złość, fru­stra­cja, poczu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści. Czu­łam, że zaraz eks­plo­duję, ale zamiast to wyra­zić, tłu­mi­łam wszystko w sobie, jak zawsze. Wie­czo­rem, sie­dząc samot­nie w kuchni, łzy zaczęły pły­nąć mi po policz­kach. Zła­pa­łam się wtedy na myśli, że prze­cież nie powin­nam pła­kać – prze­cież to tylko praca, prze­cież trzeba być twar­dym. Ale nie mogłam prze­stać. Te łzy były czymś wię­cej niż tylko reak­cją na tamto spo­tka­nie – były wyni­kiem lat tłu­mie­nia wszyst­kich tych emo­cji, które we mnie nara­stały. I wtedy poczu­łam się słaba. Wsty­dzi­łam się, że nie potra­fię zapa­no­wać nad swo­imi uczu­ciami, że dałam im się ponieść. Wsty­dzi­łam się, że jestem „zbyt emo­cjo­nalna”, że nie umiem być tą silną osobą, któ­rej wszy­scy ocze­ki­wali. Ale te emo­cje były zbyt silne, by je dłu­żej igno­ro­wać. Zro­zu­mia­łam wtedy, że nie można cią­gle tłu­mić tego, co w nas jest, bo w końcu to nas przy­tło­czy.

Czę­sto prze­śla­do­wało mnie rów­nież inne uczu­cie – zazdrość. Pamię­tam, jak pew­nego dnia dowie­dzia­łam się, że przy­ja­ciółka, z którą dora­sta­łam, wła­śnie awan­so­wała na pre­sti­żowe sta­no­wi­sko. Powin­nam była cie­szyć się jej szczę­ściem, powin­nam była gra­tu­lo­wać jej z całego serca. Ale gdzieś głę­boko poczu­łam ukłu­cie zazdro­ści. Dla­czego jej się udało, a mnie nie? Dla­czego jej życie wyda­wało się tak ide­alne, pod­czas gdy moje było pełne trud­no­ści? Wie­dzia­łam, że nie powin­nam tak myśleć – to prze­cież nie było fair wobec niej ani wobec mnie samej. Ale to uczu­cie poja­wiło się i nie chciało odejść. Zamiast pozwo­lić sobie na pełne odczu­cie tej zazdro­ści i zro­zu­mie­nie, skąd się wzięła, tłu­mi­łam ją, tak jak tłu­mi­łam wiele innych emo­cji. Przez lata nauczy­łam się „zarzą­dzać” swo­imi uczu­ciami, bo uwa­ża­łam, że to ja powin­nam pano­wać nad nimi, a nie one nade mną. Myśla­łam, że to spo­sób na to, by być silną, by nie pozwo­lić, aby emo­cje kon­tro­lo­wały moje życie. Ale jaki był efekt? Przy­szedł moment, kiedy moje ciało zaczęło wysta­wiać mi rachu­nek za te lata tłu­mie­nia. Rak piersi, depre­sja – to były fizyczne i psy­chiczne kon­se­kwen­cje lat spę­dzo­nych na igno­ro­wa­niu tego, co naprawdę czu­łam.

Jest też inna strona tego pro­blemu – a co, jeśli masz ochotę krzy­czeć, pła­kać, wyra­zić swoją złość, ale wstyd powstrzy­muje cię przed tym? Jeśli wsty­dzisz się tego, że nie jesteś zawsze opa­no­wana, że cza­sem emo­cje biorą górę nad roz­sąd­kiem? Pamię­tam, jak raz w gnie­wie powie­dzia­łam coś, czego natych­miast poża­ło­wa­łam. To były słowa raniące, wypo­wie­dziane w przy­pły­wie zło­ści, któ­rych już nie mogłam cof­nąć. I ten wstyd – za to, że dałam się ponieść emo­cjom, za to, że zra­ni­łam kogoś, kogo kocham – prze­śla­do­wał mnie przez długi czas. Wstyd za emo­cje to cię­żar, który może nas znisz­czyć, jeśli nie nauczymy się go rozu­mieć i akcep­to­wać. Emo­cje są czę­ścią nas, są nie­od­łącz­nym ele­men­tem naszego życia. I choć może nas nauczono, że nie­które z nich są złe, że powin­ni­śmy je tłu­mić, to w rze­czy­wi­sto­ści tłu­mie­nie ich nie spra­wia, że zni­kają. One po pro­stu znaj­dują inne ujście – w naszym ciele, w naszym zdro­wiu, w naszych rela­cjach. Nauka akcep­ta­cji wła­snych emo­cji to nie tylko umie­jęt­ność ich wyra­ża­nia, ale przede wszyst­kim zro­zu­mie­nia. Zro­zu­mie­nia, że mamy prawo czuć, że nasze uczu­cia – jak­kol­wiek trudne – są ważne. I że nie musimy być zawsze ide­alne, by zasłu­gi­wać na miłość i sza­cu­nek – zarówno od innych, jak i od sie­bie samej. Praw­dziwa siła nie polega na tłu­mie­niu emo­cji, ale na ich przyj­mo­wa­niu, na dawa­niu sobie prawa do ich odczu­wa­nia i wyra­ża­nia. Tak, cza­sem krzy­czymy, cza­sem pła­czemy, cza­sem czu­jemy zazdrość – i to jest w porządku. Bo to, co czu­jemy, czyni nas ludźmi. I choć wstyd za emo­cje może być głę­boko zako­rze­niony, możemy nauczyć się go prze­zwy­cię­żać, ucząc się akcep­ta­cji sie­bie – takimi, jakie naprawdę jeste­śmy.

Wstyd za pocho­dze­nie czyli gdy histo­ria prze­szka­dza iść naprzód

Nie­które histo­rie życiowe wydają się tak głę­boko zako­rze­nione, że trudno się od nich uwol­nić. Weźmy przy­kład mojej kole­żanki ze stu­diów, Kasi, która dora­stała w maleń­kiej wio­sce, gdzie każdy znał każ­dego, a życie toczyło się według pro­stych, suro­wych zasad. Kasia od zawsze marzyła o wiel­kim świe­cie, ale czuła, że jej pocho­dze­nie trzyma ją w miej­scu, jakby była przy­kuta do tego, co znała od dziecka. Jej rodzina nie była zamożna – wręcz prze­ciw­nie, czę­sto bra­ko­wało im pie­nię­dzy na pod­sta­wowe potrzeby, a o luk­su­sach mogła tylko śnić. Kasia pamię­tała, jak w szkole uni­kała roz­mów o swoim domu. Wie­działa, że inne dzieci przy­cho­dziły z opo­wie­ściami o wyjaz­dach na waka­cje, dro­gich zabaw­kach i ele­ganc­kich ubra­niach, pod­czas gdy ona musiała zado­wo­lić się ubra­niami po star­szym rodzeń­stwie i skrom­nymi pre­zen­tami. Czę­sto sły­szała komen­ta­rze na temat swo­jego akcentu, który zdra­dzał jej wiej­skie korze­nie, co spra­wiało, że czuła się jesz­cze bar­dziej „inna”.

Kiedy doro­sła, zro­biła wszystko, by uciec od swo­jej prze­szło­ści. Wyje­chała do dużego mia­sta, zmie­niła styl, sta­rała się mówić bar­dziej ele­gancko, pró­bu­jąc dopa­so­wać się do nowego śro­do­wi­ska. W pracy ni­gdy nie wspo­mi­nała o swoim dzie­ciń­stwie, a jeśli ktoś pytał, skąd pocho­dzi, odpo­wia­dała wymi­ja­jąco, nie wda­jąc się w szcze­góły. Czuła, że aby paso­wać do świata, w któ­rym teraz żyła, musiała ukry­wać swoją prze­szłość. Wstyd za pocho­dze­nie dla Kasi nie doty­czył tylko pie­nię­dzy czy wykształ­ce­nia – to był wstyd za całe jej dzie­ciń­stwo. Kasia nosiła w sobie poczu­cie, że zawsze musi być lep­sza, bar­dziej wyra­fi­no­wana, aby nikt nie odkrył jej korzeni. Nie cho­dziło tylko o akcent czy spo­sób mówie­nia, ale o to, że war­to­ści, które wynio­sła z domu – pro­stota, oszczęd­ność, skrom­ność – nie paso­wały do świata, w któ­rym teraz pró­bo­wała się odna­leźć.

Pew­nego dnia Kasia, już jako młoda kobieta pra­cu­jąca w dużej kor­po­ra­cji, tra­fiła na spo­tka­nie autor­skie z noblistką Olgą Tokar­czuk. Na sali zapa­no­wała cisza, gdy pisarka zaczęła mówić o swoim dzie­ciń­stwie. Zamiast opo­wia­dać o wiel­ko­miej­skim świe­cie, Tokar­czuk opi­sy­wała małą wio­skę w Kotli­nie Kłodz­kiej, jej zapa­chy, kolory, a nawet dźwięki dzwon­ków krów wra­ca­ją­cych z pastwisk. Mówiła o tym z takim cie­płem i dumą, że cała sala wyda­wała się wsłu­chana w tę histo­rię. „To miej­sce mnie ukształ­to­wało – powie­działa Tokar­czuk. – To tam nauczy­łam się obser­wo­wać świat, rozu­mieć ludzi i dostrze­gać piękno w rze­czach pro­stych. Wszę­dzie tam, gdzie jadę, zabie­ram ze sobą kawa­łek tej ziemi. Wsty­dzić się miej­sca, z któ­rego pocho­dzimy, to jak wsty­dzić się wła­snych korzeni. A prze­cież bez korzeni żadne drzewo nie prze­trwa”.

Słowa te wstrzą­snęły Kasią. Przy­po­mniała sobie wie­czory, kiedy jako mała dziew­czynka sie­działa na ławce przed domem z bab­cią i słu­chała jej opo­wie­ści. Przy­po­mniała sobie zapach pie­czo­nego chleba w sta­rym piecu, szum lasu za domem i widok pól, które cią­gnęły się aż po hory­zont. To wszystko kie­dyś ją ukształ­to­wało, a teraz, w pogoni za nowym życiem, pró­bo­wała to wszystko wyma­zać. Kiedy wró­ciła do domu, otwo­rzyła starą, zaku­rzoną skrzy­nię. W środku zna­la­zła zdję­cia rodzinne – dzia­dek pra­cu­jący na polu, bab­cia z wikli­no­wym koszem, mała Kasia bie­ga­jąca boso po łące. Poczuła cie­pło, które wyparło wstyd. Tego dnia posta­no­wiła, że prze­sta­nie ukry­wać swoje pocho­dze­nie.

Kilka tygo­dni póź­niej, pod­czas lun­chu w pracy, ktoś zapy­tał Kasię, skąd pocho­dzi. Tym razem nie spu­ściła wzroku i nie wykrę­ciła się od odpo­wie­dzi. Spoj­rzała roz­mówcy pro­sto w oczy i powie­działa z uśmie­chem: „Pocho­dzę z małej wio­ski, którą kocham za to, że nauczyła mnie pokory, pracy i doce­nia­nia drob­nych rze­czy. I wiesz co? To miej­sce jest czę­ścią mnie, tak samo jak to mia­sto”.

Kasia poczuła, jak cię­żar znika z jej ramion. Nie musiała już uda­wać. Zro­zu­miała, że wsty­dzić się swo­jego pocho­dze­nia to odrzu­cać sie­bie, a to, kim jest, było wię­cej niż wystar­cza­jące. Prze­ko­nała się, że ucieczka od wła­snej prze­szło­ści jest nie­moż­liwa. I głu­pia. Histo­ria, którą nosiła w sercu, mimo że bole­sna, była prze­cież czę­ścią jej samej. To, co kie­dyś wyda­wało się prze­szkodą, zaczęło nabie­rać innego zna­cze­nia – stało się źró­dłem siły, któ­rej wcze­śniej nie doce­niała. W końcu zro­zu­miała, że to wła­śnie te doświad­cze­nia, te korze­nie, ukształ­to­wały ją jako osobę i pomo­gły jej osią­gnąć to, kim jest dzi­siaj.

Wstyd za samot­ność czyli bo wydaje ci się, że powin­naś być z kimś

Uczu­cie samot­no­ści może być przy­tła­cza­jące, szcze­gól­nie gdy ota­cza cię świat, w któ­rym wszy­scy wydają się mieć kogoś obok. Może jesteś sin­gielką, choć twoje serce pra­gnie bli­sko­ści, miło­ści, tej wyjąt­ko­wej rela­cji, którą widzisz u innych. Może każda wizyta u rodziny, każde spo­tka­nie ze zna­jo­mymi przy­po­mina ci, że twoje życie nie wygląda tak, jak wielu by tego ocze­ki­wało. Pyta­nia o twoje życie miło­sne, choć zada­wane w dobrej wie­rze, są jak ciche przy­po­mnie­nia, że coś jest „nie tak”. Czu­jesz, że powin­naś być z kimś, że samot­ność to znak, że coś ci umyka, że coś robisz źle. A może jesteś w związku, ale mimo to czu­jesz się samotna, jak­byś była w nim sama. Rela­cja, która miała przy­nieść radość i wspar­cie, stała się źró­dłem fru­stra­cji, poczu­cia osa­mot­nie­nia. Czu­jesz, że powin­naś być szczę­śliwa, wdzięczna za to, co masz, ale w głębi duszy coś nie daje ci spo­koju. Mimo że masz kogoś obok sie­bie, na­dal czu­jesz się tak, jak­byś była sama. To uczu­cie jest szcze­gól­nie trudne do znie­sie­nia, bo prze­cież zwią­zek powi­nien przy­no­sić uko­je­nie, prawda? A jed­nak, cho­ciaż jesteś z kimś, czu­jesz się bar­dziej samotna niż kie­dy­kol­wiek.

Wstyd za samot­ność jest bole­sny, bo żyjemy w świe­cie, który kła­dzie ogromny nacisk na rela­cje, na bycie z kimś. Spo­łeczne ocze­ki­wa­nia mówią nam, że powin­ni­śmy być w związku, że życie sin­gla to tylko etap przej­ściowy, a praw­dziwe speł­nie­nie przy­cho­dzi dopiero wtedy, gdy znaj­dziemy „tę” osobę. I choć, racjo­nal­nie rzecz bio­rąc, wiesz, że każdy ma wła­sną drogę, że samot­ność nie jest wyro­kiem, emo­cje mówią co innego. Czu­jesz się jak out­si­derka, ktoś nie­kom­pletny bez dru­giej osoby. To uczu­cie wstydu może być szcze­gól­nie silne, gdy porów­nu­jesz się do innych. Widzisz pary spa­ce­ru­jące po parku, przy­ja­ciółki, które opo­wia­dają o swo­ich part­ne­rach, rodzinę, która z dumą mówi o swo­ich rela­cjach. Zasta­na­wiasz się, dla­czego nie możesz zna­leźć tego, co mają inni. I choć wiesz, że rela­cje nie są ide­alne, że każdy zwią­zek ma swoje trud­no­ści, to mimo wszystko ciężko jest oprzeć się wra­że­niu, że coś jest nie tak z tobą.

Ale samot­ność nie musi być oznaką porażki. Może być prze­strze­nią, w któ­rej odkry­wasz sie­bie, uczysz się, kim jesteś, czego naprawdę chcesz od życia i od rela­cji. „Masz za duże wyma­ga­nia” – mówią przy­ja­ciele. Ale co? Mam ich nie mieć wcale? Za wszelką cenę powin­nam być w „związku”? Ten cudzy­słów bie­rze się stąd, że dla mnie to nie zwią­zek, jeśli muszę odpu­ścić zbyt wiele. To już wolę samot­ność. Możesz w tym cza­sie roz­wi­jać swoje pasje, reali­zo­wać marze­nia, które zosta­łyby zapo­mniane, gdy­byś była w związku. Samot­ność nie defi­niuje two­jej war­to­ści. Nie jesteś mniej war­to­ściowa, bo nie masz part­nera czy part­nerki. Nie jesteś mniej godna miło­ści, bo teraz jesteś sama. Bycie samot­nym to nie wyrok, to część two­jej drogi. Może przy­nieść ci wiele cen­nych lek­cji, nauczyć cię samo­dziel­no­ści, siły, zaufa­nia do sie­bie. Może zro­zu­miesz, jak kochać sie­bie, zanim pozwo­lisz na to komuś innemu.

W świe­cie, który kła­dzie tak duży nacisk na związki, samot­ność może być aktem odwagi – powie­dze­niem sobie, że jesteś warta miło­ści, ale nie za wszelką cenę. Wstyd za samot­ność może być trudny do prze­zwy­cię­że­nia, ale pamię­taj, że nie musisz speł­niać cudzych ocze­ki­wań, by być szczę­śliwą. Masz prawo do swo­jej drogi, do swo­jego tempa, do swo­ich wybo­rów. I nie­za­leż­nie od tego, czy znaj­dziesz kogoś, z kim będziesz dzie­lić życie, czy zde­cy­du­jesz się iść przez nie sama, twoja war­tość pozo­staje nie­zmienna. Samot­ność nie jest dowo­dem na to, że coś jest z tobą nie tak. Jest po pro­stu jed­nym z wielu eta­pów życia – cza­sem trud­nym, ale też peł­nym moż­li­wo­ści do wzro­stu i odkry­wa­nia sie­bie. Pozwól sobie na to, by być sobą, nie­za­leż­nie od tego, czy jesteś z kimś, czy nie. Twoje życie jest twoje, i to ty decy­du­jesz, co czyni je war­to­ścio­wym.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Copy­ri­ght © by Beata Biały 2024

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e‑book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor pro­wa­dzący: Mag­da­lena Cho­rę­bała

Redak­tor: Krzysz­tof Tro­piło

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Krzysz­tof Rych­ter

Foto­gra­fia na okładce: Goran­Mi­haj­lo­vski/iStock

Wyda­nie I e‑book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Kobiety, które wsty­dzą się za bar­dzo, wyd. I, Poznań 2025)

ISBN 978-83-8338-617-1

WYDAWCA

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań, Pol­ska

tel. +48 61 867 47 08, +48 61 867 81 40

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer