Kleptek - Paweł Osetek - ebook + książka

Kleptek ebook

Paweł Osetek

0,0

Opis

Pełna humoru opowieść dla starszych przedszkolaków.

Odnosisz czasem wrażenie, że ktoś chowa twoje rzeczy w różne dziwne miejsca? Często zdarza ci się szukać kluczy, które przed chwilą miałeś w dłoni? Uważaj! To znak, że do Twojego mieszkania wprowadził się Kleptek.

Zabawna, a zarazem wzruszająca opowieść o 5-letnim Jędrusiu, który z powodu choroby bardzo często przebywa w domu lub szpitalu. Najbliższym przyjacielem chłopca jest tytułowy Kleptek – fikcyjna postać odpowiedzialna za znikanie rozmaitych rzeczy w domu. Zabawy z niewidzialnym kolegą sprawiają, że blade życie Jędrusia nareszcie nabiera rumieńców.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 56

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Paweł Osetek

Kleptek

IlustracjeMałgorzata Detner

Tekst © Paweł Osetek

Edycja © Grupa Wydawnicza Foksal, Warszawa 2016

Ilustracje, projekt okładki: Małgorzata Detner

Opracowanie graficzne: Agnieszka Władyka

Redakcja: Marta Krzemińska

Korekta: Monika Buraczyńska

Grupa Wydawnicza Foksal sp. z o.o.

al. 3 Maja 12, 00-391 Warszawa

tel. 22 826 08 82, 22 828 98 08

e-mail:[email protected]

www.gwfoksal.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

ISBN: 978-83-280-3267-5

Skład wersji elektronicznej: Michał Olewnik / Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.i Marcin Kapusta / Virtualo Sp. z o.o.

Ani, bez której nie byłoby tej książki... i innych wspaniałych historii

***

– No gdzie to może być?! Przecież przed chwilą kładłem to tutaj… Jeszcze sekundę temu leżało to dokładnie w tym miejscu! Sam widziałem!

Niektóre rzeczy znikają, kiedy są najbardziej potrzebne! Dorośli twierdzą, że to złośliwość przedmiotów martwych. Albo mówią, że coś znika, jakby diabeł nakrył to ogonem. Ale ja wiem, że jest zupełnie inaczej. Wiem, dlaczego czasami nie możemy znaleźć widelca, długopisu, kluczy, zabawki, solniczki czy temperówki. Wiem, kto je przed nami chowa. I o nim właśnie będzie ta historia.

Niedziela, kapcie, naleśniki

– Gdzie są moje kapcie?! – dobiegały nas z sypialni, jak w każdy niedzielny poranek, głośne narzekania taty.

Mama, która smażyła naleśniki na śniadanie, odkrzyknęła:

– Tam, gdzie zawsze, kochanie!

Tata wszedł do kuchni. Był boso.

– Pod łóżkiem ich nie ma – mruknął i ujął się groźnie pod boki. Jego grube paluchy stóp poruszały się nerwowo, a mnie się wydawało, że krzyczą: „Oddajcie nam nasze kapcie!”.

Świdrujące spojrzenie taty padło na mnie. Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego. Wiedziałem, kto u nas chowa różne rzeczy, ale rodzice nie chcieli mnie słuchać, więc już dawno przestałem im to mówić.

Mama tylko wzruszyła ramionami i podrzuciła do góry naleśnik, który chwilę unosił się w powietrzu, a potem z gracją spadł na patelnię. „Koniec rozmowy, naleśniki ważniejsze!”, zdawała się mówić mama.

Tata podrapał się po łysinie i rozejrzał po kuchniopokoju, a potem usiadł za stołem i zajrzał pod talerz, którym przykryte byłe ciepłe naleśniki.

– Tam kapci nie znajdziesz – zauważyła mama.

Tata z trudem wsadził cały naleśnik do ust i przeżuwając go, obserwował, co się dzieje na ulicy przed naszym blokiem.

– Tam też ich pewnie nie zostawiłeś – skomentowała mama. – No chyba że zacząłeś lunatykować i przez sen wybrałeś się na spacer. Albo postanowiłeś zrobić to, o czym mówisz od trzech miesięcy, i nocą wziąłeś się do porządkowania garażu.

Tata nie odpowiedział, bo w jego ustach właśnie znikał drugi naleśnik. Przestał jednak wpatrywać się w okno i zajrzał pod stół, a wtedy zobaczył moje gołe stopy, które fruwały w powietrzu.

– A ty gdzie masz kapcie? – zapytał z pełnymi ustami i połaskotał mnie w piętę.

– Ty też chodzisz boso? – Mama popatrzyła na mnie groźnie, ale zaraz dała mi spokój, bo właśnie kolejny naleśnik unosił się w powietrzu i musiała uważać, żeby go przechwycić, zanim ten wyląduje na podłodze.

Co miałem powiedzieć? I tak by nie uwierzyli, że moje kapcie też zabrał Kleptek. Wolałem więc na kolanach szukać ich razem z tatą po całym mieszkaniu. W końcu nie było ono takie duże.

Pod starym kredensem nic nie znaleźliśmy, za skórzaną kanapą – także. Dokładnie przeszukałem pudło z zabawkami, a nawet szuflady biurka. Tata zajrzał do szafy, ale kiedy z powrotem zasunął lustrzane drzwi i zobaczyłem jego odbicie, doskonale wiedziałem, że trzeba szukać dalej. A ponieważ mama ciągle powtarza, że tata jest nieuważny, postanowiłem sam dla pewności jeszcze raz przeszukać szafę – w końcu było to ulubione miejsce Kleptka. Sprawdziłem więc w kieszeniach płaszczy, a nawet w rękawach. Ani śladu kapci! Nie znalazłem ich też w łazience – ani w umywalce, ani w wannie. Wsadziłem głowę do pralki. Pusto. Wysypałem wszystko z kosza na brudne ubrania, ale na dnie odkryłem jedynie swój resorak, który Kleptek zwinął mi jakiś czas temu.

– Mam! – krzyknąłem radośnie na widok samochodziku.

Ale kiedy tata zobaczył, co znalazłem, tylko postukał się w czoło.

Mama, która stanęła w progu łazienki, też nie miała szczęśliwej miny.

– I kto to posprząta? – spytała. W dłoni trzymała kapcie taty, którymi wskazywała na porozrzucane po podłodze ubrania.

– Gdzie one były?! – zawołał tata i zaczął oglądać swoje kapcie jak detektyw, który przez lupę szuka odcisków palców.

– Spytaj kapci, może ci powiedzą – prychnęła mama i zaraz dodała: – Były tam, gdzie zawsze. Pod wieszakiem. Twoje też tam są – zwróciła się do mnie i szybko pobiegła z powrotem do kuchni, bo zaczął dochodzić stamtąd dziwny zapach.

– Przecież sprawdzałem tam z tysiąc razy! – Tata popatrzył na mnie, jakby chciał, żebym potwierdził jego wersję.

– Wystarczyło raz a dobrze – dobiegły nas z kuchni słowa mamy.

Wzruszyłem ramionami. Ja też tam sprawdzałem i przysięgam, że wtedy kapci tam nie było. Złośliwy Kleptek musiał podrzucić je do przedpokoju przed chwilą. Ale kto mi w to uwierzy? – pomyślałem i mocniej ścisnąłem w dłoni resorak.

Już ja mu pokażę! Kleptkowi oczywiście.

Jędrek, Kleptek i termometr

Cześć, jestem Jędrek i mieszkam z tatą, mamą i Kleptkiem.

Aha, mieszka z nami jeszcze Wera, ale ona jest tylko starszą siostrą i na dodatek podmienioną, bo rodzice czasem zastanawiają się na głos: „Po kim ona jest taka złośliwa? Chyba w szpitalu podrzucili nam jakąś inną dziewczynkę”. Pewnie tylko żartują, bo zawsze się wtedy śmieją, ale moja siostrzyczka naprawdę lubi wszystkim dokuczać. Dlatego mówimy na nią Ironiczna Wera.

W naszym mieszkaniu wciąż giną różne rzeczy. Tak naprawdę one same nie giną, tylko chowa je przed nami złośliwy Kleptek. Próbowałem to wszystkim uświadomić, ale nikt mnie nie słucha, bo jestem najmłodszy i mam dopiero pięć lat.

Niech więc już będzie, że w naszym mieszkaniu codziennie coś samo ginie. I są to zawsze te rzeczy, których akurat najbardziej potrzebujemy. Rano ja i tata zwykle nie możemy znaleźć kapci. Zimą najczęściej zapadają się pod ziemię szaliki i rękawiczki należące do mnie, do taty albo do Wery. Poza tym tata często szuka kluczyków od samochodu, a Wera – zeszytów szkolnych i temperówki. Mnie z kolei Kleptek ciągle zabiera resoraki.

W zasadzie jedynie mamie nic nie ginie. To dlatego, że Kleptek najbardziej się jej boi… A może najbardziej ją lubi? Czasem tylko zabierze jej spod ręki łyżkę, którą właśnie chciała nabrać zupy do spróbowania, albo zasłoni gazetą listę zakupów. Ale zdarza się to naprawdę rzadko.

Tak w ogóle to z tym Kleptkiem jest jakaś dziwna historia. Poza mną nikt go nie widzi! I pewnie dlatego łobuz wciąż bezkarnie płata nam figle, za które to ja zawsze obrywam.

Pierwszy raz zobaczyłem go tuż przed tym, jak trafiłem do szpitala. Miałem wtedy wysoką gorączkę. Tata chciał mi zmierzyć temperaturę i bardzo się złościł, bo nie mógł znaleźć termometru, chociaż przed sekundą – jak twierdził – położył go na mojej szafce nocnej. Pamiętam, że wtedy nagle zobaczyłem chłopca, który siedział w nogach mojego łóżka i wymachiwał termometrem, jakby to był patyczek, jakim machają dyrygenci.

– Uważaj, bo