Kate. Przyszła królowa - Eva Grippa - ebook + książka

Kate. Przyszła królowa ebook

Grippa Eva

3,5

Opis

„Współczesna księżniczka”, „czuła mama”, ale też „wyrachowana manipulantka” czy „nowobogacka panienka” – różnie opisywano CATHERINE MIDDLETON, jednak każde z tych określeń zawiera najwyżej okruch prawdy.

Eva Grippa rysuje portret Kate jako jednej z najbardziej skrytych kobiet w historii angielskiej rodziny królewskiej. Autorka podjęła się niełatwego zadania. Ta DZIEWCZYNA z klasy średniej, która stała się księżną, a kiedyś będzie królową, w przeciwieństwie do impulsywnej szwagierki Meghan Markle przeważnie milczy. Dzięki INTELIGENCJI i wytrwałości zdołała jednak odnaleźć się w zawiłych relacjach dworskich, a także oswoić groźną brytyjską prasę.

Analizując wywiady i reportaże, Grippa rzuca światło na pęknięcia w pozornie idealnym WIZERUNKU żony Williama: opisuje problemy z ciążami, przywołuje plotki, nakreśla niełatwą sytuację księżnej, której wielu zazdrości pozycji, a wreszcie przedstawia burzliwe stosunki z członkami rodziny królewskiej.

Sporo uwagi poświęca STYLIZACJOM Kate, próbując oszacować wartość królewskiej marki i jej wpływ na gospodarkę Wielkiej Brytanii. Uwypukla fakt, że Kate musi się mierzyć z mitem Diany – swojej wyjątkowej teściowej. Wszak jest księżną WALII – a tytuł ten ciąży prawie jak korona.

* * *

Eva Grippa - dziennikarka "La Repubbliki" i ekspertka od brytyjskiej rodziny królewskiej, oprócz książki o Kate opublikowała biografię Elżbiety II. Prowadzi profil na Instagramie poświęcony książęcym dzieciom, Louisowi, Charlotte i Charlesowi, @royalbaby.it.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (37 ocen)
7
12
10
7
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Sysmi

Z braku laku…

O wszystkim i o niczym, bardzo chaotycznie napisana... na plus, że szybko się czyta.
20
MaBy123

Z braku laku…

Mnóstwo powtórzeń, nic odkrywczego poza teorią spiskową autorki, jakoby matka księżnej miala plan na wydanie córki za księcia na długo jeszcze przed ich spotkaniem.
10
NataliaMaciej

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna książka 😘❤️❤️
00
beatakrzewiniak

Dobrze spędzony czas

Mogłaby być bardziej chronologicznie napisana, poza tym dość ciekawa.
00
Felunia1981

Całkiem niezła

Fajnie i szybko się czyta.
00

Popularność




Za­pra­szamy na www.pu­bli­cat.pl
Ty­tuł ory­gi­nałuKate. Luci e ombre della fu­tura re­gina 
Gra­fika na okładceIVAN CANU
Pol­ska wer­sja okładkiKRZYSZ­TOF CHO­DO­ROW­SKI
Ko­or­dy­na­cja pro­jektuPA­TRYK MŁY­NEK
Re­dak­cjaANNA KU­RZYCA
Ko­rektaBO­GU­SŁAWA OTFI­NOW­SKA
Re­dak­cja tech­nicznaLO­REM IP­SUM – RA­DO­SŁAW FIE­DO­SI­CHIN
© 2022, De Ago­stini Li­bri, www.de­ago­sti­ni­li­bri.it All ri­ghts re­se­rved
Po­lish edi­tion © Pu­bli­cat S.A. MMXXIII (wy­da­nie elek­tro­niczne)
Wy­ko­rzy­sty­wa­nie e-bo­oka nie­zgodne z re­gu­la­mi­nem dys­try­bu­tora, w tym nie­le­galne jego ko­pio­wa­nie i roz­po­wszech­nia­nie, jest za­bro­nione.
All ri­ghts re­se­rved
ISBN 978-83-271-6461-2
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.
jest zna­kiem to­wa­ro­wym Pu­bli­cat S.A.
PU­BLI­CAT S.A.
61-003 Po­znań, ul. Chle­bowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: of­fice@pu­bli­cat.pl, www.pu­bli­cat.pl
Od­dział we Wro­cła­wiu 50-010 Wro­cław, ul. Pod­wale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wy­daw­nic­two­dol­no­sla­skie@pu­bli­cat.pl

Ema­nu­ele po­świę­cam

Za­miast spo­glą­dać na sie­bie na­wza­jem,

pa­trzymy ra­zem w tym sa­mym kie­runku.

I idziemy tam, trzy­ma­jąc się za ręce.

SŁOWO WSTĘPU

Z mo­jej per­spek­tywy Ca­the­rine, księżna Cam­bridge (czy Kate, jak kie­dyś ją na­zy­wano), jest osobą znacz­nie róż­niącą się ode mnie, a po­do­bień­stwo, które mnie z nią łą­czy, jest czy­sto przy­pad­kowe: uro­dzi­ły­śmy się w tym sa­mym roku (z róż­nicą do­kład­nie trzech mie­sięcy), by­ły­śmy w dłu­gim związku z chło­pa­kiem po­zna­nym na stu­diach, za­war­ły­śmy mał­żeń­stwo w po­dob­nym cza­sie, a do tego na­wet jed­no­cze­śnie by­ły­śmy w ciąży! Na tym po­do­bień­stwa jed­nak się koń­czą, i to nie tylko ze względu na rolę, jaką Ca­the­rine Mid­dle­ton od­grywa w ro­dzi­nie kró­lew­skiej, czy to, że jest po­sta­cią uwiel­bianą nie­mal na ca­łym świe­cie, ale przede wszyst­kim dla­tego, że aby być nią, trzeba dys­cy­pliny, cha­rak­teru, siły woli i nie­zwy­kłej wy­trzy­ma­ło­ści – fi­zycz­nej i emo­cjo­nal­nej; a wszyst­kie te „skład­niki” przy­pa­dły jej w udziale w znacz­nie więk­szej mie­rze, niż to leży w za­sięgu zwy­kłych śmier­tel­ni­ków.

Chcę przez to po­wie­dzieć, że nie każda z nas ro­dzi się Ca­the­rine. A je­śli prawdą jest – przy­naj­mniej w oczach la­ika (ko­chamy bry­tyj­ską ary­sto­kra­cję, choć czę­sto wie­dza o niej ogra­ni­cza się do tre­ści za­czerp­nię­tych z Do­wn­ton Ab­bey) – że szla­chet­ność to ce­cha wy­ni­ka­jąca z cha­rak­teru, a nie z krwi, to księżna Cam­bridge jest w tym sen­sie naj­szla­chet­niej­szą ze szla­chet­nych, naj­bar­dziej kró­lew­ską z kró­lew­skich. Ta­kim mia­nem zresztą okrzyk­nęli ją naj­bar­dziej su­rowi royal wat­chersi – fani ro­dziny kró­lew­skiej, do­ce­nia­jący nie tylko jej ma­niery oraz pierw­szo­pla­nową rolę, którą ode­gra w bu­do­wa­niu przy­szło­ści mo­nar­chii, ale rów­nież to, że jej osoba sta­nowi po­kaźne źró­dło do­chodu. Jak od­kry­je­cie pod­czas lek­tury tej książki, ty­czy się to wielu aspek­tów go­spo­darki, ale przede wszyst­kim biz­nesu mo­do­wego „made in UK” – bo prze­cież Kate, bez­wied­nie i nie­wy­mu­sze­nie, jest w końcu ikoną stylu: co­kol­wiek włoży ona czy mali po­tom­ko­wie Cam­bridge’ów, w kilka za­le­d­wie go­dzin od ich pu­blicz­nego wy­stą­pie­nia zmie­nia sta­tus na „sold out”.

Z ze­wnątrz może się wy­da­wać, że ży­cie Kate jest pro­ste. Dziew­czyna z do­brego domu, cie­sząca się wspar­ciem i sza­cun­kiem ro­dziny, któ­rej czę­ścią się stała – i to ja­kiej ro­dziny!, z ze­spo­łem zręcz­nych spe­cja­li­stów dba­ją­cych o jej wi­ze­ru­nek pu­bliczny, prak­tycz­nie z jed­no­gło­śną apro­batą ze strony pod­da­nych – i nie tylko, z całą świtą słu­żą­cych, któ­rzy wy­rę­czają ją w naj­bar­dziej nie­wdzięcz­nych za­da­niach i uła­twiają wy­peł­nia­nie no­wo­cze­snych obo­wiąz­ków pra­cu­ją­cej mamy. Z pew­no­ścią jed­nak i w jej ży­ciu po­ja­wiają się trud­no­ści, po­dob­nie jak i dni, w któ­rych wszystko idzie na opak: na­stę­pują kry­zysy emo­cjo­nalne, kłót­nie, roz­cza­ro­wa­nia i dy­le­maty, sta­no­wiące nie­od­łączną część ży­cia każ­dej ludz­kiej istoty. Losy księż­ni­czek, jak wi­dzie­li­śmy na przy­kła­dzie Mał­go­rzaty i Diany, uważ­nie ob­ser­wo­wane od­sła­niają mrocz­niej­sze strony, które spra­wiają, że na­wet naj­szczę­śliw­sza dziew­czyna na świe­cie cza­sem może po­czuć po­trzebę ukry­cia się. Prawdą jest, że by­cie czę­ścią ro­dziny kró­lew­skiej, o któ­rej mówi się naj­czę­ściej w hi­sto­rii, to praw­dziwa próba sił – i z pew­no­ścią za­da­nie nie dla wszyst­kich. Do­wo­dem na to jest choćby nie­sławny wy­wiad udzie­lony Oprah Win­frey przez księ­cia i księżną Sus­sex: Me­ghan nie wy­daje się osobą po­datną na za­ła­ma­nia ner­wowe, a jed­nak z jej opo­wie­ści wy­ni­kało, że pre­sja ży­cia na dwo­rze do­pro­wa­dziła ją do stanu, w któ­rym za­częła fan­ta­zjo­wać o śmierci.

W przy­padku żony Harry’ego można spe­ku­lo­wać na te­mat nar­ra­cji na do­bre już za­ko­rze­nio­nej w zbio­ro­wej świa­do­mo­ści – hi­sto­rii ko­biety peł­nej mło­dzień­czego en­tu­zja­zmu i pa­sji zde­rza­ją­cej się ze świa­tem sztyw­nych re­guł, do któ­rych nie po­trafi się do­sto­so­wać; ale rów­no­le­gle to­czy się prze­cież opo­wieść „tej dru­giej”, ko­biety, dla któ­rej za­sady nie są brze­mie­niem, tylko po­wie­trzem, któ­rym od­dy­cha, i dro­go­wska­zami, któ­rymi się kie­ruje. Z ta­kiej gliny ule­piona była Elż­bieta II, ale nie tylko ona – jak mo­żemy przy­pusz­czać, taka jest też księżna Cam­bridge, dla któ­rej od­gry­wa­nie po­wie­rzo­nej roli zdaje się po­zor­nie ła­twe, jakby zo­stała na­pi­sana spe­cjal­nie dla niej.

Po­mi­ja­jąc kwe­stie cha­rak­te­ro­lo­giczne, olśnie­wa­jąca Ca­the­rine staje się nie­zwy­kle chęt­nie po­wie­la­nym wzo­rem do na­śla­do­wa­nia nie tylko z tego po­wodu, że zdo­łała zdo­być serce swo­jego księ­cia. Aku­rat to, moim zda­niem, kwe­stia dru­go­rzędna, bez któ­rej jed­nak oczy­wi­ście nie roz­trzą­sa­li­by­śmy tu te­raz tego w ża­den spo­sób. Za­sad­ni­czą sprawą nie jest to, jak czy dla­czego Wil­liam za­ko­chał się w mło­dej Kate i uczy­nił z niej swoją mał­żonkę, mimo nie­zli­czo­nych teo­rii su­ge­ru­ją­cych, że ro­dzina Mid­dle­to­nów po­słała swoją pier­wo­rodną córkę na uni­wer­sy­tet, na który za­pi­sany był książę, wła­śnie w tym celu. Bajka o mi­ło­ści może fa­scy­no­wać, cza­ro­wać i z całą pew­no­ścią jest czę­ścią za­bawy, ale pa­trząc z dal­szej per­spek­tywy, są­dzę, że dla nas – przed­sta­wi­cie­lek jej po­ko­le­nia – które do­ra­stały ra­zem z nią, jak zresztą dla wszyst­kich nią za­in­te­re­so­wa­nych, Kate sta­nowi wzór nie­zwy­kłych umie­jęt­no­ści ad­ap­ta­cyj­nych i bez­gra­nicz­nego po­świę­ce­nia.

Być może ota­cza­jąca ją aura per­fek­cjo­ni­zmu może wy­stra­szyć, bo to, jak nie­do­ści­gnio­nym wzo­rem zdaje się księżna, jest in­te­gralną czę­ścią jej oso­bo­wo­ści. Człon­ków Ko­rony musi cha­rak­te­ry­zo­wać ele­ment mó­wiący „je­ste­śmy tacy jak wy” – ale tylko do pew­nego stop­nia, bo w prze­ciw­nym ra­zie nie ist­niałby po­wód, dla któ­rego umiesz­czamy ich na pie­de­stale – czyli tam, gdzie w grun­cie rze­czy jest ich miej­sce. W moim od­czu­ciu to, co wy­cią­gamy dla sie­bie z po­staci Ca­the­rine, nie musi być ko­niecz­nie wzor­cem, także dla­tego, że nie­osią­galny wzo­rzec w dłuż­szej per­spek­ty­wie staje się źró­dłem fru­stra­cji. Ra­czej trzeba mó­wić tu o mo­ty­wa­cyj­nym kop­niaku, bo je­śli mo­żemy cze­goś na­uczyć się od księż­nej Cam­bridge, to wła­śnie tego, że na­leży za­ka­sać rę­kawy i sta­rać się za­wsze da­wać z sie­bie wszystko.

W książce, która przed wami leży, Eva Grippa pi­sze, że o Kate w grun­cie rze­czy nie wiemy nic. Wszy­scy, któ­rzy po­znali ją oso­bi­ście, opi­sują ją jako nie­śmiałą ko­bietę, od­naj­du­jącą się w świe­tle re­flek­to­rów tylko dla­tego, że musi – ale wska­zują przy tym na jej de­ter­mi­na­cję, nie­złom­ność i po­czu­cie hu­moru. Uprzej­mość prasy i brak zwy­cza­jo­wych plo­tek na jej te­mat spra­wiły, że jawi się jako po­stać bez wy­raź­nych „stref cie­nia”. Eva Grippa nie pró­bo­wała ich szu­kać, tak jak szuka się dziury w ca­łym, żeby udo­wod­nić, że do­sko­na­łość nie ist­nieje. Tak dra­ma­tycz­nego mroku, jak ten, który nisz­czył Dianę, i tak zresztą by nie zna­la­zła. Za­miast tego pró­bo­wała od­kryć spo­sób, w jaki Ca­the­rine sta­wia czoła swoim cie­niom. Przy­glą­dała się jej re­ak­cjom, czy­tała mię­dzy wier­szami, snuła przy­pusz­cze­nia na te­mat od­czuć w oko­licz­no­ściach, w któ­rych przy­szło się zna­leźć księż­nej, od tych naj­szczę­śliw­szych, po te naj­bar­dziej przy­kre. W re­zul­ta­cie po­wstał re­ali­styczny por­tret in­te­li­gent­nej i nie­zwy­kle zdy­scy­pli­no­wa­nej dziew­czyny, w do­datku pięk­nej i ele­ganc­kiej, która pew­nego dnia sta­nie się kró­lową, choć ży­cie nie szczę­dziło jej gorz­kich chwil – jak nam wszyst­kim. Tylko że w od­róż­nie­niu od Diany i Me­ghan Kate o nich nie opo­wie.

Ales­sia Gaz­zola, pi­sarka

WPRO­WA­DZE­NIE

Kiedy kró­lew­ska ko­rona spo­cznie na jej ide­al­nie uło­żo­nych kasz­ta­no­wych lo­kach, Ca­the­rine Eli­za­beth Mid­dle­ton zy­ska ty­tuł kró­lo­wej mał­żonki Wil­liama V[1].

Pierw­sza kró­lowa wy­wo­dząca się z klasy śred­niej, pierw­sza z dy­plo­mem wyż­szej uczelni, pierw­sza, która w okre­sie na­rze­czeń­skim miesz­kała z przy­szłym mał­żon­kiem, pierw­sza, która po­bru­dziła so­bie ręce praw­dziwą pracą (i to za le­d­wie kilka fun­tów), pierw­sza, która po­ka­zała się na wy­biegu w sa­mej bie­liź­nie i na­kryła się no­gami w dys­ko­tece, ma­jąc na so­bie parę żół­tych szor­tów[2]. Wszystko to czyni z niej cie­kawą po­stać, znacz­nie bar­dziej in­te­re­su­jącą, niż pi­szą bru­kowce, zwłasz­cza gdy po­mi­niemy cią­głe i czę­sto pre­ten­sjo­nalne po­rów­na­nia z nie­od­ża­ło­waną Lady Dianą, te­ściową, któ­rej ni­gdy nie było dane jej po­znać.

Już w 2013 r. „Time” umie­ścił Kate na li­ście 100 naj­bar­dziej wpły­wo­wych osób, de­fi­niu­jąc ją jako „do­stojną, pełną sza­cunku i nie­ugiętą, skromną i po­wstrzy­mu­jącą się od od­cią­ga­nia me­dial­nej uwagi od osoby swo­jego męża”, z „ele­gancką gar­de­robą, która po­pchnęła na­przód bry­tyj­ski prze­mysł mo­dowy”[3]. Jej po­pu­lar­ność tylko ro­śnie, za­równo na te­re­nie Zjed­no­czo­nego Kró­le­stwa, jak i na ze­wnątrz – i to nie tylko dzięki szmi­zjer­kom, któ­rych no­sze­nie opa­no­wała do per­fek­cji, ale rów­nież ze względu na pełny pro­fe­sjo­na­lizm, z ja­kim trak­tuje swoją pu­bliczną rolę. Suk­nie wie­czo­rowe, tiary i klej­noty są dla Kate stro­jem ro­bo­czym, w śro­do­wi­sku, w któ­rym pre­sja pu­bliczna jest ogromna, w obiek­ty­wach bez­li­to­snych ta­blo­idów, w świe­cie, w któ­rym prawo do pry­wat­no­ści wisi na wą­tłej nitce. Nie jest kwe­stią przy­padku, że wiele jej po­przed­ni­czek za­ła­mało się pod cię­ża­rem roli po­wie­rzo­nej im przez ro­dzinę kró­lew­ską: po­cząw­szy od Diany, która prze­cież uro­dziła się i do­ra­stała po­śród ary­sto­kra­tów, aż po osa­czoną przez me­dia Me­ghan Mar­kle, która zro­zu­miaw­szy, jak po­lu­kro­wana jest rze­czy­wi­stość royal fa­mily, szybko zo­rien­to­wała się, że się w niej nie od­naj­dzie. Kate, z ko­lei, zdała swój eg­za­min na piątkę i awan­so­wała do rangi mo­de­lo­wej przed­sta­wi­cielki bry­tyj­skiej mo­nar­chii – a na­wet do jej wy­baw­czyni, jak su­ge­rują nie­któ­rzy – dziś za­tem po­ru­sza się pew­nym kro­kiem (w bu­tach od L.K. Ben­nett) po pa­ła­cach i zam­kach, zaś po­pu­lar­no­ścią ustę­po­wała je­dy­nie kró­lo­wej Elż­bie­cie II.

A jed­nak taka ogromna per­fek­cja za­wsze bu­dzi po­dej­rze­nia. Spę­dzi­łam dłu­gie lata na śle­dze­niu wy­da­rzeń zwią­za­nych z ro­dziną kró­lew­ską i na uczest­nic­twie w zja­wi­sku royal wat­ching – z oso­bi­stej pa­sji i w związku z moją pracą, i nie­jed­no­krot­nie za­da­wa­łam so­bie py­ta­nie, w ja­kim stop­niu ta nie­ska­zi­telna żona, matka i przy­szła kró­lowa nie jest wy­łącz­nie ob­ra­zem skon­stru­owa­nym na uży­tek i ku za­do­wo­le­niu pu­blicz­no­ści. Za­sta­na­wia­łam się nad tym, kim jest na­prawdę Kate, sprzed ty­tu­łów i poza ty­tu­łami, które przy­szło jej przy­jąć. W mo­jej po­przed­niej książce o kró­lo­wej Elż­bie­cie za­nu­rzy­łam się w pry­wat­nym ży­ciu mar­mu­ro­wej wład­czyni, szu­ka­jąc w niej ludz­kich stron, usi­łu­jąc ze­trzeć jej z ust czer­wień Bal­mo­ral Lip­stick[4], aby zro­zu­mieć, kto ukrywa się pod tak iko­niczną ma­ską. Po­słu­ży­łam się w tym celu po­dej­ściem sto­so­wa­nym w ba­da­niach et­no­gra­ficz­nych, które ana­li­zują kon­tekst oraz przy­glą­dają się spla­ta­ją­cym się w nim re­la­cjom, aby spró­bo­wać zde­fi­nio­wać obiekty ana­lizy[5]. I tak samo chcia­ła­bym po­trak­to­wać dzi­siaj księżną Cam­bridge. Może uda się tro­chę zmierz­wić jej włosy, po­my­śla­łam. Od­kryć jej praw­dziwą na­turę, za­mie­nić dwa słowa z tymi, któ­rzy spo­ty­kają się z nią w ży­ciu co­dzien­nym, i zro­zu­mieć, czy jej uśmiech jest szczery, czy to tylko pla­sti­kowy gry­mas pięk­nie zro­bio­nej lalki. Spró­bo­wa­łam wściu­bić nos w jej hi­sto­rię oraz w hi­sto­rię jej ro­dziny – wła­snej i tej, któ­rej czę­ścią się stała, aby zaś spra­wić, że się nie po­gu­bi­cie, na­ry­so­wa­łam drzewo ge­ne­alo­giczne z głów­nymi bo­ha­te­rami i po­sta­ciami dru­go­pla­no­wymi. Jest ono za­miesz­czone na końcu książki.

Przy­glą­da­jąc się z każ­dej strony wy­da­rze­niom i na­głów­kom ga­zet, w któ­rych po­ja­wiła się jako pierw­szo­pla­nowa po­stać, spró­bo­wa­łam „od­pa­ko­wać” jej per­fek­cyj­nie stwo­rzony ob­raz i zo­ba­czyć ją bez me­dial­nych fil­trów. W efek­cie zdo­ła­łam od­na­leźć Kate, „dziew­czynę z okładki” o zło­tym do­tyku króla Mi­dasa, naj­lep­szą am­ba­sa­dorkę „mo­nar­szego brandu” w epoce po bre­xi­cie. Kate jest mie­rzal­nym za­so­bem go­spo­dar­czym, któ­remu przy­pi­sano do­kładną war­tość (dzie­się­cio­cy­frową), to in­flu­en­cerka royal fa­shion, zdolna so­lid­nie pod­re­pe­ro­wać bu­dżet mo­nar­chii po­mimo ży­cia po­śród luk­su­sów i przy­wi­le­jów.

Nie kryję pew­nego za­kło­po­ta­nia, które to­wa­rzy­szyło mi pod­czas mie­rze­nia się z tym wy­zwa­niem: two­rze­nie bio­gra­fii kró­lo­wej po­ciąga za sobą ko­niecz­ność lek­tury ty­sięcy stron i dzie­sią­tek gru­bych to­mów źró­deł, od bio­gra­fii po pod­ręcz­niki do hi­sto­rii; Kate zaś jest w grun­cie rze­czy moją ró­wie­śniczką, ma le­d­wie czter­dziestkę na karku i mnó­stwo bia­łych stron przed sobą, cze­ka­ją­cych, aż je za­pi­sze. Za­da­wa­łam so­bie py­ta­nie, co ta­kiego mo­gła­bym o niej na­pi­sać, wo­bec wszyst­kiego tego, co mo­żemy na jej te­mat prze­czy­tać na plot­kar­skich por­ta­lach, które zresztą, ra­zem z in­nymi ko­le­gami po fa­chu, nie­ustan­nie uzu­peł­niamy. Każ­dego dnia przy­glą­damy się, jak wy­gląda, w jaki spo­sób ge­sty­ku­luje, jak ukła­dają się jej włosy, i z dużą, na­prawdę dużą dozą de­zyn­wol­tury snu­jemy przy­pusz­cze­nia na te­mat na­tury jej re­la­cji z ota­cza­ją­cymi ją oso­bami – od kró­lo­wej po znie­sła­wioną szwa­gierkę Me­ghan.

Od­po­wie­dzia­łam so­bie, że to wszystko, o czym wspo­mi­nam, to tylko część po­staci, ale o praw­dzi­wej Ca­the­rine, tej w środku, nikt prak­tycz­nie ni­czego nie wie.

Ma­gia mo­nar­chii działa, do­póki nie zga­sną re­flek­tory i nie zmy­jemy ma­ki­jażu: po­pu­lar­ność naj­uko­chań­szych człon­ków royal fa­mily żywi się okru­chami ich ży­cia, które rzuca się pra­sie – tak żeby dzien­ni­ka­rze nie pró­bo­wali wy­rwać ca­łego bo­chenka. Praw­dzi­wymi ochro­nia­rzami Kate nie są człon­ko­wie Gwar­dii Kró­lew­skiej, ale naj­bar­dziej za­ufana ekipa po­ru­sza­jąca się za ku­li­sami, za­trud­niona, by chro­nić jej pry­wat­ność i wi­ze­ru­nek pu­bliczny. To, co stało się z Dianą, tą, którą wzięto za pew­nik, a prze­cież wkrótce oka­zała się ty­ka­jącą bombą, było praw­dziwą lek­cją dla The Firm („firmy”, jak zwy­kło na­zy­wać się bry­tyj­ską ro­dzinę kró­lew­ską). Kate to zbyt cenny ka­pi­tał, by po­zo­sta­wić ją samą, a za­tem „fa­ceci w sza­ro­ści”[6] nie ustają w wy­sił­kach, by wia­domo było o niej tylko tyle, ile może być wia­dome. Całą resztę na­leży usu­nąć sprzed oczu, za­mieść pod dy­wan jak kurz...

Książka, którą trzy­ma­cie w ręku, nie jest za­tem opo­wie­ścią o jej ży­ciu – tę znaj­dzie­cie za po­mocą dwóch klik­nięć w Go­ogle’u i w kilku nie­złych bio­gra­fiach – ale ana­lizą ce­lu­jącą pro­sto w serce, do­cie­ka­niem na te­mat tego, kim na­prawdę jest Ca­the­rine Mid­dle­ton, lux et um­bra – w świe­tle i w cie­niu.

To po­dróż, która roz­po­czyna się po­śród sa­dzy w ko­pal­niach wę­gla i pro­wa­dzi pro­sto do mi­go­czą­cych w świe­tle kan­de­la­brów kom­nat naj­słyn­niej­szego kró­lew­skiego pa­łacu na świe­cie, nie­mego świadka hi­sto­rii nie­ugię­tych przed­sta­wi­cie­lek ma­triar­chatu i nie­li­czą­cych się męż­czyzn, wiel­kich am­bi­cji i peł­nych pa­sji ma­rzeń, scen mi­ło­snych i zdrad, za­zdro­ści i in­tryg, pod­bo­jów i po­ra­żek, przy­jaźni i ry­wa­li­za­cji, wy­da­rzeń z na­głów­ków ga­zet i z praw­dzi­wego ży­cia. Opo­wieść może cza­sem wy­da­wać się na­ma­lo­wana w pa­ste­lo­wych od­cie­niach, zwłasz­cza kiedy opi­suję naj­szczę­śliw­sze chwile Kró­le­stwa, jed­nak roz­mywa się w sza­rej mgle, kiedy po­dej­muję się ana­lizy tego, czego o Kate się nie mówi, jej ciem­nej strony.

Ca­the­rine Mid­dle­ton nie jest „na­szą księż­niczką” i nie jest „jedną z nas” – to in­try­gu­jąca po­stać, pro­ta­go­nistka współ­cze­snej hi­sto­rii, która roz­grywa się na na­szych oczach.

En­tu­zja­ści i kry­ty­kanci, je­śli choć odro­binę chcie­li­by­ście zro­zu­mieć, kim na­prawdę jest księżna Wa­lii, ta książka jest dla was.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

PRZY­PISY

[1] Con­sort Crown, czyli Ko­rona Kró­lo­wej Mał­żonki, zo­sta­nie na­ło­żona na skro­nie Kate pod­czas ce­re­mo­nii ko­ro­na­cyj­nej Wil­liama, tak jak od­było się to w przy­padku jej po­przed­ni­czek – in­nych kró­lo­wych mał­żo­nek bry­tyj­skich mo­nar­chów. Do tego celu wy­ko­rzy­sty­wano ko­ronę Ma­rii Be­atrice D’Este (Włoszki, w An­glii zwa­nej Ma­rią z Mo­deny), żony Ja­kuba II Stu­arta, do mo­mentu, w któ­rym Ade­lajda z Sak­so­nii-Me­inin­gen, mał­żonka Wil­helma IV, za­pra­gnęła no­wej ko­rony, swo­jej wła­snej, która zo­stała za­pro­jek­to­wana na wy­raźne po­le­ce­nie króla. Od­tąd żadna z kró­lo­wych mał­żo­nek mo­nar­chów bry­tyj­skich nie chciała być gor­sza, i tak Alek­san­dra Duń­ska, Ma­ria Teck i Elż­bieta Bo­wes-Lyon pod­czas peł­nych prze­py­chu ce­re­mo­nii w 1902, 1911 i w 1937 r. wdzie­wały spe­cjal­nie stwo­rzone w tym celu no­wiu­teń­kie ko­rony. Być może przy­nio­sło im to szczę­ście: dziw­nym tra­fem wszyst­kie prze­żyły swo­ich mę­żów, a jako wdowy za­cho­wały ty­tuły i po­zo­stałe kró­lew­skie przy­wi­leje aż do śmierci.
[2] Kate była już wtedy na­rze­czoną księ­cia: zja­wiła się ubrana w neo­no­wo­żółte szorty, top wy­szy­wany zie­lo­nymi ce­ki­nami, ró­żowe pod­ko­la­nówki i rolki na Day-Glo Mid­ni­ght Di­sco, im­pre­zie cha­ry­ta­tyw­nej, któ­rej była or­ga­ni­za­torką. Rze­czy­wi­ście, strój trudno było na­zwać kró­lew­skim, ale ide­al­nie wpi­sy­wał się w te­mat wy­da­rze­nia – lata 80. – pod­czas któ­rego uzbie­rano 100 tys. fun­tów (nieco po­nad 124 tys. euro) na rzecz Tom’s Ward w Szpi­talu Dzie­cię­cym w Oxfor­dzie i or­ga­ni­za­cji Pla­ce­2Be. W trak­cie im­prezy Kate po­śli­zgnęła się i upa­dła jak długa na zie­mię, ale ze śmie­chem wstała na nogi.
[3] Sally Be­dell Smith, The 2013 Time 100, „Time”, 18 April 2013.
[4] To na­zwa szminki stwo­rzo­nej przez firmę Cla­rins na prośbę kró­lo­wej Elż­biety II z oka­zji jej ko­ro­na­cji w 1953 r.: w od­cie­niu czer­wieni z lekką do­mieszką nie­bie­skiego, na­zwa­nej tak na cześć uko­cha­nej let­niej re­zy­den­cji Jej Wy­so­ko­ści.
[5] Ta książka nie ma żad­nych na­uko­wych am­bi­cji, ale au­torka za­in­spi­ro­wała się me­todą ja­ko­ściową wy­ko­rzy­sty­waną w so­cjo­lo­gii, an­tro­po­lo­gii i pe­da­go­gice, w któ­rej ce­lowo wy­biera się ana­lizę mi­kro­kon­tek­stu.
[6] To okre­śle­nie osób pra­cu­ją­cych bez­po­śred­nio dla kró­lo­wej, któ­rym po­słu­gi­wała się księżna Diana.